26,39 zł
Podstawowym celem niniejszej pracy było udzielenie odpowiedzi na pytanie o to, czy i jak polskie media dzierżą - wspomnianą za McQuailem - władzę symboliczną oraz w jaki sposób wypełniają pokładane w nich nadzieje - czy bronią interesów obywateli, którzy, wierząc obietnicom wyborczym, wybierając określoną elitę władzy, poprzez sukcesywne rozliczanie rządzących z zadań, do jakich sami zobowiązali się przed społeczeństwem. Czy są ową legendarną „czwartą władzą”? Jeśli nie są, to jaką funkcję sprawują w procesie komunikacji politycznej? Jaki wymiar władzy można przypisać mediom?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 626
Uniwersytet Warszawski
Wydział Dziennikarstwa i Nauk Politycznych
Tomasz Gackowski
Władza na dywaniku
Jak polskie media rozliczają polityków? Nowy model komunikacji politycznej
Seria
OBLICZA MEDIÓW
REDAKTOR SERII: Joanna Marszałek-Kawa
SEKRETARZ SERII: Daniel Kawa
RADA SERII: Jacek Dąbała (KUL), Leon Dyczewski (KUL), Rafał Habielski (UW),
Iwona Hofman (przewodnicząca) (UMCS), Alicja Jaskiernia (UW), Bogumiła Kosmanowa (UAM),
Maria Łoszewska-Ołowska (UW), Maria Magoska (UJ), Joanna Marszałek-Kawa (UMK),
Włodzimierz Mich (UMCS), Natalia Milewski (University of Bucharest) Bogusław Nierenberg (UJ),
Ryszard Pęczkowski (URz), Wiesława Piątkowska-Stepaniak (UO), Jacek Sobczak (SWPS),
Marta Wrońska (URz)
Recenzenci
prof. dr hab. Maciej Mrozowski, Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej
prof. dr hab. Wiesław Władyka, Uniwersytet Warszawski
Redaktor prowadzący
Daniel Kawa
Redaktor techniczny
Ryszard Kurasz
Korekta
Zespół
Projekt okładki
Krzysztof Galus
© Copyright by Tomasz Gackowski
© Copyright by Wydawnictwo Adam Marszałek
Toruń 2013
Książka dofinansowana przez Uniwersytet Warszawski ze środków Rektora, Wydziału
Dziennikarstwa i Nauk Politycznych oraz Instytutu Dziennikarstwa UW.
Publikacja powstała również przy wsparciu Fundacji na rzecz Nauki Polskiej
ISBN 978-83-7780-756-9
Wydawnictwo prowadzi sprzedaż wysyłkową: tel./fax 56 648 50 70; e-mail: marketing@marszalek.com.pl
Wydawnictwo Adam Marszałek ul. Lubicka 44, 87–100 Toruń
tel. 56 664 22 35, 56 660 81 60, e-mail: marketing@marszalek.com.pl, www.marszalek.com.plDrukarnia nr 1, ul. Lubicka 46, 87–100 Toruń, tel. 56 659 98 96
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
Mojej żonie i córce
„W parlamencie są reprezentowane trzy stany; ale tam w loży prasowej zasiada czwarty stan, dalece ważniejszy, aniżeli wszystkie pozostałe”1. Te słowa, wypowiedziane przez Edmunda Burke’a, członka Izby Gmin, filozofa, publicysty, wreszcie wpływowego myśliciela, autora kasandrycznych, według jemu współczesnych, lecz jakże przenikliwych 2, okazały się iście proroczym memento dla wszystkich polityków. To historyczne zdanie zwróciło uwagę ówczesnej elity politycznej na niezwykle szybko rosnący w siłę podmiot życia społecznego – mass media.
Punktem wyjścia do napisania niniejszej dysertacji było założenie, iż każde demokratyczne społeczeństwo pokłada w mediach bardzo konkretne nadzieje związane z dobrym funkcjonowaniem instytucji politycznych, działających na rzecz wspólnego dobra wspólnoty i całego państwa. To właśnie media mają w demokracji szczególną rolę do wypełnienia. Mianowicie, relacjonować oraz recenzować poczynania rządzących, którzy zostali, głosami społeczeństwa, wyłonieni podczas wyborów. Media stają się poniekąd przedłużeniem struktur społecznych, głosem obywateli, okiem wyborców, które bacznie obserwuje swoich reprezentantów i rozlicza ich ze złożonych w kampanii wyborczej obietnic. Z tej perspektywy media dzierżą określoną władzę opartą na zaufaniu społeczeństwa, wyborców, obywateli czy wreszcie ich odbiorców – czytelników, słuchaczy czy telewidzów. O ile rządzący poddają się ocenie wyborców co kilka lat, tak media są oceniane przez swoich adresatów każdego dnia. Codziennie miliony Polaków, korzystając z mediów, legitymizuje ich działania.
Denis McQuail władzę mediów nazwał władzą komunikacyjną, czyli symboliczną3. Polega ona – według McQuaila – na „wykorzystywaniu czynników niematerialnych (zaufania, racjonalności, szacunku, emocji itd.)”4. Władzy symbolicznej można używać poprzez „informowanie, zachęcanie do działania, selektywne ukierunkowywanie uwagi, perswazję czy wreszcie definiowanie sytuacji i nadawanie ram »rzeczywistości«”5. Właśnie to ujęcie sprawia, iż mówiąc o mediach, nierzadko myślimy „czwarta władza”. Sam termin zaś zdaje się, że na dobre zagościł w polskim dyskursie publicznym i w głowach jego uczestników – polityków, wyborców i samych dziennikarzy6.
Badania empiryczne komunikacji politycznej, które podejmują m.in. wątek owej „czwartej władzy”, mają w Polsce relatywnie krótką historię. Jak zauważa Bogusława Dobek-Ostrowska z Uniwersytetu Wrocławskiego:
W latach 90. jedynie nieliczni badacze interesowali się komunikowaniem politycznym, czego efektem były pierwsze prace opisowe i podręczniki, przybliżające czytelnikowi wiedzę na temat teorii komunikowania politycznego7.
Wśród wspomnianych naukowców kluczową rolę odegrała cytowana wyżej wrocławska badaczka, której syntetyzujące i pionierskie na polskim rynku wydawniczym publikacje przybliżają niezmiennie od kilku lat studentom oraz wykładowcom najważniejsze ustalenia zagranicznych badaczy oraz najnowsze ujęcia teoretyczne, umożliwiające holistyczne ogarnięcie złożoności całego procesu komunikacji politycznej8. Innymi ważnymi publikacjami dla polskiej refleksji nad komunikowaniem politycznym są prace Stanisława Michalczyka, w których badacz z Uniwersytetu Śląskiego w sposób klarowny i twórczy przybliża polskiemu czytelnikowi przede wszystkim niemiecką myśl medioznawczą9. W drugiej połowie pierwszej dekady XXI wieku można w polskiej literaturze politologicznej i komunikologicznej zaobserwować wyraźny wzrost publikacji poświęconych komunikacji politycznej – w ujęciu strategicznym10 czy też psychologicznym11.
Dorobek polskich badaczy komunikacji politycznej z każdym rokiem pęcznieje, czego dowodem są serie wydawnicze Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego – , Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej oraz Instytutu Politologii Uniwersytetu Wrocławskiego – , czy też Wydawnictwa Adama Marszałka w seriach – , oraz . Z tego też względu każdy badacz, u progu drugiej dekady XXI wieku, podejmujący się rozważań nad problemami komunikacji politycznej, nie jest w nich osamotniony i może wesprzeć się na ustaleniach naukowców z różnych ośrodków akademickich w Polsce. Ponadto szeroki dostęp do literatury zagranicznej – dzięki Google Books, Amazon.com – oraz baz czasopism zagranicznych EBSCO – umożliwia skuteczne pogłębienie i zniuansowanie określonego problemu badawczego. Dla niniejszej pracy szczególnie ważnymi polskimi publikacjami z perspektywy całościowego ujęcia procesu komunikacji politycznej były pozycje autorstwa wspomnianych naukowców: Bogusławy Dobek-Ostrowskiej i Stanisława Michalczyka.
Ponadto istotnym punktem odniesienia dla autora były publikacje, dzięki którym „czwarta władza” szybko znalazła swoje należyte miejsce w tytułach licznych prac, próbujących w sposób eklektyczny i całościowy ogarnąć potencjalność i definitywność wpływu mediów na społeczeństwo oraz na polityków, sprawujących za pomocą mandatu wyborczego władzę12.
Podstawowym zaś celem niniejszej pracy było udzielnie odpowiedzi na pytanie o to, czy i jak polskie media dzierżą – wspomnianą za McQuailem – władzę symboliczną oraz w jaki sposób wypełniają pokładane w nich nadzieje – czy bronią interesów obywateli, którzy, wierząc obietnicom wyborczym, wybierają określoną elitę władzy, poprzez sukcesywne rozliczanie rządzących z zadań, do jakich sami zobowiązali się przed społeczeństwem. Czy są ową legendarną „czwartą władzą”? Jeśli nie są, to jaką funkcję sprawują w procesie komunikacji politycznej? Jaki wymiar władzy można przypisać mediom?
Głównym założeniem pracy było sprawdzenie tego, czy i jak „Rzeczpospolita” i „Gazeta Wyborcza”, będące w 2008 r. najbardziej poczytnymi tytułami prestiżowymi (ang. )13, wypełniają jedną z najważniejszych funkcji mediów w systemie demokratycznym, jaką jest funkcja kontrolna (ang. ) rozumiana jako „nagłaśnianie wydarzeń, spraw, działań instytucji i członków elit rządzących, patrzenie na ręce politykom i obserwowanie ich poczynań”14. Zdecydowano się więc prześledzić treść oraz formę rozliczania polityków rządzących z obietnic, które ci złożyli w kampanii wyborczej, a także na studniówkę i rocznicę własnego gabinetu. Pod lupę wzięto rząd Donalda Tuska.
Praca została podzielona na dwie części – teoretyczną i praktyczną. W pierwszej autor stara się nakreślić perspektywę patrzenia na to, czym jest komunikacja polityczna, jaką władzę mają media oraz czy i co to oznacza, że są „czwartą władzą”. Puentą tej części jest propozycja autorskiej definicji oraz modelu komunikacji politycznej – modelu transpozycyjnego – które stanowiły o ramie teoretycznej dla zakrojonego na szeroką skalę badania zaprezentowanego w drugiej, praktycznej części pracy. Chodziło o to, aby przetestować teoretyczne ustalenia i instrumentarium badawcze, wynikające z założeń proponowanego modelu transpozycyjnego komunikacji politycznej. Całość pracy podsumowują rozważania nad zweryfikowanymi hipotezami badawczymi oraz dyskusja nad użytecznością i adekwatnością proponowanego ujęcia teoretycznego. Ponadto autor w ostatnim rozdziale – „Wnioski i dyskusja – w stronę postpolityki” – podejmuje dyskusje z wynikami przeprowadzonego przez siebie badania, próbując odnaleźć jeszcze inne, możliwe do wyobrażenia odpowiedzi na pytania postawione przed pracą. Należy nadmienić, iż wszelkie tabela, wykresy i diagramy, które znajdują się w niniejszej pracy, ilustrują wyniki własnych badań. Integralną częścią książki jest aneks – Klucz kategoryzacyjny – który stanowi narzędzie badawcze operacjonalizujące pytania i hipotezy badawcze postawione przed pracą. Ponadto, do książki przygotowano pozostałe aneksy I–II zamieszczone na wortalu medioznawczym – www.medioznawca.com – w profilu autora książki – zawierające pozostałe wizerunki wszystkich ministrów rządu PO–PSL kadencji 2007–2011 oraz pełen spis artykułów zakwalifikowanych do pilotażu oraz dwóch korpusów badawczych analizowanych dzienników – „Rzeczpospolitej” i „Gazety Wyborczej” – w obu okresach – na 100 dni oraz rok rządów gabinetu Donalda Tuska. Monografia kierowana jest w szczególności do badaczy mediów masowych – medioznawców, politologów i socjologów, ale również kulturoznawców, etnografów czy badaczy historii najnowszej. Winna również przykuć uwagę specjalistów od wizerunku, spin doktorów oraz samych polityków, o których jest ta książka.
Kończąc, chciałbym szczególnie podziękować promotorowi mojej pracy doktorskiej – prof. Maciejowi Mrozowskiemu, który otaczał moją osobę opieką naukową od samego początku moich studiów w Instytucie Dziennikarstwa UW. Nie mniejsze podziękowania należą się zawsze życzliwym patronom mojej działalności naukowej: prof. Januszowi Adamowskiemu, Dziekanowi Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW, oraz prof. Markowi Jabłonowskiemu, Dyrektorowi Instytutu Dziennikarstwa UW. Dozgonną wdzięczność za celne uwagi chciałbym również wyrazić dr Mirosławie Zygmunt, zastępczyni redaktora naczelnego „Studiów Medioznawczych”.
Wreszcie specjalne podziękowania kieruję w stronę tych, na których niezachwiane wsparcie mogę zawsze liczyć, moim rodzicom – Irenie i Wiesławowi – oraz moim ukochanym kobietom – żonie i córce – którym dedykuję tę książkę. Dziękuję za okazaną cierpliwość.
Warszawa, lipiec 2013 r.
Według , wydawanej we współpracy z PWN, władza to
stosunek między dwiema jednostkami lub dwiema grupami społecznymi, polegający na tym, że jedna ze stron może w sposób trwały i uprawiony zmuszać stronę drugą do określonego postępowania i ma środki zapewniające kontrolę tego postępowania (...) władza może opierać się na dobrowolnej akceptacji mającej źródło w uznaniu jej autorytetu i prawowitości (legalizm) bądź na przymusie społecznym15.
Z powyższej definicji wynika, iż władza występuje wtedy, kiedy istnieje między dwoma podmiotami stały stosunek oparty na przymusie bądź dobrowolnej akceptacji16, która bierze się z autorytetu i legitymizacji (prawomocności) podmiotu dominującego – sprawującego władzę. Czy z tej perspektywy media stanowią jakąkolwiek władzę? Jeśli sprawują władzę, to nad kim? Czy ta władza jest trwała i czy jest ona uprawiona? Czy media są w stanie wymusić na określonych podmiotach pożądane postępowania? Czy może wreszcie władza mediów opiera się na jej dobrowolnej akceptacji ze strony podmiotów tej relacji?
1.1. Władza mediów nad społeczeństwem
Odpowiedź na powyższe pytania nie jest prosta. Jeśli założymy, iż media są władzą – w świetle powyższej definicji – to musimy precyzyjnie wskazać, kto ją sprawuje i nad kim. Intuicyjnie można byłoby odpowiedzieć, że jest ona sprawowana nad społeczeństwem, a więc odbiorcami mediów. Jeśli tak, to rodzi się kolejne pytanie, czym taka władza różni się od władzy politycznej, którą dzierżą wybrane podczas demokratycznych wyborów elity polityczne? Na tak zaś postawione pytanie znajdziemy odpowiedź, wyliczając argumenty na rzecz odróżnienia władzy medialnej od władzy politycznej, która ma przecież wymiar bardzo konkretny i dotkliwy dla społeczeństwa17, np. tworzenie i egzekucja prawa czy też zarządzanie stosunkami między różnymi grupami społecznymi. W te rejony władza mediów zdaje się nie sięgać.
Kto z kolei włada mediami? Czy tylko właściciele, jeśli myślimy o mediach wolnych, niezależnych, ale prywatnych? Jeśli zaś chodzi o media publiczne, to kto w nich sprawuje władzę? Rządzący? Niezależni eksperci? Te pytania pokazują, jak kruche jest przypisywanie mediom wprost określonej władzy nad społeczeństwem, zwłaszcza gdy nie można w jednoznaczny sposób wskazać ośrodka decyzyjnego władztwa mediów.
Na potrzeby prowadzonego wywodu warto jednak założyć, że media sprawują władzę nie tyle nad społeczeństwem, ale nad elitą polityczną, nad rządzącymi, którzy zostali wyłonieni w toku demokratycznych wyborów. W tym ujęciu media urastałyby do miana „nadwładzy”, która – w świetle rozważanej definicji encyklopedycznej – posiada środki, za pomocą których jest w stanie wymusić na rządzących określone postępowanie. Jeśli tak miałoby w rzeczywistości być, to warto zastanowić się, skąd brałaby się motywacja rządzących do tego, aby ulegać tej władzy? Skąd pochodziłby ich autorytet, ich legitymizacja? Odpowiedź zdaje się być prosta. Od społeczeństwa, suwerena władzy, który codziennie, korzystając z mediów, oglądając programy telewizyjne, słuchając audycji radiowych czy wreszcie kupując prasę, uprawomocnia nie tylko istnienie mediów, ale również ich działania. W tym spojrzeniu, upraszczając, media byłyby przedłużeniem struktur społecznych w kontaktach z instytucjami politycznymi.
1.2. Władza mediów nad elitą rządzącą
Oczywiście w powyższych rozważaniach założono, iż media są niezależne i wolne od wpływów politycznych. Nie są upolitycznione. Jest to jednak założenie w niektórych wypadkach złudne, zwłaszcza jeśli wspomnimy choćby czasy Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. W tamtym okresie Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, w myśl ideologii marksistowsko-leninowskiej, uważała, iż media są niczym innym jak organem propagandy. Pomagają rządzącym dzierżyć władzę nad społeczeństwem. Były niczym innym jak emanacją rządzących, ich przedłużeniem. Władza mediów brała więc swój początek z władzy politycznej, profesjonalnego nadawcy, jakim był PZPR. Jednakże ów nadawca musiał dostrzegać w mediach określoną moc, którą chciał wykorzystać do kontrolowania społeczeństwa. Ta wiara we wpływowość mediów na odbiorców sprawiała, iż były one atrakcyjnym dla władzy podmiotem życia społecznego. Wynikałoby z tego, iż media w rzeczy samej miały jakąś władzę, a przynajmniej jej potencjalność.
Dzisiaj media cały czas mają w sobie ten ponętny, zwłaszcza dla elit politycznych, chcących jak najskuteczniej wpływać na postawy i zachowania społeczeństwa, urok władzy. W zależności od perspektyw, które zostały zaprezentowane w powyższych akapitach, można przypisać mediom określoną, warunkowaną władzę nad społeczeństwem bądź elitami politycznymi.
W państwach demokratycznych media zdają się być przedłużeniem społeczeństwa w jego relacjach z instytucjami politycznymi i państwowymi (są oczami i uszami obywateli, dla których codzienne relacjonują rzeczywistość polityczną). Z kolei w krajach niedemokratycznych media stoją po drugiej stronie barykady. Są niczym innym jak przedłużeniem władzy, która pragnie za ich pomocą kontrolować społeczeństwo. W obu wypadkach media czerpią swoją władzę od kluczowych podmiotów przestrzeni publicznej – albo od społeczeństwa, obywateli, wyborców, albo od polityków, rządzących, funkcjonariuszy i urzędników państwa. Z tej perspektywy media czerpią swój autorytet z władzy społeczeństwa, które zgodnie z kadencyjnym systemem wyboru władzy politycznej sprawuje zwierzchnią kontrolę nad politykami. W państwach, takich jak PRL, to elita partyjna, użyczając swojej władzy mediom, wykorzystywała potencjalną wpływowość mediów w relacjach z rządzonymi – czyli społeczeństwem. W tym ujęciu władza mediów jest czymś wtórnym, zapożyczonym, do pewnego momentu hipotetycznym. Oparta jest na wierze podmiotów, dysponujących realną władzą (społeczeństwa lub elity politycznej), w moc mediów. Społeczeństwo, kupując prasę, oglądając telewizję czy słuchając radia, legitymizuje pośrednictwo mediów w kontaktach z rządzącymi. Natomiast elity polityczne, goszcząc na łamach prasy oraz w audycjach telewizyjnych czy radiowych, wierzą, iż media pozwalają im skutecznie komunikować się i oddziaływać na społeczeństwo.
1.3. Superwładza czyli mediokracja
Warto jednak w tym miejscu zastanowić się nad tym, czy media dysponują autonomiczną władzą? Czy istnieją przesłanki, które pozwoliłyby mówić o mediokracji? Czym w ogóle miałaby ona być?
1 lipca 1993 r. Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy uchwaliło Rezolucję 1003 w sprawie etyki dziennikarskiej, gdzie czytamy:
władze państwowe nie mogą uważać, że są właścicielami i dysponentami informacji. Władza powinna zapewniać pluralizm mediów i zagwarantować niezbędne przesłanki prawne dla realizowania wolności wypowiedzi i prawa do informacji, a także uniemożliwić istnienie cenzury. (...) wolność prasy winna być podporządkowana fundamentalnemu prawu obywatelu do informacji18. (...) nie można twierdzić, że media zawsze reprezentują opinię publiczną i nie powinny się przekształcać w organy władzy czy opozycji19.
Jest to bowiem bardzo krótka droga do tzw. mediokracji, a więc „nadmiernej władzy mediów”20. Sprawowanie władzy – za W. Pisarkiem – powinno przebiegać według sekwencji:
problem → decyzja → działanie → skutki → ocena
Tymczasem media, uzurpując sobie status wyraziciela opinii społecznej, wstrzeliwują się już w proces samego podejmowania decyzji21. W tym wypadku władzotwórczym czynnikiem staje się sama wiedza22.
John Street, politolog z Uniwersytetu East w Wielkiej Brytanii, w jednej ze swoich książek słusznie zauważa:
Pogląd, że „wiedza” jest źródłem władzy, media zaś są niezwykle ważne dla tej władzy, opiera się na dość oczywistym rozumowaniu, nawet jeżeli nie wszyscy się z nim zgadzają. Władza w takim rozumieniu to zdolność A do skłonienia B do zrobienia czegoś, czego by sam nie zrobił, wiedza zaś umożliwia osiągnięcie tego celu. Sprawowanie kontroli nad przepływem informacji na temat poczynań władz, utrzymywanie ludzi w niewiedzy to dobry sposób, by uniknąć protestów. Gdyby ludzie wiedzieli, że władze systematycznie torturują dysydentów lub, że zatruwają rzeczki albo żywność, mogłoby dojść do zamieszek i podważenia legalności władzy23.
Z kolei Marcin Król napisał w posłowiu do polskiego przekładu książki Johna Condry’ego i Karla Poppera, o telewizyjnym zagrożeniu demokracji:
W dziedzinie mediów triumf telewizji jest być może jednym z najbardziej charakterystycznych elementów współczesności. Wielomilionowe audytoria, zdolność do kreowania i obaleniach społecznych autorytetów, ogromny wpływ na szerokie kręgi społeczeństwa, oddziaływanie na styl życia milionów jednostek sprawiają, że w opinii niektórych badaczy: (...) telewizja stanowi w czasach demokracji problem fundamentalny (...) telewizja, tak jak wszystkie składniki naszego otoczenia, nieustannie nas kształtuje, wychowuje, wpływa na nasze poglądy, zainteresowania, na nasze nastroje i nasze potrzeby. Telewizja, że przypomnę fakt banalny, dociera również do ludzi, którzy nie czytają albo czytają cokolwiek, bardzo rzadko, a zatem stanowi główne źródło informacji (...)24.
Natomiast niemiecki medioznawca Winfried Schulz w refleksji nad użytecznością mediów w relacji pisze:
W jaki sposób coś tak ulotnego i nieuchwytnego jak opinia publiczna może działać jako siła społeczna i kontrolować władzę? W jaki sposób opinia publiczna może skłonić jednostkę do dopasowania się i zachowań konformistycznych? Jeśli pod pojęciem opinii publicznej rozumie się jedynie statystyczny agregat indywidualnych opinii, mierzalny za pomocą sondaży, to takie oddziaływania są nie do pomyślenia. Opinia publiczna może rozwinąć swoją polityczną i społeczną skuteczność tylko wtedy, kiedy jednostki będą ją postrzegać jako „społeczną rzeczywistość” i brać za wyznacznik ich indywidualnego postępowania25.
Idąc tropem powyższych cytatów, należałoby stwierdzić, iż zjawisko , a więc nadmiernej władzy mediów, rzeczywiście istnieje i – jak przekonują niektórzy badacze – dzieje się na naszych oczach. Same zaś media kumulują w sobie imponujące pokłady władzy, której fundamentem jest informacja oraz wiedza, z której największe koncerny medialne mogą zrobić piorunujący użytek w obustronnych relacjach ze społeczeństwem i z elitami politycznymi. Z tej perspektywy odpowiedź na wcześniejsze pytania o to, czy media rzeczywiście dzierżą jakąś władzę, czy są ową legendarną „czwartą władzą” wydają się być przesądzona. Media – w krajach demokratycznych – sprawują władzę nad społeczeństwem i w imieniu społeczeństwa względem elit politycznych. Powaga zaś zwierzchnictwa suwerena władzy, a więc obywateli, nad rządzącymi politykami każe tym ostatnim nie lekceważyć mediów, które mają pełnić w demokracji określoną misję26.
1.4. Ani czwarta, ani pierwsza władza?
Powyższym ujęciem „władzy mediów” wychodzimy naprzeciw postulatom niektórych badaczy, którzy jednoznacznie negują fakt nazywania mediów „czwartą władzą”27. Akcentują oni, iż władza ma wymiar bardzo konkretny i dotkliwy. Stanowić władzę to nie tyle mieć wpływ na podmioty życia społecznego, co określać przestrzeń i zakres ich działania, warunkować ich funkcjonowanie rozlicznymi decyzjami porządkującymi rzeczywistość państwową. Władza jest ściśle związana z państwem (ustrojem) i jest jego zasadniczą funkcją28. Z tej perspektywy „czwarta władza” odnosi się raczej do mocy „oddziaływania” mediów na podmioty życia społecznego, ze szczególnym uwzględnieniem społeczeństwa. Owa „władza” miałaby być niczym innym jak pochodną siły wszechobecnego i skumulowanego dyskursu29, który jest wypadkową aktywności wielu podmiotów życia publicznego, nieustannie negocjujących znaczenia, jakie nadają otaczającej ich rzeczywistości. Media więc zostają zredukowane do roli antycznej agory, wspólnego miejsca wymiany informacji i opinii. Nie są aktorem, lecz raczej biernym organizatorem desek scenicznych, na których dochodzi do wypracowywania kompromisów bądź też zaogniania podziałów natury politycznej, społecznej czy ekonomicznej.
Jeśli uwzględnić w rozważaniach powyższe stanowisko, to trzeba przyznać, iż owa „wpływowość” mediów nie przesądza w sposób jednoznaczny kwestii określania ich mianem „czwartej władzy”. Ta optyka jednak wskazuje istotną tendencję wśród wielu badaczy, aby utożsamiać „władzę mediów” z mocą ich oddziaływania. W wielu polskich publikacjach pada sformułowanie „czwarta władza” właśnie w kontekście wpływania mediów na opinie i postawy obywateli30. Owa perspektywa pozwala badaczom podjąć próbę eklektycznego i całościowego ogarnięcia potencjalności i definitywności wpływu mediów na społeczeństwo oraz na polityków, sprawujących władzę. W zależności od powodzenia tych prób można mówić o większej bądź mniejszej władzy mediów nad społeczeństwem.
Omawiany problem wydaje się być jeszcze ważniejszy, jeśli uświadomimy sobie, jak długą drogę w XX wieku przeszli badacze komunikowania masowego31. Wpierw wierzono we wszechwładność mediów jako magicznego zastrzyku, który zaaplikowany (spostrzeżony/usłyszany/przeczytany) pacjentowi (odbiorcy mediów) wywołuje zamierzone skutki32. Później to teoria ograniczonego wpływu mediów, zakładająca, że wysokie zróżnicowanie społeczeństwa sprawia, iż recepcja przekazów medialnych przez odbiorców jest wysoce selektywna i różnorodna w interpretacji, co ogranicza wpływ mediów33, wiodła prym. Z kolei w latach 70. i 80. ponownie odkryto siłę przekazów medialnych34, by potem dać posłuch teorii negocjowanego wpływu mediów35.
Zdaje się jednak, iż w rozważaniach nad „władzą” w procesie komunikacji politycznej trzeba bardziej pochylić się nad jej samą istotą. Mianowicie, co sprawia, że media mogą być postrzegane jako swoisty ośrodek władzy w relacjach między elitami politycznymi a społeczeństwem? Otóż wygląda na to, iż media stanowią kluczowy podmiot regulujący wymianę zasobów między rządzącymi a rządzonymi36. W znaczniej mierze na tym, wydawałoby się oczywistym, spostrzeżeniu, opiera się legitymizacja władzy ze strony społeczeństwa, które godzi się na taką, a nie inną reprezentację swoich interesów – za pośrednictwem wybranej w demokratycznych wyborach elity. Tak więc media z jednej strony akumulują uwagę społeczeństwa, co wyraźnie interesuje elity polityczne, z drugiej zaś skupiają, odbierają, samodzielnie zdobywają informacje, którymi z kolei zainteresowani są ich odbiorcy – obywatele, a więc społeczeństwo. Media są więc w komfortowej sytuacji dysponowania uwagą odbiorców orazekspozycją spraw, problemów, zdarzeń, a także interesów elity politycznej. Wymiana tychże zasobów stanowi fundament legitymizacji całego procesu komunikacji politycznej. Tak postrzegana rola mediów – transmitera zasobów – sprawia, iż w rękach dziennikarzy skupia się realna władza w ramach zarysowanego systemu oraz procesu komunikacji politycznej. Nie należy też jednak zapominać, iż media posiadają również swoje interesy, które podczas zachodzącej wymiany zasobów także odgrywają istotną rolę. Tutaj więc należałoby upatrywać uprzywilejowanej pozycji mediów. Warto też nadmienić, iż omawiany układ wymiany zasobów ma zastosowanie nie tylko w komunikacji politycznej, ale w ogóle w komunikacji społecznej. Po jednej stronie mediów zawsze znajdują się odbiorcy, obywatele, konsumenci – społeczeństwo, po drugiej zaś klasa polityczna, ale również reklamodawcy czy też organizacje pozarządowe.
Rekapitulując różne opinie i stanowiska, autor przychyla się jednak do stanowiska, iż media rzeczywiście dzierżą określoną władzę, zgoła różną niż elity rządzące, jednak wcale nie tak upośledzoną – używając Arystotelesowskiej terminologii – jak mogłoby się wydawać. Chodzi o to, że władza mediów w niektórych wypadkach (co zostanie ukazane na dalszych stronach niniejszej pracy) może być wcale dotkliwa i rzeczywista, niczym ustanawiane i egzekwowane przez rządzących prawo. Zwłaszcza jeśli w pełni dostrzeże się potęgę informacji oraz wiedzy, której – z perspektywy obywateli – niejednokrotnie jedynym dyspozytariuszem i tłumaczem są właśnie media. To założenie ośmiela do podjęcia próby stypologizowania władzy mediów. Zdefiniowania różnych aspektów władztwa medialnego.
Denis McQuail określił „władzę mediów” mianem „władzy komunikacyjnej”, czyli „władzy symbolicznej”, która polega na „wykorzystywaniu czynników niematerialnych (zaufania, racjonalności, szacunku, emocji itd.”)37. Wyliczył również cztery sposoby, w jaki można korzystać z władzy symbolicznej: „informowanie, zachęcanie do działania, selektywne ukierunkowywanie uwagi, perswazja oraz definiowanie sytuacji i nadawanie ram „rzeczywistości”38. Brytyjski badacz na dalszych kartach swojego wyróżnia poziomy i rodzaje oddziaływania mediów ze względu na intencjonalność i temporalność omawianego zjawiska. McQuail nie ma wątpliwości, że „władza mediów” to po prostu „całościowy potencjał mediów w zakresie oddziaływania, zwłaszcza w sposób planowy”39.
We własnej typologii oddziaływania mediów, wspierając się ustaleniami Petera Goldinga40, zauważa, że oddziaływanie mediów, w przypadku przekazów informacyjnych zamierzone i krótkotrwałe, można określić mianem „stronniczości”, natomiast oddziaływanie długotrwałe i zamierzone, to „polityka” danego medium. Z kolei niezamierzone i krótkotrwałe, to „mimowolna stronniczość”, niezamierzone zaś i długotrwałe oddziaływanie to „ideologia”. Ten podział do pewnego stopnia jest zbliżony do ustaleń Johna Streeta, który, wyróżniając rodzaje stronniczości (niewątpliwą, propagandową, mimowolną i ideologiczną), również brał pod uwagę intencję nadawcy oraz zakreśloną perspektywę czasową41. Nie sposób przytaczać i omawiać wszystkie wymienione przez McQuaila typy oddziaływania mediów, których w ramach podanych kategorii przedstawił łącznie aż 21.
Warto jedynie podkreślić, iż owa typologia ma raczej charakter enumeratywnego rejestru wszystkich możliwych sposobów oddziaływania mediów na ich odbiorców. Wadą komentowanej typologizacji jest jej niejednoznaczność oraz heterogeniczność, rozumiana jako pomieszanie typów oddziaływania mediów, w których podmiotem działającym są mass media, z tymi, w których agensem jest odbiorca (jeśli oczywiście podejmuje jakiekolwiek działanie). I tak np. na liście oddziaływania planowego i krótkotrwałego znajdziemy obok „propagandy” (która – jak sam autor przyznaje – może być również, albo raczej jest przede wszystkim, typem oddziaływania długoterminowego) „odpowiedź indywidualną”, którą badacz objaśnia dość zawile jako
proces, w którym jednostki ulegają bądź opierają się zmianie pod wpływem przekazów mających za zadanie modyfikowanie postaw, wiedzy lub zachowań42.
O ile za „propagandę” odpowiada nadawca-propagandysta, tak za „odpowiedź indywidualną” wydaje się, że odbiorca, który podejmuje walkę z propagandowymi przekazami, mającymi zmodyfikować jego postawę, wiedzę lub zachowania, bądź też im ulega, dając się zmanipulować. Trudno w części typów McQuaila dojrzeć ich dystynktywność, przez co proponowana typologia oddziaływania mediów może wzbudzać konsternację.
Przechodząc do proponowanej typologii władzy medialnej, warto zauważyć, iż w czasach poprzedzających Monteskiuszowski trójpodział władzy niejednokrotnie fakt postrzegania kogoś jako władcy przez lud bądź wojsko miał swój realny wymiar. Praktycznie rzecz biorąc, to postrzeganie, nawet jeśli było tylko potencją, bo władał kto inny, stanowiło o realności władzy danej jednostki. Czyniło ją władcą , która w czasach niepokoju często obejmowała tron wynoszona przez wojsko lub lud. Dlatego też mówienie o mediach „czwarta władza”, jakkolwiek definiowalibyśmy termin „władza”, czyni je – na podobnej zasadzie – realną władzą. Już samo postrzeganie mediów jako podmiotu władnego czyni je „czwartą władzą”.
Proponowana niżej typologia władzy, jaką miałyby dzierżyć media, ma strukturę odwróconej piramidy – od ogółu do szczegółu. Mianowicie, otwarta struktura prezentowanej typologii zakłada, iż wyróżniony aspekt władztwa medialnego rozumianego jako kontrolowanie kogokolwiek i czegokolwiek, wiąże się z mocą oddziaływania mediów – władza jako oddziaływanie, a więc możliwość wpływania i kształtowania nadawców i odbiorców. Ten z kolei typ władzy wynika z faktu funkcjonowania mediów, a więc władzy opartej na przypisaniu im określonej funkcji – przeznaczenia do działania. Wszystkie zaś wspomniane wyżej typy biorą swój początek od zjawiska mediatyzacji otaczającej nas rzeczywistości, które to zostało podniesione w niniejszej pracy do rangi głównego typu władzy mediów, które poprzez swoją konwencję, treść i formę kształtują relacjonowany i objaśniany swoim odbiorcom świat.
2.1. Władza jako mediatyzowanie
Mediatyzacja (ang. , niem. ) toproces pośredniczenia mediów w poznawaniu świata przez ich odbiorców43. Media nie są „oknem na świat”, który wiernie pokazuje rzeczywistość. Nie mają ku temu możliwości ze względu na swoją specyfikę i wiążące się z nią ograniczenia. Mianowicie, media stanowią swoistą konwencję, w ramach której prezentują otaczający nas świat. Można powiedzieć, iż odbiorcy mediów swoimi codziennymi wyborami (oglądaniem audycji telewizyjnych, surfowaniem po określonych stronach internetowych czy kupowaniem danych gazet) przystają na ową konwencję, a swoje oczekiwania względem mediów lokują w ramach jej granic. Znaczyłoby to, iż odbiorcy, korzystając z mediów, zgadzają się na ich ograniczenia w przedstawianiu świata. Konwencja, w ramach której funkcjonują media, wymusza na nich skrótowość, uproszczenia, nierzadko stereotypizację, a więc spłaszczanie różnych zjawisk, wydarzeń czy problemów. Drugim kluczowym elementem specyfiki mediów – obok konwencji – jest model i rytm pracy personelu mediów, a więc dziennikarzy, wydawców, edytorów, fotografów etc. Dziennikarska rutyna bierze swe początki z konwencjonalizacji mediów, które przyzwyczaiły odbiorców do określonych form gatunkowych oraz stylów narracji. Personel mediów działa również według konwencjonalnych procedur, które pozwalają mu produkować (termin wzięty rodem z przemysłu) określone audycje czy też materiały prasowe. Dlatego też badacze piszą nie tyle o organizacji medialnej, co o przedsiębiorstwie medialnym,
przedsiębiorstwie produkcyjnym, działającym na konkurencyjnym rynku medialnym, którego celem jest uzyskiwanie zysku finansowego (z wyjątkiem mediów niekomercyjnych) i utrzymanie się na rynku. Jego działalność polega na wytwarzaniu zawartości mediów (produkt medialny) i jego dystrybucji w procesie komunikowania masowego44.
W owym procesie produkcji zawartości mediów kluczowa jest wielkość zespołu zatrudnionego w takim przedsiębiorstwie medialnym oraz funkcjonującym w nim modelu organizacji medialnej – model „pracowni” („Gazeta Pomorska”, „Tygodnik Ostrołęcki”), model „manufaktury” (TVN, Polsat) czy też model „fabryki wiadomości” (TVP).
Ze względu na konwencję mediów oraz dziennikarską rutynę świat, który pokazują nam media (zmediatyzowany świat), zawsze w jakimś stopniu jest zniekształcony, przerysowany, uproszczony, a także stronniczy (ang. )45. Deformacja świata przedstawionego jest w znacznej mierze zależna od tego, jaką rolę przypiszemy mediom. Dobrze to zagadnienie oddają, znane w literaturze przedmiotu, metafory mediacji46.
Media jako okno, przez które odbiorcy postrzegają otaczającą ich rzeczywistość (w granicach konwencjonalnych framug okna). Media jako zwierciadło zjawisk, wydarzeń i problemów, starające się pokazać ich wierne odbicie, które jest odwrócone, a kąt nachylenia samego lustra określają dysponenci danego medium. Media jako filtr, który poprzez selektywny dobór tematów prezentuje i objaśnia je swoim odbiorcom (). Media jako drogowskaz, który interpretuje, niczym przewodnik, przedstawianą rzeczywistość w imieniu oraz dla odbiorców, zmuszając ich do przyjęcia jedynej, logicznej, wynikającej z materiału przekonującej puenty (ubezwłasnowolnienie odbiorcy). Wreszcie media jako forum lub scena, na których ścierają się różne opinie i idee, odmienne stanowiska i wykluczające się argumentacje. Odbiorca jest sędzią, który – niczym w Koloseum – przesądza, któremu spojrzeniu da wiarę. I ostatnia metafora – media jako ekran lub bariera, które oddzielają odbiorców od rzeczywistości poprzez rozrywkę lub propagandę, przekonując ich do fałszywego obrazu świata.
Wymienione metafory pokazują, jak niedookreślony potencjał drzemie w mediach, które w niepostrzeżony sposób może i staje się źródłem manipulacji. Dzieje się to zwłaszcza wtedy, gdy odbiorcy nie mają świadomości złudnego oblicza świata przedstawionego w mediach. Tym bardziej, że wiarygodność mediów, ich realna umiejętność pokazywania rzeczywistości, w możliwie najuczciwszy sposób, taką jaka ona w rzeczy samej jest, zdaje się być wypadkową pięciu czynników – konwencji danego medium, rutyny personelu medialnego, zasad rynku, na którym funkcjonuje dane medium, technologii, z jakiej medium jest w stanie korzystać w danym czasie, oraz kultury rozumianej jako domniemane wzorce zaspokajania potrzeb odbiorców47. Jeśli odbiorcy mają świadomość determinantów mediatyzowania świata przedstawianego przez media (zgodnie z logiką działań organizacji medialnej), to są w stanie zauważyć ich realną władzę48.
Mediatyzacja polityki – ta perspektywa najbardziej interesuje autora – dokonała swoistej rewolucji w świecie elit politycznych, które z biegiem czasu zaczęły sobie uświadamiać (bądź też wmawiać – jak powiedzieliby badacze sceptycznie podchodzący do terminu „czwarta władza”), iż ich „być” albo „nie być” w polityce wiąże się z ich obecnością w mediach, ich wizerunkiem, ich umiejętnością komunikowania się ze społeczeństwem za pośrednictwem mediów. To sprawia, iż politycy zaczynają uwzględniać (by nie powiedzieć warunkować) w swoich działaniach, decyzjach i zachowaniach nie tylko poetykę samych mediów, ale również logikę ich działania, ich kryteria atrakcyjności, owej medialności (telegeniczności). Stąd też przekonanie polityków o tym, że rządzić nie sposób bez umiejętnego komunikowania się z obywatelami, którzy raz na jakiś czas stają się wyborcami i wtedy od ich decyzji zależy polityczny los rządzących. Okazuje się, iż niejednokrotnie politycy dostrzegają w mediach głównych „ustanawiaczy” (setterów – od ) tematów, przeszacowując ich wpływ, kosztem własnej pozycji w procesie komunikacji politycznej49.
Niemiecki badacz Hans Mathias Kepplinger nazywa wspomniane uświadomienie polityków o nieuchronności mediatyzacji przestrzeni ich aktywności efektem wzajemnego oddziaływania mediów (niem. )50. Polega to na tym, iż osoby publiczne (nie tylko politycy, również artyści, biznesmeni czy urzędnicy) uzmysławiają sobie, iż są
przedmiotem obserwacji i oceny milionów osób, przeciw których poglądom i reakcjom, przynajmniej w danym momencie, nie można niczego przedsięwziąć51.
Właśnie dlatego tak ważne jest dla polityków, aby wiedzieć, jak występować w mediach, jak rozmawiać z dziennikarzami, jak udzielać im informacji. W tym wypadku owa władza mediów polega już nie tylko na jej potencjalności wpływania na odbiorców, ale na tym, iż media pokazują i oceniają elitę polityczną na oczach milionów obywateli-wyborców. Wtórnym problemem jest to, czy odbiorcy zapamiętają dany materiał prasowy i czy będzie on wpływał na ich decyzje polityczne. Nie można skali i zakresu tego wpływu jednoznacznie przesądzić52. I właśnie dlatego politycy w swoich niemal wszystkich działaniach i decyzjach muszą uwzględniać nie tylko obecność mediów, których oddech na plecach nieustannie czują, ale również ich konwencję oraz logikę działania, a także kryteria atrakcyjności.
Ustalenia Kepplingera, Donsbacha, Brosiusa, Staaba i Dahlema53 przekonują, iż przekaz mediów kształtuje w społeczeństwie obraz polityków i ich kompetencje. Ponadto – za Shanto Iyengarem i Donaldem R. Kinderem54 – warunkuje on wpływ poszczególnych aspektów ich wizerunku na decyzje wyborcze obywateli. Były dziennikarz, który odszedł do polityki, Wolfgang Clement zauważa w jednym ze swoich artykułów, iż polityk dzisiaj musi potrafić umiejętnie obchodzić się z mediami, aby skutecznie komunikować za ich pośrednictwem pożądane treści polityczne. Szczerość spostrzeżeń Clementa w niezwykły sposób unaocznia zjawisko mediatyzacji polityki55.
Politycy zazwyczaj akceptują w milczeniu, że np. porządek obrad parlamentu ustalany jest także pod kątem czasu pracy dziennikarzy. Osoba, która pragnie znaleźć się w nagłówkach prasowych następnego dnia, powinna według tego organizować swój terminarz. Każdy polityk wie o tym i uczy się obchodzić z „zasadami gry” komunikowania masowego56.
Wśród polskich reporterów krąży anegdota, iż relacja między nimi a młodymi, jeszcze nieznanymi, politykami wygląda mniej więcej tak, jak stosunki pokerzystów, siedzących przy okrągłym stole, z kelnerami, którzy, biegając wokół nich, również chcieliby przysiąść i wziąć udział w rozgrywanej partyjce. Chodzi o to, że tacy politycy, jeszcze „zarabiający” na swoją sławę, pragną zwrócić na siebie uwagę mediów za wszelką cenę. Są gotowi powiedzieć niemal wszystko, byleby to, co mówią, pod ich nazwiskiem, a najlepiej z ich twarzą zostało wyemitowane w telewizji lub wydrukowane w wysoko nakładowej gazecie. Ta relacja ulega zmianie wprost proporcjonalnie do rosnącego stopnia rozpoznawalności danego polityka, który zazwyczaj zaczyna właśnie wtedy piąć się w górę w strukturach własnej partii. Zaczyna zajmować coraz ważniejsze i bardziej eksponowane stanowiska. Wtedy właśnie sytuacja zaczyna się odwracać. To media zaczynają zabiegać o jego wypowiedź, o „setkę” z jego udziałem. Kiedy do tego dochodzi stanowisko ministerialne, to kontakt z takim politykiem znacznie bardziej się komplikuje, a czasy pokerzystów i kelnerów idą do pewnego stopnia w niepamięć. W tym momencie taki polityk nie jest już na „łasce” mediów, lecz może z nimi negocjować znaczenia, wymieniać się informacjami, zaczyna nawiązywać bardziej złożoną relację. Wszystko to jednak odbywa się cały czas zgodnie z zmediatyzowanej polityki.
Podsumowując władzę mediów rozumianą jakomediatyzację przestrzeni publicznej57, ze szczególnym uwzględnieniem polityki, warto podkreślić fakt, iż postrzeganie mediów jako podmiotu nie tylko pośredniczącego w wymianie informacji i opinii między politykami a społeczeństwem, ale również dzierżącego moc stwórczą (wypromowania polityka, forsowania określonych rozwiązań politycznych etc.), uzasadnia istnienie terminu „czwarta władza” w odniesieniu do mediów instytucjonalnych.
Myśląc jednak o mediatyzacji polityki, nie można dzisiaj pominąć szybkiej ekspansji Internetu. To właśnie sieć może (i już to czyni) w sposób znaczny przeformułować sens koncepcji mediatyzacji jako władzy mediów. Zwraca na to uwagę niemiecki politolog Winfried Schulz, który, w swojej rekapitulującej refleksji nad obrosłą w literaturę teorią mediatyzacji, przewiduje kilka scenariuszy, w ramach których Internet zmieni procesy komunikowania społecznego, a w tym i politycznego58.
Otóż niemiecki badacz zauważa, że nowe technologie oferują użytkownikom wysoki stopień samodzielnej selekcji i doboru interesujących ich przekazów, podczas gdy media instytucjonalne dystrybuują do anonimowych odbiorców wystandaryzowaną zawartość medialną. To uniemożliwia oczekiwaną przez odbiorców indywidualizację potrzeb i personalizację zainteresowań, które są jak najbardziej możliwe w przypadku Internetu ( vs. 59 Rozprzestrzenianie do wszystkich przemienia się w dedykowanie określonych informacji i opinii dla zainteresowanych nimi odbiorców (60). Typowa, masowa publiczność rozpada się na rzecz stopniowo fragmentujących się grup odbiorców, którzy za pośrednictwem Internetu budują własne struktury wirtualnych społeczności. To z kolei skutkuje tym, iż naturalni odbiorcy stają się naturalnymi komunikatorami (61). Społeczeństwo sieciowe, do którego zdaje się zmierzać społeczeństwo dwudziestego pierwszego wieku, zachwycone możliwościami technologicznymi Internetu, każe poddać rozważeniu teorię mediatyzacji jako władzy medialnej, którą media (dodajmy instytucjonalne, tzw. stare), będące aktorem procesu politycznego, dzierżą w relacjach z władzą i społeczeństwem.
Schulz stawia trzy tezy. Pierwsza zakłada ograniczenie lub nawet zniesienie realnego wpływu tradycyjnych mediów na procesy komunikacyjne zachodzące w społeczeństwie, w tym wypadku społeczeństwie sieci62. W nowym środowisku medialnym odbiorcy będą mieli ogromny wybór różnorodnej zawartości, którą będą mogli swobodnie żonglować w dowolnym dla siebie czasie i miejscu. Zamiast konsumować przygotowane dla nich i wystandaryzowane formaty przekazów medialnych, pochodzących od mediów instytucjonalnych, będą sami je produkować i przedkładać swoim „współkomunikatorom” [(znajomym z sieci) w celu interakcji. Odbiorcy sieci (takiego terminu nie używa Schulz, aczkolwiek wydaje się on adekwatny do odróżnienia nim odbiorców niekorzystających (lub w sposób nieznaczny) z mediów tradycyjnych] nie będą ograniczeni – według Schulza – żadnymi filtrami ani strażnikami (). Wreszcie polityczni aktorzy nie będą musieli dostosowywać się do logiki funkcjonowania mediów tradycyjnych (), gdyż będą mogli je zwyczajnie ominąć w komunikacji ze swoimi odbiorcami (wyselekcjonowanymi grupami), dzięki własnym kanałom komunikacyjnym. Takimi kanałami mogą być właśnie Blip, Twitter, blog czy Facebook. Taką wizję jednoznacznie promuje i uznaje za nieuniknioną spin doktor Eryk Mistewicz w swoim sporze z przedstawicielem mediów instytucjonalnych, wyraźnie przywiązanym do dotychczasowej roli i pozycji starych mediów, Michałem Karnowskim63. Właśnie te argumenty miałyby skazywać zjawisko mediatyzacji jako władzy medialnej starych mediów nad politykami i obywatelami na zagładę. Jednak niemiecki politolog dopuszcza jeszcze inną perspektywę – udziela bardziej sceptycznej odpowiedzi (druga teza).
Mianowicie, korzystanie z nowych mediów wymaga urządzeń technologicznych, takich jak sieci transmisyjne oraz urządzenia przesyłowe (komputery, switche, huby, nadajniki, dekodery etc.). Budowa i rozwój sieci, obejmującej wszystkich ludzi jest zwyczajnie ograniczona względami ekonomicznymi (biedne państwa Afryki), politycznymi (np. Chiny cenzurujące wyszukiwarkę Google), czy też społecznymi (niechęć do komputerów, uzbrajanie się przed wirtualną rzeczywistością). Dlatego też nie wszystkie narody oraz nie wszyscy obywatele będą mogli (bądź też chcieli) rzeczywiście korzystać z dobrodziejstw sieci. Z tego też powodu owe społeczeństwo sieci z założenia będzie miało charakter niepełny, by nie powiedzieć mniejszościowy.
Po drugie, należy pamiętać, że zasoby sieci i dostęp do nich jest warunkowany znacznie większą liczbą urządzeń oraz podmiotów je obsługujących (można je nazwać owymi strażnikami, takimi, jakimi są pracownicy personelu mediów instytucjonalnych), np. dostarczyciele baz danych, serwerów, sygnału, okablowania czy wreszcie twórcy zawartości Internetu zrzeszeni w różnego rodzaju organizacje (np. Wikipedia, WikiLeaks etc.) i firmy (np. Google, Myspace, Facebook) oraz web masterzy i moderatorzy grup internetowych, forów czy blogów.
I po wtóre, nowe media sprawiają, iż ich użytkownicy w toku praktyk komunikacyjnych wytarzają również określony, zestandaryzowany sposób interakcji za pośrednictwem nowego, internetowego języka, który opiera się w znacznej mierze na eklektycznym i skrótowym traktowaniu zasad gramatycznych oraz samych słów. Dzięki różnym aplikacjom użytkownicy sieci wytwarzają swój własny język emotikonów, skrótów, dwuznacznych form, które pozwalają im w sposób szybszy i krótszy uchwycić sedno. Jest to nic innego jak standaryzacja przekazu medialnego, z którą mamy do czynienia w przypadku mediów instytucjonalnych, które oczekują od swoich dziennikarzy artykułów i materiałów w określonej formie i zawartości.
Powyższe uwagi dowodzą, iż należałoby na nowe media patrzeć raczej w perspektywie nowej odmiany mediatyzacji jako władzy medialnej (w tym wypadku nowych mediów – Internetu), niż jako koniec zjawiska mediatyzacji w ogóle.
Trzecią tezę Schulz nazywa umiarkowaną (w odróżnienia od pierwszej – optymistycznej, i drugiej – sceptycznej)64. Otóż podział na nowe i stare media nie musi, i nie jest, tak oczywisty i słuszny, jak mogłoby się wydawać. Przecież media instytucjonalne, które nazywa się czasami starymi mediami, zmierzają do integracji swego konwencjonalnego oblicza z nowymi, multimedialnymi technologiami, dążąc coraz częściej do zdigitalizowania swojej działalności i wpływów – nie tyle przeniesienia do Internetu, ale skolonizowania go. Przywoływane zjawisko konwergencji unaocznia, więc jak tzw. stare media w niewielkim stopniu różnią się w swojej charakterystyce od nowych mediów65. Z tej perspektywy nowe media wcale nie są znowu takie nowe. Ową nowość zdają się nadawać zdobycze technologiczne, których efektem są właśnie owe media (blogi, fora, portale społecznościowe etc.). Schulz, powołując się na ustalenia Rice’a66 oraz Morris i Ogan67, zauważa, że nowe media nie są niczym innym, jak hybrydową wersją czy może raczej rekonfiguracją konwencjonalnych mediów. Ponadto przywołuje znaną prawdę, iż „nowe” medium nigdy jeszcze nie wyparło całkowicie „starego”. Druk obronił się przed radiem, tak jak radio przed kinem, a kino przed telewizją.
Niemiecki politolog zauważa, że Internet zdecentralizował i zdemokratyzował informację, dzięki czemu każdy może dzisiaj, za pośrednictwem sieci, dotrzeć w łatwy sposób do określonych wiadomości. Aczkolwiek kluczową zmianę Schulz dostrzega w rozprzestrzenieniu się za pośrednictwem Internetu rozrywki. Stała się ona bardziej różnorodna, dostępna, żywa i ekscytująca. Jednakże należy pamiętać, iż rodzące się przyzwyczajenia wśród użytkowników mediów, aby rozrywkę czerpać właśnie z sieci, wcale nie podważyły wpływów dominującej telewizji68.
Wreszcie, jeśli chodzi o informację oraz o wytwarzaną przez użytkowników sieci zawartość, to jest to w dalszym ciągu nieznaczna część całości informacji i opinii, krążących w Internecie w formie zestandaryzowanych artykułów, pochodzących od mediów instytucjonalnych i obsługującego ich personelu medialnego, a więc dziennikarzy, reporterów, operatorów etc. Nowe media stają się więc nową platformą dla „starych” informacji i opinii – jak metaforycznie ujął to niemiecki politolog – nowe media zapewniają stare wino w nowych bukłakach.
Koniec końców, wiele różnych grup, organizacji i firm używa nowych mediów jako suplementu względem starych kanałów i platform zewnętrznej i wewnętrznej komunikacji. Również partie polityczne umiejętnie zaadaptowały sieć do własnego użytku, nie rezygnując w żadnym razie z mediów tradycyjnych, co dobrze pokazują ostatnie kampanie wyborcze oraz powiększająca się literatura badawcza na ten temat69. Winfried Schulz konstatuje więc, że dopóty nowe media nie wyparły starych mediów, dopóki zjawisko i efekty mediatyzacji będą również przenosić się na środowisko nowych mediów70.
Podsumowując więc, warto za niemieckim badaczem powtórzyć, iż mediatyzacja ma cztery wymiary – po pierwsze, powiększa zakres i możliwości ludzkiej komunikacji; po drugie, media, tworząc ponętny świat wirtualny (imitujący do pewne stopnia świat realny), zastępują nim świat rzeczywisty odbiorców (groźba eskapizmu); po trzecie, media wiążą się z różnymi, nie medialnymi aktywnościami społecznego życia (np. budują wspólnotę doświadczeń wirtualnych, którą poza mediami dana jednostka prawdopodobnie nie byłaby w stanie doświadczyć (skok na bungee, nurkowanie w głębinach etc.); i wreszcie po czwarte, ostatnie, lecz najważniejsze – aktorzy i organizacje różnych sektorów społecznej przestrzeni dostosowują się do logiki działania mediów.
2.2. Władza jako funkcjonowanie
W dotychczasowych rozważaniach nad typologią władzy medialnej zwracano uwagę na to, jak mass media zmieniły i zmieniają otaczającą społeczeństwo rzeczywistość. Jak bardzo postępująca mediatyzacja świata rozbudowuje wpływy mediów.
Omawiany wcześniej typ władzy medialnej pokazuje, iż media mogą być wykorzystywane w sposób, który pozwala elitom politycznym komunikować się ze społeczeństwem za obopólną korzyścią w sposób bardziej zrozumiały, adekwatny, po prostu skuteczny. Mogą być one jednak również wykorzystywane – jak w przypadku krajów niedemokratycznych – do ekspansji władzy politycznej. Dotykamy tutaj sedna drugiego typu władzy medialnej rozumianej jak funkcjonowanie. Otóż badacze mediów, a także sami obywatele, także elity polityczne, przypisują mediom określone funkcje. Funkcja zaś to „działania (lub przeznaczenie do działania) danego elementu w układzie, do którego ów element należy”71. W podanej definicji zamknięte jest clou omawianego typu władzy medialnej. Funkcjonalność mass mediów opiera się na działaniu lub też na przeznaczeniu do działania, a więc opisywanej wcześniej kilka razy potencji mediów. To, że media mogą i mają w oczekiwaniu kluczowych podmiotów systemu społecznego pełnić określone funkcje wskazuje na pełnoprawność, a więc legitymizację mocy mediów w ramach danego układu.
Funkcję można przypisać tylko temu podmiotowi, który może ją pełnić. Nie sposób przypisywać przebitej oponie funkcji motorycznych niezbędnych do poruszania się samochodem. Podobnie jest w przypadku mediów. Określenie jakiegoś podmiotu repertuarem funkcji, które winien on pełnić, sprowadza się do pośredniego nadania mu władzy określonej wyznaczonymi granicami danej funkcji. Oczywiście, gdyby tej władzy ów podmiot nie posiadał, nie można byłoby mu nadać danych funkcji. Opona musi być sprawna, aby oczekiwać od niej wypełnienia funkcji motorycznych przy każdorazowym odpaleniu samochodu. Jej władza polega na tym, iż ten samochód może się dzięki niej poruszać. W innym wypadku poruszanie się autem byłoby niemożliwe. Podobnie jest w przypadku mediów. Nadanie im określonej funkcji z jednej strony jest uprawomocnieniem ich istnienia oraz działań, które podejmują, z drugiej zaś uzdatnieniem ich do działania w określony, pożądany sposób. By pozostać przy przykładzie sprawnej opony, można również nadać jej funkcję rozrywkową, jeśli dzieci miałyby ochotę się nią pobawić. Jest to funkcja dodatkowa, alternatywna, która w pierwszej chwili była ukryta, lecz potencjalna. Tak samo jest z mediami, których funkcjonalność – jak pokazują internetowe social media (portale Web 2.0 i 3.0) – ma znacznie większy zakres, niż mogłoby się wydawać badaczom sprzed kilku dekad.
Wracając jednak do typologizacji władzy medialnej, warto podkreślić, iż sam fakt funkcjonowania w ramach szerszego systemu, jakim jest system społeczny, ma charakter władczy. Media przeznacza się do pełnienia określonych funkcji, które są one w stanie wypełniać. Jeśli mass media nie pełnią danej funkcji, to można mówić o ewentualnej dysfunkcji danego medium lub całego systemu medialnego. Sprowadza się to najczęściej do tego, iż z jakichś względów funkcjonalna władza mediów jest ograniczona, np. przez elitę rządzącą, która ignoruje media bądź, co gorsza, wywiera na nie skuteczne naciski, przez właściciela, który nie pozwala krytykować danej partii politycznej, przez koniunkturę, która wyklucza możliwość produkowania wielomilionowych show, które gromadzą przed ekranami telewizyjnymi miliony widzów, czerpiących z tego powodu ogromną radość etc.
Najbardziej przekonującą – według W. Pisarka – listę funkcji, która była efektem międzynarodowych badań, podaje raport UNESCO z 1980 r. pt. . Znajdziemy na niej następujące funkcje72:
– informacji (fakty, obrazy, opinie, żeby móc funkcjonować, żeby wiedzieć);
– socjalizacji (żeby być członkami grupy);
– motywacji (promocja celów, stymulacja wyborów i aspiracji, żeby móc działać);
– debatowania (żeby uzgadniać i wyjaśniać);
– edukacji (żeby dostarczać wiedzy, kształtować charakter i umiejętności);
– promocji kultury (żeby przekazywać dziedzictwo, budzić wyobraźnię i potrzeby estetyczne);
– rozrywki (rekreacja, żeby bawić);
– integracji (żeby wszyscy mieli dostęp
do
tego, co ważne, żeby zapobiegać wykluczeniu).
Powyższe funkcje z jednej strony pokazują odpowiedzialność, jaka ciąży na mass mediach, z drugiej zaś unaoczniają, jak ogromną władzę funkcjonalną (zakładaną, postulowaną przez twórców raportu) mają media. Oczekiwania względem mediów sprawiają, iż ich władza w ramach pełnionych funkcji może poszczycić się legitymizacją, której mogą pozazdrościć zwycięskie w demokratycznych wyborach partie polityczne.
Przyglądając się przywołanym funkcjom, można pokusić się o następującą refleksję. Mianowicie, dysfunkcjonalność motoryczna opony odbiera jej władzę nad tym, czy dany pojazd ruszy z miejsca, czy też nie. Po prostu zostanie wymieniona. W przypadku mediów sytuacja jest od pewnego momentu inna. Dysfunkcjonalność np. socjalizacyjna lub integracyjna danego medium sprawia, iż nie traci ono wcale swojej władzy funkcjonalnej. Po prostu wykorzystuje ją w sposób przeciwny od zamierzenia. Niczym nóż, który z przydatnego narzędzia kuchennego staje się narzędziem zbrodni. W tym wypadku medium nie socjalizuje, nie integruje odbiorców mediów. Dzieli ich, antagonizuje, pogłębia spory, a także poczucie wykluczenia. Odebranie władzy dysfunkcjonalnej danemu medium wiązałoby się z jego zamknięciem lub też kompletnym odsunięciem się od niego wszystkich użytkowników, co uniemożliwiłoby istnienie takiego tytułu lub stacji telewizyjnej. Taki scenariusz jest jednak rzadkością, tak więc takie medium winno być zwyczajnie marginalizowane (bez łamania przy tym zasad pluralizmu) przez system społeczny w imię wyższych celów, takich jak integralności struktur społecznych.
2.3. Władza jako oddziaływanie
Oddziaływanie – zgodnie z tym, co ustalono na wcześniejszych stronach – może stanowić pewien, warunkowany typ władzy. Otóż jeśli można stwierdzić, iż podmiot A ma zamierzony wpływ na podmiot B, to konstytutywną cechą tej relacji władzy (między A i B) jest rzeczywiste dopuszczenie oddziaływania podmiotu A na podmiot B przez właśnie podmiot B. Wynika z tego, że władza podmiotu A nad podmiotem B jest oparta na zgodzie tego ostatniego. Jak ta relacja władzy wygląda w praktyce? Otóż odbiorcy mediów dopuszczają media do oddziaływania na nich przez korzystanie z tych mediów. Gdyby obywatel nie włączył telewizora ani nie zajrzał do gazety, nie stałby się odbiorcą tych mediów, przez co nie dopuściłby do tego, aby te mogły na niego oddziaływać. Odrzuciłby więc władzę mediów rozumianą jako oddziaływanie. Jednakże – jak wykazano na wcześniejszych stronach przy omawianiu zjawiska mediatyzacji – w dzisiejszych czasach odrzucenie mediów wiąże się z realnym ryzykiem postawienia siebie poza nawias wspólnoty komunikacyjnej, która w przemożny sposób naoliwia mechanizmy funkcjonowania całego systemu społecznego. Można wyobrazić sobie taką sytuację, w której jakiś obywatel, nie korzystając z mediów, czerpie kluczowe informacje o rzeczywistości społeczno-politycznej od sąsiada, który jest odbiorcą mediów, godząc się na ich władzę w zakresie oddziaływania. W tym wypadku obywatel, niekorzystający z mediów, zgadza się na władzę mediów, która przybiera jednak formę zapożyczoną. Warto też pamiętać, że w takiej sytuacji ów obywatel zgodził się również na inną władzę, bezpośrednią. Mianowicie, władzę swojego sąsiada, który wprost decyduje o tym, o czym i jak opowie obywatelowi niekorzystającemu z mediów. Tak sytuacja zdaje się być w dwójnasób gorsza (dodatkowy – sąsiad).
Z powyższego wywodu wynika, iż wstępny warunek zaistnienia władzy mediów jako oddziaływania zostaje wypełniony w momencie jakiegokolwiek skorzystania z mass mediów. Mało tego. Okazuje się, iż dzisiaj, w dobie społeczeństwa informacyjnego, nie ma właściwie możliwości odrzucenia mediów z równoległym funkcjonowaniem w zastanych strukturach społecznych opartych na wspólnocie komunikacyjnej. Z tego też względu rozważany wcześniej warunek zdaje się być czysto hipotetyczny, a władza mediów jako podmiotu oddziałującego jest realna.
Jedynym problemem w omawianym typie władzy mediów rozumianej jako oddziaływanie jest „zamierzoność”. To znaczy, że media mają w pełni świadomość swojej władzy, a więc mocy oddziaływania i są w stanie ją skutecznie i celowo wykorzystywać. Czy tak w rzeczywistości jest? Co zaś począć z niezamierzonymi przez nadawcę skutkami oddziaływania (funkcjami ukrytymi)? Pomocna w odpowiedzi na to pytanie jest refleksja nad oddziaływaniem mediów nestora polskiego medioznawstwa, który zauważa, że:
integracyjną funkcją komunikowania masowego ściśle wiążą się teorie odnoszące się do wpływu mediów na świadomość, postawy i zachowania odbiorców, a pośrednio całego społeczeństwa, w którym owe media funkcjonują. Do tych teorii należą z jednej strony teorie wyjaśniające, jakie mechanizmy sprzyjają pozytywnie ocenianemu oddziaływaniu mediów, z drugiej zaś teorie tłumaczące ich niepożądaną rolę w hamowaniu procesów integracji społecznej73.
Wśród teorii wyjaśniających wskazał koncepcję wskaźników kulturalnych George’a Gerbnera74, nazywaną też teorią kultywacji, która zakłada, iż odbiorcy biorą za prawdziwy zdeformowany przez media obraz rzeczywistości, czyniąc go godniejszym zaufania niż rzeczywistość samodzielnie przez nich postrzegana. To ma z kolei wpływ na ich zachowania społeczne. Drugą z teorii wyjaśniających jest – według Pisarka – hipoteza dziennego porządku (agenda-setting effect) Maxwella McCombsa i Donalda Shawa75, która zakłada, że to właśnie media przyciągają uwagę społeczeństwa-obywateli i kierują ją na sprawy według nich istotne. Trzecia teoria zasadza się na zjawisku spirali milczenia (Schweigespirale), na którą zwróciła uwagę niemiecka badaczka Elizabeth Noelle-Neumann76. Im wyraźniej w mediach dominuje jakaś opinia, jakieś przekonanie, tym łatwiej odbiorcy dostosowują własne, deklarowane zdanie do tych, które panują w ich otoczeniu.
Jeśli zaś chodzi o teorie oddziaływania mediów, dezintegrujące społeczeństwo za pomocą indywidualizacji, dyferencjacji i fragmentalizacji, to krakowski badacz wskazuje na koncepcję kodu ograniczonego Basila Bernsteina77, która zakłada wykluczenie z przestrzeni zrozumienia otaczającej rzeczywistości tych odbiorców mediów, którzy nie posługują się danym kodem językowym. Drugą teorią, tłumaczącą niepożądaną rolę mediów w hamowaniu procesów integracji społecznej, jest koncepcja rosnącej luki wiedzy lub powiększającej się luki dostępu do informacji (knowledge-gap), sformułowanej przez Phillipa J. Tichenora78. Polega ona na tym, iż nierówny strukturalnie podział przekazywanej wiedzy w mediach masowych powiększa intelektualne rozwarstwienie społeczne, co dezintegruje społeczeństwo.
Powyższy przegląd teorii, które kładą silny fundament pod omawiany typ władzy mediów, pozwala w sposób twierdzący odpowiedzieć na postawione pytanie. Media w znacznej mierze są świadome swojej władzy i potrafią ją wykorzystywać w celu przekonania odbiorców do określonych poglądów i konkretnych postaw, co wyraźnie widać w literaturze przedmiotu poświęconej weryfikacji przywołanych wcześniej teorii i hipotez medioznawczych.
Przejmującym dowodem na to, że media mają świadomość swojej władzy jako oddziaływania na swoich odbiorców jest jednostronny, choć niezwykle potrzebny, film dokumentalny o charakterze śledczym Roberta Greenwalda pt. . W dokumencie zaprezentowano różne techniki manipulowania odbiorcami za pośrednictwem doboru tematów, które były codziennie narzucane przez kierownictwo stacji Fox News Channel, sposobów ich przedstawiania, doboru ekspertów oraz publicystów czy podawaniem niesprawdzonych informacji w sprawach istotnych dla społeczeństwa amerykańskiego, takich jak np. wybory prezydenckie. Autorzy filmu zaprezentowali wyniki badania odbiorców stacji informacyjnej Ruperta Murdocha z 2003 r., mierzącego wiedzę na temat faktów dotyczących wojny w Iraku. Rezultaty porównania odpowiedzi widzów FNC z odpowiedziami widzów pozostałych kanałów informacyjnych były porażające. Okazało się, że na pytanie o to, czy Stany Zjednoczone znalazły w Iraku broń masowego rażenia, aż 33 proc. widzów Fox’a odpowiedziało twierdząco, podczas gdy widzowie pozostałych kanałów publicznych – PBS-NPR – tylko 11 proc. Z kolei na pytanie, czy światowa opinia publiczna popiera wojnę w Iraku, widzowie FNC odpowiedzieli twierdząco w aż 35 proc., natomiast widzowie PBS-NPR w zaledwie 5 proc. Kolejne pytanie brzmiało: czy Amerykanie odkryli powiązania między Irakiem i Al-Qaidą? Twierdząco odpowiedziało aż 67 proc. widzów Foxa (widzowie PBS-NPR – zaledwie 16 proc.). Wniosek, jaki wysuwają eksperci biorący udział w filmie, jest taki, iż widzowie Fox News Channel mają wyraźnie zaburzony obraz świata, zwłaszcza jeśli chodzi o rejon bliskowschodni i politykę zagraniczną. Im dłużej oglądają kanał informacyjny Murdocha, tym mniej znają faktów, a tym bardziej popierają administrację Georga Busha. Warto wspomnieć, iż twórcy filmu zarzucają FNC nagminne mieszanie opinii z faktami oraz okraszanie każdej informacji odpowiednią dla linii programowej stacji interpretacją. Dlatego też widzowie Fox’a nie otrzymują faktów, a mając tylko opinie, nie są w stanie w sposób racjonalny podjąć decyzji. Nie mogą również osądzić, co jest prawdą, a co fałszem, gdyż to kryterium nie jest nieadekwatne do oceniania opinii. Tylko fakty mogą być prawdziwe lub fałszywe, ale te z kolei nie są na antenie FNC autonomicznymi informacjami, tylko elementami większej interpretacji.
Podsumowując władzy medialnej rozumianej jako oddziaływanie na odbiorców, warto pamiętać, iż jest to najbardziej wstydliwy dla mediów typ władzy, zwłaszcza jeśli można je przyłapać na manipulacji (casus Fox News Channel). Sam fakt oddziaływania mediów na społeczeństwo nie jest władzą. Jest tylko jej potencją. O władzy medialnej rozumianej jako oddziaływanie można mówić wtedy, kiedy media podmiot władczy oddziałuje w sposób intencjonalny na odbiorców, w celu wywołania zamierzonych skutków. Te cele mogą mieć wymiar krótkoterminowy (np. przekonywanie do nieuczestniczenia w jakimś referendum, popieranie konkretnego kandydata na prezydenta w danej kampanii wyborczej) lub długoterminowym (linia programowa medium) – np. liberalizacja stosunków państwa z Kościołem, popieranie prywatyzacji spółek skarbu państwa czy popieranie środowisk lewicowych bądź prawicowych w różnych sporach. Jeśli do tego dodamy umiejętne wykorzystywanie technik, mających na celu pokazanie stanowiska, które medium z różnych względów (upolitycznienia, żądań właściciela) uważa za słuszne, to okaże się, iż władza mediów rozumiana jako oddziaływanie na odbiorców jest powiązana w wielu wypadkach z jeszcze innym typem władzy – władzą manipulatorską. Wydaje się więc, iż po raz kolejny można przyznać, że media wcale nie są nazywane na wyrost „czwartą władzą”.
2.4. Władza jako kontrolowanie
Ostatnim wyróżnionym typem władzy medialnej jest kontrolowanie. Wydaje się, iż termin „czwarta władza” intuicyjnie przywołuje na myśl wszelkie funkcje kontrolne, jakie media powinny pełnić na linii władza – społeczeństwo. Zgodnie z tytułem niniejszej dysertacji, to ten typ władzy będzie mnie interesował najbardziej w drugiej, badawczej części pracy. Należy jednak dookreślić, na czym polega w rzeczywistości władza mediów rozumiana jako kontrolowanie?
W demokracji politycy, by rządzić, potrzebują aprobaty rządzonych (społeczeństwa) – legitymizacji. Momentem cesji władzy społeczeństwa na rzecz polityków są wybory, które odbywają się w czasie z góry określonym. W tym momencie politycy stają się rządzącymi, a obywatele, którzy przez czas kampanii byli wyborcami, stają się rządzonymi. W tej demokratycznej relacji między rządzącymi a rządzonymi kluczową rolę odgrywa zaufanie. Wiara obywateli w to, iż ich reprezentanci – politycy będą działać na rzecz wspólnego dobra na podstawie tego, co stanowiło przedmiot kampanii wyborczej. O ile w czasie wyborów politycy, aspirujący do miana rządzących, mają przed oczyma tylko i wyłącznie oczekiwania wyborców, o tyle po wyborach istnieje zagrożenie, iż rządzący będą raczej dostrzegać w obywatelach przede wszystkim rządzonych, a nie wyborców.
Nieodzownym ogniwem relacji między politykami a obywatelami są właśnie media. Zarówno w okresie wyborczym, jak i międzywyborczym. To one – wedle normatywnej teorii mediów79 – mają przybliżać wyborcom partie polityczne, ich programy, sylwetki najważniejszych polityków (oczywiście to media określają, kto jest owym najważniejszym politykiem). To na podstawie ich relacji, materiałów dziennikarskich, komentarzy wyborcy od dekad mieliby decydować, w czyje ręce powierzają swój los, dobrobyt oraz przyszłość. Media mają umożliwiać swobodny dialog między elitami politycznymi a społeczeństwem. To od mediów w znacznej mierze zależy zrozumienie rządzących przez rządzonych i na odwrót. Właśnie na tym polegać ma „władza” mediów. Na budowaniu dyskursu, kształtującego wiedzę i wyobrażenia o rzeczywistości rządzonych, a także rządzących, których pozycja poza okresem kampanii wyborczej jest wyraźnie uprzywilejowana80.
Społeczeństwa demokratyczne wysuwają wobec wolnych, niezależnych mediów precyzyjne żądanie: patrzcie na ręce rządzącym, rozliczajcie ich z obietnic, sprawdzajcie, w jaki sposób sprawują udzieloną im podczas wyborów władzę. Media są więc metaforycznym psem demokracji (ang. ), który ma stać na straży trójpodziału władzy oraz ma ostrzegać społeczeństwo, niczym alarm antywłamaniowy przed nadużyciami władzy.
Najlepiej rolę mediów w demokracji oddaje systemowa propozycja skandynawskiego badacza Kenta Aspa81 (rys. 1). Media powinny w demokracji stanowić wolny rynek wymiany idei. Powinny dostarczać obywatelom informacje w taki sposób, aby ci mogli wyrobić sobie opinie w sposób nieskrępowany i w pełni autonomiczny. Jest to wypełnienie jednej z kluczowych wartości demokracji, a więc prawa do swobodnego formowania opinii. Równolegle to media są odpowiedzialne za kontrolowanie, w imieniu społeczeństwa, rządzących.
Rysunek 1. Rola mediów w demokracji
Źródło: na podstawie schematu teoretycznych założeń roli mediów w demokracji – K. Asp, , „Nordicom Review” 2007, s. 33.
Media mają więc dwie, niezależne od siebie normatywne funkcje do wypełnienia w systemie demokratycznym. Zapewnienie informacji obywatelom oraz kontrolowanie władzy. W ramach informowania społeczeństwa, media winny wspierać różne opinie (metafora agory, forum, wolnego rynku idei i opinii), a także dostarczać obywatelom fakty, niezbędne do podejmowania decyzji i przyjmowania określonych postaw oraz opinii. Równolegle media mają kontrolować władzę, poprzez eksponowanie niewłaściwego zachowania polityków – nieodpowiedniego postępowania, przekraczania swoich kompetencji czy niewywiązywania się z postawionych przed nimi zadań.
Kolejny poziom wyróżniony na przedstawionym schemacie dotyczy oczekiwań o charakterze normatywnym, które przypisano określonym funkcjom mediów w systemie demokratycznym. Z nich bowiem – uczciwości, informacyjności i kontroli – wynikają opisowe oczekiwania.
W zakresie wartości informacji najważniejsza dla społeczeństwa wydaje się być relewantność podawanej przez media informacji dotyczącej kluczowych spraw. Prócz ważności podawanych wiadomości, istotna jest ich zawartość, a więc treść i forma. Ich adekwatność jest najważniejszym warunkiem zrozumienia przekazywanych informacji. Kolejnymi aspektami wiadomości podawanych przez media jest ich rozległość i dogłębność, rozumiane jako umiejętne pokazanie określonego wycinka rzeczywistości wraz z jego kontekstem oraz wszelkimi niejednoznacznościami. Dzięki takim informacjom, to odbiorca-obywatel jest podmiotem, wyciągającym wnioski, interpretującym fakty.
Przechodząc do bezstronności, należy zauważyć, iż to właśnie na mediach ciąży obowiązek uczciwego relacjonowania różnych opinii w tej samej sprawie – w imię oczekiwanej niezależności mediów, dystansu do przedstawionych spraw. Wszystko w celu urzeczywistnienia normatywnego oczekiwania ze strony obywateli wolnego rynku wymiany idei i opinii82.
Senes bezstronności wyraża się w niefaworyzowaniu żadnej partii, żadnej ze stron sporu. Z tej perspektywy media są zobligowane do tego, aby nie promować żadnego z wizerunków aktorów sprawy, ani pożądanego przez którąkolwiek ze stron podziału obrazu określonego problemu (sprawy) – relacja (ustosunkowanie się) aktora do danej sprawy83.
Ostatnim elementem schematu jest kontrolowanie rządzących. Szwedzki badacz nie ma wątpliwości, iż media są „czwartą władzą” („The Fourth Estate”)84. Zakłada, iż media, by móc pełnić tę funkcję, albo lepiej władzę, muszą być w pełni autonomiczne w relacji z podmiotem, który mają kontrolować, a więc rządzących (zasada: ). Temu zadaniu Asp przypisuje dwa kryteria – poprawności i efektywności. Jest to kluczowe, z perspektywy całego systemu demokratycznego, zadanie przed jakim stawiają obywatele media. Te nie mogą więc sobie pozwolić na bezpodstawne zarzuty – na fałszywy alarm antywłamaniowy. Jednakże jeżeli media, kontrolując władzę, dopatrzą się uchybień, niesubordynacji, przekroczenia kompetencji lub niewypełniania zadań, przed którymi społeczeństwo postawiło polityka bądź ten uczynił to samodzielnie (np. realizacji obietnic wyborczych), to materiały dziennikarskie, obnażające rządzących, winny być prawdziwe, istotne, niezależne (niezmanipulowane) oraz uczciwe, czyli winna za nimi stać słuszna motywacja służenia społeczeństwu i państwu. Wydaje się, iż proponowany schemat funkcji mediów w demokracji autorstwa szwedzkiego badacza ujmuje w sposób syntetyczny kluczowe funkcje mediów, które rozpatrywane z osobna, wspólnie świadczą o realnej władzy mediów jako kontrolerów. Ta perspektywa jest szczególnie istotna. Warto jednak dodać do niej, przydatne z punktu widzenia operacjonalizacji badawczej, kryterium.
Mianowicie, władza mediów rozumiana jako kontrolowanie ma dwa oblicza. Pierwsze – nadzwyczajne – polega na tym, aby pilnować rządzących i informować społeczeństwo o łamaniu prawa, przekraczaniu kompetencji oraz o oszukiwaniu obywateli. Chodzi o to, aby media wykrywały skandale w szeregach władzy, przy równoczesnym zachowaniu przez nie dyscypliny uniemożliwiającej eskalację skandalizacji zdarzeń ponad miarę dla partykularnych interesów85. Drugie zaś oblicze – zwyczajowe – polega na tym, że media rozliczają rządzących z ich deklaracji i obietnic złożonych w trakcie wyborów oraz w okresie międzywyborczym – czy i w jaki sposób to czynią?
Owe zwyczajowe kontrolowanie władzy stanowi zasadniczy przedmiot analizy niniejszej pracy (patrz cz. II). Media, stojąc na straży interesów społeczeństwa, winny sprawować władzę kontrolną nad rządzącymi w sposób ciągły, usystematyzowany, przewidywalny zarazem dla elit politycznych, jak i społeczeństwa. Wyrazem słuszności tego poglądu jest zwyczaj organizowania studniówki oraz kolejnych rocznic rządu, podczas których władza chwali się swoimi sukcesami, natomiast media rozliczają ją z jej zaniechań na oczach milionów odbiorców mediów – obywateli, którzy raz na jakiś czas (kadencyjność), stając się wyborcami, samodzielnie osądzają elitę rządzącą. Media zapewniają, a przynajmniej powinny zapewniać, nieustanne rozliczanie władzy również, a może przede wszystkim, w okresie międzywyborczym, który rządzi się zupełnie innymi prawami niż czas kampanii wyborczej.
Dzięki takiemu działaniu mediów, które dzierżą władzę rozumianą w kategoriach kontrolowania elity rządzącej w imieniu obywateli, społeczeństwo może zdecydować, czy elity polityczne dobrze wypełniają swoje zadania, czy też nie. Czy politycy realizują złożone obietnice, roztaczane podczas kampanii wyborczej plany, czy też rzuceni w wir bieżących spraw odłożyli ich realizację ? Z tej perspektywy ostatni z wyróżnionych typów władzy w proponowanej powyżej typologii władzy medialnej wydaje się być kluczowy dla dobrego funkcjonowania całego systemu demokratycznego, w którym media mają do spełnia bardzo ważną i odpowiedzialną funkcję – zwyczajowego kontrolera. Właśnie ten wymiar należy mieć przed oczyma, nazywając media „czwartą władzą”. I z tej perspektywy nie jest to określenie w żadnym razie na wyrost. Dlatego też uzasadnione wydaje się zadanie pytanie: czy polskie media, na przykładzie ogólnopolskich dzienników prestiżowych, wywiązują się z tego obowiązku, który stanowi o dzierżonej przez nie władzy?