Tramwaj zwany 805N. Opowiadania - Miłosz Kamil Manasterski - ebook

Tramwaj zwany 805N. Opowiadania ebook

Miłosz Kamil Manasterski

3,3

Opis

"Tramwaj zwany 805N" to zbiór 10 opowiadań autorstwa Miłosza Kamila Manasterskiego, laureata Nagrody Światowego Dnia Poezji pod patronatem UNESCO za debiut książkowy (Sztuka czytania - 2006) i Nagrody Poezji Dzisiaj (2009), jednego z najmłodszych członków Związku Literatów Polskich i redaktora naczelnego Magazynu ZLP www.literaci.eu, autora sześciu książek poetyckich.

W zbiorze znajdziemy opowiadania powstałe w latach 1996-2002. Mamy tu wspomnienia szkolne (Oddział specjalny), ostatni występ muzycznego zespołu grającego postindustrialny eklektyzm  (Jaka to melodia?),  przygody świeżo upieczonego studenta w pociągu (// Duszności), zapis traumatycznych przeżyć ze spotkania z seniorkami (Tramwaj zwany 805N). Manasterski pisze również o niebezpieczeństwach zakupów gotówkowych (20 złotych), doświadczeniach  początkującego copywritera (Kampania społeczna), tragicznych konsekwencjach malowania paznokci w pracy (<>) i korporacyjnych rozwiązaniach kryzysu małżeńskiego (Urlop). Opisuje ryzyko towarzyszące podróżom w towarzystwie tajemniczych blondynek (Epilog) i niezwykłe umiejętności współpracowników polskich służb specjalnych (TW Lusterko).

Wszystkie historie łączy poczucie humoru Manasterskiego, które sprawia, że lektura tej książki dostarcza znakomitej zabawy.

Opowiadania ze zbioru otrzymały nagrody w licznych konkursach prozatorskich m.in. konkursie Uniwersytetu Gdańskiego (2003), IX Nadnyskich Spotkań Literackich w Zgorzelcu (2003), Zabrzańskiej Jesieni Literackiej (2006), konkursie im. J. I. Kraszewskiego w Białej Podlaskiej (2006). Były także publikowane w antologiach i almanachach (m.in. Proza życia, Praski Almanach Literacki).



Fragment:

JAKA TO MELODIA?


- Ale zaśpiewacie dla mnie "Zielone wzgórza nad Soliną"?
- Nie jesteśmy zespołem weselnym! - zaprotestował pałker. - Nie będziemy grali takiej tandety.
- Wiem, że nie lubicie takiej muzyki - tłumaczył spokojnie wujek. - Tego całego big beatu. Ale zrozumcie, tyle wspomnień wiąże się z tą piosenką. - Wujek dyskretnie otarł rękawem kącik oka.
Czy mogliśmy nadal bronić się przed wykonaniem niewinnej piosneczki Gąsowskiego? Czy mogliśmy odmówić wujkowi naszego gitarzysty, jedynemu sponsorowi naszej mało komu znanej kapeli?
Może i mogliśmy. "Zielone wzgórza nad Soliną" w żaden sposób nie korespondowały z naszym repertuarem. Jak dotąd nie udało się nam jeszcze dokładnie określić, co jest naszym repertuarem, ale na pewno nie "Zielone wzgórza". Jako ambitni twórcy pragnęliśmy wykonywać wyłącznie własne kompozycje nie ulegając dzisiejszym (ani wczorajszym) trendom w muzyce światowej. A że talentu nam nie brakowało - mieliśmy już napisanych kilkadziesiąt piosenek łączących w sobie elementy heavy metalu z poezją śpiewaną i tripp hopem.
Nasz sponsor upierał się przy Gąsowskim. My zaś bardzo chcieliśmy zagrać w Krakowie. Wujek gitarzysty otwierał tam filię swojej firmy i organizował z tej okazji całkiem sporą imprezę w Jamie. Dwieście zaproszonych osób - znakomita okazja, żeby zaprezentować swój dorobek artystyczny szerokiej publiczności. Poza tym będziemy mogli dopisać sobie do CV koncert w Krakowie. Jak dotąd graliśmy tylko w naszym rodzinnym mieście i kilku domach kultury poza nim, nie przekraczając jednak granic powiatu. Wujek początkowo zamierzał zaangażować kapelę z grodu Kraka, ale oferty tamtejszych muzyków przebił jego siostrzeniec, obiecując, że zagramy za piwo. Prawdopodobnie wujek pomyślał, że chodzi o jedno piwo i zgodził się bez namysłu. Dopiero dzień przed koncertem przyszedł dopytywać się jaki rodzaj muzyki gramy.
- To postindustrialny eklektyzm - odpowiedział siostrzeniec, a reszta zespołu pokiwała głowami, aby dodać powagi jego słowom.
Wujek-sponsor także pokiwał głową.
- Aha? To takie do tańca?
- Niezupełnie?
Nie na rękę byłoby nam dalsze rozwijanie definicji postindustrialnego eklektyzmu. Tego terminu użył dziennikarz z gminnego miesięcznika po tym jak usłyszał nasz kawałek nagrany garażową metodą. Dziennikarz nie był całkiem trzeźwy, ale określenie bardzo nam się spodobało, choć nie byliśmy pewni jego znaczenia.
- Nie słyszałem o czymś takim. - Wujek podrapał się po głowie. Rozmowa schodziła na niebezpieczne obszary. - To jest bardziej podobne do Brathanków czy Krawczyka?
Gitarzysta spojrzał na mnie szukając ratunku.


Miłosz Kamil Manasterski
Poeta, prozaik, animator kultury, członek Związku Literatów Polskich, sekcji literackiej Związku Zawodowego Twórców Kultury  oraz międzynarodowych stowarzyszeń twórczych Société Européene de Culture i Authors & Publicist International Association. Autor książek poetyckich "Zasady gry" (Zgorzelec 1999),  "Sztuka czytania" (Warszawa 2005), "Spa" (Warszawa 2007), "Portfolio" (Warszawa 2008), "Notebook Norwida" (Biblioteka Poezji Dzisiaj 4/2009), "Złote i czerwone" (Łódź 2010, publikacja w języku polskim i chińskim, przekład Ju Shan).

Jego wiersze znalazły się w ponad czterdziestu antologiach i almanachach (m.in. "Papieżowi poecie - poeci", "Praski almanach literacki", "Po drodze 2005", antologie Warszawska Jesień Poezji 2007, 2008 i 2009, Międzynarodowy Listopad Poetycki 2009).

Laureat Nagrody IV Nadnyskich Spotkań Literackich ("Zasady gry"),  Nagrody VI Światowego Dnia Poezji pod patronatem UNESCO za "Sztukę czytania" (2006), Nagrody Prezydenta M. Płocka (2003 i 2006), Nagrody Prezydenta M. Łomży (2009), Nagrody "Poezji dzisiaj" dla młodego twórcy(2009).
Twórca i redaktor naczelny Magazynu Internetowego Związku Literatów Polskich Literaci.eu (od 2007 r.), wcześniej redaktor naczelny portalu Literatura.waw.pl (2005-2007). Skarbnik Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Polskich.

Urodzony w 1977 r. w Kaliszu. Debiutował wierszem na łamach "Dziennika Łódzkiego" w 1997 r.  Był szefem grupy literackiej B2 działającej przy Akademickim Ośrodku Kultury w Łodzi (1996-1997), później należał do Koła Młodych Łódzkiego Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich (1998-1999). Na antenie łódzkiego Radia Classic FM prowadził z Arturem Żakiem audycję literacką "Korowód nastrojów" (1997). Po wyjeździe do Warszawy podjął działalność zawodową związaną z literaturą - pracował m.in. w Państwowym Instytucie Wydawniczym, Bielańskim Ośrodku Kultury, Domu Kultury w Łomiankach). Prowadzi warsztaty literackie, jest redaktorem serii książek poetyckich "Łomiankowska Premiera Literacka" (15 tytułów od 2005 r.). W Domu Kultury w Łomiankach realizuje autorską imprezę "Na strychu w Łomiankach".

Jest laureatem kilkudziesięciu ogólnopolskich konkursów literackich. Sam również ocenia wiersze jako juror m. in. Festiwalu "Złoty Środek Poezji" w Kutnie (2008), Turnieju Młodych Autorów XXXVII Warszawskiej Jesieni Poezji (2008), Turnieju Jednego Wiersza o Laur Burmistrza Łomianek (2003-2009), OKP im. D. Maliszewskiego w Ostrołęce (2009,2010), OKP "O Laur Tarczynki" w Tarczynie (2009).

W czerwcu 2009 r. jako delegat Związku Literatów Polskich pojechał do Chin na zaproszenie China Writers' Association, gdzie odwiedził Pekin i Szanghaj.



Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 101

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (3 oceny)
1
0
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Miłosz Kamil Manasterski

TRAMWAJ ZWANY 805N

opowiadania

e-bookowo.pl

wydawnictwo internetowe

© Copyright by Miłosz Kamil Manasterski & e-bookowo

Grafika i projekt okładki: Miłosz Kamil Manasterski 

ISBN 978-83-62480-18-0

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt:[email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości 

bez zgody wydawcy zabronione 

Wydanie I 2011

Konwersja do formatu EPUB: Virtualo Sp. z o.o.

virtualo.eu

O autorze

MIŁOSZ KAMIL MANASTERSKI Poeta, prozaik, animator kultury, członek Związku Literatów Polskich, sekcji literackiej Związku Zawodowego Twórców Kultury oraz międzynarodowych stowarzyszeń twórczych Societe Europeene de Culture i Authors & Publicist International Association. Autor książek poetyckich „Zasady gry” (Zgorzelec 1999), „Sztuka czytania” (Warszawa 2005), „Spa” (Warszawa 2007), „Portfolio” (Warszawa 2008), „Notebook Norwida” (Biblioteka Poezji Dzisiaj 4/2009), „Złote i czerwone / 黄与红” (Łódź 2010, publikacja w języku polskim i chińskim, przekład Ju Shan). Jego wiersze znalazły się w ponad czterdziestu antologiach i almanachach (m.in. „Papieżowi poecie – poeci”, „Praski almanach literacki”, „Po drodze 2005”, antologie Warszawska Jesień Poezji 2007, 2008 i 2009, Międzynarodowy Listopad Poetycki 2009).

Laureat Nagrody IV Nadnyskich Spotkań Literackich („Zasady gry”), Nagrody VI Światowego Dnia Poezji pod patronatem UNESCO za „Sztukę czytania” (2006), Nagrody Prezydenta M. Płocka (2003 i 2006), Nagrody Prezydenta M. Łomży (2009), Nagrody „Poezji dzisiaj” dla młodego twórcy (2009). Twórca i redaktor naczelny Magazynu Internetowego Związku Literatów Polskich Literaci.eu (od 2007 r.), wcześniej redaktor naczelny portalu Literatura.waw.pl (2005–2007). Skarbnik Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Polskich. Urodzony w 1977 r. w Kaliszu. Debiutował wierszem na łamach „Dziennika Łódzkiego” w 1997 r. Był szefem grupy literackiej B2 działającej przy Akademickim Ośrodku Kultury w Łodzi (1996–1997), później należał do Koła Młodych Łódzkiego Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich (1998–1999). Na antenie łódzkiego Radia Classic FM prowadził z Arturem Żakiem audycję literacką „Korowód nastrojów” (1997). Po wyjeździe do Warszawy podjął działalność zawodową związaną z literaturą – pracował m.in. w Państwowym Instytucie Wydawniczym, Bielańskim Ośrodku Kultury, Domu Kultury w Łomiankach). Prowadzi warsztaty literackie, jest redaktorem serii książek poetyckich „Łomiankowska Premiera Literacka” (15 tytułów od 2005 r.). W Domu Kultury w Łomiankach realizuje autorską imprezę „Na strychu w Łomiankach”. Jest laureatem kilkudziesięciu ogólnopolskich konkursów literackich. Sam również ocenia wiersze jako juror m. in. Festiwalu „Złoty Środek Poezji” w Kutnie (2008), Turnieju Młodych Autorów XXXVII Warszawskiej Jesieni Poezji (2008), Turnieju Jednego Wiersza o Laur Burmistrza Łomianek (2003–2009), OKP im. D. Maliszewskiego w Ostrołęce (2009,2010), OKP „O Laur Tarczynki” w Tarczynie (2009). W czerwcu 2009 r. jako delegat Związku Literatów Polskich pojechał do Chin na zaproszenie China Writers’ Association, gdzie odwiedził Pekin i Szanghaj.

<MUCHY>

<sekretarka> <sekretarka pochyla się nad kolejnym paznokciem na którym lakier zaczynał odrywać się od powierzchni w kilku miejscach | niewielkie to były ślady 'ale bardzo bolesne' [myśli: o ile wygodniej byłoby malować paznokcie dopiero po przyjściu do pracy ]/> / nagie fragmenty paznokci drażnią jak kosmata mucha spacerująca po karku / <sekretarka sprawdza w lusterku ukrytym w szufladzie stan pomadki na swoich ustach [ jest zadowolona – ta nowa szminka polecona przez koleżankę nie przywiera tak łatwo do brzegów szklanek ]! paznokcie wymagają natychmiastowej interwencji / szef jeszcze nie przyszedł, więc sekretarka szybko wyjmuje z kosmetyczki czerwony lakier [ 'lakier w kolorze krwi' pomyśli szef wchodząc do pokoju pięć minut później] />  "(wszyscy faceci zawsze myślą o…)" <pierwszy samiec 'który pojawił się w sekretariacie' patrząc na jej piersi opięte półprzezroczystym materiałem, natychmiast posądził ją o łatwość [ wyczytała tę myśl w jego ironicznym uśmiechu, odpowiadając, że szefa jeszcze nie ma ] /a przecież szefa nie ma naprawdę i nie można nawet zakładać' że za chwilę będzie/> <paznokcie wyglądają już idealnie \ pozostał tylko ten zapach /przykry dla nieprzywykłych do wdychania acetonu/ nadal wszakże zalecana jest wielka! ostrożność aby nie zdrapać ponownie delikatnej warstewki czerwieni [? czy nie powinien już zacząć się okres ]/> <nie wiadomo dlaczego \w końcu już październik\ nad głową kobiety przeleciał czarny punkt ^ sekretarka odprowadziła muchę wzrokiem w stronę okna i z powrotem [owad zatoczył okrąg wokół jej głowy] po czym usiadł na jej palcu wskazującym prawej dłoni [ dokładnie na środku paznokcia]/> *ma pani muchę na palcu* powie jej za trzy minuty szef kiedy poprosi ją o kopie wczorajszego raportu ze sprzedaży w regionach południowych [spoglądając na wypukłości jej bluzki]/> </sekretarka> <informatyk> <informatyk we wszystkich pomieszczeniach ustawiał komputery na biurkach \ nie dla wygody użytkowników tylko własnego lenistwa [ bo przecież nie trzeba się schylać kiedy wypadnie kabel sieciowy albo rozluźni się wtyk od monitora co powoduje natychmiastowy wrzask pod numerem wewnętrznym 33 przypisanym informatykowi ]/> <jedyne pomieszczenie w który komputer stoi na podłodze to sekretariat | w dodatku komputer ten zdaniem informatyka często się psuje ^ informatyk opiekuje się nim nadzwyczaj starannie i sprawdza wszystko parę razy w tygodniu / nawet jeśli sekretarka na nic się nie uskarża/ [ jest w tym zarówno autentyczna chęć by dziewczyna nie miała najmniejszych problemów ze sprzętem jak i coś więcej}/> <wszystkie czynności związane z komputerem wymagają nieustannego wchodzenia pod biurko! co daje niepowtarzalną szansę przyglądania się nogom sekretarki [ dwa czy trzy razy szczęście dopisało informatykowi i ujrzał koronkową fakturę jej majtek ]/> <zresztą informatyk nie poprzestaje na zaglądaniu sekretarce pod spódnicę – już dawno zainstalował w jej komputerze programy dzięki którym widzi każdą literę i każdy ruch myszki poruszanej przez sekretarkę ekranie nie wspominając o odczytywaniu jej e-maili za co zabrał się pierwszego dnia w nowej pracy [ czytanie cudzej poczty pochłania go niemal całkowicie]/> <dzięki dostępowi do komputera sekretarki [najwyraźniej nieświadomej że jest on nastawioną na nią pułapką] zupełnie przypadkowo informatyk zdobywał coraz więcej informacji o działalności całej firmy [także tej części jej działalności 'która zdawała się wykraczać poza przepisy prawa'] z każdym dniem roboczym narastała w nim zarówno fascynacja kobietą jak i nienawiść do dyrektora | który podobno sypia ze swoją sekretarką ^ choć informatyk nie znalazł dotąd na to żadnego dowodu w jej komputerze/> "(wykorzystuje ją…)" < informatyk wieczorami tuli w myślach sekretarkę | choć nie waha się zaglądać jej pod spódnicę | w myślach nigdy nie śmie posunąć się dalej niż do delikatnych pieszczot | marzy o tym żeby ją chociaż objąć [któregoś dnia jeśli ten drań dyrektor zrobi jej krzywdę informatyk obiecuje sobie wykorzystać wszystko co wie! żeby go zniszczyć # a wie już naprawdę dużo ]/> </informatyk> <1> <dyrektor> <dyrektor przejął sekretarkę razem ze stanowiskiem po swoim poprzedniku [słyszał plotki że jego nowa podwładna @bardzo blisko współpracowała@ z poprzednim szefem firmy]? a może to tylko zazdrośni wicedyrektorzy oczerniali dziewczynę | dyrektor widywał jak po pracy przychodził po nią młody mężczyzna [zawsze w tej samej dżinsowej kurtce niezależnie od pogody]/> <dziewczyna pracowała bardzo solidnie i dyrektor naprawdę nie miał jej nic do zarzucenia [a jednak podświadomie miał do niej pretensje o ten /urojony być może/ romans ze swoim poprzednikiem [co sprawiało, że bywał dla niej bardzo niemiły] w zasadzie od dawna nosił się z zamiarem by dać jej podwyżkę/> <ale nie potrafił dać jej podwyżki ani poprosić żeby została z nim dłużej po pracy [wiele razy w myślach zamykał się z nią w biurze i prosił by uniosła jeszcze wyżej jedną ze swoich niemiłosiernie krótkich spódnic żeby mógł przyjrzeć się jej bieliźnie @ co nie znaczy wcale że w swojej wyobraźni potrafił zatrzymać się na obrazie sekretarki podciągającej mini]/> "(wszystkie kobiety to…)" <fascynacja bielizną sekretarki rozpoczęła się latem kiedy przychodziła do pracy w prześwitujących bluzkach przez które widać było zarysy biustonosza /tydzień temu dyrektor wyszedł z pracy wcześniej niż zwykle i zatrzymał się dłużej niż zwykle przed wystawą sklepu z bielizną damską obok swojego mieszkania 'wszedł do środka i kupił czarny komplet dla sekretarki' [trzy dni wcześniej podsłuchał rozmowę telefoniczną swojej pracownicy kiedy podawała koleżance obowiązujące wymiary jej ciała'/> <ten sam komplet przez dwa tygodnie leżał w szufladzie dyrektora owinięty czerwoną wstążką [wczoraj nie wiadomo dlaczego dyrektor dołączył do niego pas do pończoch i czarne kabaretki] przez kilka dni dyrektor zastanawiał się jak podrzucić upominki sekretarce do biurka /było to jedyne na co potrafiłby się odważyć/ jednak nie znajdował w tym żadnych korzyści dla siebie [może prócz skromnej satysfakcji gdyby dziewczyna włożyła go na siebie przychodząc do pracy]/> "(zatańcz…)" <i w końcu zdecydował się dzisiaj włożyć jej do szuflady biurka bieliznę wraz z pończochami [nie będzie mógł spać w nocy]/>

</dyrektor> <zastępca> <dyrektor nie wie że jego zastępca wczoraj wchodził dwa razy do jego gabinetu szukając pewnego niezwykle ważnego dokumentu | dwa razy szperał po szafie z papierami | w końcu nie mogąc znaleźć potrzebnego pisma sięgnął do intymnych zasobów dyrektorskiego biurka/> "(oby nie miał pretensji do…)" <! jakie było jego zdumienie kiedy zobaczył komplet damskiej bielizny w szufladzie dyrektora [szufladzie zamkniętej zazwyczaj na klucz]! komplet leżący na poszukiwanym dokumencie! komplet z załączonymi do niego pończochami przewiązany niezgrabnie czerwoną wstążką/> <możliwości było wiele i nie wiadomo dlaczego akurat jedna z nich zastępcy dyrektora wydała się najbardziej realna [ choć zarazem próbował sobie wytłumaczyć że jest zarazem najbardziej nieprawdopodobna ] bielizna mogła być przecież prezentem dla żony albo kochanki dyrektora [ tu natychmiast pomyślał o sekretarce ] a jednak zastępca dyrektora nie mógł przestać wyobrażać sobie! swojego szefa wciągającego pończochy na własne nogi 'ubranego w komplet czarnej bielizny'/> "(koronkowe majtki mają…)" <obraz szefa w kobiecej bieliźnie był dla zastępcy niezwykłą podnietą [do tego stopnia że musiał odczekać dłuższą chwilę żeby się uspokoić i wyjść z gabinetu nie dając niczego poznać po sobie] tłumaczył sobie na różne sposoby że to niemożliwe | a jednak obraz powracał do niego przez cały dzień [ i w nocy ] powracało też gwałtowne podniecenie i coś w rodzaju narastającej sympatii do człowieka którego uważał dotąd za prymitywnego dorobkiewicza/> </zastępca><sektarka2> <sekretarka na drugi dzień znajdzie w szufladzie biurka komplet bielizny! zdumiewające skąd informatyk <2> znał jej rozmiary | choć z drugiej strony od dawna podejrzewała że czyta jej e-maile i podsłuchuje telefony przez centralę telefoniczną którą sam skonstruował [ przez cały dzień będzie zastanawiać się czy powinna pozostawić komplet bielizny w szufladzie czy zabrać do domu i przymierzyć \ a może przymierzyć już teraz póki nie przyszedł dyrektor i kręci się tylko zastępca *zupełnie sympatyczny facet w którym sekretarka trochę się podkochuje*/> <po chwili pomyśli że może to jednak zastępca kupił jej bieliznę @ zakup choć nieco perwersyjny sam w sobie był najlepszego gatunku i wymagał niezłego gustu jakim zastępca z pewnością dysponował [dysponował też zapasowymi kluczami do sekretariatu dzięki którym mógł niepostrzeżenie umieścić bieliznę w jej biurku]/> "(taki przystojny…)" <przecież kiedy przyjdzie do pracy zauważy jak zastępca próbuje ostrożnie wyjść z sekretariatu [ nie uświadomi sobie wcześniej tej nadmiernej ostrożności i wyrazu skupienia na jego twarzy> </sekrearka2> <zastępca2> <coś przez ostatnią dobę zmieniło się w zastępcy na tyle by był w stanie udźwignąć odrobinę własnego szaleństwa i kupić drugi komplet bielizny wraz z pończochami w tym samym rozmiarze | również czarny choć z innym wzorem koronki [ myśl o dyrektorze zakładającym ten komplet przyprawiała go prawie o omdlenie]/> <! szaleństwa wystarczy zastępcy jeszcze na tyle by przyjść wcześniej do pracy i wrzucić ten komplet do!!! pustej szuflady [ po czym pobiegnie prosto do łazienki starając się maskować podniecenie przed wchodzącą właśnie do biura sekretarką ]/> </zastępca2> <dyrektor2> <dyrektor na drugi dzień specjalnie spóźni się do pracy | nie chce być obecny w chwili gdy sekretarka odkryje upominek [ boi się że mógłby się niepotrzebnie zdradzić ]/> <zdziwił się że szuflada w jego biurku zamykana na klucz jest otwarta | zdarza się to już drugi raz w tym tygodniu/> "(jestem zmęczony a może za dużo myślę o tej kobiecie)" <jeszcze bardziej zdziwi się znajdując w szufladzie niezgrabnie przewiązany wstążką komplet bielizny wraz z pończochami [ nie będzie mógł wyjść z podziwu dla jej przenikliwości i łatwości z jaką odgadła jego intencje | a także dla sposobu w jaki je odrzuciła/> <poczuje ogromną wściekłość | taką samą jaką poczuł kiedy żona zostawiła go dla jakiegoś chirurga | i napisze na adres mailowy sekretarki wulgarnego maila z informacją że natychmiast ją zwalnia [ ma wyjść i więcej się nie pokazywać – dostanie trzymiesięczną wypłatę byle nie widział jej na oczy ] po czy nie wiedzieć czemu zdejmie spodnie, slipy i skarpetki i założy nieszczęsny! komplet bielizny/> <w chwili gdy będzie wkładał drugą pończochę do jego gabinetu! wejdzie zastępca z pytaniem dlaczego nagle przestał być zadowolony z sekretarki [ale nie wypowie ani słowa na widok dyrektora w pończochach]/> <sekretarka wybiegnie z gabinetu z płaczem wpadając wprost na informatyka [który zresztą już chwilę wcześniej przeczyta maila od dyrektora | i zdąży nawet poprosić przez Gadu-Gadu swojego przyjaciela z prokuratury o szybki kontakt]/> </dyrektor2> </MUCHY>

<end>
Warszawa, 2002 r.

TRAMWAJ ZWANY 805N

Wskoczyłem w pierwszy tramwaj, który nadjechał, nie zastanawiając się nawet, gdzie nim mogę dotrzeć.Usiadłem na jedynym wolnym siedzeniu, bacznie się przed tym rozglądając. Mogłem przecież zająć kluczowe miejsce w wagonie przeznaczone dla inwalidy, który odważyłby się wejść po stromych stopniach do wagonu. Mogło by to być strategiczne miejsce dla matki z dzieckiem wyznaczone w ramach polityki prorodzinnej, albo miejsce dla mniejszości narodowych dotowane ze środków Unii Europejskiej.

Trzeba być bardzo czujnym, zanim się usiądzie w tramwaju. Zająłem miejsce siedzące nieoznaczone żadnym emblematem prócz napisu „SKS PANY”, niezbyt pewnie i nieśmiało, częścią siedzenia zresztą i od niechcenia, by nikt nie myślał, że kogokolwiek dyskryminuję, prześladuję, obrażam. Wolno mi było usiąść na tym miejscu, bo zawsze kibicowałem SKS-owi w jego trudnej drodze do trzeciej ligi, w czasach kiedy jeszcze był w drugiej lidze. Wokół mnie siedzieli nie-kibice, w większości mali, nad nimi pochylały się matki, pilnujące, by ich pociechy nie pożarły biletów, gdyż nie ma jak ich później okazać kontrolerom. Przejechaliśmy spokojnie razem jeden przystanek, zresztą niezbyt długi i zatrzymaliśmy się na następnym. Drzwi się zamykają, mamy jechać dalej, a tu krzyk straszny, zgiełk przeraźliwy. Jeden maluch, podczas nieuwagi strzegącej go kobiety, niechybnie pochłoniętej oglądaniem sklepowych wystaw, połknął bilet, szczęściem jednorazowy. Szamotanina, próby wydobycia choćby hologramu, wyrzuty wzajemne matek zjednoczonych w nieszczęściu, bo gdybyż konduktor… Chciałbym coś zrobić, choćby miejsca ustąpić matce płaczącej, kiedy nikt na mnie nie zwraca uwagi. Matki załamują ręce jednoręcznie, drugą ręka przytrzymując się tramwaju, który przecież razem z nimi trzęsie się, podskakuje i skrzypi. Pozostałe dzieci płaczą, bo też chcą zjeść swoje bilety. Jedno chce spróbować jak smakuje kasownik. Rozmiar otworu gębowego nie pozwala mu na konsumpcję w całości, kończy się więc tylko na wyślinieniu spodu urządzenia. Wreszcie przystanek, najwyraźniej blisko przedszkola albo poradni dla dzieci zdrowych i tramwaj się opróżnia. Z jego wnętrzności wypadają na ulice młode pokolenia z opiekuńczymi rodzicielkami. Głośny pisk hamulców samochodów powstrzymanych szacunkiem dla napoczętego życia, a może też tego nadgryzionego nieco zębem czasu. A ja ciągle siedzę. Siedzę w tramwaju. Jazda siedząca tramwajem jest dla mnie mocnym przeżyciem. Raz, że w moim miasteczku nie ma tramwaju, bo gdyby zbudowali nawet linię, pierwszy przystanek byłby już za granicą miasta. Dwa, że nigdy nie jechałem tramwajem siedząc na miejscu kibica. A przecież gdyby ktoś mnie próbował wylegitymować, nie miałem żadnego dowodu na moje kibicowanie SKS-owi, ani szalika, ani znaczka w płaszczu, ani proporczyka w kieszeni, ani tatuażu „SKS Mistrzem Polski”. Zdecydowanie lepiej byłoby ustąpić, ale jak i komu, skoro dokoła mnie pełno wolnych miejsc i wszyscy pasażerowie siedzą wygodnie? Jedziemy, jedziemy, Wielkie Miasto się wcale nie kończy, raczej się ciągnie, miejscami przeciąga. Szare ze złości kamienice, który pewnie były kiedyś ładne i nadal mogłyby być takie, ale, że nie zbudowano ich przy Centralnej Alei, więc obrażone są obrażona (a złość urodzie szkodzi), i każdemu przybyszowi powtarzają: „Idź stąd, idź!” a głosy mieszają się w czeluściach bram i studniach podwórek. W Wielkim Mieści każdy dom chciałby stać na Centralnej Alei, wielu to się udało, ale nie wszystkim, niestety. Zbyt mało ulic w mieście nosi tę nazwę (tylko dwie). Chciałbym już wysiąść, bo mi źle tak siedzieć, za dużo widzę przez okno, powinienem widzieć dużo mniej, jeśli chcę Wielkie Miasto pokochać, a przynajmniej wytrzymać przez najbliższe pięć lat. Mógłbym wysiąść, iść dalej na nogach, ale czuję, że jeszcze daleko. I jadę, ale głupio mi, że w godzinach szczytu na siedząco. Kto inny by się może z tego cieszył, może nie przejmowałby się tym. Ale nie ja. Ja czuję, że muszę ustąpić. Że jak nie ustąpię, to coś we mnie pęknie, coś wybuchnie. A nie wolno wybuchać w środkach komunikacji publicznej. Czytałem o tym w wyciągu regulaminu przewozów pasażerskich. Wagon znowu zaczyna się wypełniać ludźmi. Obok mnie stanął dziarski, wąsaty pan. Za bardzo dziarski, by znieść spokojnie takie upokorzenie, jak młodzież ustępująca miejsce w tramwaju. Nigdy nie usiądzie, na pewno podziękuje, straci dobry humor i poczuje się bardzo stary. Zaraz za nim dziewczyna, mniej więcej w moim wieku. Taką to mógłbym na kolana wziąć, a nie ustępować jej. Gdyby był dzień kobiet, gdybym miał goździka, to może jeszcze przyjęłaby to jako uprzejmość. Ale nie dziś, nie tak bezpośrednio, żebym wstał i powiedział: „Pani siądzie!”. Skąd ona będzie wiedzieć, że to do niej? Jak jej to wytłumaczę, dlaczego siedzieć nie mogę, dlaczego mnie siedzenie tak mocno boli. Dalej jedzie z nami robotnik w waciaku. Czy mógłbym uczcić klasę robotniczą w Wielkim Mieście wolnym miejscem w wolnym tramwaju? Czy robotnik nie weźmie mi za złe, że jedyne, co może dać mu inteligencja, to miejsce w tramwaju i to używane? Czy to dla niego nie obelga? Siedzę, chociaż nie mogę usiedzieć. Twarde siedzenie, ja też jestem twardy, ale ledwie daję sobie radę. Gdyby jakaś staruszka pojawiła się w wagonie. Jakakolwiek, byle stara. Jak pies łowczy wciągam powietrze nosem na każdym przystanku. Szukam woni kulek na mole, perfum „Być może”, wycofanych ze sprzedaży kropli nasercowych. Nic. Kolejny przystanek. Coraz większy tłok, a nie ma jak ustąpić. Żadnej staruszki. Gdzie one są? Przecież mogą jeździć cały dzień za darmo. Czemu tego nie robią? Kurczę się w sobie i zaciskam pięści. Czekam na cios, na twarde słowa o dzisiejszej młodzieży pozbawionej wartości, nieuprzejmej, chamskiej. Gdzieś w tym tłumie czai się jakaś staruszka, czeka na odpowiedni moment, by przewrócić się na zakręcie, albo umrzeć na pętli. A wtedy będzie o młodzieży, czyli o mnie, co ta młodzież jest. A ona wstrętna jest, ta młodzież dzisiejsza. Młodzież pornograficzna, młodzież fonograficzna, młodzież anorektyczna, młodzież terapeutyczna, młodzież dyslektyczna i alkoholiczna, młodzież narkotyczna i informatyczna. Młodzież siedząca, gdy starsi stojący. – Za moich czasów, pani, kto by pomyślał takie coś.