Syn biskupa - Kelly Irvin - ebook + książka

Syn biskupa ebook

Kelly Irvin

3,9

Opis

Miłość, tradycje i zwyczaje oraz bolesne rozterki pomiędzy sercem a rozumem. Po bestsellerowym "Synu pszczelarza" czas na kolejną historię z malowniczej wspólnoty amiszów!

Minął ponad rok, odkąd Leila Lantz przyjechała z matką i rodzeństwem do Bee County w Teksasie. Rok wzlotów i upadków, w czasie którego musiała oswoić się z nową rzeczywistością i pogodzić z tym, że nigdy nie wróci do ukochanego Tennessee, gdzie spędziła dzieciństwo.

Jesse Glick wzbudził jej zainteresowanie, gdy ujrzała go po raz pierwszy. Od początku ich ku sobie ciągnęło, ale on zdaje się ją zwodzić, jak gdyby sam nie wiedział, czego chce. Jeżeli nie jest pewien, dlaczego daje Leili fałszywą nadzieję?

Jest też Will, kuzyn Jesse’a. Próbuje ukrywać swoje uczucia, ale wie, że Jesse ma tajemnicę, która może Leilę wiele kosztować. Pytanie, co kieruje Willem: prawdziwa troska o dziewczynę czy może nie do końca bezinteresowne pobudki.

Leila musi wybrać między bezpieczną przystanią u boku Willa a niepewną przyszłością z Jesse’m. Co dopuści do głosu - rozum czy serce?

Jeśli szukacie czegoś zupełnie innego w dziale romansów lub nie wiecie nic o amiszach, zdecydowanie sięgnijcie po książkę Kelly Irvin. Bardzo polecam!
Beata Woźniak, SłowemMalowane.blogspot.com

Poczułam się wśród bohaterów jak w domu. Tam było tak spokojnie. Może i nie mieli dostępu do najnowszych technologii, dzieci rodziły się w domach, ale było w tym coś magicznego. I niebezpiecznego zarazem (…). Bardzo chętnie znajdę się znów w tym świecie. Jeśli szukacie spokojnej, ale dającej do myślenia opowieści, a przy okazji chcecie poznać społeczność, z którą raczej się nie spotykamy na co dzień, polecam tę książkę.
Maria Derejczyk-Zwierzyńska, Czytelnia-mola-książkowego.pl, o "Synu pszczelarza"

Kelly Irvin - bestsellerowa autorka kilkunastu powieści dla kobiet, w tym serii Amish of the Bee County. Jej pierwszą częścią jest książka "Syn pszczelarza", która znalazła się w finale The Carol Awards, drugą - "Syn biskupa". W przygotowaniu kolejne części tej ciepłej rodzinnej sagi dziejącej się w gminie amiszów.
Kelly Irvin pracowała jako dziennikarka, specjalistka od PR i tłumaczka. Mieszka w Teksasie z mężem, dwojgiem dzieci i trójką wnucząt.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 326

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (19 ocen)
7
7
3
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

Tytuł oryginału

BISHOP’S SON

 

Copyright © 2015 by Kelly Irvin

Published by arrangement with The Zondervan Corporation L.C.C.,

a division of HarperCollins Christian Publishing, Inc.

All rights reserved.

 

Projekt okładki

Laura Klynstra

 

Opracowanie wersji polskiej

Ewa Wójcik

 

Zdjęcie na okładce

© Joanna Czogala/Arcangel Images

 

Redaktor prowadząca

Milena Rachid Chehab

 

Redakcja

Joanna Habiera

 

Korekta

Katarzyna Kusojć

Grażyna Nawrocka

 

ISBN 978-83-8169-934-1

 

Warszawa 2020

 

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

 

Moim najbliższym, jak zawsze z wyrazami miłości

 

Dlaczego więc ty potępiasz swego brata? Albo dlaczego gardziszswoim bratem? Wszyscy przecież staniemy przed trybunałem Boga.

Napisane jest bowiem:

Na moje życie – mówi Pan – przede Mną klęknie wszelkie kolano, a każdy język wielbić będzie Boga.

Tak więc każdy z nas o sobie samym zda sprawę Bogu.

Przestańmy więc wyrokować jedni o drugich. A raczej to zawyrokujcie, by nie dawać bratu sposobności do upadku lub zgorszenia1.

List do Rzymian, 14:10-13

1 Biblia Tysiąclecia.

 

Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie.

Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest.

Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który [jest i działa] ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich2.

List do Efezjan, 4:4-6

2 Ibid.

 

SŁOWNIK3

aenti – ciotka

bopli – dziecko

bruder – brat

daed – ojciec

danki – dziękuję

dawdi haus – dom spokojnej starości

dochder – córka

doplisch – niezdarny

Englischer – Anglik bądź nieamisz

fraa – żona

gmay – rada kościelna

Gott – Bóg

groossdaadi – dziadek

groossmammi – babcia

guder mariye – dzień dobry

gut – dobry

hund – pies

jah – tak

kaffi – kawa

kapp – czepek

kinner – dzieci

lieb – miłość

mann – mąż

meidnung – wykluczenie ze wspólnoty

mudder – matka

nee – nie

onkel – wuj

Ordnung – zbiór pisanych i niepisanych zasad amiszów

rumspringa – czas wolności i korzystania z życia

schtinkich – śmierdzący

schweschder – siostra

suh – syn

wunderbarr – wspaniale

3 Niemiecki dialekt, którym posługują się amisze, nie jest językiem pisanym i różni się w zależności od gminy i jej korzeni. Pisownia podana jest w przybliżeniu. Dzieci amiszów uczą się angielskiego dopiero w szkole.

 

RODZINY AMISZÓW PRZEDSTAWIONE W POWIEŚCI

Mordechaj i Abigail (Lantz) King

Leila

Rebeka

Caleb

Hazel

Estera

Samuel

Jacob

Susan King (siostra Mordechaja)

 

Abram i Teresa King

 

Debora Fineasz King

 

Stephen i Ruth Anne Stetler

 

Leroy (biskup) i Naomi Glick

Adam

Jesse

Joseph

Simon

Sally

Mary

Elizabeth

Solomon Glick (ojciec Leroya)

 

Andrew i Sadie Glick

Ruth Anne

Will

Patty

Henry

Catherine

Nehemiah

 

1

Leila Lantz dostała gęsiej skórki na ramionach. Jej matka w czarnych pończochach i niebieskiej sukience, którą skończyła szyć kilka dni temu, zdecydowanym krokiem szła pośród całej wspólnoty złożonej z przyjaciół i krewnych. Rumieniec na jej policzkach dowodził, że nie lubi być w centrum uwagi tylu ludzi, z których część przybyła aż z Tennessee i Missouri, aby wziąć udział w uroczystości zaślubin. Gumowe podeszwy jej czarnych butów zapiszczały na linoleum dużego pokoju jej przyszłego pasierba, donośnie w ciszy nabrzmiałej wyczekiwaniem. Świadkowie, o podobnie zaróżowionych policzkach, drobili za nią z uśmiechem.

Patrzeć, jak mudder wychodzi za innego mężczyznę, przypominało sen na jawie. Tym mężczyzną był Mordechaj King, który stał wyprostowany, z szerokim uśmiechem na pobrużdżonej twarzy i świadkami po bokach.

Nie ojciec Leili, bo ten zmarł przed trzema laty.

Leila wciągnęła w nozdrza napływający z kuchni zapach świeżo upieczonego chleba, bułeczek, ciast i ciasteczek. Otaczała ich atmosfera uniesienia, przypominając, że właśnie dziś dwa serca złączą się w jedno w świętym obrządku, od którego nie może, nie powinno być odwrotu.

Mudder powtórnie wychodzi za mąż. Leila, jej brat i siostry potrzebują ojca. Zmieniła pozycję na twardej sosnowej ławie, rozbolały ją plecy. Jednak myśl, że Mordechaj od dziś zasiądzie przy stole na miejscu zarezerwowanym niegdyś dla daeda, nie mieściła się jej w głowie.

Nowy daed. Nee. Mordechaj nie pasuje do tej roli.

I nie zamierza jej odgrywać. W ciągu półtora roku, odkąd matka Leili przeniosła się z rodziną z Tennessee na południe Teksasu, Mordechaj wielokrotnie dowiódł swej mądrości. Ten na wskroś dobry i obdarzony poczuciem humoru człowiek służył im pomocą od czasu, gdy zaczął adorować matkę na osobliwą modłę ludzi dorosłych, zbyt dojrzałych, by świecić po nocach latarką w okno, jeździć na przejażdżki i zwierzać się pod osłoną ciemności.

Przynajmniej tak wyobrażała sobie randki, gdyż sama jeszcze w tej kwestii nie miała żadnego doświadczenia. Zerknęła w stronę, gdzie siedzieli mężczyźni. Jesse tkwił między swoim starszym bratem Adamem i kuzynem Willem; podobnie jak wszyscy zebrani, oni także wyglądali na urzeczonych widokiem wdowy i wdowca, którzy mieli zostać mannem i fraa, chociaż oboje dobiegali już pięćdziesiątki.

Jesse odkaszlnął i przycisnął rękę do ust, kiedy dźwięk rozniósł się w uroczystej ciszy. Na chwilę utkwił spojrzenie w Leili i jego opalona twarz pokryła się rumieńcem. Spuścił głowę, pokrytą ciemnobrązowymi, gęstymi lokami, schowanymi zwykle pod kapeluszem słomkowym.

Gwałtownie odwróciła głowę, także zaczerwieniona. Słusznie się zawstydził. Dużo gada, a jeszcze ani razu nie poświecił jej latarką w okno. I żadnych przejażdżek bryczką, mimo obiecujących spojrzeń, z których nic nie wyniknęło.

Czegóż takiego jej brakuje, że Jesse nadal się waha? Bez przerwy zadawała sobie to pytanie.

Zatarła spocone ręce i unieruchomiła je na kolanach. Ławka zaskrzypiała pod nią, spódnica zaszeleściła. Leila zerk­nęła na siostry kątem oka. Debora, Rebeka, Hazel i Estera, niebawem jej siostra przyrodnia, z błogimi minami siedziały rzędem w szarych sukienkach. Jeśli targały nimi sprzeczne emocje, wcale tego nie okazywały.

Leila z wysiłkiem utkwiła wzrok przed sobą. Leroy Glick zadawał zwyczajowe pytania rzeczowym tonem, jakim wygłosił wcześniej blisko trzygodzinne kazanie. Czy pozostaną razem aż do śmierci? Czy będą troszczyć się o siebie w zdrowiu i chorobie, pomimo wszelkich przeciwności? Za każdym razem stanowcza odpowiedź Mordechaja poprzedzała ciche jah mudder. Każde jah przybliżało ich do chwili, gdy akt małżeństwa stanie się nieodwołalny. Leila napięła mięśnie. Bolały ją kości i żuchwa, tak mocno zacisnęła zęby.

Boże, niech stanie się wola Twoja. Niech stanie się wola Twoja.

Poczuła szturchnięcie łokciem w żebra.

– Au. – Zasłoniła usta dłonią i łypnęła na Deborę.

Siostra nachyliła się tak blisko, że ucho Leili owiał jej ciepły oddech.

– Siedź jak człowiek. Wiercisz się cały czas.

– Nieprawda…

Debora, z rękami na zaokrąglonym brzuchu, którego nie zakryłby żaden fartuch, tak mocno potrząsnęła głową, że zatańczyły tasiemki białego czepka, spod którego wymknęły się jasne kosmyki. Zmarszczyła brwi, wypisz wymaluj jak matka, kiedy kasza się przypalała, a linka do bielizny zrywała pod naporem mokrych męskich spodni.

– Nie teraz.

Nie teraz. Nic nie powinno zepsuć tej chwili. Leila przełknęła łzy; cieszyła się w imieniu mudder, lecz płakała też z powodu daeda. Chciałby tego. Powiedziałby, że jego czas na ziemi się dopełnił, ale nie czas matki. Ani Mordechaja. Cokolwiek przewidział dla nich Bóg, to Jego plan.

Leroy ujął dłoń mudder i umieścił ją w dłoni Mordechaja, po czym przykrył je własną, wielką i spracowaną.

– Niechaj będzie z wami Bóg Abrahama, Jakuba i Izaaka, niechaj was wspiera i szczodrze obdarzy błogosławieństwami, przez naszego pana Jezusa Chrystusa. Ogłaszam was mężem i żoną.

Nowożeńcy stanęli przodem do zgromadzonych, rosła, barczysta postać Mordechaja górowała nad drobną sylwetką matki, która pokazała dołeczki w uśmiechu. Promieniała, nie sposób tego inaczej wyrazić: bił od niej blask jak od wszystkich oblubienic, które Leila widziała w życiu. W chwili szczęścia, dzielącej przeszłość od nowego życia w roli fraa Mordechaja Kinga, wszelkie ślady upływu czasu i zgryzot znikły, jakby ich nigdy nie było. Cokolwiek się zdarzy, jakąkolwiek napotka przeszkodę, zmierzy się z nią u boku nowego małżonka.

Chwała Najwyższemu. Leila wstała na chwiejnych nogach i odetchnęła głęboko. Jeśli Bóg da, i ona będzie kiedyś tak wyglądać. Spraw, abym tego doświadczyła, Panie.

Debora wytarła twarz chusteczką. Hazel wydała okrzyk radości, a Rebeka z uśmiechem posadziła ją sobie na biodrze.

– Alleluja.

Alleluja.

– Co się z tobą dzieje? – szepnęła Debora, szczypiąc ją w ramię. – Masz minę, jakbyś połknęła cytrynę. To dzień mudder, więc go nie psuj.

Leila potarła rękę.

– Przecież nie psuję. Ja tylko… ja… pójdę pomóc przy stole.

Twarz Debory złagodniała.

– Wszyscy o nim myślimy. Na pewno by sobie tego życzył.

– Jah. – Leila ponownie musiała przełknąć łzy. – Cieszyłby się w jej imieniu.

– Taki już był.

– Jah.

Debora krzepiąco poklepała siostrę po plecach.

– Idź zaczerpnąć świeżego powietrza. Jesteś blada jak ściana. Rozprostuj nogi.

– Nie ma takiej potrzeby.

– Zrozumieją. Fineasz rozumie. On też dzisiaj myśli o swojej mudder. Nie tylko Mordechaj myśli o swojej pierwszej fraa. Ani mudder o tacie. Nie ma w tym nic dziwnego.

Leila poczuła, że jeszcze chwila i wybuchnie płaczem. Dlaczego nie może być taka jak starsza siostra? Ślub z Fineaszem zmienił Deborę, podobnie jak perspektywa rychłego macierzyństwa. Z dnia na dzień nabierała mądrości i rozwagi, tak jak pisklę obrasta piórkami. Leila z wysiłkiem kiwnęła głową.

– Tylko na chwilę. Zaraz wracam.

Debora uścisnęła jej ramię i ruszyła w otoczeniu gromady spieszącej powinszować nowożeńcom. Leila przecisnęła się pod ścianą w stronę drzwi i wyszła na ganek, gdzie panował zaduch schyłku teksaskiego września. Reks, pies Mordechaja – albo Debory, Leila nie była już pewna – podniósł głowę, wstał i się przeciągnął. Czarne łatki na białej mordce upodabniały go do starego, wyliniałego pirata.

– Zostań, piesku. – Leila nie życzyła sobie towarzystwa, nawet czworonożnego. Chciała pobyć sama, co rzadko bywało jej dane. – Zaraz wracam.

Reks ziewnął i ponownie legł na cementowej posadzce. Wyglądał, jakby się uśmiechał, kiedy tak na nią zerkał.

Kręcąc głową nad własną wybujałą fantazją, Leila wyminęła kilkadziesiąt zaparkowanych bryczek i furgonetek, po czym skierowała się w stronę stodoły, za którą rósł zagajnik jadłoszynów, dębów wirginijskich oraz wiązowców przetykanych kępami nopali, bladozielonych na tle spłowiałego nieba. Kilka minut później znalazła się z dala od ludzi stłoczonych w domu Fineasza i wylegających do ogrodu, gdzie ustawiono stoły piknikowe, aby ich ugościć.

Schylona pod naporem wilgotnego wiatru z południowego wschodu, skręciła za róg stodoły, by odetchnąć w spokoju pośród surowego krajobrazu, który pokochała w ciągu minionego roku. Nikt nie nazwałby go ładnym, odkryła jednak, że na tym pustkowiu tym łatwiej prosić Boga o wskazanie jej drogi.

– Mówiłeś, że nie powiesz. – W zduszonych słowach pobrzmiewał ledwie skrywany gniew.

– O czym? – Leila stanęła pod dębem, stwierdzając poniewczasie, że wyrzut nie był skierowany pod jej adresem. Poczuła gryzącą woń tytoniu, a gdy przejechała dłońmi po szorstkiej korze i wyjrzała zza szerokiego pnia, zrozumiała, że wiatr i szelest liści zagłuszyły jej odpowiedź.

Will Glick stał w cieniu stodoły z papierosem uniesionym do ust, spod szerokiego ronda jego czarnego, odświętnego kapelusza wzbijała się strużka dymu. Leila widziała plecy Jessego Glicka. Will zaciągnął się dymem i opuścił rękę, trzymając papierosa między kciukiem i palcem wskazującym.

– Nie powiedziałem. – Odkaszlnął i kichnął. – Onkel Leroy ma dosyć na głowie. Susza. Wyjazd Planków. Nawet mój daed rozważa przeprowadzkę. Gmina obumiera, a ty chcesz jeszcze pogorszyć sprawę.

Leila przycisnęła rękę do ust, aby stłumić okrzyk zgrozy. Mudder wywróciła ich życie do góry nogami swoją decyzją o opuszczeniu Tennessee niespełna dwa lata temu. Nigdy nie wspomniała o takiej sytuacji. Czy w ogóle o niej wie? Jeśli tak, dobrze to ukrywa.

– Onkel Andrew przeprowadził się tu w dzieciństwie. – W uszach zazgrzytał jej kpiący ton Jessego. – Twój daed tu dorastał. Nie zdecyduje się na wyjazd.

– Mówi, że trzeba ruszać tam, dokąd Gott nas prowadzi.

– Pojechałbyś z nim? – Głos Jessego złagodniał, jakby już pobrzmiewał w nim żal po utracie przyjaciela. – Jesteś dorosły, możesz zostać.

– Bez rodziny? – Głos Willa zabrzmiał podobnie. – Czy ja wiem? A co, byłoby ci smutno beze mnie?

Różnili się pod każdym względem: Will był wysoki, chudy i jasnowłosy, Jesse niższy, przysadzisty i umięśniony, o ciemnych, prawie czarnych włosach, ale rozmawiali jak bracia złączeni przez czas i okoliczności.

– Jah, bez was wszystkich…

– Wiem tylko, że to grzech się martwić. Bóg ma plan. – Will znów się zaciągnął, czerwony ognik błysnął w cieniu stodoły. – Myślisz, że pochwala twoje zachowanie?

Jesse bez słowa obrócił się na pięcie i ruszył w stronę dębu, na jego twarzy malowała się przykrość. Dlaczego? O co chodziło? Cóż, rozmowa na pewno nie była przeznaczona dla jej uszu. Nie wypada, żeby bawiła się w chowanego. Wyszła zza drzewa.

Jesse stanął jak wryty.

– Co ty tu robisz?

– Wyszłam rozprostować nogi. – Stwierdziła z niezadowoleniem, że głos jej zadrżał. Przecież nie powie im o uczuciach, jakie wzbudził ślub mudder z Mordechajem. – Chciałam odetchnąć świeżym powietrzem, zanim zaczniemy świętować.

Przestań gadać trzy po trzy. Ruszyła przez chwasty, byle jeszcze gorzej się nie zbłaźnić.

– To nie to, co myślisz. – Jesse zastąpił jej drogę i musiała przystanąć. – My tylko rozmawialiśmy.

– Możecie gadać i palić, ile dusza zapragnie. – Leila udała, że nie rozumie. Nie muszą się obawiać, nie powtórzy ich rozmowy o przyszłości wspólnoty. To tylko zasiałoby ziarno niepewności i podzieliło innych. – Nikt nie zabrania wam palić, to wasze zielone lata.

– Tylko rozmawiamy… o różnych sprawach.

Will pstryknął niedopałek na ziemię i wdeptał w błoto.

– Właśnie.

– Jakich? – Leila nie mogła się powstrzymać. Wyglądali jak przyłapani na gorącym uczynku. To jasne, że nie powinni palić ani dyskutować o przyszłości gminy. – O tym, jak puścić z dymem ciężko zapracowane pieniądze?

– Nee. O tym, żeby poszukać pracy w mieście.

Pracy w mieście. Żeby zarobić trochę grosza i pomóc rodzinie przetrwać kolejną zimę w Bee County, aby nikt nie wyjechał i gmina się utrzymała. Zaledwie garstka młodych mężczyzn mogła pracować z Englischers za zgodą Leroya. Omówiono to na zebraniu zwołanym po tym, jak tegoroczna susza przetrzebiła plony i spadły zamówienia na bryczki.

– Pytałeś Leroya… swojego tatę?

Jesse wzruszył ramionami.

– Jeszcze nie. Chyba najpierw pojadę do miasta i się rozejrzę. Trudniej mu będzie odmówić, jeśli przyjdę do niego z czymś konkretnym.

Człowiek pokroju Leroya podejmie decyzję wyłącznie pod dyktando sumienia i Ordnungu.

– Jak możecie wydawać pieniądze na papierosy, skoro prawie nie ma co do garnka włożyć?

– Nie wydajemy. – Paczka zaszeleściła w rękach Willa. – Kiedy w zeszłym tygodniu graliśmy w mieście w bilard, jeden gość dał mi je do potrzymania i zapomniał zabrać przed wyjściem. – Podał papierosy Jessemu. – Proszę, zrób z nimi, co chcesz.

Jesse przyjął papierosy.

– Wyrzucę je.

– Kosztowały z siedem dolarów.

– Co tu się dzieje?

Leila przymknęła oczy w nadziei, że szorstki głos nie należy do ostatniego człowieka, który powinien ujrzeć ją w takich okolicznościach.

– Niech ktoś mi odpowie.

Rozwarła powieki.

Leroy osłaniał wielką dłonią oczy przed słońcem.

– Głusi jesteście? Pytam, co się tutaj dzieje!

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI