Wakacje w Rzymie - Susanne James - ebook

Wakacje w Rzymie ebook

Susanne James

3,7

Opis

Milioner Theodore Montague potrzebuje opiekunki dla swych trojga dzieci, które niedawno straciły matkę. Przypadkiem spotyka w Rzymie młodą Angielkę Lily Paterson. Szczera i otwarta Lily okazuje się idealną kandydatką. Przyjmuje posadę niani. Dzieci od razu ją akceptują. Jednak w świecie pełnym blichtru i bogactwa Lily czuje się kompletnie zagubiona. Tymczasem Theodore jest nią coraz bardziej zauroczony. Wkrótce uświadamia sobie, że nie może bez niej żyć...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 147

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (43 oceny)
16
8
11
5
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Susanne James

Wakacje w Rzymie

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2009

Redaktor serii: Małgorzata Pogoda

Opracowanie redakcyjne: Małgorzata Pogoda

Korekta: Maja Garlińska

(C) 2009 by Susanne James

(C) for the Polish edition by Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o. o., Warszawa 2011

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B. V.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Znak firmowy Wydawnictwa Harlequin

Życie Ekstra są zastrzeżone.

Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o. o. 00 – 975 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24 – 25

Skład i łamanie: COMPTEXT(R), Warszawa

ISBN 978 – 83 – 238 – 8087 – 5

Toronto · Nowy Jork · Londyn

Amsterdam · Ateny · Budapeszt · Hamburg

Madryt · Mediolan · Paryż

Sydney · Sztokholm · Tokio · Warszawa

Tytuł oryginału: The British Billionaire's Innocent Bride

Konwersja do formatu EPUB: Virtualo Sp. z o.o.virtualo.eu

ROZDZIAŁ PIERWSZY

W piękny lipcowy poranek Lily wysiadła z takówki na londyńskim lotnisku Heathrow, zapłaciłakierowcy i potoczyła do wejścia niewielką walizkę.

Na myśl, że jej praca w rodzinie Belli i Rosiedobiegła końca, odczuwała osobliwą mieszaninężalu i ulgi. Opiekowała się ośmioletnimi bliźniaczkami zaledwie przez rok, lecz to wystarczyło, byzdała sobie sprawę, że nie nadaje się na nianię.Z czasem nawet polubiła te nadmiernie rozpieszczone dziewczynki i zaczęła im współczuć, gdyżich rozwiedziona matka poświęcała im niewieleuwagi. Jednak nie chciała przez całe życie zajmować się dziećmi.

Na szczęście oszczędziła trochę pieniędzy, toteż mogła na razie nie podejmować żadnej pracyi rozpatrzyć się w sytuacji. Wiedziała, że z łatwością uzyska kredyt hipoteczny na swoje maleńkiejednopokojowe mieszkanko w Berkshire. Ponieważ zaś ukończyła kurs gotowania, mogła teżw każdej chwili zatrudnić się w którejś z niezliczonych londyńskich restauracji. Lecz dręczyłją nieokreślony niepokój i odczuwała mglistą potrzebę jakiejś odmiany, toteż postanowiła poleciećna parę dni do Rzymu i odwiedzić swego brataSama, który był tam współwłaścicielem niewielkiego hotelu.

Czekając na wejście do samolotu, przyglądałasię współpasażerom. Większość wybierała się naurlopy i była ubrana w dżinsy i letnie stroje. Lilyz niejasnego powodu włożyła na podróż ładnyszary kostium, białą bluzkę, cienkie czarne rajtopy i pantofle na wysokich obcasach. Możewłaśnie dzięki temu podczas odprawy, gdy okazało się, że w klasie ekonomicznej jest nadkomplet,przeniesiono ją do klasy biznesowej.

W samolocie zajęła miejsce przy oknie. Pochwili zjawił się najprzystojniejszy mężczyzna,jakiego widziała w swoim dwudziestosześcioletim życiu. Umieścił na półce podręczny bagaż,a potem usiadł obok i rzucił zdawkowo:

– Dzień dobry.

Lily zaczerwieniła się.

– Och… cześć… – wyjąkała speszona, usiłującnieudolnie naśladować jego swobodny ton.

Z mocno bijącym sercem zerknęła ukradkiem nawyrazisty profil mężczyzny, mocno zarysowanypodbródek i modną fryzurę. Nieznajomy miał nasobie ciemny, świetnie skrojony garnitur, śnieżnoiałą koszulę i gładki, niebieski krawat. Roztaczałwładczą aurę i była świadoma, że przyciąga pożądliwe spojrzenia wszystkich siedzących w pobliżukobiet.

Wygodnie rozprostował nogi i spojrzał na Lily.Rzuciła mu się w oczy jej ładna owalna twarz,upięte faliste włosy oraz elegancki strój nadającydziewczynie poważny wygląd. Ogarnęło go zmiezanie i odwrócił wzrok. Niemal natychmiast pojąłpowód. Pierwszy raz od śmierci Elspeth zwróciłuwagę na inną kobietę.

Choć minął już rok, nosił ją wciąż w sercu.Pomyślał o trójce ich dzieci – dwóch synach orazdziewięcioletniej Frei, którą lśniące, kasztanowewłosy i orzechowe oczy tak bardzo upodabniały domatki. Na wspomnienie córki zmarszczył brwi.Była trudnym dzieckiem i dogadywał się z niągorzej niż z chłopcami. Niechętnie się zgodził, byw tygodniu mieszkała w szkolnym internacie, gdyżchciała spędzać więcej czasu z przyjaciółkami.Musiał jednak przyznać, że w domu jest spokojniejbez jej wybuchów złości. A gdy przyjeżdżaław weekendy i cała rodzina zbierała się w komlecie, zazwyczaj udawało się uniknąć spięć.

Gdy samolot ruszył gwałtownie po pasie startowym, Lily wstrzymała oddech i kurczowouchwyciła się poręczy fotela.

Nieznajomy spostrzegł napięcie dziewczyny.

– Denerwuje się pani? – zapytał.

Jego nieoczekiwana troska sprawiła jej przyjemność.

– Ależ skądże – skłamała. – Nic mi nie jest.

Nie uwierzył jej i z powątpiewaniem uniósłbrew, jednak nic nie powiedział, a po kilku chwilach wznieśli się już w powietrze. Pasażerowiezaczęli odpinać pasy. Towarzysz Lily wstał i wydobył ze schowka aktówkę. Najwidoczniej zamierzał zająć się pracą. To dobrze, pomyślała,przynajmniej nie będzie musiała podtrzymywaćbezsensownej pogawędki. Wyjął tekturową teczkęi zatrzasnął aktówkę, ale zdążyła dostrzec nazwisko na plakietce:,,Theodore Montague''.

Z torby podręcznej wyciągnęła ilustrowany magazyn i przekartkowała go niedbale. W podróżynie była w stanie czytać niczego poważniejszegoi podziwiała, że jej sąsiad potrafi skupić się nastudiowaniu dokumentów.

Zjawiła się stewardesa i kokieteryjnie trzepocząc sztucznymi rzęsami, zapytała go, co ma podać. Odwrócił się do Lily.

– Czego pani sobie życzy?

– Och… wezmę tylko czarną kawę bez cukru– odrzekła pośpiesznie.

– W takim razie poprosimy o dwie kawy – powiedział i po raz pierwszy się uśmiechnął.

Gdy już popijali gorący płyn, zagadnął:

– Więc pani też nie lubi jeść podczas lotu?

– Jest ciasno i niewygodnie, a poza tym podająwszystko zawinięte w plastik.

– Właśnie – przytaknął. – Zresztą na krótkiejtrasie jedzenie nie jest konieczne.

A więc jednak zaczęli rozmawiać! Lily zazwyczaj unikała grzecznościowych pogaduszekz przygodnymi towarzyszami podróży, jednak tymrazem czuła się zupełnie swobodnie.

– Przypuszczam, że żadne z nas nie udaje się nawypoczynek – zauważył mężczyzna, mierząc jąwzrokiem. – Chyba jako jedyni spośród pasażerównie nosimy dżinsów i podkoszulków.

– Właściwie jadę na kilka dni do Rzymu odwiedzić brata, który prowadzi tam hotel – oświadczyła Lily. – I chcę też przemyśleć parę spraw– dodała, ale natychmiast tego pożałowała, obawiając się, że nieznajomy zacznie ją wypytywać.Lecz on tylko przyjrzał się jej przenikliwie. – Więcpan też nie jest na urlopie? – spytała niepewnie.

– Niestety nie. Biorę udział w seminarium.W ubiegłym roku udało mi się tego uniknąć, aleteraz mam wygłosić referat, więc nie mogłem sięwykręcić. Jednak myślę, że jakoś to przeżyję.– Znów uśmiechnął się zniewalająco. – Zawszewarto spędzić w Rzymie choćby kilka dni, bezwzględu na powód.

– Jaki jest temat tego seminarium? – zapytałaz zaciekawieniem.

Nagle zapragnęła dowiedzieć się o nim więcej.Czy zajmuje się marketingiem lub public relations? A może giełdą?

– Interesują mnie zagadnienia dotyczące zdrowia dzieci – oznajmił niedbałym tonem. – Wykładam pediatrię, co jest pasjonujące, lecz oznacza, że nie zostaje mi zbyt wiele czasu na praktykę.– Wzruszył ramionami. – Ale nie można miećwszystkiego, a widocznie uznano, że obecnie będębardziej przydatny jako wykładowca. Przypuszczam jednak, że to się zmieni, gdy nadejdziewłaściwa pora. Przekonałem się, że w życiu nie maniczego stałego – dorzucił i mocno zacisnął usta.

Kto mógł przewidzieć, że niezidentyfikowanywirus tak nieoczekiwanie i tragicznie uśmiercijego piękną żonę? Ten dramat nauczył go, by nieczynić zbyt dalekosiężnych planów.

Lily natychmiast wyczuła zmianę jego nastrojui zapragnęła mu się zwierzyć.

Cóż, ja chciałabym zmienić jakoś swoje życie,ale doprawdy nie wiem jak – wyznała. – Po szkoleukończyłam kurs gastronomiczny i pracowałamw rozmaitych londyńskich hotelach i klubach, alezmierziło mnie gotowanie dla obcych ludzi. W zezłym roku zajęłam się opieką nad dziećmi.– Wzdrygnęła się. – Lecz to nie było dobre posunięcie. Pechowo trafiły mi się okropnie rozwydrzoneośmioletnie bliźniaczki, które nieustannie rozrabiały. Dopiero pod koniec zaczęłam sobie z nimi lepiejradzić, jednak nie na tyle, bym zdecydowała siękontynuować pracę w tym zawodzie. – Westchnęłasmutno. – Z radością obdarzyłabym uczuciem Bellęi Rosie, ale one chyba nie chciały mnie pokochać.

Montague, który słuchał wpatrzony w nią, powoli skinął głową.

– Wszyscy przeżywamy czasem trudne chwile.Myślę jednak, że każde doświadczenie, nawet najardziej bolesne, czegoś nas uczy. Mam nadzieję,że odnajdzie pani to, czego szuka – dodał cichoi znowu otworzył trzymaną na kolanach tekturowąteczkę.

– Wspaniale znów cię widzieć, Lily!

Dziewczyna uśmiechnęła się do brata, ogarniętafalą ciepłych siostrzanych uczuć. Siedzieli w retauracji,,Agata i Romeo'' i kończyli pysznyobiad, złożony z zupy z płaszczki oraz makaronuz brokułami.

– Jedzenie było… boskie – sapnęła Lily i roziadła się wygodniej.

– Kim był ten nadzwyczaj przystojny facet,który wysiadł z tobą z samolotu? – zapytał Sam,dolewając jej wina. – Bardzo troskliwie pomagał ciprzy odbiorze bagażu. Odniosłem wrażenie, że cośwas łączy.

Lily odwróciła wzrok, starając się nie zarumienić.

– Nie bądź niemądry! Po prostu siedział obokmnie w samolocie i ciekawie nam się gawędziło,nic więcej.

Przypomniała sobie, jak szybko upłynął jej lot.Niemal przez cały czas prowadzili lekką, niezobowiązującą rozmowę, w trakcie której dowiedziałasię, że nieznajomy ma troje dzieci. Kiedy zaśzaglądał do swych notatek, uważała, by mu nieprzeszkadzać.

– Masz jeszcze na coś ochotę? – zapytał ją pochwili Sam. – Ja tylko napiję się cappucino, ale tywybieraj do woli. Chcę cię ugościć, zwłaszcza żerzadko mam po temu okazję. Naprawdę, skoro sięjuż odnaleźliśmy, powinniśmy spotykać się częściej niż dwa razy do roku.

Lily, wzruszona niemal do łez, popatrzyła nabrata i czule ujęła go za rękę.

– Masz rację. Ustalimy kilka terminów i będziemy się ich trzymać. Nie można żyć tylkopracą. A skoro już mowa o pracy, to jak tam twójhotel? Wyglądasz na bardzo zamożnego – zauważyła z uśmiechem, ogarniając spojrzeniem jegonienagannie uszyte spodnie i modną koszulę roziętą pod szyją.

– W hotelu wszystko idzie dobrze – odrzekł.– Nawet trochę zbyt dobrze, przez co Federico i janie mamy czasu spotykać się z dziewczynami… aniz siostrami.

Lily popatrzyła na swego świeżo odnalezionego,starszego o dwa lata przystojnego brata. Ogarnęła jąnagle czułość i radosna beztroska. Miała ochotęskakać, śmiać się głośno i mówić każdemu, jakbardzo jest szczęśliwa. Oczywiście, to wpływ wina– albo po prostu atmosfery Rzymu z jego cudownąpogodą, magicznymi fontannami, serdecznymi ludźmi i unoszącą się w powietrzu wonią jaśminu.

– Zdajesz sobie sprawę, że jeszcze dwa latatemu nawet nie wiedzieliśmy nawzajem o swoimistnieniu? – powiedział Sam.

Oczywiście, że zdawała sobie z tego sprawę. Towłaśnie ona, z pomocą Armii Zbawienia, odkryła,że ma brata. Ich nieżyjąca już matka urodziłaoboje, nim ukończyła siedemnasty rok życia.

Dzieciństwo Lily upłynęło w kolejnych zastępczych rodzinach. Przenoszono ją z jednego domudo drugiego, gdyż była trudnym, zbuntowanymdzieckiem, a dwukrotnie nawet uciekała od swychopiekunów. Jednak jako szesnastolatka opamiętałasię i po skończeniu szkoły wstąpiła do liceumgastronomicznego. Uczyła się pilnie, a późniejciężko pracowała, i dzięki temu w końcu kupiłamałe mieszkanko. Po raz pierwszy w życiu zyskaławreszcie własny kąt, gdzie nikt jej nie mówił, coma robić. Mogła teraz sama kierować swoim losem– i pragnęła, by tak już zostało zawsze.

Jej brat Sam był zupełnie inny. Kiedy się jużodnaleźli, opowiedział Lily, że dorastał jako szczęśliwe i grzeczne dziecko, zawsze posłuszne swymprzybranym rodzicom.

– Ja też ograniczę się do kawy – rzekła teraz doniego. – Jestem tak najedzona, że do końca dnia jużniczego nie przełknę.

– Och, kolację jada się tu dopiero o dziewiątejlub dziesiątej wieczorem – rzucił. – Do tego czasuz pewnością odzyskasz apetyt.

Po obiedzie przespacerowali się po rozprażoych słońcem chodnikach, szukając ochłody w cieiu budynków.

– Chyba spędzę popołudnie na sjeście w moimpokoju – oznajmiła Lily.

– Świetny pomysł. Ja w tym czasie nadgonięz Federikiem papierkową robotę – odrzekł Sam.

Ich mały hotelik z zaledwie czterema sypialiami mieścił się przy wąskiej uliczce nieopodalPiazza Navona. Lily ulokowano w eleganckim,wygodnie urządzonym pokoju od frontu. Gdy sięw nim znalazła, padła na łóżko i zrzuciła sandałki.Zastanawiała się, czy skromna garderoba, jaką zesobą zabrała, wystarczy na trzydniowy pobyt. Zaraz jednak pomyślała beztrosko, że jeśli zabrakniejej ubrań, może je po prostu dokupić. Nigdy niebyła rozrzutna, ale ostatecznie jest przecież nawakacjach w Rzymie, gdzie nic jej nie krępuje aninie ogranicza cudownego poczucia wolności!

Zasnęła, a gdy się obudziła, skonstatowała zezdumieniem, że minęły prawie trzy godziny. Jedak nie przyjechała tu, żeby spać, tylko przyjemniespędzić czas, zwiedzić Rzym i oczywiście spotkaćsię z bratem.

Wstała z łóżka, weszła do łazienki i wzięłaprysznic. Hotel Sama miał klimatyzację, ale nazewnątrz panował obezwładniający duszny upał,toteż Lily włożyła letnią bawełnianą, kremowąsukienkę na ramiączkach z głębokim dekoltem.Uczesała włosy i związała je w koński ogon.Następnie posmarowała twarz kremem z filtremprzeciwsłonecznym, dodała odrobinę różu, umalowała usta szminką i zeszła na dół.

Nie zastała brata, a jedynie Federica, którypowitał ją z typowo włoską egzaltacją, obrzuciłroznamiętnionym spojrzeniem i ucałował w dłoń.

– Ach, Lily, jak cudownie, że się u nas zatrzymałaś! Jesteś taka piękna. Wyglądasz uroczo.

– Dziękuję, Federico – odparła.

Niewątpliwie mówił to każdej kobiecie goszczącej w hotelu. Niemniej komplementy tego mężczyzny sprawiły jej przyjemność, a jego otwartośćczyniła go całkowicie niegroźnym.

Wciąż trzymając jej dłoń przy wargach, powiedział:

– Niestety, Sama rozbolała głowa i musiał siępołożyć.

– Och, biedak – rzekła, przypominając sobieskłonność brata do migren. – Powiedz mu, żewychodzę zwiedzić Rzym i spotkam się z nim jutrorano.

Słońce już zachodziło i ludzie wylegli tłumniena ulice. Lily spacerowała leniwie, chłonąc atmoferę miasta. Przyglądała się artystom malującymobrazy, a potem kupiła sobie pyszne włoskie lodywaniliowe.

Usiadła na ławeczce przy fontannie di Trevii w rozmarzeniu przyglądała się potężnemu strumieniowi wody tryskającemu z naturalnego źródła. Nagle ktoś lekko dotknął jej ramienia. Odwróciła się szybko.

– Witam ponownie. Co pani robi tutaj sama?– zapytał Theodore Montague.

Miał na sobie białe spodnie, czarną koszulęrozpiętą pod szyją i skórzane sandały. Na jegowidok serce Lily zatrzepotało – jednak nie zestrachu, lecz pod wpływem jakiegoś innego, nieznaego jej uczucia, które na próżno starała się stłumić.

– Och… cześć – wyjąkała niepewnie i posunęłasię, robiąc mu miejsce na ławce.

Przez kilka chwil siedzieli w milczeniu.

– Pięknie tutaj, nieprawdaż? – odezwał się wreszcie. – Mogłaby pani przenieść się do Rzymu – zaugerował. – Może właśnie to okazałoby się owąwyczekiwaną zmianą. Wspomniała pani, że brat jużtu mieszka, więc…

– Nie, nie zamierzam osiedlić się na stałe zagranicą – odparła natychmiast. – A przynajmniejjeszcze nie teraz. Przeczuwam, że moje przeznaczenie – cokolwiek to znaczy – zrealizuje sięw Anglii. To zapewne nie brzmi zbyt śmiało aniambitnie – dodała z uśmiechem.

Zawahał się przez chwilę.

– Jeszcze się sobie nie przedstawiliśmy. Nazywam się Theo Montague – powiedział i wyciągnąłdo niej rękę.

– A ja jestem Lily Patterson – odrzekła i uścisęła ją krótko.

– A więc, Lily, opowiedz mi więcej o sobie.Wspomniałaś o ambicji. Czy jesteś ambitna?

– Chyba tak – powiedziała powoli. – Ale, jakmówiłam, nie wiem, gdzie ulokować swoje ambicje. Czy mam nadal zajmować się gastronomią?A może powinnam przyjąć posadę niani u jakiejśbogatej rodziny, mieszkającej w pięknym wiejskim domu? Mogłabym wtedy siadywać popołudniami w ogrodzie i zajmować się malowaniem.

– Zatem lubisz malować?

– Tak, chociaż na razie nie jestem w tym zbytdobra. Jednak stale ćwiczę. Bardzo chciałabym teżnauczyć się grać na fortepianie. W dzieciństwiewzięłam kilka lekcji, ale… urwały się i nigdy ichjuż nie wznowiłam.

Przypomniała sobie, że stało się tak, ponieważuciekła z domu.

– Wiele dzieci zaczyna interesować się rozmaitymi rzeczami, a potem rezygnuje – stwierdziłTheodore, myśląc o Frei, która po śmierci matkizarzuciła większość swoich pasji.

Po tych słowach zapadła długa cisza. Lily oddawna nie czuła się tak swobodna, bezpiecznai zadowolona. Lecz po chwili z zakłopotaniemzdała sobie sprawę ze zniewalającej urody tegomężczyzny i nagle zapragnęła wrócić do hotelu.

– Powinnam zobaczyć, jak się czuje brat– oświadczyła. – Miał zabrać mnie gdzieś nakolację, ale dopadła go okropna migrena…

Ugryzła się w język. Jednak Theo już podchwycił pretekst.

– Więc może ja zaproszę cię na kolację? – zaroponował. – Nie powinnaś spędzić samotniepierwszego wieczoru w Rzymie. Poza tym… – dodał – nie lubię jadać sam.

– Ale czy nie wolałbyś raczej…? – Zająknęłasię. – To znaczy, czy twoi koledzy nie byliby dlaciebie ciekawszym towarzystwem niż ja?

– Z całą pewnością nie – odparł beztrosko.– Będę z nimi obcował aż nadto w ciągu dnia. Naszczęście, wieczory mamy wolne i możemy robić,co zechcemy. Tak więc pozwól, że pokażę ci kilkamoich ulubionych zabytków, a ty powiesz, którynajbardziej ci się spodobał.

Uśmiechnął się do niej uroczo, szczerze… i zniewalająco. Pomyślała, że właśnie takiego mężczyznęmogłaby kiedyś namalować na białym rumaku,śpieszącego na ratunek damie w opałach.

Co za szalone myśli przychodzą mi do głowy?– zreflektowała się zmieszana. – To z pewnościąwpływ Rzymu… albo tego palącego słońca!

ROZDZIAŁ DRUGI

Opuścili plac, idąc obok siebie, ale zachowując pewien dystans. Mijali rodziny, paryw średnim wieku trzymające się za ręce orazwpatrzonych w siebie kochanków, którzy cochwila przystawali i całowali się namiętnie.Z początku czuła się tym zakłopotana ze względu na obecność Theodore'a Montague'a. On jedak zdawał się nie zwracać uwagi na te czułości.

– Przypuszczam, że w trakcie twoich poprzedich pobytów w Rzymie brat pokazał ci już więkzość godnych uwagi atrakcji turystycznych– rzekł do niej.

– Tylko niektóre – odparła. – A i te chętniezobaczyłabym ponownie. Gdy odwiedzam Sama,niestety nie może mi poświęcić zbyt wiele czasu,gdyż on i jego wspólnik Federico ciężko pracują.