Szalona noc - Maisey Yates - ebook

Szalona noc ebook

Yates Maisey

3,8

Opis

Rachel Holt stara się być posłuszną córką i zawsze spełniać oczekiwania rodziny. Wkrótce na życzenie ojca ma poślubić Yannisa, który wraz z nią przejmie imperium Holtów. Wakacje na Korfu to ostatnie dni swobody, jakie jej zostały. Gdy poznaje niezwykle przystojnego Alexa Christofidesa, pozwala sobie na jedyną w życiu noc szaleństwa. Nie jest świadoma tego, że spotkała go nieprzypadkowo i że to największy rywal jej narzeczonego…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 158

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (71 ocen)
27
13
21
7
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Maisey ‌Yates

Szalona ‌noc

Tłumaczenie:Barbara Bryła

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Rachel Holt ‌nie odrywała oczu od ‌stolika nocnego. Od leżącego ‌tam pierścionka, błyszczącego w świetle ‌nocnej ‌lampki. ‌Uniosła lewą dłoń ‌i spojrzała ‌na ‌palec, na ‌którym ‌pierścionek ‌tkwił jeszcze kilka godzin ‌temu. Nosiła go ‌tak długo, ‌że palec dziwnie bez ‌niego wyglądał. Teraz ‌jednak założenie go nie ‌byłoby właściwe. ‌Sięgnęła po pierścionek ‌i z bliska przyjrzała się, ‌jak lśni, ‌a potem odwróciła się w stronę ‌śpiącego ‌obok mężczyzny. Leżał z ramieniem ‌zarzuconym za głowę, oczy ‌miał zamknięte, a ciemne ‌loki opadały ‌mu na ‌twarz. Wyglądał jak anioł. ‌Cudowny upadły anioł, ‌który ‌nauczył ‌ją rozkosznie ‌grzesznych rzeczy. ‌Ale to nie ‌on dał jej ‌pierścionek. To nie ‌jego ‌miała poślubić ‌za miesiąc. ‌W tym tkwił ‌cały problem. Był ‌jednak tak piękny, że ‌nie potrafiła myśleć o nim ‌jak o problemie. Alex, o pięknych ‌intensywnie niebieskich ‌oczach i złocistobrązowej skórze. ‌Poznała ‌go wczoraj ‌po południu w porcie.

Zerknęła na ‌zegarek. ‌Ich ‌znajomość trwała zaledwie ‌osiem godzin. Wystarczyło ‌osiem godzin, a zapomniała ‌o powadze i godności, jakimi kierowała ‌się całe lata. ‌Zdjęła pierścionek ‌zaręczynowy, żeby podążyć ‌za swoim… Nie, ‌nie sercem. ‌To ‌były tylko hormony, ‌z pewnością.

Co sobie w ogóle myślała? ‌Zwykle nie ‌zachowywała się w taki sposób. ‌Była ‌za mądra, ‌żeby ‌pozwolić namiętności zwyciężyć ‌zdrowy rozsądek i zasady. ‌Ale ‌tej nocy ‌zasady przestały obowiązywać. ‌Od pierwszego wejrzenia zauroczył ją wdziękiem, z jakim się poruszał. Muskułami prężącymi się, kiedy pracował czyszcząc pokład. Zamknęła oczy i cofnęła się do tej chwili. Bez trudu przypomniała sobie, co sprawiło, że pozbyła się rozsądku… i ubrania.

Od ich przyjazdu na Korfu pogoda nie była jeszcze tak piękna. Nie nazbyt upalna, z lekką bryzą wiejącą od morza. Rachel zjadła właśnie lunch z Alaną. Przyjaciółka wybierała się już na lotnisko, żeby odlecieć do Nowego Jorku. Rachel miała tu zostać i reprezentować rodzinę Holtów na imprezie charytatywnej. To były jej ostatnie wakacje przed ślubem w przyszłym miesiącu. Ostatnia szansa, żeby się wyszumieć, oczywiście w niewinny sposób, zanim zwiąże się z kimś ciałem i duszą na resztę życia.

– Jeszcze jedna para butów? – Alana wskazała ręką na niewielki butik po drugiej stronie wyłożonej jasnym kamieniem ulicy.

– Raczej nie. – Rachel patrzyła w stronę statków i jachtów zacumowanych w porcie.

– Źle się czujesz?

– Może – roześmiała się.

– Chodzi o ślub, prawda?

– Niestety, kiedyś musi nastąpić. Zdecydowaliśmy się sześć lat temu, zaraz potem zaręczyliśmy się. Datę mamy ustaloną od jedenastu miesięcy. Więc…

– Zawsze możesz się rozmyślić.

– Nie, nie mogę… Wyobrażasz to sobie? Ten ślub będzie towarzyskim wydarzeniem roku. Yan przejmie w końcu firmę Holtów. Mój ojciec zyska w nim syna, a obaj tego pragną.

– A czego pragniesz ty?

Rachel od dawna już nie zadawała sobie tego pytania.

– Ja… Zależy mi na Yannisie.

– Kochasz go?

Na jednym z jachtów coś dostrzegła. Jakiś mężczyzna czyścił pokład. Nie nosił koszuli, luźne, spłowiałe szorty przylegały mu do ud. W promieniach słońca Rachel wyraźnie widziała rysujące się muskuły i linie jego ciała. Ten widok pozbawił ją tchu. W jednej chwili poczuła namiętność, gorączkę, głęboką tęsknotę, których, jak to sobie właśnie uświadomiła, tak bardzo jej brakowało od czasów traumatycznego doświadczenia sprzed lat.

– Nie. – Rachel nie spuszczała oczu z mężczyzny na jachcie. – Nie w taki sposób, jaki masz na myśli. Nie jestem w nim zakochana. Ale jednak naprawdę go kocham, tylko… inaczej.

Już wcześniej miała tego świadomość, ale nagle zaczęło jej to doskwierać. Sądziła, że to może z jej winy. Yannis nie był namiętnym mężczyzną. Prawie nigdy jej nie dotykał. Przez te wszystkich lata, kiedy byli razem, nigdy nie posunął się poza pocałunek.

Był bardzo przystojny, doszła więc do wniosku, że problem, jeśli można to nazwać problemem, tkwił w nich obojgu. Sama po latach samokontroli nie mogła wykrzesać z siebie pasji. Po tym, jak przed laty namiętność omal nie doprowadziła jej do tragedii, trzymała się na krótkiej wodzy. Dzięki temu stanowili jej zdaniem idealną parę. Ale to nie była prawda. Teraz to do niej dotarło. Z oślepiającą jasnością. Bo ona jednak była namiętna i miała swoje potrzeby.

– Co zamierzasz zrobić? – W głosie Alany brzmiała troska.

– Z czym?

– Z tym, że go nie kochasz. – Alana nie mogła wiedzieć, że świat Rachel właśnie zatrząsł się z powodu tamtego mężczyzny na jachcie nieopodal.

Machnęła ręką.

– To dla mnie nic nowego.

– Gapisz się na tego faceta tam. Najwyraźniej.

– Cóż, on jest…

– Hm. Tak, owszem. Idź pogadaj z nim.

– Co? Tak po prostu… iść i pogadać?

– No. Nie muszę wsiadać do samolotu jeszcze przez kilka godzin, więc jeśli potrzebujesz wsparcia, jestem tu. Ale mogę się zmyć.

– Pogadam z nim i co?

Flirtowanie, igranie z niebezpieczeństwem, życie chwilą, wszystko to należało do odległej przeszłości. Tamta Rachel hańbiąca swoimi wybrykami siebie i rodzinę już nie istniała. Nowa Rachel podniosła się z upadku. Kierowała się zasadami. Była opanowana. Starała się wszystkich uszczęśliwiać. Ale teraz, stojąc tam w słońcu i myśląc o stabilizacji z Yannisem, nagle poczuła, że sie dusi. Poczuła zaciskający się na szyi styczek… Rachel, to ślub, nie egzekucja, spróbowała przekonać samą siebie.

– Musisz tam pójść i z nim pogadać – powiedziała Alana. – Zaczerwieniłaś się na jego widok, jak gdyby… wzniecił w tobie żar.

– Nie dramatyzuj.

– Słuchaj, stałam z boku, patrząc na twoje narzeczeństwo z Yannisem, i nic nie mówiłam. Ale sama przyznałaś, że nie szalejesz za nim. Może jesteśmy już stare i nudne, a w liceum robiłyśmy różne głupstwa, ale ty poszłaś tą drugą drogą odrobinę za daleko.

– Tamta nie przyniosła nic dobrego.

– Może i nie. Ale przyszłość też nie zapowiada nic dobrego.

– Co jeszcze mam zrobić, Alano? Ojciec tyle razy wpłacał za mnie kaucję, że w końcu chciał machnąć na mnie ręką. A teraz jesteśmy ze sobą blisko. Jest ze mnie dumny. A jeśli ceną za to jest Yannis, to muszę ją zapłacić… Pogodziłam się z tym.

– Myślę, że jesteś winna samej sobie to, żeby spędzić czas z kimś, kto potrafi wzniecić w tobie żar.

– Więc… powinnam tam pójść i pogadać z tym żeglarzem? Założę się, że mnie sklnie po grecku i wróci do pracy.

– Bez obawy, Rach. – Alana się roześmiała.

– Skąd wiesz? Może nie podobają mu się blondynki.

– Podobasz mu się. Takie kobiety jak ty doprowadzają mężczyzn do szaleństwa.

– Już nie tak jak kiedyś. – Czasy szaleństw skończyły się jedenaście lat temu, a Yannis nigdy nie zachowywał się, jakby za nią szalał.

– Akurat. Pożyj przez chwilę niebezpiecznie, zanim w ogóle przestaniesz żyć.

Rachel nie mogła oderwać wzroku od faceta na jachcie, nawet po to, żeby posłać Alanie krzywe spojrzenie.

– Podłapałaś ten tekst w ciasteczku z wróżbą?

– Przeżyłaś kiedyś orgazm z prawdziwym mężczyzną? Bo ja tak. Więc…

Rachel zaczerwieniła się. Nie, nie przeżyła orgazmu z mężczyzną. Kilka razy dała komuś rozkosz, ale jej samej nikt jeszcze nie zaspokoił.

– Świetnie. Idę z nim pogadać. Pogadać. Nie przeżywać orgazm. Możesz opuścić tę wymowną brew.

– Okej. Będę w pobliżu. Więc jeśli… no wiesz, będziesz czegoś potrzebować, wyślij mi esemesa.

– Spokojnie, mam gaz łzawiący. Yannis na to nalegał.

Wymawiając imię narzeczonego, skrzywiła się. Chociaż nie zamierzała robić nic głupiego. Przez chwilę będzie lekkomyślna i wyjdzie z narzuconej dekadę temu roli. Porozmawia z facetem, który wydał się jej uroczy. Nic więcej. Wzięła głęboki oddech, odrzucając włosy za ramię.

– Życz mi… no, chyba nie szczęścia.

– Powodzenia.

– Nie. Nie zdradzę Yannisa. – Już sama myśl o tym była śmieszna. Przed laty buntowała się. Pragnęła wolności i zerwania się z krępujących ją więzów. Dopóki nie uświadomiła sobie, jakie to niosło skutki. Ale co złego w tym, że powie mu „cześć” i przez chwilę ogrzeje się w cieple aury, jaką nieznajomy emanował.

– Jasne.

– Cicho! – Rachel odwróciła się i ruszyła w stronę portu. Ręce jej się trzęsły, całe ciało buntowało się przeciwko temu, co zamierzała zrobić. Zignorowała jednak wszystkie sygnały, żeby uciec i ocalić samą siebie. Obejrzała się na Alanę, która nadal stała na nadbrzeżu, obserwując ją. Poszła dalej.

Powie mu tylko „cześć”. Może z nim niewinnie poflirtuje. Odrobinę. Prawie nie pamiętała, jak to się robi. To były jej ostatnie wakacje przed ślubem. Szansa na zakupy z Alaną. Odrobina czasu na dekompresję. Plaża, oglądanie komedii romantycznych, miłe chwile podczas gali charytatywnej. Bez rodziny i Yannisa wokoło. Odrobina wytchnienia od bycia Rachel Holt, ulubienicy mediów. Rachel Holt starającej się godnie reprezentować rodzinę, robiąc to, co do niej należało. Potrzebowała trochę czasu, żeby pobyć sobą.

Zatrzymała się przy jachcie i wzięła głęboki wdech. Uniosła głowę i spojrzała w najbardziej elektryzująco błękitne oczy, jakie kiedykolwiek widziała. Leniwy uśmiech odsłaniał śnieżnobiałe zęby w opalonej twarzy. Z bliska był jeszcze piękniejszy. Totalnie zniewalający. Odgarnął ciemny lok z oczu i ten gest wprawił w ruch jego muskuły. Pokaz specjalnie dla niej. Hormony Rachel odezwały się.

– Zgubiłaś się? – spytał po angielsku, z silnym akcentem. Takim, z jakim mówił Yannis. Greckim. Schrypnięty głos poruszył w niej głęboko ukryte struny, wywołując eksplozję dreszczy. Wszystko to osiągnął, wymawiając dwa słowa. Była zgubiona, chyba że natychmiast odejdzie. Ale stała jak wrośnięta.

– Hm… Byłam… Po prostu byłam tam – skinęła w stronę nadbrzeża, gdzie stały wcześniej z Alaną, która zdążyła już gdzieś zniknąć – i zobaczyłam ciebie.

– Zobaczyłaś mnie? Jakiś problem?

– Ja… Nie. Po prostu cię zauważyłam.

– I tyle?

Postawił stopę na metalowej poręczy otaczającej pokład i wskoczył na pomost, ruchem płynnym i… cholernie seksownym.

– Tak.

– Jak się nazywasz?

– Rachel Holt – czekała. Na błysk w oczach, że ją rozpoznaje. Albo że się odwróci plecami. Ludzie, widząc ją, zawsze robili jedną z tych dwóch rzeczy. Tylko że on jej nie rozpoznał. Nie było żadnej reakcji.

– Więc, Rachel, co takiego we mnie dostrzegłaś?

– Że jesteś… hm… seksowny. – Nigdy nie była tak bezpośrednia wobec mężczyzny.

– Że jestem seksowny?

– Mhm. Wcześniej nie zaczepiały cię kobiety? – Twarz jej płonęła i nie mogła za to winić popołudniowego słońca. Nieodpowiednie słowa wymykały jej się z ust.

– Nigdy w tak uroczy sposób. Czy coś się za tym kryje?

– Myślałam… – Nagle zaczęła myśleć. Zapragnęła wszystkiego z tym nieznajomym. Pragnęła go dotykać, całować, czuć dreszcze pod dotykiem jego ust na nagiej skórze, doznać z nim ekstazy. – Pomyślałam, że moglibyśmy pójść się czegoś napić. – Zimny napój. To mieściło się w jej strefie bezpieczeństwa. Zwłaszcza że nie znała nawet jego imienia. – Jak się nazywasz? – Snuła pełne nagości fantazje na jego temat, więc wypadało go zapytać.

– Alex.

– Po prostu Alex?

Uniósł ramię, co uruchomiło muskuły na jego torsie.

– Dlaczego nie?

Fakt, kogo obchodziło jego nazwisko? Nigdy więcej go nie zobaczy.

– Więc, pójdziemy? Chyba… twój szef nie będzie zły?

– Mój szef?

– Właściciel jachtu.

Zmieszał się.

– Och. Nie, wyjechał na kilka dni do Aten. Miałem mieć oko na to i owo. Nie muszę tu tkwić przywiązany do pokładu.

– Tak myślę. Przecież nie odpłyniesz – zaśmiała się, ale natychmiast poczuła się głupio. Jakby była osiemnastolatką, a nie dwudziestoośmioletnią kobietą. Zmarszczył nos i zmrużył od słońca oczy, dziwnie chłopięcym gestem.

– Nie wydaje mi się. Chociaż zdarzało mi się to w przeszłości.

– Tak?

– Jasne. Dlatego wylądowałem tutaj. Większość życia spędziłem, pływając.

Czuła, że coś się kryło za tymi słowami. Ten poznany pięć minut temu facet zdawał się być wobec niej bardziej szczery niż kiedykolwiek mężczyzna, którego miała poślubić.

– Więc pójdziemy się czegoś napić?

– Właśnie.

– Włożę tylko koszulę. – Wspiął się z powrotem na jacht. Całą siłą woli powstrzymała się, żeby nie krzyczeć: Och nie, pozostań z nagim torsem! Ale choćby nie wiem jak go pragnęła, wiedziała, że i tak do niczego nie dojdzie. Pójdą się czegoś napić i to wszystko.

Weszli do pobliskiego baru i zamówili colę. Wysłała esemesa do Alany, że wszystko w porządku i nie zamordował jej siekierą. Później jednak nie napisała do niej, że godzinami spacerowali razem po mieście. Ani że wylądowali na kolacji na molo. Zaśmiewając się i gadając, jedząc makaron z owocami morza. Nie napisała też, że wieczorem zabrał ją do klubu. Nie była w żadnym klubie od czasów, kiedy wślizgiwała się na imprezy z podrobionym dowodem. Takie miejsca były siedliskiem skandali, seksu i wszystkiego, czego ani jej ojciec, ani Yannis nie pochwalali. Za obecność w klubie prasa by ją ukrzyżowała. Alkohol, głośna muzyka, tłum lepkich ciał na parkiecie. Kiedyś to uwielbiała. Ale potem uświadomiła sobie, w jakie kłopoty mogła się wpakować. W tym momencie jednak zamierzała zawiesić wzorowe zachowanie na kołku. Zresztą nikt tu na nią nie patrzył, nikt niczego od niej nie oczekiwał. Nie groziło jej tamto niebezpieczeństwo sprzed lat.

Przy Aleksie czuła ekscytację i powiew ryzyka, adrenalinę, której łaknęła, odmawiając jej sobie o wiele za długo. Wszystko to razem, cały ten dzień, te wakacje od siebie samej, strasznie jej się podobało.

– Tu jest fantastycznie – zawołała, przekrzykując dudniącą muzykę.

– Dobrze się bawisz?

– Świetnie. – Wziął ją za lewą rękę. Zadrżała po tym dotykiem. Przechylił jej dłoń i pierścionek zaręczynowy zabłysnął w świetle.

– Chciałem cię o to zapytać.

Poczuła skurcz żołądka. Nie chciała o tym myśleć.

– Nie jestem mężatką.

Uśmiechnął się złośliwie.

– Nie przejąłbym się, gdybyś była. Najwyżej zapytałbym, kim jest twój mąż i czy ma powiązania ze światem przestępczym.

Myśl o Yannisie uwikłanym w zorganizowaną przestępczość była przezabawna. Na to był o wiele za poważny. Nie byłby zdolny wściekać się na Alexa, że zabrał ją w takie miejsce. Sam nie był bywalcem klubów. Gdyby mu to zaproponowała, machnąłby ręką i życzył jej dobrej zabawy. A sam wróciłby do sumowania cyfr w kolumny, czy co to było, co robił nocami w swoim biurze, a co przynosiło mu tyle satysfakcji.

– Bez obaw. Zresztą nie robimy nic, czego musielibyśmy się wstydzić. Nie zerwałam żadnych ślubów.

– Jak dotąd. Jest jeszcze wcześnie. Zatańczymy?

Spojrzała na jego wyciągniętą dłoń i poczuła ból, żądzę, skurcz brzucha. To nie była tylko prośba o taniec. Wiedziała, że jeśli teraz powie „tak”, tej nocy już nie będzie umiała powiedzieć mu „nie”. A może już w chwili, w której go ujrzała, nie mogła mu odmówić.

– Tak – zdecydowała się. Tej nocy zamierzała chwycić życie w objęcia, cokolwiek to znaczyło. – Zatańczmy.

ROZDZIAŁ DRUGI

Po raz pierwszy pocałował ją na parkiecie. Wokół byli ludzie, napierali na nich. Pozwoliła, aby tłum pchnął ją na niego, czuła twarde ciepło jego muskułów na piersi. Wciśnięta w niego, spojrzała w górę, odchylając głowę. Tak, błagała go i było jej wszystko jedno. Potrzebowała tego bardziej niż powietrza. Nieważne, co będzie jutro czy za miesiąc, nieważne nawet, czy przeżyje tę noc. Czuła, że umrze, jeśli on jej nie dotknie. Jeśli nie będzie go mogła zakosztować.

Nie kazał jej prosić zbyt długo. Opuścił głowę i dotknął jej ust, rozchylając językiem jej wargi. Otworzyła usta, wciągnęła jego język głęboko, całowała go aż po zawrót głowy. Takiego pocałunku jeszcze nie zaznała. Przestała myśleć, przestała się bać. Cała była żądzą. Objęła go i przytuliła się, poruszając się już nie w rytmie muzyki, ale w rytmie własnego pożądania. Zanurzyła palce w jego gęstych, kręconych włosach, angażując całą siebie, całą nagromadzoną w niej od lat pasję w pocałunek, którego nie powinna doświadczać. Ale to była jej ostatnia szansa. Na tajemniczy dreszcz i odrobinę przygody. Nikt się nigdy nie dowie.

– Chodź ze mną do hotelu – szepnęła mu w usta, niezdolna oderwać się od niego nawet na sekundę. Nie odpowiedział, tylko znowu ją pocałował. Nie mógł jej usłyszeć przez tę muzykę.

Krzyknęła mu do ucha:

– Mam pokój w hotelu. Chodźmy tam.

Tylko takiej zachęty potrzebował. Błyskawicznie wyciągnął ją z parkietu na dwór w ciepłą letnią noc. Za drzwiami zatrzymał się, popchnął ją na ścianę i gwałtownie pocałował. Ten gest i pocałunek były gwałtowne, brutalne. Cudowne. Wyprężyła się, ocierając piersią o twardą ścianę jego torsu, żądza rozdzierała ją niczym bestia. – Teraz – powiedziała, mocno zaciskając oczy. – Chodźmy. Muszę… Nie mogę…

– Świetnie.

– To niedaleko stąd, tak mi się wydaje. Trochę kręci mi się w głowie. Miasto jest z boku. Trudno powiedzieć, gdzie, do diabła, jesteśmy.

Zaśmiał się.

– Wiem dokładnie, gdzie, do diabła, jestem.

– Czyli gdzie?

– Z tobą. Niczego więcej nie muszę wiedzieć.

Próbowała ignorować rosnącą falę emocji. To nie powinno budzić jej uczuć.

– Dobrze powiedziane. – Chwycił jej rękę. – Prowadź.

Wtedy poczuła się sobą, bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Poczuła odwagę. Pewność. Szczęście. Szept tej osoby, którą była, zanim zamknęła się w sobie. Przed szantażem Colina. Zanim stanęła twarzą w twarz z ojcem, żeby mu powiedzieć, co zrobiła. „Nie mogę dłużej cię chronić, Rachel. To, co robisz, jest niebezpieczne. Ludzie, mężczyźni zawsze będą chcieli cię wykorzystać. Prasa będzie na ciebie polować, bo jesteś tym, kim jesteś. Koniec z ryzykiem. Jeśli będziesz nadal to robić, nigdy więcej ci nie pomogę. Za bardzo cię kocham, żeby ci na to pozwolić”. Matka ujęło to bardziej dosadnie: „Kobiety z twoją pozycją nie stać na takie błędy. Pomyśl, co powie prasa. O tobie. O nas. Nie po to tyle lat zdobywałam dla nas pozycję w towarzystwie, żebyś to zniszczyła głupim zachowaniem”. Gniewne słowa wypowiedziane w cztery oczy. Tylko Rachel znała matkę z tej strony. Zachowała te słowa w sercu, były z nią zawsze. Z wyjątkiem… tej chwili. Ale teraz znalazła się poza czasem, poza realnym światem. Alex nie wiedział nawet, kim była. Nie zamierzał jej wykorzystać. Nawet Yannis, jeden z najmilszych ludzi, jakich znała, był z nią bardziej dla jej nazwiska niż czegokolwiek innego. A Alex po prostu jej pragnął. Ta myśl odegnała wszystkie mroki, przeszłość i przyszłość. Liczyło się tylko tu i teraz. A to teraz było cudowne. Pobiegli, trzymając się za ręce, roześmiani. Zrzuciła buty i biegła boso chodnikiem. Zatrzymali się przed hotelem, iluminacja z lobby oświetlała Alexa i fontanny przed budynkiem.

– Mam nadzieję, że nie czujesz się onieśmielony – powiedziała, ciężko dysząc.

– Bez obaw. – Trudno było wyobrazić go sobie onieśmielonego, gdziekolwiek.

– Zanim wejdziemy do środka, muszę się dowiedzieć przynajmniej trzech rzeczy o tobie, dobrze?

– To zależy. Chcesz sprawdzić moją wypłacalność?

– Nie, przysięgam. Nawet nie zdejmę ci odcisków palców. Ale… nie znam cię i tak być nie może.

– Co sprawi, że przestanę być nieznajomym?

Mocno zacisnęła powieki, a kiedy otworzyła oczy, widziała już tylko jego.

– Jaki jest twój ulubiony kolor?

– Nie mam ulubionego.

– Daj spokój. Jakiego koloru jest twoja kołdra?

Zaśmiał się.

– Czarna.

– Okej. Ile masz lat?

– Dwadzieścia sześć.

– Ja mam dwadzieścia osiem. Mam nadzieję, że to cię nie powstrzyma.

– Ani trochę. Mogłoby mnie najwyżej jeszcze bardziej nakręcić, gdyby to tylko było możliwe.

Puls jej podskoczył.

– Jeszcze jedno. Wolałbyś spać pod gwiazdami czy w pięknym apartamencie?

– Wszystko mi jedno. Dopóki będziesz ze mną. Najlepiej naga.

– Doskonała odpowiedź.

– Możemy już wejść do środka?

– Tak. Już nie jesteś nieznajomym.

Weszli do środka i przemknęli przez lobby. Nacisnęła guzik windy i czekała, z każdą sekundą coraz bardziej niespokojna. Ledwo zamknęły się za nimi drzwi windy, popchnął ją na ścianę, całując ją jak wygłodniały, rękami błądząc po jej ciele. W najdzikszych fantazjach nie wyobrażała sobie siebie w takiej sytuacji. W przeszłości doświadczała zawrotów głowy, przesyconych smakiem alkoholu pocałunków. Teraz to nie alkohol uderzał jej do głowy. Znaleźli się pod drzwiami jej pokoju, nie dość szybko i zarazem zbyt szybko.