„Wiersze. Tom II to zbiór wierszy autorstwa Juliusza Słowackiego, obok Adama Mickiewicza uznawanego powszechnie za największego przedstawiciela polskiego romantyzmu.
Zbiór ten zawiera 34 wiersze autora. W tym takie utwory jak: Grób Agamemnona, Hymn, Jak kamień szedłem na dno, Jeżeli kiedy w tej mojej krainie, Matka do syna czy Narodzie mój….
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 44
Wydawnictwo Avia Artis
2020
Gdy noc głęboka wszystko uspi i oniemi,
Ja ku niebu podniosłszy ducha i słuchanie,
Z rękami wzniesionemi na słońca spotkanie
Lecę — bym był oswiecon ogniami złotemi.
Podemną noc i smutek — albo sen na ziemi,
A tam już gdzieś nad Polską swieci zorzy pręga,
I chłopek swoje woły do pługa zaprzęga,
Modli się. — Ja się modlę z niemi i nad niemi.
Tysiące gwiazd nademną na błękitach swieci,
Czasem ta, w którą oczy głęboko utopię,
Zerwie się i do Polski jak anioł poleci;
Wtenczas we mnie ta wiara — co w litewskim chłopie,
Że modlitwa w niebiosach tak jak anioł kopie,
A czasem ziarno ducha wrzuci i zanieci.
.......gdzie światła gorą,
[Dziwi] mnie uczta, gdzie wino piją,
[Dziwią] mnie serca, co serc nie biorą,
Dziwią mnie żywi, co jeszcze żyją,
Gdy tyle nieszczęść i zbrodni tyle
Polskę trzymają w głuchej mogile.
Czemuż nie mogę jak trup u wezgłowia
Powstać i głową ruszyć potężną,
Jako trup powstać i piciem zdrowia
Z grobu poruszyć Polskę orężną?
..............
Góry się ozłociły — szafiry mórz ciemnieją.
Fale wstały od ziemi — wiatr — i koguty pieją.
Miesiąc jak ogień stoi na czerwonym oceanie.
Korab na dalekościach wre w rozognionej pianie.
Ku niemu płyną zdala obłoki, całe w świécach...
Uciszyło się morze i ziemia i powietrze —
Złamana jest moc węża, dusz niewinnych zabójcy!
W Imię przedwieczne Ojca! W Imię Chrystusa Pana!
Pokój na ziemi, wodach i na powietrzu!
Takie słyszano głosy nad morzami, Gdy anioł z trzema na czole gwiazdami Leciał nad złote ogniska pastusze I budził w ludziach barankowe dusze. Na trzech pasterzy upadły promienie, Obmyły ducha duszę — pod imieniem
Jeden był, który ugaszczał natchnienie; Drugi, który był kwiateczków siemieniem, Trzeci zaleśne echa wywoływał: Te zbudził anioł duchy — ponazywał, Pomiędzy ludźmi pastuszymi wsławił, Dał ducha, wieńce, i w drogę wyprawił. Idźcie! — rzekł — pierwsi wy trzej pastuszkowie, Aż wam przejasna zastąpi dziewica; Ta złote słońce Pańskie ma na głowie, A pod nogami obrączkę księżyca. Raz na obłokach promiennych widziana Przez sługę Chrysta — przez świętego Jana, Przyszłego świata święta monarchini, Teraz ukryta z dzieckiem na pustyni, Piękna jak zorza... Długie jej warkocze Ciemne ku światłu w złoto się mieniły, W oczach szafiru światła i przezrocze, W głosie anielskie nieskończone siły; Porywać serca ludzkie umiejąca, A moc miłosnych dreszczów miała w dłoni, Gdyś odszedł od niej, a pomyślał o niej. Próżno smok, który owładnął narody, Wypuści na nią rzekę krwawej wody! Próżno ostatni ślad jej ziemski zetrze! Ona ucieknie z dzieckiem na powietrze I tam karmiona, aż mróz minie ostry, W błękitnych światach przez jaskółki siostry, Dziecinę swoję pośród słońc wychowa, Prześwięta ludom Matka — Pani słowa!
I Niech fantastycznie lutnia nastrojona Wtóruje myśli posępnej i ciemnej — Bom oto wstąpił w grób Agamemnona I siedzę cichy w kopule podziemnej, Co krwią Atrydów zwalana okrutną. Serce zasnęło, lecz śni. — Jak mi smutno! II O! jak daleko brzmi ta harfa złota, Której mi tylko echo wiecznie słychać! Druidyczna to z głazów wielkich grota; Gdzie wiatr przychodzi po szczelinach wzdychać I ma Elektry głos — ta bieli płótno! I odzywa się z laurów: jak mi smutno! III Tu po kamieniach z pracowną Arachną Kłóci się wietrzyk i rwie jej przędziwo. Tu cząbry smutne gór spalonych pachną; Tu wiatr, obiegłszy górę ruin siwą, Napędza nasion kwiatów — a te puchy Chodzą i w grobie latają, jak duchy. IV Tu świerszcze polne, pomiędzy kamienie Przed nadgrobowym pochowane słońcem, Jakby mi chciały nakazać milczenie, Sykają. — Strasznym jest rapsodu końcem Owo sykanie, co się w grobach słyszy: Jest objawieniem, hymnem, pieśnią ciszy. V O! cichy jestem — jak wy, o Atrydzi, Których popioły śpią pod świerszczów strażą — Ani mię teraz moja małość wstydzi, Ani się myśli tak jak orły ważą. Głęboko jestem pokorny i cichy Tu, w tym grobowcu sławy, zbrodni, pychy! — VI Nad drzwiami grobu, na granitu zrębie Wyrasta dąbek w trójkącie z kamieni; Posadziły go wróble lub gołębie, I listkami się czarnemi zieleni, I słońca w ciemny grobowiec nie puszcza; Zerwałem jeden liść z czarnego kuszcza. VII Nie bronił mi go żaden duch ni mara, Ani w gałązkach jęknęło widziadło; Tylko się słońcu stała większa szpara I wbiegło złote — i do nóg mi padło. Zrazu myślałem, że ten, co się wdziera Blask, była struna to z harfy Homera — VIII I wyciągnąłem rękę na ciemności, By ją ułowić i napiąć i drżącą Przymusić do łez i śpiewu i złości Nad wielkiem niczem grobów — i milczącą Garstką popiołów! —Ale w mojem ręku Ta struna drgnęła i pękła bez jęku. IX Tak więc — to los mój, na grobowcach siadać I szukać smutków błahych, wiotkich, kruchych. To los mój, senne królestwa posiadać, Nieme mieć harfy i słuchaczów głuchych Albo umarłych — i tak pełny wstrętu — Na koń! chcę słońca i wichru, tętentu! X Na koń! — Tu łożem suchego potoku, Gdzie zamiast wody płynie laur różowy, Ze łzą i wielką błyskawicą w oku, Jakby mię wicher gnał błyskawicowy, Lecę — a koń się na powietrzu kładnie, Jeśli napotka grób rycerzy — padnie. XI Na