Stawka większa niż gaz. Ukryta wojna o niepodległość Polski - Piotr Maciążek - ebook

Stawka większa niż gaz. Ukryta wojna o niepodległość Polski ebook

Piotr Maciążek

4,0

Opis

Piotr Maciążek jest uznanym specjalista, znawcą zagadnień bezpieczeństwa energetycznego i rynku energii. W książce przystępnym językiem opisuje dzisiejszą, niełatwą sytuację Polski, wielowarstwowe uzależnienia i niesuwerenność w wielu sektorach gospodarki, słabość państwa w newralgicznych punktach naszego bezpieczeństwa. Opisuje także kulisy słynnej prowokacji dziennikarskiej, w której brał udział, stworzenia nieistniejącego eksperta ds. bezpieczeństwa energetycznego. Stworzone konta w mediach społecznościowych pozwoliły funkcjonującemu jedynie wirtualnie “Niewiechowiczowi” zaistnieć w mediach, dostać propozycję pracy eksperckiej dla opozycji, nawiązać kontakt i wymieniać się informacjami z ludźmi z najbliższego otoczenia odpowiedzialnego za energetykę ministra Naimskiego. O energetycznych uzależnieniach, o politykach, którzy  nie potrafią sobie z nimi poradzić, o niesuwerenności Polski pisze Maciążek w książce, która nieprzypadkowo ukazuje się w stulecie polskiej niepodległości.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 219

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (3 oceny)
1
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © Wydawnictwo Arbitror sp. z.o.o.

Projekt okładki, stron tytułowych oraz ilustracje

Łukasz Stachniak

Skład, łamanie, korekta

Witold Kowalczyk

Przygotowanie wydania elektronicznegohachi.media

Wydanie I

ISBN 978-83-66095-09-0

Seria #ArbitrorFakty

Wydawnictwo Arbitror spółka z o.o.

ul. Krucza 41/43 lok. 67

00-525 Warszawa

www.arbitror.pl

e-mail:[email protected]

PRZEDMOWA

WSTĘP

ROZDZIAŁ PIERWSZY. Zbrojąc wroga

ROZDZIAŁ DRUGI . Gaz zamiast czołgów

ROZDZIAŁ TRZECI. Związek Sowiecki w gniazdkach

ROZDZIAŁ CZWARTY. Chemiczny poker

ROZDZIAŁ PIĄTY. Rosyjski węgiel „ustawia” polskie wybory

ROZDZIAŁ SZÓSTY. Energetyczna gra wywiadów

ROZDZIAŁ SIÓDMY . – Operacja dezinformacja

ROZDZIAŁ ÓSMY. Za wolność waszą i naszą

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY. Dodatkowe szanse

EPILOG

SŁOWNIK

PODZIĘKOWANIA

PRZYPISY

Okładka

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

PRZEDMOWA

WSTĘP

ROZDZIAŁ PIERWSZY. Zbrojąc wroga

ROZDZIAŁ DRUGI . Gaz zamiast czołgów

ROZDZIAŁ TRZECI. Związek Sowiecki w gniazdkach

ROZDZIAŁ CZWARTY. Chemiczny poker

ROZDZIAŁ PIĄTY. Rosyjski węgiel „ustawia” polskie wybory

ROZDZIAŁ SZÓSTY. Energetyczna gra wywiadów

ROZDZIAŁ SIÓDMY . – Operacja dezinformacja

ROZDZIAŁ ÓSMY. Za wolność waszą i naszą

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY. Dodatkowe szanse

EPILOG

SŁOWNIK

PODZIĘKOWANIA

PRZYPISY

PRZEDMOWA

Czym są lub powinny być rocznice i ich obchody? Mogą być pozbawionym głębszej treści rytuałem, który odprawiamy, „bo zawsze to robiliśmy”. Rocznice często tracą znaczenie, gubią swoją treść, zanikają. Dzieje się to najczęściej wtedy, gdy zdarzenia, których dotyczą, nie mają swojego trwałego miejsca w naszej zbiorowej pamięci, nie są elementem wspólnej tożsamości, a w końcu nie ma w nich odniesień do teraźniejszości (lub nie da się ich użyć).

Polska, kraj z ponadtysiącletnią historią, ma codziennie kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt rocznic do obchodzenia – wystarczy zajrzeć do odpowiedniego działu w Wikipedii, żeby szybko ustalić, co dziś można świętować. Oczywiście nie obchodzimy ich wszystkich – bardziej bądź mniej świadoma polityka historyczna, rozumiana jako proces kształtowania pamięci zbiorowej i selekcji symboli, dokonuje wyboru tych istotniejszych, ważniejszych z dzisiejszego punktu widzenia za nas.

Polityka historyczna jest czasem kształtowana przez państwo lub wiodące w nim siły polityczne. W Polsce, w okresach braku państwowości, kształtowały ją elity intelektualne (tak jak krakowscy konserwatyści z ich szkołą historyczną) czy, pisząc dzisiejszym językiem, „gwiazdy popkultury” pokroju Jana Matejki czy Henryka Sienkiewicza, które wyznaczyły nam sposób patrzenia na naszą własną historię i jej najistotniejsze punkty zwrotne, warte wspominania i celebrowania.

Wyznaczone punkty rocznicowe, które mają za zadanie przypominać o wspólnocie, oczywiście ewoluują, nadawane są im nowe znaczenia w zależności od bieżącego kontekstu politycznego, zmienia się ich forma. Niektóre zyskują, inne tracą, aż w końcu zanikają. Jakże odmienne były obchody rocznic Konstytucji 3 maja czy Święta Niepodległości jeszcze całkiem niedawno, w latach 80., kiedy towarzyszyły im armatki wodne, gaz i kohorty zomowców. Ich wymowa była prosta, tak jak tylko może być prosty postulat niepodległości w niesuwerennym państwie.

Trudno w zasadzie opisać, czym dziś jest 11 listopada. Od kilku lat scenariusz się powtarza: marsze środowisk narodowych, kontrdemonstracje, statyczna i sztywna celebra państwowa. W przekazach medialnych pieśni patriotyczne i co roku te same archiwalne filmy oraz zdjęcia. Rok 2018, rok setnej rocznicy odzyskania niepodległości, wyróżnia się jak na razie próbą dodania jednego wolnego dnia (12 listopada) do czasu świętowania i zasadzenia lasu w kształcie orła o powierzchni 11 ha gdzieś na Pomorzu. Mamy coroczną dyskusję o tym, dlaczego obecny prezydent nie zaprasza na obchody swoich poprzedników i kto jest spadkobiercą Polski niepodległej, a kto peerelowskiej.

Mamy więc obchody bardzo powierzchowne, w atmosferze politycznych swarów o rzeczy trzeciorzędne i budowanie bardziej lub mniej infantylnych symboli.

Święto Niepodległości powinno być dla nas ważne i aktualne. A jego waga nie wynika tylko z tego, co sto lat temu uczynił Józef Piłsudski. Aktualność bierze się stąd, że połowę stulecia przeżyliśmy pozbawieni niepodległości, że w roku 1989 ponownie wybijaliśmy się na niepodległość. Wreszcie dlatego jest to święto tak aktualne, że w naszym położeniu geograficznym i politycznym nie możemy mieć towarzyszącego Brytyjczykom poczucia, że niepodległość jest naszą cechą stałą i niczym niezagrożoną.

Święto Niepodległości powinno być okazją do refleksji, audytu, upewnienia się, czy na pewno jesteśmy niepodlegli, czy na pewno jesteśmy bezpieczni i na ile trwały oraz samodzielny jest nasz byt państwowy.

Należy sobie zadać pytanie, czym jest niepodległość i jakie są cechy państwa niepodległego. Które z nich spełniamy, a które spełnić powinniśmy? Czy do bycia niepodległym wystarcza wolność sadzenia lasów w kształcie godła państwowego, podświetlenie na biało-czerwono Pałacu Namiestnikowskiego i innych budynków publicznych? Obwieszanie się symboliką bohaterów zeszłych wojen?

Rocznica taka jak stulecie to także asumpt do porównania dwóch niepodległości – tej po roku 1918 i tej po roku 1989, działania elit politycznych, sposobów budowy państwa, skuteczności w tej budowie. Czasy oczywiście są inne, świat – a my wraz z nim – dokonał wielkiego postępu technologicznego, wiele problemów zaprzątających umysły twórców Drugiej Rzeczpospolitej już po prostu nie istnieje, pojawiły się, rzecz jasna, nowe, ale co do zasady reakcje na problemy i sposób widzenia niepodległości oraz państwowości dają się porównać.

Piotr Maciążek napisał książkę o bardzo ważnym, ale słabo uświadamianym aspekcie polskiej niepodległości po roku 1989. Jeżeli przyjmiemy, że niepodległość to nie tylko symbolika, lecz także twarde i jednoznaczne możliwości kontroli i panowania nad własnym terytorium oraz infrastrukturą konieczną dla funkcjonowania państwa – od najmniejszego gospodarstwa domowego do największego przedsiębiorstwa – to książka Maciążka dotyka najważniejszego dziś obszaru, w którym o niepodległości Polski mówić zbyt pewnie nie możemy. Infrastruktura szeroko rozumianej energetyki, od linii przesyłowych po transport surowców energetycznych (ropa, gaz), którą odziedziczyliśmy po PRL, była budowana na potrzeby bloku państw znajdujących się pod sowiecką dominacją. „Klucze” do systemu miały być i były w Moskwie. Po prawie 30 latach od politycznego wyjścia ze strefy rosyjskiej zmieniło się niestety zbyt mało, by mówić o niepodległości w tej sferze. Można odnieść wrażenie, że polska klasa polityczna, zajęta innymi sporami, kluczowym obszarem dla naszego bezpieczeństwa oraz faktycznej niepodległości po prostu się nie zajęła. O ile można jakoś usprawiedliwiać lata 90., kiedy znajdowaliśmy się w głębokim kryzysie, odziedziczywszy państwo, którego bankructwo zostało oficjalnie ogłoszone w 1984 roku, o tyle późniejszych lat w miarę ustabilizowanej gospodarki – gospodarki wzrostu zasilanej z funduszy Unii Europejskiej – usprawiedliwić się nie da.

W 1918 roku Polska miała podobne problemy – słabą komunikację, zagrożone możliwości jakiejkolwiek wymiany handlowej. Wydaje się jednak, że klasa polityczna – także swarliwa, także skłócona – miała większą świadomość tego, że budowa niepodległości oznacza budowę państwa, jego samodzielnej infrastruktury i ochrony potencjału.

Przedwojenna Polska miała zagwarantowany dostęp do morza za pośrednictwem portu gdańskiego. Ale nawet przy najlepszych stosunkach z Wolnym Miastem (a historia pokazała, że stosunki te wcale takie nie były) uzależniłaby się od tego portu jako monopolisty. Dla zagwarantowania własnej swobody i niepodległości państwo polskie zainwestowało w budowę Gdyni gigantyczną kwotę ponad 270 mln ówczesnych złotych.

Jaką wagę przykładało rodzące się państwo do infrastruktury, niech świadczy fakt, że podczas wojny z bolszewikami, kiedy połowa budżetu państwa była przeznaczana na cele wojskowe, przyszły prezydent i ówczesny minister robót publicznych Gabriel Narutowicz budował 2,6 tys. małych mostów,  150 dużych mostów drewnianych i 27 żelaznych,  200 km dróg bitych i rozpoczął budowę kolejnych  500 km dróg.

W zestawieniu z nim blado wypada obecne państwo polskie, nieporównanie bogatsze niż Druga Rzeczpospolita, zasilane dotacjami z UE, nietoczące kosztownej wojny na początku swojego istnienia. Nasze możliwości zapewnienia sobie tych twardych warunków niepodległości są dużo większe niż te przedwojenne, a nasze działania w tym zakresie – o wiele, wiele skromniejsze.

Nie można zatem zaniedbań, o których pisze Piotr Maciążek, przypisać niemożnościom, ograniczeniom, obiektywnym trudnościom. Raczej należy je przypisać w najlepszym wypadku niefrasobliwości klasy politycznej zarządzającej naszymi sprawami. Gdy czytam w „Dzienniku Gazecie Prawnej” serię artykułów o imporcie na masową skalę rosyjskiego węgla do Polski, która konfliktuje się ze swoimi europejskimi przyjaciółmi w obronie własnego przemysłu węglowego, to czuję słabość, wielką słabość tej naszej niepodległości.

Piotr Maciążek opisuje słabość państwa w newralgicznych punktach naszego bezpieczeństwa. Być może ta słabość wynika z niewiedzy polityków, być może oni – a my razem z nimi – wolą się skupiać na tych zewnętrznych pozorach, biało-czerwonych flagach i śpiewaniu nie mniej niż czterech zwrotek hymnu. Nic jednak nie zwolni ani polityków, ani nas – wybierających ich przecież na te funkcje i urzędy – od zderzenia się z prawdziwymi problemami suwerenności, zanim one uderzą w nas z pełną mocą. A te prezentuje Maciążek w książce, która nieprzypadkowo ukazuje się w stulecie polskiej niepodległości.

Marcin Celiński

WSTĘPPolska niepodległa?

Przypatrując się mapom tras kolejowych na terenie Polski, jeszcze dziś można dostrzec dziedzictwo zaborów – dobrze rozwiniętą część kraju, która należała do Prus i Austro-Węgier, oraz słabo rozwiniętą część rosyjską. Zaszłości tego typu nie sprzed stu lat, ale sprzed niespełna 30 są jeszcze lepiej widoczne. Gazociągi rozbudowywane na osi wschód–zachód stanowią najlepszy przykład spuścizny po dominacji sowieckiej zakończonej ponad ćwierć wieku temu. Uporanie się z nią, i to nie tylko w sektorze gazu ziemnego, jest najważniejszym zadaniem, jakie stoi przed Polską w stulecie jej niepodległości.

O ile brak torów do wielu miejscowości jedynie spowalniał rozwój niektórych części Polski, o tyle brak istotnych gazociągów położonych z północy na południe (a więc nierosyjskich) rzutuje na kondycję przemysłu na terenie całego kraju, a szerzej również jego otoczenia międzynarodowego. Nie bez powodu w Europie Środkowej dominują dostawy drogiego gazu dostarczanego przez spółkę Gazprom. Takich przykładów w sektorze energetycznym jest zresztą znacznie więcej.

Dzięki świadomej polityce sowieckiej (a później rosyjskiej) oraz słabości lokalnych rządów dawne państwa satelickie w Europie Środkowej bardzo często do dziś nie uporały się z uzależnieniem od ropy czy energii elektrycznej z Rosji. Mimo upadku Związku Sowieckiego kraje, które teoretycznie pozbyły się jego zwierzchnictwa, nadal pozostają częścią energetycznej strefy wpływów Federacji Rosyjskiej. Nawet jeśli ma ona już tylko szczątkowy charakter, to i tak pozwala Kremlowi stosować polityczny i gospodarczy nacisk. Tymczasem współcześnie to właśnie energia określa niepodległość państw i ich konkurencyjność, ponieważ bezpośrednio wpływa na rentowność przedsiębiorstw. Moskwa zdawała sobie z tego sprawę już pod koniec istnienia ZSRS, rezygnując ze swojej obecności ideologicznej i wojskowej w krajach satelickich i próbując utrzymać swoje wpływy za pomocą narzędzi gospodarczych1.

Dziś Rosja nie tylko konserwuje postsowieckie dziedzictwo infrastrukturalne w Europie Środkowo-Wschodniej, lecz także w miarę własnych możliwości stara się je utrwalać. Najbardziej spektakularnym tego przykładem jest oczywiście projekt gazociągu Nord Stream 2, którego celem jest uzależnienie wielu europejskich państw od rosyjskiego gazu na kolejne dekady. To przemyślana strategia. Kreml nie bez powodu wdraża ją akurat w momencie, w którym na świecie popularyzują się elastyczne dla odbiorców dostawy gazu skroplonego (realizowane specjalistycznymi statkami, a nie rurociągami). To świadome działania Rosjan zmierzające do ugruntowania swojej pozycji w Europie Środkowo-Wschodniej. W ich skład wchodzą oferty polityczne, biznesowe, lobbing oraz działania służb specjalnych, o czym wspominają jawne raporty kontrwywiadów państw środkowoeuropejskich2.

Mimo że kwestie gazowe są najlepiej znane, to przecież stanowią zaledwie wycinek przebiegłej gry toczącej się na wielu płaszczyznach energetycznych. Jej stawka jest wysoka – to niezależność i niepodległość, to wyrwanie się z energetycznej strefy wpływów Rosji. Energia nie jest tematem tak spektakularnym jak NATO i obecność amerykańskich żołnierzy w Polsce, a przecież jest równie istotna. Nie bez powodu znany i ceniony analityk do spraw bezpieczeństwa energetycznego prof. Alan Riley twierdzi, że „tam, gdzie kiedyś Amerykanie wysyłali swoich marines, dziś wysyłają statki ze swoim gazem”3.

Rosjanie postępują podobnie, z tym że nieprzewidywalna Rosja w przeciwieństwie do sojuszniczych Stanów Zjednoczonych stanowi dla Polski wielkie zagrożenie.

Właśnie o tych zagrożeniach jest niniejsza książka.

ROZDZIAŁ PIERWSZYZbrojąc wroga

Car Rosji Aleksander III twierdził, że Rosja ma tylko dwóch sojuszników: armię i flotę. Parafrazując to powiedzenie, można stwierdzić, że współcześnie tymi sojusznikami są ropa i gaz. Pierwszy z wymienionych surowców ma jednak dla państwa rosyjskiego znaczenie egzystencjalne, odpowiadając za ponad 40 proc. dochodów budżetowych4. Zwykle nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale bez przemysłu naftowego potencjał gospodarki rosyjskiej byłby porównywalny z potencjałem gospodarki polskiej. Właśnie dlatego po bezprawnej aneksji ukraińskiego Krymu przez Rosję państwa Zachodu, nakładając na agresora sankcje ekonomiczne, skupiły je na takich aspektach jak finansowanie i rozwój wydobycia ropy na terytorium rosyjskim.

Wśród głównych w Europie konsumentów rosyjskiej ropy, która nie jest najwyższej jakości, są takie kraje środkowoeuropejskie jak: Czechy, Białoruś, Litwa, Niemcy (ze względu na dawne NRD), Polska, Słowacja i Węgry. To prawdziwa naftowa rosyjska strefa wpływów. Jej trwałość gwarantują rurociągi systemu Przyjaźń, biegnące ze wschodu na zachód i rozgałęziające się na Białorusi na część północną w kierunku Polski i Niemiec oraz południową w kierunku Ukrainy, Słowacji oraz Czech.

System Przyjaźń został zbudowany, by dostarczać ropę dla zgrupowań Armii Czerwonej podczas zimnej wojny, a dziś, mimo upadku ZSRS, nadal trzyma w ryzach sporą część kontynentu. Taką samą genezę ma większość rafinerii w regionie, budowanych jako zakłady usługowe dla sowieckich oddziałów i z tego powodu często borykających się dziś z problemami ekonomicznymi (ich położenie w głębi lądu, jak w wypadku Możejek, definiowały kwestie militarne, a nie gospodarcze).

Ropa jako narzędzie polityczne nie ma dla Rosji aż tak dużego znaczenia jak gaz. Nie oznacza to jednak, że nie może takiej funkcji pełnić. W dobie zawirowań na światowych rynkach ropy (związanych z dynamicznym spadkiem cen tego surowca w roku 2014 i kolejnych latach5), które charakteryzują się powolną utratą znaczenia tradycyjnych potęg eksportowych zrzeszonych w OPEC, waga strony rosyjskiej jako partnera tego kartelu wzrosła. Zwłaszcza że występuje tu synergia interesów. Chodzi o wspólne zagrożenie dla Rosji i krajów Zatoki Perskiej ze strony amerykańskiej ropy łupkowej, której wydobycie szybko rośnie. Jej pozyskiwanie, oparte nie tylko na tradycyjnych pionowych wierceniach, lecz także na poziomych, kruszących skały, pomiędzy którymi jest zgromadzony gaz, zrewolucjonizowało branże gazową i naftową, a w efekcie doprowadziło do sytuacji, w której Stany Zjednoczone, niegdyś zależne od naftowych potęg Bliskiego Wschodu, stały się dla nich śmiertelnym zagrożeniem jako nowy, dynamiczny eksporter ropy.

Spoglądając na wielką politykę kształtowaną przez OPEC przy współudziale Rosji, nie wolno zapominać, że rosyjskie naciski polityczne związane z eksportem ropy naftowej miały często dużo bardziej regionalny charakter.

Warto przypomnieć, że w 2007 roku rosyjska ropa przestała płynąć ropociągiem Przyjaźń – przebiegającym przez Rosję, Białoruś, Polskę i Niemcy – z powodu rosyjsko-białoruskiego konfliktu naftowego6. Kreml chciał tym sposobem zmusić władze białoruskie do ustępstw. Ryzyko powtórki takiej sytuacji nie zniknęło. Od 2015 roku pomiędzy Mińskiem a Moskwą nieustannie tli się konflikt paliwowy w związku z wyczerpywaniem się dotychczasowego modelu kooperacji. Do tej pory był on prosty – Białoruś otrzymywała tanią i nieocloną ropę z Rosji, a w zamian wysyłała do niej ustaloną ilość paliwa. Jednak z powodu zawirowań na światowych rynkach naftowych i drastycznej dewaluacji rubla taki system przestał być dla reżimu Łukaszenki opłacalny. Dlatego strona białoruska od 2015 roku regularnie zmniejsza kontyngent paliwa wysyłany do Rosji. A władze w Moskwie w odwecie systematycznie grożą zmniejszeniem dostaw ropy.

Innym przykładem politycznych działań w sektorze naftowym, które uderzają w Polskę, choć na mniejszą skalę, było celowe wyłączenie w 2006 roku ropociągu doprowadzającego ropę do przejętej przez polski PKN Orlen rafinerii w Możejkach7. Jego działanie nie zostało wznowione do dziś.

Podobny los spotkał nie tylko litewski zakład. Rosja „wyłączyła” również rurociąg łączący Łotwę z systemem przesyłowym Przyjaźń, co zmusiło ten kraj do sprowadzania ropy i produktów naftowych koleją. Kreml w kolejnych latach kontynuował polityczny nacisk na ten kraj.

W 2015 roku rosyjskie koleje państwowe pod pozorem remontu zorganizowały blokadę przewozów kolejowych do Windawy, której port generuje jedną trzecią łotewskich dochodów budżetowych. Powodem działań rosyjskich było najprawdopodobniej skrytykowanie przez Łotwę projektu gazociągu Nord Stream 2, mającego powstać na Morzu Bałtyckim8.

Porty państw bałtyckich ucierpiały również z powodu presji, jaką Rosja w 2017 roku wywarła na władze białoruskie w kontekście przekierowania przewozu ropy i produktów naftowych z Białorusi do rosyjskich portów kosztem portów bałtyckich9.

Taki obrót spraw, skutkujący licznymi naciskami politycznymi Rosji w sektorze naftowym, analitycy przewidywali już wiele lat wcześniej, gdy Kreml zaczął inwestować w eksportowe terminale naftowe nad Bałtykiem mimo istnienia rurociągowego systemu Przyjaźń. Chodzi np. o Ust-Ługę, która od roku 2011 stanowi alternatywę dla rurociągów biegnących z Rosji na Zachód10. Geneza tej naftowej inwestycji jest podobna do historii powstania gazowego projektu Nord Stream 2. W obu wypadkach chodzi o możliwość szantażowania krajów tranzytowych pomiędzy Rosją a Unią Europejską, które niegdyś należały do strefy wpływów Związku Sowieckiego.

Wspominając o budowie terminalu naftowego w Ust-Łudze, warto nadmienić, że odpowiednie klauzule umów zawieranych przez rosyjskich eksporterów z polskimi spółkami (PKN Orlen, Grupa Lotos) przewidują możliwość świadczenia dostaw drogą morską przez gdański terminal naftowy, a nie Ropociąg Przyjaźń, na wypadek problemów z przesyłem11. To wytrych, dzięki któremu Rosja, realizując swoje świadczenia do Polski czy Niemiec, może krótkotrwale wstrzymać eksport przez północną nitkę Przyjaźni, uderzając politycznie i gospodarczo w Białoruś. Władze białoruskie są tego świadome, co wpływa na ich ugodowość w wielu konfliktowych sytuacjach z Rosją.

Potencjalnym narzędziem naftowego szantażu Rosji ma być docelowo również sukcesywnie rozbudowywana infrastruktura przesyłu ropy na rosyjskim Dalekim Wschodzie. Rosjanie niespecjalnie się z tym kryją, wprost komunikując stolicom europejskim o swoim „azjatyckim piwocie”12. Dzięki połączeniu Syberii Wschodniej, obfitującej w nowe złoża ropy, z Oceanem Spokojnym za pomocą nowego ropociągu Syberia Wschodnia – Ocean Spokojny (WSTO) Kreml sukcesywnie buduje bazę klientów w Azji Południowo-Wschodniej.

Główną rolę w strategii „naftowego piwotu” Rosji odgrywają Chiny. W styczniu 2018 roku uruchomiono drugą nitkę ropociągu łączącego Państwo Środka z magistralą WSTO. Dzięki temu możliwe jest sprowadzanie 30 mln ton ropy rocznie13 z Rosji do Chin14. Ponadto rosyjski koncern Rosnieft coraz bardziej interesuje się eksportem ropy do Indii. W tym celu zainwestował m.in. w lokalną rafinerię należącą do Essar Oil15.

Ze względu na niedorozwój infrastrukturalny, szantaż naftowy europejskich krajów przez Kreml na dużą skalę byłby dziś trudny do przeprowadzenia. Niewykluczone jednak, że w przyszłości przesłanie ropy wydobywanej na zachodzie Rosji na wschód będzie efektywniejsze. Jest to prawdopodobne również dlatego, że już dziś rosnący eksport surowca rosyjskiego do Azji rzutuje na pogarszającą się jego jakość w Europie16.

Nie należy jednak zapominać, że chiński partner jest niezwykle asertywny i wymagający, co utrudnia stronie rosyjskiej osiąganie celów politycznych. W ostatnich latach widoczny był trend uzyskiwania wyraźnej przewagi przez Państwo Środka w jego relacjach z Rosją. Skutkowało to m.in. szerokimi inwestycjami w rosyjski sektor naftowy, w tym zgodą na wykup przez chiński koncern CEFC udziałów w supergigancie naftowym Rosnieft, co ostatecznie nie doszło do skutku z powodu problemów finansowych spółki z Chin17. Niewiele brakowało, by sytuacja ta miała implikacje dla Polski, ponieważ CEFC był udziałowcem spółki J&T, coraz aktywniej wykupującej przedsiębiorstwa energetyczne w Europie Środkowej. W ramach tej strategii spółka J&T weszła m.in. w konflikt z polskim PKN Orlen18. Spór obu podmiotów zakończyło przejęcie 100 proc. udziałów Unipetrolu przez polski koncern i wycofanie się z niej Chińczyków. Chińskie banki zainwestowały także w projekt Jamał LNG, arktyczny terminal eksportowy, który rozpoczął sprzedaż gazu skroplonego do Europy. Niewykluczone, że i w tym wypadku będzie to miało negatywny wpływ na Polskę19.

Mimo że to Chiny odgrywają dziś rolę „starszego brata” w relacjach z Rosją, to lądowy przesył węglowodorów przez terytorium rosyjskie ma dla nich duże znaczenie z powodu amerykańskiej dominacji na światowych oceanach. Przynajmniej do czasu uruchomienia efektywnego wydobycia gazu i ropy z łupków, których złoża na terenie Chin są bardzo duże. Kwestia „naftowego piwotu” Federacji Rosyjskiej jest zatem sporą niewiadomą, ale państwa takie jak Polska powinny go brać pod uwagę w kontekście przyszłych nacisków politycznych w sektorze naftowym.

Wracam do tematu wykorzystania rosyjskiej ropy do działań politycznych. Na uwagę zasługuje również charakter zmian zachodzących w obrębie wspomnianej już największej rosyjskiej spółki naftowej – Rosnieftu. Coraz wyraźniej widać, że może ona stanowić odpowiednik Gazpromu w zakresie wspierania polityki zagranicznej Federacji Rosyjskiej. Jak stwierdza „The New York Times”: „Za pośrednictwem państwowego giganta, Rosnieftu, Moskwa próbuje budować strefę wpływów w regionach, w których USA słabną. […] [Podyktowane] jest to także koniecznością biznesową, ponieważ amerykańskie i unijne sankcje zmusiły Rosnieft do szukania partnerów i inwestycji poza USA oraz UE”20.

Czasem „polityka zagraniczna” Rosnieftu wydaje się pozornie niezależna od rosyjskiej. Tak było np. w wypadku umów zawieranych przez koncern w 2017 roku z władzami irackiego Kurdystanu, a bez wiedzy władz centralnych w Bagdadzie21. W rzeczywistości Rosnieft staje się wygodnym narzędziem uprawiania „równoległej” polityki zagranicznej niejako „w cieniu” oficjalnej linii prezentowanej przez rosyjskie MSZ. Sprzyjają temu nie tylko gigantyczny kapitał i zasoby osobowe Rosnieftu, lecz także de facto „prywatne wojsko”, jakim dysponuje ta spółka. Chodzi tu z jednej strony o oficjalną formację ochroniarską działającą w strukturach Rosnieftu, a z drugiej strony o firmy zewnętrzne wynajmowane na potrzeby ochrony instalacji. Istnienie takich „nierejestrowych” oddziałów (posiada je wiele kluczowych firm energetycznych w Rosji) jest niezwykle opłacalne. Pozwala władzom rosyjskim na kreatywną księgowość, ukrywanie wydatków na wojsko czy operacje o charakterze wojskowym22. Doskonale znanym przykładem prywatnej firmy wojskowej powiązanej z Rosją, a właściwie jej wywiadem wojskowym, jest tzw. Grupa Wagnera operująca w ukraińskim Donbasie, Syrii czy Republice Środkowoafrykańskiej23.

Gwarantem politycznego charakteru działań Rosnieftu jest szef tego przedsiębiorstwa – Igor Sieczin (ur. w 1960 r. w ówczesnym Leningradzie). To jeden z najbardziej zaufanych ludzi prezydenta Rosji Władimira Putina, zwany przez publicystów „naftowym kardynałem” lub wręcz „wiceputinem”24. Ukończył filologię romańską, specjalizując się w językach francuskim i portugalskim, a zwerbowano go najprawdopodobniej podczas trzeciego roku studiów. Sieczin miał być w późniejszych latach koordynatorem operacji przemytu broni do krajów Ameryki Łacińskiej i Bliskiego Wschodu, współpracować z wywiadem wojskowym GRU, słynnym szmuglerem Wiktorem Butem i przyszłym wicepremierem Rosji Siergiejem Iwanowem25. Był to okres tzw. zimnej wojny. Pod koniec istnienia Związku Sowieckiego Sieczin pracował we władzach miejskich ówczesnego Leningradu. W 1990 roku udał się z Władimirem Putinem, wtedy współpracownikiem przewodniczącego leningradzkiej Rady Miejskiej Anatolijem Sobczakiem, w delegację do Brazylii. To wtedy doszło do ich pierwszego spotkania. W 1991 roku Sobczak został merem Petersburga, Putin jego zastępcą do spraw międzynarodowych, a już trzy lata później dołączył do jego zespołu Sieczin. Odtąd drogi obu polityków się złączyły.

Sieczin uważany jest za kluczowy element Putinowskiego systemu. Był m.in. wiceszefem administracji prezydenckiej Władimira Putina podczas jego pierwszych dwóch kadencji, a w późniejszym okresie wicepremierem nadzorującym branżę naftową, odpowiadając za konsekwentną konsolidację sektora dzięki wyrwaniu go z rąk oligarchów epoki Jelcyna. W końcu Sieczin został szefem supergiganta naftowego Rosnieft, którego jest współtwórcą. Spółka została utworzona poprzez nacjonalizację należącej niegdyś do Michaiła Chodorkowskiego firmy Jukos.

„«Zarówno druga, jak i pierwsza sprawa [przeciwko mnie] zostały zorganizowane przez Igora Sieczina. Uknuł pierwszą sprawę z chciwości, a drugą z tchórzostwa» – twierdził swego czasu Chodorkowski, cytowany przez «The Sunday Times»”26.

Dzięki pomysłowi Sieczina Rosnieft nie tylko urósł na oligarchicznym majątku, trafiając znów pod nadzór państwa, lecz także przejął w późniejszym czasie spółkę naftową TNK BP i stał się największym koncernem paliwowym na świecie. Na tym jednak apetyt „wiceputina” się nie kończył.

W okresie obowiązywania zachodnich sankcji, które objęły Rosnieft w związku z konfliktem rosyjsko-ukraińskim, Sieczin podjął próbę zniszczenia swoich politycznych przeciwników i uczynienia z siebie najważniejszej osoby na energetycznej mapie Federacji Rosyjskiej.

„Wiceputin” chciał oddziaływać na rosyjskiego operatora naftowego Transnieft (zarządza nim kojarzony z premierem Dmitrijem Miedwiediewem Nikołaj Tokariew)27. Działania te jak dotąd nie zakończyły się sukcesem. Sieczin podjął także skuteczną próbę uderzenia w interesy Gazpromu (zarządza nim skonfliktowany z „wiceputinem” Aleksiej Miller), ograniczając jego monopol eksportowy w obszarze gazu skroplonego i inwestując środki Rosnieftu w rozwój wydobycia gazu ziemnego28. Wreszcie Sieczin doprowadził do finalizacji przejęcia przez Rosnieft dużej firmy naftowej Basznieft29. Tymczasem zgodnie z pierwotnym zamysłem premiera Dmitrija Miedwiediewa Basznieft miał zostać przejęty przez szefa Łukoilu, Wagita Alekperowa, z którym Sieczin pozostawał w konflikcie30.

Po roku 2014 szef Rosnieftu otworzył wiele frontów. Nie na wszystkich zwyciężał, ale saldo potyczek było niewątpliwie dodatnie. Większość sporów zakończyła się uzyskaniem przez Sieczina nieznacznej przewagi nad przeciwnikami, kilka natomiast spektakularnymi zwycięstwami. Na szczególną uwagę zasługuje tu zniszczenie przez Sieczina byłego ministra gospodarki Aleksieja Uljukajewa. Pod koniec 2017 roku usłyszał on wyrok skazujący go na osiem lat więzienia za przyjęcie łapówki31. Sprawę najprawdopodobniej zaaranżowali ludzie Sieczina, w tym Oleg Fieoktistow, o którym będzie jeszcze mowa. Warto nadmienić, że Uljukajew był uważany za liberała sympatyzującego z Dmitrijem Miedwiediewem.

Podobne koneksje z rosyjskim premierem miał Zijawudin Magomiedow. Pod koniec marca 2018 roku zatrzymano go pod zarzutem defraudacji 35 mln dol.32 To jeden z najbogatszych Rosjan z majątkiem szacowanym na 1,4 mld dol. Posiada aktywa w sektorach: budowlanym, logistycznym i naftowym poprzez grupę Summa, którą zarządza wraz z bratem Magomiedem (także zatrzymanym). W Polsce holding pośredniczył m.in. w handlu ropą, dopóki Rosnieft jako producent nie zrezygnował z pośredników. Jednak w Rosji Summa to prawdziwy potentat z udziałami m.in. w porcie w Noworosyjsku, który jest kluczowy dla handlu węglowodorami z regionów kaspijskiego i czarnomorskiego. Zęby na tę infrastrukturę od dawna ostrzył sobie Sieczin…

Wpływy „wiceputina” wykraczają daleko poza sektor energetyczno-paliwowy i obejmują także FSB, gdzie służy wielu jego zaufanych ludzi. Jest on wręcz uważany za przywódcę frakcji siłowików, która wywodzi się ze służb i zwalcza koterie liberałów (to oczywiście uproszczenie, ponieważ o realnej strukturze władzy w Rosji niewiele wiadomo). Za jednego z największych wrogów Sieczina jest uważany „liberalny” wicepremier rządu Dmitrija Miedwiediewa Arkadij Dworkowicz, który nadzoruje energetykę.

Wpływy Sieczina w służbach sięgają roku 2003, gdy nadzorował je jako wiceszef administracji prezydenta Putina. Wtedy to za pomocą swojego zaufanego człowieka zbudował w ramach Zarządu Bezpieczeństwa Wewnętrznego FSB nową, elitarną komórkę nazwaną 6. Służbą, a przezwaną „Specnazem Sieczina”. Jej działania nadzorował Oleg Fieoktistow. De facto 6. Służba wspomagała Sieczina aż do roku 2016, kiedy to jego zbyt szybko rosnące wpływy w FSB ukrócił sam Putin33.

Jak więc widać, Rosnieft i jego szef nie dają rękojmi stabilnych dostaw ropy naftowej do Polski i regionu. To narzędzia polityczne w rękach Kremla, których można użyć jako groźnej broni, a władze w Warszawie powinny to mieć na uwadze, tym bardziej że Rosnieft jest aktywny w kontekście politycznym również w sprawach dotykających w sposób bezpośredni interesów polskich.

Po pierwsze, według WikiLeaks to właśnie Sieczin podjął decyzję o wstrzymaniu dostaw rosyjskiej ropy do rafinerii w Możejkach po ich kupnie przez polski PKN Orlen34. Po drugie, to jego decyzja spowodowała przejęcie przez Rosnieft rafinerii w niemieckim Schwedt, niedaleko granicy z Polską.

Zakład w Schwedt przetwarza rocznie około 12 mln ton ropy. Został zbudowany w latach 60. ubiegłego wieku i jest zaopatrywany przez system rurociągowy Przyjaźń, biegnący z Rosji, przez Białoruś, Polskę, do Niemiec. To jedna z dwóch rafinerii niemieckich, która korzysta z rosyjskiej ropy. Stanowią one de facto gwarancję funkcjonowania Ropociągu Przyjaźń. Niestety przejęcie przez Rosnieft tego zakładu może mieć charakter pozabiznesowy. W razie zawarcia porozumienia rosyjskiego koncernu z niemieckimi władzami możliwe wydaje się rozbudowanie ropociągu łączącego terminal naftowy w Rostocku z miastem Schwedt, a tym samym wygaszenie dostaw lądowych świadczonych przez Polskę kosztem dostaw świadczonych drogą morską do Niemiec35. To z kolei zmniejszyłoby potrzebę tłoczenia przez Rosję ropy swoimi rurociągami na Zachód. Jednak jak na razie ropa nadal płynie systemem Przyjaźń, a rosyjski Rosnieft zapowiada jego rozbudowę w kierunku Bawarii36.

Dodatkowe zagrożenie związane z przejęciem rafinerii w Schwedt przez Rosnieft to napływ do północno-zachodniej Polski taniego paliwa (na granicy działań dumpingowych) produkowanego przez Rosjan na bazie własnego surowca atrakcyjnego cenowo. Będzie to duże wyzwanie dla firm takich jak PKN Orlen i Grupa Lotos, których znaczenie gospodarcze w kontekście generowanych miejsc pracy, a także pobudzania innowacyjności, jest niezwykle istotne.

Casus Schwedt w najbliższych latach może ponadto pokazać, czy przejęcie przez PKN Orlen litewskiej rafinerii w Możejkach było sensowne pod kątem działań wyprzedzających wymierzonych w potencjalny napływ tanich rosyjskich paliw do Polski.

Mimo wymienionych przykładów pełnoskalowy rosyjski nacisk polityczny za pomocą ropy naftowej jest trudny do przeprowadzenia (choć nie niemożliwy). Jak już wspomniano, większa część rosyjskiego budżetu to wpływy ze sprzedaży tego surowca, a Polska pozostaje jednym z kluczowych jego importerów. O ile więc wstrzymanie dostaw na konkretny rynek jest możliwe, o tyle może się ono wiązać z utratą wiarygodności i reperkusjami gospodarczymi dla Rosji.

Warto tu rozróżnić charakter potencjalnego konfliktu naftowego, który może być krótko lub długookresowy. Wiele krajów jest przygotowanych infrastrukturalnie na krótkotrwałe wstrzymanie dostaw ropy z Rosji. Należy do nich Polska, która posiada terminal naftowy w Gdańsku o przepustowości około 33 mln ton rocznie, a więc znacznie większej niż potrzeby kraju, które wynoszą około 25 mln ton rocznie37. Rafineria Gdańska może być z niego zaopatrywana bezpośrednio, a Rafineria Płocka pośrednio poprzez Ropociąg Pomorski38. Tak sytuacja przedstawia się „na papierze”, w rzeczywistości jest bowiem o wiele bardziej skomplikowana.

W 2010 roku terminal naftowy w Gdańsku przyjął 7 mln ton ropy, w 2015 roku 11 mln ton39. Mimo tendencji zwyżkowej widać, że na wypadek długotrwałego konfliktu naftowego skutkującego wstrzymaniem dostaw z Rosji wykorzystywanie pełnej przepustowości terminalu w krótkim czasie byłoby problematyczne. Chodzi tu o zakontraktowanie dostaw, ale także ich odpowiednio szybkie rozładowanie w związku z potrzebami gospodarczymi kraju (w grę wchodzi np. pomoc ze strony członków Międzynarodowej Agencji Energetycznej, którzy mogą przekierować do Polski część swoich zapasów ropy).