To jest nasza przyszłość. Manifest na rzecz szlachetniejszego świata  - Strickler Yancey - ebook + książka

To jest nasza przyszłość. Manifest na rzecz szlachetniejszego świata ebook

Strickler Yancey

4,1

Opis

Wizja budowania społeczeństwa, w którym nie chodzi tylko o pieniądze, ale o maksymalizację wartości, dla których warto żyć, przedstawiona przez jednego z założycieli Kickstartera.

Społeczeństwo zachodnie wpadło w pułapkę trzech założeń: 1) że sensem życia jest maksymalizacja własnego interesu i bogactwa; 2) że jesteśmy jednostkami uwięzionymi w świecie pełnym przeciwności; oraz 3) że jest to naturalne i nieuniknione. Takie założenia dzielą nas, pozbawiają mocy i ograniczają to, jak widzimy przyszłość. Postrzegamy je jako prawdę. A nie są nią. Są punktem widzenia, który przyjęły poprzednie pokolenia. Nadszedł czas, by zastąpić je czymś nowym. Książka To jest nasza przyszłość opowiada o tym, jak znaleźliśmy się w tym miejscu i jak zmienić kurs. Nie chodzi o to, żeby pozbyć się pieniędzy, ale by poszerzyć nasze kategorie wartości. Przypisując racjonalną wartość innym wartościom poza pieniędzmi – takim jak wspólnota, cel i zrównoważony rozwój – możemy ponownie skupić energię na budowaniu społeczeństwa, które jest szlachetne, sprawiedliwe i gotowe na przyszłość. Zmieniając definicję wartości, świat niedoboru może stać się światem obfitości. Dająca nadzieję, ale mocno osadzona w realiach, pełna konkretnych rozwiązań i przepełniona kreatywnością książka To jest nasza przyszłość w błyskotliwy sposób poddaje analizie świat, w którym żyjemy i pokazuje nam drogę do świata, który możemy stworzyć.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 279

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (7 ocen)
3
2
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Copyright by Yancey Strickler, 2019

© Copyright for the Polish translation by Agnieszka Szling, 2022

© Copyright for introduction by Artur Kurasiński, 2022

© Copyright for this edition by Wydawnictwo Wysoki Zamek, Kraków 2022

All rights reserved including the right of reproduction in whole or in part in any form.

This edition published by arrangement with Viking, an imprint of Penguin Publishing Group, a division of Penguin Random House LLC.

TYTUŁORYGINALNY

This Could be Our Future. A Manifesto for a More Generous World

OPIEKAREDAKCYJNA Jacek Tokarski

REDAKCJA Joanna Lickiewicz

KOREKTA Elżbieta Wołoszyńska-Wiśniewska, Mariola Będkowska

PROJEKTOKŁADKI, OPRACOWANIEGRAFICZNE Agnieszka Pasierska/Pracownia Papierówka

PRZYGOTOWANIEGRAFIKi wykresów Radosław Klasa

Wydawnictwo Wysoki Zamek

ul. Dzielskiego 2 lok. 225

31-420 Kraków, tel. +48 12 411 05 56

Zapraszamy do naszej księgarni internetowej: www.wysokizamek.com.pl

ISBN 978-83-963397-6-8

Wydawca pragnie podziękować Tomaszowi Andryszczykowi za wsparcie finansowe przy tłumaczeniu książki

Dla Kojiego i reszty Przyszłych Nas

Artur Kurasiński Wstęp

Z powodu pandemii COVID-19 połowa ludzkości została zamknięta w swoich domach i pracowała oraz uczyła się za pomocą aplikacji i usług, których kilka lat temu jeszcze nie było na świecie. Rozkwitł także e-commerce, ponieważ spędzając dużo czasu w domu albo nie mogliśmy, albo było nam wygodniej zamówić jedzenie czy zakupy online. Każdą czynność, jaką wykonujemy w sieci, śledzą boty, algorytmy i programy firm zajmujących się marketingiem.

Cały czas jesteśmy oceniani, wartościowani i kategoryzowani. Kapitalizm inwigilacyjny – jak go określa Shoshana Zuboff – rozkwita na naszych oczach, a spółki, które są jego liderami, bogacą się w niesamowicie szybki sposób.

Yancey Strickler w swojej książce pisze o pułapce, w jaką w ten sposób wpadliśmy. Choć opiera się głównie na przykładach z USA, objawy tej samej choroby można przypisać także Wspólnocie Europejskiej i wielu innym krajom na świecie. Współczesny kapitalizm ewoluował w stronę maksymalizacji zysku, a wizja automatyzacji stała się narkotykiem zażywanym bez umiaru. Zyski z naszej gospodarki omijają pracowników i idą prosto do udziałowców (zazwyczaj są to właściciele firm), podczas gdy koszty omijają udziałowców i spadają na barki całej reszty (głównie pracowników). Cynizm tej sytuacji ukrywany jest chociażby poprzez szermowanie PKB jako niemal wyłączną metryką pokazującą finansową „prawdę”. Jeśli PKB rośnie, to wszystko jest w porządku – nawet jeśli nierówności społeczne pogłębiają się, kasta ludzi bogatych uzyskuje kolejne ułatwienia, a średniacy i ci mniej zamożni pogrążają się w stagnacji.

Strickler pisze także o przemianach, jakie zaszły w naszych społeczeństwach. „W latach sześćdziesiątych czterech na pięciu studentów pierwszego roku uważało, że cel w życiu jest niezbędny. W roku 2016 czterech na pięciu studentów już wiedziało, co było ich celem: zostać bogatym”. Truizmem jest pisać, że wzorce kultury wyznaczają wartości, ale uświadomienie sobie tego powoduje, że zaczynamy rozumieć, co się dzieje wokół nas – szybki wzrost i wysokie wyceny zdefiniowały główny nurt kultury (oraz pojęcia sukcesu). Agresywny przekaz mediów ubierany w militarny żargon („dobić konkurencję, żądza krwi, przegrana batalia”) stał się dominujący. Korzystają z niego zarówno sportowi komentatorzy, jak i dziennikarze zajmujący się opisywaniem zjawisk biznesowych. Język podboju i wojny, gwałtownego wzrostu i konsumpcji (w imię zwiększania PKB!) jest dziś czymś oczywistym i normalnym.

Strickler pisze, że „żyjemy w świecie w którym luksusy są tanie (dla osób bogatych), a rzeczy niezbędne drogie (dla całej reszty społeczeństwa)”. Ciężko jest nie zgodzić się z autorem, widząc zyski, jakie zanotowały koncerny należące do grupy Big Tech. Pieniądze jako podstawa życia i społeczeństwa wyznaczają pułap tego, kim możemy się stać. Nie stanowią inspiracji dla najlepszej wersji nas samych. Nie wskazują na szczyt piramidy Maslowa.

W miarę jak rosła siła maksymalizacji zysku, społeczeństwo przeszło z koncentracji na w a r t o ś c i a c h (co jest dobre i złe, co ma znaczenie) na koncentrację na w a r t o ś c i (maksymalizacja, optymalizacja). W naszych wyborach nie chodziło już o ideały, ale wyłącznie o pieniądze.

Wydawać się może, że książka Stricklera jest smutnym zapisem obserwacji naszej rzeczywistości. Tak nie jest. Oprócz relacjonowania faktów Strickler zastanawia się, jak możemy zmienić status quo, stawiając sobie za cel wypracowanie kilku nowych paradygmatów. Jednym z nich jest propozycja działań w celu zmiany naszego biznesowego algorytmu tak, aby „nie był maksymalizacją zysku, ale maksymalizacją uczciwości” – inaczej grozi nam coraz bardziej staczanie się w darwinistyczny świat, w którym przetrwają tylko najlepiej przystosowani.

Wprowadzenie

Zaczęło się od nagłówka.

Była jesień. Spacerowałem po Nowym Jorku z żoną i synem. Zauważyłem go kątem oka.

„ChAL-W przed 2050 rokiem stanie się siłą na światowym poziomie” – obwieszczano na pierwszej stronie dziennika „China Daily”1. Pod nagłówkiem znajdowało się zdjęcie prezydenta Xi Jinpinga i ustawionych w szeregu żołnierzy Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej.

Rok rzucał się w oczy: 2050. Odległy, ale nie aż tak bardzo. Trzydzieści trzy lata od tamtego momentu.  R a c z e j   n a d a l   b ę d ę   ż y ł. 

Uderzyła mnie pewna myśl. Chiny robiły plany na 2050 rok, a mój własny kraj, Stany Zjednoczone, nie mógł się dogadać, czy zapłacić rachunki za ten miesiąc.

Gdzie powinniśmy być w 2050 roku?

Nie mogłem przestać o tym myśleć.

***

Książka, którą trzymasz w rękach, jest odpowiedzią na to pytanie. Nie  j e d y n ą,  ale  j a k ą ś.  Ale nim dojdziemy do roku 2050, najpierw musimy zorientować się, gdzie jesteśmy teraz.

Dzisiejszy świat zdominowany jest przez koncepcję, którą nazywam „maksymalizacją zysku” – przekonanie, że w przypadku każdej decyzji właściwym wyborem jest ten, który przynosi największy dochód. To jest ustawienie domyślne rządzące większą częścią naszego świata.

W biznesie, ekonomii i finansach znaczenie wzrostu finansowego jest tak elementarne, jak tylko może być. Cały sens posiadania pieniędzy polega na tym, żeby mieć ich więcej.

Ale siła maksymalizacji zysku, która pojawiła się w ostatnich dziesięcioleciach, jest czymś innym. Jest większa i potężniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Dążenie do maksymalizacji zysku zdominowało wiele naszych organizacji i instytucji, a nawet naszych marzeń. Zaczynają się liczyć tylko pieniądze.

Michael Lewis, autor Moneyball. Nieczysta gra i Wielki szort. Mechanizm maszyny zagłady, swoje doświadczenia z pracy na Wall Street w chwili, gdy w latach osiemdziesiątych XX wieku maksymalizacja zysku nabierała rozpędu, opisał w książce zatytułowanej Poker kłamców. Wspinaczka po ruinach Wall Street. Lewis pisze, że jego koledzy salesmani „w zasadzie zakładają, że wszystko, co pozwala im się wzbogacić, musi być również dobre dla świata”I]. Nie miało znaczenia, czy ich działania przyczyniały się do tworzenia miejsc pracy, czy do ich niszczenia. Liczyło się tylko to, że zarabiali na tym mnóstwo pieniędzy.

To właśnie przyniosła społeczeństwu maksymalizacja zysku na dużą skalę. Kazała nam uwierzyć, że właściwym wyborem jest zawsze ten wariant, który przynosi najwięcej pieniędzy i że nie stoi za nim pojęcie „dobra” ani „zła”. Dobro czy zło są zbyt irracjonalne dla maksymalizacji zysku, która zachowuje się niczym Terminator. Dba tylko o to, czy jest „mniej” czy „więcej”. I zawsze chce więcej.

Wraz z rozwojem maksymalizacji zysku zjawisko to wyszło poza ramy materialne. W stale rosnącej liczbie obszarów ciągle wierzymy, że właściwą odpowiedzią jest to, co przynosi największe korzyści finansowe. Inne wartości schodzą na drugi plan lub nie ma ich wcale.

Koncentracja na wzroście finansowym nie jest zła. Bez bezpieczeństwa finansowego długość życia ludzi i organizacji zmniejsza się. To nie jest dobre. Pieniądze są ważne. Chodzi o to, że nie jest to  j e d y n a  forma wartości, którą powinniśmy chronić i rozwijać.

Maksymalizacja zysku wpędziła nas w pułapkę za pośrednictwem trzech założeń: 1) sensem życia jest maksymalizacja zasobów finansowych, 2) jesteśmy jednostkami uwięzionymi w świecie pełnym przeciwności oraz 3) ta sytuacja jest nieunikniona i permanentna.

Te koncepcje postrzegamy jako prawdę. Nie są nią. Są to koncepcje zaproponowane i zaakceptowane przez wcześniejsze pokolenia. Są to założenia, które nas dzielą, utrzymują w bezsilności i ograniczają nasze wyobrażenia o przyszłości. Są to postawy, które musimy ponownie przemyśleć, jeśli chcemy dotrzeć do nowego miejsca.

***

Ta książka jest poświęcona prostej idei.

Idei, że świat niedoboru może stać się światem obfitości, jeśli przyjmiemy szerszą definicję wartości.

Zdajemy sobie sprawę, że w życiu jest wiele wartościowych rzeczy, między innymi miłość, wspólnotowość, bezpieczeństwo, wiedza i wiara. Ale pozwalamy, by jedna wartość – pieniądze – zdominowała całą resztę. Potencjał stworzenia szlachetniejszego, bardziej moralnego świata i sprawiedliwego społeczeństwa ograniczony jest prymatem pieniądza jako wszystkiego co najważniejsze. Blokuje to, kim możemy być.

Do niedawna takie rozmowy toczyły się na obrzeżach społeczeństwa. Ale w ostatnich latach weszły do głównego nurtu. W 2019 roku w swoim piętnastominutowym monologu, nadawanym w najlepszym czasie antenowym, prezenter Fox NewsII], Tucker Carlson ostro zakwestionował maksymalizację zysku. Powiedział:

Donald Trump kiedyś odejdzie. My także odejdziemy. Pozostanie kraj. Jaki ten kraj wtedy będzie? Jak chcemy, żeby żyły nasze wnuki? To są jedyne pytania, które mają znaczenie.

Niegdyś odpowiedzi były oczywiste. Nadrzędnym celem Ameryki był większy dobrobyt, czyli tańsze dobra konsumpcyjne. Czy to nadal jest prawda? Czy nadal ktokolwiek wierzy, że tańsze iPhone’y lub więcej dostaw plastikowych śmieci z Chin przez Amazon uczynią nas szczęśliwymi? Dotąd tak się nie stało. Wielu Amerykanów tonie w rzeczach. A jednak narkomania i samobójstwa wyludniają dużą część kraju. Każdy, kto myśli, że zdrowie narodu można podsumować w PKB, jest idiotą. […]

Rządzą nami najemnicy, niemający żadnych długoterminowych zobowiązań wobec ludzi, którymi władają. To finansiści. Nauczyciele na zastępstwo. Są tu tylko przejazdem. Niczym nie ryzykują. Nie mogą rozwiązać naszych problemów. Nawet nie starają się ich zrozumieć. […]

Dla naszej klasy rządzącej rozwiązaniem jest zawsze jeszcze więcej bankowości inwestycyjnej. Uczą nas, że poświęcenie życia jakiejś bezdusznej korporacji jest szlachetniejsze niż wychowanie własnych dzieci. […]

Kapitalizm rynkowy nie jest religią. Kapitalizm rynkowy jest narzędziem, tak jak zszywacz czy toster. Trzeba być głupcem, żeby oddawać mu cześć. Nasz system został stworzony przez istoty ludzkie dla dobra istot ludzkich. Nie żyjemy po to, by służyć rynkom. Wprost przeciwnie. Dowolny system ekonomiczny, który osłabia i niszczy rodziny, nie jest wart posiadania. Taki system jest wrogiem zdrowego społeczeństwa2.

Ludzie z całego spektrum politycznego czują, że maksymalizacja zysku zniosła nas z kursu.

***

W tej książce proponuję, co powinniśmy zamiast tego zrobić: skończyć z panowaniem maksymalizacji zysku jako głównej siły napędowej ludzkich działań poprzez poszerzenie naszej definicji wartości.

Celem nie jest pozbycie się pieniądza. Nie jest wyeliminowanie chciwości. Nie chodzi też o walkę z zarobkiem. Punktem docelowym jest świat, gdzie takie wartości, jak wspólnota, wiedza, cel, sens, sprawiedliwość, bezpieczeństwo, tradycja i potrzeby przyszłości, także będą miały racjonalny wpływ na ważne i codzienne decyzje, przed którymi stajemy. Gdzie nie będziemy kierować się wyłącznie wyborem, który przysparza najwięcej pieniędzy.

Wierzę, że taka przyszłość jest możliwa. I wierzę, że może nadejść szybciej, niż myślimy. Do roku 2050 możemy poszerzyć naszą definicję racjonalnej wartości poza maksymalizację zysku oraz rozwijać wartości na odmienne sposoby.

Rok 2050 jest czymś więcej niż tylko okrągłym numerem w gazetowym nagłówku. Dzieli nas od tego momentu jedno pokolenie. Trzydzieści lat od teraz. Trzy dekady to odpowiednia skala czasu, żeby myśleć o znaczących zmianach.

Stworzenie Internetu zajęło trzy dziesięciolecia. Trzydzieści lat to czas, jaki upłynął od momentu, gdy ćwiczenia fizyczne nie były na topie, do pojawienia się siłowni i szkół jogi niemal wszędzie. W ciągu trzydziestu lat większość ludzi rzuciło palenie. Według prawa procentu składanego drobne kwoty sumują się z każdym rokiem, nabierając rozpędu w miarę wzrostu.

Za trzydzieści lat od dzisiaj – w roku 2050 – po raz pierwszy na czele społeczeństwa staną milenialsi i pokolenie Z. Dwie grupy pod wieloma względami godne uwagi, między innymi przez to, że jako pierwsze urodziły się po pojawieniu się Internetu. Te pokolenia są bardzo niezadowolone ze świata, który odziedziczyły. W sondażu przeprowadzonym przez Harvard Institute of Politics3 w 2014 roku zaledwie 19% Amerykanów w wieku od dziewiętnastu do dwudziestu dziewięciu lat nazwała siebie kapitalistami, a mniej niż połowa zadeklarowała się jako grupa popierająca kapitalizm.

Te pokolenia mają ogromną szansę – powiedziałbym nawet, że obowiązek – żeby dokładnie przemyśleć, dokąd chcą nas zaprowadzić. Trzydzieści lat to wcale nie taki znów szmat czasu. Minie szybciej, niż myślimy.

Trzysta lat temu ludzie dzielili się na arystokrację i poddanych. Koncept człowieka jako jednostki mającej prawa był tym samym co projekt autonomicznego samochodu w 2016 roku: świetny w założeniu, ale daleki od codzienności. Pomysł, że bogaci dobrowolnie podzielą się władzą, był nie do pomyślenia. Aby założyć firmę, trzeba było złożyć petycję do Izby Lordów. Od dzieci oczekiwano długich godzin ciężkiej pracy.

Wtedy pojawiły się i rozpowszechniły nowe idee na temat tego, jak może wyglądać świat. Rewolucja francuska, Deklaracja Niepodległości, Adam Smith, Karol Marx, Beatlesi, hip-hop i Star Trek:Następne pokolenie, wszystko z prędkością błyskawicy. Przed nimi świat był zupełnie inny i nie było to tak dawno temu.

Dokąd powinny nas zaprowadzić pokolenia 2050 roku? Wierzę, że poszerzenie definicji wartości jest celem, do którego powinniśmy dążyć.

Istnieje nieograniczony potencjał, by zwiększyć poziom sprawiedliwości, kunsztu, celu, wspólnoty, wiedzy, rodziny, wiary, tradycji i zrównoważonego rozwoju w naszym świecie, jeśli zaakceptujemy wieloaspektową koncepcję wartości. Możemy wykorzystać umiejętności i narzędzia, które stworzyliśmy dla wzrostu finansowego, aby wspierać i chronić szersze spektrum wartości. To jest ścieżka ewolucyjna, która pozwala nam się rozwijać bez niszczenia wszystkiego.

***

Kim ja jestem, żeby ci to wszystko mówić?

Za chwilę przejdziemy do mojej historii. Ale powinieneś wiedzieć, że nie jestem ekonomistą ani historykiem. Jestem laikiem w wielu obszarach, którym będziemy się przyglądać. Ta książka nie ma zamiaru przedstawić hermetycznej argumentacji prawnej ani też tego nie robi. Jak głosi tytuł – jest manifestem. Argumentem na rzecz nowego sposobu postrzegania bazującego na danych, wydarzeniach historycznych i doświadczeniach osobistych.

Książka dzieli się na dwie części.

Pierwsza część poświęcona jest analizie tego, jak doszliśmy do obecnego momentu, w tym skąd wzięła się maksymalizacja zysku i jak zmieniła kształt naszych dzielnic, naszej polityki, a nawet kina i centrów handlowych.

W drugiej części proponuję nowy sposób myślenia o wartościach. Wyjaśniam, jak gwiazda pop Adele, rzut za trzy punkty i historia medycyny pokazują, co się dzieje, gdy odkrywamy nowe podejście do wartości. A także jak japońskie pudełko na lunch może być sekretem naszej ucieczki.

W Dodatku i rozbudowanych Uwagach znajdujących się na końcu zagłębiam się w idee i procesy myślowe stojące za książką, podaję źródła faktów i liczb, a także dzielę się listą lektur oraz kolejnymi krokami.

Mam nadzieję, że ktoś – może właśnie ty – uzna, że warto zaangażować się w te pomysły i je rozwinąć. A dzięki połączeniu twoich pomysłów, moich pomysłów i pomysłów innych osób, na których one bazują, lepszy sposób na życie stanie się możliwy, a przyszłe pokolenia będą mogły żyć w świecie, w którym lepiej rozumie się wartość.

To jest doniosła idea. Ale mam nadzieję, że pod koniec książki przekonam cię, że jest także możliwa do zrealizowania. Mając obrany cel, zadziwiające jest, jak daleko można zajść.

Część I

Rozdział 1Prosta idea

Narratorzy mają swoją własną historię, więc równie dobrze na samym początku możesz poznać moją.

Urodziłem się w 1978 roku w południowo-zachodniej Wirginii. Moja matka była sekretarką w miejscowym college’u. Ojciec był mobilnym sprzedawcą łóżek wodnych i muzykiem.

Kiedy miałem trzy lata, rodzice się rozwiedli. Mama kilka lat później ponownie wyszła za mąż. Przeprowadziliśmy się na nieodległą farmę w miejscu zwanym Clover Hollow. Tam dorastałem.

Mama, ojczym i ja byliśmy ewangelikalnymi chrześcijanami. Chodziliśmy do kościołów, w których w przejściach między ławkami ludzie tańczyli i mówili językami. Nasi pastorzy nauczali o życiu w służbie Bogu, miłości wzajemnej i niegodziwości świata wokół nas. Aż do szóstej klasy uczęszczałem do chrześcijańskiej szkoły, gdzie nauka Biblii była częścią codziennego planu zajęć.

Tam, gdzie dorastałem, większość ludzi była właśnie taka. Mimo wszystko do nich nie pasowałem. Nie grałem w piłkę nożną. Byłem jednym z niewielu chłopców, którzy pierwszego dnia rozpoczynającego sezon myśliwski chodzili do szkoły. Znęcano się nade mną. W szkolnym autobusie chłopcy wkładali mi we włosy gumę do żucia, rzucali we mnie puszką coli i pluli na mnie tytoniem. Homofobiczne obelgi zdarzały się tak często, że zastanawiałem się, czy przypadkiem nie jestem gejem, tylko nic o tym nie wiem. To były trudne czasy.

Ale miałem ambicje. Moim marzeniem było zostać pisarzem. Po skończeniu college’u przeprowadziłem się do Nowego Jorku, aby je zrealizować. Pracując jako nocny recepcjonista w motelu i obsługa techniczna w szkole, zaoszczędziłem 2500 dolarów.

I jakoś mi się udało. Dostałem niskopłatną, ale świetną pracę przy przerabianiu wiadomości na krótkie, zwięzłe briefy dla stacji radiowych, zanim mnie zwolniono (więcej o tym w dalszej części). Dostałem pierwszy czek za pisanie: 75 dolarów za recenzję płyty dla tygodnika „The Village Voice”. Nie byłem najlepszym ani najbardziej znanym krytykiem muzycznym, ale na niemal dekadę stworzyłem dla siebie niszę. Spełniło się moje marzenie.

A potem pojawił się Kickstarter.

Perry Chen na pomysł Kickstartera wpadł po raz pierwszy pod koniec 2001 albo na początku 2002 roku. Poznaliśmy się w Nowym Jorku w 2005 roku i szybko zostaliśmy przyjaciółmi. Niedługo potem Perry opowiedział mi o swoim zamiarze stworzenia strony internetowej, na której ludzie będą mogli prosić innych o monetarne wsparcie ich projektów. Coś jak mecenat, z tą różnicą, że pieniądze pochodziłyby od ludzi z Internetu, zamiast od XVI-wiecznych papieży i bogatych wujków. I z twistem: jeśli projektom w określonym terminie nie uda się osiągnąć ustalonego celu finansowego, pieniądze nie przechodzą z ręki do ręki.

Pamiętam, że na początku nie podobał mi się ten pomysł. Powiedziałem Perry’emu, że przypominał mi program telewizyjny American Idol. Ale przegadawszy temat, wszedłem w to. Perry był prezesem, ja – współzałożycielem i szefem naszej społeczności, a niedługo później dołączył Charles Adler jako kolejny współzałożyciel i szef działu designu. Nasze trio i wielu innych ludzi ciężko pracowało, by Kickstarter ujrzał światło dzienne.

Od czasu uruchomienia Kickstartera w 2009 roku do momentu, w którym to piszę, miliardy dolarów trafiły w ręce twórczych ludzi. Dzięki niemu powstało ponad 100 000 nowych projektów. Sztuka publiczna autorstwa Ai Weiweia, filmy nagrodzone Oskarem, albumy wyróżnione Grammy, nowe dziedziny technologii, tysiące książek, dzieł sztuki i innych kreatywnych projektów to tylko niektóre z pomysłów powołanych do życia dzięki Kickstarterowi.

Kickstarter jest narzędziem znanym na całym świecie, ale nie jest typowym przedsięwzięciem. Od początku skupialiśmy się wyłącznie na pomocy w realizacji kreatywnych projektów. Nie chcieliśmy być wszystkim dla wszystkich. Naszym celem było stworzenie czegoś, co miałoby znaczenie, a także robienie tego przez długi czas. Publicznie oznajmiliśmy, że nigdy nie sprzedamy spółki ani nie wejdziemy na giełdę. Zrobimy to, co jest najlepsze dla misji Kickstartera, i nie wykorzystamy go do zrobienia tego, co jest najlepsze dla nas.

W przeciwieństwie do firm z Doliny Krzemowej, które wydają na potęgę, my działaliśmy rozważnie i żyliśmy w ramach naszych możliwości. Kickstarter zaczął przynosić zyski w czternastym miesiącu działalności. W biurze mieszczącym się w starej fabryce ołówków na Brooklynie, którą spółka kupiła lata wcześniej, pracuje nieco ponad sto osób. Kickstarter nie ma nawet zarządcy.

To właśnie ten niezależny duch sprawił, że Kickstarter stał się przedsiębiorstwem użyteczności publicznej (B Corp). B Corp jest spółką nastawioną na zysk, prawnie zobowiązaną do równoważenia interesów akcjonariuszy z korzyściami dla społeczeństwa. W 2015 roku Kickstarter dostał ten status, otwarcie wyznaczając wyższe standardy w zakresie swojego postępowania i wpływu. Kickstarter i Patagonia są dwiema najbardziej znanymi firmami, które dokonały takiej przemiany.

Kickstarter stanowił inspirację dla rozległej dziedziny finansowania społecznego (ang. crowdfunding). Chociaż to nie my jako pierwsi uruchomiliśmy taką platformę, to wygląd podobnych stron, ich sposób działania i funkcjonalność finansowania społecznościowego są wzorowane na Kickstarterze4. Tak samo jak i spora część internetowych zbiórek funduszy na działalność polityczną (proszę o wybaczenie).

Finansowanie społecznościowe jest jednym z tych konceptów, które dzisiaj wydają się oczywiste. Grupy ludzi przekazujące niewielkie sumy na rzecz wspólnego działania. Wydaje się to tak naturalne jak powietrze.

Ale nie było. Pomysł na to, by ludzie wzajemnie dawali sobie pieniądze, bo ich o to proszono, dziś zdaje się zupełnie normalny. Ale kiedy ponad dziesięć lat temu zaczęliśmy opowiadać o nim innym, wydawał się bardzo dziwny.

Pamiętam spotkania z potencjalnymi inwestorami, twórcami i innymi osobami, którym – jak mieliśmy nadzieję – ta idea będzie bliska. Do wielu z nich przemówiła. Inni z miejsca ją odrzucili.

„Nikt nie da pieniędzy komuś obcemu – twierdzili. – Świat tak nie działa”.

Ludzie ci mówili nam, żeby z Kickstartera uczynić inwestycję: „Chcę widzieć korzyści finansowe w projektach. Tak funkcjonuje prawdziwy świat”.

To jest właśnie ten świat, który chciałem zmienić. Chciałem uwolnić się od wszechświata, w którym pomysł musiał uzasadniać swoje istnienie na podstawie tego, ile ktoś mógłby na nim zarobić. Jakże to ograniczające!

Zlekceważenie postawy „tak funkcjonuje prawdziwy świat” pozwoliło nam pójść o krok dalej, niż miały się sprawy. To dało nam szersze spektrum możliwości.

Dziesięć lat później miliardy dolarów przeszły z rąk do rąk i dziesiątki milionów ludzi skorzystało z finansowania społecznościowego w taki sposób, jaki sobie wymarzyliśmy. Za pomocą Kickstartera, GoFundMe i innych. Cała nowa ekonomia oparta na hojności ludzi wspierających inną osobę lub pomysł.

Spojrzenie na status quo tego, co jest możliwe było zbyt wąskie. Często jest.

***

Finansowanie społecznościowe nie jest jedyną rzeczą stworzoną przez człowieka, którą uważamy za naturalną.

Kształt fortepianu, to, dlaczego na śniadanie pijemy sok pomarańczowy, krój liter, które teraz czytasz. Nie potrafimy wyobrazić sobie bez nich świata. Myślimy o nich, że „tak to jest”. Ale to wszystko są pojęcia, które zostały całkowicie wymyślone przez kogoś takiego jak ja albo ty.

Zostałem wychowany w wierze w uporządkowany świat, w którym wszystko ma sens. Nie ma się czym martwić. Historia jest logiczna. Ludzie na stanowiskach kierowniczych wiedzą, o co chodzi. Wszystko będzie w porządku.

Nadal istnieje jakaś wersja tego poglądu, w którą wierzymy. Ale to nie jest prawda.

Prawda jest taka, że wszystko jest wykreowane. W ten sam sposób został wymyślony Kickstarter. Jacyś ludzie wymyślają coś i starają się to urzeczywistnić. Jeśli inni zaczynają wierzyć w ten nowy pomysł, staje się on prawdziwy.

Czy wiesz, że gest przybijania piątki pojawił się w 1977 roku podczas meczu bejsbolowego?

„To był szalony moment triumfu. […] [Glenn] Burke, czekając na swoją kolejkę, entuzjastycznie wyciągnął rękę nad głowę, żeby pozdrowić kumpla na boisku. [Dusty] Baker nie wiedząc, co zrobić, klepnął go w nią. »Jego dłoń była w górze, wygiął się do tyłu – mówi Baker […] – więc sięgnąłem w górę i klasnąłem w jego dłoń. Wydawało się, że tak trzeba«”5.

W przypadku nowych pomysłów często słyszy się to zdanie: „Wydawało się, że tak trzeba”. Jeśli inni się zgadzają – jak było z przybiciem piątki – to staje się to Tym. Nie ma komitetu sterującego, który dawałby zielone światło. Nie ma pieczęci zatwierdzającej. Nie ma wielkiego projektu. Tak się po prostu dzieje.

Prawda jest taka, że nie ma za wiele porządku. Status quo ma się dobrze, bo ludzie nadal się budzą i każdego dnia wierzą w te idee. Albo są już tak mocno wdrukowane, że nie uważamy ich za idee.

Jest to zarówno oczywiste, jak i trudne do zrozumienia. Przynajmniej takie było dla mnie. Obiektywnie zdawałem sobie z tego sprawę, ale przez większość życia tak naprawdę tego nie rozumiałem.

Potem wydarzył się Kickstarter. Ja, prosty człowiek z wiejskiej farmy w Wirginii, zapoczątkowałem efekt domina. Pokazało mi to, że rzeczy są bardziej kruche, niż nauczono mnie wierzyć.

Kiedy już zacząłem widzieć świat w ten sposób, nie mogłem tego odwidzieć.

***

W 2015 roku zostałem poproszony o wykład podczas dużej konferencji technologicznej w Dublinie w Irlandii, zwanej Web Summit. Miały tam być dziesiątki tysięcy ludzi. Nie chciałem tego schrzanić.

Podczas wykładu podzieliłem się pierwszymi zalążkami pomysłu. Mianowicie tym, że niewielka część naszego społeczeństwa wykorzystywała nasze filmy, naszą muzykę, nasze dzielnice, nasze wszystko jako swój portfel inwestycyjny. Nasz świat ogarnęła nienasycona żądza pieniędzy, żeby mieć ich jeszcze więcej.

Był to dwudziestominutowy apel skierowany do sali wypełnionej tysiącami ludzi z branży IT o przemyślenie naszego sposobu działania. Nie możemy zaakceptować nieuchronności tego, co się dzieje. Musimy znaleźć wyjście. Zaproponowałem, abyśmy sprzeciwili się tym siłom i wytyczyli nową ścieżkę. Użyłem Kickstartera jako przykładu na to, jak można to zrobić. Zachowaliśmy nasze ideały i niezależność, nie maksymalizując zysku. Gdyby firmy chciały dokonywać innych wyborów, to też by tak mogły6.

W normalnej sytuacji sprzedawałbym ze sceny ludziom pomysł, żeby zaczęli używać Kickstartera. Zamiast tego sprzedawałem –  n i e s p r z e d a w a n i e?  Kto chciałby to kupić? To nie jest coś, o czym powinno się mówić.

Podczas wygłaszania przemówienia byłem bardziej zdenerwowany niż kiedykolwiek wcześniej. Ale silniejsze od moich lęków było przekonanie, że te idee będą miały większe znaczenie, jeśli ja, wówczas prezes znanej firmy, wykorzystam swój czas antenowy, żeby to powiedzieć. To, co mnie przerażało, było właśnie tym, co mogło mieć znaczenie dla innych.

Potem spotkałem osoby z publiczności, poruszone sposobem, w jaki ktoś inny przekazuje te idee. To stanowiło zachętę, by jeszcze bardziej je rozpowszechniać. W rozmowach z ludźmi z Barcelony, Berlina, Londynu, miasta Meksyk, Norwegii, Seulu, Tokio, Nowego Jorku, Orlando, Chicago i z Jackson w Missisipi. W każdej z sal widziałem podobną tęsknotę za nowym sposobem myślenia o przyszłości.

***

Przypisy od tłumaczki

[I] Michael Lewis, Poker Kłamców. Wspinaczka po ruinach Wall Street, przekł. Irena Grątkowska, Wydawnictwo WIG-Press, Warszawa 2001, s. 187 (wszystkie przypisy dolne pochodzą od tłumaczki).

[II] Jedna ze stacji informacyjnych w USA.

Przypisy od autora

1 Nagłówek w „China Daily”z 27 października 2017 roku.

2 Monolog, który Tucker Carlson wygłosił na antenie Fox News 3 stycznia 2019 roku.

3 Sondaż Harvard Institute of Politics na temat młodych ludzi i kapitalizmu ukazał się w magazynie „Time”(American Capitalism’s Great Crisis, 11 maja 2014).

4 Zanim powstał Kickstarter, muzycy tacy jak Marillion i Jill Sobule, a także platformy internetowe takie jak ArtistShare, DonorsChoose, Fundable, Indiegogo i Sellaband zajmowały się finansowaniem społecznościowym lub czymś na ten wzór i podobieństwo.

5 Historia przybijania piątki pochodzi z miesięcznika sportowego „ESPN The Magazine” (History of the High Five, 8 sierpnia 2011).

6 Mój wykład pod tytułem „Resist and Thrive – Yancey Strickler, CoFounder of Kickstarter” wygłoszony podczas konferencji Web Summit można obejrzeć na YouTubie.

O autorze

Yancey Strickler – współzałożyciel i były prezes Kickstartera. Występował w stacjach telewizyjnych NBC, CNN, MSNBC oraz programach radiowych NPR Marketplace, Planet Money, KCRW, PBS i BBC. Artykuły o nim pojawiły się na łamach Wired, Financial Times, The New York Times, New York Magazine, Forbes i Vox. Występował jako prelegent na festiwalach filmowych SXSW i Sundance, a także w Muzeum Sztuki Nowoczesnej (MoMA) w Nowym Jorku, podczas Atlantic Ideas Festival, TechCrunch Disrupt, Web Summit, na uczelniach MIT, Stanford oraz w London School of Economics. Członek honorowy Drucker Institute. Znalazł się na listach wpływowych osób 40 Under 40 magazynu Fortune, New Establishment Vanity Fair i Young Global Leaders Światowego Forum Ekonomicznego. The London Spectator nazwał go „jednym z najmniej nieznośnych technoewangelistów w historii”. Dorastał na farmie w Clover Hollow w stanie Wirginia. Mieszka z rodziną w Vancouver w Kanadzie.

Gdybym napisał, co naprawdę myślę o tej książce, wyszłoby to koszmarnie niewiarygodnie. Musiałbym używać samych superlatyw, wyrazić bezgraniczny wręcz zachwyt, podziw i – co tu dużo mówić – także zazdrość. W takie polukrowane okładki mało kto jednak wierzy. Próbuję więc zachować dostojną powściągliwość, właściwą powadze podejmowanego tu tematu. A jest nim przyszłość – ponura, jak się dziś zdaje. Strach o niej myśleć. Joanna Erbel nie poddaje się jednak tym nastrojom. Pokazuje nam, że o przyszłości myśleć trzeba i że można to robić konstruktywnie. Uczy nas tego na przykładach. Nie ma tu dystopijnego fatalizmu, nie ma utopijnej naiwności. Jest protopia – słowo, które na stałe wejdzie już do mojego słownika. To „konsekwentne dążenie, tu i teraz, do lepszego scenariusza rozwoju”. Bo co innego możemy zrobić, jeśli nie zabrać się do poprawy tego, co mamy wokół siebie? Świat składa się z małych fragmentów. Nie jesteśmy w stanie objąć go całego.

Ta książka powinna być w każdym domu, firmie, organizacji i instytucji. Zaczytana, zmaltretowana, pozakreślana. Czytajcie ją, gdy myślicie, że przyszłość to już tylko mrok. A potem – do dzieła.

FILIP SPRINGER