Tajne akta S. DODRUK - Jürgen Roth - ebook

Tajne akta S. DODRUK ebook

Jürgen Roth

4,1

Opis

Czy katastrofa samolotu prezydenckiego w Smoleńsku była jedynie tragicznym wypadkiem, czy też zamachem, jak utrzymują nie tylkó źródła niemieckiej Federalnej Służby Wywiadowczej?

Odkrycia Jürgena Rotha są tak sensacyjne, że muszą pozostać tajemnicą aż do dnia publikacji.

Jürgen Roth, ur. w 1945 r., jest jednym z najbardziej znanych dziennikarzy śledczych w Republice Federalnej Niemiec. Podejmuje niewygodne tematy, od których inni wolą trzymać się z daleka. Od 1971 r. publikuje sensacyjne ópracowania dokumentacyjne na temat korupcji i przestępczości zorganizowanej. Roth uważany jest za eksperta z zakresu Putinowskiej Rosji. Występował m.in. w filmie dokumentalnym Putin’s way, fragmenty jego wypowiedzi były emitowane w polskiej telewizji, a jego książka o Gazpromie uzyskała miano bestsellera.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 322

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (9 ocen)
5
2
1
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Jürgen Roth Tajne akta S Smoleńsk, MH-17 i wojna Putina na Ukrainie ISBN: 978-83-7785-676-5 TYTUŁ ORYGINAŁU: Verschlussakte S Smolensk, MH 17 und Putins Krieg in der Ukraine PRZEKŁAD: Ewa Stefańska Copyright © by Ullstein Buchverlage GmbH, Berlin Published in 2015 by Econ Verlag Copyright © for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., 2015 All rights reserved PROJEKT OKŁADKI: Paulina Radomska-Skierkowska REDAKCJA: Grażyna Kurkowska Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67, faks 61 852 63 26 Dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer.

DO POLSKIEGO CZYTELNIKA

Książka ta jest próbą opisania unikalnej w skali świata katastrofy. Podjąłem się jej przygotowania — z racji swojej dziennikarskiej misji — przede wszystkim z myślą o czytelnikach niemieckich, którzy powinni zdawać sobie sprawę z wagi wydarzeń niezbyt odległych w czasie i bardzo bliskich granic Republiki Federalnej. Zarówno unikalność tematu, jak i niemiecki rynek czytelniczy dyktują konieczność stosowania narracji niewchodzącej w nadmierne szczegóły. Dla polskiego czytelnika, o wiele lepiej obeznanego z okolicznościami tragicznej śmierci elity Rzeczypospolitej Polskiej, pozwoliłem sobie dokonać pogłębionego zapisu redakcyjnego. Wszelkie zmiany w stosunku do oryginału są przeze mnie autoryzowane.

Jürgen Roth

10 kwietnia 2015 roku

PROLOG

Kto się boi zagłady atomowej? Nikt! Do pierwszych miesięcy 2014 roku koszmar nuklearnej apokalipsy był dla wszystkich ludzi rozsądnie myślących poza wszelką wyobraźnią. Potem zaczęła się wojna między Rosją i Ukrainą. W ciągu krótkiego czasu dawno już pogrzebany strach ponownie ogarnął wszystkich tych, którzy przeżyli zimną wojnę lat 70. i 80., niosącą ze sobą stałą groźbę ataku nuklearnego, czy to ze strony Stanów Zjednoczonych, czy też Związku Sowieckiego.

Nasuwa się pytanie, co by się działo, gdyby takie oto wydarzenie miało miejsce nie 10 kwietnia 2010 roku, ale cztery lata później. Zagraniczny samolot wojskowy rozbija się w nad wyraz podejrzanych okolicznościach na terytorium Federacji Rosyjskiej, wszyscy pasażerowie giną — a wśród nich prezydent wschodnioeuropejskiego państwa należącego do Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO), dowódcy marynarki i lotnictwa, szef banku centralnego, wiceprzewodniczący parlamentu, szef biura bezpieczeństwa narodowego oraz wysocy przedstawiciele państwa i Kościoła. Jaka byłaby reakcja Zachodu, gdyby Rosja próbowała wtedy zacierać rzeczywiste przyczyny katastrofy? Gdyby rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB) zarekwirowała ściśle tajne systemy szyfrujące NATO, podobnie jak telefony komórkowe ofiar katastrofy, uzyskując tym samym dostęp do poufnych informacji prezydenta oraz innych wysokich rangą polityków? A gdyby jeszcze okazało się, że kilka minut po katastrofie rosyjskie służby włamały się do telefonu prezydenta i odczytały jego wiadomości?

Nie trzeba mieć szczególnie bujnej fantazji, by wyobrazić sobie, że taki incydent w kontekście i tak już bardzo silnych propagandowych napięć między Rosją a Europą czy też USA mógłby okazać się iskrą, która rozpętałaby zażartą wojnę. Niestety, ten przygnębiający scenariusz nie jest tylko czystą fikcją. W połowie listopada 2014 roku prestiżowy londyński think tank European Leadership Network opublikował raport, w którym przytoczył co najmniej trzy bardzo groźne, wywołane przez Rosję zajścia w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy. Chodziło o incydenty mogące nieść za sobą ofiary lub bezpośrednią konfrontację wojskową. W dokumencie tym czytamy: „Kombinacja agresywnej postawy Rosji oraz zdecydowana gotowość zachodnich sił zbrojnych na sytuacje zagrożenia zwiększają ryzyko niezamierzonej eskalacji i niebezpieczeństwo utraty kontroli nad sytuacją”1.

Cynicy i wyznawcy Realpolitik powiedzieliby: To szczęście w nieszczęściu dla pokoju w Europie, że wspomniana wyżej katastrofa wydarzyła się 10 kwietnia 2010 roku. Tego dnia bowiem wschodnioeuropejski samolot wojskowy rozbił się nieopodal rosyjskiego lotniska Smoleńsk Północny. Na pokładzie Tu-154M znajdował się prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński wraz z częścią wojskowych i politycznych elit tego natowskiego państwa. A potem zdarzyło się dokładnie to, co już opisałem. W tamtym czasie żaden rozsądnie myślący człowiek nie był w stanie wyobrazić sobie politycznego czy wręcz wojskowego konfliktu w Europie. W 2010 roku decydenci europejscy traktowali Rosję jako godnego zaufania, obliczalnego partnera strategicznego.

Co tak naprawdę wydarzyło się pamiętnego 10 kwietnia 2010 roku? Tego wilgotnego poranka żaden z pasażerów lotu Warszawa–Smoleńsk nie przeczuwał, że będzie to lot w jedną stronę. Na warszawskim Lotnisku Chopina załoga 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego witała pierwszych podróżnych2. Krótko po godzinie 7.00 CET, gdy większość pasażerów była już na miejscu, przybył 60-letni prezydent Lech Kaczyński wraz z małżonką Marią. Oboje usiedli w saloniku za kabiną pilotów. O 7.27 CET 36-letni kapitan Arkadiusz Protasiuk oderwał — z 27-minutowym opóźnieniem — maszynę od ziemi. Był to doświadczony pilot, który za sterami Tu-154M spędził 2937 godzin3. Sprawnie posługiwał się też językiem rosyjskim.

Celem podróży było rosyjskie miasto Smoleńsk położone w odległości 870 kilometrów na wschód od Warszawy. O godzinie 8.20 CET, po niemal godzinnym locie, załoga wezwała pasażerów do zapięcia pasów, a o 8.35 potwierdziła pilotowi gotowość do lądowania. Sześć minut później, o 8.41, Tu-154M rozbił się niedaleko wojskowego lotniska Smoleńsk Północny.

Według oficjalnych informacji żadna z 96 osób znajdujących się w samolocie nie przeżyła, mimo że spadł on na teren bagnisty z wysokości zaledwie kilku metrów. Oprócz polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego żony Marii na pokładzie byli między innymi: wicemarszałek Sejmu, wiceminister spraw zagranicznych, wielu parlamentarzystów oraz dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych, wśród nich generał Andrzej Błasik, dowódca sił powietrznych — słowem, znacząca część politycznej i wojskowej elity Polski4. Delegacja udawała się do Katynia na obchody 70. rocznicy zbrodni dokonanej na polskich oficerach przez oddziały Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych (NKWD). W 1940 roku sowiecka policja polityczna zlikwidowała w samym tylko Katyniu ponad 4 tys. polskich oficerów. Była to część programu Józefa Stalina zakładająca likwidację przywódczych środowisk przedwojennej Polski. Lotnisko wojskowe Smoleńsk Północny leży niecałe 20 kilometrów na zachód od Katynia.

Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński nigdy już nie wygłosił przemówienia na grobach ofiar zbrodni katyńskiej. A chciał w nim powiedzieć między innymi: „Tragedia Katynia i walka z kłamstwem katyńskim to doświadczenie ważne dla kolejnych pokoleń Polaków. To część naszej historii. Naszej pamięci i naszej tożsamości. To jednak także część historii całej Europy, świata. To przesłanie dotyczące każdego człowieka i wszystkich narodów. Dotyczące i przeszłości, i przyszłości ludzkiej cywilizacji. Zbrodnia katyńska już zawsze będzie przypominać o groźbie zniewolenia i zniszczenia ludzi i narodów. O sile kłamstwa. Będzie jednak także świadectwem tego, że ludzie i narody potrafią — nawet w czasach najtrudniejszych — wybrać wolność i obronić prawdę”5.

Czy katastrofa smoleńska była tragicznym wypadkiem, brzemienną w skutki koincydencją błędów, nieporozumień i zaniedbań zarówno po rosyjskiej, jak i po polskiej stronie — czy też zaplanowaną akcją, zamachem? W gruncie rzeczy pragnienie dotarcia do niezbitej prawdy jest swoistym zuchwalstwem. Zwłaszcza jeśli mielibyśmy do czynienia z zamachem o podłożu politycznym. Któż bowiem może w ogóle uzurpować sobie prawo do poznania czystej prawdy? Chyba tylko religijni i polityczni fundamentaliści albo despoci. Mimo to chciałbym jednak podjąć próbę odpowiedzi na pytanie, co naprawdę zdarzyło się 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku, wykazać sprzeczności i przedstawić poszlaki, tak by czytelnik mógł wyrobić sobie na ten temat własne zdanie. W tej książce o to właśnie chodzi.

Przyznam, że gdy krótko po katastrofie wielu z moich polskich przyjaciół nie posiadało się z oburzenia, tłumacząc mi, że był to zamach, w moich uszach brzmiało to dość awanturniczo i niewiarygodnie. Myślałem wtedy, że albo wybujała fantazja wypiera tragiczną rzeczywistość, albo ludzka tragedia jest bezwstydnie instrumentalizowana w celach ideologicznych. Jednocześnie dziwiłem się, jak szybko i bez przeprowadzenia jakichkolwiek badań ustalono winnego katastrofy. Był nim pilot samolotu, o czym zgodnie informowały rządy Rosji i Polski. Wbrew poleceniom rosyjskich kontrolerów z wieży miał on zejść zbyt nisko, co doprowadziło do kolizji maszyny z brzozą i utraty części lewego skrzydła, a następnie zderzenia z ziemią samolotu obróconego podwoziem do góry, około kilometra od pasa lądowania. Na dodatek mówiono o ogromnej presji wywieranej na pilota, by mimo złych warunków pogodowych lądował w Smoleńsku.

W jaki sposób tak szybko udało się ustalić przyczynę tragedii? Dlaczego robiono wszystko, by wersję tę możliwie szeroko rozpowszechnić? Jeden z posłów Platformy Obywatelskiej (PO) zdradził generałowi brygady w stanie spoczynku Sławomirowi Petelickiemu, że bezpośrednio po katastrofie niektórzy politycy mieli otrzymać SMS, jak mają się wypowiadać na ten temat. „Brzmiał on jak instrukcja: »Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej stu metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił«”. Z kolei Jarosław Kaczyński, brat bliźniak polskiego prezydenta, niecałą godzinę po tragicznym wydarzeniu odebrał telefon od ministra spraw zagranicznych. Radosław Sikorski poinformował go, że doszło do katastrofy, która była wynikiem błędu pilota. Według słów ministra nikt nie przeżył. Wygląda na to, że polski rząd niemal od razu wiedział, iż winę za tę tragedię ponosi kapitan samolotu.

Następnego dnia po tym wydarzeniu „Bild am Sonntag” informował na stronie tytułowej: „Nasz sąsiad jest w szoku. Polsko, płaczemy z Tobą!”, aby tuż obok umieścić duży nagłówek: „Tupolew 154M trzy razy przerywał podejście do lądowania, ponieważ piloci nie widzieli pasa. Podczas czwartej próby rządowa maszyna roztrzaskała się w brzozowym lesie”6. Podobną relację przynosił dziennik „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung” z 11 kwietnia 2010 roku: „Pilot wykonał cztery podejścia do lądowania — powiedział Siergiej Razygrajew, zastępca dowódcy naczelnego lotnictwa wojskowego Rosji. Z powodu gęstej mgły załodze proponowano lądowanie w białoruskim Mińsku lub Moskwie, jednakże dowódca zdecydował się posadzić maszynę w Smoleńsku”7. Głos zabrał nawet niemiecki związek zawodowy pilotów: „Zdaniem Zrzeszenia Cockpit wiele wskazuje na to, że podczas katastrofy smoleńskiej były wywierane naciski na pilota. Wprawdzie do czasu analizy czarnych skrzynek można tylko spekulować na temat przyczyn katastrofy — mówił portalowi Stern.de doświadczony kapitan Jörg Handwerg. Jednak — jak podkreślił niemiecki pilot — fakt, że miały miejsce cztery podejścia do lądowania pozwala przypuszczać, że na pilotów była wywierana presja”8.

Jeśli porównamy te doniesienia z obecnym stanem wiedzy, okaże się, że mają one niewiele wspólnego z rzeczywistością. Mimo to do dziś w sposób decydujący kształtują wyobrażenie zarówno niemieckiej, jak i europejskiej opinii publicznej na temat tego, co wydarzyło się w Smoleńsku. W rzeczywistości nigdy nie było owych „medialnych” czterech podejść do lądowania na lotnisku wojskowym w Smoleńsku. Dokumentem, który wywołał szeroki rezonans także w Niemczech, jest nad wyraz kontrowersyjny raport oficjalnej moskiewskiej komisji Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) opublikowany 12 stycznia 2011 roku.

Po katastrofie polskiej maszyny ówczesny prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew ogłosił 12 kwietnia 2010 roku dniem żałoby narodowej („W imieniu narodu rosyjskiego wyrażam wyrazy najgłębszego współczucia”9). Z kolei amerykański prezydent Barack Obama oznajmił, że śmierć Kaczyńskiego „stanowi katastrofalną stratę dla Polski, Stanów Zjednoczonych i świata”. To były wielkie słowa, podobnie jak te, które wygłosił rosyjski premier Władimir Putin, mianowany przez prezydenta Miedwiediewa przewodniczącym państwowej komisji do spraw zbadania przyczyn katastrofy polskiego samolotu. Zaraz po tragedii smoleńskiej zapowiedział on całkowite wyjaśnienie jej przyczyn i pełną współpracę z polskimi organami. Także rosyjska prokuratura generalna wszczęła postępowanie z powodu „naruszenia przepisów bezpieczeństwa”10. Oczywiście rosyjskie władze nie wywiązały się ze złożonej obietnicy. Co więcej, podczas prac nad książką natknąłem się na wiele przykładów ewidentnych niespójności, wybiegów i manipulacji związanych z badaniem okoliczności katastrofy.

Faktem jest, że rząd Rosji pośrednio skorzystał na tej tragedii. Zupełnie nieoczekiwanie wszedł w posiadanie nie tylko telefonów komórkowych należących do przedstawicieli polskiej elity politycznej i wojskowej, ale też ściśle tajnych systemów szyfrujących. Umożliwiały one NATO bezpieczną komunikację satelitarną i pozostawały w posiadaniu dowódców polskiej marynarki oraz sił powietrznych, którzy także zginęli w katastrofie11. Wprawdzie po tragedii natychmiast je zmieniono, jednak istnieje ryzyko, że za ich pomocą rosyjska Agencja Wywiadu Elektronicznego będzie mogła w przyszłości złamać także nowe kody NATO. Co istotne, telefony komórkowe, smartfony Blackberry czy tajne dokumenty zostały zwrócone polskim instytucjom dopiero po dokładnym przejrzeniu ich przez Rosjan.

Zasadnicze pytanie nadal nie doczekało się odpowiedzi: Dlaczego rządy Polski i Rosji uparcie wzbraniały się przed przeprowadzeniem niezależnego międzynarodowego śledztwa w sprawie przyczyn katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku? W przypadku malezyjskiego samolotu pasażerskiego MH-17 premier Donald Tusk wzywał przecież do powołania z udziałem Unii Europejskiej (UE) międzynarodowej komisji, która miałaby zbadać przyczyny katastrofy. Takiej międzynarodowej komisji, złożonej z ekspertów, domagali się także krewni osób tragicznie zmarłych w Smoleńsku. Wtedy jednak Tusk blokował jej powołanie. W dodatku każda próba zainicjowania niezależnego międzynarodowego śledztwa była odrzucana przez polski rząd i traktowana jako afront wobec Rosji. W kwietniu 2010 roku rząd Donalda Tuska zaakceptował wszystkie postawione przez Rosję warunki, zgodnie z którymi badania miały być prowadzone w Moskwie. Z tego powodu kluczowe dowody znalazły się w rękach Rosjan. Skutek jest taki, że ogromne wątpliwości dotyczące efektów badania przyczyn katastrofy do dziś zatruwają polityczny klimat w Polsce. Na przykład w listopadzie 2010 roku dwaj wysocy rangą politycy Prawa i Sprawiedliwości (PiS) udali się do Waszyngtonu. Mieli ze sobą list otwarty z 300 tys. podpisów, w którym wzywano rząd amerykański do wsparcia międzynarodowego niezależnego śledztwa. Ówczesny rzecznik prasowy rządu Paweł Graś określił tę akcję mianem „absolutnego skandalu”12.

Andriej Iłłarionow był przez sześć lat doradcą gospodarczym Władimira Putina, po czym ustąpił z tej funkcji na znak protestu przeciwko polityce Kremla. Już w maju 2010 roku napisał list otwarty, w którym przekonywał rząd polski, by nie ufał ślepo rosyjskim instytucjom. Te bowiem nie są zainteresowane naświetleniem wszystkich przyczyn katastrofy smoleńskiej. „Złośliwi ostrzegali: sposób, w jaki Rosja bada dziś katastrofy — jak zatonięcie okrętu podwodnego „Kursk” — kłóci się z wymogami państwa prawa, w którym muszą zostać bezwzględnie ujawnione wszystkie okoliczności”13.

Im intensywniej zajmowałem się sprawą katastrofy smoleńską, tym coraz mocniej rosło we mnie przekonanie, że to, co w XXI wieku okazuje się znowu możliwe w samym środku Europy, po prostu przerasta moją wyobraźnię. Dotarło do mnie, że w przeciwieństwie do tego, co myślałem na początku, nie może być już mowy o żadnych urojeniach. Nagromadziło się zbyt wiele pytań, na które rządy Polski i Rosji — z niewiadomych powodów — wciąż nie dają odpowiedzi.

„Sądzę, że prawda jest tak przerażająca, że nie da się jej dziś wyartykułować” — oznajmił Andrzej Kowalski, były zastępca szefa polskiej Służby Kontrwywiadu Wojskowego (SKW). Spotkałem się z nim w nad wyraz konspiracyjnych okolicznościach nieopodal Warszawy. W proteście przeciwko — jego zdaniem — braku gotowości SKW do wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej odszedł ze służby. Kowalski zarzuca polskiemu rządowi „manipulację i cenzurę”14. Podobnie jak zaskakująco wielu urzędników państwowych, którzy mieli do czynienia z wyjaśnianiem tej katastrofy, odczuwa strach — silny strach. W ostatnich latach w związku z tą katastrofą doszło do kilku tajemniczych „samobójstw” — co znowu może trącić tanią teorią spiskową.

Antoni Macierewicz jest konserwatywnym politykiem, którego sympatie wobec władz Kremla, a zwłaszcza FSB, są równe zeru. Na ścianach jego warszawskiego biura wiszą obrazy świętych i krzyż — wyraźny znak jego głębokiej wiary. Wśród Polaków 90 proc. to katolicy, wielu z nich jest tak religijnych, że zachowuje wręcz dystans wobec papieża Franciszka. Macierewicz był w latach 1991–1992 ministrem spraw wewnętrznych. Jest politykiem znanym ze swoich antykomunistycznych poglądów, co wynika bezpośrednio z jego doświadczeń z życia w czasach PRL, kiedy to doświadczał prześladowania. Był założycielem Komitetu Obrony Robotników w 1976 roku, następnie współzałożycielem „Solidarności”, a w roku 2006 został powołany na stanowisko sekretarza stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej i szefa SKW. Dziś jest posłem partii PiS w polskim Sejmie. Od lipca 2010 roku stoi na czele Zespołu Parlamentarnego do spraw Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 roku, który konsekwentnie zajmuje się wyjaśnianiem zagadek związanych z tą tragedią.

W trakcie naszej rozmowy Macierewicz potwierdził, że „w ciągu trzech lat po katastrofie miały miejsce tajemnicze zgony funkcjonariuszy państwowych oraz innych osób, które mogły mieć coś wspólnego z przypadkiem Smoleńska”. Na przykład Dariusz Szpineta, zawodowy pilot i udziałowiec spółki lotniczej, został znaleziony martwy w łazience hotelu w Indiach, w którym to kraju spędzał urlop wraz z rodziną. Powiesił się na kablu od komputera15. Ekspert ten publikował krytyczne analizy na temat oficjalnej wersji przyczyn katastrofy. Wszyscy pozostali członkowie wycieczki do Indii zeznali, że Szpineta był przez cały czas w dobrym humorze i miał zamiar zwiedzać wraz z grupą liczne zabytki. Po ogłoszeniu informacji o jego „samobójstwie” anonimowe źródła w Internecie donosiły, że był on uwikłany w handel bronią i dziełami sztuki. „To z pewnością nie było samobójstwo” — powiedział Antoni Macierewicz. Ale nie wiadomo, czy śmierć Szpinety miała związek z katastrofą smoleńską. Z kolei 14 sierpnia 2014 roku został znaleziony martwy w swoim mieszkaniu Marek Koperski, oficer Biura Ochrony Rządu (BOR). Według śledczych przyczyną śmierci była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa. Dwa lata wcześniej zmarł Adam A., specjalista w zakresie pirotechniki, także oficer BOR-u, który zajmował się sprawdzaniem maszyn rządowych przed katastrofą w Smoleńsku. Według informacji prokuratury zgon nastąpił z powodu zatrzymania akcji serca.

Nie ulega wątpliwości, że zachowanie oficjalnych instytucji po katastrofie smoleńskiej, zarówno rosyjskich, jak i polskich, pozostawiało szerokie pole do snucia domysłów na temat przyczyn zaistniałych wydarzeń. Tym samym wiele teorii spiskowych trafiało na podatny grunt. Na przykład bardzo szybko pojawiła się koncepcja, jakoby za katastrofę współodpowiedzialny był rząd rosyjski bądź FSB, czemu Moskwa i Warszawa zgodnie kategorycznie zaprzeczały, uznając tego rodzaju twierdzenia za nonsens. Kto sądził inaczej, zyskiwał miano fantasty wykorzystującego ów tragiczny wypadek dla celów politycznych.

Czy w związku z tym powinienem zignorować pochodzący z marca 2014 roku dokument Federalnej Służby Wywiadowczej (BND)? Wtedy funkcjonariusz BND wysłał do centrali w Pullach depeszę, którą sporządził po rozmowach przeprowadzonych z wysokim rangą członkiem rządu polskiego oraz ważnym funkcjonariuszem rosyjskiej FSB. W dokumencie tym czytamy, co następuje: „Możliwym wyjaśnieniem przyczyny katastrofy Tu-154 z 10.04.2010 w Smoleńsku jest wysoce prawdopodobny zamach przy użyciu materiałów wybuchowych przeprowadzony przez funkcjonariuszy Wydziału FSB działających pod przykryciem w ukraińskiej Połtawie, pod dowództwem generała Jurija D. z Moskwy”. Chodzi o 3. Wydział FSB, Służby Naukowo-Techniczne. Do jego podwydziałów należą: Zarządzanie Zakupem Broni, Sprzętu Wojskowego i Specjalnego Wyposażenia oraz Zarządzanie Środkami Operacyjno-Technicznymi.

W dalszej części dokumentu znajdujemy taką oto informację: „Pozostałego przebiegu zdarzeń dotyczącego realizacji, pozyskania materiałów wybuchowych czy komunikacji — mimo podjęcia intensywnych działań — nie udało się wyjaśnić, ponieważ nie można wykluczyć poważnego zagrożenia dla działających na miejscu źródeł”. Jak to bywa ze wszystkimi informacjami wywiadowczymi BND, można im wierzyć lub nie. Te jednak pasują do układanki z faktów i poszlak, co pozwala sądzić, że nie zostały wyssane z palca.

Zmarły niedawno deputowany do Bundestagu z ramienia Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej Andreas Schockenhoff, były koordynator rządu Republiki Federalnej do spraw Niemiecko-Rosyjskiej Współpracy Międzyspołecznej, mówił w lutym 2013 roku podczas Monachijskiej Konferencji Polityki Bezpieczeństwa: „Wiadomo, że istnieją najprzeróżniejsze spekulacje dotyczące przyczyn oraz odpowiedzialności za katastrofę polskiego samolotu w Smoleńsku. Ale jasne jest, że spekulacje te można wyjaśnić tylko dzięki otwartości i przejrzystości. Postawa Moskwy jest niezrozumiała. Rosjanie otaczają całą sprawę tajemnicą, co skłania do pytań o motywy takiego działania”16. Do początku 2015 roku nic się w tej kwestii nie zmieniło.

O skrupułach związanych z zajmowaniem się tragedią smoleńską

W trakcie mojej pracy nad książką stale zadawałem sobie pytanie: Co ja właściwie robię, skoro ci, którzy oczekują, że europejska opinia publiczna obudzi się wreszcie z letargu, w najmniejszym stopniu nie odpowiadają moim sympatiom politycznym? Chodzi o prawicowo-konserwatywną politykę Lecha Kaczyńskiego i jego partii PiS. Zwolennicy tego ugrupowania uważają bowiem, że globalizacja jest zagrożeniem dla wartości katolickich i patriotycznych. Poznałem Lecha Kaczyńskiego osobiście 19 listopada 2005 roku w Krakowie. Podczas rozmowy z tym głęboko religijnym człowiekiem szybko zorientowałem się, że nie jest on oddanym przyjacielem Niemiec. Jawił mi się też jako nieustępliwy przeciwnik prezydenta Władimira Putina. Ukształtowany przez trudne doświadczenia życia w warunkach komunistycznej dyktatury w Polsce, łącznie z internowaniem i działalnością podziemną, postrzegał rosyjskiego przywódcę jako reprezentanta systemu bezprawia.

Czy posiadając wiedzę o tym, że nie tylko Kaczyński, ale większość ofiar tragedii smoleńskiej miała zarówno w Europie Zachodniej, jak i w samej Rosji opinię politycznych awanturników, o obsesyjnych uprzedzeniach wobec Władimira Putina, miałem odstąpić od swojego zamiaru zajęcia się tym tematem? A może powinienem to zrobić dlatego, że jako reprezentanci narodowo-konserwatywnej siły politycznej nie mieścili się oni w ramach propagowanego ideału uświadomionego, liberalnego społeczeństwa europejskiego? Albo dlatego, że żaden z zachodnich rządów do tej pory nie zainteresował się niezliczonymi pytaniami w sprawie katastrofy z 2010 roku, które wciąż pozostają bez odpowiedzi? A może źródłem tej postawy jest obawa przed instrumentalizowaniem tragedii przez polskie ugrupowania prawicowe, dążące do szerzenia swojej ekstremalnie nacjonalistycznej, nienawistnej propagandy? Przypominam sobie demonstrację w Warszawie w kwietniu 2014 roku z okazji czwartej rocznicy katastrofy, podczas której widoczne były plakaty z bardzo wyrazistymi hasłami: „Minął czas marszów i protestów. Precz z Platformą”; „Komuna wraca z Platformą”; „Oto dziś dzień krwi i chwały. Powstań, Polsko, skrusz kajdany”.

Prawicowo-ekstremalne trendy miały także wpływ na politykę głównego nurtu, o czym świadczy inna, 150-tysięczna demonstracja, do której doszło 29 września 2012 roku w Warszawie. Jej organizatorzy, PiS, Związek Zawodowy „Solidarność”, prawicowo-katolicki ruch Radia Maryja z ojcem dyrektorem Tadeuszem Rydzykiem na czele oraz rzesze uczestników maszerowali pod hasłem „Obudź się, Polsko!”17. Ojciec Rydzyk cieszący się ogromnym autorytetem w kręgach narodowo-religijnych i dysponujący wpływowym imperium medialnym, powiedział swego czasu, że Lech Kaczyński to „człowiek ulegający lobby żydowskiemu”, a jego żona jest „czarownicą”, która chce zalegalizować eutanazję, i sama powinna „poddać się eutanazji”. Reakcja na te słowa była burzliwa. Centrum Szymona Wiesenthala w Los Angeles nazwało ojca Rydzyka „Josephem Goebbelsem w koloratce”18. To przykład, że antysemityzm odgrywa w tych kręgach rolę niebagatelną. Radio Maryja jest jednym z mediów, które bezpośrednio po katastrofie, bez jakichkolwiek poszlak czy dowodów, mówiły o zamachu.

Jak widać, Polska to kulturowe i polityczne pole minowe, a już na pewno w odniesieniu do katastrofy smoleńskiej oraz wyrosłych wokół niej konfliktów ideologiczno-politycznych. Od czasu tragicznych wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku nie ma żadnego dialogu między PiS-em a PO, co z jednej strony niezmiernie utrudnia wyjaśnianie przyczyn katastrofy, z drugiej zaś — silnie zatruwa klimat polityczny w Polsce. Obie strony są przekonane o słuszności swoich racji, przy czym gwoli uczciwości trzeba przyznać, że posłowie PiS-u oraz naukowcy, którzy nie dali wiary oficjalnej wersji przyczyn katastrofy, bezustannie poszukiwali dialogu z rządem Donalda Tuska. Niestety — bezskutecznie.

Przez długi czas publikacja dotycząca tej ludzkiej oraz politycznej tragedii wydawała mi się przedsięwzięciem nad wyraz problematycznym. Zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę warunki osobliwej wojny informacyjnej, gdy światowe konflikty wprowadzają do naszego życia znacznie więcej niepewności, niż miało to miejsce w ostatnich dziesięcioleciach. To wszystko tworzy urodzajny grunt dla wszelkiej maści teorii spiskowych. Dlatego też — mimo zaawansowanych prac — zrezygnowałem z pisania książki o katastrofie smoleńskiej, przekonując siebie i swoich przyjaciół, że w obecnych okolicznościach to przedsięwzięcie nie ma sensu. Któż bowiem w obliczu aktualnych kryzysów i gwałtownych przemian na świecie interesuje się jeszcze historią katastrofy samolotu z 2010 roku, nawet jeśli zginęła w niej istotna część elit Rzeczypospolitej Polskiej?

Później jednak doszedłem do wniosku, że między wydarzeniami w Smoleńsku a dzisiejszym, zainicjowanym przez Rosję konfliktem wojskowym z Ukrainą, w którego zasięgu znajduje się także Europa Zachodnia, istnieje bezpośredni związek. Wszystko bowiem sprowadza się do podstawowych pytań: Jak, przy użyciu jakich środków, dlaczego i kto podsyca polityczne ogniska zapalne? Słowem, jak za pomocą dezinformacji można rozniecić zażartą wojnę i ślepą nienawiść między narodami? Na dodatek w warunkach, w których coraz więcej ludzi — nie tylko w Niemczech — odrzuca system demokratyczny. To wręcz mieszanka wybuchowa, jeśli nie diabelska mikstura.

W Polsce, Rosji, Stanach Zjednoczonych, Niemczech czy na Ukrainie — wszędzie mamy do czynienia z selektywnym postrzeganiem globalnej rzeczywistości. Z jednej strony, jak to ma miejsce w Rosji, a nawet kilku wschodnich państwach członkowskich UE, triumfuje ideologia narodowo-autorytarna. Z drugiej zaś — Europa i Stany Zjednoczone hołdują fundamentalnemu neoliberalizmowi. W obu obozach chodzi o to, aby zdegradować obywateli do roli ubezwłasnowolnionych obiektów, bezradnych wobec imperialnych interesów władzy. W Europie ofiarą tego stanu rzeczy pada socjalne państwo prawa oraz demokratyczne, oparte na humanistycznych wartościach społeczeństwo obywatelskie.

Nonsensy rozpowszechniane w związku z katastrofą smoleńską, a także wojną między Rosją i Ukrainą, podsycające wrogość wobec z pewnością niedoskonałego systemu rządów, jakim jest demokracja, są dla mnie nie do przyjęcia. Z przerażeniem obserwuję również, że wielu obywateli tworzących front antyputinowski wrzuca do wspólnego komunistycznego worka wszystko to, co dotyczy socjalizmu bądź demokratycznego socjalizmu. Wojna na Ukrainie dostarcza neokonserwatywnym i neoliberalnym siłom na Zachodzie pożywki do uprawiania ich własnej propagandy. Uświadomiwszy sobie ten fakt, powiedziałem: „Dosyć!”. Był to moment, w którym zdecydowałem się napisać książkę o katastrofie smoleńskiej — tym razem jednak w szerokim kontekście współczesnych wydarzeń.

Wielki strach

Wiosną 2014 roku ogarnął nie tylko Polskę — ale szczególnie Polskę i kraje bałtyckie — paniczny lęk. Źródłem tego strachu był polityczny konflikt między Rosją i Ukrainą, aneksja Krymu dokonana przez jednostki specjalne armii rosyjskiej oraz wojskowe wsparcie udzielane przez Rosję separatystom we wschodniej Ukrainie. Litewska prezydent Dalia Grybauskaitė oznajmiła, że „Rosja jest w stanie wojny z Ukrainą i faktycznie — z Europą”19. Jeden z polskich tabloidów opublikował artykuł ze wskazówkami, jak się przygotować do nadchodzącej wojny: „W jakie produkty należy się zaopatrzyć? Najlepiej takie, które mają długą datę przydatności do spożycia i nie wymagają przechowywania w lodówce. Dlatego nieodzowne będą konserwy i jedzenie peklowane w słoikach. Można z nich przygotować na przykład obiad i zjeść na zimno. Warto kupić też kilka kartonów mleka. Nie można zapomnieć o mące, cukrze, oleju i jajkach, ponieważ to są podstawowe produkty, które pozwolą nam przygotować posiłki. Trzeba też zaopatrzyć się w makarony, kasze i ryż”20. Wielu Polaków posłuchało tych rad. Z kolei 4 kwietnia 2014 roku, podczas demonstracji z okazji czwartej rocznicy katastrofy smoleńskiej, ustawiono wielki transparent z napisem: „To nie zamach, to egzekucja. Smoleńsk–Kijów–Krym — a później reszta Europy”.

Na początku września 2014 roku zadzwonił do mnie przyjaciel z Polski. Bardzo zdenerwowany mówił: „Wiesz już, że Putin groził Poroszence, iż uderzy bronią atomową na Warszawę i Wilno?”. „Bzdury” — odpowiedziałem. „Żadne bzdury, piszą o tym w polskich gazetach” — zapewniał mój przyjaciel. „Co jeszcze nie znaczy, że to prawda” — zauważyłem, ale nie udało mi się go uspokoić. Faktycznie, 7 września 2014 roku nagłówki większości polskich mediów zostały zdominowane przez jeden tytuł: „Jeśli Putin spuści bombę atomową, to Warszawa zostanie zniszczona jako pierwsza?!”. Znak zapytania i wykrzyknik były bardzo wymowne. Na pierwszej stronie dziennika „Super Express” umieszczono podobiznę rosyjskiego prezydenta na tle grzyba atomowego, a na dalszym planie — panoramę Warszawy21.

Dosadne tytuły polskich gazet odnosiły się do artykułu amerykańskiego dziennikarza Jeffreya Taylera, opublikowanego na łamach pisma „Foreign Policy”22. Autor w swoim tekście „Nuklearna opcja Putina. Czy rosyjski prezydent jest gotów rozpocząć III wojnę światową?” zacytował Andrieja Piontkowskiego, byłego dyrektora Centrum Studiów Strategicznych w Moskwie. Zdaniem Piontkowskiego w razie militarnej konfrontacji między blokami wschodnim i zachodnim NATO miałoby przewagę w przypadku prowadzenia operacji z użyciem środków konwencjonalnych. „Dlatego Putin ma do wyboru tylko jedną opcję: atak nuklearny. Jednak nie chodzi tu o uruchomienie międzykontynentalnych rakiet balistycznych nakierowanych na Stany Zjednoczone lub Europę Zachodnią, ponieważ oznaczałoby to samobójczy atomowy holokaust, ale o mały taktyczny atak na jednego lub dwóch członków NATO. Pierwszy cios odbierze Warszawa, ponieważ już wcześniej przeprowadzano symulację ataku jądrowego na stolicę Polski. W dalszej kolejności ucierpiałoby Wilno, stolica Litwy”. Niewątpliwie tego rodzaju spekulacje mogą znajdować zwolenników w nacjonalistycznych, sympatyzujących z Kremlem rosyjskich think tankach, na szczęście jednak nie mają one jeszcze wiele wspólnego z rzeczywistością. Nawet jeśli Andriej Iłłarionow, były doradca rosyjskiego prezydenta Władimira Putina, w wywiadzie udzielonym na początku grudnia 2014 roku tłumaczył, że „w obecnej sytuacji politycznej nie można mówić o zimnej wojnie i że sami ludzie Putina mówią już o IV wojnie światowej”23.

Co ważniejsze, w artykule Taylera nie ma ani słowa o tym, że rosyjski prezydent osobiście groził zrzuceniem bomby atomowej na Warszawę. Jednak krzykliwe nagłówki prasowe dokładnie to wryły w głowy wielu Polaków. Strach przed Rosją żywi się także takimi słowami, jak te wypowiedziane przez przedstawiciela Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego Dmitrija Smirnowa, który oznajmił publicznie: „Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że Rosja jest wielka, Rosja jest silna, Rosja jest wspaniała, że mamy guziki atomowe, że możemy zniszczyć cały świat. Tak, w zasadzie możemy. Ale nie mamy już ludzi, którzy mieliby wystarczająco dużo odwagi, by te guziki nacisnąć. Nasz naród skarlał duchowo”24.

Retrospekcja pozwalająca spojrzeć w przyszłość

Katastrofę z 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku otacza zwarty gąszcz półprawd i pozacieranych dowodów. Podczas śledztwa, a raczej jego blokowania, decydującą rolę odgrywał Władimir Putin. Żeby to zrozumieć, należy najpierw poznać jego metody działania, które stały się częścią systemu rosyjskiej polityki.

Nasza retrospekcja zaczyna się w 1999 roku, krótko przed objęciem przez Putina urzędu prezydenta Rosji i rozpoczęciem drugiej wojny w Czeczenii, wiedzie przez wojnę w Gruzji w 2008, katastrofę smoleńską w 2010, zajęcie Krymu wiosną 2014, zestrzelenie pasażerskiego samolotu malezyjskich linii lotniczych MH-17 w lipcu tego samego roku i kończy się krwawą wojną na Ukrainie. Te pozornie niezwiązane ze sobą wydarzenia ściśle się splatają z katastrofą smoleńską i zapewniam, że nie jest to żadna teoria spiskowa. Czy tragedia smoleńska była jedynie preludium do wojny z Ukrainą i rozbicia europejskiego porządku pokojowego?

Wojna na Ukrainie wiąże się z katastrofą smoleńską dlatego, że w jej tle pojawia się jako centralny gracz rosyjski prezydent Władimir Putin, silnie powiązany z FSB. Federalna Służba Bezpieczeństwa jest tarczą i mieczem Putina, tak jak niegdyś Komitet Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) był tarczą i mieczem Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego (KPZS). Organ ten odgrywał i nadal odgrywa znaczącą rolę w Polsce. Antoni Macierewicz, przewodniczący Zespołu Parlamentarnego do spraw Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M, opisał to w sposób następujący: „Nie ma w Polsce istotnej społecznej czy gospodarczej struktury, która by nie była w mniejszym bądź większym stopniu kontrolowana przez FSB. W przypadku służb rosyjskich mówię także o służbach białoruskich. Są one bardzo aktywne, ale zależne od służb rosyjskich. Wyniki ich prac są natychmiast przekazywane Rosjanom. Oni są bardzo skuteczni”25. Po raz kolejny pojawia się pytanie, co jest uprzedzeniem i dezinformacją, a co rzeczywistością.

Pisząc te słowa 17 października 2014 roku, śledziłem na żywo w Internecie walki między ukraińskimi oddziałami a prorosyjskimi rebeliantami o lotnisko we wschodnioukraińskim Doniecku. Trwały one mimo oficjalnego, wspieranego także przez Putina porozumienia o wstrzymaniu ognia między Kijowem i separatystami. Huk broni artyleryjskiej, jaskrawe rozbłyski strzałów — wszystko było widać jak na dłoni — z wyjątkiem zniszczeń materialnych i ludzkich tragedii. Niezależny serwis twitterowy Conflict News donosił: „Rosyjskie siły zbrojne atakują”.

W tym czasie Władimir Putin przebywał w Mediolanie w związku z odbywającym się tam szczytem Europa–Azja. Rosyjski prezydent podkreślał, że Rosja nadal jest gotowa angażować się w ten konflikt, ale nie jest jego uczestnikiem. Jak stwierdził, zachodnie rządy wykazały się brakiem obiektywizmu i dobrej woli dokonania bezstronnej oceny sytuacji na Ukrainie. Rosja natomiast przestrzega wszystkich zawartych porozumień26.

W tym miejscu cofnijmy się do wiosny 2010 roku, kiedy to w Smoleńsku doszło do katastrofy samolotu z polskim prezydentem na pokładzie, a Władimir Putin uchodził powszechnie za godnego zaufania partnera Europy i Stanów Zjednoczonych. W tamtym czasie stosunki między europejskimi rządami i Kremlem charakteryzowała wzruszająca polityka zbliżenia, zwana także partnerstwem strategicznym. Przy czym chodziło nie tyle o uniwersalne prawa człowieka, ile o przynoszącą ogromne zyski współpracę gospodarczą.

W styczniu 2010 roku ekspert do spraw Rosji Andreas Umland dokonał analizy długotrwałego kryzysu politycznego w Kijowie i doszedł do następujących wniosków: „Przedstawiciele politycznego mainstreamu Rosji kokietują niekiedy pomysłem, że Krym lub co najmniej Sewastopol »w zasadzie należą do Moskwy«. Wydaje się jednak, iż Kreml nie wykazuje poważnego zainteresowania realizacją »zjednoczenia« Krymu z Federacją Rosyjską”. I dalej: „Mimo że dzisiejsze działania obecnego przywództwa Rosji na arenie międzynarodowej można uznać za daleko racjonalne, nie wolno zapominać, że w politycznym krajobrazie Rosji nadal istnieją ugrupowania ultranacjonalistyczne, dysponujące powiązaniami w Dumie bądź na Kremlu”27. W 2010 roku powyższe spekulacje Umlanda wydawały się wręcz awanturnicze. Tymczasem cztery lata później Putin dokonał aneksji Półwyspu Krymskiego, który de facto został wchłonięty przez Federację Rosyjską. W połowie grudnia 2014 roku rosyjski minister spraw zagranicznych oświadczył: „Krym stał się teraz częścią państwa, które zgodnie z Traktatem o nierozprzestrzenianiu broni atomowej dysponuje taką bronią. […] Państwo rosyjskie w myśl prawa międzynarodowego ma wszelkie podstawy, by zarządzać swoim legalnym arsenałem jądrowym zgodnie z własnymi interesami i zobowiązaniami prawno-międzynarodowymi”28. Oznacza to tyle, że Moskwa może i chce umieścić na Półwyspie Krymskim broń nuklearną i że już na zawsze pozostanie on terytorium rosyjskim.

Dlaczego polski prezydent przeszkadzał wspaniałemu światu

W tym kontekście wróćmy jeszcze raz do wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku. Dlaczego? Ponieważ Lech Kaczyński był niewątpliwie jednym z niewielu wysokich rangą zachodnich polityków, którzy nigdy nie postrzegali prezydenta Putina jako godnego zaufania partnera. Swojej głęboko zakorzenionej nieufności wobec polityki realizowanej przez Kreml polski prezydent dał wyraz dwa lata przed śmiercią, w sierpniu 2008 roku, gdy rosyjskie wojska weszły do Gruzji. 12 sierpnia w odpowiedzi na agresję udali się z jego inicjatywy do Tbilisi prezydenci Ukrainy, Łotwy, Litwy, Estonii i Polski. Na tbiliskim placu — gdzie zebrały się dziesiątki tysięcy Gruzinów — polski prezydent wypowiedział się w imieniu wszystkich przybyłych szefów państw: „Jesteśmy tu po to, by walczyć. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nasi sąsiedzi pokazali twarz, którą znamy od setek lat. Ci sąsiedzi uważają, że narody wokół nich powinny im podlegać. My mówimy »Nie«! Ten kraj to Rosja, która uważa, że dawne czasy upadłego niecałe 20 lat temu imperium wracają, że znów dominacja będzie cechą tego regionu. […] Potrafimy się jednak temu przeciwstawić. Potrafimy się przeciwstawić, jeżeli wartości, na których miałaby się Europa opierać, mają jakiekolwiek znaczenie w praktyce. Jeżeli mają mieć znaczenie, to musimy tu być, cała Europa musi być tutaj!”29.

We wrześniu 2009 roku działająca na zlecenie UE niezależna międzynarodowa komisja do spraw wyjaśnienia konfliktu w Gruzji opublikowała raport na temat sytuacji na Kaukazie. Zgodnie z jej ustaleniami rosyjskie wojska, wspierane atakami z powietrza, wdarły się w głąb terytorium Gruzji, zatrzymując się tuż pod Tbilisi. W akcji uczestniczyli najemnicy; wykorzystano też sprzęt wojskowy z Federacji Rosyjskiej30. Jednak strona rosyjska postrzegała to całkiem inaczej. Nikołaj Patruszew, były szef FSB, ubolewał, że po raz pierwszy „Waszyngton bezpośrednio wsparł zagraniczny rząd, który atakuje rosyjskich obywateli i wojska pokojowe”31. Nie tylko ta wypowiedź mocno kojarzy się z interwencją na Ukrainie z wiosny 2014 roku. Pod koniec 2004 roku, po pomarańczowej rewolucji na Ukrainie, gruzińska polityka zagraniczna stała się wyraźnie prozachodnia, niewątpliwie także dzięki silnemu wsparciu ze strony Stanów Zjednoczonych — zarówno kadrowemu, jak i finansowemu. Było to nie do pogodzenia z geopolitycznymi interesami Kremla, który wciąż rościł sobie prawo do Gruzji jako obszaru swoich bezpośrednich wpływów. Narodowa suwerenność Gruzji była tu bez znaczenia. Były kanclerz federalny Gerhard Schröder, który w tym czasie pracował już dla rosyjskiego koncernu gazowego Gazprom, nazwał prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego „hazardzistą”. Schröder nie widział powodu, by z uwagi na ostatnie wydarzenia rezygnować z koncepcji „partnerstwa strategicznego” między Berlinem i Moskwą. Stwierdził też: „Jestem przeciwny demonizowaniu Rosji. Postrzegam ją jako część Europy”32.

Przy wielu okazjach Lech Kaczyński ostrzegał przed polityczną kastą Rosji, która dla niego i jego zwolenników jawiła się jako imperium zła, ekspansywna i mroczna siła. We wrześniu 2009 roku na Westerplatte w Gdańsku, podczas uroczystości przypominających 70. rocznicę napaści Niemiec na Polskę, powiedział w obecności Władimira Putina, że bolszewicka Rosja wbiła Polsce nóż w plecy, gdy 17 września 1939 roku na terytorium Polski wkroczyła Armia Czerwona33. Rosyjska Agencja Informacyjna RIA-Nowosti skomentowała to przemówienie słowami: „Lech Kaczyński, polski prezydent i przewodniczący partii Prawo i Sprawiedliwość, zademonstrował stare propagandowe frazesy. Powiedział, że w przeciwieństwie do Rosjan Polacy nie mają sobie nic do zarzucenia. Niczym wytrawny populista porównał rozstrzelanie polskich oficerów w Katyniu do Holokaustu […]. Dokumenty tajnej sowieckiej policji NKWD na temat egzekucji w Katyniu oraz pobytu polskich oficerów w Rosji (zostały one opublikowane w ZSRS już w latach 1989–1991) potwierdzają, że oficerowie ci nie zostali zlikwidowani jako Polacy. Ich śmierć wynikała ze względów klasowych — zostali zabici jako elementy »społecznie wrogie«”34.

Na początku listopada 2008 roku, podczas gdy ministrowie spraw zagranicznych UE przygotowywali szczyt z udziałem Rosji i odnośne porozumienie z tym krajem o partnerstwie i współpracy, polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski skrytykował deklarację podpisaną przez Lecha Kaczyńskiego i prezydenta Litwy Valdasa Adamkusa. W dokumencie tym obaj politycy wypowiedzieli się przeciwko rozmowom w sprawie porozumienia Unia Europejska–Rosja („Negocjacje powinny być wznowione tylko wtedy, gdy Rosja wycofa swoje wojska z Gruzji na pozycje zajmowane przed 7 sierpnia”). Polski prezydent był z tego powodu ostro krytykowany przez swój rząd, a także przez Moskwę, Berlin i Brukselę. Z drugiej strony 9 maja 2010 roku planował podróż do Moskwy na obchody 65. rocznicy zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami. W związku z tym zaproponował wspólny lot generałowi Wojciechowi Jaruzelskiemu, ostatniemu komunistycznemu regentowi PRL. Ale — jak wiadomo — do tego już nie doszło.

KŁAMAĆ, WYPIERAĆ, ZACIEMNIAĆ: SOWIECKA POLITYKA WCZORAJ I ROSYJSKA POLITYKA DZIŚ

Powstaje nieodparte wrażenie, że Europa, w której dziś żyjemy, stała się politycznym domem wariatów. Irracjonalność w połączeniu z wirusem ideologicznego zaślepienia zagnieździła się w zbyt wielu głowach współczesnych Europejczyków. Zgodnie z ich wykładnią podporządkowana waszyngtońskiemu rządowi i/lub CIA prasa zachodnia jest zaprogramowana na kurs antyrosyjski. Jak dla nazistów obrazem wroga był „spisek żydowsko-bolszewicko-plutokratyczny”, tak dziś ucieleśnieniem zła jest sterowany bądź manipulowany przez USA rząd światowy, który chce zagarnąć dla siebie całą władzę. Na szczęście jest jeszcze Władimir Putin, który jako jedyny przeciwstawia się zachodnim aspiracjom do panowania nad światem. Gdzie się podziało krytyczne podejście i zróżnicowane myślenie?

W istocie chodzi o podstawowe pytanie, jak należy oceniać Putina i jego politykę oraz czego należy się po nim spodziewać. Czy do takich wydarzeń jak wojna czeczeńska z końca 1999, katastrofa w Smoleńsku z kwietnia 2010, wojna na Ukrainie trwająca od wiosny 2014 czy zestrzelenie 17 lipca tego samego roku malezyjskiego samolotu pasażerskiego MH-17 doszło na jego zlecenie czy też przy jego cichym przyzwoleniu? Argumentacja najbardziej wytrwałych obrońców Putina w zachodnich krajach demokratycznych wygląda następująco: Rosja jest zagrożona przez NATO i USA, a za konflikt z Ukrainą odpowiadają Stany Zjednoczone, opcjonalnie NATO, CIA i/lub potężne europejskie gospodarcze grupy interesów. W dodatku Zachód nie rozumie bądź świadomie narusza narodowe i strategiczne interesy Rosji lub samego Putina. Ostatni argument jest bardzo chętnie przytaczany w obronie polityki rosyjskiego prezydenta przez niektórych niemieckich polityków oraz szefów wielu koncernów.

Tymi wszystkimi racjami obficie karmione są przede wszystkim media społecznościowe. Typowy wywód brzmi następująco: „Obarczanie [Rosji] winą odbywa się na podstawie dzikich spekulacji, myślenia życzeniowego i przede wszystkim politycznych interesów związanych z Rosją, które nie znajdują żadnego potwierdzenia w faktach. To właśnie za sprawą tych nieudowodnionych jak dotąd oskarżeń nakręcana jest spirala sankcji przeciwko Rosji”35. To nic innego jak jedna z teorii spiskowych, które jak grzyby po deszczu wyrastają w Europie, a zwłaszcza w Republice Federalnej, mącąc zdrowy polityczny rozsądek różnych środowisk społecznych. Jak wiadomo, teorie spiskowe są skonstruowane tak, „by znaleźć winnych każdego zła. Sprowadzają się do identyfikacji wroga, a ponieważ gra idzie o wszystko — do absolutnej identyfikacji wroga”36. Dlatego warto w tym miejscu dokonać krótkiej retrospekcji.

Kariera Władimira Putina

Życie rosyjskiego prezydenta to niewątpliwie historia niezwykłego sukcesu, zarówno politycznego, jak i osobistego. Wszystko zaczęło się w 1990 roku. Wtedy to 38-letni porucznik KGB wrócił do rodzinnego Leningradu po pięcioletniej służbie jako wierny sowiecki agent w Dreźnie. Co dalej? Związek Sowiecki w zasadzie już nie istniał, a renoma KPZS i KGB nieco przygasła. Jednak Putin miał szczęście i jeszcze w tym samym roku został doradcą Anatolija Sobczaka, szefa leningradzkiej Rady Miejskiej. Rok później stał już na czele Miejskiego Komitetu Zewnętrznych Stosunków Gospodarczych.

W tym czasie Leningradem, który 5 września 1991 roku został przemianowany na Petersburg, rządziły grupy przestępcze, panował tam gospodarczy chaos i katastrofalny niedobór artykułów spożywczych. Zadaniem Putina było zaopatrzenie głodującej ludności w żywność. Zasada była prosta: surowce były wywożone na Zachód w zamian za artykuły żywnościowe — typowy barter. Putin obiecał mieszkańcom „masła — 2 tys. ton; mleka w proszku — 2 tys. ton”37. Surowce o wartości ponad 100 mln dolarów trafiły do Europy Zachodniej poprzez podejrzane spółki joint venture.

Obiecane produkty nigdy nie dotarły do głodujących mieszkańców Petersburga. Część z nich pojawiła się jednak na czarnym rynku w innych miastach rosyjskich. W związku z tym Rada Miejska powołała komisję śledczą w celu zbadania podejrzanych interesów barterowych. Pod koniec 1992 roku uznała Putina współodpowiedzialnym za powstały stan rzeczy i wystąpiła przeciwko niemu z oskarżeniem38. Jednak jego ówczesny mentor, mer Petersburga Anatolij Sobczak, rozpostarł nad nim parasol ochronny. Odrzucił wniosek Rady Miejskiej, deprecjonując go jako polityczny wybieg opozycji. Putin utrzymywał, że nie czerpał korzyści finansowych ze wspomnianych wyżej interesów. Proceder, w który uwikłane były zarówno grupy przestępcze, jak i skorumpowani aparatczycy, nigdy nie doczekał się rzetelnego śledztwa. Wszczęte przeciwko Putinowi postępowanie mimo gwałtownego sprzeciwu śledczych zostało szybko zakończone.

W tym czasie Putin jako zastępca mera Petersburga był już bardzo znaną osobistością w regionie. Według Stanisława Biełkowskiego, byłego dyrektora moskiewskiego Instytutu Strategii Narodowej, uchodził za „pośrednika między Radą Miejską a przestępczymi strukturami współrządzącymi Petersburgiem”39. Profity z tego czerpało wielu ówczesnych bliskich przyjaciół Putina. Obecnie wszyscy oni zajmują najwyższe stanowiska w państwie, dysponując przy tym niewyobrażalnym wręcz w Rosji bogactwem. Stare przysłowie mówi: wilk zmienia skórę, lecz nie obyczaje. Czy dotyczy to również rosyjskiego prezydenta?

Dziś minęło niemal 25 lat od powrotu Putina do Petersburga. Od trzech już kadencji pełni on funkcję prezydenta Federacji Rosyjskiej. Na początku 2015 roku Organized Crime and Corruption Reporting Project, organizacja zrzeszająca niezależnych dziennikarzy śledczych wywodzących się głównie z Europy Wschodniej, którzy demaskują na swoim terenie przypadki korupcji i zorganizowanej przestępczości w kręgach elit politycznych i gospodarczych, przyznała mu antynagrodę „człowieka roku 2014”. „Władimir Putin został odznaczony za to, że zamienił Rosję w centrum prania brudnych pieniędzy, […] oraz za wspieranie polityki rządowej, zgodnie z którą współpraca z grupami przestępczymi stała się częścią składową polityki państwowej”40.

Być może tym właśnie należy tłumaczyć wyniki Global Wealth Report 2013 firmowanego przez szwajcarski Bank Credit Suisse: Rosja ze 143 mln mieszkańców wykazuje „najwyższy poziom nierówności majątkowej na świecie, pomijając Karaiby, szczególnie upodobane przez miliarderów. Przeciętnie na świecie fortuny najbogatszych stanowią tylko 1–2 proc. majątku wszystkich gospodarstw domowych. W Rosji w rękach 110 tamtejszych miliarderów znajduje się 35 proc. całego krajowego bogactwa. Tymczasem 93,7 proc. dorosłych obywateli Rosji posiada mniej niż 10 tys. dolarów”41. Anthony Shorrocks, jeden z autorów tego opracowania, tłumaczył: „Sytuacja w Rosji jest nieporównywalna z żadnym innym krajem. Biorąc pod uwagę sposób, w jaki Rosjanie zdobyli swoje fortuny i rodzaj powiązań politycznych, które najwyraźniej muszą pielęgnować, bardzo niewiele znalazłoby się miejsc, gdzie sytuacja wygląda podobnie”42.

Maszyneria propagandy oraz jej skutki

Nie ulega wątpliwości, że Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU), ukraińskie Ministerstwo Obrony oraz Ministerstwo Spraw Wewnętrznych nie mniej perfekcyjnie niż Kreml opanowały technikę kreowania teorii spiskowych, fałszerstw i dezinformacji. Moskiewska korespondentka ARD Golineh Atai donosiła: „Także ukraińskie media manipulują faktami. Tutejszy moderator utrzymuje, że separatyści podpalili dom jednego z oligarchów. Fotografia jest jednak fałszywką. Ukraiński polityk próbuje przedstawić się w kampanii wyborczej jako nieprzejednany radykał. Jednak separatysta, którego tu [w materiale filmowym] ostro atakuje, jest aktorem”43.

Mimo to na Ukrainie, w przeciwieństwie do Rosji, istnieje już krytyczny krajobraz medialny. Na przykład tamtejsi dziennikarze zorganizowali demonstrację przeciwko nowo powstałemu ministerstwu, które ma walczyć z ekspansją rosyjskiej propagandy. Protestujący dziennikarze obawiali się, że może to oznaczać koniec wolności prasy w ich kraju. 2 grudnia 2014 roku rząd ukraiński powołał do życia Ministerstwo Polityki Informacyjnej. Na jego czele stanął Jurij Steć, były dziennikarz, deputowany frakcji Petra Poroszenki oraz szef informacji Biura Bezpieczeństwa Gwardii Narodowej, co już samo w sobie nie wróży nic dobrego. Zdaniem Stecia wojnę informacyjną przeciwko Rosji można wygrać jedynie za pomocą tego rodzaju instytucji. Do zadań nowego urzędu należy między innymi implementacja państwowej strategii informacyjnej. Chodzi o to, by chronić obywateli przed informacjami nieprawdziwymi i niewiarygodnymi. Faktycznie oznacza to zmasowany atak na wolność prasy, w obronie której demonstranci Euromajdanu wyszli przecież swego czasu na ulice. „Istnieją obawy, że ta instytucja chce zwalczać nie tyle zewnętrznego wroga, co wewnętrzną opozycję” — komentował w grudniu 2014 roku dziennik „The Guardian”44.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

http://www.europeanleadershipnetwork.org/dangerous-brinkmanship-close-military-encounters-between-russia-and-the-west-in-2014_2101.html, dostęp 22.11.2014. [wróć]

36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego był odpowiedzialny za transport lotniczy prominentnych polskich polityków, łącznie z prezydentem i szefem rządu. Rozwiązany w 2011 roku. Jego zadania przejęła 1. Baza Transportowa. [wróć]

http://lotniczapolska.pl/Zaloga-Tupolew-TU-154Mewa-z-36-splt,12748, dostęp 20.10.2014. [wróć]

Na pokładzie samolotu znajdowali się między innymi: wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Kremer, który miał ścisłe kontakty z Niemcami, Zbigniew Wassermann, w rządzie Jarosława Kaczyńskiego koordynator do spraw służb specjalnych i członek Rady Ministrów, Janusz Kurtyka, prezes Instytutu Pamięci Narodowej, Ryszard Kaczorowski, ostatni prezydent RP na uchodźstwie, Anna Walentynowicz, matka ruchu „Solidarność” z 1980 roku, Janusz Kochanowski, rzecznik praw obywatelskich, Sławomir Skrzypek, prezes Narodowego Banku Polskiego, i Tadeusz Płoski, katolicki biskup polowy Wojska Polskiego. [wróć]

http://www.president.pl/en/archive/news-archive/news-2010/art,12,125, freedom-and-truth.html, dostęp 10.11.2014. [wróć]

„Bild am Sonntag”, 11.04.2010. [wróć]

„Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung”, 11.04.2010. [wróć]

http://www.news.de/politik/855052346/spitzenpolitiker-sollen-getrennt-fliegen/1/, dostęp 10.01.2015. [wróć]

„APA Journal”, 12.04.2010. [wróć]

http://www.newsru.com/russia/10apr2010/tur.html. [wróć]

B. Gertz, Inside the Ring, „Washington Times”, 13.05.2010, http://www.washingtontimes.com/news/2010/may/13/inside-thering-86422687/, dostęp 20.12.2014. [wróć]

http://www2.polskieradio.pl/eo/dokument.aspx?iid=143477, dostęp 6.01.2015. [wróć]

http://www.welt.de/vermischtes/weltgeschehen/article10161284/Kaczynski-Absturz-wird-zum-Raenkespiel-mit-Russland.html, dostęp 18.10.2014. [wróć]

Rozmowa z A. Kowalskim, Warszawa, 14.07.2014. [wróć]

http://www.fakt.pl/Ekspert-od-Smolenska-nie-zyje-,artykuly,139101,1.html, dostęp 30.12.2014. [wróć]

http://wiadomosci.onet.pl/niemieccy-politycy-o-wraku-tupolewa-o-co-rosjanom-chodzi/cwhp0, dostęp 20.12.2014. [wróć]

http://www.bpb.de/internationales/europa/polen/169274/analyse-rechtsextremismus-in-polen?p=all, dostęp 4.01.2015. [wróć]

K. Brill, Von Hexen und Erlösern, „Süddeutsche Zeitung”, 30.09.2014, s. 7. [wróć]

D. Brössler, J. Hans, Die Angst liest mit, „Süddeutsche Zeitung”, 1.09.2014, s. 5. [wróć]

http://www.fakt.pl/niezbedne-produkty-na-wojne,artykuly,447752,1.html, dostęp 10.12.2014. [wróć]

http://m.se.pl/wydarzenia/swiat/jesli-Putin-spusci-bombe-atomowa-warszawa-zostanie-zniszczona-jako-pierwsza_421202.html, dostęp 10.01.2015. [wróć]

J. Tayler, Putin’s Nuclear Option. Would Russia’s president really be willing to start World War III?, http://foreignpolicy.com/2014/09/04/putins-nuclear-option/, dostęp 6.01.2015. [wróć]

http://www.smolenskcrashnews.com/Andrey-Illarionov-Putin-4th-World-War-and-Smolensk-Crash.html, dostęp 8.01.2015. [wróć]

http://www.svoboda.org/content/article/26620329.html, dostęp 4.01.2015. [wróć]

Rozmowa z A. Macierewiczem, Warszawa, 18.01.2014. [wróć]

http://www.spiegel.de/politik/ausland/ukraine-konflikt-putin-daempft-hoffnungen-auf-baldigen-frieden-a-997837.html, dostęp 10.01.2015. [wróć]

A. Umland, Analyse Politische Dauerkrise in Kiew. Destruktiver Semipräsidentialismus und fehlende EU-Perspektive, http://www.academia.edu/331089/Politische_Dauerkrise_in_Kiew_Destruktiver_Semipr%C3%A4sidentialismus_und_fehlende_EU-Perspektive, dostęp 15.04.2015. [wróć]

http://www.latimes.com/world/europe/la-fg-russia-nuclear-crimea-20141215-story.html, dostęp 17.12.2014. [wróć]

http://www.kas.de/polen/de/publications/14488/, dostęp 24.11.2014. [wróć]

Independent International Fact-Finding Mission on the Conflict in Georgia. Report, Vol. 1, Brussel 2009, s. 10–20. [wróć]

http://www.theguardian.com/world/2014/oct/24/sp-ukraine-russiacold-war? CMP=twt_gu, dostęp 10.01.2015 [wróć]

http://www.spiegel.de/politik/ausland/kaukasus-konflikt-steinmeier-widerspricht-schroeders-vorwuerfen-a-572546.html, dostęp 4.01.2015. [wróć]

F. Ackermann, Katyn ist heute, http://www.zeit.de/politik/ausland/2010-04/polen-russland-katyn-krakau, dostęp 10.12.2014. [wróć]

http://de.sputniknews.com/meinungen/20090903/122962034.html, dostęp 30.11.2014. [wróć]

http://www.german.ruvr.ru/radio_broadcast/4006363/278314031, dostęp 10.01.2015. [wróć]

G. von Randow, Zufall? Niemals, „Die Zeit”, 30.10.2014, s. 1. [wróć]

http://www.pbs.org/wgbh/pages/frontline/foreign-affairs-defense/putins-way/watch-part-of-a-film-commissioned-by-vladimir-putinabout-himself/, dostęp 17.01.2015. [wróć]

R. Veser, Eine unangenehme alte Geschichte, „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, 29.03.2012, s. 3. [wróć]

Tamże. [wróć]

http://www.occrp.org/person-of-the-year/2014/, dostęp 17.01.2015. [wróć]

Global Wealth Report 2013, Zürich 2013, s. 53, https://publications.credit-suisse.com/tasks/render/file/?fileID=BCDB1364-A105-0560-1332EC9100FF5C83, dostęp 15.01.2015. [wróć]

http://www.sueddeutsche.de/wirtschaft/milliardaere-in-russland-ein-drittel-des-wohlstands-in-der-hand-von-prozent-1.1791515, dostęp 20.12.2014. [wróć]

http://www.daserste.de/information/politik-weltgeschehen/weltspiegel/sendung/wdr/weltspiegel-141207-100-100.html, dostęp 6.01.2015. [wróć]

http://www.theguardian.com/world/2014/dec/19/-sp-ukraine-new-ministry-truth-undermines-battle-for-democracy, dostęp 20.12.2014. [wróć]