W obronie czci kobiecej. The Adventure of Charles Augustus Milverton - Arthur Conan Doyle - ebook

W obronie czci kobiecej. The Adventure of Charles Augustus Milverton ebook

Arthur Conan Doyle

4,3

Opis

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition.

Holmes powiadamia Watsona, że lady Ewa Blackwell, narzeczona lorda Dovercourt, jest prześladowana przez Milvertona, zwanego królem szantażystów. Osobnik ten żąda od niej dużej sumy pieniędzy w zamian listy miłosne lady do jej kochanka grożąc, że w przeciwnym razie ujawni je, co doprowadzi do zerwania zaręczyn. Detektyw poproszony został o wynegocjowanie obniżenia ceny okupu do wysokości, którą lady Ewa byłaby w stanie spłacić, Milverton jest jednak nieugięty. Wyjaśnia, że planuje kilka podobnych spraw i zamierza w ten sposób zastraszyć inne ofiary, które przestaną go lekceważyć. Oburzony tupetem szantażysty Holmes chce go zrewidować, tamten pokazuje jednak, że ma broń i dodaje naiwnością byłoby sądzić, że noszę takie papiery przy sobie. Na pytanie doktora, czy taki proceder jest bezkarny, detektyw wyjaśnia, że należałoby pozwać szantażystę do sądu i udowodnić mu wymuszenie, co oznaczałoby upublicznienie sprawy, czego ofiary starają się uniknąć. (za Wikipedią).

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 65

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (3 oceny)
2
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

Arthur Conan Doyle

 

W obronie czci kobiecej 

The Adventure of Charles Augustus Milverton

 

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej.

A dual Polish-English language edition.

 

przekład anonimowy 

 

 

Armoryka

Sandomierz

 

 

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Sidney Edward Paget (1860-1908), Ilustracja opowiadania A.C.Doyle’a The Adventure of Charles Augustus Milverton (1904), licencjapublic domain, źródło: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/0/0c/The_Adventure_of_Charles_Augustus_Milverton_by_Sidney_Paget_5.jpg

 

Tekst polski według edycji z roku 1911.

Tekst angielski z roku 1904.

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7950-633-0 

 

 

 

W obronie czci kobiecej

Wypadki, które zamierzam opisać, zdarzyły się już bardzo dawno, a mimo to miałem liczne skrupuły, czy je ogłosić drukiem, czy też nie – aż ostatecznie przezwyciężyłem się.

Rzecz cała była zresztą osłoniętą głęboką tajemnicą i dlatego wniknięcie w jej istotną treść było wręcz niemożliwe. Obecnie, gdy główna osoba działająca w tych wypadkach znajduję się już dawno poza władzą ziemskich sądów, ośmieliłem się tę wielce ciekawą historyę wywlec na światło dzienne z zachowaniem jak najdalej idącej ostrożności, ażeby wykrycie tajemnicy nikogo nie dotknęło. Mnie jednak bardziej zależało na tem, aby opisać nader zajmujące przygody mego przyjaciela Sherlocka Holmesa w tej sprawie, które nad to były w części i mojem udziałem. Czytelnik będzie łaskaw darować, że nie podaję rzeczywistych dat i nie wymieniam nazwisk, lecz je opuszczam, bądź też dowolnie zmieniam. Czynię to bowiem w tym celu, aby opowiadanie moje nie dało komukolwiek poszlak do wykrycia sprawy.

Było to w ponury, posępny zimowy wieczór około godziny szóstej. Wróciliśmy obaj z Holmesem na ulicę Baker z niezbyt przyjaznej przechadzki. Holmes, zapaliwszy lampę, spostrzegł na stole bilet wizytowy, wziął go do ręki, obejrzał niechętnie i rzucił z pogardą na ziemię. Zaciekawiło mnie to. Podniosłem bilet i przeczytałem:

CHARLES  AUGUST  MILVERTON

Agent.

Appledore Towers

Hampstead.

– Któż to jest? – zapytałem.

– Największy łajdak w całym Londynie – odrzekł Holmes, siadając przy kominku i grzejąc zziębnięte nogi.

Jest tam co napisane na odwrotnej stronie?

Obróciłem bilet na drugą stronę i przeczytałem: “Przyjdę o 6:30 rozmówić się – C. A. M.”

– Ano w takim razie on tu niebawem nadejdzie. Ale, ale, czy doświadczyłeś ty, kochany Watsonie, tego przykrego uczucia, kiedy to się jest w zoologicznym ogrodzie przed kratą, za którą cicho, zdradliwie, bez szelestu snują się obrzydliwe gady, kłują cię złośliwym wzrokiem i wysuwają ku tobie jadowite żądła. Takie właśnie uczucie ogarnia mnie zawsze, ilekroć spojrzę na Milvertona. W mojej praktyce zetknąłem się z około pięćdziesięciu złoczyńcami, najgorszy z nich jednak nie budził we mnie takiej odrazy, jak ten obrzydliwy człowiek. A jednak, niestety, zmuszony jestem mieć z nim do czynienia i właściwie na moje zaproszenie ma on tu dzisiaj być.

– Cóż to za szczególna osobistość?

– Jest on, kochany Watsonie, jednym z najsprytniejszych szantażystów. Biada człowiekowi, którego tajemnica dostanie się do wiadomości Milvertona. Z cynicznym uśmiechem i kamiennem sercem dręczy on swoje ofiary, wyciska z nich krew, jak sok z cytryny. Jest to w swoim rodzaju geniusz i gdyby był zamiast tego wstrętnego procederu, chwycił się jakiego uczciwego zawodu, byłby był z pewnością doszedł do wielkich zaszczytów i godności. Oto w jaki sposób uprawia on swoje rzemiosło. Naprzód daje on do zrozumienia upatrzonym osobom, że gotów jest zapłacić bardzo wysokie sumy za listy, kompromitujące bogate i wysoko postawione osobistości. Rozumie się wielu jest takich, którzy łakomią się na to honoraryum, a zwłaszcza z pośród nieuczciwej służby, a więcej jeszcze z pośród salonowych gogów, cieszących się zaufaniem łatwowiernych kobiet. Płaci on bardzo hojnie. Znam np. wypadek, że zapłacił pewnemu lokajowi za list o dwu tylko wierszach siedemset funtów sterlingów. Za pomocą tego listu zdołał Milverton doprowadzić do ruiny finansowej jeden z najstarszych i najznakomitszych rodów w Anglii. Wszystko, co tylko trąci skandalem, a z czego można wydobyć zysk, nie ujdzie bacznej uwagi Milvertona. To też jest takim postrachem mieszkańców całego kraju, że setki ludzie blednie już na samo wspomnienie jego nazwiska. Nikt nie może wiedzieć, co mu grozi ze strony tego człowieka. Żadne najniewinniejsze głupstwo, żaden lekkomyślny czyn młodości nie jest niewinny, jeśli go weźmie w swoje ręce Milverton. Jest majętnym i może za pomocą pieniędzy robić co zamierza. Powiedziałem ci już, że jest to jeden z największych szubrawców w całym Londynie i powiedz sam, czy to nie prawda, czy nie gorszy on stokroć od złoczyńcy, który popełnia zbrodnię w przystępstwie szału, podczas gdy on dręczy swoje ofiary z zimnem wyrachowanem okrucieństwem, zarówno dla własnej dzikiej przyjemności, jak i dla napełnienia i tak już pełnych sakw ich mieniem?

Rzadko kiedy zdarzało się, żeby Holmes był tak głęboko wzruszony.

– Czy tego draba nie można pociągnąć do sądowej odpowiedzialności? – zapytałem.

– W teoryi – tak, ale w praktyce w żaden sposób. Na cóż zdałoby się na przykład jakiejś kobiecie, gdyby tego wampira na kilka miesięcy zamknięto, skoro zgubiła by przedewszystkiem samą siebie? Widzisz więc, że jego ofiary są wobec niego bezsilne. Gdyby on kiedykolwiek chwycił w swoje pazury jaką zupełnie niewinną osobę, to być może, że udałoby się nam go złowić. Ale on przebiegły i ostrożny, jak sam szatan. O, nie, nie, my musimy poszukać innych dróg i innych środków, by położyć koniec jego rzemiosłu.

– W jakim celu on dziś do nas przychodzi?

– Pewna moja klientka powierzyła mi załatwienie drażliwej sprawy. Klientką tą jest urocza panna Ewa Brackwell, która w ubiegłym sezonie teatralnym debiutowała na naszej scenie i zyskała sobie u publiczności wielką sympatyę. Jest ona zaręczona z hrabią Dovercourt i ślub ma się odbyć za dwa tygodnie. Tymczasem ten nędznik Milverton posiada w swoich rękach kilka jej nierozsądnych listów, ale tylko nierozsądnych, Watsonie, i zupełnie niewinnych, pisanych niegdyś do pewnego nieszczęśliwego wielbiciela. Listy te jednak, będące w ręku Milvertona, mogą łatwo zamierzony związek udaremnić. Milverton bowiem grozi, że jeżeli mu panna Brackwell nie wypłaci oznaczonej przez niego, dość wysokiej sumy, on listy te wyśle na ręce narzeczonego, który z wszelką pewnością zerwie z nią stosunek. Ja właśnie podjąłem się pośrednictwa pomiędzy panną Brackwell a Milvertonem, a mianowicie mam się z nim ułożyć o jak najdogodniejsze warunki dla mojej klientki.

W tej właśnie chwili usłyszeliśmy odgłos kopyt końskich i turkot kół. Wyjrzałem przez okno. Przed naszym domem zatrzymał się elegancki powóz, zaprzężony w dwa rasowe, rwące rumaki. Lokaj zeskoczył z kozła i otworzył drzwiczki powozu, z których się wysunął nizki, gruby mężczyzna, ubrany w kosztowne futro. Po upływie kilku minut ukazał się on w naszym pokoju. Był to Karol August Milverton we własnej osobie.

Wyglądał na jakie lat pięćdziesiąt. Głowa wyłysiała, z czołem szerokiem, zdradzającem niepospolity umysł, twarz starannie wygolona, oczy szare rzucały z poza złotych okularów przenikliwe spojrzenia, na ustach błąkał się chłodny wiele mówiący uśmiech – słowem postać bardzo osobliwa o wymuszonej, nienaturalnej uprzejmości. Głos jego był również tak miły i słodki jak cała fizyognomia, kiedy podawał nam małą pulchną rękę, wyrażając ubolewanie, że nas poprzednio w domu nie zastał, Holmes udał, że nie widzi wyciągniętej do uścisku dłoni i patrzał mu zimno w oczy. Milverton uśmiechnął się jeszcze więcej, wzruszył ramionami, zdjął z siebie futro, złożył je bardzo starannie na szezlongu i usiadł.

– Kto jest ten pan – ozwał się do Holmesa wskazując na mnie. – Czy można mu zaufać i liczyć na jego dyskrecyę.

– Doktor Watson, mój przyjaciel i zarazem uczestnik moich wypraw.

– A więc dobrze, panie Holmes. Pytałem tylko w interesie naszej klientki. Sprawa jest bardzo delikatnej natury....

– Doktor Watson właśnie jest w nią wtajemniczony.

– Ach tak. No to w takim razie możemy przystąpić do układów. Wiem od pana, że jesteś pan zastępcą panny Ewy. Czy ma pan od niej pełnomocnictwo do przyjęcia moich warunków?

– A jakież to warunki?

– Siedem tysięcy funtów sterlingów.

– I cóż jeszcze?

– Jest mi bardzo przykro szanowny panie Holmes, że zmuszony jestem o taką drobnostkę się targować, jednakże oświadczam, panu, że jeżeli nie otrzymam wymienionej kwoty do czternastego, to ślub ośmnastego z pewnością się nie odbędzie.

Nieznośny jego uśmiech zdradzał więcej obłudnej szczerości i cynizmu niż przedtem. Holmes zamyślił się i po chwili rzekł:

– Zdaje mi się, że pan uważa ten interes za całkiem pewny. Ja jestem o treści tych listów należycie poinformowany i przekonałem się, że nie przedstawiają one żadnego niebezpieczeństwa dla mojej klientki, której doradzę, aby przedstawiła rzecz całą swemu przyszłemu mężowi i wspaniałomyślności jego zaufała. Jestem pewny, że ona rady tej usłucha.

Milverton począł się śmiać.

– Pan widocznie nie zna hrabiego – rzekł, pewny siebie.

Po twarzy mego przyjaciela, przebiegł wyraźny cień zawodu.

– Proszę mi powiedzieć, co u licha jest tak zdrożnego w tych listach?

– Są one bardzo wesołe, bardzo dowcipne – odpowiedział Milverton.

– Panna