Trinkets - Kirsten Smith - ebook

Trinkets ebook

Kirsten Smith

3,6

Opis

Spotkania grupy anonimowych kleptomanów to nie miejsce dla porządnych nastolatek. A jednak tam właśnie trafiają dwie dziewczyny, którym niczego w życiu nie powinno brakować. Tabitha Foster ma wszystko, czego można pragnąć: pieniędzy jak lodu, tłum przyjaciół, popularność, najprzystojniejszego chłopaka w szkole... Brakuje jej tylko dreszczyka emocji. Tego samego, od którego jest uzależniona Elodie Shaw, cicha i nierzucająca się w oczy dziewczyna. Za to obecność Moe w takim miejscu nie powinna dziwić - wszyscy wiedzą, że to zadymiara, trzymająca się z najgorszymi szkolnymi szumowinami.

Tabitha, Elodie i Moe: królowa szkoły, dziewczyna-cień i twardzielka - takiego trio nikt nie potrafiłby sobie wyobrazić razem. A jednak rzucone przez Tabithę wyzwanie sprawia, że zaczyna je łączyć dziwna nić porozumienia. Od porównywania skradzionych fantów tylko krok do rozmów o wszystkim... Czy także o powodach, dla których zaczęły szukać tego rodzaju mocnych wrażeń?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 169

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (50 ocen)
12
17
14
5
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
basiawos88

Z braku laku…

Serial lepszy.
00

Popularność




Tytuł oryginału: Trinkets

Redakcja: Dorota Matejczyk

Korekta: Sabina Szczerbuk, Ewa Mościcka

Skład i łamanie: Arkadiusz Zawadzki/Aureusart

Opracowanie graficzne polskiej okładki: Magdalena Zawadzka/Aureusart

Copyright © 2013 by Kirsten Smith

Artwork © 2019 Netflix and used with permission from Netflix,

Inc. Netflix is a registered trademark of Netflix, Inc. and its affiliates.

Copyright for the Polish edition © 2019 by Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

ISBN 978-83-7686-832-5

Wydanie pierwsze, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2019

Adres do korespondencji:

Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

ul. Ludwika Mierosławskiego 11 a

01-527 Warszawa

www.wydawnictwo-jaguar.pl

instagram.com/wydawnictwojaguar

facebook.com/wydawnictwojaguar

Skład wersji elektronicznej: Marcin Kapusta

konwersja.virtualo.pl

Hope Leon, mojej wspólniczce zbrodni

Jej kompleksy to dla mnie uśmiech losu.

TO MUSI BYĆ MIEJSCE

Ludzie, którzy twierdzą, że Portland to miejsce,

Gdzie hipsterzy po trzydziestce spędzają emeryturę,

Najwyraźniej nie byli nigdy w Lake Oswego,

Moim nowym mieście.

Suburbia nad suburbiami,

Suburbiańska utopia, gdzie ludzie typu A jeżdżą audi,

Miejsce tak białe, że mówią o nim „Lake No Negro”,

Miejsce, gdzie przyjeżdżają tatusiowie,

Których nie obchodzi, że ich dziecko

Wolałoby mieszkać w Idaho.

Miejsce, gdzie przyjeżdżają tatusiowie

Z nadzieją, że wiecznie lejący deszcz

Zmyje przeszłość, tak jakby wcale nie istniała,

I będą mogli myśleć tylko o nowej pracy

I pięknej nowej żonie,

I placówce, do której mogą wysłać swoją córkę,

Żeby została stosownie wykształcona

I spektakularnie zignorowana.

STARE I NOWE

Z sześciu miesięcy, które tu spędziłam,

Pierwsze dwa były pozbawione przyjaciół,

Dopóki nie poznałam Rachelle.

Ona potrzebowała przyjaciółki, a ja potrzebowałam kogokolwiek.

Poznałam ją w redakcji „Rocznika”,

Do której dołączyłam, bo to droga na skróty

Do znalezienia przyjaciół, jeśli jest się nowym.

Jestem na tyle nowa, że nikt nie wie, jak się nazywam,

Ale dostatecznie stara, żeby wiedzieć, kim są wszyscy.

Jestem na tyle nowa, żeby nie rozumieć,

Dlaczego Ken Headley jest nazywany „Ssij-Bob”,

Ale dostatecznie stara, żeby usłyszeć,

Że pan Hart musiał odejść ze szkoły,

Bo dobierał się do Martina Pierce’a

W sali biologicznej.

Jestem na tyle nowa, żeby nie mieć pojęcia,

Czym tak naprawdę zajmuje się Klub Analiz Międzyplanetarnych,

Ale dostatecznie stara, żeby rozumieć,

Że jeśli istnieje jakiś chłopak,

Z którym każda dziewczyna

Chciałaby się umówić,

To jest nim Brady Finch.

ANATOMIA CZŁOWIEKA

Brady stoi przy swojej szafce,

A kiedy sięga, żeby coś wyjąć,

Do głowy przychodzi słowo ścięgno.

Być może dlatego, że właśnie uczyliśmy się o nich

Na biologii, w ramach anatomii człowieka.

Powiem panu Lopezowi,

Że jeśli chce, żeby uczniowie

Docenili anatomię człowieka,

Powinien pokazywać zdjęcie przedramienia Brady’ego

I powtarzać słowo ścięgno.

Jestem pewna, że każda trójkowa dziewczyna

Nagle dostałaby cztery plus.

Brady zapina swój plecak

I zatrzaskuje szafkę,

A jego ścięgna opuszczają się

I układają w przynależnym im miejscu:

Na ramionach Tabithy Foster.

CO MÓWI LUSTRO

Zastanawiam się, jaki sens ma bycie – otworzyć cudzysłów – popularną – zamknąć cudzysłów, skoro czasem to jest skrajnie wkurzające. Na przykład idioci i pariasi wiecznie podchodzą do ciebie i wdzierają się w twoją przestrzeń osobistą z durnymi przywitaniami, próbami zwrócenia uwagi i błaganiami o przyjaźń.

„Cześć, Tabitha…”, „Jak leci…?”, „Co słychać…?”, „Super te kolczyki…” i tak dalej, i tym podobnie. Rzyg. Naruszanie naszej przestrzeni osobistej jest męczące.

Nie zrozumcie mnie źle, oczywiście podoba mi się, że ludzie mnie znają i że ujdzie mi na sucho wszystko, co mogłoby mi przyjść do głowy, ale przez większość czasu naprawdę doceniałabym odrobinę prywatności.

Właśnie w tym momencie mam tę rzadko spotykaną odrobinę, bo siedzę w łazience z Kaylą i Taryn. Jasne, obie gadają o bzdurach, ale przynajmniej kiedy patrzą w lustro, nie zwracają na mnie uwagi.

– Wczoraj wieczorem zrobiłam sobie półtorej godziny cardio – odzywa się Kayla, odgarniając z twarzy długie czarne włosy. Azjatki mają niesamowite szczęście z tymi włosami. Na ciele nie rosną im prawie wcale, a na głowie mają długie, lśniące i niewymagające układania grzywy.

– Jestem pewna, że po coli zero ma się zatwardzenie – mówi Taryn, ściskając brzuch.

Minutę później Kayla przygląda się energicznej blondynce, która wychodzi z kibla.

– Serena Bell bierze antykoncepcję – donosi. – Dlatego jej cycki są takie gigantyczne.

– Moje to dar natury – odpowiada Taryn i poprawia stanik pod wyciętym topem Juicy Couture. To prawda, jej miseczki C to prawdziwy dar, a ona wykorzystuje go na prawo i lewo.

Przynajmniej Kayla i Taryn nie zasypują mnie pytaniami w stylu: „Co u Brady’ego?” i „Co robimy wieczorem?”, bo są zajęte poprawianiem makijażu, układaniem włosów i robieniem min do lustra.

W głębi duszy jestem znawczynią Lustrzanych Min. Każda dziewczyna ma inną. Moja mama patrzy uwodzicielsko spod przymrużonych powiek, seksowna i tajemnicza. Kayla wydyma wargi jak do pocałunku i wciąga policzki. Taryn pochyla podbródek z leciutkim półuśmieszkiem pod takim kątem, żeby wyglądać na pięć kilo szczuplejszą. Szkoda, że żadnej z nich taka mina nie udaje się w prawdziwym życiu. To właśnie jest do bani w Lustrzanej Minie – robisz ją, ponieważ chcesz, żeby inni ludzie właśnie tak cię widzieli, ale ostatecznie tylko ty ją oglądasz.

Być może to temat wart opisania na licealnym blogu, ale kto miałby na to czas? To, że pani Hoberman dała mi w zeszłym semestrze szóstkę z pisania kreatywnego, nie znaczy, że mam tracić czas na blogowanie. Blogowanie jest dla ludzi, którzy nie mają życia towarzyskiego. Poza tym pani Hoberman wszystkim stawia szóstki. Dlatego właśnie w tym semestrze zapisałam się na prowadzony przez nią kurs Szekspira. Najlepszą jego częścią są wycieczki, bo możesz spędzać czas z przyjaciółmi pod pozorem zdobywania dodatkowych punktów. W tym roku to będzie tylko wieczorne wyjście na spektakl w Northwest Classical Theatre, ale w przyszłym roku, w ostatniej klasie, pojedziemy na weekend do Ashland, na Festiwal Szekspirowski. To oznacza cały weekend upijania się i spania ze swoim chłopakiem, za który twoi rodzice zapłacą, przekonani, że się uczysz.

Jeśli chodzi o Brady’ego, nigdy nie widziałam jego Lustrzanej Miny, ale jego Codzienna Mina też jest niesamowita. Ma dołeczki w policzkach i gęste jasne włosy, które zawsze wydają się trochę poczochrane, co wygląda uroczo, a poza tym ma momenty, kiedy jest naprawdę słodki. Nie ma szczególnego zacięcia do poważnych rozmów, ale który chłopak ma? Poza tym, po co? Łatwiej jest nie prowadzić poważnych rozmów. Kończy się na tym, że gadasz bez końca o swoich uczuciach i przy okazji odsłaniasz się za bardzo, po czym nieodmiennie lądujesz rozczarowana i ze złamanym sercem.

Kayla skończyła nakładać różową opalizującą szminkę Diora i błyszczyk powiększający usta. Jej wargi wyglądają olśniewająco lepko.

– Możemy iść? – pytam. Marcia Abrahams gapi się na mnie, a ja mam przeczucie, że zbiera się na odwagę, żeby podejść i zapytać, co wkładam na Spring Fling. Zawsze mnie pyta, co wkładam, jak w zegarku: jedenaście tygodni przed imprezą, a potem jakimś cudem przychodzi ubrana prawie tak samo. Naśladowanie należy uznać za komplement, ale podróbki są irytujące i trzeba je zignorować, zanim naruszą twoją przestrzeń osobistą.

Swoją drogą, jedną z zalet znajdowania się na najwyższych szczeblach drabiny społecznej liceum w Lake Oswego jest to, że ty i ludzie z twojej grupy macie szafki obok siebie. Nie mam pojęcia, jak to się dzieje, ale wszystkie atrakcyjne lokalizacje przypadają jakoś szkolnym celebrytom.

Kayla, Taryn i ja wędrujemy do naszej sekcji szafek, gdzie czekają już Brady i jego kumple. Brady wyciąga z szafki suplement witaminowy. Ma obsesję na punkcie „szczytowej formy”.

– Gdzie byłeś wczoraj wieczorem? – pyta go Jason Baines.

– Właśnie – dodaje Noah Simos. – Nie pojawiłeś się u Ferbera.

– Twoja stara ci nie mówiła? – odpowiada Brady. – Zaprosiła mnie do was, żeby mi zrobić loda.

Zauważyliście, że chłopcy uwielbiają żartować o sypianiu z matkami kolegów? Albo jeszcze gadać o tym, kto bardziej przypomina geja. Najwyraźniej posiadanie penisa wiąże się nieodwołalnie z niewyczerpanym zasobem podobnie nieśmiesznych żarcików.

Noah szturcha go, a Brady śmieje się i obejmuje mnie ramieniem. Czuję zapach wody kolońskiej Dolce & Gabbana. Nie jest aż taki nieprzyjemny. Patrzę na Brady’ego w stylu: Jesteś najbardziej czarującym gościem, jakiego znam, a twoje ramię obejmujące mnie sprawia, że jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.

– O której mam dzisiaj po ciebie podjechać? – pyta i całuje mnie.

– Jakoś około dziewiątej? – odpowiadam. Może jest trochę dupkiem, ale ma fajne usta. Ma też prawie metr dziewięćdziesiąt, i dobrze, biorąc pod uwagę, że jestem dobrych kilka centymetrów wyższa od większości dziewczyn z mojego rocznika. Czasem ludzie pytają, czy nie myślałam o modelingu. Mama zabrała mnie raz na profesjonalną sesję zdjęciową, ale było okropnie. Reflektory grzały, trzeba było cały czas udawać i błyskawicznie zrobiło się nudno. Chociaż, w jakimś dziwnym sensie, można chyba powiedzieć, że właśnie teraz to robię, wpatrując się w Brady’ego i grając rolę Idealnej Dziewczyny. Albo też wypróbowuję na nim moją własną Lustrzaną Minę.

19 LUTEGO

Wiem, że nie odpowiadam bezpośrednio za to, że Lindsay Manatore musiała biegać na wuefie z jedną nogawką spodni od dresu normalną, a drugą długości szortów, ale prawdopodobnie powinnam była powstrzymać Alex od obcięcia tej nogawki scyzorykiem Janet. Ale do pewnego stopnia cieszę się, że tego nie zrobiłam, bo to było zabawne. Za każdym razem, kiedy mijałyśmy biegającą Lindsay, miałam ochotę podśpiewywać: „Kto nosi krótkie szorty?”.

Alex zaprzyjaźniła się ze mną właśnie dlatego, że uznała, że jestem zabawna. A poza tym założyła, że skoro ubieram się tak, jak się ubieram, należę do jej kręgu społecznego. Powiedziałam jej: „Wcale nie, po prostu nie mam gustu do ciuchów” i za chwilę Alex przedstawiała mnie swoim znajomym jako swoją komiczną, sarkastyczną, najnowszą przyjaciółkę Moe. To było na początku pierwszej klasy i od tej pory już się jej trzymałam. Przedtem przyjaźniłam się z przegrańcami, ale muszę powiedzieć, że przynależność do twardzieli, ćpunów, czy jak ich tam nazwiesz, ma swoje zalety, bo nikt się do ciebie nie przypieprza. Problem polega na tym, że większość ludzi cię unika, bo zakładają, że jesteś niebezpieczna albo spierzesz ich na kwaśne jabłko, więc masz niewiele okazji do zawierania nowych znajomości.

Jedyną osobą, która widzi coś w rodzaju prawdziwej mnie, jest Noah. Pewnie nie przyznałby się do tego w SWOIM dzienniku. Ale on jest popularny, a popularni goście w ogóle nie piszą dzienników. Ich życie obraca się wokół nowych statusów na fejsie, i mam tu na myśli PRAWDZIWE STATUSY. Trzyma się z takimi ludźmi, jak Tabitha Foster, Brady Finch i Jason Baines. Noah rozmawia ze mną tylko po szkole, kiedy jesteśmy sami, a potem wychodzi, zanim moja ciotka wróci z pracy. Albo ja wychodzę, zanim jego mama przyjdzie do domu.

Wczoraj pomachałam mu, kiedy zobaczyłam, że wchodzi do swojego domu z rodzicami. Nie odmachał mi. Usłyszałam, jak jego mama pyta: „Kto to?”, a on odpowiada: „Nie wiem”. Ej no, dupku, skoro masz zamiar udawać, że mnie nie znasz, to nie ma sprawy, ale mieszkam obok ciebie. Nie mogłeś powiedzieć: „Chyba mieszka tu obok”? Nie wymagam od niego, żeby deklarował mi wieczną miłość albo powiedział całemu światu, że się całujemy, a czasem robimy coś więcej, ale mógłby przynajmniej przyznać, że w ogóle mnie zna. Przychlast.

– Proszę, powiedzcie, że nie będzie padać. – Kayla patrzy na szare niebo, kiedy idziemy eleganckim chodnikiem do domu Taryn.

– Sorki, będzie padać – mówię. Jesteśmy w Portland. Tutaj pada sto pięćdziesiąt pięć dni w roku.

Kayla wciska dzwonek, który brzmi jak odbijane przez echo dzwony kościelne na prochach. Biały, ostentacyjnie kiczowaty dom stoi tuż nad brzegiem Lake Oswego. Nie w moim guście, ale w tej okolicy niepodzielnie rządzą nowobogaccy, a ten dom jest doskonałym przykładem tego, co sobie kupują. Rodzice Taryn mają stosy świeżutkiego hajsu dzięki tatusiowi, który ma ciepłą posadkę w zarządzie Nike’a i mamusi w Wieden+Kennedy.

– Ja nas zawiozę – proponuje Taryn, otwierając drzwi i potrząsając kręconymi blond włosami.

– Chciałabym znaleźć coś sexy – mówi Kayla, dotykając kolczyka w pępku dumnie wystawionego na pokaz dzięki bluzie podwiniętej strategicznie w taki sposób, żeby odsłonić jej płaski, umięśniony brzuch.

Kayla ma w domu siłownię i nosi na nadgarstku czerwoną bransoletę, która ma jej przypominać, żeby wciągała brzuch. Jej idolką jest Tracy Anderson, trenerka Gwyneth Paltrow. Jestem prawie pewna, że ma w garderobie kopie wszystkich sportowych ciuchów Tracy, łącznie z butami. Gdyby mama jej pozwoliła, pewnie utleniłaby się na blond, żeby wyglądać jak Tracy, ale na szczęście jest świadoma, że „blond Azjatka” to teraz obciachowy look. Dzięki, Bai Ling.

Podchodzimy do czerwonego mini, które rodzice dali Taryn w prezencie za niesamowity wyczyn, jakim było ukończenie szesnastu lat. Kayla wsiada z tyłu.

– Nie masz już całej szafy pełnej sexy ciuchów? – Szturcham ją.

Zaczyna podśpiewywać Too Much Is Never Enough.

Nasze piątkowe wypady na zakupy to cały popołudniowy rytuał. Dawniej je uwielbiałam, ale od jakiegoś roku zaczęłam się zastanawiać, czy wydawanie kasy tatusia nie oznacza po prostu zgody na to, żeby uciszał mnie swoimi pieniędzmi. Gdyby nie miał ich aż tyle, mama pewnie rozwiodłaby się z nim już dawno. Za każdym razem, kiedy kupuję coś za pięćdziesięciodolarowy banknot, który od niego dostałam, mam coraz większy dług wobec wroga. Ale pewnie gdyby nie ten wróg, nie dostałabym na ostatnią Gwiazdkę brylantowych kolczyków od Tiffany’ego.

Wjeżdżamy na parking przy Washington Square, a Taryn wykonuje typowy dla siebie manewr „potrzebuję dwóch miejsc parkingowych”, prawie wpadając przy tym na faceta na wózku inwalidzkim.

– Jezu! – wrzeszczę.

– To, że jest inwalidą, nie znaczy, że masz mu skracać cierpienia – dodaje Kayla.

– Spoko, podziękowałby mi za to, gdyby wiedział, że w Macy’s nie mają Miu Miu – prycha Taryn. Żyje od jednej imprezy fashionistów do drugiej i nie ominie żadnej okazji, żeby znaleźć jakąś ekskluzywną markę. Nie żeby Washington Square Mall był pełen ekskluzywnych marek, ale bylibyście zdziwieni, ilu ludzi w naszym roczniku ma ojców, którzy mają własnego learjeta, i mamusie, które na wywiadówki przychodzą w futrach. Jeśli ktokolwiek potrafi wywąchać w galerii sukienkę za tysiąc dolców, to właśnie Taryn. Kiedyś wykorzystała stoły w sali biologicznej jako zaimprowizowany wybieg i zrobiła pokaz mody, kiedy pan Lopez wyszedł z klasy na jedno z tych swoich niesławnych piętnastominutowych posiedzeń w kiblu.

Kayla zaczyna już skręcać do Forever 21, gdzie znajduje wszystkie te ciuchy, w których może wyglądać jak zdzira.

– Chodźmy do Forever Twenty-One – prosi.

– Idziemy do Bebe – oznajmia twardo Taryn. Do Spring Fling zostały jeszcze prawie trzy miesiące, ale ona uparła się, że musi jak najwcześniej znaleźć sukienkę idealną.

– Po co chcesz iść do Forever Twenty-One? – pytam, przewracając oczami. – Oni drukują cytaty z Biblii na spodzie swoich toreb.

– Wcale nie! – Kayla się zachłystuje.

– Sama zobacz. – Wzruszam ramionami. – Idę do Nordie’s – dodaję, ponieważ wiem, że żadna z nich nie będzie chciała tam iść. Jest jak z lat dziewięćdziesiątych.

– Spotykamy się w Yopop na mrożony jogurt? – pyta Taryn, a ja kiwam głową.

Kayla wskazuje witrynę Forever 21.

– Ooo, brokatowy top!

– Uważaj – mówię. – To tylko dla grzeszników. Będziesz się musiała wyspowiadać.

Kayla pokazuje mi język, a ja nie mogę się nie roześmiać. Bywa komiczną idiotką, ale przynajmniej jest godna zaufania. Kiedy w zeszłym roku po pijaku powiedziałam jej, że tata ma kochankę, nigdy o tym nie wspomniała. Ja za to nie mówię o wszystkich tych rzeczach, które robiła z połową facetów, z którymi je robiła. W zeszłym roku na nauce o rodzinie i konsumentach (dawniej nazywało się to kursem gospodarstwa domowego) pani Sykes mówiła o badaniu, z którego wynika, że dziewczyny mające pozytywny wizerunek własnego ciała częściej nie spieszą się z uprawianiem seksu, a dziewczyny mające negatywny stosunek do swojego ciała częściej mają wielu partnerów. Czy to nie pokręcone, że jeśli lubisz swoje ciało, to go nikomu nie pokazujesz, a jeśli go nie lubisz, to chcesz je pokazywać wszystkim? Poza tym dlaczego Kayla nie miałaby uwielbiać swojego ciała, skoro nie ma na nim ani grama tłuszczu?

– Spotykamy się za trzy kwadranse – mówi Taryn. Kiedy odchodzą, oddycham z ulgą. Wreszcie mogę się zająć tym, po co tu przyszłam.

24 LUTEGO

Po szkole graliśmy z Markiem w Rage. Grube Mamuśki wybuchały na prawo i lewo, kiedy zaczął mi truć, że zadaję się z szumowinami i gościem, który przy ludziach udaje, że mnie nie zna. Powiedziałam mu, że nie potrzebuję tej gadki nadopiekuńczego brata. Jego kumple nie są dużo lepsi, bo tylko palą opony i jeżdżą na góralach. Kłócił się ze mną przez chwilę i mówił, że to co innego niż naprawdę robić złe rzeczy, takie jak sprejowanie budynków, dokuczanie ludziom albo bezustanne imprezowanie, czy co my tam robimy. Powiedziałam, że to nie jego sprawa, co robimy, a poza tym – z kim niby mam się zadawać? Wtedy się odczepił i powiedział, że on tylko się o mnie martwi, a potem zatłukł całe mnóstwo Duchów i Straconych. Byłam na niego wkurzona, dopóki nie zrozumiałam, że właśnie tak zachowują się bracia. Próbują cię bronić przed złymi facetami nawet w grze komputerowej.

ZAWIESZENIE

Nawet jeśli masz dość kasy na wszystko, czego tylko chcesz, fajnie jest zdobyć coś za darmo. Szczególnie coś z kasety z biżuterią w Nordie’s.

– Czy mogłabym to zobaczyć? – pytam, wskazując bransoletę Mai Brenner – gruby złoty łańcuszek z malutką zawieszką w kształcie monetki wysadzanej drobnymi turkusikami i koralami. Wczoraj widziałam ją na blogu Alexy Chung.

Przygnębiona sprzedawczyni otwiera kasetę. Wygląda tak, jakby padający na dworze deszcz przemoczył na wylot jej duszę. Albo jakby po drodze do pracy nawdychała się za dużo Eau de Menel. To każdemu popsułoby humor.

– A, i jeszcze kolczyki – mówię, kiedy wyjmuje na ladę aksamitną poduszeczkę z bransoletą. Odwraca się, żeby je zdjąć.

– Nie, nie te. – Pokazuję palcem. – Te z perłą. Mogę jeszcze poprosić o tę srebrną bransoletę na grubym łańcuchu? I te złote kolczyki obręcze? Bardzo dziękuję! – Uśmiecham się uroczo, kiedy sprzedawczyni wyjmuje jedną rzecz po drugiej. – Mogłaby mi pani pokazać jeszcze ten wisiorek? Przepraszam za kłopot.

– Który? – Wszystko zaczyna jej się mylić.

– Strasznie trudno się tu na coś zdecydować – mówię, podnosząc złote kolczyki. – Ma pani prześliczną bluzkę. Wygląda na pani niesamowicie.

– Naprawdę? – Sprzedawczyni patrzy na swoją granatową bluzkę koszulową, jakby widziała ją po raz pierwszy. Mam lekkie poczucie winy, że wykorzystuję jej kompleksy, ale chyba należy zapisać mi na plus, że wydaje się teraz w lepszym humorze niż pięć minut temu.

– Jean, telefon do ciebie na trójce. Mówi, że nazywa się Eric! – woła kobieta ze stoiska Clinique.

Z wyrazu twarzy Jean wynika jasno, że Eric unikał jej od kilku tygodni. Jego ulubiony sposób spędzania wolnego czasu to zapewne gra na Nintendo, picie piwa i nieodbieranie telefonów od kobiet, z którymi uprawiał seks. Jean jest oczywiście jedną z nich. Jej radość przypomina mi czasy, kiedy czułam się podekscytowana każdym telefonem od Brady’ego. Teraz czuję, że tkwię w zaklętym kręgu rozmów o niczym i niezgrabnych pocałunków. Owszem, czasem przechodzimy do rzeczy, ale zwykle jesteśmy wtedy pijani, więc nie wiem, czy to się w ogóle liczy. To prosta formuła: macanie, ściskanie, wpychanie, prowadząca nieodmiennie do szybkiej konkluzji. Nie zaliczyłabym tego do ulubionych rozrywek. Ta wyprawa do galerii byłaby znacznie wyżej na takiej liście.

– Mam klientkę, powiedz mu, że później oddzwonię – mówi Jean, rzucając mi rozczarowane spojrzenie.

– Nic nie szkodzi. – odpowiadam i uśmiecham się do niej porozumiewawczo. – Proszę iść, ja tu sobie poradzę.

– Zaraz wracam. – Jean kiwa z wdzięcznością głową i idzie odebrać telefon. Bingo.

– Cześć, nieznajomy! – woła Jean do telefonu. Za moment odpowiada: – Jasne, uwielbiam Ruth’s Chris…! – Potem jej ramiona opadają. – Tak, chyba dalej ją mam. Ta karta jest tylko na pięćdziesiąt dolarów, więc nie wiem, czy to wystarczy na cały obiad…

Facet chce, żeby zaprosiła go na obiad i zapłaciła swoją kartą podarunkową? Jezu, powinna rzucić słuchawkę i skasować numer tego gościa z komórki. Ale nieważne, jej kompleksy to teraz uśmiech losu. Kiedy się rozłącza, macham do niej i mówię:

– Dzięki! Wrócę tutaj później.

Po czym wychodzę. Zostawiając wszystko poza bransoletą Mai Brenner.

OSZUSTKA DOSKONAŁA

Wynoszenie fantu ze sklepu to najlepsza i najgorsza część. Albo zostaniesz oszustką doskonałą, albo kolejnym punktem w statystykach nastoletniej przestępczości.

Zmuszam się, żeby zwolnić kroku, i udaję, że podziwiam różową sukienkę, ale pod rękawem swetra ukradkiem zrywam metkę z ceną i malutki czujnik antykradzieżowy z zapiętej na nadgarstku bransolety. Upuszczam czujnik i metkę na podłogę, po czym wychodzę przez dział sportowy.

Dziewięćdziesiąt sekund później jestem przy wyjściu na ulicę. Biorę głęboki oddech, mijam ostatnią przeszkodę – elektroniczne bramki, które na osiemdziesiąt siedem procent są tylko na pokaz, ale mimo to stanowią finałowe, cudownie przerażające wyzwanie – i otwieram drzwi. Fala zimowego powietrza uderza we mnie jak powiew wolności.

Przyspieszam kroku i idę w stronę parkingu. Wymyśliłam sobie, że za dziesięć metrów skręcę w prawo, obejdę budynek i wrócę do galerii przez wejście koło Yopopu. Wyciągam telefon, żeby napisać do Kayli, kiedy tam będę. Idę coraz szybciej i szybciej, swobodniej i swobodniej. Mijam szybkim krokiem róg budynku i właśnie wtedy wpadam prosto na ochroniarza.

ZŁAPANA

Krew napływa mi pod skórę tak gwałtownie, że mam wrażenie, jakby w twarz kłuła mnie setka szpileczek.

Nie mam pojęcia, co robić, więc udaję. Kiepsko.

– Ups, sorki! Jestem totalnie zakręcona…