Wiktorek i Piraci - Kompas Przeznaczenia - Gabriela Molesztak - ebook

Wiktorek i Piraci - Kompas Przeznaczenia ebook

Gabriela Molesztak

4,2

Opis

Wtedy niespodziewanie rozległ się głos pełen chlupotania, jak spływająca woda.
– Czego pragniesz?
– Odnaleźć Kompas Przeznaczenia. – odparł bez strachu Jasnowłosy.
– Nie odnajdziesz szczęścia! – zagrzmiało Morze.
– Nie szukamy go! – wtrącił Łobuz. – Szukamy skarbów! Jesteśmy Piratami!
–  Piraci… – Morze zachlupotało śmiejąc się swobodnie. – To czego szukacie wskaże wam gwiazda.

Wiktorek z Tatą i Piratami z Łajby Podliwców wyruszają w niebezpieczną wyprawę w poszukiwaniu Kompasu Przeznaczenia.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 51

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (5 ocen)
2
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Copyright by Gabriela Molesztak & e–bookowo

Ilustracje: Nikoletta Hojny

Skład: Katarzyna Krzan

ISBN e-book: 978-83-8166-116-4

ISBN druk: 978-83-8166-117-1

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e–bookowo

www.e–bookowo.pl

Kontakt: wydawnictwo@e–bookowo.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2020

Konwersja do epub A3M

Podróżuj, by lepiej zrozumieć świat

i samego siebie!

Moim kochanym dzieciom chrzestnym:

Szymonowi i Agnieszce

Rozdział 1  Łajba Podliwców

Bańki mydlane wznosiły się w górę targane lekkimi podmuchami powietrza. Wielkie, zdobione lustro zaparowało. Wszędzie dało się słyszeć śmiechy i piski oraz nieustanne chlupotanie wody.

– Nadchodzi sztorm, Tato! – wołał Wiktorek. – Uciekaj statkami do portu, inaczej żywioł zniszczy Twoją łajbę, a załogę porwą syreny!

– Hola, hola! – Tata trzymał się za brzuch, śmiejąc się tak głośno, że cały podskakiwał. – Na dziś zapowiadali piękną pogodę! Czy jakiś szczur lądowy śmie temu zaprzeczyć?

– Szczur lądowy? – Wiktorek nagle spoważniał. – Czy to obraźliwe, Tato?

– Raczej, tak. – Tata nadal się śmiał.

– A kto tak mówi?

– Jak to kto? Piraci!

– Piraci! – krzyknął Wiktorek i uderzył ręką w taflę falującej wody.

Potężna fala uderzyła w brzeg wanny i chlupnęła wprost na twarz pochylonego Taty. Woda zabawnie spływała z jego czoła, kiedy Wiktorek przyozdobił jego włosy pianą trzymaną w prawej ręce. Później wyprostował lewą rękę i puścił w powietrze kolejne bańki. Długo się śmiali.

– To będą moje okręty, dobrze, Tato? – Tata uśmiechnął się na zgodę. – Podniebne okręty! O! Wieloryb! Ratuj się kto może!

Śmiechów i krzyków nie było końca. Nawet zapracowana Mama co jakiś czas zerkała do łazienki, jednak skutecznie zniechęcana pirackimi opowieściami, wychodziła umorusana pianą.

Nagle mydlane bańki zaczęły migotać fascynującymi kolorami. Tata pomógł wyjść z wanny synkowi i owinął go ręcznikiem.

– Zabrałeś tu Latarkę, synku? – spytał poważnie.

– To mój skarb…

– Wiktorku…

Tata już miał zganić syna, kiedy woda w wannie zaszumiała jak prawdziwe morze! Po chwili dało się słyszeć odległe krzyki mew. Z lustra wydobywała się gęsta mgła, która powoli zapełniła całe pomieszczenie, czyniąc je nieprzeniknionym, jednak zniknęła tak szybko jak się pojawiła, odsłaniając bezkresny ocean wody, drewniany podest oraz…

– A to co?! – zirytowany, chrypliwy głos kazał obrócić się Wiktorkowi. – Kto zapraszał gości na gapę?!

Wysoki, brzydki mężczyzna z czarną przepaską na lewym oko, szpadą za paskiem, nożem w skarpetce i kilkoma kolczykami w prawym uchu stał rozłożywszy ręce w geście irytacji. Jego krótkie włosy były prawie niewidoczne spod czerwonej chusty.

– Pod pokład z nimi! – rozkazał i kilka par rąk wtrąciło Wiktorka i Tatę do kajuty z magazynem.

– Nie! – przestraszony Wiktorek próbował jeszcze wbiec po schodach na górę. – To pomyłka!

Jednak nim zdążył przebiec kilka schodów, ciężka, drewniana derka przykryła wejście pod pokład. Zrobiło się zupełnie ciemno i cicho. Odległe echo przyśpiewek piratów wcale nie dodawało otuchy. Wiktorek przytulił się do Taty.

– Co teraz, Tatusiu? Co teraz?

– Nie martw się. – Tata pogładził syna po głowie. – Zaczarowana Latarka sprowadziła nas w to miejsce, a to oznacza, że jest jakiś sens naszego zatrzymania. Poczekajmy. Jeszcze przyjdzie nasz czas.

Przerażony Wiktorek oparł głowę na ramieniu Taty.

– Połóż się, synku. – poradził Tata. – Prześpij. Nabierz sił.

Niedługo potem wśród kołyszących ruchów statku, szumu fal, głosów piratów, krzyków mew dało się słyszeć cichutkie pochrapywanie Wiktorka. Tata oparł głowę o drewnianą belkę i sam pogrążył się w głębokim śnie.

*

– Wstawać, szczury lądowe! – ostry głos i smuga jasnego światła postawiły na nogi Tatę i Wiktorka. – Nie ociągać się! Na pokład, marsz!

Pirat z przepaską na oku mocno pociągnął Wiktorka, a Tatę pchnął. Kiedy wyszli po schodach, zobaczyli morze, aż po horyzont.

– Gdzie jesteśmy? – ciekawy z natury Wiktorek nie umiał powstrzymać się od wypowiedzenia pytania na głos.

– To Morze Piratów, głupcze! – odparł opryskliwie Pirat z przepaską. – A teraz do szczotek i żeby pokład aż lśnił!

Czerwona chusta pirata trzepotała targana nieustannym wiatrem. Wiktorek dostał szczotkę, Tata wiadro oraz mopa. W milczeniu zabrali się do pracy.

Dopiero teraz Wiktorek miał okazję rozejrzeć się. Pierwsze co zauważył już wczoraj wieczorem, a teraz zobaczył w pełnej krasie to niesamowicie piękne i kolorowe stroje piratów. Każdy z nich miał chustę na głowie, niektórzy jeszcze dodatkowo na kostka lub nadgarstkach, tak jak młoda piratka siedząca na bandzie i rzucająca do wody kolorowe kwiaty.

– To Iskierka – odezwał się człowiek w cieniu.

Wiktorek drgnął zaintrygowany i podszedł bliżej. Jakież było jego przerażenie, gdy odkrył, że postać w cieniu to człowiek wrośnięty w burtę okrętu!

– Co–co–co się pa–nu stało? – wydukał.

– Ah, to! Prawie zapomniałem… – Człowiek zaśmiał się smutno.

Z bliska jego twarz porośnięta glonem nie była tak stara. Uśmiech miał miły, ale smutny, oczy błękitne jak woda w morzu. Włosy pokrywały krople bryzy. Oprócz głowy, jeszcze dwie sprawne ręce wystawały z drewna. Reszty nie było widać, ale Wiktorek nie śmiał pytać, gdzie się znajdowała.

– Dawno temu okrętem, na którym się znajdujemy, a mianowicie Łajbą Podliwców rządził kapitan Waleczny. – Człowiek–burta zaczął opowieść. – Podły był to Pirat, żądny złota, ale bardzo odważny i honorowo przestrzegający Kodeksu Piratów. Zdradziłem swoich ludzi i choć zrobiłem to z miłości, Kodeks nie przewidywał dla mnie żadnych ulg. Jednak kapitan Waleczny dał mi szansę. Udałem się zatem do Starej Wiedźmy, która, choć mądra bardzo jest złośliwa, cofnęła czas. Jednak cena, jaką przyszło mi zapłacić była tak wysoka, że ze smutku wrosłem w Łajbę Podliwców i pozostanę tu na zawsze. Stara Wiedźma skradła mi nie tylko młodość, wolność, człowieczeństwo, ale również miłość mojego życia. Zrozumiałem to za późno. Dla mnie nie ma już ratunku. Tak więc każdy kapitan przejmujący Łąjbę Podliwców, otrzymuje również mnie.

– Niesamowite! – zafascynowany Wiktorek usiadł przy człowieku-burcie. – Ale właściwie jak cię zwą?

– Jestem Nikodem. – Westchnął ciężko. – A raczej byłem. Teraz mówią po prostu Nikodeks.

– Czy ja mogę do ciebie mówić ludzkim imieniem?

– Jeśli to uczynisz, będę najszczęśliwszą kreaturą tych mórz!

Kilku groźnie wyglądających piratów przeszło koło Taty. Wiktorek wyszedł z cienia i na klęczkach ścierał jakiś czas pokład.

– Gdzieś Ty był? Niepokoiłem się! – syknął Tata.

– Chodź, poznaj Nikodema!

Tata przybliżył się, na tyle na ile jego wysoki wzrost mu pozwolił i powiedział:

– Witaj. – Skinął uprzejmie głową. – Widzę, że i ty jesteś niewolnikiem tego okrętu.

– Aj, aj! Niestety.

Na dalszą rozmowę nie było czasu, gdyż pirat z przepaską na oku wpadł na pokład bardzo zły. Wyjął szablę i pogroził załodze, potem wydał rozkazy, a gdy zauważył więźniów, kazał ich natychmiast zamknąć pod pokładem.

Od tego dnia wszystko powtarzało się co do minuty. Wczesnym rankiem Tata i Wiktorek byli budzeni przez naburmuszonego pirata z blizną na lewym policzku i ruszali do pracy. Kiedy byli na pokładzie Wiktorek rozmawiał z Nikodeksem, mającym zawsze wiele do opowiedzenia. Po kilku godzinach na pokład schodził ogarnięty gniewem Kapitan Przepaska, który wtrącał ich z powrotem pod pokład. Potem piraci długo radzili, widać mieli jakiś powód do zmartwień. Tuż przed świtem piękne melodie snuła nieświadoma wsłuchujących się w jej głos uszu, Iskierka. Na kilka chwil Łąjba Podliwców milkła.

Wiktorek stracił rachubę czasu. Morze było cały czas takie samo. Delikatne kołysanie, które na początku tak mu przeszkadzało i sprawiało trudności z jedzeniem, ustało. Nie cieszyły go już pierwsze promienie słońca ani niespotykane konstelacje gwiazd na niebie.

– Tato – szepnął Wiktorek któregoś wieczoru. – A jeśli Zaczarowana Latarka zapomniała o nas? Co, jeśli zostaniemy tu na zawsze?

– To niemożliwe! – zapewniał Tata.

Następnego dnia wzeszło wesołe słońce, na niebie nie było widać ani jednej chmurki. Daleko na horyzoncie śpiewały mewy, bliżej w wodzie płynęły delfiny o niespotykanych kolorach.

– Pst! – zawołał Nikodeks. – Wiktorku! Dlaczego masz taką smutną minę?

– Chciałbym już wrócić do domu…

– Nie ty jedyny…

Oboje westchnęli.

– Ona. – Nikodeks wskazał palcem na Iskierkę siedzącą plecami do rozmawiających. – Też ma takie pragnienie.

– Skąd wiesz?

Dziewczynka lat około dziesięciu siedziała zwrócona twarzą do morza i obserwowała towarzyszące im delfiny. Wydawało się jakby z nimi rozmawiała. Co jakiś czas wrzucała płatki kolorowych kwiatów do wody.

– Iskierka jest córką kapitana Walecznego – szepnął Nikodeks. – Parę lat temu zniknął w trakcie abordażu, czyli przejmowania innego okrętu. Wtedy kapitanem został Przepaska i nakazał Iskierce zaniechania poszukiwań ojca, musiała poświęcić się żeglowaniu i szukaniu skarbów. To, co przynosiło jej największą radość, bez ojca nie miało żadnego sensu. To dla niego wrzuca płatki kwiatów do wody, ażeby ją odnalazł. To nie podoba się Kapitanowi, ale Iskierkę chroni Łąjba.

– Łajba? – Wiktorek przechylił głowę.

– Tak. Jest zaczarowana! Nie zauważyłeś? – Nikodem uśmiechnął się. – Wsłuchaj się w jej szepty tuż nad świtem, kiedy milkną ostatnie opowieści starych morsów. Tak więc Kapitan pozwala Iskierce biegać bez celu po okręcie, wrzucać płatki do wody, wiązać chustki na nadgarstkach i kostkach, nawet wywieszać starą flagę, oczywiście niżej od obowiązującej.

Powstał jakiś hałas po lewej stronie. Wiktorek rozejrzał się prędko.

– Musisz wracać. Kapitan jest bardzo rozgniewany! Dlatego, że nie może odnaleźć Kompasu Przeznaczenia…

– Kompasu Przeznaczenia? – zainteresował się Wiktorek. – Co to takiego?

– Jutro ci opowiem. Moje ciało drży, nadchodzi Kapitan!

Wiktorek popędził co sił w nogach do Taty.

– Znów rozmawiałeś ze swoim przyjacielem? – spytał nieufnie Tata. – Nie zapominaj, że on jest jednym z nich!

– Tato! Był jednym z nich, ale już nie jest!

– Piratem jest się całe życie!

Tego wieczoru Tata i Wiktorek milczeli. Obaj byli już zmęczeni, wciąż głodni, gdyż niewiele otrzymywali jedzenia, a do tego niewyspani. Powoli również tracili nadzieję.

Przed świtem cicha kołysanka Iskierki obudziła Wiktorka. Chłopiec otworzył oczy, lecz leżał spokojnie. To, co zobaczył zupełnie go zaskoczyło. Liny okrętu poruszały się powoli to w przód, to w tył. Potem nastała cisza, a w oddali usłyszał echo kilkunastu głosów rozmawiających ze sobą jak jeden organizm.

– Co zrobimy? – szeptały.

– Ona jest smutna.

– Musimy działać.

– Nie! To może doprowadzić do katastrofy!

– Więc nic nie zrobimy?

– Czekajmy!

– Czekamy!

Wiktorek wstrzymał oddech, gdy kawałek liny jak wąż wślizgnął się na jego kolano.

– On nam pomoże.

– Nie!

– Tak!

– Nie teraz!

Potem głosy ucichły. Okrutny – pirat z blizną – otworzył wejście pod pokład, a intensywne światło obudziło Tatę.

– Do pracy, majtki! – krzyknął Okrutny. – Nie ma żarcia bez roboty!

Ciepłe powietrze na zewnątrz mieszało się z przyjemną bryzą. Niby nic się nie zmieniło, ale Wiktorek wyczuwał napięcie panujące między piratami. Na horyzoncie majaczył pojedynczy obłok.

– Ucieknijmy! – szepnął Wiktorek do Taty pierwszą myśl, jaka przyszła mu do głowy.