"Uskok" kontra UB - Henryk Pająk - ebook

"Uskok" kontra UB ebook

Henryk Pająk

4,3

Opis

USKOK czyli Zdzisław Broński, to jeden z Żołnierzy Niezłomnych, podoficer rezerwy Wojska Polskiego, członek Polskiej Organizacji Zbrojnej i Armii Krajowej, dowódca oddziału partyzanckiego AK, a następnie Zrzeszenia WIN na Lubelszczyźnie.

Odznaczony Krzyżem Virtuti Militari klasy V i Krzyżem Walecznych. Prezydent Polski Lech Kaczyński odznaczył go pośmiertnie 5 marca 2008 Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 336

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (6 ocen)
3
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
lechpur

Nie oderwiesz się od lektury

CZĘŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM
00

Popularność




© Oficyna „Aurora”, Warszawa 2015

Pierwsza edycja wersji e-book

na bazie książki „Uskok kontra UB”

wydanej w formie tradycyjnej w roku 2013

Opracowanie graficzne okładki:

Sławomir M. Kozak i Mariusz Stawski

Skład i łamanie:

Tomasz Mazur, „Attyla” s.j.

ISBN 978-83-936976-6-3

Wydawca:

Oficyna „Aurora”

Sławomir M. Kozak

http://www.oficyna-aurora.pl

e-mail:[email protected]

Skład wersji elektronicznej

Tomasz Szymański

konwersja.virtualo.pl

Żołnierzom Wyklętym

CORAZ BARDZIEJ WYKLĘTYM

Naszym obowiązkiem jest kultywowanie pamięci o Żołnierzach Wyklętych i pomordowanych przez żydokomunę sowiecką w okupowanej Resztówce Polski w pierwszym dziesięcioleciu powojennej okupacji. To obowiązek m.in., a może głównie pisarzy i wydawnictw.

W latach 1992-1998 napisałem i wydałem we własnym wydawnictwie RETRO ponad dziesięć książek o walce Żołnierzy Niezłomnych, czyli Wyklętych przez polskojęzycznych okupantów. Książki „«Uskok» kontra UB”, „«Jastrząb» kontra UB”, „«Burta» kontra UB”, „«Żelazny» kontra UB” to czterotomowy cykl o oddziałach po-akowskich na Lubelszczyźnie, które się nigdy nie poddały powojennemu okupantowi, walcząc z nim do końca życia z bronią w ręku.

Czas odświeżyć te bohaterskie postaci w świadomości młodego pokolenia, zwłaszcza że współczesnym kontynuatorem tej okupacji bardzo zależy aby zepchnąć tych bohaterów oraz ich walkę w niepamięć. Dlatego też, będąc u schyłku własnych możliwości wydawniczych, ceduję swoje prawa autorskie do tych czterech tytułów na pana Sławomira M. Kozaka i jego wydawnictwo – Oficynę „Aurora”. Niech te czasy, tamci bohaterowie odżyją w grozie powojennych zmagań z bezwzględnym wrogiem polskości. Jestem przekonany, że – Sławomir, jako wydawca owocnie ożywi wspomnienia i pamięć o tamtych Niezłomnych, do dziś Wyklętych. Sam sprawdził się z nawiązką, jako autor cyklu sześciu demaskatorskich książek o zbrodni „Ameryki na Ameryce” – ataku służb specjalnych USA i Izraela na nowojorskie wieże „9/11”, bezczelnie przypisanym grupie Arabów, co dało Stanom Zjednoczonym krwawy pretekst do wyruszenia na „wojnę z terroryzmem” do Afganistanu i Iraku.

Henryk Pająk

OD AUTORA

Czas już wydobyć z półwiecza zapomnienia, obelg i kłamstw jedną z najdzielniejszych postaci powojennego ruchu oporu – Zdzisława Brońskiego, słynnego na Lubelszczyźnie „Uskoka”.

Jednego z tysięcy, którzy postanowili walczyć przeciwko nowemu, tym razem sowieckiemu okupantowi; którzy wkrótce po wyjściu z podziemia antyhitlerowskiego, weszli w podziemie antysowieckie. Na Lubelszczyźnie zwłaszcza, gdzie zbrojny opór był najsilniejszy, gdzie trwał najdłużej i był przypłacony największymi ofiarami.

Osaczony w podziemnym bunkrze „Uskok” zdetonował granat pod swoją głową wczesnym rankiem 21 maja 1949 roku. W tym czasie pozostawało na wolności i z bronią w ręku już tylko kilkunastu jego żołnierzy, w tym trzej dowódcy podległych mu oddziałów – „Żelazny” (Edward Taraszkiewicz), „Wiktor” (Stanisław Kuchcewicz) oraz Józef Frańczak ps. „Lalek”. Pierwszy z nich zginie w lasach włodawskich w październiku 1951 roku, zaś „Wiktor” zimą 1953 roku. Natomiast ostatni z podkomendnych „Uskoka” – Józef Franczak ps. „Laluś”, padnie od kul ubowców dopiero w 1963 roku: ostatni partyzant Lubelszczyzny, a może kraju!

Jeden z nielicznych ocalałych partyzantów „Uskoka”, skazany na śmierć i ułaskawiony na dożywocie, w przystępie gorzkiej refleksji powiedział:

„Na naszych procesach, wśród okrutnie torturujących nas ubeków, a także prokuratorów i sędziów osławionych sądów wojskowych, aż roiło się od ludzi o semickich rysach. Zajmowali najważniejsze stanowiska i byli najbardziej okrutni i nieprzejednani. Kto przeszedł katownie UB i bezprawie ówczesnych sądów doraźnych, ten musiał dołożyć wiele dobrej woli, aby nie stać się na zawsze nieprzejednanym antysemitą!”

To jeszcze jedna, bolesna prawda tamtych czasów, godna przypomnienia w kontekście współczesnego rejwachu wokół „fenomenu polskiego antysemityzmu”…

BOJOWY FINAŁ

Po wybuchu powstania warszawskiego, akowcy Lubelszczyzny próbowali ruszyć na odsiecz walczącej stolicy. Przedtem aktywnie weszli do walki z cofającymi się Niemcami.

Oddziały rozbitej na Wołyniu 27 Wołyńskiej Dywizji AK zajęły Lubartów i razem z miejscowymi formacjami AK ostro „zachęcały” Niemców do odwrotu. Oto tajny meldunek komendanta lubartowskiego obwodu AK – „Okonia” (Romana Jeziora):

„Rozbrajanie Niemców na terenie m. Lubartowa rozpoczęło się dnia 22 lipca br. o godz. 13-tej. Najpierw ujawnił się pluton miejski Ob. „Żbika” ze straży pożarnej, który wkroczył na teren koszar szpitala w budynku szkoły powszechnej i zabezpieczył magazyny, urządzenia gospodarcze i sprzęt koszarowy. W dalszym ciągu, część plutonu saperów oraz plut. „Żbika” przejmowało i zabezpieczało inne budynki i obiekty niemieckie.

Jednocześnie wyruszył patrol w celu rozbrojenia posterunku niemieckiego przy moście na rzece Wieprz, lecz nieprzyjaciela nie zastał, a przejął pozostawioną broń.

O godz. 17-tej wkroczyła do Lubartowa kompania 27 Dyw. Piechoty, która przy współdziałaniu z patrolami plutonu miejscowego obsadziła dworzec kolejowy, wypierając nieprzyjaciela. O godz. 19-tej przyjechał pod stację kolejową od strony Łukowa niemiecki pociąg (transport sanitarny ze zmotoryzowanym sprzętem), który wycofał się na przejazd szosy Lubartów-Michów, gdzie został otoczony przez kompanię 27 Dywizji Piechoty oraz pluton Ob. „Klomba” z Lisowa. Z transportu przejęto leki i środki opatrunkowe dla własnych potrzeb, reszta pozostała dla 27 DR.

O godz. 21 obok kościoła kapucyńskiego zlikwidowano dwóch Niemców przejeżdżających konno. O godz. 17 zabrano z restauracji dwóch Niemców, którzy poddali się. O godz. 21 pluton Ob. „Lekarza” w marszu do miasta schwytał dwóch Niemców przejeżdżających bez broni w rejonie toru kolejowego.

Pluton ten, uzupełniony ludźmi ze stanu plutonu Ob. „Adama” z Annoboru odparł atak ogniowy nieprzyjaciela w rejonie Lubartów-Annobór na wysokości stacji kolejowej. Ob. „Lekarz” wkroczył do miasta o godz. 22. Pluton Ob. „Lekarza” przez całą dobę pozostawał w stanie pogotowia bojowego.

O godz. 23. patrol Ob. „Lekarza” pod dowództwem Ob. „Kruka” rozbroił obok kościoła przejeżdżających dwóch Niemców, zdobywając KM wz. 42, dwa kb oraz kompletne oporządzenie dla trzech żołnierzy. Jeńców odstawiono do szkoły.

W dniu 23.VII. o godz. 3 min. 30 pluton „Lekarza” rozbroił przebywających na kwaterze przy ulicy Mickiewicza u wlotu miasta 16-tu Niemców, zdobywając 16 kb oraz oporządzenie. Jeńców odstawiono do szkoły. O godz. 6 w tym samym miejscu zabrano dwóch bezbronnych Niemców do niewoli.

Po godz. 6 w czasie patrolowania wschodniej części miasta przez drużynę pierwszą plutonu Ob. „Lekarza”, zabrano do niewoli Ślązaka, którego odstawiono do szkoły, po czym nastąpiła koncentracja plutonu przy pociągu niemieckim, z którego sprowadzono dwa samochody sanitarne oraz dwie skrzynki amunicji do PM (…)

Dnia 23. o godz. 10-tej wmaszerował do miasta pluton Ob. „Igi” z Firleja i zakwaterował w szkole. Pluton ten poprzednio przeprowadził w rejonie Firleja akcję oczyszczającą, zdobywając sprzęt i uzbrojenie od Niemców. Dokładnych danych o przebiegu akcji w rejonie Firleja nie dostarczył dotąd por. „Iga”.

Drużyna trzecia plutonu Ob. „Lekarza”, pod dowództwem kapr. „Lisa” zdobyła w rejonie Zezulina – Radzie KM wz. 42 oraz 10 kb. Jeńców tych drużyna przekazała oddziałom sowieckim. (Rozebranym do bielizny, Rosjanie kazali uciekać w kierunku lasu, a tam karabiny maszynowe wystrzelały wszystkich – relacja mieszkańców Radzica, przyp. H.P.)”

„Okoń” raportuje dalej:

„VI plut. OP Ob. „Uskoka” w rejonie lasów czernickich w m. Ludwinów schwytał 7 jeńców niemieckich. W dniu 22 o godz. 10 wyjechałem z por. „Jurem” omalże na tyłach uciekającej kolumny niemieckiej z Lubartowa na kierunku Firlej, dotarłem do m.p. D-cy 27 DP i po przedstawieniu tam obrazu sytuacji, D-ca Dywizji wysłał w rejon Firleja baon 27 DP, który zaatakował i rozbroił część zmotoryzowanej kolumny niemieckiej o godz. 15-tej. Następnie wydałem rozkaz do działania por. „Idze”, kom. rejonu 4 i razem z por. „Jurem” udałem się na rejon 6-ty (gmina Czemierniki) w celu uchwycenia plutonów „Uskoka” i „Brzechwy” oraz przekazania ich por. „Jurowi”, jako d-cy 3 kom.

Plutonu „Brzechwy” nie odnalazłem, a wykorzystując moment swej bytności w rejonie 6-tym, zmobilizowałem kompanię por. „Czesława” – kom. 6-go rejonu i wydałem rozkazy rozbrojenia posterunku kozackiego w m. Czemierniki.

Rozbrojenie tego posterunku przez kompanię por. „Czesława” nastąpiło w nocy 22/23.VII. Jednocześnie kompania por. „Czesława” udaremniła w m. Stoczek koło Czemiernik kompanii saperów niemieckich budowę mostu na rzece Tyśmienicy.

Dnia 23.VII. po zorientowaniu się w sytuacji, wysłałem do 497 swoje pierwsze meldunki sztafetą, po czym o godz. 13 udałem się zdobytym samochodem w teren północny dla przyśpieszenia walk oczyszczających oraz jak najszybszego skoncentrowania swych oddziałów „Uskoka” i „Czesława” do Lubartowa. Po powrocie do Lubartowa o godz. 19-tej zastałem w mieście tylko oddziały sowieckie i AL.

Oddziały własne oraz 27 DP na skutek ultimatum postawionego przez dowódcę grupy AL Korczyńskiego (późniejszy generał, Minister Obrony Narodowej – przyp. H.P.) opuściły miasto i zakwaterowały w miejscowości Nowy Dwór. Zaznaczam, że AL nie brała żadnego udziału czynnego w opanowaniu miasta Lubartowa i walkach oczyszczających. Oddziały AL weszły do Lubartowa dnia 23.VII. razem z oddziałami sowieckimi o godz. 12-tej, a więc w tym czasie, gdy miasto było wolne całkowicie od okupanta oraz przejęte mienie i obiekty zabezpieczone. (podkr. – H.P.)

Reszta oddziałów własnych (pluton por. „Fauna” z gminy Serniki oraz pluton ppor. „Kraba” z gminy Kamionka) dołączyła na miejsce koncentracji 1 bat. 8 pp Leg. w Nowym Dworze w dniu 24.VII. Tegoż dnia przybył do miejsca koncentracji pluton „Uskoka” i kompania ppor. „Czesława” oraz wieczorem dołączył pluton ppor. „Brzechwy”.

W dniu 25.VII. nawiązałem osobiście łączność z dowódcą 8 pp Leg. i po otrzymaniu pierwszego rozkazu organizacyjnego, ze skoncentrowanych oddziałów własnych zorganizowałem 4 kompanie w składzie następującym:

– l komp. ppor. „Czesława” do dyspozycji mojej

– 2 komp. ppor. „Jaromira” z ludźmi rejonu pierwszego

– 3 komp. por. „Jura” (plutony „Uskoka”, „Brzechwy” i „Lekarza”)

– 4 komp. por. „Igi” (plutony ppor. „Jastrzębia”, ppor. „Fauna” i ppor. „Kraba”)

Według posiadanych informacji oddziały własne poniosły następujące straty w ludziach: w rejonie piątym zginął jeden żołnierz, w plutonie „Uskoka” zginął jeden żołnierz wskutek omyłkowego otwarcia ognia do przejeżdżającej kolumny sowieckiej oraz w Ciecierzynie zginął dowódca plutonu BCh kapral „Kruk”. Na tego ostatniego przedstawię wniosek o odznaczenie za wybitny przykład męstwa i odwagi (przewóz broni zdobytej w Lublinie na nieprzyjacielu).

Raport niniejszy składam z opóźnieniem dlatego, że z terenu nie otrzymałem dotychczas szczegółowych informacji o przebiegu działań. Uzupełnienie raportu nastąpi po nadesłaniu danych przez komendantów rejonowych.

Oddziały własne schwytały około 20 jeńców niemieckich, których przekazano armii sowieckiej. Wnioski na odznaczenia żołnierzy, którzy specjalnie wyróżnili się w walkach, zdobyli sprzęt i uzbrojenie na nieprzyjacielu, przedstawię dodatkowo. Wysłano 10.VIlI.44 r.

Komendant Obwodu

(–) Okoń por.”

A tak wyglądały te wydarzenia w zachowanym opisie samego „Uskoka”:

„Do wieczora zbierano wiadomości i robiono wywiad o nieprzyjacielu. Na noc z 18/19 lipca zarządzono przebijanie się przez pierścień obławy. Sprawnie uformowano oddziały w porządku marszowym. Chociaż było parę tysięcy ludzi i większy tabor – nie słyszałem żadnych głosów rozgardiaszu. Tak dowódcy jak i żołnierze, rozumieli się na skinienie.

Maszerowałem ze swoimi ludźmi przy czołowym batalionie. Pod okryciem nocy doszliśmy do toru kolejowego Lubartów – Parczew – Łuków naprzeciwko wsi Brzezina Książęca. Okazało się, że Niemcy obsadzili na noc tory kolejowe gniazdami karabinów maszynowych, a linię kolejową patrolował pociąg pancerny. Walki uniknąć nie można. Po półgodzinnej strzelaninie, bez żadnych ofiar, przejście przez tor było wolne. Nawet pociąg pancerny, choć przybył natychmiast, nie zbliżył się na 500 metrów.

Zajście na tor spowodowało rozciągnięcie i poprzerywanie kolumny, wskutek tego, gdy jedna połowa dywizji przeszła szosę Lubartów-Parczew i doszła do lasu czemierskiego, druga połowa osłaniała szosę już w dzień i zmuszona była stoczyć walkę z kilkunastoma samochodami Niemców przybyłych od strony Lubartowa. W walce na szosie zginęło czworo ludzi z dywizji. Straty Niemców były znaczne, zwłaszcza dużo zginęło kałmuków.

O godzinie 9 rano (19.VII.) wszyscy byliśmy już w lesie czemierskim. O godzinie 12-tej, 27-ma (Dywizja Wołyńska – przyp. H.P.) wyruszyła dalej w kierunku lasów lubartowskich, ja natomiast zameldowałem pułkownikowi „Twardemu” o swoim odłączeniu i pozostałem na miejscu dla nawiązania kontaktu ze swoim dowództwem.

Zakwaterowałem przy lesie (leśniczówka Ludwinów) i oczekiwałem zapowiedzianego przybycia komendanta Obwodu „Okonia”.

Przez czwartek, piątek, sobotę, od strony lasów parczewskich słychać było odgłosy artylerii, ukazały się tam dymy i łuny pożarów. To Niemcy kropili się z akowcami.

… W sobotę (21 lipca) – z przybyciem komendanta „Okonia” na moją kwaterą – przyszły pierwsze wiadomości o Sowietach. Sowieci już dochodzą do nas. Niemcy wieją od nas, aż sią kurzy. 27-ma zajęła rejon między lasami kozłowieckimi a Lubartowem…”

Wejście Armii Czerwonej, los oficerów i żołnierzy 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, ich internowanie w Skrobowie koło Lubartowa i wywózka do łagrów, to pierwsze szokujące doświadczenie akowców Lubelszczyzny z kontaktów z armią „wyzwolicieli” sowieckich. Głęboko to zapadnie w ich świadomość, zdeterminuje postawy polityczne i odruchy oporu zbrojnego.

Był wśród nich „Uskok”, przyszły dowódca oddziałów nowego zbrojnego podziemia.

Oddział „Uskoka” został powołany rozkazem inspektora rejonowego „Lublin” z 16 maja 1944 roku, skierowanym do komendanta obwodu Lubartów.

„Wobec zaistnienia konieczności zorganizowania oddziału partyzanckiego Ob. „Uskoka” (Zdzisław Broński), zatwierdzając tenże, nadają mu nazwą VI plutonu 8 pp Leg. Pluton ten podlega bezpośrednio Panu, a w działaniach większych, oddział partyzancki 8 pp Leg. podlegać będzie Ob. „Młotowi” (Konrad Schneding).

Stan plutonu nie może przekraczać 60 ludzi, dążyć, aby na stanowiskach dowódców drużyn byli oficerowie, względnie starsi podoficerowie. Uzupełniać pluton powoli, ale naprawdę ludźmi nie tylko spalonymi, o ile możności wyszkolonymi i o dużym poziomie moralnym.

Zabraniam najsurowiej przyjmowania w skład plutonu żołnierzy obcej narodowości, zbiegłych 8 żołnierzy bolszewickich odesłać natychmiast z oddziału, zaopatrując ich w żywność na 3 dni.

Stan broni i amunicji VI plutonu nie jest tragiczny, jednak mimo to wystąpiłem z prośbą do Okręgu o zwrot broni i amunicji przez Ob. „Karola” (Tadeusz Pośpiech – przyp. H.P.) a oprócz tego, po otrzymaniu zaliczki (jeszcze w tym miesiącu) ustalę z Panem, jaką broń i ile łącznie amunicji otrzyma Ob. „Uskok”.

Znaki rozpoznawcze wydane przeze mnie na czas od 16.V. do 15.VI. przesiać „Uskokowi” odwrotnie, wydając je tylko na jedną dekadą.

Wyżywienie plutonu staraniem dowódców terytorialnych i punktów zaopatrzenia. Zabraniam pod odpowiedzialnością sądową dowódcy plutonu VI jakichkolwiek rekwizycji, a nawet zakupów bez pośrednictwa dowódców terytorialnych. Celem uregulowania z miejsca zapłaty za produkty zaopatrzenia, których dowódcy terytorialni nie mogli dostarczyć punktów zaopatrzenia, a tylko z zakupu, należy asygnować Ob. „Uskokowi” zaliczką 5000 złotych.

Dnia 19.V. między godz. 11.45 a 12.00, na naszym styku zewnętrznym w m. Lublin, otrzyma Pan zaliczkę 10 000 zł. Pobrane pieniądze są tylko na wyżywienie IV plutonu Ob. „Leszka” (Bolesław Mucharski – przyp. H.P.) i VI plutonu.

Żołd wypłacić od 1 maja 1944 r. Rozliczenie do 24 każdego miesiąca.

Tabor plutonów ograniczyć do 2 wozów konnych, za co czynię odpowiedzialnym dowódcę plutonu.

Jeszcze w tym miesiącu przyślę panu ogólną instrukcję dla oddziałów partyzanckich.

„Nurt” (Stefan Jasiński – przyp. H.P)”

ZOSTAJEMY W LESIE

Tak więc już pierwsze tygodnie rządów nowej władzy rozwiewają wszelkie złudzenia: żadnych mrzonek o własnym decydowaniu o losach kraju, wojska, władz administracyjnych, bezwzględne posłuszeństwo wobec Sowietów.

NKWD wespół z rodzimą, dopiero rodzącą się na wzór NKWD bezpieką i milicją, energicznie i bezwzględnie przystępują do dzieła niszczenia zalążków polskiej wolności i demokracji. Rozpoczyna się wielka fala aresztowań akowców, wywózek do łagrów, prześladowanie w pierwszej kolejności kadry wojskowej, a wraz z nimi inteligencji, ziemiaństwa.

Zadanie jest ułatwione, teren rozpoznany już wcześniej, wszak od lipca 1944 roku, aż do styczniowej ofensywy, wschodnie tereny kraju zalewa wielomilionowa armia sowiecka. Razem z nią podążają formacje NKWD – wypróbowani od 1917 roku specjaliści od terroru.

O tym, jak to wyglądało na co dzień przez długie miesiące oczekiwania na ofensywę styczniową, mówi meldunek z terenów Inspektoratu WiN Biała Podlaska:

„… W momentach najcięższych aresztowań i represji ze strony NKWD i PKWN, od dnia 20.X.44 do dnia 15.1.45, zostało na terenie naszego obwodu podstępnie aresztowanych i definitywnie wywiezionych 400 osób (…). W myśl rozkazów ludzie przechowywali się w piwnicach, chlewach, stodołach, często przy silnym mrozie, także o głodzie, wśród wszy, bez bielizny, butów, ciepłej odzieży.

Wiadomym jest wszystkim, ile tysięcy bolszewików kwaterowało w terenie tutejszym i wiadomym jest, że na naszym terenie operowało 18 grup NKWD od 50 do 200 ludzi każda.”

O przygotowaniach do masowej eksterminacji społeczeństwa na całym terytorium Lubelszczyzny i ościennych obszarach, wiedziano już we wrześniu i październiku 1944 r.

Oto rozkaz szefa Okręgu AK „Ignacego”:

M.p. 13.X.44

Z uzyskanych konfidencjonalnych danych: Resort Bezpieczeństwa polecił Radom Narodowym i gminnym komisariatom i posterunkom Milicji Obywatelskiej, sporządzenie lisi tzw. faszystów i sanatorów (zwolenników rządu RP w Londynie).

Według informatorów, osoby ujęte na tych listach, mają być wywiezione lub internowane. Listy te obejmują około 20 000 osób z terenu całego Okręgu.

Polecam sprawdzenie tych wiadomości we wszystkich komórkach Rad Narodowych i jeśli okażą się prawdą, uzyskać wgląd do tych list, przedsięwziąć odpowiednie kroki zaradcze (niszczyć).

Wyniki meldować pilnie.

(–) Ignacy

Niestety, wiadomości okazały się prawdziwe, a nawet przeszły wszelkie najgorsze oczekiwania. Masowe pacyfikacje i aresztowania stały się faktem. W trudno dostępnych terenach zaczęły powstawać starannie maskowane obozy koncentracyjne dla ujętych Polaków. Na Lubelszczyźnie było ich kilka.

Granica państwa – nie istnieje, Sowieci zachowują się jak w kraju podbitym. Pośpiesznie montują aparat terroru – milicję i UB, podległe im bezwzględnie. Na czele powiatowych Urzędów Bezpieczeństwa stają z reguły Żydzi importowani z ZSRR lub miejscowi, którzy uciekli do Rosji po wkroczeniu Niemców, a teraz powracają w roli męczenników za „sprawę ludu”.

Rozpoczyna się metodyczne niszczenie zalążków demokracji, fizyczne niszczenie ludzi, którzy mogą stać się niewygodni w tym dziele.

Szef lubartowskiej Bezpieki melduje do Lublina o swoich pierwszych sukcesach:

Sprawozdanie

Reakcja działa. Bandy ich przejawiają coraz lepszą działalność. Występują nie tylko przeciw nas, ale i przeciw Czerwonej Armii. Siła terroru wzmogła się, jest kilka popełnionych przez nich zbrodni w okresie od dnia 13/X do dnia 20/X 44 r.

Dnia 18/X we wsi Zawada gm. Luszawa zostali zabici dwaj żołnierze z Armii Polskiej, sierżant Babyszow Iwan Filipowicz i żołnierz o nieustalonym nazwisku. Komendant wojenny zaaresztował kilku podejrzanych ludzi.

Wieczorem dnia 19/X powracając z terenu, komendant wojenny na gminę Niedźwiada, Komendant Milicji Obywatelskiej i jeden milicjant oraz furman zostali pode wsią Brzeźnica Książęca ostrzelani w trakcie czego został zabity komendant wojenny, młodszy lejtnant i Ozon Aleksander milicjant. Nad oficerem sowieckim widocznie się mścili, bo miał wybite zęby i połamane nogi.

Zakopali ich na środku drogi, którędy chodzą konie. Dwory są środowiskiem reakcji i ich band, oraz ich właściciele stoją na przeszkodzie realizacji reformy rolnej, zaaresztowałem hr. Łosia i jego rządcę majątku Niemce, Bartkiewicza Bronisława z majątku Tarło, braci Chromińskich właścicieli majątku Pałecznica.

Na terenie gm. Ludwin wysłaliśmy wraz z komendantem na powiat Lubartów ludzi celem przeprowadzenia rewizji u ludzi podejrzanych i aresztowania ich. W trakcie działań znaleziono ręczny karabin maszynowy niemiecki i dwa karabiny oraz u nauczyciela Iwańskiego Michała mieszkańca wsi Zyzulin (powinno być: Zezulin – H.P.) znaleziono polecenie dowództwa AK których odpis załączam.

Z terenu gminy Ludwin zostało aresztowanych 10 osób. Ludzie nadal operują na tym terenie, (oriografia i styl – jak w oiyginale – H.P.)

Dnia 20/X. 44 r.

(–) Demczuk por.

Spośród tysięcy ludzi „podejżałych”, najgroźniejsi dla nowej władzy byli akowcy znający wojenne rzemiosło i zasady konspiracji. Rozpoczyna się metodyczne ich „rejestrowanie” i wyłapywanie. Na obszarach Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego zadanie było o tyle ułatwione na etapie inwigilacji, że okolice te od przedwojnia były naszpikowane miejscowymi komunistami. Wszak to w Wólce Kijańskiej odbyło się pierwsze, „historyczne” posiedzenie KRN, z udziałem Żymierskiego, Moczara, Pawła Dąbka.

Chałupa Kasperczuka, w której radzono wówczas nad przyszłymi metodami walki z „reakcją”, na długie dziesięciolecia stanie się lokalnym sanktuarium władzy „ludowej”, izbą pamięci.

Z kolei pobliski Rozkopaczew jeszcze na długo przed wybuchem wojny był nazywany przez okoliczną ludność „Moskwą”. To była rzeczywiście baza przedwojennego kominternu, a po wojnie baza rekrutacyjna ideowych działaczy i prominentów systemu. W tych właśnie okolicach, wykorzystując przy tym dogodne bagniste bezdroża, lądowały z „kukuryźników” forpoczty komunistycznej „razwiedki”, tu również rozpoczynał swoją do dziś tajemniczą karierę oddział „Jeszcze Polska nie zginęła”, pod dowództwem płk. Roberta Satanowskiego, obecnego mistrza dyrygenckiej batuty…

„Uskok”, późniejszy dowódca oddziałów zbrojnych Lubelszczyzny, pochodził z sąsiedniego Radzica. Doskonale orientował się w politycznej topografii każdej wsi, wiedział, czym kto imiennie „pachnie” i że Rozkopaczew jest bazą rekrutacyjną MO, ORMO, UB. Postanowił podjąć akcję odwetową na Rozkopaczew. O jej przebiegu pisze w swoich pamiętnikach „Żelazny” – Edward Taraszkiewicz:

„Na prośbę kpt „Uskoka”, celem udzielenia pomocy w akcji na Rozkopaczew – gniazdo ORMO w terenie p. kapitana, przybywamy do kolonii Ryczka koło Krasnego. Po naradzie, postanowiono Rozkopaczew spalić, ażeby przestali oni aktywnie współpracować z UB w Lubartowie. Jak do tej pory, zadali oni naszej konspiracji dotkliwe straty, biorąc udział w obławach, pacyfikacjach, itp.

Wieczorem z 3 na 4 grudnia ruszamy pod przewodnictwem p. kapitana do akcji na Rozkopaczew. Gdy pod osłoną nocy podsunęliśmy się pod wieś, otrzymujemy stamtąd kilka strzałów. Nie zważamy na to, lecz podpalamy pierwsze budynki, otwieramy koncentryczny ogień, pod osłoną którego atakujemy najbardziej skupioną część wsi w pobliżu kościoła. Napotykamy jeszcze na słaby opór na prawym skrzydle. W łunie pożarów widzę uciekających mężczyzn, a nawet kobiety z tobołkami. Dziwi mnie to, że milczą ich karabiny, automaty, cekaemy (…).

Po spełnieniu naszego zadania, wycofujemy się na swój teren. Jak się później dowiedziałem, to nędzniki Rozkopaczewiaki pouciekali wszyscy podczas akcji, gdzie kto mógł. Paru z nich moczyło się w zimnych trzęsawiskach koło pobliskiego jeziora aż do następnego rana.

Akcja ta zadanie swoje spełniła! Choć Rozkopaczew się potem znów rozbudował, to jednak powstał pomiędzy nimi rozłam, skutkiem czego ich „wojowniczy” charakter względem podziemia, w wielkim stopniu ostygnął.

Po drodze, w czasie wycofywania się przez wieś Kolechowice, spotkaliśmy pewnego staruszka stojącego przy swoich budynkach ze wzrokiem skierowanym na płonący Rozkopaczew. Na nasz widok podszedł rozczulony do nas i rzekł: „Chłopaki kochane! Niech się wam ręce uświęcą za to!” – wskazał palcem na Rozkopaczew. „Czas na to już najwyższy. Chcieli oni komunę, no to mają teraz czerwono, mają…”

Pierwsza fala aresztowań poprzedzona „internowaniem” resztek bohaterskiej 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK w Skrobowie, była dla „Uskoka”, dla okolicznych akowców i miejscowej społeczności prawdziwym szokiem, lekcją poglądową na temat prawdziwego oblicza „wyzwolicieli” i „sprzymierzeńców” sowieckich.

Szybko się z tego otrząsnęli. Ich polityczna polaryzacja i determinacja rosły w miarę wydłużania się listy aresztowanych, skrytobójczo zamordowanych, przepadłych bez wieści, wywożonych do Rosji. Tylko z rodzinnej wsi „Uskoka” – Radzica, pojechali „czesać białe niedźwiedzie” Zygmunt Stadnik, Antoni Hermanowski, Michał Siegieda, Stanisław Iwanicki. Z sąsiedniej Wólki Nowej to samo spotkało rówieśników „Uskoka” i bliskich jego znajomków: Juliana Sternika, Stanisława Dudę, Jana Dudę, Mieczysława Czubackiego i kilku innych. Branka nie ominęła nawet Rozkopaczewa, gdyż ta duża wieś mimo wszystko nie pozostała jednolicie i bez reszty „czerwona”. NKWD i debiutujący w swym fachu ubecy wyciągnęli stamtąd na zesłanie: Józefa Panasiewicza, dwóch braci Białych i paru innych. Zadawnione od przedwojnia podziały polityczne sprawiały, że po wejściu Sowietów, po rozpoczęciu masowych aresztowań, w Rozkopaczewie raz po raz wybuchały tajemnicze pożary. Dochodziło nawet do tego, że na stodołach kolejnych „skazanych” na spalenie gospodarzy, znajdowano kartki z przybliżonymi datami podpaleń.

Pierwsze wyroki podziemia spadły na najbardziej niebezpiecznych informatorów i przewodników NKWD. Tak został zlikwidowany Stanisław R, jeden z pierwszych donosicieli NKWD. Wieczorem podprowadzał on sowiecki oddział ekspedycyjny pod domy upatrzonych akowców lub przeciwników „ludowej” władzy nawet nie zaangażowanych czynnie w organizacji. Sam pozostawał na zewnątrz, gdyż był dobrze znany mieszkańcom każdego z tych domów. Stojąc na zewnątrz w mroku, towarzysz P. przez okno identyfikował delikwenta. Enkawudzista następnie wychodził na dwór ustalić, czy to właśnie ten osobnik, którego poszukują. Towarzysz P. potwierdzał i człowiek lądował w łagrach.

Tak rozpoczynała się ostateczna polaryzacja postaw politycznych, prawdziwa walka na śmierć i życie, którą późniejsza hagiografia ubecka będzie konsekwentnie nazywać „wojną domową” – zapominając, że była to w istocie wojna połączonych sił UB – NKWD – PPR, wydana całemu polskiemu narodowi, a nie wojna domowa.

Dla ludzi podziemia, którzy podjęli czynny opór, była to walka jakże nierówna. Walka z potężnym aparatem sowieckiego, a wkrótce rodzimego terroru. Tak zwany „sens” tej walki, a ściśle jej „beznadziejność”, to przez całe dziesięciolecia dyżurny i koronny kontrargument pogrobowców UB-PPR, dyskredytujących zasadność powojennego oporu na równi z „sensem” powstania warszawskiego.

Tymczasem obydwa te heroiczne zrywy narodu były nie tylko emocjonalnie, nie tylko patriotycznie i politycznie głęboko uzasadnione. Powstanie warszawskie rokowało powodzenie dlatego, gdyż zwycięska armia sowiecka stała u brzegów Wisły i tylko nikt nie mógł przewidzieć skali diabolizmu stalinowskiej decyzji, odmawiającej pomocy walczącemu miastu! Z kolei zryw antysowiecki po wojnie miał dostatecznie umotywowane przesłanki w sytuacji międzynarodowej. Od pierwszych miesięcy po zakończeniu wojny, aż po wojnę koreańską i zryw berliński w 1953 roku, w powietrzu stale unosiły się iskry rychłego konfliktu zbrojnego między bolszewickim molochem a światem zachodnim. Na terenach prawobrzeżnej Polski, zwłaszcza zaś na Lubelszczyźnie, wywiad podziemia zbierał coraz liczniejsze dowody przygotowań sowieckich do nowego konfliktu. Mówią o tym liczne meldunki wywiadowcze WiN z obwodów do okręgu. Oto jeszcze w 1945 i 1946 roku, wciąż suną na zachód potężne oddziały wojsk sowieckich, nie wraca natomiast na wschód wszelki sprzęt wojenny. Rozbudowuje się niedawne polowe lotniska niemieckie, trwa branka nowych roczników do wojska, w urzędach pocztowych rejestruje się te pracownice, które potrafią, z niedawnych swych doświadczeń wojennych, obsługiwać krótkofalówki, znają system Morse’a, itd!

Ludzie podziemia to widzą, wiedzą o tym, czekają jak wybawienia wiadomości radiowych o wybuchu wojny. Nie ich winą, że nie doczekają się nigdy. Plutokracja Zachodu już w Jałcie gładko dogadała się z komuną Wschodu w sprawie podziału świata. Wojny nie będzie. Łupy zostały rozdane, a ponadto narody są doszczętnie wyczerpane i wyniszczone koszmarem wojny. Paradoksalna ironia geolosu – dobrodziejstwo powojennego pokoju stanie się koszmarem dla narodów ujarzmionych na Wschodzie – tęsknie nasłuchujących sygnałów wojny: Polaków, Ukraińców, Białorusinów, Mołdawian, Czechów, Węgrów, trzech „bursztynowych” republik – Litwy, Łotwy, Estonii.

Prości konspiratorzy z lasów Lubelszczyzny, zasłuchani w swych bunkrach w wątłe echa radiowe z Zachodu, nie wiedzą, co ich czeka…

Walczą. Z kim? W pierwszej kolejności z tymi, którzy dali się omamić chwytliwym hasłom, a jeszcze bardziej – rozlicznym przywilejom i poczuciu bezkarności. Gdy w odwecie za niezliczone ich zbrodnie, za udział w aresztowaniach i deportacjach padają strzały w kierunku zaprzańców, gorliwa prasa kwituje to dyżurnymi tytułami: „Kolejny mord dziełem bandytów i renegatów spod znaku AK – WiN!”

W Kijanach, na grobie jednego z miejscowych „utrwalaczy władzy ludowej”, zlikwidowanego przez oddział „Uskoka” widnieje takie oto, groteskowe epitafium: „O jak słodko i zaszczytnie umierać za ojczyznę proletariacką !”…

Niemal cały pluton AK pod dowództwem „Uskoka” nie złożył broni, nie ujawnił się. W odpowiedzi na represje, „Uskok” odpowiada pierwszymi strzałami w stronę lokalnych prześladowców. Tak giną m.in. Stanisław P. i Mieczysław M. zlikwidowani w Zezulinie 16 października 1944 roku. Głośnym echem odbiła się akcja na milicjantów i ubowców ze Spiczyna. Zaskoczono ich podczas zabawy, przedtem unieszkodliwiając pobliski posterunek. Zginęli wówczas: komendant posterunku Antoni Żukowski, plutonowi MO Bolesław Smyk i Wiktor Sowa, funcjonariusze UB Hieronim Kudła i Wacław Siepsiak, członkowie PPR Jan Wójtowicz i Jan Michoń oraz przygrywający na zabawie muzykant Sawicki.

Oddział „Uskoka” uprowadził z zabawy milicjanta Stanisława Grzebalskiego, wójta gminy Spiczyn Adolfa Laskowskiego i jego zastępcę Stanisława Wójcika, których znaleziono w lesie, zabitych strzałami z bliskiej odległości.

Wykruszają się także szeregi podziemnej armii. Jedni ujawniają się w ramach pierwszej amnestii, inni giną w obławach i pacyfikacjach, w starciach z oddziałami UB, NKWD, KBW, MO, ORMO, PPR.

Pierwsze zmasowane uderzenie w zbrojne podziemie pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego nastąpiło 29 listopada 1945 roku. Tego dnia, w ciągu kilku godzin wyłapano kilkadziesiąt osób z uprzednio przygotowanej listy.

Śledztwo, bestialskie bicie i tortury podczas przesłuchań, trwały przez kilka miesięcy.

Spośród partyzantów „Uskoka” w stan oskarżenia postawiono 10 osób. Byli to: Czesław Stachorzewski, Jan Niziołek, Władysław Jakubczak, Bolesław Suszyński, Henryk Sternik, Czesław Hermanowski, Stefan Tatarczak (przedwojenny poseł), Władysław Suszyński, Maria Wójcik, Mieczysław Wójcik, Bolesław Caban, Bolesław Zwoliński, Józef Bronisz, Józef Postępski, Stanisław Onyszko i Stanisław Duszyca – mieszkańcy głównie Zawieprzyc, Radzica, Ścieżyna, Rokitna i Kijan.

Dla polskich oficerów śledczych była to doskonała, powszechnie później stosowana szkoła tortur, wyszukanych metod znęcania się nad ofiarami. Nauczycielami byli nadzorujący śledztwo enkawudyści: Warłamow, Szkałow, płk Gulenko i kilku innych.

Tu właśnie pierwsze nauki pobierali zasłużeni potem oficerowie śledczy UB: Majcher, Gierczak, Wójtowicz, Maksymiuk i inni.

Czterdzieści kilka lat później, drżącym głosem opowiada Maria Wójcik-Szymańska z Wólki Nowej – łączniczka „Uskoka”, a zarazem kolporterka prasy podziemnej, sanitariuszka rannych partyzantów.

„Byłam aresztowana trzy razy. Pierwszy raz zabrali mnie 14 grudnia 1944 roku. Rano o piątej weszli do mojego domu rosyjscy i polscy żołnierze. Tego dnia zabrali z Wólki Nowej mnie, Stanisława Wójcika, Pasikowskiego i paru innych.

Na początek, przez kilka godzin trzymali nas w lesie na mrozie, grożąc zastrzeleniem. Na noc zawieźli nas do szkoły w Rozkopaczewie, a stamtąd rano do UB w Lubartowie.

Przez półtora miesiąca trzymano mnie w piwnicy razem z panią Filipowiczową z Lubartowa, właścicielką sklepiku. Przesłuchania odbywały się przez dwa tygodnie przez całe noce, podczas gdy w dzień spać nie było wolno. Brak snu, bicie, dotkliwy mróz: chodziło im „tylko” o przynależność do AK, o współpracę z „Uskokiem”.

Po raz drugi byłam aresztowana 29 listopada 1945 r. Wtedy wszystkim kierowali oficerowie NKWD. Wraz z kilkunastoma mężczyznami zawieźli nas na słynne już Probostwo przy ulicy Szenwalda w Lublinie. Znów maraton przesłuchań w wykonaniu enkawudzistów oraz Polaków Maksymiuka i Gierczaka. Bili mnie gumowymi pałkami gdzie popadło, a Gierczak dokładał mi pałką drewnianą. Wbijali mi szpilki i gwoździe za paznokcie, nieprzerwanie szydząc ze mnie i wyzywając od najgorszych.

Żądania i pytania te same, co poprzednio: przyznaj się do przynależności do WiN, wydaj meliny „Uskoka”! Przebyłam 48-godzinny karcer w lodowatej wodzie do kostek, bez jedzenia, nago, w całkowitej ciemności.

Nie przyznałam się do niczego. Nie wydałam żadnej kwatery uskokowców. W lutym wywieźli mnie na Zamek. Tam trzymali do czerwca, już bez śledztwa, bez tortur. Wtedy szczególnie uwziął się na mnie Teodor Maksymiuk z Dratowa. Za jego sprawą siedziałam jeszcze od czerwca do grudnia. Potem odbyła się rozprawa zbiorowa 17 oskarżonych, w tym i moja. Sam proces trwał 8 dni.

Okazało się wtedy, że zostałam aresztowana po zeznaniach Czesława Siepsiaka, a on wiadomości o mnie zaczerpnął podobno od swojego brata, milicjanta.

Sąd uznał, że siedziałam niewinnie. Sprawa została jakby odłożona, zawieszona. Miałam być zwolniona na wigilię 1946 roku, ale znów, za sprawą Maksymiuka przesiedziałam jeszcze półtora roku – do 12 maja 1947 roku! Wyszłam tylko dzięki amnestii, a nie litości sądu czy osobiście Maksymiuka.

Po raz trzeci aresztowano mnie w listopadzie 1947 r. Byłam wtedy sklepową w Janoszówce. Przyszli po mnie zwykli polscy żołnierze, jacyś łagodniejsi, bo przed zabraniem pozwolili mi pójść do ubikacji w podwórzu. Stamtąd czmychnęłam do domu Harasimów, a ci schowali mnie w skrzyni! Żołnierze przeszukali pobieżnie dom, klnąc ze strachu przed przełożonymi, że „tak się, dali nabrać tej k…”.

Potem wyjechałam na Ziemie Zachodnie. Przygarnęła mnie siostra „Uskoka”, Irena. Ukrywałam się u niej do 1950 roku.”

Sięgnijmy zatem do zeznań „świadka” – Czesława Siepsiaka. Zaiste, cechowała go wręcz encyklopedyczna wiedza o całym tutejszym podziemnym państewku! Opowiadał przy tym chętnie, pracowicie wyłuskując z pamięci znane mu szczegóły. Tłumaczenie z rosyjskiego1.

Protokół przesłuchania

Oficer Informacji 3 pododdziału Wydziału Informacji Okręgu Wojskowego Lublin, porucznik WARŁAMOW, przesłuchałem w charakterze świadka SIEPSIAKA Czesława, s. Tomasza, ur. 1917 r. w Wólce Starej, powiatu lubartowskiego, woj. lubelskie, Polaka, wykształcenie 7 klas szkoły powszechnej, kawalera, ze słów niekaranego.

– Nazwijcie, kogo wy znacie z członków bandy „Uskoka” w lubartowskim powiecie i scharakteryzujcie każdego w oddziale jego praktycznej działalności przeciwko Demokratycznemu Ustrojowi w Polsce i pełnionych przez nich funkcjach w bandzie.

Zamieszkując we wsi Wólka Stara, ja dowiedziałem się że do bandy „Uskoka” należą następujące osoby:

1. Staropiętka Stanisław, pseudonim „Stańczyk”, który cały czas znajdował się przy „Uskoku”, ma stopień sierżanta, zawsze chodzi z bronią, ręcznym karabinem maszynowym, względnie automatem, posiada pistolet i granaty.

2. Staropiętka Jan, brat Staropiętki Stanisława, dezerter z Wojska Polskiego, chodzi z bandą, często bywa w domu w Wólce Starej.

3. Włodarczyk Bronisław, plutonowy, posiada broń.

4. Włodarczyk Bolesław, zamieszkiwał w Zawieprzycach, często bywa w Wólce Starej, chodzi jawnie z „Uskokiem”. Pewnego razu w stanie – nietrzeźwym u swego brata w Wólce Starej oświadczył, że on przyjmował udział w kradzieży konia u Kudły Antoniego, zbierał tytoń dla uskokowców. Włodarczyk urodzony w 1924 roku, ciemny blondyn, średniego wzrostu.

5. Skrzypczak Bolesław, zamieszkuje w Wólce Starej, członek bandy „Uskoka”, posiada broń: karabin i nagan. Przyjmował udział w rozbrojeniu milicjantów w Ostrowie Lubelskim.

6. Sipta Bronisław, zamieszkuje w Wólce Starej, pośredniczy między uskokowcami, posiada broń MP.

7. Dejko Stanisław, zamieszkuje w Wólce Starej, posiada broń. Po średniczy między uskokowcami, posiada łączność z placówką, jest plutonowym „Uskoka”.

8. Siepsiak Irena, zamieszkuje w Wólce Starej, często znika z domu. Łączniczka w bandzie „Uskoka”, jest siostrą „Uskoka”.

9. Zaliwski Bronisław, zamieszkiwał w Wólce Starej, w obecnej chwili pracuje gdzieś na kolei w Lublinie, żona jego mieszka w Wólce Starej. W czasie niemieckiej okupacji miał magazyn od Niemców. Od 1939 roku był komendantem policji w Woli Uhruskiej, gdzie wiele przez niego było aresztowanych komunistów.

10. Staropiętka Wacław, zamieszkuje w Wólce Zawieprzyckiej członek bandy „Uskoka”, czasami znika z domu i chodzi razem z uskokowcami, posiada broń.

11. Szalast Władysław – aktywny członek bandy „Uskoka”, zamieszkuje w Wólce Zawieprzyckiej, czasami znika z domu.

12. Szalast Jan, przed wojną siedział w kryminale za kradzież, w chwili obecnej członek bandy „Uskoka”, zięć Staropiętki. Posiada broń: karabin i pistolet. Do niego często przyjeżdża Staropiętka i inni bandyci. Zamieszkuje w Woli Zawieprzyckiej.

13. Włodarczyk Paweł, zamieszkuje w Wólce Zawieprzyckiej, członek bandy „Uskoka”, chodzi z bandytami, nosi broń.

14. Chłopas Stanisław, zamieszkuje w Kolonii Wólka Zawieprzycka. Najczęściej zbiera się u niego kierownictwo bandy, gdzie urządzają pijatyki, itp. Ma broń. Sam z bandą nie jeździ, ponieważ jest już za stary.

15. Jakubowski Tomasz, dezerter z Wojska Polskiego. Chodzi cały czas z bandytami. Wydał 2 milicjantów bandzie „Uskoka”, którzy weszli do lasu, gdzie ich bandyci zabili.

16. Chłopas Stanisław, mieszkaniec Brzostówki, przyjmował udział w zabójstwie wójta wsi Serniki. Członek bandy „Uskoka”, ma broń.

17. Woźniak Bolesław, członek bandy „Uskoka”, ma broń automat, mieszkaniec wsi Olechowice.

18. Wyszyński Lucjan, mieszkaniec Rudki Kijańskiej, dowódca piątki AK. Przyjmował udział w zabójstwie ukraińskiej rodziny. Zbierał podatek dla bandy, ma broń.

19. Niziołek Tadeusz – członek bandy. Zamieszkuje we wsi Rudka Kijańska. Chodzi z bandytami.

20. Sternik Stefan, mieszkaniec Rudki Kijańskiej, członek placówki. Przyjmował udział w ograbieniu mieszkańca wsi Rudka Kijańska, Czubackiego. W chwili obecnej zamieszkuje w Rozkopaczewie.

21. Budka Czesław, mieszkaniec wsi Rudka Kijańska. Członek placówki. Ma broń.

22. Sternik Lucjan, zamieszkuje w Wólce Nowa. Członek bandy. Chodzi z bandytami, ma broń.

23. Kuśpit, imienia nie znam, żyją 2 bracia. W pijanym stanie we wsi Wólka zaczął mówić o tym, że przyjmował udział w zabójstwie milicjantów w Spiczynie oświadczając, że wszystkich peperowców powybija. Ma krótką broń. Kuśpit, brat pierwszego zamieszkuje w Wólce Nowej.

24. Libera Zygmunt, zamieszkuje w Wólce Nowej, komendant Korpusu Bezpieczeństwa AK, wykonuje wyroki AK. Do wojny był sierżantem żandarmerii, przyjmował udział w zabójstwie sierżanta WP, ma broń. Pseudonim Babinicz.

25. Wójcikówna Maria, zamieszkuje we wsi Wólka Nowa, pracowała w charakterze łączniczki w bandzie „Uskoka”. Przyjmowała różne pisma i rozwoziła je. Często zachodziła do Ireny Siepsiak, Bronisławy Włodarczyk. Była aresztowana przez lubartowskie Bezpieczeństwo i zwolniona.

26. Oleszek Józef, s. Józefa, zamieszkuje w Wólce Nowej, członek bandy AK, był aresztowany. Po zwolnieniu z aresztu znowu chodził z bandytami „Uskoka”, miał broń, nagan i karabin. Jest zastępcą Libery Zygmunta.

27. Oleszek Jan, brat pierwszego, chodził razem z bandytami, miał broń.

28. Sternik Teofil, zamieszkiwał w Zawieprzycach, średniego wzrostu i wieku. Należy do bandy „Uskoka”. Ma broń.

29. Jakubczak Władysław, zamieszkuje w Zawieprzycach, lat 20, wysoki, członek AK „Uskoka”. Przyjmował udział w zabójstwie milicjantów w Spiczynie. Zajmował się pracą wywiadowczą dla AK, ma broń. Szczególnie w ostatnich czasach pracował aktywnie, za co otrzymał stopień plutonowego. Przed zabójstwem milicjantów w Spiczynie nawiązał z nimi dobre stosunki, przyjeżdżał na rowerze do nich na zabawy, w rezultacie czego dowiedział się wszystkich danych o nich, po czym wszystkie te dane przekazał bandytom, wskazał też skąd na nich najlepiej napaść i kiedy. Wszystko to ja się dowiedziałem od żony umordowanego milicjanta Smyka, jej to powiedziała jedna dziewczyna, z którą Jakubczak był w bardzo dobrych stosunkach, nazwisko tej dziewczyny Zwolińska Stanisława.

30. Postępski Józef, zamieszkuje w Zawieprzycach, lat około 40. Brat jego był komendantem rejonu AK. W ubiegłą zimę on ukrywał u siebie bandytów zbiegłych spod aresztu w Lubartowie – Staropiętkę Mikołaja i Zalewskiego Wiktora. W chwili obecnej u niego ukrywa się Budka Czesław, Stachorzecki Stanisław i inni bandyci. Razem z bandytami chodzi jawnie, ma broń, dwa pistolety.

31. Stachorzecki, lat 20-30, zamieszkuje w Zawieprzycach. Chodzi z bandą, z bronią. 24 listopada z bronią był w Wólce Zawieprzyckiej w liczbie 7 bandytów, kiedy chcieli u jednej dziewczyny zabrać kożuch, ona uciekła i do niej strzelali bandyci, w tej liczbie i Stachorzecki. Z nim był Suszyński Bolesław z Zawieprzyc, Stalenga Mieczysław z Radzica Nowego, Duda z Radzica Nowego, Bolesław Włodarczyk z Zawieprzyc i inni.

32. Bożek Józef, dezerter z WP, zamieszkuje w Zawieprzycach. Wstąpił do bandy „Uskoka” za czasów niemieckiej okupacji. Potem poszedł do wojska i uciekł z bronią w ręku i znowu popadł do bandy. Chodzi z bandą z bronią.

33. Suszyński Bolesław, dezerter z WP, zamieszkuje w Zawieprzycach. Członek bandy AK i „Uskoka”, z wojska zdezerterował z automatem. Przyjmował udział z imienia „Uskoka” w grabieżach, prócz tego bez wiedzy „Uskoka” grabił osobiście dla siebie.

34. Włodarczyk Bolesław, lat 23-24, zamieszkuje w Zawieprzycach, dezerter z WP. Wstąpił do AK za czasów niemieckich. Przed miesiącem sprzedał on swojemu bratu pistolet za 1500 złotych.

35. Makowiecki Jan, zamieszkuje w Spiczynic. Za niemieckiej okupacji wstąpił do AK, gdzie znajduje się do chwili obecnej. Ma broń, całe noce chodzi z „Uskokiem”.

W tym guście Czesław Siepsiak nakreślił jeszcze sylwetki trzech braci Wójcików – Bolesława, Stanisława i Mieczysława, Czesława Hermanowskiego, Tadeusza Bużyńskiego, Mariana Zybały, braci Dudów, Edwarda Bończaka, Wacława Głębockiego, Kozła, Pawła Jakubowskiego, Czesława Walczaka, Stanisława Ciołka, Aleksandra Radko, braci Kowalskich – Stanisława i Aleksandra. Ponad 40 osób znalazło się, dzięki niemu, w kręgu zainteresowania oficerów NKWD.

WOLNOŚĆ I NIEZAWISŁOŚĆ

W pierwszych dniach września 1945 roku powstała w Warszawie podziemna organizacja „Wolność i Niezawisłość”. Jej celem była kontynuacja walki o wolną i niezawisłą Polskę, taką, o jaką walczyła okupacyjna poprzedniczka WiN – Armia Krajowa.

To jej żołnierze niemal w komplecie stali się początkowo konspiratorami w szeregach WiN. To oni nadawali ton i rozmach w walce, w montowaniu cywilnej i bojowej sieci tej organizacji. Oni także ponieśli największe ofiary w zderzeniu z machiną terroru NKWD i UB.

Sieć organizacyjna zostaje podzielona na okręgi, a te na obwody, rejony i placówki.

Zastępca komendanta Okręgu lubelskiego („Drugaka” – Stefana Szczepankiewicza) – kpt. Jan Szatowski, jeden z dowódców 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, aresztowany 9 listopada 1946 roku, na pytanie przesłuchującego go ubowca: „Dlaczego obywatel nie poszedł do wojska jako oficer służby czynnej sprzed 1939 roku”, Szatowski odpowiedział: „Ja byłem w wojsku polskim pod nazwą Armia Krajowa. Gdy zobaczyłem podstępne rozbrojenie 27 Dywizji AK, co miało miejsce w okolicy Lubartowa w lipcu 1944 roku i aresztowanie moich dowódców i kolegów, nie chciałem podzielić ich losu i postanowiłem się ukrywać. Od tej pory pozostaję w podziemiu.”

Lubelski Inspektorat WiN został podzielony na trzy obwody: Lublin-Miasto, Lublin-Powiat i obwód Lubartów. Szeroko rozbudowana sieć konspiracyjna, rozległe zadania wywiadowcze i propagandowe, a z drugiej strony potęga i determinacja NKWD i UB, wspomaganych przez coraz liczniejszą sieć szpicli, donosicieli i entuzjastów „ludowej władzy”, musiały nieuchronnie doprowadzić do aresztowań, dezorganizacji pracy inspektoratu, a w konsekwencji całego Okręgu.

Sterowane z Moskwy władze PPR naciskały na milicję i UB, aby szybko i na zawsze uporały się z ruchem podziemnym. Szczególnie ważną cezurą czasową miał być początek 1947 roku, czas „wyborów”. Chodziło o to, aby owe „wybory” przebiegały bez zakłóceń, a przy tym represje nie spotęgowały woli walki i odmowy ze strony przyszłych wyborców.

Dość łatwo poszło aparatowi przemocy z siecią cywilno-administracyjną WiN. Nieporównanie trudniejszym przeciwnikiem, upartym i zdeterminowanym, okazały się lotne oddziały bojowe tej organizacji. Zarówno ich dowódcy, jak też zdecydowana większość żołnierzy ani słyszeć chciała wezwań do ujawnienia się, kierowanych do nich zarówno przez propagandę reżimu, jak też nierzadko przez ich własnych, byłych dowódców cywilnych WiN, nie wyłączając Komendanta Głównego – „Radosława”, który po aresztowaniu, po przebyciu wypróbowanych metod „zmiękczających” w wykonaniu NKWD i UB, wydał do swoich byłych żołnierzy słynną odezwę wzywającą ich do złożenia broni i ujawnienia się.

Temu celowi służyła również ogłoszona 22 lutego 1947 roku druga już amnestia. Na jej kuszący apel wyszło z podziemia kilka tysięcy żołnierzy: zmęczonych, mniej wytrwałych, wątpiących w sens dalszej walki. Pozostały w konspiracji setki innych. Byli to przeważnie ci, którzy zdawali sobie sprawę z wiarołomności przeciwnika.

Praktyka późniejszych lat w pełni ich nieufność potwierdziła. Sam „Uskok” powtarzał swoim podwładnym: „Chcecie, to możecie się ujawnić. Wolny wybór. Ale pamiętajcie: ta amnestia jest tylko dla złodziei, nie dla nas!”

Przy końcu stycznia 1946 roku, po aresztowaniu poprzedniego inspektora lubelskiego „Junga” – Romana Jeziora, funkcję jego przejmuje Franciszek Abraszewski – „Boruta”, „K.M.B.”, „Adam G.”.

Następuje zmiana kryptonimów: Inspektoratu na – „Lusia”, Lublin-Miasto na „Leon”, powiatu Lublin na „Leontyna” i powiatu Lubartów na „Lidia”.

Rozkazem z 25 maja 1945 roku „Boruta” informuje podległe mu ogniwa inspektoratu:

„Tajne! Zniszczyć!

1. Z dniem l.V. br. objąłem funkcję inspektora rejonowego. Wszelkie podpisywane przeze mnie rozkazy i polecenia podpisywane będą inicjałem „K.M.B.”. Obecny swój pseudonim podałem tylko do wiadomości komendantom obwodów. Nie zdradzać go wobec podwładnych, jak również nie zdradzać mojego poprzedniego pseuda.

2. Zmieniam dotychczasowe kryptonimy: (…)

3. Na stanowisko komendanta „Leona” wyznaczam „Stefana” (Władysław Nowicki, późniejszy mecenas Siła-Nowicki, przyp. H.P).

4. Komendantem „Leontyny” pozostaje „Grey” (Czesław Gregorowicz, przyp. H.P.), komendantem „Lidii” – „Czesław”.

5. Na stanowisko oddziałów partyzanckich i drużyn dywersji (OPL) na terenie „Lusi” wyznaczam „Zaporę” (Hieronim Dekutowski, przyp. H.P.). Na stanowisko komendanta OPL II „Leontyny” wyznaczam „Uskoka”, na stanowisko komendanta obwodu OPL III wyznaczam „Rysia” (Łukasik Stanisław, przyp. H.P.).

Szczegółową instrukcję o działalności i organizacji OPL załączam.

Organizacja i działalność OPLI

1. Wszystkie oddziały partyzanckie i drużyny dywersji zostają podporządkowane jednemu d-cy wyznaczonemu przez Inspektorat. D-ca jest osobiście odpowiedzialny wobec inspektora za całkowitą działalność grup dywersji w terenie.

2. Teren działania oddziałów pokrywa się ściśle z granicami terytorialnymi Inspektoratu (pow. Lublin, pow. Lubartów, m. Lublin). Przechodzenie i działanie tych oddziałów poza ich terenem dozwolone jest jedynie w wypadkach wyjątkowych (np. odbicie po przeprowadzeniu akcji), z obowiązkiem niezwłocznego nawiązania łączności z miejscowymi władzami terytorialnymi. To samo dotyczy innych grup, które znajdowały się na naszym terenie.

3. OPL tworzy oddzielną organizację w terenie, uniezależnioną od władz terenowych, a jedynie współpracującą z nimi. W tym celu dowódca OPL uruchomi własną sieć łączności, własny wywiad, kwatermistrzostwo itp. Dla podtrzymania kontaktu ze mną, wyszukać należy skrzynkę, która będzie czynna całą dobę. Skrzynka ta musi odpowiadać następującym warunkom:

a) znać każdorazowe m.p. dowódcy;

b) posiadać kuriera ze środkiem lokomocji na możliwie szybkie rozłączenie się z moją skrzynką.

4. Dowódca OPL zadania swoje wykonuje przy pomocy swoich zastępców, którzy jednocześnie są dowódcami obw. OPL. Obsada personalna OPL w załączonym rozkazie.

5. Ustalam kryptonimy dla oddziałów part. Dowódca całości: OPL, dowódca OPL Lublin, dowódca pow. Lublin: OPL II, dowódca Lubartów: OPL III. Wszelkie meldunki i rozkazy należy podpisywać wyłącznie pseudonimami, bez podawania funkcji i stopni.

6. OPL jest samowystarczalny gospodarczo i w obecnej chwili nie są przewidziane dla nich żadne dotacje pieniężne. Środki materialne należy czerpać bądź to z ofiar społecznych, bądź to ze zdobyczy, którą można czerpać z akcji na urzędy i instytucje państwowe, samorz., spółdz., itp. Nic wolno grabić mienia prywatnego nawet u PPR-owców.

7. Powołać do życia kwatermistrzostwo, które odpowiedzialne będzie wobec dowódcy za gospodarkę materiałową. Każda suma wpływu i rozruchu musi przejść przez księgę kasową podpisaną przez dowództwo i kwat.

8. Opieka nad członkami AK w terenie nie związanymi w obecnej chwili OPL będzie organizowana przez obwody, w tym celu dowódca OPL przedstawi bezzwłocznie wykazy tych ludzi, nad którymi roztaczał opiekę. Zapomogi dla rodzin przebywających w oddziałach ciążą na OPL.

II

1. Unikać akcji zaczepnych z MO i UB, zaniechać epidemicznego likwidowania posterunków MO. Starać się z nimi wchodzić w kontakty. Likwidować jedynie milicjantów naprawdę szkodliwych i w ten sposób terroryzować innych funkcjonariuszy. W wyjątkowych przypadkach można „znieść” cały posterunek (jeśli jego skład personalny jest wybitnie szkodliwy).

2. Zaniechać masowej likwidacji przeciwników politycznych. Przyjąć zasadę, że nie prześladujemy nikogo za przekonania polityczne, a tępimy jedynie jednostki nas prześladujące, względnie przyczyniające się do prześladowania. Likwidację można i należy przeprowadzić na osobie specjalnie szkodliwej (konfident, denuncjator, podżegacz do walk partyjnych i bratobójczych). Unikać zasady, że legitymacja PPR upoważnia do zlikwidowania osobnika. Należy uprzednio zbadać sprawę, zebrać materiał obciążający i dopiero przeprowadzić likwidację.

Na osobie zlikwidowanego umieszczać pismo z podaniem zarzucanego mu przestępstwa i z powołaniem się na wyrok konsp. Sądu Wojskowego. Stosować to przede wszystkim na osobach konfidentów, aby społeczeństwo zdawało sobie sprawę, czym to grozi.

Sparaliżowanie ich sieci wywiadowczej powinno stać się pierwszym zadaniem OPL. Pojedynczy funkcjonariusze UB, jacy znajdują się w terenie, powinni ginąć bez śladu. Celem osiągnięcia tego, zwalczać gadulstwo wśród ludzi biorących udział w akcji.

3. Walkę z UB przyjmować w wypadkach koniecznej obrony. W wypadku przeprowadzenia przez nich pacyfikacji, organizować na nich dobrze zorganizowane zasadzki w okolicach nie narażających ludności na represje, gdyż może to przynieść niepowetowane straty w postaci złego ustosunkowania się do nas ludności. W wypadku przeprowadzenia aresztowań politycznych przez UB, organizować odbicia więźniów.

4. Tępić bezwzględnie bandytyzm, gdyż grupy bandyckie b. często podszywają się pod nas i swoją działalnością przyczyniają się do przysparzania argumentów wrogiej nam propagandzie. Niezależnie od tego, narażają na straty spokojnych, a nieraz bardzo wartościowych obywateli.

Na terenie „Lusi” mają prawo działać tylko oddziały Zapory, wszelkie inne uważać za obce, rozbrajać, a jeżeli będą obce bandyckie, likwidować. Ponieważ może zajść sytuacja, że na naszym terenie wskutek pewnych okoliczności mogą się znaleźć inne oddziały własne, ustalam hasła, które załączam.

Nie tworzyć i nie lokować na melinach zbyt licznych oddziałów, większymi siłami operować tylko w wypadkach koniecznych. Wpływać na ludzi, aby nie urządzali zabaw i wesel z udziałem leśnych, gdyż powoduje to wsypy i represje. Zwrócić uwagę na opilstwo. Przyjąć zasadę, że oddziały leśne są ośrodkiem bezpieczeństwa i propagandy siły i wysokiej etyki naszego ruchu. Dawać jak najmniej powodów do przyrównywania nas do bandytów. Nieodpowiedni element usuwać. Wykroczenia karać surowo, za bandytyzm nawet śmiercią.

5. O przeprowadzanych akcjach przedstawiać natychmiast meldunki. Niezależnie od tego sporządzać meldunki miesięczne.

6. Za całkowite bezpieczeństwo i spokój w terenie oraz za wypadki czynić odpowiedzialnymi dowódców OPL. Opanować teren tak, aby nikt nie mógł działać oprócz OPL. Nastawić wywiad w ten sposób, aby najmniejszy wypadek był momentalnie rozpracowany, a winni wykryci i w razie potrzeby z miejsca ukarani. Akcje niewyjaśnione będą obciążać OPL. Nie zapominać, że na każdy argument przeciwko naszym działaniom musimy mieć mocny, poparty faktami. To samo dotyczy samowoli w działaniu wbrew wydanym instrukcjom.

Otrzymują: Leon, Leontyna, OPL, Lusia II.”

Tak więc na terenie inspektoratu lubelskiego WiN oddziały dywersyjne zostały, rozkazem nowego szefa podporządkowane wspólnemu dowództwu OPL z „Zaporą” – Hieronimem Dekutowskim na czele.

Wyodrębnione zostały oddziały m.in. „Kędziorka”, „Rysia”, „Renta”, „Jadzinka”, „Uskoka”. Wszyscy ci dowódcy, w zasadzie respektujący system organizacyjnej i politycznej podległości cywilnemu dowództwu WiN, coraz bardziej radykalizowali swoje postawy »obec nowej władzy kraju i jej przedstawicieli na swych terenach działania. Jednocześnie rosła siła i determinacja NKWD i UB w walce z podziemiem, a szczególnie w pierwszej kolejności z oddziałami zbrojnymi.

Tymczasem już od lata 1946 roku lubelska „góra” WiN zaczyna opowiadać się za złagodzeniem kursu zbrojnego, orężnego, czego przykładem jest przytoczona wyżej instrukcja-rozkaz dla oddziałów OPL. „Boruta” wyraźnie kładzie nacisk na selektywność akcji odwetowych, zabrania „epidemicznego” likwidowania milicjantów i ubowców oraz peperowców, kładąc jednocześnie nadzwyczajny nacisk na walkę propagandową, bezkrwawą.

Znajdzie ta jego asekuracja dobitne potwierdzenie po jego aresztowaniu. Podobną postawę zajmie „Stefan” – Władysław Nowicki, który przedstawi do UB listę aresztowanych winowców w nadziei, że jego dobra wola i lojalność przyspieszą akcję ujawniania się ludzi z WiN i oddziałów dywersji. Ten pojednawczy kurs „Stefana”, „Boruty” i „Wira” sprawi, iż rok później, po aresztowaniach „Zapory” i kilku jego dowódców, głowę ocali tylko „Stefan”.

„ZAPORA”

Dowódca oddziałów zbrojnych okręgu WiN na Lubelszczyźnie – mjr Hieronim Dekutowski ps. „Zapora”, urodził się 24 września 1918 roku w Tarnobrzegu, jako dziewiąte dziecko Marii z Sochackich i Jana Dekutowskiego, z zawodu dekarza. Jego najstarszy brat Józef zginął w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku. Bardzo aktywnie udzielał się w harcerstwie, powszechnie lubiany i szanowany przez rówieśników. Ukończył w maju 1939 roku gimnazjum, wybierał się na medycynę, lecz we wrześniu zakończyło się to ochotniczym zgłoszeniem do wojska. Z częścią 32 Dywizji Piechoty przedarł się na Węgry. Po internowaniu uciekł z terenu Węgier i przez Jugosławię, Włochy dotarł do Francji, gdzie w 2 Dywizji Strzelców Pieszych rozpoczął naukę w szkole podchorążych. Walczył na froncie francuskim, a po kapitulacji Francji przedostał się do Anglii. Kończy tam szkołę podchorążych i otrzymuje przydział do Brygady Spadochronowej. Rekomenderowany przez płk. Stanisława Ducha, przechodzi szkolenie na „cichociemnego” i nocą 16 września 1943 roku skacze w okolicach Wyszkowa. Ppor. Hieronim Dekutowski obrał sobie pseudonim „Zapora” i był mu wierny do śmierci. Został przydzielony do Zamojskiego Inspektoratu AK i objął tam dowodzenie 4 kompanią 9 pp AK. Z wielkim oddaniem walczy przeciwko wysiedlaniu ludności Zamojszczyzny i już w styczniu awansował na szefa Kedywu inspektoratów Lublin i Puławy. Wraz z oddziałem „Przepiórki” (Mariana Sikory), wykonał do lipca 1944 roku 83 akcje bojowe.

Po „wyzwoleniu”, w związku z masowymi aresztowaniami akowców przez NKWD i Armię Czerwoną, nie wyszedł z konspiracji.

Tuż po wkroczeniu Sowietów oddziały dywersyjne AK zostały rozwiązane. W końcu sierpnia dowódca Okręgu lubelskiego „Marcin” (Tumidajski) wydaje:

M.p. 28.8.1944 r.

Rozkaz nr 126

Na skutek rozkazu D-cy Armii Sowieckiej polecam podległym mi: oddziałom złożenie broni w wyżej wymienionych punktach:

9 Dyw. – w m. Biała Podlaska, Łuków

3 Dyw. – w m. Chełm, Zamość, Biłgoraj

Oddziały Komendy – Miasto Lublin

Oddaniu podlega tylko broń i amunicja

Oddaniu podlegają również, radiostacje nadawcze.

Komendant Okręgu

(–) Marcin

Niektórzy dowódcy oddziałów AK większość swej broni na polecenie „Zapory” zamelinowali i tylko część uzbrojenia zdali wojskowym władzom sowieckim. Ranny w rękę „Zapora” w sierpniu i wrześniu leczył się w Lublinie. Potem wyjechał do Tarnobrzegu i w Rzeszowskie. Powrócił na Lubelszczyznę w grudniu. Zastał tu struktury nowej organizacji, z „Wirem” na czele. Obejmuje dowództwo tej grupy w składzie: „Renek”, „Opal”, „Grot”, „Pszczółka”, „Czarny”, „Tęcza”, „Orlik”, „Zaręba”, „Tygrys”, „Muszka”, „Żbik” i kilku innych. Wkrótce było ich dwudziestu, podzielonych na dwa plutony. Jednym dowodził „Opal”, drugim on sam.

Pierwszym większym starciem był bój w okolicach wsi Wały z oddziałem wojsk polskich i sowieckich. Przedtem milicjanci z Chodla zastrzelili dwóch partyzantów „Zapory”. W odwecie zdobyto posterunek, uprowadzono jednego z funkcjonariuszy MO. Nazajutrz w pościgu i obławie zginął „Pszczółka”, kilku innych partyzantów zostało rannych. Wycofujący się winowcy zastrzelili uprowadzonego milicjanta. Kości zostały rzucone.

Do maja „Zapora” leczył ranę postrzałową nogi. Na tereny powiatu lubelskiego i puławskiego powraca z okolic Rozwadowa w maju. Na spotkaniu z przedstawicielem Okręgu por. „Lotem”, „Zapora” otrzymuje rozkaz rozbrajania posterunków MO. W czerwcu i lipcu, dowodząc już oddziałem w sile około 50 ludzi zdobył, rozbroił następujące milicyjne ostoje władzy: w Urzędowie, Bełżycach, Niedrzwicy, Wojciechowie, a podległy mu oddział „Juranda” rozbroił posterunek w Polichnie. W tym czasie na rozkaz komendy Okręgu WiN, „Zaporze” podporządkował się oddział „Rysia”.

Przychodzi czas amnestii i dylematu: ujawnić się, czy nie. Na wezwanie „Wira” oddział „Zapory” złożył część broni i ujawnił się „Opal” ze swoimi ludźmi. Dowódcy postanawiają opuścić kraj. Na teren Czechosłowacji przedziera się grupa w składzie: „Zapora”, „Wisła”, „Jadzinek”, „Renek”, „Zbyszek”, „George” i kilku innych. Ale bezpieka czeska jest czujna. Dochodzi do starć i pościgów. Grupa zostaje rozproszona. „Zaporze” i „Georgowi” udało się dotrzeć do aż Pragi. Tam jednak „Zapora” i „George” postanawiają wracać. Udaje im się to w grupie repatriantów. Po powrocie znów włączają się do pracy, konspiracyjnej.

Od grudnia 1945 roku częściowo już odtworzony oddział „Zapory” podlegał rozkazom inspektora lubelskiego WiN – „Junga” – Romana Jeziora. Kontakt z nim utrzymywał przez łączników i osobiste spotkania. Wiosną 1946 roku „Jung” został aresztowany. Kierownictwo inspektoratu obejmuje „Boruta” – Franciszek Abraszewski. Konspiracyjne struktury inspektoratu i Okręgu „sypią się” nadal. W dniu 21 września UB zatrzymuje „Greja” – Czesława Gregorowicza – inspektora obwodu Lublin. Po serii przesłuchań „Grej” ujawnia m.in. strukturę Inspektoratu, w tym pseudonim późniejszego inspektora „Stefana”. O nazwisko „Stefana” UB już nie nalega, bo je zna. Dopiero na procesie „Zapory”, „Stefan” – Władysław Nowicki przyzna, że już od 1945 roku pertraktował z UB w sprawie ujawnienia oddziałów leśnych!

Z dalszych zeznań „Greja” bezpieka dowiaduje się, że łączniczką między inspektoratem a obwodem była „Ada” – żona Romana Jeziora. Na koniec „Grej” zeznaje: „O archiwum może wiedzieć tylko Gilarowska Zofia”.

W początkach listopada następuje seria dalszych aresztowań w kręgach kierownictwa Okręgu oraz Inspektoratu. Zostają zatrzymani m.in. „Boruta” – Abraszewski, z-ca komendanta Okręgu Jan Szatowski („Zagończyk”, „Góral”, „Józef ”, „Janusz”) – jeden z byłych dowódców 27 Wołyńskiej Dywizji AK; a także szef Okręgu – Zygmunt Żebracki ps. „Ax”.

Po aresztowaniu „Boruty” inspektorem lubelskim został Władysław Nowicki ps. „Stefan”. To jego rozkazom podlegał „Zapora” do czasu amnestii z 1947 roku, a praktycznie aż do czasu aresztowania ich w Nysie w połowie września 1947 roku.

W 1946 roku następuje pełna konsolidacja oddziałów dywersyjnych w walce z nowym porządkiem. Unikają frontalnych starć z większymi siłami przeciwnika, działają z zaskoczenia, a sprzyjająca im ludność stanowi znakomitą bazę informacyjną i kwaterunkową.

„Zaporze” podlegały już oddziały „Renka”, „Misia”, „Żbika”, „Jadzinka”, „Rysia”, „Olka”, „Liska”.

Grupa „Renka” licząca około 10 partyzantów działała na terenie inspektoratu lubelskiego w okolicach Chodla i Bełżyc. Grupa „Misia” podlegała „Renkowi”. Tworzyło ją 5-10 partyzantów, penetrujących gminy Urzędów. „Żbik” trzymał się obszarów gminy Chodel, Urzędów i Wilkołaz. Jego głównym zadaniem było zwalczanie bandytyzmu i złodziejstwa, a także konfidentów UB. „Jadzinek” dowodził grupą najliczniejszą, bo składającą się z kilkudziesięciu ludzi i operował głównie na terenach gmin Bychawa i Krzczonów. Pododdział „Rysia” także liczebnością osiągał wielkość grupy „Jadzinka” i pozostawał na terenach powiatu bełżyckiego.

Nieco inny, luźniejszy charakter podległości organizacyjnej ukształtował się między „Uskokiem” i „Zaporą”, a także oddziałem „Jastrzębia” i później jego brata „Żelaznego” – Leona oraz Edwarda Taraszkiewiczów. „Uskok” podlegał wprawdzie organizacyjnie „Zaporze”, lecz było to podporządkowanie luźne, formalne. Ze względów taktycznych i operacyjnych „Uskok” podzielił swój oddział na kilka grup zwanych patrolami. Terenem ich działania były obszary powiatu lubartowskiego, a grupy „Jastrzębia”, „Żelaznego” – teren powiatu włodawskiego, chełmskiego i częściowo bialopodlaskiego.

Druga amnestia, ogłoszona 22 lutego 1947 roku dokonała zasadniczych podziałów zarówno w szeregach oddziałów dywersyjnych WiN, jak też między nimi a dowództwem Okręgu WiN.

Dowództwo to opowiedziało się za przerwaniem walki, wyjściem z podziemia, a zatem za zdaniem się na łaskę i niełaskę zwycięzców, o których szeregowi żołnierze WiN i AK doskonale już wiedzieli, że są wiarołomni i mają nadzwyczaj lekką rękę w zsyłkach na wschód, osadzaniu akowców w więzieniach, a także w skrytobójczych mordach.

Na wieść o amnestii powstaje bogata mozaika postaw, wahań, niepewności. Dowództwo Okręgu z „Wirem” na czele nie szczędzi starań, aby za wiedzą Urzędu Bezpieczeństwa nakłonić „chłopców z lasu” do ujawnienia. Taką postawę zajmuje dowódca Okręgu „Drugak”, szef sztabu „Wir” oraz inspektorzy podległych im inspektoratów.

Oto fragment zeznań Władysława Nowickiego „Stefana”, złożonych podczas rozprawy głównej w dniach 3-15 listopada 1948 roku, na której sądzono nieudanych uciekinierów za granicę: „Zaporę”, „Stefana”, Stanisława Łukasika ps. „Ryś”, Romana Grońskiego ps. „Żbik”, Edmunda Tudruja ps. „Mundek”, Jerzego Miatkowskiego ps. „Zawada”, Arkadiusza Wasilewskiego ps. „Biały” oraz Tadeusza Palaka ps. „Junak”.

„W połowie lutego 1947 roku wyjechałem na teren Zamojszczyzny, chcąc się spotkać z „Zaporą” lub jego zastępcą (kapitanem „Wisłą” – przyp. H.P.), jednak ich tam nie zastałem. Dokonałem inspekcji oddziałów „Jadzinka” i stwierdziłem, że część ludzi była ustosunkowana do ujawnienia się pozytywnie, a część była temu przeciwna. Od mjra. „Zapory” po 20 lutym otrzymałem meldunek, że w sprawie ujawnienia oddziałów toczą się pertraktacje z Urzędem Bezpieczeństwa, za pośrednictwem kpt. „Opala” i oficerów AL.

Na pierwsze spotkanie w dniu 20 czy 22 lutego 1947 r. przybył płk. Gański – szef K.B.W i miał mieć rozmowę ze sztabem oddziałów leśnych w osobach majora „Zapory” i innych.

Udając się na miejsce spotkania z wyżej wymienionymi, „Zapora” wraz z innymi w pewnym momencie został zaskoczony przez oddział WP, wyszedł jednak szczęśliwie bez strat. Było to nieporozumienie (? – H.P.), ale po pewnym czasie oddział wojska odwołano i spotkanie doszło do skutku. Muszę zaznaczyć, że ja w tej rozmowie udziału nie brałem, jednak jak mi wiadomo, władze bezpieczeństwa kładły nacisk na natychmiastowe ujawnienie się oddziałów leśnych i nawet zostały wyznaczone terminy.

Okręg, jak mi wiadomo, zajął stanowisko wyczekujące, jak również i major „Zapora”. Terminy były b. krótkie i było to niemożliwością do wykonania, ze względu na różne nastawienie naszych ludzi.

Meldunek o wszczęciu rozmów z władzami bezpieczeństwa przysłał mi major „Zapora”. Ja byłem tym zaskoczony, że władze UB chcą z nami pertraktować. W dniu 25 lutego 1947 r. widziałem się z majorem „Zaporą”, zaś 28 udałem się do Bełżyc, 1 marca 1947 r. przeprowadziłem rozmowę z trzema osobnikami z UB. Najważniejszą była kwestia naszych ludzi przebywających w więzieniach. Władze Bezpieczeństwa częściowo nam przyrzekły poparcie w sprawie ich uwolnienia. W marcu 1947 r. przedłożyłem w W.U.B.P w Lublinie listę osób do ujawnienia. W dn. 4 marca 1947 r. przeprowadziłem rozmowę z płk. Czaplickim i szefem sztabu płk. Hańskim (powinno być: Gańskim – H.P.), z naszej strony byli prawie wszyscy dowódcy oddziałów leśnych. Płk Czaplicki oświadczył, że Władze Bezpieczeństwa przychylnie ustosunkowują się do ujawnienia grupowego i jak również, że w terenie będzie znajdowało się wojsko. Nasze oświadczenie było, że będziemy ujawniać się jednostkowo.

Z dowódców ujawnił się kpt. „Wisła” i część sztabu. Ja z „Zaporą” udałem się na tereny Zamojszczyzny, by przygotować ludzi do ujawnienia. Około 10 marca 1947 r. byłem w Okręgu w Warszawie, gdzie dowiedziałem się, że są prowadzone rozmowy w sprawie ujawnienia Okręgu. Około 15 marca 1947 r. ja podkreśliłem swoje stanowisko, by amnestię rozszerzyć.

K-dant Okręgu lubelskiego płk. „Drugak” z szefem sztabu „Wirem” oraz wszyscy inspektorowie Okręgu, za wyjątkiem bialskiego, odbyli odprawę. Płk. „Drugak” powiedział, że nad kwestią ujawnienia się muszą się zastanowić i wszyscy to zaakceptować. 22 marca 1947 r. nastąpiło ujawnienie Okręgu, ja również się w tym czasie ujawniłem. Uchwała była podjęta kolegialnie. Uważam, że uchwala Okręgu była tylko zaleceniem do ujawnienia, a nie rozkazem. Wróciłem następnie w teren z poleceniem, aby oddziały ujawniały się grupowo i w tym celu przeprowadziłem rozmowy z komendantami oddziałów. Ustaliliśmy, że grupowe ujawnienie będzie miało miejsce 3 kwietnia 1947 r. w Ratoszynie. Z dowódców ujawnili się: „Jadzinek” i „Samotny” wraz ze swymi grupami. Inni ludzie z terenu ujawnili się indywidualnie w kwietniu 1947 r. w Lublinie. Część grupy Łukasika ujawniła się, natomiast sam Łukasik nie. Mjr „Zapora”, kpt. „Ryś”, por. „Renek”, „Kędziorek” i grupa „Uskoka”, por. „Mundek” nie ujawnili się jak i grupa ludzi z nimi pozostających. Grupa „Szatana” nie chciała się ujawnić ze względu na pewne trudności i bali się, że po ujawnieniu mogą być przez swoich kolegów zlikwidowani.

Była obawa, że ludzie ujawnieni wcześniej czy później zostaną aresztowani.

Tu chciałem zaznaczyć, że ludzie z organizacji rzadko dawali się brać żywcem przez UB, natomiast jeżeli byli aresztowani, to przeważnie ludzie współpracujący z organizacją. Chodziło nam, aby tych ludzi zwolnili nam z więzienia, jednak do 25 marca 1947 r. nie zostali z więzienia zwolnieni.

(…) Co zaś się tyczy kierowania ludzi na Zachód, to nie robiłem z tych względów, że budziłem nieufność do władz UB. Chodziło mi jedynie o bezpieczeństwo tych ludzi. Po 25 stycznia 1945 r. spotykałem się z ludźmi z organizacji, w pierwszym okresie do czerwca 1947 r. za wiedzą władz UB, a następnie w sierpniu i wrześniu tegoż roku bez wiedzy władz. Chodziło mi o to, by jak najwięcej ludzi z organizacji nakłonić do ujawnienia się.

Oddział „Uskoka”, „Kędziorka”, pewna grupa Łukasika ps. „Ryś” i grupa por. „Renka” – ponieważ ten ostatni był przeciwnikiem ujawnienia się – pozostały w terenie nie ujawnione.

Oskarżony Dekutowski dążył w myśl zaleceń Okręgu do ujawnienia, jednak stosunek jego po 25 kwietnia 1945 r. był taki, jak mi o tym mówił, że nie ujawnił się dlatego, ponieważ nie ujawnili się jego ludzie, a on jako ich dowódca uważał się nadal za dowódcę ludzi nie ujawnionych.

Ponieważ jak już zaznaczyłem, w terenie zostały jeszcze pewne oddziały, które się nie ujawniły (…) dążyłem wobec tego do dalszego rozładowania terenów. W związku z tym, w miesiącu maju 1947 r. przeprowadziłem rozmowy z płk Brystygerową i generałem Romkowskim z UB. Na rozmowach był obecny major „Zapora”, który omówił trudności ujawnienia się pozostałych oddziałów. Ja o rozmowie z dowódcami oddziałów leśnych, a następnie o wynikach rozmów z nimi przedstawiłem przedstawicielom władz Urzędu Bezpieczeństwa, że ludzie boją się ujawnić, gdyż za małe przewinienie są sądzeni przez sądy na długoletnie więzienie i po Ustawie Amnestyjnej nie zostają zwolnieni. Z osk. Dekutowskim uzgodniłem, że jeżeli zostaną zwolnieni czterej nasi ludzie, byli członkowie organizacji, a to Marian Gołębiowski ps. „Ster”, Jan Szatowski, Roman Jezior, Franciszek Abraszewski ps. „Boruta” – mój poprzednik na stanowisku inspektora, wówczas oddziały nasze się ujawnią. Określiłem (to? – H.P.) władzom Urzędu Bezpieczeństwa jako kapitulację na warunkach honorowych – były to moje koncepcje.

Z „Wirem” i Dekutowskim omawiałem, że zwolnienie tych osób będzie moralnym doświadczeniem dla tych ludzi, którzy obawiają się ujawnić. Czterech członków organizacji wymienionych wyżej, znali wszyscy ludzie z oddziałów leśnych jako wybitnych działaczy konspiracyjnych. Sprawa ta wałkowała się kilka tygodni. Po pewnym czasie przesłałem meldunek mjr „Zapory” do Władz Bezpieczeństwa, w którym „Zapora” podał fakty zobowiązania, że jeżeli władze UB zwolnią tych czterech ludzi, wówczas „Zapora” ujawni cały swój oddział. Władze UB oświadczyły, że jest rzeczą niemożliwą, aby tych ludzi zwolnić, natomiast chcieli, aby ujawnić oddziały bez decyzji zobowiązującej zwolnienie tych czterech ludzi. Mimo, że doszło do skutku ujawnienie, akcje zbrojne w terenie zostały ograniczone, z tym, że były przeprowadzane tylko akcje dochodowe.

Miało to miejsce w czerwcu 1947 r. Następne rozmowy przeprowadził mjr Dekutowski z płk. „Drugakiem” i kpt. „Wisłą”. O wyniku rozmów dowiedziałem się od kolegów, że podpisana deklaracja ujawnienia się przez „Zaporę” została wycofana.

W lipcu 1947 r. Abraszewski oświadczył mi, że jest jeden człowiek, który podejmie się rozładowania lasów. Miała to być wyłącznie działalność likwidacyjna oddziałów leśnych. Abraszewskiemu oświadczyłem, że sprawa ujawnienia ludzi i sprawa ujawnienia broni nie udała się. Abraszewski oświadczył mi, że ten człowiek, którego on ma, będzie w stanie rozładować lasy i również wyrobi nam kontakty, na które będziemy mogli wyjechać za granicę.

Z osk. Dekutowskim, Łukasikiem i Grońskim w czasie poamnestyjnym spotkałem się w terenie. Dekutowskiemu ujawniłem moją propozycję wyjazdu za granicę, na którą się zgodził. Za granicę mieliśmy wyjechać wszyscy ośmiu, którzy obecnie na ławie oskarżonych się znajdują. Ostatnie spotkanie przed wyjazdem za granicę miało mieć miejsce około 10 września 1947 r. W tym mniej więcej czasie otrzymałem od Abraszewskiego 5 czy 6 lewych dokumentów, które jak mi oświadczył, miał wyrobić ten człowiek, który podjął się rozładowania lasów. Jak również omawialiśmy kontakt spotkania przed wyjazdem w Nysie, gdzie mieli się stawić oskarżeni w dniach 15-16 września. Każdy z oskarżonych miał przyjechać na to miejsce indywidualnie. Dokumenty, jak pamiętam, oddałem Dekutowskiemu i poprosiłem go, by tę sprawę, to znaczy sprawę wyjazdu za granicę omówił z pozostałymi oskarżonymi w ten sposób, aby na umówione miejsce w Nysie stawili się, a stamtąd mieliśmy przekroczyć granicę.”

W aktach procesowych grupy Szatowskiego zachowała się lista aresztowanych członków lubelskiej WiN, sporządzona przez „Stefana” i przedłożona przez niego w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego. W okresie pertraktacji w sprawie ujawnienia się, Naczelnik wydz. II Dep. III mjr Dominik, zwracając się do WUBP w Lublinie o nadesłanie akt procesowych Z. Żebrackiego, pisze m.in.:

„Ponadto w czasie rozmowy w M.B.P. z inspektorem Inspektoratu Lublin „Stefanem”, przedstawił on listę aresztowanych czł. nieleg. org. nadmieniając, że zwolnienie aresztowanych wpłynęłoby na dalsze ujawnienie się czł. org., m.in. wymienione jest nazwisko Żebracki Zygmunt, co potwierdza również jego przynależność do organizacji (odpis listy przesyłamy).”

„Stefan” wymienia na tej liście 57 nazwisk, podając przy każdym datę aresztowania, wysokość wyroku i miejsce pobytu.