Sztuka wojenna czasów Stefana Batorego Tom IV Aspekt praktyczny - Tomasz Zackiewicz - ebook

Sztuka wojenna czasów Stefana Batorego Tom IV Aspekt praktyczny ebook

Tomasz Zackiewicz

3,0

Opis


Seria „Sztuka wojenna czasów Stefana Batorego” to najpełniejsze ujęcie wojskowości Stefana Batorego na polskim rynku, oparte na szerokiej bazie źródłowej i z bogatym zestawem literatury, w tym obcojęzycznej. Są to materiały, które powstały przy pisaniu pracy doktorskiej Autora - Tomasza Zackiewicza na ten temat.

Jest to doskonała pozycja dla wszystkich miłośników staropolskiej sztuki wojennej. Pisząc ten cykl książek Autor starał się zawrzeć naukową myśl w wydaniu przystępnym dla każdego.

Ten tom dotyczy wojskowości Stefana Batorego w ujęciu praktycznym. Tutaj Autor skupia się na konkretnych działaniach wojennych polskiego króla. I porusza nie tylko sprawy konfliktu z miastem Gdańsk i wojną z carem Iwanem Groźnym, ale m.in. odnosi się do przygotowań do wojny z Turcją, które to przerwała śmierć Batorego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 336

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tomasz Zackiewicz

Sztuka wojenna czasów

Stefana Batorego

Tom IV

Aspekt praktyczny

WYDAWNICTWO PSYCHOSKOK, 2013

Copyright© by Wydawnictwo Psychoskok, 2013

Copyright© by Tomasz Zackiewicz, 2013

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej

publikacji nie może być reprodukowana, powielana

i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej

zgody wydawcy.

Skład i korekta: Tomasz Zackiewicz

Projekt okładki: Tomasz Zackiewicz

Zdjęcie okładki: Karl Pawłowicz Briułłow, „Oblężenie Pskowa”, fragment obrazu olejnego

ISBN: 978-83-7900-036-4

Wydawnictwo Psychoskok

ul. Chopina 9, pok. 23, 62-507 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom.665-955-131

http://wydawnictwo.psychoskok.pl

e-mail: [email protected]

Niniejszą książkę poświęcam

polsko-węgierskiej przyjaźni,

która jest wieczna

Autor

Sum rex vester,

nec fictus neque pictus.

Stefan Batory

ZAWARTOŚĆ TEMATYCZNA

1. Sztuka wojenna w okresie przedbatoriańskim

2. Wojna z Gdańskiem

a/ bitwa pod Lubieszowem 17 kwietnia 1577 roku

b/ oblężenie miasta

3. Wojna o Inflanty

a/ Inflanty przed wojną 1579 – 1582

b/ wyprawa połocka (1579)

c/ wyprawa wielkołucka (1580)

d/ wyprawa pskowska (1581 – 1582)

4. Ewentualne działania wojenne przeciw Turcji

ZAKOŃCZENIE

ZALECANA BIBLIOGRAFIA

PODZIĘKOWANIA

1. Sztuka wojenna w okresie przedbatoriańskim

Typowo nowożytne elementy polskiej sztuki wojennej wystąpiły już w drugiej połowie XV stulecia, kiedy toczyła się wojna trzynastoletnia z Zakonem (1454 – 1466). Tu należy szukać takiego przełomu w polskiej wojskowości jak wojny włoskie dla Zachodu, chociaż nowe rozwiązanie nastąpiły tu w ograniczonym zakresie. Zastosowano tu przede wszystkim nową organizację sił zbrojnych i rewolucyjne sposoby prowadzenia walki. Przegrane starcie pospolitego ruszenia szlachty z zaciężnymi wojskami Krzyżaków pod Chojnicami (16 wrzesień 1454) wykazało niezdolność zbieraniny do sprostania nowym warunkom pola walki. Mimo oczywistej przewagi liczebnej i początkowym sukcesom, rycerstwo polskie uległo panice, co doprowadziło do klęski. Wojna manewrowa okazała się nieskuteczną. Pomimo pomocy bogatych miast pruskich, walka przeciągała się, gdyż prowadzono ją nieudolnie. Wyniszczała tylko obie strony. Pasywność wojny została przerwana dopiero 20 lutego 1460 roku, kiedy armia polska obległa Malbork. Było to pierwsze regularne oblężenie miasta w dziejach państwa. Już wtedy poczyniono odpowiednie prace ziemne, a więc: wykopano wokół Malborka rów, zrobiono palisadę i umocnienia. Mieszczanie jednak się zbuntowali i dobrowolnie oddali miasto. Wyprawa w 1461 roku pospolitego ruszenia na Chojnice ponownie wykazała jego niską wartość bojową. Od tego czasu Kazimierz Jagiellończyk począł werbować oddziały zaciężne na wzór zachodni. Na zaciąg wyłożyły pieniądze miasta pruskie. Na czele stanął Piotr Dunin, murgrabia krakowski. Siły polskie liczące około 2000 ludzi starły się wojskami Zakonu, które się szacuje na około 2700 najemników, pod Świeciem. Przed bitwą po stronie wojsk królewskich stanął tabor, uszykowany na wzór husycki. Miała go bronić piesza milicja gdańska. Po lewej stronie wozów rozmieszczono zaciężną piechotę. Przed piechurami w pierwszej linii stanęła jazda. 17 września 1462 roku o świcie pojawili się Krzyżacy. Ich tabor był rozłożony naprzeciwko polskiej piechoty. Na lewo od wozów Zakon ustawił swe wojska piesze i konnicę. Bitwę rozpoczęła szarża jazdy polskiej, która pobiła kawalerię wroga. Wtedy reszta armii Krzyżaków zaatakowała i poczęła spychać królewską konnicę, odsłaniając swe prawe skrzydło. W tym momencie do akcji wkroczyła polska piechota. Pod gradem pocisków z kusz armia Zakonu pomieszała swe szyki. Niemniej część tych sił uderzyła na królewski tabor. Nie udało się, bowiem przeciwnik zetknął się z solidną obroną. Tymczasem do kontrataku przeszła polska jazda i piechota. Konnica Zakonu wycofała się, pozostawiając na polu bitwy swą piechotę i tabor. Siły te wkrótce uległy, odsłaniając sromotną klęskę Krzyżaków. Chcąc wykorzystać to świetne zwycięstwo, Dunin ruszył latem 1463 na Gniew. Piechotę przeprawił na statkach. Od lądu poczyniono roboty ziemne, a od strony portu blokowały miasto okręty gdańskie. Flota oddana na służbę królowi pobiła statki krzyżackie w Zatoce Świeżej, co spowodowało, iż załoga Gniewa się poddała. Oblegano także inne twierdze krzyżackie. Wszystkie ulegały wojskom Rzeczpospolitej1.

Przedstawiony ten pokrótce opis wojny trzynastoletniej stanowi doskonały przykład zmian, jakie zaszły w polskiej sztuce wojennej. O ile w pierwszej fazie działań armia królewska ponosiła klęski, o tyle w drugiej – nastąpiło pasmo sukcesów. Przełomem stało się tu zastosowanie oddziałów zaciężnych. To właśnie dzięki najemnej piechocie można było skutecznie oblegać twierdze krzyżackie, wykonywać roboty inżynieryjne i stawić czoło wrogiej armii. Warto tu też zwrócić uwagę na zastosowanie taboru. Wozy mogły stać się ruchomą twierdzą na polu walki. Obsadzone piechurami były skutecznym orężem. Nawet zwykły obóz często otaczano taborem. „Trzeba wozy tak stoczyć, jakoby mógł wóz ku wozowi koło ku kołu, łańcuchy zewrzeć, i zarazem na położeniu taki obóz okopać”2. Tu dużo do zrobienia mieli właśnie piesi saperzy. Obóz taki był trudny do zdobycia. W razie ataku obrońcy na wozach dysponowali niewielkimi działkami, mocowanymi za pomocą dużej śruby, obrotowymi hakownicami oraz inną bronią miotającą. Tabor taki składał się przeważnie z dwóch rzędów wozów, tj. skrajnych i picznych, a przestrzenie między nimi zamykano pawężami. To samo tyczyło się bram: „Pieszy u bram w skrajnym rzędzie ze swemi wozy mają stać, a mają opatrować a pilnować, tak we dwie, jako i w nocy, aby nikt ani z obozu, ani do obozu nie wchodził, ani wychodził, aż Hetmanowi opowiedzą, co w tej rzeczy rozkaże czynić. A bramy wedle obyczaju pawężami zawierać mają”3. Technika ta wywodziła się z Czech, gdzie po raz pierwszy zastosowali to z powodzeniem husyci4. Pisze o tym Sarnicki: „Polacy a Czechowie osobliwszy naleźli bo swoje obozy abo tabori wozmi obtaczają wielgiemi w których znajdziesz drągi co jemi wozy windują, znajdziesz liny co związują...”5

Klasycznym przykładem zastosowania taboru do obrony była bitwa pod Obertynem z 22 sierpnia 1531 roku. W obliczu nadciągającej armii wołoskiej, liczącej 17000 ludzi i 50 dział, polskie wojsko pod wodzą hetmana Tarnowskiego zdecydowało się otoczyć wozami. Siły królewskie były mniejsze, bo liczyły zaledwie około 6000 żołnierzy, w tym 1200 piechoty. Artyleria natomiast składała się z 12 dział. Tabor ustawiono w czworobok, tworząc dwie bramy. W środku Tarnowski uszykował swe wojska i tak przyjął bitwę. Wołosi długo ostrzeliwali obóz, ale nie zdecydowali się na szturm. Hetman zmylił przeciwnika, odciągając duże siły przez jedną bramę, gdy tymczasem reszta polskiej jazdy i piechoty wyszła przez drugą i zdobyła wszystkie działa wroga. Wołosi wpadli w panikę i poczęli uciekać. Wtedy wojska królewskie odcięły im odwrót, co przyczyniło się do sromotnej klęski przeciwnika6.

Tarnowski umiejętnie wyzyskał przewagę, jaką dawała mu walka w oparciu o tabory. Spełniało to podobną rolę jak „hulaj-gorody” w armii Państwa Moskiewskiego. Zza nich można było przeprowadzić atak, a w razie niepowodzenia gwarantowały bezpieczne schronienie. Swe doświadczenia hetman zawarł w dziele „Consilium rationis bellicae”. Wojsko użyte w wyprawie obertyńskiej miało charakter zaciężny, stąd obserwowana karność i skuteczność.

Chcąc przeanalizować działania wojenne pod kątem roli artylerii należy powiedzieć, iż w wojnie trzynastoletniej obecność dział nie miała decydującego znaczenia. Poza tym polski sprzęt już na początku batalii dostał się w ręce Zakonu. Jednakże podczas oblężenia Malborka źródła mówią nam o ostrzeliwaniu miasta pociskami zapalającymi. Tu także po raz pierwszy pojawiły się dwie linie okopów, tzn. cyrkumwalacja i kontrwalacja7.

Większą rolę artyleria polska odegrała już w bitwie pod Orszą z 8 września 1514 roku. Dowodzący armią królewską hetman Ostrogski do walki z Moskwą uszykował swe oddziały na sposób zwany „starym urządzeniem polskim”. Między dwoma hufcami czelnymi jazdy litewskiej i polskiej umieścił część swojej zaciężnej piechoty. Za hufcami czelnymi były dwa hufce walne jazdy, też litewskiej i polskiej. Na prawo i na lewo stały po trzy hufy posiłkowe, złożone z lekkiej konnicy litewskiej i polskiej. Był to więc szyk jazdy, a piechota i artyleria stanowiła tylko dodatek. Jednak walka dowiodła czegoś innego. Kiedy bowiem za jazdą polską rzuciła się konnica moskiewska, dostała się pod ogień dział i rusznic ukrytej w lesie piechoty. Wywołało to popłoch wroga i jego dezorganizację. Dzieła dokończyła szarża królewskiej kawalerii8. Gdyby nie piechota i jej ogień, bitwa to zostałaby przegrana.

„Die polonische Kriegskunst wiederum lernete im Verlauf der Kriege gegen die Ordenspritter von den Husiten kampf weise gegen den Tross und seine Behandlung im feldzug kennen; die Kämpfe gegen die Tataren brachten die Anpassung der Schlachtordnung der Reiterei an die Überraschungstaktik der Tataren. Mit dieser Taktik kam in der polonischen Kriegskunst das Zusammenwirken von leichter und schwerer Reiterei auf, die Vorbereitung des Entscheidungsmoments der Schlacht durch eine entschlossene Attacke der schweren Lanzenreiterei. Die erste deutkiche Ankündigung dieser Taktik war die Attacke der plonischen Reiterei unter Kobylański auf die Tataren und Livländer in der Schlacht bei Pobojsko an der Święta.”9Zmieniała się też i jazda, a dokonywało się to głównie za sprawą walk z Tatarami.

Opisywane przeze mnie działania wojenne miały największy wpływ na przedbatoriańską polską wojskowość. Mamy tu zastosowanie wielu elementów, które już należą do nowożytnej sztuki wojennej. Tradycyjne zasady walki musiały wchłonąć nowe rozwiązania. Widzimy zatem, że ogień z dział i ręcznej broni palnej przyczynił się do zwycięstwa Rzeczpospolitej w walkach z Krzyżakami w latach 1519 – 1520, podczas wyprawy obertyńskiej oraz w kampanii siewierskiej z 1535 roku10. W XVI wielu mamy zatem już znaczącą skuteczność polskiej artylerii i innej broni palnej, która mogła nawet decydować o losach walk. Dowódcy dość wcześnie to dostrzegli i musieli dostosować swe szyki do obecności nowej broni. Piechotę i działa umieszczano przed czołem całego szyku bojowego, czasem też osłaniano nią boki „starego urządzenia polskiego” lub obsadzano tabor (bitwa pod Obertynem). Zarówno więc oddziały piesze jak i artyleria de facto stanowiły odrębne części uszykowania, które zostało opracowane wyłącznie dla jazdy. Jednak z upływem czasu obie te dziedziny wojskowości zostały „wplecione” w „stare urządzenie polskie” i pierwsza linia uszykowania wyglądała następująco: w centrum stał oczywiście huf czelny, a po jego obu stronach – zgrupowania piechoty, potem stanowiska dział, a następnie „siekane” hufy posiłkowe. Automatycznie też wzrosła odległość między pozostałymi hufcami „siekanymi” (czyli czarnym i stracenicą) w linii poziomej11. Taki stan uszykowania był w całym XVI stuleciu, chociaż podlegał pewnym modyfikacjom. Ich celem było dostosowanie „starego urządzenia polskiego” do danego pola walki, a więc dokonywano ich czasowo.

2. Wojna z Gdańskiem

a/ bitwa pod Lubieszowem 17 kwietnia 1577roku

Batory otrzymał konflikt z Gdańskiem niejako w spadku po ostatnim Jagiellonie. Król Stefan chcąc dbać o swój wizerunek, musiał za wszelką cenę złamać opór mieszczan, którzy w żaden sposób nie chcieli uznać jego zwierzchności. Nowy władca był gorącym zwolennikiem pokojowego rozwiązania sporu. Związane to było z niepewną sytuacją międzynarodową i z planami samego monarchy, którego pochłaniały inne sprawy, a mianowicie rodzinny Siedmiogród. Wojna z Gdańskiem więc nie była Batoremu do niczego potrzebna. Ucierpieć mógł tylko prestiż, ale to można było załatwić negocjacjami. Tego więc w pierwszym rzędzie chwycił król Stefan.

Aby być bliżej teatru wydarzeń, Batory we wrześniu 1576 roku przybył do Malborka, bezzwłocznie wysłał do Gdańska misję pojednawczą, w skład której wchodzili między innymi Stanisław Kostka, biskup chełmiński, oraz Jan ze Służewa, wojewoda brzeski. Wcześniej już od Batorego w tym celu wyszło poselstwo Andrzeja Zborowskiego. Obie inicjatywy zakończyły się fiaskiem. Gdańsk zamiast układać się z królem, począł wzmacniać okopy i zaciągać obcych żołnierzy. Działo się to „wbrew prawom koronnym i ziem pruskich”, gdyż konstytucje Karnkowskiego zabraniały tego czynić bez pozwolenia władcy. Było to jawne zlekceważenie krakowskiego tronu. Nałożenie więc na miasto banicji stało się koniecznością, a nastąpiło to 24 września. Już w tym czasie przystąpiono do pierwszych kroków wojennych: „Zdobyte były okopy, które pod samym Tczewem założyli byli Gdańszczanie i żołnierzem miejskim osadzili. Żuławę też mniejszą, do Gdańszczan należącą, i na niej Grzebień zabrano, gdzie król dni kilka się zatrzymał”12. Były to oznaki zmiany podejścia Batorego do buntowniczego miasta. Kiedy pertraktacje nic nie dają, król oburzony mówi o przewinieniach Gdańska, „które snać już z wielkim obelżeniem naszym i korony naszej wszej były i zrozumieliśmy, żeśmy więcej czynili, niżeśmy byli powinni, aniżeli oni tego godni byli. Nie zdało nam się dalej z nimi w żadne traktaty wdawać, ale co innego przedsięwziąć”13. Król Stefan przewidywał regularną wojnę. Monarcha miał już tego całkowitą pewność, gdy mieszczanie odrzucili „kondycje”, wzywające do odprawienia wojska i złożenia przysięgi na wierność14.

Wojna zatem zbliżała się wielkimi krokami, a skarb Rzeczpospolitej świecił pustką. Od 1573 roku do 1576, w czasie zawirowań związanych z obsadą tronu, nie uchwalono ani jednego poboru. Jedyne środki na wojsko to kwarta, ale ją przeznaczano na obronę granic ukraińskich. Chcąc uzyskać fundusze na przyszłe działania zbrojne, król musiał zaciągać długi pod zastaw, zamożni rotmistrze opłacali swoich żołnierzy z własnej kieszeni, a potem chcieli zwrotu tych kosztów z królewskiego skarbu. Skarbiec nadworny był lepiej zaopatrzony, ale i tu panowało rozprzężenie. Do tego pozostawały jeszcze długi po Zygmuncie Auguście, które Batory zobowiązał się pokryć na sejmie w grudniu 1575 roku. Kłopoty z finansową anarchią zakończyły się dopiero w styczniu 1576 roku na zjeździe w Andrzejowie (Jędrzejowie), kiedy to uchwalono pobór ogólny na oddziały zaciężne15. Stefan Batory w liście do Mikołaja Radziwiłła pisze o sytuacji w roku 1576. Wspomina o zagrożeniu ze strony cesarza Maksymiliana. Wypowiada się też z rozżaleniem o sejmie w Andrzejowie16.

Komplikowała się również sytuacji w Inflantach, bowiem wygasał rozejm litewsko-moskiewski. W obliczu konfliktu z Gdańskiem i zagrożenia ze strony Tatarów wysłany przez Batorego list do stanów Litwy nic nie dał17. Ze względu na możliwą wojnę z carem wojska litewskie nie wzięły udziału w rozprawie z Gdańskiem, gdyż musiały bronić granic swych ziem przed ewentualną inwazją Moskali18. Nie przewidywano na razie kroków ofensywnych ze strony Rzeczpospolitej. Wojna z carem nie wchodziła w tym czasie w rachubę, toteż Batory wysłał do Moskwy poselstwo pokojowe, które miało przedłużyć stan względnego spokoju. Polska nie była w stanie prowadzić wojny na dwa fronty. Jednak niebezpieczeństwo takiego stanu było realne i król musiał się spieszyć, bo czas działał na jego niekorzyść. Negocjacje królewskich wysłanników z Moskalami doprowadziły do tego, że bezpośrednio stan zagrożenia udało się jako tako zażegnać, Jednak niepewność ciągle wisiała nad północno-wschodnią granicą Rzeczpospolitej.

Bazą, z której miał działać Batory przeciw miastu, buntującemu się wobec władzy królewskiej, stał się Malbork. Tu mieszkańcy byli przychylni panującemu z krakowskiego tronu licząc, że przez to osiągną korzyści handlowe kosztem Gdańska.

Stosunki między obu miastami nie były dobre od lat. Spór gdańszczanie także prowadzili z Elblągiem i Toruniem. Także i inne ośrodki nadmorskie wydawały się zdradzać niechęć do Gdańska, a zatem gdańszczanie de facto zostali poddani całkowitej izolacji. Monarcha mógł spodziewać się pomocy od tych wszystkich miast, bowiem silna pozycja gdańszczan nie była nikomu na rękę. Inne porty obawiały się całkowitej monopolizacji handlu morskiego płodami z Rzeczpospolitej, do której niewątpliwie dążył Gdańsk. Silna pozycja łączyła się zawsze z potencjałem ludnościowym danego ośrodka, stąd warto się temu przyjrzeć bliżej. Robert I. Frost pisze: „Moreover, despite the common perception that eastern Europe was poorly-urbanised, by the end of the sixteenth century Poland-Lithuania had more large cities than many European states: Danzing [Gdańsk – T.Z.], whose population reached 50000 by 1600, was wealthy and populous by any contemporary standard, but if Cracow (22000), Lwów (20000), Poznań (18 – 20000), Elbing [Elbląg – T.Z.] (15000), Thorn [Toruń – T.Z] (2000), Warsaw (10 – 12000) and Wilno (14000) were not particularly large on the European scale, they were still substantial urban centres, and were growing in the early seventeenth century”19. Chociaż to, co napisał Frost, dotyczy czasów trochę późniejszych, to jednak pewne ogólne fakty możemy odnieść i do lat, w których miała się toczyć wojna z Gdańskiem. Widzimy wyraźnie, iż angielski badacz wyróżnia owy Danzing spośród innych miast Rzeczpospolitej. Podkreśla jego bogactwo i liczbę ludności, która miała do roku 1600 osiągnąć 50000. Warto tu przypomnieć, że w końcu XV wieku miasto to liczyło tylko 30000 mieszkańców, a więc mamy przez nieco ponad sto lat przyrost około 20000, czyli tyle, ile miał wtedy Lwów czy Poznań. Tymczasem stolica państwa mogła poszczycić się niewiele większą populacją. Zaś Elbląg i Toruń, czyli konkurencyjne porty, miały jedynie po kilkanaście tysięcy ludzi, a zatem ich potencjał ekonomiczny był też dużo mniejszy. Miasta te, nawet gdyby połączyły swe siły, nie byłyby w stanie złamać potęgi Gdańska, więc kroki wojenne Batorego przeciw buntownikom musiały znaleźć tu uznanie.

Po rozbiciu wojsk miejskich Gdańska w 1576 roku polski władca wyjechał w głąb kraju, aby przygotować solidną wyprawę na przyszły rok. Zdawał sobie z tego sprawę, iż ze skromnymi siłami, jakie posiadał z sobą, nic nie osiągnie. Potyczki na terenie posiadłości Gdańska z miejskimi żołnierzami nie mogły nic zmienić w losie całej kampanii wojennej. Potrzebne były liczne wojska, złożone z rot piechoty zaciężnej i ciężka artyleria. Na zorganizowanie tego trzeba było czasu. Zima zapowiadała się zatem pracowita. W tym czasie część królewskich żołnierzy pilnowała zbuntowanego miasta. W okolicach Gdańska znajdowały się dwa oddziały: hetmana nadwornego Jana Zborowskiego pod Tczewem i Ernesta Weyhera (Wejhera) pod Puckiem. Wojska obu dowódców razem miały liczyć około 3000 jazdy i 2300 piechoty20. Jan Chrzciciel Albertrandy pisze: „Odesłał był wprawdzie król jeszcze z Warszawy Węgrów swoich do ojczyzny, zachował jednak mało co piechoty węgierskiej, do której nieco przyłączywszy, i nadworną jazdę swoją, do dwóch tysięcy wynoszącą, to szczupłe wojsko, ledwie trzy tysiące rycerstwa składające, pod dowództwem Jana Zborowskiego kasztelana gnieźnieńskiego w Tczewie zostawił, aby stamtąd miał oko na Gdańszczan obroty”21. Weyher podlegał oficjalnie Zborowskiemu, lecz de facto był całkowicie samodzielnym dowódcą, a wymuszone to zostało niejako przez dużą odległość między nimi, którą ocenia się na 100 kilometrów22. Warto zwrócić uwagę, iż w siłach polskich Zborowskiego i Weyhera znaczny procent stanowiła piechota. Jej liczba prawie dorównywała liczbie jazdy, co należy uznać za ewenement.

Siły królewskie były stosunkowo szczupłe, ponieważ ich obecność wywołała skutek zupełnie odwrotny od zamierzonego. Przeciwnika wcale nie przestraszyły, a wręcz sprowokowały do podjęcia przezeń akcji zaczepnej. Pisze o tym naoczny świadek tych wydarzeń, Bartosz Paprocki: „W dzień Wielkanocy, wedle spraw i szpiegów, o godzinie ósmej na półzegarzu Hans Koln, hetman gdański, tym umysłem z miasta Gdańska chciał wyniść, aby ludzie króla polskiego, nad którymi był starszym Zborowski, wzgardzając małe wojsko, nie tylko poraził, ale tak starł i do więzienia pobrał, ku wiecznej hańbie narodowi polskiemu, aby się już nigdy kusić nie śmieli o naród niemiecki, a zaraz ten lud pogromiwszy, już umyślił ziemię plądrować, wsi i miasta królewskie pustoszyć, a najwięcej Tczew, w którym leżał ten hetman [Zborowski – T.Z.] ze dwiema tysięcy ludzi dworu królewskiego”23. Autor tej relacji wyraźnie wskazuje na powód ataku niemieckiego kondotiera Hansa Kolna (Jana Kolońskiego). Doświadczony żołnierz, jakim z pewnością był dowódca wojsk gdańskich, postanowił wykorzystać swą przewagę liczebną, zanim Batory sprowadzi posiłki. Pod względem taktycznym postępowanie to było słuszne. Wszystko wskazywało na to, iż nic nie może odebrać zwycięstwa gdańszczanom.

Wojska Hansa Kolna z powodu nagłego pogorszenia pogody wyszły z miasta dopiero czwartego dnia od momentu zaplanowania akcji. W górę rzeki, przeciw Tczewowi wyprawiano cztery statki, a mianowicie „dwa szyfy i dwie pincie”. Wszystkie „dobrze strzelbą naładowane i ludźmi osadzone”24. Flotylla ta miała na pokładzie około 220 strzelców25, którzy jeszcze zwiększali przewagę gdańszczan. Pinka była małym okrętem o niewielkim zanurzeniu, co umożliwiało jej pływanie nawet w rzekach. We flocie gdańskiej używana była od roku 1450. Na jej uzbrojenie składały się lekkie działa 8 – 9 funtowe. Załoga liczyła 40 ludzi26. Trudno jest jednak ustalić, co kryje się pod nazwą „szyfy”. Najprawdopodobniej nie chodzi tu o konkretny typ okrętu, a jedynie o nazwę ogólną, pochodzącą z języka niemieckiego27. Zważywszy na liczbę przewożonych żołnierzy, należy sądzić, iż były to jednostki duże. Trudno też coś powiedzieć o sile ognia ich pokładowej artylerii.

Okręty miały za zadanie ostrzelać Tczew, zaś żołnierze byli gotowi splądrować okolicę. Zagrożone były Nowe, Gniew i Stargard. Armia Gdańska dobrze została zaopatrzone w potrzebne ku temu środki28. Natomiast oddziały miejskie idące lądem zamierzały rozbić zgrupowanie wojsk Zborowskiego, które oddalone było od sił Weyhera wiele kilometrów. Weyher pilnował wybrzeża i nie był w stanie udzielić pomocy hetmanowi nadwornemu. Przeciwnik doskonale został o tym poinformowany i dlatego chciał tę dogodną dla siebie sytuację wykorzystać. Cała akcja ze strony Gdańska była zatem skrupulatnie zaplanowana.

Paprocki podaje w cytowanym wyżej tekście, iż Zborowski stał pod Tczewem „ze dwiema tysięcy ludzi dworu królewskiego”. Całe siły były większe, ponieważ z końcowego spisu wynika, iż jazda liczyła ponad 1300 koni, a piechota – około 1000 „drabów”29. Do tego Zborowski posiadał „małe dwie polne działce, a hakownic dwadzieścia i ośm”30. Wiadomo jest też, iż wraz ze stu „drabami” zostawił do obrony Tczewa cztery działa i „miasteczko opatrzyć kazał”31. Przeciw siłom Rzeczpospolitej Hans Koln poprowadził około 3100 lancknechtów i około 400 zaciężnych rajtarów, 400 konnych innych typów oraz kilka tysięcy pieszej milicji. Z ciężkiej broni palnej gdańszczanie posiadali 7 dział i 30 hakownic zamontowanych na wozach32. Działa były następujących typów:33

kwaterslanga – 4 sztuki

podwójny falkonet – 1 sztuka

moździerz (kot) – 2 sztuki

Porównując wojska obu przeciwników możemy zauważyć, iż Polacy mieli więcej jazdy, a znacznie mniej piechoty. Co prawda uzbrojeni piesi mieszczanie posiadali raczej niską wartość bojową, ale ich obecność mogła działać negatywnie na morale ludzi Zborowskiego z racji dużej liczebności. Nawet zaciężna piechota niemiecka była trzy razy liczniejsza. Poza tym zwarty czworobok tego rodzaju piechurów charakteryzował się dużą odpornością na uderzenie konnicy, a to stanowiło zawsze atut polskiej armii w bitwach. Taktyka ta więc nie mogła być stosowana przez hetmana nadwornego.

Zborowski przy słabości swych sił postanowił wykorzystać teren. W tym celu zajął dogodne pozycje ponad bagnami, przy grobli. Kreśli nam to w swej relacji Paprocki: „Zborowski też upatrzywszy miejsce lepsze, nad błotem, stanął tam z ludem swoim. Był tam barzo trudny przechód, chyba co była jedna droga wazka, na której stanęli broniąc Niemcom przeprawy”34. Takie ustawienie polskich sił wydawało się najkorzystniejsze. Dawało jakieś szanse obrony przed liczniejszym przeciwnikiem. Podczas gdy wojska polskie mogły ustawić się na twardym gruncie, było wątpliwe, aby gdańszczanie zdołali rozwinąć swe szyki. Grobla zaś była zbyt wąska na skuteczny atak. Pojawiła się tylko trudność związana z kierunkiem uderzenia wroga. Plan obrony Zborowskiego miał jeden poważny mankament: całe wojsko polskie zostało zgromadzone przy grobli pod Rokitkami, a pozostawało jeszcze nieosłonięte przejście między jeziorami lubieszowskimi. Nie można jednak było rozdzielić i tak słabych sił, dlatego hetman nadworny zdecydował się pilnować grobli położonej bardziej na północ, gdyż tutaj spodziewał się ataku. Miał również na baczeniu przejście między jeziorami, lecz na miejscu był tylko zwiad.

Hans Koln orientując się dobrze w całej sytuacji, zdecydował się na manewr okrążenia i zaskoczenia uszykowanych do boju wojsk Zborowskiego. „A tak ludzie swe w góry wytoczył i uszykował z daleka, z drugą stronę owego błota, rajtary wysłał na harc, aby zabawiali, Polaki, żeby się do nich z tyłu przeprawić mogli, nie ruszając ludu onego wielkiego, który był na widoku uszykował, inszy ku Lubieszewu wyprawił” – zanotował Paprocki35. Hetman gdański zatem zamierzał odwrócić uwagę Polaków i związać ich oddziałami milicji miejskiej oraz rajtarami, podczas gdy on sam z zaciężnymi ruszył ku przejściu między jeziorami lubieszowskimi, by wejść na tyły ludzi Zborowskiego. Przy grobli doszło do szeregu potyczek, które tak opisuje Paprocki: „Prędko tedy rajtarowie oni kozaki, którzy się nad nimi wieszali, wspierać poczęli, którym Zborowski hetman posłał na posiłek Węgrów koni 20 dworu królewskiego i Jordana Spytka, rotmistrza, z domu Trąby z 50 koni, męża sławnego, Temruka Petyhorca, Tatarzyna, też rotmistrza z 70 koni, aby Niemcom bronić przeprawy z drugiej strony”. Niemcy mieli trzy wielkie działa i było ich około 3000. „Tam ich Jordan począł mężnie spierać z Temrukiem, a posłali o posiłek do hetmana, powiedając o ludziach wielkich na tej stronie. Wtenczas Zborowski przeciw onym drugim harcownikom, co go nimi Koln zabawiał, ludziom swoim posiłek dawał i sam z roty swej z towarzyszami wyjeżdżał”. Niemcy unikali bezpośredniego starcia, licząc na zmęczenie przeciwnika. „Wszakoż Niemcy używali fortelu swego nie chcąc naszym dać statecznego spotkania, tylko ich na strzelbę nawodzić chcieli, owa ich husarze kopiami dosięgaj nie mogli. A tak wyprawił [Zborowski] między husarzmi na koniech Polaków z rusznicami część i hajduków królewskich na podjezdkach kilkadziesiąt. Tam Henryk Benacki, Czech, który samemu hetmanowi służył, zabił z rusznice najpierwszego harcownika Kolnowego. Oni także strzelcy zmieszawszy się z harcowniki postrzelili kilku z długich rusznic. Wnet Niemcy wspaczneli a już nie chcieli nacierać śmiele”36. Podczas harców zatem doszło do współdziałania hajduków z jazdą. Ten patent przypomina to, o czym możemy przeczytać w dziełach Stanisława Łaskiego: „Gdzie nieprzyjaciel ma jezdnych wiele, a pieszych mało, a ty abo za potrzebą, abo za niewolą, masz z nimi bitwę zwodzić, to jest dobra rada, aby twój jezdny każdy wziął na się jednego strzelca pieszego z rusznicą przebrawszy co umiejętniejsze strzelcy: bo tak i pocztu nieprzyjaciel nie trapi, i na szlaku nie omyli się, i gdy do potkania przyjdzie z jednego hufcu będą dwa, owi na czoło, owi w bok, abo w tył, doświadczona na wielu przygodach”37.

Połączenie zalet piechoty i konnicy zaowocowało na Zachodzie powołaniem dragonii, ale w Rzeczpospolitej dosiadanie rumaków przez piechurów nie przyjęło się na stałe. Dragoni w Polsce na dobre pojawili się w XVII stuleciu jako wynalazek przybyły z Zachodu. Zastanawiać może fakt, iż skoro tradycja piechoty na koniach była u nas długa i żywa, nie zrodziło się na naszych ziemiach coś, co by mogło przypominać francuskich dragonów. Wydaje się, iż przyczyn tego stanu trzeba szukać w słabości naszych formacji pieszych, które do panowania Batorego spełniały raczej role drugorzędne. Po co bowiem przystosowywać drabów do koni, skoro istniała wspaniała kawaleria i odpowiednia to tego taktyka, która sprawdzała się w starciu z każdym przeciwnikiem?

Rzeczywiście w okresie przedbatoriańskim nie powstały warunki do zrodzenia się dragonii, ale dziwi fakt, że nie dokonał tego król Stefan. Wprowadził on liczne formacje piesze i dosyć chętnie posługiwał się konnicą do przerzucania piechurów. To widzimy nie tylko na przykładzie konfliktu z Gdańskiem, ale też i podczas wojny z Moskwą uciekano się to tego patentu. Konie jednak były wykorzystywane przez piechurów doraźnie i miały swoich kawalerzystów. Być może w obliczu licznych reform w polskiej wojskowości zabrakło na to czasu, a może po prostu na ówczesne warunki podwożenie piechoty przez konnicę zupełnie wystarczało.

Harce z rajtarami, poprzedzające bitwę lubieszowską, pokazały niezbicie, iż taka współpraca kawalerii i strzelców przyniosła same korzyści. Niemcy mieli zdecydowaną przewagę, a ulegli stronie polskiej. Koln wobec tej sytuacji zostawił milicję miejską oszańcowaną z dylami, które chroniły niedozbrojonych milicjantów przed ogniem broni palnej oraz bezpośrednim atakiem naszej kawalerii, i dodawszy 200 zaciężnej niemieckiej jazdy, ruszył z resztą wojska na tyły Zborowskiego38. Nie chciał ryzykować walnego starcia przez groblę. Na szczęście hetmana nadwornego powiadomiono o tym na czas, toteż postanowił zmienić swój plan rozegrania bitwy. Zerwał groblę przy Rokitkach, żeby utrudnić przedarcie się mieszczanom i rajtarom, a sam z wojskiem czym prędzej ruszył na spotkanie Hansa Kolna. Aby szybciej pokonać dzielącą odległość, znowu zastosowano opisywany wyżej patent i hajduków posadzono na koniach z tyłu za jeźdźcami. Hans Koln jednak „już [tam – T.Z.] był i działa po górach rozsadził i począł około nich szańce kopać”39. Zborowski więc, mimo przerzucenia piechoty na koniach, przybył za późno, bowiem przeciwnik zdołał już się umocnić na drugim brzegu. Polski hetman zmienił taktykę, przechodząc od razu do akcji zaczepnej. Jego wojsko natarło na gdańszczan. Przybliża nam to Hejdensztejn: „Piechota węgierska uderzyła z prawego skrzydła, ale przerażona hukiem armat na ziemię popadała, żeby się od strzałów ochronić. [...] Zerwała się tedy na nogi i w gęste szyki Gdańszczan strzelając z rusznic, nie mało ich zabiła. Nieprzyjaciel zmieszał się, wtedy węgierska piechota szybkim biegiem armaty zdobyła i pozabijawszy kanonierów, na nieprzyjaciela samego je obróciła”40. Tę akcję hajduków trudno przecenić, bowiem w krótkim czasie stojące w niekorzystnej sytuacji wojska Rzeczpospolitej przejęły inicjatywę. To brawurowe natarcie uchroniło je od klęski. Przejęcie armat uznać trzeba za srogą porażkę przeciwnika. Dalszy rozwój wypadków pokazał, jakie miało to konsekwencje. „Widząc Niemcy, że im hajducy bardzo szkodzili, puścili się do nich ze spisami, bacząc lud mały chcieli go prędko zeprzeć. Wadacz Michał [starszy nad hajdukami – T.Z], już chrom będąc, krzyknął na hajduki, aby do szabel skoczyli, rusznice odłożywszy, zaraz im spisy zucinali” – pisał Paprocki41. Niemcy walczyli dużymi zbitymi kolumnami, dlatego ogień z dział skutecznie przerzedzał ich szeregi. W związku z tym zaciężni postanowili je odbić. Dochodzimy tu do przełomowego, a zarazem ciekawego momentu bitwy lubieszowskiej. Starły się bowiem dwa odmienne typy piechoty.

Od chwili zdobycia wrogiej artylerii o wyniku bitwy zaczęła decydować w głównej mierze piechota. Ze strony polskiej było to novum. Można powiedzieć, iż po raz pierwszy w dziejach Rzeczpospolitej jazda została zepchnięta na dalszy plan działań. I chociaż ostatni rozstrzygający cios gdańszczanom zadała jazda42, to jednak bez udziału hajduków losy tej bitwy potoczyłyby się inaczej. O roli husarii w tej bitwie tak pisze Paprocki: „Wtem rota hetmańska, której było 200 koni, z Kazanowskiego rotą na Niemiec żarko uderzyli, zaraz ich wparli w jezioro, poczęli tyłu podawać”43. Zanim to jednak nastąpiło, uniwersalni piechurzy węgierscy musieli rozprawić się z najeżonym spisami czworobokiem. Lancknechci – tworzący duży, sztywny i groźny dla przeciwnika oddział – okazali się bezradni wobec Węgrów. Głęboki szyk z gęstym lasem długiej drzewcowej broni, któremu nie mogła sprostać nawet ciężka jazda, został nieoczekiwanie unieszkodliwiony przy pomocy zwykłych szabel. Dowodzi to wyższości węgierskich piechurów nad zaciężnymi typu zachodnioeuropejskiego. Analizując przebieg bitwy, można dostrzec jedną rzecz, która zadziałała na korzyść hajduków, a mianowicie – ruchliwość. Piechurzy węgierscy błyskawicznie dostali się do stanowisk artylerii i wycięli jej obsługę. Zajęte walką z polską jazdą oddziały gdańskie nie zdążyły udzielić pomocy swoim puszkarzom. Zanim zorientowali się w sytuacji, działa zostały skierowane w ich stronę. Tutaj z kolei mamy dobry przykład wszechstronności hajduków, którym nie obca też była i sztuka artyleryjska.

Ruchliwość swą piechurzy węgierscy zawdzięczali przede wszystkim uzbrojeniu. Podczas gdy zaciężni lancknechci posługiwali się niewygodnymi ciężkimi pikami, które wymuszały odpowiednią taktykę zwartego szyku, hajducy byli uzbrojeni w poręczne szable i siekiery. Dzięki temu Węgrzy walczyli w luźnym szyku i mieli o wiele więcej swobody. To były wręcz nieodzowne warunki do prowadzenia działań zaczepnych lub obronnych w trudnym, nierównym terenie. Natomiast zwarty czworobok lancknechtów wymagał otwartego, w miarę płaskiego obszaru o pewnym gruncie.

O zwycięstwie Zborowskiego zadecydowały też inne rzeczy. Spośród nich źródło na pierwszym miejscu stawia Boga, ale zaraz mówi, że miała na to także wpływ „sprawa i czynność jegomości pana hetmana, rada rotmistrzów, posłuszeństwo i męstwo rycerstwa, tak iż jeden przed drugim nic nie mając, tak nacia przed nacią, jako rycerz przed rycerzem, wszyscy mężnie miejsc swych przestrzegając czynili z nieprzyjacielem pańskiem, skąd jkmość na początku fortunnego panowania jego strach we wszystkie nieprzyjaciele wnieść będzie musiał”44. Starcie to stanowi wspaniały przykład zastosowania bitwy po liniach wewnętrznych45. Technika ta okazała się skuteczna, gdyż wywołała chaos i dezorganizację, co w konsekwencji doprowadziło do pomieszania szyków przeciwnika. Co zwraca uwagę, to dyscyplina w szeregach hetmana nadwornego. Mimo wielkiej przewagi gdańszczan, wojska piesze Zborowskiego nie poddały się panice, a natarły z całą mocą na wroga. Zaważył tu nie tylko właściwy moment ataku, sprawne dowodzenie, ale w głównej mierze – elastyczność taktyki i ścisłe podporządkowanie się rozkazom. Umożliwiło to zsynchronizowane działanie wszystkich rodzajów broni. W armii gdańskiej żołnierz łatwo poddał się panice, co zważywszy na udział doborowych jednostek lancknechtów, wydaje się zaskakujące. Dyscyplina dla walczących zwartych mas kolumn typu zachodnioeuropejskiego była podstawą użycia tej techniki. Wojska tego rodzaju nie mogły sobie pozwolić na jej złamanie. Stało się to jednak podczas tej bitwy, bowiem nagle kolumna straciła swą spoistość. Spowodowało to, że każdy żołnierz musiał walczyć indywidualnie. Lancknechci nie byli jednak do tego przystosowani. Za to w takiej sytuacji doskonale radzili sobie hajducy.

Charakterystyczne jest, że do ostatniej chwili Zborowski trzymał maksimum sił (93%) w jednej masie, a wyznaczał na poboczne cele tylko znikomą ich ilość. W pewnym momencie polski hetman do rozpoznania przeznaczył 12% swej armii. To właśnie rozpoznanie zmieniło się w walkę wiążącą46. Jan Zborowski po tym fakcie podsycał walkę, która trwała około dwóch godzin, małymi oddziałami, jednocześnie wycofując wojska znużone bitwą. Szyk w bitwie hetman dostosował do warunków terenowych, a więc piechota była na prawym skrzydle, bo musiała iść krótszą drogą, aby nadążyć za jazdą. Polacy zaskoczyli gdańszczan w czasie przegrupowania. To był idealny moment, bowiem to umożliwiło pokonanie przeważającego liczebnie przeciwnika47.

Tą całą akcję mógł przeprowadzić jedynie zdeterminowany dowódca, jakim z pewnością był Jan Zborowski. Nie istniało tu miejsce i czas na jakiekolwiek kunktatorstwo. Tym samym hetman nadworny uczynił zadość polskiej tradycji wojennej. Chociaż Polacy nie lubili wywodów taktycznych wielkich mistrzów teorii wojskowej, trzeba tu zaznaczyć, iż Zborowski postąpił zgodnie z zaleceniem Machiavellego. Otóż mistrz Niccolo w swym nieśmiertelnym dziele „O sztuce wojennej” zalecał zdobycie wrogich dział przy pomocy gwałtownego ataku w uszykowaniu luźnym, pisząc, że „jeśli chcesz unieszkodliwić artylerię przeciwnika, trzeba na nią napaść”. Dokładnie to zdarzyło się pod Lubieszowem. Hajducy działali w zgrupowaniu o dużej elastyczności, co umożliwiło im przejęcie armat przeciwnika. Królewskie oddziały wykorzystały też to, iż piechota stanowi zbyt niski cel dla dział, co też zauważa Machiavelli. Od czasów, kiedy żył i tworzył włoski teoretyk, poczyniono wiele wynalazków, umożliwiających lepsze manewrowanie lufą. Jakkolwiek nadal trudno było trafić w piechurów, zwłaszcza gdy stosowali luźny szyk. Według mistrza Niccolo każda nierówność terenu, zarośla oraz inne przeszkody (lub upadniecie na kolana hajduków, jak to miało miejsce pod Lubieszowem) „psują celność ognia armatniego”, więc „wystarczy tylko uczynić kulom miejsce, a staną się one nieszkodliwe”48.

Po klęsce gdańszczan rozpoczął się pościg. „A gdy już Niemcy poczęli; uciekać, nie dopuścili im nasi do sprawy, mężnie ich doganiając gromili, ale dla wielkości trupów przez onę groblę przebyć nie mogli”49. Z tego, co zanotował Paprocki, widać jak wielka to była katastrofa gdańszczan. Natarcie wojsk Rzeczpospolitej było druzgocące. Uczestnik bitwy, Paprocki, dalej pisze: „Aż hetman rozkazał pieszym, aby im drogę przeprawili. A tak hajducy w skok one trupy w stawy z grobli zmiatali”50. Piechota węgierska zatem została użyta do torowania drogi konnicy. Uczestniczyła też w pościgu za uciekającymi wrogami. „Hajducy gdzie którego żywego z nich dostali, zabijali i mordowali” – zauważa Marcin Bielski51. Musiano brać również jeńców, bowiem według źródła: „Więźniów było tysiąc oprócz tych, które szlachta przyległa i chłopi po drogach i lesiach imali”52. Na pewno czynną w tym rolę odegrała piechota. Bielski wspomina również pod koniec swej relacji o łupach: „Dział siedm i trzy organki, wozów półtorasta, zbroi półczwarta tysiąca, rusznic co niemiara, a rzadko wystrzelona, tak iż naręczami je hajducy nosili przedając...”53 Dla porównania warto również przytoczyć fragment listu Jana Zborowskiego do króla, traktującego o zwycięstwie. Czytamy tam: „Posyłam też WKMci od wszystkiego sam wojska więźniów człowieka pięćdziesiąt na znak zwycięstwa, od których o wszystkiem WKM, będzie li raczył, wiadomość wziąć możesz. Chorągiew wziętych nieprzyjacielowi, których jest pięć knechckich a szósta jezdna i dział także, których jest siedm spiżowych a trzydzieści żelaznych”54. Zdobycze wojenne więc były znaczne. Armia królewska wzbogaciła się o wielkie zapasy broni i innego sprzętu, którego porzucili uciekający gdańszczanie. Hetman dla zabrania tego wszystkiego prosi o dodatkowe zaprzęgi: „Pod działa te, które się Gdańszczanom w bitwie wzięli, trzeba koni przynajmniej 60. Pod ośm polnych działek, które są w Malborku, przynajmniej trzeba koni 32. Dla prochów, kul, rydlów, motyk, trzeba wozów 5, koni do nich 20”55.

Pozostaje jeszcze do omówienia kwestia udziału artylerii w bitwie lubieszowskiej. Wypada tu przypomnieć, iż Zborowski dysponował dwoma małymi działami polnymi i miał dwadzieścia osiem hakownic. To zostało użyte w polu. Do tego dochodziły jeszcze cztery armaty zostawione do obrony Tczewa. Przeciwnicy zaś posiadali 7 dział i 30 hakownic. Jakaś artyleria była też na okrętach.

Polska artyleria odegrała niewielką rolę w samej bitwie, a jedynie hajducy „w owym gęstym a wielkim ludzie szkodę znaczną uczynili” przy pomocy salw z rusznic56. Dopiero po zdobyciu dział przeciwnika doszło do ostrej wymiany ognia na odległość około stu metrów57. Armaty i rusznice czyniły spustoszenie wśród szeregów zaciężnych Niemców, a wojska Zborowskiego ponosiły szkody od hakownic „na woziech”58. O skuteczności ognia z polsko-węgierskich stanowisk może świadczyć to, iż Niemcy za wszelką cenę postanowili odbić działa, co zakończyło się ich klęską. „A gdy z dział na nich [gdańszczan – T.Z.] gęsto uderzono, nie tylko w tył się cofnąć, ale i kupami pierzchać i uciekać poczęli”59. Straty przeciwnika były wielkie, które ocenia się na około 4416 zabitych na placu boju i około 1000 dostało się do niewoli. Liczby te są jednak niepewne i różni autorzy różnie podają60. Przedstawione dane są tylko dla orientacji.

Straty Zborowskiego przy tym wydają się śmiesznie małe. Paprocki ocenia je na około 58 zabitych, w tym 40 poległych hajduków. Rannych zaś było około 130 (w tym 80 hajduków), czyli w sumie straty (zabici i poranieni) wynosiły blisko 188 żołnierzy61. Trzeba tu zwrócić uwagę na ubytki w szeregach pieszych Węgrów. Ponieśli oni największe straty ze wszystkich rodzajów wojska, uczestniczących w bitwie. Liczby te wyrażają zasługę hajduków dla zwycięstwa. Batory po bitwie lubieszowskiej okazał szczerą wdzięczność żołnierzom za waleczność. Stało się to w Malborku w maju 1577 roku62.

Nawiązanie ognia między gdańskimi okrętami a artylerią Tczewa miało w tej bitwie zupełnie drugorzędne znaczenie. Po zwycięstwie Zborowskiego nad wojskami Hansa Kolna statki ostrzeliwujące miasto wycofały się63. Niewątpliwie jakąś tu rolę obronną odegrała artyleria miejska i cztery działa hetmana nadwornego.

Batory od początku konfliktu z Gdańskiem dążył do posiadania artylerii na okrętach. Na jego polecenie Albrecht pruski uzbroił kilka okrętów w działa i dał żeglarzy do ich obsługi. Zaczął też budować molo, na którym umieszczono potem armaty, broniące portu w Królewcu64. Flota ta jednak pod dowództwem polskim nie odegrała zbyt wielkiej roli z racji swojej słabości względem sił morskich wroga. Poza tym Batory nie mógł doprosić się armat i uzbrojonych okrętów od księcia pruskiego. W konsekwencji stały bezczynnie w porcie. Za to pewną pomoc król otrzymał w działach i ludziach z Królewca od tamtejszych mieszczan. W niewielkim stopniu to wzmocniło siłę ognia królewskiej artylerii. Z konieczności Batory cały czas zdobywał działa, konfiskując je z obcych okrętów. Te jednak nie bardzo nadawały się do użycia na lądzie65. Lawety ich niezbyt dobrze sprawdzały się w terenie i trzeba było je przerabiać. Same lufy natomiast były podobne do tych używanych w artylerii lądowej. Można je więc z powodzeniem wykorzystać do walki w polu lub oblężenia.

Wielkie więc są zasługi Batorego dla polskiego oręża. Nie tylko sprowadził do Rzeczpospolitej nowoczesną piechotę (potem zaś przeszczepił ją na grunt polski), ale też wzbogacił arsenały o nowe nabytki.

b/ oblężenie miasta

Wspaniałe zwycięstwo Jana Zborowskiego nie zostało wyzyskane. Gdańszczanie zostali porażeni swą klęską i powstał dobry moment na wymuszenie posłuszeństwa. Jednak Batory nie mógł dokończyć swego dzieła, bowiem miał duże kłopoty z zaciągiem odpowiedniej liczby żołnierzy. Zwłokę tę wykorzystał przeciwnik, który za pieniądze króla duńskiego najął wojska w Królestwie Duńskim oraz w Niemczech66. A paktowanie patrycjatu gdańskiego z Batorym było tylko graniem na zwłokę. Król wiedział o tym, bo pisał w liście: „Nie jest żadnemu tajno, co się nam i w koronie od swobodnych a nadętych Gdańszczan do tego czasu dzieje, i jako nas i wsze sprawy nasze wszystki obłudnemi traktaty swemi rzekomo do posłuszeństwa przychodząc, zwlekli i zatrudnili”67. Z tego powodu Batoremu zależało na szybkiej rozprawie z buntownikami. Czas grał na niekorzyść Rzeczpospolitej, gdyż wkrótce zaczęły przybywać zaciężne oddziały do Gdańska. Już 28 maja 1577 roku, a więc po 5 tygodniach po przegranej pod Lubieszowem, załoga Gdańska, prócz uzbrojonych mieszczan, liczyła 6 zaciężnych chorągwi pieszych i 2 konne. Jednak chorągiew taka liczyła około 420 ludzi, czyli wszystkie piesze zawierały w granicach 2520 żołnierzy regularnej i 200 jazdy. Niejaki Melchior Bitner, kupiec gdański, który uciekł z Gdańska do Brodnicy (25 maj), powiedział, iż 180 przybyło z Danii, 800 przyszło z Lubeki i 200 zaciągnięto z terenu Pomeranii (tj. Pomorza Zachodniego). W maju posiłki te miały potroić załogę miasta. Natomiast w okolicach lipca 1577 roku mamy do 4000 piechoty niemieckiej, chorągiew ochotników gaskońskich i niderlandzkich (Vallons) oraz pułk (6 chorągwi) Szkotów pod dowództwem Stuarta68. Tadeusz Korzon tak widzi liczebność i skład narodowy zaciężnych: 400 – 500 ludzi z Danii, 873 knechtów z Niemiec, Szkoci z Niderlandów, potem strzelcy walońscy i gaskońscy69. Były więc to siły liczne jak na taki oto fakt, że najemników zaciągało miasto. Tadeusz Marian Nowak i Jan Wimmer szacują ogółem te wojska na około 10000 ludzi70. Do tego trzeba dodać żołnierzy z poprzednich zaciągów (Melchior Bitner szacuje ich na mniej więcej 2000 ludzi) i milicję miejską.

Ta armia ludzi, jak też i zwykli mieszkańcy potrzebowała dobrego zaopatrzenia; zwłaszcza jest tu ważna żywność, której wielkie ilości musiało posiadać miasto, by wszystkich wyżywić. Chociaż wspominany wyżej gdański kupiec nas informuje o tym, że odwrócenie wód rzeki Raduny (Raduni) przez królewski oddział inżynieryjny, mocno dało się we znaki mieszczanom, to jednak buntownicy i tak byli dobrze zaopatrzeni w żywność i inne potrzeby. Na dodatek szlachcic pomorski, Czyflic, został posłany do Danii po następne zaciągi z pieniędzmi o wartości 7500 złotych. Dużą pomocą dla Gdańska były też duńskie okręty transportowe, które autor źródła ocenia na 38 lub 39 jednostek. Dane Bitnera uzupełnia list Duńczyka Mikołaja ab Ungarn do króla duńskiego, który został przejęty przez polską stronę. Mamy tam informację o transporcie broni dla Gdańska z Danii. W przypisie autora książki figurują dokładne tego dane: w dostawie z 5 lipca 1577 roku buntownicy otrzymali 24000 funtów prochu, 14 dział ciężkich 48 i 24 funtowych i 2000 talarów (około 2000 złotych polskich) w gotówce71.