Two Worlds. Tom I. Dla ciebie płonę - Susan Taylor - ebook

Two Worlds. Tom I. Dla ciebie płonę ebook

Susan Taylor

3,6

Opis

Nora już jako mała dziewczynka zeszła na złą drogę. Miała świadomość, że prędzej czy później pójdzie do piekła. Z każdym dniem się staczała, ale wiedziała, że jeszcze robi za mało, by zaimponować rodzicom. Chciała tylko, by byli z niej dumni.
Erick pochodził z dobrego domu i niczego mu w życiu nie brakowało. Udawał przed rodzicami idealnego synka i tak go wszyscy postrzegali, z wyjątkiem najlepszego przyjaciela, który znał prawdę o jego sekretnym życiu. Starał się przypodobać rodzicom pod wieloma względami.
Jedno przypadkowe spotkanie może zakończyć całą grę.
Jedno spotkanie sprawi, że oboje przestaną udawać.
Jedno spotkanie uwolni wszystkie dotąd skrywane emocje.
Ona zamknięta w sobie. On próbujący się wyrwać. Ona całkowicie zdemoralizowana. On tylko idealny z pozoru. Ona chce być najlepsza. On chce być wolny.
Dwa światy. Dwa charaktery. Dwa serca.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 588

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (7 ocen)
2
2
2
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Susan Taylor
Two Worlds. Tom I: Dla ciebie płonę
© Copyright by Susan Taylor 2020
ISBN 978-83-7564-612-2
Wydawnictwo My Bookwww.mybook.pl
Publikacja chroniona prawem autorskim.Zabrania się jej kopiowania, publicznego udostępniania w Internecie oraz odsprzedaży bez zgody Wydawcy.

Prolog

Najgorzej jest wtedy, gdy ty spotkasz właściwą osobę dla siebie, aleokazuje się, że ty nie jesteś odpowiednią osobą dla niej.

* * *

To smutne, kiedy osoby, które dają Ci najlepsze wspomnienia, stająsię jednym z nich.

* * *

Jestem twoja. Dzisiaj, jutro, za tydzień, za miesiąc, za rok, pośmierci też. Nic ani nikt tego nie zmieni, będę twoja do końca życia.I nawet jeśli ze mnie zrezygnujesz, to ja będę czekać właśnie naCiebie.

* * *

Czasami wystarczy się tylko przytulić do wyjątkowej osoby, bychociaż przez chwilę zapomnieć o wszystkich problemach.

* * *

Miłość przychodzi na palcach, odchodzi trzaskając drzwiami.

* * *

Złamane serce jest jak rozbite lustro, lepiej czasem je zostawićw kawałkach niż kaleczyć się, próbując je poskładać.

* * *

Pragnę, abyś położył swą dłoń na mej piersi i poczuł, jak bijezłamane przez Ciebie serce.

* * *

To właśnie on tłumaczył jej czym jest miłość, a więc kto jej terazwytłumaczy, czym jest złamane serce?

* * *

Okłamywała się, że nie ma serca. Udowodnił jej, że ma… złamane,ale zawsze serce.

Rozdział 1

Nora15 grudnia, sobota

Wypuściłam dym z ust. Przymknęłam oczy, czując błogi stan rozluźnienia. Brzydziłam się nikotyny, ale czasem nie miałam wyjścia. Musiałam się odstresować. Opierałam się plecami o mur. Tara wyjęła mi szluga z ust, sama się nim zaciągnęła. Położyła głowę na moim ramieniu. Poczułam straszny chłód. Rozgrzebywałam butami śnieg. Objęłam przyjaciółkę ramieniem i zabrałam z powrotem mojego papierosa.

– Idziemy na tę imprezę do Lecey?

– Pewnie – mruknęłam – musimy się zabawić. Zresztą moi starzy wracają za trzy dni, a młody jest u babci. Idziemy.

– Na taką odpowiedź liczyłam. Wiesz, że bez ciebie bym nie poszła.

Związała swoje różowe włosy w kucyk na czubku głowy. W prawym uchu miała kilka kolczyków, a jeden w wardze. Obie byłyśmy całe ubrane na czarno. Wyglądałam mroczniej niż ona, bo moje włosy były naturalnie kruczoczarne. Na moim nadgarstku spoczywała bransoletka ze srebrną czaszką, którą dostałam od ojca. Nie lubiłam chodzić bez niej. Wtedy odczuwałam dziwną nagość.

Wypuściłam drapiący dym, mrużąc oczy.

– Zadzwoniłam do Becka. Zaraz nas zgarnie.

Jęknęłam sfrustrowana.

– Po co? Nie mam zamiaru go oglądać.

– Daj spokój, Nora. Oboje zachowujecie się jak dzieci. Przecież Beckett nie zrobił nic złego.

– Zamknij się – burknęłam. – Po czyjej ty jesteś stronie, do cholery?

– Po niczyjej. Oboje jesteście moimi przyjaciółmi. Zresztą nie byłoby problemu, gdyby ojciec nie zabrał ci samochodu.

– Odciął mnie, kurwa, od kasy – warknęłam. – Niech go szlag. Teraz muszę znosić tego idiotę.

– Znacie się od przedszkola. Nie olewaj go, bo zrobił coś głupiego. Pomyśl.

– Mam cię dość.

Podniosłam się z ziemi. Otrzepałam tyłek i ruszyłam przed siebie. Słyszałam jej coraz szybsze kroki. Wywróciłam zirytowana oczami. Naciągnęłam czapkę na uszy, najchętniej chciałabym się pod nią ukryć i po prostu zniknąć. Nie mam zamiaru siedzieć w jednym samochodzie z Beckettem. Przez to, co ostatnio odwalił. Kopnęłam kamień z całej siły, przerwał mi ryk silnika. Przyspieszyłam.

– Stój, kurwa! – wrzasnęła przyjaciółka, chwytając mnie za ramię. – Nasz transport.

– Może iść się pieprzyć.

– Kuszące, kochanie – usłyszałam irytujący głos.

Spojrzałam na niego z wrogością. Uśmiechnął się kpiąco. Pomyśleć, że nasza przyjaźń trwała tyle lat i myślałam, że go znam. Teraz nie wiem już, co myśleć. Tak mnie wkurzył, że nie mogłam się kontrolować. Mogłam go zabić.

– Wsiadaj, Nora! – krzyknął. – Nie rób problemów.

– Spieprzaj. Odczep się ode mnie. Zabierz Tarę, a mnie zostaw w spokoju.

– Jezu – jęknął. Odchylił głowę do tyłu.

Ruszył w moją stronę szybkim krokiem. Cofnęłam się, nie wiedząc, co zamierza. Mój umysł krzyczał: wiej! Beck był nieobliczalny. Złapał mnie dość brutalnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Obiłam się o jego twardą klatkę piersiową. Nie tracąc czasu, przerzucił mnie przez ramię. Dłonie ułożył pod moimi kolanami, pisnęłam głośno. Włosy wpadały mi do ust. Nie robiło na nim wrażenia, że z całej siły waliłam go pięściami w plecy. Wepchnął mnie na przednie siedzenie i zatrzasnął drzwi. Tara wgramoliła się do tyłu. Spojrzałam na nią z mordem w oczach. Beck ruszył z piskiem opon, wzniecając kurz. Warknęłam pod nosem, czując wypływającą ze mnie frustrację, wściekłość kłębiąca się we mnie osiągała apogeum.

Włączył radio i stukał palcami rytmicznie w kierownicę. Odwróciłam wzrok w stronę okna, żeby unikać spojrzenia chłopaka. Wiedziałam, że na mnie zerka, debil. Jeszcze ma czelność na mnie patrzeć. Wkurzył mnie jak nikt inny na tym pieprzonym świecie. Cholera. Zacisnęłam pięści. Byłam gotowa coś rozwalić. Wszystko, co mi się nawinie. Nieważne co.

– Idziesz na imprezę, Nora? – zapytał.

Zignorowałam go i nawet się nie poruszyłam. Usłyszałam ciche westchnienie Tary. Coś zaczęła mówić, ale nie docierały do mnie jej słowa. Ignorowałam wszystko, co mówili. Nie przejmowałam się tym, co mają do powiedzenia, zresztą jak zwykle. Pieprzony Beckett. Sam się ze mną nie liczy. Może i jestem zimną suką, ale to nie znaczy, że może robić mi takie numery. Najlepszy przyjaciel. Zresztą teraz nie ma czegoś takiego jak przyjaźń czy miłość. To pojęcia względne. Ja najlepiej czuję się sama. Kiedy nikt się do mnie nie zbliża.

– Nie torturuj mnie, Kitty – jęknął.

Wiedział, że sama mięknę kiedy używa mojego przezwiska wymyślonego w dzieciństwie. Nie tym razem.

– Tyle razy już przepraszałem. Chcesz to usłyszeć jeszcze raz?

– „Przepraszam” nie wystarczy. Po prostu się odwal. Zawieź mnie do domu.

– Nie możemy o tym pogadać?

– Nie mam na to ochoty. Jestem, kurwa, zmęczona tą namiastką życzliwości z waszej strony – prychnęłam.

Zatrzymał się pod moim domem. Wysiadłam, trzaskając drzwiami. Usłyszałam jeszcze, jak Tara krzyczy, że zobaczymy się na imprezie.

Wyjęłam klucze z kieszeni kurtki i otworzyłam drzwi. Światło w korytarzu zapaliło się automatycznie. Zamigała czerwona kontrolka. Wpisałam kod i wyłączyłam zabezpieczenia. Zdjęłam buty. Palce u rąk powoli zaczęły mi odmarzać, kiedy przebywałam na tym zimnie. Nalałam do szklanki whisky, zabrałam alkohol do swojego pokoju. Panował tam mrok. Jak zwykle. Prawie wszystko było czarne, z wyjątkiem ścian, na których wisiały plakaty moich ulubionych zespołów. Uwielbiałam słuchać ciężkiej, głośnej muzyki.

– Wszyscy się pieprzcie – mruknęłam pod nosem.

Odstawiłam szklankę na biurko i z całej siły przyładowałam pięścią w worek treningowy. Łańcuch napiął się, wydając metaliczny dźwięk. Syknęłam, kiedy po paru uderzeniach już zdarłam sobie kostki. Krew wypływała, powoli zasychając na moich zmasakrowanych dłoniach. Codziennie ładuję w ten worek, ale to niewiele daje. Pozbywam się tylko części frustracji. Jeśli ktoś by się zastanawiał, czemu mam takie podejście do wszystkiego, odpowiedź jest prosta. Taki charakter. Jestem doszczętnie zdemoralizowana. Mam naprawdę głęboko, co ludzie myślą, patrząc na mnie. Chcę być najlepsza i udowodnić ojcu, że zasługuję na miano jego córki.

Będziesz najlepsza. Możesz zrobić wszystko, tylko walcz do końca.Nie poddawaj się. Korzystaj ze wszystkich zmysłów, bo jesteśwspaniała. Nikt nie jest potężniejszy od ciebie. Nikt.

Wypiłam palący bursztynowy płyn. Oblizałam usta, krzywiąc się nieznacznie. Miałam ochotę się na kimś wyżyć. Niestety, jestem sama i nawet mojego durnego brata nie ma, kiedy jest potrzebny. Theo ma dziesięć lat i z natury jest denerwujący. Jednak to przyjemne uczucie, kiedy się nad nim pastwię. Nie widzę w tym nic złego. Dla kogoś takiego jak ja to nie jest nic nowego. Teraz by mi się przydał gówniarz. Mogłabym rozładować napięcie.

Sięgnęłam do kieszeni spodni i wyjęłam pustą paczkę fajek. No świetnie. Jeszcze tego mi brakowało. Ostatnie, na co miałam ochotę, to lecieć do sklepu. Poza tym jestem spłukana. Moje życie to, kurwa, porażka. Znowu przyłożyłam w worek. Kilka porządnych ciosów. Zagryzłam wargę, tłumiąc salwę przekleństw, która miała wypłynąć z moich ust. Obejrzałam zdarte dłonie. Przemyję to i będzie. Przeżyję jakoś. Zresztą mniejsza o to. Ile już razy próbowałam się zabić? Trochę tego było. Na nadgarstkach wciąż miałam ślady po scyzoryku, a na szyi długą bliznę związaną z… innym incydentem. Takim raczej mało ważnym.

No co? Jestem w pełni normalna. Jeszcze nie udało mi się odebraćsobie życia. Nie miałam na tyle odwagi. W końcu zbiorę sięw sobie.

Moje myśli zagłuszyła masa powiadomień. Zerknęłam na wyświetlacz. Najwięcej było od Becka i Tary. Ta ich stara śpiewka. Usuń, usuń, usuń. Kilka od rodziców. Jakoś nie miałam ochoty tego czytać. Chcą coś, to niech zadzwonią. Zresztą nie miałam dzisiaj najlepszego humoru, żeby z nimi gadać. No dobra. Ja nigdy nie mam humoru. To chyba wie już każdy, kto mnie choć trochę zna.

Usiadłam na łóżku i podciągnęłam nogi pod siebie. Wzięłam bandaż z szafki nocnej, już drugi raz w tym tygodniu zaczynałam obwiązywać dłonie, żeby trochę zatamować krwawienie. Cisnęły mi się na usta kolejne przekleństwa, jakie mogłabym wykrzyczeć. Zawsze krzyczę, kiedy chcę złagodzić ból. Na ogół mi to pomaga. Zapominam o cierpieniu. Nawet tym wewnętrznym.

* * *

Przeciągnęłam po ustach czerwoną szminką. Na ramiona zarzuciłam skórzaną kurtkę. Lecey mieszka tylko kilka domów dalej. Zajmie mi parę minut, żeby tam dojść.

Pomalowałam oczy na czarno, poprawiłam zakolanówki i założyłam trampki. Nieważne, że na dworze był śnieg, nie miałam daleko. Matki nie ma, więc jak wyjdę w trampkach, nie usłyszę godzinnego kazania z jej strony. Włożyłam telefon do kieszeni. Wyszłam z domu, wcześniej włączając alarm, zamknęłam drzwi. Wlokłam się pustymi, ciemnymi ulicami. Do moich uszu dotarła głośna muzyka. Musiałam się napić.

Weszłam na podwórko domu przyjaciółki.

– Cześć, Nora – powiedziały dwie dziewczyny, które kojarzyłam tylko z widzenia.

Wzruszyłam ramionami, burcząc odpowiedź pod nosem. Poczułam, jak ktoś mnie obejmuje i przyciąga do siebie. Wszędzie poznałabym ten zapach perfum, klejące się do mnie łapska.

– Cześć, piękna – wymruczał.

Wywróciłam oczami, ale nie zamierzałam się mu wyrywać. Przecież nie był żadnym gwałcicielem. Za to był już pijany. To do niego podobne.

– Drake – westchnęłam. – Widzę, że jesteś o jeden krok od zgonu.

– Bez przesady, skarbie. Zabawmy się.

– Nie-mów-do-mnie-skarbie – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

– Sorry. Zrobię ci mojego słynnego drinka.

Złapał mnie za rękę i pociągnął do domu. Przepychaliśmy się między dzieciakami w stronę kuchni. Pchnął mnie na krzesło, patrzyłam ze znudzeniem, jak robi kolorowego drinka. Zawsze chciał mi zaimponować, robiąc niebezpieczne rzeczy. Kręci się przy mnie od dawna. Może to niezbyt mądre, ale Drake zrobi wszystko, co mu powiem. Mam niezły wpływ na ludzi. Zresztą lubię sobie innych podporządkowywać. Wręcz uwielbiam.

– Trzymaj. Powiedz, co myślisz.

Napiłam się trochę. Był taki słodko-gorzki. Spojrzałam na niego, ale nie okazywałam emocji. Smakowało mi, tylko po co mam mu o tym mówić?

– Może być – mruknęłam.

– Dzisiaj jesteś wyjątkowo zadowolona z życia – uśmiechnął się. – Dawno się nie widzieliśmy.

– Mogłeś zadzwonić.

– Znam cię – prychnął. – Wiem, że byś nie odebrała.

– Czyli jednak myślisz. Masz może świeży towar?

– Jasne.

Wyjął z kieszeni torebkę z białym proszkiem. Wysypał na blat. Wciągnęłam jedną kreskę i od razu poczułam się błogo. Zaraz zacznie bardziej działać. Dopiero za chwilę będzie ostra zabawa. Koks nawet wymusił na mnie słaby uśmiech. Dopiłam do końca drinka, odstawiłam szklankę z łoskotem.

– Lepiej? – zapytał z szerokim uśmiechem.

– O chuj – potrząsnęłam głową. – O wiele lepiej.

Zaśmiał się, mówiąc, że musi gdzieś skoczyć. Po chwili zniknął mi z pola widzenia. Odwróciłam się w stronę tłumu bawiących się ludzi. Właściwie było tu kilkoro dzieciaków, które na pewno nie powinny pić alkoholu. W ogóle czy Lecey wie, że są tutaj takie małolaty? Nie wydaje mi się.

Zeskoczyłam ze stołka i zachwiałam się lekko. Czułam, że zaczynam odlatywać. Zwykle robię to wcześniej. Chociaż teraz jest mi kurewsko dobrze. Bez wciągnięcia czegoś świeżego nie ma dobrej zabawy. Znam się na tym jak nikt inny.

– Jest i Nora – usłyszałam. – Fajnie cię widzieć.

Z jednej mojej strony stanęła Lecey, a z drugiej Tara. Spojrzałam na nie, a mój głos był wyprany z emocji.

– No jestem. Co tam?

– Zajebiście. Impreza się rozkręca.

– Wyrwałaś już kogoś?

– Pewnie – prychnęła Lecey. – A ty? Czemu nie prześpisz się z wiesz kim?

– Nie wiem, czy powinnam zaciągać Drake’a do łóżka.

– Na pewno by się zgodził – wtrąciła Tara. – Lata za tobą jak pies. Zrobi wszystko, co mu powiesz, i przecież wie, jaka jesteś.

– To znaczy?

– Że związki to nie dla ciebie i lubisz przygodny seks.

No tak. Chyba jakiś czas temu te słowa wyleciały z moich ust. Nie sądziłam, że Tara mnie w ogóle wtedy słuchała. No, ale to prawda. Nie bawię się w związki, lubię seks. Może to wcale nie taki najgorszy pomysł i powinnam się z nim przespać. Odreagować ostatni tydzień przez seks? To zawsze mi pomaga, a skoro Drake tak liczy na moją uwagę, na pewno będzie chętny.

– Jakoś w tym momencie nie mam ochoty się pieprzyć.

– Poczekaj, aż wzmoży ci się apetyt – mruknęła Lecey.

Tak naprawdę już mi się wzmożył, ale nie musieli o tym wiedzieć. Będę chciała, to bez problemu wyrwę Drake’a i przypuszczalnie to może być najlepszy seks w moim życiu. Słyszało się to i owo. Żeby sprawa była jasna. Nie jestem dziwką. Może i lubię seks, ale nie pójdę z każdym. Raczej tylko z tym, który zasługuje na moją uwagę. To grono jest zawężone. Drake’owi ufam. Zrobi wszystko, co mu powiem. Może to wydawać się dziwne, ale ja przecież uwielbiam kontrolować ludzi. Taka już jestem. Nawet kiedy ojciec wyprowadza mnie z równowagi, staram się trzymać kontrolę nad sytuacją. Czuję się wtedy pewniej.

Wzięłam od Tary papierosa, zaciągnęłam się. Wypuściłam dym z ust. Dziewczyna podsunęła mi czerwony kubeczek, napełniony po brzegi piwem. Tak. Jutro będę się czuła zajebiście. Można wyczuć sarkazm w moim głosie. Zapewne będę cały dzień umierać. Dobrze, że jutro niedziela, nie muszę zapieprzać do szkoły. W poniedziałek też mogłabym sobie odpuścić. Co mi tam. Starych nie ma, a ja od miesiąca jestem dorosła. Co z tego, że to mój ostatni rok w liceum?

Zabrałam piwo i poszłam poszukać Drake’a. Wszędzie śmierdziało potem i rzygami. Skrzywiłam się. Ominęłam rozlaną wódkę, przeszłam obok chłopaka leżącego na podłodze. Szybki jest. Przypuszczam, że ja też będę tak leżeć za chwilę. Prawie na każdej imprezie tak mam. Mieszanie alkoholu, narkotyków i nikotyny nie może się skończyć dobrze. Jednak nie łapię, dlaczego zawsze to robię. Potem głowa mi napieprza i siedzę przyciśnięta do kibla. Tak kończy się każda dobra zabawa w moim wykonaniu.

Drake stoi oparty o ścianę obok schodów i rozmawia ze swoim najlepszym kumplem. Wypiłam trochę piwa. Oblizałam usta koniuszkiem języka, podchodzę do nich.

– Drake! – Starałam się przekrzyczeć dudniącą w moich uszach muzykę. – Chcesz dotrzymać mi towarzystwa?

– Jasne. Chyba potrzebujesz świeżego powietrza.

– Chyba tak.

Położył mi dłoń na lędźwiach, pchnął w stronę drzwi tarasowych. Przyjemny chłód owiał moje ciało. Czknęłam i spojrzałam na chłopaka, który obserwował mnie bacznym wzrokiem. Co znowu? Aż tak źle wyglądam? Niemożliwe. Mógłby przestać się tak we mnie wpatrywać. To dopiero początek zabawy. Potrafiłabym wyglądać sto razy gorzej. Jednak chyba rano będę wyglądać jak śmierć. Leżeć do góry brzuchem i zaklinać się, że nigdy nie tknę alkoholu. A na następnej imprezie od nowa to samo, i tak w kółko.

– Wyparowało z ciebie choć trochę?

– Można… – czknęłam kilka razy – …tak powiedzieć. Mam ochotę popływać.

Wskazałam na basen i kiedy chciałam tam pójść, Drake przyciągnął mnie do siebie. Pokręcił głową, trzymając mnie kurczowo.

– Nawet o tym nie myśl. Zapomniałaś, że nawet kiedy nie jesteś na haju, to nie umiesz pływać? Więc wyobraź sobie, co zrobisz po pijaku.

– No tak – bąknęłam cicho, ale wiedziałam, że mnie usłyszał. – Pewnie jak nic poszłabym na dno.

– Wtedy musiałbym skakać za tobą.

– Bez wątpienia. Wiedziałam, że byś to zrobił.

Poklepałam go po klatce piersiowej otwartą dłonią i odepchnęłam się kilka kroków w tył. Naszły mnie mdłości, ale szybko się otrząsnęłam. Wolałam nie rzygać na kostkę tarasową. Lecey miałaby więcej sprzątania. No i Drake też. Raczej nie wspomniałam, że ta dwójka to rodzeństwo. Są do siebie bardzo podobni z wyglądu. Jak to bliźniaki.

A tak w sumie mogłabym teraz skorzystać i zasugerować, żeby zabrał mnie na górę do swojego pokoju.

– Słuchaj, Drake. Znamy się jakieś trzy lata… – Zmarszczyłam brwi. – Wiesz o mnie trochę za dużo.

– Do czego teraz zmierzasz, Nora?

– Do niczego ważnego. Wiesz, jaka jestem, i może skoczymy na górę? Do ciebie?

– Chcesz obejrzeć kolekcję moich pucharów? – uśmiechnął się kpiąco.

– Do tego możemy przejść później. Teraz miałam na myśli co innego.

– Wiem, o czym mówisz. Zmieniłaś zdanie co do mnie?

– Lubię cię nawet. Po prostu z pewnej przyczyny nie umawiam się na randki, a kwiatki, czekoladki i serduszka to nie moja bajka. Chyba rozumiesz.

– Tak. Ja też nie bawiłem się w związki, do momentu kiedy w pierwszej klasie liceum wylałaś na mnie wodę.

– Wpadłeś na mnie. Jeśli dobrze pamiętam, miałeś wf, no i tak byłeś mokry od potu. Zafundowałam ci darmowe orzeźwienie.

– Było warto – uśmiechnął się. – Już w tamtym momencie chciałem cię przelecieć i rozwalić tę twardą skorupę.

Popukał mnie lekko w głowę. Spojrzałam na niego z chęcią mordu. Powstrzymywał mnie tylko fakt, że mam ochotę na ten seks z nim. Drake jest typem chłopaka, z którym chodzę do łóżka. Z takimi to mogę się pieprzyć.

– Twoje marzenie może się spełnić. Idziesz czy nie? Drugi raz nie otrzymasz takiej szansy.

Wyglądał, jakby się poważnie zastanawiał. Splotłam ręce na piersiach, poruszyłam palcami, czekając, aż się odezwie. Przekręciłam głowę w lewo. Milczał jak zaklęty. Jednak patrzył na mnie. Jego oczy wyraźnie pociemniały. Cholera. Zaraz stracę ochotę na cokolwiek.

– Mówisz, że to moja ostatnia szansa i już się nie powtórzy? – zapytał powoli.

– A co właśnie powiedziałam? Nie składam dwa razy tej samej propozycji. Twoja decyzja.

– Idziemy.

Schylił się i wziął mnie na ręce. Wiedziałam, że mi nie odmówi. Na Drake’a zawsze mogę liczyć. Przepychał się przez tłum ludzi w salonie i tych walających się w okolicach schodów. Wspinał się na górę. Upiłam piwa, które nadal spoczywało w mojej dłoni. Pusty kubeczek odrzuciłam gdzieś na bok. Mimo hałasu usłyszałam, jak ląduje na podłodze. Przeszły mnie ciarki. Na górze było kilka całujących się par, obmacujących się nawzajem.

Chłopak wyjął klucz z kieszeni i otworzył drzwi pokoju. Puścił mnie przodem. Panował półmrok. Podparłam się o futrynę i weszłam do środka, zrzucając po drodze buty. Znowu ta cholerna czkawka.

Ogarnij się, Nora, i zrób to co zawsze.

Przeleć chętnego faceta bez zobowiązań i pakowania się w gówno.

To nie jest trudne.

Nagle poczułam szarpnięcie i uderzyłam plecami o ścianę. Jego usta gwałtownie zmiażdżyły moje. Jęknęłam, zaplatając mu palce na karku. Oderwał moje ramiona i zsunął z nich kurtkę. Badałam fakturę jego mięśni pod czarną koszulką. Smak alkoholu w naszych ustach łączył się w nieprzyjemną mieszankę. Kolejny powód do tego, że będę jutro przyciśnięta do kibla. Jestem w stanie się poświęcić. Rozpiął suwak mojej spódnicy, która od razu opadła na podłogę. Zdjęłam mu podkoszulek, a nasze usta od razu się zetknęły. Pchnął mnie na łóżko. Zapadłam się w miękki materac. Odgarnęłam włosy z twarzy, przyciągając Drake’a do siebie. Nie sądziłam, że znajdziemy się kiedyś w takiej sytuacji.

Zdjął moje zakolanówki. Byłam teraz ubrana w bieliznę i koszulkę na ramiączkach z wiązaniem z przodu. Zsunął swoje spodnie i zawisł nade mną. Podpierał się po obu stronach mojej głowy.

– Słyszałem, że jesteś na tabletkach – wydyszał.

– Dobrze słyszałeś.

Zaczął całować moją szyję. Dawałam mu większy dostęp. Chciałam już, żeby we mnie wszedł. Żebym mogła zapomnieć o wszystkim. Topić smutki w alkoholu, dragach i zajebistym seksie. Nic więcej mi teraz do szczęścia nie potrzeba. Zdjął moją bluzkę i bez skrępowania się we mnie wgapiał. Mógłby się łaskawie pośpieszyć. Wcale nie jestem cierpliwa. Ani trochę. Wbiłam mu paznokcie w ramiona, na co syknął cicho. Jeśli zaraz nie przejdzie do działania, zrobię to co zawsze. Przejmę kontrolę. Jak na razie daję mu wolną rękę. Lepiej, żeby działał teraz.

W końcu zatracił się we mnie, tak jak ja zatraciłam się w przyjemności.

* * *

Pozbierałam swoje rzeczy, ogarnęłam stojące na wszystkie strony włosy. Rzuciłam do Drake’a szybkie pożegnanie i opuściłam pokój. Zbiegłam na dół, przeskakując nad plamami alkoholu. Omijałam zahaczających o mnie ludzi. Nie znoszę, kiedy ktoś mnie dotyka. Cholera. Weszłam do kuchni i otworzyłam puszkę piwa. Wypiłam za jednym pociągnięciem kilka porządnych łyków. Nawet się nie skrzywiłam. Szczerze, mam dość tej imprezy. Może powinnam już się zawijać do domu? To chyba będzie najlepsze wyjście. Za chwilę dorwie mnie Tara i zacznie wypytywać. Jest moją przyjaciółką. Domyśli się od razu.

Wyszłam na zewnątrz. Zimne powietrze owiało moje ramiona. Ubrałam kurtkę i na chwiejnych nogach poszłam w stronę domu. Śnieg chrzęścił po moimi stopami, a w trampkach odmarzały mi palce. Może i źle zrobiłam, zakładając takie buty, ale na głos do błędu nie zamierzam się przyznawać. To nie leży w mojej naturze.

Mój telefon wydał buczący dźwięk. Beck. A czego on znowu chce? Odebrałam, wiedząc, że jeśli tego nie zrobię, nie da mi spokoju.

– Czego znowu?

– Sześć… Norrraaa.

Cholera. Totalnie zalany. Ciekawa jestem, ile wypił.

– Beck! – warknęłam. – Ile wypiłeś, cwelu?

– Kielisz…ek. Może dwaaa.

– Tak, jasne. Raczej dwie porządne butle. Po co dzwonisz?

– Jeszcze raz… przeprosić. Nie chciałem cię skrzywdzić. – Czknął. – Sorry.

– Żartujesz? Nikt nie jest w stanie mnie skrzywdzić. Nikt. Muszę kończyć. Pogadamy, jak wytrzeźwiejesz.

– Okej. Pa.

Rozłączyłam się. Tylko wielka miłość do mojego telefonu powstrzymywała mnie, żeby nim nie rzucić z wściekłości. Przepraszał mnie już setki razy, ale niech nie myśli, że to mu coś da. Musi sobie zasłużyć na moje przebaczenie. Mógł tego nie robić. Nie wierzę, że on był moim pierwszym prawdziwym przyjacielem. Tarę poznałam w pierwszej klasie. Wtedy miała zielone końcówki włosów. No i była zdecydowanie spokojniejsza. Ja co piątek miałam odsiadkę po lekcjach, a Beckett dotrzymywał mi towarzystwa. Teraz powoli zaczynałam mieć go dość. Nawet jeśli zawsze stawał po mojej stronie, nieważne w jakiej sprawie, to przecież ostatnio mnie zdradził, do cholery. Zszargał zaufanie, które mu dałam.

Weszłam do domu, wyłączając alarm. Zrzuciłam buty i pobiegłam do swojego pokoju. Usłyszałam ciche drapanie po podłodze zaraz za mną. Obróciłam się, wlepiając wzrok w kota.

– A ty co? – zacisnęłam pięści. – Też chcesz się na mnie powyżywać?

Odbiło mi. Gadam z własnym kotem.

Weszłam do pokoju, a Smoot poszedł za mną. Wskoczył na łóżko, wlepiając swoje przeraźliwie zielone oczy we mnie. Był czarny i puszysty. Jak byłam mała, uwielbiałam go przytulać w chwilach smutku. Teraz już nie beczę jak kiedyś. Jedynie kiedy kroję cebulę.

Poprawiłam skórzaną kamizelkę mojemu kotu. Tak. On nosi ubrania. Theo czasami bawi się z nim w gwiezdne wojny i zakłada mu dziwne stroje. Ten kot jest naprawdę nadzwyczaj spokojny. Nic chyba jeszcze nie wyprowadziło go z równowagi. Chyba że dam mu za mało jedzenia. Wtedy syczy i drapie.

Włączyłam radio, a muzyka trochę mnie rozluźniła. Podeszłam do tablicy korkowej. Były tam przywieszone moje zdjęcia z Tarą i Beckiem. Dużo zdjęć. Na wszystkich mieliśmy głupie miny. Jak ja tęsknię za tymi naszymi wygłupami. Dobra. Nie poryczę się. Nawet mowy nie ma. Pieprzony Beck. Pieprzona Tara. Od podstawówki wszyscy się zmieniliśmy. Nawet bardzo. Chociaż ja zawsze byłam zdemoralizowana. W wieku dwóch lat rozbiłam pierwszy raz okno. Potem samo poszło.

– Wszyscy się pieprzcie – szepnęłam. – Kurwa.

Spojrzałam na zdjęcie mojego młodszego brata. To głupi gnojek, ale nadal mój brat. Jedyną osobą, która może obrażać Theo, jestem ja. Nie wierzę, że jesteśmy rodzeństwem. Młody w ogóle nie umie się postawić.

Przerwało mi głośne walenie w drzwi. O nie. Już przyszli. Mieli być jutro. Cholera. Zeszłam na dół i z wahaniem otworzyłam drzwi.

– Dobry wieczór, piękna.

– Cześć. Trochę za wcześnie.

– Chcieliśmy cię odwiedzić.

Odepchnęli mnie i weszli do środka.

– Masz kasę?

Pokiwałam niemrawo głową. Wyjęłam pieniądze z kurtki i wepchnęłam jednemu do ręki.

– Wszystko poszło – szepnęłam. – To był ostatni raz. Więcej nic nie opchnę.

– Jesteś pewna? – zapytał z kpiną. – Możesz wiele zarobić. Więcej, niż daje ci stary. Z pracy na boku też rezygnujesz?

– Nie wiem. Nie chcę dłużej być striptizerką.

– Przemyśl to, Nora. Nadajesz się, dziewczyno.

Z tymi słowami wyszli z domu. Przełknęłam ślinę. Uderzyłam z wściekłości w ścianę. Dobrze, że tym razem nie zaczęli mnie dusić. Byłam nadzwyczaj miła i spokojna. Jeśli mój „szef” zadzwoni, to co mu powiem? On za każdym razem wbija mi do głowy, że striptizerka to nie dziwka, a taniec na rurze to nie przestępstwo. Jednak co jest fajnego i normalnego w pokazywaniu tyłka przed napalonymi facetami, których żadna laska nie chce albo zdradzają? Potrzebuję kasy i dlatego się tam zaciągnęłam. Sprzedaż drag doszła później. To dowodzi, że nie należę do grzecznych dziewczynek. Straciłam dziewictwo w wieku trzynastu lat, ale to nie znaczy, że jestem dziwką. Byłam młoda i głupia. Nikt mnie nie rozumie. Może rzeczywiście tak praca jest dla mnie. Uwielbiam tańczyć. Taniec na rurze to nie to, ale lepszy taki niż żaden. Wybrałam odpowiedni numer.

– Przyjdę w piątek.

– Wiedziałem, że nie zrezygnujesz. Bądź o dwudziestej pierwszej. Będę tam gdzie zwykle. Dobry wybór, kociaku.

– To się jeszcze okaże. Do zobaczenia.

Odłożyłam telefon na biurko. Przebrałam się w spodenki i podkoszulek do spania, szybko zmyłam makijaż. Moje oczy były napuchnięte. Założyłam ciepłe, puchate skarpetki w odcieniu popielatym. Smoot kulił się na moim łóżku. Weszłam pod kołdrę i przyciągnęłam go do siebie. Zamruczał cicho, wtulając we mnie włochaty łeb.

Jesteś dziwką. Ćpunką. Alkoholiczką.

Bez perspektyw. Bez planów. Pójdziesz do piekła. Spłoniesz.

Suka. Jesteś po to, by niszczyć. Wyniszczać innych i siebie odśrodka. Ściągasz ludzi na dno. Na tym znasz się najlepiej.

W głowie wciąż miałam głosy innych osób. Ludzi których już zdążyłam skrzywdzić. To grono robiło się coraz większe.

„Zabiłaś mnie”.

„Utopiłaś”.

„Nie pomogłaś mi, albo nie chciałaś tego zrobić”.

„Wszystko to twoja zasrana wina, że tak się stało”.

Zacisnęłam powieki, hamując wybuch złości i agresji, jaka już zaczynała płynąć w moich żyłach. Pod tą czarną czupryną takie myśli kotłują mi się codziennie. Ginę kilka razy w ciągu dnia. Odradzam się i jestem jeszcze gorsza, niż byłam. Sto razy gorsza. Moje serce jest czarne i zwęglone. Jeden ruch i pokruszy się na milion odłamków których da się już złożyć do kupy. Jeden ruch. Najmniejszy.

Zaburczało mi w brzuchu. Dopiero sobie uświadomiłam, że od śniadania nie miałam nic w ustach. Odsunęłam szufladę i wyjęłam czekoladowy batonik. Odwinęłam papierek i pochłonęłam słodycz, rozkoszując się karmelowym nadzieniem. Już jest przed czwartą. Chyba powinnam iść spać i przy okazji zrobić coś ze sobą. Pójdę w piątek, zapomnę o tym całym gównie, zwanym moim życiem.

Moi rodzice myślą Bóg wie co. Zresztą z pracy jako barmanka nie miałabym tyle kasy. Jestem odcięta od pieniędzy i bez samochodu. Kocham tańczyć, a na to mam tylko taki sposób. Striptiz to nie metoda na życie, ale dla mnie taniec jest wszystkim. Nieważne czy na rurze. Taniec to taniec. Zamknęłam oczy. Byłam zmęczona. Powoli odpływałam.

* * *

Wstałam przed czternastą. Związałam włosy w kok na czubku głowy. Zjadłam tabletkę, wypiłam dwie szklanki wody. Wyglądałam fatalnie i śmierdziało mi z ust gorzałą. Pewnie Drake i Beckett mają tak samo. Za chwilę zaczną dzwonić, a moja głowa wtedy pęknie totalnie. Jak na zawołanie dostałam SMS.

Mama: Posprzątaj dom. Nie obchodzi mnie, że masz kaca.

Cholera. Przejrzała mnie. Jestem za bardzo przewidywalna.

Nora: Nienawidzę sprzątać.

Mama: A co ty lubisz? To rozkaz. Jak wrócę i zobaczę chociażjedną smugę to nie odzyskasz samochodu kochanie.

Szantaż. Ja pierdolę. Dobra. Niech jej będzie. Zmusić mnie do sprzątania? Kurwa.

Tata: Wyczyść kuwetę.

Nora: Czy jeszcze ktoś ma jakieś życzenia?

Tata: Zamów sobie na obiad pizzę. Kasa jest tam gdzie zawsze.

Nora: To jedyna rzecz która mi się podoba.

Tata: Kłopoty z główką? Kac?

Nora: Śmieszy cię to? Nie wierzę. Jeszcze ze mnie kpisz. Dziękiojciec.

Tata: Do usług kotku.

Wyszłam na korytarz i otworzyłam schowek. Dawno tu nie byłam. Wyjęłam płyn, żeby wytrzeć kurze. Wiem, że jeśli tego nie zrobię, matka się wkurzy. Potrafi poruszyć niebo i ziemię, jak jest wściekła. Wolę nie ryzykować. Zagonić mnie do sprzątania. Też coś. Trudno mi się do tego przyznać, ale matka to jedyna osoba, która ma nade mną władzę. Nadal mam kaca i będę się snuła po domu jak duch. Czemu akurat dzisiaj muszę sprzątać? I wyczyścić pieprzoną kuwetę. Powlokłam się na dół i weszłam do kuchni. Zacznę tutaj. Dom jest dość duży. Nie jesteśmy strasznie bogaci, ale pieniądze mamy. Rodzice dużo zarabiają. Jednak nie mieszkamy w jakimś pałacu. Kilka przecznic dalej jest taka bogata dzielnica. Tym to się dopiero powodzi.

Wycierałam blat kuchenny powolnymi ruchami. Byłam padnięta. Kac nie puszczał i skronie mi pulsowały. Jutro mam ten pieprzony test z historii. Poczytam i to mi wystarczy. Historia jest akurat bardzo łatwa. Jestem zagrożona z kilku przedmiotów, ale historię umiem. Szczególnie jeśli omawiamy uzbrojenie. Znam wszystkie rodzaje broni. Czasem nasza historyczka, pani Ramsey, się mnie boi. Nie dziwię jej się. Dziewczyna ubrana na czarno, naburmuszona, gadająca o broni. No i szczerze, to jedyna nauczycielka, którą szanuję. Jedyna znośna.

Skończyłam sprzątać godzinę później. Nogi mi odpadały, a głowa napierdalała coraz bardziej. Weszłam do salonu i padłam na kanapę jak martwa. Tak właściwie to godzina nie wystarczy, by wszystko ogarnąć dokładnie. Ja zrobiłam to à  la Nora. Czyli na szybko i byle jak. Ważne, że w ogóle się ruszyłam. Ból głowy nie daje mi żyć. Nie powinnam tyle chlać. Jednak alkohol pozwala mi zapomnieć. Złapałam za telefon.

Nora: Żyjesz? Mam nadzieję, że obudziłaś się w domu.

Odpowiedź przyszła po kilku minutach męki i szumu w głowie.

Tara: Tym razem tak. A ty?

Nora: Jestem w domu, ale cierpię. Samopoczucie do dupy.

Tara: Przyszłabym gdybym nie czuła się tak samo. Zobaczymy sięw szkole.

Nora: Jeśli zechce mi się iść.

Przekręciłam się na lewy bok, jęknęłam cicho. Przeszedł mnie dreszcz spowodowany cholernym bólem. Pieprzona wódka. Pieprzone piwo. Pieprzone dragi. Pieprzona ja. Jak zwykle za bardzo poszalałam. Wszystkiego za dużo. I tak jestem zajebista. Może nie mam łatwego charakteru, ale, kurwa… to jestem prawdziwa ja. Prawdziwa Nora Jefferson. Która z dnia na dzień przegrywa swoje marne, smutne życie. Jak uroczo. Moje życie nie jest proste. Tyle straciłam. Za wiele. Teraz jestem inna. Staram się wszystko sobie poukładać.

Usłyszałam pukanie. O nie. Oby to nie byli znowu oni. W sumie po co mieliby wracać? Przecież usłyszeli to, co chcieli, i dostali pieniądze. Nie mogą tak po prostu tu przychodzić. Wstałam i dowlekłam się do frontowych drzwi. Spojrzałam przez wizjer. Stała tam kobieta ubrana dość elegancko. Z aktówką w dłoni. Jakaś sztywniara. To pewnie urzędnik do rodziców. Ale czemu przyłazi w niedzielę? Chyba że była tu wczoraj, a mnie przecież nie było w domu prawie cały dzień. Otworzyłam drzwi z obojętnym wyrazem twarzy. Czyli jak najbardziej w moim stylu. Kobieta uśmiechnęła się, co odebrałam jako niepotrzebny przejaw optymizmu z jej strony. Lepiej, żeby przestała się tak szczerzyć w mojej obecności.

– Czego? – burknęłam.

Zeskanowałam jej drobną posturę. Biedactwo. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że jest bardzo krucha. Jaki pech, że akurat trafiła na mnie.

– Są rodzice?

Jej głos był przepełniony słodyczą, a mnie robiło się niedobrze i czułam wyraźne mdłości.

– Nie ma. Mogę jakoś pomóc? Czego potrzebuje taka zbłąkana duszyczka? – Uśmiechnęłam się sarkastycznie.

– Dasz im tę teczkę? – Wystawiła dłoń, podając mi wspomnianą rzecz.

Wyrwałam jej to z ręki i obejrzałam dookoła. Pokręciłam głową, obserwując ją z politowaniem.

– Zastanowię się. Możesz już spadać.

– Ja…

– No co? – byłam zirytowana. – Spadaj. Nie mam ochoty na pogaduszki.

Zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem. Ja naprawdę jestem niemiła. Całe szczęście. Już myślałam, że robię się miękka jak miś żelek. Taki zielony, jakiego swoją drogą uwielbiam. To by było straszne. Jeszcze ta… nie wiem kto utwierdza mnie w przekonaniu, że ludzie nadal trzęsą majtkami przed mną. Boją się i dzięki temu mam satysfakcję. Czuję się dowartościowana jak jeszcze nigdy. To jest to, co potrafię najbardziej. Wzbudzać w ludziach strach, lęk i niepewność. W końcu to jest coś, co mi wychodzi. Nie licząc tańca. Z tym radzę sobie bardzo dobrze. Jednak kiedy widzę, że ktoś się mnie boi, czuję się lepiej.

Przecież to ja mam sprawiać ból innym.

Rozdział 2

Nora17 grudnia, poniedziałek

Wysiadłam z zatłoczonego autobusu przed budynkiem szkoły. Czemu tu jestem? Ciągle mam zawroty głowy, a wypity alkohol nie daje o sobie zapomnieć. Zacisnęłam palce na pasku torebki i ruszyłam w stronę drzwi głównych. Czułam spojrzenia dzieciaków, które dopiero zaczynały w liceum i jeszcze za dobrze mnie nie znały. Kiedy szłam korytarzem, robili mi miejsce bez mrugnięcia okiem. Należałam do tych popularnych. Inni się mnie bali. Jakoś mnie to nie dziwi. Otworzyłam swoją szafkę i wyjęłam książki do historii. Pieprzony sprawdzian. Chyba nie ma takiego debila, który lubi pisać testy.

Poszłam w stronę klasy. Tara i Beck opierali się o ścianę. Nagle poczułam, jak ktoś na mnie wpada. Zachwiałam się. Moi przyjaciele to zauważyli. Beck syknął cicho, a z ust Tary wydobył się pisk. Spojrzałam na przestraszoną pierwszoklasistkę. Nie myślcie sobie, że poczułam litość. Nie znałam czegoś takiego.

– Jak-łazisz-kurwa – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Życie ci niemiłe, księżniczko? Zjeżdżaj, bo zaraz zrobi się nieprzyjemnie.

Pokiwała szybko głową i wyminęła mnie, bliska płaczu. Podeszłam do Tary i Becketta. Dziewczyna się uśmiechnęła.

– Masz dzisiaj wyjątkowo dobry humor.

– Jasne. Dzisiaj jestem megaszczęśliwa – prychnęłam. – Zresztą jak zawsze.

– Cześć, Kitty.

– Cześć – burknęłam.

– Aha – powiedział Beck. – Punkt dla mnie. Tara sądziła, że mi nie odpowiesz. Co się stało, że jesteś punktualnie?

– Sama nie wiem.

– Słyszałaś o tym nowym chłopaku? Od dzisiaj zacznie z nami chodzić na historię i ma z tobą biologię.

– Co? – zmarszczyłam brwi. – Czemu w środku roku się przepisuje?

– Nie wiadomo. W każdym razie to kolejna osoba, która musi się dowiedzieć, kto tu rządzi.

– Dowie się szybciej, niż myśli – mruknęłam.

Zadzwonił dzwonek. Weszliśmy do klasy. Usiadłam w swojej ławce pod oknem. Tara siedziała przede mną, Beck w rzędzie na środku. Rzuciłam książki na ławkę. Wszystkie spojrzenia poleciały w moją stronę. Czułam, że się gapią. Podniosłam powoli wzrok i wszyscy jak za sprawą zaklęcia zajęli się swoimi sprawami. Nauczycielka weszła do klasy. Za nią szedł wysoki blondyn o ciemnych oczach. To pewnie ten nowy.

– Moi drodzy – odezwała się kobieta – to jest nowy uczeń Grant Matthews. Dzisiaj nie będziesz pisał testu.

Patrzyłam, jak potakuje na każdą jej wypowiedź. Świeża krew. Mogę zacząć zabawę.

– A później Nora pokaże ci szkołę. – Wskazała wychudłym palcem na mnie.

– Oczywiście, pani profesor – uśmiechnęłam się sztucznie.

– Co ty kombinujesz? – szepnęła Tara. – Nie podoba mi się to.

– Nowy znaczy czysty. Mogę się nim troszkę pobawić.

Nauczyciele za dużo o mnie wiedzą. To jest jedyna profesorka, która we mnie wierzy i robi wiele, żeby mi pomóc. Nie powiem… chciałabym skończyć tę szkołę. Możliwie najszybciej.

Chłopak zajął miejsce za mną.

– Nora, tak?

– Może – wywróciłam oczami. – Nic ci do tego.

– Zostaw ją.

Spojrzałam na Wendy. Kujonkę z pierwszej ławki. Jej duże okulary zsuwały się z nosa. Gotowałam się. O nie. Zepsuje moją nową zdobycz. Zawsze wszystko potrafi spieprzyć. Chodziłyśmy razem do zerówki. Już wtedy wszystko psuła. Dlatego nikt nie zaprasza jej na imprezy. Nie umie się bawić.

– Nie wiesz, jaka ona jest – dopowiedziała.

– Zamknij się, cnotko. Nikt cię o zdanie nie pytał. – Chwyciłam Tarę za kaptur i pociągnęłam. Wyszeptałam jej do ucha: – Dorwiemy ją na przerwie. Znowu pieprzy mi szyki.

– Przecież oprowadzasz nowego.

– Taa… szybko mi zajmie spuszczenie jej głowy w kiblu.

Przybiłyśmy piątkę pod ławką. Nauczycielka położyła przede mną sprawdzian. Pytania były naprawdę banalne. Zaczęłam wypełniać i po dziesięciu minutach skończyłam. Wyrwałam kawałek kartki z zeszytu i nabazgrałam szybki liścik. Rzuciłam go na ławkę Becka. Nadal jestem na niego zła, ale w tym wypadku mi się przyda. Widziałam, jak czyta. Pokazał mi kciuk w górę i wrócił do testu. Rozparłam się na krześle, poczułam szturchanie. Odwróciłam się z irytacją.

– Nie dotykaj mnie, kurwa – syknęłam. – Chcesz tę wycieczkę, to radzę ci przystopować.

– Bo twój chłopak mnie pobije?

– Super – wywróciłam oczami. – Jesteś tu nowy i mieszasz się w nie swoje sprawy.

Oparłam się o szybę i włożyłam słuchawki do uszu. Wsłuchiwałam się w słowa piosenki. Pani Ramsey już się przyzwyczaiła, że słucham muzyki przez resztę lekcji. Poczułam kolejne ukłucie w plecy. No nie. Zabiję go. Powyrywam mu ręce i wetknę do dupy. Bardzo boleśnie i bardzo głęboko. Pożałuje, że się tu przepisał. Jeszcze mnie popamięta. Raz na zawsze.

– Zostaw mnie, do cholery. Ta cnotka już ci powiedziała – wskazałam ruchem głowy na Wendy. – Nie dotykaj mnie.

Beck spojrzał na nas i zmarszczył brwi. Nachylił się nad kartką.

– Odpieprz się od Nory, nowy – syknął. – Znajdź sobie kogoś z twojej ligi albo Drake ci wpierdoli.

– Czyli to jednak ten Drake jest twoim chłopakiem? – zapytał, ignorując groźbę Becketta.

– Nie. Nie mam chłopaka i mieć nie będę. Drake i Beckett załatwią cię, jeśli nie dasz mi spokoju. Ile to już facetów pogrzebali żywcem – sarknęłam z rozbawieniem, widząc jego minę.

– Noro – przerwał nam głos nauczycielki. – Skończyłaś, to nie przeszkadzaj.

– To nie ja. Sam ze mną zaczyna. Może go pani przenieść?

– Nie. Oddaj sprawdzian i poczekaj na korytarzu.

– Przecież nic nie zrobiłam.

– Proszę.

Wstałam z irytacją i pozbierałam książki. Rzuciłam test na biurko. Wyszłam, trzaskając drzwiami. Usłyszałam jeszcze głosy Tary i Becka, którzy zaczęli mnie bronić. Przynajmniej się starali. Nieważne, że mnie nie ma, ale i tak winę zwalają na mnie. Nora to. Nora tamto. Nigdy nie ma innego winnego. Zawsze ja.

Usiadłam na parapecie pod salą matematyczną. Wymachiwałam bezwiednie nogami. W przód i w tył. W głowie słyszałam tykanie zegara. Za chwilę powinien zadzwonić dzwonek. Sprawdziłam telefon. Nie dostałam żadnych nowych wiadomości. Pomimo tego, jaka jestem, ludzie mnie lubią. Należę do popularnych.

Gram w football z chłopakami. Jestem niezła. Trener twierdzi, że potrafię. Czasem jestem lepsza od facetów. Wcale nie jestem wątła, jak niektórzy sądzą. Drake od początku się za mną wstawiał. Jest kapitanem. Na początku myślałam o wstąpieniu do cheerleaderek przez wzgląd na taniec. Jednak bardziej przemawiało do mnie stanie na bramce. To też przygotuje moje ciało do tańczenia zawodowego.

Zadzwonił dzwonek. Zeskoczyłam z parapetu. Korytarze zaległy szarańczą. Czyli pełno dzieciaków. Jednak na szczęście omijali mnie szerokim łukiem. Wypatrywałam w tłumie Drake’a, z którym mam matmę. Nigdzie go nie widziałam. Jak zwykle mu się nie śpieszy.

– Ej, ty! – zawołałam do dziewczyny, z którą też miałam teraz lekcję, ale jej imienia nie znałam. Typowe dla mnie.

– T…tak, Nora?

Podeszłam do niej bardzo blisko. Była ode mnie niższa o kilka centymetrów. Uniosła głowę, by na mnie spojrzeć. Kocham patrzeć na ten strach w oczach.

– Daj mi zadanie. Chyba zapomniałam zrobić.

Wyciągnęłam dłoń w jej stronę. Wyjęła nieporadnie zeszyt z torby i podała mi drżącą dłonią. Uśmiechnęłam się sarkastycznie. Przepisałam zadanie, oddałam dziewczynie zeszyt, rzucając go jej pod nogi. Tak przy okazji zobaczyłam jej ohydne buty. Potworny widok.

Kilka minut po dzwonku weszłam do klasy, siadając na swoim stałym miejscu. Drake wbiegł chwilę później, usiadł za mną. Przywitał się szybkim żółwikiem. Nie podejrzewałam go o taką prędkość. W końcu za dobrze go znałam.

* * *

Szłam z Tarą i Beckiem prosto na stołówkę. Umierałam z głodu. Rano wyszłam bez śniadania. Teraz mój brzuch domagał się swojego. Przepchnęłam się przez kolejkę i wzięłam frytki z hamburgerem. Tak, wiem. Bardzo zdrowo. I jeszcze woda. Zwykła. Nie znoszę gazowanej.

Poszliśmy na tak zwaną scenę. Siedzieli tam wszyscy popularni. Usiadłam, nadgryzając ze znużeniem frytkę. Drake podkradł mi jedną, a ja zabrałam mu kawałek kiełbaski.

– Ludzie – odezwał się Drake. – Wiecie, co Nora dostała na matmie?

Uśmiechnęłam się pod nosem.

– Najwyższą ocenę za spisane zadanie – dokończył.

– No co? – burknęłam. – Przecież to sztuka w tak krótkim czasie dobrze przepisać. A to przyda się w mojej sytuacji.

Jedliśmy we dwójkę frytki z mojego talerza. Napił się mojej wody, mrugnął. Wywróciłam oczami. Zanurzyłam frytkę w ketchupie i przeżuwałam powoli. Mój telefon zabuczał w kieszeni.

Babcia: Odbierz Theo ze szkoły skarbie. Nie mam samochodu.

Nora: Jasne. Mam go przywieźć?

Babcia: Tak.

Oparłam głowę na ramieniu Tary. Muszę zabrać młodego ze szkoły. Wszyscy mnie wykorzystują. Jakby gówniarz nie mógł sam wrócić. Co ja jestem? Kolejny raz będę musiała się przepychać przez tłum małych bestii. Zaraz, zaraz… kurwa. Przecież ja też nie mam samochodu.

– Beckett?

– Oho – mruknął. – Użyłaś mojego pełnego imienia. Co jest?

– Muszę zabrać Theo ze szkoły. Zawieziesz mnie?

– Spoko. W sumie gdybyś się zachowywała, stary nie zabrałby ci wozu.

– Nie pouczaj mnie. Poza tym jestem dorosła, Beck.

– I nie do ogarnięcia. Ale cię kocham, mała.

– Rzygam tęczą – prychnęłam. – Przestań słodzić. Po prostu mnie tam zawieź. Robisz się miękki, Beck. Przeraża mnie to.

– Ja? Mam wypierdolić kujona przez okno, żeby ci udowodnić, jaki jestem zły?

– Dobry pomysł – mruknęłam. – Najlepiej, żeby wpadł od razu do śmietnika.

– Spoko. Kogo masz na oku?

– Może… – rozglądam się i nachylam żeby szepnąć mu do ucha: – Morgana.

Siedział skulony nad książkami. W obcisłym wełnianym sweterku. Nagle podniósł wzrok, jakby wyczuł moje spojrzenie. Uśmiechnęłam się kpiąco. Uniosłam dłoń, poruszając powoli palcami. Nachylił się nad stolikiem i mogłam przysiąc, że zadrżał.

– Już sika ze strachu.

– Jak prawie cała szkoła na twój widok.

– No prawie. Oprócz ciebie, kochanie.

– Za długo się znamy. – Pociągnął mnie lekko za włosy. – To co? Śmietnik po lekcjach?

– Nie za dobrze to brzmi, ale tak. Dawno nie wrzuciłam kujona do śmietnika.

– Nigdy tego nie robisz – stwierdził. – Zawsze ja i Drake cię wyręczamy.

– I nie narzekacie. A ja lubię wydawać polecenia.

Wstałam od stołu z łoskotem i poszłam na kolejną lekcję, nie czekając na resztę.

* * *

Beck zaparkował przed szkołą Theo. Wysiadłam poirytowana i poszłam w stronę wejścia. Mruczałam pod nosem przekleństwa. Przepchnęłam się, warcząc obelgi pod adresem każdego napotkanego dzieciaka. Weszłam z impetem do świetlicy. Wszyscy na mnie spojrzeli. Theo wywrócił oczami i zaczął zbierać rzeczy.

– Theodore – powiedziała nauczycielka beznamiętnym głosem. – Siostra przyszła.

Oparłam się o ścianę i założyłam ręce na piersiach. Wyszliśmy ze świetlicy. Ubrał się. Mogliśmy szybko opuścić budynek.

– Czym jedziemy? Przecież tata…

– Beck nas zabierze – warknęłam. – Ruszaj się. Nie mam czasu.

– Już idę.

Wsiedliśmy do auta.

– Cześć, Beck – odezwał się młody.

– Cześć. A ty co? – spojrzał na mnie. – Znowu ktoś na ciebie wpadł?

– Nie wkurwiaj mnie. Te bachory są popieprzone. Dzicz.

– Tak jak liceum. Nie widzę różnicy.

– Tylko że w liceum wszyscy mnie znają i omijają szerokim łukiem.

– Bardzo szerokim. Jedziemy wieczorem do doków?

– Nie no, muszę się uczyć. – Po chwili zaśmiałam się. – No dobra. Jedziemy. Masz szluga?

– Znasz zasady. W moim samochodzie się nie pali.

– Otworzę okno. Kurwa, ręce mi się trzęsą. Ostatni dzień wolności. Starzy wracają jutro.

– A ty jedziesz ze mną w poniedziałkowy wieczór na imprezę w dokach.

– Stul dziób, Beckett. Jutro ojciec by mi zabronił. Zamknąłby drzwi na klucz. Jest do tego zdolny. Za dobrze go znam.

– Zapalisz później i nie mów brzydko przy dziecku.

– O Jezu. Nie udawaj prawiczka. Oboje wiemy, że nim nie jesteś.

To nawet zabawne. Beck i ja przespaliśmy się ze sobą. Byliśmy małolatami. Tak to jest stracić dziewictwo z najlepszym przyjacielem. Prawie bratem. Moją prawą ręką. Z kimś, dzięki komu jeszcze mam ochotę żyć. Nie powiem tego, ale Beck trzyma mnie przy życiu niczym tlen. Jest w chuj pozytywny. Wiem, że jako jeden z nielicznych nie chciałby mnie skrzywdzić. Zależy mu na mnie. Chyba.

– Twój brat nadal jest w samochodzie.

– No i? Niech słucha. Mieszka ze mną i wie, że jestem zboczona.

– To prawda – mruknął Theo. – Jest.

Beck zaparkował pod domem moich dziadków. Jak zawsze weszliśmy bez pukania. Babcia stała w kuchni i coś gotowała. Uśmiechnęła się na nasz widok.

– Cześć.

– Cześć, kochanie.

– Przyprowadziłam go.

– Może zostaniesz na obiedzie? – zapytała. – Twoja ulubiona zapiekanka.

– Nie mogę. Beckett na mnie czeka.

– No dobrze. Jak wolisz. Wpadnij do nas niedługo.

– Jasne.

Wybiegłam, trzaskając drzwiami, wsiadłam do auta. Beck ruszył bez zadawania pytań, za co byłam mu wdzięczna. Teraz potrzebowałam tylko ciszy i świętego spokoju. Oparłam głowę o szybę, oblizałam spierzchnięte usta. Objęłam się ramionami, kiedy zrobiło mi się zimno. Chłopak podkręcił klimatyzację. W końcu mamy zimę. To chyba normalne, że umieram z zimna. Jestem typowym zmarzluchem.

Wysiadłam pod domem. Otrzepałam buty na wycieraczce i przekręciłam klucz w zamku. Zapaliłam światło. Ściągnęłam kurtkę i buty. Z koszyka w kuchni wyjęłam paczkę papierosów. Zapaliłam jednego, otwierając okno żeby się nie udusić w tym smrodzie.

Wypuściłam powoli dym z ust. Drapał mnie w gardło. Odchrząknęłam. Nienawidzę mojego życia.

* * *

– To wszystko jest takie pojebane! – uderzyłam w worek treningowy.

– Możesz się na nim wyżyć, kochanie. Z całej siły. Na pewno ci ulży.

– Nie jestem pewna – burknęłam.

Spojrzałam na dziadka Scotta, marszcząc brwi. Uśmiechnął się słabo, podtrzymując worek.

– Twojemu ojcu kazałem robić to samo, gdy był wściekły. Przychodził tu i uderzał. Najczęściej był zły na mnie. A tobie kto zalazł za skórę?

– Wszyscy. Życie jest do bani.

– Może odpoczniesz i coś zjesz? Zamówimy pizzę i pogramy w brutalne gry?

– Chyba właśnie tego mi trzeba.

– Tuńczyk i podwójny ser? – zapytał, chociaż znał już odpowiedź.

– Tak.

– Już dzwonię.

Poklepał mnie po plecach i odszedł na bok, wyjmując telefon. Kiedy potrzebowałam się wyżyć, przychodziłam do dziadka Scotta albo dziadka Aarona. Obaj preferowali tę samą metodę i cholernie się nienawidzili. Czasem nawet kłócili się, który teraz spędzi ze mną czas. Czasem to było fajne. Kupowali mi różną broń i pokazywali, jak jej używać. Z nimi nigdy nie można było się nudzić. Motywowali mnie zawsze do większego wysiłku, chciałam się podciągnąć. W końcu muszę być najlepsza. W mojej rodzinie o to chodzi. Na okrągło trzeba wszystkim imponować.

Usiadłam na wypłowiałym materacu i oparłam się o ścianę. Stopy i dłonie prawie mi odpadały. Zdjęłam buty, rzucając je w kąt pokoju. W moich skarpetkach powstało kilka dziur. Matka nie cierpi tego, że co chwila dziurawię ciuchy. Mam pełno spodni z dziurami na kolanach i jedne ogrodniczki, które założyłam chyba tylko raz. Dostałam je w prezencie i to by było nie w porządku, gdybym je wywaliła.

– Zmęczona? – zapytał dziadek, uśmiechając się lekko.

– Ja nigdy nie jestem zmęczona. Raczej głodna.

– Jedzenie będzie za pół godziny.

– Może wytrzymam – prychnęłam. – Na pizzę z tuńczykiem warto czekać.

– Dobrze się czujesz? Taka wściekła jeszcze nigdy nie byłaś. O co chodzi?

– Życie – wzruszyłam ramionami. – Nie ma o czym gadać.

– Skoro tak twierdzisz. Co u Theo? Długo go nie widziałem.

– Jest u dziadka Aarona.

– No jasne – pokręcił głową. – Mogłem się domyślić.

– Czemu właściwie wy się tak nienawidzicie? – Zmarszczyłam brwi.

– Długa historia. Nie wystarczy dnia, by o tym opowiedzieć. Może kiedyś. Słuchaj… potrzebuję, by ktoś zastąpił Marka w klubie w sobotę. Oczywiście ci zapłacę. To w końcu tylko dzieciaki.

– Spoko. Nie będę miała nic ciekawszego do roboty. Nie ma sprawy.

– Super.

Oparłam brodę na kolanach. Dzisiaj jest ta impreza. Muszę na niej być obowiązkowo. Beze mnie to już nie będzie zabawa. Nawet nie muszę się za bardzo stroić. Tam jest brudno i śmierdzi fajkami. Lepiej nie pytać, czemu wszyscy tak lubią to miejsce. Tak już jest i tyle. Praktycznie cała szkoła wie o tym miejscu i jest tam w chuj tłoczno. Nawet pierwszaki przychodzą, co mnie irytuje. Ja jestem z klasy maturalnej, nie mogę się doczekać, kiedy skończę tę szkołę i nie będę chodzić tam na okrągło. Dzień w dzień.

Słyszałam, jak ojciec mówił kiedyś matce, że chce mnie posłać na prestiżowe studia. Chyba ma nierówno pod sufitem. Nie zamierzam studiować. To nie dla mnie. Kiedyś myślałam o zajęciu się tańcem na poważnie, ale szybko z tego zrezygnowałam. Dlaczego? Po prostu stwierdziłam, że jednak się do tego nie nadaję. Nikt z mojej rodziny nie ma pojęcia, że tańczę. Jedynymi osobami, które wiedzą, są Tara i Beck. Reszcie nie powiedziałam, bo tak będzie najlepiej. Zresztą tacie się wydaje, że będą mnie chcieli przyjąć na jakąś uczelnię. Jedynie do poprawczaka dostałabym się bez problemu. Dziwię się, że jeszcze mnie nie wsadzili. Kradzieże, napady. Chyba za to się idzie siedzieć? Zaczęłam już dawno robić takie rzeczy. Teraz, kiedy jestem dorosła, nie grozi mi poprawczak, tylko więzienie. Wtedy uwolniłabym się od wszystkich.

– Napij się. – Podał mi szklankę soku. – Tylko nie mów ojcu, że znowu cię buntuję.

– Jasne. Raczej nie musisz tego robić. Sama jestem wystarczająco zdemoralizowana, a nie taka potulna jak mój kochany braciszek – parsknęłam. – Jakim cudem jesteśmy spokrewnieni?

– To racja. Jest za spokojny. Ty w jego wieku robiłaś bardziej przebojowe rzeczy niż oszukiwanie w planszówki.

Parsknęłam śmiechem, przykładając dłoń do czoła. Poczułam, że naprawdę jestem głodna. Zaczęło mnie coś kłuć w podbrzuszu. Upiłam trochę soku i uśmiechnęłam się lekko. Mango. Uwielbiam mango.

– Dobry?

– Mhm.

– Sam wyciskałem – mrugnął.

– Aha, jasne. Myślisz, że w to uwierzę, dziadku? Nie zapominaj. Wykryję fałsz na kilometr. Drga ci jedna powieka, jak kłamiesz.

– Serio to widać? – zapytał.

– Ja widzę. Trzeba dobrze kłamać, by poznać kłamcę. Znam się na tym.

– Nie wątpię.

Wypiłam sok do końca i odstawiłam szklankę z brzdękiem na podłogę. Na naczyniu zostało trochę krwi. Miałam zdarte kostki. Znowu. Za niedługo moje ręce będą wyglądać fatalnie. Już tyle razy je poraniłam. Kiedy za pierwszym razem tata mi je bandażował, to pamiętam, co wtedy powiedział.

Przynajmniej widać, że się starasz.

Tak właściwie brałam ojca za wzór. Potem jednak chciałam być lepsza od niego. Ignorowałam, co do mnie mówił, i specjalnie się kaleczyłam. Wtedy wyglądałam jak jedno wielkie nieszczęście. Jednak tak bardzo mnie to nie interesowało. Wiedziałam, że jeśli się naprawdę postaram, będę najlepsza. Nikt nie będzie w stanie mi dorównać. Całe życie mnie w jakiś sposób krytykowano, więc teraz chcę im pokazać, że się do czegoś nadaję. Żeby walczyć. To, że jestem dziewczyną, wcale nie oznacza, że jestem gorsza od faceta. Niedoczekanie. Jestem najlepsza i nikt tego nie zmieni.

Pokaż im, ile jesteś warta.

Co jeśli sobie nie poradzę?

To wtedy będziesz się martwić.

* * *

Zapaliłam papierosa, trzymając łokieć na ramieniu Tary. Obie opierałyśmy się o ścianę, która kłuła mnie w plecy. Rozglądałyśmy się na boki. Mój wzrok napotkał oczy jakiegoś pierwszaka. Szybko jednak spojrzał w dół. Bardzo dobrze. Nie pozwoliłam mu się gapić. Było zimno. Miałam na sobie rękawiczki i czapkę. Za ponad tydzień są przecież święta. Najgorszy dzień w roku. Za dużo pozytywnej energii. Ile można się tak cieszyć z byle czego? Nie ogarniam.

– Hej – szturchnęła mnie dziewczyna.

– Co? – odburknęłam, siląc się na mój najmilszy ton.

– Cały czas się gapi. To przerażające.

– Kto?

– Tamten dzieciak – wskazała ruchem głowy. – Widzisz? Patrzy na mnie.

– Liczy, że ma u ciebie szanse. Bardzo się myli. Nie wie, że lepiej się nie zbliżać do takich lasek jak my.

– Co znaczy „takich jak my”?

– Ostrych i bezwzględnych – powiedziałam pewnie. – Chyba się ze mną zgadzasz?

– Jak zawsze.

Znowu zrobiłam obojętną minę, żeby nie pokazywać, że mam jakieś uczucia. Zaciągnęłam się. Wyrzuciłam peta na ziemię i przydeptałam butem. Z moich ust unosiła się para. Potarłam rękami o siebie, chociaż miałam założone rękawiczki. Tara objęła mnie w pasie, kładąc głowę na moim ramieniu. To trochę mnie ogrzało. Drake, Beckett i reszta drużyny stali na środku, otoczeni przez dziewczyny, coś im pokazywali. Nie chciało mi się tam wpychać, chociaż byłam częścią zespołu. Te laski są naiwne. Żaden z nich nie szuka stałego związku. Nie wyłączając mnie.

Beck przepchał się, stanął przed nami. Był bardziej rozczochrany niż zwykle. Spojrzałam na niego znudzona. Wyglądał na dziwnie zadowolonego z siebie.

– A ty co się szczerzysz jak głupi do sera? – zapytała Tara, poprawiając różowe włosy.

– Mam powód – nachylił się do nas. – Umówiłem się na ostre pieprzenie.

– Z którą dziwką? – prychnęłam. – Jak znam życie, to pewnie Bonnie. Ile jej płacisz?

– I tu cię zdziwię. Zaoferowała się za darmo.

– O ho, ho! – zagwizdałam. – Mamy przełom. Stoczyła się jeszcze bardziej. Wydawało mi się, że to niemożliwe.

– No sorry. Jest niezła. To jedyny powód, dla którego chcę się z nią bzykać. Zaraz wracam, moje panie.

Tara westchnęła. Patrzyła w jeden punkt. Też tam spojrzałam. Oczywiście. Will Sanders. Niezłe ciacho. Ciemne oczy, włosy i ta pociągająca opalenizna. Nie mój typ, ale jest na czym oko zawiesić.

– Prawda, że jest boski? – pisnęła mi prosto do ucha.

– Nie najgorszy – wzruszyłam ramionami.

– Nora! Co ty gadasz? Cudowny.

– To czemu tu ze mną stoisz? Mogłabyś pójść do niego. To jedyny chłopak, z którym nie potrafisz flirtować. Nie rozumiem cię.

– Przy Willu się stresuję. Dobrze o tym wiesz. Ty nie masz takich problemów.

– Bo ja mam facetów w dupie.

Przewróciła oczami. Wgapiała się w niego jak w jakiś pieprzony obrazek. Nie rozumiem jej. Wszystkie dziewczyny, które mają choć trochę rozumu, są singielkami i my też powinnyśmy nimi być dalej. Dla podtrzymania tego. Zresztą co takiego fajnego jest w związkach? Nic. Naprawdę.

– Dobra. To chodźmy tam. Pogadasz sobie z Willem.

– Zwariowałaś?! – machnęła ręką. – Nie ma mowy. Zatnę się i wyjdę na niedorobioną.

– Też mi nowość. Chodź, kurwa, i nie pajacuj.

Pociągnęłam ją i przeszłyśmy przez tłum dziewczyn. Stanęłam centralnie między Willem a Drakiem. Tara mocno ściskała moją dłoń. Posłałam jej mordercze spojrzenie.

– Cześć, Sanders – odezwałam się.

– Nora. Jak tam?

– Bywało gorzej.

Szturchnęłam przyjaciółkę ramieniem. Otworzyła usta i słyszałam jej głośny oddech. Niech nie zrobi mi siary. No odezwij się, kretynko.

– Hej, Will – wydusiła.

Punkt dla ciebie mała. Jedziesz dalej.

– Cześć. Jak ty z nią wytrzymujesz? – wskazał na mnie.

– Kwestia przyzwyczajenia – zachichotała.

Co? Czy ja coś przegapiłam? Już przeszła do chichotu? Mówiła przecież, że nie jest w stanie z nim gadać. Jak dalej tak pójdzie, to boję się, co będą tu robić. Kto ich tam wie. Burknęłam, że muszę coś załatwić, i odciągnęłam Drake’a na bok. Żeby nikt nas nie słyszał. Był zaskoczony. Chwycił za kosmyk moich włosów.

– Jesteś głupi. Nawet nie przyszedłeś się przywitać.

– Przepraszam. Możemy to nadrobić.

Zbliżył się tak, że nasze nosy się zetknęły. Szepnął mi do ucha o tym, jak muszę mu pomóc, a potem bez zbędnych słów mnie pocałował. Zmrużyłam groźnie oczy, jak już pozwolił mi zaczerpnąć powietrza.

– Mogę wiedzieć, co to miało być?

– Holly się tu gapiła. Wiesz, że ma obsesję na moim punkcie i nie chce mnie zostawić w spokoju. Może teraz da za wygraną.

– Jasne – westchnęłam. – Bo przecież mi nic nie zrobi.

– Przerażasz ją, Nora.

– I dobrze. Chyba się cieszysz, że pomogłam.

– No – uśmiechnął się. – Dzięki.

– Polecam się na przyszłość. Przekaż Tarze, że jak skończy romansować, to ma do mnie przyjść.

– Robi się.

Odwróciłam się na pięcie i poszłam do miejsca, w którym wcześniej stałyśmy. Zgarnęłam po drodze puszkę piwa. Wypiłam kilka porządnych łyków. Podeszły do mnie dwie dziewczyny. Chwilę patrzyły w milczeniu, w końcu jedna się odezwała:

– Możesz nam pomóc, Nora? – Głos jej się łamał.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Byle tego nie zauważyły.

– Kogo udupić i ile będę z tego miała?

– Potrzebuję, żebyś flirtowała z moim chłopakiem. Chcę sprawdzić, czy ulegnie. Sto dolarów.

– Chyba żartujesz – prychnęłam prześmiewczo. – Za taką cenę mogę najwyżej do niego mrugnąć.

– Sto pięćdziesiąt?

– Lepiej. Co to za gość?

– Mike – wskazała palcem.

– Dobra. To co? Zrobić mu test teraz?

– Pewnie – pokiwała głową. – Będziemy patrzeć z tego miejsca.

Odstawiłam piwo na bok i ruszyłam w stronę chłopaka. Poprawiłam włosy i obciągnęłam trochę bluzkę, by bardziej było mi widać cycki. Jeśli mi nie ulegnie, to żadnej innej też nie. Nie ma opcji. No i zarobię sporo kasy. W sumie mogłam więcej wyciągnąć. Teraz już za późno. Zobaczymy, czy coś z tego wyjdzie. Stanęłam przed nim. Uniósł na mnie spojrzenie lekko przekrwionych oczu. Dotknęłam palcem jego klatki piersiowej.

– Yyy… – zmarszczył brwi. – Cześć, Nora.

– Cześć, Mike. Jak życie?

– W porządku. A u ciebie?

– Normalnie – wzruszyłam ramionami. – Chociaż mi się trochę nudzi. Moglibyśmy skoczyć gdzieś w ustronne miejsce.

Stanęłam bliżej niego i podwinęłam podkoszulek, przykładając dłoń do jego brzucha. Przełknął ślinę, co było wyraźnie słychać.

– To jak?

– No… – odchrząknął. – Przykro mi. Mam dziewczynę.

– I co z tego? Przecież się nie dowie.

– Nie i już. Sorry.

– Jak sobie chcesz.

Odeszłam od niego i poszłam do dziewczyn.

– Masz dowód. Nie chciał się ze mną bzykać.

– To mi wystarczy. – Podała mi pieniądze. – Dzięki.

Usiadłam na ziemi, opierając się o niewygodną ścianę. Różowy kucyk przyjaciółki ruszał się rytmicznie, kiedy potakiwała Willowi. Chyba się nie zakochała? Nie mogła mi tego zrobić. To najgorsze, co mogło być. Miłość. Prychnęłam. Kto to wymyślił i po co? Nie ogarniam. Ja nigdy się nie zakochałam i dobrze mi z tym. Jestem Nora Jefferson. Nie wiem, co to miłość.

Lecey siadła obok mnie i kręciła się na wszystkie strony. Tak jakby chciała zwrócić na siebie moją uwagę. Wywróciłam oczami i spojrzałam na nią zirytowana, powoli traciłam cierpliwość.

– No mów – burknęłam – bo zaraz eksplodujesz.

– Oj, no już dobra. Skoro tak prosisz. Wyrwałam super ciacho.

– Serio? Co z wami jest nie tak? Najpierw Beckett, a teraz ty.

– Spoko, stara. – Poklepała mnie po kolanie. – Chodzi mi tylko o dobry seks.

– I to rozumiem. Popieram twoją decyzję.

– Dzięki za błogosławieństwo – zaśmiała się.

Też nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem. Dziewczyna przyciągnęła mnie do siebie. Ułożyłam głowę na jej ramieniu. Naciągnęłam czapkę z kocimi uszami bardziej na głowę. Z plecaka Becketta wyjęłam czarno-białą bluzę z jego nazwiskiem i numerkiem sześć. Założyłam ją na siebie. Rękawy były długie więc musiałam je podwinąć.

Odkąd pamiętam, uwielbiałam męskie ciuchy. Gdyby miała starszego brata, to codziennie coś bym mu wykradała. W sumie czasem Beck i Drake pożyczają mi ubrania. Męskie są o wiele wygodniejsze. Szczególnie jeśli nosi je dziewczyna. Ja stawiam z reguły na wygodę. Chyba że idę na imprezę, to chcę czuć się seksowna.

Zadzwonił mój telefon.

– Co tam? – zapytałam.

– Wracaj do domu. Wyjeżdżasz za godzinę – burknął ojciec.

– Ale dokąd?

– Do Mediolanu po przesyłkę. Wszystko ci wyjaśnię, a matka już cię pakuje.

– Jesteś w domu?

– Tak, kochanie. – Wyczułam, że się uśmiecha. – Wracaj.

– Dobrze, tatusiu – parsknęłam.

– Znowu ćpałaś?

– To samo co ty.

– Niezły towar.

– Zaraz będę – mruknęłam.

Rozłączyłam się. Oddałam Beckettowi bluzę i kazałam mu mnie odwieźć. Po dwudziestu minutach byliśmy pod moim domem. Rodzice siedzieli w salonie. Stanęłam nad nimi z obojętną miną. Nie odzywali się, tylko coś przepatrywali. Mama jak zwykle wyglądała nienagannie w bordowym kombinezonie i z ustami pomalowanymi czarną szminką. Upięła włosy w kok, wypuszczając kilka pasm. Nadal nic nie mówili i żadne z nich nie patrzyło w moją stronę. Nie przejmowałam się. Po prostu czekałam na jakąś reakcję. Moi rodzice nigdy nie byli tak bardzo milczący. Z reguły zawsze musieli coś powiedzieć, a teraz… nic. Kompletna cisza, która zaczęła mnie przytłaczać. Przestępowałam z nogi na nogę.

– Siadaj – powiedziała mama. – Przestań się tak kręcić.

O dziwo, od razu zrobiłam, co kazała, co chyba ją dość zdziwiło. Zmarszczyła brwi i zeskanowała mnie od góry do dołu. Następnie potrząsnęła głową, jakby chciała wypędzić pewne myśli. Założyłam nogę na nogę i oparłam się wygodnie. Milczałam.

– Wszystko ci zapiszemy. Pojedziesz i po prostu ją odbierzesz. Tylko uważaj, bo jest delikatna.

– Zawsze uważam. Poradzę sobie.

– Nie wątpię. Zawiozę cię na lotnisko.

Potaknęłam. Wzięłam walizkę, która była koło schodów. Poszłam na dwór i wsiadłam do samochodu ojca. Było zimno, najpierw musiał zagrzać wnętrze. Naciągnęłam czapkę. Był jakiś zdenerwowany, kiedy ruszał z podjazdu. Stukał niespokojnie w kierownicę.

– Nora – odchrząknął. – Uważaj na siebie, mała. Mówię serio.

– Martwisz się? – prychnęłam.

– Mimo wszystko jesteś moim dzieckiem. Jedynym, które tak często ryzykuje.

– Bo Theo jest za grzeczny.

– I całe szczęście – uśmiechnął się połowicznie.

– Do piątku muszę wrócić. Idę do… roboty.

– Na luzie. W walizce masz wszystkie dane. Możesz też do mnie dzwonić.

– Okej – burknęłam. – Nie jestem w tym nowa. Ogarnę to.

– Przecież wiem. Najlepiej będzie, jeśli co jakiś czas zdasz konkretny raport.

– Nie ma sprawy. Zrobi się.

Po godzinie siedziałam już w prywatnym samolocie i piłam mój ulubiony sok. Przed chwilą zostały przyniesione też słodycze. Naprawdę kocham jeść.

Otworzyłam walizkę i wyjęłam przygotowane dane. Mniej więcej wiedziałam, o co chodzi. Powiedzmy, że to ogarniam. Mam czas, żeby wszystko sobie przemyśleć. Tak mi się wydaje. Mój telefon zabrzęczał przeraźliwie. Jakby przyszło tysiąc wiadomości.

Tata: Zadzwoń jak wylądujesz.

Mama: Nie zapomnij dokumentów.

A także inne od przyjaciół. Jednak nie odpisałam, tylko szybko wyłączyłam telefon. Odłożyłam go na siedzenie obok. Patrzyłam przez okienko. Byłam dziwnie zestresowana. W końcu nigdy nie lubiłam latać. Zdjęłam buty i rzuciłam je na podłogę. Zdmuchnęłam kosmyk czarnych włosów wpadających mi do oka. Są dość długie. Już dawno myślałam, czy ich nie ściąć.

Przyjrzałam się żyletce, która wcześniej grzała miejsce w mojej kieszeni.