Tłumacz grecki. The Adventure of the Greek Interpreter - Arthur Conan Doyle - ebook

Tłumacz grecki. The Adventure of the Greek Interpreter ebook

Arthur Conan Doyle

4,0

Opis

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition.

Sherlock Holmes wybiera się z wizytą do swojego brata, Mycrofta. Towarzyszy mu Doktor Watson bardzo chcący poznać brata swego przyjaciela. W Klubie Diogenesa okazuje się, że znajomy Mycrofta ma do rozwiązania zagadkę dla słynnego detektywa. Otóż poprzedniego dnia zamieszkały w Londynie grecki tłumacz nazwiskiem Melas został porwany przez niejakiego Harolda Latimera oraz Wilsona Kempa i wywieziony do domu położonego w nieustalonym miejscu, gdzie miał pośredniczyć w ważnej rozmowie porywaczy z pewnym Grekiem, jak się okazało przetrzymywanym tam wbrew swej woli. Pan Melas zorientował się, że porywacze w ogóle nie znają greckiego i w trakcie rozmowy z Grekiem (zakneblowanym i dającym odpowiedzi na piśmie) wymawiał z początku zbędne słowa, aż w końcu zaczął toczyć rozmowę o okolicznościach porwania. (za Wikipedią).

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 65

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

Arthur Conan Doyle

 

Tłumacz grecki

The Adventure of the Greek Interpreter

 

 

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej.

A dual Polish-English language edition.

 

przekład anonimowy 

 

 

Armoryka

Sandomierz

 

 

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Sidney Edward Paget (1860-1908), Ilustracja opowiadania A.C.Doyle’a The Adventure of the Greek Interpreter (1893), licencjapublic domain, źródło: https://en.wikipedia.org/wiki/File:Diogenes_Club.jpg

 

Tekst polski według edycji z roku 1923.

Tekst angielski z roku 1893.

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7950-631-6 

 

 

 

Tłumacz grecki

Podczas mojej długiej i zażyłej przyjaźni z Mr. Sherlockiem Holmesem nie słyszałem nigdy, żeby on kiedy wspominał o swoich krewnych, a prawie nigdy nie mówił o swem dawniejszem życiu. Milczenie jego o tem powiększyło wrażenie czegoś nieludzkiego, jakie on wywarł na mnie, tak, że poczynałem uważać go czasem za jakiś odosobiony fenomen, za mądrość, pozbawioną czucia, za człowieka, któremu brak było sympatyi dla ludzi o tyle, o ile wyróżniał się z pośród nich inteligencyą. Wstręt do kobiet i niechęć do zawierania nowych przyjaźni, cechowały jego charakter nieulegający wzruszeniom, ale nie więcej, jak kompletny zanik wszelkich stosunków z własną rodziną. Przyszedłem już do przekonania, że był on sierotą, niemającym żadnych krewnych, którzyby jeszcze żyli, aż jednego dnia zaczął on, ku mej wielkiej niespodziance, mówić o swoim bracie.

Było to po herbacie, jednego wieczoru letniego. Rozmowa, która wlekła się bezładnie i dorywczo, przechodząc od klubów golfowych do przyczyn zboczenia ekliptyki, zeszła w końcu na kwestyę atawizmu i dziedzicznych zdolności. Przedmiotem dyskusyi była kwestya, jak daleko sięga na potomstwo specyalna jakaś zdolność w pewnym osobniku, i o ile ona zależy od wczesnego ćwiczenia.

– Naprzykład co się ciebie tyczy, mówiłem, z tego wszystkiego, coś opowiadał, zdaje mi się być widocznem, że twoja zdolność do obserwacji i specyalna łatwość w dedukcji, zależą od twego własnego systematycznego ćwiczenia.

– W pewnej mierze, odparł zamyślony. Moi przodkowie byli szlachtą wiejską i wiedli taki żywot, jaki jest właściwy ich klasie. Ale nie mniej zawód mój leży w moich żyłach i może pochodzi od babki, która była siostrą Verneta, malarza francuskiego. Zdolności artystyczne odziedziczone z krwią, mogą się wcielać w najdziwniejsze kształty.

– Ale skąd wiesz, że to jest dziedziczne?

– Ponieważ brat mój, Myeroft posiada to w wyższym stopniu, niż ja.

Było to rzeczywiście nowością dla mnie. Jeżeli istniał człowiek o takich osobliwych zdolnościach w Anglii, to jak to było możliwem, żeby ani policya, ani publiczność o nim nie wiedziała. W zadanem pytaniu zauważyłem, że to skromność kazała memu przyjacielowi uznać wyższość swego brata. Holmes roześmiał się na to przypuszczenie.

– Kochany Watsonie, mówił, nie mogę się zgodzić z tymi, co zaliczają skromność do cnót. Logik powinien widzieć wszystkie rzeczy ściśle takiemi, jakiemi są, a niedocenianie siebie samego jest takiem odstąpieniem od prawdy, jak przecenianie zdolności drugiego. Kiedy więc mówię, że Myeroft posiada lepsze zdolności obserwacyjne, niż ja, to mówię tylko ścisłą prawdę.

– Czy on młodszy od ciebie?

– Starszy odemnie o 7 lat.

– Jak to możliwe, że nikt go nie zna?

– O! Jest on bardzo dobrze znany w swoim kółku.

– Gdzież więc?

– No! Naprzykład w klubie Dyogenesa.

– Nigdy nie słyszałem o takiem towarzystwie – a moja twarz musiała to tak wyrażać, że Holmes wydobył swój zegarek i rzekł:

– Klub Dyogenesa jest najdziwaczniejszym klubem w Londynie, a Myeroft najosobliwszym człowiekiem. Bywa on tam zawsze od kwadrans na piątą do siódmej i 40 minut. Teraz jest szósta, jeżeli więc wybierzesz się na przechadzkę w ten cudny wieczór, to z przyjemnością zapoznam cię z temi dwoma osobliwościami.

W pięć minut potem byliśmy na ulicy i szliśmy w kierunku Cyrku Regenta.

– Dziwisz się, mówił mój przyjaciel, jak to się dzieje, że Myeroft nie używa swych zdolności w zawodzie detektywa? On nie nadaje się do tego.

– Ale, zdaje mi się, mówiłeś...

– Powiedziałem, że on przewyższa mnie w obserwacyi i dedukcyi. Gdyby sztuka śledcza... poczynała się i kończyła na rozumowaniu w fotelu, mój brat byłby największym agentem kryminalnym, jaki kiedy żył. Ale on nie ma ambicyi i energii. Jemu się nawet nie chce sprawdzić swoich własnych nawiązań i wolałby raczej źle rozstrzygnąć sprawę, niż podjąć się trudu, aby się poprawić. Kilka razy przedkładałem mu różne problemy i otrzymywałem rozwiązania, które, jak się potem okazało, były prawdziwe. A mimo to jest on zupełnie niezdolny, by w praktyce wyszukiwać szczegóły, co musi się zrobić, zanim sprawę można przedłożyć sędziemu lub sądowi przysięgłych.

– Więc to nie jest jego zawód?

– Wcale nie. To, co dla mnie jest środkiem do życia, jest dla niego tylko przedmiotem dyletantyzmu. Zajmuje on poważne stanowisko, bo jest kontrolorem w pewnym departamencie ministeryum. Myeroft mieszka na Pall-Mall i idzie do White-Hall codzień rano i wraca wieczorem. Z roku na rok nie ma innego zajęcia i nigdzie go nie widać, tylko w klubie Dyogenesa, który znajduje się właśnie naprzeciw jego mieszkania.

– Nie mogę przypomnieć sobie tej nazwy.

– Bardzo możliwe. Jest wielu ludzi w Londynie, wiesz, z których jedni z nieśmiałości, inni z mizantropii nie życzą sobie towarzystwa swoich bliźnich. Ale nie mają oni wstrętu do wygodnych foteli i najświeższych czasopism. Więc dla ich wygody założono Klub Dyogenesa, który obecnie skupia najbardziej nietowarzyskie i najbardziej nienadające się do klubu jednostki. Żadnemu członkowi nie wolno zwracać najmniejszej uwagi na drugiego. Z wyjątkiem pokoju gościnnego rozmowa jest niedozwolona, tylko w pewnych okolicznościach, a trzy przekroczenia, doniesione komitetowi, powodują wykluczenie rozmawiającego. Mój brat był jednym z założycieli, a i ja przyszedłem do przekonania, że panuje tam bardzo przyjemna atmosfera.

W rozmowie doszliśmy na Pall-Mall i szliśmy wzdłuż tej ulicy od końca St. James. Sherlock Holmes zatrzymał się przy jednej bramie w pewnej odległości od Carlton i ostrzegając mnie, abym się nie odzywał, wprowadził mnie do sieni. Przez taflę szklaną spostrzegłem wielki, zbytkownie urządzony pokój, w którym znaczna liczba mężczyzn siedziała w koło, każdy na swojem własnem miejscu, i czytała gazety. Holmes zaprowadził mnie do małego pokoju, który wychodził na Pall-Mall, a potem pozostawiwszy mnie na chwilę, powrócił z jakimś mężczyzną, o którym wiedziałem, że mógł to być tylko jego brat.

Myeroft Holmes był większym i tęższym mężczyzną, niż Sherlock. Był dosyć otyły, ale twarz jego jakkolwiek pełna, zachowała ten ostry wyraz, który tak charakteryzował jego brata. Oczy, które miały specyalną barwę siwą, zdawały się posiadać zawsze ten introspektywny wygląd, który wtedy tylko zauważałem u Sherlocka, kiedy on wytężał wszystkie swoje siły.

– Przyjemnie mi, że pana spotykam, sir, przemówił, wyciągając swą rękę szeroką i płaską, jak pieczęć. Słyszałem często od Sherlocka o panu, odkąd pan został jego biografem. Swoją drogą Sherlocku, spodziewałem się ciebie widzieć w ostatnim tygodniu w nadziei, że będziesz się mnie radził w sprawie Maner-House. Myślałem, żeś się trochę w swoich głębokich przypuszczeniach pomylił?

– Nie, rozwiązałem tę sprawę, odpowiedział mój przyjaciel z uśmiechem.

– Czy był to Adams?

– Tak, to był Adams.

– Pewny byłem tego od początku. – Usiedli obaj razem we wielkiem oknie klubowem. – Dla człowieka, który pragnie studyować rodzaj ludzki, jest tu najdogodniejsza sposobność, zauważył Myeroft. Popatrz na te wspaniałe typy! Spójrz naprzykład na tych dwu ludzi, którzy się zbliżają do nas.

– Markier od bilardu i ten drugi?

– Tak. Co sądzisz o tym drugim?

Dwaj ludzie zatrzymali się naprzeciw okna. Kilka znaków od kredy na kieszeni od kamizelki były jedynymi śladami bilardu, jakie mogłem zauważyć na jednym z nich. Drugi był bardzo małym i opalonym mężczyzną, z kapeluszem na bakier i kilku pakunkami pod pachą.

– Spostrzegam, że to stary żołnierz, rzekł Sherlock.

– I bardzo niedawno ustąpił ze służby, zauważył brat.

– Widzę, że służył w Indyach.

– Jako podoficer.

– Zdaje mi się w artyleryi królewskiej, powiedział Sherlock.

– I wdowiec.

– Ale ma dziecko.

– Dzieci, mój chłopcze, dzieci.

– Proszę cię, odezwałem się śmiejąc, to trochę zadużo.

– Naprawdę, odpowiedział Holmes, nie jest trudno oznaczyć, że człowiek tak ubrany, z rozkazującą miną i spaloną od słońca skórą, jest czemś więcej jak prywatnym człowiekiem i niedawno wrócił z Indyi.

– A to że niedawno opuścił służbę, widać z tego, że nosi jeszcze buty komiśne, jak się to one nazywają, zauważył Myeroft.

– Niema