Umeme Changa - historia kameleona - Groszek Stanilewicz - ebook

Umeme Changa - historia kameleona ebook

Groszek Stanilewicz

0,0
28,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Zastanawialiście się kiedyś, jak potężna jest afrykańska dżungla? A teraz spróbujcie spojrzeć na nią z perspektywy malutkiego kameleona.

Umeme Changa, bo tak nazywa się nasz bohater, chyba troszkę za długo chciał pozostać w bezpiecznej ostoi swojej skorupki. Gdy wreszcie wydostał się na świat, był zupełnie sam pośród bezkresu przestrzeni tropikalnej Afryki. Mały Umeme nie poddał się jednak strachowi, lecz ruszył w gąszcz, by szukać prawdy o samym sobie. A że dżunglę zamieszkuje niezliczona liczba różnych zwierząt, napotkał tam wiele ciekawych osobowości.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 27

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

 

 

 

 

 

ierwszym, co do niego dotarło, był orzeźwiający chłód, odczuwany gdzieś między końcówką widzącą a końcówką ruszającą. W półmroku skorupki jaja coś pękło i łyk życiodajnego tlenu wypełnił łagodnie jego płuca. Po jakimś czasie w miejscu pęknięcia pojawił się większy otwór, przez który Umeme pierwszy raz w życiu zobaczył granatowy firmament obsypany świetlistym pyłem. Mały gad przeżył pierwsze noc i świt. Skorupka ostatecznie rozdarła się na pół i Umeme wygramolił się leniwie ze swojej bezpiecznej kapsuły na powierzchnię. Był przerażony, rzecz jasna. Dawniej wszystko, co było, a nie było nic poza nim i skorupką, otaczało go, było ciche i ciepłe, było nim, a on był wszystkim. Teraz miał wrażenie, że coś nieodwracalnie stracił. Czy się właśnie wykluł, czy umarł? Nie wiedział. Jedno było pewne – nie było tak jak dawniej, a tym samym jego pierwotny spokój został zburzony.

Po raz pierwszy Umeme zaczął tęsknić, gdy wokół miejsca, w którym stał, dostrzegł mnóstwo innych, podobnych jaj. Każde z nich było w jakiś sposób uszkodzone, wysuszone lub opuszczone. Zrozumiał wtedy, że jego bracia i siostry, jeśli byli jacyś, dawno już odeszli, że jest sam na tej ogromnej, nieograniczonej przestrzeni, że nie zobaczy nikogo sobie podobnego, by móc nacieszyć się jego widokiem, bliskością i na zawsze go zapamiętać. Świt kazał mu gdzieś uciekać, chować się. Gdy dzień nadszedł już na dobre i Umeme nie znalazł nigdzie w okolicy żadnej ciemnej szczeliny, w której mógłby się ukryć jak w jaju, zląkł się do głębi. Wszystko w nim drżało, a chłodne powietrze z coraz większym trudem wypełniało jego małe płuca. Wchodząc na jakiś stary konar, spostrzegł, że jego głowa, przednie i tylne łapki, cały ogon aż po sam czubek stają się doskonale podobne do podłoża. Tak Umeme odkrył swój pierwszy talent. Od tej chwili zmieniał kolory i plamy na grzbiecie tak często, jak tylko chciał. Wystarczyło mu przejść w inny obszar i po prostu na nowo dostosować się do otoczenia. Bał się coraz mniej, a gdy jego perfekcyjny kamuflaż bez ponaglania zmieniał się już samoistnie, uznał, że to wystarczy, by odejść od miejsca, w którym przyszedł na świat. Oto jak Umeme zaczął zwiedzać bezkresną przestrzeń tropikalnej Afryki.

*

Szedł tak sobie w najlepsze, rozglądając się to tu, to tam już od dłuższego czasu, gdy nagle przeszywający dreszcz kazał mu znieruchomieć. Wielkie, zielonożółte oczy spokojnie spoglądały na niego. Złoty, cętkowany pysk zwierzęcia zakończony długimi białymi wąsami nie zapowiadał niczego dobrego. Ogromny lampart nonszalancko rozciągnięty na gałęzi leżał tuż przed nim, oblizując potężne łapy uzbrojone w zabójcze pazury.

– Za późno – pomyślał kameleon. – Za późno, by żyć, za późno, by marzyć…

A gdy wielki kot, swobodnie przymykając oczy, ziewnął przeciągle, ukazując arsenał białych zębów, Umeme tylko przełknął ślinę i jeszcze raz pomyślał: „Za późno… To już koniec”.

– Nie obawiaj się mnie, kameleonie, nie jestem głodny – odezwał się lampart. – Zresztą po takim śniadaniu – dodał z pobłażliwym uśmiechem – nie znam nikogo, kto miałby jeszcze chęć na cokolwiek.

Wtedy mały gad zwrócił uwagę na leżące pod drzewem szczątki zebry, przy których kłóciły się teraz hieny. Nagłe lądowanie w tym kłębowisku chciwości łączyło się z natychmiastowym wyrokiem śmierci, jednak pozostanie na gałęzi lamparta też nie wydawało się bezpieczne.

– Co robić? – pytał sam siebie w panice. – Co robić?

– Tylko nie skacz, Umeme. – Usłyszał niemal nad sobą – To zły pomysł. Ta zebra była już bardzo słaba, jej przeznaczeniem stało się dodanie życiowej siły innym.

Zielonożółte oczy