Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
"„Tylko się nie zakochaj!” powtarzała w myślach przed wyjazdem. Alice pracuje w londyńskim wydawnictwie. Niedawno zerwał z nią chłopak, nie znosi szefowej, a w pracy jest niedoceniana. Pewnego dnia dostaje wielką szansę. Jej ulubiony aktor, Luther Carson, ma pracować nad swoją autobiografią. Zadaniem Alice jest skłonienie go do wyznania najskrytszych tajemnic. Wydawnictwo wynajmuje Carsonowi willę na Sycylii. Atmosfera włoskiej słonecznej wyspy otoczonej lazurowym morzem ma sprawić, by aktor czuł się swobodnie. Luther skupia się jednak na atrakcjach, które oferuje Sycylia i na pięknej aktorce Annabel.
Dodatkowo, w wykonaniu zadania Alice nie pomagają liczne wpadki i pomyłki oraz irytujący manager Sam, który z jakiegoś powodu stara się, by aktor nie ujawniał swoich sekretów.
Dziewczyna szuka sposobu, by przechytrzyć obu mężczyzn i zrealizować swój plan.
Złamane serce, dwóch przystojnych, pociągających facetów i uroki Sycylii stawiają przed nią najtrudniejsze zadanie - tylko się nie zakochać!
Ta zabawna niczym Dziennik Bridget Jones opowieść dostarczy ci świetnej rozrywki, szczypty namiętności i wywoła salwy śmiechu. "
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 427
Rok wydania: 2014
Copyright © Nicola Doherty 2012 Copyright for the Polish edition © Wydawnictwo Pascal. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Autor:
Nicola Doherty
Tytuł:
Tylko się nie zakochaj
Tytuł oryginału:
The Out of Office Girl
Tłumaczenie:
Alka Konieczka
Redakcja:
Ewa Kosiba
Korekta:
Justyna Tomas
Projekt okładki:
Aleksandra Zimoch Zdjęcia na okładce: Shutterstock.com (Yeko Photo Studio, Boerescu)
Ilustracje w książce:
Oxygen64/Dreamstime.com
Redaktor prowadząca:
Małgorzata Jasińska-Kowynia
Redaktor naczelna:
Agnieszka Hetnał
Bielsko-Biała 2014ISBN 978-83-7642-313-5
Wydawca:
Wydawnictwo Pascal sp. z o.o. ul. Zapora 25 43-382 Bielsko-Biała tel. 338282828, fax [email protected]
eBook redaktor i konwersja:
Dominik Trzebiński Du Châ[email protected]
Dla moich rodziców i wszystkich Alicji na świecie
Leżę na łóżku i obserwuję, jak Luther się rozbiera. Podziwiałam ten widok już niejednokrotnie, ale i tak za każdym razem mnie fascynuje. Najpierw ściąga śnieżnobiałą koszulkę, która kontrastuje z jego opaloną skórą, targając sobie przy tym swoje już i tak zmierzwione ciemnobrązowe włosy. Trudno się domyślić, co wyrażają jego brązowe oczy – spojrzenie jest pełne pasji, poważne, a zarazem wrażliwe. Jego dłoń wędruje w kierunku dżinsów. Powoli zaczyna rozpinać pasek…
Dzwoni telefon. Odpowiadam niechętnie, ze wzrokiem nadal wlepionym w ekran.
– Cześć, Alice – to Erika. – Wiem, że dzwonię w ostatniej chwili, ale spotykam się ze znajomymi w The Dove. Chcesz wpaść? Czy jesteś gdzieś na mieście? Słyszę czyjś głos.
– Nie, skądże. – Znajduję pilota i naciskam pauzę. – Chciałabym się spotkać, ale pracuję – natychmiast żałuję swoich słów, bo wiem, co powie.
– Och, daj spokój. Zawsze zabierasz pracę do domu. Powinnaś być bardziej asertywna i zadbać o równowagę między obowiązkami zawodowymi a resztą życia.
Boże, kocham swoją siostrę, ale nie mogę sobie zawracać nią głowy dziś wieczorem.
– Tak zrobię. Przepraszam, że dzisiaj nie mogę, ale następnym razem na pewno się pojawię.
– Powinnaś. Nie możesz siedzieć nadąsana w domu, chyba zdajesz sobie z tego sprawę – rzuca na poże- gnanie.
I tu się myli. Mam ochotę właśnie na siedzenie w domu i dąsanie się, no i na bezmyślne oglądanie filmów z Lutherem Carsonem (co uchodzi za pracę), objadanie się pringlesami, picie białego wina i generalnie unikanie myślenia o tym, że po dwóch miesiącach znajomości nie obchodzę Simona na tyle, by ze mną oficjalnie zerwał.
Choć wiem, że nie powinnam tego robić, zachowałam wszystkie SMS-y od niego. To jak historia naszego ośmiotygodniowego związku w pigułce. Jest wśród nich ten pierwszy: „Cześć, Alice, fajnie było cię spotkać wczoraj. Drink w przyszłym tygodniu? Simon x”. Brzmi to jak cenne wspomnienie ze złotej epoki, w której nadal mnie lubił. Wiadomości, które później przez jakiś czas otrzymywałam, były równie miłe: „Dzięki za wspaniały wieczór. Do zobaczenia wkrótce. S xx”. Ale w ciągu ostatnich paru tygodni te „x” zaczęły zanikać, a SMS-y stawały się coraz rzadsze i bardziej przypadkowe, jak na przykład: „Spóźnię się, wybacz” albo „Nie jestem pewien, dam Ci znać w przyszłym tygodniu”.
– To jak rozwiązanie stosunku pracy poprzez zaniechanie – oznajmiła Erika, gdy po raz pierwszy opowiedziałam jej, co się dzieje. – Formalnie cię nie zwolnił, ale zmienił warunki twojego zatrudnienia tak, żeby twoje poprzednie zajęcie – czyli związek – przestało istnieć.
Chyba fajnie jest mieć siostrę, która specjalizuje się w prawie pracy, jednak czasem podchodzi do spraw zbyt profesjonalnie. Ostatnia wiadomość, jaką dostałam od Simona, brzmiała: „Sorry, nie dam rady w środę. Zadzwonię, żeby się umówić na inny termin”.
Było to ponad tydzień temu. Początkowo próbowałam się tym nie martwić i powtarzałam sobie, że jest bardzo zajęty w pracy (niedawno dostał awans). Ale gdzieś w głębi serca wiedziałam, że traci zainteresowanie. Wczoraj odłożyłam na bok swoją dumę i wysłałam mu krótkiego, przyjacielskiego SMS-a ostatniej szansy. Ale to był koniec – sprawdzam telefon – minęło dwadzieścia osiem godzin, a on wciąż nie odpisał. Nadal nie do końca mogę w to uwierzyć. Jak można kogoś rzucić po dwóch miesiącach i zrobić to nawet nie przez telefon, za pomocą SMS-a czy maila, ale ciszą?
•
Mój współlokator Martin chyba już wrócił, bo z pokoju obok dobiegają mnie odgłosy transmisji sportowej. Jego ulubione zajęcie to oglądanie piłki nożnej przy dźwięku podkręconym na cały regulator. Martin nagrywa je i w lecie ogląda w kółko ulubione spotkania. Poza tym przyrządza dziwne potrawy, jak na przykład zapiekankę z makaronu, salami i awokado, co zajmuje mu wiele godzin i wymaga zajęcia całej kuchni. Tak naprawdę doprowadza mnie do szału, ale bardzo lubię swoją drugą współlokatorkę, Ciarę. Łatwo się z nią dogadać: zawsze ma w lodówce butelkę wina i nie powiedziała ani słowa, kiedy obudziłam wszystkich, gdy uruchomiłam alarm przeciwpożarowy, przyrządzając tost o trzeciej nad ranem. Krótko przed tym, jak się wprowadziłam, rozstała się ze swoim chłopakiem i była trochę zdołowana, ale wydaje się, że teraz czuje się o wiele lepiej.
Ktoś musiał strzelić bramkę – słyszę gwizdy i okrzyki. Mój pokój był kiedyś jadalnią i od salonu oddzielają go dwuskrzydłowe drzwi z prostokątnymi szybami. Słychać wszystko, co się dzieje w pomieszczeniu obok i odwrotnie. Kiedy się wprowadziłam, kupiłam gruby biały papier i zakryłam wszystkie szyby przyniesionymi z pracy oklejonymi na biało kartonami. Zajęło mi to cały weekend. Nie wygląda to jak wnętrze z „Elle Decoration”, ale nie jest źle. Simonowi się nie podobało – uznał, że wystrój jest tandetny i rodem z akademika. Może dlatego ze mną zerwał? Może wydaje mu się, że jestem zbyt „studencka”, żeby być jego dziewczyną? W sumie, jeśli dobrze się nad tym zastanowić, nigdy nie nazwał mnie swoją dziewczyną, choć ostatnim razem, gdy spotkaliśmy się z moimi znajomymi, przedstawiłam go jako swojego chłopaka…
Dobra, wystarczy, przestanę się zadręczać myśleniem o tych wszystkich błędach, które popełniłam w związku z Simonem. Kładę się z powrotem na łóżku i nalewam sobie kolejny kieliszek wina. Szefowa poprosiła mnie o to w ostatniej chwili, ale cieszę się, że mogę znów obejrzeć Gorączkę. Myślę, że ten film może równać się z Footloose i Dirty Dancing, choć niektórzy twierdzą, że to bezczelna zżynka z obu tych filmów, tyle że nakręcona w latach dziewięćdziesiątych. Wydajemy autobiografię Luthera, a Olivia chce, żebym wybrała kadr z filmu, który znajdzie się w wkładce zdjęciowej do książki. Nie jest to ciężka praca. Odnotowuję czas, zapisuję obok „L bez koszuli” i dorysowuję gwiazdkę.
Scena w sypialni kończy się zbyt szybko. Następuje scena z rodziną Jimmy’ego i Donny, w której staje się jasne, że go nienawidzą. Ojca gra dyrektor szkoły z filmu Wolny dzień Ferrisa Buellera. Teraz Jimmy próbuje przekonać Donnę, żeby rzuciła swojego sztywniackiego narzeczonego z Harvardu i uciekła z nim do Nowego Jorku. Zaczynają się o to kłócić, aż w końcu on milknie i prosi ją do tańca. Nie odzywają się do siebie ani słowem, ale kiedy piosenka się kończy, ona oznajmia, że pojedzie z nim.
Uwielbiam tę scenę. Może to zabrzmi dziwnie, ale kiedy ją oglądam, nie czuję tego, że Luther gra – czuję, że on to przeżywa i naprawdę mu zależy. Chce ją przekonać, by mu zaufała i została z nim, ale nie osiąga tego, sprzeczając się z nią, tylko pokazując jej, co dla siebie znaczą. To takie romantyczne. Jaka szkoda, że życie to nie film o tańcu dla nastolatków i prawdziwi mężczyźni tak nie postępują. Zamiast tego zrywają z tobą za pomocą cichych dni.
Być może zrobię sobie w ten weekend filmowy maraton terapeutyczny. Zgromadziłam mniej więcej trzydzieści płyt DVD, większość z nich to romantyczne czarno-białe filmy albo filmy o tańcu lub dla nastolatków. Mam wszystkie klasyki: Klub winowajców, Footloose, Dirty Dancing (to chyba jasne), Dziewczyny chcą się bawić, a także kilka przypadkowych tytułów: Wygrane marzenia, Śmiertelne zauroczenie, Na fali (Patrick Swayze i Keanu Reeves w obcisłych piankach), Ostatni legionista (film nie w moim typie, ale Luther jest w nim świetny) i mój ulubiony – Pracująca dziewczyna. Mam też Wszystko o Ewie, Mieć i nie mieć (kocham, kocham Lauren Bacall), Urzeczoną i Spotkanie (choć w moim obecnym stanie ten ostatni może doprowadzić mnie do załamania nerwowego). Poza tym mogę się pochwalić zestawem filmów z Audrey Hepburn, który dostałam od Eriki – mój ulubiony to Rzymskie wakacje. Wszyscy moi znajomi naśmiewają się z tego, że tak bardzo lubię te filmy. Ale kto może mnie obwiniać, kiedy prawdziwe życie i związki wyglądają tak, a nie inaczej?
Znów słyszę dzwonek telefonu. Wciskam pauzę i szukam aparatu pod kołdrą, na stoliku przy łóżku, aż w końcu odnajduję go pod łóżkiem. Nadal mam odrobinę nadziei, że tym razem to Simon, który będzie chciał się usprawiedliwić – śmiercią w rodzinie, wątpliwościami dotyczącymi naszego związku, nawet martwy zwierzak byłby do zaakceptowania – ale oczywiście to nie on. Nieodebrane połączenie: Olivia. O Boże, czemu moja szefowa dzwoni do mnie o dziewiątej wieczorem w środę?
Nie chodzi tak naprawdę o to, że boję się Olivii. Ale ona potrafi być nieprzewidywalna. Przez większość czasu jest świetna, jednak czasem wpada w szał z zupełnie nieoczekiwanego powodu. Od razu do niej oddzwaniam, ale nie odpowiada, więc nagrywam się na pocztę. Mam nadzieję, że nie doszło do jakiejś katastrofy w pracy i że znów czegoś źle nie zrobiłam.
Na moim monitorze uchwyciłam kadr, w którym Jimmy obejmuje Donnę i patrzy na nią, jakby nigdy nie chciał pozwolić jej odejść. Donnę gra Jennifer Kramer, która była wówczas wielką gwiazdą, ale później nikt o niej już nie słyszał. Myślę sobie: „Och, Luther, gdybym to ja mogła teraz być z tobą na tym parkiecie, tak daleko od mojego prawdziwego życia”. Ale tak się raczej nie stanie, więc kończę oglądać film, robię notatki dla Olivii i idę spać.
Gdy następnego dnia jadę metrem do pracy, nie mogę przestać analizować całej tej sprawy z Simonem, próbując zrozumieć, w którym momencie to wszystko się zepsuło. Na początku wydawał się taki entuzjastyczny, gdy w ten wieczór, kiedy się poznaliśmy, poprosił o mój numer i napisał do mnie następnego dnia. Nie mogłam uwierzyć, gdy nie przestawał dzwonić – w głębi serca sądziłam, że jest dla mnie za dobry. Ma dość napięty plan dnia: jest szefem marketingu w dużej firmie produkującej napoje, która sponsoruje wiele imprez, a w wolnym czasie zajmuje się dziennikarstwem. Poza tym był – jest – boski: bardzo wysoki (nareszcie umawiałam się z kimś wyższym od siebie), z ciemnymi kręconymi włosami i ciemnoniebieskimi oczami. Jest inteligentny, dobrze się czuję w jego towarzystwie i przez większość czasu mieliśmy wiele tematów do rozmowy – czyta masę interesujących książek, rozmawialiśmy o jego pracy dziennikarskiej i wszystkich tych prestiżowych imprezach, które organizował. Co więc się zmieniło? Co takiego zrobiłam?
To prawda, że ostatnio byłam nieco roztargniona, a nasza ostatnia randka okazała się katastrofą. Poszliśmy na wystawę, na którą on musiał iść ze względu na pracę, a tam było mnóstwo jego znajomych. Zamiast tkwić u jego boku, próbowałam zagadywać do innych ludzi tak dużo, jak to było możliwe, ale nie znałam wystarczającej liczby osób i jakoś zawsze wracałam do niego. Potem całymi godzinami chodziliśmy po Chelsea, próbując znaleźć jakieś miejsce, w którym można coś zjeść, ale wszystko było albo zamknięte, albo zbyt drogie, więc trafiliśmy do Pizza Express, co nie było dobrym pomysłem, ponieważ Simon nie znosi sieciowych restauracji. W ogóle nie powinnam była proponować pójścia na kolację. Był przeziębiony i jakiś nieswój, a ja za dużo mówiłam o problemach w pracy. Nie chciał wrócić ze mną do domu, bo następnego dnia miał wcześnie rano spotkanie. Tak naprawdę… po poprzedniej randce też nie wrócił ze mną. A jeszcze wcześniej wrócił, ale…
Oj, nie zamierzam już o tym więcej myśleć, to zbyt przygnębiające. Sięgam po egzemplarz „Metra”, który jest wciśnięty za pasażerem siedzącym obok mnie, uśmiecham się do tego mężczyzny i od razu przerzucam strony, szukając działu „Grzeszne przyjemności”. Jest tam zdjęcie Luthera, zrobione przez paparazzich, gdy jechał na lotnisko w Rzymie, gdzie kręci remake Rzymskich wakacji. Przypadkiem wiem, że leci na Sycylię, gdzie będzie kończyć swoją książkę. Teraz jest starszy niż w Gorączce, ma trzydzieści trzy lata i sądzę, że wygląda lepiej z tym tajemniczym spojrzeniem i potarganymi brązowymi włosami. Ubrany w szare dżinsy i czarne kowbojki, w których każdy inny facet wyglądałby śmiesznie, ma w sobie sporo niewymuszonej elegancji. Pewnie nasz dział PR będzie miał dostęp do tego materiału, ale na wszelki wypadek chowam gazetę do torby.
Tak naprawdę w sprawie z Simonem dręczy mnie fakt, że takie rzeczy ciągle mi się zdarzają. Spotykam się z kimś, na początku ten ktoś jest bardzo entuzjastyczny, a po mniej więcej dwóch miesiącach mnie rzuca. Chciałabym wiedzieć, co robię nie tak, ale jedyną osobą, która może mi to powiedzieć, jest Simon, a nie zamierzam go o to pytać. Wyobrażam sobie, że po zakończeniu jakiegoś związku mam wypełnić ankietę. Oceniłabym Simona dość wysoko we wszystkich aspektach poza tym, w jaki sposób się ze mną rozstał. Nawet jeśli mnie olał z jakiegoś skomplikowanego powodu, który nie miał nic wspólnego ze mną, i nawet jeżeli byliśmy razem tylko dwa miesiące, zasłużyłam na coś więcej niż ciche dni. Zaczynam myśleć, że powinnam wysłać mu wiadomość, w której napiszę, że nie ma sensu, żeby się ze mną kontaktował – z nami koniec. Ale być może jest na to już trochę zbyt późno.
Kiedy przychodzę do biura, jest wcześnie i poza Poppy nikogo jeszcze nie ma. Poppy siedzi przy biurku, w ręce trzyma lusterko, ma na wpół otwarte usta i wkłada sobie coś do oka. Gdyby chodziło o kogokolwiek innego, założyłabym, że to szkła kontaktowe albo coś w tym stylu, ale wiem, że Poppy przykleja sobie sztuczne rzęsy. Musi mieć dziś w planach coś wyjątkowego, bo normalnie nie nosi ich w biurze.
– Dzień dobry, kochanie – wita mnie półgębkiem i macha zakrzywionym palcem.
Zanim ją poznałam, nie wierzyłam, że tacy ludzie istnieją, nie mówiąc już o tym, że zatrudnia się ich w biurach. Jej ubrania są albo vintage, albo szyte na miarę, albo jedno i drugie – to niemal kostiumy. Dziś ubrała się w białą szydełkową minisukienkę, która dobrze komponuje się z jej brązowym afro i długimi nogami, i jest to jak na nią dość skromna stylizacja. Pod biurkiem ma coś, co można nazwać skrzynią z kostiumami, i upiera się, żeby w piątek kończyć pracę o czwartej i posiedzieć przy herbacie i ciasteczkach. Na początku nie wiedziałam, co o niej myśleć – tak naprawdę trochę mnie zawstydzała, bo ma taką przytłaczającą osobowość. Ale mimo tej szalonej otoczki jest bardzo szczera, a to sprawiło, że łączy nas prawdziwa przyjaźń. W przeciwieństwie do Claudine, której nie znoszę.
– Ładnie wyglądasz – mówię, odwieszając żakiet. – Nowa sukienka?
– Dzięki – odpowiada zadowolona. – To ze sklepu z używaną odzieżą w St. John’s Wood. Mnóstwo wyrzutków z szaf uroczych bogatych dam. Powinnyśmy się tam kiedyś udać.
Poppy zawsze znajduje cudowne ubrania w lumpeksach, co jest bardzo przydatną umiejętnością przy naszych pensjach. Odkłada lusterko i odwraca się w moją stronę.
– Jak się miewasz? Jakieś wieści od pana Dempseya?
– Żadnych. To chyba oznacza, że między nami koniec. – Cieszę się, że jesteśmy same i mogę jej to powiedzieć na osobności. Upokorzenie jest równie złe albo nawet gorsze niż tęsknota za Simonem.
– Bzdury – kwituje Poppy ze współczuciem. – Nie mogę uwierzyć w to, że nawet do ciebie nie zadzwonił. Co za drań. Jaka szkoda. Tak mi przykro. – Miło mi, że to mówi, bo wydawało mi się, iż z jakiegoś powodu nigdy nie polubiła Simona.
– Czy jest jakaś szansa, że coś mu się stało? – pyta. – Został przygnieciony czymś ciężkim? Ma amnezję?
– Chciałabym. O tym samym na początku myślałam, ale to nigdy nie jest powodem, prawda?
– Nie, mężczyźni nigdy nie umierają, tylko przestają dzwonić.
Poppy zawsze potrafi mnie rozśmieszyć, nawet gdy nie mam na to ochoty. Kiedy czekam, aż mój komputer zacznie działać, zdejmuję baletki i wkładam buty na nieco wyższym obcasie, które noszę w pracy. Poppy prawie umarła ze śmiechu, gdy po raz pierwszy mnie na tym przyłapała. W przeciwieństwie do jej biurka moje jest mało ciekawe, zawalone ogromnymi stertami wydruków książek i papierów. Jedyny element dekoracyjny to zawieszony ogromny plakat Luthera, który dostałam w prezencie od niej i pozostałych dziewczyn, gdy kupiliśmy prawa do jego książki. W założeniu był to żart, ale cieszy mnie, że tam wisi i stanowi źródło inspiracji.
– Jesteś dziś wolna w czasie lunchu? – pytam. Nagle nabieram ochoty na ucztę pełną tłuszczu i węglowodanów.
– Chciałabym, ale mam spotkanie z agentem – odpowiada. – Ale mogę jutro.
Miesiąc temu Poppy awansowano na stanowisko redaktora, więc ma teraz więcej spotkań w czasie lunchu. Muszę przyznać, że początkowo byłam o to zazdrosna. Zaczęłyśmy pracować mniej więcej w tym samym czasie – pojawiła się u nas miesiąc po mnie. Ale zasłużyła na to: jest niesamowicie bystra, naprawdę ciężko pracuje i ma talent do wyszukiwania okazji. Znalazła wspaniałą debiutancką powieść, która wszystkim się spodobała. W każdym razie mam nadzieję, że jeśli nie będę się wychylać i popracuję ciężko, awansuję w przyszłym roku. Pracuję tu już wystarczająco długo – cztery lata to moment, kiedy trzeba zdecydować: wóz albo przewóz. Chcę zostać redaktorem przed dwudziestymi siódmymi urodzinami, więc mam jeszcze tylko sześć miesięcy.
Moje maile już się ściągnęły. Gdy widzę, jak bezwzględnie pojawiają się kolejne, czuję gdzieś w środku coraz większe napięcie. Olivia ma w zwyczaju wysyłać maile do mojej wiadomości, a ich adresaci robią to samo, więc moja skrzynka odbiorcza pęka w szwach. Pracuję na stanowisku asystentki redaktora, co oznacza, że redaguję wiele książek, nad którymi pracuje Olivia, ale jestem też jej asystentką, muszę więc godzić wiele obowiązków. Mam tylko nadzieję, że dzięki temu zdobywam cenne doświadczenie.
– Kawy? – pyta Poppy, machając swoim kubkiem.
– Tak, poproszę – zaczynam się zastanawiać, gdzie się podziewa Olivia. Zazwyczaj o tej porze jest już w biurze. I w jakiej sprawie dzwoniła do mnie wczoraj? W ciągu tych kilku lat spowodowałam parę katastrof, ale ostatnio szło mi całkiem nieźle. Żaden z jej maili nie wydawał się zbyt poważny – jeden z agentów narzekał na okładkę, a pewien autor nie był zadowolony z miejsca na liście sprzedaży Amazona, ale nic nie zapowiadało nieszczęścia.
To musiało mieć coś wspólnego z książką Luthera. To sytuacja, która wymaga wprowadzenia pomarańczowego kodu: robi się naprawdę późno i wszyscy wpadają z tego powodu w panikę. Dostaliśmy niedawno pierwszą wersję tekstu i jest okropna. Pomija wszystkie interesujące kwestie, takie jak relacje Luthera z ojcem, narkotyki, odwyk, szalone małżeństwo i rozwód, rok, w którym zniknął… Sądzę, że Olivia była trochę zaskoczona tym, ile wiedziałam o Lutherze Carsonie. Nie chodzi o to, że się w nim podkochuję, chociaż oczywiście jest to prawda (ale kto tego nie robi?). Poza tym sądzę, że to bardzo ciekawa postać. Tak naprawdę to ja zasugerowałam, że byłby dobrym kandydatem do napisania autobiografii.
Postanawiam jeszcze raz zadzwonić do Olivii. Nadal nie odbiera, co jest dziwne. Jak tylko się rozłączyłam, dzwoni telefon. Zastanawiam się, czy to ona, ale na ekranie wyświetla się nazwisko Daphne Totnall – osobistej asystentki naszego dyrektora zarządzającego.
– Czego ona chce? – myślę głośno.
– Kto? – rzuca Poppy, wracając z kuchni.
– Cześć – mówi Daphne. – Czy mogłabyś przyjść i zobaczyć się z Alasdairem?
– Oczywiście – rozłączam się. Co tu się dziś dzieje, do cholery?
Poppy podaje mi kawę.
– O co chodzi? – pyta zaciekawiona.
– Dyrektor chce się ze mną spotkać – odpowiadam, kierując się w stronę windy. Do tego momentu w biurze pojawiło się już więcej osób, w tym okropna Claudine, która dziś w czarnych obcisłych spodniach i naszyjniku z pereł pozuje na Audrey Hepburn. Wszyscy słyszą, jak Poppy woła do mnie:
– Powodzenia! Nie skacz!
•
Jadąc windą do biura Alasdaira, wycieram o spódnicę lepkie od potu dłonie i przyglądam się sobie w lustrze. Co mnie napadło, żeby włożyć czarną spódnicę do białej koszuli? Wyglądam jak kelnerka. Poza tym pre- zentuję się jak zawsze: długie jasne włosy, zbyt różowe policzki, niepewna mina. Daphne nawet nie podnosi głowy znad swoich tabelek, gdy każe mi od razu wejść do środka.
Nigdy tu wcześniej nie byłam. Gabinet jest ogromny, z okien sięgających od podłogi do sufitu rozciąga się widok na Tamizę. Przy oknie, w koszyku, śpi spaniel Alasdaira. A on sam wstaje zza biurka.
– Alice, bardzo ci dziękuję, że przyszłaś – zaczyna miło, podaje mi dłoń i pokazuje, żebym usiadła, jakbym była jakimś jego wysoko postawionym znajomym. Jest mniej więcej w wieku mojego taty, ma lekko siwiejące włosy, błyszczące ciemne oczy i mocną opaleniznę, którą nabył podczas częstych wakacji spędzanych na jachcie lub na polowaniu. – Obawiam się, że mam złe wieści.
Jakie złe wieści? Zostanę zwolniona? Jeśli tak, to z pewnością powinien tu być ktoś z kadr. I nie powinnam najpierw dostać kilku ostrzeżeń? Będę musiała zadzwonić do Eriki…
– Olivia musi przejść niespodziewaną operację – ciągnie Alasdair – z powodu podwójnej przepukliny. Jest w szpitalu i zostanie zoperowana jutro tak wcześnie, jak to będzie możliwe. Nie będzie w stanie pracować przynajmniej przez dwa tygodnie, być może dłużej.
– O mój Boże – zakrywam ręką usta. – To okropne. Biedna Olivia. To brzmi przerażająco. Choć muszę przyznać, że czuję ulgę, że nie wylecę z pracy. Jak to się stało? Wczoraj wszystko było z nią w porządku.
– Rozmawialiśmy przed chwilą przez telefon o jej projektach – ciągnie Alasdair.
– Oczywiście. – Znam na pamięć plan dnia Olivii, więc mogę pomóc. Oznacza to mnóstwo dodatkowej pracy. Wyobrażam sobie, że będę dalej pracować nad książkami, które już zostały mi przydzielone, i przejmę większość pozostałych – być może będziemy w stanie zlecić kilka na zewnątrz…
Nagle uświadamiam sobie, że Alasdair mówi, a ja go nie słucham.
– … Luther Carson. Jak mniemam, rękopis nie jest gotowy?
– Oj! No cóż… – Zdaję sobie sprawę, że założyłam ręce na piersi, skrzyżowałam nogi i owinęłam je wokół krzesła jak precel. Powoli, żeby nie było to zbyt oczywiste, wracam do pozycji wyrażającej większą pewność siebie. – Nie, nie jest. Nie jest wystarczająco osobisty. Pomija wszystkie najbardziej interesujące fragmenty. Brian jest świetny, więc uważam, że zrobił, co w jego mocy – dodaję szybko. Brian to pisarz, który pomaga Lutherowi. – Wygląda to jednak tak, jakby jeszcze nie udało mu się wyciągnąć od Luthera najistotniejszych informacji.
– No cóż, trzeba to naprawić – stwierdza Alasdair. – Nie oczekuję fajerwerków, ale tekst musi się nadawać do czytania. Konieczne jest napięcie, a także trochę nieszczęścia – nie za dużo, ale chcemy poznać także upadki, a nie tylko wzloty. On zdaje sobie z tego sprawę. Ma to zapisane w umowie. Dodaliśmy w niej zapis zastrzegający, że w książce będą zawarte fragmenty opisujące jego dzieciństwo, narkotyki, rozwód i roczne zaginięcie.
Kiwam głową. Fakt, że wspomina o tym zapisie, budzi we mnie dziwne, niepokojące uczucie, ale nie umiem określić, o co dokładnie chodzi.
– Czyli, jak wiesz, potrzebujemy ukończonego tekstu mniej więcej za…? – spogląda na mnie z wyczekiwaniem. Nie mogę się pomylić.
– Cztery tygodnie.
– Najpóźniej za cztery tygodnie, żebyśmy zdążyli z premierą na początku września. Musimy zarobić przed świętami na tej książce milion funtów, inaczej nie zrealizujemy budżetu.
Zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę, ale kiedy mówi o tym Alasdair, wydaje się to bardziej przerażające.
– Jak wiesz, zapewniliśmy Lutherowi miejsce pobytu na Sycylii, bardzo przyjemne miejsce, niedaleko Taorminy, na nasz koszt, żeby mógł pracować nad książką. Autor, który mu pomaga, jest razem z nim. Zanim Olivia się rozchorowała, planowaliśmy, że dołączy do nich, żeby mu pomóc, trochę go przycisnąć, na bieżąco redagować książkę. Sądzę, że powinnaś tam pojechać.
Co? Ja mam polecieć na Sycylię? Czy on postradał zmysły?
– No, oczywiście, jeśli uważa pan, że to najlepsze wyjście – słyszę swoje słowa. – I mam pracować z Brianem?
– Nie, z Lutherem. Trzeba z nim przysiąść, poćwiczyć wywieranie wpływu i generalnie nie odpuścić, dopóki nie skończy tej książki.
Mam problem z wizją, jaką przede mną roztacza – z wielu powodów. Czy mówi serio? Jak, do diabła, mam nakłonić Luthera Carsona do działania? Nie mam na niego żadnego wpływu.
– Alice, zastanowiliśmy się nad tym i uważam, że to najlepsze wyjście. Normalnie wolelibyśmy zlecić to komuś z większym doświadczeniem, ale znasz ten projekt najlepiej. Olivia mówi, że wiesz wszystko, co można wiedzieć o Lutherze. I słyszałem wiele dobrego o twojej pracy jako redaktora. Olivii bardzo się podobało to, co zrobiłaś z tymi wspomnieniami z przytułku dla zwierząt.
Wspomnienia z przytuliska dla zwierząt: co za koszmar. Trzy konie, dwadzieścia kotów, dwanaście psów, zbiorowisko ptaków i gadów i jedna autorka, która kochała zwierzęta równie mocno, jak nienawidziła ludzi. Jednak stuknięta miłośniczka zwierząt to nie to samo, co wielka gwiazda filmowa. Próbuję to wyrazić w bardziej… . . .
(fragment)…
.
.
.
Całość dostępna w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
Nie mogę spać.
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
(fragment)…
.
.
.
Rozdział dostępny w wersji pełnej
Kiedy pisałam tę książkę, pomogło mi wiele osób – wspierając mnie na duchu, udzielając praktycznych informacji albo czytając napisany tekst. Mam nadzieję, że nikogo nie pominęłam.
•
Dziękuję wszystkim przyjaciołom, którzy przeczytali wczesne wersje powieści: Gráinne Brett, Síofrze O’Donovan, Amber Burlinson, Clare Thomas, Hannah Knowles, Natashy Laws, Danieli Buckley, Hilary Attenborough i mojemu bratu Barry’emu za ten heroiczny wyczyn. W szczególności pragnę podziękować Friedzie Klotz, mojej pierwszej czytelniczce, za przenikliwe i pełne zachęty komentarze, jakich mi udzielała od pierwszego dnia, a bez których pewnie nie ukończyłabym książki. Podziękowania składam mojej szwagierce Santinie Doherty za pokazanie mi Sycylii i Anne O’Mahony za nieowijanie w bawełnę i wnikliwe komentarze.
Skorzystałam także z rad Julie Cohen za pośrednictwem jej fantastycznego bloga, którego powinien czytać każdy początkujący autor. Dziękuję Olafowi Gonzálesowi Schneeweissowi, Danieli Buckley, Helen Berger i MF za informacje na temat europejskiego i amerykańskiego przemysłu filmowego, a także Markowi Dysonowi. Za informacje na temat Utah, mormonów i rekomendacje kawiarń w Los Angeles jestem wdzięczna Jaremeyowi McMullinowi, za teoretyczne porady prawne – Noelowi Dilworthowi, Lucy Miles i Ronanowi McCrea. Wszelkie błędy są moją winą. Podziękowania należą się też pracownikom Alimentari i The Salusbury Deli w Queen’s Park, którzy mnie nakarmili, napoili i wyciągnęli z domu.
Dziękuję Rowanowi Lawtonowi i Juliet Mushens z PFD za genialne redakcyjne uwagi, wsparcie i makaroniki, Sherise Hobbs za wspaniałe poprawki, które znacznie ulepszyły książkę, a Imogen Taylor i Lucy Foley za przyjęcie mnie z powrotem na Euston Road – Imogen jestem wdzięczna także za wymyślenie tytułu! Za wysłanie Alice za granicę podziękowania należą się Rachel Mills i Alexandrze Cliff, za wczesne i bezcenne wsparcie dziękuję Anne Louise Fisher, Joy Terekiev w Mondadori i Nicoli Bartels w Blanvalet.
Dziękuję moim cudownym dawnym i obecnym kolegom w Hodder i The Folio Society. Wreszcie chciałabym podziękować rodzicom, którzy wspierali mnie we wszystkich moich decyzjach i nie protestowali, gdy przyjeżdżałam ich odwiedzić, po czym zamykałam się w pokoju, by pisać. I Aleksowi za to, że trzymał mnie za rękę (nie w dosłownym sensie oczywiście), gdy wysyłałam maszynopis do wydawnictw i wprowadzałam poprawki, no i oczywiście za to, że ze mną świętował.