Tu i teraz - Aneta Grabowska - ebook

Tu i teraz ebook

Aneta Grabowska

4,1

  • Wydawca: WasPos
  • Język: polski
  • Rok wydania: 2018
Opis

Majka chce uporać się z demonami własnej przeszłości, ale żeby tego dokonać, musi najpierw tę przeszłość poznać. Wskutek wypadku kobieta traci pamięć i dzięki pomocy przypadkowo spotkanego na swojej drodze mężczyzny rozpoczyna tymczasowe życie w obcym miejscu, gdzie po jakimś czasie zaczyna się czuć jak u siebie. Życie “Tu i teraz” – niepewne, ulotne, niestabilne niczym domek z kart – przestaje wystarczać. Przeszłość upomni się jednak o Maję w najmniej oczekiwanym momencie i zmusi ją do podjęcia najtrudniejszych życiowych decyzji.

Do osadzenia akcji utworu w Bieszczadach, autorkę skłoniły wakacje spędzone w tym magicznym zakątku Polski, który od tamtej pory jest dla niej synonimem raju na ziemi.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 209

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (39 ocen)
18
12
5
2
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wioolcia

Nie oderwiesz się od lektury

nie oderwiesz się od książki
00
Miroska561

Dobrze spędzony czas

dziwnie trochę się czytało....
00

Popularność




Copyright © by Aneta Grabowska 2018All rights reservedWszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

RedakcjaAneta Grabowska

Projekt okładkiAleksander Szczykutowicz, www.net-world.com.pl

Skład i łamanieWydawnictwo WasPos

Wydanie I

ISBN 978-83-66070-01-1

Wydawnictwo WasPosWarszawa tel. [email protected] www.waspos.pl

Książkę chcę zadedykować moim najbliższym – ukochanej córeczce Zosi, mężowi, rodzicom, całej rodzinie i przyjaciołom, którzy wspierali mnie w trakcie jej powstawania.

PROLOG

Ból głowy. Ten z rodzaju najbardziej parszywych. Ten, co sprawia, że bolą nawet myśli. Nie wie, czy kiedyś coś ją bolało aż tak. Nie pamięta. Ale łatwo przynajmniej odnaleźć źródło, z którego się wydobywa. Dotyka zziębniętą dłonią skóry tuż ponad prawą skronią. Wykrzywia twarz w nieprzyjemnym grymasie i zamyka oczy. Chyba nie należy do tych odpornych. Pewnie nawet nigdy sobie niczego nie złamała. Przecież coś takiego by pamiętała...

Czując pod stopami miękką powierzchnię, szybko otwiera oczy i odbija w lewo, prawie się zataczając. Niewiele brakowało, a znów znalazłaby się w przydrożnym rowie pełnym wilgotnej trawy. Robi to jednak zbyt gwałtownie, nie bardzo panując nad ruchami i swoim ciałem. Lewa noga ześlizguje się z krawężnika, powodując bolesny upadek na kolano. Spodnie w tym miejscu są lekko przetarte i brudne. Woli nie myśleć o tym, jak teraz wygląda.

Rozmasowuje obolałą rękę, którą w ostatniej chwili starała się zamortyzować upadek. Kiedy zaczyna padać, dziewczyna nie wytrzymuje. Bezradnie siada na chodniku i płacze. Z początku ledwo słyszalnie, by po dłuższej chwili zanosić się głośnym szlochem i złorzeczyć wszystkiemu wokół, nawet temu tam u góry. W końcu się uspokaja, próbując zebrać myśli. Coś przecież musi zrobić, podjąć jakąś decyzję. Bezczynne siedzenie na tym odludziu na pewno jej nie pomoże i nie wiadomo, jak może się skończyć. Zrobić coś, zrobić. Tylko co konkretnie?

Ból głowy narasta, tym razem chyba z poczucia bezsilności. Ponownie dotyka pulsującego miejsca. Krew, już zaschnięta. Cokolwiek się stało, musiało się to zdarzyć dobrych kilka godzin temu. Jeśli nie dłużej. To nie ułatwia sprawy, coraz więcej niewiadomych. Potok myśli przerywa dźwięk nadjeżdżającego pojazdu – to autobus. Niewiele myśląc, wyskakuje na drogę i macha rękami. Kierowca z piskiem opon hamuje, wyskakując z przekleństwem na ustach. Widząc jednak przerażenie wymalowane na twarzy młodej dziewczyny, spuszcza nieco z tonu.

– Co jest, kobieto? Życie ci niemiłe?– pyta, nie oczekując tak naprawdę odpowiedzi.

– Ja... ja bardzo przepraszam... Ja po prostu... muszę się dostać... – starała się mówić możliwie składnie, choć brakowało oddechu nawet na jedno nieurwane w połowie zdanie.

– Wsiadaj szybko i nie tłumacz się już, bo przez to oboje mokniemy. No już! Płatne przy wysiadaniu – rzucił oschle na odchodnym i ponownie rozsiadł się za kierownicą.

Być może gdyby nie był zaaferowany spóźnieniem w stosunku do rozkładu jazdy i wyobrażaniem sobie niezadowolonych min moknących na przystankach, byłby zauważył, że coś jest nie w porządku. Że dziewczyna jest w szoku i lekko ranna. Może gdyby nie tylko patrzył, ale starał się widzieć, dostrzegłby strach i cierpienie dziewczyny, zadzwonił na pogotowie lub choćby policję i wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej. Gdyby...

Nie zrobił tego jednak. Przyspieszył po prostu i łamiąc przepisy, chciał dotrzeć do następnego przystanku z możliwie najmniejszym opóźnieniem. Nie obejrzał się nawet za siebie, więc nie mógł wiedzieć, że zgarnięta prawie spod kół dziewczyna z wycieńczenia zapada w sen na tylnym siedzeniu.

I ŁUKASZ

Co mu strzeliło do głowy? Od wczoraj bił się z tymi myślami, raz nie rozumiejąc własnego zachowania, to znów je usprawiedliwiając. Nie zabierasz pod swój dach nieznajomych ludzi, którzy w dodatku zachowują się dziwnie i podejrzanie, przecież każdy ci to powie, idioto – karcił sam siebie w duchu. Po chwili jednak dodawał, że może i ta mała zachowywała się wczorajszego wieczoru nietypowo, choć to może za delikatne słowo, ale to jednak dziewczyna. Takie rady odnosiły chyba jednak do mężczyzn, w dodatku rosłych i silnych, którzy mogliby stanowić potencjalny problem dla delikwenta chcącego im pomóc. Ale kobieta?

Trudno wyobrazić sobie, żeby miała być niebezpieczna. Może raczej trochę... niezrównoważona? Ekscentryczna? Mnożył w pamięci wyrazy, którymi mógłby określić nieznajomą i łapał się na tym, że niby pasują wszystkie, a jednak każdemu czegoś brakuje. Żaden z nich nie zawierał w sobie tego, co dostrzegł w jej oczach. Wczorajszą sytuacją wydawała się być zaskoczona nie mniej od niego, a przy tym... bała się panicznie. Kierowcy, ludzkich spojrzeń, a nawet jego, który zaoferował pomoc. Z początku milczała, obserwując go nieufnie, by potem, gdy zostali sami, rzucić się do ucieczki niczym wypłoszone przez człowieka zwierzę. To było tak nierealistyczne, tak nagłe, że w pierwszym odruchu rzucił się w pogoń, a że skrajnie wyczerpana ledwie słaniała się na nogach, w kilka sekund dogonił dziewczynę, zamknął w objęciach i spokojnie czekał, aż szarpiąc się, całkiem opadnie z sił. Stało się tak, jak przewidział – po kilku chwilach osunęła się na ziemię i gdyby jej nie podtrzymał, zaliczyłaby bolesny upadek.

W tamtej chwili nie myślał o jej strachu, o tym, że to właśnie on i jego zachowanie mogą być powodem tej paniki. To dotarło do niego później. Wtedy chciał tylko... no właśnie, czego właściwie oczekiwał? Podziękowań? Wyjaśnień? Wdzięczności? Czy miał prawo czegokolwiek chcieć od tej dziwnej dziewczyny? Choćby nawet jej pomógł, choćby miał dobre zamiary. Przecież nie prosiła o pomoc, a tym bardziej nie musiała się orientować w jego intencjach. Co on tak właściwie sobie wyobrażał? Że skoro obudzona na końcowym przystanku nie miała, czym zapłacić i stała się przez to celem kierowcy furiata, który wrzeszczał na nią przy pozostałych pasażerach – krzycząc o bezczelności i oszustwie, nazywając ją „znajdą”, co myśli, że prawo jej nie dotyczy i strasząc policją, a on zaproponował, że zapłaci za jej bilet, to ona go weźmie za... no właśnie, kogo? Bohatera? Że nagle uśmiechnie sie promiennie, powie, jak ma na imię i że nie wie, jak się odwdzięczy za pomoc?

Nie, nic z tych rzeczy. Nie myślał w ten sposób, chociaż początkowo starał się skarcić samego siebie. To był odruch, odruch bezwarunkowy, bo po raz kolejny w jego życiu pojawiła się myśl, że gdy ktoś potrzebuje pomocy, to nikt nie zapyta „dlaczego”. Jedno cholernie banalne słowo, które nigdy w podobnych sytuacjach nie pada. Ani kierowcy, ani pasażerów nie interesowało, dlaczego dziewczyna nie może zapłacić. Ważny był sam fakt, że nie może tego zrobić, a to przecież wystarczy, żeby oceniać i snuć domysły, żeby się wyżyć za kiepski dzień albo i życie. Nie chciał tego przedłużać, nie mógł już patrzeć, jak inni napawają się widokiem czyjegoś nieszczęścia, zapamiętując każdy szczegół, który później mogą sprzedać w najcenniejszej w tych stronach postaci – plotki.

Później, kiedy gapie już się rozeszli, a on udaremnił ucieczkę nieznajomej, decyzja przyszła do niego szybko – musi ją zabrać ze sobą. Jest wieczór, o tej godzinie i — co ważniejsze — w takim stanie dziewczyna nie znajdzie noclegu, chociaż nie brak go tutaj. Wygląd niedoszłej uciekinierki nie wzbudzał zaufania i najpewniej skończyłoby się na wezwaniu policji, a z tym wolał poczekać. Sam nie wykluczał, że zawiadomi mundurowych o tej dziwacznej istocie, która nagle pojawiła się na jego drodze, ale najpierw chciał się dowiedzieć, co takiego wydarzyło się w jej życiu, przed czym uciekała. Bo że ucieka, nie miał żadnych wątpliwości.

II ONA

– Ile?! Ja nie dam rady, nie mam siły... Tak bardzo nie mam siły – bardziej do siebie niż do Łukasza powiedziała dziewczyna.

– Nie martw się, to wcale nie jest tak dużo. Zresztą, będziemy łapać stopa, sporo tutaj turystów, więc na pewno ktoś się zatrzyma – powiedział, starając się, by zabrzmiało to bardziej wiarygodnie, niż było w istocie.

Że też nie pomyślał o tym wcześniej. Normalnie nic sobie nie robił z ponad dziewiętnastokilometrowego dystansu, który jednak dla wyczerpanej fizycznie i psychicznie kobiety mógł się okazać nie do pokonania. Zastanawiał się, czy po kogoś nie zadzwonić, ale nikt sensowny nie przychodził mu do głowy. Zawsze uważany za samotnika, chodzący własnymi ścieżkami i z natury nieufny, nie miał zbyt wielu znajomych, a już na pewno nie takich, na których pomoc mógłby liczyć w piątkowy wieczór. Jedyną bliską mu osobą była babcia Aniela i gdyby się z nią skontaktował, poruszyłaby niebo i ziemię, a przynajmniej wszystkich sąsiadów, by ktoś po nich przyjechał. Babcia miała jednak swoje lata i nie chciał jej denerwować. Tak to w myślach usprawiedliwiał, choć w rzeczywistości nie mógł sobie po prostu wyobrazić, jak wyjaśni staruszce pobyt nieznajomej dziewczyny w ich domu. Było to nieuniknione, ale wolał je odwlec w czasie, licząc, że może babcia poszła już spać.

Poruszali się wolno, a biorąc po uwagę częstotliwość przerw, szansa na to, żeby dotarli na miejsce przed północą, była znikoma.

– Może wezmę cię na ręce? – zapytał, widząc, ile trudności sprawia jej marsz.

Nawet nie odpowiedziała, posyłając mu gniewne spojrzenie. Cóż, chyba przynajmniej już się go nie bała. Albo nie miała siły na strach, chęć przetrwania była w niej silniejsza. Czasem uśmiechał się pod nosem, widząc jej samozaparcie wymalowane na twarzy. Musi mieć niezły charakterek — pomyślał. Pokonywali kolejne kilometry, nie odzywając się do siebie, aż w końcu usłyszał pierwsze od dawna zdanie z jej ust:

– Przykro mi, nie daję już rady... – po czym usiadła na poboczu i ukryła głowę w kolanach.

Nie bardzo wiedział, jak ma się zachować, więc po prostu usiadł przy niej, okrył ją swoją bluzą i powiedział to, co pierwsze przyszło mu do głowy.

– Ok, poczekamy, aż ktoś tędy przejedzie i go zatrzymamy. Masz w tym doświadczenie – chciał ją rozbawić, ale nie doczekał się reakcji. Miał wrażenie, że zasnęła na siedząco.

I kiedy już powoli tracił nadzieję, rzeczywiście w oddali zamigotały światła. Szybko podniósł się, wyszedł na środek jezdni i zaczął machać rękami. Chcąc nie chcąc, kierowca musiał go dostrzec i się zatrzymać, choć dobrą chwilę trwało, zanim odsunął szybę, naradzając się wcześniej z kobietą siedzącą obok.

– Czemu stoisz pan na drodze? Ktoś mógłby pana nie zauważyć albo nie zdążyć się zatrzymać, pół dnia padało i jezdnia śliska aż miło!

– Przepraszam, ale naprawdę nie miałem innego wyjścia. Schodziliśmy z siostrą z połoniny, kiedy upadła i trudno jej było iść dalej. Dokąd mogłem, to poniosłem, ale przed nami jeszcze parę kilometrów. Czy moglibyśmy się z państwem zabrać?

Kierowca dopiero teraz spojrzał w kierunku dziewczyny, która nawet nie zaszczyciła ich spojrzeniem.

– Pijana jakaś czy co?

Łukasz przygryzł wargę i opanowanym tonem odpowiedział:

– Nie, zmęczona i obolała. Miastowa, nie przywykła do takich tras i to ją przerosło.

Niezdecydowany mężczyzna spojrzał na swoją pasażerkę.

– Co myślisz?

– Czy ja wiem? Ale chyba nie można ich tak zostawić, przemarzną do rana i jeszcze jutro przeczytamy o tym w gazecie. To nasze wakacje i nie chcę mieć jakichś dzieciaków na sumieniu.

Pomyślał jeszcze przez chwilę.

– Dobra, dokąd?

– Wetlina.

– Niech będzie, po drodze mamy. Zbieraj tę swoją siostrzyczkę – podkreślił to słowo z naciskiem. – Tylko niech mi auta nie zapaskudzi, ja po was nie będę sprzątał.

– Bez obaw, nic takiego się nie zdarzy.

***

Podszedł do niej i chyba coś mówił, takie przynajmniej odniosła wrażenie. Podniosła tylko głowę i zobaczyła, że jakieś auto stoi tuż obok. A auto znaczyło, że nie trzeba już iść, nie trzeba poruszać nogami i w tej chwili to było najważniejsze. To i sen, tak bardzo potrzebowała snu. Pulsowanie w rozbitym miejscu się nasiliło, zastanawiała się nawet, czy nie będzie wymiotować, ale ostatkiem sił powstrzymała się od tego.

Pozwoliła, by pomógł jej wstać i wciąż oparta dała się poprowadzić do auta z kolejnymi obcymi twarzami. Z twarzami znów patrzącymi nieprzychylnie, wrogo. Ale to też było jej obojętne. Zatopiła się w miękkim fotelu, nie mówiąc nawet „dobry wieczór”, a kiedy usiadł obok niej, po prostu oparła głowę o jego ramię i pozwoliła sobie odpłynąć, zasypiając mocnym, choć niespokojnym snem.

I chociaż potem czuła, że ją unosi, że jedna ręka, chyba jej, opada bezwładnie w powietrzu, to nawet nie otworzyła oczu. Nie chciała wiedzieć, gdzie jest. Jeszcze nie teraz. Nie protestowała zatem, gdy położył ją na czymś miękkim, pewnie na łóżku i okrył czymś ciepłym. W tej jednej chwili nie musiała się niczym martwić i było jej dobrze. Jutro pomyśli, co dalej.

III ŁUKASZ

Nie dalej jak kilka godzin temu wydawało mu się, że wszystko, co najgorsze jest już za nim. Uchronił dziewczynę przed kierowcą i gapiami, nie pozwolił jej uciec, prowadził do domu, a kiedy brakło już sił, opatrzność zesłała tych mało przyjemnych, ale jednak zmotoryzowanych turystów. Rozmówił się nawet z babcią, która – co było do przewidzenia – nie spała, czekając na jedynego wnuka i martwiąc się dłuższą niż zazwyczaj nieobecnością.

Babcia zareagowała... dziwnie. Tak jakby przyniesienie na rękach obcej dziewczyny i ułożenie jej do snu we własnym łóżku było najnormalniejszą rzeczą pod słońcem. Nie wiedział nawet, od czego powinien zacząć swoją opowieść o minionym dniu, a babcia, jakby czytając w jego myślach, zadała to jedno proste pytanie:

– Potrzebowała pomocy?

Babcia, niezwykła kobieta. Dostrzegła to, czego nie widzieli ci wszyscy będący świadkami tamtego zdarzenia. I zawsze wie, co powiedzieć. Bo gdy tylko usłyszał to banalne i najbardziej trafne zarazem pytanie, małomówny i skryty zazwyczaj Łukasz zaczął opowiadać, a słowa same układały się w zdania. Nagle stało się oczywiste, że nie mógł postąpić inaczej, że to było jedyne słuszne wyjście. A gdy już skończył opowieść, powiedziała tylko:

– Dobrze zrobiłeś, kochanie. Ale teraz idź już spać, wyglądasz jak siedem nieszczęść. Chyba i tobie ta droga dała się tym razem we znaki.

– Prześpię się dziś w przechodnim, a jutro zobaczymy.

Gdy już wychodził z kuchni, zatrzymał się w drzwiach i odwrócił w kierunku staruszki.

– Babciu?

– Tak, kochanie?

– Dziękuję.

– Daj spokój, za co?

– Za wszystko.

Cofnął się z progu i zrobił to, czego nie czynił zbyt często – ucałował kobietę w policzek. Odprowadzał go uśmiech tej, która go wychowała. Dumnej, że wychowała go tak dobrze.

***

Jak sobie wyobrażał kolejny dzień? Do końca nie wiedział, ale z pewnością nie tak, jak to miało miejsce. Nie wziął w pracy wolnego, domyślając się, że po przeżyciach ostatniej nocy dziewczyna będzie spała jak zabita do popołudnia albo i lepiej.

Jak co dzień, z wyjątkiem dni, kiedy brał „urlop”, żeby dojechać kilkaset kilometrów na uczelnię, gdzie zajęcia na studiach zaocznych bezsensownie zaczynały się w piątek, zebrał się z łóżka przed szóstą, by o równej wsiąść do starego dostawczaka zabierającego go na budowę. To aż do popołudnia, potem szybki obiad i drugi etat. Tym razem w prowadzonym przez babcię barze. Dzisiaj bar postanowił odpuścić. Trochę się bał, że po powrocie mógłby nie zastać już w domu nieznajomej.

Kiedy wybiła godzina wieszcząca koniec harówy przy taczkach i pustakach, nie czekał aż koledzy po fajrancie wypiją piwko czy dwa. Zawsze zresztą to była podwózka w jedną stronę, bo wiecznie spieszył się do babci i baru, czując się za to wszystko odpowiedzialny.

Domyślał się, że babcia zdążyła już z nieznajomą porozmawiać. Tym lepiej, wolał dowiedzieć się od niej, z kim mają do czynienia. Wiedział, że babcia wykaże się większym taktem w rozmowie, a jednocześnie wyciągnie z dziewczyny wszystko, co będzie chciała. Taki już jej urok – ludzie mówią do niej o wszystkim, nawet gdy ona nie pyta. Zawsze tę cechę podziwiał, choć nie bardzo potrafił zrozumieć. Jego dopadło to po raz pierwszy wczoraj.

– Witaj, babciu. Jak się czujesz?

– Dzień dobry, kochanie. Wszystko dobrze, dziękuję. Nie sparzyło cię dzisiaj to słońce?

– Nie, uważałem na siebie, jak zawsze.

– Ale czapkę na głowie miałeś? Najgorzej to w południe bez nakrycia głowy chodzić. Udaru można dostać i takie tam.

– Nie martw się, babciu. Zawsze słucham twoich rad – uśmiechnął się do staruszki.

Zamilkli oboje. Łukasz liczył na to, że babcia, osoba ze wszech miar rozmowna, sama zacznie opowiadać o tym, czego się dowiedziała. Najwyraźniej tym razem postanowiła zrobić wyjątek, licząc, że chłopak wykaże zainteresowanie osobą, którą tak nagle wprowadził do tego domu. Wydawało się to nawet logiczne, wiec mimo początkowych oporów, postanowił ulec i okazać własną ciekawość.

– Babciu...

– Tak, kochanie?

– Rozmawiałaś może z... tą dziewczyną?

Dziwnie na niego spojrzała, choć trwało to tylko chwilę. Może nawet mu się wydawało.

– Tak, rozmawiałyśmy. To bardzo miła dziewczyna.

– I?

– Co „i”?

– To wszystko? – zapytał zdumiony.

– A co byś chciał jeszcze wiedzieć?

– No... wszystko. Kim jest, skąd pochodzi i dlaczego znalazła się na tej drodze?

Łukaszowi wydawało się, że babcia posmutniała.

– Tego niestety się nie dowiemy... na razie.

Chłopak nie krył wzburzenia, coś zupełnie nie pasowało do tej układanki i wydawało mu się, że babcia ten brakujący element zna, ale nie chce go zdradzić. Tylko dlaczego?

– Jak to? Nie chciała ci powiedzieć? Bez przesady! Jeśli tobie nie powiedziała, mi będzie musiała, czy się to paniusi podoba, czy nie – i gdy już miał wyjść z pokoju babci, ta zatrzymała go, kładąc rękę na ramieniu.

– Kochanie, ona... nic nie pamięta.

IV ONA

Pierwszą myślą po przebudzeniu było to, że wczoraj na pewno tylko jej się przyśniło. Z nadzieją rozejrzała się po pokoju, co na powrót przywiodło ją do rzeczywistości. Nawet jeśli ten pokój jakimś cudem jest rzeczywiście jej domem, ona tego nie pamięta. Podobnie jak tego, co działo się przed ocknięciem wczoraj w przydrożnym rowie. Musiała się bardzo postarać, by powstrzymać łzy. Nie pora na to. Trzeba się zastanowić, co dalej.

Znaleźć w tym domu jakąś łazienkę, przyjrzeć się sobie, wziąć w garść i uciekać, zanim on do niej przyjdzie. Bo że przyjdzie, nie miała najmniejszych wątpliwości. I co wtedy miałaby mu powiedzieć? Jakiej udzielić odpowiedzi na wszystkie pytania, których pewnie miał mnóstwo? Sama przecież też by miała. Jedyne, co mogłaby powiedzieć zgodnie z prawdą, to, że nic nie pamięta, a brzmi to tak, że gdyby nie chodziło o nią, sama by nie uwierzyła.

Po cichu wysunęła się z łóżka i poczuła, że głowa wciąż ją boli. Trzeba będzie ją obejrzeć w jakimś lusterku i zdecydować, co dalej . Chociaż tak naprawdę co miało być dalej, skoro bez dokumentów żaden lekarz jej nie przyjmie. Pościeliła łóżko najdokładniej, jak potrafiła i delikatnie nacisnęła na klamkę, która szczęśliwie nie należała do wrednie skrzypiących. Wyszła na korytarz, zastanawiając się, gdzie znajdzie łazienkę. Myślała nawet, czy by nie umyć się szybko, ale w końcu oceniła, że to za duże ryzyko – jeśli ktoś był w domu, z pewnością by to usłyszał.

Intuicyjnie skręciła w prawo. Bingo. Białe drzwi z matową szybą sugerowały, że dość szybko trafiła do celu. Najciszej jak potrafiła, otworzyła je i weszła do środka. Nie zapalała światła, domyślając się, że byłoby to widoczne z podwórka i mogło ściągnąć kogoś, kogo wolałaby już nigdy nie spotkać. Na szczęście dzienne światło wpadające przez niewielkie okienko wystarczyło, żeby dostrzec twarz w ściennym lustrze.

To było takie dziwne. Widzieć się, nawet w takim stanie, zaniedbaną, z włosami przyklejonymi do czoła, które ewidentnie błagały o kąpiel i... nie poznawać. Przyglądała się sobie z niesmakiem i lekką irytacją. Myślała, że to się stanie właśnie teraz. Że w chwili, gdy zobaczy własne odbicie, wrócą też pamięć i wspomnienia. Niestety, z lustra patrzyła na nią dość jeszcze młoda twarz, ale jakby... obca. Teraz już nie mogła się powstrzymać. Łzy swobodnie spływały po policzkach. Zaczęła dotykać twarzy i w takim właśnie stanie zastała ją w łazience starsza kobieta.

Też była wystraszona, też na początku zaniemówiła, a potem po prostu przytuliła jej głowę do piersi i pozwoliła łkać, aż wydawało się, że łzy się skończyły. Następnie wzięła dziewczynę pod rękę, zaprowadziła do kuchni, postawiła przed nią kakao i jeszcze ciepłe rogaliki, a potem... o nic nie zapytała. Z uśmiechem na twarzy powiedziała po prostu, że na pewno jest głodna, że specjalnie dla niej upiekła, że ma nadzieję, że będą smakowały.

Dopiero teraz poczuła, że naprawdę jest głodna. Odkąd pamięta, nic nie miała w ustach. Z wdzięcznością przystała na propozycję, rozkoszując się domowymi wypiekami, jakich jeszcze nigdy nie jadła lub... nie pamiętała, by jadła. To po raz kolejny przypomniało jej o sytuacji, w jakiej się znalazła. Dotarło do niej, że nie mogła wciąż milczeć, że mimo swojej dobroci ta kobieta oczekuje... wyjaśnień.

– Pewnie chciałaby pani mnie o coś zapytać? – nieśmiało podniosła wzrok znad talerza.

– Tak, moje dziecko. Smakuje? – staruszka uśmiechnęła się promiennie.

– Tak, bardzo smaczne.

Znowu zamilkły. Dziewczyna niepewnie spojrzała na dziwną, milczącą kobietę.

– Czy coś jeszcze chciałaby pani wiedzieć?

– Tylko tyle, ile sama zechcesz, dziecko, powiedzieć – odpowiedziała spokojnie.

Poczuła, że bardzo chciałaby tej ciepłej starowince opowiedzieć o sobie, ale przecież nie miała o czym.

– Proszę pani, ja... bardzo bym chciała coś pani powiedzieć, ale to brzmi bardzo... nieprawdopodobnie – spojrzała na kobietę, oczekując jakiejś reakcji, ale nie było żadnej zmiany w zachowaniu, tamta wciąż się uśmiechała.

– Bo wczoraj, kiedy ten chłopak mnie zabrał ze sobą...

– To mój wnuk, Łukasz – z dumą w głosie przerwała.

– Więc zanim on mnie zabrał, ja... nie pamiętam, co było wcześniej. Obudziłam się w rowie, zaczęłam iść przed siebie i zatrzymałam tamten autobus! – już niemal krzyczała.

– Uspokój się, dziecko. Już wszystko dobrze – staruszka pogładziła dziewczynę po dłoni.

Tamta podniosła wzrok.

– Ja po prostu nic nie pamiętam, nie wiem nawet... kim jestem...

Jeśli była zaskoczona usłyszaną wiadomością, zupełnie tego nie okazała. Nie pytała też więcej.

– Spokojnie, kiedy Łukasz wróci z pracy, zastanowimy się co dalej – rzekła uspokajająco.

Łukasz... Wraz z tym imieniem wróciły do niej wspomnienia dnia wczorajszego, a razem z nimi wiele obaw i wątpliwości, które nie uszły uwadze jej rozmówczyni.

– Czy coś się stało? Tak nagle posmutniałaś, dziecko.

– Ja... po prostu myślę, że on, że ten Łukasz... że on mi nie uwierzy.

V ŁUKASZ

Oczywiście, że jej nie uwierzył. Utrata pamięci? Bez przesady, takie rzeczy to na filmach, w dodatku tych nie najwyższych lotów. To była pierwsza myśl po tych wszystkich rewelacjach, które usłyszał od babci na temat nieznajomej. I jeśli miał być szczery, bardzo martwiła go ta babcina naiwność. Ona tak właśnie powiedziała, że ty jej nie uwierzysz – powiedziała staruszka z wyrzutem. Sprytne, bardzo sprytne.

– Babciu, ja wiem, że ty we wszystkich ludziach chciałabyś widzieć to, co dobre, ale świat nie jest taki kolorowy. W niektórych ludziach po prostu tego nie ma...

– Łukasz, przecież nawet jej nie znasz, paru zdań z nią nie wymieniłeś. Skąd możesz wiedzieć, że ta dziewczyna nie jest dobra?

No tak, babcia i jej argumenty, z którymi niepodobna walczyć.

– To nie tak, że ja uważam ją za złą, ale... nic o niej nie wiemy. Mogła zrobić coś złego, na przykład... no nie wiem, spowodować ciężki wypadek i uciec z miejsca zdarzenia. To by nawet wyjaśniało, dlaczego nic nie miała przy sobie. Albo jeszcze gorzej, może uciekła ze szpitala dla obłąkanych?

Aniela zaśmiała się, nie dowierzając temu, co słyszy.

– Kochanie, co ty opowiadasz? Przecież to nieprawdopodobne!

– Zupełnie tak samo jak utrata pamięci, babciu. Ale spokojnie, wyciągnę z niej wszystko – kontrargumentował.

To się zdarzyło chyba po raz pierwszy w życiu. Babcia Aniela zezłościła się na tyle, że podniosła głos. Takie coś nie miało miejsca ani wtedy, gdy w gimnazjum zdarzyło mu się wrócić do domu mocno wstawionym, ani wtedy, gdy sąsiadki doniosły jej, że zamiast pójść do kościoła, palił papierosy za sklepem z kolegami, ani nawet wtedy, gdy zastała go w niedwuznacznej sytuacji z jego pierwszą miłostką, gdy miał lat naście. Kiedyś nawet rozmyślał, co musiałoby się stać, żeby babcia na niego krzyknęła. Dziś już to wiedział. Wystarczyło przyprowadzić do domu nieznajomą kobietę, bez dokumentów, telefonu i kontaktu z poprzednim życiem, jakie by ono nie było. Kobietę, która bardzo wygodnie twierdzi, że nic nie pamięta, że nie wie nawet, jak się nazywa. A potem już tylko wyrazić własne powątpiewanie w tę wersję zdarzeń. Jak się okazuje, wtedy babcia Aniela wpada w złość.

– Nie tak cię wychowałam, Łukaszu! Zawsze starałam się ci pokazać, że ludzie nie są z natury źli, że czasem po prostu robią coś złego, ale to zawsze ma swój powód! I chociaż większości on nie obchodzi, to uczyłam cię tyle lat, że powinniśmy się starać te powody poznać. Tylko w ten sposób można zrozumieć drugiego człowieka. I kiedy przyniosłeś tę biedną dziewczynę, taka byłam z ciebie dumna, że jako jedyny zainteresowałeś się tym, dlaczego nie ma z czego zapłacić za bilet! Myślałam, że moja nauka nie poszła w las, a teraz przychodzisz i mówisz, że jej nie wierzysz! Dlaczego? Tylko z tego powodu, że jej nie znasz, że nic o niej nie wiesz. To za mało, mój chłopcze. Człowiek jest niewinny, dopóki nie udowodni mu się winy!

Szukał kontrargumentu. Nie znalazł.

VI ONA

Po kąpieli, w czystej koszuli nocnej, poczuła się trochę pewniej. Może i nie wiedziała, co będzie dalej, ale miała, co jeść, dach nad głową, ciepłe łóżko i czyste ubranie. To wystarczało, przynajmniej na razie, póki nie odzyska pełni sił. Chyba nie trafiła na złych ludzi. Przynajmniej starsza pani, która kazała nazywać się babcią Anielą, wydawała się całkiem w porządku. Chłopaka nie pamiętała prawie wcale, nie bardzo potrafiła nawet powiedzieć, jak wyglądał. Gdy myślała o wczorajszym dniu, wracały do niej urywki zdarzeń – krzyk kierowcy, spojrzenia ludzi, to, że próbowała uciec, ale jej nie pozwolił, potem marsz niemający końca i światła samochodu, który się obok zatrzymał. To wszystko, tylko tyle.

Tego całego Łukasza najchętniej już wcale by nie oglądała. Mimo że to dzięki niemu trafiła do Anieli, nie czuła wdzięczności, co z początku nawet sobie wyrzucała. Nie miała po prostu ochoty na konfrontację, a była pewna, że on nie wykaże się podobnym zrozumieniem, że będzie pytał i oczekiwał odpowiedzi.

Już zresztą miała tego próbkę. Kiedy wrócił z pracy, ona leżała w pokoju, gdzie ją zostawił. I chociaż nie słyszała, o czym rozmawiał ze swoja babcią, to podniesione głosy dotarły także do „jej” pokoju. Krzyknęła nawet Aniela, co bardzo nie pasowało do wizerunku starszej pani. Skoro ona próbowała zrozumieć, jej wnuk dla równowagi musiał być kompletnym idiotą, a przynajmniej podejrzliwym niedowiarkiem, co w jej sytuacji było nawet gorsze.

W końcu usłyszała zbliżające się kroki, a potem lekkie stukanie do drzwi. Zanim zdążyła odpowiedzieć, otworzyły się i stanął w nich wysoki chłopak koło trzydziestki. Ogorzały od słońca, zmęczony pewnie po ciężkiej pracy fizycznej, wyglądałby całkiem sympatycznie, gdyby nie fakt, że wcale się nie uśmiechał. Mógłby chociaż udawać — przeszło jej przez myśl. — Przecież to ona była w tej gorszej sytuacji.

Podszedł bliżej, choć wyraźnie trzymał się na dystans. Ulżyło jej, nie chciała bliskości kogoś, kto jej nie wierzył. Co do tego nie miała żadnych wątpliwości.

– Cześć.

– Cześć – odparła niepewnie.

– Jestem Łukasz – mierzył ją takim wzrokiem, że poczuła płonące policzki.

– A ja... – przerwała, nie wiedząc, co odpowiedzieć.

– Wiem, rozmawiałem już z babcią – skrócił jej męki.

Patrzyli na siebie w milczeniu. Wiedziała, że musi to spojrzenie wytrzymać.

– Mam nadzieję, że niedługo wszystko sobie przypomnisz.

Ironia czy tylko jej się wydawało?

Kiedy chłopak chciał już wychodzić, do pokoju cicho, niemal bezszelestnie weszła Aniela, wybijając ich z posępnego nastroju.

– Myślę, że trzeba by wezwać do nas doktora Jaroszyńskiego, żeby obejrzał twoją głowę. Masz paskudnego guza, dziecko. Ktoś powinien go obejrzeć.

– Ale... przecież żaden lekarz nie przyjmie pacjenta bez dokumentów i bez... imienia nawet... – wyraźnie posmutniała.

Aniela zmarszczyła czoło, by po chwili odzyskać dobry humor.

– To prawda, dlatego trzeba wymyślić ci imię! Wiesz, takie tymczasowe, dopóki wszystkiego sobie nie przypomnisz!

Młodzi patrzyli z niedowierzaniem na starszą kobietę, zastanawiając się, skąd w niej tyle pozytywnego nastawienia.

– I samo imię wystarczy? – niepewnie zapytała dziewczyna.

– Pewnie, że nie! Powiemy, że jesteś córką mojej przyjaciółki z młodości i że przyjechałaś do nas na wakacje! A dokumentów nie masz, bo zmęczona podróżą zostawiłaś torebkę w autobusie, którą ktoś zabrał. Przecież musieliśmy zadzwonić do centrali i sprawdzić!

Aniela mrugnęła porozumiewawczo, a potem się zamyśliła.

– Wiem! Co powiesz na Majka? Zawsze lubiłam to imię. Maja, Majka, Majeczka, ma tyle pięknych zdrobnień. Pasuje do ciebie!

– Bardzo ładne... – niepewnie odrzekła nowo ochrzczona.

– Świetnie! W takim razie ty, Majeczko, odpoczywaj, a ty Łukasz dzwoń do doktora, niech przyjdzie jutro, najlepiej jak najwcześniej!

VII ŁUKASZ

Lekarz zapowiedział się na ósmą, więc Łukasz zadzwonił, że spóźni się do pracy, co nie zdarzyło mu się do tej pory nigdy. Trochę byli zdziwieni, ale wymigał się złym samopoczuciem babci, więc w sumie nawet nie dyskutowali. Chciał być w domu, kiedy specjalista zbada już dziewczynę i zadać pytanie, które nurtowało go od samego początku. Babcia nie będzie tym zachwycona, ale trudno. W końcu robi to przede wszystkim dla niej, dbając o jej bezpieczeństwo.

Kiedy doktor Jaroszyński wyszedł z pokoju Majki, Aniela i Łukasz już na niego czekali. Kobietę najbardziej interesował, rzecz jasna, stan zdrowia nowej podopiecznej.

– I jak pan to widzi, panie doktorze? – babcia była szczerze zaniepokojona.

– Jest mocno osłabiona, ale to raczej nic poważnego. Za kilka dni powinna dojść do siebie.

– A ten guz na głowie? Wygląda paskudnie... – Aniela nie dawała się zbyć ogólnikami.

– W normalnej sytuacji zleciłbym prześwietlenie, ale jak wiecie, bez dokumentów w szpitalu się tego nie podejmą. Nie ma żadnego zagłębienia w czaszce charakterystycznego dla jej pęknięcia. Nie może też być mowy o zagrożeniu życia. Dziewczyna jest świadoma, logicznie odpowiada na pytania. Jest tylko osłabiona i obolała, ale to normalne przy każdym urazie głowy. Nie mogę oczywiście zagwarantować, że to nic poważniejszego, ale obecnie nic na to nie wskazuje. Najlepiej będzie poczekać i obserwować Majkę, a gdybyście zauważyli jakieś nowe, niepokojące objawy, od razu dzwońcie do mnie i na pogotowie.

Długo bił się z myślami, ale jednocześnie czuł, że musi o to zapytać.

– Doktorze, a czy ona mogła od tego uderzenia w głowę... zapomnieć różne rzeczy? – kątem oka dostrzegł niezadowoloną minę babci.

– Łukasz! – krzyknęła.

Lekarz zmarszczył brwi.

– Jakiego typu rzeczy?

– No tak w zasadzie to... wszystko. Czy mogła zapomnieć, kim jest? – postawił wszystko na jedną kartę.

Doktor Jaroszyński nie krył zdziwienia, ale postanowił odpowiedzieć rzeczowo, jak na specjalistę przystało.

– Masz na myśli całkowitą utratę pamięci? Nawet własnej tożsamości?

– Tak – milczenie doktora zdawało się trwać w nieskończoność.

– Nie, Łukasz. Nie wydaje mi się, żeby uraz głowy mógł być tego powodem. Takie rzeczy spotyka się na filmach, ale z punktu widzenia medycyny jest to praktycznie wykluczone. Jeśli Majka... to znaczy, jeśli ktoś nie pamięta, kim jest, najczęściej może to być wynikiem szoku emocjonalnego wywołanego przez silny stres lub po prostu... symulacją pacjenta – zakończył swój wywód Jaroszyński.

Aniela i Łukasz spojrzeli na siebie.

– Dziękuję, doktorze – powiedział chłopak.

– Doktorze! Czy możemy liczyć na... – zaczęła Aniela, ale Jaroszyński przerwał jej machnięciem ręki.

– Oczywiście, pani Anielo. Z mojej strony możecie liczyć na dyskrecję, w końcu nawet w takiej sytuacji obowiązuje mnie tajemnica lekarska. Proszę tylko o jedno, bądźcie rozsądni i uważajcie na siebie.

– Dobrze, doktorze. Dziękujemy za... wszystko.

VIII MAJKA

– Nie kłamię. Mogę przysiąc, że nie kłamię! – Majka nie kryła swojego wzburzenia.

Aniela chciała jej oszczędzić wiadomości posłyszanych od doktora, ale Łukasz stwierdził, że to wykluczone. Ostatnio stał się nawet trochę apodyktyczny, jednak kobieta domyślała się, że jest to wynikiem troski o nią. Wierzyła, że nieuzasadnionej i przesadnej, ale te argumenty nie trafiały do wnuka.

– Wiem, Majeczko. Nie przejmuj się tak. On nie miał nic złego na myśli – próbowała usprawiedliwić chłopaka.

– Właśnie, że miał! Od samego początku mi nie wierzy. Tylko po co mnie tu przyprowadził, skoro teraz ma za oszustkę!

– Kochanie, to nie tak. Mężczyznom jest trudniej takie rzeczy zrozumieć. Mężczyźni myślą głową, nie sercem.

– Ale on nawet nie stara się zrozumieć, co ja teraz czuję. Mnie przecież też nie jest łatwo.

Aniela pokiwała głową ze zrozumieniem i jakby współczuciem.

– Wiem, drogie dziecko. Tobie jest w tej sytuacji najtrudniej. Na pewno chciałabyś znać prawdę o sobie i jestem przekonana, że tak się kiedyś stanie. Zdradzę ci, Majeczko, że ja bardzo się cieszę, że do nas zawitałaś. Moje dni przestały się dłużyć w oczekiwaniu, aż Łukasz wróci z pracy, mam z kim porozmawiać i kogo przytulić. Wiesz, z mężczyznami jest trudniej. Kiedy Łukasz był mały, cały czas przesiadywał na moich kolanach, ale teraz to dorosły facet. Już nie potrzebuje mnie aż tak bardzo i nie mogę oczekiwać, że będzie mi poświęcał każdą wolną chwilę, mówił o tym, co się dzieje w jego życiu.

W tym, co mówiła, dało się wyczuć głęboki smutek, ale także pogodzenie z kolejami losu. Ona tego nie rozumiała. Mieć taką kochaną, pełną oddania babcię i nie poświęcać jej uwagi, na jaką zasługuje. Wielu może tylko o takiej kobiecie w swoim życiu pomarzyć. Nawet Majka, choć znała staruszkę od zaledwie kilku dni, zdążyła już ją szczerze polubić i każdego ranka czekała, aż Aniela wróci z kościoła i będą mogły się oddać beztroskim rozmowom o wszystkim i o niczym.

– Twój wnuk to zwyczajny idiota – wypaliła, zanim zdążyła się ugryźć w język.

Ku jej zdziwieniu, babcia nie obraziła się, a wybuchnęła radosnym śmiechem, który poniósł się w całym domu.

IX ŁUKASZ

Tymczasem we wsi rozniosła się wiadomość o niespodziewanym gościu w domu Karbowników. Wielu ciekawych było córki przyjaciółki Anieli, więc chętnie zaczepiano je podczas krótkich spacerów wokół domu, którym codziennie się oddawały. Niektórzy spekulowali nawet, że stara Aniela specjalnie ściągnęła do siebie młodą dziewczynę, którą chciała skojarzyć ze swoim wnukiem.

Łukasz w końcu nie był już najmłodszy, niedawno przekroczył trzydziestkę i ludzie dziwili się, że do tej pory nie znalazł w okolicy żony dla siebie. Jedni przyklaskiwali temu pomysłowi, chwaląc zaradność seniorki rodu, inni stukali się w głowę, że skoro chłopak sam sobie baby nie znalazł, to widocznie do wesela mu nie spieszno. Ci drudzy często zresztą mieli w domu córki w wieku, kiedy to nie wstyd, żeby za mąż już wyjść, a że w okolicy niewielu sensownych kawalerów, co od roboty nie uciekają, ale i wódki nie nadużywają, to i obca dziewczyna powodu do radości nie stanowiła. Tym bardziej, że młodzi zaczęli już o niej gadać.

– To mówisz, że babcia źle się czuła i dlatego wolne miałeś? Dobre sobie, gagatku – podśmiewali się na budowie.

– O co wam chodzi? – Łukasz na początku nie rozumiał, do czego koledzy zmierzają.

– Młodą masz babcię i do tego niczego sobie. To i nie dziwota, że się rano z łóżka zebrać nie chciało – jeden z budowlańców roześmiał się, a reszta po chwili mu zawtórowała.

– Dajcie spokój, sami nie wiecie, co mówicie.

– Oj, dobrze wiemy. Podobno babcia specjalnie ją pod dach wzięła, żebyście przypadli sobie do gustu. To jak, przypadła ona tobie? – widocznie na budowie wszystkim poza Łukaszem miało być dzisiaj wesoło. Zacisnął zęby i oddał się pracy.

Tego dnia wrócił bardziej zmęczony niż zwykle. Żar lejący się z nieba i docinki kolegów sprawiły, że najchętniej włączyłby telewizor i zasiadł przed nim z butelką zimnego piwa. Niestety, jak co dzień musiał pędzić do baru, gdzie od rana uwijała się dwójka etatowych pracowników. W godzinach wieczornych, kiedy gromadził się największy tłum turystów, sami nie daliby rady. Dochody z baru nie były z kolei tak duże, żeby zatrudniać kolejną osobę.

Zastał je razem w kuchni, nawet go nie zauważyły. Rozmawiały, śmiejąc się, a babcia trzymała Majkę za rękę, pochylając się nad nią, by lepiej dosłyszeć. Dawno nie widział jej takiej... szczęśliwej, beztroskiej. Wtedy do niego dotarło, że już od bardzo dawna nie spędzał tak czasu z Anielą. Poza pytaniami o zdrowie i samopoczucie niezbyt często siadał do rozmowy z kobietą, która go wychowała. Nawet kiedy to ona pytała, co słychać i jak minął dzień, zbywał ją ogólnikami. Przez lata do perfekcji opanował sztukę mówienia bez powiedzenia czegokolwiek konkretnego.

Zrobiło mu się głupio. Nagle dostrzegł babcię w innym świetle. Kiedy pojawiły się te nowe zmarszczki, kiedy tak się skurczyła, od kiedy jej ruchy są powolniejsze, niż zawsze pamiętał? Coś mu umknęło, choć nie potrafił wskazać, w którym dokładnie momencie życia.

Pierwszy raz przyjrzał się też Majce. Była młoda i wniosła do tego domu jakąś taką wesołość, której jemu zawsze brakowało. Żywiołowa, spontaniczna, widać było, że wraca do siebie, rozkwita. Chyba też dobrze się tutaj czuła. Z Anielą. Przy nim stawała się milcząca, patrzyła nieufnie. Może trochę przesadził z reakcją po słowach Jaroszyńskiego, ale z drugiej strony wciąż nie mieli pewności, z kim żyją pod jednym dachem. Nie można o tym zapomnieć, upominał się w duchu.

W końcu go dostrzegły. Najpierw Aniela, która rozpromieniła się jeszcze bardziej, widząc go, później Majka, ale jej ten widok najwyraźniej był nie w smak. Kobiety postawiły przed nim gorący obiad i wtedy właśnie to powiedziała.

– Myślałam o tym, co sugerowałeś. Masz rację, tak dłużej nie można. Musicie wiedzieć, kogo trzymacie pod swoim dachem. Jutro zgłoszę się na policję, niech przeszukają bazę osób zaginionych.

Patrzyła na Łukasza nieustępliwie, z wyższością. Zupełnie się tego nie spodziewał. Nie wiedział, jak zareagować, chociaż od kilku dni właśnie do tego dążył. Powinien być z siebie zadowolony, a był tylko częściowo. Wystarczyło, że spojrzał na Anielę, by poznać, że też nie miała pojęcia o planach Majki. Wyglądała, jakby zaraz miało pęknąć jej serce. Trwało to tylko chwilę. Staruszka szybko odzyskała rezon i przystąpiła do ataku.

– Moje drogie dzieci, zastanówcie się chwilę. Pamiętasz, Majeczko, co powiedział lekarz? Ta twoja amnezja nie mogła być skutkiem wypadku, ale silnego stresu, który tobą wstrząsnął. Czy na pewno już teraz chcesz mierzyć się z przeszłością, która do tego doprowadziła? Pamiętaj, kochanie, że organizm wie, co robi. Odzyskasz pamięć, ale wszystko w swoim czasie. Być może po prostu jeszcze nie jesteś na tę prawdę gotowa.

Majka milczała. Skuliła ramiona i zamknęła się w sobie. Widać było, że walczą w niej sprzeczne uczucia – strach i chęć poznania własnej przeszłości. Może jednak wcale nie kłamała? Aniela spojrzała wymownie na Łukasza, musiał coś powiedzieć.

– Majka, myślę, że babcia ma rację. Poczekajmy – sam nie dowierzał, że mówi te słowa.

Zaskoczona dziewczyna podniosła wzrok i po chwili po raz pierwszy uśmiechnęła się do niego.

– Dobrze, ale pod jednym warunkiem.

– Godzę się na wszystko, moja droga! Jaki to warunek? – zapytała uradowana Aniela.

– Nie mogę tak siedzieć bezczynnie. Chcę pracować w barze i w zamian za to, będę mogła u was zostać przez jakiś czas. Nie będę się wtedy czuła taka... bezużyteczna.

– Ależ Maja, nie jesteś bezużyteczna. Pomagasz mi w domu, a zresztą co ja pocznę bez pogaduszek z tobą? – babcia była szczerze zaniepokojona.