Tajemnica oblubienicy. The Adventure of the Noble Bachelor - Arthur Conan Doyle - ebook

Tajemnica oblubienicy. The Adventure of the Noble Bachelor ebook

Arthur Conan Doyle

0,0

Opis

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition.

Historia wiąże się ze zniknięciem Hatty, oblubienicy lorda St. Simona w dniu ich ślubu. Wydarzenia z tego dnia są przykre dla lorda St. Simona, ponieważ wydawało mu się, że jego narzeczona, panna Hatty Doran z San Francisco, była pełna entuzjazmu z powodu zbliżającego się ślubu. St. Simon mówi Holmesowi, że zauważył zmianę nastroju młodej damy tuż po ceremonii. Jedyną niezwykłą rzeczą w kościele, w którym odbył się ślub, był mały wypadek Hatty: upuściła bukiet ślubny, a dżentelmen w przedniej ławce podniósł go i podał z powrotem. Gdy weselnicy weszli do domu ojca Hatty'ego na przyjęcie, była przyjaciółka St. Simona, tancerka Flora Millar, spowodowała zamieszanie stając w drzwiach i została przepędzona. Hatty zaś w dziesięć minut po ślubnym przyjęciu poskarżyła się na „nagłą niedyspozycję” i przeszła do swojego pokoju. Niedługo potem odkryto, że zniknęła...

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 78

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

Arthur Conan Doyle

 

Tajemnica oblubienicy

The Adventure of the Noble Bachelor

 

 

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej.

A dual Polish-English language edition.

 

przekład anonimowy 

 

 

Armoryka

Sandomierz

 

 

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Sidney Edward Paget (1860-1908), Ilustracja opowiadania A.C.Doyle’a The Boscombe Valley Mystery (1892), licencjapublic domain, źródło: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/f/fe/Nobl-02.jpg

 

Tekst polski według edycji z roku 1911.

Tekst angielski z roku 1892.

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7950-606-4 

 

 

 

Tajemnica oblubienicy

Małżeństwo lorda St. Simona i jego niespodziewany wynik dawno już przestały budzić zajęcie w kołach arystokracyi angielskiej, w których obracał się nieszczęśliwy małżonek. Inne wypadki, niemniej ciekawe, zastąpiły jego miejsce, a omawianie ich drażliwych szczegółów jest tematem rozmów dnia. O owym dramacie, który rozegrał się przed kilku laty, zapomniano już prawie zupełnie, tem więcej, że szersza publiczność nie znała dokładnie jego drobniejszych momentów i nie umiała ich należycie powiązać w całość. Przyjaciel mój Sherlock brał niemały udział w wyjaśnieniu tej sprawy, dzięki czemu znam ją tak dobrze, jak mało kto. Ponieważ historya ta miała dużo zajmujących szczegółów, a na metody działań Holmesa rzuca wcale silne światło, więc chcę ją pokrótce przedstawić.

Pewnego dnia Holmes, wróciwszy popołudniu do domu, znalazł na stole list adresowany do niego. Ja przez cały dzień nie wychodziłem z domu, bo od rana padał ulewny deszcz i szalał wicher jesienny, wskutek czego rana, jaką odniosłem w nogę podczas wyprawy do Afganistanu, sprawiała mi ogromny ból. Aby ulżyć cierpieniu, siadłem sobie w wygodnym fotelu naprzeciw kominka, oparłem nogi na drugiem krześle, a dla zabicia czasu otoczyłem się całą górą pism codziennych. Ale nareszcie znudziły mi się sensacyjne i niesensacyjne nowiny, z niechęcią odrzuciłem gazety i bez celu patrzyłem przed siebie. Przy tej sposobności ujrzałem list na stole i z ciekawością obserwowałem wspaniały herb i monogram, zapytując się, kto może być jego autorem. Zbyt jednak byłem leniwy, aby powstać i obejrzeć z blizka interesujący mnie list.

— Masz tu list od jakiejś wybitnej osobistości — zawołałem, zobaczywszy, że Holmes wchodzi do pokoju. — O ile sobie przypominam, otrzymałeś rano list od jakiegoś handlarza ryb i od poborcy podatkowego. Ładna kollekcya.

— Tak jest — odparł Holmes z uśmiechem — moja korespondencja ma stanowczo wdzięk oryginalności. I zaręczam ci, że im mniej jest wytworny taki list z pozoru, tem bardziej zajmującą bywa zwykle jego treść. Ten list tutaj wygląda na jedne z licznych, niezbyt miłych towarzyskich zaproszeń, któremi ludzie zwykli się torturować lub okłamywać nawzajem.

Holmes rozdarł kopertę i przebiegł szybko list oczyma. Nagle twarz jego przybrała wyraz zadowolenia.

— Omyliłem się — zawołał — ta sprawa może być bardzo interesująca.

— Więc nie uprzejmości towarzyskie?

— Bynajmniej. Sprawa zupełnie realna.

— Mimo, że list herbowy?

— Pochodzi od pewnej bardzo znanej osobistości ze świata londyńskiego.

— Bardzo się cieszę, że z takiej strony spotyka cię uznanie.

— Na tem mi mało zależy. I wcale nie myślę się chełpić. Bo zapewniam cię, drogi Watsonie, że prawie nigdy nie obchodzą mnie osoby, które się do mnie zwracają, lecz same tylko wypadki z jakimi przychodzą. A ta sprawa zapowiada się wcale nie źle. W ostatnich dniach, jak mi się zdaje, czytywałeś bardzo pilnie dzienniki?

— I cóż miałem robić! — odpowiedziałem żałośliwym głosem, wskazując równocześnie na stos pism, rzucony do kąta. — Ta przeklęta noga. Ani sposób wyjść przy takiem powietrzu.

— Bardzo się to dobrze składa. Może wobec tego będziesz mi mógł dać potrzebne wyjaśnienia. Bo ja nie czytuję zwykle nic więcej oprócz rubryki wypadków kryminalnych i ogłoszeń. Tam zawsze można znaleźć coś ciekawego. Skoro więc przeczytałeś pisma uważnie, wiesz zapewne jakieś szczegóły o lordzie St. Simonie i o jego małżeństwie.

— Ależ naturalnie. Wszystko co się do tego odnosi, czytałem z ogromną uwagą.

— Wybornie. Autorem tego listu jest właśnie lord St. Simon. Przeczytam ci go, a w zamian za to, musisz jeszcze raz przerzucić dzienniki i zebrać wszystko, co ma związek z tą sprawą. Lord pisze co następuje:

Drogi panie Holmesie!

Dowiedziałem się od lorda Backwater, że można zupełnie zaufać pańskiej bystrości i pańskiej niezwykłej dyskrecyi. Wskutek tego postanowiłem pomówić z panem i zasiągnąć jego rady co do niezmiernie smutnego wydarzenia, jakie zaszło przy sposobności mojego ślubu. Wprawdzie powierzyłem już tę sprawę panu Lestrade, inspektorowi londyńskiej policyi, ale on sam, jak mnie zapewnił, nie tylko nie sprzeciwia się Pańskiemu współdziałaniu w rzeczonej sprawie, lecz przeciwnie spodziewa się jak najlepszych rezultatów, jeżeli zechce nam Pan służyć swoją pomocą. Mam zamiar dzisiaj po południu około godziny czwartej, stawić się w pańskiem mieszkaniu i żywię nadzieję, że wszelkie inne sprawy odłożysz Pan na bok, wobec ważności mojej sprawy.

Z poważaniem,  St. Simon.

— List ten datowany z zamku Grosvenor — ciągnął dalej Holmes — i pisany piórem rondowem. Zacnemu lordowi wydarzyło się nieszczęście, że powalał atramentem mały palec prawej ręki — zauważył w końcu, składając list.

— Pisze, że będzie tu o godzinę czwartej. Teraz jest trzecia. Mamy więc godzinę czasu.

— Wystarcza aż nadto, abym przy twojej łaskawej pomocy zapoznał się z przebiegiem wypadków. Teraz zajmij się gazetami i ułóż je po porządku, a ja tymczasem stwierdzę, z kim mamy właściwie do czynienia.

Wziął z półki przy kominku dużą księgę w czerwonej oprawie, usiadł wygodnie w fotelu i powoli przerzucał kartki.

— Otóż i on — rzekł po chwili — Lord Robert Walsingham de Vere St. Simon, drugi syn księcia Balmoralu. Hm! Herb bardzo ciekawy. Urodzony w roku 1846. Liczy zatem 41 lat życia, jak na małżonka nie nazbyt młody. Piastował dawniej urząd sekretarza w urzędzie dla kolonii. Jego ojciec, książę Balmoral był w swoim czasie... itd. No, nie jesteśmy wiele mędrsi niż pierwej. Zdaje się, że muszę w zupełności zdać się na twoją łaskę, drogi Watsonie, aby dowiedzieć się czegoś więcej.

— Nie utrudziłem się zbytnio, aby wszystko odszukać — odparłem — wypadki zaszły w ostatnich dniach i odrazu zajęły moją uwagę. Nie wspominałem ci o nich, bo widziałem, że zajmujesz się inną sprawą, a wiem także, że nie lubisz, aby czemś innem odwracać twoją uwagę od rozpoczętych już poszukiwań.

— No tak, tak. Tymczasem jednak udało się rozwiązać szczęśliwie tamtą sprawę, chociaż właściwie nie było się tam nad czem namyślać. A zatem czytaj, czego się dowiedziałeś.

— Oto pierwsza notatka, jaką mogłem znaleść. Jak widzisz była umieszczona przed kilku tygodniami w “Morning Post” w rubryce “Wiadomości osobistych.” — “Lord Robert St. Simon — powiedziano tam — drugi syn księcia Balmoral, zamierza wstąpić w związki małżeńskie z panną Hatty Doran, jedyną córką pana Alojzego Dorana z San Francisco w Kalifornii. Słychać, że ślub odbędzie się w najbliższym się.” — Oto wszystko.

— Krótko i jasno — zauważył Holmes, który wygodnie wyciągnął się przed kominkiem.

— W tym samym tygodniu pomieszczona była obszerniejsza wzmianka w jednym z pism, wytwornego świata. Aha, otóż i ten artykuł:

 W niedługim czasie trzeba będzie i w sprawach małżeńskich zaprowadzić granicę cłową, podobnie jak przy innych naszych produktach. Rodziny Wielkiej Brytanii jedna po drugiej oddają berło domowego ogniska w ręce pięknych cudzoziemek z za oceanu. Liczba zwycięstw, które te zachwycające tryumfatorki odnoszą ciągle na naszym kontynencie, powiększyła się w ubiegłym tygodniu znowu o jedno więcej i to nie małe. Lord St. Simon, który od lat przeszło dwudziestu odpierał dzielnie strzały Amora, zamierza obecnie, jak się dowiadujemy z najpewniejszego źródła, wstąpić w związki małżeńskie z Miss Hatty Doran, piękną córką kalifornijskiego milionera Miss Doran, której niezwykły wdzięk i olśniewająca piękność, sprawiły ogromne wrażenie podczas uroczystości w Westbury-house, jest jedynaczką, a jej posag, jak powszechnie twierdzą, wynosi przeszło milion, nie licząc tego, co w przyszłości kiedyś posiędzie. Jest publiczną tajemnicą, że książę w ciągu ostatnich lat był zmuszony sprzedać część swojej galeryi obrazów, zaś Lord St. Simon posiada zaledwie małą wioskę Birch-moor. Tak więc jasnem jest, że kalifornijska milionerka nie jest jedynie zyskująca w tym związku, przez który zwykła republikanka w wygodny i zakorzeniający się coraz bardziej sposób dostaje się między najwyższą arystokracyę angielską.

— Czy masz coś jeszcze? — spytał Holmes, ziewając.

— Och nie mało. — Następuje krótka notatka w “Morning Post” tej treści, że obrzęd ślubny odbędzie się zupełnie cicho w kościele św. Jerzego; że uczestniczyć w nim będzie tylko najbliższa rodzina i że następnie zaproszeni goście udadzą się na bankiet do domu przy Lancaster-gate, wynajętego na czas zaślubin przez pana Alojzego Dorana. W dwa dni później, a zatem ubiegłej środy, znowu kilkuwierszowa wzmianka, że ślub się odbył, a młoda para zamierza spędzić miodowy miesiąc w dobrach lorda Backwater w pobliżu Petersfield. I oto wszystko, co pisma podają, aż do chwili zniknięcia młodej damy.

— Aż do czego? — zakrzyknął Sherlock Holmes, zrywając się nagle z miejsca.

— Aż do zniknięcia młodej damy.

— A kiedyż zniknęła?

— Podczas uczty weselnej.

— Co? Ależ to sprawa niezmiernie interesująca, bardziej, niż się z pozoru wydawało. Ogromnie dramatyczny wypadek.

— Oczywiście. Nie będziesz się teraz dziwił, że czytałem o nim z zajęciem. Podobne wypadki nie zdarzają się codziennie.

— Masz słuszność, nieraz młode oblubienice znikają przed ślubem, najczęściej, czasami zdarza się to także podczas miodowych miesięcy. Ale o czemś podobnem, aby młoda małżonka tak się spieszyła zaraz po ukończeniu obrzędu zaślubin, nie zdarzyło mi się słyszeć. Proszę cię bardzo, zdawaj dalej dokładnie sprawę.

— Będzie to dosyć trudno, bo wiadomości w pismach nie są zbyt obfite.

— No, może potrafimy temu zaradzić.

— Pierwsza wieść znajduje się w jednem z wczorajszych pism porannych. Przeczytam ci ten artykuł. Jest on zatytułowany: “Dziwny wypadek podczas zaślubin” i brzmi jak następuje:

 Rodzina lorda Roberta St. Simona jest boleśnie dotknięta tajemniczym i niedającym się wytłómaczyć wypadkiem, jaki zaszedł podczas zaślubin lorda Roberta. Obrzęd kościelny odbył się, jak już wczoraj krótko donieśliśmy, wczoraj przed południem. Dopiero teraz jednak zdołaliśmy zbadać pogłoski, jakie już od wieczora krążyły po mieście. Zrazu nie notowaliśmy ich, zwłaszcza, że i sama rodzina starała się im zaprzeczać, obecnie sprawa stała się zbyt głośną i budzi powszechną sensacyę, tak, że byłoby wprost nierozsądnem starać się przemilczeć wypadki, o których mówią wszyscy.

 Uroczystość zaślubin odbyła się w