Wierszem przez życie - Władysław Broniewski - ebook + książka

Wierszem przez życie ebook

Broniewski Władysław

4,3

Opis

Zbiór sześćdziesięciu najbardziej charakterystycznych dla poety utworów poetyckich ze wszystkich okresów jego życia. Jak napisał autor wyboru: "Utwory, które wybrałem do tego tomu, mają pokazać Broniewskiego kompletnego, autora wierszy, które nadal nie pozostawiają czytelnika obojętnym. Poetę walki i miłości, poetę wielkich nadziei i gorzkiej rezygnacji, kiedy wreszcie zrozumiał, jak bardzo został oszukany. Poetę nękanego dramatami i nałogiem".

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 54

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (12 ocen)
7
2
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




OPRA­CO­WA­NIE GRA­FICZ­NE ‌An­drzej Ba­rec­ki

WY­BÓR I OPRA­CO­WA­NIE ‌Ma­riusz ‌Urba­nek

KO­REK­TA Ze­spół

Na okład­ce ‌wy­ko­rzy­sta­no zdję­cie ‌au­tor­stwa H. ‌Her­ma­no­wi­cza

Co­py­ri­ght © ‌by Ma­ria Bro­niew­ska-Pi­ja­now­ska ‌i Ewa Za­wi­stow­ska ‌

Co­py­ri­ght © by ‌Wy­daw­nic­two Iskry, War­sza­wa ‌2011

ISBN 978-83-244-0283-0

Wy­daw­nic­two Iskry Sp. ‌z o.o.

ul. ‌Smol­na 11

00-375 War­sza­wa ‌

tel./faks (22) ‌827-94-15

[email protected]

www.iskry.com.pl

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo ‌Sp. z o.o.

Żyję ‌so­bie, ‌je­stem po­etą,

dia­bli ‌komu do tego. ‌

Wstęp

Wła­dy­sław Bro­niew­ski jest dziś ‌w zbio­ro­wej świa­do­mo­ści twór­cą ‌jed­no­wy­mia­ro­wym, ‌au­to­rem po­li­tycz­nych wier­szy ‌i ma­ni­fe­stów, któ­re za­pew­ni­ły ‌mu miej­sce ‌pierw­sze­go po­ety ‌PRL. To cena, jaką ‌za­pła­cił ‌za kom­fort ży­cia ‌w po­wo­jen­nej Pol­sce. Wra­cał do ‌kra­ju ‌w 1945 ‌roku, wy­obra­ża­jąc ‌so­bie pew­nie, że ‌bę­dzie ‌on ‌re­ali­za­cją so­cja­li­stycz­nej uto­pii, ‌speł­nie­niem ma­rzeń o wol­no­ści, rów­no­ści ‌i bra­ter­stwie lu­dzi. ‌Uwie­rzył w to on, ‌uwie­rzył Ju­lian Tu­wim, wcze­śniej ‌Bru­no Ja­sień­ski i wie­lu in­nych… ‌tym­cza­sem so­cja­li­stycz­na uto­pia oka­za­ła ‌się ko­mu­ni­stycz­ną sa­tra­pią… jed­nak Bro­niew­ski nie wy­je­chał z pol­ski, zde­cy­do­wał się na kom­pro­mis z ustro­jem, któ­ry ofia­ro­wał mu wszyst­ko, co miał naj­lep­sze­go, w za­mian jed­nak za­żą­dał od po­ety re­zy­gna­cji z czę­ści ży­cio­ry­su. Być może naj­waż­niej­szej czę­ści.

To wte­dy prze­stał ofi­cjal­nie ist­nieć Bro­niew­ski ka­pi­tan Le­gio­nów Pił­sud­skie­go, bo­ha­ter woj­ny pol­sko-so­wiec­kiej, od­zna­czo­ny or­de­rem Vir­tu­ti Mi­li­ta­ri i czte­ro­krot­nie Krzy­żem Wa­lecz­nych, wię­zio­ny w cza­sie II woj­ny świa­to­wej przez pół­to­ra roku na lwow­skim za­mar­sty­no­wie i na Łu­bian­ce w Mo­skwie, żoł­nierz ar­mii An­der­sa i au­tor pi­sa­nych w Pa­le­sty­nie an­ty­so­wiec­kich wier­szy… po­zo­stał Bro­niew­ski ko­mu­ni­zu­ją­cy po­eta, bard re­wo­lu­cji, aresz­to­wa­ny na dwa mie­sią­ce w sa­na­cyj­nej Pol­sce za po­glą­dy.

Znik­nął czło­wiek wie­lo­wy­mia­ro­wy, bę­dą­cy przez dzie­siąt­ki lat w spo­rze z pol­ską, ale go­tów dla niej do naj­więk­szych ofiar. po­zo­stał czło­wiek z pla­ka­tu, uży­wa­ją­cy po­ezji do gło­sze­nia pro­pa­gan­do­wych ha­seł. Na­wet je­śli ro­bił to w spo­sób tak po­ru­sza­ją­cy, jak w wier­szu Ba­gnet na broń, wy­zna­niu bez­wa­run­ko­wej mi­ło­ści do oj­czy­zny (“są w oj­czyź­nie ra­chun­ki krzywd / obca dłoń ich też nie prze­kre­śli…”).

Wszyst­ko to zło­ży­ło się na ob­raz fał­szy­wy, za­kła­mu­ją­cy bio­gra­fię Bro­niew­skie­go, po­zba­wio­ny wie­lu waż­nych mo­men­tów z jego ży­cia i prze­mil­cza­ją­cy zwią­za­ną z nimi twór­czość. Tym­cza­sem na­praw­dę ist­nie­je co naj­mniej czte­rech Bro­niew­skich, po­etów tak róż­nych, że wy­da­je się nie­moż­li­we, by ob­jąć jed­nym ży­ciem i jed­nym pió­rem wier­sze tak od­mien­ne.

Jest Bro­niew­ski po­eta re­wo­lu­cji, któ­ry w la­tach 20. i 30. XX wie­ku wy­bi­jał wier­sza­mi rytm wal­ki pro­le­ta­ria­tu o wol­ność. Po­eta wal­ki ze złem, tak jak to zło ro­zu­miał, z nie­spra­wie­dli­wo­ścią spo­łecz­ną i wal­ki prze­ciw­ko na­jeźdź­com. To był ten Bro­niew­ski, któ­ry w 1916 uciekł z gim­na­zjum, by wstą­pić do Le­gio­nów, w 1919 roku rzu­cił stu­dia, by wziąć udział w woj­nie pol­sko-so­wiec­kiej, ale po­tem zre­zy­gno­wał z ka­rie­ry w woj­sku, bo po­chło­nę­ły go ide­ały so­cja­li­zmu i obro­na praw pro­le­ta­ria­tu. Tra­fił za to do słyn­ne­go war­szaw­skie­go wię­zie­nia na Ra­tu­szu. Gdy jed­nak we wrze­śniu 1939 roku oj­czy­zna zna­la­zła się w po­trze­bie, prze­je­chał na ro­we­rze kil­ka­set ki­lo­me­trów w po­szu­ki­wa­niu swo­jej jed­nost­ki.

Jest li­ryk, au­tor pięk­nych ero­ty­ków pi­sa­nych dla ko­biet, któ­re ko­chał. Zmy­sło­wy, uwo­dzi­ciel­ski, ostat­ni ro­man­tyk pol­skiej po­ezji.

Jest tra­gik, któ­ry mu­siał w ży­ciu i twór­czo­ści zmie­rzyć się z dwo­ma naj­więk­szy­mi dra­ma­ta­mi. Naj­pierw grze­biąc dwu­krot­nie żonę: pierw­szy raz sym­bo­licz­nie, gdy otrzy­mał wia­do­mość, że zgi­nę­ła w Oświę­ci­miu, dru­gi raz na­praw­dę, gdy po kil­ku za­le­d­wie mie­sią­cach wspól­ne­go ży­cia za­pa­dła na śmier­tel­ną cho­ro­bę. A po­tem, tra­cąc cór­kę, po śmier­ci któ­rej na­pi­sał stro­fy po­rów­ny­wa­ne z Tre­na­mi Ko­cha­now­skie­go.

Jest wresz­cie au­tor gorz­kich wier­szy, któ­ry­mi w cza­sie II woj­ny, ogra­bio­ny ze złu­dzeń i wia­ry w uczci­wość in­ten­cji oj­czy­zny świa­to­we­go pro­le­ta­ria­tu, roz­li­czał się z hi­sto­rią i swo­ją na­iw­no­ścią. Po lek­tu­rze Roz­mo­wy z Hi­sto­rią czy Li­stu z wię­zie­nia trud­no uwie­rzyć, że wier­no­pod­dań­cze utwo­ry, któ­re pi­sał po woj­nie, były szcze­re.

Bo jest jesz­cze i ten ciem­ny Bro­niew­ski, au­tor Sło­wa o Sta­li­nie i in­nych wier­szy z dzi­siej­szej per­spek­ty­wy nie­po­ję­tych, sła­wią­cych jed­ne­go z dwóch naj­więk­szych zbrod­nia­rzy XX wie­ku. To była cena, któ­rą za­pła­cił za moż­li­wość ży­cia w Pol­sce. Nie po­tra­fił bez niej ist­nieć i być może, nę­ka­ny już przez cho­ro­bę al­ko­ho­lo­wą, gdzie in­dziej nie prze­trwał­by. Wte­dy jed­nak za­czął się ko­lej­ny etap dra­ma­tu Bro­niew­skie­go. Po 1956 roku tak­że tę część jego po­etyc­kie­go ży­cio­ry­su chcia­no wy­ma­zać. Nie wy­pa­da­ło prze­cież, żeby na na­zwi­sku po­ety, któ­re umiesz­cza­no na sztan­da­rach, wid­nia­ła taka pla­ma. A w pań­stwie dyk­ta­tu­ry pro­le­ta­ria­tu uwa­ża­no, że coś o czym się nie mówi, prze­sta­je ist­nieć.

W efek­cie na całe lata po­zo­stał tyl­ko Bro­niew­ski ze szkol­nych aka­de­mii, dy­żur­ny po­eta Pol­ski Lu­do­wej, wy­cią­ga­ny przy oka­zji ko­lej­nych rocz­nic re­wo­lu­cji paź­dzier­ni­ko­wej, wy­bu­chu woj­ny, z oka­zji świąt pań­stwo­wych. Owszem, wy­nie­sio­ny na pro­le­ta­riac­kie oł­ta­rze, ale co­raz mniej zna­ny i czy­ta­ny, bo prze­cież nie czy­ta się po­etów ofi­cjal­nych! A po 1989 roku, kie­dy przy­szedł czas wy­rów­ny­wa­nia ra­chun­ków za okres PRL, już nikt nie in­te­re­so­wał się jego za­ka­za­ny­mi wcze­śniej wier­sza­mi. Nie był po­trzeb­ny, bo byli inni, któ­rzy nie mie­li ta­kiej ska­zy, jak on. Nie było też do­bre­go cza­su, by prze­jąć się krzyw­dą wy­rzą­dzo­ną po­ecie, któ­ry był iko­ną tam­te­go ustro­ju. Bro­niew­ski, oka­le­czo­ny i za­kła­ma­ny w PRL, w wol­nej Pol­sce na pra­wie dwa­dzie­ścia lat prze­stał ist­nieć w ogó­le. Do­pie­ro te­raz od­kry­wa­ją go na nowo mło­dzi. Uka­za­ła się pły­ta, na któ­rej wier­sze Bro­niew­skie­go śpie­wa­ją m.in. Pi­dża­ma Por­no, Pust­ki i Mu­niek Stasz­czyk, Zie­lo­na pio­sen­ka w wy­ko­na­niu Szy­mo­na Zy­cho­wi­cza tra­fi­ła na Li­stę prze­bo­jów Trój­ki, uka­zał się po­świę­co­ny Bro­niew­skie­mu nu­mer mie­sięcz­ni­ka „Lam­pa”, a Mar­cin Świe­tlic­ki nie bał się za­de­kla­ro­wać, że je­dy­nym ak­cep­tow­la­nym jego zda­niem ro­dza­jem po­ezji jest ta upra­wia­na przez Bro­niew­skie­go. „Bo to jest pi­sa­ne emo­cja­mi”.

Utwo­ry, któ­re wy­bra­łem do tego tomu, mają po­ka­zać Bro­niew­skie­go kom­plet­ne­go, au­to­ra wier­szy, któ­re nadal nie po­zo­sta­wia­ją czy­tel­ni­ka obo­jęt­nym. Po­etę wal­ki i mi­ło­ści, wiel­kich na­dziei i gorz­kiej re­zy­gna­cji, kie­dy zro­zu­miał, jak bar­dzo zo­stał oszu­ka­ny. Po­etę nę­ka­ne­go dra­ma­ta­mi i na­ło­giem.

Bro­niew­ski nig­dy nie wy­parł się żad­ne­go eta­pu swe­go ży­cia, to inni uzur­po­wa­li so­bie pra­wo de­cy­do­wa­nia o tym, któ­re z jego utwo­rów na­da­ją się, by przed­sta­wić je czy­tel­ni­kom, a któ­re nie. Dla­te­go chcia­łem, by tym ra­zem prze­mó­wił peł­nym gło­sem, choć­by mia­ły zło­żyć się na ten głos tak­że wier­sze ta­kie jak Po­kłon Re­wo­lu­cji Paź­dzier­ni­ko­wej. Sło­wo o Sta­li­nie po­eta jesz­cze za ży­cia usu­nął z wy­dań swych utwo­rów i ro­dzi­na po­sta­no­wi­ła tę de­cy­zję re­spek­to­wać. Na­wet je­śli wie­le osób nig­dy nie zro­zu­mie, jak wła­śnie Bro­niew­ski, z jego prze­szło­ścią, mógł na­pi­sać taki po­emat, to jest on tak­że czę­ścią praw­dy o po­ecie.

Ma­riusz Urba­nek

Wiersze przedwojenne

Młodość

Szły na wschód ba­ta­lio­ny, szwa­dro­ny i puł­ki,

drob­ny deszcz sen­ne oczy żoł­nie­rzom za­kle­jał,

chlu­pa­ło mo­kre bło­to na ko­łach i kół­kach,

pły­nę­ła męt­na woda z roz­mo­kłych ko­le­in,

pa­li­ły się cha­łu­py, sto­do­ły i sto­gi,

pod bia­ły na­miot dy­mów ku­li­ły się mia­sta. –

A tam – na wschód – dud­ni­ły, tur­ko­ta­ły dro­gi:

tępo wa­lił – czter­na­sty, pięt­na­sty, szes­na­sty.

I co­raz cię­żej było nieść gło­wę na ple­cach,

i co­raz czar­niej było w la­sach na Wo­ły­niu. –