Szkoła Średnia. Odnaleźć swój świat - Jan Trzepacz - ebook

Szkoła Średnia. Odnaleźć swój świat ebook

Jan Trzepacz

4,0

Opis

Z przedmowy: Oto opowieść o miłości, którą nie wszyscy czytający będą w stanie zrozumieć. Ci, którzy nie potrafią zobaczyć cudu miłości pokazanego w tej powieści, nigdy naprawdę nie kochali. Trzy pary, a każda z nich inna. Jedyne co ich łączy, to prawdziwa miłość. Waśnie z nauczycielami, alkohol, imprezy, wielkie kłótnie i bunt przeciwko systemowi. Każdy z nich jest różny, podzieli ich nienawiść, lecz na nowo połączy wspólny cel – walka z dyskryminacją. Jednak czy ich przyjaźń przetrwa? Czy wytrzyma próby jakie ześle im los? Czy zaspokoją odwieczny głód miłości, jaki się w nich pali? A tylko Ci, którzy potrafią zrozumieć miłość wszystkich trzech par, oni naprawdę kochają, reszta to ułuda...

Książka opowiadająca o losach licealistów – pierwszoklasistów, którym pomimo tak młodego wieku przyszło stanąć przed trudnym wyborem „innej miłości”. Autor poruszył w niej losy szóstki dobrych znajomych oraz trzy trudne miłości z jakimi przyszło im się zmierzyć. Młody wiek nie przeszkodził im w podjęciu słusznych decyzji. Nie rozdzieliła ich także tragedia, która dotknęła ich wszystkich.

Autorem książki jest młody (17 lat) pisarz, który poprzez wydarzenia grupy przyjaciół chciał pokazać do czego jest w stanie posunąć się człowiek, gdy brak mu tolerancji i zrozumienia. Książka jest nie tylko o przyjaźni, koleżeństwie i miłości, jaka rozwija się w sercach młodych ludzi kaliskiego liceum. To także opowieść o miłości, jakże odmiennie i wręcz negatywnie rozumianej przez społeczeństwo – miłości homoseksualnej dwojga chłopaków i dwóch dziewcząt. Z początku broniących się przed „innym uczuciem”, wyszydzanych wśród kolegów, nauczycieli. Ukazane uczucie, które niestety nie jest społecznie pozytywnie postrzegane, uczucie które wystawia na próbę przyjaźń, a jednocześnie daje do zrozumienia, że może się ono zrodzić niespodziewanie.

Fabuła książki opiera się o liczne wydarzenia, które przeplatają się z codziennymi szkolnymi sprawami młodych licealistów. Autor przedstawia w nich problemy i pokusy jakie czyhają na młodego człowieka każdego dnia. To, jak kształtują one ich charakter i jakie wnioski mogą na ich podstawie wyciągnąć. Dzięki bogatej treści książka uczy tolerancji wobec innych. Autor pisze „walka o prawo do miłości dalej trwa, być może dzięki temu w naszym kraju nie będzie już dyskryminacji, a ludzie zaakceptują w sobie różnorodność, bądź staną się przynajmniej tolerancyjni”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 456

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (2 oceny)
1
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Zibik54

Nie oderwiesz się od lektury

polecam ciekawa
10

Popularność




Jan Trzepacz

Szkoła Średnia

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok, 2012

Copyright © by Jan Trzepacz, 2012

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład i projekt okładki: Wydawnictwo Psychoskok

ISBN: 978-83-63548-06-3

Wydawnictwo Psychoskok

ul. Chopina 9, pok. 23 , 62-507 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom.665-955-131

Przedmowa

Oto opowieść o miłości, którą nie wszyscy czytający będąw stanie zrozumieć. Ci, którzy nie potrafią zobaczyć cudu miłości pokazanego w tej powieści, nigdy naprawdę nie kochali. Trzy pary,a każda z nich inna. Jedyne co ich łączy, to prawdziwa miłość. Waśnie z nauczycielami, alkohol, imprezy, wielkie kłótnie i bunt przeciwko systemowi. Każdy z nich jest różny, podzieli ich nienawiść, lecz na nowo połączy wspólny cel–walkaz dyskryminacją. Jednak czy ich przyjaźń przetrwa? Czy wytrzyma próby jakie ześle im los? Czy zaspokoją odwieczny głód miłości, jaki się w nich pali? A tylko Ci, którzy potrafią zrozumieć miłość wszystkich trzech par, oni naprawdę kochają, reszta to ułuda...

Rozdział I

Lato mijało bardzo szybko. Nieuchronnie nadchodził koniec wakacji. Dla siedzącej nad brzegiem jeziora Patrycji zbliżał się wyjątkowy czas. W jej sercu mieszały się zarówno obawy, jak i nadzieje. Czuła się zagubiona, wciąż myślała o tym, że wkrótce dochodzi do nowej szkoły, zaczęły przejawiać się u niej kompleksy, wmawiała sobie wiele rzeczy. Jednak tak naprawdę była bardzo ładną dziewczyną, choć wprawdzie nie wysoką, szczupłą, z włosami po ramiona, blondynką o szmaragdowym spojrzeniu i delikatnych rysach twarzy, które podkreślał delikatny makijaż. Ubierała się raczej skromnie, nie interesowała się zbytnio nowoczesnymi trendami i nie zależało jej za bardzo by wyglądać modnie. Bała się też, że sobie nie poradzi, ponieważ było to w końcu jedno z najlepszych liceów w mieście, obawiała się, że będzie miała słabe oceny, lecz przede wszystkim o to, że nigdy się nie zakocha. Problemem nie było to, że nie mogła znaleźć sobie chłopaka, wręcz przeciwnie wielu starało się o jej względy, jednak ona je odrzucała, ponieważ była lesbijką. Żyła w ciągłym strachu, że przez przypadek może to wyjść na jaw, a jej homofobicznie nastawieni rodzice tego nie zaakceptują. Cały czas starał się ją podtrzymać na duchu siedzący obok Łukasz. Chłopak nie był świadom tego, że jego najlepsza przyjaciółka jest homoseksualistką. Łukasz w tym roku, będzie uczęszczał do drugiej klasy. Oboje będą teraz chodzić do jednej szkoły. Tłumaczył jej, że nie będzie tak trudno, a nowa klasa będzie na pewno bardzo fajna. Przekonywał ją, że nie jest tak strasznie jak ona to sobie wyobraża

- Nowa szkoła nie będzie taka zła, co prawda niektórzy nauczyciele są zdrowo kopnięci, ale przyzwyczaisz się...

- A co z innymi ludźmi? Jeśli się tam z nikim nie zaprzyjaźnię?

- Czy przyjaźnilibyśmy się tyle lat, gdybyś nie była warta mojej uwagi? - na co ona odparła lekko podenerwowana

- Łukasz, Ty jesteś przystojny, uroczy, a ktokolwiek Cię bliżej pozna, pała od razu bezgraniczną miłością - powiedziała, na co on zarumienił się lekko i odparł żartobliwie

- Wybacz nieco ubarwiłaś swoją prawdę... Sam jestem trochę porywczy i nieraz w szkole miałem przez to kłopoty... Pamiętasz w gimnazjum jak zlałem jednego gościa, bo wyzywał Cię od najgorszych?

- Pamiętam, to były czasy... ale teraz wszystko będzie inaczej... - Chłopak zbliżył się do niej, po czym objął lekko ramieniem i powiedział ciepłym łagodnym głosem

- Wszystko będzie w porządku - po czym pocałował delikatnie w czoło, a ona poczuła się wreszcie bezpiecznie, na chwilę zapomniała o swym lęku przed przyszłością. Siedząc na mostku, zaczęli pluskać nogami wodę i śmiali się głośno. Złe myśli, wszelkie obawy i świadomość tego, że za tydzień rozpoczyna się szkoła, odeszły teraz w zapomnienie. Tak mijały kolejne chwile, aż w końcu słońce zaczęło zachodzić i robiło się coraz chłodniej. Wyszli z wody, słońce roztaczało swój blask nad taflą wody, jezioro przyjęło zielony kolor, drzewa pokrył cień, a piasek na plaży złocił się jeszcze przez pewien czas. Wszystko to wyglądało bardzo pięknie i magicznie. Dziewczynie zrobiło się zimno, Łukasz zdjął bluzę i dał ją jej. Udali się w drogę powrotną na przystanek autobusowy. Po drodze Patrycja zapytała niepewnie

- Łukasz, czy zawsze będzie tak jak dziś?

- Nie rozumiem - zatrzymał się, objął ją za przedramiona i nie ukrywając zdziwienia zapytał - O co chodzi?

- Chodzi o to... - kręciła nieśmiało - obiecaj mi, że zawsze będziemy się przyjaźnić i dbać o naszą przyjaźń...

- Skąd Ci przyszło do głowy, że może być inaczej? - zaśmiał się chłopak, po czym przytulił ją i dodał - Jesteś dla mnie jak siostra i nie chciałbym Cię stracić... Jesteś dla mnie więcej warta niż moje życie

- Dziękuje...

- A teraz chodź na przystanek, bo spóźnimy się na autobus... - To powiedziawszy ruszyli przed siebie. Doszli w końcu na przystanek, robiło się coraz później, dochodziła godzina dwudziesta pierwsza.

Autobus się spóźniał, oboje poczuli teraz chłód wieczoru, jednak to nie zimno doskwierało Patrycji, lecz obawy,które zaczęły powracać. Nie zamierzała jednak obarczać nimi ponownie Łukasza. Przystanek był zaniedbany, można rzec nawet, że był on obskurny. Wszędzie leżały niedopałki papierosów, butelki po piwie i innych trunkach. Gdzieniegdzie rozrzucone były stare gazety i inne śmieci. W środku roztaczał się okropny zapach moczu. Czekali tam jeszcze przez pięć minut, aż w końcu PKS przyjechał, a oni wsiedli do niego. Nie było w nim za wielu ludzi, jednak nawet kierowca miał zmęczony i raczej zły wyraz twarzy. Zajęli miejsca pośrodku autobusu i wkrótce ruszyli, Z okna można było zobaczyć okrywające się ciemnością drzewa. Na jednym z zakrętów, niedaleko latarni stała skąpo ubrana kobieta, która cały czas obscenicznie paliła papierosa, jakby chciała tym gestem zachęcić kogoś do flirtu. Z tyłu mężczyzna w podeszłym wieku, ujrzawszy odważnie ubraną dziewczynę, obok drogi wrzasnął oburzony

- Ale się porobiło, toż to kobieta lekkich obyczajów na ulicy, teraz to burdel można na każdym kroku spotkać, za moich czasów... Nagle przerwał mu siedzący niedaleko młody chłopak i powiedział ironicznie

- Za pana czasów było tak samo... tyle, że zżera pana zazdrość, bo tęskni pan za młodością, ale te czasy już nie wrócą... - Mężczyzna zawstydził się, jego twarz zaczerwieniła się, obrócił w stronę okna, a reszta pasażerów uśmiechała się między sobą ukradkiem. Minęło kilka minut, dojechali w końcu do miasta, gdzie razem wysiedli. Chłopak odprowadził dziewczynę pod sam dom, tam dziewczyna złapała go za ręce i powiedziała

- Dziękuje Ci

- Za co?

- Za to że jesteś... - to powiedziawszy pocałowała go w policzek i weszła do swojego domu. Chłopak ruszył w stronę swojego domu, oddalonego o trzy ulice dalej. Zapadł zmrok, zapalały się pobliskie latarnie uliczne, chwilę później chłopak znalazł się na ulicy, gdzie mieściła się szkoła muzyczna. Wychodził z niej niewiele niższy od niego chłopak z kapturem na głowie i gitarą w pokrowcu na plecach. Z przeciwnej strony nadchodziło dwóch mężczyzn, niewysokich, jeden był szczupły, a drugi wydawał nieco otyły. Oboje nosili bluzy z emblematem "JP" Śmiali się bardzo głośno i puszczali muzykę rapową z telefonu. Ów chłopak próbował przejść obok nich, jednak tamci byli pijani i zaczęli go zaczepiać, Ten grubszy złapał go za rękę i powiedział groźnie typowym dla tej subkultury slangiem

- Dawaj pieniądze albo wpierdol - Chłopak zląkł się i tłumaczył przerażony, że nie ma żadnych pieniędzy i prosił by ten go puścili, na co drugi z oprychów zaczął krzyczeć i szydzić go, Ludzie widzący to przechodzili obok i starali się odwrócić wzrok

- No to zabierzemy sobie gitarkę i po brzdękamy sobie trochę, hahaha - chłopak przestraszył się mocno, prosił jeszcze bardziej by go zostawili ale oni go tylko wyśmiewali. Wszystko to widział Łukasz, który nie stał bezczynnie, podbiegł szybko do grupy i kazał im go zostawić. Oprychy nie odpuszczały, wręcz przeciwnie po prośbie Łukasza by zostawili go, zaczęli wyśmiewać się z obu, próbując wyłudzić od nich pieniądze i inne wartościowe rzeczy, w końcu zaczęli szturchać chłopaka z gitarą, aż w końcu poirytowany Łukasz nie wytrzymał i zareagował porywczo, złapał tęższego dresa za szyje, przycisnął do pobliskiej ściany i wrzasnął głośno

- Odwal się od niego, albo tego pożałujesz - Choć trochę się bał, nie dał tego po sobie poznać. Szczuplejszy od razu uciekł w popłochu, choć ledwo trzymał się na nogach. Chwilę potem chłopak puścił tego drugiego. Oprych zaraz po tym jak złapał oddech, odszedł mamrocząc przy tym pod nosem

- Jeszcze się spotkamy i wtedy zobaczymy jaki z Ciebie kozak! - widać było, że się bał, ale mówił to dość pewnie, pobiegł prędko za swoim kompanem, a Łukasz został w końcu z chłopakiem sam na sam. Widać było, że był roztrzęsiony zaistniałą sytuacją. Złapał chłopaka za ramię i zapytał

- Nic Ci nie jest? - Chłopak podniósł głową, odparł lekko spłoszony

- Nie, dzięki za ratunek... nie wiem co by się stało gdybyś się nie pojawił, nie wiem jak mam Ci się odwdzięczyć

- To naprawdę nic takiego - Łukasz sprawdził godzinę na swoim telefonie, dochodziła godzina dwudziesta pierwsza trzydzieści, po chwili dodał niepewnie - Oboje powinniśmy wracać już do swoich domów... trzymaj się - Chłopaki wyglądali na wycieńczonych. Chłopak podziękował mu jeszcze raz, spojrzał na niego przez chwilę, a później odszedł, zniknął mu z oczu za rogiem następnej ulicy...

Łukasz spojrzał w niebo, odsapnął i udał się w stronę swojego domu. Doszedł do bloku, gdzie mieszkała jego rodzina. Był on bardzo zadbany, miał kilka pięter, obok niego mieszkańcy posiadali dość duży ogródek. Wszedł na górę, rodzice byli nieco podenerwowani jego późnym powrotem, co wyraźnie malowało się na ich twarzach. Wypytywali go, czemu wrócił tak późno, jednak nie chciał on opowiadać o zajściu na mieście, by ich dodatkowo nie martwić i oszczędzić sobie zbędnych kazań, wmówił im, że autobus się spóźnił. Jego rodzice nie dowierzali w jego historie. Atmosfera robiła się coraz bardziej napięta, jednak Łukasz był tak zmęczony, że starał się nie dopuścić do kłótni, w końcu udało mu się uspokoić rodziców, zjadł szybko kolację przygotowaną przez matkę i poszedł do łazienki. Umył się, a przed wyjściem spojrzał w lustro, przyglądał się swemu odbiciu i zadał sobie pytanie "czy to był przypadek?" zaśmiał się do siebie i poszedł do swojego pokoju, położył się na plecach i patrząc w sufit rozmyślał. Wciąż powracało do niego wspomnienie tego chłopaka, choć sam stwierdzał, że nie było to nic niezwykłego, ale nie potrafił wyrzucić tych myśli z głowy. Rozpamiętywał to jeszcze przez dłuższą chwilę, aż w końcu zasnął. Chłopak obudził się wczesnym rankiem z bólem głowy, nie miał lekkiego snu, dokuczała mu pełnia księżyca, ale na domiar złego sąsiad z góry miał imieniny i dość głośno je wyprawiał. Zszedł do pokoju dziennego, przy śniadaniu cały czas rozmyślał o Patrycji. Przypomniał sobie, że kiedyś też miał podobne obawy. Jednak nie z tego jednego powodu martwił się o nią, wiedział, że ona jest bardzo niezaradna, czasem buntowała się mocno ściągając przy tym na siebie wiele problemów. Potrafiła walczyć o swoje i ostro broniła swojego zdania. Nie chyliła się zbytnio ku popularności, ponieważ nie lubiła się wyróżniać, ot zwykła nastolatka. Ponadto uważał, że rodzice nadto ją rozpieścili i nie jest przez to samodzielna. Zawsze obiecywał sobie, że będzie ją chronił i opiekował się nią. Postanowił się spotkać z nią ponownie. Zaraz po śniadaniu, wziął swój telefon i zadzwonił do niej. Zapytał czy by się z nim nie spotkała. Ona po krótkim namyśle, zgodziła się ponieważ nie ma planów na dziś. Umówili się w kawiarni "Stokrotce". Zanim jednak wyszedł, rodzice powiedzieli mu, że oboje muszą dziś wyjść i wrócą dopiero wieczorem, dlatego obiadu nie będzie, dali mu trochę pieniędzy i kazali zjeść coś na mieście.

Godzinę później chłopak był już na miejscu, usiadł przy jednym ze stolików, a chwilę potem przyszła Patrycja, która podeszła do niego i przywitała się, On wstał i przytulił ją, po czym odsunął krzesło by usiadła. Dziewczyna była dziś w świetnym nastroju, wręcz promieniała radością. Wydawało by się, że jej obawy o dojściu do nowej szkoły zniknęły. Od razu dostrzegła, że chłopak źle wygląda, spojrzała na niego i zapytała

- Łukasz, bez urazy ale wyglądasz strasznie... co się stało? - chłopak pokręcił głową i odparł od niechcenia

- Od rana jakoś tak źle się czuje... - Dziewczyna złapała go za rękę i zapytała ponownie

- Na pewno tylko to? - Chłopak spojrzał na nią i stwierdził niepewnie

- Wczoraj, przed szkołą muzyczną dwóch dresów napadło na takiego chłopaka... Ludzie patrzyli na to obojętnie, wtedy ja podbiegłem i pomogłem mu...

- Mój Boże - wrzasnęła nerwowo Patrycja - Nic Ci nie zrobili?

- Na szczęście nie...- zaśmiał się chłopak

- Jak widzisz jestem cały i zdrowy - Dziewczyna nie umiała ukryć zdziwienia, a przede wszystkim podziwu dla jego odwagi. Wiedziała, jak wygląda dzisiejsza codzienność i że na ulicy można spotkać wiele złego a ludzie w takich sytuacjach wykazują się obojętnością. Pochwaliła go i powiedziała mu że jest on wyjątkowy ponieważ rzadko można teraz spotkać takich ludzi jak on. Uśmiechnął się do niej i podziękował za ten komplement, ale stwierdził że to co zrobił nie jest niczym wyjątkowym. Uważał że tak po prostu powinien postąpić. Równie dobrze taka sama sytuacja mogła przytrafić się jemu. Nie chciał już o tym rozmawiać, dlatego zmienili temat. Patrycja zaczęła poprawiać mu humor, wybrali się na spacer po mieście, Postanowili się niczym nie przejmować i korzystać z reszty wakacji, całą drogę śmiali się. Zbliżała się pora obiadu, Patrycja musiała wracać do domu, chłopak odprowadził ją pod same drzwi, poszedł w dół ulicy w stronę pobliskiego baru. Dziewczyna zdziwiona czemu nie idzie on do swojego domu, zawołała go, po czym zapytała go o to. On odpowiedział, że rodziców nie ma dziś w domu więc idzie zjeść coś do baru, ona uśmiechnęła się i zaprosiła go do siebie. Łukasz zapytał czy to nie będzie problem, a Patrycja zaśmiała się lekko, złapała go na rękę i kazała mu wejść do domu. Rodzice dziewczyny przyjęli miło chłopaka, wszyscy zasiedli do stołu, kilka minut później podali jedzenie

- Kochanie, słyszałaś o tej paradzie równości w Gdańsku w zeszłą niedzielę? - zapytał ojciec Patrycji

- A daj spokój, nawet mi o tym nie mów...

- Te dzieciaki nie wiedzą co robią, myślą że wszystko im wolno... Adopcja dzieci przez homosiów, te związki powinny być niedopuszczalne... - Łukasza zakaszlnął, a matka dziewczyny zapytała ze zdziwieniem

- Coś Ci się stało?

- Nie, zakrztusiłem się po prostu... jedzmy dalej... -Obiad wszystkim smakował, Łukasz podziękował za dobry posiłek, i przepraszał za sprawiony kłopot. Rodzice Patrycji powiedzieli iż to nie jest problem, jednak chłopak nie chcąc się bardziej narzucać, stwierdził że musi już iść. Dziewczyna odprowadziła go do drzwi i tam powiedziała niepewnie

- Wiem o co Ci chodziło przy obiedzie... też się nie zgadzam z ich homofobicznymi poglądami, ale ich się nie da zmienić... - Łukasz pożegnał ją, po czym wyszedł i wrócił do swojego domu. Ostatnie dni wakacji minęły bardzo szybko, nadeszło pora na rozpoczęcie kolejnego roku szkolnego...

Rozdział II

Skończyły się wakacje - pomyślała Patrycja wstając rano z łóżka - Nadchodzi nowy etap w moim życiu - powtarzała w myślach. W jej głowie kłębiły się zarówno nadzieje na lepsze jutro, wielkie marzenia o przyszłości, jak i obawy przed dniem dzisiejszym. Dzisiaj jej strach nasilił się mocniej, nie potrafiła ukryć swoich uczuć. Zaczęła się ubierać, na ten dzień wybrała skromną koszulę przyozdobioną koronkami i granatową spódnicę długą po kolana. Wyglądała bardzo ślicznie, jednak nadal popadała w kompleksy. Weszła do łazienki, uczesała się, po czym zrobiła sobie makijaż, delikatnie podkreślając swoją urodę. Wyszła z łazienki i udała się do kuchni. Przy stole nadal myślała o swych obawach, Wzrok miała spuszczony, a łyżeczką mieszała w kawie. Jej matka, gdy ujrzała jej skrzętną minę, zapytała

- Dlaczego jesteś taka smutna?

- Co?! - wrzasnęła zdezorientowana - Nic mi nie jest...

- Przecież widzę, że coś Cię gryzie...

- To naprawdę nic takiego, po prostu trochę boję się nowej szkoły...

- Przecież sama chciałaś tam iść, prawda? Nie martw się, będzie dobrze... - Po śniadaniu, matka podwiozła ją pod liceum. Patrycja wysiadła niezbyt ochoczo i niepewnym krokiem udała się do szkoły. Nigdzie nie widziała Łukasza, a poza nim nikogo tam nie znała. Nie wiedziała nawet jak ma znaleźć swoją klasę. Wiedziała tylko, że jest w klasie Ic o profilu matematyczno - geograficznym. Do akademii z okazji rozpoczęcia roku szkolnego zostało kilka minut, ruszyła w stronę sali gimnastycznej, gdzie miała odbyć się uroczystość, po drodze mijała tłumy ludzi, wielu rozmawiało w grupach, czasem ktoś rzucił na nią spojrzenie, jednak ona nie przejmowała się tym teraz, byli tam też tacy, którzy byli kompletnie zdezorientowani, tak jak i ona. Bezskutecznie szukała wzrokiem Łukasza. Dotarła wreszcie na salę gimnastyczną, hala ta była przeogromna, zajmowała kilkaset metrów kwadratowych i była bardzo pięknie przystrojona, wyglądała bardzo nowocześnie, na samo oświetlenie wydano z pewnością kilka tysięcy złotych. Jeden z wchodzących tam mężczyzn w średnim wieku skomentował to ironicznie

- Polski rząd to już nie ma na co pieniędzy wydawać...- po czym odszedł. Patrycja weszła do środka i udała się w stronę sceny, zobaczyła wolne miejsca w czwartym rzędzie z przodu, poszła więc tam i zajęła je. Rozpoczęła się uroczystość. Z prawej strony sceny ustawił się 20-osobowy chór, któremu przewodniczyła wysoka nauczycielka. Zaraz po tym na środek wyszedł dość wysoki, niezbyt urodziwy przewodniczący, który swoim przemówieniem zapoczątkował obchody. Wprowadzono sztandar szkoły przy akompaniamencie bębenków, po czym odśpiewano hymn państwowy. Gdy zakończono śpiewanie przewodniczący dał komendę „spocznij”, a wszyscy zajęli miejsca. Do głosu doszła pani dyrektor Dąbrowska. Była to niska, tęga kobieta ze śmiesznym akcentem w wymowie. Kiedy zaczęła mówić, cały czas się przejęzyczała, wyglądało to tak, jakby wyszła tam od niechcenia. Widać było że publika jest znudzona przemówieniem pani dyrektor. Niektórzy uczniowie, znużeni jej mową, zaczęli ziewać.

W końcu po dwudziestu minutach przemówienia, na środek wyszedł przewodniczący, a sztandar szkoły wyprowadzono, nadeszła pora na część artystyczną. W przedstawieniu aktorzy chcieli pokazać, że aby żyć szczęśliwie, należy być sobą, jednak nie wyszło im to zbyt ciekawe, kilka osób wygwizdywało ich od czasu do czasu. Nadrobił to chór, który genialnie wręcz wykonał piosenkę "to już jest koniec". Uczniowie śpiewali razem z nim w ostatnim refrenie, było to zwieńczenie akademii. Na koniec głos zabrała pani wicedyrektor i ogłosiła, które sale zostały przydzielone poszczególnym klasą pierwszym i kto jest ich wychowawcą. Patrycja dowiedziała się, że jej wychowawcą jest Pan Paciorkowski, a spotkanie klasy ma się odbyć w "dwudziestce" Udała się tam niezwłocznie po zakończeniu uroczystości i odprawieniu do klas. Doszła pod klasę, spotkała tam grupę około 30 osób, stanęła pod drzwiami i czekała na swojego wychowawcę. Nieoczekiwanie przemówiła do niej pewna nieco wyższa od niej, dziewczyna w długich blond włosach

- Cześć, ty też do I C?- zapytała z entuzjazmem w głosie

- Tak - Odparła niepewnie Patrycja, dziewczyna podała jej dłoń i powiedziała z uśmiechem na twarzy

- Ty pewnie też nikogo tu nie znasz, jestem Kinga

- Patrycja - przedstawiła się ochoczo i wydawać by się mogło, że zaczyna przełamywać bariery nieśmiałości. Była mile zaskoczona tym, że kogoś tu poznała. Rozwinęła się dłuższa rozmowa, dziewczyny zaczęły opowiadać o sobie, mówiły o byłych szkołach i muzyce jakiej słuchają. Kilka chwil później pod klasę przybył nauczyciel. Otworzył drzwi i wszyscy weszli do środka. Patrycja z Kingą zajęły miejsce w drugim rzędzie.

- Dzień dobry, nazywam się Adam Paciorkowski, jestem nauczycielem geografii i będę waszym wychowawcą przez najbliższe trzy lata - Powiedział i zaczął omawiać sprawy organizacyjne, lecz uczniowie nie byli zbytnio tym zainteresowani. Nauczyciel nie mógł doprowadzić klasy do porządku, a rozmowy zdawały się być coraz głośniejsze. Grupa wolała się lepiej poznać, aniżeli słuchać mężczyzny. Harmider na sali przerwało pukanie do drzwi, w klasie zapanowała cisza, Wychowawca powiedział pewnym głosem „proszę", drzwi otwarły się, do klasy rytmicznym krokiem weszła wysoka dziewczyna, Ubrana w długie spodnie zwieńczone szerokimi nogawkami i pofalowaną koszulę, zapiętą po szyję z krawatem, a na niej krótką, kanciastą i bardzo stylową kamizelką. Była szczupłą blondynką o brązowych oczach, ślicznej charakternej twarzy z kapeluszem na głowie.

- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - odpowiedziała pewnym kobiecym głosem, nauczyciel powitał ją i kazał usiąść, przykuła wzrok wszystkich lecz szczególne wrażenie zrobiła na Patrycji

- Jestem Karolina - przedstawiła się i zajęła miejsce w ostatnim rzędzie. Wszyscy wokół niej przedstawiają się jej, dziewczyna znalazła się w centrum uwagi. Rozmowy stawały się głośniejsze i coraz bardziej uciążliwe dla wychowawcy, który nie potrafił doprowadzić klasy do porządku. Pół godziny później Nauczyciel skończył omawiać sprawy organizacyjne, pomimo tego, że większość uczniów i tak go nie słuchała. Klasa mogła się w końcu rozejść. Grupa zebrała się przed salą, chcieli zorganizować jakieś spotkanie klasowe, ktoś rzucił hasło by iść na piwo, a resztą się zgodziła, jednak Patrycja była trochę temu nieprzychylna, ponieważ nie lubiła alkoholu, ale nie chciała mówić o tym innym. Kilka osób się wyłamało, ponieważ musieli iść wcześniej na autobus, z kolei inni byli z rodzicami a Ci nie pozwalali im zostać. Pozostali udali się do sklepu na osiedlu niedaleko szkoły, gdzie sprzedawano alkohol nieletnim. Trzech chłopaków zebrało pieniądze i poszło kupić piwo. Kupili je bez problemu, rozdali wszystkim, którzy płacili, po czym z resztą udali się do parku. Tam na placu, stanęli w małym kole i zaczęli rozmawiać. Nagle Karolina zauważyła, że Patrycja nie ma piwa w ręku i zapytała ją

- A ty czemu nie pijesz?- zapytała, na co ona odpowiedziała niepewnie

- Po prostu nie lubię alkoholu

- Oj... nie pijesz? To może lepiej wracaj do mamusi baybe - dziewczyna zasmuciła się lekko, słabo znosiła krytykę jej stylu bycia, a kilka osób wraz z Karoliną zaczęli się z niej wyśmiewać. W jej obronie stanął pewien chłopak, mocnym męskim głosem powiedział

- Słuchajcie, to nic takiego, że ona nie pije, nie powinniście jej wyśmiewać, bo przynajmniej potrafi powiedzieć 'nie', gdy się z czymś nie zgadza - Reszta grupy poczuła jakby respekt i przestali się śmiać, Patrycja zarumieniła się, przedstawiła się mu i zapyta go dlaczego jej pomógł, On odparł że niedawno, ktoś też mu pomógł, i uważa, że tak po prostu trzeba,

- Jestem Patryk - Powiedział chłopak się i zaczęli rozmawiać, opowiadali wzajemnie o sobie. Zbliżyli się do siebie nieco. Ona poczuła się przy nim bezpiecznie, pod tym względem zaczął jej przypominać Łukasza

Rozmawiali na różne tematy, przypadkiem weszli na temat związków i miłości, Patrycja zapytała go niepewnie

- Patryk, to trochę głupie ale masz kogoś? - chłopak spuścił wzrok i odpowiedział lekko sfrustrowany,

- Wybacz ale to nie dla mnie...

- Dlaczego? - zapytała nie ukrywając przy tym zdziwienia

- W moim życiu jest to niemożliwe... Chłopak miał smętną minę, a gdy dostrzegła to, szybko zmieniła temat. Patryk powiedział jej, że uczy się grać na gitarze i chciałby zostać muzykiem. Ona powiedziała, że nie ma zbyt dużo planów na przyszłość, rozmawiali jeszcze przez dłuższą chwilę, aż w końcu musieli rozejść się do swych domów. Niedaleko nich stała Karolina, wraz z grupą innych koleżanek śmiały się i kpiły z różnych ludzi, dziewczyna była w centrum uwagi i bardzo jej się to podobało. Do grupy podszedł wysoki, wyglądający na wysportowanego, przystojny chłopak i szarmancko się przedstawił

- Paweł - powiedział, po czym podał wszystkim dziewczyną w grupie dłoń, a potem zaczął rozmowę z Karoliną, prawił jej wiele komplementów, czym sprawiał jej wiele radości. Spodobał mu się jej oryginalny styl, jak i duża pewność siebie, widać było, że Karolina wpadła mu w oko. Świetnie się razem dogadywali, dziewczyna pomimo, że nikogo tu na początku nie znała, teraz znalazła wielu kolegów, szczególnie dobrze rozmawiało jej się z Pawłem, który gdy tylko został na chwilę z Karoliną sam na sam, zaprosił ją do kawiarni.

Dziewczyna, choć lekko zbita z tropu, zgodziła się od razu. Gdy klasa rozeszła się, Paweł zabrał ją do pobliskiej kawiarni. Usiedli na przeciw siebie przy jednym ze stolików a po krótkiej chwili Paweł zapytał ją

- Czego słuchasz? - Karolina spojrzała na niego i powiedziała

- Różnie to bywa - mówiła jakby się wahając - Rihana albo Pitt Bull, czasem lubię też posłuchać dobrego hip-hopu czy rapu, bardzo sobie cenię Pezet'a. W hip hopie odnajduje jakiś głębszy sens, chociaż tacy muzycy jak Peja, którzy zioną nienawiścią są żałośni. Za to w pop'ie cenię to, że na imprezach przy tego typu piosenkach mogę być gwiazdą estrady, bo uwielbiam taniec - dziewczyna wydawała się być próżna, jednak chłopak był nią tak zafascynowany że nie zwracał na to uwagi

- Ja wolę Polskie zespoły, a w szczególności Perfect i Lady Pank nie cenię zbyt mocno obcojęzycznych piosenek, a także nie lubię muzyki w stylu disco... masz jakieś plany na przyszłość? - Dziewczyna zaśmiała się, a jej wyraz twarzy stawał się groźny.

- Nie lubię o tym gadać, ogólnie żyję dniem dzisiejszym i nie chcę myśleć o jutrze... zmieńmy temat, znasz tu kogoś oprócz mnie?

- Tak, przyszedłem tu ze swoim kumplem Patrykiem, poza nim nikogo tu nie znam - Karolina lekko zdenerwowana zapytała

- To ten co bronił tej dziewczynki, córeczki mamusi?! - Karolina stała się nieco władcza i miała agresje w głosie

- Tak.. to on, ale on jest spoko... nie wiem czego ty chcesz od tej dziewczyny - powiedział, na co ona odpowiedziała dość złośliwie

- To ja nie wiem jak można w tym wieku nie lubić alkoholu, ona jest po prostu jakaś dziwna - widać było, że Patrycja nie przypadła jej do gustu, lecz chłopak gdy zobaczył jej reakcje na temat tej dziewczyny postanowił prędko zmienić temat. Rozmawiali jeszcze przez ponad godzinę, potem wyszli z kawiarni, a chłopak postanowił ją odprowadzić do domu. Dziewczyna, mogła wsiąść do autobusu, jednak przystała na jego propozycje i pozwoliła się odprowadzić. Karolina mieszkała poza centrum, więc szli dość długo, Było to z korzyścią dla Pawła, któremu udało się poznać ją bliżej. Po pół godzinie drogi, dotarli pod blok, gdzie mieszkała dziewczyna, chłopak odprowadził ją pod same drzwi i lekko pocałował w policzek. Karolina zdziwiła się i poczuła się speszona. Pożegnała go i poszła na górę, On udał się na pobliski przystanek, po drodze cały czas myśląc o tej dziewczynie i snując o niej plany na przyszłość. Dotarł w końcu na przystanek i z dobrym humorem wsiadł do autobusu i odjechał do domu...

Rozdział III

Nastał nowy dzień, jesienny poranek był ciepły i bardzo słoneczny. Dochodziła godzina siódma pięćdziesiąt pięć. Do liceum uczęszczało blisko tysiąc osób, pomimo tego, że szkoła była bardzo duża, na korytarzu powstał duży tłok, Większość osób z klasy I C, zebrało się już przed salą lekcyjną, nieliczni dochodzili tam jeszcze. Chwilę później pod klasę przybył wysoki, z dość dużym brzuchem nauczyciel, który wyglądał na około pięćdziesiąt lat, miał siwe włosy, pulchną mieniącą się różem twarz. Otworzył drzwi do sali, grupa weszła do środka, a mężczyzna wszedł zaraz za nimi i zamknął za sobą drzwi. Dwuosobowe ławki były ustawione w trzech rzędach, Patrycja z Kingą zajęły miejsce w trzeciej ławce od końca, zaraz za nimi usiadł Paweł z Patrykiem, na samym końcu siedziała Karolina, ze swoją przyjaciółką z gimnazjum Martą, która wydawać by się mogło, że na pozór jest bardzo podobno do koleżanki z ławki. Była to nieco niższa od Karoliny dziewczyna, z długimi po ramiona, ciemnymi włosami upiętymi w kitkę, niezbyt modnie ubrana, a na swej okrągłej twarzy nosiła okulary w czerwonych oprawkach. Dwie minuty później nauczyciel przejął inicjatywę, uciszył klasę i rozpoczął lekcje

- Dzień dobry, nazywam się Jarosław Znośny i będę was uczył matematyki w tej szkole - Powiedział, po czym wziął kredę i napisał na tablicy jak się nazywa, uczniowie mieli wrażenie, że bierze ich za idiotów. Wypisywał wymagania programowe, w pewnym momencie zrobił błąd, zauważywszy to, zmazał go palcem wskazującym, następnie włożył do ust, po czym mazał dalej. Ktoś z tyłu zaczął komentować jego zachowanie

- Patrzcie, on wpieprza kredę! - część zaczęła się śmiać, a kto inny zaczął wymyślać mu przezwiska

- Słuchajcie nasz Znośny, staje się nieznośny, wciąga kredę... nie ładnie – Ci, którzy to słyszeli śmiali się głośno, a nauczyciel nie wiedział o co im chodzi. Poirytowany ich zachowaniem powiedział stanowczo, że mają przestać rozmawiać, a w klasie zapadła cisza. Przeszli do powtarzania wiadomości z gimnazjum, reszta lekcji minęła w spokojnej atmosferze. Nadeszła pora przerwy, Część grupy poszła pod klasę, gdzie mieli mieć kolejną lekcje, inni chodzili po szkole, jeszcze inni udali się do kawiarni Patrycja lepiej poznała Kingę, spędzały ze sobą coraz więcej czasu, stawały się niemal nierozłączne. Dziewczyny usiadły na parapecie po przeciwnej stronie drzwi od klasy i zaczęły rozmawiać. Znienacka wraz z grupą innych koleżanek, podeszła do nich Karolina, spojrzała podejrzliwym wzrokiem na dziewczyny, zwróciła uwagę na śmiech Patrycji i powiedziała

- Jaki ty masz żałosny śmiech - zaczęła się z niej śmiać i wyszydzała dalej, zwracając przy tym uwagę swoich koleżanek - gdzie ty się ubierasz, wyglądasz jak jakaś wieśniaczka... a zresztą kto cie wie... - powiedziała pyszniąc się przed koleżankami, mocnym ironicznym głosem, przykuwała wzrok coraz większej ilości osób. Patrycji zrobiło się głupio, zawstydziła się lekko, próbowała się bronić, gdy nagle siedzący obok Patryk wstał, podszedł do grupy dziewczyn, po czym donośnym głosem wrzasnął na agresorkę 

- Przestań! Nie każdemu odpowiada twój styl, nie każdy musi być taki sam. Zostaw ją w spokoju! - Dziewczyna zlękła się nieco, Słysząc to Paweł, podszedł do chłopaka i kazał mu stanowczo zostawić Karolinę, Patryk nie rozumiał postępowania przyjaciela i nadal bronił tej drugiej. Rozmawiali coraz głośniej, w końcu zaczęli na siebie wrzeszczeć i szturchać się. Wbijali w siebie lodowe spojrzenia, stawali w obronie tego, co uważali za słuszne. Paweł chciał tym zrobić wrażenie na Karolinie, lecz choć Patryk zauważył to, nie chciał by cierpiała na tym niewinna osoba. Już byli nastawieni rzucić się sobie do gardeł, gdy nagle Patrycja i Karolina, postanowiły odłożyć kłótnie na bok i ich pogodzić, Jednomyślnie postanowiły się na chwilę rozdzielić, nie chciały bowiem, by przez nie wynikła niepotrzebna bójka, chwilowo znalazły się po jednej stronie... nakrzyczały na nich by nie zachowywali się jak dzieci i zaprzestali sporu. Jeszcze przez moment kłócili się, popychali i obrażali nawzajem, jednak dziewczyny osiągnęły swój cel i rozdzieliły ich. Wkrótce potem pogodzili się, Paweł zaproponował wspólne wyjście na piwo na zgodę, stwierdził, że trochę przesadził, po czym poklepał go po ramieniu, Patryk zgodził się na wspólne wyjście i tak się rozeszli. Jednak dziewczyny nie zapomniały tego sobie i rozstały się w chłodnej atmosferze. Kinga z Patrycją postanowiły obejrzeć szkolną kawiarnie, poszły więc tam. Po drodze Kinga stwierdziła Patrycji

- Faceci to dziwny twór, mogą się lać po pyskach, a na koniec i tak pójdą razem na piwo - Dziewczyny śmiały się z tej nielogicznej, choć prawdziwej filozofii o mężczyznach.

Kawiarnia znajdowała się na parterze, była dość spora, w wystroju dominowały ciemne barwy, tuż za barem stał kilkunastu calowy telewizor, leciała z niego muzyka z Viva'y. W środku było kilka stolików. Zasiadły przy jednym z nich, postanowiły na chwilę zapomnieć o troskach i problemach. Kinga zamówiła napoje i usiadły przy jednym z nich, postanowiły się wyluzować po rozmowie z Karoliną. Nagle ktoś podszedł do Patrycji od tyłu i dłońmi zakrył jej oczy. Ta wystraszyła się lekko ale po chwili poznała że to Łukasz. Wstała, i przywitała się z nim. Po czym przedstawiła mu Kingę, która szepnęła jej potem na ucho

- Uuu jakie ciacho, skąd go wytrzasnęłaś? - ta wybuchła śmiechem, a chłopak poczuł się lekko speszony, ponieważ nie wiedział o co chodzi. Dziewczyna wpatrywała się w niego, jednak ten nie zwrócił na to zbytnio uwagi, po chwili zauważyła to Patrycja, która uderzyła ją mocno w kolano, rozległ się charakterystyczny trzask, po czym powiedziała jej na ucho

- Uspokój się, co ty wyprawiasz, on lada moment zauważy, że się na niego gapisz! - jednak dziewczyna nic sobie nie zrobiła z komentarza przyjaciółki i postanowiła bliżej go poznać, prędko jednak ostygł zapał dziewczyny bo chłopak powiedział, że musi już iść, a plany Kingi zakończyły się fiaskiem. Patrycja zaśmiała się i zaproponowała by wróciły już pod klasę. Kilka minut później zadzwonił dzwonek, nauczyciele rozchodzili się do klas, w końcu na korytarzu została tylko I C. Uczniowie zastanawiali się, czemu nikt do nich nie przyszedł, jednak nie przejmowali się tym zbytnio, postanowili jednak, by ich rozmowy były w miarę cicho, aby przez to nie zwracać na siebie uwagi. Około dwudziestu minut potem, na schodach usłyszeli głośne sapanie. Grupa dziewczyn stojąca niedaleko schodów zobaczyły, że była to Pani dyrektor Dąbrowska. Poszła pod klasę, gdzie mieli lekcje, po czym otworzyła drzwi i kazała im wejść. Uczniowie byli nieco zdziwieni faktem, iż mają z nią lekcje. Sala lekcyjna była ogromna, mieściło się tam piętnaście podwójnych ławek i dziesięć pojedynczych. Po przeciwnej stronie drzwi wejściowych znajdowały się drugie drzwi, z dwoma zamkami. Obok nich stał stolik z brudnymi menzurkami. Po lewej stronie od wejścia znajdowała się dwumetrowa tablica multimedialna, dalej było szesnaście biurek z komputerami. Na końcu klasy była szafka, w której znajdowały się różne przyrządy chemiczne. Lekko podekscytowany Patryk zapytał Pawła

- Myślisz, że będziemy robić tu jakieś doświadczenia? - Lecz Paweł nie pałał tak wielkim optymizmem i odrzekł z ironią w głosie

- Raczej nie, to jest tylko na pokaz, takie substraty są drogie, a jak wiesz w Polskiej szkole musi się teraz wszystko opłacać... Myślisz, że dlaczego usunęli muzykę z kanonu przedmiotów w liceum? Bo była nieopłacalna... i nie przynosiła korzyści - odparł ironicznie Paweł, a Patryk zrozumiał o co chodzi koledze,

Chwilę później uczniowie zajęli miejsca, nauczycielka doszła do głosu, ponownie się przedstawiła, mówiła, że jest na zastępstwie ponieważ pani profesor jest chora. Opowiadała o szkole, starała się wytłumaczyć zasady panujące w tym liceum. Grupa była bardzo znużona jej przemową, jedni ukradkiem ziewali, drudzy leżeli na ławkach, jeszcze inni bawili się komórkami czy słuchali skrycie muzyki. Wyglądało na to, że Kobieta nie przejmowała się zbytnio tym, że uczniowie jej nie słuchają, albo nawet nie zauważała tego faktu... Tymczasem, siedząca w trzecim rzędzie Marta, co jakiś czas ukradkiem spoglądała na Pawła, który nie dostrzegał tego. Nie zwracał na to uwagi, ponieważ myślał teraz tylko o Karolinie. Lekcja minęła w dość nudnej i sztywnej atmosferze, zadzwonił dzwonek, a uczniowie udali się pod kolejną salę lekcyjną. Przerwa upłynęła dość szybko i spokojnie. Następna nauczycielka przyszła punktualnie. Klasa, w której teraz mieli lekcje nie była już tak nowoczesna jak poprzednia. Była tak mała, że nie dla wszystkich uczniów starczyło krzeseł, więc usiedli na ławkach

- Dzień dobry, jestem profesor Paulina Bartosik i będę was uczyć angielskiego. Uprzedzam, bo niestety nie wiem jak mieliście w gimnazjach ale tu na lekcji mówi się tylko po angielsku, jedynie gramatyka będzie po polsku... - powiedziała swym nieco śmiesznym i irytującym głosikiem, uczniowie zaczęli między sobą szeptać, że tak nie powinno być, gdzieniegdzie stwierdzano, że w gimnazjum był za słaby poziom, a teraz jest istne wrzucenie na głęboką wodę, a w gimnazjum na lekcji mówiono po polsku . Niektórzy byli wprost przerażeni, inni bali się, że nie zdadzą z tego przedmiotu. Ci, którym dobrze szedł ten język, byli bardzo spokojny, między innymi Patrycja, która nie przejęła się tym zbytnio i uspokajała Kingę. Nauczycielka stwierdziła że już dziś zaczną robić na lekcji zadania, niedługo potem przestała mówić po polsku, przez co nie wszyscy rozumieli o czym mówiła. Kinga, wpatrywała się w nią mocno, jednak nic nie mogła zrozumieć, była przerażona. Gdy Patrycja zauważyła to powiedziała do niej

- Spokojnie, jak chcesz pomogę ci z angielskiego - gdy ta uspokajała ją, nagle rozmowę przerwała im Karolina, która postanowiła po raz kolejny zaczepić dziewczynę

- Proszę, proszę mamy kujona w klasie! - w Patrycji aż się zagotowało, chciała jej wygarnąć ale w ostatniej chwili powstrzymała ją Kinga i powiedziała by dała sobie z nią spokój, bo tylko narazi się nauczycielce, która nie wyglądała na zbyt łagodną, a Karolinie zagroziła, że jeśli nie zostawi jej w spokoju to ona pójdzie z tym do nauczycielki bo ma już tego dosyć. Lekcja przemijała w napiętej atmosferze, aż w końcu nadeszła kolejna przerwa, rozzłoszczona Patrycja wyszła z Kingą z sali lekcyjne i rozmawiały o sytuacji zaistniałej na lekcji. Chwilę potem z klasy wyszła Karolina, zobaczyła dziewczyny przy oknie, zaczęła przyglądać się Patrycji, podziwiała jej urodę, zobaczyła w niej coś czego sama nie miała, widziała niewinność, która jej imponowała, ale była to cząstka, której nienawidziła w niej. Kolejny raz podeszła, lecz tym razem postanowiła obrazić ją dotkliwiej

- Ciekawa, jestem skąd twoi rodzice taką sierotę przygarnęli - powiedziała z wielką ironią w głosie, jednak tym razem miarka się przebrała, dziewczyna wstała z parapetu, stanęła na wprost niej, spojrzała prosto w oczy i spoliczkowała ją bardzo mocno, po czym uciekła w stronę łazienki, a Kinga dodała oschle

- Zadowolona jesteś z siebie? - Nagle Karolina zaczęła trochę żałować tego co powiedziała, miała purpurowy policzek po uderzeniu, roztrzepane włosy, popsutą fryzurę, łza kręciła się w jej oku, nie zamierzała jednak płakać. Zbliżyła się do pobliskiego lustra, uczesała się, podniosła czoło i dumna ruszyła, choć w sercu podziwiała czyn Patrycji, nie zamierzała jej przepraszać, przez dłuższy okres myślała wciąż o niej, poczuła lekki żal do siebie, wiedziała, że trochę przesadziła i skrzywdziła ją przez to, jednak nie chciała okazywać po sobie współczucia...

Kinga dogoniła Patrycje, która siedziała zasmucona w łazience, pocieszała ją i wspierała na duchu. Prosiła by się nią nie przejmowała bo nie jest tego warta.

- Nienawidzę jej, rozumiesz? - Krzyczała rozwścieczona dziewczyna, nie ukrywając przy tym emocji - Nienawidzę! jak można być aż tak podłym - Patrycja postanowiła sobie, że koniec z obelgami i nie pozwoli już sobie pluć w twarz, nie będzie już małą dziewczynką, której można kazać wszystko i besztać bez powodu, obiecała sobie, że jeśli się to powtórzy, jeszcze raz wymierzy jej policzek i wygarnie co o niej myśli. Rozmawiały tak dłuższa chwilę, gdy nagle przerwał im dzwonek na lekcje. Dziewczyna otrząsnęła się po przejściach i poszła z koleżanką pod klasę. Kiedy tam dotarły, zobaczyły Karolinę, Patrzyły się na nią nie ufnie, wręcz z nienawiścią i chęcią odegrania się. Gdy pod klasę przybył Katecheta, uczniowie weszli do środka, tam zajęli miejsca. Zapadła cisza a nauczyciel powiedział niskim jakby mrocznym tonem

- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, moje nazwisko Sołecki Grzegorz, na lekcjach religii będziemy mówić o tym, jak się modlić, jak dotrzeć do Boga, dlaczego należy chronić wartości rodzinne, ale także dlaczego homoseksualiści są źli - zaraz potem jak o nich wspomniał, zaczął im wypominać, że to nienaturalne, że to zboczeńcy i tym podobne. Wielu uczniów uważało go za skończonego homofoba, inni z kolei stwierdzali, że powinien być choć trochę tolerancyjny. Jego rozważania przerwała Patrycja, która zapytała go:

- Skoro są takim złem, to niech mi Pan wskaże fragment w Piśmie Świętym, gdzie Bóg zabrania im miłości - powiedziała odważnie, niemalże nie czując strachu, a katecheta był zły, gdy ktoś miał odmienne poglądy niż jego, lecz po krótkim namyśle odparł rozzłoszczony

- "Nie będzie się kładł mężczyzna z mężczyzną, tak jak się kładzie z kobietą, to jest obrzydlistwo" czy to nie wystarczy? - odpowiedział dumnie, pyszniąc się przy tym. Do rozmowy włączył się Paweł, który też nie przepadał za homoseksualistami, poparł go i obraził ich przy okazji

- Bardzo dobrze pan mówi, Bóg nie bez powodu stworzył kobietę i mężczyznę te pedały nie powinny mieć żadnych praw! - mówił z wielką nienawiścią, czym od razu przypodobał się katechecie, jednak dziewczyna nie takiej odpowiedzi się spodziewała i zapytała jeszcze raz

- Lecz ja, panie profesorze pytałam o miłość a nie kontakty seksualne -mówiła to ze spokojem, taktownie i bez ironii. Karolina spojrzała na nią, zaczęła widzieć w niej podobne cechy do swoich, że ona też nie lubiła nietolerancyjnych ludzi, jednak nie chciała tego jej powiedzieć, a sama bała się wyrazić swoje poglądy przy nauczycielu

- Jesteś bezczelna! - Wrzasnął oburzony katecheta i kazał jej milczeć, tak jakby chciał zamknąć jej tym usta, Dziewczyna była oburzona takim traktowaniem przez nauczyciela. Patryk spojrzał na Pawła, miał mu za złe jego nie tolerancje i to jak traktował niektóre grupy społeczne jednak nigdy nie zebrał się w sobie by mu się o tym powiedzieć. Wiedział że dla takiego rasowego hetero jak ten chłopak, homoseksualiści to wrogowie numer jeden, pomimo, że mu nic nie zrobili on nienawidził ich. Tak, jakby mu nie wiadomo co zrobili, albo byli odpowiedzialni za całe zło na świecie. Nauczyciel zadowolony, że nikt już nie podważa jego autorytetu, kontynuował opowiadanie o wymaganiach programowych i o tym co będzie omawiane na lekcji. Widać było że uczniowie, nieco się go bali po tym jak potraktował Patrycje, nikt nie chciał się już mu sprzeciwiać, czy przeszkadzać mu. Do końca zajęć nie było już żadnych rozmów. Na przerwie komentowano dyskusję z lekcji, jedni mówili że nauczyciel religii jest dziwny i stereotypowy, z kolei drudzy twierdzili, że Paweł jest bardzo agresywny w stosunku do mniejszości seksualnych, a także podziwiano odwagę Patrycji, którą do tej pory uważano za szarą mysz. Tak upłynęła przerwa, kilka minut później uczniowie usłyszeli kolejny dzwonek i czekali na nauczyciela. Po pięciu minutach, pod salę lekcyjną przyszła niewysoka, z krótkimi ryżawymi włosami w średnim wieku kobieta, w zielonym fartuszku, otworzyła drzwi do sali i weszła tam razem z uczniami. Poprosiła by się uciszono, po czym powiedziała że lekcji języka polskiego nie będzie i chwilę po tym zaczęła rozmawiać z uczniami

- Wy jesteście z pierwszej? Bo jakoś tak was nie kojarzę... nazywam się Stanisława Biarczyk i krótko mówiąc sprzątam w tej szkole - przedstawiła się z niebywałym smutkiem w oczach, ale zaraz potem zmieniła wyraz twarzy i zaczęła rozluźniać atmosferę - Jesteście nowi, musicie wiedzieć o zasadach tu panujących, pamiętajcie że to wy jesteście najważniejsi w tej szkole, jeśli zobaczą u was papierosy czy alkohol do niczego się nie przyznawać - Zapanowała cisza, wszyscy odczuli do tej osoby niebywały szacunek, stwierdzali między sobą że ona jest po ich stronie, polubili ją i nabierali zaufania. Kobieta zaczęła żartować z różnych spraw i poruszyła temat polityki

- Ostatnio moja mama powiedziała do mnie, jak oglądała debatę w sejmie, że się telewizor popsuł i się twarze rozszerzają, i musiałam jej wytłumaczyć że politycy jak dostają się do sejmu to zaczynają tyć i to przez to - klasa roześmiała się głośno, a kobieta kontynuowała

- Wiecie jak będzie wyglądać moja emerytura? W jednej ręce puszki, w drugiej butelki, tyle tej emerytury będę miała - Osoba ta miała niebywały dystans do siebie, wyglądała na osobę, która wiele przeszła, lecz postanowiła zapomnieć o tym i żyć szczęśliwie

Reszta lekcji minęła w miłej atmosferze, nawet gdy zadzwonił dzwonek uczniowie chcieli zostać i słuchać jej dalej, ale ona powiedziała, że powinni iść i powtórzyła, że nie ważne co by się stało to oni są w tej szkole najważniejsi. Klasa z dobrym humorem ruszyła na kolejną lekcję. Były to zajęcia z technologii informacyjnej, prowadził je wysoki z niewielkim brzuchem, w okularach z lekką łysinką mężczyzna o ciepłym miłym głosie, kazał rozsiąść się do komputerów, ale nie włączać ich. Po chwili się przedstawił się

- Witam, nazywam się Adam Janicki i będę was uczył przez pewien okres, obsługi komputerów - zaraz po tym zapadła cisza, kazał zrobić listę obecności, a potem zaczęli luźno rozmawiać. Pod względem humoru, bardzo przypominał Panią Stanisławę, z poważnych rzeczy robił błahostki, żartował z seksizmu i feminizmu

- Kobiety chciały równouprawnień to teraz mają, niech idą na traktory, kopią w kopalniach jako górnicy i siedzą w więzieniach w takich samych ilościach jak mężczyźni - powiedział śmiejąc się z resztą klasy, niektórym od razu przypadł do gustu. Mężczyzna ten był niczym dziecko, które nie dorosło, wierzył w miłość, niezależną od płci, rasy religii, czy koloru skóry. Do życia podchodził na wesoło, obgadywał nauczycieli i wyglądał jakby nie miał nic do stracenia. Nie mówił nawet o wymaganiach programowych, czy o dalszych zajęciach. Lekcje u niego były bardzo luźne, znikały przy nim wszelkie zmartwienia, jedyną wadą było to, że zajęcia przeminęły bardzo szybko i przyszła pora na ostatnią lekcje. Na przerwie do Kingi podszedł ich wychowawca, dał klucz do sali lekcyjnej, kazał im wejść i powiedział, że spóźni się minutkę, Klasa weszła do środka, było bardzo głośno i panował harmider. Około piętnastu minut po dzwonku, przybył nauczyciel i uciszał grupę przez kolejne pięć minut, Mężczyzna był bardzo niezorganizowany, a po uczniach widać było, że na ich szacunek trzeba ciężko pracować. Nauczyciel, opowiedział o pewnej tradycji szkoły dla klas pierwszych jaką jest wycieczka integracyjna. Zorganizował ją dzień wcześniej, jednak miała się ona odbyć w poniedziałek. Klasa była oburzona, że tak późno się dowiedzieli, zapytany o miejsce wycieczki i opiekunów powiedział

- Udamy się do pobliskiego parku w Gołuchowie, który znajduje się tuż za miastem, opiekunami będą pan Sołecki i pani Bartosik, miejmy nadzieje iż będzie dobra pogoda... Wybór takich opiekunów zszokował klasę, uczniowie komentowali to głośno między sobą. Niektórym nie odpowiadało miejsce, innym czas. Gdy sprzeciwiali się temu, słyszeli od mężczyzny, że nie będzie on z nimi dyskutował. Na sali powoli zaczynał panować chaos, jednak nauczycielowi udało się uciszyć grupę tuż przed dzwonkiem i dał im wytyczne jak mają się zachowywać i co ze sobą zabrać. Nakazał przynieść po pięć złotych na autobus, po czym stanowczo zabronił im zabierać alkoholu, jednak grupa chłopaków usłyszawszy to parsknęła śmiechem, ale na ich szczęście nauczyciel nie zauważył tego. Do dzwonka tłumaczył im żmudnie zasady zachowania w parku. Większość uczniów i tak go nie słuchała. W końcu lekcja zakończyła się, znużeni opowiadaniem nauczyciela uczniowie udali się do swych domów. Mieli niewiele czasu by przygotować się na wycieczkę integracyjną...

Rozdział IV

Nazajutrz, punktualnie o ósmej rano, klasa pierwsza C zebrała się przed szkołą. Dzień nie zapowiadał się ciekawie, nie sprzyjała pogoda, wiał dość mocny, chłodny wiatr, było zimno, pochmurnie i zapowiadało się na deszcz, Jednak nie tylko to mogło popsuć wycieczkę. Klasie towarzyszył zły humor, jedni byli źli na to że to wycieczka była tylko jednodniowa, inni z kolei mieli za złe wychowawcy że rozplanował ją pochopnie i bardzo szybko. Większość stwierdzała że w parku nie będzie nic interesującego do zwiedzania. Wszystkim dokuczało to, że ich wychowawca był bardzo niezorganizowany, przez co nie pałali do niego sympatią, ani tym bardziej szacunkiem. Niektórzy w ogóle nie przyszli, drudzy choć byli obecni marzyli by ten dzień się szybko skończył. Niedługo po tym jak sprawdzono obecność, przyjechał wynajęty autobus. Był bardzo zaniedbany i bardzo obskurny. Kierowca też nie sprawiał dobrego wrażenia, w ręku trzymał papierosa, którego po zobaczeniu nauczycieli energicznie wyrzucił przez okno. Obok drzwi stał kosz, w którym widać było puszki po piwie. Zaniepokoiło to niektórych gdy wsiadali, a inni nic sobie z tego nie robili. Wszyscy wsiedli. Jeden z uczniów nie domknął drzwi, gdy autobus ruszył, te otwarły się, a kierowca rozwścieczony zaczął krzyczeć na niego

- O kurwa zamknij te drzwi, nienormalny jesteś?! - nauczyciele zlękli się kierowcy i nie chcieli zwrócić mu uwagi na niecenzuralne słowa. Było to dziwne dla uczniów, którzy stwierdzili potem, że nauczyciele nie mają żadnego autorytetu. Chłopak domknął drzwi, po czym speszony zajął miejsce. Niedługo potem w autobusie zaczęły się głośne rozmowy, nastała miła atmosfera, którą przerwał ich wychowawca

- Witam was drodzy uczniowie... yyy - mówił drżącym głosem, jakby się czegoś wstydził - nadeszła pora naszej wycieczki integracyjnej... ym wiec życzę wszystkim udanej zabawy - powiedział, jąkając się, jakby miał wadę wymowy, albo wstydził się publicznych wypowiedzi. Po tym krótkim przemówieniu wróciły rozmowy. Na samym końcu autobusu zasiadła Karolina, obok niej usiadł Paweł, przy nim Marta i dwie inne koleżanki. Rozmawiali we troje, śmiali się i czekali wspólnie na dojazd autokaru do parku. Chłopak wciąż zajmował się tylko Karoliną, która zbytnio nie przywiązywała do tego uwagi, Marta od czasu do czasu zerkała na Pawła, którego tak bardzo wciągnęła rozmowa z Karoliną, że tego nie zauważał. Patrycja, jak zwykle usiadła z Kingą i rozmawiały z siedzącym obok Patrykiem, mówili o swoich planach na przyszłości, zaczęli poznawać się coraz lepiej, powoli zaczynali sobie ufać. W końcu Kinga stwierdziła ironicznie

- Super, mamy wychowawcę tchórza, katechetę, który boi się wyrazić swojego zdania, albo uznał, że to kara Boża zesłana na tamtego chłopaka i angliczkę, która zapomniała języka w gębie... - ludzie wokół niej, którzy to usłyszeli zaśmiali się, a Patryk powiedział do niej niepewnie

- Nie przesadzaj, nasz wychowawca to może i idiota, ale katecheta powiedziałby swoje ale.... - nagle przerwała mu Kinga, która oburzona, kolejny raz ironicznie wyraziła swoje zdanie

- Ale? Nie ma żadnego ale! On też jest tchórzem, Co się tak na mnie patrzycie, to właśnie przez takich mamy tyle chamstwa w kraju - Patryk nic nie mówiąc uśmiechnął się tylko. Zmienili temat, godzinę później byli na miejscu... Uczniowie, wysiedli z autokaru, zmęczeni podróżą ziewali i przeciągali się, chwilę później przybył do nich mężczyzna, który przedstawił się jako ich przewodnik. Był to dość gruby, w średnim wieku, nie wysoki mężczyzna. Ktoś z tyłu skomentował to w dość doraźny sposób - Ja nie mogę, jeszcze jakiegoś dziada tu dali żeby nam przynudzał - Dziewczyny narzekały między sobą, że to wycieczka integracyjna, a zamiast chodzić z przewodnikiem po parku i słuchać jego wypowiedzi powinni iść do jakiejś knajpy, w środku ze sobą porozmawiać i poznać się lepiej . Humory w grupie z każdą chwilą pogarszały się. Mężczyzna zaczął smętnie opowiadać o parku, mówił im o panujących tam zasadach, lecz uczniowie zgodni byli w przekonaniu, że zasady są po to żeby je łamać, Na domiar złego musieli być cicho. Po pół godzinie spaceru, doszli do pobliskiego baru. Tam przewodnik przestał opowiadać o Parku. Klasa była tym wyraźnie znudzona, niektórzy otwarcie mówili z ulgą "nareszcie". W końcu mogli zająć się sobą, bez tego gdy mężczyzna, mówił park wydawał im się inny, malowała się na nim złota Polska jesień. Klony były niczym żywe płomienie, bursztynowe kasztany leżały na ziemi, Na pobliskie drzewo wdrapywała się wiewiórka, a ptaki ćwierkały delikatne pieśni zwiastujące jesień, droga wyłożona była granitowymi kamieniami, rosły przy niej różnorakie tuje. Uroku dodawał płynący obok strumyk, a przedostać się na drugą stronę można było drewnianym mostem, przy którym znajdowało się kilka krzaków róż, Paweł poprosił Karolinę by udała się z nim na ten most, zostawiając tym samym Martę. Dziewczyna zostawiona przez dwójkę kolegów czuła się wyraźnie odrzucona. W grupie roiło się od plotek że tamta dwójka będzie, lub nawet jest już parą. Marta posmutniała lekko, gdy Patrycja zauważyła to, podeszła do niej i zaprosiła do stolika, gdzie siedziała już Kinga z Patrykiem. Postanowili rozweselić dziewczynę, chwilę później Kinga zapytała chłopaka

- Patryk powiedz mi proszę, czy jak podoba mi się facet i zaproszę go powiedzmy na kawę... to on się obrazi? - chłopak odpowiedział jej stanowczo że to zależy już od osoby, stwierdził że jedni uwielbiają dziewczyny z charakterem i pasją jednak nie wszyscy mężczyźni są tacy sami, lecz ta stwierdziła, że nie o to pytała i wciąż wierciła mu dziurę w brzuchu, po chwili chłopak lekko wkurzony powiedział

- Słuchaj, niektórzy faceci lubią zdecydowane kobiety takie jak feministki, inni z kolei ich po prostu nie cierpią, są jeszcze tacy, którzy lubią takie jakby połączenie zdecydowaneji kobiety bardziej uległej... nie potrafię Ci tego inaczej wyjaśnić - Kinga zrobiła zdziwioną minę, po chwili zastanowienia powiedziała mu 

- Patryk, wiem że faceci są różni... ale przecież - w tym momencie przerwał jej przerwał i stwierdził

-Zrozum, to nie tak... to już nie te czasy pseudo romantycznych księżniczek w zamkniętych wieżach i dam, które zdobywają rycerze w srebrnych zbrojach, teraz kobiety też mogą swobodnie wyrywać facetów... - Dziewczyna nie zrozumiała do końca o co chodzi chłopakowi i zapytała jeszcze raz - Ale dlaczego faceci oglądają się za łatwymi, ładnymi i pustymi dziwkami? - ten uśmiechnął się i odrzekł jej

- Gdy faceci mają do wyboru kobietę, przy której miękną im kolana a taką, na której widok twardnieje inna część ciała wybierają raczej te drugą może i mężczyźni chodzą do łóżka z dziwkami... ale nigdy ich nie pokochają - Ta po tym komentarzu westchnęła lekko, spojrzała w górę i rzekła

- Jacy ci mężczyźni są skomplikowani - Reszta zaczęła się z tego śmiać. Patryk dodał tylko, że mężczyzn można jeszcze zrozumieć, ale oni kobiet nigdy nie zrozumieją. Nastrój w grupie był coraz lepszy. Jednak Marta wciąż wodziła wzrokiem za Pawłem, była zazdrosna o Karolinę, jednak za wszelką cenę starała się to ukryć

Na moście, chłopak droczył się z dziewczyną o rożne błahostki, starał się jej zaimponować, bajerował ją, mówił wiele komplementów. Po chwili rozmowy z nią zerwał różę, powąchał ją po czym podarował ją jej. Ta uśmiechnęła się i powiedziała do niego

- Jest piękna, dziękuje....- A Paweł z miną uwodziciela, złapał ją za rękę i niskim, męskim głosem skomentował jej słowa

- Piękno tego kwiatu, blednie przy tobie... - Dziewczyna roześmiała się lekko, a w myślach stwierdziła, że to jeden z największych banałów jakie w życiu słyszała, ale by go nie urazić nie mówiła mu o tym. Nie rozumiała dlaczego cały czas mówił jej komplementy. Nieoczekiwanie wrzuciła róże do strumyka i kolejny raz uśmiechnęła się do chłopaka. Paweł myślał, że robi to na niej wrażenie jednak mylił się, Karolina traktowała go jak kolegę, ten jednak wciąż liczył na coś więcej. Nie skupiała na nim uwagi, lecz przelotnie myślała o tym jak obraziła Patrycje, dziewczyna co jakiś czas odwracała wzrok i patrzała na nią, zrozumiała, że popełniła wielki błąd krzywdząc ją dla zaimponowania reszcie. Postanowiła w końcu załagodzić spór i jakoś ją przeprosić. Nie rozumiała tylko w sobie tego, dlaczego ma tak wielką ochotę się z nią pogodzić. Paweł starał się zwrócić na siebie uwagę dziewczyny jak tylko mógł, jednak ona była kapryśna i nie pozwalała na to. Trochę ją to bawiło, kiedy zauważyła, że go to drażni, więc robiła to dalej. Po chwili poszli do baru. Minęło sporo czasu, nauczyciel powiedział, że za chwilę będą się zbierać. Patryk poszedł z dziewczynami do pobliskiego sklepu, przy stoliku została sama Patrycja, Zaczęła pisać sms'a do Łukasz, by umówić się z nim po szkole jednak nagle przerwała jej Karolina, która zapytała ją niepewnie

- Możemy pogadać? - ta jednak stanowczo odrzekła jej

- Czego chcesz? Może znów mnie obrazisz? - Dziewczyna nie chciała pozwolić napluć sobie znów w twarz, jednak ta druga nie odpuszczała i chciała się wytłumaczyć

- Proszę, wysłuchaj mnie...- Zaczęła mówić Karolina, jednak Patrycja od razu jej przerwała i powiedziała ironicznie

- Ty prosisz, wielka panna Karolina, teraz jest już za późno, zostaw mnie w spokoju idiotko - Dziewczyna odsunęła gwałtownie krzesło od stolika i idąc szybko zahaczyła uderzając w ramie dziewczyny. Karolina udała się za nią, dziewczyna nie chciała się zatrzymać więc ta powiedziała do niej

- Mnie nazywasz idiotką, a sama uciekasz od problemów - Po usłyszeniu komentarza Patrycja odwróciła się i stwierdziła

- Jesteś hipokrytką! Twierdzisz że ja uciekam od problemów, ale to ty je stwarzasz - Karolina zrozumiała o co jej chodzi, zasiadła przy pobliskim stoliku a Patrycja zniknęła jej z oczu., Dziewczyna podziwiała w niej dumę i nie potrafiła sobie wybaczyć tego, w jaki sposób traktowała ją od początku. Usiadła przy pobliskim stoliku i rozmyślała o tym. Chwilę po tym przyszedł do niej Paweł i znów kontynuował swoje zaloty, tym razem dziewczyna nie miała na to ochoty, odtrącała go, jednak gdy chłopak próbował kolejny raz, ta wrzasnęła

- Zostaw mnie w spokoju! - Odeszła od stolika, ze złym grymasem na twarzy, chłopak nie mógł pojąć co jej chodzi, nie wiedział co robić. Podszedł do niego Patryk, poklepał po ramieniu i powiedział

- Kobiety już takie są, nigdy nie zrozumiemy czego chcą naprawdę...- nie uspokoiło to jednak chłopaka, a widząc to Patryk dodał jeszcze

- Słuchaj, widzisz tego kolesia, to jest Krzysiek, ma przy sobie ćwiarteczkę, idziesz się napić? - Ten poznawszy niecne plany przyjaciela, uśmiechnął się nieco szyderczo, zgodził się i zniknęli gdzieś za rogiem baru. Minęło pięć minut, wychowawca chciał zebrać klasę, jednak nie wszyscy wrócili pod bar, gdy zorientował się że kilkoro uczniów brakuje...

- Co to ma być, gdzie jest reszta? Normalnie zero dyscypliny! - Wrzeszczał tak na uczniów dłuższą chwilę, a w międzyczasie chłopakom udało się wrócić niepostrzeżenie, dziewczyny podeszły do nich, pytały ich gdzie byli, Krzysiek odparł z uśmiechem na twarzy

- No ten tego, wiesz- wziął dwa palce i poklepał się po szyi, dziewczyny uśmiechnęły się, po czym powiedziały

- Mogliście nas wziąć ze sobą, pamiętajcie o tym następnym razem- koledzy roześmiali się lekko i z nieco mniejszym entuzjazmem odpowiedzieli

- Trochę szkoda, mało nawet dla nas było a co dopiero dla was - rozbawiło ich to i rozeszli się. Nauczyciel uspokoił się w końcu, zobaczył że wszyscy są, ale aby mieć pewność postanowił ich odliczyć, uczniowie wciąż się kręcili, miał więc z tym spory problem, w końcu jednak udało mu się to, wsiedli do autobusu i pojechali w drogę powrotną. Podróż minęła bez większych przeszkód, pod szkołą, gdy grupa zaczęła się rozchodzić, Paweł podszedł do Karoliny, złapał ją za rękę, dziewczyna poczuła się niezręcznie, jednak nie okazywała tego zbytnio, nagle chłopak powiedział