Sztuka wojenna czasów Stefana Batorego. Tom III. Aspekt teoretyczny - część 2 - Tomasz Zackiewicz - ebook

Sztuka wojenna czasów Stefana Batorego. Tom III. Aspekt teoretyczny - część 2 ebook

Tomasz Zackiewicz

1,0

Opis

"
Seria „Sztuka wojenna czasów Stefana Batorego” to najpełniejsze ujęcie wojskowości Stefana Batorego na polskim rynku, oparte na szerokiej bazie źródłowej i z bogatym zestawem literatury, w tym obcojęzycznej. Są to materiały, które powstały przy pisaniu pracy doktorskiej Autora - Tomasza Zackiewicza na ten temat.

Jest to doskonała pozycja dla wszystkich miłośników staropolskiej sztuki wojennej. Pisząc ten cykl książek Autor starał się zawrzeć naukową myśl w wydaniu przystępnym dla każdego.

Ten tom dotyczy wojskowości Stefana Batorego w ujęciu teoretycznym. Opisuje szczegółowo wszystkie zjawiska, jakie są z tym związane. Zawarte są tu kwestie nie tylko typowo wojskowe, ale też i skarbowe, gospodarcze czy prawne. Jest to kontynuacja poprzedniego tomu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 406

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
1,0 (1 ocena)
0
0
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tomasz Zackiewicz

Sztuka wojenna czasów

Stefana Batorego

Tom III

Aspekt teoretyczny – część 2

WYDAWNICTWO PSYCHOSKOK, 2013

Copyright© by Wydawnictwo Psychoskok, 2013

Copyright© by Tomasz Zackiewicz, 2013

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej

publikacji nie może być reprodukowana, powielana

i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej

zgody wydawcy.

Skład i korekta: Tomasz Zackiewicz

Projekt okładki: Tomasz Zackiewicz

Zdjęcie okładki: Karl Pawłowicz Briułłow, „Oblężenie Pskowa”, fragment obrazu olejnego

ISBN: 978-83-7900-035-7

Wydawnictwo Psychoskok

ul. Chopina 9, pok. 23, 62-507 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom.665-955-131

http://wydawnictwo.psychoskok.pl

e-mail:[email protected]

Niniejszą książkę poświęcam

polsko-węgierskiej przyjaźni,

która jest wieczna

Autor

Sum rex vester,

nec fictus neque pictus.

Stefan Batory

ZAWARTOŚĆ TEMATYCZNA

1. Inżynieria wojskowa i służby inżynieryjne

a/ sztuka fortyfikacyjna

b/ służby inżynieryjne

c/ batoriańskie reformy

2. Obóz i służby obozowe

3. Flota kaperska

4. Zachodni specjaliści

5. Kwestia zdrowia i polowa służba zdrowia

6. Kartografia i planowanie działań

7. Problem wielonarodowościowy armii i służb

8. System zaciągu żołnierzy i werbunku służb

9. Skład i organizacja roty

10. Szyk marszowy

11. Szyk bojowy

a/ dziedzictwo doby średniowiecza

b/ „stare urządzenie polskie”

c/ przygotowanie do bitwy

d/ bitwa w polu

12. Sztuka oblężnicza

a/ oblężenie

b/ obrona

c/ batoriańskie wojny

13. Taktyka walki

14. Strategia walki

15. Transport

16. Aprowizacja

17. Kwestie skarbowe

a/ obowiązki władcy

b/ obowiązki rotmistrzów

c/ znaczenie żołdu w nowożytnej armii

d/ wojna „na kredyt”

e/ źródła finansowania ówczesnych wojen

f/ wojny batoriańskie w wydatkach pieniężnych

18. Prawo wojskowe

a/ rodzaje sądów

b/ prawo a „ludzie żołnierskie”

c/ prawo a naruszenie dyscypliny

d/ artykuły obozowe

19. Stosunek do ludności zajmowanych terenów

20. Propaganda jako narzędzie walki

21. Dyplomacja w służbie wojny

a/ Turcja i Tatarzy

b/ Moskwa i papiestwo

c/ kraje skandynawskie i Niemcy

ZALECANA BIBLIOGRAFIA

PODZIĘKOWANIA

1. Inżynieria wojskowa i służby inżynieryjne

a/ sztuka fortyfikacji

W Polsce system bastejowy, głównie typu wieżowego wielokondygnacyjnego, rozpowszechnił się od końca XV stulecia1. Rzeczpospolita zatem próbowała nadążyć za nowinkami w tej dziedzinie. Jednak był kłopot ze stosowaniem tego w praktyce, ponieważ brakowało środków finansowych. A wyniku tego monarcha nie dysponował odpowiednimi narzędziami, by nawet wzmocnić już istniejące twierdze. A fortyfikacje w kraju były w opłakanym stanie. To samo działo się na północno-wschodnim pograniczu Litwy, aczkolwiek od lat pięćdziesiątych zaczęto wzmacniać obwarowania Połocka2.

Aby się rozeznać w stopniu ufortyfikowania Rzeczpospolitej, przytoczyć warto bardzo ciekawy fragment spostrzeżeń dyplomaty papieskiego J. Ruggieriego, dotyczący czasów Zygmunta Augusta. Pisze on do Piusa V: “Lecz, że Polacy z przyrodzenia i dawnego zwyczaju lubią bić się na otwartym polu, gdzie mogą wygodnie użyć swej jazdy, która w miejscach ciasnych i opasanych murami na nic się nie zda, że niecierpliwie znoszą niewygody oblężenia, stąd pochodzi, że ich kraj jest prawie ogołocony z fortec. Najgłówniejsze ich twierdze są w Prusach, między którymi pierwsze miejsce trzyma Malbork, zamek zbudowany przez Krzyżaków, równie obszerny jak mediolański, mający mocne mury, i wszystkie izby zasklepione. Niedaleko stamtąd jest Gdańsk, gdzie się także buduje teraz twierdza, a bliżej jeszcze od Malborka jest Elbląg, miasto oblane wodą i otoczone mocnymi murami...”3 Ziemie Rzeczpospolitej zatem były słabo ufortyfikowane, bo Polacy mieli nie lubić walki oblężniczej. Najlepiej czuli się w działaniach manewrowych, co należy uznać za trafne spostrzeżenie. Przekaz też wspomina nieliczne ufortyfikowane polskie miasta. Mając na względzie przyszłą wojnę Batorego z Gdańskiem, warto zatrzymać się przy tym porcie i omówić dokładnie stan obwarowań.

Dyplomata papieski wspomina również o pracach fortyfikacyjnych. Trwały one na długo przed połową XVI wieku. O budownictwie bastejowym możemy mówić w czasie od 1489 roku do dwudziestych lat XVI stulecia, kiedy wzniesiono po zewnętrznej stronie fosy wały ziemne z bastejami kojcowymi murowano-ziemnymi. W latach sześćdziesiątych XVI wieku zbudowano basteję wieżową wokół Latarni (tzw. wieńca). Inne większe miasta Rzeczpospolitej, takie jak Kraków, Lwów, Wilno, Wrocław, w tym czasie – tj. w ciągu pierwszej połowy XVI stulecia – także otrzymały ten rodzaj umocnień. Natomiast najwcześniejsze zabytki typu bastionowego z naszych ziem pochodzą również z Gdańska. Mam tu na myśli rondel Bożego Ciała z lat 1547 – 1559 i rondel św. Elżbiety z lat 1554 – 1557. Zabudowę bastionową spotykamy też w Rożnowie (ok. 1560 r.). Pełny rozwój takich fortyfikacji rodzaju starowłoskiego dostrzec możemy w bastionie Karowym Gdańska z lat 1571 – 15764.

Najłatwiejszym i najtańszym sposobem dostosowania twierdz do zwiększenia siły ognia dział oblężniczych było po prostu nie budowanie nowych systemów obronnych od zera, lecz modernizowanie starych średniowiecznych umocnień. Dokonywało się to na trzy sposoby:5

a/ Wzmacniano wysokie mury od wewnątrz przez domurowanie krótkich ścian poprzecznych o różnych formach oraz obsypywano ziemią. Inną formą tego było obsypywanie od wewnątrz wałem ziemnym podpartym wewnętrznym murem oporowym. Taki wał mógł być tarasem artyleryjskim.

b/ Budowa nowego zewnętrznego obwodu murów z bastejami. Mury niskie o odpowiedniej grubości, bez krenelaży, lecz z przedpiersiem, względnie wały ziemne wzmocnione murami oporowymi. Z zewnątrz kopano fosy. Za taras artyleryjski służyła górna powierzchnia murów lub nasyp ziemny.

c/ Wykonanie strzelnic dla broni palnej w istniejących murach i basztach, na wierzchu zaś tych ostatnich urządzano często działobitnie. Blanki istniejących zamków często posiadały już strzelnice, ale były to strzelnice szczelinowe (do ostrzału z łuku) lub krzyżowe (do ostrzału z łuku lub kuszy). Wraz z upowszechnianiem się broni palnej musiało się to zmienić. I tak zaczęto tworzyć strzelnice kołowe, przystosowane do luf rusznic, lecz szybko tę formę zarzucono na rzecz innej, a mianowicie klucza. Tak więc oprócz koła wyciętego w murze robiono na górze pionową szczelinę jako przeziernik do celowania. Strzelnica kluczowa zatem była połączeniem strzelnicy szczelinowej i kołowej. Zdarzały się także formy bardziej skomplikowane, bo dostosowane do użytku broni palnej, kuszy i łuku. Zwano je strzelnicami kombinowanymi. Dla ciężkich hakownic tworzono strzelnice hakownicze, zaopatrzone od wewnątrz w specjalny występ muru lub belkę do zaczepiania haku. W przypadku kiedy mur był szczególnie gruby potrzebna stawała się strzelnica tarczowa z otworem w zamykającej wnękę ceglanej lub kamiennej „tarczy”. To osłabiało fortyfikacje, czyniąc łatwiejszym celem dla dział oblężniczych, ale było konieczne dla wygodnego prowadzenia ognia przez obrońców. Obie te kwestie w jakimś stopniu dało się pogodzić w przypadku stosowania strzelnic „krzyżowych” i wachlarzowych, gwarantujących dobry ostrzał przedpola twierdzy przy zachowaniu pierwotnej grubości muru. Do takich strzelnic podchodziło po dwóch strzelców, których ogień się krzyżował, a oni sami byli dobrze osłonięci przed ostrzałem wroga z zewnątrz. W strzelnicy „krzyżowej” ta osłona (mająca kształt równoramiennego trójkąta z litego muru) znajdowała się od wewnątrz twierdzy, a w wachlarzowej – od strony nieprzyjaciela6.

Dokonując podsumowania systemów obronnych w Rzeczpospolitej należy stwierdzić, iż nowoczesne umocnienia (najpierw bastejowe, potem bastionowe) miały miasta najbogatsze, których było na to stać. Prym tu wiódł Gdańsk, mający fortyfikacje nie gorsze od ośrodków zachodnioeuropejskich. Można go uznać za najlepiej ufortyfikowaną twierdzę Polski. Reszta zaś krajowych miast pozostawała pod tym względem daleko w tyle. Podstawą były tu średniowieczne mury, częściowo dostosowane do nowożytnych warunków walki. Gdy w systemie wieżowym (XII – XIII wiek) wystarczało umieszczenie wieży w odpowiednim, niedostępnym i dającym rozległy widok miejscu, to już w systemie basztowym (XIV – XV wiek) widzimy potrzebę ciągłego obwodu zabezpieczającego wzajemny ostrzał poszczególnych elementów zamku. System bastejowy (XV – XVI wiek) zaś stworzył podstawę do sprostania upowszechnienia się artylerii, lecz nie rozwiązał problemu martwych pól. Uporał się z tym dopiero system bastionowy (XVI – XVII wiek) w oparciu o czysto geometryczne konstrukcje narysowe7.

b/ służby inżynieryjne

Przechodząc do omówienia wojskowych architektów w Rzeczpospolitej, znowu zacytuję Ruggieriego, który twierdzi, że: „Brakuje także w tym kraju inżynierów wojskowych. Używał król dotąd Wenecjanina nie bardzo biegłego w swej sztuce, który umarł przeszłego roku”8. Spostrzeżenie nuncjusza odpowiadało prawdzie: Rzeczpospolita nie miała specjalistów w tej dziedzinie. Działo się tak, gdyż nie było na nich zapotrzebowania. W razie konieczności Zygmunt August posługiwał się inżynierami pochodzenia obcego. Z tego względu powstanie umocnień dawnej Rzeczpospolitej zawdzięczamy głównie fachowcom cudzoziemskim. Oprócz wspomnianego wyżej Wenecjanina, należy tu wymienić m.in. Augusta Breitfussa i Jana Frankensteina9. Oni to zaszczepili nowe rozwiązania konstrukcyjne na naszych ziemiach.

Wojska techniczno-inżynieryjne podlegały bezpośrednio pod hetmana. Polska miała zachodnich specjalistów w zakresie sztuki oblężniczej. Zwano ich szancmistrzami lub wałmistrzami. Dowodzili oni oddziałami minierów i saperów-szancchłopów (szancknechtów)10. Pewne źródło powiada, iż kopaczów nam nie trzeba, bo jesteśmy w kopaniu szańców doświadczeni11. Niemniej inżynierów nie było w kraju. Do służby pomocniczej wchodzili jedynie rzemieślnicy, którzy byli liczni w Rzeczpospolitej.

Ale praca wojsk techniczno-inżynieryjnych nie ograniczała się tylko do prowadzenia oblężenia. Wtedy drogi należały do rzadkości, a przeważnie ich w ogóle nie było. Dlatego właśnie do transportu starano się używać dróg wodnych. Jednak tam, gdzie nie istniała taka możliwość, trzeba było przedzierać się przez trudny teren. I tutaj możemy dostrzec wielkie znaczenie tego rodzaju oddziałów. Dobrze ilustruje nam to źródło: „A mają się [personel inżynieryjny – T.Z.] o tym z wielką pilnością starać, jakoby zen strzelbą a z nią municyją w drodze wszędzie przejechać możno, tak we dnie, jako i w nocy, a jeśliże też ziemia działa wielkiej […] znieść może albo nie, a jeśliby też nie byli na przekazie przykopy, doły, bagniska i inne wody w dolinach, a miejscach niskich albo inne takowe rzeczy, coby przejazd broniły, aby też z pilnością zobaczono, przy której stronie, nieprzyjacielska broń nagotowana a położona jest”. To od sprawności szancknechtów zależało tempo przemarszu armii, opóźnianej taborem i ciągnionymi działami. Czytamy dalej, że: „Szancmistrz też zawsze z oboźnym a z niektórymi szancchłopy i z cieślami albo inszymi też chłopy, którzy by siekiery mieli na rąbanie drzewa do budowania a naprawienia mostów i dróg złych, naprzód, przy hufcach jezdnych, które w przód idą, jechać mają z ludźmi tam tej ziemie a dróg świadomymi, co by pewnie drogi a ścieżki wiedzieli i z pilnością wszędze patrzali, jeśliżeby, strzelbą możono przejechać abo nie. Żeby też mosty, tamy, drogi, przekopy tak naprawowali, aby tym snadniej z ciężką strzelbą i ze wszelaką inną municyją za nimi przejechać możono. A ku temu obronny sprawny dobrą poradę dać może ku naprawowaniu dróg, a zwłaszcza w wąwoziech, na kierowniu przy górach albo inszych złych raziech, żeby długie cugi, co przed działy pójdą, dobrze przejść mogli. Dlaczego więc często nowe drogi muszą być szukane, a stare naprawowane, żeby lepszy przejazd był”12. Personel inżynieryjny zatem – prócz naprawy dróg, mostów i tam – wysyłany był naprzód z jazdą, żeby badać teren pod kątem przydatności do przemarszu całej kolumny wojska. Szukał też odpowiednich szlaków, które umożliwiałyby transport ciężkiego sprzętu. Działa nie mogły utknąć wśród bagien i w zbyt wąskich wąwozach. Wojska więc tego rodzaju spełniały rolę zwiadu, bowiem dbały o bezpieczeństwo przepraw.

Ściśle związaną sprawą z artylerią jest inżynieria wojskowa. W tym czasie do jej zadań należało prowadzenie oblężenia, obrona warownych miejsc przez fortyfikowanie uszkodzonych murów, wznoszenie obwałowań twierdz, stawianie obozu oraz okopywanie dział.

Tą ostatnią czynnością zajmowali się specjalni saperzy, którzy – obok puszkarzy i pomocników – wchodzili do obsługi armaty. Celowe będzie tu na początek przytoczenie danych z wyprawy Zygmunta Augusta na Inflanty w roku 1557:13

słowik – do obsługi jednej sztuki wchodziło 2 saperów

śpiewaczka – do obsługi jednej sztuki wchodziło 2 saperów

feldszlanga – do obsługi jednej sztuki wchodził 1 saper

falkona – do obsługi jednej sztuki wchodził 1 saper

działo ogniste – do obsługi jednej sztuki wchodził 1 saper moździerz – do obsługi jednej sztuki wchodził 1 saper

Zestawienie to zatem świadczy o tym, iż szczątkowa służba inżynieryjna istniała już za Zygmunta Augusta. Nie były to jednak odrębne wojska o profesjonalnym charakterze, a jedynie ludzie będący nieodłączną częścią służby puszkarskiej, którzy nie wykonywali zwykle zadań bojowych. Rekrutowano ich zazwyczaj z chłopów. To się udało zmienić za Batorego, gdyż służba ta nabrała zdecydowanie profesjonalnego charakteru.

c/ batoriańskie reformy

Król Stefan miał bogate doświadczenia w tej kwestii. U Ottomanów i Habsburgów podpatrywał wojskowe wynalazki i rozwiązania14. Stąd nie obca mu też była sztuka oblężnicza. Inżynierski fach Batory z powodzeniem wykorzystywał podczas wojny domowej z Bekieszem. Adrien de Divéky pisze: „Békés refusa toutefois de lui rendre foi et hommage, s’enferma dans château de Fogaras et organisa un parti contraire à Etienne, mais les troupes de Bàthory entourèrent le château et le prirent après un siege de courte durée”15. Dla Batorego przykładem wybitnej sztuki inżynieryjnej był zapewne węgierski Waradyn, którego miał okazję zostać przez pewien czas komendantem. Już biskup waradyński Martinuzzi zaangażował włoskich specjalistów wojskowych. Zbudowali oni pierwsze fortyfikacje na zamku. Z czasem powstała tu najnowocześniejsza twierdza w regionie16. Doświadczenie więc w tym względzie jest trudne do przecenienia.

W obliczu wojny z Moskwą Batory zorganizował zalążki profesjonalnych wojsk saperskich, a więc powołał 1 szancmagistra, którym został Ludwik Wedel, 20 szancmajstrów i 50 szancknechtów. Ludzie ci stanowili kadrę instruktorską dla kilku tysięcy chłopów z siekierami i rydlami17. O sprawności naszej inżynierii świadczy też fakt budowy, transportu i używania mostu pontonowego. Składał się on z pływających łyżew związanych balami. Most był składany w taki sposób, iż można go było przewozić we fragmentach na wozach18. Miał on zastosowanie we wszystkich kampaniach inflanckich, gdzie trzeba było przekraczać wielkie rzeki, liczne w tym rejonie.

Prace fortyfikacyjne prowadzono za Batorego podczas pokoju i wojny. Najlepszym przykładem jest Zamość (lokowany w 1580 roku). Otrzymał on nowoczesne obwarowania. Uważa się to miasto za jeden z pierwszych na świecie ośrodków posiadających system bastionów. Zamość miał ich siedem. Twórcą tego był słynny architekt włoski Bernardo Morando, będący na służbie kanclerza i hetmana19.

Natomiast po zdobyciu Inflant król kazał poprawić zdobyte zamki i twierdze, a jeśli sytuacja tego wymagała, odbudowywano od podstaw. Konstrukcje te były drewniano-ziemne. Batory dążył do utworzenia pasa ochronnego, złożonego z dobrze umocnionych twierdz w Inflantach, na wschodnich rubieżach Litwy oraz na terenach południowo-wschodnich. Budowle bastionowe na wielką skalę stosowano jedynie przy fortyfikacji Gdańska (prócz oczywiście Zamościa). Mimo tych wszystkich działań, wyniki ciągle nie były zachwycające20. Warto na koniec zauważyć, iż obowiązek obrony i naprawy zamków mieli starostowie, ale jak praktyka pokazała, dochody przeznaczone na ten cel lądowały często do ich prywatnej kieszeni, a cytadele podupadały, nadgryzane zębem czasu.21

Rzeczpospolita stała zatem daleko w tyle za zachodnioeuropejską awangardą, chociaż Batory stworzył warunki do rozwoju inżynierii wojskowej. Nie było to jednak związane z zacofaniem militarnym kraju, a z jego trudnościami finansowo-politycznymi. Rodzima sztuka wojenna również nie preferowała takich rozwiązań, gdyż nasi przeciwnicy nie walczyli w ten sposób.

2. Obóz i służby obozowe

Wygląd obozu za Batorego widoczny jest szczególnie podczas oblężenia Połocka. Na zewnątrz był zabezpieczony wozami spojonymi łańcuchami. Jest rów i skarpa do obrony22. Szaniec ten miał szerokość 9 łokci (ok. 5 m) oraz o głębokości fosy i wysokości nasypu po ok. 1,7 m („na dobrego chłopa”). Po wewnętrznej stronie ciągnęły się rzędy namiotów, tworząc w środku majdan, na którym stały dodatkowo umocnione obozy króla i dworu („za kobyleniem”) oraz hetmanów i ich sztabów, otoczone murami i obsadzone artylerią. Obóz w poprzek przecinały dwie szerokie ulice, zakończone bramami. Strzegły ich roty jezdne23. Kształt obozu zależał od ukształtowania terenu. Były zatem różne jego warianty24. Tutaj również mniej liczyła się teoria, a zdecydowanie dominowała praktyka.

Jak wielkim wyzwaniem dla wojsk techniczno-inżynieryjnych było „kładzenie obozu”, trzeba sięgnąć po bogaty materiał źródłowy. I tak posłużę się tu dziełami: Stanisława Łaskiego, Jana Tarnowskiego, artykułami Floriana Zebrzydowskiego i innymi źródłami25 oraz przekazem obcym autorstwa Alberta Brandenburskiego (w tłumaczeniu Macieja Strubicza)26. Także istotna jest tzw. „Nauka kładzenia obozu” w rękopisie27.

W celu założenia wojskowego „legru” należało najpierw wybrać odpowiednie miejsce. Muszą być w pobliżu odpowiednie ilości żywności, paszy, wody i drewna oraz łatwy dostęp do nich. To kryterium wydaje się najważniejsze. Tak zaś na ten temat pisze J. Tarnowski: „Acz to trudna i nie można rzecz wypisać, aby się zawżdy jednostajnie trafić miało, jako zakopy i tabory kłaść, a stanowić mamy, bo to wszytko czas przynosi uczy i każe, i miejsce, wedle przygody, wedle potrzeby; i kładzenie ma się dziać wedle nieprzyjacielskiego przedsiębrania, a nie zawżdy na jednostajnych miejscach być może; wszakże to są naprzedniejsze sztuki, które mają być baczone przy kładzeniu obozu, abo zakopow czynieniu, a Taboru stanowieniu, aby mieysce było obronne przy wodzie, abo przy błocie, abo nieprzebytej górze jakiej, iżby nie przyszło bronić wszystkich stron razem, ale tam gdzieby w wojscze i woda i drwa i pasza, nie snadnie mogła być odjęta, aby tego twoi ludzie bez wielkiej szkody mogli mieć dostatek. Też, aby góry żadnej takowej, z któreyby mógł nieprzyjaciel strzelbę w obóz szkodzić, abo ją ubieżeć mógł, nie miał nad swą głową. Trzecia, abyś w żyźniejszym (który być może) krain się kładł, a nie rad w dolinach bardzo ważkich się krył, aby wody a dżdżownice szkody w nocy, też i we dnie nie działały; bo gdzieć między górami woda ma ostry nos, i mocny stok, to doświadczona. Czwarta, aby powyszej swego wojska na górze, nad sobą, ani stawow wielkich, ani tam i uchodow nie cierpiał; bo nieprzyjaciel kilkiem rydlow kinowszy w nocy, dał ci by dostatek wody, żebyś jej z swemi snadź nie przepił, albo groblą przekopawszy, abo tamę przepuściwszy. Piąta, aby wojsko nie kładł, nazbyt w równym a w otocznym polu, gdzie być nie może, aby nie mógł nieprzyjaciel ze stron strzelać, bo rzadko w równi tak wysokie zakopy bywają, aby mógł wszytkie zakryć. Ostatek rozumowi poruczam: jeśli wzdłuż, jeśli wszerz, jeśli na trzy, jeśli na cztery węgły, a z jakimi pobocznicami i przednicami mają być obozy i zakopy, i tabory czynione. Jeśli chcesz, mey rady słuchaj głupiej, a masz plac i mieysce potemu: naradczej, czyń tak na trzy węgły, a na każdym węgle i rogu strzelnice, a między strzelnicami narożnemi pobocznice. Ja to, com widał być dobrze ukazuję. Ty niewierzysz-li, pokuś: gdy wgłąb weźmiesz raz, abo dwa, powiesz mi to dostatecznie, a nie na potężne zakopy masz rozumieć, za któremi możesz siedzieć jako w mieście; ale to ma być wedle pocztu ludzi czyniono, który ma się w tych zakopach bronić, abo ziemię psować, jazdy z nich czynić. Wszak to nie nogawice, nie trzeba wiary dawać, nie widząc nogi. A kiedyby już czas nie cierpiał tych wymysłów, to jest, iżeby nieprzyjaciel abo nadchodził, abo naszedł, a tu się kładziesz, nielzia jedno jednym się kazać odprawować, a drugie mieć w sprawie i w hufiech, i piesze, i jezdne, aby na sobie dzierzeli, aż obóz stanie, albo zakop rzucą: by też i drugi miał połajać, a gdy już obóz zawrą, zakopy stanie powoli, niechaj swoi pod strzelbą swą ku obozu uchodzą, a ustępują”. Autor twierdzi zatem, iż wiele zależało od sytuacji, jaka będzie w terenie. Miejsce jednakże musiało być zawsze obronne, czyli należało w miarę możliwości wykorzystać naturalne warunki. Wszelkie bowiem błota, bagna, wody oraz góry ułatwiają obronę takiego obozu. Jeżeli wojsko zamierza „leżeć” krótko, a wróg jest blisko, to najlepsze miejsce na „leger” powinno być w terenie nierównym, górzystym. Ale jak ostrzega Zebrzydowski w artykule 4, obszar wokół obozu musi być pozbawiony wzniesień, z pustą przestrzenią, ponieważ w przeciwnym wypadku wróg może mocno zaszkodzić obozowi. Z góry może stoczyć głazy albo drewniane bale. Tak samo, jeśli w pobliżu znajdują się na wyższym poziomie duże zbiorniki wodne, to saperzy nieprzyjaciela mogą przekopać groble i tamy, aby zalać obozujących wodą, o czym nam pisze Tarnowski. Jeżeli jednak „leger” ma leżeć długo i nie ma obawy o niespodziewany atak wroga, to należy szukać miejsca równego i szerokiego. Taki bowiem obszar gwarantuje dużo dobrej paszy dla koni. Zakładanie obozu zaczynamy od wyznaczenia placu. Jednakże podczas „kładzenia” trzeba pamiętać, iż wszystkie wojsko nie może uczestniczyć w tych pracach. Muszą być też straże. A jeśli trafiło się być w pobliżu przeciwnika, to trzeba zastosować jeszcze ostrzejsze środki ostrożności. „Gdy się wojsko kładzie, ma zawsze Hetman kazać stać połowicy wojska pogotowiu w sprawie, pokąd się drudzy nie stanowią, abo póki się obóz nie zawrze, abo póki jeść czynią, bo wtenczas i za naszej pamięci woyska porażono, na kładzeniu, a na stanowieniu, gotowości, a sprawy”.

Zakładanie obozu było niełatwą sztuką, bo konieczna stawała się znajomość pewnych prawideł. Stąd Albert Brandenburski pisze, że każdy „rycerski człowiek” dobrze powinien „dzielić” i mieć podstawową wiedzę inżynierską, aby „ku temu się przyda, jako legry porządnie położyć, obozy toczyć, mieysca z prędkością odmierzyć i obliczyć”. W praktyce niewielu zwykłych żołnierzy umiało liczyć, a cóż dopiero zajmować się matematyką. Mogli oni jedynie pracować pod nadzorem ludzi znających się na rzeczy i biegłych w naukach inżyniersko-saperskich. „Najpierwiej ma mieć [dowódca – T.Z.] na spisku wszystkie wozy wielkie, które mają stać w rzędziech, aby wiedział co w który rząd wozów ma włożyć, to jest wiele w rynkowe rzędy, potem wiele w skrajne rzędy, któremiby mógł w około zawrzeć obóz wszystek”. Ustawienie wozów było następujące: „Jeśli będzie w rynkowym rzędzie sto wozów, trzeba w skrajnym rzędzie dwieście, aby połowicę wozów miał więcej skrajny rząd, niźli rynkowy. A tak wedle pocztu mniej-li, więcej-li będzie wozów w rynkowym rzędzie, tyle dwoje ma być w skrajnym”. Wozy są różnej wielkości, o czym każe pamiętać źródło: „A iż wozy są niejednostajne, bo co na cztery konie, to mają w sobie sześć łokiet [ok. 3,6 m – T.Z.]; a co na sześć koni, te mają w sobie pół ósma łokcia [ok. 4,8 m – T.Z.], tedy na to ma baczność być iż gdy wozy będą po pół ósma łokcia, tedy w czterech wozów przybędzie sześć łokiet, to jest, u czterech wozów przybędzie piąty wóz na sześć łokiet. A gdzieby takich wozów wiele było, tedyby potrzeba tyle wozów w liczbie wziąć względem tego coby przybyło, aby się skrajne rzędy dostatecznie zawarły”. Najpierw jednak trzeba wyznaczyć bramy, które stawały się punktami orientacyjnymi. Według nich odbywał się cały proces „kładzenia” obozu. „Iżeby się nie omylił ten kto obóz kładzie, tedy gdzie ma być przednia brama tam ma postawić ze dwiema drzewcy, z proporcy, który mają przeciw sobie, albo owszem podle siebie stać, tak daleko jeden od drugiego jako szeroka brana być ma, i tam ma być przednia brama, a tak patrzyć gdzie drzewca będą stać, gdzie przednia brana być ma łacno obaczyć jako rynkowe rzędy, kłaść i jako ich daleko ku bramie nie przymykać; także też skrajny rząd kędy będzie miał pójść, i jako ma być ku bramom przywiedzion”. Budując obóz trzeba pamiętać, aby zostawić wystarczająco dużo miejsca dla jeżdżenia i chodzenia. A bramy zaś muszą być odpowiedniej szerokości, „albowiem gdzieby ciasne były, a czasy mokre, tedy wybiją konie, iżeby wozom trudny był wyjazd na ruszaniu; wszakoż gdzieby nieprzyjaciel był blisko, tedy bram nie bardzo ruszać”. Rozkładanie się „legrem” było zatem wielce skomplikowaną operacją. Dlatego nadzór nad tym musiał mieć ktoś, kto na tym dobrze się znał, aby od razu korygować wszelkie niedociągnięcia. „Tego też potrzeba pilnie doglądać, gdy obóz kładą, aby się wozy dojeżdżały z kolejej, aby woźnice nie występowali, tylko aby wóz jeden za drugim jedn; koleją szedł oprócz tego, gdzieby oboźny widział i żeby ostatek wozów, których już ku żadnej branie niedokładają, albo ścieśnić, albo iżeby się bardzo przestronno położyć miały, tedy według tego jako obaczy potrze jeśli rozprzestrzenić albo ścieśnić musi, wieść ostatek wozów inną koleją, jako obaczy iżeby się obóz dobrze zawarł; tym obyczajem jeźli trzeba rozprzestrzeniać, tedy dalej wozy rozwieść, jeźli trzeba ścieśnić, tedy bliższą kolei wziąć, tylko aby tak przywiódł, aby wozy brana zadnia słusznie stanęła. A dyszle u wozów w obóz, a nie z obozu obracał”. Jeśli to możliwe, to w „kładzeniu” obozu należy wykorzystać wzniesienie lub inne naturalne przeszkody: „Gdzieby się kto na leżeniu bronić miał, tedy miejsce szukać ma, iżeby mógł być jeden rząd w górze, ostatek wozów na dole, iżeby mógł bronić z góry i z dołu; albo też między błoty, między wodami, aby nie zewsząd nieprzyjaciel mógł ogarnąć, a nie ze wszystkich stron mógł obozu dobywać. Przekopy też czynić potrzeba, które szancknechci czynią i kopać mają; a gdzieby tych nie było, tedy każdy ze swym wozem mają równo przekop czynić. Niekiedy też i laskowy płot czynią dla mocności i więtszej pewności przed nieprzyjacielem”. Mogła też być inna sytuacja: „Kiedyby też przyszło bronić się z obozu, bądź na ciągnieniu przeciwko nieprzyjacielowi, bądź też na jednem leżeniu, tedy obóz jednym położony napożyteczniejszy bywa, aby tak jezdni i jako pieszy na placu przestronno stać i tem się snadniej bronić mogli. Ale rynkowych rzędów nie potrzeba”. Wobec nagłej konieczności trzeba było być gotowym do szybkiego uszykowania prowizorycznego „legru”, który stanowił w istocie obronny tabor. W razie niespodziewanego ataku woźnice zataczali tylko jedną linię, mającą utrudnić bezpośrednie uderzenie nieprzyjaciela. W środku zaś tak zakreślonego placu wojsko mogło spokojnie przybrać bojowy szyk i albo przeczekać niebezpieczeństwo, jeżeli przeciwnik nie zdecyduje się na szturm, albo próbować akcji zaczepnej. Na pewno walka w oparciu o taki „legier” dawała przewagę nawet nad liczniejszym nieprzyjacielem. Jednak taki obóz nie nadawał się na długi czas i na długą walkę. W razie gdyby przeciwnik nie miał zamiaru tak łatwo zrezygnować, potrzebne były jeszcze szańce. Każdy obóz musiał być solidnie okopany, aby dobrze spełniać swe funkcje. „Obozem zawrzeć woysko, to pospolita naszym narodom, o tym pisać nie trzeba, bośmy tego dobrze doświadczyli, a k temu koła puścić w ziemię po piasty a rzucić szańce, abo wał za wozy i przekop, a jasczki k temu, jest rzecz prętka i bardzo dobra: stoi w dobrym mieyscu za zły mur”. Dla uzupełnienia trzeba tu jeszcze przytoczyć jeden fragment źródła: „Opatrzenie zakopy, obozu, taboru, różno a różno wypisać możemy. Ale to u mnie napewnieyszy brać ziemie z pola, i przekop z pola zostawić, a wał sypać ku wozom, i stanowić na tym iasczki, albo płoty, albo strzelnice. Ostatka Bóg nauczy, a to darnem pokładay, owsem przesypuy niż darń położysz, aby się darń ziemie imował, aby każdy pieszy Rotmistrz był w tym pilen”. Tak więc mur z wozów bywał otoczony albo szańcami, albo też fosą i wałem ziemnym, odpowiednio wzmocnionym darnią. Na nim ustawiano płoty, jaseczki oraz strzelnice. Szczególnie silne stanowiska ogniowe lokowano w rogach obozu (wzorem bastionów w twierdzach stałych). Rolę kurtyn tu pełniły tzw. „pobocznice” i „przednice”, gdzie znajdowały się odpowiednio przygotowane miejsca dla strzelców. Taki obóz był więc kopią nowożytnej fortecy. W miarę możliwości próbowano również zachować przy tworzeniu „legru” wszelkie reguły, odnoszące się do stałych fortyfikacji. Kiedy obwarowania obozu zostaną wzniesione, pozostaje urządzenie go jeszcze od wewnątrz: „A tak gdy się już ludzie położą, bądź w okopach, bądź w oboziech, Hetmański namiot gdy stanie i chorągwie naprzód, w posrzodku też i strzelba [tj. artyleria – T.Z.], i to co ku temu należy, ma być położona; przed Hetmańskimi stany, Rotmistrzowskie namioty, za temi piesze roty mają być słusznym placem opatrzone”. Jeden drugiemu nie może zajmować miejsca, bo to jest powodem zamieszania, wszystko ma być ustalone z góry przez głównodowodzącego, kto gdzie ma stać. „Gdy już obóz szykują, aby żądny krom obozu stać nie śmiał, jedno już społem w obozie z innymi pod srogim karaniem”. Zakaz ten dopełnia nam inny fragment źródła: „Aby żaden nie śmiał krepować z obozu jedno w obóz ani bud czynić, a kuchnie skrajne aby były opodal od obozu dla okopania obozu kiedy by trzeba i zapalenia, albo aby w budach nieprzyjaciel języka nie dostał. A budy które będą w obozie, nie mają też być blisko wozów ale troszkę opodal. Tak jakoby się mógł przed nimi obóz ruszyć i kiedyby potrzeba wóz wyrwał”. To samo dotyczyło też rzędów wewnętrznych, bowiem czytamy: „Posrzednich rzędów kuchnie mają też być skromne a niedaleko w ulicy, a takież wychody, aby ulice były przestronne a wolne dla ciągnienia z hufem”. Szczególnie było to istotne podczas alarmu, kiedy to szybko trzeba formować szyki. „A wszakoż posrzednie rzędy mają do tego pomagać skrajnym zwłaszcza jezdnym, gdy też w skrajnym rzędzie stawają a nie drabom”. Taki układ trwał do czasu wydania rozkazu głównodowodzącego o zwijaniu obozu. Wcześniej zaś nikt nie mógł ruszyć żadnego wozu bez zezwolenia, a za uczynienie tego groziły surowe kary: „Wóz ktoby z rzędu wytargnął, tak jako już wozy obozowe szykują ma być na gardle karan; albowiem niemniej to waży, jakoby u zamku albo u miasta w murze albo parkanie dziurę udziałał i przeto picnych wozów, rydwanów, kolas nie mają w rzędy stawać, ponieważ ich ludzie obiecnie używają ku potrzebie swej, dla tego aby obóz tak jako go szykują w całości stał. A przy tych woziech, co już w rzędziech stoją ma każdy mieć łańcuch, rydl, motykę, siekierę dla skopawania i wszelakiej potrzeby”.

Tabory w armii Batorego były liczne – kilka tysięcy wozów. Towarzyszyło im też dużo obsługi, która też była przydatna w wypadach po żywność i w szturmach28. W źródle mamy powiedziane: „Wozy takież iżby dobre, naprawne mieli zw wszystkimi dostatki, łańcuch, siekierę, modykę, rydl, konie dobre, takie, iżby obozu nie zostawali”29. Dla wyjaśnienia trzeba zaznaczyć, iż istniały wtedy wozy prywatne i „państwowe” (królewskie). Te ostatnie były większe i solidniejsze. Do czasów batoriańskich wynajmowano je doraźnie na czas wojny, potem zaś – jako zaprzęgi „skarbowe” – funkcjonowały przy monarsze na stałe. Zaliczały się tu między innymi potężne jaszcze do transportu głównie amunicji, ale też prochów i osprzętu. Tych jednak wozów nie stawiano w rzędy, a stałe miejsce miały przy namiocie hetmańskim na środku „legru”. Ładunek ten bowiem był cenny, a trafienie w proch mogło wywołać eksplozję i doprowadzić do katastrofy cały obóz. W rzędy również nie stawiano wozów prywatnych, które służyły żołnierzom danego pocztu, chyba że brakowało „państwowych”. Luzem stały też osobiste wozy dowódców, a zwłaszcza hetmana. W Rzeczpospolitej nie było rozgraniczenia między wozami taborowymi (skrajnymi) a wozami transportowymi (placowymi); nie budowano też specjalnych wozów, przeznaczonych do zastosowania taboru. W Rzeczpospolitej stosowano system husycki łączenia wozów zw. „zębatym”, czyli koło za koło. Szybko można było przejść z szyku marszowego do szyku taborowego. Strzelcy mogli prowadzić ogień boczny wzdłuż boków taboru, co ułatwiało odparcie szturmujących. Konie czasem wyprzęgano i brano do wewnątrz, a czasem pozostawiano w zaprzęgu (jeśli liczono się z możliwością dalszego szybkiego marszu)30.

Obóz przeznaczony był dla wojska, ale czasami żołnierze byli tam w mniejszości za sprawą cywili. W źródłach spotykamy się z „ludźmi służebnymi”, czyli ciurami obozowymi, służbą pańską, woźnicami oraz różnymi „pachołkami”. Wszyscy oni z wojskiem tworzyli wielką społeczność, powiązaną różnymi zależnościami. W „Powinności rycerskiej” mamy napisane o „ludziach mniejszej wagi, ale potrzebnych” w życiu obozowym. I tak czytamy: „Polnej sprawie, ponieważ lecz są ludzie to mali, ale potrzebni, gdyż ku wiezieniu dział, prochów i wszystkich rzeczy k temu przygłuszających, furmanów potrzeba także i szynkarzów, i przekupniów i inszych; tedy jako i ci sprawować, a co czynić mają tu się już pisze”. Istniał zatem odrębny regulamin dla ciurów obozowych, oprócz tych przepisów jakie zamieszczono w artykułach wojskowych czy hetmańskich. „A naprzód: furmani mają być zawsze gotowi do dział i do wozów, które wiozą, coby gdyby im rozkazano mogli zarazem zaprzęgać. Mają mieć konie dobre, nie zeszłe, godne, a mają je oględować na każdy miesiąc. Innych niczyich rzeczy wozić aby nie śmieli, ani brać na owe wozy, tylko to wieść, na co są najęci pod srogim karaniem. Koni by nikomu nie najmowali, nie pożyczali, a owszem żołnierzom, na ten czas, gdy je oględują, pod karaniem”. Szynkarze mieli nie brać innych pieniędzy oprócz tych, za które służyli. Powinni pilnować, „aby mieli dosyć w swym szynkarskim obchodzie” towarów. Przed obozem musieli rozstawiać swe kramy w miejscu, gdzie im pokażą. „Picia i innych rzeczy ku żywności, aby inak nieśmieli przedawać, ani miar ustanowionych odmieniać, pod srogim karaniem, czego będzie doglądał ten, komu to Hetman poruczy”. Miało to zapobiegać oszustwom. „Przekupować około wojska, ani na drogach bliżej niż czterech milach, ale dawać, kupować mogą i wozić do miasta. A to dla, ponieważ łacno każdemu po żywność posłać i każdemu ją też samemu wieść co bliża się wojska zatem łacniejsza żywność każdemu może być, niżeli od przekupnia kupując; a kto,by się w tern nie zachował podług ustawy, mają mu rzeczy co przywiezie zabrać. Prócz tego kutemu ma być karan wedle Hetmańskiej woli”. Wojskowy obóz zatem otaczała około trzydziestokilometrowa strefa aprowizacyjna, do której wysyłano pododdziały żołnierzy na „picowanie”. Kupcy nie mogli brać produktów z tego terenu na sprzedaż, a same wojsko miało zakaz pustoszenia i rabunku.

Istotną kwestią były straże i ich rozmieszczenie. „Tamże z każdej roty jezdne na straż, na posłuchy, a z pieszy na warty i na brany mają być wybierane. Ale aż niepodobna rzecz, całej nocy wytrwać koniowi i pachołku na straży, na warcie, ma się tak umiarkować, aby nie przyszło jedno po trzech godzin, straż i wartę trzymać, a nie od północy do północy; chyba gończa straż, co my lekką strażą abo przednią zowiemy, co do wojska daleko na wszystkie strony stawa, tej musi przyjść od północy, bobby im ciężka odmiana. Trębacz hasło ma wytrębować: a gdy na odmianę, też ma inszym cienkiem trąbieniem znak dać, aby schodzili jedni, a drudzy się stawili na placu, albo na wartach”. Żaden obóz nie mógł zatem istnieć bez systemu zabezpieczeń nie tylko fortyfikacyjnych, ale też – bez sieci wart i czujek. Nikt nie może być zwolniony z warty, każdy ma służyć; a „wszakże za wolą hetmańską niektóre osoby, dla słusznych przyczyn, abo potrzeb, mogą miejsca swe zasadzić za pieniędze, za umówiony datek, tak jednemu jako i drugiemu, a nad zmową żaden więcej brać ani dawać nie może”. Hetman musi rozpisać warty wedle rejestru, „jako kto swemu Panu służy, podług potrzeby i pocztu ludzi, aby na czworo, abo pięcioro i sześcioro wartowali, straż trzymali, według miejsca, potrzeby i czasu; wszakże tak, aby jedni nad drugie nie dłużej, jedno do północy, abo na wartach leżeli, abo wżdy odmiana była, a wedle czasu żeby też wżdy co potrzebnego mogli ludzie sprawować. A ceduły ku straży, abo ku wartowaniu, mają być z regestru, a ksiąg hetmańskich wyjęte, pod tym sposobem jako niżej będzie opisano. A acz tego zwyczaju u wielu narodów nie masz, bo rotami pospolicie koleją i straż dzierżą i na warty chodzą na przemiany, wszakże to wiedzieć nie wadzi”. Mają być trzy ceduły według rejestru hetmańskiego, „jedne szlacheckie rycerskie, a jezdnych; drugie pieszych a drabów, i z innemi dwornemi służebniki, trzecie rzemieślnicze, a chłopskie. A każde ceduły mają mieć swą osobną skrzynkę albo szkatułę, o dwoim dnie, abo o dwu komorach, onym imieniem napisane i z cedułą. Jeśliżeby jednego któregośkolwiek z tych trzech stanów ludzi poczet był więtszy niż drugi, porównać je. A po wieczerzy ma przyjść ten, komu straż i inne warty właśnie są poruczone doglądać, przyniesie one trzy skrzynki, abo szkatuły, i wyjąłszy daje innemu głosem czytać, i powiedzieć, iż jego pierwsza straż i warta z wieczora. Także i z szlacheckiej, abo pieszej i drabskiej szkatule ma być rozumiano i dzierżono, dokąd są wszystkie ceduły i pocztu stawa; cele tak iż onę cedułę, które już raz przeczyta, ma wnet włożyć do drugiej komory, w onę szkatułę dla omyłki. A to czynić dotąd, póki się wszystkie ceduły i imiona wszystkiego woyska nie obejdą losem. A gdy się obejdą i wybiorą z onej poczętej komórki wszystkie wokół losowania, do tszczey komórki znowu mają je włożyć w onę pierwszą komórkę i znowu losować. A tak straż i warty porządnie kołem idą, nigdy więcej nigdy też mniej iście nie uczyni, jedno tak jeden jako i drugi. Tymże obyczajem czynić czienną straż i warty dzienne skoro osadzą mocno. Za tym wyjmują i dzienne ceduły, aby na branach a wartach stali, leżeli. Po ranu obu u bram stanęli, nim nocne warty, i z temi, kto nad niemi jest, zejdą z placów, i z wart gdzie byli, że ten komu straż a warty właśnie są poruczone a jest nad niemi starszym, ma nad każdą wartą i każdej straży jednego zasobna mieć, a jemu poruczyć pobudkę trzymać i dzierżyć, aby cicho, rządnie a czuynie wartowali mają warty obchodzić i napominać. A ten co pobudka jego ma też mieć los abo cedułę od Hetmana, a zatym on, komu to sprawa należy i poruczenie, ma warty i straż ustawić i osadzić, nie zawsze wszytkie na jednych miejscach trzymać i stanowić ma, ale ma odmieniać, i ludzie i mieysca, dziś rycerskie na jednym placu, jutro piesze na innym, a oni zaś na drugim”. Ludzie mają być gotowi do objęcia wart o czasie. Trzeba wiedzieć gdzie kto ma stać, aby nie robić zbędnego zamieszania. „Też ma ten, któremu straż mianowicie zalecana, we dnie, przy trębaczu dwu mieć na wieży, a po dwu też na bronach, którzyby upatrowali, gdyby nieprzyjaciele szli, gdzie to być może, aby ostrzegli, iżby wczas ku strzelbie i ku obronie przychodzić mogli ludzie i na mury, i na warty i na plac. Osoby na każdą noc, inne a inne mają na onym placu wartować, ale plac warty, ani mieysce nie ma się odmieniać, także ani poczet, jako wielkiego na którym placu potrzeba, abo na której warcie, aby poczty zupełne bywały, tego ostrzedz. Tymże obyczajem, brany, forty, mają być odmieniane i osadzone i strzeżone: kto dziś na pierwszey branie stał, ten niechaj na srzedniej stoi, aby nikt nie wiedział, gdzie o którym czasie przyść ma, bo to za losem i rozkazaniem przychodzi, tak jako wyżey dotkniono. A także forta zawżdy i brama troim staniem ludzi ma być opatrzona i osadzona, jako straż, tak i warty, a rotmistrz zawżdy osobą swą na branach stać ma, a który na ostatniej bramie stoi, ma odbierać ceduły pieczętowane od tych, którzyby chcieli abo z miasta, abo do miasta, za rękę i sygnetem hetmańskim, a inaczej żadnego nie puszczać. Tamże też ma dawać i brać od inszych i listy i ceduły na bramie, a Hetmanowi odsyłać i oznajmować, a Hetman potym będzie wiedział co z czym czynić”. Straż nie może swego miejsca opuszczać, aby zawsze była zachowana ciągłość. Zejść z posterunku dopiero można wtedy, gdy przyjdzie zmiana. Przed szerokim otworzeniem bramy wypuszcza się zwiad, który ma zbadać teren, czy nie ma zasadzki. „Pospolicie przednia albo ostatnia brama ma mieć kratę zawieszaną przezroczystą, spuszczaną, a przed bramą płot, albo jasczki przezroczyste, bo tak może się obaczyć nie mało, niż się prawie brama otworzy, jeśli koło niej nie masz czego, ave rabi, za murem drabi”. Aby sprawdzać, czy wartownicy należycie wywiązują się z obowiązku, powoływano specjalnych nadzorców, którzy sprawdzali poszczególne posterunki.

Życie obozowe, tak jak walka i „ciągnienie” miało swój regulamin. Wyznaczał on prawa, obowiązki, określał zakazy i kary za ich łamanie. Wydaje się, że dużym problemem w obozie była przestępczość i niesubordynacja. Tego bowiem dotyczyło najwięcej artykułów. Należy tu zwrócić uwagę zwłaszcza na złodziejstwo. Warty nie stały jedynie po to, żeby w porę dostrzec zbliżającego się wroga, ale również pilnowały dobytku. „Namioty Królewskie, Hetmańskie i Pańskie [głównie rotmistrzów i towarzyszy – T.Z.], ty mają przed swemi wozami w rynku stać, a drabi około nich strzedz mają”. Z tego też względu cywile mieli ograniczony dostęp do „legru”. Aby przebywać na jego terenie, musieli dostać zgodę od hetmana. Bez tego nie można było przechowywać obcego człowieka w namiocie. Dotyczyło to również szynkarzy i przekupni. „Żaden nie ma stać po miasteczkach, ani po wsiach tylko się pod obozem stanowić”. Poza terenem obozu umieszczano karczmę, ale tam już nie można było handlować. Prawodawstwo wojskowe chroniło żołnierzy w obozie przed kobietami lekkich obyczajów, hazardem, pijaństwem, handlem uzbrojeniem i końmi. Rzeczy zgubione a potem przez kogoś znalezione należało zanosić do hetmana. Tam wkopywano specjalny słup, przy którym to składano. Każdy mógł odebrać swoją zgubę. Znalezionych cudzych rzeczy nie należało przechowywać dłużej jak przez noc. Jeśli wróg przebywał w pobliżu, trzeba było zachować cisze. Regulamin zatem zabraniał wojskowym posiadania psów i kogutów. W związku z tym zakazywano też bez potrzeby walić w bęben i trąbić.

Każdy sygnał miał swoje znaczenie. Po alarmie każdy miał ze swoim hufcem na miejscu stać i czekać rozkazu hetmana. „A jeśliby trwoga w nocy była, tedy jezdni z posrzednich rzędów mają wnet na placu na koniach stanąć, a ci co w skrajnich rzędach mają pieszo hufem stanąć, tam gdzie której rocie plac czasu trwogi naznaczon będzie. A jeśliby trwoga we dnie była, tedy wszyscy na koniach tychże placach postawić się mają, a z rozkazania Hetmańskiego czekać, a jeśliby tym sposobem gdzie plac któremu ukażą”. Najpierw trzeba było zorientować się, co się dzieje, stąd żołnierze powinni spokojnie czekać w gotowości bojowej na rozkazy hetmana. Nie można było działać na własną rękę. Kiedy alarm nie okazałby się fałszywym i wojska nieprzyjacielskie pojawiłyby się w pobliżu, należy szybko ustalić plan działania. Tarnowski radzi, aby zbyt pochopnie nie opuszczać bezpiecznego „legru” dla stoczenia walki w polu: „Gdy cię Pan Bóg na takie miejsca wezwie, iżeś się położył pod nieprzyjacielem, a że ma nad cię wiele, i pocztem i sprawy cię przysię nie masz z nim na niczyie fuki, rady, przymowę, zwodzić bitwy żadną miarą, ale się masz oprawić w swym Taborze, abo w staniech abo w zakopach, abo obozie, co napewniej być może, a i we dnie i w nocy ludźmi lekkimi, bywałemi, ono wielkie wojsko trwożyć, odpocząć mu nie dać, najeżdżać, tropić, wyzywać, straszyć, gromić, harce zwodzić: boć na twe zakopy nie lada jako się odważą uderzyć, uprzykrzy się to prędko ludziom rozkosznym a hardym, co ciężej, i ich konie”. Oparcie walki o obóz dawało przewagę nad przeciwnikiem.

Specjalne zalecenia jak się bronić dotyczyły Ottomanów, którzy mieli specyficzne rozwiązania na polu walki. Turcy czekają na pewnym miejscu, by stoczyć bitwę; mają wiele jezdnych, dlatego koniom trzeba dużo żywności. Kiedy nieprzyjacielskie wojsko się rozjeżdża na „picowanie”, wtedy można stoczyć bitwę z Turkami. Z wielbłądów spiętymi łańcuchami czynią coś jak obóz. Wielbłądy się ognia boją, więc trzeba użyć broni palnej. „Jakoż i do hufów i pieszych i jezdnych pożyteczna rzecz, ogniowemi kulami z niektórych dział strzelać, z niektórych prostemi wedle obyczaju. A owszem więc, z wozów, z tych dział, któreby na woziech ktemu już przyprawne były, tedy pożyteczne przeciw nieprzyjacielowi takie strzelanie. Gdzieby też pole przestronne było, tedy z obozu, gdzieby pieszych dostatek było nabezpieczniej naużytoczniej bitwę zwodzić, a owszem więc z Turki, acz i z każdym nieprzyjacielem, oprócz Tatarów, na które potrzeba innej sprawy, A owszem, 'jako teraz obóz wynaleziony zakryty strzelbą na woziech poboczną; jedno około obozu na leżeniu trawy pokosić albo podeptać, aby ich nieprzyjaciel nie zapalił, aby ogień do obozu nie przyszedł, zwłaszcza gdyby obóz okopany nie był”.

Taki obóz na pewno gwarantował bezpieczeństwo, chociaż nie był zbyt wygodnym miejscem do życia. Skupienie w jednym „legrze” wielu ludzi i zwierząt musiało powodować liczne problemy. Nikt nie spodziewał się zatem wygód. Mimo to pewne rzeczy musiały regulować artykuły. „Zabiegając takim niepotrzebnym stratom, niema żaden rotmistrz którego by kolwiek stanu był, a pogotowiem więc towarzysz nie ma mieć więcej na obiad swój, chociażby najwięcej i gości miał, czterech potraw bez półmisków, bo to co na pułmisek dadzą, też ma być za potrawy rozumiano, i to wszystko co osobno warzą, a ktoby się tego ważył wystąpić nad to postanowienie, tedy ma dać wnet po obesłaniu pod swą cnotą i wiarą baryłę wina panu Hetmanowi, jakie nalepsze w wojszcze na ten czas będzie, a jeśliby wina nie było, tedy dwie beczce miodu dobrego, a temu też wolno co da naprosić gości do pana Hetmana”. Również dywanów i „szat zbytnich” nikt nie może mieć, bo to by niepotrzebnie obciążało tabory oraz zajmowało miejsce dla „potrzeb” wojennych.

Aby życie w obozie nie stało się całkiem nieznośne, istniały przepisy, które regulowały pewne sprawy związane z nieczystościami. Bydła nie należało bić w „legrze”, bo stąd brały się „smrody i choroby”. Jedynie konie musiały być w pobliżu. „Każdy kto na potrzebę do wychodu idzie, ma po sobie nogą albo drzewem ziemię zarzucić albo zagrześć, aby drugiemu przykrości smrodem nieuczynić, a tamże mają kazać z stolczów wylewać a także zasypywać”. Dotyczyło to także strażników, którzy w zasadzie pod żadnym pozorem nie mogli opuszczać posterunków: „Drabi ci co wartują około dział i u Hetmana, nie na ją tam na tych placach gdzie wartują, a pogotowiu około namiotów plugawić, ale komu potrzeba wziąwszy pozwolenie do swego wychodu bieżeć”.

W końcu przychodził czas, iż trzeba było zwijać obóz. Tu także obowiązywały pewne reguły, które precyzowały artykuły wojskowe: „Gdy zatrąbią pierwszą raz w wojszcze, aby konie gotowano, potem gdy drugi raz zatrąbią, aby w wozy zaprzęgano, a pod tym czasem póki zaprzęgają, aby się jezdni ruszyli, i z obozu wyciągali. A trąbienie jedno po drugiemu w godzinę być ma. Lecz gdyby się trafiła, iżeby się jezdni nieco opóźniali, iżeby pierwej niżeli się wozy ruszą z obozu niewyciągnęli, tedy aby u przedniej bramy wozom nieprzekadzali, mają zadnią brane wyciągać a podle obozu mijać, a przed obóz na przodek zaciągać, a tym obyczajem ciągnąć mają jako hufy uszykowano, prawą ręką odnego dnia, a drugiego lewą, wprzód huf po hufie jako podle siebie stoją; a to dla tego alternatywą, mają się z obozu ruszać, aby tak ci co na prawej ręce stoją, jako ci co na lewej stronie zarówno to mieli, iż jednego dnia jeden rząd będzie przebywał złe miejsca i pierwej stanie, drugiego dnia z drugiej ręku także”. Tak, jak rozbijanie obozu zwijanie jego uchodziło za wielką operację logistyczną. Aby uniknąć niepotrzebnego zamieszania, konieczne stawały się pewne uregulowania i nadzór nad tym. Najważniejsze tu były tabory, które powoli wyciągano z okopów i formowano kolumnę. Natomiast piechota i jazda musiały się do tego dostosować. Część wojska pełniło funkcje ochronne taborów i szło „na podsłuchy”. To był bowiem najlepszy moment na atak nieprzyjaciela.

Sztukę walki w oparciu o tabor przejęliśmy od Czechów, ale samo zakładanie obozu na sposób wyżej opisany wywodzi się ze starożytności. Obóz rzymski wyglądał podobnie, tyle że bez wozów i broni palnej, które dorzuciła nowożytność. Taki „legier” czasów świetności Imperium Romanum miał kształt prostokątny, z czterema bramami i czterema wieżyczkami w rogach. Fortyfikowano go przy użyciu wału ziemnego, wzmacnianego belkami. Bramy mogły być czymś zastawiane na noc, lecz zawsze w ich pobliżu znajdowały się namioty strażników31. Tu więc też widzimy różnicę w porównaniu z obozem nowożytnym, gdzie artykuły zabraniały żołnierzom stawiania „bud” poza obwałowaniami. Bramy zaś prawie cały czas bywały zamknięte, a wchodziło się na hasło.

3. Flota kaperska

Początki floty na Bałtyku sięgają czasów piastowskich, jednak właściwa flota została stworzona przez Zygmunta I Starego. Prowadząc wojnę z Moskwą, chciał przerwać komunikację morską między Rewlem i Narwą a Danią i Niemcami. Organizacja floty za Zygmunta Starego była stworzona na podstawie zasad kaperskich. Właściciele statków otrzymywali przez króla tzw. patenty kaperskie, uprawniające do rabowania innych statków. Można było nieprzyjacielskie jednostki konfiskować, palić lub topić. Zdobycze wojenne w całości trafiały do rąk kaprów, a król jedynie miał satysfakcję z klęski przeciwnika. Kaprowie mogli stacjonować we wszystkich polskich portach. Byli tacy, co pozostawali na królewskim żołdzie na zasadzie zaciężników, więc nie uprawiali swego zawodu na swój rachunek. Kaprów zwano też „żołnierzami morskimi” (milities maritimi)32.

Już za Zygmunta Starego ustalono pierwsze zasady kaperskie, ale w pełni rozwinął to jego następca. Zygmunt August reprezentował jeszcze silniej niż Zygmunt I Stary koncepcję włączenia Gdańska w strukturę państwa. Nie mógł jednak jej w pełni zrealizować, gdyż stanął w obliczu wojny o Inflanty. Za to we wzajemnych stosunkach pojawił się następny problem – problem kaprów. Gdańsk miał być ich bazą, co nie rokowało dobrze na przyszłość33.

Za Zygmunta I Starego i Zygmunta II Augusta pływały dwa typy okrętów kaperskich: galeon i pinka. Pierwszy rodzaj jednostki to duży statek żaglowy dwu- lub trzymasztowy. Posiadał on na swym pokładzie od 30 do 50 dział średniego kalibru. Pinka zaś była dużo mniejsza, dwumasztowa, z artylerią raczej małokalibrową. Stan liczebny floty Zygmunta I nie jest znany34.

Problem więc istnienia królewskiej floty był już znany od wielu lat i Zygmunt August powrócił do tego pomysłu. Było to związane z wojną o Inflanty. Kaprzy mieli rabować statki dostarczające broń wrogom. W pierwszym okresie istnienia „żołnierze morscy” pływali pod banderą Kettlerów. Oprócz więc listów przypowiednich dla zaciężnych polskich, których ostatni Jagiellon wyprawił do Inflant, też wystawiono listy kaperskie. Dostali je między innymi Maciej Scharping, Marcin Preuss i Michał Figenow. Kaprowie ci rekrutowali się z gdańszczan. W latach 1565 – 1568 mamy 25 kaprów. Byli oni następującego pochodzenia: 6 – z miast Rzeszy, 2 – miejscowości pomorskie, 2 – polska szlachta, 2 – Prusy Książęce (jeden jest określany mianem Litwina), 3 – Skandynawia, 10 – gdańszczanie35. Tu więc także duży odsetek stanowili ludzie pochodzący z Gdańska. Miasto miało wielu dobrych żeglarzy, chcących służyć królowi, lecz dla samego miasta instytucja ta zdecydowanie nie była wygodna.

Działalność kaprów przynosiła odwet, gdyż okręty gdańskie były rabowane przez floty, przeciw którym kierowano „żołnierzy morskich”36. Nadgorliwość kaprów jest zrozumiała, gdyż całą zdobycz król pozwalał im zatrzymać dla siebie. To motywowało piratów, lecz pociągało jednocześnie niebezpieczeństwo nadużyć. Część z nich uprawiała swe rzemiosło na własną rękę, podszywając się pod patenty królewskie37.

Na podstawie takiego patentu (zwanego inaczej listem kaperskim) kapitan dozbrajał jednostkę (bo pierwotnie były to statki handlowe, przekształcane wedle potrzeb na okręty wojenne), ustawiając dodatkowe działa, które w tym czasie biły jeszcze kulami kamiennymi. Także zaciągał żołnierzy (jak rotmistrz na lądzie), wyposażonych w topory, piki, noże oraz kusze i rusznice. Z broni ręcznej miotającej rażono przeważnie z marsów. Taka piechota nie tylko wspomagała ogniem działa pokładowe, ale też przeznaczona była do abordażu lub do desantu na wrogie terytorium38. Natomiast wydaje się, że obsługa dział nie stanowiła odrębnej służby i kanonierzy byli zwykłymi marynarzami, którzy znali ten fach z cechów miejskich. Nie istniała zatem zbyt wielka różnica między organizacją artylerii na lądzie i morzu. Za Zygmunta Augusta zostało to ukształtowane i trwało przez czas panowania Batorego.

Podczas królowania ostatniego Jagiellona flota kaperska miała bardziej profesjonalny charakter. Świadczyć o tym może chociażby postawienie na jej czele admirała39. Także z Zygmuntem Augustem wiąże się fakt wybudowania pierwszej galeony, która była nowoczesnym statkiem średniej wielkości o dwu masztach. Na uzbrojenie tego okrętu składało się 30 dział różnego kalibru i 50 ludzi40