Święto pojednania - Ajschylos - ebook

Święto pojednania ebook

Ajschylos

0,0
12,49 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Święto pojednania to utwór Ajschylosa, jednego z najwybitniejszych, obok Sofoklesa i Eurypidesa, tragików ateńskich. Powszechnie uważany za rzeczywistego twórcę tragedii greckiej.

Święto pojednania, znane również pod tyułem Eumenidy, to trzecia część Oresteji, czyli trylogii starogreckich tragedii autorstwa Ajschylosa.

Eumenidy ścigają i dręczą Orestesa, gdyż są narzędziami sprawiedliwości.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 38

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wydawnictwo Avia Artis

2022

ISBN: 978-83-8226-745-7
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

OSOBY DRAMATU

PROROKINI, kapłanka delficka APOLLO ORESTES KLITAJMESTRA HERMES CHÓR ERYNIJ (Eumenid) LUD, SĘDZIOWIE, KAPŁANI.

ŚWIĘTO POJEDNANIA

W głębi front świątyni Apollina w Delfach.

Drzwi zamknięte, obok nich stara PROROKINIw sukni kapłanki z wielkim kluczem, przewieszonym przez ramię; we włosach gałązki oliwne.

 PROROKINI: Ze wszystkich najpierw bogów modlitwa ma idzie Ku Ziemi, ku prawieszczce. Potem cześć Temidzie Oddaję, co, jak głoszą dzieje, na urzędzie Proroczym nastąpiła po matce. Niech będzie Poświęcon trzeci pokłon również córce Ziemi, Tytanów latorośli, Fojbie: szła za niemi, Nie siłą, tylko zgodą w tej świętej ustroni Osiadłszy. Zaś dziedzictwo i nazwisko po niej Wziął Fojbos. Od jeziora, co śród opok leży Delijskich, do Pallady przypłynął wybrzeży, A stamtąd k’nam zawitał, w dzierżawy Parnasu. W pochodzie uroczystym, pośród gęstwi lasu Bezpieczne wycinając mu drogi, szli przed nim Synowie Hefajstosa, hymnem niepoślednim Wielbiący swego pana. Tej pamiętnej chwili Mieszkańcy i król Delfów szumnie ugościli Przybysza. Siłę bożą wlał mu Zeus do wnętrza, By objął jako czwarty tron Wieszczów. Najświętsza Potęga Loksyjasza wieści od tej pory

Rozkazy rodzicowe. Takie to mój skory Czci język władne bóstwa. Obok nich Palladę, Mędrczynię, w swoich modłach przepokornych kładę I nimfy, w korycyjskich skałach skryte władztwo Mające, gdzie się gnieżdżą demoni i ptactwo Wszelakie szuka schronu. Bromiosa pomnę, Co stał się tego miejsca panem, gdy niezłomne Swe siły zwrócił gniewnie przeciw Pentejowi: Bachantki swe nań puścił, wiedząc, że go złowi Ich sfora i zaszczuje na śmierć, ni zająca. Niech będzie też wspomniana krynica szemrząca Plejstosa — wraz z potężną mową Posejdona, A wkońcu Zeusa wzywa warga rozmodlona, Ze wszystkich najwyższego. Teraz, wieszczb mistrzyni, Na tronie swym zasiędę. Niech się łaska czyni Nade mną, większa dzisiaj, niźli w innym czasie. Zebrani Hellenowie mogą wejść, a zasię W porządku, jaki los im wyznaczył i droga Zwyczaju. Głosić będę świętą wolę boga.

(otwiera drzwi świątyni i wchodzi do wnętrza. Po chwili wraca przerażona. Drzwi się za nią zamykają)

Strach mówić, strach jest patrzeć! Z domu Loksyjasza Precz widok mnie wypędził, co tak mnie przestrasza, Że w głowie mi się mąci, biegają me ręce, Lecz stopy się nie ruszą: stopy niemowlęce Ma z trwogi moja starość! Odbiegł duch mnie wszytek! W wieńcami obwieszony wstępuję przybytek I oto widzę męża, jako głaz ołtarza, O łaskę błagający, haniebnie znieważa: Dłoń jeszcze krwią ocieka na tem miejscu świętem, Miecz nagi trzyma w dłoni wraz z oliwnym prętem, W wełnianą, białą wstęgę owitym troskliwie — Spostrzegłam to wyraźnie. A przy nim — o dziwie! —

Na krzesłach pełno kobiet uśpionych dokoła; Nie kobiet, raczej Gorgon straszliwe zebranie, — Czyż język mój tę grozę opisać wydoła? — A przecież i nie Gorgon: patrzałam-ci na nie W obrazie, jak ich ciżba wszelką strawę kradła Ze stołu Fineusza. Te zasię widziadła Bez skrzydeł są, acz równie ohydne i czarne Od stóp do głów na ciele. Wstrętu nie ogarnę Oddechów ich chrapliwych! Z oczu jad im ciecze, A strój ich jest-ci taki, że ni w progi człecze Zawitać w nim, ni stanąć przed oblicze boże. Podobnych nie widziałam na całym przestworze, I niema ludu w świecie, coby, takie plemię Żywiący, nie żałował: zbyt to ciężkie brzemię! Lecz wszystko-ć ja to zdaję na pana świątyni: Wszechmocny niech Loksyjasz, jak zechce, tak czyni! Na wszystko on ma leki w swym świętym rozumie I każdą z cudzych domów winę zmywać umie.

(otwierają się drzwi do świątyni: widać jej wnętrze; w środku pępek ziemi: z głazu wykuty stożek, owinięty wełnianemi paskami. Przy nim na krześle siedzi ORESTESz mieczem w jednej, z gałązką oliwną, owiniętą wełnianym pasem, w drugiej ręce. Naokoło niego śpiąERYNJE, straszne, czarniawe postacie niewieście, z ciemnozielonemi, ociekającemi oczami. Przy Orestesie staje APOLLOo jasnych kędziorach, w długiej, ze wszystkich stron zapiętej, fałdzistej szacie. U boku ma kołczan, w ręku łuk)

 APOLLO:

Przenigdy nie odmówię ci możnej opieki;

Twym stróżem zawsze będę, bliski, czy daleki, I wrogom przeciw tobie cugli nie popuszczę. O, popatrz na tę straszną, oszalałą tłuszczę, W tej chwili snem zmorzoną, patrz na te dziewczęta, Na starcze dzieci Nocy! Czerń-ci to przeklęta:

Ni bóg, ni człek, ni żadne zwierzę się nie spara Z tym rodem. Zła to gońce, spłodziła je Kara, A gniazdo mają w mrokach podziemnego Piekła: Niebiosa odtrąciły, ziemia się wyrzekła Tych gadzin. Lecz ty musisz uciekać przed niemi, Bez końca, bez wytchnienia. Po obszarach ziemi Trop w trop cię gonić będą, gdziekolwiek się ruszy Twa stopa; i na morzu nie ujdziesz katuszy, Śród miast, oblanych falą. Nie spoczniesz, biegunie, Aż zajdziesz w gród Pallady. Tam do stóp jej runie Twa postać, tam jej posąg obejmą twe dłonie, Tam ja cię wobec sędziów surowych obronię; Przeze mnie już na zawsze odbiegną cię znoje, Bo matkę wszak zabiłeś na rozkazy moje!  ORESTES: (wychodzi z świątyni, rózgę oliwną zostawił, miecz schował do pochew)O władco Apollinie! Sprawiedliwe słowa Wymawiasz — niech też będzie do czynu gotowa Twa ręka! Obiecałeś, tak mnie zbaw z tej matni!  APOLLO: Miej wiarę! Zbądź się trwogi! O ty, płodzie bratni