Wartogłów - Molier - ebook

Wartogłów ebook

Molier

0,0

Opis

Wartogłów” to sztuka autorstwa Moliera, wybitnego francuskiego komediopisarza, uznawanego za jednego z najważniejszych daramtopisarzy w dziejach.


Jest to komedia Moliera z okresu przedparyskiego. Widzumy tu Moliera francuskiej prowincji, wędrownego aktora, autora, sztukmistrza. Wartogłów, jest dziełem ważnym, choćby przez wzgląd na swoją pięcioaktowość – to pierwsza „pełna” komedia Moliera.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 84

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Molier

WARTOGŁÓW

Wydawnictwo Avia Artis

2022

ISBN: 978-83-8226-804-1
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Osoby

LELJUSZ, syn Pandolfa. CELJA, niewolnica Tryfaldyna. MASKARYL, służący Leljusza. HIPOLITA, córka Anzelma. ANZELM, ojciec Hipolity. TRYFALDYN, starzec. PANDOLF, ojciec Leljusza. LEANDER, młody szlachcic. ANDRES, mniemany Egipcjanin. ERGAST, przyjaciel Maskaryla. GONIEC. DWIE GROMADY MASEK.

Rzecz dzieje się w Messynie.

AKT I

SCENA I

LELJUSZsam:

Dobrze tedy, Leandrze, zobaczym w tej dobie,Który z nas szczęścia szalę przeważy ku sobie;Kto, w tej serdecznej walce co nas dziś rozpala,Więcej przeszkód zastawi pragnieniom rywala:Gotuj więc wszystkie siły w obronie twej sprawy,Gdy chcesz, by losów wyrok tobie był łaskawy.

SCENA II

LELJUSZ, MASKARYL.

 LELJUSZ:Och, Maskarylu!... MASKARYL: Cóż tam? LELJUSZ: Źle rzecz cała stoi;Wszystko przeciw miłości spiknęło się mojej:Leander kocha Celję i, mimo odmianęMych uczuć, znów rywala pono w nim zastanę. MASKARYL:Leander kocha Celję! LELJUSZ: Wprost za nią szaleje. MASKARYL: Głupia sprawa. LELJUSZ: To grąży wszystkie me nadzieje.Lecz nie chcę się przedwczesnej oddawać rozpaczy;Mam ku pomocy ciebie: to także coś znaczy.Twoja biegłość we wszystkich podstępach niezwykłaChoćby największą trudność szczęśliwie rozwikła,Ty mógłbyś nosić miano wszech-służących króla;I w całym świecie...  MASKARYL: Ejże! zbyt się pan rozczula;Gdy kto nas potrzebuje, to biedaka pieści,Daje słodkie imiona, chwali co się zmieści:Lecz niech przyjdzie humoru najmniejsza odmiana,Już tylko kijów będę godny w oczach pana. LELJUSZ:Sądząc mnie tak niewdzięcznym, błąd popełniasz gruby.Ale pomówmy teraz o mej brance lubej;Mów, czy jest w świecie serce wrażliwe tak mało,Coby jej cudnym wdziękom oprzeć się umiało?Co do mnie, w każdym ruchu tej mojej królewnyJej krwi szlachetnej dowód widzę nazbyt pewny,I wierzę, że choć dzisiaj tak nędzne jej losy,Do świetniejszej ją doli stworzyły niebiosy. MASKARYL:Panu bo zawsze w głowie jakieś romantyki.Ale co powie Pandolf na pańskie wybryki?Wszakci to ojciec pański (tak przynajmniej mniema);Wiesz pan, że cierpliwości on zbyt wiele nie ma,I gdy mu dość już będzie tej obrazy boskiej,Łatwo może dać folgę swej furji ojcowskiej.Wszak dawno już z Anzelmem zamiar noszą w sercu,Byś z Hipolitą stanął na ślubnym kobiercu,Mniemając, iż tak tylko cud ten sprawić mogą,Abyś wreszcie rozsądku zaczął kroczyć drogą;Gdy pozna, że twój wybór, mimo jego chęci,Jakiejś obcej przybłędzie swe zapały święci,Że szalonej miłości płomień tak złowrogiOdwraca serce twoje z posłuszeństwa drogi,Bóg to wie, jakim gniewem rozpalić się gotówI ile panu spadnie na głowę kłopotów. LELJUSZ: A, dajże mi raz spokój ze swą retoryką! MASKARYL:Lepiej pan dałbyś spokój ze swą polityką!To na nic się nie zdało, i daleko prościej...  LELJUSZ:Czy ty wiesz, że nie dobrze czyni, kto mnie złości?Że na kazania dzisiaj źle obrana pora,I że bardzo nie lubię lokaja męntora? MASKARYL na stronie:Gniewa się. Głośno: Ależ panie, wszystko com powiadał,To tylko były żarty, tylkom pana badał.Czyż ja mam minę wroga jakiejbądź uciechy?Czyliż mi w głowie karcić tak rozkoszne grzechy?Sam pan wie, że tak nie jest, i, przeciwnie zgoła,Raczej za zbyt płochego uchodzę dokoła.Żartuj pan sobie z kazań czcigodnego przodka,Rób swoje: ostatecznie, cóż cię złego spotka?Daję słowo! pocieszne mi się zawsze zdałyTych zawiędłych nudziarzy surowe morały;Cnota z musu, zawiści swej czyniąca zadość,I chcąca wydrzeć młodym wszelką życia radość.Słowem, talenty moje są na twe rozkazy. LELJUSZ:Nareszcie z ust twych słyszę rozsądku wyrazy.Słuchaj więc: miłość, którą dusza moja pała,W oczach mej lubej zrazu dość łaski spotkała;Lecz Leander oznajmił mi jawnie w tej chwili,Że, by mi wydrzeć Celję, całą chęć wysili:Toteż, spieszyć się trzeba: wytęż swoje zmysły,Jak, najszybszym sposobem, wesprzeć me zamysły;Znajdź chytrości, podstępy, fortele i zdrady,By czujności rywala zmylić wszystkie ślady. MASKARYL:Pozwólże mi pan nad tem podumać spokojnie.Na str.: Jakiejby sztuczki zażyć w tej miłosnej wojnie? LELJUSZ: No i cóż? masz plan jaki? MASKARYL: O, jaki pan żwawy!W mojej głowie tak szybko nie idą te sprawy.Wiem już, co zrobić trzeba... Nie, to do niczego.Ale, gdyby pan zechciał...  LELJUSZ: Co? MASKARYL: Nie, nie, nic z tego.Zróbmy w ten sposób... LELJUSZ: Jaki? MASKARYL: Nie, pan nie wytrzyma.Ale, gdyby pan... LELJUSZ: Cóż więc? MASKARYL: I to sensu nie ma.Mów pan z Anzelmem. LELJUSZ: O czem? Znajdź sposoby inne. MASKARYL:To prawda; toby było spaść z deszczu pod rynnę.A przecież trzeba wybrnąć. Idź do Tryfaldyna. LELJUSZ: Po co? MASKARYL: Nie wiem. LELJUSZ: To wreszcie złościć mnie zaczyna.Ty chcesz mnie chyba drażnić przez te wszystkie baśnie. MASKARYL:Ej, panie, o to chodzi czego brak nam właśnie:Gdybyśmy mieli w ręku dobrą garść dukatów,Nie trzebaby forteli szukać, do stu katów!I kiedy pański rywal siliłby swą główkę,Mybyśmy niewolnicę wzięli za gotówkę.Wiem, że na tych Egipcjan, co ją tu oddali,Imć Tryfaldyn ochoty nie ma czekać dalej,I, w gruncie, najszczęśliwszy byłby dziś, jak sądzę,Gdyby w miejscu wydobyć zdołał swe pieniądze.Wszak to skończony kutwa i dusigrosz stary,Dałby się wybatożyć choć za dwa talary;Pieniądz bożkiem dla niego, to rzecz wszystkim znana:Ale to bieda... LELJUSZ: Że co? MASKARYL: Że znów ojciec pana,Drugi sknera, co broni się jak opętaniec,Byś miał jego dukaty puścić w żywszy taniec;I że niema nadziei, aby w tej potrzebie Najmniejszy grosik kapnął z tej strony dla ciebie.Ale spróbujmy z Celją rozmówić się ściślejI wybadać co ona o tem wszystkiem myśli.Oto jej okno. LELJUSZ: Ależ pomnij, że nam do niejPrzystępu Tryfaldyna straż ustawna broni,Bądź ostrożny. MASKARYL: Tu sobie stańmy pokryjomu.Cóż za szczęście! toż właśnie ona wyszła z domu.

SCENA III

CELJA, LELJUSZ, MASKARYL.

 LELJUSZ: Jakież winienem niebu dziś zanosić dzięki,Iż daje mi oglądać twe anielskie wdzięki;I, jakkolwiek mych cierpień przyczyną twe oczy,Z jakąż radością widzę ich płomień uroczy! CELJA:Z wielkiem zdziwieniem słucham twej przemowy całej,Iżby me oczy krzywdę komuś zrządzić miały;I, jeśli one sprawcą jakowej złej doli,Mogę pana upewnić, że to wbrew mej woli. LELJUSZ: Nie jest hańbą z rąk polec tak słodkiego wroga,Stąd każda rana jest mi i chlubna i droga;I jeśli... MASKARYL: Panie, rzuć pan te wszystkie kwiateczki:Tutaj trzeba zaczynać z całkiem innej beczki.Korzystaj z każdej chwili, póki jeszcze pora;Spytaj jej... TRYFALDYN z domu:Celjo! MASKARYL: Masz pan! LELJUSZ: Ha! przeklęta zmora!Trzebaż, by mi ten starzec znowu stanął w drodze?  MASKARYL:Idź pan, a mnie tu zostaw; już ja go uchodzę.

SCENA IV

TRYFALDYN, CELJA, LELJUSZ w ukryciu, MASKARYL.

 TRYFALDYN do Celji:Cóż ty porabiasz tutaj? Zmykaj mi w te pędy!Wszak wiesz, że zakazane masz wszelkie gawędy. CELJA:Ten pan, znajomy, bawił mnie rozmową grzeczną,Możesz więc pan uśmierzyć swą czujność zbyteczną. MASKARYL:Czy to imci Tryfaldyn? CELJA: Tak. MASKARYL: Przezacny panie,Przedkładam wam najniższe me uszanowanie,Szczęśliwy, iż powitać dziś mogę osobę,Którą wszak miasto całe ma za swą ozdobę. TRYFALDYN:Sługa pański. MASKARYL: Ma bytność może nie na rękę;Lecz poznawszy już dawniej tę oto panienkęI jej talent wróżenia, niepojęty prawie,Chciałem rady dziś szukać u niej w pewnej sprawie. TRYFALDYN:Jakto! ty w te djabelstwa wdawaćbyś się miała? CELJA:Nie; co umiem, to wszak jest tylko magja biała. MASKARYL:Oto zatem przyczyna, która mnie sprowadza:Pana mego miłości opętała władza,I, w swej wielkiej udręce, tylko marzy o tem,By mógł ze swoich uczuć zbliżyć się przedmiotem;Lecz daremne są wszelkie wysiłki w tej mierze, Gdyż ubóstwianej jego srogi cerber strzeże;Co zaś największą trwogą w duszy go rozpala,Iż w swych pragnieniach spotkał groźnego rywala;Toteż, chcąc zyskać pewność, czy płomień tak żywyMoże się wzajemności spodziewać życzliwej,Ciebie proszę o wyrok, pewny, że twym głosemSamo niebo rozrządzi pana mego losem. CELJA:Pod jaką gwiazdą pan twój ujrzał światło dzienne? MASKARYL:Pod tą, która zwiastuje uczucia niezmienne. CELJA: Chociaż miłości jego przedmiot mi nieznany.W mej wiedzy mogę znaleść balsam na te rany.Wiedz więc, że ta osoba, w swej szlachetnej dumie,Nieszczęsne swoje losy godnie znosić umie;I to właśnie jej wzbrania objawiać skwapliwiej,Choćby dla kogo serce jej zabiło żywiej.Lecz ja znam tajemnicę, która tkwi w jej łonie,I panu twemu w krótkich słowach ją odsłonię. MASKARYL:Jakiż tryumf magicznej potęgi wspaniały! CELJA:Jeśli pan twój w istocie w czuciach swych jest stały,Jeśli uczciwe żywi dla swej lubej chęci,Niech ufa, iż wzajemność ten płomień uświęci,I że ta twierdza, którą oblegać się sili,By się poddać, sposobnej tylko czeka chwili. MASKARYL:To ładnie; lecz wszak fortu klucze ma obrońca,Którego trudno zjednać. CELJA: Wysłuchaj do końca. MASKARYL na stronie, patrząc na Leljusza, który coraz więcej się zbliża.Nie, na tego warjata już mnie pasja bierze! CELJA:Pouczę was, jak macie postąpić w tej mierze.  LELJUSZ zbliżając się:Mój dobry Tryfaldynie, nie lękaj się próżno;Jam ci na kark figurę tę nasłał usłużną;Chciałem, by w mem imieniu wytłómaczył tobieUczucie, jakiem płonę ku Celji osobie,Której okup, gdy tylko cenę mi oznaczysz,Sądzę, że bez trudności z rąk mych przyjąć raczysz. MASKARYL na stronie:Bierzże licho cymbała! TRYFALDYN: Cóż to za szarada?Każdy z was co innego zgoła opowiada. MASKARYL:Dobry panie, ten szlachcie trochę źle ma w głowie,Czyżbyś o tem nie słyszał? TRYFALDYN: Mej zaś dość na słowie.Już ja więcej miarkuję, niźli się spodziewasz.Do Celji: Idź do domu i nosa się wyściubić nie waż.Tobie zaś radzę szczerze, mój filucie chwacki,Byś zgrabniejsze na przyszłość gotował zasadzki.

SCENA V

LELJUSZ, MASKARYL.

 MASKARYL:Brawo! Jeszczeby trzeba, dla pełnej radości,Aby w dodatku kijem przełoił nam kości!Któż panu kazał wpadać i z dzikim zapałemNiweczyć wszystko, co tak misternie nałgałem? LELJUSZ:Wszak chciałem jak najlepiej. MASKARYL: Najlepiej, w istocie!Ale co się tu dziwić tej rozkosznej psocie;Wszakci o takie rzeczy nie pytać u pana,I twa roztropność dobrze wszem wokół jest znana. LELJUSZ:Masz tobie! tyle łajań z drobnostkę małą!Wszakże znowu nieszczęście żadne się nie stało. Jeśli drogę do Celji przeciął nam ten stary,Staraj się choć Leandra skrzyżować zamiary,By jej nie mógł z niewoli wykupić zbyt rychło.Ja zaś, chcąc by gderanie twoje raz ucichło,Umykam. MASKARYL sam: Chwała Bogu. Tak mniemam, za katy,