Szczęśliwi rozbitkowie - Nicola Marsh - ebook

Szczęśliwi rozbitkowie ebook

Nicola Marsh

3,4

Opis

Udział w reality show „Rozbitkowie” wydawał mi się darem od losu. Miałam odgrywać ofiarę katastrofy morskiej wyrzuconą na brzeg malowniczej bezludnej wyspy. Istny raj! Tak mi się zdawało, dopóki nie odkryłam, że przez cały tydzień moim Piętaszkiem będzie Jared Malone (tak, tak – ten-co-złamał-mi-serce!). Jasne, że sobie poradzę. Już nic do niego nie czuję. Cała damska widownia wpadnie w zachwyt na widok opalonego na brąz przystojniaka, ale ja dobrze wiem, że w tym atrakcyjnym ciele kryje się arogancki mięśniak bez sumienia! Ruszam na plażę na spotkanie z Jaredem. Kamera – akcja!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 150

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (41 ocen)
13
6
11
8
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Nicola ‌Marsh

Szczęśliwi rozbitkowie

TłumaczyłaElżbieta Chlebowska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

„Rozbitkowie”, ‌krótki kurs przetrwania.

Rada 1: ‌Przeszłość jest bliżej, ‌niż wam ‌się ‌wydaje.

Kristi Wilde podniosła do ‌nosa bladoróżową różę, przymknęła ‌oczy i przez chwilę napawała ‌się ‌subtelnym ‌zapachem. Powinna ‌zadzwonić ‌do Larsa i podziękować, ale... ‌Jej wzrok natrafił na ‌kartę ze ‌zdawkowym podziękowaniem. ‌Podobne banalne ‌słowa kierował pewnie ‌do wszystkich kobiet, z którymi ‌umówił się ‌na randkę. Zdecydowanym ruchem ‌włożyła owinięty w celofan kwiat ‌do kosza na śmieci. ‌I tak kupił go ‌w supermarkecie.

Prawdziwym powodem, dla którego ‌przyjęła zaproszenie Larsa, jednego ‌z najbardziej rozchwytywanych ‌modeli z Australii, ‌była chęć ‌rozgryzienia, dlaczego ‌konkurencyjna firma reklamowa ‌zdobyła lukratywny ‌kontrakt z Agencją Modelek ‌i Modeli Annabel. Fakt, ‌że Lars ma ‌metr dziewięćdziesiąt wzrostu ‌i ciało młodego boga, był ‌tylko dodatkową ‌gratyfikacją.

Wejście do ‌Guillaume, ekskluzywnej ‌restauracji w budynku opery ‌w Sydney, z takim mężczyzną u boku, ‌było niczym zaproszenie do ‌pierwszego walca przez ‌następcę tronu i mogło ‌podbudować ego każdej kobiety. ‌Ale do tego sprowadzała ‌się cała ‌przyjemność ‌z wieczoru spędzonego w towarzystwie Larsa.

Nie ‌da ‌się ukryć. ‌Facet jest ‌obłędnie ‌przystojny, ale ‌jednocześnie tak ‌nudny, ‌że sama jego obecność ‌uśpiłaby stado ‌hiperaktywnych siedmiolatków. ‌Podczas gdy Kristi robiła ‌dyskretny ‌wywiad na ‌temat ‌mocnych i słabych stron konkurencji, ‌rozkoszowała się wyśmienitą ‌francuską kuchnią, z której znana ‌była restauracja, ‌i wychylała kolejne kieliszki drogiego ‌szampana, Lars ‌mówił ‌o sobie, o sobie i... ‌jeszcze raz o sobie.

Słuchała ‌z udawanym ‌zainteresowaniem, ‌robiąc ‌do niego słodkie oczy i wydając co jakiś czas okrzyki zachwytu. Nadeszły takie czasy, że była gotowa na wszystko, by wypromować siebie i firmę. No, prawie wszystko. Nie miała zamiaru uczestniczyć w prywatnym striptizie, co najwyraźniej chodziło Larsowi po głowie, gdy po skończonej kolacji wsiadali do windy.

Być może przysłał różę, by ją przeprosić. Choć z drugiej strony widać było, że Lars jest przekonany, iż jej odmowa to zwykła gra, a przy kolejnej okazji ulegnie jego seksapilowi, któremu wszak żadna kobieta nie jest w stanie się oprzeć. Kristi skrzywiła się z niesmakiem i odepchnęła od siebie kosz stopą w ciemnoróżowych szpilkach Christiana Louboutina.

Rzuciła okiem na dzisiejszy plan dnia.

Świetnie, zdąży jeszcze wypić dietetyczną kawę z mlekiem sojowym, a potem uda się prosto na stadion do gry w krykieta, gdzie odbywać się będzie promocja australijskiego futbolu.

Wzięła torebkę, otworzyła drzwi i na progu wpadła na swoją szefową paradującą w dizajnerskich szpilkach Jimmy'ego Choo na dziesięciocentymetrowym obcasie i w powłóczystej czarnej szacie z wytłaczanego aksamitu, przypominającej krojem peleryny czarownic. Owionął ją obłok zapachu perfum Chanel Nr 5.

– Cześć, Ros. Właśnie wychodzę...

– Nigdzie nie idziesz.

Rosanna pomachała jej przed nosem jakimiś papierami i wskazała miejsce przy biurku.

– Siadaj i słuchaj.

– Twoje dyktatorskie zapędy nie robią na mnie wrażenia. – Kristi wzruszyła ramionami. – Pamiętaj, że w zeszłym roku widziałam, jak na przyjęciu z okazji Bożego Narodzenia tańczyłaś tango z półnagim kelnerem. Byłam także świadkiem twoich igraszek pod fontanną czekolady podczas dorocznej gali agencji PR. A ten incydent ze striptizerem na wieczorze panieńskim Shay?

– Przestań.

Rosanna, na co dzień kobieta z powodzeniem zarządzająca własną firmą, była dumna z odrobiny szaleństwa, na jaką sobie od czasu do czasu pozwalała, chociaż jej pracownicy mieli do tego ambiwalentny stosunek. Kristi nie pozwoliłaby sobie na podobną poufałość w stosunku do żadnego innego szefa.

– Masz i czytaj.

W oczach Rosanny, jak zwykle obwiedzionych grubą czarną kreską, migotały złośliwe ogniki. Podała jej plik dokumentów i klasnęła w ręce. Ostatnim razem szefowa była podobnie przejęta, gdy ich firmie noszącej nazwę Twój Wybór udało się zdobyć naprawdę dużego klienta. W dodatku sprzątnęli go konkurencji sprzed nosa.

– Jeszcze mi podziękujesz.

Trudno było się skupić, gdy Rosanna krążyła po pokoju, mrucząc coś pod nosem. W ten sposób doprowadzała do szału pracowników przy planowaniu kolejnej akcji promocyjnej.

Kristi zżerała ciekawość, co właściwie tak podnieciło Ros, więc zerknęła na dokumenty, ale nadal nie potrafiła rozwiązać zagadki.

– O czym właściwie jest ten reality show? Robimy im kampanię reklamową?

Interesujący projekt, jeśli komuś odbije na tyle, by spędzić tydzień na bezludnej wyspie w towarzystwie kompletnie obcego człowieka.

Rosanna tak energicznie pokręciła głową, że zawirowały loki poprzetykane fioletowymi pasemkami.

– Nie. Jeszcze lepiej.

Przerzucając formularze, Kristi natrafiła na zgłoszenie uczestnictwa.

– Chyba nie chcesz brać w tym udziału?

Rosanna uśmiechnęła się. Przypominała lwicę zbierającą się do skoku na bezbronną gazelę.

– Ja nie, ale...

Na widok tego uśmiechu Kristi wreszcie zrozumiała.

– Nie, nie zrobiłaś tego!

Rosanna oparła się o brzeg biurka i z uwagą studiowała długie wiśniowe pazury, dzieło sztuki profesjonalnej manikiurzystki.

– Zgłosiłam twoją kandydaturę. Zostałaś wybrana spośród wielu innych. Ty i jakiś gorący samiec na bezludnej wyspie. Sami przez siedem dni i siedem długich parnych nocy. Super, co?

Można to było określić na tysiąc sposobów.

Na pewno nie w superlatywach.

Kristi cisnęła papierami, jakby nagle zaczęły ją parzyć. Ostrożnie przesuwała je palcem, usiłując oddychać równo i głęboko. Miała ochotę udusić swoją szefową, ale awantura w tej chwili nie miałaby sensu.

– Chcę, żebyś wygrała ten program i dostała tytuł Ocalonej.

To musi być żarcik Rosanny, która przy różnych okazjach lubiła poddawać próbom lojalność pracowników. Kristi zacisnęła palce, gniotąc przy tym brzegi dokumentów i rozpaczliwie usiłowała wymyślić argumenty, które odwiodłyby szefową od tego idiotycznego pomysłu.

Tylko w jeden sposób można przekonać Ros: trzeba się odwołać do jej praktycznej natury.

– Brzmi to ciekawie, ale jestem zawalona robotą. Nie mogę się urwać na tydzień. Gonią mnie terminy.

Rosanna pstryknęła palcami.

– Słyszałaś o Elliotcie J. Barnabym? To najlepszy producent w tym mieście. – Podsunęła Kristi pod nos ulotkę. – To właśnie on kręci ten program. Cały świat kocha telewizyjne reality show. Historia będzie prosta. Dwoje ludzi porzuconych na tydzień na oceanicznej wysepce musi sobie poradzić w ekstremalnych warunkach.

– Niezła jazda – burknęła Kristi.

Rosanna zignorowała jej sarkazm.

– Zwycięzca dostaje sto tysięcy.

– Co? Tego mi nie powiedziałaś! – Kristi rzuciła się na poszukiwanie stosownej adnotacji w umowie.

– Naprawdę? Chyba nie zdążyłam, bo twój wybuch entuzjazmu odebrał mi głos.

W odpowiedzi Kristi pokazała jej język, zajęta rozgryzaniem warunków nagrody.

Sto tysięcy. Kupa pieniędzy. Jeśli się zgodzi na zwariowany plan szefowej, doskonale wie, na co mogłaby je spożytkować.

Mignęła jej w pamięci blada twarz siostry. Niedawno była u Meg w tym koszmarnym mieszkanku w blokowisku na przedmieściach Sydney. Trudno było rozmawiać, gdyż zza ściany dochodziły wrzaski sąsiadów, a za oknem przekrzykiwali się przedstawiciele dwóch młodzieżowych gangów walczących o strefy wpływów. Obskurne meble, sterta rachunków na kuchennym blacie, pusta lodówka.

Jedynie Prue, jej słodka siedmioletnia siostrzenica, była w stanie wywołać uśmiech na twarzy swojej przemęczonej mamy. Meg przeszła bardzo trudny okres, a teraz ledwo wiązała koniec z końcem, jednak nie pozwalała sobie pomóc. Może byłoby inaczej, gdyby Kristi nie musiała naruszać oszczędności? Może wtedy Meg wsadziłaby dumę do kieszeni i przyjęła pieniądze?

– Niezła sumka, prawda?

Maniakalny błysk w oku szefowej nie wróżył niczego dobrego. Kristi już widziała Ros w bojowym nastroju. Ta kobieta żyła dla Twojego Wyboru – nic dziwnego, że jej firma została najlepszą agencją public relations w Sydney. Ros miała wiele zalet, była sprawiedliwa i zabawna, świetnie się dla niej pracowało, ale oczekiwała od podwładnych stuprocentowego zaangażowania i okresowych przebłysków geniuszu.

Za każdym razem, gdy jej oczy zaczynały się iskrzyć, zamierzała zdobyć nowy kontrakt i dołączyć kolejnego zadowolonego klienta do wieńca chwały. Kristi oddała szefowej ulotkę, mając w pamięci obraz nędznego mieszkanka siostry i zapadniętych policzków siostrzenicy.

– Kwota daje do myślenia, ale nie wiem, czy warto za tę cenę przez tydzień męczyć się na odludziu z kompletnie obcym człowiekiem, i jeszcze pozwolić na sfilmowanie tego bzdurnego eksperymentu.

Rosanna zacisnęła wargi i zmierzyła ją wzrokiem, który jasno mówił, że sprawa jest przesądzona.

– Zrobisz to.

Kristi otworzyła usta, ale tylko kłapnęła zębami, gdy Ros jednym palcem podbiła jej brodę.

– W zeszłym tygodniu zadzwonili do mnie z Kanału Dziewiątego. Powiedzieli, że szukają agencji reklamowej dla spopularyzowania nowego programu telewizyjnego. Reality show w stylu Robinsonów, ale z dodatkowym smaczkiem. Dlatego zgłosiłam ciebie. Zgodzisz się i jesteśmy ustawieni!

Jeśli błysk w oku Rosanny wywoływał zimne dreszcze, to uśmiechu pozazdrościłaby jej Baba Jaga, gdy kusiła Jasia i Małgosię pierniczkami.

– Chyba nie muszę dodawać, że to ty będziesz odpowiedzialna za przyszłe kontakty z naszym nowym klientem?

– To nie w porządku – palnęła Kristi, zanim ugryzła się w język.

– Co jest nie w porządku? To, że możesz pomóc firmie zdobyć stację telewizyjną, największego klienta korporacyjnego w tym roku? Czy to, że w efekcie czeka cię awans? Już nie wspomnę o szansie na wygranie stu tysięcy.

Kristi posłała jej obrażone spojrzenie, ale była na przegranej pozycji. Jest w sytuacji bez wyjścia.

Musi się zgodzić.

Dostanie promocję na samodzielne stanowisko kierownicze. Łakomy kąsek. W dodatku sto tysięcy dolarów, które mogłaby dać swojej kochanej i niezwykle dzielnej siostrzyczce. Meg na to zasługuje.

Wyszczerzyła zęby, udając radosny uśmiech.

– Zgoda.

– Świetnie. Za parę godzin spotkasz się z producentem. Daj mi znać, co ustalicie. – Rosanna wcisnęła jej ulotkę do ręki. – Zadzwonię do Dziewiątki.

Kiedy szefowa wyszła, stukając obcasami, Kristi pomyślała, że podjęła właściwą decyzję, choć została lekko do tego przymuszona.

Ciężko pracowała na awans w firmie. Po sześciu miesiącach miała szansę dostać własnego klienta, w dodatku takiego jak Kanał Dziewiąty. W jej karierze zawodowej to skok parę szczebli w górę.

Stanie na rzęsach, wygra nagrodę, a potem zmusi Meg, aby ją wykorzystała do ostatniego centa.

Kariera i pieniądze to racjonalne powody, by przystać na ten idiotyczny plan. Teraz tylko trzeba będzie wytrzymać przez tydzień sam na sam z obcym człowiekiem.

Wczytywała się w dokumenty, gdy w drzwiach pojawiła się ponownie Rosanna.

– Czy już wspominałam, że twoim towarzyszem na bezludnej wyspie będzie Jared Malone?

ROZDZIAŁ DRUGI

„Rozbitkowie”, krótki kurs przetrwania.

Rada 2: Jeśli masz ochotę rozpłynąć się we łzach, upewnij się, że w pobliżu nie ma kamer.

Jared wszedł do Icebergs na nabrzeżu Bondi i skierował się prosto do ulubionego stolika Elliotta, z którego widać było słynną w świecie plażę.

Jego przyjaciel zdążył już zamówić podwójne espresso dla siebie i koktajl mangowy dla niego.

Kiedy Jared stanął mu nad głową, oderwał wzrok od sterty papierów, zdjął okulary w drucianej oprawce i spojrzał na zegarek.

– Cieszę się, że wreszcie dotarłeś.

Jared wzruszył ramionami i wymownym gestem wskazał na swoje kontuzjowane kolano.

– Rehabilitacja trwała dłużej, niż planowałem.

– Gorąca terapeutka? – Elliott chrząknął znacząco.

– Uszkodzone więzadło. – Nawet przy siadaniu odczuwał ból. – Rekonstrukcja przebiegła prawidłowo, ale ciągle jest stan zapalny. Lekarze nie wiedzą, dlaczego.

– Spotykasz się z najlepszymi specjalistami?

– Oczywiście, mamciu.

– Idiota.

– Ten idiota zdobędzie dla ciebie kolejną prestiżową nagrodę, panie reżyserze. – Jared wskazał gestem na plik formularzy. – Niech zgadnę. Jak zwykle, trzeba podpisać oświadczenia, że producent nie ponosi odpowiedzialności za nic, co zrobię i powiem na wizji?

– Coś w tym stylu.

Elliott podsunął mu jeden z wydruków.

– Tu masz główne założenia programu.

Jared rzucił na nie okiem, ale zrezygnował z lektury. Przyjaciel zdążył mu zreferować swoją koncepcję z najdrobniejszymi detalami.

Mówiąc szczerze, nie miał ochoty spędzać całego tygodnia na odludziu w towarzystwie obcej kobiety, ale to niewielkie poświęcenie, jeśli przy tej okazji więcej dzieciaków z patologicznych rodzin dowie się o istnieniu centrum sportowego, które stworzył z myślą o nich.

Przez wiele lat opinii publicznej znane były wszystkie szczegóły jego kariery sportowej i życia prywatnego, a w każdym kącie czaili się paparazzi, czyhając na potknięcia. Szczerze tego nie znosił. Jednak skoro już jest osobą publiczną, to czas zrobić z tego faktu dobry użytek. Występując w „Rozbitkach”, w ciągu tygodnia zdoła nagłośnić sprawę centrum bardziej, niż za pomocą najbardziej kosztownej akcji promocyjnej.

Dokumentalne filmy Elliotta zdobywały nagrody na festiwalach, jego programy telewizyjne miały wielomilionową publiczność. Dyskutowali o nich wszyscy: przechodnie na ulicach, taksówkarze i dzieciaki w szkołach.

Reklamy telewizyjne w godzinach największej oglądalności kosztowałyby fortunę, więc propozycja Elliotta spadła mu jak z nieba. Dzięki temu będzie mógł przeznaczyć kolejne miliony na wyposażenie i sprzęt dla centrum, zamiast je wyrzucać na promocję.

Obaj zyskiwali na współpracy. Elliott będzie miał w programie byłą gwiazdę australijskiego tenisa, a Jared bezpłatną promocję swojego centrum.

– Kim jest ta szczęśliwa dama, z którą występuję?

Elliott wskazał wzrokiem drzwi.

– Właśnie wchodzi. Jak zwykle masz szczęście, stary.

Jared odwrócił się, zaciekawiony. Warto wcześniej poznać współtowarzyszkę niedoli, nawet jeśli będzie to znajomość przelotna. Przez lata w światku tenisowym miał do czynienia z rozmaitymi ludźmi i z każdym potrafił się dogadać. Poradzi sobie i z tajemniczą nieznajomą.

Zamarł na widok jej przejrzystych niebieskich oczu, przypominających wodę w oceanie w słoneczny dzień. Jednak ich właścicielka przeszywała go lodowatym wzrokiem. Wtedy właśnie dotarło do niego, że tydzień na bezludnej wyspie w towarzystwie Kristi Wilde będzie prawdziwą szkołą przetrwania.

– Jeszcze się policzymy – mruknął w kierunku przyjaciela, wprawiając go w zakłopotanie.

Tymczasem Kristi podeszła do stolika w pantofelkach na niewiarygodnie wysokich obcasach. Zawsze miała słabość do szpilek, niemal taką, jak on do niej.

– Miło cię znowu spotkać...

– Wiedziałeś o wszystkim? – Przerwała mu powitanie, ale nie uchyliła się przed pocałunkiem w policzek.

Jared zaś odniósł wrażenie, że trafiła go piłka serwisowa, tak piorunujący był nagły strumień wspomnień. Zapach jej perfum – słodkawy i korzenny. Radość, z jaką wspinał się na Harbour Bridge, by na końcu znaleźć się w ramionach roześmianej Kristi. Skończyli tę noc w jego łóżku. Długie letnie noce spędzane w knajpkach przy nabrzeżu nad półmiskami owoców morza, przytulanie się w taksówkach wodnych i nieudane próby zachowania samokontroli do momentu, gdy znajdą się we własnych czterech ścianach.

Cały ich radosny, niefrasobliwy, uskrzydlający romans.

Niestety, Kristi zaczęła mieć coraz większe oczekiwania i wymagania, a wtedy, zamiast się podporządkować, zbuntował się. Miał swoje powody. W tym czasie jego kariera w tenisie nabrała gwałtownego przyspieszenia. Czuł, że musi dać z siebie wszystko, by się zrewanżować ludziom, którzy inwestowali w jego treningi. Sponsorzy oczekiwali od niego intensywnej pracy, a on nie chciał ich zawieść. Nie był rozkapryszonym gwiazdorem, który sądzi, że wszystko mu się należy, choć takie wzory mógłby wynieść z rodzinnego domu.

To zabawne, że korty tenisowe – na które jego snobistyczni rodzice podrzucali swoje jedyne dziecko na parę godzin dziennie, aby mieć święty spokój – stały się w rezultacie jego drugim domem i miejscem, gdzie zdobywał sławę, lukratywne kontrakty i całe tabuny fanek.

Mimo wielu flirtów, tylko jedna kobieta przedarła się za fasadę, za którą się schronił, i poznała jego prawdziwe oblicze. A teraz patrzył jej prosto w twarz.

Kariera nie była jedynym powodem ich rozstania. Jednak patrząc na tę dziewczynę, równie piękną i wibrującą energią jak przed laty, uświadomił sobie, jak wiele stracił, gdy z nią zerwał.

Miał ochotę przytulić ją mocniej, ale nie dała mu szansy i zdecydowanie oswobodziła się z jego objęć.

– No więc? Wiedziałeś o wszystkim?

Położył jej rękę na plecach, by skierować ją do stolika, ale wyraźnie zesztywniała.

– Na parę sekund przed twoim przyjściem dowiedziałem się, kto będzie mi partnerował w tym szalonym przedsięwzięciu – wyjaśnił.

– Szaleństwo to trafne określenie.

Uśmiechnął się w odpowiedzi na jej wybuch, ale Elliott już przejął inicjatywę.

– Miło mi panią poznać. Jestem Elliott J. Barnaby, producent „Rozbitków”. Cieszę się, że będziemy razem pracować.

– Właśnie o tym powinniśmy porozmawiać.

Machnęła ręką w kierunku kelnera i zamówiła wodę mineralną. Wyprostowała ramiona i podniosła głowę.

– Chcę postawić sprawę jasno. Po pierwsze, zostałam zmuszona do udziału w tym programie. Po drugie, zgodziłam się ze względu na pieniądze. – Wskazującym palcem wymierzyła w jego stronę. – Po trzecie, lepiej żeby ta wyspa była wystarczająco duża, bo raczej przepłynę wpław na stały ląd, niż będę patrzyła na ciebie dzień w dzień.

Elliott z niedowierzaniem pokręcił głową, usiłując wyczytać z ich twarzy, co między nimi zaszło.

– Znacie się?

– Jego lordowska mość nie raczył wspomnieć?

– O czym?

– Można powiedzieć, że jesteśmy starymi przyjaciółmi – potwierdził spokojnie Jared. Później zdradzi kumplowi więcej szczegółów, bo Elliotta najwyraźniej zżera ciekawość. – Odnowienie znajomości będzie bardzo interesującym doświadczeniem.

– Jak leczenie kanałowe zęba – syknęła Kristi.

Po koszmarnym poranku w łapach pani Lash, fizjoterapeutki rodem z piekła, Jared przykuśtykał na spotkanie z Elliottem, ale zupełnie nie był zainteresowany faktem, kim będzie jego partnerka.

Teraz perspektywa spędzenia siedmiu dni na słownej szermierce z inteligentną dziewczyną o ciętym języczku sprawiła, że świat nabrał żywszych kolorów.

Z trudem utrzymując powagę, zwrócił się do kolegi.

– Czy to, że się znamy, stanowi jakiś problem?

– Wprost przeciwnie. Myślę, że w waszych interakcjach będzie drugie dno. Reality show ma pokazywać nieprzewidywalną rzeczywistość, która wypełnia treścią telewizyjny schemat. To, jak zachowuje się dwoje ludzi skazanych na współdziałanie, jak się spierają, godzą, reagują na siebie, powinno być świetnym materiałem filmowym. – Elliott przerwał, tknięty nagłą myślą. – Ale nie mieszkaliście razem?

– Do licha, nie!

Przelotny grymas na twarzy Kristi uświadomił mu, że sprawił dziewczynie przykrość.

– Nic by mnie wówczas nie skłoniło do mieszkania z tym osobnikiem – mruknęła wyzywająco.

Prowokowała go do sprzeczki. Nie zamierzał dać jej satysfakcji. Będą mieli dużo czasu na słowne sparringi. Tydzień na wyspie zapowiada się emocjonująco.

Nieświadomy napięcia, Elliott zatarł ręce.

– To świetnie. Inaczej wasze reakcje nie byłyby tak spontaniczne. – Podał Kristi folder z dokumentami. – Zgłosiła panią szefowa, więc proszę przeczytać formularz umowy, zapoznać się z warunkami i podpisać w zaznaczonych miejscach.

Kristi skinęła głową i zabrała się za przeglądanie dokumentów, machinalnie stukając długopisem w dolną wargę. Jared dobrze pamiętał jędrność i delikatność tych ust, ich słodycz i temperaturę. Teraz, gdy była zajęta, mógł się jej wreszcie dobrze przyjrzeć. Kiedy się poznali, była przemiłą, pulchną, pełną radości życia dwudziestojednolatką o niefrasobliwym stylu bycia, z wiecznie potarganymi włosami. Zawsze była prześliczna, a trochę za duży nos jedynie dodawał jej twarzy charakteru.

Teraz miała nienaganny makijaż, włosy ułożone przez najlepszą stylistkę, sylwetkę uformowaną w rezultacie regularnych ćwiczeń i idealnie dopasowany łososiowy kostium. Zaintrygowała go jej przemiana.

Lubił tamtą dziewczynę, która mówiła, co miała na języku, nie przejmowała się wyglądem i z którą można było konie kraść. Może i wygląda na kobietę interesu, ale był pewien, że dawna Kristi nie ukryła się głęboko.

– W porządku. – Westchnęła, podpisała dokumenty i zwróciła je Elliottowi. – Powinnam jeszcze o czymś wiedzieć?

– Czy zna pani założenia programu „Rozbitkowie”?

– Moja szefowa nie wdawała się w szczegóły.

– Sama sobie jesteś winna – rzekł scenicznym szeptem Jared. – Elliott wskoczy na swojego konika i przez godzinę będzie ci opowiadał o tym, co kryje się za jego koncepcją.

Uśmiechnęła się lekko, a Elliott nie dał się zbić z tropu i ochoczo przystąpił do omawiania szczegółów.

– Dwoje ludzi staje w szranki. Oboje chcą zdobyć nagrodę, dlatego biorą udział w konkursach, które dla nich wymyśliliśmy, pokonują ścieżki przeszkód i tak dalej. Jednocześnie opisują swoje przeżycia w prowadzonym z dnia na dzień blogu i kontaktują się z fanami przez internet. Wygrywa osoba, która wykona zadania i wygra plebiscyt popularności wśród internautów.

Niedobrze, pomyślała Kristi. Nigdy nie była zapaloną sportsmenką, a w plebiscytach popularności trudno się mierzyć z Jaredem.

– W programach telewizyjnych można znaleźć wszystko. Ludzie gotują, tańczą, śpiewają, umawiają się na randki i urządzają domy. Chciałbym dodać „Rozbitkom” więcej realizmu. Chcę pokazać relacje między parą bohaterów, którzy nie mają pomocy czy sugestii z zewnątrz, którzy nie widzą swoich jurorów i nie mają pojęcia, jak wypadają. Są autentyczni. Zależy mi na uczciwości i prawdziwych emocjach, a nie na odgrywaniu scenariusza.

– Dlatego mamy zapisywać swoje reakcje i emocje na blogu i Twitterze? – upewniła się.

– Tak. Internauci poznają was i polubią, więc będą czekali na emisję programu. Zmontuję go w ciągu tygodnia od waszego powrotu. Wtedy pojawicie się na ekranach telewizorów.