Sypiając z Panią G. Historia przemocy - Adaśq Kowalczuk - ebook

Sypiając z Panią G. Historia przemocy ebook

Adaśq Kowalczuk

2,6

Opis


9 miesięcy kłótni, 9 miesięcy ignorowania, 9 miesięcy wmawiania choroby psychicznej i straszenia policją. Tyle czasu Prosiaczek mieszkał z Gestapo i tyle tkwił w toksycznym związku. Kłótnie, groźby, wyzwiska, wyrzucenia z domu za najdrobniejsze przewinienia. Lekarstwem na nieudany związek okazuje się kurs tańca. Dzięki niemu mężczyzna odkrywa drugą młodość, a szaleństwa na parkiecie pozwalają mu zapomnieć o bolesnych przeżyciach. Nowe znajomości sprawiają, że znowu czuje się wartościowym i cieszącym życiem człowiekiem. Prosiaczek postanawia jednak ostatecznie rozliczyć się z przeszłością i wymazać z pamięci przykre wspomnienia, pisząc książkę. Ponowne rozdrapywanie starych ran okazuje się jednak bolesną sprawą. Czy można ją choć częściowo obrócić w żart?

Mimo trudnej tematyki toksycznego związku, opowieść ta pełna jest pozytywnych emocji i nadziei. Prosiaczek nawet o koszmarnych wspomnieniach opowiada z pewnym dystansem, niejednokrotnie również z humorem. Wbrew pozorom „Sypiając z Panią G.” to lektura lekka i przyjemna.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 168

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,6 (9 ocen)
1
2
1
2
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
agnieszka3201

Dobrze spędzony czas

Na ile ta historia jest oparta o prawdziwe przeżycia autora – nie wiadomo. Jednak zdecydowanie warto poznać tę lekko zabawną, lekko smutną, rockowo-prosiaczkową opowieść. Mimo trudnej tematyki toksycznego związku, opowieść ta jest pełna pozytywnych emocji i nadziei.
10
queenmab

Z braku laku…

temat bardzo ciekawy, spojrzenie z zupełnie innej perspektywy, bo zawsze to facet jest tym złym narcyzem. niestety nie da się tego czytać, te dziwne kolokwializmy o prosiaczku... a powieść to jakby urwane zapiski chorego psychicznie. autor we wstępie mówi, że tak to miało być w jego zamyśle ale zamysł ten raczej nie obejmował, żeby ułatwuc czytelnikowi czytanie. ja wymiękłam.
00

Popularność




Wersja Demonstracyjna

Wydawnictwo Psychoskok Konin 2018

Adaśq Kowalczuk „Sypiając z Panią G. Historia przemocy”

Copyright © by Adaśq Kowalczuk, 2018

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2018

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie

 może być reprodukowana, powielana i udostępniana w 

jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Projekt okładki: Robert Rumak

Zdjęcie okładki: © Fotolia - zalexis

Redakcja i korekta: Dominika Urbanik

Korekta: Paulus

Skład: Agnieszka Marzol

Skład epub i mobi: Kamil Skitek

ISBN: 978-83-8119-232-3

Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706

http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]

Dla Miłości Mego Życia

Diabeł nadał tryumf taki!

Coraz głębiej lezę w biedę;

W moim jeńcu mam rywala -

Przykro z bliska, gorzej z dala;

Tamten zamknie, ten zastrzeli -

A bodaj cię diabli wzięli!

Zemsta – Aleksander Fredro

Prolog. Prosiaczek.

Zamknięta impreza taneczna. Kobieta z klasą, po której wyglądzie widać ćwiczenia na basenie, na które chodzi regularnie: proporcjonalne kształty, poza tym wyprostowane włosy i delikatny makijaż, aby wyeksponować błyszczące, niebieskie oczy. Prosi do tańca mężczyznę. Tańczą już wspólnie kolejny raz. On jej nie odmówi, bo jest dżentelmenem. Ale prosił ją do tańca tylko raz. Połowę imprezy bawili się razem. Jeżeli kobieta z taką klasą prosi mężczyznę do tańca, to w jego oczach jest to kompromitacja. O taką kobietę faceci powinni zabiegać. Jeżeli dochodzi do sytuacji, że jednak ona prosi do tańca mężczyznę, jest to zazwyczaj Banderas. Tym razem to jednak nie on. To ja. Rockowy Prosiaczek. Zapytacie – to gdzie tu historia przemocy? Nigdzie. Tutaj jest obraz, że można wyjść z przemocy jako zwycięzca. Kilkanaście lat temu, jak opisywałem sytuacje taneczne w tekstach piosenki, wyglądało to tak:

Jest dyskoteka, jest mały bar.

Wszystkie pary tańczą, on stoi sam.

Pewnie zakochał się w jednej z nich.

Pewnie pożąda jej z całych sił.

Tym razem było inaczej. Kobietę nazwijmy Meluzyna. Zobaczmy ją podczas imprezy piwnej. Siedzę obok niej. Nie smakuje jej piwo, które zamówiła, podaje mi piwo tak jak w piosence Nocnego Kochanka „Pigułka samogwałtu”. Nie trafiła. Nie pochlebia mi to. Dlaczego ja nic nie wiem, że jesteśmy na etapie znajomości picia z jednego kubeczka?! Wydarzyło się wtedy jeszcze kilka dziwnych rzeczy, ale w moich oczach się kompromitowała. To ja powinienem zabiegać o tak atrakcyjną kobietę, a nie mieć wrażenie, że mi się narzuca.

Dlaczego Banderas? Kiedyś był taki dowcip o brzydkim i bogatym facecie, który dawał pieniądze na sierotki, ale był tak brzydki, że nawet one bały się mu podziękować. W końcu ktoś mu poradził operację plastyczną. Po wszystkim patrzy w lustro – Banderas. Ukłonił się, bo sam siebie nie poznał. Wychodzi ze szpitala, wpada pod TIR-a. W niebie krzyczy „Panie Boże, czemu?”. A Bóg puka się w czoło i mówi „Ja Pana nie poznałem!”. Teraz jak widzę się w odbiciu szyby, witam się ze sobą i mówię „Banderas”. Po przemocy samoocena jest bardzo często obniżona. Jeszcze do mnie nie dociera, że mogę być dla kogoś, w tym i dla siebie, atrakcyjny i interesujący.

Pewnego dnia idę po mieście pewny siebie jak macho. Z cudownym narzędziem do negocjacji z kobietami – korkiem do zlewu. Staję na przystanku autobusowym. Młoda dziewczyna patrzy w moim kierunku z zaciekawieniem. Myślę – „Ciekawe, jaki autobus jedzie, że patrzy z takim zainteresowaniem”. Odwracam się. Nie było żadnego. Potem śmiała się, patrząc na mnie. W sumie to było śmieszne, nie zorientowałem się, że mogę być zauważany przez młode kobiety.

Innym razem wracałem ze sklepu. Na przejściu dla pieszych dotknąłem sygnalizatora dla rowerzystów, żeby spokojnie móc czekać na zielone światło.

– To nie z tej strony – odrzekła młoda studentka.

– Przyciśnięte. Sygnał poszedł. Tylko tyle, że po tej stronie jest sygnał dla rowerzystów – odpowiedziałem.

Świat oszalał. Jak byłem w jej wieku, nie zagadywały do mnie moje rówieśniczki. Wiem, że to tylko sygnalizacja. Chodzi o to, że wychodzę do ludzi, a oni do mnie.

Nie zawsze było jednak tak malinowo. Gestapo wszystko rozwiązywała terapią. Tak wylądowaliśmy na terapii par. Wtedy doszło do jednej z ciekawszych sytuacji.

– Dlaczego Pani Gestapo chce odpocząć od Pana Prosiaczka. Co on takiego robi? – spytał terapeuta.

– Bo on się odzywa – odpowiedziała Gestapo.

– To co?! Mam sprzątać, gotować, prasować i się nie odzywać?! – odpowiedziałem.

– Pan wie, że to jest atak – stwierdził terapeuta.

– Wiem! – odpowiedziałem.

Tylko że to nie był atak. To była moja smutna rzeczywistość. Wtedy jednak już mnie to nie obchodziło. Miałem wpłaconą kaucję na wynajęte mieszkanie, po tym jak Gestapo wyrzuciła mnie z domu, dała termin wyprowadzki i straszyła policją. Wtedy mnie to nie obchodziło. Czekała mnie wolność i droga do szczęścia.

Czekacie pewnie jeszcze na tytułową Panią G. Pani G. była terapeutką Gestapo. Raz nawet na terapii par doszło do dziwnej sytuacji:

– … bo rozmawiałam z Panią G. i ona twierdzi, że Prosiaczek powinien pójść na terapię grupową. Nie może tak być, jak on się zachowuje.

– A nie wydaje się Pani niedorzeczne, że Pani G. zaocznie wydaje opinię na temat Pana Prosiaczka? Poza tym, mówiliśmy wcześniej o tym, że na Pani terapii zajmuje się Pani sobą, a na swojej terapii Pan Prosiaczek zajmuje się sobą – zauważył terapeuta.

Niestety! Na to już nie było odpowiedzi. Gestapo i Pani G. wiedziały o moim życiu więcej niż ja. Gestapo, po skończonej Ochronie Środowiska, postawiła jedyną słuszną diagnozę o tym, że mam afektywną chorobę dwubiegunową, ewentualnie borderline. Co i tak nie zmienia tego, że jestem jedynie nienormalny.

Dlaczego wcześniej napisałem – Rockowy Prosiaczek? Popatrzcie na mnie w barze, pijącego miętowego portera. Właśnie dociera do mnie, że w wersji z tatuażami na wierzchu jestem zimnym i lekko cynicznym Rockerem. Nawet taki porter – czuć miętę, ale i gorycz. Popatrzcie na mnie w domu o drugiej w nocy, jak siedzę w kuchni i nerwowo, kompulsywnie podjadam słone paluszki. To jest Prosiaczek. Chociaż Prosiaczek już wygrał. Nie czuje nienawiści. Jeżeli czujesz nienawiść, znaczy, że przegrałeś. Prosiaczek dostał w ryj. Z tego powodu schował się głęboko za maską Rockera.

Dla Gestapo przeprowadziłem się z innego miasta. Pomimo tego, że nie wyszło. Rodzinę z krwi mam daleko. W tym mieście w pracy mam rodzinkę ABC. To dzięki nim łatwiej mi było zaczynać nieparzyste życie. Czasami bywało to nawet komiczne. Pewnego dnia przyszedłem do pracy…

– Dziewczyny! Mam focha. Tańczenie jest niehigieniczne – powiedziałem.

– Co się stało? – spytała Pani B.

– Ona się wciskała w kolejkę, żeby zatańczyć ze mną. Jeszcze jej ślipia tak błyszczały, jak na mnie patrzyła! – odpowiedziałem.

– Ale to chyba dobrze, podobasz się kobietom – reagowała Pani B.

– Świat oszalał. Wygląda na to, że nam obojgu podczas tańca rozstąpiło się morze i zatrzęsła się ziemia – odpowiadałem zirytowany.

Chodzę na kurs tańca, stąd takie historie. Z początku myślałem, że walczę z nieśmiałością. To nieprawda. Po przeżytej przemocy mam problemy z bliskością i z tym walczę na kursie. Jeszcze tylko do pełnego prologu brakuje Despasity. Jak bym nie kombinował, nie da rady opowiedzieć o niej w oderwaniu od rodzinki ABC. Pewnego dnia na kursie tańca było zastępstwo. Zamiast człowieka, który prowadził zajęcia pojawiła się… Hildegarda Himler.

– Kładziemy partnerce prawą rękę na łopatce przy elce. Lewą ręką trzymamy delikatnie, ale stanowczo dłoń partnerki. Ale panowie, prawa ręka wyprostowana i postawa!

Naprzeciwko mnie Despasita. Piękna, młoda, brązowooka piękność. Krótkie ciemne włosy, wzrost taki, że możemy swobodnie patrzeć sobie w oczy. A tak opisywałem to w pracy:

– Padaka. Nagle zrozumiałem, że jak nie ma muzyki, zacząłem dotykać kobiety. Przecież nie pokażę jej, że zaczyna mnie boleć fakt, że ją dotykam – mówiłem.

– I co? – spytała Pani B.

– W sumie dobrze, że ona nie odczuła, że coś jest nie tak. Ja za to miałem dreszcze i czułem, że staję się niekontaktowy. I przy kim?! Przy takiej fajnej Despasicie!

– Ale już lepiej?

– Tak. Nie mogłem spać po niekontaktowości. Po kursie zwiewałem jak najszybciej do domu, żeby mnie nikt nie przyłapał ze strachem w oczach.

Innym razem na kursie:

– Jak ręka? Zagojona? – spytałem Despasity.

– Tak. Już wszystko dobrze – odpowiedziała, pokazując swój zagojony palec.

– Można przywalić? – spytałem.

– Można – odpowiedziała – a jak tam twoje topinambury?

– Dobrze. W sumie dzisiaj kupiłem pokrzywę i pewnie na urlopie siostra z bratową namówią mnie na zrobienie zupy z pokrzywy.

Teraz to samo wydarzenie z rodzinką ABC w pracy:

– A ona się pyta, jak twoje topinambury. OK. Na imprezie piwnej powiedziałem o gotowaniu zupy z topinamburu i skorzonery. Nawet wzbudziło to jej zainteresowanie, ale nie myślałem, że jeszcze będzie o tym pamiętać – skarżyłem się.

– To chyba dobrze – odpowiedziała Pani B.

– Tak, ale nie przywykłem do tego, że ktoś jest mną w jakikolwiek sposób zainteresowany.

– Czy to musi być ktoś, kto zrozumie twój lęk?

– Nie. Wystarczy, żeby słuchał. A i to jest wtedy dla mnie egzotyką. Po prostu nie dociera do mnie zainteresowanie mną przez młodą i atrakcyjną kobietę.

– Panie Boże, pomóż mi znaleźć tę drugą połówkę… - powiedziała Pani B.

– Jest ich dużo w sklepie monopolowym – odpowiedziałem zimno. – Nie wiem, czy nawet o to chodzi. Zmieniam się, pracuję nad sobą, nie spodziewałem się takich profitów. Świat oszalał. Daję coraz mniej, a coraz więcej otrzymuję od życia. Nikt mi ręcznie nie wygania szatana z głowy.

Jeszcze nie można zapominać o jednej ważnej kobiecie – MAMA KIN. Wyluzowana kobieta jak z piosenki Aerosmith.

– A czy tatuowanie się nie jest kwestią masochizmu? – spytała raz MAMA KIN.

– Nie zastanawiałem się nad tym… – odpowiedziałem.

Po jakimś czasie podszedłem do niej.

– Pytałaś o masochizm?

– Tak! – odpowiedziała MAMA KIN.

– Nie wykluczam, jestem ofiarą przemocy i mogę mieć do tego stosunek poniekąd masochistyczny…

Potem przegadaliśmy trochę czasu. Ktoś zaczął szukać pod osłoną Rockera ukrytego piękna. Zaimponowała mi tym. Było to na zamkniętej imprezie, na której tańczyłem z Meluzyną. Co ciekawe, wydaje mi się, że była nieco zazdrosna o mój kontakt z MAMĄ KIN. Meluzyna wtedy zniknęła bez słowa.

To się dzieje. Wyobraźcie sobie, że po wyrzuceniu z domu byłem jeszcze stalkowany przez trzy miesiące. Gestapo nadal sugerowała mi chorobę psychiczną. Zaczęły się tańce, skończył się stalking. Sam poczułem swoją atrakcyjność – dlatego witam siebie w szybach i w lustrach mówiąc „Banderas”. Między Rockerem a Prosiaczkiem jest przepaść wielu wydarzeń, dopiero razem stanowią miłego, ciepłego mnie. Po trzech miesiącach od stalkingu dostrzegam, że jest coraz mniej osób zainteresowanych Rockerem, a więcej osób zainteresowanych całością. Przestałem być popieprzonym Misiem i Shrekiem. Uwalniam Prosiaczka! Będzie boleć.

Do nowego miasta pewnego dnia przyjechał Prosiaczek. Chciał tylko domu. Po przemocy, jakiej doznał wcześniej, potrzebował ciepła i przytulenia. Dostał Gestapo. Potem znalazł „taki samotny dom…” jak u Budki Suflera. Rodzinkę ABC w pracy.

No i jeszcze optymistyczne zakończenie prologu. Impreza integracyjna w pracy. Uczę się żyć bez oporów. Jest pusty parkiet a na nim ja. Dużo mnie. Nawet koleżanki sprawdzają, czy nadal tam jestem. Podchodzę do ludzi, z którymi pracowałem wcześniej i słyszę, jak powstaje legenda…

… a ona się pyta „Co to za wytatuowany harleyowiec jest na parkiecie? Co to za człowiek? On u nas pracuje? Ktoś go zna?!”

Potem w pracy…

– Rozmawiałam z koleżankami z drugiego budynku, nieźle nawywijałeś Prosiaczku! – powiedziała koleżanka.

– A o co chodzi? – spytałem.

– O co chodzi. Czaruś. Rozmawiałam z koleżanką, która organizowała imprezę. Wszyscy byli tobą zachwyceni. Drugi budynek huczy od plotek. Już nawet jest hasło – Prosiaczek naszą wizytówką!

– No dobra. Trochę zaszalałem. Sam się dziwiłem, jak na moich oczach powstawała legenda o mnie.

To dopiero początek historii, a już ile małych zwycięstw mam za sobą. Droga była kręta, a jeszcze tyle zakrętów przede mną aż do cudownego finału. A pomyśleć, że było tak…

Rozdział 1. Ulica Spokojna, a może Koszmar z Ulicy Wiązów?

Komunikat specjalny: Po raz drugi na miejskiej potańcówce pojawił się mężczyzna zarażający bezwarunkowym szczęściem i optymizmem. Pani Monika, Joanna, Małgorzata, Patrycja, a także inne mające z nim osobisty kontakt proszone są o niezwłoczne stawienie się w najbliższej stacji sanitarno-epidemiologicznej w celu przeprowadzenia szczegółowych badań. Jednocześnie Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska wydał decyzję, że mężczyzna ten zaraża afektywną chorobą dwubiegunową lub borderline. Z decyzją WIOŚ nie zgadzają się władze miasta i świadkowie zdarzenia.

Taki mały żarcik. Na trzeźwo, przy folkowej muzyce, po zaledwie dwóch godzinach tańca nie byłem w stanie powiedzieć z iloma kobietami tańczyłem i jak część z nich miała na imię.

– Nigdy nie tańczyłam w deszczu – powiedziała Monika.

– Kiedyś musi być ten pierwszy raz – odpowiedziałem.

– Fajne są takie potańcówki. Mogą się spotkać ludzie z różnych szkół tańca – zauważyła inna.

– Jest power? – spytałem.

– Jest – odpowiadały.

– Cudze chwalicie, swego nie znacie. Nawet nie wiedziałem, że można się tak bawić przy mazurku i oberku – zauważałem.

– Można – odpowiedziała.

– Jesteś tu przypadkiem? – spytała.

– Nie! Lubię tańczyć – odpowiedziałem.

Masakra. Nie wiem, kiedy za jednym podejściem tańczyłem z taką ilością kobiet. Dowodem tego, że było fajnie, mogą być ziomale, którzy zaczepili mnie, jak piechotą wracałem do domu.

– Hej ziomuś. Nie wiesz, gdzie jest najbliższy monopolowy? Przestraszyłem cię? – spytał jeden.

– Nie – odpowiedziałem.

– O stary, jesteś pijany?!

– Zostaw, naćpany – dorzucił drugi.

– Nie. Tańczyłem i jestem trochę zmęczony.

Taka magiczna teraźniejszość. Nawet nie wiem, kiedy i jak doszło do sytuacji, że zacząłem tańczyć z kobietą grającą na tej potańcówce i jakim cudem przeszliśmy na „ty”. Była energia! Do tego duża ilość kobiet cieszących się tańcem i życiem. Nie tańczę…

Taki był Bal na Gnojnej…

To nie był zwykły dzień w pracy. Już nie pamiętam, kiedy było po mnie widać w tak dużym stopniu koszmar mojej codzienności.

– Co ci jest? – spytała Pani E., która pracowała z nami.

– Nalot dywanowy! - odpowiedziałem.

– Co to znaczy?

– Wiosnę mamy codziennie, bo atak Niemiec na Normandię zaczął się w czerwcu. W nocy miałem składanie raportu.

– Co wymyśliła?!

– Byliśmy na terapii. Gestapo po terapii zasnęła. Ja zająłem się młodym. Zrobiłem mu herbatę, powtórzyliśmy historię na konkurs, pościeliłem łóżko, dopilnowałem, żeby poszedł się kąpać a potem spać. Położyłem się na polówce. Ona spała, a ja i tak się wszystkim zająłem. Nagle mnie budzi, bo brała coś z komody. Odparła tylko, że musi przygotować rzeczy młodemu. Potem zaczęły się pytania: „Wykąpał się?”, „Powtórzyłeś z nim?”, „O odpowiedniej porze poszedł spać?”. Patrzę potem na zegarek a tu dopiero 01:45. Potem jeszcze budziłem się w nocy, bo po takim raporcie nie wiedziałem, czy mnie jeszcze nie obudzi.

– Co to za matka? Gdzie ona wtedy była?

– Spała po terapii par. Rano powiedziała mi, że jest matką i musiała wiedzieć takie rzeczy. A jakby się młody nie wykąpał, to by go w nocy pogoniła do kąpieli?

– Wiesz, jakbyś chciał trochę odpocząć, to wezmę robotę. Nie ma problemu.

– Spoko! Jak pracuję jest lepiej. Jak się obudzę, to już się wszystko unormuje.

– Ona jest fiśnięta. Jak dobrze, że się stamtąd wyprowadzasz. Przecież to nienormalne. Jesteś fajnym facetem, znajdziesz sobie kogoś normalnego.

– Dzięki. Po dzisiejszym to z przyjemnością czekam na wyprowadzkę. Była masakra. Nawet mnie za to nie przeprosiła.

– Ty byś chciał od razu przeprosin. Z takimi ludźmi nawet na to nie licz. Podziękowała ci chociaż?

– W sumie tak. Ja i tak zająłbym się młodym…

– Każdy by się zajął. Każdy wie, żebyś to zrobił.

– Gestapo. Z tym się nie dyskutuje…

Reszta dnia jakoś upłynęła. Wiedziałem, że na dziewczyny z pracy zawsze mogę liczyć i że gdzieś jest miejsce, gdzie nie jestem sam. Jaki był wynik konkursu historycznego, już się nie dowiedziałem.

Tydzień przed wyprowadzką miało miejsce totalnie dziwne zdarzenie. Jak co weekend siedziałem przed komputerem w ramach relaksu.

– Masz kogoś? – zapytała Gestapo.

– Czemu pytasz? – odpowiedziałem.

– No bo się wyprowadzasz.

– Wyprowadzam się, bo mnie wyrzuciłaś z domu, ale ci odpowiem. Nie mam nikogo!

– Wiesz, ta wyprowadzka to dla ciebie szansa. Weźmiesz trzymiesięczne zwolnienie lekarskie, pójdziesz na terapię i wrócisz. Wszystko się unormuje. Nie powinieneś mieć do mnie o to pretensji.

– Nie ma mowy o żadnej terapii! Plan jest piękny. Jest tylko jeden problem. To nie jest mój plan. Nikt w tej sprawie nie spytał się mnie o zdanie.

– To już nie chodzi o mnie. Chodzi o to, żebyś w przyszłości nie spieprzył życia Krysi ani Zosi!

I nawet nie to było zadziwiające… po dwóch godzinach:

– Wyprowadzasz się za tydzień – stwierdziła Gestapo.

– Tak, i co? – spytałem.

– A umyjesz jeszcze okna przed przeprowadzką?

– Nie ma takiej opcji. Wyprowadzam się, będę się pakował.

– Tak tylko chciałam wiedzieć.

Takie normalne, codzienne przyjemności.

Tydzień przed moją wyprowadzką młody wyjeżdżał do dziadków. Mieliśmy dobry kontakt. W sumie już wtedy było po nim widać, że wie, jak to się skończy.

– Odpoczywaj i trzymaj się ciepło. Cześć – żegnałem go wtedy.

– Do zobaczenia… może – odpowiedział.

Znał Gestapo dłużej niż ja. W jego głosie było słychać tęsknotę za ojcem, z którym właśnie miał spędzić czas, ale też był świadom, że jak wróci, mnie już nie będzie.

Komunikat specjalny: Prawo ostatniej posługi zostało złamane. Dlaczego, jeżeli się wyprowadzasz, w ramach ostatniej posługi nie umyjesz okien? Przecież to obowiązek każdego, żeby na strzemiennego umyć okna. Każdy prawy Polak-patriota przed wyprowadzką myje okna. Nie jesteś sam. Wyprowadzasz się, pozostaw po sobie czyste okno. Wielki Brat czuwa. Zostaniesz rozliczony ze wszystkiego: z tego, co zrobiłeś, z tego, czego nie zrobiłeś, z tego, co powiedziałeś, z tego, czego nie powiedziałeś, z tego, czego nie chciałeś powiedzieć, z tego, że myślałeś, że chciałeś, a w efekcie nie powiedziałeś. Nie zapominaj, że i tak źle robisz. Nie zapomnij też o Krysi i Zosi! Im też możesz spieprzyć życie…

Kolejna zamknięta impreza. Tym razem alkoholowo-taneczna. Pusty parkiet. Na nim przez ponad godzinę tylko ja. DJ, parkiet i muzyka. Potem pojawiają się pierwsze osoby i zaczyna się konkretna impreza. Znowu wygrał Prosiaczek i się zaczęło… Pierwszy taniec należał do Despasity. Po skończonym tańcu podchodzę do koleżanki Despasity – Merlin.

– Mogę cię prosić do tańca? – spytałem.

– Despasita nie chciała z tobą tańczyć? – zapytała Merlin. Odsunąłem się, bo nie zrozumiałem sytuacji – to nie znaczy, że nie chcę z tobą tańczyć! – dodała Merlin.

Impreza się rozkręciła. Moje samotne bujanie się na parkiecie spowodowało, że parę ludzi chciało mnie poznać, napić się ze mną wódki, zapalić.

– Zatańczysz? – spytałem Despasitę.

– Nie! Mam ochotę potańczyć sama – odpowiedziała.

– Ok.

Naturalna sprawa, pomyślałem. Nawet nie wziąłem sobie tego zbyt mocno do głowy. Nie zawsze mamy ochotę tańczyć w parze. Parkiet i tak się zagęszczał. Muzyka, taniec, żywioł.

– Wiesz, chyba jestem ci winna taniec – podeszła Despasita.

– Nie zauważyłem tego, ale się zgadzam – odpowiedziałem.

Tańczyliśmy. To był chyba nasz ostatni taniec na tej imprezie.

– Przyznaję się, że nie zauważyłem, że jesteś mi winna taniec, ale jakby do niego nie doszło, uznałbym to za poważną stratę.

Następnego dnia zacząłem się zastanawiać. Proszę Merlin do tańca, a ona pyta o Despasitę, czy ja czegoś nie wiem? Czy coś mnie ominęło? I jeszcze to finezyjne i bardzo kobiece poproszenie mnie do tańca pod pretekstem, że jest mi winna taniec. Nie sposób było odmówić. Owszem, od czasu uwolnienia Prosiaczka i pewności siebie Rockera, doświadczyłem tego, że kobiety prosiły mnie do tańca. Meluzyna na poprzedniej tanecznej imprezie też to robiła. Wtedy na parkiecie, kiedy stanęliśmy w ramach tańczenia naprzeciw siebie, stanęła w pozycji do tańca i usłyszałem mało romantyczne:

– No to chodź!

Nie było w tym jednak takiej klasy i finezji. Masakra. Czy ja czegoś nie wiem o Despasicie? Co się jeszcze wydarzy? Despasita to jak spełnienie marzeń.

A było tak bardzo mało romantycznie.

– Nie mogłam spać w nocy po wigilijnej awanturze. Bałam się w nocy, że Prosiaczek przyjdzie i mnie udusi – powiedziała Gestapo na jednej z terapii par.

– A czy Pan Prosiaczek wykazywał jakieś objawy tego, że może Panią udusić? – spytał terapeuta.

– Krzyczał – odpowiedziała Gestapo.

Z perspektywy czasu widzę, jaka to była manipulacja. Kłóciliśmy się o zmywanie naczyń. Tym razem było tak, że Gestapo ze swoimi krzykami, nie uszanowała nawet tego, że wszedłem do ubikacji. Zamknąłem drzwi. Nadal słyszałem.

– Jesteś popierdolonym psychopatą, jesteś nienormalny! – krzyczała za drzwiami ubikacji, przeszła przez całe mieszkanie, a potem dalej krzyczała pod drzwiami ubikacji.

Budzenie i problem z zaśnięciem też wyglądał trochę inaczej. Jak leżałem, pierwszy raz zapaliła światło i rzuciła pierścionek zaręczynowy.

– Masz! Minął rok i już po zaręczynach – krzyczała.

Potem znowu zapaliła światło. Chyba nawet mnie obudziła.

– Zmieniasz terapię albo się wyprowadzasz! – krzyczała.

– Dobrze, zmienię terapię, ale dlaczego? – spytałem.

– Bo ta, na której jesteś nie przynosi żadnych skutków.

– Dobrze, zmienię terapię.

Potem na terapii par.

– Pani wie, że wymuszona terapia nie przyniesie skutków, ponieważ nie jest dobrowolna?

– Wiem – odpowiedziała Gestapo.

– Ja się zgadzam. Jeżeli taki jest warunek naszego bycia razem, to ja się zgadzam, nawet jeżeli wiem, że jest to wymuszone – odpowiedziałem.

– Ja mam rozwiązanie problemu naszego związku – powiedziała Gestapo – Prosiaczek pojedzie gdzieś na tydzień, ja od niego odpocznę i wtedy podejmę decyzję co dalej. Druga wersja, że będziemy mieszkać razem, ale jak dojdzie do kolejnej awantury to on będzie się musiał wyprowadzić.

– Sam Pan widzi – odpowiedziałem – to jaki ja mam wybór. Nigdzie się nie wybieram na tydzień i nawet nie zamierzam. Poza tym lubię swoją pracę i nie chcę brać urlopu. Tym bardziej, że to dla mnie żaden interes, jeżeli wrócę po tygodniu i mogę się dowiedzieć, że to koniec. Przy drugiej wersji znowu nie wiem, co jej się może nie spodobać i nagle się dowiem, że czeka mnie wyprowadzka.

– Proszę Pani, Pan Prosiaczek nie jest przedmiotem. Nie można go przestawić, wysłać gdzieś, jeżeli tego nie chce – skwitował terapeuta.

Wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, że jestem traktowany przedmiotowo.

Było jeszcze kilka cyrków.

– Jak się denerwujesz, przypominasz mi mojego ojca. Boję się wtedy – mówiła Gestapo.

– Ale to jest twój problem, z którym sobie nie radzisz! – odpowiadałem.

– Musisz nad sobą panować! – wniosek Gestapo.

Pewnego dnia przyszedłem po pracy. Gestapo przywitała mnie dla odmiany przytuleniem i pocałunkiem.

– Masz popierdoloną dziewczynę – powiedziała.

Dla mnie żadna nowość. Ostatnio często tego doświadczałem.

– Powiem ci, o co chodzi. Na mojej terapii wyszło, że przelewam na ciebie nienawiść do mojego ojca – wyjaśniła Gestapo.

Po tym wyznaniu wyszedłem na spacer. Kupiłem dwa razy po pół litra… lodów i wróciłem. Jedną półlitrówką zająłem się od razu. Zaczęliśmy rozmawiać.

– Wiesz, że to, co mi powiedziałaś wskazuje na to, że żaden facet nie zagrzeje tu miejsca. Każdy w jakimś stopniu może przypominać ci twojego ojca.

– Wiem – odpowiedziała.

– To nie zmienia tego, że chcę być z Tobą!

Później leżeliśmy i zaczęliśmy rozmawiać.

– Kocham cię. Chcę być z tobą i wspierać cię w walce z tym problemem.

– Jestem straszna – powiedziała Gestapo.

– Ale ja nie chcę innej. Jakbym chciał inną, nudną kobietę, to by mnie dawno tu nie było. Jeżeli ktoś będzie uległy, to się nim znudzisz, jak się będzie stawiał i sprzeciwiał, to też będzie źle. Taka jesteś, a ja nie chcę innej.

W porównaniu do poprzednich dni była to ciepła i romantyczna rozmowa. Do czasu…

– Zaczniesz terapię i będziesz panował nad sobą – zaproponowała Gestapo.

– Co?! Nienawidzisz swojego ojca, przelewasz na mnie nienawiść do niego i z tego powodu ja mam iść na terapię?

– Tak. Jesteś chory.

– Jeżeli ja podczas kłótni przypominam tobie twojego ojca, wzbudzam w tobie wszystkie możliwe lęki z dzieciństwa, to chyba nie ja mam problem?

– Nie panujesz nad sobą. Ja swój problem mam zdefiniowany – ty nie!

… i po romantycznej rozmowie. Po raz kolejny finał rozmowy to moja choroba i terapia.

Przestań mówić mi

Rockowy, dziarany frajerze

Przestań mówić mi

Od dziś nie uwierzę już w nic

Gdy patrzysz w oczy me

Twym zimnym, cynicznym spojrzeniem

Nie wzniecisz żadnej iskry

Nie wzniecisz we mnie już nic

Przestań chować się

Za małym schowanym prosiaczkiem

Przestań chować się

I tak nie uwierzę Ci w nic

Los Ci zesłał mnie

Więc dał Ci jakąś szansę

Los Ci zesłał mnie

I musisz wiedzieć, jak żyć

Po Gestapo pojawiła się od razu Mała Moskwa. Pomagałem jej w jednej kwestii.

– Dobrze robię? – spytała Mała Moskwa.

– Składnia jest dobra. Jedna rzecz tylko nie pasuje – odpowiedziałem – Jesteś uparta.

– Nie oceniaj mnie! – odparła Mała Moskwa.

– Dobrze.

Spytaj kobieto, co autor miał na myśli. Nie zapominaj, że cenię sobie upór i uznaję go za zaletę.

– Znowu nie działa! – przejęła się Mała Moskwa.

– Robisz wszystko dobrze, uparłaś się tylko na jedną nieprawidłową rzecz.

– To na razie! – zaczęła wychodzić Mała Moskwa.

– Ok.

– Prosiaczku! Ja nie jestem uparta tylko głupia, a to jest różnica, poza tym ja ciebie nie oceniałam – stwierdziła podczas ubierania się Mała Moskwa.

– Ok.

Wyszła. Już jej więcej nie pomagałem. Podobała mi się. Lubiłem nasze wspólne posiadówy. Potem zaczęła trochę przeginać, bo wskazywała mi, kogo mam nie lubić. Poza tym zauważyłem, że buduje sobie ołtarzyki z nienawiści do ludzi, którzy ją skrzywdzili. Mnie też ludzie skrzywdzili, ale już nie czułem nienawiści, bo kiedy ją odczuwałem po tym, jak doświadczyłem przemocy fizycznej w pracy w poprzednim mieście, bolała mnie codziennie ta nienawiść. Tutaj budziłem się z miłością do życia i do ludzi, więc nie rozumiałem postawy Małej Moskwy. Spytacie, skąd określenie Mała Moskwa? To proste – już nie demokracja, ale jeszcze nie Gestapo. Etap pośredni – Mała Moskwa. Fajna, zraniona, delikatna kobieta. Podobała mi się. Przypominała mi Kate Winslet w „Zakochanym bez pamięci” – zakręcona, szalona, z ukrytym, fajnym ciepłem. Przypominała mi nawet mnie w okresie nieuzasadnionego nielubienia ludzi.

Rozmowa telefoniczna:

– Prolog jest fajny. Tylko wstęp do pierwszego rozdziału jest trochę dziwny – powiedział Yaro.

– Wiem. Chodzi o to, że to ma być historia przemocy opowiedziana surrealistycznie jak Łowcy. B albo Monty Python. Taki sen wariata, schizofreniczna opowieść. Z drugiej strony bardzo optymistyczna.

– To z prologiem ci się udało. Jest rzeczywiście optymistycznie.

– Chodzi o to, żebym z siebie wszystko wyrzucił i żeby nadkobieta, która ze mną będzie, nie musiała wysłuchiwać tych historii. Nie zamierzam pisać dramatu. Taki sen wariata.

– Życzę ci powodzenia w codziennej walce. Przełamałeś się i zobaczyłeś, że można…

Yaro – przyjaciel z poprzedniego miasta. Podczas stalkingu zadzwoniła do niego do pracy Gestapo. Pewnie znalazła numer w Internecie. Dzwoniła po to, żeby się spytać, czy w poprzednim mieście też miałem objawy choroby psychicznej. On spuścił ją po kablu. Powiedział jej, że jak chce sobie cokolwiek poukładać, to nie tędy droga i niech pogodzi się z tym, że to koniec.

Rozdział 2. Co jest do cholery z tą zmywarką?

Tym razem zaczniemy od pracy… Rodzinka ABC była zawsze przy mnie. Raz nawet koleżanka przyszła z czyimś urlopem i zaczęła mówić…

– Prosiaczek! Po co daleko szukać! Pani Prosiaczkowa, zbieżność nazwisk, ale po ślubie będzie łatwiej, bo nie ma problemu z nazwiskiem – powiedziała Pani E.

– Dzięki. W sumie, myśląc tym sposobem, to nie jest złe założenie – odpowiedziałem.

Innym razem…

– Tutaj pozaznaczałam ci na liście nieparzyste kobiety z innego biura – powiedziała Pani B.

– Dzięki. W sumie nie wiem, czy jestem na tyle gotów, żeby kogokolwiek podrywać, ale taka informacja może się przydać.

Przejrzałem listę nazwisk.

– Co?! Ona też jest nieparzysta? – powiedziałem zdziwiony.

– Kto? – spytała Pani B.

– Administratorka.

– Tak. Twierdzi, że taki jest jej wybór.

– Takie osoby nie powinny być same. Powinna mieć faceta, który będzie dla niej gotował, sprzątał, prasował i da się wyrzucić za niewstawienie naczyń do zmywarki. W sumie, gdy wcześniej ludzie mi mówili, że są singlami z wyboru, odpowiadałem, że ja też... tylko nie zawsze z mojego wyboru.

– Co poradzisz. Administratorkę ktoś zranił. W sumie z tym wyborem masz dużo racji. Nie zawsze to musi być jej wybór. Kierowniczka też twierdzi, że będzie sama i nie ma innej opcji.

– Ona też. Przecież jest fajną, ciepłą kobietą. W takich listach nieparzystych najgorsze jest to, że łapiesz się na tym, że najfajniejsze osoby są nieparzyste.

– To prawda.

No i nie łudźcie się, że z Panią Prosiaczkową mogło do czegokolwiek dojść. Pani Prosiaczkowa ma męża i dwoje dzieci. Swoją drogą fajna i wyluzowana kobieta, ale Prosiaczki już takie są. Chociażby lekarz jak jest Prosiaczek, wyleczy każdego, nawet jakby był penisistą.

Gestapo po powrocie do domu z pracy… a było to około godziny 18-tej, bo zawsze miała coś do zrobienia w mieście albo wstawiała pranie, albo naczynia do zmywarki. Nie było przywitania.

– Fajnie, że zjedliście, a teraz odrabiacie lekcje.

Nie było żadnych pozytywnych wibracji mimo tego, że w domu pachniało obiadem, a potem było słychać, jak miło spędzamy czas z młodym. W pewnym momencie zaczęło być grubo. Ja po powrocie z pracy zajmowałem się obiadem i troszczyłem się o młodego, a Gestapo miała dużo rzeczy do zrobienia w mieście. Kolejny raz powiedziałem…

– Mama będzie później, ale nie wiem, kiedy wróci.

– To dobrze! – odpowiedział po raz pierwszy młody.

Coś jest nie tak. Jej własny syn tak reaguje na brak matki w domu?! W sumie jak się pojawiała, ja dostawałem zadania do wykonania albo rozliczenie, że czegoś nie zrobiłem, a on bez względu na to, czy lekcje były zrobione czy nie, miał się zająć kwestią szkoły. Jak odrobił lekcje, to musiał je sprawdzić, poprawić idealnie brzydkie pismo i takie tam… On był jej synem. W sumie od dłuższego czasu to my dwaj jedliśmy wspólne posiłki. Słuchałem go, kiedy tego potrzebował, szanowałem jego samotność, gdy jej chciał.

– A ugotujesz mi makaronu? Zjem wczorajszy obiad, bo nie chcę zupy – czasem prosił.

– Nie ma sprawy. Jeżeli masz wybór, proszę cię bardzo. Już wstawiam makaron.

Z Gestapo była zasada zupa-stół. Nie pytałam, nalane. Musicie zjeść. Ja wychodziłem z założenia, że jedzenie to przyjemność. Wydawało mi się, że dla dziecka jest to tym bardziej ważne.

– Nie wstawiłeś zmywarki. Ja ją już wstawię, ale chociaż raz mógłbyś to zrobić.

Koniec Wersji Demonstracyjnej

Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.

Wydawnictwo Psychoskok