To wszystko przez ciebie - Anna Karpińska - ebook + audiobook + książka

To wszystko przez ciebie ebook i audiobook

Anna Karpińska

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

17 osób interesuje się tą książką

Opis

Julia, właścicielka dużej warszawskiej firmy PR-owej, prowadzi ustabilizowane życie samotnej trzydziestopięciolatki. Nieliczne wolne chwile, których nie poświęca pracy, spędza w swoim eleganckim apartamencie na Kabatach, na ogół sama, ponieważ kolejne związki z mężczyznami szybko się kończą. Pozornie szczęśliwe życie przerywa wypadek samochodowy, w którym giną jej rodzice. Julia musi zaopiekować się Klarą, młodszą „siostrą”, która naprawdę jest jej córką...

Jadąc zlikwidować rodzinny dom na Pojezierzu Brodnickim, sprzedany przez rodziców tuż przed ich tragiczną śmiercią, Julia będzie musiała stawić czoło demonom przeszłości i wyzwaniom przyszłości. Czy uda jej się ułożyć nowe relacje z Klarą? Czy prawda zawsze jest najważniejsza? Czy ludzie, których spotka na prowincji, zmienią coś w jej życiu?

Anna Karpińska (ur. 1959) – studiowała politologię na Uniwersytecie Wrocławskim, potem przez dziesięć lat była asystentką na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Po urlopie (1988–1992) była dziennikarką w bydgoskim oddziale „Gazety Wyborczej”, a następnie ponownie pracowała na UMK. Pływa po Mazurach i lubi wypoczynek na południu Europy, głównie na Bałkanach. Ma troje dorosłych dzieci. Do tej pory opublikowała dwie powieści: „Chorwacką przystań” i „Pozwól się uwieść”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 499

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 15 godz. 55 min

Lektor: Mirella Rogoza-Biel

Oceny
4,4 (109 ocen)
64
30
11
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wioolcia

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00
Bocianjadwiga

Dobrze spędzony czas

Temat ciekawy, ale płaczliwy głos lektorki przeszkadza bardzo.
00
Wiecich

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
Aeksabdra

Nie oderwiesz się od lektury

Książka porusza ważne tematy, bardzo spójną. Dobrze się czyta. Zależność, podjęcie decyzję kiedyś, które rzutują na dziś. poruszająca historia dwóch sióstr.
00
KrysiaPulawy

Nie oderwiesz się od lektury

super . czyta się świetnie.
00

Popularność




Copyright © Anna Karpińska-Plaskacz, 2013

All rights reserved

Projekt okładki

www.studio-kreacji.pl

Zdjęcie na okładce

© Maja Topcagic/Trevillon Images

Redaktor prowadzący

Michał Nalewski

Redakcja

Ewa Charitonow

Korekta

Anna Sidorek

ISBN 978-83-7961-560-5

Warszawa 2013

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

Moim kochanym Dzieciakom

– Martusi, Agnieszce, Maciusiowi,

Jędrusiowi i Piotrusiowi

1.

– To wszystko przez ciebie! – grzmiała Klara, nie licząc się ze słowami. – Gdyby nie ty, rodzice by żyli! – Zaniosła się płaczem. – Jesteś zła, jesteś potworem! Dobrze się teraz czujesz?

– Uspokój się.

Mijał właśnie miesiąc od tragicznej śmierci rodziców na krajowej „dziesiątce” z Brodnicy do Warszawy, a ja powoli wpadałam w rutynę w uśmierzaniu bólu Klary po stracie najbliższych nam osób. Ona raz po raz przechodziła, zawsze te same, fazy rozpaczy, począwszy od oskarżania mnie o ich śmierć, poprzez wybuchy nieutulonego żalu z powodu pustki, w jakiej się znalazła, na niespokojnym śnie na moich kolanach skończywszy. Nie starałam się już nawet tłumaczyć, dlaczego nie bywałam zbyt częstym gościem w rodzinnym domu w Zbicznie, który opuściłam, podejmując studia w Warszawie. Klara nie dawała mi szans na usprawiedliwienie – jej zdaniem – mojego kompletnego egoizmu z powodu urządzenia sobie życia w stolicy i prowadzenia dobrze prosperującej firmy. Nie akceptowała moich facetów, których nie było aż tylu, ilu sobie wyobrażała, nie tolerowała moich koleżanek i kolegów, w jej oczach pewnie tak samo głupich i nastawionych na karierę jak ja, dużo starsza siostra. W obliczu tragedii, w której, jak zapisano w policyjnym raporcie, „nastąpiło zderzenie czołowe dwóch samochodów osobowych, spowodowane nieprawidłowym manewrem wyprzedzania przez samochód osobowy (peugeot) jadący od strony Warszawy, w wyniku czego zginęły trzy osoby”, w tym w starej skodzie felicii nasi rodzice, moje relacje z Klarą stawały się coraz trudniejsze.

– Gdybyś bardziej interesowała się ich sprawami, nigdy by do tego nie doszło! – słyszałam po raz enty. – Gdyby mieli do ciebie zaufanie, powiedzieliby ci! Moglibyście to zrobić razem i nie musieliby jechać, żeby cię o wszystkim poinformować! Sama byś do nich przyjechała i nie byłoby tego wypadku!

– Klarciu, proszę… – Nie wystarczało mi sił na perswazję.

Tym bardziej że i mnie było ciężko, mimo że nie zawsze się z nimi zgadzałam, czego Klara nie zapomni mi chyba nigdy. Ale przecież nie było aż tak źle. Nie byłam wyrodną córką, a oni z pewnością nie byli złymi rodzicami. A że się kiedyś pogubiliśmy? Tylko dlaczego mama z tatą zapłacili za to tak wysoką cenę? Może to ja powinnam znaleźć się na ich miejscu…?

Odsunęłam głowę Klary na poduszkę. Westchnęła głęboko przez sen. Starłam z jej policzków łzy, nie mogąc powstrzymać swoich. Boże, dlaczego? Przecież w końcu wszystko by się jakoś ułożyło.

– No cześć, Danusiu. – Rozmyślania przerwał mi telefon od przyjaciółki. – Dobrze, jakoś tam się układa, Klara śpi. Jak zwykle to samo. Po prostu nie daje sobie rady, szuka winnych. Nie mów nic, ma rację, nie jestem… No wiesz, nie byłam córką idealną. Danka! Ja wiem, co chcesz powiedzieć, nieraz mi to klarowałaś. Po prostu potrzebuję trochę czasu, żeby wszystko przemyśleć i, jak by to powiedzieć, zbadać. Danka, ja muszę pojechać do Zbiczna i trochę tam pobyć. Został mi miesiąc. Ten facet, który kupił dom od rodziców, dał im dwa miesiące na wyprowadzkę, a trzydzieści dni, które pozostały, zamierzam wykorzystać, rozumiesz? Tyle że nie mogę wziąć ze sobą małej, ma szkołę. W końcu za rok matura. Gdybyś mogła na nią zerknąć? Może przeprowadzisz się do niej z Klaudią? Byłoby cudownie, nie wiem tylko, czy Klara się zgodzi. Pogadam z nią, choć ostatnio jest nie do życia. Dana, dzięki za chęci i za to, że zajmiesz się firmą, chociaż powiem ci szczerze, że gówno mnie ostatnio obchodzi, jakie wyzwania zawodowe przyniesie mi kolejny dzień. Nie poznajesz mnie? Sama siebie nie poznaję. Przejdzie. Wiesz, w końcu nie co dzień traci się oboje rodziców. Wiem, mam się wziąć w garść, już się biorę. Pardon, Klara się rusza, pewnie zaraz się obudzi. Cześć Danusiu, dzięki.

– Mamuś! – Klarę wyrwało z letargu wspomnienie.

– To ja. – Przysiadłam na kanapie i przytuliłam ją do siebie. – Ciii… Wszystko będzie dobrze. Miałaś zły sen. – Kołysałam jak małą dziewczynkę.

– Śniła mi się mama. Siedziałam z nią na ganku, a ona mówiła, że musimy posadzić bratki, bo już czas. – Klara się rozpłakała. – Myślisz, że naprawdę już czas?

Nie miałam pomysłu, jak powstrzymać ten płacz.

– Na pewno. Już czas na sadzenie bratków, siostrzyczko. – Udało mi się opanować. – A może zrobimy kolację? Masz ochotę na grzanki?

Naprawdę próbowałam.

– Wiedziałam, że tobie w głowie tylko jedzenie! – Klara poderwała się z kanapy. – Może jeszcze zadzwoń do firmy, co? Przecież dzisiaj nie byłaś w pracy, a na pewno wydarzyło się coś ważnego. Stracisz jeszcze jakiegoś klienta albo coś!

– Klara! – zdenerwowałam się w końcu.

– Co?

– Przestań wreszcie użalać się nad sobą!

– Bo co? Bo mi każesz?!

– Bo cię proszę.

– Możesz sobie prosić! Czy ty sobie wyobrażasz, że jeżeli rodzice sprzedali Zbiczno, a ja nie mam już własnego domu i muszę mieszkać z tobą, będziesz mi mówiła, co mam robić? Nienawidzę cię! Nienawidzę!

Wybiegła z pokoju. A ja zostałam skamieniała na kanapie, boleśnie ugodzona ostrymi słowami Klary, oficjalnie córki moich rodziców, a tak naprawdę małej, niewinnej dziewczynki, którą urodziłam ponad siedemnaście lat temu i oddałam im na wychowanie.

Miała poznać prawdę za trzy miesiące, kiedy osiągnie pełnoletność. I dowie się, ale wyłącznie ode mnie.

Chwilowo wolałam nie myśleć, jak jej to przekażę.

2.

Wyruszyłam z Kabat wczesnym poniedziałkowym rankiem, żeby uniknąć korków w Dolinie Służewieckiej, tworzących się z niezmienną regularnością na drodze śpieszących do pracy warszawiaków. Z racji niemal dwudziestoletniego zasiedzenia mogłam się już chyba do nich zaliczać? Spełnił się sen dziewczyny z niewielkiego Zbiczna pod Brodnicą. Zdeterminowana marzeniem o zamieszkaniu w stolicy, nie dałam się przekonać rodzicom do studiowania w pobliskim Olsztynie. Wybrałam prawo na Uniwersytecie Warszawskim.

– Córciu, wiesz, że nie mamy zbyt dużych dochodów – próbowali mnie przekonywać. – W końcu z nauczycielskich pensji nie wystarczy na wiele. Warszawa jest droga.

– Będę pracowała, dorobię – szukałam rozwiązania. – A zresztą już postanowiłam. Jeżeli nawet się nie zgodzicie, to i tak niczego nie zmieni. Tylko w Warszawie jest i praca, i biznes!

Każda nasza rozmowa kończyła się tak samo. Wychodziłam wzburzona z pokoju.

– Teresko, daj spokój – słyszałam przez na wpół przymknięte drzwi argumenty ojca, który zazwyczaj stawał po mojej stronie. – Nie widzisz, że ona już podjęła decyzję? Przecież to nie koniec świata, niech idzie. Poradzimy sobie.

– Zawsze jej bronisz! – Mama mówiła podniesionym głosem, dzięki czemu dokładnie słyszałam każde słowo. – A nie wydaje ci się, że wtedy już zupełnie straci kontakt z Klarą? – wytaczała najcięższe działa.

– Naprawdę cię nie rozumiem, Tereso. – Ojciec zwracał się w ten sposób do mamy w stanie najwyższego wzburzenia. – Sama wybrałaś to rozwiązanie. Namówiłaś Julię i teraz nie odwracaj kota ogonem.

Dźwięk przesuwanego po podłodze krzesła oznaczał, że tato postanowił zakończyć rozmowę, wybierając się na spacer z Susłem. Nasz pies, nazwany tak z powodu upodobania do częstych drzemek, na dźwięk komendy „Chodź!” podrywał się na cztery łapy, gotów towarzyszyć panu, który nie wiadomo dlaczego znowu odczuwał potrzebę wyjścia na dwór i włożenia do ust białego patyczka zapalanego małym płomykiem. No cóż, sprawą psa nie jest rozumieć, a wykonać, co Suseł opanował do perfekcji, o ile komenda pochodziła od ojca. Panie były personelem do innych poruczeń, głównie związanych z napełnianiem miski i wyczesywaniem kleszczy z sierści. Oczywiście, nie licząc tej najmniejszej, która pojawiła się nieoczekiwanie kilka miesięcy temu, zresztą całkiem niepotrzebnie, bo od tej pory nie wolno mu było szczekać, kiedy miał ochotę, i wchodzić do domu z brudnymi łapami. Na szczęście od chwili jej przybycia pan zaczął często wychodzić na dwór i fundować pupilowi wycieczki po okolicy…

Dwupasmówkę do Płońska pokonałam tak szybko, że niemal udało mi się przeoczyć zjazd na Bydgoszcz. Jazda samochodem, zawsze tak przyjemna i odprężająca, po wypadku rodziców stała się zupełnie nowym doświadczeniem. Wjechałam na „dziesiątkę”… Jeszcze czterdzieści osiem kilometrów i minę miejsce, gdzie ten kretyn z peugeota nie wyrobił się przy wyprzedzaniu przed wysepką i znalazł się na pasie rodziców. Idiota, niech go szlag! Mimo że jechałam tędy już po raz trzeci, nie mogłam spokojnie myśleć. Bałwan, pieprzony przedstawiciel handlowy, miał gdzieś mandaty, byle szybciej dojechać i załatwić te swoje biznesy! Sprzedać, podpisać umowę, zdobyć kolejne zlecenie, wyrobić plan, a przedtem nażreć się w hotelu i może zabalować. Było ci to potrzebne, dupku?! Ledwie powstrzymałam łzy. Zmarnowałeś dwoje niewinnych ludzi i siebie przy okazji też. Byle minąć ten punkt! Sięgnęłam po fajkę i ze zdziwieniem zauważyłam, że jadę bez muzyki. Zapomniałam, że autko jest moim domem, miejscem rozmyślań, a muzyka kuracją odprężającą. Papierosy leżały jak zwykle w zasięgu ręki, gotowe zadymić przestronne, wygodne wnętrze ukochanego nissana qashqai, nazwanego przeze mnie pieszczotliwie „facetem”. Przynajmniej zawsze miałam go pod ręką: utrzymanka za sto pięćdziesiąt tysięcy, bordowego, muskularnego gościa, który zawsze robi, co chcę. Szybki, elegancki, dynamiczny i wierny, czekał w garażu, migał czerwonym oczkiem, kiedy do niego wsiadałam, gadał, pomagał mi cofać, parkować, dysponował radiem ze wszystkimi stacjami świata, podgrzewał lub schładzał. Stanowiliśmy jedność, czego nie można było powiedzieć o kolejnych miłościach mojego życia.

Minęłam czterdziesty ósmy kilometr od Siedlina. Zero śladu, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Poboczem wolniutko posuwał się rozklekotany traktor, z naprzeciwka ciągnęła kolumna wojskowych pojazdów z pilotem. Wyprzedziła mnie firmowa corsa z nadrukiem producenta lodów.

Jedź, jedź! – pomyślałam mimo woli. Gdybym chciała, nie miałbyś ze mną szans, szaraku. Jeszcze miesiąc temu pewnie byśmy się pościgali… A teraz powodzenia.

Z płytki z Sade sączyły się ciepłe tony spokojnej muzyki. A co tam! Zapaliłam kolejnego papierosa. Przystanęłam, podmalowałam usta, przygotowałam pudełko z miętówkami, zerknęłam, czy komórka nie odnotowała jakiegoś połączenia. Nikt nie dzwonił. Przypomniałam sobie o Klarze i z miejsca wybrałam jej numer.

– Klarusiu, to ja. – Na szczęście odebrała. Nie byłam pewna, czy uczyni mi ten zaszczyt. – Co u ciebie?

– Nic.

– Wstałaś już? – Nie traciłam nadziei na rozmowę.

– Leżę w łóżku. – Krótko i węzłowato.

– Nie czas szykować się do szkoły? – Zerknęłam na zegarek. Była ósma trzydzieści.

– Idę na jedenastą – usłyszałam znudzony ton. – Co się tak o mnie martwisz? Jesteś moją mamusią?

Udałam, że nie słyszę. Miałam ochotę krzyczeć. A gdybym była? A może jestem? Jeszcze nie teraz, uspokój się, dyscyplinowałam się w myślach. Przetrwamy trudne chwile i przyjdzie czas na wyjaśnienia. Zresztą tak zdecydowaliśmy podczas rodzinnej narady, gdy urodziłam małą. Że powiemy jej prawdę, gdy skończy osiemnaście lat. Teraz, zważywszy na okoliczności, byłam winna rodzicom dotrzymanie obietnicy. Tak przynajmniej myślałam dzisiaj. Muszę pomóc Klarze przetrwać tornado, nie dokładać rewelacji, nie jątrzyć. A poza tym potwornie się bałam. O siebie, o nią. O nas.

– Klarusiu…

– Nie mów do mnie „Klarusiu”! – Moja niemal dorosła córka zachowywała się jak zraniona jedenastolatka.

– Klara – poprawiłam się. – Zrozum, martwię się o ciebie. No wiesz, że zostawiam cię na tak długo… Naprawdę sobie poradzisz? Bo gdyby coś się działo…

– Wiem. Gdyby coś się działo, to mam dzwonić i przyjedziesz. – Była, jak zwykle, zniecierpliwiona.

– No właśnie.

– A pieniądze są w szufladzie, ciotka Danka czuwa i mam jeść, tak?

– Tak.

– No to cześć.

– Cześć.

Z ciężkim sercem dojechałam do Sierpca. Jeszcze niecała godzina i Brodnica, a potem znajome ścieżki do Zbiczna. Sprawdziłam, czy klucz do domu rodziców leży na swoim miejscu w schowku. Miał doczepiony breloczek z wieżą Eiffla, który przywiozłam im z Paryża (Boże, dlaczego ich nigdy tam nie zabrałam, chociaż byłam z Tomkiem, Michałem, Kacprem, Borysem?), turystyczną pamiątkę z turystycznych straganów dla zagonionych, zachwyconych, chłonących pępek świata tłumów, w wolnej chwili pakujących do torebek paryskie pamiątki dla mam, ojców, córek… Którzy mieli cieszyć się ich szczęściem, powodzeniem, tym, że dobrze układa im się w życiu, że mogą jeździć do Francji! Przecież wrócą, opowiedzą o wszystkim, pokażą zdjęcia, przywiozą breloczek. Bardzo ładny breloczek i trwały. Który przetrwa wszystko. Nawet śmierć.

Zatrzymałam się.

– Dobrze się pani czuje?

By dostrzec mężczyznę, który podszedł do mnie na stacji benzynowej, musiałam wytrzeć oczy.

– Wszystko w porządku. – Próbowałam się ogarnąć. – Dziękuję. Napiję się kawy – tłumaczyłam się.

– Może napijemy się razem?

Błysk w jego oku pozwalał spodziewać się klasycznego podrywu. Ale nie, mój panie, nie w tym momencie. Gdybym powiedziała ci o swoich problemach, zwiałbyś prędzej, niż się pojawiłeś. Rozumiem, widzisz całkiem fajną blondyneczkę przed czterdziestką, wyglądającą na trzydzieści dwa, wysiadającą z nissana qashqai nówki. Niezbyt długa spódniczka, szpilki, markowa torebka (akurat na tym się nie znasz), makijaż, mimo ciągle mokrych oczu, trwały, bo wykonany kosmetykami dobrej jakości. Cool babka, kto wie, może bizneswoman albo laska jakiegoś dzianego gościa? Może jakaś potrzebowska? Biznesmenki szukają młodszych, ty właśnie taki jesteś, a dziani faceci przeważnie już w latach, więc patrz wyżej. Warto spróbować.

– Przepraszam, dziękuję, nie. Śpieszę się. – Za kierownicą faceta poczułam się bezpiecznie.

A jeszcze niedawno… W końcu nie był taki zły. Elegancki, grzeczny, chce pomóc. Może i wypiłabym z nim kawę, dlaczego nie? Ale na razie koniec. Mam żałobę i nie mam ochoty.

Już za Brodnicą przypomniałam sobie, że powinnam zrobić zakupy. Lodówka u rodziców na pewno była pusta. Nie znajdę w niej ani skrawka maminego pasztetu, nie będzie pierogów, zrazów, szynki od Koniecznego. Może leżą w niej jeszcze zamrożone łupy z ogródka? Przecież latem jeszcze żyli, powinni coś pomrozić. Truskawki! Wiem, zrobię sobie truskawki ze śmietaną! Zapewne są. I jeszcze bigos, od świąt, od tych, których z nimi nie spędziłam, bo Borys przekonał mnie do wyjazdu na Bali. Cholerny dupek! Nie odzywałam się do niego od kilku dni. Co on sobie wyobraża? Że będziemy z Klarą po śmierci rodziców relaksować się z nim na Florydzie? Niczego nie rozumie! Wystarczy mi żal po Indonezji i przykrość z powodu nieobecności przy świątecznym stole. Boże, nie radzę sobie!

– Czy to wszystko dla pani? – Kasjerka z samoobsługowego, który namierzyłam na brodnickim rynku, zawróciwszy za miastem, spojrzała na zawartość koszyka.

– Tak. I jeszcze paczka papierosów. – Sięgnęłam po kartę.

– U nas tylko gotówka.

– No tak… Gdzie jest najbliższy bankomat? – Zorientowałam się, że nie mam pieniędzy.

– Przy banku spółdzielczym.

– A gdzie to jest?

– Widzę, że pani nie stąd – pozwoliła sobie na uwagę kasjerka. – Julka…?

Przyjrzałam się kobiecie dokładniej.

– Wieśka?! – Rozpoznałam twarz dobrej kumpeli ze szkoły.

– Przykro mi z powodu twoich rodziców… A w ogóle to super wyglądasz! – Kondolencje gładko przeszły w konwersację. – Na długo przyjechałaś?

– Na trochę. Spotkamy się? – Nie miałam pojęcia, skąd wzięło mi się to pytanie.

– Na razie leć do bankomatu, to parę metrów stąd, przy Kauflandzie, zaraz za rogiem. Pewnie, że się spotkamy! Będziesz w belfrówce? To znaczy u rodziców? – poprawiła się.

Dobrze wiedziałam, że cała wieś tak właśnie nazywa nasz dom.

– Mam taki zamiar. Wpadniesz?

– Pewnie! Leć po kasę, mam kolejkę.

Po raz pierwszy od wielu lat poczułam się jak u siebie. Brodnicki rynek, stara znajoma, społemowski koszyczek na zakupy w sklepie pod nowym szyldem „Polo Market”. I to powietrze.

– Facet, za chwilę będziemy w domu. W tym, do którego będziesz musiał dojechać polną drogą – zagadałam i pogłaskałam konsolę w kokpicie. – Jedziemy, mały. Jeszcze tylko dziesięć minut.

3.

Dostępne w pełnej wersji

4.

Dostępne w pełnej wersji

5.

Dostępne w pełnej wersji

6.

Dostępne w pełnej wersji

7.

Dostępne w pełnej wersji

8.

Dostępne w pełnej wersji

9.

Dostępne w pełnej wersji

10.

Dostępne w pełnej wersji

11.

Dostępne w pełnej wersji

12.

Dostępne w pełnej wersji

13.

Dostępne w pełnej wersji

14.

Dostępne w pełnej wersji

15.

Dostępne w pełnej wersji

16.

Dostępne w pełnej wersji

17.

Dostępne w pełnej wersji

18.

Dostępne w pełnej wersji

19.

Dostępne w pełnej wersji

20.

Dostępne w pełnej wersji

21.

Dostępne w pełnej wersji

22.

Dostępne w pełnej wersji

23.

Dostępne w pełnej wersji

24.

Dostępne w pełnej wersji

25.

Dostępne w pełnej wersji

26.

Dostępne w pełnej wersji

27.

Dostępne w pełnej wersji

28

Dostępne w pełnej wersji

29.

Dostępne w pełnej wersji

30.

Dostępne w pełnej wersji

31.

Dostępne w pełnej wersji

32.

Dostępne w pełnej wersji

33.

Dostępne w pełnej wersji

34.

Dostępne w pełnej wersji

35.

Dostępne w pełnej wersji

36.

Dostępne w pełnej wersji

37.

Dostępne w pełnej wersji

38.

Dostępne w pełnej wersji

39.

Dostępne w pełnej wersji

40.

Dostępne w pełnej wersji

41.

Dostępne w pełnej wersji

42.

Dostępne w pełnej wersji

43.

Dostępne w pełnej wersji

44.

Dostępne w pełnej wersji

45.

Dostępne w pełnej wersji

46.

Dostępne w pełnej wersji

47.

Dostępne w pełnej wersji

48.

Dostępne w pełnej wersji

49.

Dostępne w pełnej wersji

50.

Dostępne w pełnej wersji

51.

Dostępne w pełnej wersji

52.

Dostępne w pełnej wersji

53.

Dostępne w pełnej wersji

54.

Dostępne w pełnej wersji

55.

Dostępne w pełnej wersji

56.

Dostępne w pełnej wersji

57.

Dostępne w pełnej wersji

58.

Dostępne w pełnej wersji

59.

Dostępne w pełnej wersji

60.

Dostępne w pełnej wersji

61.

Dostępne w pełnej wersji

62.

Dostępne w pełnej wersji

63.

Dostępne w pełnej wersji

64.

Dostępne w pełnej wersji

65.

Dostępne w pełnej wersji

66.

Dostępne w pełnej wersji

67.

Dostępne w pełnej wersji

68.

Dostępne w pełnej wersji

69.

Dostępne w pełnej wersji

70.

Dostępne w pełnej wersji

Epilog

Dostępne w pełnej wersji