Uwiedziona - Mia Hamilton - ebook + książka

Uwiedziona ebook

Hamilton Mia

4,6

Opis

Flora po śmierci nienarodzonej córki tonie w rozpaczy. Targana bólem zaszywa się w malowniczych zakątkach Florianópolis, w posiadłości odziedziczonej po ojcu. Jedynej, która ocalała z ogromnego majątku rodziny Santos. Skandal, jakiego kobieta stała się bohaterką po bankructwie potentata, tylko potęguje jej rozgoryczenie, tak samo jak niecichnące plotki po jej rozstaniu z Antoniem. Z dala od zgiełku wielkiego miasta znajduje ukojenie, a romans z nowo poznanym mężczyzną zdaje się przywracać do życia jej złamane serce.

 

Co stanie się, gdy Flora odkryje, że Raphael nie jest tym, za kogo się podaje? Czy dzień, w którym prawda o jego tożsamości wyjdzie na jaw, będzie ostatnim dniem miłości rodzącej się pomiędzy tym dwojgiem?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 207

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (18 ocen)
14
2
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
zaczarowana-ksiazka

Nie oderwiesz się od lektury

Szczęśliwe zakończenie na jakie czekałam 😍 Serdecznie polecam ❤️
10
Izabela_1977

Nie oderwiesz się od lektury

jaka słodycz i naiwność. 🙂 dobra na słoneczne popołudnie
10
KRachlak

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna powieść! Pododnie jak pierwszą część "Trzy Noce" tę również przeczytałam jednym tchem i gorąco ją polecam. Z niecierpliwością czekam na kolejną pozycję od autorki❤️
10
kobierskawies

Nie oderwiesz się od lektury

super, polecam
00
monikapijarowska

Nie oderwiesz się od lektury

Witam, dziś mam dla was recenzję książki Uwiedziona ❤️ autorki Mii Hamilton ❤️. Flora młoda kobieta, która tonie w rozpaczy po śmierci nienarodzonej córeczki ❤️. Zaszywa się w posiadłości odziedziczonej po ojcu, tym co pozostało po ogromnym majątku rodziny Santos. Właśnie wtedy na swojej drodze spotyka przystojnego mężczyznę, kobieta zaczyna coś do niego czuć, a ich znajomość przeradza się w coś więcej. Lecz, czy na pewno to spotkanie było przypadkowe? Co zrobi Flora, dowiadując się, kto stoi za bankructwem rodziny Santos? Czy miłość, która zaczyna rodzić się między tymi dwojga, przetrwa? Przeczytajcie sami 😉. Uwiedziona to tak naprawdę historia z życia wzięta, ponieważ, ile razy słyszy się, że ktoś, kto zarządzał fortuną, nagle z dnia na dzień traci wszystko, co zbudował przez całe swoje życie. Najgorsze jest to, że niestety nie mamy wpływu na to, co będzie i co się stanie. Niby mówią, że każdy z nas jest kowalem swojego losu, ale czy na pewno tak jest? Nieraz bywa też tak, że ktoś ...
00

Popularność




Copyright © by Mia Hamilton, 2022Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2023All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialnościkarnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Zdjęcie na okładce: © by prostooleh/123RF

Projekt okładki: Adam Buzek

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek, [email protected]

Ilustracje przy nagłówkach: © by pngtree.com

Wydanie I – elektroniczne

ISBN 978-83-8290-303-4

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

FLORA

JONATHAN

FLORA

JONATHAN

FLORA

JONATHAN

FLORA

JONATHAN

FLORA

JONATHAN

FLORA

JONATHAN

FLORA

JONATHAN

FLORA

JONATHAN

FLORA

JONATHAN

FLORA

DWA LATA PÓŹNIEJ

FLORA

JONATHAN

FLORA

JONATHAN

FLORA

Oderwałam wzrok od białego piasku i popatrzyłam przed siebie. Dopiero gdy dostrzegłam blask zachodzącego słońca odbijający się od gładkiej tafli oceanu, tak spokojnego dzisiejszego wieczora, dotarło do mnie, że siedziałam skulona pośrodku plaży co najmniej od godziny. Niebo malowało się czerwienią przeplataną gdzieniegdzie różowymi akcentami, które zbliżając się do horyzontu, przybierały fioletowąbarwę.

Potarłam zaczerwienione policzki i objęłam dłońmi chłodne ramiona. Choć temperatura dzisiejszego wieczora winna była sięgać trzydziestu stopni, teraz wynosiła niespełna połowę tej wartości. Wyprostowałam nogi, chwytając za skórzane sandały leżące tuż obok. Otrzepałam je z piasku i podniosłam sięniechętnie.

Nie wiedziałam, w którą stronę się udać. Urocze zakątki Florianópolis ciągnące się wzdłuż plaży zdawały się nie mieć końca. Mimowolnie spojrzałam na szary punkt znajdujący się w oddali i powolnym krokiem ruszyłam w jego kierunku, choć wcale nie miałam ochoty wracać do rezydencji, o której istnieniu dowiedziałam się po śmierci ojca. Jedynej ocalałej po skandalu, który wybuchł zaledwie kilka miesięcy temu, gdy Brazylią wstrząsnęły wieści o bankructwie jednej z najbogatszych jejrodzin.

– Przykro mi, Floro, ale nie mamy już nic – rzekł ojciec beznamiętnym tonem, spoglądając z okna swojego gabinetu pewnego deszczowegowieczora.

– A akcje, udziały? Masz je niemal wszędzie. – Oparłam się o regał wypełniony książkami, kładąc dłoń na sporych rozmiarów brzuchu. – Nie mogłeś stracić wszystkiego – dodałam z nadzieją w głosie, choć ta z każdą chwilą zdawała się mnieopuszczać.

Milczenie ojca było znaczące. Sięgnął do szuflady biurka, do którego podszedł powolnym krokiem. Jego ruchy stawały się coraz bardziej niezgrabne, stara twarz w przeciągu kilku ostatnich dni pokryła się kolejną siatką głębokich zmarszczek, a włosy, jeszcze nie tak dawno ozdobione głęboką czernią, pokryły sięsiwizną.

– Pomyślałeś o mnie? Pomyślałeś o moimdziecku?

– Gdybyś wyszła za mąż za Fernanda, teraz nie musiałabyś martwić się o pieniądze – odrzekł, z trudem łapiąc powietrze. – Robiłem wszystko, abyś poślubiła syna Álvara. Wszystko! Razem z Antoniem! – Podniósł głos, dzierżąc w dłoniach teczkę. Z trudem opadł na fotel i chusteczką otarł krople potu z czoła. – Nieważne. – Machnął dłonią. – Zmarnowałaś szansę, którą ci daliśmy. Zresztą mogłem się tego spodziewać. Jesteś tak samo nieudolna jak twoja zmarła matka! – dokończyłzjadliwie.

Na dźwięk imienia mężczyzny, którego tak mocno kochałam, zrobiło mi sięsłabo.

– Co Antonio ma z tym wspólnego? Odpowiadaj! – Zbliżyłam się do jego biurka. Oparłam dłonie na czarnym blacie i spojrzałam na ojca wyczekująco. – Co, do cholery?! – krzyknęłam, a z oczu spłynęły miłzy.

Nie wiedziałam, czy było to spowodowane bólem przecinającym moje serce czy faktem, że zrozumiałam, iż kolejny raz stałam się marionetką w rękach człowieka, który był mi takbliski.

– Posłuchaj mnie. – Zakasłał.

– Nie mam zamiaru! Kochałam go. Dobrze wiedziałeś, że zakochałam się w Antoniu. Kiedy odchodził, błagałam, aby mnie nie zostawiał. Żebrałam o jego miłość, podczas gdy ty od dawna wiedziałeś, że nigdy mnie nie pokocha, bo jestem dla niego wyłącznie ofiarą spisku, który razem uknuliście! Małżeństwem z Moreirą miałam uratować twoją tonącą w długach firmę. Obaj mieliście cel, podstawiając mnieFernandowi…

Odsunęłam się i spojrzałam na ojca zobrzydzeniem.

– Nie miałem innegowyjścia…

– Oczywiście…

Uniosłam dłoń i starłam jej wierzchem słone łzy. Kiedy Antonio powiedział, że nic do mnie nie czuje, wylałam ich miliony, obiecując sobie, że nigdy więcej nie będę płakać. Tamtego feralnego dnia rozkleiłam się ponownie. Dnia, w którym moje serce pękło na milionkawałków.

Wybiegłam z gabinetu ojca duszącego się w fotelu i ściskającego w dłoniach teczkę w odcieniu czerwieni – tej samej, która chwilę później przyozdobiła białe marmury położone u podnóża stromych schodów. Nie pamiętam, kiedy potknęłam się na jednym z nich. Mój krzyk przeciął ciszę w momencie, gdy ocknęłam się na zimnej posadzce. Objęłam dłońmi nienaturalnie wygięty brzuch, błagając, aby istota, którą nosiłam pod sercem, dała mi jakikolwiek znak, lecz moje prośby na nic się zdały. Jeszcze zanim dotarłam do szpitala, wiedziałam, że moja córeczkaodeszła…

Teraz stałam, spoglądając na rezydencję malującą się w oddali. Jedyną zachowaną z całego majątku ojca. To w niej odnalazłam spokój, jakiego potrzebowałam, aby podnieść się z letargu po śmierci Sophii. Położona u wybrzeża jednej z najpiękniejszych plaż w Brazylii, zachwycała kryształową wodą, bujną roślinnością i właśnie spokojem, który z dala od tętniącego Rio wydawał sięnierealny.

Rzuciłam ostatnie spojrzenie na słońce chowające się za horyzontem i powolnym krokiem ruszyłam w jejkierunku.

Gdy z oddali dobiegło mnie wołanie, przystanęłam na chwilę, pewna, że to mój umysł spłatał mi figla. Odkąd dwa miesiące temu przybyłam do Santa Catarina, nie spotkałam nikogo podczas spaceru, a willa, w której zamieszkałam, była jedyną wznoszącą się w jej pobliżu. Nie odwróciłam się. Pogrążona w myślach zmierzałam przed siebie, dopóki męski głos nie wyrwał mnie zzadumy.

– Lucky! – Usłyszałam w momencie, gdy coś wielkiego trąciło mojeudo.

Zachwiałam się na piasku, z trudem łapiąc równowagę i zauważając wielkiego owczarka, który najwyraźniej nie miał ochoty zostawić mnie w spokoju. Stanął przede mną i po chwili radośnie zamerdałogonem.

– Idź sobie… uciekaj – syknęłam, próbując ominąć zwierzę. – Sio! Paskudny kundlu – dodałam zdenerwowana, gdy postanowił trącić mnie mokrym nosem. – Nie potrzebujętowarzystwa.

– Szkoda. – Aksamitny męski głos rozbrzmiał tuż za moimi plecami. – Bo ja wręczprzeciwnie.

Zastygłam jednak i chwilę później się odwróciłam. Nie miałam pojęcia, skąd wziął się tu mężczyzna, który wyrósł przed moimi oczami. W niczym nie przypominał mieszkańców Brazylii, a jego akcent wydawał się nietutejszy. Włosy w odcieniu ciemnego blond okalały opaloną twarz, a błękitne tęczówki uwydatniał wachlarz czarnych gęstych rzęs. Rozpięta koszula odsłoniła wyrzeźbione mięśnie nieznajomego, które przy każdym oddechu unosiły się bezwiednie. Zauważyłam głęboką bliznę poniżej jego piersi i kilka ciemnych włosów biegnących wzdłuż linii pępka, zmierzających ku zapięciu spodni luźno spoczywających nabiodrach.

Gdybym nie poczuła kolejny raz mokrego pyska na moim udzie, wpatrywałabym się w mężczyznę zdecydowanie za długo. Zmieszana oderwałam wzrok od jego torsu, co, zdawało mi się, zdążył zauważyć. Uniósł brwi rozbawiony zażenowaniem, jakie wstąpiło na mojątwarz.

– Polubił panią – odezwał się po długiej przerwie, przesuwając spojrzenie z mojej twarzy na psa, który teraz siedział u mychstop.

– To… to miłe – wyjąkałam, nie wiedząc czemu, w dalszym ciąguskonfundowana.

Mężczyzna uśmiechnął się, omiatając mnie wzrokiem. Mimowolnie odsunęłam z twarzy kilka kosmyków, które splątał lekki wiatr, gdy nieznajomy zatrzymał spojrzenie na niej. Zmrużył oczy, jakby się nad czymś zastanawiał, po czym odezwał się kolejnyraz.

– Doprawdy? Odniosłem wrażenie, że nie przepada pani zazwierzętami.

– Po prostu dzisiejszego wieczora nie mam ochoty na towarzystwo. Szczególnie tak namolne – dodałam, kiedy pysk zwierzęcia spoczął na mojejstopie.

Próbowałam ją oswobodzić. Na próżno. Westchnęłam zrezygnowana, po czym wybuchnęłamśmiechem.

– Nachalny ten panaprzyjaciel.

– Ja bym powiedział, że raczejtowarzyski.

Mężczyzna uśmiechnął się, wpatrując we mnieintensywnie.

Długo, stanowczo zadługo…

– Chyba… chyba powinnam już wracać. – Spojrzałam w dal, gdzie obraz willi zacierała powoli wstępującaciemność.

– Mieszka pani w pobliżu? Spaceruję tędy codziennie, lecz nigdy wcześniej nie miałem okazji, aby paniąspotkać…

– To dlatego, że pierwszy raz zaszłam takdaleko.

– Nie przedstawiłem się, Rafael Durand – odezwał się akurat, gdy postanowiłam odejść, wykorzystując moment, w którym pysk zwierzęcia oswobodził mojąstopę.

– Flora. – Podałam mu dłoń. – Po prostu Flora… – dodałam, uciekając spod spojrzenia jasnoniebieskich, przeszywających mnieoczu.

– Będę tu jutro. Jeśli miałabyś ochotę na spacer w moim, naszym – poklepał zwierzę po grzbiecie – towarzystwie, będzie nam niezmiernie miło. Prawda, Lucky? – zwrócił się do psa, który teraz usiadł obok swojegopana.

Zaszczekał i odwrócił pysk w mojąstronę.

Wygięłam usta w uśmiechu. Nie pamiętam, kiedy ten ostatni raz gościł na mojej twarzy. Mężczyzna spoglądał na mnie, wyczekując odpowiedzi, a ja, w świetle słońca, którego ostatni skrawek wyłaniał się nad morską taflą, powoli dostrzegałam kolejne jego atuty. Arystokratyczny nos, wydatne, idealnie skrojone usta i dołeczek w lewym policzku, dodający nieznajomemu chłopięcego uroku. Starałam się stronić od ludzi, a willa położona na skraju malowniczego miasta pozwalała zachować mi anonimowość, której w tej chwili tak bardzo pragnęłam, lecz brak kontaktu z kimkolwiek coraz mocniej dawał mi się we znaki. Większość przyjaciół na wieść o bankructwie ojca z dnia na dzień odsunęła mnie od siebie niczym stary, nic nieznaczący mebel. Zostałam sama z długami ojca, sercem przeciętym na pół i marzeniami, których, jak gwiazd powoli wstępujących na granatowe niebo, nigdy nie było mi danedosięgnąć.

– Spaceruję zawsze o tej samej porze. Na pewno się spotkamy – dopowiedziałam i podrapałam za uchem kudłatego zwierzaka. Zrobiłam kilka kroków do tyłu, kierując się w stronę, z której przyszłam. – Dobrej nocy – dodałam i spojrzałam na mężczyznę ostatniraz.

Odwróciłam się w chwili, gdy usłyszałam jego atlasowygłos.

– Do zobaczenia, Floro…

Powolnym krokiem ruszyłam przed siebie, czując na sobie palący wzrok mężczyzny dopóty, dopóki nie zniknęłam w oddali. Choć nie chciałam, myślałam o nim całą noc, a subtelny ton męskiego głosu prześladował mnie jeszcze nad ranem. Raphael Durant sprawił, że na chwilę odsunęłam myśli od problemów, które w dalszym ciągu zaprzątały moją głowę. Długi ojca coraz bardziej dawały mi się we znaki, a moje oszczędności kurczyły się w zastraszająco szybkim tempie, nawet pomimo skromnego życia, jakie przyszło mi teraz wieść. Nie miałam pojęcia, jak spłacić zobowiązania ani za co utrzymam imponującą posiadłość. Myśl o jej sprzedaży mnie przytłaczała, a ja z każdym dniem coraz mocniej zakochiwałam się w okolicy i z każdą chwilą spędzoną na brzegu oceanu coraz mocniej przerażał mnie fakt, że nadejdzie dzień, w którym będę musiała jąopuścić…

JONATHAN

Odłożyłem sztućce i sięgnąłem po butelkę wina. Spojrzałem na Cornelię bezwiednie mieszającą łyżeczką w pucharze z deserem i kolejny raz zacisnąłem pięści. Była krucha niczym porcelanowa lalka i tak przeraźliwie smutna, iż jeszcze bardziej znienawidziłem Santosa za to, że skazał ją na cierpienie… Od wypadku, który na zawsze odcisnął piętno na niezwykle wrażliwej dziewczynie, minęło piętnaście lat, a ja z każdym następnym rokiem patrzyłem na moją siostrę, której radość z życia niezmienniegasła…

– Czyżbym się ubrudziła, braciszku? – Spojrzała na mnie, unoszącpowieki.

Duże błękitne tęczówki zdawały się nie pasować do jej drobnej, szczupłejtwarzy.

– Skądże – odparłem i nalałem wody do jejkieliszka.

Gestem dała mi znać, żewystarczy.

– To dlaczego cały czas mi się przyglądasz? Coś cię trapi? Wczoraj wróciłeś tak późno… – dodała słodkimgłosem.

– Musiałem trochę pobyć wsamotności.

– Już myślałam, że może jakaś miejscowa piękność wpadła ci woko.

– Daj spokój. Nie w głowie mi terazromanse.

Uniosłem kieliszek i mimowolnie się uśmiechnąłem, gdyż Cornelia założyła ręce na piersiach i spojrzała na mnie, wydymając różoweusta.

– To niedobrze, Jonathanie. Masz już trzydzieści pięć lat – zaczęła poważnym tonem, który nie pasował do młodziutkiej osoby. – Najwyższa pora, abyś przestał zajmować się wyłącznie interesami i znalazł sobie żonę. Jestem przekonana, że gdyby rodzice żyli, nie byliby zadowoleni z beztroskiego życia, jakiewiedziesz.

Odstawiłem lampkę i rozsiadłem sięwygodnie.

– Zapewne masz rację, Cornelio – zacząłem. – Lecz nasi rodzice nie żyją, a ja, no cóż, nie wydaje mi się, abym był idealnym kandydatem namęża…

– Ależ to nieprawda! – żachnęła się. – Jesteś przystojny, błyskotliwy, elokwe… Zresztą nieważne, Jonathanie. Chodzi mi po prostu o to – kontynuowała, widząc, że ta rozmowa niezbyt mi się podoba – chodzi mi… Och. – Uniosła dłoń ku czołu. – Mam na myśli, że masz wszelkie atrybuty ku temu, aby znaleźć kobietę, z którą zechcesz spędzić resztę życia. Nie możesz żyć samą pracą. Spójrz tylko – zmrużyła oczy zastanawiająco – na to wszystko wokół ciebie i odpowiedz mi, czy jesteśszczęśliwy?

Rozejrzałem się po jadalni, choć wiedziałem, że to moje życie, a nie pomieszczenie, ma na myśliCornelia.

Obrazy znanych francuskich malarzy zdobiły tłoczone tapety muśnięte srebrzystym pyłem. Z mis ustawionych pośrodku stołu spływały kiście owoców, odbijając promienie słońca wpadające przez tarasowe drzwi. Zapach morskiej bryzy mieszał się z wonią ściętych róż ułożonych w wymyślne bukiety stojące w wazonach, a szum oceanu przecinał ciszę panującąwokoło.

Rezydencja zakupiona przed naszym przyjazdem w malownicze zakątki Florianópolis wznosiła się na wysokość trzech pięter i miała niespełna sto pokoi. Otoczona wysokim murem z kawałkiem prywatnej plaży była kolejnym kaprysem, który postanowiłem spełnić. Choć to dopiero od chwili, gdy pozbawiłem majątku bezdusznego starca, mogłem pozwolić sobie nawszystko…

– Oczywiście – odparłem, starając się, aby mój głos zabrzmiał jak najbardziej przekonująco, lecz sam przed sobą czułem, że jestemnieszczery.

– Jesteś niepoprawnym kłamcą, Jonathanie…

– Z tym się zgodzę – rzekłChristopher.

Mój przyjaciel wszedł do jadalni, zacierając woń świeżego powietrza duszącymi perfumami. Usiadł obok Corni, pocałowawszy ją w policzek, na co dziewczyna spuściła wzrok onieśmielona i wbiła go wzastawę.

– Całkowicie – dodał, nakładając sobie na talerz kawałek ciasta. – Mieliśmy wczoraj zrobić rundkę po miejscowych klubach – zwrócił się domnie.

– Wyleciało mi z głowy – odburknąłem.

– Wątpię. Jestem pewny, że widziałeś się z tą ślicznotką, dlatego olałeś staregokumpla.

Zmierzyłem go ostrym spojrzeniem, po czym przeniosłem je z powrotem na siostrę. Cornelia rozchyliła usta, chcąc coś powiedzieć, lecz zrezygnowała i zamknęła je na powrót. Położyła serwetkę na stół i odsunęła się, obracając twarz w kierunku drzwitarasowych.

– Zostawię was samych. Na pewno macie sporo spraw doomówienia.

– Zawieźć cię do ogrodu? – Christopher niemal poderwał się z krzesła, lecz Cornelia pokręciłagłową.

– Wracam do swojego pokoju. Dziękuję, ale całkiem nieźle sobie radzę w nowychwnętrzach.

Odjechała od stołu i obróciła się w stronę drzwi prowadzących do holu. Jadalnia, tak jak reszta pomieszczeń, z których korzystała moja siostra, pozostawałaotwarta.

Spojrzałem na Cornelię przykutą do wózka inwalidzkiego. Była taka śliczna w błękitnej sukience podkreślającej kolor jej oczu i z włosami splecionymi w prosty warkocz. Mój żal był niewyobrażalny, a upływający czas tylko pogłębiał nienawiść doSantosa.

– Powinieneś uważać, co mówisz – odezwałem się, gdy zostaliśmy sami. – Cornelia w dalszym ciągu nie ma pojęcia, dlaczego tak naprawdę opuściliśmyParyż.

– Nie powiedziałeś jej? – Christopher sięgnął po butelkę. Odstawił ją jednak na powrót i zaczął rozglądać się po stole. – Nie masz czegośmocniejszego?

– O tej porze? Jest dopiero południe – wytknąłem mukąśliwie.

Wzruszył ramionami, po czym uśmiechnął się promiennie, gdy w holu dostrzegł gosposię. Przywołał kobietę i z najbardziej czarującym uśmiechem przyklejonym do twarzy poprosił o butelkęwhisky.

Starsza pani, będąca pod wpływem uroku największego uwodziciela i podrywacza, zjawiła się niemal od razu. Pokręciłem głową coraz bardziej poirytowany zachowaniem przyjaciela, który zjawił się tak nagle, zaburzając spokojne jak dotądpopołudnie.

– Na czym skończyliśmy? – spytał, gdy siedział już z szklanką w dłoni, popijając brązowy alkohol. – Już pamiętam. – Wyprostował się. – Córka Santosa. Flora… – Przechylił naczynie, po czym utkwił w nim wzrok. – Ciekawe, czy to prawda, co o niej mówią. To, że jest zimna niczym jej skostniały ojciec – dopowiedział, widząc moje zdumienie. – Jeśli tak, to nie zazdroszczę ci, stary. Uwodzić bryłę lodu. Brr, już na samą myśl zrobiło mi sięzimno.

– Mówią dużo rzeczy. Trzeba przyznać, że brukowce poświęcają jej więcej uwagi, niż na to zasługuje. – Uniosłem kieliszek do ust, lecz odstawiłem go na powrót i popatrzyłem naprzyjaciela.

Christopher ubrany w najlepszy garnitur mierzył mnie bacznym spojrzeniem zielonych oczu. Byłem pewien, że dzięki ich mgnieniu rozkochałby w sobie upadłą księżniczkę. Myśl, aby ostatnią część planu przekazać w jego ręce, minęła, gdy ujrzałem ją skąpaną w promieniach słońca. Czarne długie włosy mieniły się w jego blasku, a oczy, ciemne niemal jak noc, spoglądały na mnie chłodno. Omiotła mnie przelotnym spojrzeniem, po czym zaczęła przyglądać z zainteresowaniem. Wydęła idealnie zarysowane usta, odgarniając włosy i przerzucając je za ramiona. Odezwała się ponownie już milej, jak gdyby wstydząc się swojego wcześniejszego zachowania. Nie była pewna, czy usłyszałem, jak przeganiałapsa.

Przypatrywałem się jej z oddali od kilku dni. Śledziłem jej sylwetkę, która – mimo że dziewczyna była dość wysoka – wydawała się nad wyraz drobna. Wystające obojczyki odznaczały się pod materiałem kusych sukienek zdobionych przez długie rękawy, a jej biust – choć mały – wyraźnie rysował się pod ubraniem. Nie była w moim typie. Była wręcz całkowitym przeciwieństwem kobiet, z którymi się spotykałem. Eterycznych blondynek o błękitnych oczach i kremowej cerze… Flora ze swoją oliwkową karnacją, czarnymi gęstymi włosami, sięgającymi niemal do pasa, nie pociągała mnie zupełnie. Nie wiem, kiedy zdałem sobie sprawę, że podążam śladami jej drobnych stóp. Zastanawiałem się, czy tylko mnie się zdaje, czy raz po raz ocierała łzy. Może jednak lodowa księżniczka nie była taka zimna jak legendy, które wokół niejnarosły.

– Byłbym zapomniał, po co przyszedłem. – Christopher położył przede mną plik kartek. – Wyciągi z jej kont, o które prosiłeś. Wszystko wskazuje na to, że jest biedna jak myszkościelna.

Zerknąłem na minusowe salda znajdujące się u dołu stron i uśmiechnąłem się do przyjaciela podającego mi kolejnedokumenty.

– Idealnie – stwierdziłem. – A toco?

– Wezwanie do opuszczeniaposiadłości.

Oparłem się o krzesło i włożyłem plik kartek doteczki.

– Jesteś pewny, że chcesz ją pozbawić jeszcze tego? Nie ma nic prócz dachu nadgłową.

– Mylisz się, przyjacielu. Ma w sobie krew swojego ojca, a to wystarczy, abym nie miał dla niejlitości.

FLORA

– Au! – syknęłam z bólu, ciskając w kątpilniczkiem.

Spojrzałam na połamane paznokcie i westchnęłam, siadając na skrajuwanny.

– Jeszcze raz – powiedziałam sama do siebie i podniosłam go z posadzki. – Przecież zrobienie manicure nie może być tak trudne. A może jednak – stwierdziłam, próbując nadać paznokciom w miarę ładny kształt, co zdawało się mnieprzerastać.

Od dnia, w którym rezydencję opuściła jedyna gosposia, robiłam wszystko, aby utrzymać wnętrza w idealnym stanie. Po nocach ścierałam kurze, polerowałam podłogi i próbowałam znaleźć jakikolwiek sposób na uzyskanie środków na spłacenie długów pozostawionych przez ojca. Moje podania o pracę wciąż pozostawały bez odpowiedzi. Nie byłam tym faktem zbytnio zdziwiona, skoro nie mogłam poszczycić się praktycznie żadnymdoświadczeniem.

Odstawiłam perłowy lakier, którym miałam zamiar pomalować paznokcie, i podeszłam do okna, by podziwiać widok rozciągający się na plażę. Ostatnimi czasy wyglądałam przez nie coraz częściej, łudząc się, że ujrzę Raphaela przechadzającego się wzdłużbrzegu.

Napróżno.

Od dnia, w którym się spotkaliśmy, minął niespełna tydzień, a ja, mimo iż co wieczór zapuszczałam się w głąb plaży, nie spotkałam go anirazu.

Czas zacierał wspomnienia o nieznajomym, który na chwilę pojawił się w pogmatwanym życiu, jakie przyszło mi wieść. Jeszcze kilka miesięcy temu nie pomyślałabym, że nadejdzie moment, gdy jedynymi moimi rozmówcami będą konsultantki infolinii banku, w którym starałam się o jakikolwiek kredyt. Ostatnia przyjaciółka zadzwoniła parę tygodni temu i oznajmiła, iż odkąd wybuchł skandal z udziałem mojej rodziny, mąż stanowczo zabronił jej utrzymywania kontaktu zemną.

Chyba jednak nici z jakiejkolwiek znajomości – pomyślałam oddalając się od okna, które pozostawiłam otwarte, gdyż dzisiejszego wieczora powietrze byłoduszące.

Niebo spowijały ciemne chmury zawieszone nisko na szafirowymniebie.

Pomalowałam paznokcie cienką warstwą, a kiedy wyschły spojrzałam na zegarek. Dochodziła dwudziestapierwsza.

Może nie jest za późno na krótki spacer – stwierdziłam.

Narzuciłam na bieliznę cienką białą sukienkę i udałam się w kierunkuschodów.

Na zewnątrz robiło się coraz ciemniej. Byłam przekonana, że gdy parę godzin wcześniej przycinałam krzewy, wiatr był dużołagodniejszy.

No cóż, pewnie szykuje się kilka gorszych dni – uznałam z żalem, stąpając popiasku.

Spacery stanowiły odskocznię od problemów. Mogłam godzinami snuć się po plaży, podziwiając widoki rozciągające się w pobliżu posiadłościojca.

Zamoczyłam stopy, nie dowierzając, iż woda jest tak ciepła. Zdjęłam sukienkę i ułożyłam obok sandałków. Zrobiłam parę kroków w głąb oceanu, stwierdzając, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby trochę popływać. Rozejrzałam się wokół. Ciemność spowiła całe wybrzeże, a światło lampy w mojej sypialni stanowiło jedyny jasny punkt w okolicy. Zwróciłam się w kierunku ubrań, rozpinając biustonosz i rzucając go na piasek. Skąpe majteczki z koronki nie zakrywały zbyt wiele, ale w mroku nie przeszkadzały beztroskiej chwili, której się oddałam, zanurzając w słonejwodzie.

Nie wiedziałam, ile czasu minęło, zanim postanowiłam wyjść na brzeg. Deszcz powoli mieszał się z kroplami spływającymi po moich policzkach. Nawet nie zauważyłam, kiedy się rozpadało. Przetarłam twarz dłonią, zmierzając w kierunku pozostawionych w oddali ubrań. Stanęłam, rozglądając sięwokoło.

– Tegoszukasz?

Raphael… Byłam pewna, że ochrypły głos należy do niego. Charakterystyczny francuski akcent poznałabymwszędzie.

Zakryłam piersi dłońmi i powoli obejrzałam się za siebie. Stał z założonymi rękoma, w których trzymał ubrania, uśmiechając się lekko. Nie wiedziałam, od jak dawna mnie obserwował i jak mogłam nie zauważyć go, wychodząc nabrzeg.

– Dobrze wiesz, że tak. Możesz mi zwrócićbieliznę?

– Mogę. Ale nie jestem pewien, czy mam na to ochotę. Zdecydowanie wolę oglądać cięnagą…

Omiótł mnie przeciągłym spojrzeniem i zatrzymał je dłużej na moim łonie. Pulsujące ciepło rozeszło się u zagłębienia ud. Ścisnęłam je mocno i odchrząknęłam, próbując opanowaćzażenowanie.

– Zjawiasz się po kilku dniach jak gdyby nigdy nic i w dodatku kradniesz miubrania.

– A więc myślałaś omnie?

– Chyba sobie żartujesz. Jesteś ostatnią osobą, której poświęciłabym odrobinę uwagi. – Dumnie uniosłam podbródek i spojrzałam w błękitne oczymężczyzny.

– Nie polubiłaś mnie… – stwierdził, przyglądając się koronce zdobiącej biustonosz. – Mam pomysł, jak możemy to zmienić – odezwał się po dłuższej chwili. – Pocałuj mnie… a zwrócę ci ubrania – dokończył, podchodzącbliżej.

Niemal tak blisko, że zapach jego zmysłowych perfum stał się wręcz namacalny. Zadrżałam. Zrobiłam krok w tył, lecz się zachwiałam, odsłaniając przy tym piersi. Zarumieniłam się i na powrót objęłam jedłońmi.

– A więc jak będzie, Floro?

Powietrze zrobiło się gęste i bynajmniej nie nadchodząca burza stała się tegopowodem…

– Po moim trupie! – dodałam uniesionym głosem i odwróciłam się napięcie.

– Myślę, że jednak szybciej zmieniszzdanie.

Zatrzymałam się niepewnie, gdy usłyszałam brzdękkluczy.

– Chyba że pod wycieraczką trzymaszzapasowe.

Niech toszlag!

Poczułam się jak złapana w pułapkę. Kuszącąpułapkę…

Seksowny głos Raphaela pobudził do życia uśpione pragnienia, o których zdawało się, że już dawno zdążyłam zapomnieć. Jego głodny wzrok błądzący po moim ciele przenikał mnie na wskroś. Przełknęłam ślinę i wciągnęłam głęboko powietrze, gdy mokre włosy przylgnęły do mojej rozpalonej skóry. Odgarnęłam je z piersi i z rękoma opartymi na biodrach zwróciłam się w stronę mężczyzny, którego niesamowity kolor tęczówek dostrzegłam w ciemnościach. Zatrzymał spojrzenie na moim biuście, a ja jęknęłam pobudzona dogranic.

Głupia!

Przeklinałam się w myślach, jednocześnie próbując stłumić wyrzuty, które zaczęły kiełkować, gdy stanęłam naprzeciw Raphaela. Drżącą dłonią objęłam jego szyję, wplotłam palce w wilgotne włosy i zahaczając sutkami o tors mężczyzny, wspięłam się lekko napalcach.

– Pożałujesz tego, Raphaelu… – wyszeptałam, dotykając jego miękkichwarg.

Przylgnęłam mocniej do silnego ciała, wyczuwając twarde wybrzuszenie, co wywołało we mnie kolejną falę udręki. Wiedziałam, że powinnam się wycofać. Moje ciało, które wydawało się martwe, ożyło w ramionach nieznajomego. Językiem zbadałam kontur jego warg. Rozchylił je zapraszająco, szepcząc po francusku niezrozumiałe dla mniesłowa.

– Przyjdzie dzień, gdy pożałujesz chwili, w której mnie uwiodłeś – dokończyłam i nie zważając na krople deszczu, coraz gęściej zraszające nasze ciała, zamknęłam usta mężczyzny długimpocałunkiem.

JONATHAN

– Powiedz, żebym przestał – wyszeptałem, spijając z twarzy dziewczyny krople deszczu. – Powiedz to, Floro… – błagałem, tracąc nad sobąkontrolę.

– Za późno, Raphaelu… – jęknęła, gdy delikatnie osunąłem ją na koszulę, którą chwilę wcześniej niemalże zdarła. – Już za późno – dodała, kładąc moją dłoń pomiędzy wilgotneuda.

Odsunąłem niecierpliwie skrawek bielizny zasłaniający ostatni fragment jej gładkiej skóry i jednym szybkim ruchem wbiłem się w wilgotne wnętrze dziewczyny. Zadrżałem i spojrzałem w oczy Flory, w których malowała sięudręka.

– Pragnę cię – wyszeptała, zaciskając palce na moichramionach.

Uniosła zachłanne biodra, gdy uderzyłem w nią po razkolejny.

Złapałem jej dłonie i unieruchomiłem nad głową, zanurzając w mokrym piasku osuwającym się przy każdym naszymruchu.

– Mocniej… – wyszeptała, wyginając się w łuk, przymykając na chwilę powieki. – Tak, Raphaelu… Tak… właśnie tak – jęknęła.

Przylgnąłem do twarzy dziewczyny i pocałowałem usta wydające słodkie westchnienia, wciąż nie wierząc, że moment, który wyobrażałem sobie latami, właśnie zaczął się ziszczać. Teraz, kochając się z nią pośrodku skąpanej w deszczu plaży, czułem się wplątany we własne sidła. Chciałem zakończyć to, do czego zmierzaliśmy, lecz dałem za wygraną w chwili, gdy poczułem miękkie wargi dziewczyny i jej dłonie, które niespodziewanie wślizgnęły się podkoszulę.

– Floro… – jęknąłemprzeciągle.

Uniosła przymglone oczy i spojrzała prosto w moje. Ciemne tęczówki kochanki wydawały się granatowe. Wiatr chłodził rozgrzaną skórę, na której krople potu mieszały się z deszczem wzbierającym nasile.

Odwróciłem na moment wzrok, przypominając sobie, kim jest kobieta patrząca na mnie z takąufnością.

Zacisnąłem mocno dłoń na jej szczupłych nadgarstkach, upewniając się, iż to grymas bólu pojawił się na jej twarzy. Oplotła mnie udami i zacisnęła mięśnie na moim fiucie. Twarde sutki Flory sunęły po mokrym torsie. Ocierały się o wilgotną skórę, potęgując mojedoznania.

– Dojdź dla mnie – szepnąłem i wpiłem się w jej usta, kiedy dobiegające z nich odgłosy doprowadzały mnie do obłędu. – Teraz – dodałem w momencie, gdy spazm dziewczyny poniósł sięechem.

– Raphe! – krzyknęła, szarpiąc dłońmi, które w dalszym ciągu trzymałem ściśnięte. – Raphaelu…

Przyspieszyłem i chwilę później zrównałem się z dziewczyną pozostającą w ekstazie. Jęknąłem głośno, zafascynowany istotą leżącą pode mną. Jej ciemne oczy zaszły mgłą, a wydatne usta nabrzmiały, zmieniając swąbarwę.

Miała rację, mówiąc, iż będężałował.

Jakże szybko zrozumiałem sens wypowiedzianych przez Floręsłów…

Nie wiedziałem, ile minęło czasu, odkąd ucichł ostatni spazm, a na jej skąpanej w rumieńcach twarzy pojawiło się zażenowanie. Uciekła wzrokiem spod wachlarza mokrych rzęs, gdy oswobodziłem jej dłonie. Wstałem bez słowa i sięgnąłem po jej sukienkę, z której strumieniem spływaławoda.

Włożyła ją nieporadnie, unikając mojegospojrzenia.

– Odprowadzę cię – rzuciłem sucho, przecinając niezręczną ciszę międzynami.

– To nie jest konieczne… – wymamrotała speszona, poprawiającrękawy.

– Posłuchaj, Floro… – zacząłem, zapinającspodnie.

– Nic nie mów – przerwała mi. – Proszę, Raphaelu. To nie był mój pierwszy raz. Nie musisz mi się tłumaczyć. Oddaj mi tylko klucze. – Wyciągnęła dłoń w mojąstronę.

Niechętnie wyjąłem je zkieszeni.

– Proszę. Ale mimo wszystko nie pozwolę ci wracaćsamej.

Kiwnęła głową, zaciskając na nichpalce.

Szliśmy w milczeniu, raz po raz przecierając dłońmi mokre twarze. Deszcze wezbrał na sile, a wiatr spotęgował swą władczość, kołyszącpalmami.

Widziałem, jak kruche ciało Flory walczy z żywiołem, jak jej drobne stopy zapadają się w mokrym piasku. Przemożną chęć, aby objąć dziewczynę, zacierały wspomnienia śmierci matki, która odeszła, trzymając małą Cornelię zarękę.

Zacisnąłem zęby, odganiając z pamięci bolesne obrazy. Wiedziałem, że dla córki Santosa nie mogę mieć ani krztylitości.

Zatrzymaliśmy się przed kłutą bramą. Stalowe ogrodzenie strzegące rezydencji wznosiło się na wysokość kilkunastu metrów, skutecznie chroniąc jej właścicielkę przed światem. Gdy zacisnęła dłoń na przęśle, z trudem zmusiła się, aby spojrzeć mi woczy.

– Dalej sobie poradzę. Dobranoc, Raphaelu – dodała zmienionymgłosem.

Nie czekając na odpowiedź, otworzyła bramę i po chwili zniknęła w ciemnościach. Byłem pewien, że stąpając w stronę willi, ani razu nie obejrzała się zasiebie.

– Śpij dobrze – szepnąłem, choć wiedziałem, że tego nieusłyszy.

Omiotłem wzrokiem rezydencję. Surowy budynek wzniesiony trzydzieści lat temu przez jej ojca imponował przepychem, który już od wejścia rzucał się w oczy. Pamiętałem go dobrze. Każdy kąt, każdy zakamarek znałem lepiej niż ktokolwiek przekraczający jejprogi…

– Teraz trafi w ręce osoby, która ma do niego największeprawo.

To mówiąc, myślałem osiostrze…

*

– Czternaście dni? Jesteś pewien, że nie możesz dać córce Eduarda więcejczasu?

Mecenas Ferreira, który, odkąd pamiętałem, zajmował się finansami rodziny, potarł czoło skonfundowany. Spojrzał po raz kolejny na dokument leżący pośrodku dębowego biurka i pokiwał głową zatroskany, wiedząc, że nie zmienięzdania.

– Dobrze wiesz, Jonathanie, że do tego czasu Flora nie zdobędzie tych pieniędzy. Rozmawiałem z córką Santosa kilka dni po tym, jak jej prawnik poinformował ją, że jest na finansowymdnie.

Odwróciłem się od okna i zmrużyłempowieki.

– Dlaczego mi o tym niepowiedziałeś?

Ferreira wzruszyłramionami.

– Czy coś by to dało? Właśnie – dodał, gdy nie odpowiedziałem. – Wciąż nie rozumiem, dlaczego chcesz ją pozbawić ostatniej rzeczy, która jej została. Wyląduje na bruku, jeśli nie anulujesz długuSantosa.

– Zapewne tak będzie. – Zająłem miejsce naprzeciw mężczyzny i rozsiadłem się wygodnie. – To, co stanie się z jego córką, nie jest jednak ani moim, ani twoim problemem. Dopilnuj, proszę, aby jutro dokument trafił w jejręce.

– Przemyśl to jeszcze. Ta dziewczyna nie zasługuje… Ona nie jest takajak…

– Nie płacę ci za rady ani tym bardziej za wygłaszanie opinii! – Podniosłem się nerwowo z fotela. – Jeśli do czasu wskazanego w wezwaniu Flora nie spłaci długu pozostawionego przez ojca, rezydencja trafi w moje ręce. – Podszedłem do drzwi i otworzyłem je szeroko. – Termin jestostateczny.

Wyszedłem z kancelarii poirytowany, gdyż w minioną noc nie zmrużyłemoka.

To nie powinno było się wydarzyć, kolejny raz zganiłem się za to, do czego doprowadziłem wczorajszego wieczora. Nie wiedziałem, jak to się stało, że skierowałem się ku wybrzeżu. Cisnąłem do kosza kubkiem ze Starbucksa i udałem się w głąb plaży. Spacerowałem od godziny, zapuszczając się w stronę rezydencji Flory, starając się przegonić dręczące mniewyrzuty.

Spojrzenie jej oczu prześladowało mnie niemalże co chwilę, sprawiając, że wciąż czułem na sobie jej zapach, którego pomimo prysznica nie mogłem z siebie zmyć. Nie miałem pojęcia, kiedy zapuściłem się jeszcze głębiej w miejsce, gdzie minionej nocy posiadłem jej ciało. Przysiadłem na piasku i odpaliłem papierosa, wpatrując się fale, które pozostawały dziś nad wyrazspokojne.

– Nie wiedziałam, żepalisz…

Na moment przymknąłem powieki. Wypuściłem dym z płuc w chwili, kiedy kobieta wciąż zajmująca moje myśli usiadła tużobok…

– Ja też nie – odparłem sucho, gdyż paczkę kupiłem pod wpływememocji.

Wyjęła mi go z dłoni i zgasiła napiasku.

– Niefortunny początek, prawda? – zacząłem.

Odwróciłem wzrok i spojrzałem w oczy Flory. Odgarnęła z twarzy czarne włosy, a kąciki jej ust uniosły sięlekko.

– Zapewne powinniśmy zacząć jeszcze raz. Flora Santos – podała midłoń.

– Raphael – odpowiedziałem, choć głos pierwszy raz ugrzązł mi wgardle.

Ująłem ją i zamarłem, gdy dostrzegłem czerwoną pręgę przecinającąnadgarstek…

FLORA

Przerażona uniosłam powieki i schowałam dłonie za plecami. Mężczyzna patrzył na mnie, mrużąc oczy, których wyrazu nie potrafiłam odczytać. Blond włosy Raphaela kontrastowały z granatem marynarki, którą zdjął i nałożył mi na ramiona. Nie sądziłam, że zauważy, iż wewnątrz zaczęłam drżeć. Jak mogłam być tak nieostrożna, że zapomniałam założyćbandaże?

– Domyślam się, co sobie pomyślałeś – odezwałam się, gdyż cisza stawała się nieznośna. – Rozkapryszona córeczka bogatego tatusia znudzona beztroskim życiem, którewiodła…

– Przestań! To wcale nie jest zabawne. Poza tym, dlaczego zakładasz, że wiem, kimjesteś?

– Wszyscy wiedzą. – Wzruszyłam ramionami. – Tutaj, skądpochodzę…

– Nie jestem stąd – przerwał mi. – Dlaczego to zrobiłaś, Floro?

Objęłam się rękoma, upewniając się, że rękawy sukienki szczelnie zakrywająnadgarstki.

– Moja córka Sophia… Nie mogę, wybacz, Raphaelu. – Urwałam. – Nie potrafię o tymrozmawiać…

Spojrzałam w dal na spokojny, cichy ocean. Trudno było dostrzec jakikolwiek jacht czy statek. Fale unosiły się lekko, powolnym ruchem, uderzając obrzeg.

– Jeśli zmienisz zdanie… – zaproponował.

Wstałam i pogładziłam sukienkę, strzepując z niej resztkipiasku.

– Wątpię, Raphaelu. Powinnam już iść – odparłamchłodno.

W dziennym świetle mogłam dokładniej przyjrzeć sięmężczyźnie.

Łagodne rysy jego twarzy tężały znacznie pod wpływem emocji, zmieniając jej wyraz. Dwudniowy zarost zdobił silną szczękę, którą bezwiednie zaciskał, tak jak usta, których kształt po wczorajszej nocy niemal wyrył mi się wpamięć.

– Masz jakieś plany na wieczór? – zapytał niespodziewanie, gdy podniósł się chwilę później i stanął tużobok.

Obrzucił spojrzeniem miejsce, w którym się kochaliśmy, i przeniósł wzrok namnie.

– Proponujesz mi randkę? Jeśli pod gołym niebem, to nic z tego. – Założyłam ręce na piersi, siląc się na uśmiech. – W dalszym ciągu czuję w ustach smakpiasku.

– Mój znajomy ma restaurację w pobliżu. Postaram się, aby załatwił nam ustronne miejsce z dala od ciekawskich spojrzeń… Wahasz się, Floro? – spytał po chwili. – Powiesz mi dlaczego? – dodał, gdy nie otrzymał odpowiedzi. – Po tym, co wczoraj zaszło między nami, myślę, że powinniśmy się lepiejpoznać.

– Powinniśmy byli poznać się lepiej, zanim poszliśmy siępieprzyć.

– Byłem pewien, że pragnęłaś tego równie mocno, jakja.

– Mały błąd, Raphaelu, pragnę… W dalszym ciągu cię pragnę. Możesz zarezerwować stolik. Z przyjemnością zjem z tobą kolację – odparłam.

Wspięłam się na palce i pocałowałam szorstki policzek mężczyzny. Odsunęłam się zmieszana słowami, które wypowiedziałam, i nie czekając na jego reakcję, podążyłam znajomąścieżką.

*

– Edmundo Ferreira z tej strony. Zapewne pamięta mnie pani. Rozmawialiśmy jakiś czastemu.

– Pamiętam nazbytdobrze.

Wyszłam na taras i oparłam się o barierkę. Zamknęłam powieki, czując, że moje ciało zaczyna drżeć. Telefon od mecenasa nie mógł zwiastować niczegodobrego.

Zacisnęłam dłoń na iPhonie i nabrałam powietrza, którego mibrakowało.

– Kontaktuję się z panią na żądanie mojego klienta. Jonathan Forester kazał przekazać paniwiadomość…

– Słucham – wydusiłam z trudem, próbując opanowaćzdenerwowanie.

Otwarłam oczy i spojrzałam na spokojny ocean. Dopiero po chwili poczułamulgę.

– Musimy spotkać się osobiście, jutro, jak zaznaczył mój klient. Czy godzina dwunasta pani odpowiada? Mogę przyjechać – dodał.

– To nie będzie konieczne. Stawię się w pańskiejkancelarii.

Odchrząknął.

– Dziękujępani.

Rozłączyłam się. Zanim udało mi się pozbierać myśli, minęło sporo czasu. Otrząsnęłam się z otępienia i weszłam na powrót do jadalni. Czego mógł chcieć ode mnie ten paskudny facet? Zastanawiałam się, próbując wyobrazić sobie mężczyznę, który pogrążył imperium zbudowane jeszcze przezdziadka.

Wyjęłam z barku butelkę wina. Otworzyłam ją i nalałam sobie sporą lampkę. Zegar wiszący na ścianie wskazywał osiemnastą. Nie miałam pojęcia, o której zjawi się Raphael. Podążałam z kieliszkiem do sypialni, wyobrażając sobie scenariusze, którymi jutro popołudniu uraczy mnieFerreira.

Może nie będzie tak źle – stwierdziłam, stawiając kieliszek na toaletce znajdującej się w rogu ustronnego pokoju. – Może jego klient wyraził chęć ugody i postanowił rozłożyć pozostawiony przez ojca dług – pomyślałam z nadzieją, popijającalkohol.

Zsunęłam z siebie szlafrok i naga obejrzałam się w lustrze, wyobrażając sobie niebieskie oczy Raphaela wpatrującego się w moje ciało. Na samą myśl, iż wczorajsza noc może się powtórzyć, poczułamdreszcze.

Pragnęłam tego mężczyzny. Dotyku jego zaborczych ust całujących mnie tak zachłannie i chwili, którą mi ofiarował, przeganiając wiszące nade mną złechmury.

Włożyłam czarną bieliznę, niezakrywającą zbyt wiele, i zdjęłam z wieszaka sukienkę w tym samym kolorze. Dopasowana do figury sięgała połowy łydek, eksponując przy tym nagie ramiona. Oderwałam metkę Versace przypominającą mi o zakupach, na które jeszcze tak niedawno mogłam pozwolić sobiecodziennie.

– Cholera! – krzyknęłam, próbując dopiąć sukienkę, w chwili, gdy donośny dźwięk dzwonka rozniósł się w całej rezydencji. – Niech to szlag! – dopowiedziałamzdenerwowana.

Spryskałam się resztką drogich perfum. Bordową szminką poprawiałam usta i sięgnęłam po kopertówkę idealnie pasującą docałości.

– Idę! – zawołałam, gdy dzwonek rozbrzmiał po razkolejny.

Zbiegłam po schodach i otwarłamdrzwi.

– Laura? – Odsunęłam się niepewnie, wpuszczając do środkaprzyjaciółkę.

Tę samą, która jeszcze nie tak dawno zaniechała kontaktu zemną.

– Mam mało czasu. Victor w każdej chwili może wrócić do domu – trajkotała zdyszana u progu. – Jeśli zauważy, że wyszłam bez jego zgody… – Przerwała i spojrzała na mnie niepewnie. – Wychodzisz?

– Tak. To znaczy właśnie czekam nakogoś…

– Zajmę ci dosłownie kilkaminut.

Kiwnęłam głową, prowadząc ją w stronęsalonu.

– Napijesz się czegoś? Pójdę dokuchni.

– Nie masz od tegosłużby?

Zaprzeczyłam.

– Przepraszam… przepraszam cię, Flor. Po prostu wciąż nie wierzę, że to, co cię spotkało, może byćprawdą.

Usiadła na fotelu, wieszając na podłokietniku torebkę wartą fortunę. Od czasu, kiedy widziałam Laurę ostatni raz, minęły całe wieki, a ona nie zmieniła się ani o drobinę. Siedziała prosto, a jej obojętny wyraz twarzy zaczął powoli się zmieniać. Odgarnęła za ucho brązowe włosy i chwilę później zaniosła siępłaczem.

– Tak bardzo cię przepraszam. Tyle razy chciałam zadzwonić, ale Victor… – Pociągnęła nosem. – Wiesz dobrze, jaki jest zaborczy i porywczy. Bałam się, że…

– Daj spokój – przerwałam jej. – Nie musisz mi się tłumaczyć. Znam twojego męża wystarczająco długo, aby wiedzieć, jakim jest chamem i czym może się dla ciebie skończyć twojenieposłuszeństwo.

Usiadłam tuż obok i podałam jejchusteczkę.

– Nie było mnie przy tobie, kiedy mnie potrzebowałaś. Zresztą chyba nadal masz problemy, Floro. – Ścisnęła chusteczkę w dłoni, przyłożywszy ją doust.

– Nie widać ich końca – odparłam zgodnie z prawdą, nie przeczuwając jeszcze, iż prawdziwa katastrofa miała dopiero nadejść. – Naleję ci wina. Zdaje się, że przyjechałaś zkierowcą.

Uśmiechnęła się niepewnie, kiedy postawiłam przed nią kieliszek. Jej wyraz twarzy zmienił się jednak, gdy wyjęła z kieszeni dzwoniący telefon i spojrzała nawyświetlacz.

– Cholera, to on. Przepraszam cię, Flor. – Zacisnęła nerwowo wargi. – Może innym razem się uda… Tak się cieszę, że mogłam cię chociażzobaczyć.

Podniosła się z fotela, przekładając torebkę przezramię.

Pomiędzy nami nadal wyczuwalny był dystans, wysoki mur postawiony przez męża Laury wydawał się trudny dozburzenia.

– Wciąż nie wierzę, że nadal przy nim tkwisz, Lauro. To jednak nie mnie należy się pomoc – dodałam, gdy zmierzałyśmy w kierunku drzwiwyjściowych.

Przyjaciółka odezwała się dopiero, kiedy wyszłyśmy nazewnątrz.

– Wyglądasz tak pięknie, Flor… – Spojrzała na mnie jeszcze raz. – Zdradzisz mi, kim jest ten facet? Po twojej kreacji domyślam się, że umówiłaś się zmężczyzną.

– To świeża znajomość. Właściwie ledwo się znamy – wyjaśniłam, a obrazy wczorajszej nocy pojawiły się ponownie. – Zresztą zaraz go poznasz – dopowiedziałam, gdy zauważyłam czarne audi wjeżdżające za bramę, którą kilka godzin wcześniej otworzyłam naoścież.

Wypieki wstąpiły na moją twarz, co nie uszło uwadze Laury. Zmrużyła oczy, przyglądając mi siędokładniej.

– Mam nadzieję, że tym razem trafiłaś na mężczyznę, który jest ciebie wart. Nie zasługujesz na to, aby kolejny raz przechodzić przez piekło. Antonio… Zresztą nieważne. – Urwała, gdy Raphael wysiadł z samochodu i pewnym krokiem zmierzał w naszymkierunku.

Przełknęłam nerwowo ślinę, starając się opanować zdenerwowanie potęgujące się wraz z jegokrokami.

– Jeśli znajdziesz trochęczasu…