Vicious Prince - Rina Kent - ebook + audiobook
BESTSELLER

Vicious Prince ebook i audiobook

Kent Rina

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

123 osoby interesują się tą książką

Opis

Teal Van Doren zdecydowała się na niebezpieczną grę z samym księciem Astorów. Dziewczyna ma pewien cel i aby go zrealizować, wplątuje się w aranżowane małżeństwo.

Ronan Astor wiedział, że tego typu związki to w jego rodzinie praktycznie tradycja. Ojciec podsuwał mu już kilka kandydatek na żonę, jednak żadna z nich nią nie została.

Tym razem problem wydaje się poważniejszy, więc Ronan decyduje się na drastyczniejsze środki. Próbuje zastraszyć Teal i zmusić ją, aby sama zrezygnowała. Jej upór jest godny podziwu, a dla Ronana… staje się podniecający. 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                        Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 360

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 44 min

Lektor: Magdalena Emilianowicz

Oceny
4,6 (391 ocen)
273
72
36
9
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Garbielka

Całkiem niezła

Ogólnie cała historia bardzo mi się podobała i przeczytałam ją jednym tchem. Ronan i Teal. Jak podobni są w swojej traumie i jak inaczej radzą sobie z bólem: on zawsze stara się przebywać w pobliżu ludzi, a ona wręcz przeciwnie, wszystkich unika. Ona wydaje się pozbawiona emocji i niezdolna do odczuwania, on jest zawsze uśmiechnięty i w dobrym nastroju. Ale kiedy są razem, on nie potrzebuje innych ludzi, a ona zaczyna coś czuć. Jednak coś w tej historii mi zabrakło. Dla mnie Ronan zbyt szybko zamienił swoją nienawiść do Teal w obsesję.
50
Zofijka57

Nie oderwiesz się od lektury

wspaniala seria, czekam na ostatnia czesc z niecierpliwoscia.
20
AgaAgi

Nie oderwiesz się od lektury

Rany, ta część to petarda. A ciekawa jestem co autorka wymyśli o Colu 🤔🫣 Trzyma napięcie do końca, polecam!
10
MagdalenaR1986

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna świetna część z tej serii. Każda kolejna zaskakuje mnie swoją tajemniczą historią dlatego gorąco polecam. Czekam na kolejny tom 🛐
10
Barbetka

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna świetna cześć serii.
10

Popularność




Tytuł oryginału

Vicious Prince

Copyright ©  2020 by Rina Kent

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne

Oświęcim 2024

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Anna Grabowska

Korekta:

Joanna Kalinowska

Joanna Boguszewska

Barbara Hauzińska

Redakcja techniczna:

Michał Swędrowski

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-418-1

Nota autorki

Witajcie, drodzy czytelnicy, przyjaciele.

Zazwyczaj kreuję fabułę i postaci, jednak książka Vicious Prince przyszła do mnie sama. Ronan i Teal nie opuścili mnie na długo po zakończeniu pisania. Niektóre sceny są brutalne, wręcz wulgarne, ale pisałam dalej, bo czułam, że jestem im to winna.

Jeśli nie znacie moich poprzednich książek, to możecie o tym nie wiedzieć, ale piszę mroczne historie, które mogą być niepokojące. Moje książki i moi bohaterowie nie są dla osób o słabym sercu.

W tej książce poruszane są wątki związane z molestowaniem. Proszę, miejcie to na uwadze przed przystąpieniem do lektury.

Vicious Prince jest odrębną powieścią, ale dla lepszego zrozumienia świata „Royal Elite” warto sięgnąć po inne książki z serii.

Seria „Royal Elite”:

#0 Cruel King

#1 Deviant King

#2 Steel Princess

#3 Twisted Kingdom

#4 Black Knight

#5 Vicious Prince

#6 Ruthless Empire

Nie zapomnijcie zapisać się do newslettera Riny Kent, aby otrzymywać informacje o przyszłych wydaniach i zyskać wyjątkowy prezent.

On jest księciem z bajki. Tyle że nie jej.

Mam sekret.

Ukradłam serce, a raczej kontrakt małżeński.

Nie należało do mnie, nigdy nie wchodziło to w grę.

Ale nadarzyła się okazja, więc z niej skorzystałam.

Olbrzymi błąd.

Ronan Astor należy do szlachty.

Arogancki gracz.

Bezduszny skurwiel.

Mściwy książę.

Teraz chce mnie dopaść.

Nie zdaje sobie jednak sprawy, że ja także poluję na niego.

Nazywam się Teal Van Doren i jestem tutaj, gdzie książęta umierają.

ROZDZIAŁ 1

Teal

Początek jest końcem.

Gdy zdecydujesz, jak będzie wyglądał finał, wtedy jesteś gotowy.

Dla niektórych finał jest zaskakującą zagadką.

Ale nie dla mnie.

Wiedziałam, jakie będzie zakończenie jeszcze przed rozpoczęciem. Wszystko mam w folderach, a te poukładane są schludnie w pudełkach i czekają, żeby ujrzeć światło dzienne.

Jak puszka Pandory.

Jestem już tak blisko. Śniłam o tym, a raczej miewałam koszmary. Ten scenariusz istniał w każdym horrorze, który mi się przyśnił, w każdym paraliżu nocnym. Tkwił na mojej piersi niczym pieprzony ponury żniwiarz.

Zabierał mi oddech, moje życie, moje cholerne istnienie.

Teraz ja odbiorę wszystko, co należy do niego.

Nazywam się Teal Van Doren i jestem złodziejką.

Nie kradnę biżuterii czy innych dóbr materialnych. Jestem tu, żeby ukraść życie. Jego życie.

– Teal?

Podnoszę głowę znad telefonu na dźwięk cichego głosu po mojej prawej stronie, który odwraca moją uwagę od artykułu o taktyce wojennej Napoleona.

Moja przybrana siostra, Elsa, obserwuje mnie, a na jej czole, między brwiami, widoczna jest lekka zmarszczka. Długi kucyk, w który związała swoje złote blond włosy, zakrywa jej smukłe plecy. Troska i coś jeszcze, czego nie mogę zidentyfikować, przepełnia spojrzenie jej zjawiskowo niebieskich oczu.

Coś w sposobie, w jaki wykrzywia usta, marszczy brwi i ściska pasek plecaka, pokazuje, jak bardzo się martwi. Dzięki temu łatwiej jest mi rozgryźć jej emocje.

Przynajmniej jeśli chodzi o zmartwienie. Zwykle trudno mi rozszyfrować, co kryje się za jej skwaszoną miną, ale to zapewne dlatego, że nie jestem zbyt dobra w interakcjach międzyludzkich.

Niektórzy są stworzeni do przebywania wśród ludzi. Ja jestem stworzona do wszystkich innych rzeczy.

Blada cera i szczupła sylwetka Elsy to kwintesencja jej anielskiej urody. Jednak nawet z moimi krótko przyciętymi, lekko dłuższymi z przodu, czarnymi włosami i raczej ponurym makijażem nie czuję się przy niej niewidzialna. Kiedy w dzieciństwie ludzie zaczęli określać mnie mianem uroczej, doceniając moją śnieżnobiałą cerę, tłumiłam to w zarodku.

To, co inni uważają za piękne, mnie zazwyczaj umyka, więc gdy spotkałam Elsę po raz pierwszy, pomyślałam, że jest suką, dziedziczką fortuny ojca. Lecz swoim zachowaniem – takim, jak to obecnie – udowadniała, że byłam w błędzie.

Zawsze upewnia się, że nie zagubiłam się w mojej głowie, jakby nauczyła się tego od mojego brata.

Idziemy na pierwszą lekcję tego dnia. Wielki hol Royal Elite School, czyli RES, prawie nas połyka. To jedna z tych szkół, do których uprzywilejowani mają bezpośredni dostęp i do której uczęszczały największe osobistości Wielkiej Brytanii – w tym także tata. Poczucie, że podążam jego śladami, jest jednym z powodów, które pozwoliły mi pogodzić się z myślą o opuszczeniu Birmingham i przyjeździe aż do Londynu.

I do niego.

Do tego, który wkrótce spadnie na samo dno.

Nic poza tym mnie nie interesuje. Ani wysokie wieżowce, ani prestiżowa edukacja, ani uczniowie posiadający miliony na funduszach powierniczych.

Widzą we mnie dziwaczkę, ale mam to w poważaniu.

Dlaczego? Ponieważ nigdy nie zależało mi na dopasowaniu się do innych. Trudno pożądać czegoś, czego tak naprawdę nigdy nie chciałeś lub o czym nawet nie myślałeś. Mam swój świat i nikt nie jest tu mile widziany.

Czasami – tak jak teraz – ich twarze zamazują się, aż ich rysy zlewają się ze sobą, pozostawiając za sobą jedynie linie.

Odrywając od nich spojrzenie, skupiam się na Elsie.

– Tak?

– Słyszałam o twojej umowie z tatą.

Sięga po tabliczkę gorzkiej czekolady. Nie waham się, kiedy biorę ją od niej i nadgryzam, delektując się bogatym smakiem. Elsa zachowuje się jak starsza siostra, mimo że jestem od niej młodsza tylko o kilka tygodni.

– Nie musisz tego robić, Teal – dodaje łagodniejszym głosem.

– Nie musisz robić czego?

Rzucam jeszcze jedno spojrzenie na artykuł o Napoleonie.

– Wiesz, o czym mówię.

Chwyta mnie za łokieć odziany w marynarkę od mundurku, aby zwrócić na siebie moją uwagę.

– To nie jest fizyka jądrowa, Elsa. Tata potrzebuje pomocy, więc działam.

Przygryza dolną wargę i nie jestem pewna, czy to jakaś jej taktyka uwodzenia, czy też jej sposób na powstrzymanie czegoś. Widziałam, jak robiła to przy swoim chłopaku, i nadal nie mogę tego rozgryźć.

Obstawiam, że jednak stara się coś stłamsić, ponieważ wątpię, by chciała mnie uwieść. To byłoby, cóż, niezręczne, zwłaszcza że jestem prawie pewna, że w pewnym sensie domyśliła się, kim jest moja sympatia.

– Tata nigdy nie zmusiłby cię do zrobienia czegoś, czego nie chcesz, Teal. Pamiętasz, jak się zachował, kiedy nie zgodziłam się na zaaranżowane małżeństwo?

To dlatego, że jesteś jego biologiczną córką i jego dumą.

Co nie oznacza, że tata nie lubi mnie i mojego brata bliźniaka. Opiekował się nami od dnia, w którym znalazł nas skulonych, krwawiących i bliskich śmierci głodowej.

Ale fakt pozostaje faktem: jesteśmy tylko jego przybranymi dziećmi. To Elsa jest jego prawdziwą córką.

– Zgłosiłam się na ochotnika – mówię.

Elsa zatrzymuje się na środku korytarza, przyciągając uwagę gapiów.

– Co?

Wzruszam ramieniem.

– Powiedziałam tacie, że to zrobię.

– Ale przedtem sama zapytałaś mnie, czy ja chcę to zrobić. Myślałam, że jesteś przeciwna aranżowanym małżeństwom.

– Spytałam, czy chcesz to zrobić, a jeślibyś nie chciała, wtedy wkroczę ja. Ktoś musi pomóc tacie, skoro ty postanowiłaś, że tego nie zrobisz.

– Auć – odpiera, krzywiąc się.

– Ech, przepraszam, tak mi się wydaje.

Odkąd zaczęłam jakoś pojmować ludzką naturę, zdałam sobie sprawę, że ludzie obrażają się, kiedy mówi się im prawdę prosto z mostu. Mój brat bliźniak, Knox, twierdzi, że jestem zbyt bezpośrednia i że zachowuję się jak suka.

– W porządku – stwierdza. – Wiem, że twój umysł podpowiada ci tylko to, jak przekazać punkt widzenia.

Rozchylam usta, gdy uśmiecha się do mnie. Ona także rozumie. Przez cały ten czas tylko Knox i tata rozumieli, jak działa mój mózg. Nie sądziłam, że Elsa tak szybko to pojmie.

– Dziękuję – odpowiadam ledwie słyszalnym głosem i biorę kolejny kęs czekolady, by wypełnić ciszę.

– Teal. – Łapie mnie za ramiona i spogląda mi w oczy. – Nie żebym nie chciała pomóc tacie. Chodzi o to, że nie mogę poślubić kogoś innego, ponieważ kocham Aidena. Nie tak to działa.

Kocham.

Nie tak to działa.

Pozwalam, żeby mój mózg zatrzymał się na tych słowach i ich obcym znaczeniu. Elsa mówiła o tym już wielokrotnie i za każdym razem zderzam się z tymi słowami, jakby były betonową ścianą.

Jasne, znam słownikową definicję miłości, ale to tylko teoria. W prawdziwym świecie, gdzie dzieją się realne rzeczy, nie ma czegoś takiego jak miłość.

Istnieją hormony, neuroprzekaźniki, endorfiny i reakcje chemiczne.

Ciekawe, kiedy Elsa w końcu to zrozumie. Jest mądra, lecz tego nie potrafi pojąć.

– Jasne – mówię jedynie.

Jest jeszcze coś, czego nauczyłam się o interakcjach międzyludzkich: jeśli zgadzasz się z innymi, odpuszczają dany temat, a to oznacza mniej bólu głowy i większy spokój ducha.

– Poza tym – ciągnie dalej – tata połączy siły z ojcem Aidena, więc nie potrzeba nam więcej sojuszników.

– Oczywiście, że jest taka potrzeba. Tata obudził się z dziewięcioletniej śpiączki, podczas której był odcięty od świata. Potrzebuje każdego sojusznika, jakiego tylko może zdobyć. Ojciec Aidena, ten Jonathan King, nie jest godny zaufania. Naprawdę sądzisz, że będzie grzecznie bawił się z tatą po tym, jak żywił do niego urazę przez dziesięć lat? Obciąża tatę odpowiedzialnością za śmierć swojej żony, a to nie znika tak po prostu.

Odrywa ode mnie ręce i ponownie przygryza dolną wargę. Tym razem jestem prawie pewna, że to dlatego, że coś rozważa.

– Masz rację – wzdycha. – Ale wierzę, że Jonathan i tata z czasem rozwiążą swoje problemy. Nie musisz się poświęcać.

Marszczę brwi.

– Poświęcać?

– Cóż, już masz… no wiesz, swój obiekt miłosny. Poślubienie kogoś innego to poświęcenie.

– Poświęcenie oznacza zabicie zwierzęcia lub osoby, by złożyć w ofierze bóstwom. Innymi słowy, oznacza rezygnację z czegoś cennego dla innych celów. Tak nie jest w moim przypadku. – Wykrzywiam usta w niewielkim uśmiechu. – Ja raczej zyskam coś cennego.

Wypuszcza powietrze, co oznacza, że nie rozumie mojej logiki. To chyba dobrze. Prawdą jest, że Elsa rozumie niektóre z moich myśli, ale nie łapie wszystkiego od razu.

Poza tym nikt tak naprawdę mnie nie zna, a przynajmniej nie na tyle, na ile im się wydaje.

Nie widzą stale mi towarzyszącego cienia na moim ramieniu ani skrywanych na dnie łez.

Tylko ja o nich wiem.

– Co myśli na ten temat Knox? – pyta.

– On…

Urywam, gdy czuję, jak silna ręka owija się wokół mojego ramienia. Napinam się i unoszę łokieć w zaskoczeniu.

Zostaję schwytana przez ciemną postać. Jego palce są na mnie, jego zapach, jego cholerna…

– Czy ktoś wymawiał moje imię? – odzywa się irytująco wesoły głos, wcinając się w zwyczajowe błędne koło moich myśli.

Mój brat. Knox. To tylko Knox.

Zwykle nie mam nic przeciwko temu, żeby ktoś mnie dotykał, kiedy się tego spodziewam – jak wtedy, gdy Elsa wcześniej złapała mnie za ramiona. Zobaczyłam ją, zanim ją poczułam, i to było w porządku, ale nagły atak zawsze wyzwala ten grobowy stan.

– Przepraszam – szepcze Knox i rozluźnia uścisk.

On sam najlepiej wie, jakie to wrażenie. Ta ciemność, to czucie bez możliwości zobaczenia, wszystko to razem. Wzruszam ramieniem, udając, że nie jestem na skraju wybuchu. Mój brat maskuje swoje przeprosiny uśmiechem, kiedy wpycha się pomiędzy mnie a Elsę, chwytając każdą z nas pod ramię.

Choć Knox i ja jesteśmy bliźniakami, trudno poznać, że w ogóle jesteśmy rodzeństwem. Moje włosy są czarne, a jego kasztanowe. On ma rysy modela lub żigolaka, właściwie trudno mi powiedzieć, którego z nich. To poważna sprawa, tylko bez osądów. Nie wydaje mi się, że porównywanie brata do żigolaka jest w porządku, ale pod pewnymi względami taki właśnie jest. Przede wszystkim jest czarujący i ma beztroską osobowość, którą pokazuje tylko wtedy, gdy musi coś załatwić. I dużo mówi, cholernie dużo. Przyprawia mnie o ból głowy.

– Więc czemu o mnie rozmawiałyście? – Szturcha nas obie. – Czy to jakiś spisek w stylu Gry o tron? Oglądałem wszystkie sezony i potrafię to wyczuć.

Elsa się śmieje.

– Właśnie pytałam Teal, co sądzisz o jej nowej decyzji.

Wyciąga paczkę chipsów i zjada dwa, a resztę podaje nam. Żadna z nas nie ma na nie ochoty. Elsa ich nie chce, bo w RES jedzenie poza stołówką jest zabronione, a ona bardzo uważa, żeby przestrzegać zasad, a ja nie jadam śmieciowego żarcia. Wybrałam już moją truciznę i jest nią gorzka czekolada.

– Więcej dla mnie – stwierdza Knox i uśmiecha się, przełykając garść.

Szturcham go, żeby zrobił mi trochę miejsca. Chrupie mi prosto do ucha, a dźwięk nasila się wraz z bliskością brata, a to tylko może wywołać atak.

Knox mnie puszcza, trzyma teraz tylko Elsę.

– Więc co o tym myślisz? – kontynuuje Elsa.

– Ja? – udaje niewinnego. – Nie obchodzi mnie to.

Kłamca.

– Naprawdę? – dziwi się Elsa, łapiąc go za łokieć.

– Jestem bratem Tee, a nie jej ojcem. Ma prawo robić, co chce. Czy wiesz, jak bardzo się przestraszyłem, kiedy powiedziała, że ma mi coś do powiedzenia? Myślałem, że powie, że jest w ciąży i planuje przyjęcie, aby opłakać moją młodość. – Wskazuje na mnie paczką chipsów. – Jestem w stanie wybaczyć wszystko poza uczynieniem mnie wujkiem w tak młodym wieku.

– Wszystko? – powtarzam, uśmiechając się.

Jego uśmiech słabnie na sekundę.

– Jesteś wrzodem na dupie, Tee.

– Komplementy z samego rana? – wzdycham teatralnie. – Czym ja sobie na ciebie zasłużyłam?

– W pewnym sensie ukradłaś moje jajeczko.

– Twoje jajeczko? – pyta Elsa.

– Ellie, wiesz, jak powstają bliźnięta, prawda? Kiedyś pływałem sobie w łonie mojej matki dziwki i walczyłem ze wszystkimi innymi skurwielami, którzy chcieli wejść do jajeczka. Swoją drogą wygrałem. Więc siedziałem tam sobie szczęśliwy w jajeczku i takie tam, a potem Tee się zakradła i podzieliła moje jajeczko.

Elsa wybucha śmiechem, podczas gdy ja rzucam bratu moje charakterystyczne beznamiętne spojrzenie.

– Z czego się śmiejesz? – Knox ściska ramię Elsy. – Tak właśnie powstają bliźnięta.

– Jednojajowe – oznajmia dziewczyna.

– Hę?

– W ten sposób powstają bliźnięta jednojajowe. Ty i Teal jesteście dwujajowymi. Nie ukradła twojego jajeczka. Były tam dwa.

– Skąd wiesz? – Spogląda na nią spod przymrużonych powiek. – Byłaś tam?

– Broń Boże, nie.

– W takim razie zostajemy przy mojej wersji.

Ten mój durny brat. Nie mam słów, by opisać, jak bardzo to w nim doceniam. Nie byłoby mnie w tym miejscu, gdyby nie on. Kiedy ogarnia mnie ciemność i nie mam dokąd pójść, on jest przy mnie i mówi mi bez słów, że mamy siebie.

Zawsze tak było, od poczęcia w łonie naszej matki dziwki.

Mieliśmy siebie nawet wtedy, gdy ta sama dziwka chciała, żebyśmy byli jak ona. Kiedy myśleliśmy, że umrzemy w tym pustym, ciemnym pomieszczeniu, w którym prawie się wykrwawiliśmy.

Chwytam za telefon, chcąc wrócić do artykułu o Napoleonie. Jest coś interesującego w wojnie i nie są to zniszczenia czy ofiary, lecz sposób, w jaki się rozpoczynały i oczywiście w jaki się kończyły.

Pomiędzy jest chaos, ale chaos nie jest dziełem przypadku.

Jestem na etapie początkowym, gdzie najdrobniejsza akcja może wywołać krwawą bitwę. Pierwszą z wielu.

Kiedy już prawie zatracam się w słowach, w rozpuście ludzkiego umysłu, rozprasza mnie pojawienie się następnej osoby. Aiden, chłopak Elsy, podchodzi do nas, obejmując ją ramieniem. Jest wysoki, ciemnowłosy i przystojny, z grymasem wydającym się mówić: „Zbliż się, a wybiję każdego żyjącego członka twojego drzewa genealogicznego”. Obserwujący go uczniowie podziwiają go z daleka, nie mając odwagi wejść mu w drogę. Dla Aidena istnieje tylko jedna osoba w populacji kobiet, a właściwie w całej populacji – i jest nią moja przybrana siostra.

Aiden King tworzy grupkę znaną jako czterej jeźdźcy apokalipsy w szkolnej drużynie piłki nożnej. Chodzi o szkody, jakie wyrządzają obronie przeciwników. Aiden to Zwycięzca i zgodnie z tym przydomkiem podbił już Elsę.

Ignoruje wszystkich, a jego uwaga skupia się wyłącznie na niej, jakby to miało magicznie skrócić dystans między nimi.

Osoba idąca obok niego robi coś zupełnie przeciwnego do ignorowania otoczenia.

Mruga do jednej dziewczyny, przybija piątkę innej i każe przypadkowej uczennicy pierwszego roku zadzwonić do siebie. Uśmiecha się przy tym tak szeroko, że prawie rozdziera mu się twarz. Wszystkie są pod jego wrażeniem, prawie bijąc przed nim pokłony.

Ronan Astor, syn hrabiego z kompleksem księcia z bajki.

Nazywany Śmiercią ze względu na swoją pozycję w drużynie.

Nie wie jeszcze, że śmierć nie jest ksywką. Śmierć jest początkiem każdej wojny, a ja właśnie wyruszam na moją.

Jego wola i przyszłość już do mnie należą, a wkrótce także i jego życie. Mam sekret, jestem złodziejką.

Ronan Astor jest moim następnym celem.

Oraz moim przyszłym mężem.

ROZDZIAŁ 2

Teal

Piękno jest subiektywne.

Przeczytałam to gdzieś i od tego czasu mam dziwne wrażenie, że autor trafił w sedno. Piękno jest dla mnie dziwnym pojęciem. Czerń jest piękna, ale gorzką czekoladę z orzechami również można uznać za piękną.

Poza tym czym jest ludzkie piękno? Żigolaki – przepraszam, mam na myśli facetów o wyglądzie modeli, takich jak Knox – są uważani za przystojnych. Aiden, chłopak Elsy, też jest przystojny.

Istnieje inny rodzaj piękna, który jest mroczniejszy, nieco złowrogi, ukrywa się pod powierzchnią, a nie pcha na szczyt.

Wydaje mi się, że to mój typ piękna. Nie chodzi o aspekt fizyczny, a raczej o to, co kryje się wewnątrz. Kiedy ktoś nie ma urody zgodnej z kanonami piękna, lecz jego charyzma przemawia do ciebie w taki czy inny sposób, jesteś w stanie to wyczuć. Nie możesz tego zobaczyć, ale to istnieje.

Ronan jednak nie jest piękny na żaden z tych sposobów.

Jest płytkim typem jak żigolaki. Gdyby był kobietą, zostałby okrzyknięty dziwką, lecz w jego przypadku używa się określenia playboy.

Jego twarz jest proporcjonalna, a właściwie symetryczna. Ma idealnie prosty nos, równomiernie rozstawione oczy, policzki, które mogłyby stanowić swoje odbicie lustrzane, kształtną szczękę, a nawet takie same uszy.

To symetria, jakiej nigdy w życiu nie widziałam. Niektórzy ludzie, na przykład aktorzy, mają prawie symetryczne rysy twarzy, ale symetria ta nigdy nie jest idealna.

U niego jest.

Jego twarz jest tak symetryczna, jakby była wyrzeźbiona przez greckiego boga. Oczy ludzi mają zwykle lekką asymetrię, lecz nie w jego przypadku. Emanują bogatym, identycznym, brązowym kolorem, nawet gdy pada na nie słońce.

Domyślam się, że jest to część jego brudnej, arystokratycznej krwi. Dziedzictwo, które ogłasza światu, sądząc, że jest kolejnym pokoleniem światowej szlachty.

Jego uroda nie ma sensu z dwóch powodów. Pierwszy – jest jej zbyt świadomy, a to jest dość krępujące. Drugi, ważniejszy – nie kryje się za nią żadna głębia.

Knox przynajmniej używa swojej plastikowej, wyluzowanej osobowości jako mechanizmu obronnego, aby dostać to, czego chce. Aż za dobrze wiem, co ukrywa pod tymi wszystkimi śmieszkami i uśmiechami.

W ciągu kilku tygodni, kiedy obserwowałam Ronana, nigdy nie pokazał innego aspektu chorobliwo wesołej osobowości. Zawsze ma uniesione kąciki ust, szczerzy zęby, urządza imprezy, pieprzy się i pieprzy, i jeszcze więcej pieprzy.

To jest nudne.

Tak, obserwowałam go. W końcu jest częścią mojego planu. Po prostu jeszcze tego nie wie.

Wkrótce jednak. Już niedługo.

– Opuść rękę, Van Doren – dociera do nas głos Aidena.

Zatrzymuje się przed nami. Uśmiecha się, ale nie kryje się za tym żadne ciepło.

Właśnie to. Ta głębia, ludzka rozpacz. To sprawia, że jest piękny; nie jako mężczyzna, a jako ktoś, kto wyróżnia się z tłumu normalności. Aiden jest jedyny w swoim rodzaju. Jest cały stworzony z ciemności, z niewielką ilością światła, którą pokazuje tylko Elsie.

– Daj spokój, King. – Mój brat się uśmiecha. – Ona jest moją siostrą.

– Ale nie jesteście spokrewnieni. Właściwie… – Robi pauzę. – Nawet gdyby tak było, i tak kazałbym ci puścić jej ramię.

Elsa powstrzymuje śmiech, przygryzając dolną wargę, gdy Aiden przyciąga ją do siebie za drugi nadgarstek. Przechylam głowę, kiedy dziewczyna przytula się do niego, owijając ramię wokół jego talii, podczas gdy on trzyma dłoń na jej plecach.

To tak, jakby nie mogli zbliżyć się do siebie wystarczająco blisko lub dotykać się wystarczająco długo.

Dlaczego mieliby to robić? Ludzki dotyk jest przereklamowany. Spróbowałam tego i nie miało to większego znaczenia. Przynajmniej nie w taki sposób, w jaki bym sobie tego życzyła.

Knox i Aiden wdają się w jakąś kłótnię, której tak naprawdę nie ogarniam. Jakby nadawali z innej planety. Nie mam pojęcia, czy to ja ich blokuję, czy po prostu już się na nich wyłączyłam.

Kiedy kieruję uwagę z powrotem na telefon, na ekran pada cień. Gdy podnoszę głowę i moje oczy spotykają się z tym irytująco symetrycznym spojrzeniem, wita mnie doskonały i godny syna hrabiego uśmiech.

Mogłabym przysiąc, że ktoś się przed chwilą na mnie gapił, ale tylko on jest w zasięgu wzroku. Ktoś z jego reputacją i powierzchownością nawet nie wie, jak się gapić. U Ronana wszystko oparte jest na śmiechu i dobrej zabawie, do tego stopnia, że jakikolwiek przejaw negatywnych emocji jest postrzegany przez niego za niestosowny. Nigdy nie widziałam, żeby był wściekły albo niezadowolony. Nawet wtedy, kiedy Elsa została zabrana do szpitala, przyszedł uśmiechnięty i żartował, próbując ją rozweselić.

– Bonjour, ma belle1 – zwraca się do mnie lekkim, przyjaznym tonem i wydaje mi się, że jest w tym też trochę flirtu, lecz nie jestem pewna.

Ma belle.

Moja piękna.

Nie wiem, dlaczego mnie tak nazywa, skoro ani razu nie pomyślał, że jestem ładna. Słyszałam, jak rozmawiał pewnego dnia z Kimberly, najlepszą przyjaciółką Elsy, a gdy ta powiedziała mu, że jestem ładna, odparł: „Można być ładnym albo upiornym, a ona należy do tej drugiej kategorii. Okej?”.

Po raz pierwszy ktoś wypowiedział takie słowa. Upiorna? Jasne, wyczuwałam to podczas moich ograniczonych interakcji z ludźmi, ale nikt nie mówił tego na głos, a może nikt nie powiedział tego na tyle głośno. Zwykle myślą, że jestem szalona, nienormalna… stuknięta.

Jestem ciekawa, co myśli teraz, kiedy jest zmuszony poślubić upiora, lecz nie mam ani głowy, ani cierpliwości, by się nad tym zastanawiać.

Ciekawość może przynieść korzyści, ale jej skutki są zwykle katastrofalne, a ja nie mam na to czasu w moim życiu.

Skupiam się z powrotem na telefonie i się odwracam.

Wątpię, by ktokolwiek zauważył, że mnie nie ma. Wszyscy są tak zajęci rozmową i obgadywaniem innych.

Knox szturcha mnie z chytrym uśmieszkiem na ustach.

Dobra, każdy oprócz mojego brata.

Ignoruję go i idę korytarzem. Będę musiała wybrać dłuższą trasę, aby dostać się do klasy, lecz jeśli odciągnie mnie to od tego kręgu, nie mam nic przeciwko.

Brak rozmownego charakteru może być wadą, gdy otaczają cię ludzie, którzy nigdy się nie zamykają. Czasami grupa przyjaciół Elsy i Aidena rzuca mi uwagi i zazwyczaj orientuję się za późno. Nienawidzę tego.

To nie moja wina, że nie jestem taka dowcipna jak oni wszyscy.

Mijam uczniów bez twarzy i próbuję skupić się na jednym z nich, mrużąc oczy, by uformować sobie obraz. Przecież nie może to być tak trudne. Dwoje oczu, nos i usta. To powinno być proste.

Tyle że nie jest.

Potrzebuję porządnie się skupić, żeby zauważyć twarze, w pewien sposób znajome, ale wciąż tego nie potrafię, kiedy jestem wśród uczniów RES. Ten, na którym teraz się skupiam, ledwo ma oczy. Są rozmyte, a ta osoba szybko przechodzi obok mnie, niszcząc wszelkie skupienie, nad którym pracowałam.

Kręcę głową i ponownie spoglądam na telefon.

Może pewnego dnia, po zakończeniu wojny, stanę w miejscu publicznym i rozpoznam każdą twarz i każdą osobę. Będę normalna.

Chociaż… co to jest normalność? Nigdy tego nie przeżyłam, nie doświadczyłam, więc dlaczego tak bardzo tego pragnę?

W końcu jestem człowiekiem, jak mówi mój terapeuta. Mogę zaprzeczać, ile chcę, lecz wciąż wracam do tego, co jest uważane za normalne, nawet bez mojego pozwolenia.

Głupia anatomia.

– Proszę na słówko, ma belle – szepcze mi do ucha niski głos z tyłu.

Wzdrygam się i trzęsą mi się ręce, co sprawia, że prawie upuszczam telefon na podłogę. Coś szarpie mnie w klatce piersiowej, jakby niewidzialne ręce grzebały w moich narządach.

Odzyskanie kontroli nad oddechem zajmuje mi o sekundę za długo.

Ignorując Ronana, idę dalej. Udaję, że nie wywołał właśnie we mnie zasępienia, drugi raz tego dnia. Najpierw Knox, a teraz on.

Zwykle jestem bardziej świadoma mojego otoczenia właśnie z tego powodu, ale spędziłam całą noc na szukaniu filmików z moim przeciwnikiem i oglądając je. Chciałam się upewnić, że znam go lepiej, niż on sam siebie.

Myślę, że brak snu może powodować braki w uwadze.

– Słyszałaś mnie? – mówi z tym swoim uśmiechem przyklejonym do twarzy, kiedy staje obok mnie.

– Tak, a moje milczenie było odpowiedzią. Tak jak i to, że sobie poszłam, aby nie być zbyt blisko ciebie.

– Źle to wszystko pojmujesz, ale jestem miłosierny, więc wyprowadzę cię z błędu. Milczenie oznacza potwierdzenie.

– Według mnie to oznaka sprzeciwu.

Idę szybciej niż zwykle, lecz to na nic. Jest dużo wyższy ode mnie i ma dłuższe nogi, więc dotrzymuje mi kroku bez dodatkowego wysiłku.

– Uroczo – odpowiada.

Uśmiecha się, ale chyba nie wierzy w to, co powiedział. Mam na myśli tę część, w której uważa, że jest to urocze.

Nie, to niemożliwe.

Tak łatwo go rozszyfrować. Nawet z moim dziwnym podejściem do uczuć jestem w stanie go rozgryźć. Obserwowałam go przez całe tygodnie, zanim zdecydowałam się na ten krok. Nie może niczego przede mną ukryć.

– Masz coś przeciwko? – pytam.

Zatrzymuję się, dając mu znak, żeby szedł dalej. Ronan i ja często sobie dogryzamy. No co? Jego przesadnie pozytywne nastawienie działa mi na nerwy i nie potrafię tego ukryć. On zawsze się za to odgryza i na tym się kończy.

Lecz tylko wtedy, gdy w pobliżu jest ktoś inny.

Nigdy nie spędzam czasu sam na sam z Ronanem i jest ku temu powód. Zawsze jest w towarzystwie. Kiedy obserwuję go z daleka, mam wrażenie, że brak mi tchu.

– Właściwie to mam. – Znowu się uśmiecha, mrugając, ale nie do mnie, tylko do przechodzącej obok nas dziewczyny. – Impreza u mnie, Nicky!

Ona odpowiada, kiwając głową kilkukrotnie niczym nadgorliwe dziecko w świąteczny poranek, a potem rumieni się, gdy chłopak znów do niej mruga.

Omijam go i idę dalej. W końcu nie chcę przeszkadzać w jego męskich podbojach.

Pędzę prosto do biblioteki, żeby zwrócić książkę Historia wojska i atlas wojen napoleońskich. Przeczytałam całość zeszłej nocy, więc równie dobrze mogę wypożyczyć kolejną.

Stoję przed półką, kiedy silna ręka łapie mnie od tyłu za ramię. Trzeci i ostatni zapalnik.

Serce prawie przestaje mi bić, gdy krzyczę. Dźwięk jest tak głośny, że niemal pękają mi bębenki.

Tyle że nie wydobywa się żaden dźwięk.

Czyjaś dłoń zaciska się ciasno wokół moich ust, zagłuszając wszelkie protesty.

Wpatruję się w symetryczne oczy Ronana. Nie ma w nich radości, nie puszcza oczka ani nie robi nic typowego dla niego. Jest tam pustka, całkowita… pustka.

To prawie tak, jakbym patrzyła na inną osobę.

Kiedy na jego twarzy pojawia się uśmiech i tak po prostu powraca płytka wersja, ta odmienność znika w ciągu kilku sekund.

Czy to w ogóle tam było? Może to sobie wyobraziłam z powodu strachu, którego właśnie doświadczyłam.

Wciąż dzwoni mi w uszach, więc coś musi w tym być.

Mimo to oddycham ciężko, jakby wojna w moim sercu już się rozpoczęła i jakbym zaraz miała stracić nad nią kontrolę.

Ronan opuszcza rękę, jak gdyby nic się nie stało, a mój krzyk nie został właśnie przez niego stłumiony, wywołując mój cholerny epizod.

– Co ty, do cholery, robisz? – rzucam.

– Cii. – Przykłada palec wskazujący do ust, wskazując na panią Abbot, bibliotekarkę. – Jesteśmy w bibliotece.

– I co ty tutaj robisz? – szepczę.

– Mówiłem ci. – Wysuwa się z mojej przestrzeni osobistej, chociaż jeszcze sekundę temu przekraczał jej granice. – Chcę z tobą porozmawiać.

– A ja ci powiedziałam, że nie chcę.

Odwracam się na pięcie, oddychając ciężko i próbując ujarzmić cień na moim ramieniu, który staram się powstrzymać przed rzuceniem się na mnie.

Muszę stąd spierdalać i wziąć tabletkę na uspokojenie. W przeciwnym razie będę roztrzęsiona przez cały cholerny dzień. Taki wpływ mają na mnie moje epizody.

Uchylam się na widok jego ręki chwytającej za półkę, czym blokuje mi wyjście.

Niech go diabli.

Natychmiast zaczynam czuć duszności i drżenie palców u nóg. Jeśli nadal będzie tak robił, nie będę w stanie powstrzymać tego, co nadchodzi.

Równie dobrze możemy już mieć to za sobą.

– W porządku – odpowiadam, wypuszczając ciężko powietrze i napotykając spojrzenie Ronana. – Czego chcesz?

– Cieszę się, że zmieniłaś zdanie – stwierdza, przechylając głowę z uśmiechem.

Zmieniłam zdanie? Raczej zostałam do tego zmuszona.

Sukinsyn.

Nadal nie mogę określić, czy zrobił to celowo, czy też był to fart. Oby jednak chodziło o szczęście, bo jeśli o to pierwsze, to mam kłopoty.

Podążanie za planem jest jego najlepszą częścią. To jak w domino. Kiedy jedna kostka upadnie, wkrótce upadną kolejne. Wyłącznie ja jestem w stanie popchnąć to pierwsze domino. Nikt inny nie zrobi tego za mnie.

Stukam stopą o posadzkę i – ze względu na surowe zasady obowiązujące w bibliotece – szepczę:

– Czekam, na wypadek, gdybyś tego nie zauważył.

– Och, zauważyłem. Ale to nie znaczy, że mnie to obchodzi. Tu chodzi o mnie, nie o ciebie, ma belle, pamiętasz?

Arogancki kutas.

– Najwyższa pora określić, do czego zmierza ta rozmowa – odpieram.

Udaję, że patrzę na zegarek. Widzę cyfry, lecz z jakiegoś powodu nie mogę odczytać godziny. Cholera. Ten atak jest jednym z najgorszych, jakie dotychczas miałam.

– Do rzeczy, ma belle. Ojciec powiedział mi, że będę miał narzeczoną. Na początku mi to nie przeszkadzało, ponieważ to miała być Elsa, ale najwyraźniej nastąpiła jakaś wewnętrzna wymiana sióstr, jakbyśmy byli w średniowieczu. Wiem, że należę do wielopokoleniowej rodziny arystokratycznej, ale takie zachowanie jest bezczelne. Wyobraź sobie, że mówię to tonem królowej. W każdym razie chodzi o to, że nie chcę narzeczonej. Właśnie skończyłem osiemnaście lat i mam genialny plan, który zakłada pozostanie singlem przez następne piętnaście lat i bzykanie dziewczyn o egzotycznej urodzie z całego świata. Nie chodzi o mnie, tylko o ciebie. A teraz wyświadcz mi przysługę i, kurwa, wyparuj, mmmkej?

Uśmiecha się.

– Dlaczego miałabym to zrobić? – odpowiadam bez namysłu.

– Co?

– Dlaczego miałabym wyświadczać ci przysługę? Z tego, co mi wiadomo, nie jestem ci nic winna.

Śmieje się dyskretnie w ciszy biblioteki.

– Czy tego właśnie chcesz? Być mi coś winna?

– Nie w tym rzecz. Chodziło mi o to, że nie muszę wyświadczać ci przysługi. Ani teraz, ani nigdy.

– Ma belle, ma belle… – Wciąż się uśmiecha, rozmyślając. – Nazywam cię ma belle, ale ty nadal nie łapiesz czemu.

Jego słowa wprawiają mnie w osłupienie.

Co to miało znaczyć?

Opieram się pokusie, by zapytać. To jest właśnie mój problem – nie jestem bezpośrednia. To tak, jakby słowa miały mnie udusić, a ja i tak ich nie wypowiem. Jeśli chciał mnie zdenerwować, będzie rozczarowany, bo nie doczeka się mojej reakcji.

Sięga dłonią do moich ust, dotyk jest miękki, prawie jak piórko. Właśnie wtedy, gdy mam zamiar się uwolnić, naciska na delikatną skórę i rozmazuje fioletową szminkę na moim policzku, powodując, że moja szczęka porusza się wraz z jego ruchem.

– Myślę, że przegapiłaś lekcję o makijażu. Ma sprawić, że będziesz ładniejsza, a nie brzydsza.

Jestem zaskoczona jego brutalnym dotykiem i ledwo rejestruję cicho wypowiedziane słowa. Jest tak wiele sprzeczności w jego dotyku. Ten delikatny początek, a potem brutalne zakończenie, jego cichy głos podszyty złośliwością.

Gwałtownie odsuwam od niego głowę. Wykrzywia usta w ironicznym uśmieszku, po czym szybko maskuje go swoim zwykłym, swobodnym uśmiechem.

Co. Do. Cholery?

– Więc chodzi o to, że chcę, żebyś podczas jutrzejszej kolacji usiadła jak grzeczna dziewczynka i powiedziała wszystkim, że nie zgadzasz się na te zaręczyny. Później podaruję ci nowy zestaw fioletowych kosmetyków do makijażu. Umowa? Miło robić z tobą interesy.

– Jeśli tak bardzo sprzeciwiasz się poślubieniu mnie, dlaczego sam się nie odezwiesz?

Wiem dlaczego, lecz specjalnie działam mu na nerwy po tym, jak nie tylko wywołał we mnie atak lęku, ale także sprawił, że poczułam, iż jest w stanie zrujnować mój zamek z domina.

Ronan Astor jest jedynym spadkobiercą hrabiego i musi spełnić życzenia ojca. Jest idealną marionetką, posiadającą symetryczną twarz i figlarną naturę.

Od zawsze było jasne, że jego małżeństwo będzie zaaranżowane, i nie ma sposobu, aby mógł przed tym uciec. Oznaczałoby to zhańbienie imienia wielkiego Edrica Astora, na co ten człowiek nigdy sobie nie pozwoli.

Zamiast gniewu, a przynajmniej irytacji, której się spodziewałam, jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerza.

– Dlaczego miałbym się odzywać, skoro mam ciebie do wykonania brudnej roboty, ma belle?

Zrobię o wiele więcej niż wykonanie brudnej roboty.

Zamiast słów posyłam mu uśmiech, który ma imitować jego, lecz nie potrafię kopiować, więc jestem pewna, że wyszedł z tego grymas.

– A jeśli odmówię, wasza lordowska mość?

– Dam ci radę, i to tylko dlatego, że jesteś siostrą Elsy i Knoxa.

Bez ostrzeżenia łapie mnie za kark. Jego dłoń obejmująca niewielki fragment skóry wywołuje we mnie szok, gdy owija się wokół mojej szyi od tyłu.

Zapach czegoś pikantnego wypełnia moje nozdrza, kiedy Ronan pochyla się i do ucha mi szepcze:

– Wtedy uciekaj, ma belle.

ROZDZIAŁ 3

Ronan

Łatwo jest być mną.

Istnieje kilka przepisów na sukces. Zawsze się uśmiechaj – to jeden z nich.

I to tyle, nie potrzeba nic więcej. Pewien filozof powiedział kiedyś, że ludzie przegrywają walkę, złoszcząc się, a nawet czują się upokorzeni, gdy reagujesz na ich złośliwość uśmiechem. Chociaż podejrzewam, że miał na myśli coś w stylu: „Starajcie się być dobrymi ludźmi, dzieciaki”. Musiałem w jakiś sposób przegapić tę część mojej filozoficznej podróży, która zasadniczo polega na słuchaniu, jak Cole wygaduje bzdury na temat ostatniej książki, którą przeczytał. Po co marnować życie na czytanie książek, skoro można je przeżyć? Kiedy możesz wdychać je do swoich płuc i wydychać z powrotem do świata? Podczas gdy kujony takie jak Cole toną w książkach, ja daję autorom inspirację i materiał do pisania. Moje życie jest najlepszą formą opowiadania, jaka kiedykolwiek istniała. Obejdzie się bez podziękowań.

Ziewam i potykam się, gdy wstaję z łóżka sztywny niczym robot. Pierwszą dziwną rzeczą, jaką zauważam, jest brak mięsa. Mam na myśli dziewczyn. Ich kończyny są zwykle owinięte wokół mnie w parach po trzy lub cztery – nie mam limitu.

Dziś nikogo nie ma w moim łóżku.

Z pewnością nie wypaliłem wystarczająco dużo trawki, aby wyobrazić sobie poprzednią noc. A może? Kurwa, jeśli tak, to potrzebuję więcej tego gówna, które sprzedał mi pewien gość z Liverpoolu.

Idę chwiejnym krokiem do łazienki i biorę szybki prysznic. To za mało, żeby mnie obudzić, więc stoję przy umywalce i ochlapuję twarz wodą. Kiedy podnoszę głowę, witam samego siebie w lustrze.

Mówią, że wiesz, co myślisz o sobie, po sposobie, w jaki reagujesz na swoje odbicie. Jeśli się krzywisz, nie jesteś szczęśliwy. Jeśli się krzywisz, masz problemy z pewnością siebie.

Na mojej twarzy pojawia się automatyczny uśmiech. Pierdoleni oszuści. Istnieje też inny typ ludzi, typ taki jak ja.

Spróbujcie znaleźć kategorię dla mnie, skurwysyny.

Myję zęby i składam poranny hołd Ronowi Astorowi Drugiemu. Tak, tak ma na imię mój kutas i tak, zawsze muszę mu zapewnić poranną rutynę. Zwykle dziewczęce usta są chętne, by ulżyć mu w ciągu dnia, lecz dzisiaj musiałem wznowić swój romans z moją ręką.

Ale naprawdę. Zastanawiam się, czy ostatnia noc się wydarzyła, czy potrzebuję więcej trawki.

Wchodzę z powrotem do sypialni i zastaję Larsa wygładzającego mój wyprasowany mundurek na posłanym łóżku. Przysięgam, że ma prędkość ponaddźwiękową. Nie wiem, kiedy, do diabła, w ogóle pościelił łóżko.

Cały pokój jest jasny, lśniący i pachnie lawendowym gównem. Brakuje nam tylko jednorożców do idealnego przedstawienia epoki.

– Dzień dobry, Lars. – Kieruję się do mojej szafy. – Dzisiaj jemy kolację. Mundurek nie będzie potrzebny.

– Powiedział pan, żeby przypomnieć o założeniu mundurka, żeby wielmożny hrabia i wielmożna hrabina nie podejrzewali, że opuścił pan lekcje – mówi profesjonalnym tonem niczym dziennikarz BBC.

Ogląda Downton Abbey i traktuje to wszystko zbyt poważnie. Podejrzewam nawet, że ma gdzieś schowany mały, czarny notatnik.

1Bonjour, ma belle – (z franc.) dzień dobry, moja piękna (przyp. red.).