Trzej studenci, czyli tajemnicza kradzież na uniwersytecie. The Adventure of the Three Students - Arthur Conan Doyle - ebook

Trzej studenci, czyli tajemnicza kradzież na uniwersytecie. The Adventure of the Three Students ebook

Arthur Conan Doyle

5,0

Opis

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition.

Podczas pobytu w jednym z miast uniwersyteckich (doktor Watson pomija nazwę) Sherlock Holmes proszony jest o wyjaśnienie, kto kopiował materiały egzaminacyjne w pokoju wykładowcy starożytnej greki. Egzamin ma być nazajutrz, zwycięzcy przysługuje stypendium. Profesor Soames woli rozwiązać sprawę bez wzywania policji. Podejrzanych jest trzech: prymus Gilchrist, pracowity lecz mający słabe wyniki Ras i zdolny choć pozbawiony dyscypliny McLaren. Profesor sugeruje, że sprawcą mógłby być ostatni z wymienionych. (za Wikipedią).

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 63

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

Arthur Conan Doyle

 

Trzej studenci,

czylitajemnicza kradzież na uniwersytecie

 

The Adventure of the Three Students

 

 

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej.

A dual Polish-English language edition.

 

przekład anonimowy 

 

 

Armoryka

Sandomierz

 

 

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Sidney Edward Paget (1860-1908), Ilustracja opowiadania A.C.Doyle’a The Adventure of the Three Students (1904), licencjapublic domain, źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:The_Adventure_of_the_Three_Students_06.jpg

 

Tekst polski według edycji z roku 1911.

Tekst angielski z roku 1904.

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7950-632-3 

 

 

 

Trzej studenci

Było to w roku 1895. Okoliczności, o których tu bliżej nie chcę wspominać, tak się złożyły, że mieliśmy obaj z Holmesem mieszkać przez kilka tygodni w pewnem starem, wielkiem uniwersyteckiem mieście. Podczas naszego pobytu zdarzyła się tam ciekawa i osobliwa historya, którą obecnie zamierzam opowiedzieć. Zauważam jednak, że przemilczę pewne okoliczności, któreby mogły kogokolwiek naprowadzić na ślad owego zdarzenia. Nie chciałbym bowiem nikogo urazić, ani żadnej wyrządzić mu przykrości i wolę w podobnych wypadkach, jak to mówią, palców między drzwi nie pchać. Pomimo jednak koniecznej dyskrecyi jestem w możliwości przedstawić czytelnikowi samo zdarzenie we właściwem świetle, a nadto wykazać znowu jeden dowód niesłychanych zdolności mego przyjaciela Sherlocka Holmesa.

Zamieszkiwaliśmy wówczas dwa umeblowane pokoje w pobliżu biblioteki, w której Holmes badał gorliwie stare angielskie rękopisy, a rezultaty tych studyów zasługują w całej pełni na to, abym im kiedyś poświęcił osobny, bardzo interesujący rozdział.

Powróciwszy pewnego wieczoru z miłej przechadzki nad brzegiem rzeki, siedzieliśmy w pokoju i palili papierosy, gdy wtem zapukał i wszedł do nas powszechnie znany i ceniony z powodu swojej głębokiej uczoności profesor kolegium św. Łukasza. Był to wysoki chudy mężczyzna o nerwowym, łatwo wybuchającym temperamencie, wiecznie zdenerwowany, ale w tej właśnie chwili zdenerwowanie jego doszło ostatecznych granic, z czego można było łatwo wnosić, że spotkała go jakaś wielce niemiła przygoda.

– Panie Holmes, musi mi pan poświęcić bodaj kilka godzin – zawołał z progu, nie witając się nawet z nami. – W naszym uniwersytecie zdarzyło się coś bardzo przykrego i gdyby pan przypadkowo tu nie bawił, nie wiedziałbym wcale, co począć. Pan jeden możesz mi dopomódz w moim kłopocie.

– Niestety, jestem dziś tak bardzo zajęty, że w żaden sposób nie mogę przerwać mojej pracy – odpowiedział mój przyjaciel – dlatego radzę panu wezwać raczej policyi.

– Oh, nie, nie, kochany panie – przerwał mu profesor – jest to bezwarunkowo niemożliwe. Skoro się raz jakąś sprawę policyi odda, już jej potem wycofać nie można, a tu właśnie zachodzi taka okoliczność, iż ze względu na dobro zakładu unikać trzeba rozgłosu, bo w przeciwnym razie byłby niemały skandal. O panu zaś wiem, że umiesz milczeć i znam też pańskie zdolności. Jesteś pan jedynym człowiekiem na świecie, który mi może dopomódz w wybrnięciu z sytuacyi. Błagam więc pana usilnie, nie odmawiaj mi i uczyń wszystko, co leży w pańskiej mocy.

Gdy Holmes był zmuszony przez dłuższy czas obywać się bez swego ulubionego mieszkania na Baker street, tracił swój różowy humor. Bez książek, chemikaliów i miłego kawalerskiego nieładu, w domu było mu nieswojo i tęskno. To też i teraz wzruszył niełaskaw ramionami, ale nasz gość nie zniechęcił się tem i począł z żywą gestykulacyą opowiadać sam swoją historyę.

– Jutro, panie Holmes, rozpoczynają się u nas na uniwersytecie egzamina i ja należę do egzaminatorów jako profesor greki. Jedno z pierwszych zadań polegać będzie na tłómaczeniu dłuższego ustępu z pewnego greckiego dzieła, o którem kandydat wiedzieć nie powinien. Ustęp ten dałem wydrukować, ażeby go bezpośrednio przed egzaminem rozdać, a byłoby naturalnie niesłychanem ułatwieniem dla kandydatów, gdyby się wcześnie do tego przygotować mogli. Z tego powodu tekst musi być zachowany aż do egzaminu w najściślejszej tajemnicy. Dzisiaj po południu otrzymałem z drukarni szczotkowe odbitki. Jest to pół rozdziału z Thucydidesa. Musiałem je, rozumie się, starannie przejrzeć, aby się nie wkradły żadne błędy. Aż do pół do piątej nie mogłem się uporać, gdy wtem przypomniałem sobie, że przyrzekłem jednemu z moich przyjaciół być u niego o tej porze na herbacie. Zostawiłem więc korektę na biurku, wyszedłem i zabawiłem dłużej niż godzinę.

Jak panu wiadomo u nas na uniwersytecie są wszędzie podwójne drzwi: pierwsze, zewnątrz dębowe, drugie od środka obite zielonem suknem. Gdy powróciwszy, stanąłem przed zewnętrznemi drzwiami, ogarnęło mnie wielkie zdumienie: spostrzegłem klucz, który tkwił w zamku. Zdawało mi się w pierwszej chwili, że zapomniałem go sam wyjąć, ale sięgnąwszy ręką do kieszeni palta, przekonałem się, że swój klucz mam. Drugi taki sam posiada tylko mój służący Bannister. Służy u mnie już dziesiąty rok i uczciwość jego dawno już wypróbowałem. Okazało się tedy, że to był istotnie jego klucz i że był on w mojej pracowni zapytać, czy nie zechcę się napić herbaty, a odchodząc przez karygodne zapomnienie pozostawił klucz w zamku. Prawdopodobnie był on w pokoju zaraz po mojem wyjściu. Kiedyindziej niedbalstwo jego byłoby uszło, ale dzisiaj właśnie pociągnęło za sobą fatalne skutki.

Skoro tylko spojrzałem na biurko, spostrzegłem, że ktoś papiery przewracał. Korekta składała się z trzech części, które razem leżały. Teraz jedna leżała na ziemi, druga na małym stoliku w pobliżu okna, a trzecia na biurku.

Holmes poruszył się po raz pierwszy.

– A więc początek na ziemi, dalszy ciąg koło okna, a reszta tam, gdzie pan przed odejściem siedział – ozwał się.

– Najzupełniej tak. Jestem zdumiony bystrością pańskiego umysłu, panie Holmes.

– Proszę o dalsze szczegóły tego zajmującego zdarzenia, panie profesorze.

– W pierwszej chwili sądziłem, że to mój służący poważył się ruszać moje papiery, lecz on zaprzeczył temu stanowczo. Jestem zresztą przekonany, że on nie kłamie. Pozostaje jedna tylko możliwość: Być może, że ktoś, przechodząc korytarzem, spostrzegł klucz w zamku, a wiedząc, iż mnie niema, wszedł do pokoju, by przejrzeć papiery. Nawiasem dodaję, że wchodzi tu w grę jeszcze pokaźniejsza suma, ponieważ za najlepszą pracę przeznaczono wysoką nagrodę i ktoś nieuczciwy mógł się łatwo skusić na tego rodzaju ryzyko, byle tylko kolegów swoich uprzedzić w ubieganiu się o nią.

Mój stary sługa ogromnie wypadkiem tym się przeraził i omal nie zemdlał, gdy się okazało, że ktoś odpisał sobie zapewne tekst ustępu. Musiałem podać służącemu trochę wina do otrzeźwienia i posadziwszy go na krześle, czyniłem poszukiwania po całym pokoju. Niebawem przekonałem się, że intruz ów oprócz rozrzuconych papierów inne jeszcze pozostawił ślady po sobie. Na małym stoliku pod oknem znalazłem wióry z ołówka, który tam widocznie zacinano. Znalazłem nawet złamany koniec ołówka. Huncwot z wszelkiem prawdopodobieństwem cały rozdział odpisał i w pośpiechu złamał ołówek, który na nowo musiał zastrugiwać.

– Znakomicie – przerwał mu Holmes, odzyskawszy napowrót dobry humor i interesując się opowiadaniem coraz żywiej – szczęście panu sprzyjało, panie profesorze.

– Ale to jeszcze nie wszystko – mówił dalej profesor. – Mam właśnie nowe biurko, pokryte piękną, czerwoną skórą. Mógłbym na to przysiądz, zarówno jak i mój służący Bannister, że nie było ono nigdzie zarysowane. A mimo to spostrzegłem teraz na skórze cięcie długie co najmniej trzy cale. A nie była to powierzchowna kreska, lecz istotnie przecięcie na wylot. Dalej – znalazłem także bryłkę jakiejś lepkiej gliny, czy coś podobnego, a wewnątrz tej bryłki znajdowały się trociny. Jestem przekonany, że ślady te pozostawił ten sam jegomość, który wykradł treść papierów. Odcisków obuwia, ani też żadnych innych śladów nie znalazłem.

Byłoby się wszystko na tem musiało skończyć, gdyby nie obecność pańska w naszem mieście. Przybiegłem więc natychmiast tutaj, aby całą tę sprawę oddać w doświadczone ręce pańskie. Niechże mi pan pomoże, panie Holmes, widzi pan, w jakim jestem kłopocie. Albo muszę wykryć złodzieja, albo też egzamin odroczyć, dopóki nie sporządzę z greki nowego tematu do tłómaczenia. Uczynić tego jednak nie mogę bez dokładnego umotywowania, co znowu pociągnęłoby za sobą skandal, któryby nietylko fakultetowi, ale i całej wszechnicy bardzo zaszkodził. I dlatego to zależy mi bardzo na tem, aby cała sprawa pozostała w głębokiej tajemnicy.

– A no będę się starał dopomódz panu, o ile mogę – rzekł Holmes, wkładając palto. – Wypadek jest dosyć interesujący. Czy nie odwiedził kto pana w tym czasie, kiedy nadeszła korekta?

– Tak jest. Był u mnie młody student, Indyanin Daulat Ras, który mieszka w tem samem skrzydle. Zapytywał mnie o niektóre szczegóły egzaminu.

– Do którego on również zasiada?

– Tak.

– A korekta wówczas leżała na stole?

– O ile sobie przypominam, tak, ale była jeszcze nie rozwinięta, tak, jak ją przysłali z drukarni.

– Lecz