Ty, Twoje dziecko i szkoła - PhD Ken Robinson, Lou Aronica - ebook

Ty, Twoje dziecko i szkoła ebook

Ken Robinson, Lou Aronica

3,8

Opis

W książce Ty, Twoje dziecko i szkoła Ken Robinson:

- wyjaśnia, na czym polega dobra edukacja

- podpowiada, co możemy zrobić jako rodzice, aby zapewnić naszym dzieciom odpowiednią edukację

- pokazuje, jak wspierać dzieci w systemie szkolnictwa albo poza nim, jeśli taką decyzję podejmiemy.

 

Ty, Twoje dziecko i szkoła to książka dla rodziców, którzy chcą towarzyszyć dzieciom w ich edukacji, a dzięki temu zapewnić im szczęśliwe życie, wolne od presji i stresu. To praktyczny przewodnik, dzięki któremu rodzice będą mogli aktywnie uczestniczyć w edukacji dzieci i pomagać im w odkrywaniu wrodzonych talentów.

 

Autor opiera nie tylko na doświadczeniu zawodowym, ale także prywatnym. Na ponad 300 stronach najnowszej książki udziela głosu zarówno ekspertom w dziedzinie edukacji, psychologii czy pedagogiki, jak i rodzicom, którzy dzielą się swoimi doświadczeniami, sukcesami oraz niepowodzeniami.

 

Rodzicielstwo to zadanie na całe życie, czasami może oznaczać ciężką pracę, a niektóre momenty są naprawdę straszne. Potraktujcie tę książkę jako chwilę wytchnienia od  rodzicielskiej presji. Chciałbym zaproponować kilka zasad dobrego rodzicielstwa, które mają związek z edukacją, w dużej mierze potwierdzonych przez badania naukowe i doświadczenie. Przedstawiając je, zapewniam, że stoję z Tobą ramię w ramię, a rady, których udzielam, pochodzą od osób, którym też nieraz się nie udawało.

Ken Robinson

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 388

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (13 ocen)
5
3
4
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł Oryginału:

You, Your Child, and School: Navigate Your Way to the Best Education

Redakcja: Dariusz Godoś

Korekta: Wioleta Zielińska

Skład: Aleksander Baj

Projekt okładki i stron tytułowych: Barbara Janczak

WierszDrodzy nauczyciele Emmy Robinson przedrukowano za zgodą,

przełożył Marceli Szpak

First published in United States of America by Viking,

Penguin Random House LLC

Copyright © Ken Robinson 2018

Copyright © Element 2018

Translation Copyright © Dorota Pomadowska 2018

Penguin wspiera ochronę praw autorskich. Prawa autorskie napędzają kreatywność, umożliwiają różnorodność głosów, promują wolność słowa i ożywiają kulturę. Dziękujemy, że kupiłeś oryginalne wydanie tej książki i przestrzegasz praw autorskich, nie przetwarzając jej, nie skanując ani nie rozpowszechniając żadnej jej części bez zgody. Dzięki temu wspierasz pisarzy i umożliwiasz nam wydawanie książek dla każdego czytelnika.

ISBN: 978-83-65532-26-8

Wydawnictwo Element

ul. W. Pola 16

44-100 Gliwice

www.wydawnictwoelement.com.pl

www.kenrobinson.pl

Skład wersji elektronicznej:

Kamil Raczyński

konwersja.virtualo.pl

Jamesowi i Kate z miłością

Podziękowania

Pewna stara legenda głosi, że jedyne pytanie, jakie zadawano na egzaminie państwowym dopuszczającym do pracy na dworze cesarza Chin, brzmiało: „Co wiesz?”. Wygrywał kandydat, który udzielił najdłuższej odpowiedzi. Kiedy postanowiłem napisać książkę na temat szkolnictwa przeznaczoną dla rodziców, poczułem się, jakbym zdawał taki egzamin. Edukacja obejmuje tyle tematów, a rodziny tak bardzo różnią się od siebie, że przez jakiś czas zadawałem sobie pytanie, co właściwie chcę przekazać, ale żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła mi do głowy. Oczywiście w końcu postanowiłem skupić się na tym, co uważam za najważniejsze, i przyznałem, że żadna dyskusja na temat edukacji nie może być całkowicie pozbawiona osobistych przekonań. Większość kwestii, które poruszam w tej książce, jest efektem badań oraz moich doświadczeń zawodowych i staram się przedstawiać je najbardziej obiektywnie, jak potrafię. Niektóre w naturalny sposób są skażone moim punktem widzenia. Ufam, że czytelnik rozróżni jedne od drugich i dostrzeże, dlaczego są ważne.

Edukacja jest bardzo rozległą dziedziną i nikt nie ma monopolu na wiedzę, dlatego jestem głęboko wdzięczny wszystkim ludziom, których pytałem o radę, za to, że kiedy zapuszczałem się na grzęzawiska, często przywoływali mnie do rzeczywistości i prowadzili z powrotem na twardy grunt. Jak zwykle nie jestem w stanie wymienić wszystkich nazwisk, ale muszę wspomnieć o następujących osobach, które służyły mi profesjonalnymi radami w wielu kwestiach – Lily Eskelsen Garcia, Laura Gross, Bob Morrison, Andy Hargreaves, David Price, Peter Gamwell, Hadley Ferguson, Richard Gerver, Pasi Sahlberg, Kate Robinson, Anthony Dunn, Jerry Mintz, Elliot Washor, James Robinson, Cynthia Campoy-Brophy, Mitchell Bass, Michelle Kinder i Heather Bryant.

Szczególne podziękowania kieruję do współautora tej książki Lou Aroniki, za to że był fachowym i wdzięcznym słuchaczem, kiedy tekst nabierał kształtów, i za to, że przeprowadził dużą część wstępnych badań, wywiadów, studiów przypadku, które stały się podstawą tej książki. Podziękowania należą się również, jak zawsze, naszemu agentowi literackiemu Peterowi Millerowi za jego niewyczerpany entuzjazm dla mojej pracy i niezrównaną biegłość w jej promowaniu. Dziękuję Jodi Rose za zarządzanie moim grafikiem zajęć i za to, że trzymała ludzi na dystans wtedy, gdy najbardziej potrzebowałem czasu na pisanie. Ta książka nie trafiłaby na rynek, gdyby nie fachowy nadzór Kathryn Court, naszej wspaniałej wydawczyni z Penguin Random House, oraz jej niesamowitej asystentki Victorii Savanh. Przede wszystkim zaś dziękuję mojej żonie i partnerce życiowej Terry za jej niezastąpione wsparcie i niezachwianą wiarę we wszystko, co robię.

Dziękuję Ci. Jak zawsze.

ROZDZIAŁ PIERWSZYZorientuj się w sytuacji

Jeśli jesteś rodzicem dzieci w wieku szkolnym, ta książka jest właśnie dla Ciebie. Chciałbym pomóc Ci zapewnić Twoim dzieciom wykształcenie, jakiego potrzebują, żeby wieść owocne i satysfakcjonujące życie. Pracuję w edukacji przez całą swoją karierę zawodową. Po drodze przeprowadziłem niezliczoną ilość rozmów z rodzicami na temat szkoły. Sam jestem rodzicem i wiem z doświadczenia, że ta rola wiąże się jednocześnie z wyzwaniem i przyjemnością. Staje się trudniejsza, kiedy dzieci zaczynają chodzić do szkoły. Do tego momentu to my byliśmy w największym stopniu odpowiedzialni za ich rozwój i dobrostan. Teraz możemy powierzyć znaczny fragment aktywnej części ich dnia innym ludziom, tym samym umożliwiając im olbrzymi wpływ na życie naszych dzieci w kluczowym okresie ich rozwoju.

Widok dzieci, które po raz pierwszy wybierają się do szkoły, wyzwala w nas różne emocje. Mamy nadzieję, że nauka będzie je pasjonować, że będą zawierać dobre przyjaźnie, a w szkole będą szczęśliwe i zainspirowane. Zapewne jednocześnie odczuwamy spory niepokój. Szkoła to nowe relacje. Jak nasze dzieci zareagują na nauczycieli? Czy w szkole zostaną dostrzeżone ich szczególne uzdolnienia? A co z innymi rodzicami i dziećmi? Czy nasze dziecko pokona nowe społeczne przeszkody, czy się o nie potknie? Nic dziwnego, że kiedy nasze dziecko idzie po raz pierwszy do szkoły, czujemy gulę w gardle. Myślimy, że już nic nie będzie wyglądało tak jak kiedyś. I mamy rację.

Emma Robinson (nie łączy nas żadne pokrewieństwo) pracuje jako nauczycielka w Anglii. Sama jest rodzicem i wie, jak człowiek się czuje, kiedy zostawia dziecko pierwszego dnia w szkole. Napisała wiersz zatytułowany Drodzy nauczyciele, który od tamtej pory przeczytały tysiące rodziców. Poniżej zamieszczam fragment:

Wiem, że pierwszego dnia szkoły

Wir pracy was wszystkich pochłania,

Lecz dziś, wśród nowych maluchów

Syneczek mój wam się kłania.

Nie wątpię w wasze talenty

I wierzę, że uczyć umiecie,

Ale on jest taki maleńki –

Od czterech latek na świecie.

Rano, w mundurku przed lustrem

Większy się zdawał i śmielszy,

Lecz teraz, przed szkoły gmachem

Boję się, że jest najmniejszy.

A przecież całkiem niedawno

W objęciach go mocno tuliłam.

Był moją pracą, kochaniem,

Przed krzywdą każdą chroniłam.

Całuję go po raz ostatni

I patrzę jak znika za progiem

Wiem, że musimy się rozstać

A wy wskażecie mu drogę1.

Wszyscy rodzice martwią się, kiedy przekazują swoje dzieci w obce ręce, ale w naszych czasach szkoła jeszcze bardziej zaprząta ich myśli. Wiele osób irytuje to, co dzieje się w edukacji. Niepokoją się, że w szkole jest zbyt wiele testów i stresu. Mają poczucie, że zawężono program nauczania z przedmiotów artystycznych, sportowych i aktywności na świeżym powietrzu. Martwią się, że ich dzieci nie są traktowane indywidualnie, a nauczyciele nie potrafią rozwijać ich zainteresowań, kreatywności i talentów. Bywają zatroskani tym, że u tak wielu dzieci diagnozuje się problemy z nauką i podaje im się leki, żeby mogły się skupić. Niepokoją się, że ktoś może się znęcać nad ich dziećmi. Jeśli mają dzieci w szkole średniej, trapią ich rosnące koszty nauki na uczelniach wyższych oraz to, czy ich pociechy dostaną potem pracę, niezależnie od tego, czy podejmą studia, czy też nie. Mało tego, często czują się tak bezsilni w roli rodziców, że nie są w stanie nic z tym wszystkim zrobić.

Złość i lęk

Ostatnio zapytałem ludzi na Twitterze i Facebooku, co najbardziej spędza im sen z powiek, jeśli chodzi o edukację ich dzieci. Nie minęła godzina, a w postach pojawiły się setki odpowiedzi od ludzi z całego świata. Bec, młoda matka ze Stanów Zjednoczonych, zapewne wypowiadając się w imieniu wielu osób, napisała, że „silne strony nie są doceniane, a słabości są wyolbrzymiane. Oceny są ważniejsze niż poczucie własnej wartości”. Kimmie zadała pytanie: „Czy moje dzieci odkryją swoje autentyczne zdolności i czy ktoś pokieruje nimi tak, żeby zdobyły zawód, który będzie ich pasją, który będą kochać?”. Conchita napisała: „Martwię się wszystkim, co dotyczy moich córek. Mam poczucie, że obecny system edukacji nie pozwoli im zabłysnąć, a moja dziesięciolatka może nie dostać tego, czego potrzebuje, by pokonać swoje trudności w nauce i lęki”.

Jon niepokoi się, że dzieci „stopniowo uczy się, by nie czerpały radości z nauki – to chyba taki żmudny rytuał inicjacji, przez który wszyscy jesteśmy zmuszeni przejść bez żadnego konkretnego uzasadnienia. Toczymy nieustanną walkę, żeby podtrzymać tę iskierkę ciekawości i przyjemności z nauki, podczas gdy system pakuje ją taśmowo i narzuca standardy obowiązujące w edukacji”. Karin napisała: „Szkolnictwo działa źle. Zbyt duża presja, zbyt wiele testów, za dużo wymagań, za dużo taśmowej produkcji. Jak je przeprogramować? Jak mamy przygotować nasze dzieci do skrajnie odmiennego życia niż to, do którego przygotowuje je obecny system szkolnictwa?”.

Carol była zaniepokojona tym, że „stosowanie jednej miary dla wszystkich, wymyślone przez pojedyncze osoby, które nie mają prawa dyktować, jak ma wyglądać polityka oświatowa, powoduje, że absolwenci nie potrafią samodzielnie myśleć i panicznie boją się porażki”. Największą troską kolejnej matki było to, czy w szkołach „uczy się dzieci, jak w kreatywny sposób rozwiązywać problemy. Testy nie uczą wszechstronnego myślenia”. Tracey wskazuje na poważne zmartwienie wielu rodziców: „Najbardziej martwi mnie to, że politycy najwyraźniej nie przywiązują zbyt dużej wagi do głosu rodziców. Ich opinie traktowane są w najlepszym wypadku z lekceważeniem, a osoby, które podejmują decyzje dotyczące naszych dzieci, nie mają bladego pojęcia o tym, co dzieje się w szkolnych klasach”. Wszystkie te obawy są uzasadnione, a jeśli sami je podzielamy, to mamy prawo się martwić.

Edukację postrzega się czasami w kategoriach przygotowania do tego, co wydarzy się później, kiedy nasze dziecko już ukończy szkołę, czyli do zdobycia dobrej pracy albo kontynuowania nauki na studiach. Pod pewnymi względami to prawda, ale dzieciństwo nie jest przecież próbą generalną. Nasze dzieci przeżywają swoje życie tu i teraz, ze wszystkimi emocjami, myślami i relacjami, zatem edukacja musi angażować je tu i teraz, podobnie jak robimy to my jako rodzice. Doświadczenia, jakie nasze dzieci obecnie zbierają, mają kluczowy wpływ na to, kim zostaną i czym będą się zajmować w przyszłości. Jeśli będą one mieć ograniczone możliwości edukacji, być może nie odkryją talentów i zainteresowań, które mogłyby ubogacić ich obecne życie i stać się inspiracją na przyszłość.

W czym może pomóc ta książka?

Jak wobec tego ta książka może Ci pomóc? Mam nadzieję, że okaże się użyteczna pod trzema względami. Po pierwsze pozwoli Ci się przyjrzeć, jakiego rodzaju edukacji Twoje dzieci potrzebują oraz jaki ma to związek z Twoją rolą jako rodzica. Rodzice często myślą, że ich dzieci potrzebują tego samego rodzaju wykształcenia, jakiego oni sami kiedyś potrzebowali. Zależy to od edukacji, jakiej sami doświadczyli, ale na ogół to chyba nieprawda. Zmiany w świecie postępują teraz tak szybko, że system szkolnictwa też musi za nimi nadążać. Po drugie ta książka pozwoli Ci się przyjrzeć wyzwaniom, z którymi przyjdzie Ci się zmierzyć, kiedy będziesz wspierać swoje dzieci w zdobywaniu wykształcenia. Część tych wyzwań jest związana z polityką oświatową, a część z tym, w jakich czasach przyszło nam żyć. Po trzecie ta książka pozwoli Ci ocenić, jakie masz możliwości i siłę jako rodzic, żeby sprostać tym wyzwaniom. Pozwól, że od razu powiem Ci także, w czym ta książka Ci nie pomoże.

Zacznę od tego, że to nie jest poradnik, jak zostać dobrym rodzicem. Nie odważyłbym się czegoś takiego napisać. Jestem pewien, że odetchniesz z ulgą, ponieważ najwyraźniej wszyscy inni mają taką odwagę. Począwszy od dr Spocka aż po Tiger Moms, zapewne jesteście zasypywani radami, jak wychowywać swoje dzieci. Oprócz niechcianych rad przyjaciół, krewnych i zapewne własnych dzieci na temat tego, jak być lepszym rodzicem, w internecie można znaleźć ponad cztery miliony blogów prowadzonych przez mamy, a księgarnie internetowe w kategorii „podręczniki dla rodziców” oferują ponad sto pięćdziesiąt tytułów. Nie chcę dołączać do tego zgiełku.

Mamy z żoną dwoje dorosłych dzieci oraz wielu przyjaciół i krewnych, którzy też są rodzicami. Sami musieliśmy stawić czoło wielu wyzwaniom, które opisuję w tej książce. Podobne doświadczenia ma Lou Aronica, współautor Ty, Twoje Dziecko i Szkoła, który sam posiada dużą rodzinę. Wiemy, że presja, jaką odczuwają rodzice, nigdy nie słabnie. Zawsze będziecie się martwić o swoje dzieci i próbować pomóc im iść przez życie. Rodzicielstwo to zadanie na całe życie, czasami może oznaczać ciężką pracę, a niektóre momenty są naprawdę straszne. Potraktujcie tę książkę jako chwilę wytchnienia od tej presji. Nie żyjemy w równoległej, alternatywnej rzeczywistości, gdzie wszyscy mają lepiej niż my. Chciałbym jednak zaproponować kilka zasad dobrego rodzicielstwa, które mają związek z edukacją, w dużej mierze potwierdzonych przez badania naukowe i doświadczenie. Przedstawiając je, zapewniam, że stoję z Tobą ramię w ramię, a rady, których udzielam, pochodzą od osób, którym też nieraz się nie udawało.

Niniejsza książka nie jest także poradnikiem, jak prowadzić dobrą szkołę. Często słyszę pytania o konkretny typ szkoły czy system edukacji, który bym polecił. Każda szkoła jest inna. Istnieją wspaniałe i kiepskie szkoły prywatne i publiczne, podobnie jak wspaniałe i kiepskie szkoły społeczne czy alternatywne. Zawsze odpowiadam, że najlepiej jest samemu pójść do takiego miejsca i poczuć, czy będzie ono dobre dla nas i naszego dziecka. Aby to zrobić, musicie wiedzieć, co kryje się pod pojęciem „dobra szkoła”, i właśnie na tym się skupimy.

Nie sugeruję, że jedno rozwiązanie będzie dobre dla wszystkich. Z drugiej strony, każde dziecko jest inne, więc Twoje dzieci nie należą do wyjątków. Twoje rodzicielskie wybory i priorytety w naturalny sposób są wynikiem oddziaływania środowiska, z jakiego pochodzisz, i okoliczności życiowych. Jeśli jesteś samotnym rodzicem, który mieszka w biednej dzielnicy, to Twoje wybory różnią się od decyzji kogoś, kto ma płatną pomoc domową i mieszka na bogatych przedmieściach. Możesz mieć możliwość wyboru takiej szkoły, jakiej tylko zapragniesz dla swojego dziecka. Większość rodziców nie ma jednak takiej możliwości. Wobec tego musisz radzić sobie z tym, co masz, prawda? Niekoniecznie, możesz bowiem dokonywać wyborów – będziemy przyglądać się temu, czego one dotyczą.

Podsumowując, chciałbym, żebyście wiedzieli, na czym polega dobra edukacja i co możecie zrobić jako rodzice, aby się upewnić, że Wasze dzieci mają ją zapewnioną. Powiem Ci, jak wspierać je w obecnym systemie szkolnictwa albo poza nim, jeśli taką decyzję podejmiesz. Każdy rodzic ma do wyboru kilka możliwości:

• Możesz zapisać dziecko do szkoły rejonowej i zdać się na nauczycieli.

• Możesz zacząć odgrywać aktywną rolę w edukacji swych dzieci, nawiązując relacje z ich nauczycielami oraz wspierając je w domu.

• Możesz zaangażować się bardziej w życie szkoły.

• Możesz wywierać wpływ na politykę oświatową, działając w radzie rodziców.

• Możesz zorganizować kampanię na rzecz zmian wspólnie z innymi rodzicami.

• Możesz poszukać innej szkoły.

• Możesz zapewnić dziecku edukację domową albo unschooling.

• Wreszcie możesz skorzystać z możliwości kształcenia on-line.

A jeśli mamy do wyboru różne szkoły, to jaką powinniśmy wybrać i dlaczego? Jeśli nie mamy takiej możliwości, to czego powinniśmy oczekiwać od szkoły, do której mamy dostęp, i co możemy zrobić, jeśli ona nam nie wystarcza? Decyzja, w którą stronę pójść, zależy od kilku czynników, które przeanalizujemy w kolejnych rozdziałach. Pierwszym czynnikiem jest nasza rola jako rodziców i związek, jaki ma ona z edukacją. Kolejnym czynnikiem jest ogólny rozwój naszych dzieci od urodzenia do początku wieku dorosłego. Warto mieć jakiekolwiek pojęcie na ten temat, aby wiedzieć, jaki rodzaj doświadczeń powinniśmy wraz ze szkołą zaoferować swoim dzieciom i z jakich powodów. Trzecim czynnikiem jest ogromne znaczenie talentów, zainteresowań i charakteru naszego dziecka. Czwartym czynnikiem jest pytanie, dlaczego edukacja, jakiej potrzebuje obecnie nasze dziecko, może różnić się od tej, którą sami otrzymaliśmy. Piątym czynnikiem jest odpowiedź na pytanie, dlaczego tak wiele szkół jeszcze nie zapewnia tego rodzaju edukacji i co jako rodzice możemy zrobić, żeby to zmienić.

Uczenie się, edukacja i szkoła

Zanim zagłębimy się w ten temat, pozwólcie, że wyjaśnię, czym różnią się od siebie te trzy pojęcia, które będą się często pojawiać w tekście, czyli  u c z e n i e   s i ę,  e d u k a c j a   i   s z k o ł a: 

•   u c z e n i e   s i ę  to zdobywanie nowych umiejętności i poszerzanie świadomości,

•   e d u k a c j a  to zorganizowany program uczenia się,

•   s z k o ł a  to społeczność osób uczących się.

Dzieci uwielbiają się uczyć, ale nie zawsze czerpią przyjemność z edukacji, a niektóre mają spore problemy w szkole. Dlaczego tak się dzieje?

U c z e n i e   s i ę  to dla dzieci proces naturalny. Małe dzieci uczą się w niesamowitym tempie. Weźmy język. Mniej więcej w pierwszych dwudziestu czterech miesiącach zmieniają się z kłębka płaczu i gaworzenia w istotę, która potrafi mówić. To niewiarygodne osiągnięcie i nikt, łącznie z Tobą, nie „uczy”tego swojego dziecka. Nie uczymy ich, ponieważ nie potrafilibyśmy tego zrobić. Nauka mówienia jest zbyt skomplikowana. Wobec tego w jaki sposób małe dzieci uczą się mówić? Mają do tego wrodzone zdolności i uwielbiają się uczyć. Słuchają i naśladują Ciebie oraz inne osoby z najbliższego otoczenia. Zachęcasz je do tego swoimi uśmiechami i zachwytem, a one w ten sam sposób dodają zapału Tobie. Uczą się mówić, ponieważ chcą i potrafią. W dalszym życiu będą zdobywać różne inne umiejętności i wiedzę dla samej miłości do nauki – ponieważ będą tego chciały i będą wiedziały, jak to zrobić.

 E d u k a c j a  to bardziej usystematyzowane podejście do procesu uczenia się. Może mieć charakter formalny lub nieformalny, samodzielny lub zorganizowany przez kogoś innego. Może odbywać się w domu, przez internet, w pracy albo w innym miejscu. Peter Gray jest profesorem psychologii w Boston College i autorem książki Wolne dzieci. Dzieci, twierdzi, „zostały pięknie stworzone przez Naturę, by kierować swoją własną edukacją. Przez większą część historii ludzkości dzieci kształciły się same, obserwując, zadając pytania, bawiąc się i uczestnicząc. Ten instynkt samokształcenia wciąż doskonale działa u dzieci, które mają zapewnione warunki pozwalające im w pełni rozkwitać”2.

S z k o ł a  to społeczność ludzi, którzy spotykają się, żeby uczyć się razem i od siebie nawzajem. Zapytano mnie niedawno, czy uważam, że szkoły to nadal dobry pomysł. Tak właśnie uważam, dlatego że większość tego, czego uczymy się w naszym życiu, zdobywamy wspólnie z innymi ludźmi i od innych ludzi. Proces uczenia się ma charakter zarówno społeczny, jak i indywidualny. Najważniejsze pytanie brzmi: jaki rodzaj szkoły w największym stopniu pomaga dzieciom się uczyć? Wielu młodych ludzi rezygnuje z edukacji nie dlatego, że nie chcą się uczyć, ale ponieważ stają im na drodze pewne rytuały i nawyki konwencjonalnego systemu szkolnictwa.

Większość z nas doświadczyła tradycyjnej formy edukacji w szkole podstawowej i średniej. Jakie obrazy przywodzi na myśl słowo „szkoła”? Jeśli pomyślicie o „liceum”, możecie wyobrazić sobie długie korytarze i szafki, klasy pełne ławek z czarnymi lub białymi tablicami z przodu, hol ze sceną, salę gimnastyczną, laboratoria, może salę muzyczną albo salę do zajęć artystycznych i boisko. A jakby zadać pytanie, co się tam odbywa? Być może przyjdą Ci do głowy poszczególne przedmioty (niektóre ważniejsze od innych), ustalone rozkłady zajęć, dzwonki i alarmy, rzeka uczniów przelewająca się pomiędzy klasami w swoich grupach wiekowych, projekty, testy i zajęcia pozalekcyjne. A jeśli zapytałbym o przedszkole albo o szkołę podstawową? Jakiekolwiek mamy odczucia związane ze szkołą, faktem jest, że gdybyśmy stracili przytomność, a potem ją odzyskali, to zapewne szybko byśmy się domyślili, gdzie jesteśmy. Kiedy w dziewiętnastym wieku wprowadzono edukację publiczną, szkoły stały się rozpoznawalnymi miejscami, które działają w standardowy sposób. Wiele rytuałów odbywających się w szkołach uważamy za oczywiste, ponieważ tak to wygląda od wielu lat. Jednak nie wszystkie szkoły działają w taki sposób i wcale nie musi to tak wyglądać. Fakt, że tak działają, wynika z przyzwyczajenia, a nie z konieczności. Będziemy się przyglądać różnym stylom prowadzenia szkoły, a także temu, w jaki sposób w najlepszych szkołach tworzy się warunki, w których młodzi ludzie czerpią przyjemność z nauki i chcą osiągać najlepsze wyniki. Istotne dla nich i dla nas jest to, czy nauka naprawdę sprawia im radość.

Po co to wszystko?

Zaczynając od wieku przedszkolnego, większość dzieci w Stanach Zjednoczonych spędza około czternastu lat w szkole, czterdzieści tygodni rocznie, pięć dni tygodniowo, średnio po osiem godzin dziennie. Dodajmy do tego około dwudziestu dwu tysięcy godzin w szkole średniej, nie licząc studiów. To prawie tyle samo czasu, ile wszyscy zmotoryzowani w Szwajcarii spędzili w zeszłym roku w korkach. Szwajcarzy mają wyjątkową cierpliwość, ale obiektywnie to mnóstwo czasu. Ten czas nie obejmuje oczywiście wyprawiania dzieci do szkoły rano, odwożenia i odbierania ich ze szkoły, pomagania w lekcjach, udziału w spotkaniach i imprezach szkolnych oraz wszystkich tych godzin, które przy okazji sami spędzamy w korkach. Na co liczysz, poświęcając tak ogromną ilość czasu i energii? Jaki jest najważniejszy powód, dla którego kształcisz swoje dzieci? Jakich korzyści oczekujesz w zamian dla siebie i dla nich?

Z mojego doświadczenia wynika, że większość rodziców chce, aby ich dzieci zdobyły wiedzę o otaczającym je świecie, rozwinęły swoje wrodzone talenty i zainteresowania oraz posiadły umiejętności i wiedzę, których będą potrzebowały, żeby stać się dobrymi obywatelami i wieść przyzwoite życie. To rozsądne oczekiwania. Mieliśmy je, kiedy nasze dzieci uczęszczały do szkoły i nasi rodzice także je mieli, kiedy sami byliśmy dziećmi. Jak sądzisz, niezależnie od Twoich oczekiwań, jakiego rodzaju edukacji potrzebują Twoje dzieci? Jeśli uważasz, że najlepsze byłoby konwencjonalne, akademickie wykształcenie wspierane przez doskonałe wyniki testów, możesz się mylić. A nawet jeśli tak nie myślisz, wielu decydentów tak sądzi i właśnie na tym polega problem. Wydaje mi się, że oni też się mylą.

Wszystko się zmienia

Świat, w którym żyją Twoje dzieci, bardzo różni się od świata, w którym żyłeś Ty i Twoi rodzice, dlatego trzeba spojrzeć na edukację z całkiem innej perspektywy. Omówimy tę kwestię w następnych rozdziałach, ale poniżej zamieszczam kilka haseł.

R o d z i n y   s i ę   z m i e n i a j ą.  Współcześnie jedynie sześćdziesiąt procent dzieci w Stanach Zjednoczonych wychowuje się w rodzinach, w których biologiczni rodzice są małżeństwem. Pozostałe czterdzieści procent żyje w różnych konfiguracjach rodzinnych – z samotną matką, z samotnym ojcem, z dziadkami, z rodzicami tej samej płci, w rodzinie mieszanej, w tak zwanej rodzinie patchworkowej albo w żadnej spośród wymienionych. Podobne trendy występują w wielu innych krajach. Przy okazji, jeśli zastanawiasz się, czy w ogóle jesteś rodzicem, pozwól, że Ci to wyjaśnię. Biorąc pod uwagę te ogromne zmiany społeczne, możemy powiedzieć, że bycie rodzicem oznacza raczej wypełnianie określonej roli niż stopień pokrewieństwa. Możesz być albo nie być biologicznym rodzicem swojego dziecka. Niezależnie od Twojej sytuacji, jeśli jesteś główną osobą, która opiekuje się dzieckiem w domu i zapewnia mu utrzymanie, możesz nazywać się rodzicem.

D z i e c i   s i ę   z m i e n i a j ą.  Dzieci, a szczególnie dziewczynki, dojrzewają pod względem fizycznym szybciej niż kiedyś. Muszą stawić czoła olbrzymiej presji społecznej generowanej przez kulturę masową i media społecznościowe. Doświadczają znacznego stresu i lęku, a większość z tych emocji związana jest z presją szkoły. Pogarsza się stan zdrowia dzieci, które prowadzą coraz bardziej siedzący tryb życia. Na przykład w ciągu ostatnich trzydziestu lat ponad dwukrotnie wzrosła liczba dzieci otyłych, a u nastolatków ta liczba zwiększyła się aż czterokrotnie.

P r a c a   s i ę   z m i e n i a.  Technologie cyfrowe paraliżują wiele tradycyjnych rynków pracy i tworzą całkiem nowe. Wydaje się prawie niemożliwe do przewidzenia, jakie zawody dzisiejsi uczniowie będą wykonywać za pięć, dziesięć albo piętnaście lat, zakładając, że w ogóle będą mieć jakąś pracę.

C a ł y   ś w i a t   s i ę   z m i e n i a.  Spójrzmy prawdzie w oczy: przez całą naszą planetę przetacza się fala burzliwych zmian w każdej dziedzinie – kulturowej, politycznej, społecznej, w środowisku naturalnym. Tworząc system edukacji, trzeba wziąć to pod uwagę, jeśli ma on pomóc Waszym dzieciom odnaleźć drogę, nie mówiąc już o rozkwicie talentów, w świecie, który zmienia się szybciej niż kiedykolwiek wcześniej.

Najwyraźniej rządy rozumieją część tych przemian i ciężko pracują w komisjach i na salach posiedzeń plenarnych, próbując kontrolować to, co dzieje się w szkołach. A tak przy okazji, edukacja stała się jedną z głównych kwestii politycznych, więc Ty i Twoje dzieci jesteście na celowniku.

W czym tkwi problem?

Od ponad trzydziestu lat rządy na całym świecie inwestują duże środki w próby zreformowania edukacji i podniesienia poziomu nauczania w szkołach. Kierują się głównie motywami ekonomicznymi. Decydenci polityczni – zwłaszcza w czasach, kiedy technologie cyfrowe przekształciły międzynarodowy handel i rynki pracy – zdali sobie sprawę z tego, że wysokie standardy w systemach oświaty mają zasadnicze znaczenie dla zamożności i konkurencyjności kraju. I nie mylą się w tej kwestii. Problemy Twoje i Twoich dzieci wynikają ze strategii, które stosują politycy, żeby „poprawić” edukację. W wielu krajach istnieją cztery główne strategie:  d y s c y p l i n y   S T E M 3,  t e s t y   i   r y w a l i z a c j a,  a k a d e m i z m  oraz r ó ż n o r o d n o ś ć   i   w y b ó r.  W niektórych krajach, a zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, istnieje jeszcze piąta strategia –  z y s k.  Na pierwszy rzut oka niektóre spośród tych reformatorskich strategii wyglądają sensownie. W praktyce często wywołują wręcz przeciwny skutek, pociągając za sobą niepokojące konsekwencje dla wielu młodych ludzi i ich rodzin.

DYSCYPLINY STEM

Jako rodzic chcesz, żeby Twoje dzieci dobrze radziły sobie w szkole, by dostały dobrą pracę, która spożytkuje ich talenty i pomoże im osiągnąć finansowe bezpieczeństwo. Rządy nie myślą indywidualnie o Twoim dziecku, lecz o sile roboczej jako całości i o sprawach dotyczących państwa, jak produkt krajowy brutto. W rezultacie kładą szczególny nacisk na dyscypliny STEM w szkołach, wyraźnie przekonane, że te dziedziny są najważniejsze dla wzrostu gospodarczego i konkurencyjności kraju. Argumentują, że współczesna gospodarka w dużej mierze opiera się na rozwoju tych dyscyplin, a ludzie z odpowiednimi kwalifikacjami mogą dostać w tych branżach dobrą pracę.

Dyscypliny STEM są ważne w edukacji, jednak dobrze prosperujące gospodarki nie są tworzone wyłącznie przez naukowców, inżynierów i matematyków. Mają na nie także wpływ umiejętności przedsiębiorców, inwestorów i filantropów. Rozkwitają również dzięki pracy projektantów, pisarzy, artystów, muzyków, tancerzy i aktorów. Apple należy do najlepiej prosperujących koncernów na świecie, ale firma ta nie zawdzięcza swojego sukcesu tylko inżynierom oprogramowania i programistom kodującym, ale ludziom wielu dyscyplin – historii, muzyki, filmu, marketingu, sprzedaży i wielu innych.

Zaabsorbowanie dyscyplinami STEM doprowadziło do tego, że w szkołach mniej uwagi poświęca się przedmiotom artystycznym i humanistycznym, które mają równie duże znaczenie dla zrównoważonego rozwoju dzieci oraz witalności społeczeństwa i gospodarki. Takie podejście oznacza, że Wasze dzieci otrzymują komunikat, iż jeśli nie są dobre w dyscyplinach STEM, to świat ich nie potrzebuje. A przecież to nieprawda, bo jest dokładnie na odwrót.

W 2011 roku firma Farkas Duffett Research Group (FDR) przeprowadziła badanie wśród tysiąca amerykańskich nauczycieli uczących dzieci w przedziale wiekowym od trzeciej klasy publicznych szkół podstawowych po młodzież ostatnich klas szkół średnich4. Celem badania było zebranie informacji na temat zachowania nauczycieli i ich praktyki nauczania. Zadano im pytania dotyczące tego, jak spędzali czas na lekcjach, w jaki sposób egzaminy państwowe wpływały na ich pracę, a także na które obszary programu nauczania kładziono większy nacisk, a którym poświęcano mniej uwagi. W opinii większości nauczycieli szkoły zawężają programy nauczania i poświęcają więcej czasu i środków na matematykę i gramatykę niż na przedmioty artystyczne, muzykę, języki obce i nauki społeczne. Negatywny wpływ tego typu działań najwyraźniej dotykał wszystkich uczniów, ale wyniki badania wskazywały, że program nauczania był najbardziej okrojony w szkołach podstawowych.

Bob Morrison jest założycielem firmy Quadrant Research i największym autorytetem w Stanach Zjednoczonych w kwestii wpływu polityki oświatowej na dostępność przedmiotów humanistycznych w szkołach. Twierdzi, że jednym z powszechnie występujących zjawisk, które są skutkiem nadmiernego skupiania się na przygotowywaniu uczniów do egzaminów, jest zmniejszenie liczby wycieczek tematycznych i programów pozalekcyjnych zajęć artystycznych. Dyrektorzy szkół, zapytani o tę kwestię, zwykle tłumaczą się brakiem czasu5.

Większość nauczycieli uważa, że wszechstronny program nauczania jest najważniejszy dla dobrej edukacji oraz że egzaminy państwowe z matematyki i literatury spowodowały zawężenie programu nauczania, a reżim egzaminów przyczynił się do głębokich zmian w codziennej edukacji i kulturze szkolnej. Nauczyciele uważają, że nacisk położony na matematykę i literaturę kosztem innych przedmiotów ma również inne skutki. Dziewięciu na dziesięciu nauczycieli powiedziało, że jeśli jakiś przedmiot jest włączony do systemu egzaminów państwowych, to traktuje się go w szkole bardziej poważnie. Dwóch na trzech nauczycieli stwierdziło, że łatwiej było pozyskać środki finansowe na technologię i materiały niezbędne do nauczania przedmiotów, z których zdaje się egzaminy.

Wielu dydaktyków i zwolenników bardziej zrównoważonego podejścia do edukacji prowadzi kampanię na rzecz rozszerzenia terminu STEM o literę „A” oznaczającą przedmioty artystyczne – powstałby wtedy STEAM. Bardzo mnie cieszy, że podejmują działania w tym kierunku. W szkołach powinno być również miejsce na przedmioty humanistyczne, więc może ten akronim powinien brzmieć SHTEAM? A co z wychowaniem fizycznym? W tym właśnie tkwi sedno problemu. Najlepszym rozwiązaniem jest prawidłowo opracowane, wolne od akronimów podejście do edukacji dzieci, którego wszyscy powinniśmy się domagać.

TESTY I RYWALIZACJA

Decydenci polityczni wszystkich opcji podkreślają potrzebę podniesienia poziomu nauczania w szkołach. Trudno polemizować z tym ambitnym założeniem. Dlaczego mieliby go obniżać? Wybrano metodę masowego rozpowszechniania standaryzowanych testów, często w formie kwestionariuszy wielokrotnego wyboru. Odpowiedzi są w prosty sposób przetwarzane przez optyczne skanery i generują strumienie danych, które można łatwo opracowywać w postaci tabel porównawczych i zestawień wyników. Zgodnie z filozofią nacisku na dyscypliny STEM, testy sprawdzają głównie wiedzę z matematyki, nauk ścisłych oraz umiejętności czytania i pisania.

Egzaminy, w których gra toczy się o wysoką stawkę, miały w założeniu stymulować wyższy poziom nauczania. Stały się jednak monotonną praktyką, która demoralizuje zarówno uczniów, jak i nauczycieli. W latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku uczniowie szkół średnich w Stanach Zjednoczonych mogli się spodziewać, że w ciągu roku będą pisać kilka testów. Nie mam na myśli kartkówek, ale testy, od których zależało, czy przejdą z jednej klasy do drugiej, czy ukończą szkołę średnią albo czy dostaną się na studia (i na jakie). Teraz uczniowie muszą pisać niekończące się serie testów rok w rok, począwszy od szkoły podstawowej (a czasem nawet od przedszkola), którym towarzyszy coraz większa presja wywierana na dzieci, a także na ich rodziców. Nie bez powodu nazywa się je egzaminami „doniosłymi”. Wyniki egzaminów dzieci zasilają listy rankingowe szkoły, co może mieć wpływ na zarobki nauczycieli, wysokość dofinansowania dla szkoły i na decyzję, czy szkoła w ogóle je otrzyma.

Anya Kamenetz jest amerykańską pisarką i dziennikarką, która szczególnie interesuje się edukacją. Sama także jest rodzicem. Potwierdza, że w publicznych szkołach rokrocznie w standaryzowanych testach gra toczy się o olbrzymią stawkę. Jak zauważa, powszechnie znienawidzonych testów z odpowiedziami do zaznaczania w kółkach „używa się jako narzędzia decydującego nie tylko o losie poszczególnych uczniów, ale również ich nauczycieli, szkół, okręgowych i krajowych systemów oświaty, pomimo że te testy nie dają ważnych i pewnych danych, skoro przeprowadza się je w taki sposób”. Właśnie dlatego, że określają warunki do uzyskania promocji do następnej klasy i ukończenia szkoły, „uniemożliwiają zdobycie punktów wielu uczniom należącym do mniejszości, osobom ubogim, osobom uczącym się języka angielskiego jako języka obcego i uczniom niepełnosprawnym. Służą jako narzędzie do oceny wyników pracy nauczycieli, którzy tracą stałą formę zatrudnienia, a nawet są zwalniani z pracy na podstawie wyników egzaminów swoich uczniów. Szkoły, którym nie udaje się osiągnąć zakładanych wyników testów, podlegają sankcjom, tracą pozycję w rankingu albo są zamykane. Okręgowe i krajowe systemy oświaty muszą organizować egzaminy i przestrzegać zasad, bo inaczej stracą miliardy dolarów z państwowych dotacji”6. Kamenetz twierdzi, że to jedynie najbardziej widoczne, bezpośrednie skutki przeprowadzania testów – skutki uboczne oceniania szkół przy pomocy wyników egzaminów powoli ogarniają całe społeczeństwo.

Obsesja testów dotyka wielu szkół publicznych, „gdzie dziewięcioro na dziesięcioro amerykańskich dzieci zostaje zapisanych do szkół, w których nie czują się szczęśliwe. W niektórych okręgach egzaminy referencyjne, egzaminy praktyczne, egzaminy z danej dziedziny czy egzaminy diagnostyczne zwiększają liczbę standaryzowanych testów do trzydziestu trzech rocznie. Wychowanie fizyczne, zajęcia artystyczne, języki obce i inne ważne przedmioty idą w odstawkę na rzecz wpajania wiedzy z kluczowych przedmiotów egzaminacyjnych… W okręgach, w których mieszka biedna społeczność, przygotowywanie do egzaminów w jeszcze większym stopniu zastępuje inne aktywności, których rozpaczliwie potrzebują uczniowie”7.

W poszczególnych szkołach i na uniwersytetach dochodzi do coraz większej rywalizacji o miejsca, a wyniki testów zazwyczaj stanowią podstawę decyzji podejmowanych przez komisje rekrutacyjne. Uczniowie coraz wcześniej słyszą, że dobre wyniki testów są kluczem do kariery zawodowej i że nawet jedno potknięcie się może mieć katastrofalne skutki. Spróbuj tylko zawalić test, a nie dostaniesz się na kurs przygotowawczy do egzaminów wstępnych na studia, a jeśli się na niego nie dostaniesz, elitarne uczelnie nie będą Cię traktować poważnie, a jeśli nie przyjmą Cię do porządnej uczelni, to możesz zapomnieć o przyzwoitej, dobrze płatnej pracy. Ten przekaz jest obarczony wieloma błędami, ale właśnie taki komunikat młodzi ludzie odbierają codziennie w szkole, a często również od swoich rodziców.

Kultura testów pochłonęła już miliardy dolarów z naszych podatków, nie przynosząc żadnej wyraźnej poprawy poziomu nauczania. Osiągnięcia naukowe uczniów w matematyce, naukach ścisłych i językach obcych, podobnie jak miejsce Stanów Zjednoczonych w międzynarodowym rankingu w tych przedmiotach, właściwie się nie zmieniły. W międzyczasie wywołują ogromny stres u dzieci, rodziców i nauczycieli. Warto dodać, że specjaliści nauk ścisłych, technologii i matematyki również martwią się tym, że kultura testów niszczy radość i kreatywność uczniów także w tych dyscyplinach, którymi sami się zajmują.

AKADEMIZM

Głównym celem reformy edukacji jest podniesienie poziomu pewnego rodzaju umiejętności akademickich, które są niezbędne, żeby zdobywać dyplomy na uniwersytetach. Rządy zachęcają jak największą liczbę ludzi, żeby studiowali, przyjmując założenie, że absolwenci studiów mają przymioty pożądane przez biznes i większą szansę na zatrudnienie niż osoby, które nie studiowały.

Ta strategia może wydawać się dobrze przemyślana, ale nie działa tak, jak planowano. Ukończenie studiów nie stanowi już gwarancji otrzymania dobrze płatnej pracy, częściowo dlatego, że tak wielu ludzi ma wyższe wykształcenie. Ludzie biznesu też nie są zachwyceni takim obrotem spraw, a politycy starają się ich zadowolić. Pracodawcy, biorąc pod uwagę szybkość zmian zachodzących na rynku pracy, mówią, że potrzebują ludzi, którzy łatwo przystosowują się do zmiennych warunków i potrafią sprostać nowym zadaniom i wyzwaniom. Szukają ludzi, którzy są kreatywni i umieją znaleźć pomysły na nowe produkty, usługi i systemy, a także osób, które potrafią pracować w zespole. Narzekają, że wielu młodych ludzi z konwencjonalnymi, akademickimi kwalifikacjami nie potrafi przystosować się do zmian, nie są kreatywni ani nie są graczami zespołowymi. Dlaczegóż mieliby tacy być? Przecież spędzają lata w systemie edukacji, który uczy, że nieustanne sprawdzanie wiedzy przy pomocy testów nagradza przystosowanie się, podporządkowanie się i rywalizację.

Ten problem nie dotyczy tylko Stanów Zjednoczonych. W 2016 roku Światowe Forum Gospodarcze opublikowało raport na temat umiejętności, jakie będą poszukiwane przez pracodawców w 2020 roku. Znalazły się wśród nich: kreatywność, elastyczność, współpraca, praca w grupie i inteligencja emocjonalna. Zgodnie z zaleceniami Forum powinno się kształtować te umiejętności w szkole8. Nacisk na testy akademickie wyparł też praktyczne kursy zawodowe, które stanowiły wartościową ścieżkę zatrudnienia dla wielu młodych ludzi, a teraz ich zainteresowania i zdolności są w szkołach zaniedbywane.

RÓŻNORODNOŚĆ I WYBÓR

Były takie czasy, kiedy rodzice po prostu wysyłali dziecko do lokalnej szkoły publicznej. Teraz można wybierać pomiędzy szkołami publicznymi, prywatnymi, społecznymi, alternatywnymi, nastawionymi na zysk, wirtualnymi, profilowanymi, szkołami domowymi i unschoolingiem. Być może mieszkasz w okręgu, w którym działa system voucherów. Szkoły, które stanowią alternatywę dla edukacji publicznej, niekoniecznie muszą być dobre, ale skutkiem ich dofinansowywania jest uszczuplenie środków w puli zasobów państwa i ograniczenie możliwości wyboru dla wielu rodziców. Weźmy przykładowo system voucherów edukacyjnych.

Kilka stanów w USA i kilka krajów europejskich eksperymentuje z systemami voucherów. Władze, zamiast przekazać publiczne środki do szkół, kierując się liczbą uczniów, dają pieniądze dla każdego ucznia rodzicom w formie voucheru. Teoretycznie można wybrać szkołę dla swojego dziecka i przekazać jej voucher. Ten mechanizm ma pobudzić rywalizację między szkołami w oparciu o założenie, że szkoła podniesie ogólny poziom nauczania poprzez umożliwienie rodzicom wyboru. Pozornie cały ten system wydaje się rodzicom atrakcyjny. Jeśli lokalna szkoła publiczna Ci się nie podoba, możesz skorzystać z voucheru i wysłać dziecko do innej szkoły publicznej albo do szkoły społecznej czy też prywatnej. W praktyce system voucherów nie działa w ten sposób.

Szkoły dysponują ograniczoną liczbą miejsc, a w tych najpopularniejszych liczba chętnych szybko przekracza pulę dostępnych miejsc. Kiedy szkoły cieszące się najlepszą renomą mają zbyt dużo kandydatów, zazwyczaj wybierają jeden z dwóch sposobów działania. Ustalają konkretne kryteria naboru – na przykład wyniki egzaminów albo charakterystykę rodziny – zwiększające szanse przyjęcia Twojego dziecka, albo organizują loterię, w której macie takie same szanse wygranej jak pozostałe osoby. Jeśli Twoje dziecko nie będzie miało szczęścia, to pozostanie Ci zapewne ta lokalna szkoła publiczna, która może teraz dysponować mniejszymi funduszami, uszczuplonymi przez system voucherów.

Umożliwienie rodzicom wyboru szkoły może się wydawać godne podziwu, ale w praktyce ten wybór często jest pozorny.

ZYSK

Edukacja publiczna jest kosztowna i rządy większości krajów akceptują ten fakt. Jednak niektóre, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych i w Anglii, nie przyjmują go do wiadomości i najwyraźniej poświęcają się niszczeniu publicznego systemu oświaty, otwierając go na interesy korporacji. W rezultacie szkolnictwo stało się chłonnym rynkiem dla dużych firm, które mają sieci szkół prywatnych, z platformami nowych technologii, tysiącami aplikacji i niezliczonymi narzędziami, a wszystko to sprzedaje się dla zysku, obiecując lepsze wyniki, bardziej znaczące osiągnięcia i większy sukces dla naszych dzieci. Najwyraźniej jedynym celem polityki rządu jest przeniesienie finansowania oświaty z portfela publicznego na prywatną przedsiębiorczość. Taka metoda ma podobne konsekwencje jak w przypadku innych rynków nastawionych na osiągnięcie zysku – dochodowe firmy odnoszą sukces, a niedochodowe ponoszą porażkę. Natomiast to Ty musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, czy wierzysz w to, że cena może zagwarantować dobrej jakości edukację i czy czujesz się komfortowo ze świadomością, że wykształcenie Twoich dzieci stanowi przedmiot kalkulacji w bilansie zysków i strat prywatnych przedsiębiorstw.

Wykluczeni z wyścigu

Wszyscy ci interesariusze przepychają się nawzajem, zawierucha spowodowana takimi strategiami reformy edukacji stwarza problemy wielu młodym ludziom i ich rodzinom, a rodzice odgrywają ważne role w próbach powstrzymania tych działań. Ta sytuacja dla niektórych dzieci staje się szczególnie niebezpieczna.

Niepokojąco rośnie liczba młodzieży, która nie kończy szkoły średniej. W Stanach Zjednoczonych mniej więcej jeden na pięcioro uczniów, którzy zaczynają naukę w pierwszej klasie, nie kończy liceum. Ujmując to inaczej, każdego roku ponad milion młodych ludzi porzuca szkołę przed jej ukończeniem. Oznacza to, że co dwadzieścia sześć sekund jeden uczeń rzuca szkołę. W niektórych regionach i okręgach te liczby są jeszcze większe. Dane liczbowe zmieniają się co roku, ale badania opublikowane w 2016 roku wykazały, że w mieście Albany w stanie Oregon występuje najniższy w USA odsetek osób kończących szkoły, ponieważ tylko nieco ponad pięćdziesiąt procent uczniów liceów kończy je w terminie (najwyższy odsetek osób, które uzyskały średnie wykształcenie, odnotowano w Sherman-Denison w stanie Teksas, gdzie prawie dziewięćdziesiąt procent uczniów ukończyło liceum). Unikam tutaj terminu „osoba, która porzuciła szkołę”, gdyż nazywanie ludzi w ten sposób sugeruje, że zawiedli system. Biorąc pod uwagę powyższe dane, należałoby raczej powiedzieć, że to system zawiódł ich.

Zapomnijmy na chwilę o danych procentowych i pomyślmy o ludziach oraz ich rodzinach. Każdy uczeń ma swoje powody, kiedy opuszcza szkołę przed jej ukończeniem. Przyczyną takiej decyzji może być bieda lub wychowywanie dziecka przez jednego rodzica, który pracuje na kilka etatów i ma zbyt mało czasu, żeby zaangażować się w edukację dziecka. Szacuje się, że w Stanach Zjednoczonych ponad jedna trzecia młodych ludzi w wieku do osiemnastu lat mieszka z jednym rodzicem. Kolejną przyczyną może być ciąża nastolatek. Jedynie czterdzieści procent nastoletnich matek kończy liceum. Ten scenariusz zwykle się powtarza – zaledwie dwie trzecie dzieci urodzonych przez nastoletnie matki kończy szkołę średnią9.

Istnieje wiele innych przyczyn, z powodu których młodzi ludzie nie kończą liceum, ale często dzieje się tak na skutek zbyt dużej presji i nudy. Jeśli dzieci są zmuszane do siedzenia przez cały dzień i wykonywania nudnej pracy, przypominającej biurową, która polega na nieustannym przygotowywaniu się do egzaminu, w ich odczuciu bezsensownego, to nic dziwnego, że zaczynają się niecierpliwić albo wyłączają uwagę. Sami byśmy tak zrobili. Sprawdzanie wiedzy przy pomocy testów to jedna kwestia, ale niektórzy uczniowie nie radzą sobie tak dobrze, jak by mogli, ponieważ szkoły działają w sposób przewidywalny. W edukacji nie chodzi wyłącznie o to,  c o  zniechęca uczniów, ale także o to,  w   j a k i   s p o s ó b  ich zniechęca.

Przestrzeń na zmiany

Istnieje wiele wspaniałych szkół i wielu fantastycznych nauczycieli, którzy w nich pracują. Równocześnie odczuwają oni olbrzymią polityczną presję, która może wypaczyć edukację, choćby nawet najlepsi spośród nich chcieli ją zapewnić Twoim dzieciom. Jeśli nie podoba Ci się to całe sprawdzanie wiedzy przy pomocy testów i skutki, jakie ono przynosi Twoim dzieciom – i masz rację, jeśli Ci się nie podoba – być może poczujesz się lepiej, kiedy dowiesz się, że większość pedagogów też tego nie lubi. Nauczyciele często są zmuszani do tego, by spędzać niezliczone godziny nad przygotowywaniem i przeprowadzaniem testów kosztem pomocy uczniom w nauczeniu się tego, co naprawdę ma znaczenie. Czują się przeciążeni i sprzeciwiają się temu, że ich rola zawodowa zostaje sprowadzona do nużącej papierkowej roboty na rzecz firm zajmujących się przeprowadzaniem egzaminów w formie testów. Podobnie jak Ty, nauczyciele wiedzą, że edukacja dziecka nie powinna przypominać wykańczającego nerwowo biegu z przeszkodami, który polega na zdawaniu testów i zdobywaniu stopni, z nieustannie towarzyszącym temu uczuciem lęku przed porażką. Podobnie jak Ty, nauczyciele chcą zmian w szkołach i właśnie oni mogą pomóc doprowadzić do ich urzeczywistnienia.

Chciałem przez to powiedzieć, że część rutynowych praktyk w szkołach może być przyczyną problemów. Wiele spośród nich ma charakter nawykowy, a nie obligatoryjny. Na przykład przydzielenie dzieci do ściśle określonych grup wiekowych na każdych zajęciach może stanowić przeszkodę dla tych, którym nauka poszczególnych przedmiotów przychodzi szybciej albo wolniej. Szkoła, w której odstępuje się od zajęć praktycznych i przedmiotów zawodowych na rzecz przedmiotów wyłącznie akademickich, może zrażać uczniów szczególnie utalentowanych, właśnie jeśli chodzi o wprowadzanie pomysłów w życie. Skoro szkoły są oceniane i dofinansowywane na podstawie wyników testów sprawdzających wiedzę z konkretnych dziedzin, to jest całkowicie zrozumiałe, że będą zawężać program innych przedmiotów. Kiedy zmieni się system, problem często sam znika.

Dobrą wiadomością jest to, że istnieje przestrzeń na zmiany i wiele szkół je podejmuje. Jedną z przyczyn tego zjawiska są głosy rodziców. Niektóre narodowe systemy oświaty również się zmieniają, a kolejną przyczyną takich trendów jest destrukcyjny wpływ nowych technologii. System edukacji może wyglądać inaczej, a jako rodzice macie większą moc, niż Wam się wydaje, żeby go zmienić. Pierwszym krokiem jest świadomość, jakie oczekiwania macie wobec edukacji Waszych dzieci i jaka szkoła może je spełnić.

Jak poruszać się po mapie edukacji?

Rozprawmy się z kilkoma mitami. Pierwszy – dobra szkoła nie musi mieć szczególnego wyglądu. Nie ma żadnego związku pomiędzy ilością bluszczu na murach szkoły a jakością edukacji, która odbywa się w jej wnętrzu. W Bangladeszu działają szkoły na łodziach, w Chinach istnieje szkoła w jaskini, a w Indiach funkcjonuje program szkół na peronach stacji kolejowych. Abo Elementary School w Nowym Meksyku została zbudowana całkowicie pod powierzchnią ziemi (była założona w momencie kulminacji społecznego lęku przed wojną nuklearną), nowocześnie urządzone licea w Kalifornii mają szklane ściany i modny dizajn, a School of the Future w Filadelfii wyglądem przypomina bardziej muzeum niż miejsce, gdzie można uczęszczać do pierwszej klasy liceum. The Florida Virtual School nie ma siedziby, ponieważ zajęcia odbywają się przez internet. Wszystkie te szkoły istnieją naprawdę, nawet jeśli nie wyglądają jak w filmie Buntownik z wyboru.

Kolejny mit głosi, że szkoły niezależne i społeczne z definicji są lepsze niż szkoły publiczne. Nieprawda. Wśród szkół każdego typu istnieją te dobre i te kiepskie. O czym więc należy pamiętać?

SZKOŁY PUBLICZNE

W Stanach Zjednoczonych nieco ponad dziewięćdziesiąt procent dzieci w wieku szkolnym (pięćdziesiąt milionów czterysta tysięcy) uczęszcza do szkół publicznych. Szkoły te opłacane są z naszych podatków i dostępne dla uczniów za darmo. Publiczne szkoły są finansowane przez lokalne okręgi szkolne zależnie od liczby uczniów. Mogą pozyskiwać dodatkowe środki dzięki pomocy lokalnej społeczności, a szczególnie rodziców. Wysokość dofinansowania szkoły zależy od możliwości danego okręgu i danej społeczności. W lokalnym okręgu szkolnym zapada decyzja, do której placówki będą uczęszczać uczniowie (zazwyczaj jest to szkoła położona najbliżej miejsca ich zamieszkania) i jacy nauczyciele będą w niej uczyć. Dopóki lokalne władze oświatowe nie wskażą uzasadnionego powodu, żeby tak nie robić, szkoły publiczne muszą zaakceptować uczniów i nauczycieli, którzy zostają im przypisani. Muszą również dostosować się do stanowych i federalnych wytycznych, włącznie z programem, przeprowadzaniem egzaminów w formie testów i certyfikacją pracowników. Taka polityka oświatowa ma znaczący wpływ na to, jak działają szkoły publiczne i jakiej jakości edukację otrzymują uczniowie.

W wielu krajach większość młodych ludzi uczęszcza do szkół publicznych, ale rodzice mogą wybrać szkołę, a nauczyciele mogą ubiegać się o pracę w konkretnej placówce, a nie zostać do niej przypisani. Szkoły publiczne zakłada się zgodnie ze standardowymi wzorcami, które uwzględniają szczególne potrzeby szkoły, uczniów i lokalnej społeczności. W większości krajów szkoły publiczne stanowią, jak dotąd, dla młodych ludzi i ich rodzin najbardziej powszechnie dostępną formę edukacji.

SZKOŁY SPOŁECZNE

W Stanach Zjednoczonych szkoły społeczne są niezależnie zarządzanymi szkołami publicznymi. Takie szkoły zazwyczaj w czymś się specjalizują – w konkretnych dziedzinach, metodach nauczania albo w służbie określonej społeczności kulturowej. Szkoły społeczne działają w oparciu o niektóre zalecenia federalnej i stanowej polityki oświatowej, co oznacza, że mają większą swobodę wyboru niż państwowe szkoły publiczne w doborze treści programowych i sposobu zarządzania. Pierwszą szkołę społeczną w USA otwarto w stanie Minnesota w 1992 roku. Zachęcano do tworzenia tych szkół także w innych stanach, rzekomo po to, żeby promować wprowadzanie większych innowacji w edukacji publicznej. W 2016 roku w Stanach Zjednoczonych działało niecałe sześć tysięcy szkół społecznych, do których uczęszczało pięć procent wszystkich uczniów szkół publicznych.

Każda grupa społeczna – pedagodzy, rodzice, liderzy społeczności lokalnych, przedsiębiorcy działający w branży edukacyjnej i inni – może złożyć wniosek o założenie szkoły społecznej. Trzeba stworzyć „plan społeczny”, określić zasady, na jakich będzie działała szkoła, w jaki sposób będzie zarządzana i jak to wszystko będzie egzekwowane. W większości przypadków szkoły społeczne działają na mocy porozumienia pomiędzy państwem a szkołą – większa autonomia w zamian za większą odpowiedzialność. Jeśli władze zaakceptują kartę założycielską, finansują taką szkołę jak każdą inną w przeliczeniu na jednego ucznia. Jedyna różnica polega na tym, że okręg szkolny nie przypisuje do niej uczniów. Szkoła sama musi ich przyciągnąć. Oznacza to, że oblegane szkoły społeczne także mogą wybierać swoich przyszłych uczniów, a co za tym idzie, często nie są dostępne dla wszystkich. Najczęściej krytykuje się to, że ta możliwość wyboru daje szkołom społecznym niesprawiedliwą przewagę nad szkołami publicznymi, kiedy porównuje się osiągnięcia uczniów. Szkoły społeczne same w sobie nie są lepsze niż tradycyjne szkoły publiczne. Niektóre z nich osiągają większe sukcesy, a inne mniejsze10.

SZKOŁY PRYWATNE

W Stanach Zjednoczonych mniej więcej jeden na dziesięcioro młodych ludzi uczęszcza do szkół prywatnych. Szkoły te nie są finansowane ze środków publicznych, a utrzymywane są z czesnego i poprzez fundraising. W 2016 roku średni koszt czesnego w szkole prywatnej wyniósł niecałe dziesięć tysięcy dolarów na jednego ucznia, chociaż w niektórych regionach kraju jest znacznie wyższy11. Chociaż prywatne szkoły, dzięki czesnemu i darowiznom, są przeważnie lepiej dofinasowane niż większość szkół publicznych, także borykają się z problemami finansowymi. Niewielu rodziców może sobie na nie pozwolić, a przy zalewie szkół społecznych, sieci szkół prywatnych i edukacji on-line, część osób, których na nie stać, ulega pokusie skorzystania z mniej kosztownych opcji.

Szkoły prywatne różnią się między sobą pod każdym względem: wielkością, zakresem działania i wyznawanymi wartościami (od opartych na wierze po specjalizujące się w określonych dziedzinach czy też metodach nauczania). Szkoły ogromnie różnią się też pod względem jakości i wartości dla uczniów. Niektóre mają doskonałe zaplecze i małe klasy. Wiele szkół prywatnych nie wymaga od swoich nauczycieli certyfikatów państwowych i często mniej im płaci. Niezależnie od pozostałych korzyści część rodzin wybiera konkretne szkoły prywatne z poczucia wierności tradycji i ze względu na możliwości awansu społecznego, jakie te miejsca oferują ich dzieciom.

Robert Pianta jest dziekanem Curry School of Education na University of Virginia. „Większość »efektów« prywatnej edukacji – twierdzi – można przypisać wpływowi rodziny na dzieci w procesie wychowania oraz zasobom rodzinnym i decyzjom, żeby posłać te dzieci do prywatnych szkół – a nie samym skołom prywatnym”12. Jeśli szkolnictwo prywatne w ogóle przynosi jakieś efekty, to należy je przypisać głównie wpływowi rówieśników na naukę i motywację, który zwykle jest tam silniejszy. Biorąc pod uwagę, że do prywatnych szkół zazwyczaj uczęszczają uczniowie pochodzący z bardziej uprzywilejowanych warstw społecznych, szkoły publiczne często osiągają lepsze rezultaty13.

PROPRIETARY SCHOOLS

Istnieją szkoły publiczne, społeczne i niezależne, które działają w oparciu o określoną filozofię i metodologię. Szkoły Montessori, waldorfskie, daltońskie, Big Picture, szkoły KIPP, szkoły Green Dot i inne. Rodzice pytają mnie często, czy je polecam. Zdecydowanie popieram niektóre z wymienionych metod i omówię je w dalszej części książki. Jeśli zastanawiasz się nad zapisaniem dziecka do prywatnej szkoły alternatywnej, zawsze radzę to samo – przyjrzyj się dokładnie ich ogólnym materiałom reklamowym, po czym odwiedź szkołę, o której myślisz. Każdą metodę można stosować z powodzeniem albo nieskutecznie. Spotkaj się z nauczycielami, porozmawiaj z innymi rodzicami i dziećmi, poczuj atmosferę tej szkoły, żeby upewnić się na tyle, na ile możesz, że to miejsce będzie dobrym wyborem dla Ciebie i Twojego dziecka.

Wyższe dobro

Pozwól, że zrobię małą dygresję na temat znaczenia szkół publicznych. W większości krajów masowe systemy edukacji publicznej powstały w dziewiętnastym wieku. Rozwijały się w związku z rewolucją przemysłową, a jedna z głównych przyczyn ich powstania miała charakter gospodarczy. Rządy wiedziały wtedy, że odpowiednio wykształcona siła robocza miała fundamentalne znaczenie dla rozwoju gospodarki przemysłowej14. Charakter przemysłowej siły roboczej – głównie pracownicy fizyczni o niskich kwalifikacjach zawodowych, tak zwane „niebieskie kołnierzyki” – to jeden z powodów, dla których większość systemów szkolnictwa funkcjonuje tak, jak funkcjonuje. Niektórym pionierom edukacji publicznej przyświecały jeszcze inne cele. Miały charakter społeczny i kulturowy.

Lily Eskelsen Garcia jest prezesem National Education Association (Narodowe Stowarzyszenie Edukacji). Odwołuje się do bardziej dalekosiężnych celów, jakie przyświecają niektórym filantropom i decydentom politycznym, a szczególnie do wizji Horace’a Manna, powszechnie uważanego za ojca amerykańskich szkół publicznych. Dostrzegał on w edukacji publicznej dobro narodowe i demokratyczną potrzebę.

„W połowie dziewiętnastego wieku ten prawnik z Bostonu dostrzega chaos szkół prywatnych, gospodyń domowych udzielających korepetycji (szkółek w domu nauczycielki) i nadchodzący wielkimi krokami wzrost populacji imigrantów. Zastanawia się, jak ten nowy kraj zintegruje tak zróżnicowane języki, zwyczaje, religie. Zaczyna myśleć o miejscu, gdzie wszyscy mogliby razem funkcjonować. Pracowaliby tam dobrzy nauczyciele, a prawo sankcjonowałoby przyjmowanie tam wszystkich dzieci i ludzi, którzy inaczej nie mieliby szans usiąść obok siebie w kościele ani nawiązać kontaktów towarzyskich, a w takim miejscu wszyscy poznaliby się jako dzieci, siedząc w jednej ławce i ucząc się czytać. Wierzył, że takiego systemu edukacji potrzebowali wszyscy Amerykanie, po to by identyfikować się ze swoim krajem”15.

Jednym z głównych celów systemu edukacji finansowanego z budżetu państwa jest zapewnienie równych szans wszystkim dzieciom, niezależnie od warunków, w jakich się wychowują. Sprawiedliwość, podobnie jak równouprawnienie, to podstawowa zasada społeczeństwa demokratycznego. Równouprawnienie polega na zapewnieniu wszystkim ludziom tych samych praw i tego samego statusu. Sprawiedliwość oznacza uświadomienie sobie, że niektórzy ludzie potrzebują więcej wsparcia albo zasobów, żeby skorzystać z tych praw. Ideałem, do którego dąży publiczna edukacja, jest zapewnienie wszystkim młodym ludziom takich możliwości, jakich potrzebują, żeby wieść spełnione życie i przyczyniać się do wspólnego dobra. Oznacza to udzielanie pomocy tym, którzy są w największej potrzebie, a nie tylko pomaganie samemu sobie. Jako rodzice w sposób naturalny chcemy najlepszych szkół dla swoich dzieci, ale jak mówi Eskelsen Garcia, wszyscy jesteśmy zagrożeni, „jeśli nie ma podstawowej świadomości, że edukacja publiczna jest dobrem publicznym, które ma służyć dzieciom w danej społeczności i realizować zasady demokracji”16.

Szkoły społeczne, szkoły prywatne i alternatywne szkoły prywatne mogą oferować, albo nie, edukację opartą na solidnych podstawach. Odwiedzając wiele szkół, dostrzegłem, że w niektórych rzeczywiście te podstawy są solidne, a w innych nie. Spotkałem wielu zaangażowanych i inspirujących pedagogów w placówkach społecznych i prywatnych. Mają zdecydowanie większą swobodę we wprowadzaniu innowacji niż nauczyciele wielu szkół publicznych, których ograniczają zalecenia federalne i stanowe. Niektórzy wprowadzają nowości, inni nie. W większości innych krajów – łącznie z tymi, w których funkcjonują wysokiej klasy systemy edukacji – nie promuje się szkół prywatnych i społecznych, jak to się dzieje w Stanach Zjednoczonych. Władze inwestują tam w siłę publicznych systemów szkolnictwa. Jednym z argumentów przemawiających za szkołami społecznymi i prywatnymi w USA jest fakt, że mogą ożywiać sektor publiczny poprzez rozprzestrzenianie nowych idei i praktyk. Może i tak. Z pewnością krytycy szkół publicznych mieliby lepsze samopoczucie, gdyby pracowali konstruktywnie nad ich wspieraniem, zamiast pozbawiać je źródeł finansowania.

Tak czy inaczej, dla większości dzieci i ich rodzin szkoły publiczne są jedynym źródłem zdobycia wykształcenia17. Wiele szkół publicznych musi sobie radzić z trudnymi warunkami lokalowymi, a często muszą stawić czoła silnym wiatrom politycznych przemian wiejącym prosto w twarz. Prawdziwym wyzwaniem dla reformy edukacji jest stworzenie najlepszych warunków dla szkół publicznych, tak by mogły jak najlepiej wypełniać swoje zadania. Taki stan rzeczy można osiągnąć poprzez podniesienie poziomu świadomości – tak jak to czynili Horace Mann i wielu innych pionierów publicznej edukacji – że edukacja naszych dzieci ma zbyt duże znaczenie dla zdrowia demokracji, aby z nią igrać. Musimy zacząć ją postrzegać jako dobro publiczne, a nie tylko osobiste, i nie jako źródło prywatnych zysków. Współcześnie w edukacji na całym świecie trzeba nieustannie i zażarcie chronić równość i sprawiedliwość.

Wprowadzanie zmiany

Moja poprzednia książka była zatytułowana Kreatywne szkoły. Oddolna rewolucja, która zmienia edukację. Opowiada o potrzebie radykalnych zmian w sposobach edukowania naszych dzieci, jeśli mają sprostać rzeczywistym wyzwaniom życia i pracy w dwudziestym pierwszym wieku. Opowiada również o tym, jak wprowadzić te zmiany i są w niej przykłady szkół, które je wprowadzają. Znajduje się w niej rozdział dla rodziców. Książka, którą teraz trzymasz w rękach, stanowi kontynuację Kreatywnych szkół i powstała specjalnie dla Ciebie18.

Twoja rola jako rodzica polega na tym, żeby zapewnić dzieciom najlepszy start do szczęśliwego, produktywnego życia. Edukacja stanowi jedną z najlepszych dróg, za pomocą których można ten cel osiągnąć. Podobnie jak większość rodziców zapewne najbardziej martwisz się tym, czy edukacja Twoich dzieci pomaga im rozwijać się jako niepowtarzalne jednostki, które w nich dostrzegasz. Czy informacje i wiedza, jaką zdobywają, są ważne i interesujące? Czy dzieci uczą się wartościowych umiejętności? Czy odkrywają swoje mocne strony i uzyskują wsparcie w nauce przedmiotów, z którymi być może mają trudności? Czy rozpościerają skrzydła i czerpią przyjemność z wyzwań? Czy rosną w poczuciu pewności siebie i sprawczości? To jedynie kilka kwestii, którym będziemy się przyglądać i szukać myśli, wskazówek i źródeł, by pomóc Ci znaleźć odpowiedzi na te pytania.

Jeśli jesteśmy zaniepokojeni jakością nauczania naszych dzieci, mamy do wyboru trzy możliwości – możemy pracować na rzecz zmian  w   r a m a c h   i s t n i e j ą c e g o   s y s t e m u,  szczególnie w szkole, do której uczęszczają nasze dzieci, możemy wywierać nacisk  n a   s y s t e m,  żeby wprowadzono w nim zmiany albo możemy kształcić swoje dzieci  p o z a   s y s t e m e m.  Interesuje Cię zapewne wyłącznie edukacja własnych dzieci. Jeśli tak jest, to musisz wiedzieć, że istnieją praktyczne sposoby, by bardziej aktywnie się w nią zaangażować. Problemy związane z edukacją mogą Cię trapić także w szerszym kontekście. Jeśli tak jest, to także istnieją sposoby, żeby wpływać na politykę w szerszym wymiarze w Twoim okręgu, w całym stanie czy na poziomie ogólnokrajowym. Można działać w pojedynkę albo razem z innymi ludźmi (rodzicami, nauczycielami i grupami interesariuszy) oraz brać udział w kampaniach, które aktywnie angażują rodziców w zajmowanie się reformą edukacji z wielu różnych perspektyw.

Najlepszym punktem wyjścia we wszystkich tych działaniach jest zrozumienie, czego pragniesz dla swoich dzieci, kiedy rosną i rozwijają się, czego one potrzebują od Ciebie w tym czasie i jak edukacja wpisuje się w całościowy obraz. Niektóre części tego obrazu szybko się zmieniają, a inne są w zasadzie stałe. Umiejętność odróżnienia jednych od drugich stanowi część wyzwania i przyjemności bycia rodzicem.