Straszydło z Przepaści Niebieskiego Jana. The Terror of Blue John Gap - Arthur Conan Doyle - ebook

Straszydło z Przepaści Niebieskiego Jana. The Terror of Blue John Gap ebook

Arthur Conan Doyle

3,0

Opis

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition.

Jest to opowieść z dreszczykiem o spotkaniu bohatera opowiadania z czymś, z jakimś bytem nieludzkim, chociaż niekoniecznie nadprzyrodzonym.

Fragment: „Opowieść tę znaleziono w papierach Dr. Jamesa Hardcastle zmarłego na suchoty w dniu 4 Lutego 19… roku, w Londynie, na South Kensington. Ludzie bliżej go znający – nie wydając stanowczego sądu o tym szczególnym wypadku – twierdzą jednomyślnie, że był to człowiek z trzeźwym i ścisłym umysłem uczonego, pozbawiony zupełnie wyobraźni, niezdolny do wyjaśnienia jakichkolwiek nadprzyrodzonych zjawisk. Opowiadanie jego złożone było w kopercie z napisem: ‘Krótkie sprawozdanie z wypadku, jaki mi się przytrafił w pobliżu folwarku panien Allerton’, wiosną zeszłego roku. Koperta była zapieczętowana, a na odwrotnej stronie dopisano ołówkiem. „Kochany panie Seaton. Zapewne nie będzie dla ciebie obojętne, a nawet może sprawi ci przykrość, gdy się dowiesz, że niedowierzanie, z jakim przyjąłeś moją opowieść, stało się powodem, że nie powiedziałem nikomu ani słowa o moim zdarzeniu. Umierając, pozostawiam jego opis, w nadziei, że u ludzi nieznanych znajdę więcej wiary niż u przyjaciela”.

A co było dalej, czytelnik się dowie z dalszej części opowiadania.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 64

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (4 oceny)
1
0
1
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Arthur Conan Doyle

Straszydło z Przepaści Niebieskiego Jana

The Terror of Blue John Gap

na język polski przełożyła Maria Gąsiorowska

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej

A dual Polish-English language edition

Armoryka Sandomierz

Projekt okładki: Juliusz Susak 

Copyright © 2018 by Wydawnictwo „Armoryka”

Wydawnictwo ARMORYKA

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

e-mail:[email protected]

STRASZYDŁO Z PRZEPAŚCI NIEBIESKIEGO JANA

Opowieść tę znaleziono w papierach Dr. Jamesa Hardcastle zmarłego na suchoty w dniu 4 Lutego 19... roku, w Londynie, na South Kensington. Ludzie bliżej go znający — nie wydając stanowczego sądu o tym szczególnym wypadku — twierdzą jednomyślnie, że był to człowiek z trzeźwym i ścisłym umysłem uczonego, pozbawiony zupełnie wyobraźni, niezdolny do wyjaśnienia jakichkolwiek nadprzyrodzonych zjawisk. Opowiadanie jego złożone było w kopercie z napisem: Krótkie sprawozdanie z wypadku, jaki mi się przytrafił w pobliżu folwarku panien Allerton, wiosną zeszłego roku. Koperta była zapieczętowana, a na odwrotnej stronie dopisano ołówkiem.

„Kochany panie Seaton.

Zapewne nie będzie dla ciebie obojętne, a nawet może sprawi ci przykrość, gdy się dowiesz, że niedowierzanie, z jakim przyjąłeś moją opowieść, stało się powodem, że nie powiedziałem nikomu ani słowa o moim zdarzeniu. Umierając, pozostawiam jego opis, w nadziei, że u ludzi nieznanych znajdę więcej wiary niż u przyjaciela”.

Nie udało się wyjaśnić, kto jest ten Seaton. Mogę dodać to tylko, że tak pobyt nieboszczyka na folwarku panien Allerton, jak i szczegóły popłochu tam wynikłego, zostały niezbicie stwierdzone. Po tym objaśnieniu podaje ściśle to, co pozostawił zmarły. Opowiadanie pisarza jest w formie dziennika; niektóre ustępy są opatrzone dopiskami — inne powykreślane.

17 Kwietnia. Odczuwam już dobroczynny wpływ cudownego, podgórskiego powietrza. Folwark Allertonów leży na wysokości 1470 stóp nad powierzchnią morza, to można już uważać za górskie powietrze. Oprócz codziennego kaszlu rankami nie czuję prawie żadnych dolegliwości, a dzięki dobremu mleku i świeżej baraninie, mam wszelkie widoki zyskania na wadze. Sądzę, że Saanderson będzie ze mnie zadowolony.

Obie panny Allerton są zachwycająco oryginalne i dobre: miłe, kochane, ciężko pracujące, stare panny, gotowe zlać na obcego, chorego człowieka, całe skarby serdeczności, niespotrzebowanej dla męża lub dzieci. Nie ulega wątpliwości, że stare panny to istoty bardzo pożyteczne, że są one jedną z najdzielniejszych sił w zarządzie gminnym. Niekiedy dowodzą, że są niepotrzebne na świecie, ale coby robił bez ich opieki, nieszczęśliwy, chory, niepotrzebny nikomu człowiek? Nawiasem mówiąc, pomimo całej swej prostoty, zrozumiały one prędko, dlaczego Sanderson zalecił mi pobyt w ich posiadłości. Profesor pochodzący z ludu i przypuszczam, że może młodość swoją spędził w tych właśnie okolicach.

Miejscowość to zupełnie odludna, a kraj niezmiernie malowniczy. Folwark składa się z pastwisk północnych w nieregularnego kształtu dolinie.

Ze wszystkich stron wznoszą się fantastyczne wzgórza kordowe, tak miękkie, że można z nich wykrzesać palcami odłamki skał. Pełno wszędzie zagłębień i jaskiń. Gdyby uderzyć olbrzymim młotem, rozległby się głuchy łoskot, jak po uderzeniu w bęben, albo też zapadłaby się powierzchnia granitu, odkrywając rozległe, podziemne morze. W tej głębi musi być, jakieś morze, bo ze wszystkich stron, spływają z gór strumyki i zapadając się we wnętrzu ziemi, znikają bez śladu. Pośród skał wszędzie rozpadliny, a gdy się w nie zapuści, wchodzi się do obszernych jaskiń, które ciągną się krętymi chodnikami w głąb ziemi. Noszę przy sobie małą latarkę od roweru i sprawia mi to nieustanną rozkosz, kiedy nią oświetlam tajemnicze pustkowia, i widzę srebrne odblaski i czarne cienie, występujące na stalaktytach, zwieszających się od wyniosłych sklepień. Zamkniesz latarkę — i zapadasz znowu w nieprzejrzane ciemności. Otworzysz — i widzisz przed sobą scenę z tysiąca i jednej nocy...

Ale wśród tych osobliwych rozpadlin jest jedna, budząca wyjątkowe zaciekawienie, bo jest ona dziełem rąk ludzkich, nie przyrody. Nie słyszałem nigdy przed przybyciem w te strony o osobliwym kamieniu, zabarwionym na piękny, błękitny kolor, a znajdującym się w paru zaledwie miejscach na świecie. W tych stronach nazywają go „Niebieskim Janem”. Jest on taką rzadkością, że najprostszy wazon z niego wykuty, miałby wartość bezcenną. Rzymianie, odznaczający się niesłychaną bystrością, odkryli tutaj pokłady tego kamienia i wykuli poziomy szyb w boku góry. Otwór tego szybu zowie się Przepaścią Niebieskiego Jana i ma kształt regularnie wykutej arkady w skale, do której wejście zarastają gęste krzaki. Piękny chodnik, zrobiony przez rzymskich górników, przecina liczne jaskinie, które wymyła woda, więc wchodząc do rozpadliny, bezpieczniej jest znaleźć swoje ślady i mieć ze sobą dobry zapas świec, bo bez tego, można by nie trafić z powrotem na światło dzienne. Nie zapuszczałem się tam nigdy głęboko, ale dziś, stojąc w samej arkadzie tunelu i zapuszczając wzrok w czarną głębinę, ślubowałem sobie, że kiedy zdrowie moje się poprawi, poświęcę jakiś czas na zbadanie tych tajemniczych głębin, dla przekonania się, jak daleko Rzymianie wdarli się we wzgórza Derbyskiru.

Dziwna rzecz, jak ta wiejska ludność jest zabobonną. Lepsze miałem pojęcie o młodym Armitage’u, który posiada pewne wykształcenie, rozsądek i jest wcale inteligentnym chłopcem w swojej sferze społecznej...

Stałem właśnie przy wejściu do Niebieskiego Jana, kiedy Armitage przyszedł do mnie prosto przez pole.

— Nie boi się pan, panie doktorze? — zagadnął.

— Czy się nie boję? — powtórzyłem. A czego miałbym się bać?

— Jego — odrzekł tajemniczo, wskazując palcem na czarną czeluść tego Straszydła, które mieszka w Przepaści Niebieskiego Jana.

Jak łatwo krzewi się niedorzeczna legenda, w wiejskiej bezludnej okolicy! Wybadałem chłopca, na jakiej podstawie żywi taką zabobonną wiarę. Armitage opowiedział mi, że od czasu do czasu, znikają owce z pola, porwane żywcem, nie wiadomo przez kogo. Nie chciał nawet słuchać tak prostego wyjaśnienia, że mogły odbić się od stada i zabłądzić same w górach. Raz znaleziono kałużę krwi i pęki wełny owczej, to również — jak mu wykazałem, da się wytłumaczyć, w sposób zupełnie naturalny. Mówił prócz tego, że owce znikają zawsze w bardzo ciemne bezksiężycowe pochmurne noce. Na to odpowiedziałem mu naturalnie, że takie noce są najdogodniejsze dla zwyczajnych złodziejów, którzy je umyślnie wybierają do swoich wypraw. Raz, po takim zniknięciu zrobiła się w ścianie góry rozpadlina a część odłamów i kamieni rozsypała się naokoło. Dzieło rąk ludzkich, moim zdaniem. Na ostatek, Armitage przypieczętował swoje argumenty twierdzeniem, że on sam słyszał ryk Straszydła — i że każdy go słyszy, jeżeli dłuższy czas przepędzi przy wejściu do Przepaści. Ryk potężny, dochodzący ze znacznej odległości...

Na to, mogłem odpowiedzieć tylko uśmiechem, wiedząc dowodnie, jak dziwne odgłosy wydają podziemne chodniki wód, przepływających przez szczeliny kredowych formacji. Moje niedowierzanie uraziło Armitage’a, więc odwrócił się porywczo i odszedł.

Ale teraz muszę zanotować coś dziwnego. Oto, gdym stał jeszcze przy otworze jaskini, rozważając wszystko, co mi opowiedział Armitage, i zastanawiając się, jak łatwo to wytłumaczyć, nagle, z głębin szybu doszedł mnie jakiś niesłychanie dziwny odgłos...

Jakże go mam określić? Po pierwsze, można było sądzić, że to się odzywa gdzieś bardzo daleko, bardzo głęboko we wnętrznościach ziemi. A po drugie — pomimo tej przypuszczalnej odległości odgłos ten był bardzo donośny. Ostatecznie nie był to grzmot — ani łoskot taki, jaki wydaje spadająca woda lub waląca się skała: był to donośny ryk, chrapliwy a przenikliwy, trochę podobny do rżenia końskiego.

W każdym razie było to coś dziwnego, co na chwilę — przyznać muszę — potwierdziło słowa Armitage’a. Czekałem jeszcze przy wejściu do jaskini przez całe pół godziny lub dłużej, ale odgłos ten już się nie ponowił, tak że w końcu wróciłem do domu, trochę zaciekawiony. Stanowczo zbadam tę jaskinię, jak tylko powrócą mi siły. Rozumie się, że opowiadanie Armitage’a jest zbyt niedorzeczne, żeby je roztrząsać, ale jednak ten odgłos, coś bardzo zagadkowego... teraz jeszcze, gdy piszę, grzmi w moich uszach.

20 Kwietnia. W ciągu ostatnich trzech dni robiłem parę razy wycieczki do Przepaści Niebieskiego Jana i nawet zapuściłem się w jej wnętrze, ale światło mojej latarki rowerowej jest tak słabe i nikłe, że nie śmiem zapuszczać się daleko. Trzeba się przygotować porządniej...

Nie