Witkacy. Etyka - Agnieszka Kałowska - ebook

Witkacy. Etyka ebook

Agnieszka Kałowska

0,0
29,50 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Dzięki publikacji Czytelnik przeżyje nowe spotkanie z Witkacym: ujrzy go jako rozmówcę i teoretyka rozmowy; podważającego religię poszukiwacza Absolutu; obywatela podbitego państwa pozującego do zdjęć w stroju kolonialisty, człowieka współczującego cierpiącej musze i psom na łańcuchach, o krok od konwersji na buddyzm. Najważniejsze problemy etyczne dwudziestego wieku – dialog, stosunek do religii, kolonializm, ekologia, wielokulturowość – znajdują odbicie w biografii i twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza: nie tylko w powieściach i dramatach, ale i w listach, komentarzach, tekstach publicystycznych.

 

Autorka podejmuje temat dotychczas niezbadany: rekonstruuje poglądy etyczne artysty, wnikliwie śledząc ich rozwój, złożoność, ukazując źródła i artystyczne konsekwencje. Wydobywa szczeliny między deklaracjami a poglądami wynikającymi z tekstów, sytuuje na tle najważniejszych twórców epoki, pokazuje dramatyczne zwroty, a wreszcie i to, że etyka Witkacego rodziła się w dialogu z Innymi – i tylko dzięki sztuce ich głosy mogły wybrzmieć.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 324

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Redakcja serii „PROJEKT: EGZYSTENCJA I LITERATURA”

Marzena Woźniak-Łabieniec, Przemysław Dakowicz, Arkadiusz Morawiec

RECENZENT

Anna Krajewska

REDAKTOR INICJUJĄCY

Urszula Dzieciątkowska

OPRACOWANIE REDAKCYJNE

Dorota Stępień

SKŁAD I ŁAMANIE

Munda – Maciej Torz

PROJEKT OKŁADKI I LAYOUT

Katarzyna Turkowska

Na okładce wykorzystano zdjęcie Stanisława Ignacego Witkiewicza autorstwa Józefa Głogowskiego ze zbiorów Biblioteki i Archiwum Naukowego Muzeum Tatrzańskiego

© Copyright by Agnieszka Kałowska, Łódź 2016

© Copyright for this edition by Uniwersytet Łódzki, Łódź 2016

Wydane przez Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego

Wydanie I. W.07341.16.0.M

Ark. wyd. 11,5; ark. druk. 18,25

ISBN 978-83-8088-201-0

e-ISBN 978-83-8088-202-7

Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego

90-131 Łódź, ul. Lindleya 8

www.wydawnictwo.uni.lodz.pl

e-mail: [email protected]

tel. (42) 665 58 63

Wykaz skrótów

BK – Bez kompromisu. Pisma krytyczne i publicystyczne, zebrał i oprac. J. Degler, Warszawa 1976.

BU – S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, t. 1:622 upadki Bunga, czyli demoniczna kobieta, oprac. A. Micińska, Warszawa 1922.

DI – S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, t. 5:Dramaty I, oprac. J. Degler, Warszawa 1996.

DII – S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, t. 6:Dramaty II, oprac. J. Degler, Warszawa 1998.

DIII – S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, t. 7:Dramaty III, oprac. J. Degler, Warszawa 2004.

HC1 – Listy St. I. Witkiewicza do Hansa Corneliusa, tł. H. Opoczyńska, oprac. S. Morawski, „Twórczość” 1978, nr 11.

HC2 – S. I. Witkiewicz, Listy do Hansa Corneliusa, podał do druku H. Kunstmann, przeł. J. Danecki, W. Klemm, „Przegląd Humanistyczny” 1979, nr 6.

JW – S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane t. 4:Jedyne wyjście, oprac. A. Micińska, Warszawa 1993.

Kon – B. Mamoń, Listy Witkacego do K. L. Konińskiego, „Miesięcznik Literacki” 1973, nr 1.

KP – Stanisław Ignacy Witkiewicz. Człowiek i twórca. Księga pamiątkowa, red. T. Kotarbiński, J. E. Płomieński, Warszawa 1957.

LI – S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, t. 19:Listy do żony (1923–1927), oprac. J. Degler, Warszawa 2008.

LII – S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, t. 20:Listy do żony (1928–1931), oprac. J. Degler, Warszawa 2007.

LIII – S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, t. 21:Listy do żony (1932–1935), oprac. J. Degler, Warszawa 2010.

LIV – S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, t. 22:Listy do żony (1936–1939), oprac. J. Degler, Warszawa 2012.

LBM – Listy do Bronisława Malinowskiego, „Konteksty. Polska Sztuka Ludowa” 2000, nr 1/4.

LIng – S. I. Witkiewicz, R. Ingarden, Korespondencja filozoficzna, z rękopisu wydał, wstępem i przypisami opatrzył B. Michalski, Warszawa 2002.

LP1 –S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane,t. 17:Listy (I), oprac. T. Pawlak, Warszawa 2013.

LS – S. Witkiewicz, Listy do syna, oprac. B. Danek-Wojnowska, A. Micińska, Warszawa 1969.

N – S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, t. 3: Nienasycenie, oprac. J. Degler, L. Sokół, Warszawa 1992.

ND – S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, t. 12:Narkotyki. Niemyte dusze,oprac. A. Micińska, Warszawa 1993.

NF – S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, t. 8:Nowe formy w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia. Szkice estetyczne,oprac. J. Degler, L. Sokół, Warszawa 2002.

NLF– Nieznany list filozoficzny Stanisława Ignacego Witkiewicza, oprac. J. Leszczyński, „Pamiętnik Literacki” 1985, z. 4.

PiT – S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, t. 13:Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie Istnienia i inne pisma filozoficzne (1902–1932), oprac. B. Michalski, Warszawa 2002.

PJ –S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, t. 2:Pożegnanie jesieni, oprac. A. Micińska, Warszawa 2001.

Str – Listy do Marii i Edmunda Strążyskich, oprac. T. Pawlak, „Zeszyty Literackie” 2011, nr 3(115).

T – S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, t. 9:„Teatr” i inne pisma o teatrze, oprac. J. Degler, Warszawa 1995.

ZPF – S. I. Witkiewicz, Dzieła zebrane, t. 14:Zagadnienia psychofizyczne, oprac. B. Michalski, Warszawa 2003.

Wstęp

Rekonstrukcja poglądów etycznych, czyli systemu wartości Stanisława Ignacego Witkiewicza wobec niezwykle ważnych dla epoki, choć niepoddawanych refleksji teoretycznej tematów – oto cel tej książki. Interesują mnie poglądy artysty prezentowane w korespondencji, publicystyce, pracach filozoficznych, przedmowach (czyli tzw. paratekstach), ale przede wszystkim w tekstach artystycznych – powieściach i dramatach.

Stawiam tezę, że swoje etyczne przekonania autor Nienasycenia najpełniej przedstawił w utworach literackich, zaś jego postawę nazwać można dialogiczną. Dialog Witkiewicza z poglądami i postawami współczesnych rozgrywał się na wielu płaszczyznach: autor Pożegnania jesieni posługiwał się przecież zarówno medium języka, jak i sztuk plastycznych – niejednokrotnie rysunki, obrazy czy fotografie stanowią ważną glossę do etycznych sporów. Odwoływał się do różnych językowych rejestrów: filozoficznego, artystycznego, publicystycznego (liczne polemiki często przenoszone do świata powieści – casus Williama Jamesa czy Bronisława Malinowskiego), stworzył swoisty idiom (a właściwie: idiomy) korespondencji prywatnej (np. do żony, Hansa Corneliusa). Wreszcie na kartach powieści nie tylko kreuje sceny filozoficznych debat, lecz także na poziomie narracji dialogizuje głosy: własny – autorski, narratora, wreszcie – bohaterów.

Sądzę również, że można dostrzec – w przestrzeni, gdzie sztuka i teoria wiążą się bezpośrednio z życiem – jeszcze jeden wymiar: narodzonej po końcu „Starego Świata, jakim była I wojna światowa i jej konsekwencje”1, tradycji filozofii dialogu. Witkacowskie dialogi, wpisujące się w najistotniejsze etyczne spory epoki, rozgrywają się bowiem w obliczu pytań zasadniczych2, które artysta zamyka w użytym po raz pierwszy w Nowych formach w malarstwie… pojęciu Tajemnicy Istnienia.

Posługuję się tzw. dyskursami etycznymi3. Pod tym pojęciem rozumiem te ponowoczesne literaturoznawcze metodologie, które podważają przekonanie o esencjalności i autonomii dzieła literackiego; ukazują tekst jako miejsce przecinania się dyskursów władzy, uchylają prymat jednego głosu4. Dzięki temu możliwe jest po pierwsze opisanie obecnych w utworach dialogujących, a zarazem konkurujących, dążących do hegemonii postaw. Ponadto metodologie te – poniekąd zapowiadane przez autora – pozwalają dostrzec pomijane, marginalizowane tematy – takie jak dialog, kolonializm, natura, wielokulturowość – a także wydobyć szczeliny między poglądami przez niego deklarowanymi a wynikającymi implicite z tekstu, zwłaszcza zawartymi w jego niejawnych strukturach. Umożliwiają również wskazanie tych typowych dla epoki (lub intelektualnych mistrzów) przekonań, które artysta dziedziczył nieświadomie, a które stawały się podstawą prezentowanych w powieściach i dramatach sądów.

Należy jednak pamiętać, że źródło owych dyskursów tkwi w polityce, co najjaskrawiej jest widoczne na przykładzie postkolonializmu czy feminizmu – badania podejmowane w duchu tych metodologii pierwotnie miały służyć sprawom represjonowanych mniejszości. Z tego aspektu rezygnuję – zajmuje mnie nie polityka, a dzieło Witkacego. Odrzucam emancypacyjny potencjał owych dyskursów, ale również staram się wykraczać poza wpisane w nie binarne opozycje, np. kolonialista–ofiara, zwolennik antropocentryzmu–zwolennik ekocentryzmu. Próba wpisania Witkiewicza w tak pojęty ponowoczesny kontekst nie byłaby, jak sądzę, niczym innym tylko gestem interpretacyjnej przemocy.

Owe dyskursy, powstałe w świecie, którego autor Jedynego wyjścia nie poznał – myślę o zsekularyzowanym świecie po Holocauście, po upadku kolonialnego świata, w obliczu ekologicznej katastrofy, pomagają opisać świat, którego zmierzch Witkacy obserwował. Pozwalają również zauważyć, jak artysta, przekonany o istnieniu metafizycznego porządku, nie zawsze świadomie podważał europocentryzm, antropocentryzm, wykraczał poza chrześcijaństwo, lecz zawsze do owych porządków wracał.

W kolejnych rozdziałach odwołuję się m.in. do dyskursu wielokulturowego opisującego zderzenie dwóch formacji kulturowych – chrześcijaństwa i buddyzmu, do badań postkolonialnych (elementów etnocentryzmu i dyskursu kolonialnego oraz ich przekroczeń w narracji: stereotypów i klisz kulturowej wyższości/niższości), krytyki ekologicznej oraz nowoczesnego dyskursu antropologicznego (zmiany granicy między ludzkim a nieludzkim). Etyka pozostaje centralnym zagadnieniem wymienionych dyskursów badawczych, jednak żadnej z wymienionych metodologii nie traktuję dogmatycznie, starając się dostrzegać ich źródła i ograniczenia, unikać mechanicznej aplikacji pojęć.

Przyglądam się Witkacemu, który chce wychować swoich współczesnych za pomocą uczciwej rozmowy i w dialogu właśnie odnajduje źródło metafizyki (rozdział I). Artyście, który próbuje dotrzeć do istoty sacrum, poddaje więc próbie drogę proponowaną zarówno przez chrześcijaństwo (rozdział II), jak i buddyzm, czyli formę duchowości, która na przełomie XIX i XX w. miała odnowić Europę (rozdział III). Dostrzegam w Witkiewiczu Europejczyka stającego wobec Innego, którego kultura Zachodu – czerpiąca siły rozpędu z kolonializmu – uczynić chce przedmiotem (rozdział IV). Wreszcie zajmuje mnie stosunek autora Nienasycenia do świata natury. Przyroda Tatr była przecież jednym z pierwszych świadomie oglądanych przez niego krajobrazów, przez resztę życia zaś – jednym z niewielu, które tak bardzo pragnął widzieć i doświadczać. Wielokrotnie zadawał niepokojące pytanie o granice między ludzkim i tym, co nieludzkie (rozdział V). Starając się pamiętać nie tylko o odrębności każdego z badanych problemów/systemów, lecz także o specyfice spotkań autora Nienasycenia z nimi, w każdym z rozdziałów wprowadzam nieco inny tok narracji, choć najczęściej moją opowieść porządkuje biografia artysty.

Tu właśnie, w tym „stawaniu wobec”, dostrzegam najistotniejszy moment refleksji autora Nienasycenia,tu właśnie rodzą się pytania, na które próbuje odpowiedzieć za pomocą języka artystycznego; tu również otwiera się przestrzeń dialogu. Jedynie sztuka pozwala wybrzmieć innym głosom i Witkacy skwapliwie korzysta z tej możliwości.

***

Witkacy, niejednokrotnie deklarujący prymat dyskursu filozoficznego, dążył do stworzenia języka formalnego, ścisłego, w duchu neopozytywizmu. Na temat etyki teoretyzował nadzwyczaj rzadko. W wydanym w latach 30. tzw. „główniaku”, czyli tomie Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie istnienia,odnajdujemy zaledwie krótki, składający się z trzech akapitów (!) artykuł pt. Problem etyki. Autor wyraża tu przekonanie, które powtarzał niejednokrotnie zarówno w powieściach, jak i dramatach:

Z powodu względności etyki wszelkie próby „umetafizycznienia” problemu etyki muszą być beznadziejne, a chęć nadania wyższych sankcji danym etycznym stanowiskom – przechodzącym zakres stosunku indywiduum do gatunku, a dalej do społeczeństwa – musi prowadzić do koncepcji sztucznych, mogących mieć wartość tylko tymczasową – wychowawczą, ale nie mogących rościć sobie pretensji do rangi Prawdy Absolutnej (PiT 338–339).

Fragmentowi temu należy przeciwstawić inny, zaczerpnięty z tekstu publicystycznego z 1932 r.:

Dawniej dana filozofia implikowała koniecznie pewien określony stosunek do spraw etyki i moralnego wartościowania, jak również do estetyki, czyli zagadnienia artystycznego piękna. Dziś i od tego są specjaliści, a nowocześni filozofowie zajmują się jako tacy wyłącznie samą kwestią poznania – poglądy na etykę i estetykę, mimo że mogą być w związku nie tyle z daną filozofią, ile z poglądem ogólnym na świat, wyemancypowały się na tle ograniczenia się filozofii do kwestii z życiem nie mających nic wspólnego. Można dziś być materialistą i jednocześnie chrześcijaninem w życiu, tak samo jak można być idealistą filozoficznym, wierząc w przyszłość nietzscheańskiego nadczłowieka […] (BK 71).

Etyka i estetyka wyemancypowały się z filozofii, czyli systemy wartości nie mają już, dla współczesnych autorowi, metafizycznego ugruntowania, zaś przekroczenie norm – ostatecznych sankcji. W innym artykule autor Jedynego wyjścia mówi o własnej bezsilności, niemożności obrony przekonania o absolutnym wymiarze sztuki. Sąd ten nie podlega prawom logiki, nie daje się udowodnić, posługuje się więc Witkiewicz słownikiem religijnym:

Nie chcę się upierać obecnie przy wierze, którą dotąd miałem, że sztuka jest jednak jedną z najcenniejszych sfer twórczości ludzkiej – wartość jej jest względna (nawet tej dokonanej, a nie tylko tworzącej się) – zależy od epoki – widocznie nasza, a tym bardziej nadchodząca, nie jest i nie będzie pewno godną istnienia sztuki (BK 233).

O relatywizowaniu wartości mówił również bohater Kurki wodnej:

[EDGAR] Cóż ci pomoże, że chcesz, jeśli na dnie jest w tobie zło. A zresztą muszę przyznać się, że dziś wyszedłem poza te kategorie. Etyka jest tylko wynikiem wielości indywiduów jednego gatunku. Człowiek na bezludnej wyspie nie znałby tego pojęcia (DIII 328).

Edgar rezygnuje z usankcjonowanej metafizycznie etyki, Witkiewicz relacjonuje przebieg tego procesu z dystansu. To autor, nie bohater, dostrzega tragiczne konsekwencje tego, że sztuka i etyka, pozbawione ugruntowania w Absolucie, giną. Z rozmiaru tragedii na kartach dramatów zdaje sobie sprawę jedynie bohater Matki: „[Leon] Wstydzę się, że jestem człowiekiem, ale w naszych czasach nastąpiła dysocjacja idei danego człowieka od jego wartości etycznej”.

Kim jesteśmy bez Dobra, Prawdy i Piękna? Atanazym Bazakbalem, Genezypem Kapenem, Izydorem Smogdziejewiczem-Wędziejewskim, „gówniarzem z Zakopanego”… Wielokrotnie pojawiające się w tekstach Witkiewicza przekonanie o względności etyki i estetyki odczytywać należy nie jako światopoglądową deklarację autora, lecz raczej jako przestrogę przed wielką stratą, jaką ludzkość może ponieść.

Autor Szewców przywołuje kilkakrotnie, właśnie w kontekście ogólnych rozważań o etyce, postać Barucha Spinozy i jego dzieło Ethica ordine geometrio demonstrata, w którym filozof prezentuje etykę ukonstytuowaną w doczesnym życiu ludzkim, nie odwołuje się do autorytetu państwa czy religii. Niderlandzkiego autora czyta bohater Pożegnania jesieni, Łohoyski:

[Zosia] często teraz mówiła z Łohoyskim o problemie etyki absolutnej, którego znieść nie mógł Atanazy, wierząc w swoją teorię względności implikującą tylko pojęcie stosunku indywiduum do gatunku i społeczeństwa. Jędrek pod wpływem zerwania z kokainą stał się powoli bardziej zrównoważonym i zaczął pracować nad sobą: czytał Biblię i etykę Spinozy na przemian z średniowiecznymi mistykami iKrytyką praktycznego rozumu Kanta, co nie przeszkadzało mu szukać wyższych form przyjaźni między zdegenerowanymi autochtonami tego zaczarowanego zaiste kraju (PJ 274).

zaś jako ideał traktuje bohater ostatniej powieści:

Trzeba było skończyć z tym bałaganem i zamienić splot poszarpanych myśli w zrozumiały dla każdego logiczny ciąg zazębień jednych pojęć i twierdzeń o drugie, coś w rodzaju Etyki Spinozy czy systemu tego gówniarza z Zakopanego, Witkacego z Krupowej Równi (JW 18).

Warto przytoczyć wspomnienie Haliny Micińskiej-Kenarowej, która przywołuje wypowiedź artysty dotyczącą właśnie postaci siedemnastowiecznego filozofa: „rozwodził się nad tym, jak to poglądy filozoficzne nie zawsze chodzą w parze z praktyką życiową filozofującego, vide chociażby Spinoza, autor znakomitej Etyki, który z lubością obserwował pająka pożerającego muchy, a nawet mu je dostarczał…”5. Podobne spostrzeżenie, choć w odniesieniu do innej postaci, zanotował Karol Estreicher:

Witkacego irytowały rzekomo nieszczere uwagi Chwistka na temat krzywd proletariatu, których rozwiązania żądał Chwistek od filozofii. Wielokrotnie – nie raz, nie jeden! – Witkacy wyrzucał Chwistkowi nieszczerość, twierdząc, że nie może być głoszenia haseł bez wcielenia ich w życie6.

Witkacy cenił misterną konstrukcję Spinozjańskiej Etyki, ale nie mógł pogodzić się z brakiem metafizycznego ugruntowania prezentowanych poglądów. Rezygnacja z absolutnego wymiaru etyki świadczy co najwyżej o ograniczeniach ludzkiego umysłu, natomiast konsekwencją takiego kroku jest nieusuwalne pęknięcie między dziełem a życiowym praxis.

Przywołuje Witkiewicz Spinozę, lecz jakże adekwatny wydaje się przykład wielokrotnie wspominanego przez Nietzschego błędu popełnionego przez Schopenhauera. Przytoczmy znany fragment Zmierzchu bożyszcz:

[…] bezużyteczność, pozorność, kłamliwość takiego rokoszu [przeciw wartości] […]. By módz wogóle podjąć zagadnienie wartości życia, trzebaby stać poza życiem, a znać je przy tem tak dobrze, jak ktoś, jak wielu, jak wszyscy, którzy je przeżyli: dość powodów, aby zrozumieć, że problemat ten niedostępnym jest dla nas problematem. Mówiąc o wartościach, mówimy pod wpływem natchnienia, pod wpływem optyki życiowej […]7.

Witkacy, wbrew przekonaniu o niemożności innego niż negatywne pojęciowego ujęcia absolutnej Prawdy-Tajemnicy, nie tylko nie rezygnował z budowania filozoficznego systemu, lecz także nie chciał poprzestawać na teoretyzowaniu. Pragnął świadomie, twórczo przekształcać życie aż do przekroczenia (nie: pogodzenia) sprzeczności i cierpienia, doświadczenia pełni. Mówiąc językiem artysty – Dziwności Istnienia: „życie sztuką, a sztuka życiem! Toż to mamy to, wicie, tu na naszej małej szewskiej scence […]”.

Choć od śmierci artysty minęło już kilka dekad, problemy, z którymi się mierzył, trudno uznać za historyczne czy przebrzmiałe. Przeciwnie, pozostają boleśnie aktualne. Być może właśnie na początku obecnego stulecia – w obliczu zagrożeń wynikających z religijnych fundamentalizmów, rozwoju technologicznego itd. dają o sobie znać ze zwielokrotnioną siłą. Witkacy wytrwale stawiał pytania, poszukiwał, podważał odpowiedzi zbyt proste. Rozwiązania owych nierozwiązywalnych dylematów nie znalazł, ale pokazywał, że w ich obliczu do dyspozycji mamy tylko jedno „narzędzie”: dialog. Narzędzie skuteczne na tyle, na ile zaangażowani, uczciwi i gotowi przełamać własne uprzedzenia są rozmówcy.

W żadnym z witkacowskich dialogów nie pada ostatnie słowo – pozostają otwarte, domagają się twórczej, zaangażowanej kontynuacji. Dlatego i ja moich pięciu opowieści nie zamykam listą ostatecznych wniosków. To właśnie tu zaczyna się rola postaci, którą artysta projektował, lecz której kwestii napisać przecież nie mógł: gotowego podjąć dyskusję czytelnika.

***

Niniejsza książka stanowi zmienioną wersję rozprawy doktorskiej przygotowanej w Katedrze Literatury Polskiej XX i XXI w. Uniwersytetu Łódzkiego pod kierunkiem prof. UŁ dra hab. Tomasza Bocheńskiego i obronionej w 2013 r.

Chciałabym serdecznie podziękować Promotorowi za wspaniałą i niezwykle inspirującą współpracę. Natomiast za bardzo cenne krytyczne uwagi składam wyrazy wdzięczności Recenzentkom doktoratu, prof. Annie Krajewskiej i prof. UŁ dr hab. Krystynie Pietrych.

1 J. Filek, Czy filozofia dialogu jest filozofią dialogu?, „Mêlée. Kwartalnik Filozoficzno-Kulturalny” 2011, nr 1(6) – numer monograficzny Dialog II.

2 Nie bez przyczyny złamanie reguł etycznych nazywa Witkacy „świństwami zasadniczymi”.

3 Zob. też: M. P. Markowski, Zwrot etyczny w badaniach literackich, „Pamiętnik Literacki” 2000, nr 1; D. Ulicka, „Zwrot” etyczny w badaniach literackich, [w:] Polonistyka w przebudowie: literaturoznawstwo – wiedza o języku – wiedza o kulturze – edukacja. Zjazd Polonistów, Kraków, 22–25 września 2004, t.  2, red. M. Czermińska, Kraków 2005; A. Burzyńska, Od metafizyki do etyki, [w:] taż, Anty-teoria literatury, Kraków 2006; taż, Krajobraz po dekonstrukcji (cz. I), „Ruch Literacki” 1995, z. 1; taż, Krajobraz po dekonstrukcji (cz. II), „Ruch Literacki” 1995, z. 2; M. Dąbrowski, Projekt krytyki etycznej. Studia i szkice literackie, Kraków 2005; J. Gutorow, Inny Derrida? Kilka refleksji nad tzw. etyką dekonstrukcji, „Odra” 1999, nr 10; A. Skrendo, Dwa typy krytyki etycznej i ich pogranicze, „Teksty Drugie” 2003, nr 2–3; D. Ulicka, Poetyka – etyka – dogmatyka. O tzw. paradygmacie etycznym w literaturoznawstwie lat dziewięćdziesiątych, [w:] Dialog – komparatystyka – literatura. Profesorowi Eugeniuszowi Czaplejewiczowi w czterdziestolecie pracy naukowej i dydaktycznej, red. E. Kasperski, D. Ulicka, Warszawa 2002.

4 Por. Wprowadzenie, [w:] A. Burzyńska, M. P. Markowski, Teorie literatury XX wieku. Podręcznik, Kraków 2007.

5 H. Micińska-Kenarowa, Długi wdzięczności, wstęp Cz. Miłosz, Warszawa 2003, s. 209.

6 K. Estreicher, Leon Chwistek. Biografia artysty (1884–1944), Kraków 1971, s. 329.

7 F. Nietzsche, Zmierzch bożyszcz, czyli jak filozofuje się młotem, tł. S. Wyrzykowski, Warszawa 1910, s. 36. Ortografia oryginału.

Rozdział I

Etyka rozmowy„Ogólna walka wszystkich ze wszystkimi”

Czemu się pisze i walczy o pewne idee. Egoistyczne stwarzanie podłoża umysłowego (a pośrednio i materialnego) środowiska, w którym w ogóle można żyć społecznie, a nie siedzieć w zamkniętym pokoju przy biurku. Ale jeśli to ostatnie tylko staje się celem, następuje upadek1.

Poprzednicy. Etyczny wymiar rozmowy

Witkacy jako twórca wszechstronny, realizujący się w wielu dziedzinach – w malarstwie, fotografii, literaturze, filozofii, krytyce, epistolografii – to jeden z najczęściej powielanych opisów artysty2. Warto jednak zauważyć, że wśród słusznie przypisywanych autorowi Nienasycenia ról brakuje jednej, moim zdaniem, najważniejszej: rozmówcy, a zarazem – teoretyka rozmowy.

Zamiłowanie artysty do prowadzenia „rozmów istotnych” stało się częścią jego legendy. Dyskusje z Witkacym wspomina Roman Ingarden:

Z trzech różnych form myślowego obcowania z Witkiewiczem rozmowa była stosunkowo najbardziej instruktywna. On sam też wydawał się w tych »rozmowach istotnych« bardziej skoncentrowany i bardziej dociekliwie docierający do kwestii niż przy pisaniu […]. Umiał być bezinteresowny w rozmowie ściśle naukowej. […] umiał zapominać o sobie i różnych ludzkich względach i oddawał się całkiem toczącej się kwestii teoretycznej […] (KP 173).

Autor Nienasycenia przez całe życie chciał prowadzić mądre, uczciwe dialogi o tym, co najistotniejsze – o sztuce i filozofii. Rozmowy te miały prowadzić do Prawdy. Niejednokrotnie nieusatysfakcjonowany jakością publicznej dyskusji kreślił jej idealny obraz lub wskazywał popełniane przez uczestników, często kardynalne, błędy. Pognębiony brakiem poważnych rozmówców – prowokował, imiennie wskazywał tych, którzy unikali dyskusyjnego starcia.

Prowadzone przez niego rozmowy przybierały różne formy: nie tylko bezpośredniej wymiany poglądów, lecz także krytyk, filozoficznych i prywatno-filozoficznych listów (powstał nawet filozoficzny dwugłos – z Janem Leszczyńskim), tzw. krytyk marginesowych. W Przedmowie do Nienasycenia uznał „idee i ich walkę” za zasadniczy element struktury powieści. W powieściach i dramatach niejednokrotnie odnosił się do poglądów niefikcyjnych twórców. Wykreował również sceny wielkich filozoficznych dysput na kartach Pożegnania jesieni i Nienasycenia. Witkacy odpowiadał komentującym jego dokonania na łamach prasy. Konsekwencjami takich działań były niekiedy inspirujące starcia, częściej zaś sytuacje, przed którymi przestrzegał kilkadziesiąt lat wcześniej Schopenhauer: „Nie dyskutować z pierwszym lepszym, lecz tylko z takimi, których znamy i o których wiemy, że mają dość rozumu, by nie prawić takich absurdów, których sami się muszą potem wstydzić”3.

Autor Szewców dążył do rozmowy zarówno ze znanymi postaciami polskiej kultury, filozoficznymi autorytetami (również tymi, na odpowiedź których liczyć nie mógł), jak i – wbrew schopenhauerowskiej elitarystycznej formule („Jednakże obaj dyskutanci muszą być mniej więcej równi sobie pod względem erudycji i inteligencji”4) – deklarował chęć wymiany poglądów z amatorami. To z myślą o nich przygotowywał popularne wersje własnych prac. Podobnie jak niemiecki filozof, nie czynił Witkacy – przynajmniej w deklaracjach – różnicy między rozmową prywatną a publiczną dyskusją. Walczył z własną czarną legendą wyjątkowo trudnego rozmówcy:

[…] Irzykowski gdzieś (niestety nie pamiętam gdzie) napisał potem, że ze mną nawet ustnie porozumieć się nie można […]. Aleksander Węgierko po pierwszej „konferencji” ze mną […] powiedział ze zdumieniem: „Ale z panem można zupełnie dobrze rozmawiać” (T 349).

Niejednokrotnie autor Mątwy wypowiadał się o rozmowie z poziomu meta: określał warunki, które powinny zostać spełnione, by dyskusja była owocna. Teoretyczne uwagi odnaleźć można w większości jego publicystycznych, prywatnych i artystycznych wypowiedzi. Dążył do stworzenia i rozpowszechnienia katalogu uniwersalnych zasad, powtarzał: „Tak powinni według mnie postępować wszyscy”.

***

Podejmując temat jakości publicznej dyskusji, autor Szewców przywoływał postać swojego ojca, Stanisława Witkiewicza – autora m.in. krytyk i tekstów poświęconych krytyce malarskiej – jako twórcy, który był o krok od stworzenia pojęciowych podwalin omawianej dziedziny. Konstatując brak jakichkolwiek pozytywnych zmian od czasów, gdy powstawały artystyczne monografie autorstwa twórcy stylu zakopiańskiego, Witkacy podejmuje się zadania, którego nie zrealizował jego ojciec.

Innym znanym artyście i cenionym przez niego twórcą, który rozważał zagadnienie sposobu prowadzenia rozmowy, był Artur Schopenhauer. Autor Pożegnania jesieni nigdy tez Erystyki nie przywoływał. Przyczyną tego była, jak sądzę, zasadnicza odmienność celów: praca niemieckiego filozofa została poświęcona sposobom osiągnięcia zwycięstwa w sporze, pozornej prawdy. Z chęci pokonania przeciwnika, nie zaś dotarcia do meritum zagadnienia, Witkiewicz niejednokrotnie czynił swoim „wrogom” zarzut. Obrazy rozmów przedstawionych w głównej części Erystyki Schopenhauer oceniał jako dalekie od etycznego ideału, nadając im jedynie rangę skutecznych metod zdobywania przewagi. Niektóre ze wskazanych przez filozofa chwytów opisuje również Witkacy, zmieniając kierunek wektora – przedstawia je jako niedopuszczalne. Program pozytywny autor Świata jako woli… nakreślił w ostatnich akapitach tekstu, odwołując się do Arystotelesowskich Topik. Przytoczmy wybrane tezy:

[1] Należy dyskutować za pomocą argumentów, nie zaś za pomocą apodyktycznych wypowiedzi, należy argumentów tych wysłuchiwać i w nie wnikać. [2] Należy wreszcie dyskutować z ludźmi, którzy cenią prawdę, lubią słyszeć słuszne argumenty także z ust przeciwnika i są dość sprawiedliwi, aby móc znieść świadomość, że nie mają racji, jeżeli prawda jest po drugiej stronie. [3] Wynika stąd, że wśród setki ludzi znajdzie się może jeden, z którym warto podyskutować. […] [4] W istocie rzeczy, dyskusja jako gimnastyka myśli daje często obopólną korzyść, służąc sprawdzeniu własnego rozumowania, a także powstawania nowych poglądów5.

Wyprzedzając tok rozważań, zauważmy, że o ile pierwsze zdanie zakwalifikować możemy jako zgodne z poglądami Witkiewicza, o tyle drugie – gdyby czasownik „należy” zamienić np. na „można” – mogłoby się znaleźć w jednym z jego opisów rozmowy idealnej. Zdaniu trzeciemu – wbrew licznym doznawanym rozczarowaniom – starał się artysta zaprzeczać, wciąż dążąc do poszerzenia grona rozmówców. Natomiast metafora dyskusji jako gimnastyki z całą pewnością nie mieściła się w jego słowniku, wielokrotnie posłużył się inną – walki.

***

Dyskusji przypisywał autor Nowych form w malarstwie… nie tylko wartości poznawcze i interpersonalne, lecz także etyczne. Rozmowa pozwalała po pierwsze ocalić wartość najwyższą w witkacowskiej hierarchii – Prawdę, po drugie – stwarzała szansę głębokiej przemiany rozmówców. Etyczny wymiar rozmowy artysta akcentował wielokrotnie. W Pożegnaniu jesieni czytamy: „Rozmowa jest najistotniejszym sposobem przeżywania się”. W liście do żony z 1923 r. o tomie zatytułowanym Teatr pisał: „Moja książka powinna być bombą i musi mieć znaczenie etyczne (jako przykład) w świecie krytyki artystycznej”. Podobne sformułowania odnaleźć można również w wielu jego artykułach, m.in. z r. 1927: „Nikt nie chciał walczyć ze mną na tym etycznym poziomie (pomijam różnice intelektualne, kwestie: wyższości i wykształcenia w danych sferach), na którym walkę chciałem postawić, a nawet nikt nie chciał w ogóle”.

Katalog etycznych zasad

Już pierwsze akapity Przedmowy do Nowych form w malarstwie… mówią, że prezentacja własnych poglądów w pierwszej wydanej po wojnie teoretycznej pracy Witkiewicza podporządkowana była innemu celowi: poprawie jakości publicznej dyskusji o sztuce. Jak pisał autor, wypracowany przez niego system pojęć miał umożliwić „porozumienie się między artystami a krytykami z jednej strony, a krytykami i publicznością z drugiej, na czym oczywiście mogliby skorzystać i artyści i publiczność” (NF 7).

To właśnie w tej pracy po raz pierwszy sformułował etyczne zasady dyskusji. W późniejszych wypowiedziach katalog ten rozwijał, m.in. odwołując się do innych dziedzin kultury – teatru, literatury, filozofii, egzemplifikując i uzupełniając. Sformułowane w Nowych formach w malarstwie… reguły pozostały aktualne aż do ostatnich wypowiedzi autora.

Określiwszy cel wywodu, artysta dokonał pobieżnej diagnozy zastanej sytuacji. Toczące się ówcześnie rozmowy o sztuce określił mianem „męczącego chaosu”. Przyczyn takiego stanu rzeczy upatrywał w specyfice przedmiotu dyskusji („Nieokreśloności istoty sztuki w ogóle”) oraz braku pojęciowego instrumentarium.

W dalszej części pracy wskazywał nie tylko na przyczyny obiektywne, lecz także błędy i zaniechania samych autorów recenzji, nie podając – na razie – nazwisk. Pierwszy zarzut, który w wydanej tuż po wojnie pracy uczynił Witkacy krytykom, to celowe unikanie trudnych, teoretycznych, a przy tym – najistotniejszych zagadnień:

Dlaczego dane dzieło sztuki jest jednością, a inne nią nie jest, z wielkim trudem da się określić pojęciowo i jest to zadanie krytyka, o ile by chciał się tym zająć. On jednak woli przeważnie mówić o różnych demonizmach, czarnych czy czerwonych pończochach lub religijnych nastrojach (NF 44).

Postępowanie takie – któremu Schopenhauer nadał miano dywersji – oznaczać miało dobrowolną rezygnację z podstawowego celu, jaki według autora Jedynego wyjścia realizować powinna dyskusja – dążenia do Prawdy. Zauważmy jednak, że taki stan rzeczy był wynikiem nie tylko niechęci piszących do podejmowania trudnych zagadnień, lecz także praw podaży i popytu.

Przytoczony fragment odczytać możemy również jako pierwszy punkt sformułowanego przez autora Szewców katalogu etycznych zasad krytyki, której funkcję określał, odwołując się do najwyższych w kulturze europejskiej moralnych instancji: religii i świeckiego wymiaru sprawiedliwości – jako „dalszy ciąg sumienia artystów” (!). Twierdził, że powinna być „tym w sferze sztuki, czym cały aparat prawny w życiu społecznym”. Warto odnotować, że metaforyce tej pozostał wierny – w tekście powstałym już w latach 30., Niemytych duszach, o niezależnej krytyce napisał „tak dobra instytucja jak sąd” i „dar »nieba« wprost bezcenny”, zaś w innych wypowiedziach – krytykując łamanie zasad – wspominał o apokaliptycznych „wrotach otchłani”, blasfemii, „czynności wprost zbrodniczej”.

Witkiewicz pojmował krytykę jako dziedzinę odpowiedzialności – za sztukę i jej odbiorców, jedyną dostępną współczesnym drogę do Prawdy absolutnej: „Tylko fanatyzm Prawdy otwierał nowe horyzonty myśli, a nie jakieś pluralistyczne relatywizmy” (BK 223). W artykule z 1923 r. konstatował nieustanne koncentrowanie się piszących o sztuce na mniej ważnych elementach: „Ale krytycy wolą »chlastać« z nieistotnych punktów widzenia”, natomiast w innym tekście z tego samego roku, poświęconym niechlubnym, w opinii autora, metodom postępowania polskich futurystów (którym zarzucał m.in. pragmatystyczny, czyli nieodpowiedzialny stosunek do Prawdy w sztuce), Witkiewicz przewidywał konsekwencje takiego postępowania – niemożność rozpoznania wartości:

Przyjdzie czas, że nie będzie wiadomym, co jest Prawda, a co Fałsz, co jest wynikiem artystycznej konieczności, co przypadkiem czysto mechanicznym, lub co gorsza – świadomą blagą (BK 130).

Sytuację opisaną w przytoczonym fragmencie jako prawdopodobną, w tekstach artystycznych przedstawiał jako zaistniałą. Pisał o tym, posługując się kolokwializmami, w Nienasyceniu: „w tych czasach generalnego skiełbaszenia się pojęć, tej mizerery, przeciętny krytyk […] nie był już zupełnie w stanie odróżnić prawdziwej mądrości od najdzikszego z baliwernów”, a także – przywołując ważną kategorię ze słownika buddyzmu – w Matce: „[Leon] To jest najgorsze, że nic nie wiadomo, co w tym wszystkim jest prawdą, a co jest blagą, podłą blagą. Jedna rzecz jest pewna na świecie, to cierpienie…”.

W rozdziale Nowych form w malarstwie… poświęconym stricte krytyce malarskiej autor Pożegnania jesieni wymienia drugi warunek etycznej rozmowy: uczciwość. Jego wagę podkreśla również w Przedmowie do drugiej powojennej powieści: „Nie chodzi o to, aby być chwalonym, tylko uczciwie zwalczanym – ale nawet o to jest u nas bardzo trudno”. W dyskusyjnej praktyce warunek ten oznacza konieczność precyzyjnego określenia własnego krytycznego stanowiska i indywidualnych, lecz stosowanych konsekwentnie, kryteriów oceny dzieła sztuki.

O tym, jak niezwykle istotną sprawą były dla autora Mątwy dopracowanie i właściwa prezentacja własnych poglądów, świadczy jeden z listów do żony, w którym o przygotowywanym przez siebie filozoficznym autoreferacie napisał: „Może to najbardziej odpowiedzialna praca z zakresu fil[ozofii], o ile chodzi o jej społeczny (że tak powiem oczywiście) ekwiwalent […]”. Warto również przywołać post scriptumPrzedmowy do pierwszej powojennej powieści, w którym to fragmencie autor nadał specjalną „rangę” łamiącym omawianą zasadę oponentom:

Za „przykrego wroga” uważam takiego, z którym nie można walczyć wskutek braku u niego określonego jednoznacznego systemu pojęć, i takiego, który nie jest szczery w stosunku do samego siebie – nie analizuje siebie dość starannie, przystępując do krytyki czy polemiki, no i nie rozumie idei przeciwka (PJ 9).

Deklarowany przez współczesnych mu krytyków obiektywizm (zachowywanie światopoglądowej neutralności podczas oceny dzieła) uznaje Witkiewicz za postawę fałszywą, będącą najczęściej utajonym eklektyzmem. Nie wyklucza jednak możliwości obiektywnej oceny dzieła6. Przypisując walor niezmienności własnościom dzieła, wypowiedzi uważa za subiektywne. Przekracza w ten sposób wielokrotnie krytykowaną w międzywojniu alternatywę: subiektywna krytyka – obiektywna nauka.

Obiektywny osąd artefaktu – zgodnie z klasyczną koncepcją – uważa za możliwy, stawia jednak warunek precyzyjnego określenia wyjściowego stanowiska. Czytamy w jednym z dramatów: „Ale wybór jednego z punktów widzenia nie przeczy Prawdzie Absolutnej. […] Fenomenologiści mogliby dojść do tego, ale nie mają odwagi”. Zarzut łamania omawianej zasady i apele o jej przestrzeganie – formułowane niekiedy za pomocą nieparlamentarnych określeń – powracały w wypowiedziach Witkiewicza wielokrotnie: „Niech jeżdżą na nas, jak na zborsuczonych sukach, ale niech wiemy za co, z istotnie artystycznego punktu widzenia” (BK 87).

Pisząc o zasadach, które obowiązywać powinny uczestników publicznej rozmowy o sztuce, podkreślał również autor Jedynego wyjścia znaczenie rzetelności, intelektualnego przygotowania. Apelował o posługiwanie się w pracy krytycznej rozległą, ugruntowaną wiedzą i zdefiniowanymi pojęciami: „nic nie rozumiejący i nie chcący się niczego nauczyć krytyk jest zjawiskiem wprost potwornym” (NF 139). To właśnie brak precyzyjnego pojęciowego instrumentarium, a nie uniwersalnych kryteriów, uniemożliwia ocenę prawdziwej wartości dzieła sztuki. Więcej, to właśnie posługiwanie się pojęciami jest wyznacznikiem człowieczeństwa. Sformułowany po raz pierwszy w Nowych formach w malarstwie… warunek Witkacy powtarzał wiele razy w kolejnych latach.

W Nienasyceniu niedopracowane, mętne pojęciowe instrumentarium nazwał, przywołując nazwy prowincjonalnych miejscowości – z których jedna już w następnej dekadzie zasłynie dzięki popularnemu utworowi dla dzieci – „iście pacanowskimi czy kocmyrzowskimi”. W słowniku Witkacego funkcja synonimu metod nieprecyzyjnych, nieodpowiedzialnych, przypadła pojęciu z popularnej w międzywojniu filozofii Bergsona – intuicji.

Chcąc dobitnie pokazać wagę omawianego postulatu, Witkiewicz zastosował w tekstach publicystycznych – oprócz argumentacji, której próby przedstawiłam – dwa zabiegi. Po pierwsze: aby nazwać „grzechy” najczęściej popełniane przez krytyków, stworzył nowe, humorystycznie czy intrygująco brzmiące terminy, a następnie precyzyjnie je definiował. Pisał więc – nazywając casus wielokrotnie łamiącego omawianą zasadę krytyka – o „zjawisku Winawera”, czyli „mówienia o czymś, o czym się zielonego pojęcia nie ma”. Natomiast w innych pracach:

Bez pojęć tych [„fazdrygulstwo” i „gnypalstwo”], które tu po raz pierwszy, niepodobna opisać współczesnego życia w Polsce. Fastrygulstwo definiuję jako fastrygowanie wszystkiego, tymczasowe, połączone z bałagulstwem, a gnypalstwo jako gnuśne gmeranie palcem w czymś, czego traktowanie wymaga precyzyjnych instrumentów. Pojęcia te powinny przyjąć się w krótkim czasie dla codziennego użytku we wszystkich sprawach (BK 168).

Drugi ze wspomnianych zabiegów – zastosowany w Niemytych duszach – polegał na wplataniu w tok wywodu fragmentów, w których w sposób zamierzony popełniał (i hiperbolizował) krytykowane w innych miejscach błędy: „Może niezupełnie dokładnie streszczam. Raz czytałem tę książkę, ale będę czytał jeszcze”.

Po napisaniu brulionu tej pracy przeczytałem niedawno w artykule, którego autora nazwiska nie pamiętam, a który dotyczył książek pani Żurakowskiej – właściwie całego artykułu nie znam, a tylko ktoś mi pokazał takie zdanie (cytuję z pamięci) – coś takiego „ani kokainowe wyczerpanie Witkiewicza, którego wybuchy nie są wybuchami” (ND 11).

Tylko język filozoficzny, czyli operujący precyzyjnie zdefiniowanymi pojęciami, oparty na gruntownie przemyślanych podstawach, pozwala według Witkiewicza dotrzeć do Prawdy, jak mówi bohater Metafizyki dwugłowego cielęcia: „Dziwność życia jest tylko w pojęciach”. To język, za który mówiący bierze pełną odpowiedzialność7. Zauważmy, że również tu, w przekonaniu o niezwykłych możliwościach, jakie niosła rozmowa oparta na solidnych filozoficznych podstawach, szukać można przyczyn zdecydowanych reakcji autora Jedynego wyjścia na wszelkie próby relatywizowania wartości, zaprzeczania istnieniu Prawdy absolutnej, a z drugiej strony – na głoszenie poglądów o możliwościach poznania nie pojęciowego, a „intuicyjnego”.

Omawianego warunku nie spełnia według autora Niemytych dusz język artystyczny: „Nie dać się unieść wierze w magiczną wartość słów – dobre to w sferze poezji, ale nie w filozofii i społecznictwie” (BK 299). To dlatego nie tylko apelował do krytyków o uściślenie pojęciowego instrumentarium, do pracowników nauki o przygotowanie słownika filozoficznego i „przetłomaczenie głównych prac zasadniczych kierunków dzisiejszej filozofii zagranicznej” (BK 321), w Niemytych duszach o „zajmowanie się laików filozofią”, zaś „czynnością wprost zbrodniczą” nazywał artykuł Brunona Winawera głoszący pogląd o zbędności filozofii. Autor Nienasycenia, stając w platońskim sporze po stronie filozofii, a nie – jak Nietzsche – poezji, zalecał również futurystom (w szczególności Aleksandrowi Watowi), a także Brunonowi Schulzowi przełożenie zawartego w pracach literackich światopoglądu właśnie na język pojęć. W tekście poświęconym twórczości autora Sklepów cynamonowych pytał, posługując się mechanistyczną metaforą:

Czy Schulz poza danymi talentowymi będzie miał siłę wyeksplikować się do dna lub uczynić dalej (jak Tadeusz Miciński kiedyś) z nierozbabranego systemu myśli motor, mogący popędzić mu jego twórczość na niezbadane obszary ducha? (BK 188)

Niemożność pojęciowego wyrażenia podstaw własnej twórczości staje się przyczyną tragedii bohatera Nienasycenia, Tengiera: „Bo zanim zrozumiem, o co idzie, to: fajt! – i już wszystko zamienia się w dźwięki […]”.

W drugiej, wydanej w 1921 r. teoretycznej książce,artysta formułuje kolejny etyczny postulat – konieczność zdystansowania się w teoretycznej dyskusji wobec osobistych sympatii i interesów („mięszanie osobistych sprawek w dyskusję teoretyczną uważamy po prostu za świństwo”) oraz unikania argumentów ad personam („wycieczek osobistych”). Praktykom takim – które autor Świata jako woli… opisał w ostatnim fragmencie Erystyki jako „sposób krzywdzący, złośliwy, obraźliwy, grubiański”8 – sprzeciwiał się Witkiewicz w przywoływanej już Przedmowie do Pożegnania jesieni:

Jednak muszę zaznaczyć, że w sądach moich o sztuce nie kieruję się ani osobistymi względami, ani polityką, ani niczym innym oprócz tego, czy uważam daną rzecz za artystycznie dobrą czy złą. Niestety, muszę stwierdzić, że ten stosunek do dzieł sztuki jest u nas rzadkością. […] Babranie się w autorze à propos jego utworu jest niedyskretne, niestosowne, niedżentelmeńskie (PJ 9).

Do repertuaru stosowanych przez krytyków nieetycznych środków Witkiewicz zaliczał również robienie aluzji. Propagował i praktykował (wyjątkiem są Nowe formy w malarstwie…) kierowanie zarzutów do konkretnych, wskazanych z imienia i nazwiska, adresatów: „Oświadczam, że operowanie aluzjami jest dla mnie wstrętne. Nadal […] będę się »czepiał« poszczególnych ludzi o nazwisku, i to w sposób jak najbardziej rzeczowy” (BK 205).

Autor Mątwy krytykował ponadto – jako trywializujące badane w dyskusji zagadnienia – posługiwanie się nie rzeczowymi argumentami, lecz żartami:

Dowcip jest rzeczą cenną w miarę. Ale gdy się go zacznie propagować jako jedną z najwyższych, jeśli nie najwyższą wartość literatury, poezji i sceny, jest obawa, że nastąpi generalne spłycenie tych dziedzin; bo nieprawdą jest, wbrew twierdzeniom dowcipiarzy, że każdą rzecz, nawet najtrudniejszą, można lekko i dowcipnie wyrazić (BK 312).

Temat „dowcipków” powraca również w Szewcach: „[Księżna] To po co w ogóle robić „witze”? [Scurvy] Zły przykład naszych dowcipnisiów w literaturze: dowcip im zjełczał, a „witze” robią, kanalie, wciąż”, „[Księżna] Co za przestarzałe dowcipy à la Boy i Słonimski! Taż to jest cudnie, panowie, jak rybka w bufecie trzeciej klasy w Kocmyrzowie”.

Tworząc katalog etycznych reguł obowiązujących uczestników dyskusji, Witkiewicz odwoływał się nie tylko do sfery idei, lecz także rozumu. Warunkiem koniecznym dobrej dyskusji, jak pisał kilkakrotnie, jest zarówno dążenie do platońskiej Prawdy, jak i (kantowska) dobra wola rozmówców. Jej brak nie tylko utrudnia, lecz wręcz uniemożliwia porozumienie. W artykule O polemice i wrogach z 1927 r. pisał: „Dobra wola jest najkonieczniejszym warunkiem płodności wszelkiej dyskusji […]”. W innym tekście opublikowanym w tym samym roku, poświęconym Wieży Babel Antoniego Słonimskiego, dwukrotnie w dwóch następujących po sobie akapitach podkreślił wagę dobrych intencji:

Będę traktował Słonimskiego jak umarłego mistrza np. z XVIII wieku i spróbuję z dobrą wiarą odtworzyć mechanizm jego twórczości […]. Byłoby najlepiej, żeby sam autor […] odpowiedział mi z równie dobrą wiarą i rzeczowo (BK 158).

Często dostrzeganym przez Witkiewicza przejawem braku dobrej woli rozmówców było (bliskie Sposobowi 12. z Erystyki) „programowe niezrozumialstwo”, celowe zniekształcanie tez przeciwnika.

Podkreślał też Witkiewicz znaczenie autorytetów. Pisał wręcz o „powołaniu do bycia krytykiem”, protestował przeciwko obniżaniu rangi tytułów naukowych, pozycji krytyka czy artysty w społeczeństwie przez niekompetentne wypowiedzi czy niegodne postępowanie przedstawicieli tych profesji. W listach do żony czytamy:

Dziś rano […] z tym de Roppem u Lutosławskiego, który mówił takie bzdury ordynarne o fil[ozofii] i ekonomii, że wstyd mi było anglisza (anglisches), że taki profesor może być profesorem. Obrzydliwe. W żadnym kraju byłoby to niemożliwe (LI 109).

W jednym z dramatów Tumor Mózgowicz mówi o White­headzie, filozofie krytykowanym przez autora tekstu: „Szanuj tego mędrca”. O tym samym twórcy Witkiewicz pisał do Malinowskiego: „wrogim mi, a jednocześnie podziwu godnym tytanem”.

Zauważmy, że diametralnie inny stosunek do autorytetów – instrumentalny – prezentował autor Erystyki: „Wygramy łatwo, mając po swojej stronie jakiś autorytet, który jest szanowany przez przeciwnika; dla niego zaś istnieje tym więcej ważnych autorytetów, im bardziej ograniczone są jego wiadomości i zdolności”9.

Podkreślał również autor Mątwy wagę pełnego zaangażowania wszystkich uczestników rozmowy. Właśnie dlatego przekonywał artystów by, wbrew przyjętym zwyczajom, konsekwentnie odpowiadali na krytyki swych prac („Nieodpowiedzialność polega na tym, że autorzy uważają za punkt honoru, za jakieś wyższej klasy dżentelmeństwo nie odpowiadać krytyce”, BK 254), zaś redaktorów czasopism – aby nie stosowali tzw. taktyki „przemilczania” (bliskiej opisanemu przez Schopenhauera erystycznemu Sposobowi 18.10), ignorowania trudnych tematów i dzieł. Problem ten poruszał zarówno w artykułach: „Ta bezoddźwiękowość jest właśnie symptomatyczna”, jak i, podsumowując własne dokonania, w Niemytych duszach: „Byłem kiedyś »fighting manem« – człowiekiem bojowym par excellence, miałem idee i chciałem o nie walczyć – nie było gdzie i z kim”.

Znaczenie etyczne nadawał również Witkacy przestrzeni publicznej dyskusji. W wielu artykułach apelował o jej wolność, o zaprzestanie ograniczania dostępności najważniejszego wówczas medium, łamów czasopism, krytyce artystycznej w ogóle („Przede wszystkim uważam, że na równi z innymi pismami »Wiadomości« za mało miejsca udzielają swoim krytykom. Trzeba być demonem, żeby na stu wierszach powiedzieć coś istotnego”, BK 206), a autorom o poglądach niepopularnych lub sprzecznych z ideową linią redakcji w szczególności.

W jego wypowiedziach odnaleźć można również projekty (niekiedy raczej – mrzonki) założenia czasopisma prowadzonego według własnych zasad. Pisał o tym w r. 1923: „Ideałem byłoby pismo, w którym wszyscy niezadowoleni ze stanu obecnej sztuki, wykształcenia publiczności i mający coś do dokonania w sferze estetyki mogli się wypowiedzieć” (BK 138), a także jedenaście lat później w liście do Bronisława Malinowskiego – wówczas docenianego nie tylko w Europie naukowca:

Otóż chciałem Ci zaproponować, en ma qualité de monadiste, czybyś – znając Wildona Carra – nie zaproponował jemu założenia pisma wszechświatowego, które by skupiło wszystkich monadystów, których jest obecnie b[ardzo] mało. Wildon, ja, Stern, jakiś Serb i zdaje się, koniec. Ale ten pogląd zacznie się obecnie rozrastać. Przesłałbym Carrowi moją książkę (tam jest na końcu niemieckie streszczenie) (LP1 680).

Nie znalazłszy odpowiedniejszych łamów, w latach 30. publikował Witkacy swoje artykuły w pismach, których program był odległy, niekiedy całkiem rozbieżny z jego poglądami. Pisał do „Zetu”, „IKC”, „Polski Zbrojnej”… Oprócz względów światopoglądowych – chęci uczestniczenia w publicznej dyskusji – nie bez znaczenia były i finansowe, zapowiadał: „Myślę dorobić przez pisanie do dzienników”, zaś w liście z 1932 r. o współpracy z redakcją „Zetu” pisał: „Miałem dość mdły list od Brauna. Floty nie ma z tego, ale przynajmniej mam się gdzie wypowiedzieć” (LII 61–62).

Dyskusyjne praxis

Witkacy nie tylko teoretyzował, tworzył katalogi norm, ale i – rzecz jasna – dyskutował. Warto, jak sądzę, przyjrzeć się kilku rozmowom, niekiedy prowadzonym na przestrzeni wielu lat, by zespół etycznych przekonań wyrażonych explicite uzupełnić o to, co implicytnie wynika z dyskusyjnych starć.

Jednym z najważniejszych rozmówców autora Pojęć i twierdzeń… był jego przyjaciel z dzieciństwa, organizator wyprawy do Australii w 1914 r., antropolog Bronisław Malinowski. Już w pierwszych akapitach Wstępu filozoficznego do Nowych form w malarstwie…, pracy wydanej niedługo po powrocie do kraju, autor pisze:

[…] punkty widzenia zupełnie uprawnione w fizyce lub chemii doprowadzają do tego pseudonaukowego dążenia, w którym […] uczucia religijne wyprowadzamy bez skutku z głodu, strachu lub uczuć religijnych, a sztukę – z chęci porozumienia się lub erotycznej kokieterii, co przypomina bezskuteczne wysiłki stwarzania czegoś z niczego. […] Możliwym jest, że najrozmaitsze czynniki obce im złożyły się na taką, a nie inną formę wyrazu, ale to co w ten sposób powstało, różni się właśnie zasadniczo od innych przejawów duszy ludzkiej. […] dążenie do sprowadzenia objawów tych par force do innych, które niesłusznie przyjmujemy jako bardziej bezpośrednio dane, uważamy za wyrzekanie się poznania ich istoty ze strachu przed metafizyką (NF 11–12).

Odnosi się Witkiewicz w przywołanym fragmencie do wydanej w 1915 r. pracy Malinowskiego pt. Wierzenia pierwotne i formy ustroju społecznego,w której badacz podejmuje m.in. zagadnienie pochodzenia uczuć religijnych. W kontekście rozważań o dyskusji istotny jest sposób, w jaki przyszły autor Szewców dokonuje krytyki poglądów przyjaciela. Po pierwsze, krytykuje poglądy, a nie osobę – nazwisko antropologa nie pada w Nowych formach w malarstwie… ani razu. Po drugie, posługuje się artysta idiomem naukowym (pojęcia filozoficzne, pluralis maiestatis), konstruuje logiczny i spójny wywód.

Teorię Malinowskiego skrytykuje Witkacy w kolejnych latach niejednokrotnie. O ile w artykule z 1932 r. pt. O stosunku religii do filozofii dotrzyma reguł dyskursu naukowego, o tyle w Niemytych duszach najpierw wskaże – za pomocą określenia ze słownika zoologii („jadowita”) – konsekwencje teorii pomijających wymiar ontologiczny i podważy ich naukowość („to właśnie niby-naukowe stanowisko prowadzi prostą drogą do stworzenia najbardziej jadowitej, bo fałszywej w dodatku, metafizyki”), następnie obniży ton wywodu za pomocą zawierającego aluzję do homoseksualnych skłonności Malinowskiego przypisu do pojęcia „mana”: „Zawsze mi przychodzi na myśl, że w dźwiękowej analogii do manikiury i pedikiury przodkowie pederastów musieli czcić nie wielkie »mana«, ale jakieś wielkie »peda«”.

Poglądy antropologa powracają również w Pożegnaniu jesieni oraz dramatach. I znów sugeruje Witkacy konsekwencje rozpowszechnienia teorii antropologa (degradację metafizyki) oraz nie szczędzi wywołanemu imiennie przyjacielowi obraźliwych epitetów:

Wiadomo, i tego dowiedli wszyscy uczeni świata, że religia powstała z głodu, strachu i miłości. Głód i strach, w ścisłym tego słowa znaczeniu, nie istnieją już, ale miłość nie da się wytrzebić. Dlatego to likwidujący się departament Metafizycznej Bzdury jest sekcją Bzdury Erotycznej. Cha! Cha! I to się nazywa postępem (DII 122).