Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Od dawna jestem fanką Dorotki. Dorotka jest aktorką, która może nie ma szczęścia
w zawodzie, ale ma szczęście do pakowania się w dziwne sytuacje, niezwykłe poczucie humoru, dystans do siebie i świata, talent pisarski i... koleżankę, której trudno nie pokochać, mimo iż jest niezłą suką.
Małgorzata Kożuchowska
Bardzo zgrabna, figlarna i zaskakująca historia jednej Dorotki,opowiadana przez dwóch narratorów, którym do siebie pozornie daleko, a jednak blisko. Oboje kochają ludzi...Ale ta książka nie jest o tym, w każdym razie nie tylko. Gorąco polecam!
PS. Od jakiegoś czasu patrzę inaczej na swojego psa. Dzięki, Suko.
Kasia Ankudowicz
Dorotka z bestsellerowej powieści „I dobry Bóg stworzył aktorkę” powraca! I to w towarzystwie pewnej Suki, a do tego w najwyższej życiowej formie. Jeśli myślicie, że w pierwszym tomie o absurdach polskiego tak zwanego szumnie szołbiznesu powiedziano już wszystko, to zdecydowanie jesteście w błędzie. Życie pisze najbardziej nieoczekiwane scenariusze, zwłaszcza dla aktorki i jej przyjaciółki Suki. Możecie być pewni jednego – będzie jeszcze śmieszniej, jeszcze ostrzej i jeszcze bezczelniej. W poszukiwaniu miłości swojego życia Dorotka potknie się i przewróci nie raz, nabije sobie niejednego guza, ale – jak to Dorotka – nie straci rezonu i dobrego humoru, a przynajmniej nie na długo. Natknie się przy tym na paru zupełnie niezwykłych adoratorów, dzięki którym po raz kolejny uzyska potwierdzenie tezy, że mężczyzna może być albo mądry, albo wysoki, albo przystojny, albo dowcipny, albo stabilny emocjonalnie, a napotkanie osobnika posiadającego wszystkie te cechy jednocześnie jest statystycznie niemożliwe. Powracają też dawni znajomi: Słynny Aktor, Janusz Mariański i parę innych gwiazd, znanych Wam z pierwszej książeczki i ze szklanego ekranu. Czy znowu namieszają w Dorotkowej drodze do kariery? „Udało się wyjść poza schemat klasycznej literatury kobiecej”, „To istny wulkan zdrowego, inteligentnego humoru. Lekarze powinni tę książkę przepisywać każdemu ponurakowi!”, „To jest naprawdę genialna książka. Chętnie czytałabym więcej tak dobrze napisanych debiutanckich powieści. Polecam i czekam na kolejne książki tej autorki” -tak pisano o pierwszej części losów Dorotki. Na wyraźne życzenie czytelników bohaterka powraca w najprawdziwszej na świecie historii, znamienitym towarzystwie gwiazd polskiego szołbiznesu i z pytaniem, które nasuwa się samo: czy Suka ją wygryzie?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 383
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
2015 © Agata Pruchniewska
2015 © Wydawnictwo SOL
Redakcja i korekta:
Karina Stempel-Gancarczyk
Warszawa 2015
ISBN 978-83-62405-86-2
Wydawca:
Wydawnictwo SOL
Monika Szwaja
Mariusz Krzyżanowski
05-600 Grójec, Duży Dół 2a
www.wydawnictwosol.pl
ePub i Redakcja techniczna:
Ilona i Dominik Trzebińscy Du Châteaux
Dla Steve’a, kimkolwiek i gdziekolwiek jest,
od Ali
Prawda jest dziwniejsza od fikcji, a to dlatego, że fikcja musi być prawdopodobna. Prawda – nie.
Mark Twain
Tej książki chyba właściwie miało nie być.
Pewnego pięknego dnia po prostu zniknęła w kosmosie. Tak, właśnie tak. Plik w komputerze zepsuł się na amen, że posłużę się nomenklaturą naszego narratora, a kopia, cóż... okazało się, że w ogóle nie ma jej tam, gdzie powinna być.
Tym sposobem stanęłam przed dylematem – siąść i płakać, poddać się i nigdy już nie opublikować ani słowa albo wziąć się w garść i napisać wszystko od początku.
Wybrałam to pierwsze. Siadłam i płakałam. Przez dwa tygodnie.
W trzecim doszłam do wniosku, że ten stan przestał mi odpowiadać, po czym zabrałam się do roboty.
I napisałam „Sukę...” jeszcze raz.
Nie zrobiłabym tego, gdyby nie wsparcie przyjaciół, znajomych oraz zupełnie obcych mi ludzi.
Dziękuję wszystkim za słowa otuchy, za pomoc informatyczną, za podjęte próby ratowania mojej książki, za telefony, mejle, za wszelkie propozycje przeróżnej pomocy. Zapewniam Was, że wszystkie pamiętam i doceniam.
Nie mogę wymienić każdego z Was, bo zajęłoby mi to kilka stron. Ale wiedzcie, że wszyscy jesteście współautorami tej książki.
Wy oraz Scott Bradlee’s Postmodern Jukebox, który przez ten cały czas grał mi do ucha tak pozytywnie, że ta historia po prostu musiała skończyć się dobrze.
Dziękuję Wam bardzo!
Agata
Pamiętacie Dorotkę? Na wszelki wypadek przypomnę, że to ta wiecznie niezadowolona z siebie, niezwykle uparta w dążeniu do celu istota, u której brak wiary we własne możliwości ustępuje jedynie umiejętności pakowania się w kłopoty. Ta sama, która tak bardzo chciała być aktorką, że mimo wielu przeciwności to jej się udało. Ta, która jest mistrzynią w mówieniu tego, czego nie powinna, oraz w natychmiastowym, niepoprzedzonym myśleniem działaniu. W chwili ustanowienia mistrzostw świata w strzelaniu gaf Dorotka powinna otrzymać walkowerem pierwsze miejsce w uznaniu swoich dotychczasowych zasług w tej dziedzinie i pozostać dożywotnio honorową patronką uroczystości.
Czy już sobie przypominacie, jak mozolnie nasza bohaterka wspina się po szczeblach dziurawej drabiny polskiego szołbiznesu? Pamiętacie, z jaką determinacją trwa w ukochanym zawodzie, mimo tego, że jest to bardzo często miłość nieodwzajemniona?
Co zaś do sfery uczuć, czy przypomina się wam Książę z Bajki? Ten, na którego Dorotka postanowiła się uprzeć mimo wyraźnie niesprzyjających okoliczności i przez niemal dekadę trwała w tym uporze, choć wszelkie znaki na niebie i ziemi dowodziły, że to trwanie skazane jest na porażkę?
Jeśli o tym wszystkim nie zapomnieliście, to pewnie pamiętacie również, że gdy ostatnio widzieliśmy Dorotkę, odchodziła w promieniach zachodzącego słońca wraz ze swoją Suką ku właśnie pączkującej karierze artystycznej tej drugiej.
Przypuszczam, że jesteście ciekawi losów ich obu. Chętnie zaspokoję tę ciekawość. Dla jasności dodam tylko, że ja, jak to ja, nie zamierzam się wtrącać, chyba że będzie to naprawdę konieczne, a przez tę konieczną ostateczność rozumiem wplątanie się Dorotki w międzynarodowy konflikt zbrojny, wywołanie ogólnoświatowego kryzysu energetycznego tudzież spowodowanie katastrofy ekologicznej na skalę kosmiczną. Oczywiście nadal jestem w posiadaniu wszystkich kończyn, w tym mojego osławionego palca i raz na jakiś czas go używam, kierując go w stronę istot rodzaju ludzkiego; Dorotka nie jest wyjątkiem. Jak będzie trzeba, to ją uchowam, taka moja rola. Ale póki co wolę obserwować. To zawsze dostarcza wielu wrażeń. I, jak zapewne już wiecie, Dorotka to bardzo kiepsko sterowalna jednostka, a ja jestem nierychliwy. Jak nie muszę, wolę się nie przemęczać.
Ale dość o mnie. Wróćmy do Dorotki. I Suki.
Suka, w przeciwieństwie do Dorotki, robi wrażenie wszędzie i na wszystkich. Dobre wrażenie. Bo z Dorotką, jak wiadomo, różnie bywa.
Suka natomiast budzi wyłącznie pozytywne emocje. No, może jednak nie we wszystkich. Osiedlowe koty mogłyby mieć na ten temat inne zdanie. Ale jeśli chodzi o ludzi, to jeszcze nie widziałem takiego, który by się nad Suką nie zatrzymał, nie zacmokał, nie pochwalił albo nie pogłaskał. Przy takiej urodzie i wdzięku jest raczej zrozumiałe, że jej kariera nabrała nieoczekiwanego rozpędu.
Dorotka przyjęła ten nieoczekiwany rozpęd ze stoickim spokojem i bez jakiejkolwiek zazdrości. Była nawet zadowolona, że jedyne, co musi zrobić, to dowieźć Sukę na plan i na tym koniec. Niech sobie dalej radzą. Żadnego wielogodzinnego makijażu, czesania, żadnego użerania się z niekompetentnym reżyserem i koleżanką – gwiazdą z fochami. Pies to pies. Albo zagra, albo nie zagra. Zresztą, chyba nikt nie oczekuje, że pies będzie tak cierpliwy, spokojny i gotowy na wielogodzinne czekanie oraz różne inne przyjemności na planie jak aktor. Nikt się chyba nie spodziewa, że wytrzyma dwanaście godzin bez piśnięcia i jeszcze będzie się do wszystkich uśmiechał. Nikt zdrowy na umyśle nie sądzi przecież, że pies zrobi wszystko, żeby zaistnieć przed kamerą.
I tutaj Dorotka się pomyliła. Nie wiedzieć czemu uznała, że w środowisku filmowym pracują osoby zdrowe na umyśle. Oj, Dorotko, Dorotko. Tyle już lat, tyle doświadczeń, a Ty ciągle naiwnie myślisz, że tu może być sprawiedliwie, szybko, profesjonalnie i z sensem. Westchnąłem sobie pod nosem, widząc, że Dorotka, jak to Dorotka, znowu ma oczekiwania i sobie wyobraża.
To znaczy ja rozumiem, że Dorotka ma oczekiwania. Kto nie ma oczekiwań, daleko nie zajedzie. Ale oczekiwanie, że na planie filmowym wszyscy będą normalni, jest – przyznacie – mało realistyczne, zwłaszcza gdy to oczekiwanie wypływa z Dorotki, dla której taki plan to przecież nie pierwszyzna.
– Dałabyś psa do filmu? – zapytał Dorotkę Młody Reżyser. – Bo mam rolę dla psa. Ważna rola to jest. Fajnego psa bym potrzebował.
– Może i bym dała – zawahała się Dorotka – ale nie wiem, czy Suka się sprawdzi.
– Co ma się nie sprawdzić, ładna przecież jest – odpowiedział Młody Reżyser.
Dorotka się zamyśliła. To zupełnie takie samo kryterium wyboru, jak przy aktorkach. Co jest z tymi reżyserami? Nie pytają, czy artystka ma talent, tylko oceniają po urodzie. Młody, to jeszcze się nie zna. Ale jak się nauczy tak obsady robić, to potem będzie kolejnym reżyserem, u którego będą grały drętwe kawałki deski i plastiku, byle miały ładne usta i kształty ogólne. Dorotka uznała, że w słusznej sprawie musi się sprzeciwić.
– Ładna jest, ale to przecież nie jest najważniejsze. Musi umieć grać. Chyba?
– No tak. Dobrze by było. Bo to duża rola, wiesz. Sześć dni zdjęciowych. Dużo do zagrania. Że umiera na przykład. A przed tym umieraniem dużo różnych rzeczy robi ten pies. No tak, musi grać – zgodził się Młody Reżyser.
Dorotka niemal się zachłysnęła. Sama nigdy nie grała takiej dużej roli w filmie fabularnym, z umieraniem i w ogóle. Tym bardziej sprawę należało potraktować poważnie.
– No to musimy jej zrobić jakiś casting, zdjęcia próbne czy coś – stwierdziła zdecydowanie.
– Możemy – zamyślił się Młody Reżyser – ale taka ładna jest, że i tak bym chciał, żeby zagrała.
W głębi Dorotki znów podniosło łeb Poczucie Sprawiedliwości Dziejowej.
– Nie wolno ci oceniać po urodzie! Weźmiesz ładnego psa, który nic nie umie, i co będziesz miał? Wielkie nic będziesz miał. Błagam cię!
– Dobrze już, dobrze, zrobimy te zdjęcia. Ale wiesz, moja żona powiedziała, że jej się Suka tak podoba, że musi zagrać i koniec.
No masz. Żona powiedziała, znaczy święte. „Rośnie nam kolejne pokolenie wybitnych reżyserów” – pomyślała Dorotka i uznała, że stanowczość jest jedynym wyjściem w zaistniałej sytuacji.
– Ja nie dam psa bez zdjęć próbnych, bo potem będzie na mnie, jak sobie nie poradzi.
– Dobrze – wyraził zgodę Młody Reżyser. – To zrobimy jakieś takie zdjęcia, zapoznamy ją z aktorem i z kamerą. Zrobimy.
I zrobili.
Zapoznanie z aktorem wyglądało następująco.
– Cześć, to ten piesek jest? – zapytał aktor o imieniu Kamil.
– Cześć, tak, to ten piesek, znaczy Suka – odpowiedziała wyczerpująco Dorotka.
– Chodź piesku do mnie, znaczy Suko. Chodź – powiedział Kamil. – Dlaczego ona nie chce do mnie iść?
– Bo cię nie zna – odparła Dorotka z prostotą. – Musicie się troszkę zakolegować na początek.
– Aha. – Kamil nie wyglądał na przekonanego. – Chodź Suko do mnie, no chodź.
Suka grzecznie poszła.
Kamil się ucieszył.
– Przyszła do mnie. Mądra Suka. A co ona umie?
– No dużo rzeczy umie, tylko trzeba odpowiednim tonem mówić i zaoferować jej jakąś motywację.
– A – zgodził się Kamil. – Siad. Siad, Suka. Siadaj. Nie umie.
– Umie – zaprzeczyła gorąco Dorotka.
– To ja nie umiem tego tonu. Nie nadaje się ten pies – zdecydował niespodziewanie Kamil.
Dorotka była wstrząśnięta. Nie zdążyła jeszcze zrobić w kierunku Kamila kroku z motywacją w postaci parówki w ręku, a on już uznał, że Suka przegrała casting. Niedoczekanie.
– A czego ty taki niecierpliwy? – stanęła w obronie swojej Suki. – Co taki szybki, co? Widzieliście go. Przecież to pies, musi mieć chwilę na zapoznanie się z sytuacją.
– Ale on mnie nie słucha. Ten pies.
– Jedno zdanie do niego powiedziałeś dopiero. I Suka, nie pies. Masz tu. Teraz cię posłucha – powiedziała stanowczo Dorotka, wcisnąwszy Kamilowi do ręki garść wyrobów wędliniarskich niskiej jakości, ale za to o intensywnym aromacie.
– I co teraz? Mam jej dać to wszystko?
– A niech cię Bóg broni! – Głupie pytanie Kamila sprawiło, że Dorotka przypomniała sobie chwilowo o moim istnieniu. – Dasz jej w nagrodę, jak zrobi coś, co będziesz chciał, żeby zrobiła. W życiu nie ma nic za darmo. Psim także.
– A, no dobra – zgodził się Kamil. – To weź mi powiedz, jakie ona zna komendy, to zobaczymy, czy się słucha.
„Sama jestem ciekawa – pomyślała Dorotka – czy posłucha kogoś obcego”.
– Dobra, to jak jej powiesz „twist”, to ona robi takie kółko, a jak „wstydź się”, to powinna łapami łeb nakryć. Spróbuj.
Dorotka celowo wybrała dość proste komendy, żeby nie zniechęcać Kamila w przypadku, gdyby się nie udało.
Jej obawy okazały się kompletnie nieuzasadnione. Suka wykonała wszystko bezbłędnie, a nawet poszła z Kamilem na krótki spacer po budynku, wcale nie oglądając się za Dorotką. „Sprzedajna Suka” – pomyślała Dorotka. „Wystarczy kawałek parówki i proszę”.
Młody Reżyser przyglądał się całej tej sytuacji w milczeniu. Nie było wiadomo, czy jest zadowolony, czy jest niezadowolony. Operator kamery za to był zadowolony na pewno, bo okazało się, że Suka nie boi się urządzeń filmujących.
Młody Reżyser natomiast milczał, milczał, aż przemówił.
– Fajna jest – powiedział zasępiony. – Jedno tylko mnie martwi, że taka żywa.
– To jest terier – walnęła Dorotka prosto z mostu. – Jak chcesz nieżywego, to weź sobie starego basseta.
– Basseta nie. Za duży. A nie można jakoś zrobić tak, żeby była spokojniejsza? – zamyślił się Młody Reżyser.
– Można – odparła Dorotka podejrzanie szybko. – Mogę jej dać środki uspokajające.
– O – ucieszył się wewnętrznie Młody Reżyser. Dorotka już zdążyła zauważyć, że ciężko pracował nad swoim wizerunkiem i prawdopodobnie uważał, że uśmiech mógłby mu na ten wizerunek zaszkodzić, zatem cieszył się wyłącznie wewnętrznie, co można było poznać po delikatnym ruchu nozdrzy. – To daj jej.
Dorotka przyjrzała się bliżej jego nozdrzom, z nadzieją, że może tym razem to on żartuje.
– Żartujesz? – zapytała jednak dla porządku, bo znała go za słabo, by ocenić, czy żartuje, czy tylko oddycha.
– Nie – odpowiedział Młody Reżyser.
– No dobra. To ja żartowałam – przyznała Dorotka, czując w duchu, że łatwo nie będzie. – Nic psu nie będę dawać na uspokojenie. Jak chcesz, to bierz takiego psa, a jak ci nie pasuje, to szukaj innego.
– Kiedy ja chcę tego. Tylko żeby był inny – wypowiedział się konkretnie Młody Reżyser.
– Nie chcę cię oszukiwać. Ten pies inny nie będzie – powiedziała Dorotka na wszelki wypadek głośno i wyraźnie. – Żeby nie było na mnie, że nie uprzedzałam.
– No to ja nie wiem. Albo może wiem – wyraził nieokreśloną wątpliwość Młody Reżyser. – Najwyżej ją jakoś inaczej będziemy filmować albo coś. Damy radę. Bierzemy tego psa.
Dorotka wprawdzie nie zrozumiała, jak zamierza inaczej filmować psa, od tyłu czy z kosmosu, ale pomyślała, że nie będzie drobiazgowa. Psa pokazała, powiedziała, co i jak, wszystko powinno być jasne. Ostatecznie Młody Reżyser jest wprawdzie młody, ale nie jest dzieckiem i należy zakładać, że potrafi przewidywać skutki swoich decyzji.
Jednak, jak już zapewne wam wiadomo, moje wyroki są niezbadane i tym razem postawiłem na drodze Dorotki niezwykle skomplikowany egzemplarz reżyserski. Sam byłem ciekaw, co z tego wyniknie.
Dorotkę w parę dni po zdjęciach próbnych Suki coś intensywnie tknęło i potem tykało przez cały dzień. Z początku starała się na to tykanie być głucha, ale że nasiliło się niemal do poziomu odgłosu ładunku wybuchowego, musiała przyjąć do wiadomości, że głos intuicji coś jej mówi. Głos mówił, żeby jeszcze kwestię współpracy z Młodym Reżyserem przemyślała.
Poszła więc po poradę do Zaprzyjaźnionego Filmowca.
Ten zadumał się głęboko.
– Ja bym dał mu tego psa – powiedział wreszcie. – Młody Reżyser może i jest dziwny, ale bym dał. Zdolny jest, takie ładne dwa dokumenty już zrobił. Dałbym.
Dorotka się zawahała. Zaprzyjaźniony Filmowiec mimo młodego wieku posiadał duże doświadczenie oraz bezcenną cechę, dla Dorotki niestety wciąż nieosiągalną, czyli zimną krew.
Prawdopodobnie miał rację.
Ale dla pewności Dorotka zapytała jeszcze Słynną Treserkę Zwierząt, znaną w środowisku filmowym z tego, że jest w stanie dostarczyć na plan niemal każdy gatunek i do tego zmusić go do współpracy. Oczywiście zwierzę pozostaje zwierzęciem i znana jest historia wiewiórki, która na planie reklamy ni z tego, ni z owego uznała, że nie chce być gwiazdą filmową, i oddaliła się w nieznanym kierunku, wywołując w ekipie panikę i rozdrażnienie. Wielogodzinne poszukiwania dostarczyły wszystkim niezapomnianych wrażeń i emocji.
Z tego, co Dorotce było wiadomo, psy Słynnej Treserki Zwierząt zachowywały się jednak nieco bardziej przewidywalnie niż wspomniana wiewiórka, Dorotka uznała zatem, że nie od rzeczy będzie podpytać u źródła co i jak.
– Proszę pamiętać – powiedziała Słynna Treserka Zwierząt – że filmowcy zazwyczaj nie mają pojęcia o pracy ze zwierzętami. Myślą na przykład, że koń od urodzenia wie, co oznacza „prawo” i „lewo”. Taki filmowiec ma swoje wyobrażenie o filmie, które niestety zwykle nie ma nic wspólnego z rzeczywistością i możliwościami zwierząt. Trzeba przyjść i im wytłumaczyć, jaka jest psia natura, co pies może, a czego nie, i zasugerować, jak to sfilmować, żeby zadziałało zgodnie z oczekiwaniami. To czasem orka na ugorze.
Usłyszawszy to, Dorotka się zasępiła.
Głos wewnętrzny coś tam wspominał o orce, ale z drugiej strony brzmiał w Dorotkowym uchu głos Zaprzyjaźnionego Filmowca.
Postanowiła więc postawić na szczerość w rozmowie z Kierownikiem Produkcji, który robił wrażenie bardzo rozgarniętego i rzeczowego.
– Otóż ja nie wiem – powiedziała konkretnie – czy Młody Reżyser aby na pewno wie, co robi.
W słuchawce zabrzmiała cisza.
– Hm – odparł po chwili oszczędnie Kierownik Produkcji. – W tej mierze trudno o pewność, ale trzeba mieć nadzieję. A o co chodzi?
– No o psa. Obawiam się, że będzie orka – wypowiedziała się skrótem Dorotka.
– Ale w jakim sensie? – zapytał grzecznie Kierownik Produkcji. – Bo przyznam, pani Doroto, że nomenklatura rolnicza jest mi obca.
– Nie rolnicza, nie rolnicza. To jest filmowa nomenklatura. Że się boję tego Młodego Reżysera. Bo on się chyba nic a nic nie zna na psach i myśli, że psu można baterie wyłączyć albo co. Boję się, że afera będzie, wie pan.
– Pani Doroto. Ja to biorę na siebie. Ja Młodemu Reżyserowi wytłumaczę, że pies to pies. Ja go uprzedzę, ja z nim porozmawiam, proszę się niczego nie bać. Piesek jest nam potrzebny i na pewno wszystko będzie dobrze.
– Tak pan mówi? – zapytała Dorotka bez przekonania.
– Proszę mi wierzyć. Pani uprzedziła, że pies nie ma doświadczenia, my to wiemy, resztę proszę nam zostawić.
– No dobrze – zgodziła się Dorotka, usiłując nie słyszeć nomenklatury rolniczej w swojej głowie. – Skoro pan tak mówi, niech tak będzie.
Podpisała umowę i czekała na dalszy bieg zdarzeń.
Przewidywano, że Suka będzie potrzebna na planie przez sześć dni. Dorotkę nieco ukłuło coś w rodzaju zazdrości na wieść, że oto Suka ma o wiele większą rolę w filmie fabularnym, niż Dorotce dane było kreować kiedykolwiek, ale spacyfikowała szybko to brzydkie uczucie, uznawszy, że o ile zazdroszczenie koleżance to zjawisko spotykane w branży na porządku dziennym, o tyle zazdroszczenie psu to jednak gruba przesada, nawet jak na aktorski światek.
Gdy nadszedł pierwszy dzień, zawiozła więc Sukę na plan zdjęciowy.
Po miłym powitaniu z Kamilem, na widok którego Suka wpadła w amok i histerię, co Dorotkę nieco zaskoczyło, bo przecież widzieli się tylko raz w życiu, nastąpiło kilka godzin oczekiwania. To na planie normalne, zatem Dorotka nie była zdziwiona. Na szczęście w okolicy występowały liczne tereny spacerowe, zatem nie istniała konieczność oczekiwania w niewielkim pomieszczeniu, które Suka, biorąc pod uwagę jej temperament, zapewne w kilkanaście minut doprowadziłaby do ruiny.
Po paru godzinach oczekiwania Sukę poproszono na plan.
Młody Reżyser wyglądał na uosobienie amoku.
W ogóle obecności Dorotki i Suki nie odnotował, zajęty robieniem awantury Operatorowi.
Gdy już skończyli obrażać się nawzajem, Młody Reżyser zaczął obrażać rekwizytora. Dorotka pomyślała, że jak tak dalej pójdzie i będzie chciał obrazić wszystkich członków ekipy, to zostaną tam do północy. Zwłaszcza że Młody Reżyser nie zadowalał się jednozdaniową połajanką, ale jak się wydawało, miał przygotowany dla każdego spory elaborat.
Dorotka uznała, że po pierwsze jest najstarsza, a po drugie ma psa, a właściwie Sukę, więc może użyć jednego w połączeniu z drugim jako oręża, które odwróci uwagę Młodego Reżysera od chęci obrażania świata i przekuje ją na działania konstruktywne.
– Dzień dobry – powiedziała głośno i wyraźnie. – Przyprowadziłam Sukę.
Młody Reżyser spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem i powrócił do awantury, którą właśnie robił dźwiękowcowi.
– Suka na planie – ponowiła próbę Dorotka. – Suka na planie.
Żadnej reakcji.
Dorotka zatem stwierdziła, że nic tu po niej, nie będzie się kłębić z tym tłumem ludzi na wąskiej klatce schodowej, i poszła sobie, informując o tym z nienaganną dykcją:
– Idę sobie, jakby ktoś mnie szukał, to jestem z Suką na zewnątrz.
Suka odnotowała to z dużym zadowoleniem, chętnie podjąwszy kolejną próbę obwąchania wszystkich okolicznych krzaczków.
Po kilkunastu minutach z okolic klatki schodowej dobiegł Dorotkę nerwowy okrzyk:
– Gdzie ten pies? Gdzie ten pies? Ktoś widział psa? Pies natychmiast potrzebny na planie!
Dorotka wraz z Suką galopem ruszyła w kierunku głosu.
Gdy wlazły na tę nieszczęsną klatkę, okazało się, że jednak nie natychmiast i nie pies, tylko za dziesięć minut i aktor. Dorotka postanowiła jednak poczekać już na miejscu, gdzie Suka pokazowo plątała się wszystkim pod nogami. „I dobrze, niech się plącze” – pomyślała nieco perfidnie Dorotka. „Może jak się tak będzie plątać, to wreszcie zauważą, że tu jest”.
Tymczasem nadszedł Kamil, nastąpiła seria poprawek makijażu oraz ustawianie świateł i wreszcie Młody Reżyser rzucił hasło „Suka”.
– Dzień dobry – powiedziała Dorotka. Bo przecież jeszcze się nie przywitali.
Młody Reżyser spojrzał na nią roztargnionym wzrokiem.
– Daj tu tę Sukę – odparł bezceremonialnie.
„Okej – pomyślała Dorotka – jest zdenerwowany, nie ma czasu na formy. Może to nie jest najważniejsze. To pierwszy dzień, jutro się troszkę uspokoi, okrzepnie i zacznie się zachowywać normalnie. Darujmy mu ten chwilowy niedobór kultury”.
– Gdzie mam dać? – zapytała.
– Gdzieś tu, koło Kamila.
Dorotka zaprowadziła Sukę gdzieś tam koło Kamila i czekała na dalsze instrukcje. Te jednak nie nastąpiły, ponieważ Młody Reżyser poszedł pokłócić się z Kierownikiem Planu.
Jak już wrócił, zmieniła mu się wizja.
– Musimy to wszystko przestawić – powiedział. – To nie jest dobre.
– Chyba se jaja robisz – zauważył Operator. – To zajmie wieki.
– Nie jaja. Tak nie może być.
– Przecież sam chciałeś, żeby tak było.
– Ale zmieniłem zdanie i teraz nie chcę. Przestawcie to jakoś.
– Nie ma mowy – zbuntował się rekwizytor. – Niczego nie będę przestawiał, dopóki nie dostanę obiadu. Od rana tu zasuwam bez przerwy i bez jedzenia, dosyć tego.
Młody Reżyser zrobił się podejrzanie czerwony na twarzy.
– Tylko się nie denerwujmy! – wkroczył do akcji Kierownik Planu. – Nie denerwujmy się! Proponuję rzeczywiście zrobić przerwę, bo obiad miał być półtorej godziny temu i ludzie są zmęczeni – dodał spokojnie w kierunku Młodego Reżysera.
– Nie. Chcę to skończyć najpierw, przynajmniej tę scenę.
– Ta scena nam zajmie jakieś dwie godziny, robimy przerwę teraz, zanim nam ludzie padną, i koniec tematu – wypowiedział się Operator, maszerując dziarsko w kierunku wyjścia.
W ten oto sposób Suka zaliczyła kolejne wąchanie krzaczków i spacerek po lesie.
Po godzinnej przerwie obiadowej, która na skutek wniosku Młodego Reżysera trwała czterdzieści minut, ekipa powróciła na plan.
Podczas obiadu Operator najwyraźniej przekonał Młodego Reżysera, że jego pierwsza wizja była bezkonkurencyjna i wspaniała i widmo przestawiania planu zdjęciowego odeszło w niepamięć.
– Jednak tak zostawiamy – powiedział Młody Reżyser. – Tak będzie dobrze. Będziemy kręcić. Dajcie tego psa.
Dorotka posłusznie przydreptała, ciągnąc za sobą na smyczy Sukę.
– Chciałbym, żeby Suka patrzyła tam do góry. Tak jakby w niebo, wiesz, o co mi chodzi?
– Yhm – powiedziała Dorotka. – To ja tam stanę piętro wyżej i ją będę wołać, to na mnie spojrzy.
– Dobrze – wyraził zadowolenie Młody Reżyser. – To idź tam, a my puścimy trochę dymu.
Zupełnie nieoczekiwanie okazało się, że Suka boi się dymu, co zademonstrowała, szczekając intensywnie na jego źródło i odskakując za każdym razem, gdy rekwizytor wydobywał kolejne kłęby białawej substancji.
– Nie może tak być! – wściekł się Młody Reżyser. – Jak ten pies tak będzie szczekał, to zwariujemy.
– Weź się uspokój, może nie widziała nigdy dymiarki, niech się przyzwyczai – powiedział Kamil.
– Nie widziała dymiarki? – zainteresował się Młody Reżyser. – Dorota? Jak to?
– Nie mamy w domu – odparła zgodnie z prawdą Dorotka z drugiego piętra. Na dźwięk głosu Dorotki Suka ruszyła na górę.
– Niech ktoś zatrzyma tego psa! – podniósł alarm Młody Reżyser. – Bo nigdy nie zrobimy tej sceny, jak się tak będziemy rozłazić!
Dorotka odtransportowała Sukę na wskazane miejsce i oddaliła się dwa piętra wyżej, cały czas utrzymując z nią kontakt wzrokowy. Dla ułatwienia współpracy zostawiła Kamilowi garstkę wyrobów wędliniarskich.
– Czy ta parówka może leżeć w tym miejscu? – zapytała jeszcze dla porządku. Nikt jej nie odpowiedział, więc uznała, że może.
Nastąpiła długo wyczekiwana przez wszystkich komenda „akcja”.
Suka na dźwięk głosu Dorotki podniosła łeb do góry, wzbudzając ogólny zachwyt. Niestety nie u wszystkich.
– Stop! Stop! – zawył Młody Reżyser nerwowo. – Nie może ten pies tak patrzeć! To jest złe. On musi pod innym kątem ten łeb podnieść.
Nastąpiła konsternacja.
– Pod jakim kątem? – zapytała na wszelki wypadek Dorotka.
– Ja ci pokażę, bo ja mam tu taką symulację – rozentuzjazmował się nagle Młody Reżyser. – Zrobiłem sobie na tablecie. Patrz. Niech no znajdę… Gdzie ja to mam…
I zaczął grzebać w swoim sprzęcie elektronicznym w poszukiwaniu symulacji.
– A nie możesz mi po prostu powiedzieć, jak to ma wyglądać? Co w tej scenie chcesz, żeby pies robił? – zapytała Dorotka.
– No właśnie to mam tutaj rozrysowane. – Młody Reżyser z zapałem szukał dalej.
– Co to robisz? – zapytał Operator. – Czego ty szukasz w tym tablecie?
– Symulacji.
– A po co? – dopytywał się Operator.
– No, żeby Dorotce pokazać, jak bym chciał, żeby pies robił.
– To jej powiedz i nie traćmy czasu. Nikt nie będzie teraz twoich symulacji oglądał – zezłościł się Operator. – Do roboty się bierzmy, jak Boga kocham.
Nie wiem, jaki to ostatnie miało związek z czymkolwiek, ale jestem przyzwyczajony, że ludzie tak czasem mówią bez ładu i składu.
– No dobra – nieoczekiwanie zgodził się Młody Reżyser. – To dajcie psa i zrobimy, ja powiem, o co chodzi.
Dorotka bardzo się ucieszyła, że Młody Reżyser zarzucił pomysł przeszukiwania szesnastu gigabajtów pamięci swojego tableta w celu znalezienia wspomnianych symulacji i zdecydował się przynajmniej chwilowo postawić na komunikację międzyludzką. Niestety okazało się, że zawiodła komunikacja międzygatunkowa, albowiem Suka oddaliła się w nieznanym kierunku bez pozostawienia informacji.
– No pięknie – zdenerwował się znowu Młody Reżyser. – Teraz nie mamy psa. Szukaj tego psa, no! Nie da się tak pracować!
„Co prawda, to prawda” – przyznała w duchu Dorotka i ruszyła w kierunku śmietnika, przeczuwając, że te okolice mogły wzbudzić szczególne zainteresowanie Suki, jako niezwykle intensywnie pachnące i skrywające przeróżne wspaniałe tajemnice. Nie myliła się. Zastała Sukę na próbie rozerwania worka ze śmieciami, z którego wydobywał się aromat nieświeżej ryby.
Połączone smyczą powróciły na coraz bardziej zadymioną klatkę schodową stanowiącą plan zdjęciowy.
– No nareszcie – sapnął Młody Reżyser. – Ile można czekać.
Kierownik Planu wysłał Dorotce uspokajające spojrzenie.
– Róbmy – zarządził Młody Reżyser. – Tylko zrób tak, żeby ten pies patrzył bardziej pod takim kątem niż pod innym.
– Ale jak mam to zrobić? – zapytała Dorotka. – Pies to raczej zadziera łeb w ogóle rzadko, a jeszcze żeby pod jakimś konkretnym kątem, to nie słyszałam.
– Nie wiem jak, powiedz jej – odparł Młody Reżyser.
Kierownik Planu ciężko westchnął.
– Róbmy. Proszę was, róbmy. Uwaga, będzie ujęcie!
Po ujęciu Młody Reżyser nadal nie był usatysfakcjonowany.
– Nie podoba mi się, jak ten pies patrzy. On tak patrzy konkretnie, a ja bym chciał tak symbolicznie. Powiedz mu, czy coś.
Dorotka stała jak wryta.
– Albo nie, sam mu powiem – zdecydował niespodziewanie Młody Reżyser. – O. Dajcie mi tej kiełbaski. O.
Dorotka była bardzo ciekawa, jak Młody Reżyser zamierza wydobyć z Suki symboliczne spojrzenie.
Młody Reżyser tymczasem ruszył uzbrojony w oręż wędliniarski.
– Chodź tu, pies! Chodź tu.
– To Suka – zauważyła nieśmiało Dorotka.
– Suko, chodź. Masz, o masz. I tak niech robi. Kręćmy, kręćmy teraz!
Dorotka nic z tego nie rozumiała.
Chciał, żeby Suka spoglądała do góry symbolicznym wzrokiem (cokolwiek to znaczy), a nakręcił, jak robiła zwykłą „stójkę” na dwóch łapach.
Po ujęciu bardzo zadowolony z siebie powiedział do Dorotki:
– O widzisz, tak się pracuje z psami. O to mi chodziło.
I tak wyglądał pierwszy dzień zdjęciowy.
Drugiego dnia Dorotka przybyła na plan z nadzieją na poprawę stosunków międzyludzkich, spokój i radosną atmosferę w ekipie. Jak jednak zapewne wiecie od swoich pradziadów, nadzieja matką głupich. Młody Reżyser wprawdzie się nawet z Dorotką przywitał, ale to wcale nie oznaczało, że jest w dobrym humorze. Przyczyna tego pozostała nieznana, bo na pytania Dorotki Młody Reżyser nie odpowiadał, patrząc na nią nieprzytomnym wzrokiem.
Kamil za to był jak zwykle nastawiony pozytywnie do pracy i do wszystkich członków ekipy, a Suka na jego widok znowu wpadła w szał radości.
Tego dnia zadanie Suki polegało na przemieszczaniu się śladami Kamila, co okazało się dziecinnie proste, zwłaszcza gdy za plecami Kamila czaiła się Dorotka z wyrobami mięsnymi za pazuchą.
Poza tym, że Suka na dłuższą chwilę znikła ekipie z pola widzenia, znów szukając szczęścia w pobliskim śmietniku (wyglądało na to, że kształtuje się właśnie jakaś nowa pasja), zdjęcia przebiegły bez zakłóceń. Kierownik Planu czuwał nad wszystkim, powtarzając raz na jakiś czas: „Nie kłóćmy się, nie krzyczmy na siebie, szanujmy się nawzajem” i kierując te złote słowa głównie do Młodego Reżysera, który ku rozczarowaniu Dorotki był jeszcze bardziej nerwowy niż poprzednio, Kamil natomiast pracował z dużym oddaniem, a reszta ekipy była sympatyczna i odnosiła się do siebie z wzajemną życzliwością.
Tak minął dzień drugi.
Trzeciego dnia Dorotka wyruszyła na plan ponownie pełna nadziei na miłą atmosferę pracy.
W zaimprowizowanej na poczekaniu garderobie zastała przygotowującego się do wejścia na plan Mariana El. Marian El. był to słusznej budowy aktor dojrzałego pokolenia, specjalizujący się w rolach bandytów, esesmanów i morderców. W filmie Młodego Reżysera miał się pojawić na planie tylko przez jeden dzień i grać między innymi z Suką.
Dorotka pomyślała, że nie od rzeczy byłoby ich ze sobą poznać, zwłaszcza że działanie aktorskie polegało na bliskim kontakcie.
Przywitała się więc i już miała zaproponować zadzierzgnięcie bliższej znajomości z Suką, ale Marian El. bąknął tylko jakieś niewyraźne „dzień dobry” i powrócił do czytania tekstu, który miał malowniczo rozłożony na kolanach.
Dorotka uznała to za jasny komunikat, że Marian El. nie życzy sobie kontynuowania rozmowy. Trudno.
Tradycyjnie już odczekały z Suką swoje i po dłuższej chwili udały się na plan, który tym razem znajdował się w piwnicznej kotłowni. W rzeczonej piwnicy znajdował się już również Marian El. oraz reszta ekipy, w tym Kamil, na widok którego Suka nie mogła powstrzymać ekscytacji, co przejawiło się w radosnym bieganiu tam i z powrotem, a radosne bieganie wzbijało tumany pyłu węglowego zalegającego na podłodze.
– Uspokój tego psa! – zażądał Młody Reżyser na powitanie. – Przeszkadza mi.
– Cieszy się przecież tylko, a wy i tak macie przerwę – zaoponowała Dorotka.
– Ale mi przeszkadza. To, że mam przerwę, nie oznacza, że nie pracuję – odparł z godnością Młody Reżyser.
„Ach, ci młodzi reżyserzy i ich złote myśli” – sformułowała Dorotka w głowie mądrość na potrzeby własne.
– To z nią wyjdę.
– Nie! – zaprotestował gwałtownie Młody Reżyser. – Bo jak wyjdziesz, to znowu będziemy na ciebie czekać, a ja na to czasu nie mam!
Dorotkę zdumiało doprawdy użycie określenia „znowu”, nie przypominała sobie bowiem, żeby ktoś na nią dotąd na tym planie czekał, ale doszła do wniosku, że nie będzie tego prostować. Zrobiło jej się nawet trochę żal Młodego Reżysera, gdyż wiele wskazywało na to, że jest on kompilacją kłębka nerwów, ambicji i niepewności, a to kombinacja zabójcza, uznała zatem, że należy mu wybaczyć i starać się robić swoje.
– Co chcesz, żeby pies robił w tej scenie? Gdzie ma być? – zapytała zatem najspokojniej jak umiała.
Niestety nie otrzymała odpowiedzi.
Młody Reżyser był bardzo zajęty omawianiem jakiejś ważnej sprawy z Operatorem.
„Nie szkodzi, poczekam” – pomyślała Dorotka. „Jak skończą, to zapytam”.
Niestety jak skończyli, nie otrzymała takiej szansy, ponieważ Młodemu Reżyserowi bardzo się spieszyło.
Rzucił więc zupełnie niespodziewanie dla Dorotki komendę „akcja” i Kamil z Marianem El. przystąpili do odgrywania swojej sceny bez Suki.
– Stop! Stop! – zakrzyknął Młody Reżyser okropnym głosem. – Dlaczego tu nie ma tego psa?
Nastała cisza, w której ledwo słyszalnie padło: „Nie krzyczmy na siebie, szanujmy się nawzajem…” z ust nietracącego nadziei Kierownika Planu.
– Bo nie powiedziałeś, gdzie ma być i co robić – odparła Dorotka spokojnie, choć w środku wszystko jej się kłębiło jak na obrazie Boscha i najchętniej odgryzłaby Młodemu Reżyserowi głowę i wrzuciła ją wprost do tego pieca, przy którym rzecz miała miejsce.
– Zwariuję – oświadczył Młody Reżyser z przekonaniem. – Zróbcie coś.
Nie bardzo było wiadomo, do kogo się zwraca i co dokładnie ma na myśli, zatem jego prośba spotkała się z pełnym napięcia milczeniem.
Po dłuższej chwili na podjęcie ryzyka zdecydował się Kierownik Planu.
– Kochani, nie denerwujmy się. Myślę, że musimy robić. Na co czekamy?
Młody Reżyser złapał się za głowę.
– Ja bym chciała wiedzieć, gdzie ma być pies – powiedziała Dorotka.
– Tu! Tu ma być pies! Tu! – wydobył z siebie ryk Młody Reżyser. – Tu ma być. I nie ruszać się stąd ma! Bo mi kompozycję psuje. Nie chodzić ma!
– Dobrze – zgodziła się Dorotka i już chciała wystąpić z propozycją, która mogłaby pomóc w unieruchomieniu Suki w odpowiednim miejscu, ale Młody Reżyser, uznawszy najwyraźniej, że wszystko już zostało powiedziane, rzucił komendę „akcja”.
Dorotka w desperacji wepchnęła Sukę przed kamerę, skąd tamta po upływie dwunastu sekund znienacka się oddaliła w miejsce, które uznała za bardziej stosowne, a mianowicie z nieznanych bliżej względów w okolice dolnych kończyn Operatora.
– Stop! – powietrze przeszył okrutny ryk. – Co ten pies wyprawia, ja się pytam? Tak się nie da pracować! – Młody Reżyser najwyraźniej tracił grunt pod nogami.
– Nie drzyj się – zauważył spokojnie Operator. – Powiedz, co pies ma robić, i tyle.
– Powiedziałem przecież! Tu ma być! Tu! I nie ruszać się stąd! Przywiąż go tutaj sznurkiem i kropka!
– Ale… – zaczęła Dorotka.
– Nie ma żadnego ale! Przywiąż i zróbmy to wreszcie!
Dorotka ugryzła się w język. Chce przywiązać Sukę do czegokolwiek i myśli, że ona tam zostanie? Proszę bardzo. Niech zobaczy.
Jak ona dobrze zna swojego psa!
Trzy sekundy wystarczyły, by Suka odnalazła sposób na wyswobodzenie się z tej nędznej niewoli i ewakuację pod nogi Operatora.
Reżyser już, już miał podnieść wrzask, gdy zupełnie niespodziewanie odezwał się milczący dotąd Marian El.
– Kurde, a może mnie by ktoś powiedział, co ja mam tu robić, co?
Wypowiedź okrasił soczystymi wyrazami, których nie wypada mi przytoczyć.
– Ja też bym chciał wiedzieć – powiedział niespodziewanie Kamil.
Szacunek do Mariana El. kazał Młodemu Reżyserowi potraktować sprawę poważnie. Skupił się więc i udzielił odpowiedzi.
– I jak będzie pan dawał psu kiełbaskę, panie Marianie, to niech pan powie do niego: „Azor, Azor, chodź tutaj”, dobrze?
– A dlaczego Azor? – zainteresowała się Dorotka. – Przecież to Suka i cały czas mówimy do niej jej imieniem? I wczoraj, i przedwczoraj? I tak się przecież nagrało już?
– Bo tak – odparł zwięźle Młody Reżyser.
– Okej – podjęła ten lakoniczny styl dyskusji Dorotka. – Panie Marianie, ja panu dam kiełbaskę i pan da Suce, dobrze?
– Eee – zawahał się Marian El. – No nie wiem. A czy ona ode mnie weźmie?
Zaciskał przy tym nerwowo ręce w pięści. Do Dorotki dotarło, że Marian El. boi się Suki. Była to dla niej zupełnie nieoczekiwana i zaskakująca konstatacja. Nie tylko dlatego, że Suka wielkością przypominała raczej rachitycznego kota, ani dlatego, że Marian El. robił wrażenie twardziela, ale także dlatego, że Suki nikt nigdy się nie bał, wzbudzała raczej w ludziach sympatię, przejawiającą się radosnym cmokaniem i ćwierkaniem zdrobniałych, infantylnych określeń. Dorotce do głowy nie przyszło, że w kimkolwiek może ona wzbudzać strach.
Sprawa była delikatna, zatem Dorotka bardzo spokojnie odpowiedziała Marianowi El.:
– Ależ oczywiście, że weźmie. I na pewno od razu pana polubi.
Marian El. nie wyglądał na przekonanego. Łypał na Sukę bez przekonania.
Na ujęciu jednak, kiedy wzięła od niego kiełbaskę, a potem zamerdała ogonem i polizała go po ręce, na której został pyszny zapach, Marian El. zrazu oniemiał, a potem z zadowoleniem pogłaskał Sukę, która, jak było do przewidzenia, nie odstępowała go już na krok.
Kolejnym zadaniem było nagranie reakcji Suki na wołanie.
Marian El. i Kamil zgodnie z instrukcjami Młodego Reżysera nawoływali ją imieniem Azor.
Suka miała to imię gdzieś, co zademonstrowała, wychodząc z kadru wprost pod nogi Operatora.
– Zwariuję! – wypowiedział Młody Reżyser swoje ulubione słowo. – Mam dość tego psa! To jest głupi pies! Dlaczego on nie reaguje na nie swoje imię?
– A ty na wszystkie imiona reagujesz? – nie wytrzymała Ola Charakteryzatorka. – Naprawdę? Czy tylko na swoje?
– Zrób coś z tym psem – Młody Reżyser, całkowicie zignorowawszy Olę, zwrócił się do Dorotki. – W końcu jesteś Psim Trenerem!
Zapadła cisza.
Dorotka miała ochotę przy całej ekipie przypomnieć Młodemu Reżyserowi ich rozmowę na zdjęciach próbnych, jej deklaracje i ustalenia, które tam zapadły, ale ugryzła się w język.
– Co pies ma robić?
– Ma reagować na Azor – wycharczał Młody Reżyser.
– Obawiam się, że to niemożliwe – odparła Dorotka.
– Bez sensu jest ten pies! – Młody Reżyser sypał dziś złotymi myślami jak z rękawa.
– Dobrze – wkroczył do akcji Kierownik Planu. – Pytanie za sto punktów. Potrzebujesz psa do kolejnej sceny czy nie?
– Nie wiem, chciałbym – odpowiedział Młody Reżyser.
– Decyzja! Decyzja. Chcesz psa czy nie? Bo jak nie, to dziękujemy pani Dorocie i jedziemy dalej bez psa. – Kierownik Planu był stanowczy.
– Chciałbym, ale nie wiem.
– Decyzja!
– No nie. Nie. Za żywy jest ten pies – odparł Młody Reżyser.
Kierownik Planu spojrzał na Dorotkę ze współczuciem.
– To na dzisiaj Suce i pani Dorotce dziękujemy. Jest pani wolna.
Dorotka pomyślała, że to w sumie dobrze, niech się dalej bez niej kotłują w tej kotłowni. Dotąd myślała, że kotłownia to miejsce, gdzie się grzeje, ale dzisiejsze wydarzenia uświadomiły jej, że niekoniecznie. Że kotłownia, przynajmniej ta konkretna, nazwę swą nosi od kotłowania.
No to niech się kotłują.
– Na razie, Suko! – zawołał jeszcze na pożegnanie Marian El.
Suka zamerdała wesoło.
Taka to ma dobrze.
Niczym się nie przejmuje, niczym nie denerwuje i nawet nie wie, że ją parę razy solidnie obrazili.
Kolejny dzień przyniósł nowe przygody.
Dorotkę poproszono o przybycie wraz z Suką na pewną drogę gminną. Nie podano szczegółów, zatem Dorotka po przyjeździe zatrzymała się na poboczu i czekała.
Po dwudziestu minutach czekania zaczęła robić się nerwowa, nie tylko dlatego, że Suka próbowała roznieść transporter, w którym podróżowała, bo jak wiadomo przebywanie w transporterze jest nudne i żaden normalny pies długo tego nie wytrzyma, ale także dlatego, iż po głębszym namyśle Dorotka doszła do wniosku, że może się zgubiła, może nie czeka przy właściwej drodze, może jej się coś pomyliło.
Próbowała dodzwonić się do kogoś, kto mógłby rozwiać jej wątpliwości, ale odebrał jedynie Kierownik Produkcji, który wiedział niewiele więcej niż ona.
– To Młody Reżyser wie, o który kawałek drogi mu chodzi. On sobie go wybrał do filmowania i tam będziecie kręcić. A ja jestem w biurze i nie wiem, jak mógłbym pomóc – powiedział stropionym głosem.
– Pozostaje mi czekać – odparła na to Dorotka filozoficznie.
Młody Reżyser telefonu nie odbierał, zatem nie miała innego wyjścia.
Po kolejnych kilkunastu minutach, podczas których Suka zdążyła się obrócić dwadzieścia dziewięć razy wokół własnej osi w prawo i dwadzieścia siedem razy w lewo, nadjechała Ola Charakteryzatorka i Iza Kostiumografka.
Nadjechały i się zatrzymały.
– Czekasz? – zapytała Iza.
– Czekam – odparła zgodnie z prawdą Dorotka.
– A wiesz na pewno, że to tu? – zapytała Ola.
– Nie. A wy?
– Też nie. To ta droga, ale nie wiemy, czy ten kawałek.
– A wiecie, ile jej jest? Tej drogi?
– Dużo. Ale tam dalej nie ma jak zawrócić, to lepiej tu poczekajmy – powiedziała Iza. – Dzwoniłam do Młodego Reżysera, ale nie odbiera telefonu.
– Pewnie się z kimś kłóci – zauważyła Ola z przekąsem.
Z transportera wydobył się stłumiony jęk.
– Ja długo tu nie wysiedzę. Suka mi zwariuje – powiedziała z troską Dorotka. – Nie lubi podróżować samochodem, a już takim, co nie jedzie, to szczególnie.
W tym momencie, jak na zamówienie, podjechał kolejny pojazd mechaniczny, tym razem zawierający w sobie najważniejsze osoby, czyli Młodego Reżysera i Operatora, tym razem wyjątkowo w dobrych humorach.
– Jedziemy – powiedział Młody Reżyser na powitanie.
– Dokąd? – zapytała dla pewności Dorotka.
– Do przodu. Dalej tam – odparł Młody Reżyser. – Jedźcie za nami, dziewczyny.
Pojechali zatem.
Dalej tam okazało się boczną polną dróżką, wiodącą wprost do pobliskiego lasku.
Wjechali i stanęli.
Najpierw Młody Reżyser z Operatorem, potem Ola i Iza, a na końcu Dorotka.
Młody Reżyser wysiadł z samochodu.
Za nim wysiadł Operator.
Dorotka coś czuła, bo nie wysiadła.
– To nie tutaj, jasna kurde cholera – powiedział Operator.
– Nie wiem – odpowiedział Młody Reżyser. – Byłem pewien, że tutaj, ale już nie jestem.
– Mówiłem ci, że to nie tu.
– Ale mi się zdawało, że te krzaki to właśnie te krzaki.
– Bo ty zawsze kurde musisz wiedzieć najlepiej, no zawsze kurde najlepiej.
Dobre humory panów diabli wzięli.
Może i nie przystoi mi używać tego określenia, ale nie znajduję lepszego.
Po wymianie zwyczajowych uprzejmości panowie smętnie zamilkli.
– I co teraz? – zapytała głowa Izy z samochodu.
– No, trzeba stąd wyjechać na tę główną drogę z powrotem i znaleźć tę łączkę i krzaki, co je wybrałem – odparł Młody Reżyser.
– Ja tu się zawieszę tym moim samochodem – powiedziała Iza.
– A ja w ogóle stąd nie wyjadę – odezwała się Dorotka. – Ja tu nie zawrócę, bo nie umiem na takim wąskim zawracać i w trawach.
– Nie, nie. Musisz zawrócić. Nie ma czasu. – Młody Reżyser nagle zaczął się spieszyć. – Bo nam się słońce skończy, a jeszcze tyle scen do zrobienia. Jedźmy, jedźmy!
Dorotka się spociła i okropnie zdenerwowała jednocześnie. Nie było możliwości, żeby zawróciła na polnej drodze szerokości roweru, nie powodując przy tym znaczących zniszczeń materialnych i ofiar w ludziach.
– Zawrócić ci? – zapytała Ola.
– O rany, tak! Umiesz?
– Pewnie, że umiem.
„Dzięki Bogu” – zwróciła się do mnie Dorotka w myślach. Nie ma za co, od tego tu jestem.
Trudne manewry chwilę trwały i odbywały się przy akompaniamencie ponaglających okrzyków Młodego Reżysera.
Kiedy wreszcie wyjechali na główną drogę, wystawił rękę z samochodu celem zwrócenia na siebie uwagi i krzyknął:
– Ja teraz pojadę tego poszukać i dam wam znać. Poczekajcie tu.
Tak też uczyniły (Ola i Iza też czekały).
Minęło kolejne piętnaście minut.
Suka oznajmiała już pełnym głosem, że wyczerpuje jej się resztka cierpliwości.
W końcu Dorotka nie wytrzymała i zadzwoniła do Młodego Reżysera.
– I co? – zapytała konkretnie.
– No jesteśmy tu na takiej drodze, przyjedźcie tu do nas – odpowiedział Młody Reżyser rozkosznie.
– No to czemu nie dzwonisz do nas? My tu czekamy przecież! – Dorotka wkurzyła się nie na żarty.
– Bo pracuję tutaj. Oglądam obiekt – zgasił ją Młody Reżyser.
Dorotka zazgrzytała zębami.
– Gdzie ten obiekt jest, ja się pytam?
– Za takimi kamieniami wielkimi trzeba skręcić.
Dorotka przekazała instrukcje Izie i Oli i pojechały skręcić za wielkimi kamieniami.
Na wąskiej dróżce, nieróżniącej się niczym specjalnym od poprzedniej wąskiej dróżki, zastały Młodego Reżysera, który, co nieoczekiwane, kłócił się o coś z Operatorem.
– Nie wytrzymam tego dłużej – wymamrotała Iza pod nosem. – Oni się ciągle kłócą. Co to za toksyczna para jest!
Dorotka otworzyła transporter, z którego jak z katapulty wystrzeliła Suka i ruszyła w pole, rozwijając prędkość, której mógłby jej pozazdrościć niejeden samolot odrzutowy.
Po paru sekundach znikła na horyzoncie.
– Zwariowała? – przestraszyła się Ola. – Wróci?
– Zawsze tak robi, jak wysiada z samochodu. Nie lubi jeździć i w ten sposób się cieszy, że już nie jedzie – wyjaśniła Dorotka. – Mam nadzieję, że wróci. Choć tak do końca to z nią nigdy nic nie wiadomo. Raz jak poszła za lisem, to jej godzinę nie było.
Tor biegu Suki znaczyły falujące wysokie trawy.
Tymczasem nadjechała reszta ekipy, w tym Kamil.
Na dźwięk jego głosu Suka jak torpeda wyskoczyła zupełnie znikąd i wskoczyła mu na ręce, by po krótkiej, kilkunastosekundowej chwilce z nich zeskoczyć i pognać dalej.
– Ten pies mnie uwielbia – zauważył Kamil z zadowoleniem.
– To prawda – zgodziła się Dorotka z nutką zazdrości.
Z półciężarówki dobiegły odgłosy rozkładanego sprzętu.
– Gdzie jest reżyser? – zapytał pan Zygmunt, który go przywiózł.
– Tam w trawach stoi i się zastanawia – odparła Ola.
– Rozkładamy to tutaj? Co robimy? – ryknął do Młodego Reżysera pan Zygmunt, przerywając mu ważkie rozważania o sztuce.
– Co takiego? – zdziwił się Młody Reżyser.
– Mam tu jazdę rozkładać czy nie?
– Aaa. Rozkładać, rozkładać. Tylko nie wiem, co z tymi drzewami na horyzoncie. Nie podobają mi się.
– To nie problem, to się wytnie – zażartował pan Zygmunt.
– Niech pan nawet tak nie żartuje. On to jeszcze weźmie na serio – zdenerwowała się Iza.
Młody Reżyser spojrzał na nich nieprzytomnym wzrokiem.
– Te krzaki też bym wyciął.
– A nie mówiłam – jęknęła Iza.
– No problemo – podchwycił pan Zygmunt. – Tyle że do zachodu słońca nie zdążymy. Ale to nie szkodzi, poczekamy do wschodu i będzie jak znalazł.
Dziewczyny spiorunowały go wzrokiem.
– Panie, my tu od tygodnia prawie jesteśmy i powoli mamy dosyć. Niech pan nawet w żartach takich rzeczy nie proponuje.
– Wiesz, że za chwilę ci się ekspozycja skończy? Wiesz, że słońce zajdzie i będzie kicha? – zapytał Młodego Reżysera Operator podejrzanie spokojnym tonem. – Może byśmy jednak zaczęli robić?
– Tak, tak, zacznijmy. Dorotka, ty powiedz Suce, żeby jakoś weszła w ostrość.
Dorotka chciała odpowiedzieć, ale Kamil ją powstrzymał.
– Daj spokój, bo się zaraz tu pozabijamy. Damy radę, chodź, Suko, chodź.
Dorotka postanowiła zachować dystans oraz spokój, najlepiej święty.
Do końca dnia zdjęciowego nie odzywała się zatem i pozwoliła ekipie działać.
Nie trwało to długo, ponieważ, jak można było przewidzieć, zaszło słońce i możliwość realizowania tak zwanych zdjęć dziennych spadła do zera.
Po zakończeniu pracy pozostało jeszcze wycofanie samochodu na wąskiej dróżce, o co Dorotka zgodnie z nową świecką tradycją poprosiła Olę, a potem powrót do domu.
Wycofywanie trwało dłużej, niż Dorotka i Ola zakładały, ponieważ Młody Reżyser niestety wpadł nagle na pomysł dokręcenia sceny wieczornej, w związku z czym musiał przemieścić się bezzwłocznie i bezdyskusyjnie w kierunku lasu, a jedyną przeszkodę na jego drodze stanowiła Ola, zawracająca pojazdem Dorotki.
Chcąc nie chcąc, Ola musiała więc pojechać w stronę rzeczonego lasu, aby umożliwić Młodemu Reżyserowi przemieszczenie się tamże w tempie, jakie uznawał za stosowne.
Znalazłszy się pod lasem, niestety nie mogła zawrócić, bo dróżka była wąska i zablokowana przez samochód Młodego Reżysera, który poszedł z Operatorem kręcić widoki.
Ola mogła więc czekać pod tym lasem na boskie zmiłowanie, czego jako bezpośrednio zainteresowany nie polecam, zwłaszcza gdy komuś się spieszy, albo jechać przed siebie. Pojechała więc. Objechawszy kilka okolicznych wsi, wreszcie z dużą ulgą wróciła na tak zwaną główną drogę i nadjechała do coraz bardziej nerwowo drepczącej Dorotki z zupełnie niespodziewanej strony.
– Całe szczęście! – wykrzyknęła Dorotka z ulgą. – Już myśleliśmy, że cię ukradli razem z tym samochodem albo coś ci się stało!
– Przez chwilę nawet mieliśmy nadzieję, że może Młodego Reżysera ukradli – wymamrotał Kierownik Planu, który dotrzymywał Dorotce towarzystwa w czekaniu.
– Niestety nie. Coś tam kręci pod lasem – odpowiedziała Ola.
Zapadła chwila ciszy.
– To co, ja już chyba mogę zabierać Sukę i jechać, prawda? – zapytała w końcu Dorotka.
– Tak. Dzięki – odpowiedział Kierownik Planu.
– A jutro co będziemy robić i o której będzie Suka potrzebna? – zainteresowała się Dorotka.
– Cholera, nienawidzę tego! – zdenerwował się nagle Kierownik Planu. – Bo nie wiem, co ci odpowiedzieć! Bo ja tutaj nic nie wiem! Nie pracowałem tak nigdy i zaraz oszaleję! Bo powinienem odpowiedzieć ci od razu, a ja nie wiem co! Nie wiem, co jutro będzie, nie wiem nawet, co dzisiaj jeszcze tu będzie, co za minutę tu będzie przecież!
– Dobrze już, dobrze – wysapała Dorotka troszkę zdziwiona wybuchem Kierownika Planu, który dotąd jawił jej się jako oaza spokoju i cierpliwości. – Nie ma się co denerwować. Jutro się okaże.
– Ale tak nie powinno być! – wyrzucił z siebie Kierownik Planu.
– No nie powinno – zgodziła się Dorotka.
– Ale mnie to wkurza.
– Mnie też.
– I mnie – dodała Ola.
Tę miłą wymianę zdań przerwał nadciągający od strony lasu Młody Reżyser, wrzeszczący przez okno samochodu:
– Skończyliśmy! Skończyliśmy! Koniec zdjęć!
– Czego się tak drze – wymamrotał pod nosem Kierownik Planu. – Przecież nikogo tu nie ma, cała ekipa już dawno pojechała.
– Może do nas się drze? – zainteresowała się Dorotka. – Może myśli, że tu na niego czekamy?
Kierownik Planu spojrzał na nią dziwnym wzrokiem.
– Świetnie. Dziękujemy za informację – odpowiedział w stronę Młodego Reżysera. – Bardzo się cieszymy. A teraz wszyscy jedziemy do domu.
Dorotka nie mogła oprzeć się wrażeniu, że w Kierowniku Planu zostało coś z wczoraj i nadal się kotłuje. Miała nawet przeczucie, że wie, co to takiego, i że to może być to samo, co kotłuje się w niej samej, ale uznała, że dla dobra wspólnej pracy nie będzie poruszała tego bolesnego tematu. Obiecała stawić się na planie następnego dnia i wróciła do domu.
Następnego dnia Dorotka, dotrzymawszy słowa, przybyła na plan na czas.
Zdjęcia odbywały się w prywatnym, wynajętym do tego celu mieszkaniu.
Na szczęście mieszkanie mieściło się na osiedlu z dużym ogrodzonym terenem, na którym mogła pobiegać Suka, gdyby trzeba było czekać na swoją kolej.
Dorotka po przybyciu zastała część ekipy rozpartą na ławeczce pod drzewem.
Na widok Kamila Suka wpadła w szał radości, co już chyba nikogo nie zdziwiło.
– Cześć. Co tak siedzicie? – zapytała Dorotka, podczas gdy Kamil pobiegł z Suką pobiegać wokół bloku.
– A bo się wszystko obsuwa – odpowiedziała Iza. – Coś tam im nie pasuje, sprzęt się nie chce zmieścić czy coś. Już półtorej godziny walczą, to może się zbliżają do końca.
Dorotka rozsiadła się na ławce obok Izy, Oli i Kierownika Planu.
– Jak się masz? – zapytała tego ostatniego, wciąż mając przed oczyma jego wczorajszy wybuch na polnej drodze.
– No jak? – odpowiedział pytaniem na pytanie Kierownik Planu. – Już bym chciał, żeby się to skończyło, mówię wam. Idę tam porządek zrobić.
I poszedł.
Kiedy wrócił, Dorotka miała wrażenie, że kotłowanina wewnętrzna za chwilę wyjdzie mu uszami.
– Kamera się zepsuła – powiedział krótko i węzłowato, a następnie zaklął siarczyście i malowniczo, czego nie wypada mi przytoczyć. Mówcie, co chcecie, ale choć jestem bardzo nowoczesny i liberalny, nie mogę posuwać się aż tak daleko.
Dorotka w odpowiedzi również zaklęła, tak dla towarzystwa.
– Jak to? – Iza miała chyba nadzieję, że źle usłyszała.
– No tak. To niczyja wina, się zepsuła i już. Tylko to znaczy, że będziemy musieli w tym miłym towarzystwie trochę dłużej posiedzieć.
– Ile dłużej? – zainteresowała się Iza.
– A kto to wie… Na razie się tam kłócą, kto pojedzie po rezerwową kamerę – powiedział zrezygnowany Kierownik Planu. – Nie. Tak nie będzie. Nie dam się – zdecydował nagle. – Zapalę sobie, a potem pójdę tam i zrobię z tym porządek.
Kiedy palił, z budynku wyszedł Młody Reżyser.
– Cześć – powiedział, chyba do Dorotki, więc Dorotka odpowiedziała. – Wiecie już, że kamera się zepsuła? – i zaklął. – Już byśmy robili, gdyby nie to.
– I co teraz?
– Nie wiem, ktoś pojedzie po inną. Ale ta inna nie jest dobra, bo ja ją znam.
– Czyli co?
Młody Reżyser spojrzał na Dorotkę swoim słynnym już nieprzytomnym spojrzeniem.
Po czym, nie zaszczyciwszy jej odpowiedzią, oddalił się w kierunku samochodu.
Oszczędzę wam szczegółów i powiem tylko, że po godzinie powrócił z kolejną kamerą i już wysiadając z samochodu, nawoływał wesoło:
– Do roboty, do roboty!
Niestety wesołe nawoływanie nie dotyczyło Suki, a co za tym idzie, również Dorotki.
Suce to nawet nie przeszkadzało, jako że tereny sprzyjały aportowaniu piłeczki, a liczna ekipa zapewniała jej dużą ilość chętnych do rzucania owej, zatem można było zakładać, że na kolejne parę godzin będzie miała zajęcie.
I tak się stało.
Po sześciu godzinach aportowania piłeczki w kierunku wszystkich członków ekipy razem i z osobna Sukę wezwano na plan.
Tam dokonano prezentacji Suki pani Zofii – popularnej aktorce, która w filmie wcielała się w rolę mamy Kamila.
Zapoznanie wypadło pozytywnie, Suka zaakceptowała panią Zofię, a pani Zofia Sukę.
Obawy Dorotki, że po tak długim oczekiwaniu Suka będzie zmęczona, co wpłynie na jej dyspozycję zawodową, okazały się nieuzasadnione. Wręcz przeciwnie, sześć godzin uganiania się za piłeczką zmęczyło Sukę na tyle, by była w stanie trwać w jednym miejscu dłużej niż zazwyczaj, a więc nawet około trzydziestu sekund.
Pierwsza scena poszła zresztą jak z płatka, ponieważ Suka miała w niej jeść zupę w towarzystwie swojego ukochanego Kamila.
– Daj jej kawałeczek mięska z tej zupy – powiedziała Dorotka Kamilowi przed ujęciem. – To będzie tu z tobą siedzieć i jeść sobie.
Kamil kiwnął głową ze zrozumieniem.
Podczas ujęcia Dorotkę ulokowano za nogami Kamila w kącie kuchni, co stanowiło kiepski punkt obserwacyjny. Dorotka nie widziała nic. Słyszała natomiast monolog Kamila, który w pewnym momencie przerwało dziwne charczenie i ciamkanie.
Przerażona Dorotka skonstatowała, że charczenie wypływa z Suki. Towarzyszyły mu dziwne chrzęsty i trzaski.
Dorotka zgodnie ze swoim zwyczajem ze stresu oblała się zimnym potem.
Już, już miała zakrzyknąć: „Stop!”, rzecz nie do pomyślenia na planie filmowym, gdzie prawo do takiego okrzyku przysługuje wyłącznie reżyserowi, już miała to zrobić, jako że oczami wyobraźni widziała Sukę dokonującą żywota przez zadławienie, jednak czuwałem nad nią (bo naprawdę nie chciałem być świadkiem wymiany zdań Dorotki z Młodym Reżyserem na temat praw i obowiązków członków ekipy na planie filmowym, gdyż mam przeczucie graniczące z pewnością, że to oznaczałoby koniec ich współpracy), zatem czuwałem i to Młody Reżyser uznał scenę za skończoną, co oznajmił krótkim: „Stop! Mamy to!”.
Dorotka natychmiastowo wydobyła się spomiędzy nóg Kamila i rzuciła w kierunku Suki.
Suka była zajęta.
Jak się okazało, spożywaniem żeberek z zupy.
Dorotka uświadomiła sobie, że określenie „kawałeczek mięska” jest zbyt szerokim pojęciem. Następnym razem należy sprecyzować, co przez nie rozumie.
Kamil bowiem miał nieco inne wyobrażenie na ten temat. Hojną ręką zaofiarował Suce kawał mięsa wielkości jej głowy, w dodatku z całą masą kości. Charczenie i stękanie było więc usprawiedliwione, zwłaszcza że pazerność Suki kazała jej pożerać go w tempie, które wykluczało ingerencję kogokolwiek, a stosunek wielkości łupu do otworu gębowego Suki nie pozwalał na natychmiastowe wchłonięcie tego daru losu.
Jakimś cudem udało jej się nie udławić, nie udusić oraz nie zrobić sobie innej krzywdy.
Jak można się było spodziewać, po tym prezencie nie odstępowała Kamila na krok. O ile wcześniej okazywała mu wielką sympatię łamane przez adorację, teraz można już było mówić o głębokim uczuciu.
– Na planach często bywają romanse – skomentowała pani Zofia. – Tym razem mamy romans Suki i Kamila.
Przy okazji Dorotka wysłuchała ciekawego monologu pani Zofii na temat rzetelności zawodowej. Pani Zofia opowiadała o tym, jakie były przyczyny jej rezygnacji z roli w pewnym telewizyjnym tasiemcu. Wielkie było zdumienie Dorotki, gdy okazało się, że nie spowodował jej brak profesjonalizmu ekipy, niskie zarobki, nędzny scenariusz albo niezadowalające warunki pracy. Przyczyną był światopogląd pani Zofii, który coraz częściej stał w sprzeczności z poruszanymi w tasiemcu wątkami.
– Ja nie mogę dłużej firmować swoją twarzą takich rzeczy. Ja się nie zgadzam. Ja nie mogę na to patrzeć, co się na świecie dzieje, a co dopiero firmować tego swoim nazwiskiem.
– Ach! – zakrzyknęła na to nieoczekiwanie właścicielka mieszkania, w którym odbywały się zdjęcia. – Jest pani wspaniała!
I rzuciła się pani Zofii do stóp, całując ją po rękach.
Pani Zofia, nieco zmieszana, przyjęła jednak ten niespodziewany hołd z godnością.
– A czemu pani przede mną klęka? – zapytała.
– A bo dziś takie czasy, że mało kto przyznaje się do tego, że żyje według zasad i dla zasad gotów jest poświęcić pracę! To wspaniałe! – rozegzaltowała się właścicielka.
Dorotka siedziała jak na tureckim kazaniu, co, jak wiadomo, oznacza, że nie rozumiała z tego ani słowa.
Tak bardzo nie rozumiała, o co chodzi, że zupełnie niespodziewanie jak na Dorotkę nie zabierała głosu, nie protestowała oraz nie wchodziła w polemikę.
Zatkało ją.
Jak już się odetkała, poszła zadzwonić do Łysego.
Łysy, jak wiadomo, był dla Dorotki krynicą mądrości wszelakiej i centrum porad na każdą okazję.
– Słuchaj, powiedz mi, co myślisz.
– No – stęknął Łysy w słuchawce. – Tylko szybko, bo pracuję.
– Bo tu jest taka jedna znana aktorka i ona mówi, że już nie może dłużej grać w serialu, bo jej to nie współgra ze światopoglądem. Jakaś baba przed nią klęka w podzięce, a ja nic z tego nie rozumiem. Mnie się zawsze zdawało, że aktorzy grają role, które nie muszą mieć nic wspólnego z ich poglądami. A nawet mi się wydawało, że to ciekawsze, kiedy trzeba grać coś, z czym się nie zgadzam. Że to wyzwanie. Kurde, nigdy nie myślałam, że mogę grać tylko role, z którymi się światopoglądowo zgadzam. Jakim cudem bym wtedy miała zagrać zakonnicę katolicką, jakbym na przykład była niewierząca? Albo mordercę, skoro nikogo nie chcę mordować? Albo żołnierza, jak jestem pacyfistką? No kurde, nie jest to głupie trochę?
– Ech – westchnął Łysy swoim zwyczajem. – Właśnie sama sobie odpowiedziałaś.
– Jak to? Ja do ciebie dzwonię, ja twoje zdanie chcę znać! – zaperzyła się Dorotka. – Zresztą, co to za podejście w ogóle, żeby tylko w tym brać udział, co jest zgodne z naszymi poglądami, jak jesteśmy aktorami? Przecież nie na tym ten zawód polega. Co to za głupoty są w ogóle? Ja myślałam, że to mądra osoba jest, ta pani Zofia, a tu coś takiego. Jaka rozczarowana jestem!
– No widzisz – odpowiedział Łysy.
– No właśnie. Widzę. Widzę. A może na stare lata jej się zwariowało? Tak też bywa, prawda? Może ja też taka będę kiedyś?
– Na pewno – odpowiedział Łysy.
– Oj, na pewno to nie. Ale może? Wiesz, ona jeszcze mówi, że to misja. Że ludzie oglądają ten serial i myślą, że jak ona w nim gra, to ona taka jest. I że to wbrew jej sumieniu, oddawać twarz sprawie, w którą nie wierzy. No czy to nie przesada, żeby z tasiemca robić misję, sam powiedz?
– No i znów sama sobie odpowiedziałaś – odparł ponownie Łysy filozoficznie. – Słuchaj, muszę kończyć, próbuję pracować, a ty mi głowę głupotami zawracasz.
– Wcale nie głupotami. Wcale nie głupotami. Poza tym ja też muszę kończyć. Sukę wołają na plan.
– To pa.
– Pa.
Jak to dobrze porozmawiać z kimś mądrym.
Naprawdę.
I tak oto nadszedł dzień ostatni.
Dorotka przyjechała z Suką na osiedle znane im z poprzedniego dnia zdjęciowego i prawie natychmiast zepsuła sobie najlepszą spódnicę z lumpeksu, usiadłszy na ławeczce, co to stała pod drzewkiem ociekającym żywicą. Oczywiście Dorotka usiadła dokładnie na tej żywicy.
Zepsuła sobie spódnicę i humor na przynajmniej pół dnia.
Do tego, swoim zwyczajem, martwiła się, jak to będzie.
Zgodnie z planem wyglądało na to, że Suka wystąpi w jednej scenie, potem w drugiej, trzeciej, a potem będzie musiała kilka godzin czekać na swoje kolejne, ostatnie już w tym filmie sceny. Dorotka się bała, że Suka będzie zmęczona tym czekaniem i może to wpłynąć na jej dyspozycję zawodową.
Dorotka jest do czekania na planie przyzwyczajona, ale Suka? Kto ją tam wie? Jak nie będzie chciała robić tego, co jej każą robić? Jak będzie nieposłuszna z tego zmęczenia?
Jedną z ostatnich scen miała być ta, w której Suka wyzionuje ducha.
Trudna sama w sobie, nawet dla aktora, a co dopiero dla psa! I do tego zmęczonego psa!
Dorotka siedziała pod tym okropnym kapiącym drzewem i się zamartwiała.
Suka tymczasem biegała za piłeczką.
Przesiedziały tak półtorej godziny, bo tradycyjnie znowu wszystko się opóźniło (gwoli ścisłości, to Dorotka przesiedziała, a Suka przebiegała za piłką), aż tu nagle nad uchem Dorotki zabrzmiał kojący głos Kierownika Planu.
– Dorotko. Poproszę cię z Suką na plan.
Dorotka posłusznie podreptała, starając się przyjmować taką pozycję ciała, by nie eksponować zanadto plam na spódnicy, i wprowadzając tym niektórych członków ekipy w duże zakłopotanie.
– A co ty się tak dziwnie kręcisz? – zainteresowała się życzliwie Iza. – Boli cię coś czy jak?
– Nieee – wystękała Dorotka, wzięta z zaskoczenia. – Tak tylko tutaj się przeciskam, ciasno jest, wiesz…
Przybierała przy tym przedziwne pozy, mające ukryć defekt, który jej zdaniem odbierał jej resztki urody oraz stawiał ją w niekorzystnym świetle jako naczelną fleję, przychodzącą do pracy w poplamionych ciuchach.
– Nie jest wcale ciasno. A ty się wijesz jak wij jakiś. Co jest?