Templariusze Krucjata - Krzysztof Jan Derda-Guizot - ebook

Templariusze Krucjata ebook

Krzysztof Jan Derda-Guizot

3,0

Opis

III wydanie rozszerzone i poprawione o nowe wątki wydobyte z archiwów, opowiadanie historyczne z cyklu legend, jakby z samych okolic okrągłego stołu. Tym razem opowiem o rycerzach, templariuszach i tajemniczym zakonie, który zaginął niemal w mrokach dziejów, a jego wielki mistrz spłonął na stosie, jednak niezapomniana historia zakonu nadal trwa i istnieje jako nieznana bliżej nikomu historia odkryć, skarbów i wszelkich dziwnych rzeczy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 57

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (21 ocen)
5
5
3
2
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
GustaF

Nie polecam

Katastrofa! Oto jedbo słowo oposujace te “powieść”. Wyglada jakby była “napisana” orzez google translatora! Masakra!
00

Popularność




Krzysztof Jan Derda

Templariusze Krucjata

W poszukiwaniu świętego Grala

© Krzysztof Jan Derda, 2018

Nowe opowidanie z cyklu legend o templariuszach tajemniczym zakonie który zaginął jednak nie zapomniany istnieje jako nieznana bliżej nikomu historia odkryć, skarbów i wszelkich dziwnych rzeczy

ISBN 978-83-8126-888-2

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Powieść historyczna

Po roku 1118 na mury zdobytej wcześniej Jerozolimy jak zwykle napierała wielka nawała rycerzy krzyżowych, oraz niezliczone rzesze bezbronnych pielgrzymów z dalekiej Europy. Wśród nich znajduje się dziewięciu nowych obrońców wiary i świętego krzyża to przybyli niedawno do ziemi świętej z królestwa francuskiego zakonnicy zbrojni rycerze templariusze. Wśród zakonników pierwszeństwo i prymat przynależy rycerzowi z Szampanii, Hugonowi de Payens, towarzyszy mu Gotfryd de Saint-Omer, Gotfryd d, Eygorande, Nicolas de Neuvie, Jean d, Ussel, Jean de Meymaye, oraz waleczny Pierre d, Orlean rycerze już stoczyli swoją pierwszą bitwę pod murami wiecznej Jerozolimy, z bandami islamskich opryszków napadających nieustannie na wędrujących bezbronnych pielgrzymów.

Po tej pierwszej ciężkiej i krwawej stoczonej walce nie opodal białych murów na szlaku do Jerozolimy, zbroczeni islamską krwią rycerze, potrzebowali chwili wytchnienia. Hugo de Payens przykląkł pośród swoich rycerzy jak i współbraci, parujących w jasno krwawym czerwieniejącym jasnym blaskiem a wschodzącym właśnie słońcu, przesiąknięci własnym potem, jak i błotem a głównie czerwonymi plamami krwi niewiernych. Rycerz de Payens zsiadł z konia, za nim to samo uczyniła reszta rycerzy. Ukląkł i oparł prawą rękę na głowni swojego olbrzymiego dwuręcznego miecza i począł się modlić, głośno słowami. In nomine Patris et Filis, et spiritus sanctus. Amen. Zakonnicy z czerwonymi krzyżami na wczoraj jeszcze śnieżno białych płaszczach, przeszli przecież swój pierwszy w ziemi świętej bój. Modlili się pokornie i żarliwie przy tym powtarzali za nim słowa modlitwy. De Paens westchnął głęboko, po czym dało się słyszeć słowa dalszej modlitwy, wypowiadanej głośno w starofrancuskim języku. Panie Jezu, daj nam swoją moc wytrwania, nie opuszczaj nas ani na jedną chwilę, wesprzyj mnie samego i naszych rycerzy, mocą ducha świętego oraz mocą trójcy świętej. Wesprzyj nas Jezu swoją wielką siłą abym, ani ja ani nikt z moich braci, nie odstąpił niegodnie od murów tego miasta cierpienia i twojej męki pańskiej. Panie nasz Jezu. Przysięgamy Tobie, iż prędzej polegniemy tu, w tym świętym mieście, pod twoim krzyżem, niźli mieli byśmy odstąpić z tego miejsca, w naszej nie chwale i jako niegodni naszego zakonu. Amen. Za nim też klęczący rycerze powtórzyli jak echo. Po chwili rycerze powoli podnosili się z klęczek, podnosząc wzrok na tuż obok położone wielkie miasto. Niebo nie było już zasnute czarnym dymem jak dawniej. Dziś jaśniejącym słońcem, dodawało otuchy w miejscu pierwszej wygranej bitwy. Kilka lat temu tysiące innych chrześcijańskich rycerzy wraz z zakonem templariuszy stoczyło tu pierwszą straszą bitwę, teraz jednak jak by byli napełnieni wszyscy rycerze wiarą w dalsze zwycięstwa. Rycerze wznieśli zakrwawione miecze w górę prosto pod niebieskie poranne niebo, nie było widać wśród nich żadnej trwogi, stanowili przecież kwiat europejskiego rycerstwa, gotowego niemal na wszystko.

Po czym z spieczonych żarem niedawnej walki ust, wybuchł pod niebo kilkakrotnie okrzyk. Jezus Chrystus Vincit!!! Nie było w tym okrzyku nic dziwnego, że oto po wyrzuceniu i zdławieniu armii sułtana w pierwszym od ponad tysiąca lat zwycięstwie krzyżowców. Święte miasto Jerozolima była znowu pod opieką krzyża świętego, na którym w tym mieście umarł i zmartwychwstał Jezus Chrystus. Radość z tego pierwszego zwycięstwa była tak wielka, że nic nie mogło już dziś powstrzymać radujących się rycerzy, przed pójściem wraz z wielkimi tłumami wprost pod wzgórze czaszki. Droga do miejsca ukrzyżowania była dawniej gęsto usłana trupami tak i wyznawców Allacha jak wielu setek chrześcijańskich rycerzy. Dziś jednak nad miastem i jego rozległymi murami powiewały dumnie, bez żadnej obawy, przed ich sprofanowaniem przez innowierców flagi z krzyżami na drzewcach wbitych w blanki. Tutaj dziś na dużym obszarze ziemi świętej, panował nowy patriarcha Jerozolimy szlachetny Germond de Pieguiny jak i ci nieliczni przybyli niedawno z Francji, mnisi rycerze. Do tego patriarchy po niedawno skończonej porannej potyczce, powstawszy z kolan, i obmyciu się pobieżnie z krwi, templariusze musieli się udać. Rycerze jechali zbrojnie z białą chorągwią na której widniał wielki czerwony krzyż. Przepychając się poprzez gęste tłumy pielgrzymów idących do miejsca ukrzyżowania wąskimi błotnistymi uliczkami.

Grupka rycerzy w białych płaszczach z czerwonym krzyżem na piersiach wyróżniała się na tle tłumu idącym do uświęconego miejsca. Po chwili templariusze zawrócili jednak nieco dalej od murów miasta i zamiast do miejsca męki pańskiej, powędrowali wprost do pałacu patriarchy. Za pasem u rycerza De Payens ledwo widoczna była jakaś dziwna mała, gruba na pół palca, srebrna tabliczka z wyrytymi na niej starymi izraelskimi inskrypcjami.

Pałac patriarchy Jerozolimy to dawniejsza siedziba sułtana, ze wschodnimi dekoracjami stanowiła wzór przepychu islamskiej sztuki zdobniczej jak i wystroju wnętrz. Gormond de Pieguiny jako patriarcha świętego miasta, otoczony był przepychem nielicującym zbytnio do funkcji jaką tutaj pełnił w imieniu kościoła Rzymsko katolickiego. Nikt jednak nie miał zamiaru ani podważać, jego niemal królewskiej postawy, jak i pozbawiać przepychu. Rzym i papież był daleko. Tu tylko on jako namiestnik ojca świętego był władcą i panem wszystkiego. Toteż kiedy skromny oddziałek rycerzy, pojawił się przed jego obliczem przyjął ich iście po królewsku, jednak z honorami na jakie zasługiwali ci nowi, niezłomni obrońcy krzyża.

Hugo de Payens wraz ze swoimi rycerzami, chwilę czekali aż pojawi się patriarcha. Gormond de Pieguigny wszedł dostojnie jak prawdziwy władca w otoczeniu kilku biskupów, usiadł na wysokim tronie. Podniesionym na kilka stopni podeście wyściełanym szkarłatnym dywanem. Powitał dostojnie grupkę rycerzy, skinieniem ręki opatrzonej w pierścień nadany mu przez ojca świętego. To po chwili milczenia, czekając pewnie aż rycerze złożą mu należne, do w jego mniemaniu sprawowanej funkcji, niskie pokłony. Podał po kolei każdemu z rycerzy pierścień władzy nad Jerozolimą, do należnego ucałowania. Po czym jak udzielny monarcha niezależnego od nikogo królestwa, odezwał się raczej miłym i przyjemnym głosem mówiąc. Witajcie na świętej ziemi rycerze, jako moi wspomożyciele w tej tak bardzo ciężkiej pracy dla chwały pana naszego Jezusa Chrystusa. Wiemy że dzielnie stawaliście jako obrońcy pielgrzymów we wczorajszej pierwszej waszej potyczce. Na naszej od czasów zbawiciela ziemi świętej.

Jestem gotów spełnić wasze prośby, o ile je macie rycerze?

Mówcie co by wam było miłe? Jako i panu naszemu? Jako rycerze Chrystusowi, jesteście mili mnie jako też i panu naszemu. Na takie zapytanie, rycerz Hugo de Payens podszedł dwa kroki bliżej patriarchy. Natomiast jego mała gromadka rycerzy, uklękła na jedno kolano. Po czym Payens skłonił się jeszcze raz nisko i powiedział. Panie. Prosimy Cię uniżenie jako rycerze niepokalani żadnym nieczystym grzechem. Przyjmij z ufnością naszą ofiarę i śluby naszego ubóstwa, oraz bezwzględnej czystości duszy i ciała. Przysięgamy dochować wierności i posłuszeństwa Tobie i kościołowi naszemu, jako panu naszemu Jezusowi Chrystusowi będącemu w wiecznej chwale. Przysięgamy wobec trójcy świętej wierność i posłuszeństwo. Przysięgamy w zamian iż nie ustaniemy w wytrwałej i ciągłej walce, za naszą słuszną i jedynie prawdziwą wiarę. Chcemy służyć naszemu panu bogu w trójcy jedynemu tylko według reguły cysterskiej, naszego wielkiego świętego Bernarda z Clairvaux. Ale w każdym imieniu broniąc słabych i bezbronnych, niewiastę czy męża wymagającego naszej pomocy. Przysięgamy bronić do krwi ostatniej każdej słusznej i pobożnej sprawy która wymagać będzie naszej siły, poświęcenia naszej krwi i żywota. Na te słowa patriarcha Jerozolimy wstał z tronu, wykonał nad rycerzami znak krzyża świętego, i powiedział uroczyście. Przyjmuję wasze śluby rycerze pana Jezusa, przyjmuję je w imieniu naszego kościoła. Przyjmuję je w imieniu panującego nam ojca świętego Honoriusza II. Przyjmuję też wasze śluby w moim własnym imieniu jako Gormonda de Pieguiny, patriarchy i opiekuna wiecznego miasta Jerozolimy. Oraz w imieniu samego stwórcy boga wszech wiecznego. Amen. Teraz powstańcie z kolan rycerze, i przysięgnijcie przed bogiem naszym którego ja w Jerozolimie, jestem jedynym namiestnikiem. Że oto właśnie wy jako rycerze świątyni pańskiej nie spoczniecie ani jednego dnia ani godziny żadnej, w trudzie i znoju swoim będziecie bronić naszych pielgrzymów, zdążających do stóp pana Jezusa i jego miejsca cierpienia i ukrzyżowania. Bardzo piękne i budujące są wasze słowa przysięgi, złożonej tutaj przede mną. Jednak muszę was jeszcze zapytać ostatecznie. Czy wy jako nowo przybyli rycerze do ziemi świętej i naszej wspólnoty świątyni pańskiej? Przysięgacie? Przysięgamy na Chrystusa Pana naszego oraz przysięgamy na żywot swój jak i każdego z nas dozgonnie, powtórzyli rycerze.

Zatem powstańcie rycerze templariusze. Powstań i Ty szlachetny Hugonie de Payens. Ja zaś swoją mocą i mocą kościoła, nadaje wam dom boży dla waszej posługi, a od samego domu bożego, przyjmijcie nazwę nowego zakonu pańskiego Templariusze. Zatem idźcie w pokoju pańskim, moi szlachetni zakonnicy, nazwani imieniem świątyni pana naszego. Strzeżcie imienia bożego, i swojego własnego jak źrenicy własnego oka, przed wszelakim złem tego świata, posługującego się imieniem islamu oraz złego proroka Mahometa. Idźcie i czyńcie dobro na ziemi, aby zasłużyć na pokój i zbawienie wieczne w niebie. Amen. Powtórzyli wszyscy zebrani. Idźcie w pokoju. Rzekł patriarcha czym oznajmił iż audiencję rycerzy, uważał za skończoną. Hugo de Payens, zabrał swoich współbraci do otrzymanego nowego domu. Rozglądając się po swoim nowym domu, spostrzegli bałagan wszędzie gdzie tylko można było zajrzeć. Poprzewracane stoły, krzesła rozliczne sprzęty domowe leżały wszędzie w nieładzie. Bowiem król Baldwin II nie używał tej części domu, toteż nie miał zamiaru służyć jeszcze za sprzątaczkę, dając zakonnikom część swojej posiadłości. Liczył i słusznie że rycerze chcąc mieszkać jako szlachcice, albo sami posprzątają w środku oraz na zewnątrz domostwa. Lub też wynajmą jakieś posługaczki w tym zbożnym celu. Jednak jako że rycerze za bardzo rozrzutni nigdy nie byli, chociaż sakwy mieli zawsze pełne grosiwa. Skąpstwo albo oszczędność zmuszała ich często do samodzielnego stawiania na rozwiązywanie najróżniejszych spraw. Templariusze musieli wobec tego sami zakasać rękawy i wziąć się do porządkowania swojej nowej siedziby. W tempie dość szybkim, gdyż nawet nie można było się gdzie położyć, czy spocząć jako tako wygodnie. Rycerze także nie skąpili z własnych pieniędzy posiadanych jeszcze we własnych sakiewkach. Wobec czego postanowili zakupić nowe sprzęty i umeblowanie do swojego klasztoru. Jak nazywali otrzymany od króla Jerozolimy swój nowy dom. Po cichu licząc na dodatkowe dochody z ochrony pielgrzymów, a przede wszystkim na liczne datki za nawiedzanie kościoła przemianowanego z islamskiego meczetu na prawą świątynię. Po kilku dniach nad drzwiami do ich nowej siedziby widniał znak zakonu templariuszy. Dwóch jeźdźców siedzących na jednym koniu jako znak ubóstwa i pokory, wobec bliźniego swego.

Zamiary templariuszy zawsze były przecież oparte o swoją głęboką wiarę chrześcijańską wyniesioną najczęściej z własnego rodzinnego domu ale, jako że wszyscy rycerze zakonni, byli szlachcicami ze starych a niemal zawsze najlepszych rodów francuskich. Nigdy nie był im obcy ani nie miły brzęk złota, srebra, kamieni szlachetnych czy innych kosztowności w, jak na razie nieco pustawych skórzanych sakiewkach, oraz w miejscu które nazwali swoim skarbcem. Zamkniętym na razie wielką kłódką, która chroniła przez cały rok nic innego jak świeże

powietrze. Nastał rok 1120 Anno Domini. Pewnego dnia, a niemal cały rok po tych wydarzeniach zgromadzeni przy stole zakonnicy usłyszeli nagle od swojego, mentora Hugona de Payens. Opowieść która miała zmienić, oblicze samego zakonu templariuszy jak i być w ostateczności przyczyną do jego ostatecznego upadku i prześladowania.

Bracia