Srebrne tabu. Przyjaźń, miłość i seks w wieku dojrzałym - Monika Kamieńska, Monika Mularska-Kucharek - ebook

Srebrne tabu. Przyjaźń, miłość i seks w wieku dojrzałym ebook

Monika Kamieńska, Monika Mularska-Kucharek

0,0
27,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

 

Książka zawiera wywiady ze znanymi osobami oraz porady eksperckie na temat poprawy jakości życia ludzi starszych. O tym, jak spełniać swoje marzenia i dbać o codzienną aktywność opowiadają postaci kojarzone z telewizji (np. Krystyna Mazurówna, Teresa Lipowska, Andrzej Precigs, Ryszard Rembiszewski, Zofia Suska, Krystyna Sienkiewicz – jedna z ostatnich oficjalnych wypowiedzi), a także zwykli ludzie, którzy dzielą się swoimi pasjami podróżniczymi, literackimi i teatralnymi. Uzupełnieniem są teksty eksperckie (m.in. Ewy Czernik, psychoterapeutki, Bianci-Beaty Kotoro, psychoseksuolożki czy Ewy Kozieradzkiej, projektantki mody) dotyczące miłości, samotności, seksualności, kreatywności, sposobu ubierania się ludzi starszych.

Czas leci. Nie trać go. Ta książka jest wielką szansą na odmianę. Doda Ci wiary w siebie. Powodzenia!

Michał Olszański

Srebrne tabu pozwala zmienić swoje nawyki i przyzwyczajenia, by wypełnić życie radością, miłością i nadzieją na lepsze jutro.

Jolanta Chełmińska

Znajdziecie w książce mnóstwo optymizmu i mądrości wyrażającej się w zdaniu: „Już nic nie muszę, teraz już wszystko mogę!”

Ryszard Bonisławski

Książka przełamuje stereotypy. Urzeka autentyczność i szczerość wypowiedzi. Można skorzystać z praktycznych porad eksperckich.

Beata Bugajska

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 260

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Monika Kamieńska – Akademicki Ośrodek Inicjatyw Artystycznych 90-403 Łódź, ul. Zachodnia 54/56

Monika Mularska-Kucharek – Akademia Humanistyczno-Ekonomiczna w Łodzi Wydział Humanistyczny, 90-212 Łódź, ul. Sterlinga 26

RECENZENCI

Beata Bugajska, Michał Olszański

REDAKTOR INICJUJĄCY

Iwona Gos

OPRACOWANIE REDAKCYJNE

Elżbieta Marciszewska-Kowalczyk

SKŁAD I ŁAMANIE

AGENT PR

PROJEKT OKŁADKI

Katarzyna Turkowska

Zdjęcie wykorzystane na okładce: © Depositphotos.com/photographee.eu

Książka została wydana dzięki wsparciu Agencji Rozwoju Regionu Kutnowskiego, Art of Training Radosław Kucharek, Delii Cosmetics Sp. z o.o., Zakładowi Produkcyjno-Handlowo-Usługowemu Paweł Mataśka oraz Halinie Wośko

© Copyright by Authors, Łódź 2018

© Copyright for this edition by Uniwersytet Łódzki, Łódź 2018

Wydane przez Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego

Wydanie I. W.07666.16.0.K

Ark. wyd. 10,0; ark. druk. 15,375

ISBN 978-83-8088-765-7

e-ISBN 978-83-8088-766-4

Zamiast wprowadzenia

M.K. Monika Mularska-Kucharek i Monika Kamieńska. Rozmawiamy na temat książki Srebrne tabu, którą skończyłyśmy właśnie pisać.

M.M.-K.I pomyśleć, że dopiero się do tego zabierałyśmy. Czas płynie nieubłaganie.

M.K. Moniko, powiedz mi, czy jak skończysz 60 lat, to przestaniesz kochać, dbać o siebie, przestaniesz „szaleć”?

M.M.-K. Nie! Nawet tak nie myślę! Kiedy zastanawiam się nad swoją przyszłością, nad tzw. późną dorosłością (uśmiech), to wyobrażam sobie, że będę kochać, dbać o siebiei korzystać z życia, tak jak staram się to robić teraz. Właśnie do tego bardzo często przekonuję ludzi, z którymi pracuję i rozmawiam na temat jakości życia, są to również osoby starsze.

M.K.A czy widzisz siebie jedynie w roli kochającej, gotującej rodzinne obiadki babci?

M.M.-K. Nie! (śmiech) Oczywiście, że nie tylko w tej roli, ale ona jak najbardziej jest w mojej głowie. Czasami żartuję z moimi synkami, że bardzo chętnie będę się opiekować ich dziećmi. Oni natomiast często mówią, że będą chodzić na randki z żonami, a rodzice będą opiekować się wnukami. Ale bez wątpienia widzę siebie także w roli kochającej żony, aktywnej kobiety, akceptującej siebie i innych ludzi, otwartej na innych, otwartej na to, co niesie życie.

M.K.A czy Twoim zdaniem wiek jest przeszkodą? Czy wygaśnięcie aktywności jest bardziej postrzegane jako szansa i możliwości, czy raczej jako przeszkoda i bariera?

M.K.-M. Kiedyś myślałam, że tak, że to raczej bariera. Wynikało to zarówno z obserwacji życia społecznego, jak i doświadczeń zawodowych, teraz natomiast zaczynam postrzegać to nieco inaczej. Coraz częściej spotykam się ze zmianą podejścia także wśród osób starszych. Miło wspominam jedną z uczestniczek mojego szkolenia, która stwierdziła, że życie w ogóle zaczyna się po 60. Opowiadała o tym, jak dba o siebie, spotyka ze znajomymi, że wreszcie ma na to czas. Z uśmiechem na twarzy wspominała, że umawia się nawet na randki. Nie tylko ja słuchałam tego, co mówiła z podziwem, ale zainteresowanie wykazywały także inne uczestniczki spotkania. Oczywiście, jak stwierdziła, potrzebowała trochę czasu, żeby się otworzyć na innych, na to, co daje życie. Szczególnie trudno jej było po śmierci męża. Dała sobie jednak prawo do tego, żeby żyć dalej i czerpać z życia ile się da, bo jak podsumowała swoją wypowiedź – „ci, którzy nas kochają chcą żebyśmy byli szczęśliwi”.

M.K. Moim zdaniem ostatnio bardzo mocno zmienił się wizerunek osoby starszej. Wprawdzie mówi się o wieku senioralnym, ale ja bym używała raczej określenia „wiek srebrny”. Seniorzy, z którymi współpracuję, niezbyt przychylnie reagują na to, gdy mówię, że są seniorami. Patrząc na nich, na ich aktywność, widzę, że ta starość…, nawet nie można tego nazwać „starością”, bo starość, to jest chyba teraz po 90., albo jeszcze później. Ten wiek dojrzały jest dla większości ludzi, przynajmniej dla tych, z którymi ja się spotykam, szansą na aktywne życie. Oczywiście mam świadomość, że nie są to wszyscy seniorzy, bo jest wielu, którzy nie mają tej otwartości i takich możliwości. I myślę, że przede wszystkim dla nich jest ta książka, im dedykujemy tę pozycję, żeby się otworzyli, bo jest to często pewna bariera. Kończy się tyle lat i teraz „nie wypada”, nie trzeba o siebie dbać, a o seksie to już nie ma mowy. Czy Twoim zdaniem postrzeganie tych tematów, pozornie tematów tabu, się zmieniło?

M.M.-K.W moim przekonaniu przełamujemy to tabu. Przełamują je zarówno ludzie młodsi, jak i starsi. Natomiast często jest tak, że kiedy ktoś starszy, na przykład na szkoleniu, zaczyna opowiadać, że korzysta z tego życia, że na przykład umawia się z kimś, wchodziw jakieś nowe związki, to może nie pojawia się na twarzach pewne zniesmaczenie u słuchających, jak to niegdyś bywało, ale zdziwienie, a niekiedy wręcz zazdrość. Cieszy mnie to, zarówno jako terapeutę, ale przede wszystkim jako człowieka, który zdaje sobie sprawę, jakie znaczenie mają w życiu schematy czy stereotypy. Kiedy zatem osoby około 60. roku życia reagują na historię swoich rówieśników z większą otwartością, a niekiedy nawet podziwem, czy właśnie taką zdrowo pojmowaną zazdrością, to jest nadzieja, że „w razie potrzeby” będą owe schematy i stereotypy łamać. Jak to powiedział kiedyś mój znajomy, „babcia niekoniecznie musi lepić tylko pierogi” (uśmiech).

M.K. Wydaje mi się, że to jest takie naturalnie poszukiwanie bliskości, bo przecież to nie chodzi o to, jakw przypadku seksu w wieku młodzieńczym (uśmiech), „tak dla sportu” czy sprawdzenia się, tylko bardziej poszukujemy bliskości, prawda? Bo to chyba jest najważniejsze, żeby nie czuć się samotnym. Często także zdarza się, że ludzie w późnym wieku zawierają dojrzałe przyjaźnie i związki partnerskie. Ja obserwuję to w Centrum Aktywnego Seniora działającym przy Akademickim Ośrodku Inicjatyw Artystycznych. Widzę, jak osoby starsze, pomimo tego, że zajęcia się już skończyły, siedzą sobie w kawiarence, piją herbatkę, śmieją się, żartują. Siedzą czasem nawet kilka godzin. Spędzają wspólnie czas i rozmawiają o różnych problemach. Osoby te nie czują się samotne, nie siedzą same w domu. Realizują swoje pasje, czują się potrzebne.

M.M.-K. Jak wynika z wielu badań, główny korelatem szczęścia są inni ludzie. Kiedy sobie to uświadomimy to okazuje się, że wręcz powinniśmy zabiegać o relacjez innymi ludźmi i dawać sobie takie prawo do bycia z kimś, w relacjiz drugim człowiekiem. Pozostawanie samemu, w tzw. przysłowiowych czterech ścianach rodzi przygnębienie, frustracje, a nawet depresje, ale może być również przyczyną różnych dolegliwości, często także psychosomatycznych. Zdarzało mi się słyszeć od starszych samotnych osób, że umierają z samotności.

M.K. To prawda. Samotność jest najpoważniejszym, zaraz po chorobach, problemem.

M.M.-K. Dlatego ja uważam, że należy pokazać wielu starszym osobom, które wycofały się poniekąd z życiowych aktywności, że mają prawo do bywania z ludźmi, do aktywnego spędzania czasu, do nawiązywania nowych znajomości, a może nawet związków, nawet jeśli skończą te 60 czy więcej lat. Trzeba uświadamiać, że życie towarzyskie, takie naprawdę aktywne, nie jest tylko domeną ludzi młodych. Bycie z innymi ludźmi, bycie w grupie daje wiele korzyści, o czym często mówią ci, którzy zdecydowali się na uczestnictwo w różnych zajęciach, spotkaniach czy innych rodzajach aktywności.

M.K. Młodym ludziom wydaje się to takie oczywiste i na szczęście teraz staje się to oczywiste również dla wielu starszych osób, ale miejmy na uwadze tych, którzy jeszcze się nie odważyli. I właśnie dla nich piszemy tę książkę. Chciałybyśmy trafić do tych, którzy uważają, że jesień życia to czas, w którym nie ma szans na szczęśliwe i aktywne życie, na miłość i przyjaźnie. Chciałybyśmy uświadomić, że srebrny wiek to okres, w którym można zdobywać przysłowiowe góry, że można robić rzeczy, na które nie miało się wcześniej czasu.

Podoba mi się to, że ludzie starsi, którzy mają już odchowane wnuki, które już nie tak bardzo pragną tej babci, czy też osoby, które mają rodzinę za granicą i są samotne, chcą pomagać innym ludziom potrzebującym pomocy. I nie mam tutaj na myśli pomocy fizycznej, ale takie bycie z kimś, kto jest samotny. Stąd też ten wolontariat, który się rozwija. I to też jest bardzo pozytywne, że „mam czas, potencjał i mogę coś komuś zaoferować, swoją osobę chociażby”. Myślę zatem, że ta książka jest też dla tych, którzy jeszcze nie uświadamiają sobie, że mogą w grupie zrobić więcej, że mogą zrobić coś dla innych, dać radość sobie poprzez bycie z innym.

M.M.-K. Kiedy myślę o tej książce, to przyświeca mi taka idea, że warto rozszerzyć perspektywy, ponieważ trudno jest ludzi zmienić poprzez nakazywanie, ty masz zrobić tak czy inaczej, dlatego też treści zawarte w tej książce mogą być cenne dla osób starszych. Być może dzięki niej ktoś sobie uświadomi, że można żyć inaczej, że można korzystać z życia bez względu na PESEL.

M.K. Że można się odważyć! To czasem najważniejszy, pierwszy krok do aktywności.

M.M.-K. Jasne. Co więcej, że można czerpać z tego, co daje życie, brać w nim aktywny udział. Czasami zapominamy, że nawet uśmiech do kogoś wyzwala wiele pozytywnych bodźców. Mamy w głowie lustrzane neurony, które odzwierciedlają ludzkie emocje, więc uśmiechając się do kogoś wyzwalamy pozytywne emocje. Działa to też w drugą stronę. Endorfiny, które wydzielają się w naszej głowie pod wpływem pozytywnych emocji mają wpływ na nasze funkcjonowanie. To z kolei powoduje, że inaczej patrzymy na siebie, na innych, a nawet na to, co nas otacza.

M.K.I jest to bezpłatne! Radość, uśmiech, rozmowa – to „usługi” bezpłatne i nielimitowane (uśmiech).

M.M.-K. Jasne, to nic nie kosztuje.

M.K. To jest tak, że spotykamy się z opinią, że na przeszkodzie stoi niska emerytura, brak pieniędzy. Oczywiście, że są to przeszkody, ale jest też wiele działań bezkosztowych, które można podejmować i być aktywnym. I to jest bardzo cenne i ważne. Myślę, że niczym wstydliwym nie jest to, że starsze panie, czy starsi panowie, chcą się ładnie ubrać i to niekoniecznie w markowych sklepach, tylko na przykład w second-handach, w których też są świetne ubraniai ja sama często z nich korzystam. Chcą wyjść, spotkać się z kimś, miło spędzić czas. Poza tym, tak jak chociażby w naszym Centrum Seniora, wszystkie zajęcia i spotkania są dofinansowane ze środków miasta. Opłaty są symboliczne lub wcale ich nie ma. Wystarczy tylko chcieć.

M.M.-K.I właśnie to chcemy w tej książce pokazać. Często aktywne spędzanie czasu, tak współcześnie rozumiane, kojarzy się ludziom z zamożnością, kwestiami finansowymi, stąd też, być może, twierdzą, że ich nie stać. Okazuje się natomiast, że jest to dostępne, że jest nieopodal, trzeba, być może, rozejrzeć się, poszukać, albo skorzystać z czyjeś pomocyi spędzać czas na emeryturze aktywnie.

M.K. Gdybyśmy miały podsumować naszą rozmowę, która ma być formą przedmowy, i odpowiedzieć sobie na pytanie, po co piszemy książkę Srebrne tabui dla kogo ona jest, to co byśmy powiedziały?

M.K.-M. Ja myślę, że jest to książka dla tych, którzy chcą zmienić swoje życie, którzy zastanawiają się nad tym, co mogą zrobić i co mogą zmienić. Bez wątpienia natomiast jest to książka dla osób, które po prostu chcą być szczęśliwe.

M.K.A będziemy to ułatwiać poprzez prezentowanie ciekawych przykładów i interesujących życiorysów. Zaprosiłyśmy do naszej książki osoby znane i lubiane, rozpoznawalne, których życie może stać się przykładem dla innych, którzy mogą uświadomić sobie, że: „mam tyle czasu i nic nie robię” – a na przykład jedna z naszych bohaterek – Krystyna Mazurówna – tańczy Tango Piazzolla w stroju czarnego łabędzia i się świetnie tym bawi, a jednocześnie znajduje czas dla wnuków i rodziny. Swoje historie opowiedzą też m.in. Teresa Lipowska i Ryszard Rembiszewski. Są to gwiazdorskie przykłady. O swoich pasjach opowiedzą także „zwykli niezwykli”, których tak nazywamy w swojej książce. Ludzie, którzy nie mają znanych nazwisk, wielkich pieniędzy, ale realizują swoje pasje, marzenia w taki sposób, w jaki nie mogli tego robić, kiedy byli aktywni zawodowo i zajęci swoją pracą czy wychowywaniem dzieci.

M.M.-K.A zatem chcemy pokazać, że wiek nie gra roli.

M.K. Że wiek nie gra roli, i że naprawdę nie ma tematów tabu. Będziemy o tym przekonywać, pokazując przykłady, ale oprawiając to komentarzem eksperckim.

M.M.-K.I to też jest bardzo cenne, ponieważ konfrontujemy niewątpliwe w tej książce receptę na życie osób znanych, utożsamianych często z kimś niezwykłym, niedostępnym, mającym jakieś szczególne możliwości, i tych mniej znanych z wiedzą ekspercką. Pragniemy pokazać, że ci, których znamy z mediów to ludzie tacy jak my, mający obowiązki, ograniczenia, ale także marzenia i plany. I oczywiście to, co istotne, że ich też dotyka jesień życia. Na uwagę zasługuje natomiast to, jak oni ją przeżywają. Dlatego też jest nam niezmiernie miło, że osoby te, czyniąc z jesieni życia wiosnę możliwości, podzieliły się z nami swoimi przemyśleniami i chcą służyć przykładem innym. Z kolei opisując historię ludzi zwykłych niezwykłych pragniemy pokazać, że swój potencjał można wykorzystać w każdym wieku, czasami pod wpływem pewnych doświadczeń czy przemyśleń. Ważne było dla nas, aby na te różne zagadnienia spojrzały osoby posiadające doświadczenie eksperckie, dlatego też poprosiłyśmy je o komentarzew sprawie miłości, seksu, zdrowia, aktywności, czyli w sprawach niewątpliwie bardzo ważnych i potrzebnych, ale takich, które w wieku srebrnym wydają się być pomijane.

M.K.A zatem reasumując, udowodnimy, że dzisiaj już nie ma tematów tabu, a tym bardziej nie ma „srebrnego tabu”. A jaka jest rzeczywistość? Odpowiedzi poszukamy w naszej książce. Zapraszamy serdecznie do czytania.

M.M.-K. Oczywiście! Zachęcamy. A tak na koniec, powiedz proszę Moniko, co Twoim zdaniem kryje się pod tytułem „srebrne tabu”?

M.K. Uważam, że nie ma określonego wieku, w którym nie można kochać. Miłość nie pozwala się zestarzeć, ale brak miłości powoduje przyspieszenie procesu starzenia się. Wielu różnych twórców zajmowało się tym tematem. Przypomnijmy chociażby piękną miłosną historię opisaną w książce Spóźnieni kochankowie. Fantastyczna opowieść Williama Whartona, dzięki której wydaje się, że miłość zawsze ma swój czas i miejsce, i że nie trzeba jej jakoś szczególnie szukać, ale trzeba jej pomagać, a przede wszystkim wierzyć, że może pojawić się w każdym momencie życia.

Nie polecam, żeby „szaleć” na portalach społecznościowych czy randkowych. Myślę, że najlepsze jest wyjście do ludzi, otwarcie się, przede wszystkim otwarcie swojego umysłu. W pewnym wieku już nie jest takie ważne, czy jesteśmy piękne, zgrabne, szczupłe, ważne jest to, jaką mamy duszę i co możemy dać drugiemu człowiekowi. Jeśli damy ciepło, bliskość, otwartość, przyjaźń, to myślę, że wielu jest ludzi, którzy te dary przyjmą z radością. Czy są to przyjaźnie kobiet z kobietami, czy przyjaźnie damsko-męskie to już nieistotne, a jeśli przy okazji pojawi się jeszcze seks, to dobrze (uśmiech). Badania naukowe mówią, że aktywność seksualna Polaków nie wygasa nawet pomiędzy 70 a 80 rokiem życia, ostatnio o tym czytałam. Tak że proszę Państwa jest szansa, korzystajcie z życia (uśmiech) i z szerokiego wachlarza ofert kulturalnych, sportowych, edukacyjnych.

M.M.-K.A zatem żyjmy i korzystajmy aktywnie z życia, bez względu na wiek! A tym, którzy nie wiedzą, co kryje się za tajemniczym tytułem Srebrne tabu szczerze polecamy naszą książkę. Przełamujmy stereotypy, zmieniajmy schematy, bądźmy szczęśliwi!

Monika Kamieńska

Monika Mularska-Kucharek

ZNANI I LUBIANI

Krystyna Mazurówna

Absolwentka warszawskiej Szkoły Baletowej w klasie Leona Wójcikowskiego, tancerka, choreografka i dziennikarka. Była solistką baletu Teatru Wielkiego w Warszawie. Występowała też w warszawskiej operetce i w Teatrze Syrena, ale głównie znana była z występów w polskiej telewizji. Jej partnerami scenicznymi byli: Witold Gruca, Stanisław Szymański i Gerard Wilk. Od 1968 roku mieszka w Paryżu. Tańczyła jako solistka w spektaklach Josephiny Baker, była choreografem w paryskim teatrze Élysées Montmartre i solistką w rewii Casino de Paris. Przez piętnaście lat pisała cotygodniowe felietony w nowojorskim tygodniku „Kurier Plus”, wydała cztery książki w Polsce. Była choreografką w telewizyjnym programie You Can Dance – Po prostu tańcz (TVN) oraz jurorką w programie Got to Dance. Tylko taniec (Polsat).

Miłość to jedyny cud, który zdarza się w życiu, i to bez względu na wiek…

M.M.-K. Krystyno, jest mi niezmiernie miło móc z Tobą porozmawiać, o tym, co tak istotne i ważne. Dziękuję, że zechciałaś się podzielić swoim doświadczeniem, swoimi przemyśleniami i życiową mądrością. Wprawdzie spotkałyśmy się żeby mówić o srebrnym tabu, o tym, co może wydawać się zakazane, albo niedostępne osobom starszym, ale zanim o tym, to zaczniemy tak nieco inaczej. A zatem, tak na początek, chciałabym Cię zapytać o Twoje marzenia z młodości. O czym marzyłaś, kiedy byłaś młodą dziewczyną?

K.M. Marzyłam, żeby być szalenie porządnym i uczciwym człowiekiem, co nie zawsze mi się później udawało. Myślałam, że będę miała jedyną wielką miłość, że poświęcę temu człowiekowi całe swoje życie, że będę miała domek z ogródkiem i gromadkę dzieci. Pierwszy raz zakochałam się bardzo mocno w wieku lat 19-tu, i tuż później przyszła ciąża, dzieciątko się urodziło. Okazało się, że dom z ogródkiem coraz bardziej się oddalał, z gromadki dzieci zostało na razie tylko to jedno, a pan poszedł w siną dal. Później moje losy różnie się potoczyły, ale postanowiłam nie być już taką uczciwą i porządną, i wierzącą w jedną szczęśliwą miłość do końca życia. Skreśliłam dom z ogródkiem, a co do gromadki dzieci, to nie byłam jej już taka pewna, no ale mam trójeczkę i to jest to, co najlepiej mi się udało. Jestem z nich szalenie dumna, chociaż nie mam żadnego udziału w tym, kim oni są i co potrafią. Jest to na pewno jednak moje największe osiągnięcie życiowe, dające mi najwięcej radości!

M.M.-K.W książce Ach ci faceci pisałaś o swoich dzieciach i faktycznie z podziwem to czytałam. Myślę sobie jednak, że masz bardzo duży w tym udział.

K.M. Może jakiś nieświadomy. Ale ja mam dla nich ślepy podziw i darzę je bezgraniczną miłością, z czego one sobie nie zdają sprawy i może tak jest lepiej. Kiedy mówię, że musimy się spotkać, żeby się po prostu zobaczyć – mój syn mówi, ale ja cię już widziałem... No tak, ale może ja się zmieniłam! – argumentuję. To on nie chce tego widzieć! Bardzo trudno zyskać u niego widzenie, ale to jest takie droczenie się. Czasami sam dzwoni i pyta, no jak matka idziemy coś zjeść, czegoś się napić? A ja mówię, co, żona wyjechała? A skąd wiesz, pyta? (śmiech) I wtedy mamusia jest potrzebna!

M.M.-K. Może i te relacje, jak mówisz Krystyno, są i specyficzne, ale przepełnione pełnym szacunkiem. Z tego, co czytałam w książce, mam wrażenie, że bardzo podmiotowo traktujesz swoje dzieci.

K.M. Wiesz, szacunek jest z mojej strony wielki do całej trójki. One mnie troszkę czasem olewają, naśmiewają się ze mnie, co ja nie tylko toleruję, ale podtrzymuje, bo myślę, że w ten sposób relacje są bardziej autentyczne. Nie ma tego, że to pani matka, jak to kiedyś bywało, że tak nie można, że tak nie wypada i trzeba tą matkę tylko całować w rękę. Te nasze relacje są bardziej proste, bezpośrednie, ale w ten sposób też absolutnie autentyczne.

M.M.-K. To podmiotowe traktowanie jest ważne i potrzebne. Poza tym, mam takie poczucie, że nie ma tutaj barier.

K.M. Nie, nie ma. Obalamy wszelkie bariery!

M.M.-K.A o czym marzyłaś w takim aspekcie zawodowym?

K.M.W aspekcie zawodowym ciągle myślałam, że jestem do niczego. Tancerką żadną dobrą nie jestem, bo nie mam koniecznych atutów w tym kierunku. Jak prawie każda głupia młoda dziewczynka chciałam być modelką, tancerką, albo pisarzem. Wyobrażałam sobie, że siedzę przy takim wielkim dębowym biurku i maczam pióro ze stalówką w kałamarzu z atramentem, i piszę w zeszycie książki, ponieważ tak mój tatuś pracował nad swoją matematyką. Ale później wzięłam się za ten taniec i bardzo pracowicie odbyłam całą szkołę baletową, dziewięć lat szkoły. Później otrzymałam dyplom, tańczyłam w operze. Wreszcie zrozumiałam, że nie trzeba być taką poprawną i iść taką wytyczoną drogą, i rzuciłam taniec w Teatrze Wielkim, i zaczęłam tańczyć na prawo i lewo, głównie zresztą w TV. Tańczyłam na Bielanach, w Młocinach, na festynach ludowych, albo i w Sali Kongresowej, wszędzie, gdzie się dało. Ale tańczyłam swój własny taniec, i tak, jak ja lubiłam, to było naprawdę moje. W związku z tym cała ta kariera, w cudzysłowie, którą zrobiłam w Polsce latach 60., kiedy to nie wychodziłam z telewizji, w której się pokazywałam kilka razy w tygodniu – zawdzięczam ją nie temu, że byłam jakaś wyjątkowo dobra, bo jak mówiły moje koleżanki tancerki „Mazurówna? dobra tancerka? przecież ona dwóch piruetów nie może zrobić, przy drugim się wali!” I to była niejako prawda, ponieważ było wiele tancerek, które robiły więcej tych piruetów, i jeszcze wykonywały wyższe skoki. Ale ja skoki, czyli susy, robiłam takie, jak dyktowało mi serce, intuicja, dlatego one były inne. Jednym słowem, wiem od tej pory, i powtarzam to do dzisiaj, że tak jak w tańcu, w działalności artystycznej, tak i w życiu trzeba iść swoją drogą, pokazywać się takim, jakim się jest, bo tylko to jest wartościowe, a nie powielać i klonować znakomitości, ponieważ nigdy im nie dorównamy, zawsze będziemy gorsi. Lepiej być troszkę innym, własnym, a nie powielać innych!

M.M.-K. Być może to jest ta recepta na sukces: bycie sobą?

K.M.W moim przypadku z pewnością się to sprawdziło, ale nie tylko w moim. A jeśli chodzi o dalszą historię tych moich marzeń, to teraz nie mam marzeń, teraz mam wyłącznie plany. Ponieważ przetańczyłam pierwsze 50, 60, czy nawet 70 lat swojego życia i nadal końca nie widać, bo nadal uprawiam ten zawód, to zabrałam się też za realizację kolejnych planów. Jak miałam 15 lat, to zorientowałam się, że nie mogę być modelką, ponieważ jestem za niska i za gruba – w tej chwili jestem wprawdzie niższa o 2 cm, starsza od jakieś 60 lat i przybyło mi jakieś 10–15 kilo, ale mimo tego realizuję to. I właśnie występowałam już jako tańcząca modelka na pokazach mody w Paryżu, w Warszawie, w Krakowie, nawet na Zamku Książ i końca nie widać, ponieważ nadal mam następne propozycje!

M.M.-K. Wyprzedziłaś w takim razie moje kolejne pytanie, ponieważ chciałam z Tobą porozmawiać na temat Twoich aktualnych marzeń, czy planów.

K.M. Doszłam właśnie do wniosku, że nie mam marzeń, tylko mam plany i życie mi je samo przynosi. I są to dla mnie miłe niespodzianki, które realizuję. Na przykład, urodziłam się we Lwowie i byłam tam tylko raz w życiu, jakieś 30 lat temu, i pomyślałam sobie, że chciałabym tam raz jeszcze pojechać i ten Lwów zobaczyć. I dostałam propozycję, kolejny Kongres Kobiet odbywa się we Lwowie w czerwcu i otrzymałam zaproszenie,i znów zobaczę Lwów. I znów życie płata mi miłego figla. Będę brała udział w innych pokazach mody. Dziś inny wydawca zaproponował mi wydanie kolejnej książki, to będzie czwarta i tak dalej, i tak dalej. Uczestniczę w życiu rodzinnym jak najbardziej. We Francji głównie jestem babcią, emerytką, opiekuję się wnukami, których mam pięcioro, ale w Polsce ciągle mam jakieś propozycje zawodowe: udział w kongresach, wykłady, szkolenia, wystąpienia na uniwersytetach trzeciego wieku, właśnie pisanie kolejnej książki, spotkania z czytelnikami, które bardzo lubię, udział w pokazach mody itp.

M.M.-K. Skąd czerpiesz siłę na te aktywności?

K.M. Wiesz, wydaje mi się, że siła jest potrzebna do zupełnie czegoś innego. Moja mama potrzebowała siły, ponieważ nosiła codziennie węgiel z komórki i rozpalała w piecu. Musiała robić inne ciężkie rzeczy. Mnie czasem pytają, czy mnie podróże nie męczą. Latam sześć, osiem razy w miesiącu, ale przecież jest to wspaniałe! Podjeżdżam sobie samochodem na lotnisko, wchodzę przez rękaw do samolotu, siedzę na wygodnym fotelu przed dwie godziny, późnię wysiadam – i czym się tutaj męczyć?

M.M.-K. Pytam o to, ponieważ często kiedy pracuję ze starszymi ludźmi terapeutycznie, czy szkoleniowo, i proponuję im różne aktywności, to słyszę od nich, że nie mają siły. Dlatego też zapytałam o tę siłę.

K.M. Ja myślę, że tutaj bardziej chodzi o motywację. Kiedy propozycja jest atrakcyjna, to jest motywacja i jest siła. W moim przypadku wszystkie te propozycje są atrakcyjne, ponieważ mają w sobie dużo nowości i odkrywają moje pasje.

M.M.-K. Mam takie poczucie Krystyno, że Ty masz w sobie dużo radości? Skąd ta radość? (uśmiech)

K.M. Ależ właśnie z życia. Ono jest takie piękne. Zobacz – siedzimy w bardzo ładnym miejscu, w Krakowie, wspaniałym mieście, za chwilę dostaniemy bardzo dobre jedzenie, więc tylko się cieszyć!

M.M.-K. Oczywiście ja też potrafię to dostrzegać, dlatego też blisko mi do Twojej życiowej filozofii, ale przecież dobrze wiesz, że wiele starszych osób jest przygnębionych, sfrustrowanych.

K.M. Ja zupełnie tego nie rozumiem. Mnie się wydaje, ze teraz jest właśnie najlepszy okres w moim życiu! Już nic nie muszę. Nie muszę wstawać rano na 8. do szkoły, nie muszę się bać, że dostanę zły stopień z wypracowania, mogę jeść co chcę, pić co chcę, a nie mam dużych wymagań. Wystarczą mi dwa kieliszki koniaku, albo dwie lampki dobrego wina. Nie mam problemów finansowych. I nie dlatego, żebym miała jakieś zawrotne dochody, tylko dlatego, że nie jest to dla mnie problemem. Na szczęście nie noszę drogiej biżuterii, bo jej nie lubię, nie noszę futer, nie mam własnego samochodu, bo jest mi to zupełnie niepotrzebne. Ubieram się nie u tych krawców, którzy mają jakieś zawrotne ceny, nie dlatego że mnie na to nie stać, tylko dlatego że mi się to nie podoba, uwielbiam młodych kreatorów. Znam takich i w Polsce, i Ameryce, i w Londynie. W sieciówkach nie kupuję, ponieważ wolę mieć ubranie oryginalne. A zatem nie mam na co wydawać pieniędzy!!! (śmiech).

M.M.-K. Nawiązując do tego, co powiedziałaś, że człowiek starszy już nic nie musi. Jakie są Twoim zdaniem plusy życia po 60-tce? Ludzie starsi często na ogół widzą tylko ograniczenia.

K.M. Ale jakie są to ograniczenia, bo ja ciągle nie mogę znaleźć żadnych ograniczeń.

M.M.-K. Dla wielu ludzi one istnieją. Niekiedy osoby starsze mówią chociażby, że nie wiedzą, co mają zrobić ze swoim czasem.

K.M.A właśnie, czyli nie wiedzą, a to trzeba wiedzieć. Trzeba coś znaleźć. Właściwie teraz jest o wiele więcej możliwości niż 20, 40 lat temu. Są różne kluby, są uniwersytety trzeciego wieku, są spotkania. Myślę, że nawet jeśli nie ma się własnego pomysłu, to można tam pójść. Jednak najlepiej znaleźć pomysł na swój wolny czas, zastanowić się, co ja lubię robić. Często myślę o ostatniej żonie Mrożka, Meksykance. Jak wyjechali do Meksyku, to nie mieli z czego żyć, mimo że Mrożek jest świetnym autorem, uznanym, sprzedawanie książek czy tantiemy ze spektakli, to nie były wystarczające dochody na życie. Wtedy ona zaczęła robić konfitury. Zaczęła chodzić po okolicznych wsiach, zbierać owoce, robić te konfitury, wkładać do umytych przez siebie słoików, naklejać zabawne naklejki i sprzedawać na targu. Miała swoje stoisko – cieszyło się ono ogromnym powodzeniem. W związku z tym dostatnio sobie żyli. Uważam, że to wspaniałe! Każdy może wpaść na taki pomysł – na przykład robienia konfitur. Ja nieźle żyję dzięki swoim licznym doświadczeniom zawodowym – naliczyłam, że miałam w życiu ponad 30 różnych zawodów – i każdy z nich mi się podobał. Jak byłam szatniarką, to uwielbiałam to bieganie po ubrania!

M.M.-K.A tak, czytałam o tym w książce! (uśmiech)

K.M. No właśnie. Lubiłam to, tak jak teraz bycie modelką. Ta różnorodność powodowała, że każdy z tych zawodów mi się podobał i wykonywanie każdego z nich jest niesamowita przygodą.

M.M.-K.A zatem często być może są to ograniczenia wynikające ze sposobu myślenia, postrzegania świata, swoich możliwości, a przede wszystkim siebie, siebie po 60-tce?

K.M. Te ograniczenia są często w głowie. Głowa rządzi i dyryguje nami, to jest tak, jak z twardym dyskiem w komputerze. Dbajmy o te głowę i szukajmy w tej głowie różnych pomysłów. Ja wiem, że gdybym teraz została rzucona na Syberię, czy gdzieś do Japonii, albo gdziekolwiek na świecie, to też bym dała sobie radę. Z pewnością nauczyłabym się rzeczy, których teraz nie umiem robić. Może sprzedawałabym naleśniki, wynajmowała jakieś igloo, nie wiem, ale jestem przekonana, że bym nie głodowała i że byłoby to radością.

M.M.-K. Mam takie poczucie Krystyno, kiedy Ciebie słuchałam, że wychodzisz z założenia, iż świat staje otworem na wszystko, że jest to przestrzeń, w której bardzo wiele można, tylko trzeba chcieć.

K.M. Tak, wszystko można, tylko trzeba chcieć! To od nas samych zależy, co możemy robić. Gdyby zależało mi bardzo na posiadaniu wielkiego majątku, to jestem pewna, że bym go zrobiła. Nie wiem jeszcze, jak bym to zrobiła, ale coś bym wymyśliła.

M.M.-K. Znając Ciebie, to myślę, że jak najbardziej byłoby to możliwe.

K.M. Tak, jak mówiłam, nie mam wielkich pragnień, a na to, co chcę robić, to mi wystarcza. Co kilka miesięcy biorę kolejnego wnuka w podróż po Polsce. I one są zachwycone, zawsze mówią, że nie mogą się doczekać, kiedy znów pojadą z babcią na wakacje. Mnie to tak bawi i cieszy. Są to oczywiście bardzo niekonwencjonalne podróże. Ja zamiast dzieci wychowywać, to je rozpieszczam i toleruję różne zachowania. Na przykład podczas dziesięciodniowego pobytu jeden wnuk w ogóle nie umył zębów, ani żadnej innej części ciała ani razu, ale był bardzo szczęśliwy.

M.M.-K. Często mówi się przecież, że od wychowywania są rodzice, a dziadkowie od rozpieszczania (uśmiech). À propos Twoich aktywności Krystyno, wspomniałaś o wykładach na uniwersytetach trzeciego wieku. O czym tam mówisz?

K.M. Prowadziłam taki cykl wykładów na tych uniwersytetach na Podkarpaciu, ze swoją koleżanką, która jest profesorem socjologii i ona bardzo naukowo podeszła do tematu. Mówiłyśmy m.in. o odżywianiu, więc ona zaczynała te wykłady i wszystkie staruszki, które były na widowni, ze skupieniem i powagą tego słuchały. Profesor mówiła o zasadach odżywiania, że rano trzeba oczywiście dobrze zjeść, że jest to naukowo udowodnione. Pokazywała im piramidę żywienia, mówiła, że nie można jeść słodyczy, żadnego alkoholu, że ostatni posiłek powinien być około 17-tej, że trzeba się gimnastykować, chodzić z kijkami itp. I te wszystkie staruszki, młodsze ode mnie o jakieś 20 lat, zapisywały to skrupulatnie, ale były coraz bardziej smutne. A później pani profesor zapytała mnie – co ja mogę dorzucić? No i ja dorzucałam, z bardzo poważną miną, że codziennie rano na czczo piję szklankę wody z kranu, krzywiąc się przy tym, że pije kawę bez „kawy”, czyli inkę, czarną, bez cukru i jem jeden jogurt naturalny. Te panie słuchały z podziwem. Po dwóch godzinach, mówię, robię się głodna i jem sałatkę, albo jakiś omlecik, po czym po południu robię sjestę, bo zawsze wtedy jestem senna. Po przebudzeniu, myślę sobie, czy ja ojca i matkę zabiłam, żeby się tak katować i ruszam w rozkoszne potrawy, włącznie z plackami ziemniaczanymi i pierogami, popijam to gęsto winem. I tak co chwilę podchodzę do lodówki, czego, wiem dobrze, że nie wolno robić. A mój apetyt najbardziej wzmaga się po 22.00, a czasami po 24.00. Później z dużymi wyrzutami sumienia, ale bardzo zadowolona, idę spać i od następnego dnia to samo. Chociaż codziennie postanawiam sobie, że kolejnego dnia będę przyzwoita, będę robić to, co powinnam, czyli ta woda z kranu, jogurcik i kawa inka, to i tak jest tak samo. Ale jakoś widać, że mi to służy, ponieważ zachłystuję się szczęściem, jestem w nieuzasadnionej euforii i podziwiam życie. I zauważyłam jeszcze, że niektórzy starsi ludzie, którzy mają jakieś problemy zdrowotne, dopiero po ciężkiej chorobie stwierdzają, że życie jest warte tego, żeby je przeżyć. Czasami po stracie kogoś bliskiego go doceniają, teraz dopiero widzą, jak dobrze było z kimś żyć. Albo są po jakiejś ciężkiej chorobie i dopiero wtedy zdają sobie sprawę, jak to było dobrze wcześniej. Czemu od razu tego nie doceniać? Dlatego ja jestem w pełnej euforii, w stałym szczęściu.

M.M.-K. Ja myślę, że jest wiele drobnych rzeczy, które mogą nas cieszyć i byłoby dobrze, gdybyśmy to dostrzegali, bez względu na wiek.

K.M. No właśnie!

M.M.-K. Szczęście trzeba umieć dostrzec i je przyjąć. Zmieniając temat, Krysiu… Chciałam teraz porozmawiać o tzw. srebrnym tabu. Co, Twoim zdaniem, jest takim tabu, o którym starsze osoby nie chcą mówić?

K.M. Wydaje mi się, że takim tabu jest seks, ale myślę sobie, że to jest głównie w głowach osób młodszych, które uważają, że taka babcia po pięćdziesiątce to tylko robi na szydełku. A to jest przecież nieprawda. Przygotowywałam się do twojego pytania dotyczącego seksu i miłości, bo to jedno z drugim się łączy. Zresztą ja nie wyobrażam sobie seksu bez miłości. Samo uprawianie seksu nigdy mnie nie interesowało i nadal nie interesuje, chociaż wcale nie musi tak być, ale ja bardzo lubię przewracać oczami, wdzięczyć się i nadawać różne werbalne i niewerbalne komunikaty. Na przykład ostatnio poznałam przez Facebooka miłego młodzieńca, takiego około 65 lat.

M.M.-K. Młodzieńca? (uśmiech)

K.M. (uśmiech) A z czego się śmiejesz?

M.M.-K. Ponieważ bardzo mi się podoba, kiedy używasz tego określenia w stosunku do osób będących w tzw. późnej dorosłości.

K.M. Troszkę ukrywał się ten młody człowiek, ale udało mi się go ośmielić i w końcu się spotkaliśmy. Jest między nami taka fajna relacja, taka nie wprost, ale jakieś słowa miłe i to nie idzie w kierunku seksu, tylko w kierunku takiej ciepłej przyjaźni, z której może wyniknąć miłość. A tak w ogóle zadałam mu takie pytanie, jak to jest z uprawianiem seksu po 60-tce? A on powiedział, że tak samo jak po 20-tce! Bardzo proszę, męska odpowiedź! A ja z kolei wczoraj miałam wieczór babski. Było nas osiem kobiet, jedna, która mieszka w Paryżu, druga, która mieszka w Krakowie na stałe, jedna z Nowego Jorku, kolejna z Brukseli. Wszystkie panie w podobnym wieku, nie było żadnej młódki po sześćdziesiątce, tylko wszystkie starsze, czyli 70 i więcej. Spytałam je, jak to jest z seksem w naszym wieku?

M.M.-K. Och, to niesamowite Krystyno. Ty naprawdę się przygotowałaś! (uśmiech).

K.M.I jedna z tych moich koleżanek mówi, no wiesz, jak któraś ma starego męża, na którego nie może patrzeć od 50 lat, to słabo jestem z seksem i nie wiemy, czy nie pamiętamy, do czego to służy, jesteśmy czasami nawet zażenowane. Druga mówi – tak, ale ja mam szczęście, bo jestem wdową od sześciu lat i z tym seksem to ho ho! Co prawda nie tłumaczyła detali i tego ho ho, ale po tonie głosu można było się zorientować, że ho ho, to ho ho!! Trzecia z