W szwajcarskim zamku - Blake Maya - ebook

W szwajcarskim zamku ebook

Blake Maya

3,8

Opis

Modelka Ana Duval zostaje przyłapana z narkotykami. Choć jest niewinna, staje się bohaterką skandalu, który zagraża firmie Bastiena Heideckera. Bastien nigdy nie lubił Any, lecz teraz, by ratować pozycję firmy, płaci kaucję i zabiera ją ze sobą do Szwajcarii. Największym problemem jednak okazuje się dla Bastiena nie spadek notowań giełdowych, lecz uczucie, które wbrew jego woli wzbudza w nim piękna Ana…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 139

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (26 ocen)
11
3
9
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Maya Blake

W szwajcarskim zamku

Tłumaczenie Anna Dobrzańska-Gadowska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Bastien Heidecker pchnął drzwi i wszedł do sali konferencyjnej. Przez kilka sekund żaden z członków zarządu nie zwrócił uwagi na jego obecność ‒ wszyscy byli bez reszty pochłonięci katastrofą, rozgrywającą się na dużym ekranie.

Pierwszy zauważył szefa Henry Lang, jego zastępca.

‒ Och, pan Heidecker… Zapoznajemy się właśnie z ostatnimi wydarzeniami…

Bastien w milczeniu patrzył, jak jego pozostali podwładni pospiesznie wracają na swoje zwykłe miejsca. Po chwili przeniósł wzrok na ekran, z którego patrzyła na niego jej twarz. Mimo gniewu, który szalał w jego wnętrzu, nie potrafił się dziwić, że członkowie zarządu jego firmy są pod tak ogromnym wrażeniem kobiety stojącej w samym centrum chaosu, którego ofiarą padli.

Ana Duval była wcieloną doskonałością. O wielkim uroku i urodzie sławnej modelki, pół-Kolumbijki, pół-Angielki, decydowała niewinność połączona z delikatnością i wręcz wyzywającą pewnością siebie. Ta doprawdy niezwykła i niemożliwa do podrobienia mieszanka była w stanie rzucić na kolana każdego mężczyznę i zapewniła Anie miejsce w niesłabnącym blasku reflektorów.

I jego także, no, prawie.

Już jako piętnastolatek Bastien doskonale wiedział, że chuda jak patyk ośmioletnia dziewczynka o oczach gazeli, z którą miał nieszczęście spędzić tamtą niezapomnianą zimę, zdolna jest sprawić mnóstwo kłopotów. Nie przewidział tylko, że szesnaście lat później Ana Duval sprowadzi burzę kłopotów właśnie na niego.

Ogarnął spojrzeniem jedwabistą falę jej prostych czarnych włosów, smukłą sylwetkę oraz nogi, nazwane kiedyś przez jakiegoś zachwyconego adoratora „absolutnym cudem nieludzkiej długości”.

Zupełnie wbrew woli jego ciało zareagowało nagłym napięciem na wspomnienie bliskości Any oraz cichych, pozbawionych znaczenia słów, które szeptała do jego ucha przed dwoma miesiącami.

Gwałtownie odepchnął to wspomnienie, zajął miejsce u szczytu stołu i zwrócił się do swojego zastępcy.

‒ Jakie są najnowsze informacje o wartości akcji?

Henry Lang skrzywił się lekko.

‒ W porównaniu z wczorajszym przedpołudniem wartość naszych akcji spadła o połowę i nadal spada.

‒ Co na to prawnicy? Jesteśmy w stanie zatrzymać ten trend?

Henry zerknął na zegarek.

‒ O drugiej odbędzie się posiedzenie sądu. Radcy prawni mają nadzieję, że sędzia okaże pobłażliwość, zwłaszcza że jest to pierwsze wykroczenie panny Duval.

‒ Domniemane wykroczenie ‒ wycedził Bastien.

‒ Słucham? ‒ Henry ściągnął brwi.

‒ Dopóki nie ma niepodważalnych dowodów, mamy do czynienia z domniemanym wykroczeniem, non?

Członkowie zarządu poruszyli się niespokojnie. Henry utkwił wzrok w ekranie.

‒ Przecież kamera przyłapała ją z narkotykami w strefie dla VIP-ów tego nocnego klubu…

Bastien zacisnął usta. W drodze z lotniska Heathrow widział już film, który jakiś przedsiębiorczy idiota wrzucił do internetu, obejrzeli go także członkowie zarządu Banku Heidecker, największego, najbardziej elitarnego prywatnego banku na świecie i jednocześnie matki firmy Diamonds by Heidecker. Zareagowali tak samo jak on sam ‒ ogromnym oburzeniem. Cóż, musiał zdławić ten problem w zarodku.

Cieszył się zaufaniem większości zarządu, ale piętna nigdy nie da się zmyć do końca.

Jaki ojciec, taki syn.

A przecież Bastien w niczym nie przypominał swojego ojca. Tamtego nieszczęsnego lata postanowił dowieść samemu sobie, że odziedziczone DNA nie oznacza posiadania tych samych wad, i przez dwanaście lat odnosił jeden sukces za drugim, aż wreszcie przed dwoma miesiącami popełnił drobny błąd. Uległ uwodzicielskim słówkom i przepięknemu ciału, i prawie stracił z oczu zasadniczy cel.

Uniósł wzrok i popatrzył na osobę odpowiedzialną za jego potknięcie.

Prawdopodobieństwo niewinności Any było niewielkie, uznał jednak, że lepiej będzie, jeżeli zachowa to dla siebie.

‒ Niezależnie od tego, o czym świadczą domniemane dowody, Ana Duval jest twarzą firmy Diamonds by Heidecker. Nasze brylanty noszą żony głów państw oraz najsławniejsi celebryci na całym świecie. Zrobimy wszystko, by dowieść niewinności Any, czy to jasne?

Zaczekał, aż wszyscy członkowie zarządu wyrażą zgodę.

Dręczyło go przygnębiające uczucie déjà vu, jednak za żadne skarby nie chciał wracać myślami do przeszłości. Ana Duval może i wyglądała jak młodsza wersja kobiety, która rozbiła jego rodzinę, lecz on nie był tak słaby, jak jego ojciec.

I musiał wesprzeć Anę. Zdystansowanie się do sytuacji oznaczałoby jedynie, że zarzuty mają konkretne podstawy, i że niechlubny koniec reklamowej kampanii Diamonds by Heidecker jest tylko kwestią czasu.

‒ Jaką taktykę stosujemy wobec mediów? ‒ zapytał.

‒ „Bez komentarza” ‒ odparł Henry Lang.

Bastien kiwnął głową.

‒ Na razie wystarczy, ale niech prawnicy przygotują oficjalne zaprzeczenie wobec zarzutów. Chcę dostać kopię, jak najszybciej. Zorientujcie się też, jak reagują nasi rynkowi konkurenci. Jeżeli cena akcji nadal będzie leciała na łeb, na szyję, musimy mieć w perspektywie sprzedaż firmy.

Był przede wszystkim biznesmenem, jak zawsze. Zanim wybuchł skandal, firma DBH doskonale radziła sobie na nasyconym rynku, wiedział jednak, że tego typu informacje potrafią zachwiać najbardziej stabilną pozycją. I zniszczyć nawet najsilniejszą rodzinę.

‒ Czy to nie przedwczesne? ‒ z wahaniem zagadnął Henry.

Z umieszczonego nad lśniącym konferencyjnym stołem ekranu patrzyła na nich niebezpiecznie piękna twarz Any Duval.

‒ Czasami źródło choroby trzeba zniszczyć w zarodku, zanim zdoła rozprzestrzenić się na cały organizm ‒ odparł Bastien.

Ana Duval nerwowo potarła przeguby dłoni. Wspomnienie zaciskających się na jej skórze kajdanek pozostało żywe i przerażające nawet po dwunastu godzinach, które minęły od tamtych chwil.

Jeszcze bardziej zatrważający był wyrok sędziny. Wstępne przesłuchanie zakończyło się szybko i sąd nie okazał najmniejszego zrozumienia dla Any, przynajmniej na razie.

‒ Dwieście tysięcy funtów? ‒ wykrzyknęła po wysłuchaniu orzeczenia. ‒ Przepraszam bardzo, Wysoki Sądzie, ale to…

‒ Zajmiemy się tym, panno Duval ‒ pospiesznie przerwał Anie adwokat, gdy sędzina zawiesiła głos i zmierzyła ją surowym wzrokiem.

Ana skuliła się wewnętrznie. Cała ta sytuacja była najzupełniej nieprawdopodobna. Nawet gdyby sprzedała wszystkie swoje rzeczy, które miały jakąkolwiek wartość, i tak zabrakłoby jej pieniędzy na grzywnę. Znowu potarła przeguby, prawie pewna, że lada chwila zaciągną ją do śmierdzącej, wilgotnej celi.

Za jej plecami adwokaci reprezentujący Heidecker Corporation zbili się w ciasną grupkę, z ożywieniem omawiając możliwe rozwiązania. Ana obliczyła, jaką kwotę ma na bankowym koncie.

Zamkną ją w więzieniu. Za to, że użyła inhalatora, inhalatora, który w tajemniczy sposób zniknął z jej torebki, zastąpiony innym, wypełnionym heroiną. Absurdalność sytuacji byłaby komiczna, gdyby nie jej tragizm, rzecz jasna.

Ana od najwcześniejszych lat musiała patrzeć, jak jej matka łyka jedną tabletkę za drugą przy najdrobniejszym stresie, nic więc dziwnego, że na samą myśl o nadużywaniu jakichkolwiek substancji robiło jej się niedobrze z obrzydzenia, i dopiero bardzo poważny atak astmy kilka lat temu zmusił ją do noszenia inhalatora w torebce.

Jak na ironię, przedmiot, który miał ratować jej życie, teraz mógł się stać powodem życiowej katastrofy.

Adwokaci skończyli dyskusję. Ana otworzyła usta, by zapytać, co się dzieje, ale nie powiedziała ani słowa. Dziwne mrowienie, które ogarnęło całe jej ciało, było jej dobrze znane. Nie doświadczała go od dawna, właściwie to od momentu, gdy… Serce zabiło jej niespokojnie, gdy przypomniała sobie, kiedy czuła się tak ostatni raz.

Zdarzenie miało miejsce w drugim dniu pracy nad spotem reklamowym firmy Diamonds by Heidecker. Wyciągnięta na skąpanym w słońcu pokładzie jachtu w Cannes, znudzona do bólu, zastanawiała się właśnie, czy może za parę minut uda jej się wymknąć na moment i zadzwonić do ojca, aby pogratulować mu najnowszego archeologicznego odkrycia.

Mrowienie zaczęło się tak jak dziś, od palców u stóp, podążając w górę łydek, osłabiając kolana, żywym ogniem paląc sekretne miejsce między nogami. Nagle zapragnęła uciec i ukryć się gdzieś ‒ była to śmieszna myśl, jeśli wziąć pod uwagę, że jej zawód wiązał się raczej z obnoszeniem się z fizycznością i pokazywaniem ciała. I właśnie wtedy, na całe szczęście, fotografowi udało się zrobić wymarzone ujęcie.

Ana podniosła się, odwróciła i napotkała srebrzyste spojrzenie Bastiena Heideckera. To, co stało się później, nadal miało wystarczającą moc, by zatrzymać oddech w jej piersi i przyspieszyć tętno tak bardzo, że serce rozpaczliwie podskakiwało jej do gardła, raz po raz.

Teraz powtórzyła tamten ruch i znalazła się w chłodnym ogniu tego samego spojrzenia. Zamarła, czując, jak wszystkie, dosłownie wszystkie zakończenia nerwowe w jej ciele płoną, porażone wzrokiem mężczyzny.

Bastien podszedł do grupy adwokatów i powiedział coś głębokim, przyciszonym głosem. Główny radca prawny skinął głową i przełknął ślinę, a Heidecker zwrócił się w stronę Any, skupiając na sobie spojrzenia wszystkich obecnych na sali sądowej. Usiadł tuż za podsądną i krótkim, rozkazującym ruchem podbródka polecił jej patrzeć przed siebie.

Wrzący rumieniec oblał szyję Any i wypełzł na policzki. Razem z uczuciem gorąca pojawił się gniew, że w tak upokarzający sposób zagapiła się na Bastiena. Sędzina stuknęła młotkiem i dziewczyna drgnęła gwałtownie.

Chyba już po raz setny gorzko pożałowała, że nie przebrała się przed rozprawą. Cóż, chciała mieć to jak najszybciej za sobą, więc teraz miała za swoje. Zerknęła na ledwie zakrywającą uda jedwabną sukienkę, która wydała jej się dość ryzykowna już poprzedniego wieczoru, gdy włożyła ją, aby sprawić przyjemność Simone, swojej współlokatorce, a teraz, w świetle dnia, wydawała się po prostu nieprzyzwoita. Skrzywiła się lekko i pociągnęła rąbek materiału w dół, kiedy nagle za jej plecami zrobiło się gwarno. Szeroko uśmiechnięci prawnicy ściskali dłoń Bastiena, wyraźnie zadowoleni. Ana chwyciła swoją małą torebkę i podniosła się z krzesła.

Rozejrzała się dookoła i zauważyła, że w pobliżu nie czają się żadni sądowi strażnicy czy policjanci, gotowi zakuć ją w kajdanki i odstawić do aresztu.

‒ Co się dzieje? ‒ zapytała, ciężką jak ołów dłonią odrzucając do tyłu falę czarnych włosów.

Bastien postąpił krok w jej stronę.

‒ Trudno ci było się skoncentrować, co?

‒ Słucham?

Widok jego szerokich ramion i siła jego osobowości zupełnie ją oszołomiły, może zresztą zakręciło jej się w głowie tylko dlatego, że od rana nic nie jadła, sama już nie wiedziała. Tak czy inaczej, kiedy spojrzała mu w oczy, nagle zabrakło jej sił.

Bastien chwycił dziewczynę za ramiona i zaklął pod nosem. Próbowała go odepchnąć, lecz on nie rozluźnił uścisku.

‒ Postaram się, żeby teraz przyszło ci to dużo łatwiej ‒ szepnął jej do ucha.

Zadrżała. Ten głęboki głos zbyt wiele razy dręczył ją w snach, kpiąc ze słabości, jaką niewątpliwie miała do Bastiena Heideckera. Kiedy miała osiem lat, biegała za nim jak szczeniak, i to mimo jego wyraźnej niechęci. Jako dwudziestoczteroletnia kobieta o mały włos nie uległa dużo bardziej niebezpiecznej pokusie i wciąż nie mogła sobie tego wybaczyć.

‒ Puść mnie. ‒ Wyrwała się z jego ramion, tylko po to, by za chwilę znowu poczuć dotyk dwóch silnych dłoni.

‒ Nie wiem, czy coś jest w stanie przebić się do tego twojego zasnutego oparami narkotyków mózgu, ale proponuję, żebyś mimo wszystko postarała się zrozumieć, co mówię ‒ warknął. ‒ Zaraz wyjdziemy z sali, czeka tam mój samochód, ale także dziennikarze. Nie odezwiesz się do nich ani słowem, ani słowem, tak? A jeśli przyszłoby ci jednak do głowy, żeby mnie nie posłuchać, to najzwyczajniej w świecie skręcę ci kark, zrozumiano?

‒ Zabieraj łapy! To nie tak, ja…

Jego palce wbiły się w jej ciało, skutecznie powstrzymując dalszą część protestów. Gdy przyciągnął ją do siebie, po plecach przebiegł jej gorący dreszcz. Była tak blisko niego, że doskonale czuła jego zapach.

‒ Jeżeli chcesz się stąd wydostać w jednym kawałku, możesz mi jedynie posłusznie przytakiwać, moja droga.

W brzuchu Any zapłonął ogień buntu. Od wieków polegała wyłącznie na sobie, nie miała zresztą wyboru, lecz ta sytuacja ‒ prawnicy, sąd, groźba więzienia ‒ była dla niej obcym, przerażającym żywiołem. I niezależnie od wszystkiego w głębi serca nosiła przekonanie, że wcześniej czy później będzie musiała wytłumaczyć się przed Bastienem, który był przecież jej szefem.

Z trudem przełknęła ślinę i kiwnęła głową.

‒ Dobrze, ale tylko do momentu, gdy stąd wyjdziemy.

Cofnął się i ostrym spojrzeniem omiótł jej sylwetkę. Przez moment miała okazję dostrzec błysk tych mrocznych i niebezpiecznych emocji, które pulsowały między nimi w tamtą gorącą noc przed dwoma miesiącami.

Szybkim ruchem zdjął marynarkę i okrył nią jej ramiona.

‒ Czy mój strój razi twój smak? ‒ zakpiła, chociaż w gruncie rzeczy była mu wdzięczna.

‒ Możesz pokazywać ciało, gdzie chcesz i kiedy chcesz, ale teraz występujesz jako twarz firmy Heidecker i ja osobiście nie mam ochoty przedzierać się przez tłum rozgorączkowanych paparazzich.

Ana świetnie zdawała sobie sprawę, jakie znaczenie mają jej obecne problemy dla Diamonds by Heidecker, wiedziała też, że uczucia, jakie żywiła wobec szefa słynnej firmy były mocno skomplikowane. Bastien z trudem tolerował obecność ośmioletniej dziewczynki, lecz dwa miesiące temu odkryła, że jego stosunek do niej uległ zmianie. Nigdy o tym nie rozmawiali i niewątpliwie oboje żałowali, że w ogóle jest o czym rozmawiać.

Cóż, coś między nimi było, nie dało się temu zaprzeczyć.

Bastien spojrzał na nią i w jego oczach pojawił się niechętny błysk, który natychmiast zniknął. Mocno chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.

Spora grupa najśmielszych paparazzich stała tuż za drzwiami. Lata praktyki nauczyły Anę nigdy nie patrzeć prosto w obiektyw, ponieważ zdjęcia zawsze ujawniały za dużo. Niestety teraz, wciąż poruszona ostatnimi przeżyciami, zapomniała o tym, co życzliwi wpajali jej od siedemnastego roku życia.

Pierwszy flesz całkowicie ją oślepił, a wysokie obcasy, przeznaczone do przejścia najwyżej paru kroków, załamały się pod nią. Bastien stłumił przekleństwo i chwycił ją w ramiona.

Świat eksplodował dookoła serią fleszy i podnieconych okrzyków. Pozbawiona wyboru Ana zarzuciła ręce na szyję mężczyzny i ukryła twarz w rozpięciu jego koszuli.

Jego zapach, czysty, piżmowy i ekscytujący, zupełnie ją oszołomił. Ciepło jego skóry zaatakowało jej zmysły, zmuszając ją do powrotu myślami do tamtej nocy na jego jachcie, kiedy to pozwoliła emocjom odnieść zwycięstwo nad chłodnym spokojem. Serce biło jej coraz mocniej, żołądek ścisnął się gwałtownie, fala zakazanej przyjemności zalała ją całą.

Ignorując spragnionych wrażeń dziennikarzy, Bastien ruszył prosto w stronę czarnej limuzyny z przyciemnionymi szybami. Jeden z trzech ochroniarzy, którzy torowali im drogę, otworzył drzwiczki wozu i pomógł im wsiąść.

Przez kilka sekund żadne z nich nawet nie drgnęło. Drzwi limuzyny zatrzasnęły się i ogarnęła ich cisza, zakłócona tylko pomrukiem pracującego silnika. Wzrok Any przemknął po twarzy Bastiena. Nie była w stanie oderwać oczu od jego fascynującego profilu, zupełnie jak malarz, starający się zapamiętać rysy osoby, którą zamierza sportretować.

Lekkie szarpnięcie w chwili, gdy samochód ruszył od krawężnika, sprawiło, że wargi Any leciutko musnęły szyję mężczyzny.

Bastien gwałtownie wciągnął powietrze. Zdecydowanym ruchem odsunął dziewczynę i zapiął jej pas bezpieczeństwa. Ana odczuła stratę jego ciepła równie dotkliwie, jakby nagle zabrakło jej powietrza. Powiedziała sobie jednak, że przeżyła już gorsze rzeczy, że nie jest słaba. Dzieciństwo z taką matką wyposażyło ją w silny kręgosłup, dzięki któremu była w stanie znieść niejedno. Może rzeczywiście Bastien potrafił praktycznie bez najmniejszego wysiłku zawrócić jej w głowie, ale co z tego? Nie zamierzała pozwolić, by nad nią dominował.

Odchrząknęła.

‒ Dziękuję za pomoc, chociaż doskonale poradziłabym sobie sama.

Rzucił jej kamienne spojrzenie.

‒ Opowiedz mi dokładnie, co się stało wczoraj wieczorem ‒ polecił.

Ana uniosła głowę.

‒ Po co? Założę się, że obejrzałeś już wrzucony do internetu film. Jeden z waszych prawników nie krył zachwytu, że nagranie cieszy się najwyższą popularnością w społecznościowych mediach.

Bastien uniósł jedną jasną brew.

‒ To wszystko, co masz do powiedzenia o tej sprawie?

‒ I tak mi nie uwierzysz, więc dlaczego miałabym się tłumaczyć? ‒ warknęła.

Wzruszył ramionami.

‒ Nazwijmy to drugą szansą, prezentem od losu, czy jak tam chcesz. Słucham cię, cała moja uwaga skupiona jest na tobie.

‒ Już zdecydowałeś, co jest prawdą, a co nie. Powiedziałeś, że mój umysł spowity jest oparami narkotyków.

‒ Więc jednak zapamiętałaś to?

‒ Tak. Naprawdę nie rozumiem, po co mam marnować czas.

‒ Ponieważ chcę usłyszeć, co się wydarzyło, z pierwszych ust, że tak powiem ‒ uśmiechnął się kpiąco.

W jednej chwili ogarnęła ją wściekłość, pod którą gdzieś głęboko kryło się bolesne rozczarowanie, że jej nie wierzył. Przez głowę przemknęła jej myśl, że chyba najlepiej byłoby milczeć, zaraz jednak uświadomiła sobie, że przecież Bastien jest jej szefem i że podpisana przez nią umowa z firmą DBH opiewa na jeszcze jeden miesiąc ‒ dopiero wtedy będzie wolna i wreszcie będzie mogła dołączyć do pracującego w Kolumbii ojca. A głównym warunkiem kontraktu było godne zachowanie i dbanie o pozytywny wizerunek. Nie ulegało wątpliwości, że wytoczone jej zarzuty naraziły kampanię reklamową DBH na poważny szwank. Obecność Bastiena w Londynie ‒ na sali sądowej oraz w tym samochodzie ‒ potwierdzała ten dość oczywisty fakt.

Bastien wyprostował się powoli, ani na moment nie odrywając od niej wzroku. Ana wiedziała już, że nie uda jej się wywinąć z kłopotów bez wyjaśnienia, i zdecydowała się postawić na prawdę.

‒ Choruję na astmę.

Ściągnął brwi i lekko zmrużył stalowoszare oczy.

‒ Nie przypominam sobie, żebym widział tę informację w twoich personaliach.

‒ Wtedy, kiedy się zorientowałeś, że zarząd twojej firmy właśnie mnie wybrał jako twarz kampanii reklamowej, i próbowałeś unieważnić tę decyzję?

Właśnie z tego powodu był tamtego dnia w Cannes. To dlatego odesłał wszystkich, dlatego tak mu zależało, by została z nim sama na jachcie. Dlatego o mały włos nie straciła szacunku do samej siebie.

‒ Tak ‒ odparł bez cienia żalu.

Ana zignorowała ostre ukłucie bólu.

‒ Okoliczności, które nie utrudniają mi wykonywania pracy, nie są uwzględnione w moich danych personalnych, a astma nie należy do chorób zagrażających życiu. Tak czy inaczej, jestem astmatyczką i muszę przyjmować leki.

Lauren Styles, właścicielka agencji Visuals i osobista agentka Any wiedziała o jej chorobie i była zdania, że niekoniecznie trzeba o niej mówić, jeśli nie stanowi przeszkody w pracy. Lauren, która kiedyś sama pracowała jako modelka, była dla dziewczyny jak matka i zawsze wiernie ją wspierała.

‒ Mów dalej.

‒ Moja współlokatorka, Simone, zaprosiła mnie na urodzinową imprezę, która odbyła się wczoraj wieczorem. Zazwyczaj omijam szerokim łukiem nocne kluby, głównie z powodu papierosowego dymu i intensywnej klimatyzacji, zresztą w zeszłym roku miałam paskudny atak właśnie w klubie. Wczoraj poczułam się źle niedługo po rozpoczęciu przyjęcia.

‒ Dlaczego po prostu nie wyszłaś?

‒ Próbowałam, ale Simone błagała, żebym została.

‒ Mimo że wie o twojej chorobie? ‒ zagadnął sceptycznie.

‒ Simone nie wie o mojej astmie.

Bastien uniósł brwi.

‒ Dzielimy mieszkanie dopiero od dwóch miesięcy. Tak czy inaczej, poszłam do toalety, obmyłam twarz zimną wodą i po powrocie do stolika użyłam inhalatora. Postanowiłam zostać jeszcze pół godziny. Podeszłam do baru po butelkę wody mineralnej i kiedy wróciłam, już czekali na mnie ochroniarze z policją. Pokazali mi nagranie z kamery, zapytali, czy to na pewno moje zdjęcia. Potwierdziłam, bo przecież jeszcze nie wiedziałam, o co chodzi. Wtedy wyprowadzili mnie na zewnątrz i zapytali, czy mogą przeszukać moją torbę. Znaleźli inhalator, oskarżyli mnie o posiadanie heroiny i to tyle.

W luksusowym wozie panował mrok, chociaż na dworze słońce odbijało się w oknach gmachów w centrum Londynu, gdy powoli przedzierali się przez korki. Klimatyzacja pracowała na pełnych obrotach, więc Ana ciaśniej otuliła się marynarką Bastiena. Podniosła wzrok i napotkała jego czujne spojrzenie.

‒ Dlaczego tak na mnie patrzysz? Wszystko ci powiedziałam.

Postukał palcami w piękną włoską skórę, którą obite były siedzenia.

‒ Niezupełnie.

‒ Jestem pewna, że…

‒ Nie słyszałem ani jednego zaprzeczenia, że miałaś przy sobie narkotyki.

‒ Zaprzeczyłam, oczywiście! Przed chwilą po prostu opowiedziałam ci, co się naprawdę wydarzyło.

‒ Przedstawiłaś mi swoją wersję wydarzeń, ale nie zaprzeczyłaś, że używasz narkotyków.

Głośno wciągnęła powietrze.

‒ Jak śmiesz?!

Nachylił się ku niej, był tak blisko, że widziała wszystkie ciemne plamki w jego źrenicach.

‒ O, nie brak mi śmiałości, moja droga. Widzisz, powodzenie mojej firmy w ogromnym stopniu uzależnione jest właśnie od mojej śmiałości.

Ana wyprostowała się. Nie zrobiła nic złego i nie zamierzała przyjmować postawy osoby winnej.

‒ W porządku ‒ odparła spokojnie. ‒ Nie używam narkotyków. Nigdy po nie nie sięgałam i nigdy nie sięgnę. Zadowolony?

Bastien zmrużył oczy.

‒ Czy w ciągu tego wieczoru zostawiałaś torbę przy stoliku?

‒ Wzięłam ją ze sobą, idąc do baru, ale możliwe, że nie miałam jej przy sobie przez cały czas. Powiedziałam o tym policji.

‒ Jednak moje zainteresowanie twoją osobą i twoimi poczynaniami wynika z troszeczkę odmiennych pobudek, nie sądzisz?

Ana zadrżała. Wiedziała, że Bastien ma na myśli swoją firmę, ale nie mogła nic poradzić na to, że wciąż wracała myślami do tamtej bardzo intymnej chwili, jaką przeżyli na jego jachcie. Chwili, która teraz napawała ją uczuciem wstydu i grzesznego podniecenia.

‒ Rozumiem, o co ci chodzi ‒ rzuciła twardo. ‒ Mnie również zależy na wyjaśnieniu tego, co się stało, możesz mi wierzyć. Nie zapominaj, że stawką w tej grze jest także i moja reputacja.

Nie wspominając już o tym, że gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli, Ana mogła wypaść z prowadzonego przez jej ojca programu dla ochotników. Profesor Santiago Duval był szanowanym na całym świecie archeologiem i nigdy nie ukrywał przed nią, że faworyzowanie kogokolwiek jest sprzeczne z wyznawanymi przez niego zasadami.

Nienawidził tej szczególnej cechy swojej żony, która pasożytowała na jego sławie, dopóki jej to odpowiadało, a następnie przed szesnastu laty naraziła go na piekielnie bolesny rozwód. Matka Any poznała wtedy pewnego szwajcarskiego bankiera, uznała, że związek z nim pozwoli jej na lepsze życie i samolubnie wykorzystała swoją wielką szansę.

Dziewczyna spojrzała na Bastiena, zastanawiając się, czy kiedykolwiek myśli o tamtej okropnej zimie, czy też raczej skutecznie wypiera złe wspomnienia.

‒ Cóż, stało się, co się stało ‒ powiedziała. ‒ Rozumiem, że podejmiesz starania, aby rozwiązać mój kontrakt?

Jego oczy pozostały zupełnie chłodne.

‒ Chciałbym, ale nie jest to takie proste. Pierwsze reklamy ukazały się już w mediach w Stanach i Japonii, zapłaciliśmy za trzy fazy kampanii. Zastąpienie ciebie inną modelką oznaczałoby konieczność nakręcenia całego materiału od początku.

‒ Myślałam jednak… ‒ Ana przerwała, słysząc dzwonek telefonu.

Bastien odebrał, nie odrywając wzroku od jej twarzy. To ostre niczym nóż spojrzenie kazało jej myśleć o każdym oddechu. Uczucie podniecenia, które ogarnęło ją na sądowej sali, pojawiło się znowu, chociaż wzrok Bastiena był całkowicie obojętny. Nie była w stanie nawet się zorientować, czy wiadomość, jaką przed chwilą otrzymał, sprawiła mu satysfakcję, czy wręcz odwrotnie. Bastien Heidecker był prawdziwym mistrzem w ukrywaniu uczuć. Już jako piętnastoletni chłopak, w obliczu straszliwej burzy, która zniszczyła rodziny ich obojga, potrafił nie okazywać, co się dzieje w jego wnętrzu.

Tylko ten jeden raz…

Zakończył rozmowę, odłożył słuchawkę i odwrócił twarz do okna. Słońce oświetliło jego rysy, wydobyło ciemnozłote refleksy z jasnobrązowej czupryny. Oczy Any, niczym przyciągane magnesem, spoczęły na jego pięknie wykrojonych wargach. Wstrzymała oddech, powtarzając sobie, że nie powinna jak zaczarowana wpatrywać się w jego gęste, jedwabiste rzęsy, ani tym bardziej wspominać, jak smakowały jego usta.

Zwrócił się nagle w jej stronę.

‒ Dzwonił mój zastępca, wartość akcji DBH wciąż spada. ‒ Zerknął na zegarek. ‒ A operacje giełdowe kończą się za trzydzieści pięć minut.

Żołądek Any skurczył się ze zdenerwowania.

‒ Co to oznacza? ‒ spytała.

‒ Że powinnaś się zacząć modlić, by się odbiły od dna. Bo jeśli w chwili zamknięcia giełdy nie będzie ani śladu poprawy, to wszystko wskazuje na to, że będziesz mi winna koło pięciu milionów funtów za szkody, wliczając kaucję, którą dopiero co zapłaciłem za twoje zwolnienie.

ROZDZIAŁ DRUGI

Ana szeroko otworzyła oczy, wstrząśnięta i całkowicie zaskoczona.

‒ Nie wierzę ci ‒ wykrztusiła.

Zacisnął usta i bez słowa włączył tkwiący w centralnej konsoli auta monitor.

Strumień słów i liczb przepływający pod głównym obrazem przepełnił Anę zimnym lękiem. Czując na sobie spojrzenie Bastiena, ze wszystkich sił starała się zachować spokój, byle tylko nie dać mu do ręki broni przeciwko sobie. Niewiele wiedziała o prawach ekonomii, lecz bez trudu zrozumiała, co oznaczają diagramy. Z gorączkowo bijącym sercem obserwowała czerwoną linię, w zatrważającym tempie spadającą ku najniższej części wykresu. W prawym górnym rogu ekranu widniał zegar ‒ była piętnasta trzydzieści dwie.

‒ Wyłącz ‒ rzuciła.

‒ To, że obraz zniknie, niczego nie zmieni.

Popatrzyła na swoje mocno zaciśnięte na pasku torby dłonie.

‒ Wyłącz, proszę ‒ powtórzyła i nerwowo oblizała wargi. ‒ Musi być chyba coś, co można zrobić…

‒ Najlepiej byłoby, gdybyś się po prostu nie dała złapać z narkotykami w torebce, nie sądzisz?

Spojrzała na niego ze złością.

‒ Możemy przerzucać się słówkami albo wymyślić jakiś plan działania ‒ wycedziła. ‒ Niezależnie od tego, co powiesz, prawda jest taka, jaka jest: nie biorę narkotyków.

‒ Więc ktoś cię wrobił? To trochę za wygodne wyjaśnienie.

‒ Wygodne? Spędziłam całą noc, odmrażając sobie tyłek w zimnej celi, a wszystko to z powodu czegoś, czego nie zrobiłam!

‒ Tak czy inaczej, za trzy tygodnie musisz się stawić w sądzie ‒ poinformował ją spokojnie.

‒ Za trzy tygodnie? ‒ znowu ogarnęło ją przerażenie.

Bastien założył ręce na piersi.

‒ Oczekujesz, że uwierzę w twoją wersję, a nie pamiętasz nawet, co zdarzyło się niecałą godzinę temu.

‒ Bo wpadłam w panikę, rozumiesz? ‒ Głos Any zabrzmiał nieco wyżej, niż zamierzała.

W jego oczach pojawił się krótki błysk. Zbyt krótki, aby mogła uznać to za przejaw współczucia.

Odchrząknęła.

‒ Wiem, że powinnam była słuchać, co mówiła sędzina, i słuchałam, naprawdę, zanim… Zanim się pojawiłeś.

‒ Chcesz powiedzieć, że rozproszyłem twoją uwagę?

‒ Nie po raz pierwszy.

Zmrużył oczy, ale nie zareagował. Spotkanie w Cannes było tematem, którego oboje woleli nie poruszać.

W takim razie dlaczego ciągle o nim myślała?

Koniec z tym.

Zmusiła się, by spojrzeć mu prosto w oczy.

‒ Wiem, że sytuacja wygląda fatalnie, ale naprawdę nie zrobiłam nic złego ‒ oświadczyła. ‒ Ktoś podłożył mi narkotyki. Nie mam pojęcia, dlaczego. Jestem niewinna.

Poczuła ulgę, że głos nawet jej nie zadrżał. Musiała tylko zachować spokój, to był klucz do sukcesu i wyjścia z tych kłopotów.

‒ Może i jest pani niewinna, panno Duval, lecz moja firma nadal traci pieniądze. – Znowu spojrzał na zegarek. ‒ Do zamknięcia giełdy zostało dwadzieścia pięć minut.

‒ Przecież nic nie mogę zrobić w ciągu dwudziestu pięciu minut! ‒ Ana gwałtownie wciągnęła powietrze i odwróciła głowę do okna.

Zamarła.

‒ To nie jest droga do mojego domu.

Nie była to też droga do agencji. Przez głowę przemknęła jej szalona myśl, że Bastien postanowił ją porwać.

‒ Dokąd mnie wieziesz?

Bez pośpiechu zmiótł niewidzialny pyłek z idealnie wyprasowanych spodni i dopiero wtedy podniósł na nią wzrok.