Układ (nie) idealny - Katarzyna Zięcina - ebook

Układ (nie) idealny ebook

Zięcina Katarzyna

3,9

Opis

Dwie przyjaciółki Nadia i Bianka, postanawiają uciec od codzienności i wyrwać się na weekend do Paryża. Nadia spotyka tam Polaka — Wiktora, z którym wdaje się w zawiły romans. Pomimo niezgodności zdań, w końcu oboje postanawiają ciągnąc ten dziwny układ. Ich sielanka nie trwa długo, gdyż przeciwności, które pojawią się w ich życiu, zmuszą ich do podjęcia trudnych decyzji. Decyzji, które sprawią, że już nie będzie idealnie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 438

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (59 ocen)
27
16
6
6
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Katarzyna Zięcina

Układ (nie) idealny

© Katarzyna Zięcina, 2018

Dwie przyjaciółki Nadia i Bianka, postanawiają uciec od codzienności i wyrwać się na weekend do Paryża. Nadia spotyka tam Polaka — Wiktora, z którym wdaje się w zawiły romans. Pomimo niezgodności zdań, w końcu oboje postanawiają ciągnąc ten dziwny układ. Ich sielanka nie trwa długo, gdyż przeciwności, które pojawią się w ich życiu, zmuszą ich do podjęcia trudnych decyzji. Decyzji, które sprawią, że już nie będzie idealnie.

ISBN 978-83-8126-980-3

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Opinie o „Układ (nie) idealny”

Wakacje życia, odpoczynek, piękny Paryż i najlepsza przyjaciółka obok. Czy można sobie wymarzyć jeszcze lepiej spędzony czas? Okazuje się, że tak. Przypadkowa znajomość może wpłynąć na każdą naszą sekundę, minutę, godzinę, dzień, ponieważ jest z nami w każdej chwili, w każdej myśli. Refleksje wpływają na uczucia, które wkradają się prosto do serca.

Agnieszka Nikczyńska, „Książki takie jak my”

Nadia, Wiktor i cudowny Paryż. Jedna noc i wszystko się zmienia. Czy Nadia zaakceptuje proponowany przez Wiktora układ? Uwielbiam książki takie, które mnie zaskoczą, są pełne zwrotów akcji, tajemnicy i wzajemnego przyciągania. Taki jest właśnie Układ (nie) idealny. Szczerze Wam polecam, nie będziecie się mogli oderwać od tej historii a końcówka sprawi, że koniecznie będziecie się chcieli dowiedzieć dalszych losów bohaterów.

Katarzyna Abdullah, www.girlsbookslovers.blogspot.com

Układ (nie) idealny to piękna, wzruszająca i otulająca swym niezwykłym urokiem powieść. Ta jakże cudowna, niezwykle wciągająca historia, chwyta czytelnika za serce, a w dodatku wciąga tak bardzo, że po przeczytaniu jeszcze na długo zatrzymuje go przy sobie. Polecam serdecznie!!!

Katarzyna Mak, autorka „Dwadzieścia minut do szczęścia”

Rozdział 1

— Cześć, Bianka — wchodzę do mieszkania po ciężkim tygodniu, a jeszcze cięższym dzisiejszym dniu. Pomimo tego, że był on krótki, gdyż pracowałam zaledwie do dwunastej trzydzieści, to ciągnął się niemiłosiernie. Spotkanie z moimi ostatnimi klientami kosztowało mnie wiele nerwów. Sami nie wiedzą, czego chcą, ciągle coś w projekcie kuchni zmieniają. Udają, że znają się najlepiej na wszystkim, zamiast zdać się na mnie.

W końcu to ja jestem ich architektem. Ok, można powiedzieć, co się chce, ale nie udawać, że wie się lepiej o wszystkich rozwiązaniach. Dzisiejsze spotkanie znowu nie przyniosło ostatecznych rezultatów, a ciągnęło się okropnie, gdyż czekam na długo zaplanowany wyjazd do Paryża.

To jest to, tego mi trzeba, oderwać się od codzienności. Należycie się rozerwać. Przestać myśleć o pracy, o przeszłości. Należy mi się to w końcu. Żyję tylko pracą, ale ileż tak można? Budzić się rano by wstać do pracy, kłaść się spać z myślą o niej. Nie da się tak dłużej tego ciągnąć. Chociaż z początku nie byłam zbyt chętna na tę propozycję od mojej współlokatorki, to teraz cieszę się na nią. A właśnie, a ona to gdzie się zaszyła?

Jest najbliższą mi osobą, moją najlepszą przyjaciółką. Powierniczką. Zawsze mogę na niej polegać. Jesteśmy jak siostry, które poza tym, że się przyjaźnią, to razem mieszkają. Takie więzy są silniejsze niż nawet te krwi, ona potrafią więcej przetrwać, bywają prawdziwsze niż te co tworzymy z rodziną. Rodziną mogą stać się dla nas nawet osoby zupełnie obce.

Nasze mieszkanie jest przestronne i nowoczesne. Uwielbiam je. Dominuje w nim prostota formy, bez zbędnych rupieci. Udaje się do kuchni, ale po drodze postanawiam, że zajrzę, czy Bianka jest u siebie. Jest ona managerem baru i modelką w wolej chwili. Piękna blondynka o bladej karnacji i oczach o odcieniu lazuru. Jest jedną z najpiękniejszych kobiet jakie spotkałam w życiu i chociaż ona tak siebie nie postrzega, to zaświadczyć może o tym ilość facetów, którzy nie mogą od niej oderwać wzroku.

Jej pokój różni się radykalnie od reszty naszego mieszkania, ale za to jest przytulny. Można w nim zaznać ukojenia po cięższym dniu, odpłynąć w zupełnie inny świat. Odzwierciedla kolorową osobowość Bianki. W tej przestrzeni można znaleźć wszystkie kolory tęczy, a cała jej osoba to kalejdoskop najpiękniejszych barw. Barwna na zewnątrz, piękna w środku. Nie sposób jej nie kochać. Optymistka patrząca na świat przez pryzmat różowych okularów. W każdym próbuje dostrzec dobro. Może i jest przez to trochę naiwna, ale swoim urokiem osobistym wynagradza wszystko. Mimo wszytko lepiej z nią nie zadzierać, gdy się już wkurzy potrafi nieźle skopać tyłek. A i ma cięty język, gdy wymaga tego sytuacja. Z pozoru niewinna, ale jednak warto przy niej zachować ostrożność.

W jej towarzystwie nawet najgorętsi faceci tracą grunt pod nogami. W związku lubi dominować i może to jest przyczyną, że nie może znaleźć sobie kogoś na stałe. Fakt też, że nie szuka za bardzo, może robić swoje, ale na brak chętnych nie ma co narzekać.

Trzy lata temu wzięła rozwód. Niestety związała się z dupkiem, który nie potrafił jej docenić i uganiał się za innymi. Po tym rozstaniu poczuła dopiero, że żyje. Przestała się dusić w niezdrowym związku, gdzie była zniewolona, a on robił co chciał. Twierdzi, że jej nie zranił, ale ja wiem swoje. Odbiło się to jednak na niej. Może i nie pokazała tego po sobie, ale kto ją zna wie, że od tej pory stała się ostrożna w stosunku do kontaktów z mężczyznami. Zauważam to, gdyż sama jestem po swoich doświadczeniach ostrożna i nie garnę się do związku. Nie dla mnie jest stały związek i zaufanie facetowi. Boję się tego. Każda z nas ze swojego powodu nie angażuje się, ale w sumie dobrze jest mi tak. Ona też nie narzeka na taki swój status.

Rozglądam się po wnętrzu jej pokoju. Zastaję ją siedzącą na łóżku ze słuchawkami na uszach. Kołysze się w rytm słyszanej tylko przez nią muzyki, wkroczyła w świat tylko jej znany. Często się tak zatraca. Walizki ma już prawie spakowane. Nie dostrzega, że weszłam. Podchodzę do niej i dotykam jej ramienia, przez to zrywa się gwałtownie.

— Cholera, Nadia, chcesz żebym zawału dostała? Niemiłe ci moje życie, że się tak skradasz? — pyta. — A w ogóle co ty tu już robisz, która godzina? — zadaje dużo pytań na raz.

— Nie skradam się, w tych słuchawkach nigdy nic nie słyszysz. Jest już południe. Za godzinę ruszmy na lotnisko. Gotowa do drogi?

— Pewno, że gotowa na zabawienie się — uśmiecha się przebiegle, a jej oczy zaczynają się błyszczeć z radości.

— Myślałam, że zabawiałaś się już całe przedpołudnie, gdy wysyłałaś mi te pikantne zdjęcia nagich facetów — wypominam jej.

— Ale wiesz, to nie zwykli faceci? To Francuzi — śmieje się.

— Przez ciebie musiałam w końcu wyłączyć komórkę. Miałam spotkanie z tymi moimi uroczymi klientami i zamiast być poważna i profesjonalna, co chwilę mi się wymykał chichot, myślałam, że cię zamorduje — robię groźną minę.

— Dalej się z nimi użerasz? Nieźle zachodzą ci za skórę. Chciałam ci porostu pokazać co nas czeka w Paryżu i umilić ci czas — tłumaczy się niewinnie.

— Nawet mi o nich nie mów, mam ich dosyć. A czas mi umiliłaś i to aż za bardzo — grożę jej palcem, uśmiechając się na wspomnienie wyczynów Bianki.

— Dobra, idę robić kawę, a ty się szykuj.

— Wezmę szybką kąpiel, przebieram się i ruszamy upolować jakiś gorących Paryżan. — Dobry humor mi dopisuje i ruszam się szykować.

Jednak ten wyjazd jest nam niezbędny. Kto wie, może załapiemy się na jakiś przygodny seks, a to też jest nam jak najbardziej potrzebne. Ech, kiedy ostatnio z kimś się przespałam? Zaczynam już powoli zapominać, kiedy to było. Jakieś dobre cztery miesiące temu. Może więcej. Pomimo mojej niechęci do mężczyzn, tyle czasu bez orgazmu to zdecydowanie za długo. Nic dziwnego, że nikt nie może już ze mną wytrzymać. Koniecznie potrzebne mi dobre bzykanko.

Zapamiętać: priorytet na weekend — dać się dobrze przelecieć atrakcyjnemu Francuzowi. Zasmakować seksu po francusku i dobrze się zabawić, a później wrócić i mieć co wspominać. Bianka z pewnością się w tej kwestii ze mną zgodzi. Musimy zdeprawować kilku mężczyzn.

Idę do końca korytarza w stronę łazienki. Otwieram drzwi i rozglądam się po wnętrzu. Jak w większości mieszkania tak i tu dominuje brak przepychu. Całość wyłożona jest jasną ceramiką, do tego ciemne drewno i wolno stojąca wanna, w której pragnę zażyć upragnionej rozkoszy z kąpieli.

Napuszczam wody, ściągam moje ubranie i wrzucam je do kosza na brudy. Mój wzrok spoczywa na chwilę w lustrze, widzę w nim swoje nagie odbicie. Mym oczom ukazuje się piękna kobieta o smukłej sylwetce. Opalonej karnacji, długich i ciemnych prawie do pasa włosach. Pełnych ustach i oczach ciemnych jak noc, w których nie można dostrzec dawnej iskry. Wydaje się, że coś tam w głębi zgasło. Może to wina mych dramatycznych przeżyć, których pamiątkę mam w postaci kilku brzydkich blizn na lewym boku. Blizn, przez które już zawsze będę naznaczona i nieufna.

Postanawiam sobie, że odzyskam mimo swych lęków dawną siebie. Przeszłość nie zepsuje mi tego weekendu. Zabawię się i zrelaksuje. Nie mogę w kółko zadręczać się czymś, co było kilka lat temu. Mam już prawie trzydziestkę na karku, pora zacząć nowy etap w życiu. Od dziś nie będę już tą samą zranioną Nadią Parocką, będę za to szaloną Nadią.

Wchodzę do wanny. Upajam się ciepłem wody, relaksuję. Chociaż mam mało czasu, to postanawiam się szybko wydepilować. Opłukuję się prysznicem i wychodzę. Osuszam swe ciało miękkim ręcznikiem, nakładam balsam, poprawiam makijaż i rozczesuję włosy. Zastawiam je swobodnie rozpuszczone. Zakładam szlafrok i ruszam do swojego pokoju.

To jest moja oaza. Kremowe ściany, białe duże łóżko po środku jeden z nich, zasłane czarną pościelą. Szkoda tylko, że w tym łóżku bywam taka samotna.

Gdyby, ktoś się spytał, czym wyróżniam się z pośród tłumu, byłaby to samotność. To ona mnie piętnuje, ale to ja z nią nie walczę. Nie zawsze jest siła stoczyć taką bitwę, ale czy można w kółko uciekać? Gdzie to mnie zaprowadzi? Nie znam odpowiedzi na te pytania, ale jedno wiem, czuję wręcz, że ucieczka nie jest dobrym rozwiązaniem.

Wracając do mojej sypialni, na jednej ścianie obok łóżka stoi biała toaletka z owalnym lustrem w ciężkiej ramie. Na przeciwległej ścianie mam okno balkonowe, gdzie uciekam w chwilach słabości, aby pobyć sama ze sobą. I na koniec moja ulubiona część — garderoba. Usadowiona na całej długości jednej ze ścian, oczywiście jest w białych kolorach. Wypełniona po brzegi ubraniami. Najczęściej są to stroje eleganckie, ale nie brak mi też ubrań w mniej poważnym wydaniu. Jedną część szafy zajmują buty. Moja największa słabość, gdy wybieram się na zakupy to nie sposób mi się oprzeć i nie kupić jakiejś pary szpilek.

Sięgam po mój ulubiony zestaw ubrań. Czarna ołówkowa spódnica, biała koszulowa bluzka bez rękawów, zasuwana na zamek z dość pokaźnym dekoltem. Wyciągam jeszcze żakiet z rękawem trzy czwarte, ale na razie go nie zakładam. Później może się przyda, ale póki co mamy zbyt duży upał. W końcu jest koniec czerwca i pogoda nam dopisuje. Całość założyłam na zestaw koronkowej białej bielizny. Całokształt uzupełniają czarne szpilki w szpic na dziesięciu centymetrowym obcasie, które zakładam na stopy. Fakt, że w nich mam jakieś 185 cm wzrostu, ale jakoś mi to nie przeszkadza. Dzięki temu czuję się, może to zabrzmieć lekko egoistycznie, ale ponad innymi i pewna siebie. Chociaż to tylko pozory, ale któż ich nie lubi stwarzać.

Reszta ubrań i butów na wyjazd spoczywa w dużej, czarnej walizce, która stoi koło drzwi. Sięgam po nią, lecz przypominam sobie, że nie ubrałam swoich szczęśliwych kolczyków, które wręcz uwielbiam. Idę do szkatułki, która stoi na toaletce, wyciągam je. Są to wkrętki ze złota z małym czerwonym kamieniem po środku. Dostałam je od Bianki po trudnym dla mnie okresie mojego życia, na początek nowego rozdziału, którego tak naprawdę jeszcze na dobre nie zaczęłam. Postanawiam je założyć, może przyniosą mi szczęście. Nie jestem gotowa na poważny związek, ale na dobrą zabawę oczywiście, że tak.

Wychodzę z pokoju, w którym pozostawiam jak zawsze idealny porządek. Jestem typem pedantki i u siebie zawsze staram się mieć wszystko na swoim miejscu.

Bianka czeka już na mnie w salonie z kawą. W salonie, w którym prócz dużej turkusowej kanapy, białego stolika i telewizora na ścianie nie ma nic. Biorę swój napój od niej i upijam kilka łyków. Preferuję czarną, bez cukru.

— Nadia, taksówka zaraz będzie. Jestem już gotowa, ale ty mi nie mów, że serio zamierzasz jechać w ubraniach, które nadają się raczej do pracy z nadętymi osobami, a nie na wyjazd. Mamy się zabawić, zapomniałaś? — mówi spoglądając z niesmakiem na mój zestaw odzieży.

— Przestań się stale czepiać moich wyborów modowych, to jest mój styl i nic na to nie poradzę. Nie martw się, wzięłam i coś bardziej stosownego. Wręcz wyzywającego. Czekam tylko na zmianę otoczenia, wtedy i ja też się zmienię — uśmiecham się przebiegle na myśl o moim postanowieniu i sukience, którą mam przyszykowaną na nasze wielkie wyjście w miasto.

— Mam nadzieję, bo inaczej sama ci coś wybiorę. Wiesz, że ten weekend jest dla nas, mamy się tam odprężyć.

— Wiem o tym dobrze. Zabawimy się — odpowiadam wesoło.

Bianka ma na sobie krótką, obcisłą, czarną mini, z dołem przyozdobionym frędzlami, luźną bluzkę o kolorze pudrowego różu z szyfonu z głębokim dekoltem. Do tego pod kolor szpilki w szpic. Rozpuszczone włosy, mocny makijaż. Wygląda zjawiskowo.

— Skoro jesteśmy gotowe i odpowiednio nastawione, to bierzmy walizki i schodźmy na dół. Taksówka na pewno już na nas czeka — mówi rzeczowo Bianka.

Mieszkamy w Warszawie w dzielnicy Mokotów, w pięknej po renowacji kamienicy. Zjeżdżamy na dół windą i wychodzimy przed budynek. Słońce mocno grzeje. Oglądam się za siebie. Budynek jest okazały o pięknej fasadzie, przez co przyciąga wzrok niejednego przechodnia. Zajmujemy mieszkanie na trzecim piętrze. Z dużym balkonem wychodzącym z mojego pokoju.

Zaczynam czuć lekki dreszczyk emocji. Moja nowa otwarta postawa na szybką przelotną znajomość napędza mnie optymizmem, a zarazem odczuwam wewnętrzny spokój. Tak jakby podjęcie działań mogło mi przynieść chwilowe ukojenie. Naprawdę trzeba w końcu wrzucić na luz. Ostatnio jestem zbyt spięta. To co zdarzyło się kiedyś, nie jest powiedziane, że się powtórzy, zwłaszcza przy przelotnej znajomości. A póki co tylko takie mnie interesują.

W tym momencie podjeżdża taksówka i odrywa mnie od ponurych myśli, które zaczynają do mnie napływać. Od dziś pełny optymizm.

Wsiadamy obie na tylne siedzenie samochodu. Nie pogrążam się w rozmowie z Bianką. Często miewam chwilę, gdy zamykam się na otoczenie, zwłaszcza w miejscach publicznych. Wyjątek stanowi moja praca, gdzie muszę działać, aby coś osiągnąć. Kierowca rusza w stronę lotniska Okręcie. Wyglądam przez szybę i wyłączam myślenie, nastawiam się na odbiór bodźców z mijanego krajobrazu. Fakt, w większości są to tylko samochody i budynki, ale i tak uspokaja mnie to w pewnym sensie.

Nawet nie zauważam, kiedy podjeżdżamy pod budynek lotniska.

— Bianka, ileż ty ubrań wzięłaś? — pytam, widząc jak kierowca wyciąga jej dwie walizki, których wcześniej nie zauważyłam.

— Tylko same najpotrzebniejsze rzeczy. Kto wie, co się wydarzy — odzywa się do mnie z zadziornym uśmiechem.

— Po tobie można się spodziewać, że zgorszysz jakiegoś Francuza i pozostawisz go z marzeniami o sobie.

— A tam, gadasz. Co ja poradzę, że faceci tak łatwo mi ulegają. Mają po prostu pecha, że trafiają na mnie, ale zawsze zostawiam ich z porządną dawką wrażeń. — Figlarny uśmiech na jej twarzy mówi mi, jakich to wrażeń może im dostarczyć.

— Małostkowa wariatka — przewracam oczami. Ona nigdy nie patyczkuje się z płcią przeciwną. — Dobra, dupo moja kochana, my tu sobie gadu gadu, a samolot to raczej na nas nie będzie czekał. Ruszmy się do sali odpraw.

— Masz rację, chodźmy, chcę sprawdzić w końcu, o co tyle szumu z tymi Paryżanami. — Bianka jak zawsze przechodzi do sedna sprawy.

Nie będę ukrywać, że sama nabieram coraz to większej ochoty na jakiegoś przystojnego Francuza.

Ruszamy do wejścia na lotnisko ze swoimi bagażami. Widać, że zbliżają się wakacje, gdyż lotnisko jest w dużej mierze zapełnione. Udajemy się do punktu odpraw. Sprawdzają nasze dokumenty. Gdy wszystkie formalności są już załatwione, spokojnie czekamy.

Wywołują nasz lot i idziemy na pokład samolotu, który ma nas dostarczyć w miejsce, gdzie przeżyjemy przygodę. Wyłączam swój smartphone. Rozsiadam się wygodnie i w końcu całkowicie odprężam. Ten weekend będzie należeć do mnie i oczywiście mojej ukochanej przyjaciółki, Bianki. Z tą myślą odpływam w lekką drzemkę.

Rozdział 2

Bianka wybudziła mnie ze resztek mojego snu. W sumie szkoda, gdyż zaczął mi się śnić wysoki brunet, ale niestety marzenia senne zostały przerwane.

Po około dwóch godzinach i dwudziestu pięciu minutach dolatujemy do paryskiego lotniska Paryż-Roissy-Charles de Gaulle. Jest ono położone dwadzieścia pięć kilometrów od centrum miasta. Z góry Paryż wygląda niesamowicie. W oddali widać wieżę Eiffla, która wyróżnia się spośród innych zabudowań.

Pora wracać do rzeczywistości. Niekiedy te powroty bywają trudne zwłaszcza po koszmarach sennych. Po pozytywnych snach łatwiej się odnaleźć zwłaszcza, gdy czeka perspektywa ziszczenia choćby części z nich. Wiadomo, nie będę już aż tak bardzo wybredna jak zamiast bruneta spotkam jakiegoś blondyna. Byle nie był dupkiem i chętny na małe co nieco w łóżku. Kolor włosów będzie wtedy mało istotny.

Przygotujemy się do lądowania. Zapinam więc pasy, zachodzimy coraz niżej. Piękny Paryż przybliża się do nas. Aż trudno mi uwierzyć, że dopiero pierwszy raz jestem w tym mieście. Mam nadzieję, że ta podróż mnie nie zawiedzie i będę się bawić wyśmienicie. Bianka już o to z pewnością zadba. Moja towarzyszka podróży ma już przygotowany plan. Z nią nie ma czasu na nudę. Jedynie sama muszę zadbać o jeden aspekt — z kim spędzę noc, z poduszką czy gorącym facetem.

Lądujemy i wychodzimy do budynku lotniska. Odbieramy bagaże. Przed budynkiem łapiemy taksówkę, która zawozi nas do hotelu Four Seasons Hotel George V Paris, który znajduje się 36 km od miejsca naszego przylotu.

Jedziemy pogrążone w rozmowie o tym, co mamy zamiar robić, gdy już dotrzemy na miejsce. Na pierwszym naszym miejscu jest, oczywiście po formalnościach związanych z meldunkiem, odpicowanie się. Bianka opisuje, co zamierza na siebie włożyć, ja natomiast nie chcę zdradzić jej, w co się wieczorem ubiorę.

— Nadia, tylko błagam cię, abym się nie musiała za ciebie wstydzić. Zero garsonek. Rozumiesz? — piorunuje mnie wzrokiem. Boi się chyba, że na wyjazd wzięłam same oficjalne stroje, ale nie ma co jej winić, gdyż często tak się ubieram.

— Niech się twoja śliczna rozczochrana główka o to nie martwi. Zaskoczę cię — uśmiecham się chytrze. Nie mogę się już doczekać jej miny, gdy mnie zobaczy w stroju na wieczorny wypad.

— Ej, wcale nie mam rozczochranych włosów, prawda? — Oburzona zaczyna przygładzać swoją fryzurę. Jak zwykle przewrażliwiona na punkcie włosów. Przynajmniej temat mojej garderoby poszedł w odstawkę.

— Słońce, wiesz, że wyglądasz idealnie, tylko żartowałam — uspokajam ją.

— Wiesz, że robisz się ostatnio zrzędliwa i masz dosyć niemiłe docinki?

— Ej, wypraszam sobie, nie zrzędzę — robię urażoną minę.

— Jak nie? Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio byłaś w pełni wyluzowana. Wrzuć na luz, kobieto — patrzy na mnie wzrokiem mówiącym: przede mną się nic nie ukryje. Dobrze jest mieć przyjaciółkę, ale nie raz zna cię aż zanadto.

— Masz rację. Już postanowiłam, że ten weekend będzie inny. Będziemy się na pewno świetnie bawić. Zero zmartwień — obiecuję jej. Obie się uśmiechamy. — Odstawimy się i będziemy wyglądać nienagannie. Tak, że nikt nie od nas wzroku nie oderwie.

— To jest dobra myśl — promienieje Bianka.

Kończymy temat naszego wyglądu. Lepiej z nią nie zadzierać w tych kwestiach. Jak każda modelka ma chyba obsesję na punkcie swojego imagu. Facet, który ją komplementuje ma naprawdę przechlapane. Jedno złe słowa i awantura gotowa.

Po czterdziestu minutach jazdy dojeżdżamy do naszego pięknego hotelu. Wynajęłyśmy pokój dwuosobowy, który mieści się na trzecim piętrze. Hotel ten jest bardzo luksusowy, wybudowany w 1928 roku, ma już ładną historię na swoim koncie.

Wysiadamy z taksówki i wchodzimy do środku naszego punktu orientacyjnego przygody w Paryżu. Hotel słynie z niesamowitej kolekcji dzieł sztuki, które potrafią nacieszyć oczy wielu turystów. Idziemy do recepcji i potwierdzamy rezerwację. Później jesteśmy prowadzone do naszego pokoju.

Jest on zjawiskowy, zachowany w klasycznym stylu. Oddający wspaniały klimat Francji. Zakochać się można w tej przestrzeni.

Obie szybko się odświeżamy i lekko zapoznajemy z naszym hotelowym minibarkiem. Zaczynamy naszą przygodę. Następnie idziemy się ubrać w coś do klubu. Stawiam na elegancką seksowność.

Gdy zobaczyłam tydzień temu na wystawie sklepowej tę sukienkę, wiedziałam od razu, że ona musi być moja. Postanawiam założyć ją na czerwone stringi, a stanik sobie daruję, gdyż sukienka ma go już wszytego. Nie ubieram rajstop i tak jest na to za gorąco.

Zakładam moją zdobycz. Jest to czarna obcisła mini. Wydawać by się mogło klasyka, ależ jest to bardzo mylne dla człowieka. Wystarczy spojrzeć na jej tył. Posiada tam rozcięcie w kształcie litery V, od samych ramion do pasa. Dodatkowo jej ramiona są wysadzone uroczymi kryształkami, które pod światło pięknie się mienią. Z przodu ma nieduży dekolt. Wiadomo, tyłem nadrabia.

Do całości zakładam czerwone, lakierowane szpilki w szpic. Może i jest gorąco, ale wiadomo, trzeba się poświęcić. Buty te są klasyczne, ale jakże wydłużają nogi. W sumie za bardzo tego nie potrzebuję, ale wiadomo, od przybytku głowa nie boli.

Na ramię zakładam duża kopertówkę. Również koloru czerwonego. Wyposażam ją w niezbędne artykuły, w tym na wszelki wypadek prezerwatywy. Kto wie, co się trafi, a jak jest wiadome lepiej przypadkowi nic nie pozostawiać. Tabletek nie biorę. W przypadku mojej ilości seksu — nieopłacalne. A bez zabezpieczenia to się już nie bawię. Człowiek uczy się na błędach. Raz już popełniłam duży, za który zapłaciłam wysoką cenę.

Czas przegonić te myśli, które zaczynają kiełkować w mej głowie. Jestem twardą kobietą, nie pozwolę się już nigdy więcej skrzywdzić.

Wracając do ubioru, myślę, że całość ładnie uzupełni długi złoty naszyjnik z dużą zawieszką, w kształcie owalu z rubinowym oczkiem. Do tego pozostają kolczyki, które mam na sobie od wyjścia z domu.

Uważam, że jestem gotowa. Włosy pozostawiam rozpuszczone. Gdy będzie chłodno będę musiała się grzać alkoholem, bo na wierzch nic nie zakładam. Grzechem by było zakryć te gołe plecy, nawet większość włosów przerzucam na jeden bok i daję do przodu.

Czas iść zobaczyć, co u Bianki. Siedzi u siebie na łóżku. Jej pokój to lustrzane odbicie mojego. Elegancja w każdej postaci. Obraca głowę w moja stronę. Widać w jej oczach niedowierzanie, ale i wielki uśmiech pojawia się na jej twarzy.

— Nadia, ale żeś się odjebała. Rewelacyjnie wyglądasz — podchodzi do mnie, żeby mi się lepiej przyjrzeć i ściska mnie. Myślała na pewno, że ubiorę jakaś spódnicę do kolan i białą bluzkę, ale ja też potrafię czasem wszystkich zaskoczyć.

— Dzięki, kochana, ty też bosko wyglądasz. A twoje cycki w tej sukience, aż się proszą, aby je przelecieć. Masz szczęście, że nie jestem lesbijką bo bym się jeszcze na ciebie tu i teraz rzuciła — udaję, że chcę się na nią rzucić. Bianka robi zręczny unik. Śmiejemy się.

A wygląda faktycznie bosko. Ubrała się w zwiewną, dżinsową sukienkę przewiązywaną paskiem w pasie. Z dekoltem bardzo, ale to bardzo głębokim. W końcu ma co pokazać, to niech pokazuje. Ma małą czarną kopertówkę na złotym grubym łańcuchu. Do tego czarne szpilki bez palców. — Nikt ci się oprze.

— Wiem, żaden facet nie przejdzie obojętnie koło mnie.

— Przecież nigdy nie przechodzą. Spójrzmy prawdzie w oczy, nikogo nie masz bo wszystkich spławiasz, a nie dlatego, że się im nie podobasz. Faceci mają przy tobie przechlapane — szturcham ją lekko w ramię

— Aż taka zołzą dla nich nie jestem. Nie moja wina, że ideałów nie ma — robi urażoną minę, ale jej oczy dalej się śmieją.

— Oj jesteś i to bardzo. Dużo męskich serc ranisz. Wiem coś o tym, zwłaszcza, gdy muszę spławiać twoich adoratorów. Dziś pewno znowu kogoś rozkochasz w sobie, a później porzucisz.

— Ty też spotkasz dziś kogoś na pewno. W końcu każda z nas ma ten wyjazd wspominać bardzo dobrze, a Paryż też ma o nas nie zapomnieć.

— Ok, też wyrwę kogoś, zdemoralizuję, lekko wykorzystam, a później porzucę. Na to się piszę. Chyba obie mamy w planach przygodę na jedną noc — puszczam oczko do niej. — Tylko błagam, nie swataj mnie jak zawsze, sama sobie jakoś poradzę.

— W moich planach na tę noc są przynajmniej dwie takie przygody — chichocze Bianka, która, znając ją, zrobi to, co mówi.

— Szalona jesteś — odpowiadam ubawiona.

— I za to mnie kochasz — oznajmia mi.

— Nie wiem jak ty, ale ja to bym się już zbierała. Na twoje plany potrzeba trochę czasu. Będę mniej ambitna, wystarczy mi jeden Francuz. A teraz chodźmy do restauracji coś zjeść i uzupełnić zapas energii — biorę ją pod ramię i schodzimy w dobrych nastrojach do restauracji hotelowej. Wychodzę z naszego cudownego lokum z myślą, że dziś w nocy wrócę tu już nie sama.

Restauracja jest urocza. Masywne fotele, piękne wiszące żyrandole. Paryż budzi we mnie romantyzm. Kelner prowadzi nas do stolika. Bianka, która zna lepiej Francuzki, prosi o kartę win i menu. Rozsiadamy się wygodnie i czekamy aż kelner wróci z naszymi kartami.

— Nadia, mam nadzieję dziś nie wyzgonować. Najpierw drink, teraz wino, a później, co proponujesz? — Chytrze się uśmiecha. Dobrze wie, na co się zdecydujemy. Nasze preferencje są takie same.

— Wódka — odpowiadam chyba zbyt głośno, gdyż kilkoro gości obraca się w naszą stronę. Usiłujemy przybrać na twarzy wyraz skruchy za ten hałas, ale zaczynamy się śmiać. Humor ewidentnie zaczyna nam dopisywać. Wraca kelner z naszymi kartami.

— Gentilles dames environ est votre carte. Vous êtes sur le point de passer en revue dans l’ordre.[1]

— Merci[2] — odpowiada Bianka. Posyła mu uśmiech, czym go lekko peszy.

— Jakie wino wybieramy? — pytam się jej.

— Jak najtańsze — odpowiada Bianka. — Widzisz te ceny? Masakra, jak można takie drogie wino pić? Nadia, co proponujesz?

— Coś, co ładnie brzmi. Wiesz, że nie znam się na winach. Może być jakieś wytrawne. A reszta to mi obojętne. Może Domaine de Tholomies Syrah Grenche.

— Ok, pasuje mi jak najbardziej. — Obie jesteśmy zgodne.

— A co bierzemy do jedzenia? Ja chyba wezmę Tartare de saumon Au basilic et aux artichauts. To jakaś tarta, a uwielbiam ją w każdej postaci. A ty co bierzesz?

— Soupe a l’Oignon Gratine — mówi Bianka. — Dla mnie sama zupa w zupełności wystarczy.

— To już mamy ustalone, nasza obsługa już idzie. Zamów ty. Mój francuski by go wystraszył.

Kelner przyjmuje zamówienie i odchodzi. Jest najwyraźniej trochę onieśmielony. Bianka każdego potrafi wpędzić w zakłopotanie.

— Bianka, przestań się znęcać nad tym biedakiem, facet języka zapomina, a ja tu głodna czekam — droczę się z nią. — W sumie to on jest całkiem niezły. A tyłek to ma niczego sobie — podłapuję wzrok Bianki, która patrzy na mnie jakby mnie pierwszy raz na oczy widziała.

— Nie do wiary, moja mała Nadia staje się kobietą i potrafi w końcu dostrzec fajnego faceta — ironizuje, ale obdarza mnie ciepłym uśmiechem.

— Nie przesadzaj. Niezłych mężczyzn zawsze potrafię zauważyć. Ostatnio po prostu ciężko z czasem u mnie — bronie się, chociaż i tak wiem, że przy niej to na nic, za dużo ostatnio okazji przepuściłam i to celowo.

— Raczej brak chęci. Od dziś skoro już nabrałaś ochoty, to ja już cię poprowadzę ku ścieżce rozpusty. — Ona to potrafi zachęcić człowieka do działania.

— Jak dobrze, że cię mam. Dawno już bym w zakonie wylądowała — śmieje się, ale po części wiem, że to prawda. Bez niej siedziałabym w całkowitej izolacji od społeczeństwa. Byłabym wrakiem człowieka. Dobrze, że mnie pozbierała do kupy i nakierowuje ciągle na stacje zwaną życiem. Bez niej po tym co mi się przydarzyło, życie nie miało by sensu. Dopilnowała żebym się nie poddała.

— Od tego jestem, kochana. Koniec tych sentymentów. Nie zapominajmy, po co przyjechałyśmy. Musimy ustalić strategię. Jedziemy do jednego klubu upijamy się i tam szukamy swych ofiar, czy wałęsamy się po kilku i upijamy stopniowo? — Jak zawsze musi mieć wszystko zaplanowane.

— Jak dla mnie długie chodzenie nigdy dobrze się nie kończy. Chyba, że już nic się w pierwszym klubie nie przytrafi, to ewentualnie wtedy do innych. Poza tym na nogach mam chyba jedne ze swoich najwyższych szpilek i nie wiem, ile moje nogi w nich pociągną — narzekam trochę, chociaż wiem, że nie okaże mi współczucia, gdyż sama ma niewiele niższą szpilkę.

— To mamy ustalone. Po kolacji idziemy do Queen Club. Czytałam przed wyjazdem, że ma dosyć dobre recenzje. Może się nie zawiedziemy.

Ta noc będzie nasza. O, idzie kelner z naszym zamówieniem. Bianka zaczyna pożerać go wzrokiem. Ten spoglądając na nasz stolik dostrzega to i prawie się potyka.

— Oj, biedactwo, coś mu chyba obcowanie z Polkami nie służy. — Obie zaczynamy się na niego gapić. Najwyraźniej lubimy się znęcać nad facetami. Francuz będąc bliżej naszego stolika robi się coraz bardziej czerwony na twarzy.

— Vin de dames pour vous. Je vais prendre le reste de la commande.[3] — Odchodzi, tym razem się nie potykając.

— Akcent francuski jest cudowny. Marzy mi się, że podczas seksu będzie do mnie szeptał jakiś Francuz czułe słówka w tym języku. Na samą myśl o tym chyba dostanę orgazmu. — Widać po niej, że w jej głowie zaczynają układać się fantazje.

— Bianka, opanuj się jesteśmy w restauracji. Chociaż przyznaję, że taka perspektywa bywa pociągająca.

Chichoczemy jak jakieś nastolatki. Paryż nas odmładza. Przenosi w świat beztroskiej młodości, którą sama osobiście miałam zmarnowaną.

Zwracamy uwagę na siebie. Inni goście zaczynają nas chyba obgadywać, ale cóż, w wyborowym towarzystwie przecież nie da się drętwo siedzieć. Wraca nasz ulubiony kelner, który już się trochę opanował. Głowę trzyma podniesioną do góry, a na twarzy pozostał już tylko lekki rumieniec, który nadaje mu chłopięcego uroku. Blond włosy lekko przydługawe, ma fajnie rozczochrane na głowie, rumieniec uwydatnia jego niebieskie oczy. Zaczynam się zastanawiać, co on tu robi, powinien podbijać świat modelingu. Niestety nieśmiałość chyba przeważa tu szale.

— A propos de ce repas pour les dames. Je profiter de vos repas.[4]

— Merci — odpowiadamy.

— Ależ to jedzenie wygląda i pachnie apetycznie. Jedzmy w końcu, bo czas nas nagli. Dziś mam duży apatyt do poskromienia — mówi Bianka i bierze się do konsumpcji swojej zapiekanej zupy.

U niej ten ogromny apetyt to nie tylko posiłek. Staje się coraz bardziej napalona i mi też zaczyna się to udzielać. Ten wyjazd to był świetny pomysł. Moja tarta okazuje się pieszczotą dla zmysłów smaku.

Jeszcze tylko w ten sposób dopieścić me ciało, a z pewnością trafię do raju. Francuzki jedzenie jest wyborne, Francuzi niczego sobie. Czego można chcieć więcej? A wino doskonale podkreśla smak potrawy.

— Kochana, wypijmy za nas, za nasze szczęście — mówię do mojej przyjaciółki.

— Za szczęście — wtóruje mi.

— Czuję, że ono nam dziś dopisze. Coś na pewno w naszym życiu się zmieni. — Pełna pozytywnych myśli uśmiecham się.

— Bycie tu, w tym mieście, samo niesie za sobą zmiany. To, że tu jesteśmy to duży krok. Nadia, wiem, że ciężko ruszyć na przód, ale jest to możliwe. Jesteśmy tu i jest to już pozytywną zmianą. A jak już się porządnie zabawisz uwierzysz, że życie toczy się dalej — odrzeka i chwyta mnie za rękę w geście zapewnienia. — Zacznij się cieszyć z małych rzeczy na radość z tych dużych przyjdzie czas.

Ściskam ją ze wzruszenia. Kocham tę kobietę. Zawsze wie, co powiedzieć i chce dla mnie jak najlepiej. Potrafi dbać bardziej o me dobro niż o swoje.

— Koniec tych wzruszeń. Płacimy i łapiemy taksi do klubu. Cztery kilometry pieszo to nie dla mnie.

[1] Miłe panie, oto wasze karty. Za chwilę podejdę po zamówienie.

[2] Dziękuję.

[3] Drogie panie, wino dla was. Zaraz przyniosę resztę zamówienia.

[4] Oto posiłek dla pań. Życzę smacznego.

Rozdział 3

Zapłaciłyśmy rachunek. Dosyć duży, ale w końcu raz się żyje, a poza tym stać nas na to.

Po wyjściu przed restaurację przespacerowałyśmy się trochę, podziwiając Paryż. Piękna barwa nocnego miasta, w połączeniu z lekkością atmosfery, ma działanie odprężające. Nastawia na pozytywne bodźce. Postanawiamy w końcu, gdy nadarza się okazja złapać taksówkę.

Gdy zatrzymuje się wsiadamy na tylne siedzenie. Bianka mówi kierowcy, gdzie chcemy jechać. Siadam blisko szyby i wyglądam przez nią. Napawam się Paryżem, ten niesamowity ruch, wszystko w pięknej otoczce górującej nad miastem wieży Eiffla. Miasto jakby uwikłane w poczuciu tajemniczości z nutą jakieś dziwnej siły, magii. Zewsząd blask. Po paru godzinach przebywania we Francji zakochałam się w tym miejscu. Jest tu zupełnie inaczej niż w Warszawie. Koniecznie trzeba je lepiej poznać. Może akurat trafię na jakiegoś Francuza, który mnie po nim oprowadzi?

— Nous sommes sur place. Amusez belles dames[1] — mówi kierowca taksówki.

— Merci. Bonne nuit[2] — odpowiada mu Bianka. — Laska, ruszamy na podbój płci przeciwnej. Niech nas zapamiętają i dowiedzą się, co to znaczy zadrzeć z Polkami — dodaje i bierze mnie pod ramię. Ruszamy w stronę wejścia do klubu.

Na szczęście przed klubem nie jest tłoczno. Chwilę czekamy i bramkarz po przeskanowaniu naszego wyglądu, wpuszcza nas ochoczo. Przekraczamy próg klubu, z którego dobiega głośna muzyka. Nogi same rwą się do tańca. Prowadzę nas w stronę baru.

— Nie wiem jak ty, ale ja muszę najpierw dobrze się napić — mówię głośno do Bianki.

— Ja zdecydowanie też — odpowiada.

Zajmujemy stołki przy barze i czekamy na obsługę. Barman ma sporą kolejkę więc chwilę może to potrwać.

— Bianka, zamów wódkę. Na wstępie zacznijmy od konkretów.

— Ok, nie ma sprawy — odpowiada. — Tłoczno tu trochę, ale muzyka świetna. Klimat niesamowity. Wypijmy kilka kolejek i idziemy poszaleć na parkiecie.

— Jasne. Szybkie trzy i zabawa. W końcu po to tu jesteśmy. Zobaczymy jak tutejsi mężczyźni się bawią.

Podchodzi barman i Bianka składa zamówienie. Mina barmana podczas przyjmowania go — bezcenna. Musi być nieźle zdziwiony, że takie z pozoru niewinności preferują mocne trunki.

Rozglądam się po wnętrzu klubu. Jest tu niesamowicie. Duża przestrzeń, świetna gra świateł, a do tego ta muzyka. Trafiłyśmy naprawdę dobrze.

— To na zdrowie — wypijamy szybko. Alkohol rozgrzewa me wnętrze.

Uśmiechy na naszych twarzach są szerokie i tanecznym krokiem wbijamy się na parkiet. Odrzucam włosy na bok, po czym zaczynam powolnymi ruchami balansować biodrami i nogami w takt piosenki. Daję się ponieść melodii. Zerkam na moją przyjaciółkę ona również odpłynęła w świat tańca.

Uwielbiam tańczyć. Nawet nie wiedziałam, że aż tak mi brakowało tej swobody ruchu. Przymykam oczy i czuję, że jestem ja, muzyka i parkiet. Ruchy moje stają się bardziej odważne i wyzywające, ale co mi tam. Jestem tutaj zupełnie obca, nikt mnie nie zna, pozostaje tajemnica dla innych. Czas na zabawę.

Przestaje odróżniać kawałki. Łącze się z muzyką. Tańczę już chwilę, ale nie odczuwam zmęczenia. Jest mi dobrze. W końcu jestem całkiem wyluzowana. Wyczuwam czyjeś ręce na swojej tali. Lekko otwieram oczy i z zadowoleniem stwierdzam, że Bianka też ma towarzystwo, które jest naprawdę niczego sobie. Widzę, że oddaje się w ręce swojego tancerza.

Zerkam przez ramię i zauważam, że mi też w udziale przypadł smaczny kąsek. Uśmiecham się lekko do niego. Odwzajemnia ten gest i przybliża się ochoczo do mnie. Tańczymy razem w rytm dźwięków.

Muszę przyznać, że tańczy niczego sobie. Obraca mnie w swoją stronę, tak, że stoimy twarzą w twarz. Jego ręce wędrują po moim ciele. Odnajduje nieosłoniętą część mojej skóry na plecach. Głaszczę mnie tam, nieprzestająca się ruszać w takt muzyki. Oplatam go za szyję. Jest przystojny. Może nie w jakiś powalający sposób, ale miło na niego popatrzeć. Jasnobrązowe włosy, ścięte bardzo krótko. Brązowe oczy, nad którymi górują okazała brwi, z których jedna ma dosyć dużą bliznę. Pociągła twarz pozbawiona zarostu. Jest mojego wzrostu, gdy oczywiście jestem w szpilkach.

Zerkam niżej. Ma na sobie dżinsy, lekko poszarpane w niektórych miejscach, a jego klatkę zakrywa dopasowany jasny t-shirt. Ciało dosyć muskularne, ale chyba bardziej od pracy niż ćwiczeń, gdyż w jednym miejscu są mięśnie, a w pozostałych ich nie ma.

Jego dotyk staje się śmielszy. Zaczyna zachodzić niżej pasa. Szepcze w moją stronę jakieś słowa po francusku, których nie rozumiem. Bez wątpliwości rodowity Francuz, gdyż ma bardzo silny akcent. Uśmiecham się do niego w miły sposób. Mimo tego, że jest przystojny, nie chcę go uwodzić. Nie czuję do niego żadnego pociągu. Tańczy się miło, ale w łóżku z nim nie chciałabym się znaleźć.

Spoglądałam na Biankę. Bawi się w najlepsze, uwodzi. Ona chyba jednak znalazła kandydata do łóżka na dzisiejszą noc.

Pora się uwolnić od mojego towarzysza, póki jeszcze nie zawędrował za daleko. W zręczny sposób uwalniam się z jego objęć. Usiłuję wydukać przepraszam po francusku. Dobrze, że chociaż tyle umiem powiedzieć.

Koniecznie muszę się jeszcze napić. Przeciskam się z powrotem w stronę baru. Przy barze zrobiło się mniej tłoczno, zajmuję miejsce i zamawiam wódkę. Muszę chwilę odsapnąć. Niedługo znów wrócę na parkiet, może tym razem znajdę kogoś z kim się lepiej zabawię. A jak nie, to trudno. I tak jest dobrze. Ważne, że poszaleje przy tej dobrej muzyce.

Po chwili zamawiam kolejne dwie kolejki. Nagle wyczuwam na sobie czyjś wzrok, ale nie odwracam się. Nie chce mi się pławić kolejnego faceta.

— Natalia? — Ktoś wolała za moimi plecami i dotyka lekko mego ramienia.

Odwracam się chce powiedzieć, że to pomyłka, ale ujrzawszy go tracę mowę. Zasycha mi w gardle. Mrugam oczami, może od nadmiaru alkoholu zaczynam mieć omamy, ale nie to chyba jednak prawda. Przede mną stoi najprzystojniejszy facet na świecie. Mam uderzenia gorąca i czuję, że zaraz będę czerwona na twarzy. Jeszcze nigdy tak gorącego faceta jak on nie widziałam.

Włosy czarne średniej długości, lekko opadające na czoło, pozostawione w nieładzie na jego jakże pięknej głowie. Niebieskie oczy otulone kaskadą długich rzęs. Pełne usta, które aż proszą — pocałuj mnie. Lekki zarost nadający mu groźnego wyrazu i męskości. Wszystko na pięknej lekko owalnej twarzy. Wygląda na jakieś trzydzieści pięć lata.

Wysoki i dobrze zbudowany. Wszystko zapakowane w ciemne spodnie od garnituru, bez kantu, za to świetnie skrojone. Z pewnością szyte na miarę. Tors w opakowaniu jasnej koszuli włożonej w spodnie, z podwiniętymi rękawami, rozpiętej lekko pod szyją. Przylega do jego ciała jak druga skóra, przez co można podziwiać jego mięśnie.

Patrzy na mnie z przeszywającym spojrzeniem, od którego zaczynam się podniecać. Cholera muszę się opanować, bo jeszcze zacznę się wiercić na stołku.

W jego spojrzeniu można się zatracić. Patrząc w te oczy, spoglądasz jakby gdzieś w dal. Dostrzegam w nich rozczarowanie, co nie jest dziwne, w końcu nie ujrzał tej co chciał.

Z pewnością jest z kimś umówiony, a to niestety nie jestem ja. A szkoda, i to duża. Odkasłuję i wybąkuję:

— Nie jestem Natalia. — Jestem w stanie udzielać tylko prostych odpowiedzi. Dlaczego nie mogłam powiedzieć czegoś bardziej wymownego? Przez to wszystko zaczynają mi płonąć policzki, ale robi się ze mnie niedorajda. Teraz to już na pewno nie poświęci mi nawet chwili. Nie wiem, co się ze mną dzieje.

— Zdążyłem to już zauważyć — mówi do mnie tak pięknym głosem, głębokim z lekka chrypką. Niestety te słowa były wypowiedziane w sposób bardzo obojętny.

— Przykro mi, że cię rozczarowałam — odcinam się z kąśliwością w głosie. Nie musi ze mnie robić kretynki. W tym zakresie to sama radzę sobie doskonale.

— A kto powiedział, że jestem rozczarowany? Powiedzmy, że raczej mile zaskoczony — posyła mi lekki uśmiech, który nie dociera jednak do jego oczów. Głos nie zdradza niczego.

— Jakoś tego nie zauważyłam. Przecież nie jestem osobą, na którą czekasz — mówię to chociaż w duchu chciałabym być właśnie nią.

— Na nikogo nie czekam. Wziąłem cię za moją dawną znajomą. A co Polka robi sama w takim miejscu? Szczerze ciężko tu spotkać Polaka ostatnim czasy, poza miejscami przepełnionymi turystami — zagaduje do mnie, co mnie cieszy. Raduje mnie też fakt, że z nikim się nie umówił. Ukrywam radosny uśmieszek, który chce wyjść na moją twarz. Pora wziąć się trochę za siebie.

— Pewnie to samo, co ty. Próbuje się zabawić i odprężyć — odpowiadam wyniośle.

— Takie miejsce dla samotnej kobiety to chyba nie najlepszy pomysł. — W jego głosie słychać oskarżycielską nutkę.

— Nie jestem tu sama, tylko z przyjaciółką. Teraz postanowiłam się napić i odpocząć, a poza tym jestem, jakbyś nie zauważył, już dosyć dużą dziewczynką i potrafię się sama o siebie zatroszczyć — odpowiadam zjadliwie, nie będzie mi mówił co jest dla mnie dobre. Zaczyna mnie denerwować swoim poczuciem wyższości. Co on sobie myśli, że mam piętnaście lat i nie mam swojego rozumu? Myli się.

— Jakoś twojej koleżanki tu nie widać, więc jesteś sama. A piękna kobieta pozostawiona bez towarzystwa może narazić się na niebezpieczeństwo. Pozwól, że się dosiądę i postawię ci drinka. — Zmienia ton z zimnego na lekko uwodzicielski. Teraz jego głos brzmi dopiero wspaniale. Jeszcze mu zaraz ulegnę. Boże, jak on na mnie działa. Popadam w fantazję i marzę o tym, aby mnie przeleciał tu i teraz. Zwariowałam, za dużo wypiłam jak nic.

— Za alkohol to ja już podziękuję. Zdecydowanie mam już dosyć, ale towarzystwo się przyda. Znajoma chyba przepadła na dobre na parkiecie, a ja nadal potrzebuję lekkiego odpoczynku. — Co ja pierdzielę — odpoczynek? Potrzebuję seksu. Cholera, chyba nie powiedziałam tego na głos, bo właśnie patrzy na mnie, jakby to usłyszał.

— Chętnie dotrzymam ci towarzystwa — mówi to bardzo wymownie, po czym lekko unosi jedną brew. — Jestem Wiktor, a ty, piękna, jak masz na imię? Wydaje się, że od tego powinniśmy zacząć naszą rozmowę — dodaje i wyciąga do mnie rękę.

— Nadia — odrzekam, po czym podaję mu swoją spoconą dłoń. Ujmuje ją i gdy nasze palce stykają się ze sobą przechodzi mnie dreszcz. Co za cudowne, elektryzujące uczucie. Nasze ciała w jakiś sposób reagują na siebie. Zerkam na niego, ale jego wzrok spoczywa na naszych rękach. Ma lekko zdziwiony wyraz twarzy, ale nic więcej nie jestem w stanie wyczytać z niej. Być może też to poczuł. Niechętnie puszczam jego dłoń i tak już trochę za długo trwał nasz uścisk. Jego skórę jest miła w dotyku. Wydaje się zawiedziony tym, że nasz kontakt zakończył się. Sama pragnę go dotykać i to wszędzie. Jak facet może, aż tak bardzo działać na kobietę? Nie pojmuję tego.

— Nadia — wymawia me imię swoim cudownym głosem, przez co brzmi jakoś wyjątkowo. — Rzadko spotykane imię. Tak więc, Nadio, co cię sprowadza do Paryża, bo obstawiam, że jesteś tu raczej przelotnie? — Boże, jego głosu mogłabym słuchać godzinami. Zwłaszcza, gdy już przestał być oziębły.

— Do Paryża przyjechałyśmy w sumie na taki babski weekend. Potrzebowałyśmy oderwać się trochę od codzienności. — Moc jego głosu sprawia, że zaczynam się mu tłumaczyć.

— I akurat Paryż? Powiadasz, że tylko na weekend. — Wyczuwam nutkę rozczarowania w jego słowach. Też zaczynam żałować, że tak krótko tu zostanę. — Bardzo szybko wracacie do kraju. Musisz z pewnością ten czas dobrze wykorzystać, gdyż Paryż to piękne miasto. Jest w nim dużo do zobaczenia. Mógłbym robić za twojego przewodnika, ale na pewno już macie plany. — Czy właśnie próbował w jakiś sposób się ze mną umówić?

— A ty mieszkasz tu na stałe, że dasz radę oprowadzić mnie po mieście? — Postanawiam wykorzystać moment i dowiedzieć się czegoś o nim, gdyż jestem ciekawa wszystkiego co z nim związane.

— Mieszkam tu już siedem lat. Więc co nieco wiem, gdzie jest.

— Siedem lat to dosyć długo — mówię lekko rozczarowana. — Pewno w Polsce jesteś bardzo rzadko w takim razie.

— Jakoś mnie nie ciągnie w rodzinne strony. Tylko w interesach odwiedzam kraj. Powiedzmy, że uciekłem i nie mam po co tam wracać — intryguje mnie coraz bardziej.

— Szkoda — wymyka mi się to słowo.

— Oj szkoda, szkoda. W Polsce to jednak mamy piękności. Dobrze, że chociaż jedna z nich postanowiła odwiedzić Francję. Przynajmniej mogę trochę pocieszyć oczy — uśmiecha się szelmowsko do mnie, a ja rumienię się. Ciągle od początku tego spotkania przy nim me policzki czerwienią się. Rzadko spotykana przypadłość u mnie. — A może, Nadio, skoro już trochę odpoczęłaś, zatańczymy?

— Chętnie — odpowiadam. Jestem pozytywnie zaskoczona komplementami. Miło słyszeć takie słowa i to z ust przystojnego faceta.

Wiktor wstaje od baru i podaje mi rękę. Okazuje się, że jest ode mnie wyższy o jakieś pięć centymetrów. Znowu po dotknięciu go mam dreszcze na całym ciele. W dodatku przebiega po nim przyjemne ciepło, począwszy od palców u dłoni, aż w każdy najdalszy zakamarek mego ciała.

Zaczynamy przepychać się przez tłum. Kładzie mi dłoń na dole pleców, w miejscu, gdzie akurat kończy się wcięcie w sukni. Wyczuwam, że jego postawa trochę się napięła. Czyżbym i ja na niego w jakieś sposób działała? Prowadzi mnie w głąb parkietu, gdy znajdujemy trochę wolnej przestrzeni, zatrzymujemy się. Obraca mnie w swoją stronę, aby spojrzeć w jego cudowne oczy muszę lekko zadrzeć głowę do góry. Podoba mi się to, że mimo obcasów góruje nade mną.

Obdarza mnie czarującym uśmiechem. Odrobinę się relaksuje. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak jestem spięta. Kładzie mi ręce na tali i przyciąga do siebie. Moje piersi stykają się z jego torsem, który jest twardy i umięśniony. Działa to bardzo na moje libido. Czuję, że moje sutki stają się twardsze. Ten facet to chodzący bóg seksu. Oplatam jego szyję moimi rękami. Muzyka akurat przybrała powolne rytmy, a serce tak mocno mi bije, że chyba zaraz wyskoczy z mej piersi. Najnormalniej nie wierzę, że tańczę z takim facetem.

Tancerz jest z niego wyśmienity, porusza się z niebywałą lekkością. Szybko odnajduje moje nagie plecy. Jego palce muskają mnie tam. Zatacza kółka, gładzi, pieści. Powoduje to, iż zaraz eksploduje z emocji.

Me ręce również pragną jego dotyku. Zaczynam gładzić go po karku. Mam ochotę zanurzyć ręce w jego włosach. Poczuć ich miękkość między palcami, ale opieram się tej pokusie. To wszystko staje się zbyt intensywne jak na zwykły taniec.

Przyciąga mnie jeszcze bliżej. Tak, że nie dzieli nas już nic prócz ubrań. Czuję każdy centymetr jego ciała, które ociera się o moje. Chwilę balansujemy w tej bliskości. Zaczyna wsuwać mi nogę między uda. O żesz, to dopiero na mnie działa. Jestem złakniona dotyku. Zbyt długo moje ciało nie zaznawało przyjemności, że jego pieszczoty tak na mnie oddziałują. Czuję, że robię się mokra. Jak tak dalej pójdzie dostanę orgazmu w miejscu publicznym. Co my wyprawiamy? To dawno wykracza już poza sferę tańca. Jest to raczej taniec godowy.

Spoglądam na niego. Dostrzegam podniecenie w jego oczach oraz, o ile się nie mylę, w innym miejscu też można je wyczuć.

— Nadia, jesteś taka piękna — mówi głosem jeszcze bardziej ochrypłym. — Ta sukienka na tobie zaczyna mnie doprowadzać do szału. Co ty, kobieto, ze mną wyprawiasz? — pyta, gładząc me ciało wzdłuż kręgosłupa.

Nie jestem w stanie mu nic odpowiedzieć. Obawiam się, że głos nie wydobył by mi się z gardła. Patrzę jedynie na niego i posyłam mu najbardziej niewinny uśmiech na jaki mnie stać. Jego kąciki ust też podnoszą się w lekkim uśmiechu.

— Zaraz ci ten uśmieszek zakryje moimi ustami — wypowiada swą groźbę, po czym nachyla się lekko w stronę mych warg.

Przymykam oczy oddając się chwili. Wiem, że to czyste wariactwo tak z nieznajomym i to tak szybko, ale co mi tam. W końcu po to przyjechałam. Od dziś moje hasło przewodnie w życiu brzmi carpe diem.

Podnoszę głowę i wychodzę mu na spotkanie. Jego usta trafiają na moje, ależ ma pełne i gorące wargi. Pełne ognia namiętności. Z początku tylko lekko mnie muska, odwzajemniam to, czym zachęcam go mocniejszego pocałunku. Swoimi ustami zamyka moje. Łączymy się w jedno. Poza nim i mną w tej chwili nic się nie liczy. Jest to coś magicznego. Siła naszego przyciągania jest niebywale mocna. Próbuje wsunąć we mnie język, ochoczo mu na to pozwalam. Nie pozostaje obojętna, też zaczynam go wypełniać moim językiem. Złączone razem, prowadzą na wzór naszych ciał swój własny taniec. Oplatają się.

Oboje jesteśmy nienasyceni. Ciągle nam mało. Chwytam jego włosy, przyciągam go mocniej. Ach jakie cudowne są w dotyku. Pociągam go za nie lekko. Podoba to mu się ewidentnie, gdyż zaczyna pojękiwać. Rękami pieści me ciało, chwyta mnie za pośladki, lekko podszczypując. Też wyrywa mi się jęk rozkoszy. Tak bardzo mnie podnieca, ale wszystko to wciąż za mało. Moje ciało chce więcej. Ocieram się lekko o jego nogę. Chcę się jakoś zaspokoić. Moja kobiecość nie może już tego wytrzymać. Odrywa nieznacznie usta od moich i mówi:

— Niegrzeczna z ciebie kobieta, Nadio — uśmiecha się do mnie w sposób, który prawie zwala mnie z nóg. Wnioskuję więc, że podobało mu się to.

— Przeważnie jestem bardziej cywilizowana. — Mimo suchości w gardle udaje mi się to powiedzieć.

— Dobrze, że dziś trafiłem na tę mniej uczłowieczoną wersję ciebie.

Nie wiem, jak długo jestem już z nim na parkiecie. Piosenki już dawno przestałam rozróżniać. Utraciłam poczucie czasu. Ciągle poruszamy się w swoim niespiesznym rytmie, nie bacząc na to, co się dzieje wokół.

Zaczyna całować mnie pod uchem. Oddaję mu się. Czuję, że nogi wkrótce mnie już nie utrzymają, ale w jego ramionach jest mi wszystko obojętne.

Obsypuje pocałunkami całą moją szyję, każdy jej najmniejszy skrawek. Też pragnę go tam całować, ale przez to, że jest wyższy ode mnie nie mogę tego osiągnąć. On ma teraz nade mną przewagę. Dotykam jego ramion. Upajam się jego siłą. Musi ćwiczyć, gdyż ma piękne bicepsy. Aż dziwne, że w swoim dotyku jest tak delikatny. Moje ciało drży z podniecenia. Nogi kołyszą się pode mną.

— Wiktor — szepcę jego imię.

— Tak, piękna? — przerwa na chwilę pieszczotę mego ciała, żeby móc na mnie spojrzeć.

Oboje jesteśmy bardzo podnieceni. Jeszcze chwila, a zacznę go rozbierać.

[1] Jesteśmy na miejscu. Miłej zabawy, piękne panie.

[2] Dziękuję. Dobranoc.

Rozdział 4

W tym momencie ktoś szarpie mnie za ramię. Nagle przebijam się z bańki, która nas otaczała, do świata rzeczywistego. Oglądam się za siebie. Widzę Biankę z jakimś facet u swego boku. Zupełnie o niej zapomniałam.

— Ziemia do Nadii — mówi do mnie Bianka, która, gdy dostrzega mego towarzysza, robi wielkie oczy, pełne podziwu. Wiktor pozostaje opanowany. Tak, jakby to co było przed chwilą między nami, zupełnie nic nie znaczyło. Cała jestem rozdygotana, a z jego twarzy nie idzie nic odczytać. Będące tam jeszcze kilka sekund temu podniecenie gdzieś wyparowało i pozostał zerowy ślad po nim.

— Tak więc ja się zmywam. Szukałam cię, aby zapytać czy wszystko ok, ale niepotrzebnie się martwiłam. Widzimy się pewnie dopiero rano w hotelu. Baw się dobrze — wypowiada słowa z szybkością automatu i całuje mnie w policzek, po czym oddala się ze swoim towarzystwem.

— To właśnie była moja przyjaciółka — kieruję swe słowa do Wiktora.

Teraz jestem zażenowana, że dałam się tak łatwo ponieść żądzy. On za to nie poczuł nic. Kompletnie nic po nim nie widać. Chyba za dużo sobie wyobraziłam. W końcu dwoje nieznajomych, nie może się przecież aż tak napalić na siebie. Chociaż jeśli mam być ze sobą szczera, ja się napaliłam, nadal czuję to w swym wnętrzu. Czyżbym była aż taka łatwa? A może tak bardzo potrzebuję poczuć się dowartościowana, że wymyślam już sobie napalonego na mnie faceta? Wszystko wydaje się teraz możliwe.

— Zauważyłem. Wydaje się miłą osobą — odpowiada pozbawiony wszelakich emocji.

— Jeśli nie masz nic przeciwko, chętnie napiłabym się wody, zaschło mi w gardle. — Muszę coś wymyślić, jak wyjść z twarzą z całej tej sytuacji. Gdzie taki facet mógłby być zainteresowany przypadkowo spotkaną kobietą.

— W porządku, chodzimy w takim razie do baru, zamówię dla nas wodę. A może skusisz się jednak na coś mocniejszego? — pyta z grzeczności. Gdzie się podział ten mężczyzna, który tak namiętnie mnie całował? Teraz to jest jakieś służbista.

— Na dziś wystarczy mi już mocnych trunków. — Jeszcze tego mi trzeba, by stracić resztki kontroli i po alkoholu w geście rozpaczy, rzucić się na niego bez zastanawiania.

Prowadzi mnie w stronę baru, kładąc rękę na moich plecach. Serce w momencie mi przyspiesza. Niestety nie widzę jego reakcji, ale z pewnością nie ma żadnej. Jest za bardzo opanowany. Po prostu tak mu lepiej prowadzić mnie przez tłum.

Dochodzimy do baru, zerkam na zegarek. Nie do wiary, że spędziłam z nim przeszło godzinę na parkiecie.

Koniecznie muszę szybko usiąść. Nogi powoli odmawiają mi posłuszeństwa. Siadam, a Wiktor składa zamówienie u barmana.

— Często bywasz w tym klubie? — pytam go. Chcę w jakiś sposób podtrzymać rozmowę.

— Ogólnie rzadko bywam w takich miejscach. — Głos ma aż nazbyt chłodny. Co się z nim stało? Czyżbym była, aż tak mało interesująca, że sobie odpuścił? Nie rozumiem.

— Z pewnością żałujesz, że dziś tu przyszedłeś — stwierdzam to. Trzyma mnie na wyraźny dystans, wątpliwości co do tego nie mam żadnych.

— Tego nie powiedziałem — mówi nie patrząc na mnie.

— W sumie nie musiałeś. Odkąd zeszliśmy z parkietu twoje zachowanie mówi samo za siebie. — Nie sposób ukryć w mym głosie wyrzutów.

— To nie tak jak myślisz — zaczyna się bronić.

— Więc jak jest, powiedz mi? — rzucam mu wyzwanie, wolę wiedzieć na czym stoję. Może to też akt desperacji, ale nie pojmuję jego zmiany.

— Nadia, ja po prostu nigdy tak się nie zachowuję. Nie pozwalam sobie na takie rzeczy i to w miejscach publicznych.

— Tak więc o to chodzi. Wstydzisz się pocałunków ze mną. Teraz rozumiem — jestem okropnie rozczarowana.

— Niczego się nie wstydzę i niczego nie żałuję. Nigdy tak nie robię i jestem sam tym zaskoczony. Działasz na mnie w sposób niebywały, wręcz nie mogę opanować się przy tobie, a znamy się raptem kilka chwil — mówi jakby to z niedowierzaniem, które ja sama zresztą odczuwam.

— Ty też tak na mnie działasz. A uwierz, nie mam takich zwyczajów, ale czy nie można raz na jakiś czas dać się ponieść chwili? — pytam z nadzieją w głosie, pytam bo chce tego, chce zapomnieć o zahamowaniach, o wszystkim.

— Mnie nigdy nie ponosi. Nie jestem typem faceta, który chodzi do klubów i wyrywa panienki.

— A co mylisz, że ja taka jestem, że chodzę na imprezy byle się bzyknąć z kim podpadnie? — wzrasta we mnie irytacja. Za kogo on mnie ma?

— Mam nadzieję, że taka nie jesteś. Jesteś uroczą i cholernie podniecającą kobietą. Przeraża mnie to, że straciłem nad sobą kontrolę, ale przyznaję, że mi się to podobało. Ty mi się podobasz i, szczerze, resztkami sił kontroluję to, aby się do ciebie nie dobrać — zaciska dłonie w pięści. Po to ten dystans. Jednak nie jestem mu całkiem obojętna.

— To się nie kontroluj — mówię wyzywająco i przybliżam się do niego. Nie mogę mu się oprzeć. Jakby jakaś niewidzialna siła mnie ku niemu pchała, a moja wola jest słaba.

— Nadia, wiesz co robisz? Nie chcę ci niczego obiecywać. Żadne zaangażowanie mnie nie kręci. W grę wchodzi wyłącznie seks. Pociąga mnie dobra zabawa, zwłaszcza z piękną kobietą, przy której przestaję panować nad sobą — wyjaśnia mi, na czym stoję i to mi pasuje.

— Też nie bawię się w stałe związki. Więc jak najbardziej taki układ mi odpowiada. I tak za dwa dni wyjeżdżam, to nasze drogi więcej się już nie spotkają — mówiąc to, już wiem, że tego spotkania szybko nie zapomnę, a jak dojdzie między nami do czegoś więcej, to ten wyjazd długo będę wspominać.

— To jak mamy już ustalone, że nasze relacje oparte są wyłącznie na seksie, to może udamy się gdzieś indziej, gdyż inaczej przelecę cię tu i teraz. Mając gdzieś, co ktoś sobie pomyli. — Jego stanowczy ton mówi, że naprawdę o tym myśli. Bierze mnie za rękę i wstajemy od baru.

— Pomysł brzmi nieźle. Chodźmy — udaję się za nim w stronę wyjścia.

Wchodzimy na dwór. Zrobiło się trochę chłodno. Zaczynam żałować, że nie wzięłam ze sobą nic na wierzch.

— Zimno ci? — pyta Wiktor z troską, widząc jak drżę i obejmuje mnie ramieniem.

— Nie jest źle — odpowiadam i wtulam się w niego.

— Jak chcesz to możemy iść do mnie. Chyba że wolisz do waszego hotelowego apartamentu — odpowiada mi to, że liczy się z moim zdaniem.

— Chcę tam gdzie jest bliżej. Do hotelu mamy stąd jakieś cztery kilometry. A do ciebie? — Jestem ciekawa jak mieszka, a w hotelu może być Bianka.

— Jakieś pięć minut drogi pieszo. Czyli w takim razie do mnie. Powiem ci w sekrecie, że nie zdarza mi się przyprowadzać do siebie kobiet, ale dla ciebie zrobię wyjątek — Uśmiecha się i całuje mnie w czoło. Zdobywa mnie tym gestem, chociaż chyba już wcześniej to zrobił. Tym pocałunkiem przypieczętował to.

— W takim razie czuję się tym zaszczycona — szczerzę się do niego.

— Zaszczycony to ja jestem, że w ogóle chcesz ze mną tam iść. — Głos ma poważny i coś w środku mnie ściska. Taki facet i to bez stałej partnerki, wydaje się to wręcz niemożliwe. I w dodatku twierdzi, że nie sprowadza kobiet do domu. Miło jest takie coś usłyszeć.

— A tak w ogóle, co taki facet jak ty robi sam? — musiałam zapytać, autentycznie jestem tego ogromnie ciekawa, a pytanie samo pchało się na wolność.

— Też mógłbym cię o to spytać. Gdzie taka dziewczyna jak ty ma partnera? — dostrzegam w jego oczach zainteresowanie tym.

— I tu mnie rozgryzłeś. Jakby ci to powiedzieć, wolę w sumie kobiety — nie daję rady ukryć rozbawiania, które wychodzi mi na twarz.

— Jakoś w klubie utwierdziłem się w przekonaniu, że wolisz facetów — przekomarza się ze mną. — Więc czemu sama? — dopytuje się.

— Ależ jest pan dociekliwy. Powiedzmy, że na niektóre pytania, a zwłaszcza na to, nie potrafię odpowiedzieć. Ty też mi nie odpowiedziałeś, więc jesteśmy kwita.

— Porzućmy ten temat. Zaraz jak się tobą zajmę, to nie będzie czasu na rozmowy — szczypie mnie lekko w tyłek.

— Trochę się chyba zagalopowałeś. Jeszcze nie doszliśmy do ciebie.

— Prawdę powiedziawszy, jesteśmy już przed moim mieszkaniem.

Spoglądam przed siebie. Widzę piękny, wysoki apartamentowiec.

— Prowadź do swojej tajemniczej twierdzy — chwyta mnie za rękę. Portier otwiera nam drzwi.

Szczerze jestem pod wrażeniem, wszystko prezentuje się niesamowicie elegancko. Wiktor prowadzi mnie do windy. Wystukuje w niej kod i wciska dziesiąte piętro.

Staję się nerwowa. Ta mała przestrzeń z tym mężczyzną działa mocno na moje dolne części ciała. Zaczynam się niespokojnie rozglądać.

— Aż tak zniecierpliwiona? — pyta z lekkim rozbawieniem.

— Nie śmiej się ze mnie. Wiesz co, dupek jest z ciebie — pogrywam z nim i szturcham go w ramię. Nie lubię, jak ktoś się ze mnie wyśmiewa, zwłaszcza gdy denerwuje się jak jasna cholera. Chwyta mnie szybko za ręce, które wraz ze mną przytwierdza do ściany windy.

— Śliczna, nie pogrywaj sobie ze mną, bo naprawdę nie chcesz wiedzieć jaki ze mnie dupek może być. — Nim zdążyłam coś powiedzieć jego usta odnajdują moje. Tym razem nie zaczyna od delikatnych muśnięć. Jego pocałunek jest natarczywy, odwzajemniam go. Od wyjścia z klubu czekałam na ten moment. Nagle winda przystanęła i drzwi się otworzyły.

— Tak więc jesteśmy na miejscu — oznajmia Wiktor i przepuszcza mnie przodem. Jest znowu bardzo opanowany. Czy te pocałunki aż tak mało na niego działają?

Wchodzimy do eleganckiego korytarza. Wnętrze jest bardzo nowoczesne i przestronne. Wszystko w jasnych odcieniach. Począwszy od marmurowej ceramiki. Do tego jasne ściany, na których wisi kilka czarno-białych fotografii przedstawiających chyba Francję. Reszta pozbawiona jakichkolwiek ozdób. Prowadzi mnie przez białe podwójne drzwi. Wchodzimy do ogromnego salonu. Wszystko nadal pozostaje w jasnej tonacji. Ta duża przestrzeń wydaje się jakby pusta. Jedna ściana to rząd okien, zapełniający całą jej długość. Na kolejnej jest kominek, przed którym stoi czarny olbrzymi narożnik, a przed nim szklana ława w czarnej oprawie. Za nim fortepian. Jakieś trzy metry za fortepianem stoi duży, z ciemnego drewna stół, wokół którego usadowione są jasne, niebanalne w swoim kształcie krzesła. Z salonu widać zarys kuchni, która jest obecnie pogrążona w półmroku. Wychodzi z niego też korytarz, którym z pewnością można udać się do pokoi.

— Masz całe piętro dla siebie — wyrażam swym głosem zaskoczenia.

— Tak jakoś wyszło, lubię duże przestrzenie — mówi bez przekonania, obojętnym tonem. Znów to jego beznamiętne brzmienie.

— Też podobają mi się takie powierzchnie. W takich miejscach można zaszaleć z wystrojem, chociaż widzę, że tu postawiłeś na konieczny minimalizm. Ciężko dopatrzeć się w mieszkaniu twojego charakteru. Brak tu jakichkolwiek rzeczy osobistych — zaczynam mówić trochę zawodowo.

— Czyżbyś była specjalistą w tej dziedzinie? — zaciekawiłam go.

— Powiedzmy, że tak. A dokładniej zajmuję się projektowaniem i wystrojem. Uwielbiam swoją pracę. Podoba mi się to, jak trzeba wszystko dobrać do różnych ludzi — delikatnie się rozmarzam.

— Dobrze jest robić to, co się lubi. Rozgość się. Może napijesz się czegoś? — Wyczuć można w nim napięcie. Okazuje się, że jednak ma emocje, ale dobrze umie je zamaskować.

— Nie, dzięki. Nic mi nie potrzeba — siadam na kanapie narożnej przed kominkiem.

— Pozwól w takim razie, że ja naleję sobie wody. Zaraz wracam — udaje się w stronę kuchni. Rozsiadam się wygodnie i rozglądam, ale nadal nie widzę niczego co by mogło w jakiś sposób określić jego charakter. Widać jedynie, że lubi elegancję. Wszystko jest najwyższej jakości. Zrobione z precyzją.

Wiktor wraca ze szklanką wody.

— Mam nadzieję, że podoba ci się mimo wszystko wnętrze. Prawdę mówiąc sam niewiele wzniosłem w wystrój, jedynie zatwierdziłem projekt, ale w sumie lubię tu przebywać. Łatwo jest się tu wyciszyć. Powiedzmy, że jest trochę bezosobowe tak, jak ja.

— Ty bezosobowy? Jakoś trudno w to uwierzyć. Podjęłabym się stwierdzenia, że to mieszkanie jest swego rodzaju maską. Nie chcesz żeby zdradziło, jaki jesteś naprawdę.

— Może i po części masz rację. Skończmy już lepiej z architekturą i, o ile dalej masz ochotę, kontynuujmy to co zaczęliśmy w windzie.

Odkłada szklankę z wodą i przysiada się do mnie.

— Myśl o kontynuacji brzmi niezmiernie kusząco — Odpowiadam z gulą w gardle. Po czym chwytam jego szklankę z wodą i mówię: — Jednak się napiję — wypijam kilka sporych łyków. Od razu lepiej. Działa na mnie tak, że tracę głos. W ogóle cała się zatracam.

— Ależ proszę, nie krępuj się — uśmiecha się do mnie, przez co twarz ma bardziej łagodną i beztroską. — Jak już zaspokoiłaś jedno pragnienie, pozwól, że zaczniemy zaspokajać twoje drugie. Oczywiście przy okazji moje też. — Na jego twarzy pojawia się chytry uśmieszek.

Nagle podnosi mnie z niebywałą lekkością i sadza sobie na kolanach. Przez co nasze twarze są bardzo blisko siebie.

— Myślę, że tak będzie ci o wiele bardziej wygodnie. — Jego uwodzicielski głos wraz z tą bliskością podnieca mnie.

— Muszę przyznać, że masz rację. Zdecydowanie jest mi bardziej komfortowo — staram się brzmieć pewnie, ale ciężko zapanować mi nad emocjami.

— Tak więc skończyliśmy na pocałunku i od tego należałoby zacząć.

Pochyla się i całuje mnie bardzo namiętnie. Po ciele przebiegają mnie przyjemne dreszcze. Pogłębia penetracje mych ust. Nasze języki złączone razem uprawiają pewnego rodzaju gonitwę nienasyconych ludzi. Chwytam go za włosy, w końcu ostatnio w istocie rzeczy to mu się podobało. Dzięki temu czuję się pewniej. Wydaje z siebie pewnego rodzaju pomruk zadowolenia, gdy pociągam go za nie, co upewnia mnie w przekonaniu, że to lubi.

Jego ręce odnajdują moje nagie plecy. Pieszczą je w niespiesznym tempie, delikatnie głaszczą. Jedna ręką schodzi coraz to niżej, wkracza poza obszar sukienki u końca rozcięcia. Przyciąga mnie do siebie tak blisko, jak to tylko jest możliwe.

— Jesteś taka piękna — mówi ochryple prosto w me usta. Na co ja zaczynam całować go najlepiej, jak potrafię.

Jego palce zawędrowały już w okolicę mojego tyłka. Gładzi mnie tam. Drugą ręką pieści nadal odkryte ciało na plecach. Będąc na jego kolanach wyczuwam, że zaczyna twardnieć. Też jestem już na niego gotowa. Sutki mam nabrzmiałe, pragnące tylko jego dotyku. Składa pocałunek na mej szyi. Odchyla mnie lekko do tyłu, jedna ręką podtrzymując nadal me plecy. Druga znajduje się z przodu i w odpowiedzi na moją niemą prośbę zaczyna pieścić przez materiał me piersi.