Spiral - Bal Khabra - ebook + audiobook + książka
NOWOŚĆ

Spiral ebook i audiobook

Khabra Bal

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

1898 osób interesuje się tą książką

Opis

Gdy uczucia wirują, trudno utrzymać równowagę

Elias Westbrook to zawodnik NHL, który częściej niż bramki zalicza nagłówki plotkarskich gazet. Każde zdjęcie z kobietą to nowa fala plotek i hejtu, a przez brak sukcesów na lodowisku kibice zaczynają wątpić, czy w ogóle zasługuje na miejsce w drużynie. Presja rośnie, a Elias coraz bardziej ugina się pod ciężarem oczekiwań.

Sage Beaumont jest utalentowaną baletnicą i marzy o roli w „Jeziorze łabędzim”. Ale talent to za mało w świecie, w którym liczą się lajki. Bez popularności w mediach społecznościowych jej szanse topnieją szybciej niż lód pod łyżwami.

Kiedy ich światy się zderzają, rodzi się plan. Udawany związek ma uratować ich kariery: Elias odzyska kontrolę nad swoją reputacją, a Sage zdobędzie rozgłos, by spełnić swoje marzenie. Wszystko wydaje się idealne… dopóki uczucia na pokaz nie stają się prawdziwe.

Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 423

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 44 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Yukari SolMarcin Charzewski

Oceny
4,4 (175 ocen)
104
48
16
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
halcik28
(edytowany)

Całkiem niezła

Pomysł z celibatem i wymyślone przez autorkę uzasadnienie zobowiązania się głównego bohatera do życia w wstrzemięźliwości, są po prostu niedorzeczne. Sama książka nie jest zła ale ten wątek mocno mnie irytował.
30
Indra_2801

Całkiem niezła

Była w porządku, ale jednak coś mi tutaj nie pasowało. Nie wiem czy to może styl pisania autorki czy tłumaczenie ale czasami zdania były dziwnie rozbudowane i dłużące się bez sensu. Przynajmniej na plus, że lepsza niż poprzednia książka autorki. Akurat do przeczytania na rozluźnienie.
30
Justynalw007

Całkiem niezła

Czy tylko ja widzę w niej mnóstwo scen z książki Liz Tomforde o Ryanie i Indy? Aż dziwnie mi sie czytało...
Madzia20lo

Z braku laku…

Ja nie wiem… dla mnie to zlepek kilku innych książek… część stron przewijałam żeby dobrnąć do końca 🤷‍♀️
10
AgnieszkaSuchocka

Nie polecam

No nie...adopcja,celibat,cukrzyca,pożar,były eks, szantaż....i te wyolbrzymione uczucia!!!! No aż mnie zemdliło....jakby dziecko pisało.Jak dla mnie szkoda czasu na takie wypociny
10



TYTUŁ ORYGINAŁU:

Spiral

Redaktorka prowadząca: Ewelina Czajkowska

Wydawczyni: Maria Mazurowska

Redakcja: Katarzyna Sarna

Korekta: Kinga Dąbrowicz

Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowski

Ilustracja na okładce: © Leni Kauffman

Ilustracja na stronach rozdziałowych, brzegach i wyklejce: © incombile / Stock.Adobe.com

DTP: pagegraph.pl

Spiral. Copyright © 2025 by Bal Khabra. By arrangement with the author.

All rights reserved.

Copyright © 2025 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Copyright © for the Polish translation by Karolina Bochenek, 2025

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie I

Białystok 2025

ISBN 978-83-8417-222-3

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk

Jesteś światłem tego świata – nie marnuj go na tych, którzy go nie widzą. Znajdź tych, którzy je dostrzegają.

Playlista

Beach House Take Care

Bon Iver Wash

The Neighbourhood Fallen Star

Taylor Swift Willow

SZA Saturn

Madison Beer Ryder

The Neighbourhood Cry Baby

Harry Styles Matilda

The Ronettes Be My Baby

Beach House Wherever You Go

Chase Atlantic Moonlight

TheWeeknd, ft. Lana Del Ray Stargirl Interlude

Jorja Smith, ft. Burna Boy Be Honest

Lana Del Ray, ft. Father John Misty Let The Light In

Mazzy Star Fade Into You

Childish Gambino Redbone

Noah Kahan Everywhere, Everything

Father John Misty Real Love Baby

Edison Lighthouse Love Grows (Where My Rosemary Goes)

J. Cole Foldin Clothes

1

Elias

„ZŁOTY CHŁOPAK Z TORONTO THUNDER MROZI LÓD I ROZPALA KOBIETY!”

Bycie nowicjuszem w National Hockey League okazało się dla mnie trudniejsze, niż się spodziewałem – zwłaszcza że ciągle jest o mnie głośno w mediach, a nie zdołałem jeszcze nawet strzelić pierwszego gola w profesjonalnej karierze.

Choć w holu hotelowym jest sporo czasopism do wyboru, moją uwagę przyciąga okładka tego, które leży na stoliku kawowym. Widnieje na niej moje nazwisko – tuż nad niewyraźnym zdjęciem przedstawiającym mnie, kiedy wychodzę z klubu nocnego w towarzystwie kobiety. Rzadko daję się namówić chłopakom na świętowanie wygranej, a jeśli już ulegnę, paparazzi robią mi zdjęcia z przypadkowymi pannami. Gdyby zadali sobie choć trochę trudu, z łatwością dowiedzieliby się, że ta akurat to Brandy, fotografka naszej drużyny. Zaproponowałem, że odwiozę ją do domu. Nie spodziewałem się, że ktoś zrobi z tego aferę.

Nie postawiłem sobie za cel unikania wszelkich imprez czy wyjść z kolegami z drużyny – po prostu trudno mi jest świętować zwycięstwa, w których nie biorę czynnego udziału. Wolę spożytkować ten czas na oglądanie nagrań z meczów i analizowanie swoich błędów w nadziei, że w końcu odkryję, co uniemożliwia mi zdobycie pierwszego gola. I to właśnie mam w planach na dzisiejszy wieczór.

Tyle że jesteśmy w Dallas i wciąż czekam w holu na pokój. Choć dobrze wiem, że nie powinienem tego robić, mimowolnie przyglądam się bliżej magazynowi i odczytuję nagłówki.

„CZY SŁAWA UDERZA WESTBROOKOWI DO GŁOWY? KOLEJNY ZŁY RUCH TORONTO?”

– Panie Westbrook?

Upuszczam magazyn, jakbym został przyłapany na czytaniu niedozwolonych treści, i podchodzę do recepcji. Recepcjonista mruga do mnie porozumiewawczo, kiedy dziękuję mu za klucz. Ignoruję jego dziwaczne zachowanie i wjeżdżam windą na piętro, po czym wchodzę do swojego pokoju i kieruję się prosto pod prysznic.

Gorąca woda rozluźnia moje napięte mięśnie pleców i spłukuje myśli o tamtym głupim magazynie. Para unosi się z prysznica, gdy owijam się ręcznikiem w talii i osuszam włosy drugim. Nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie się położę i obejrzę nagrania najważniejszych momentów meczu.

Wtem zatrzymuję się w miejscu, bo zauważam coś podejrzanego w łóżku. To nie tyle coś, raczej ktoś.

Co, do cholery?!

Cofam się o kilka kroków, ściskając w ręku ręcznik.

– Przepraszam, czy pomyliłem pokoje?

Jestem pewien, że nie, bo widzę swój bagaż stojący zaledwie dwa metry dalej. Nagle łobuzerskie mrugnięcie recepcjonisty nabiera sensu. Spoglądam na kobietę z długimi falowanymi blond włosami i pomalowanymi na czerwono ustami. Odsłania idealne zęby w uśmiechu, leżąc na łóżku typu king size w hotelowym szlafroku. Na wpół wyjedzone przekąski z minibaru rozrzuciła wokół siebie na kołdrze.

– Jak dla mnie trafiłeś idealnie. – Podnosi się z figlarnym uśmiechem, który sprawia, że czuję się jeszcze bardziej nieswojo.

– Nie wiem, na kogo tu czekasz, ale na pewno nie na mnie.

– Och, zaufaj mi…. – Prześlizguje się niespiesznie wzrokiem po moim torsie i zatrzymuje na kroplach spływających mi po brzuchu. – Zdecydowanie chodzi o ciebie, Eli.

Jeśli to jakiś idiotyczny żart kolegów z drużyny, to ich zabiję.

– Pomyślałam, że pewnie zechcesz uczcić dzisiejszą wygraną – mruczy i robi krok w moją stronę.

Jasne, chciałbym ją uczcić – gdybym zdobył choć jednego gola. A to się jeszcze nie zdarzyło. Cofam się o kilka kroków w stronę drzwi.

– Na pewno znajdziesz kogoś, kto będzie zainteresowany.

Unosi wysoko brwi, a po jej minie domyślam się, że nigdy jeszcze żaden mężczyzna jej nie odmówił.

Niestety moja reakcja nie skłania jej wcale do włożenia ubrań i opuszczenia mojego pokoju, tak jak na to liczyłem, dlatego muszę sam wyjść na korytarz w ręczniku. Kieruję się prosto do sąsiedniego pokoju – Aiden i ja zawsze dostajemy pokoje blisko siebie, bo obaj jesteśmy nowicjuszami. Mam nadzieję, że jeszcze nie śpi.

Aiden Crawford, mój najlepszy przyjaciel i kolega z drużyny, w przeciwieństwie do mnie zdobył pierwszego gola w swojej profesjonalnej karierze, gdy tylko wyszedł na lód w barwach drużyny. Jego drugi gol padł już następnego wieczoru po mojej asyście. Odkąd dołączył do Toronto Thunder, na każdym kroku udowadnia, że jest znakomitym zawodnikiem, a ja nie mógłbym być z niego bardziej dumny.

Aiden nie ma zwyczaju świętować każdego zdobytego gola. Nawet gdy był jeszcze kapitanem naszej studenckiej drużyny na Uniwersytecie Daltona, jego ambicje wykraczały poza pojedynczy mecz. Mam więc nadzieję, że on także zrezygnował z imprezy, bo korytarzem przechodzą goście hotelowi, a jeden z nich zwrócił szczególną uwagę na mój nagi tors. Jeśli mnie rozpoznają, zaczną cykać fotki.

– Aiden! – Pukam do jego drzwi mocniej, niż powinienem, przyciągając jeszcze więcej zaciekawionych spojrzeń, bo akurat winda się otwiera i wychodzą z niej nowi goście. Po prostu fantastycznie.

W końcu przyjaciel otwiera te przeklęte drzwi i patrzy na mnie zdziwiony.

– Co się stało?

Zanim zdążę mu to wyjaśnić, odpowiedź na moje pytanie sama wychodzi na korytarz i się rozgląda.

– To. – Wskazuję na dziewczynę, po czym wparowuję do jego pokoju.

– Znowu? – Aiden chichocze i zamyka drzwi.

Dopiero wtedy zauważam telefon w jego dłoni – właśnie prowadzi wideorozmowę ze swoją dziewczyną Summer.

– Hej, Brooksy. – Macha do mnie.

Pozdrawiam ją, ściskając ręcznik trochę mocniej, choć Summer jest chyba przyzwyczajona do takich widoków – widziała już znacznie więcej, niżby chciała, odkąd zaczęła się spotykać z Aidenem na początku tego roku. Przez ten czas stała się moją przyjaciółką i zrobiłbym dla niej wszystko.

– Potrzebujesz ochrony, stary – stwierdza Aiden. – Założę się, że ci ludzie na korytarzu cyknęli ci fotkę.

Siadam na jego łóżku i z rezygnacją opieram głowę o wezgłowie. Jedyne, czego w życiu pragnąłem, to zostać zawodowym hokeistą, a teraz mam coraz silniejsze poczucie, że to marzenie wymyka mi się z rąk. Nie przeszkadzałyby mi uwaga i negatywne opinie mediów, gdybym potrafił dobrze działać pod presją i wreszcie wykazać się na lodzie. Odnoszę jednak wrażenie, że ciążące mi na barkach porażki odebrały mi zdolność robienia czegoś, w czym do tej pory byłem dobry.

– Czy Eli właśnie przeszkodził nam w seksie przez telefon? – pyta Summer.

Aiden wzrusza ramionami i uśmiecha się łobuzersko do ekranu.

– Ja nadal jestem chętny.

Wydaję z siebie przeciągły jęk. Można by pomyśleć, że związek na odległość uniemożliwi tej parze tak częste jak wcześniej publiczne okazywanie uczuć, ale najwyraźniej nic ich przed tym nie powstrzyma.

– Chyba jednak odpuszczę. – Summer się śmieje. – Bawcie się dobrze na piżamowej imprezie!

Chowam głowę w dłoniach.

– Jak mam się skupić na sporcie, kiedy wiem, że to trafi jutro na pierwsze strony gazet?

Aiden rzuca telefon na stolik nocny i patrzy na mnie ze współczuciem. Ostatnio często tak na mnie spogląda.

– To naprawdę gówniany pech, stary. Nie mogę uwierzyć, że ludzie kupują narrację o „złotym chłopcu, który został playboyem”.

W wyniku nieoczekiwanego obrotu spraw filmik ze mną w roli głównej opublikowany przez nasz zespół PR stał się viralem. Za ich namową niechętnie zgodziłem się sfilmować dzień z życia debiutanta NHL, a fani pokochali to nagranie. Nie jestem tylko pewien, czy rzeczywiście zainspirowały ich moje treningi, czy też raczej rozbawiły wpadki. Naturalnie media zwęszyły zainteresowanie kibiców moją osobą i z czasem zaczęły karmić ich sensacjami na mój temat. Kiedy po dwóch meczach nie zdobyłem ani jednego gola, spłynęła na mnie fala krytyki, a w ciągu kolejnych dni zakwestionowano mój talent i uznano, że dostałem się do drużyny jedynie dzięki koneksjom rodziców. Z sympatycznego nowicjusza zamieniłem się nagle w bogatego playboya, którego jedynym celem jest zaliczenie kolejnej laski.

– To moja wina. Nie powinienem był się zgodzić na wypuszczenie tamtych dodatkowych nagrań.

Gdy nasz zespół od mediów społecznościowych zwrócił się do mnie z pomysłem nagrania kolejnych materiałów, mogłem odmówić. Ale naiwnie wierzyłem, że poprawią mój wizerunek, i gorzko się przeliczyłem.

– I tak w końcu by cię namówili. Dla nich najważniejsze jest rozbudzenie zainteresowania hokejem, zwłaszcza że w zeszłym roku spadła oglądalność naszych meczów.

Wzdycham.

– Już widzę kolejny nagłówek: „Przystojniaczek, który nie potrafi strzelić gola”.

– Miałeś mnóstwo asyst. Uwierz mi, w końcu ci się uda – zapewnia mnie przyjaciel. – Musisz się tylko jakoś odprężyć. Zapomnieć o presji.

– Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Summer jest tylko jedna – mamroczę, a on się uśmiecha.

– To prawda, choć media zostawiają mnie w spokoju wyłącznie dzięki jej ojcu. Zdusiłby takie numery w zarodku, zanim zdążyliby je wykręcić.

Ojciec Summer jest członkiem Galerii Sławy Hokeja i wszyscy byliśmy oszołomieni, gdy poznaliśmy go podczas naszych ostatnich Frozen Four*.

– Może to jego powinienem wyrwać – żartuję ponuro.

– Jasne, powodzenia. – Aiden chichocze i rzuca mi spodnie dresowe.

Mój telefon wibruje, kiedy je wkładam. Spoglądam na ekran i widzę wiadomość od trenera. To już jego szóste przypomnienie o jutrzejszym wielkim wydarzeniu. Mamy wziąć udział w aukcji charytatywnej, na której drużyna wystawi do zlicytowania randki z zawodnikami.

– Idziesz jutro na tę imprezę charytatywną? – pytam Aidena.

– Udział jest obowiązkowy. Przyjdzie cała ekipa Thunder – odpowiada.

Świetnie.

* * *

Nasz poranny lot powrotny do Toronto okazał się mniej problematyczny, niż się spodziewaliśmy. Żadnych nowych nagłówków ani niechcianych wizyt fanek. Hotel przeprosił mnie za wpuszczenie tej kobiety do mojego pokoju i wytłumaczył, że przedstawiła się jako moja narzeczona. Wygląda na to, że nie opuściła jeszcze żadnego naszego meczu, w tym również rozgrywek wyjazdowych. Jej zaangażowanie jako fanki hokeja mogłoby wzbudzać podziw, gdyby nie przerażała mnie tak bardzo swoją nachalnością.

Duszę się od kołnierzyka koszuli, gdy wchodzę na salę.

– Spokojnie, stary. – Aiden szturcha mnie, żebym przestał ciągnąć za kołnierzyk. – Wytrzymaj kilka godzin i się zmywamy.

– Łatwo ci mówić, to nie ty zostaniesz wystawiony na aukcji.

Na dorocznej aukcji charytatywnej licytują zwykle starsze panie, a nasz zespół PR uznał za świetny pomysł wystawienie im mnie na pożarcie. Chyba to ich sposób na dręczenie nowicjuszy. Aiden się z tego wymigał, używając swojej dziewczyny jako wymówki.

– Stary, jestem z tobą. Wkrótce uszczęśliwisz czyjąś babcię. – Uśmiecha się.

Przewracam oczami. Wtedy podchodzi do mnie trener, na jego widok wpadam w popłoch.

– Pozwól na chwilę, Westbrook. – Gestem wskazuje bar.

Nie trzeba być geniuszem, żeby się domyślić, co mnie czeka.

Kiedy do niego dołączam, stawia telefon przede mną na blacie. Na ekranie widzę artykuł ze zdjęciem tamtej dziewczyny w szlafroku opuszczającej poprzedniej nocy nasz hotel i moją twarz tuż pod kolejnym bzdurnym nagłówkiem:

„NOWICJUSZ TORONTO THUNDER ZALICZYŁ… ALE NIE GOLA”.

Poważnie? Czy oni zatrudniają jakąś nastoletnią stażystkę do pisania tych idiotyzmów?

– Nie mam w zwyczaju czytać tego gówna, ale niestety jestem do tego zmuszony, kiedy generalny pyta, dlaczego mój nowicjusz częściej pokazuje się w tabloidach niż na lodzie.

Cholera. Menedżer generalny Marcus Smith-Beaumont jest najtwardszym z twardzieli, jakich widziała ta planeta. Jeśli o tym wie, to na pewno poruszono już ten temat na zebraniu zarządu, a to właśnie ci ludzie decydują, czy jestem wart pieniędzy, jakie mi płacą.

Kiedy zwerbowano mnie do Thunder, dotarła do mnie plotka, że był temu przeciwny. Draft aż dwóch zawodników z tej samej uczelni do profesjonalnej drużyny to nietypowe posunięcie, choć niezupełnie przełomowe.

– W tym jednym miesiącu napisano o tobie tyle, że miałbym co czytać w wolnych chwilach. – Słowa trenera nie brzmią tak ostro, jak mógłbym się spodziewać. W końcu psuję sobie wizerunek nowicjusza, a organizacja na pewno nie jest z tego zadowolona. – Kolejny skandal i kolejny mecz bez gola. Nie wiem, na ile będziemy mogli kontrolować konferencje prasowe, jeśli nadal będą wypływać takie sensacje.

Barman oferuje mi drinka, ale odmawiam.

– To tylko wymysły mediów. Nie mam pojęcia, dlaczego tak mnie przedstawiają.

– Bo jesteś popularny. Ten filmik w mediach społecznościowych z tobą w roli głównej stał się viralem i teraz ludzie chcą więcej. To była dla nas świetna reklama, ale źle się przysłuży twojej karierze, jeśli pozostaniesz tylko kolejnym playboyem.

– Tyle że wcale nim nie jestem.

– Jasne, że nie. Ale dla ligi liczy się tylko opinia kibiców. Musisz nad tym zapanować i nie wpuszczać żadnych dziewczyn do swoich pokoi hotelowych.

Przeczesuję włosy dłonią, czując nasilający się ból głowy.

– Wiem.

– Strzel tego pierwszego gola, a ja postaram się jakoś to załagodzić. Nie pozwól, żeby organizacja zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, podpisując z tobą kontrakt. Osobiście mogę zaświadczyć, że jesteś dobrym zawodnikiem, ale nie zdołam cię ochronić, dopóki nam tego w pełni nie pokażesz. – Trener bierze z blatu drinka, którego nie chciałem, wypija go jednym duszkiem i odchodzi.

Mój umysł odtwarza jego słowa przy akompaniamencie brzęku szklanek. Nie mogę znieść tej przytłaczającej mnie presji.

Głowa mi wybuchnie, jeśli zostanę tu choćby chwilę dłużej. Rzucam się do podwójnych drzwi, pokazując Aidenowi gestem, że potrzebuję przerwy.

I rozwiązania moich problemów.

* Frozen Four – półfinały i finały hokejowych rozgrywek drużyn szkół wyższych w Stanach Zjednoczonych. (Wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).

2

Sage

„SPŁUKANA BALERINA”.

Cóż, taki nagłówek przynajmniej brzmiałby dramatycznie.

– Kolejne przesłuchania odbędą się wiosną. Nie potrzebujemy teraz więcej tancerek drugoplanowych – ogłasza Aubrey Zimmerman, wypadając w pośpiechu na zewnątrz przez obracające się szklane drzwi.

W przyszłym roku?! To dopiero w następnym sezonie tanecznym, a ja będę wtedy o kolejny rok starsza. Przez ten czas stos niezapłaconych rachunków tylko się powiększy. I przybędzie mi straconych nadziei.

„Spłukana, skończona balerina”.

Niezbyt chwytliwe.

– Panie Zimmerman, przyszłam tu na przesłuchanie do roli królowej łabędzi.

Chyba wyłapuje desperację w moim głosie, albo moje oświadczenie zdumiewa go na tyle, że się zatrzymuje. Mój wzrok skupia się na jego lśniącej w świetle słońca łysinie z tyłu głowy. Nie jest stary, ale wygląda zdumiewająco źle jak na swoje trzydzieści kilka lat. Lata spędzone w tej branży wykańczają człowieka. Czasem mam wrażenie, że jestem już całkiem blisko własnego smutnego końca.

Kiedy się do mnie odwraca, jego usta wyginają się w nieodgadnionym uśmiechu. Przechylam głowę, próbując prawidłowo odczytać jego reakcję. Chwilę potem dźwięk, który wydobywa się z jego gardła, sprawia, że opuszczam ramiona z rezygnacją.

Aubrey Zimmerman się ze mnie śmieje.

– Królowej łabędzi? Zatrzymałaś dyrektora artystycznego Nova Ballet Theatre, żeby ogłosić się pierwszą tancerką Jeziora łabędziego?

Cóż, kiedy tak to przedstawia, rzeczywiście brzmi to śmiesznie. A jednak wciąż stoję dumnie wyprostowana mimo pogardy sączącej się z jego słów. Dotarcie na to przesłuchanie zajęło mi trzy godziny. Trzy. Mężczyzna siedzący obok mnie w autobusie był przeziębiony i na pewno mnie zaraził, kiedy na mnie kichnął. Dreszcz przebiega mi po kręgosłupie na tę myśl, choć może to być także wpływ lodowatego spojrzenia Zimmermana.

– Tak – odpowiadam nieco piskliwym głosem. Próbuję nadrabiać postawą, bo z żałosną miną raczej nie emanuję pewnością siebie.

Zimmerman chichocze.

– Kiedy zacznę przyjmować rozkazy od byle kogo na ulicy, dam ci znać. Ale dzięki za ubaw. Bardzo dziś tego potrzebowałem.

Odprawia mnie gestem ręki, odbierając telefon i mamrocząc coś o nieorganizowaniu przesłuchań na północy Ontario. Huntsville było jedynym miastem, gdzie zorganizowano otwarte przesłuchania – te w Toronto są tylko na specjalne zaproszenia. Przyjechałam tu dwie godziny przed czasem, a i tak musiałam czekać w długaśnej kolejce wijącej się wokół budynku. Kiedy w końcu dotarłam do drzwi, okazało się, że już skończyli na dziś. Nawet nie zaoferowali nam kolejnej szansy.

Narasta we mnie irytacja, gdy patrzę na wycofującą się sylwetkę Zimmermana. Obraz jego łysej głowy i sztywnych ramion wypala się w mojej pamięci. Następnym razem, kiedy zaznam paraliżu sennego, do łóżka przygwoździ mnie jego demoniczna postać.

Kilku przechodniów rzuca mi współczujące spojrzenia, od których robi mi się tylko jeszcze ciężej na sercu. Tak samo popatrzyła na mnie asystentka reżysera.

Nic jej nie przekonało, żeby pozwoliła mi wejść na przesłuchanie, nawet opowieści o mojej okropnej podróży i miłości do baletu, jaką żywię od dzieciństwa. To właśnie dzięki historii o małej pasjonatce baletu zapisano mnie na zimowy recital w zeszłym roku i miałam nadzieję, że teraz też to zadziała. Tyle że tamten pokaz odbywał się w szkołach średnich i wyższych. Trudno nazwać go wielkim spektaklem.

– Przepraszam!

Nieznany głos wyrywa mnie z zamyślenia. Odwracam się do machającej do mnie kobiety w żakiecie i ołówkowej spódnicy.

– Chyba to zgubiłaś. – Nieznajoma wyciąga do mnie kartkę, a ja biorę ją od niej i widzę swoje nazwisko wypisane na górze pogrubionymi literami.

– To moje CV. Asystentka powiedziała, że mogę je zostawić w recepcji.

Znów to samo: współczujące spojrzenie.

– Znalazłam je na podłodze przy koszu na śmieci – informuje mnie kobieta.

Jej słowa ranią moje serce niczym żyletka. Wypuszczam z siebie jęk i uśmiecham się sztucznie, żeby odwrócić jej uwagę od tego, jak mocno ściskam papier w ręku.

– Wiesz… – szepcze ona, rozglądając się ostrożnie dookoła. – Dla teatru te przesłuchania to formalność. Większość baletnic, które zatrudnili w tym sezonie, ma duże zasięgi w mediach społecznościowych.

Otwieram usta zaskoczona. Wybierają tancerki na podstawie ich popularności?! Czy to w ogóle etyczne?

– Wydajesz się bardzo ambitna, dlatego uznałam, że powinnaś o tym wiedzieć – rzuca i wchodzi szybko do środka.

Informacja, jaką mi zdradziła, pogłębia jeszcze we mnie uczucie porażki. Mam tylko nieco ponad dziewięćdziesięciu followersów. Jeśli zatrudniają tancerzy na podstawie ich popularności w mediach społecznościowych, to nigdy nie wezmą mnie pod uwagę. Ogarnia mnie czarna rozpacz. Wyrzucam zgniecione CV do kosza i kieruję się na stację, wstrzymując łzy, którym pozwolę popłynąć dopiero pod prysznicem.

Otrząsam się z depresyjnych myśli, gdy dzwoni telefon.

– Mam dla ciebie robotę na ostatnią chwilę – słyszę głos mojego wujka w słuchawce.

– Pilnowanie dzieci twoich zawodników? Są słodkie, ale jeden chłopczyk mnie ugryzł i nadal mam ślad na palcu.

Po ukończeniu studiów bardzo potrzebowałam pracy. Doznałam jednak przykrego wstrząsu, kiedy przekonałam się, że nawet dyplom z biznesu nie daje gwarancji zatrudnienia. Niech żyje wyższe wykształcenie!

Mój wujek pracuje dla NHL i dotychczas złożył mi kilka dorywczych ofert pracy dla jego drużyny hokejowej. Była to głównie opieka nad dziećmi i psami. Raz tylko gotowałam dla nich w zeszłym roku i już nigdy więcej mnie o to nie poprosili.

– Nie tym razem. – Chichocze. – Potrzebujemy tancerki na dzisiejszą imprezę charytatywną. Ktoś w ostatniej chwili zrezygnował i pomyślałem, że chętnie się podejmiesz czegoś, co naprawdę kochasz.

Wujek zawsze wspierał moją karierę baletową. Kiedy byłam młodsza, bałam się patrzeć na widownię, bo nie miałam rodziców, którzy by mi kibicowali. Na jego obecność jednak zawsze mogłam liczyć.

– Dzięki, ale nie jestem teraz zbyt entuzjastycznie nastawio…

– Tysiąc dolarów za trzydziestominutowy występ.

Robi mi się sucho w ustach, a słowa więzną w gardle. Trzy zera za pół godziny mojego czasu? No dobra, jestem zniechęcona, ale przecież nie głupia.

– Będę tam.

Obecnie moim jedynym źródłem dochodu są zajęcia baletowe, które prowadzę dla dzieci w pobliżu uniwersytetu. Na tym polu też nie zrobiłam oszałamiającej kariery, bo liczba osób, które się zapisały, jest żenująco niewielka. Kto chciałby posyłać pociechy na lekcje do tak mało popularnej baletnicy jak ja, kiedy mogą się uczyć u bardziej doświadczonych nauczycieli?

– Wyślę ci adres.

Zamawiam najbliższego ubera, bo trzygodzinna jazda powrotna autobusem byłaby dziś już ponad moje siły. Poza tym stać mnie na taksówkę dzięki pieniądzom, które zarobię wkrótce u wujka.

Notka do siebie na przyszłość: Jedna przykra sytuacja nie przesądza o całym dniu.

* * *

Kilka godzin później otaczają mnie zakulisowe szepty, a tancerze po raz ostatni powtarzają fragmenty choreografii. Zrzucam ciężar dzisiejszej odmowy wraz z ubraniami, a gdy tylko zakładam body baletowe i pointy, czuję elektryzujące mrowienie.

Rozlegają się pierwsze takty Boléro Ravela i podążam za innymi na scenę, zajmując swoją pozycję w trzecim rzędzie. Jasne światła odbijają się od sceny z polerowanego drewna, dostrzegam ciemne sylwetki widzów i natychmiast pochłania mnie ta jedna rzecz, która zawsze pomaga mi uciec od świata. Moje myśli rozwiewają się jak mgła, kiedy sunę po parkiecie w idealnym szyku, odtwarzając każdy krok, którego nauczyłam się zaledwie godzinę temu.

Mam osobliwy talent do szybkiego opanowywania układów tanecznych. To pewnie dlatego mój wujek nie miał wątpliwości, że mogę zastąpić tancerkę, która w ostatniej chwili odpadła. Skupiam się na muzyce, choć mój wzrok błądzi po widowni. Mała dziewczynka we mnie cieszy się, gdy dostrzegam wujka po lewej stronie sceny, na tyle blisko, że jasne światła mi go nie zasłaniają.

Razem z pozostałymi tancerzami tworzymy na scenie żywy obraz, a kiedy na koniec wykonujemy grand jeté i podniesienia, zamieniamy się w plątaninę wirujących spódniczek i wystudiowanych sylwetek. Oklaski przywracają mnie do rzeczywistości i gdzieś w środku tli się we mnie nadzieja, że Aubrey Zimmerman wie, że nie poddam się tak łatwo.

Kiedy kurtyna opada, grupa wymienia między sobą słowa uznania i przybija sobie piątki, a ja czuję to samo podekscytowanie co wtedy, gdy jako ośmiolatka odkryłam balet.

Do niedawna moim głównym zadaniem było ogarnianie domu i dbanie o to, aby mój młodszy brat Sean miał wszystko, czego potrzebuje. Taka odpowiedzialność wiąże się z byciem dojrzałą nad swój wiek. A przynajmniej tak powtarzali mi zawsze dorośli. Wkrótce jednak zaczęłam zdawać sobie sprawę, że to wcale nie komplement. To przekleństwo.

Ale jest jedna rzecz, która nigdy nie będzie dla mnie przekleństwem, a jest to balet.

Kiedy byłam dzieckiem, wyjście do sklepu całodobowego przy naszym domu było punktem kulminacyjnym moich niedziel, a pewnej szczególnej niedzieli zapoczątkowało nowy rozdział w moim życiu. Przy kasie leżało mnóstwo magazynów z twarzami gwiazd na okładkach i na tyle szalonymi plotkami, że mogłyby zgorszyć czyjąś babcię, ale tego dnia zwróciłam uwagę tylko na jeden z nich. Pod zakurzonym i postrzępionym plastikiem zobaczyłam plakat z elegancką i piękną jak zawsze Misty Copeland w roli pierwszej tancerki w Jeziorze łabędzim. W tamtym momencie poczułam, że kimkolwiek jest i cokolwiek robi, chcę być taka jak ona.

Ten plakat nadal wisi na mojej ścianie.

– Sage!

Odwracam się do wujka wchodzącego po schodkach za kulisy.

– Tańcz tak dalej, a zatrudnią cię na stałe.

– Nie wygryzę tej biednej dziewczyny, wujku Marcusie. – Kręcę głową.

– Mógłbym pociągnąć za kilka sznurków – oferuje z błyskiem nadziei w oczach, jak za każdym razem, gdy próbuje mi pomóc.

Przez całe moje życie czuł się w obowiązku opiekować mną i moim bratem, ale ja zawsze odmawiałam przyjęcia jego wsparcia. Nie jest za nas odpowiedzialny i nigdy nie chciałam, żeby postrzegał nas jako swoją powinność.

– Przesłuchania idą mi świetnie. Wkrótce dostanę się do NBT – kłamię.

Uśmiech wujka nie sięga oczu.

– Nigdy w ciebie nie wątpiłem. – Jego telefon wibruje, a on go wycisza. – Idź się przebrać. Zamówię ci coś do jedzenia.

Ściskam go pospiesznie i wybiegam za kulisy.

Przebieram się stosownie na imprezę i dołączam do stolika wujka, gdzie czeka już na mnie talerz z moimi ulubionymi smakołykami. Dopiero gdy je pochłaniam, przypominam sobie, że miałam zadzwonić do Seana.

Mój młodszy brat uczęszcza do szkoły z internatem kilka godzin drogi stąd. Ta rozłąka jest dla nas trudna, obiecałam jednak, że będę do niego dzwonić co wieczór. Przepraszam więc moich towarzyszy i odchodzę, by poszukać jakiegoś cichego kąta, w którym mogłabym wykonać telefon. Niestety, to niemożliwe, więc wychodzę na zewnątrz, gdzie deszcz przynosi ze sobą bryzę, która chłodzi moją skórę przez czarną jedwabną sukienkę. To jedyna ładna kiecka, jaką mam, więc tylko ją mogłam dziś założyć. Nikt nie musi wiedzieć, że byłam w niej na balu maturalnym. I na rozpoczęciu roku akademickiego.

Słyszę kilka sygnałów oczekiwania na połączenie, po czym włącza się poczta głosowa. Nie potrafię powstrzymać ukłucia rozczarowania. Minęły już dwa dni bez rozmowy z Seanem i to z powodu mojego napiętego grafiku. Piszę więc do brata.

Czy jestem najgorszą siostrą na świecie? Obiecuję, że jutro zadzwonię wcześniej. Tęsknię za tobą, dzieciaku.

Wpatruję się w ciemne niebo, starając się wziąć w garść. Wtedy zauważam parę kłócącą się w rogu. Po ich bliskości można by założyć, że prowadzą intymną rozmowę, gdyby nie to, że facet się wycofuje, a jego postawa jest sztywna i zamknięta.

– Nie jestem zainteresowany – oznajmia stanowczo, choć nie na tyle, żeby zniechęcić dziewczynę, która wydaje się kompletnie tym niezrażona.

Zdecydowanie nie są parą.

– Ale będziesz – zapewnia go z uporem.

– Słuchaj… Lana, tak? – Chyba skinęła głową, bo chłopak kontynuuje: – Wydajesz się miłą dziewczyną, chociaż cię nie znam. Ale zakradanie się do moich pokoi hotelowych i nachodzenie mnie na imprezach służbowych niczym dobrym się nie skończy.

Laska śmieje się tym słodkim delikatnym śmiechem, który zachwyciłby większość facetów. Ten tutaj stoi jednak niewzruszony jak posąg. Po jego ciemnym stroju domyślam się, że pracuje dla Toronto Thunder, choć jego wzrost i sylwetka poszłyby na marne, gdyby nie był sportowcem.

– Och, nie musimy już grać w te gierki – mruczy jak kotka tamta. Najwyraźniej nie potrafi zrozumieć aluzji.

– Gierki obejmujące czekanie na mnie nago w pokojach, do których się zakradasz? Jestem za.

Moje oczy się rozszerzają i czuję narastające napięcie, podsłuchując tę żenującą rozmowę.

– Poważnie mnie odrzucasz? – prycha Lana.

„Tak!” – prawie wykrzykuję na głos. Ledwo się powstrzymuję przed wtrąceniem się do ich rozmowy, a kiedy chłopak opuszcza bezradnie głowę i jego ramiona opadają z rezygnacją, moje nogi same ruszają do przodu.

Konfrontacja najwyraźniej nie jest jego mocną stroną. Na jego szczęście jestem w tym dobra.

Nagle podwójne drzwi skrzypią i wygląda przez nie ubrany na czarno pracownik ze słuchawką w uchu.

– Eli, wychodzisz za pięć minut – oznajmia i macha ręką, żeby chłopak wszedł do środka.

Zatrzymuję się, a Eli oddycha z ulgą, po czym wymija dziewczynę. Wtedy mnie zauważa. Jego wzrok na ułamek sekundy zatrzymuje się na mojej znieruchomiałej sylwetce, jakby uświadamiał sobie, że musiałam usłyszeć ich rozmowę, po czym znika w środku. Lana odprowadza go wzrokiem, a jej oczy płoną, gdy nasze spojrzenia się spotykają. Idę w ślady faceta i wślizguję się do środka.

Aukcja zaczyna się w chwili, gdy opadam na siedzenie, a mój wujek przeprasza mnie i idzie do toalety. Wtedy zerkam w prawo i zakrztuszam się własną śliną.

Przy moim stoliku siedzi Aiden Crawford. Albo raczej to ja siedzę przy jego stoliku. Tak czy owak, jestem cholernie przejęta – głównie ze względu na Seana, który padnie z wrażenia, gdy mu powiem, kogo tu spotkałam. Chociaż nie jestem wielką fanką hokeja, wiem, że Aiden to ważna osobistość, bo wujek ciągle go chwali, a mój brat zażyczył sobie na urodziny koszulki z jego imieniem.

– Wszystko w porządku?

Jego głęboki głos zmusza mnie, żebym znów na niego spojrzała. Podaje mi szklankę wody, a ja potakuję trochę zbyt energicznie i upijam łyk, żeby schować się za szklanką.

– Jesteś Sage, prawda? Marcus wspominał, że jego bratanica tu dziś wystąpi. Ja jestem Aiden.

Potrząsam jego wyciągniętą ręką i odchrząkuję.

– Mój brat jest twoim wielkim fanem.

– Ach tak? – Uśmiecha się. – Mogę mu… Cholera!

Podnoszę głowę, żeby na niego spojrzeć. Jego oczy są utkwione w czymś, co znajduje się za mną. Podążam za jego wzrokiem i zauważam Lanę, tamtą nachalną dziewczynę. Trzyma w ręku tabliczkę do licytacji i wygląda na znacznie bardziej zadowoloną niż kilka minut temu.

Głos licytatora przyciąga moją uwagę do sceny.

– A teraz, moje drogie panie, licytujemy randkę z obrońcą Toronto Thunder Eliasem Westbrookiem. Przygotujcie swoje tabliczki do licytacji i przekonajmy się, która z was zostanie szczęśliwą zwyciężczynią!

Z zaskoczeniem zauważam na scenie tamtego faceta, którego widziałam na zewnątrz. Stoi z zaciśniętymi szczękami i sztywnymi ramionami. Śmiało można założyć, że nie wszedł na scenę z własnej woli.

– Rozpocznijmy licytację – rozlega się podekscytowany głos prowadzącego. – Kto jest gotowy na niezapomniany wieczór z Eliasem?

– Sage, czy mógłbym cię prosić o przysługę? – pyta mnie nagle Aiden.

Przenoszę wzrok z Eliasa na siedzącego obok uśmiechniętego nieśmiało mężczyznę. Jaką przysługę mogłabym wyświadczyć Aidenowi Crawfordowi?

– To zależy, o co chodzi – odpowiadam ostrożnie.

– To zabrzmi jak szaleństwo, ale muszę ją przelicytować. – Aiden wskazuje Lanę, a moje oczy rozszerzają się ze zdziwienia.

Potem podaje mi tabliczkę i wpisuje coś do telefonu, po czym pokazuje mi ekran. To spora kwota. Naprawdę duża.

– Ja… ja… – jąkam się oszołomiona, chociaż po tym, czego byłam świadkiem na zewnątrz, rozumiem, dlaczego mnie o to prosi.

Zielone oczy Aidena wpatrują się w moje.

– Słuchaj, obiecałem, że mu pomogę. Ta dziewczyna nie może wygrać z nim randki. Ona...

– Wtargnęła do jego pokoju hotelowego? – podsuwam, a kiedy patrzy na mnie zdziwiony, wyjaśniam: – Słyszałam ich rozmowę.

Aiden opuszcza napięte ramiona.

– Więc sama rozumiesz. Osobiście nie mogę licytować, bo należę do organizacji, ale za wszystko zapłacę. Zrobisz to dla mnie? – pyta ponownie.

Bawię się tabliczką do licytacji w ręku, kiedy Lana krzyczy:

– Dwa tysiące!

Czy ona wymieniła właśnie kwotę dwóch tysięcy dolarów? No dobra, teraz suma, którą zapisał w telefonie Aiden, wydaje mi się bardziej zrozumiała. Nie wiem tylko, czy zdołam wypowiedzieć ją na głos.

Dwie starsze panie przy innym stole szepczą coś do siebie, ściskając swoje tabliczki w dłoniach, jakby przygotowywały się na wojnę.

– Dwa dwieście – rzuca jedna z nich.

Czuję łagodny przypływ ulgi na te słowa, który trochę ostudza moją panikę. Odwracam się do Aidena.

– Może ktoś inny ją przelicytuje? Chyba ma spore wzięcie – podsuwam, desperacko szukając wyjścia z opresji.

Aiden kiwa głową.

– Mam nadzieję, ale jeśli nie, będę potrzebował twojego wsparcia.

– Dwa pięćset! – krzyczy inna kobieta, po czym dwie równie chętne na randkę z Eliasem przebijają oferowane kwoty.

Szczęka mi opada, gdy słyszę każdą kolejną ofertę, a dłonie mi się pocą, kiedy zdaję sobie sprawę, że wkrótce naprawdę będę musiała podnieść tę tabliczkę.

Licytator powtarza ostatnią kwotę, rozglądając się po pomieszczeniu za kimś, kto jest skłonny dać więcej.

– Dwa osiemset. – Spokojny głos Lany ma w sobie taką pewność, że pozostałe rozentuzjazmowane kobiety się wycofują.

O nie.

– Wow! Dwa tysiące osiemset dolarów, panie i panowie. Kto da więcej?

Elias, z tymi swoimi idealnie ułożonymi ciemnymi włosami i muskularną sylwetką w drogim garniturze, stoi sztywno na scenie, emanując męskością. Nic dziwnego, że kobiety są gotowe zapłacić majątek za jedną kolację w towarzystwie tego faceta.

Choć patrzy prosto przed siebie i robi, co może, aby tylko ignorować wielce zadowoloną z siebie Lanę, nie sposób nie zauważyć jego napięcia.

– Po raz pierwszy!

Aiden szturcha dłonią moją tabliczkę, a ja przełykam ślinę, desperacko starając się wymyślić jakąś wymówkę.

– Nawet go nie znam – szepczę.

– Po raz drugi!

– Proszę… – Posyła mi idealny zabójczy uśmiech, a ja przygryzam wargę i poważnie rozważam jego prośbę.

Cholera, dobry jest.

Wzdycham ciężko, gdy uświadamiam sobie, że Sean zmyłby mi głowę za odmowę udzielenia pomocy jego idolowi. Na tę myśl moja ręka wystrzeliwuje w końcu w górę.

– Pięć tysięcy!

Elias Westbrook odwraca głowę w moją stronę. Spojrzenia zebranych kierują się na mnie, a ja posyłam mu niepewny uśmiech, nie mogąc oderwać wzroku od głębokich brązowych oczu, które przyglądają mi się z zaciekawieniem i nutą rozpoznania.

Licytator obchodzi salę trzy razy, po czym uderza młotkiem.

– Randka sprzedana pięknej kobiecie w czerni!

Wygrałam. Cholera, wygrałam.

3

Elias

Ta dziewczyna zdecydowanie nie jest niczyją babcią.

– Dobrze wybrałem, co? – Aiden wpada na mnie, kiedy schodzę ze sceny.

Dobrze?

Ma orzechowe oczy i brązowe, upięte w kok włosy. Luźne falowane kosmyki okalają jej twarz w kształcie serca. Po tym, jak rozgląda się dookoła i przygryza wargę, domyślam się, że nie czuje się tu komfortowo. No to jest nas dwoje.

Prześlizguję się wzrokiem po jedwabistej tkaninie jej czarnej sukienki na cienkich ramiączkach, zwracając uwagę na idealną postawę. Nie poznałem jeszcze dziewczyny z tak wyprostowanymi plecami i dumnie uniesioną głową. Wygląda bardzo wdzięcznie, nawet kiedy siedzi.

Wtedy nasze spojrzenia się spotykają i odwracam szybko wzrok. W ogóle nie powinienem na nią patrzeć.

Minęły już cztery lata, a może nawet pięć, odkąd ostatnio ktoś przykuł moją uwagę. Nie mogę tak łatwo ulegać wdziękom tej idealnie wyprostowanej dziewczyny. Dotychczas ani razu nie zapragnąłem nagiąć dla nikogo swoich zasad, nawet na studiach, kiedy praktycznie ciągle mieliśmy w domu imprezy. A teraz nagle zrobiło mi się sucho w ustach po tym, jak przez chwilę na nią patrzyłem.

– Nie mogłeś znaleźć nikogo innego?

Aiden prycha.

– Nie podoba ci się? To zawołam tę twoją nie tak wcale tajemniczą wielbicielkę.

Kręcę głową, nie chcąc nawet spojrzeć w stronę Lany, która prawdopodobnie gotuje się teraz ze złości.

– Powinieneś jej podziękować, Eli. Wyświadczyła ci przysługę – mówi mój przyjaciel.

Zmierzam niechętnie do jej stolika z bijącym mocno sercem. Wtem krzesło obok niej zajmuje Marcus Smith-Beaumont i podaje jej kawałek ciasta. Zamieram w bezruchu.

Jakim cudem dostała mi się randka z dziewczyną, która wydaje się dobrze znać tego darzącego mnie pogardą mężczyznę? Starałem się go dotąd unikać, choć doskonale zdaję sobie sprawę, że w końcu i tak mnie dorwie. A wtedy nie będzie dla mnie tak łagodny jak trener przed godziną.

Obracam się na pięcie i kieruję w stronę tarasu. Po drodze zatrzymuje mnie nasz bramkarz Socket, który właśnie schodzi ze sceny po tym, jak wylicytowano randkę z jego udziałem. Dostrzegam w tłumie starszą panią, która wpatruje się w niego z przejęciem, a on macha do niej i puszcza jej oczko.

– A ty dokąd, Westbrook? – pyta.

Odchrząkuję.

– Po coś do picia.

Unosi brwi i na szczęście nie zadaje mi więcej pytań. W końcu wymykam się na zewnątrz, żeby zaczerpnąć powietrza. Kelner podchodzi do mnie z tacą z napojami, a ja wybieram wodę. Potrzebuję czegoś na ochłonięcie.

Popijam lodowatą wodę i opieram przedramiona na balustradzie balkonowej, gdy ktoś nagle stuka mnie w ramię. Odwracam się do znajomej głowy z brązowymi włosami, twarzą w kształcie serca i orzechowymi oczami, które wcześniej przykuły moją uwagę.

– Cześć, jestem Sage Beaumont – przedstawia mi się dziewczyna z uśmiechem.

Beaumont? Cholera jasna, czyżby Marcus był jej ojcem? Zamorduję Aidena.

Wpatruję się w jej wyciągniętą dłoń, jakby była trędowata.

– Wolałbyś przybić ze mną żółwika? – podsuwa i zgina palce.

Jakbym miał pięć lat i nie nauczył się jeszcze podawać ręki. Choć pewnie takie właśnie sprawiam teraz wrażenie. Nadal nie udało mi się odwrócić do końca w jej stronę – mój tors jest niezręcznie wygięty, a słowa utknęły mi w gardle.

Zanim zdołam odzyskać głos, na ratunek przychodzi mi mój agent Mason. Zbliża się do nas i przygląda Sage, jakby ją oceniał.

– Jestem Mason, a ty?

Jej uśmiech znika, gdy wodzi wzrokiem między nami.

– Poważnie? Nie możesz ze mną porozmawiać bez asystenta? – pyta mnie.

– Gwoli ścisłości, jestem jego agentem. – Mason robi krok naprzód.

Sage prycha z niedowierzaniem.

– W takim razie, Masonie, czy możesz poinformować swojego klienta, że nie wylicytowałam tej randki z uwagi na niego? Mój młodszy brat jest wielkim fanem Crawforda, więc nie mogłam mu odmówić, kiedy poprosił mnie o przysługę. Nie jesteś mi nic winien, Eliasie, a już zwłaszcza spotkania.

Chociaż jej słowa są ostre, to dopiero sposób, w jaki wypowiada moje pełne imię, uderza w czuły punkt. Nikt nie nazywa mnie Eliasem: ani moi przyjaciele, ani fani, a już na pewno nie ludzie, którzy dopiero co mnie poznali.

– Jestem Eli.

Zatrzymuje się i obraca, żeby na mnie spojrzeć.

– On mówi! Prawdziwy cud! – wykrzykuje. – Cóż, Masonie, wygląda na to, że nie jesteś już potrzebny.

Śmieję się na te słowa, w przeciwieństwie do mojego agenta, który rzuca nam tylko ponure spojrzenie i odchodzi. Pewnie doszedł do wniosku, że ta dziewczyna w niczym mi nie zagraża. Sage nie wydaje się typem kobiety, przez którą mógłbym jutro rano znaleźć się na pierwszych stronach gazet.

– Dziękuję – bąkam w końcu.

– Nie ma potrzeby. Jak mówiłam, nie zrobiłam tego z uwagi na ciebie.

Czuję się teraz jak dupek.

– Ale nadal jestem ci winien randkę.

Nie jestem pewien, dlaczego to mówię. Ona chyba też nie, bo ściąga brwi zdziwiona. W końcu jeszcze chwilę temu oficjalnie zwolniła mnie z tej randki. A jednak z jakiegoś powodu bardzo zależy mi na tym, by nie miała mnie za dupka – nie tylko dlatego, że boję się Marcusa, ale też dlatego, że naprawdę jestem jej wdzięczny za uratowanie mi tyłka.

– Nie, dzięki. Straciłam sympatię do hokeistów i właśnie przypomniałeś mi dlaczego. – Choć mówi słodkim głosem, nie ulega wątpliwości, że to obelga.

– Spotykałaś się kiedyś z hokeistą?

– Tak, i szczerze tego żałuję – mamrocze pod nosem. – Dlatego z przyjemnością ci odpuszczam.

– Ale to na cele charytatywne.

Dlaczego tak naciskam?

Przez chwilę odnoszę wrażenie, że wystawiam jej cierpliwość na próbę. W końcu jednak ustępuje.

– Dobra, możesz wpisać mi swój numer.

Trzymając jej telefon w dłoni, zdaję sobie sprawę, że nie powinienem tego robić, ale dodaję się do jej kontaktów.

– Do zobaczenia, Eliasie.

Tym razem jej nie poprawiam. Wraca do środka, a ja wyciągam smartfona, żeby odwrócić uwagę od nieznośnego uczucia w moim wnętrzu. Zauważam mnóstwo nowych wiadomości na naszym grupowym czacie.

Opuszczenie uczelni i przejście do NHL było sporą zmianą. Razem z Aidenem podpisaliśmy kontrakt z Thunder w listopadzie, potem dostaliśmy jeszcze trochę czasu na ukończenie wszystkich kursów na miesiąc przed końcem semestru wiosennego i kilka tygodni temu opuściliśmy Daltona. Sądząc po liczbie wiadomości, jakimi zasypują nas przyjaciele, którzy tam zostali, nie mam jednak do końca poczucia, że stamtąd wyjechaliśmy.

Ekipa hokejowa

Dylan Donovan: Kolejna dziewczyna zaskoczyła Elia w pokoju hotelowym? Jestem pod wrażeniem.

Aiden Crawford: On akurat niespecjalnie się ucieszył.

Kian Ishida: Jakoś nikt nie zakrada się do pokoju Aidena.

Dylan Donovan: Prawdopodobnie dlatego, że fanki panicznie boją się Summer.

Kian Ishida: Ja tam nie narzekam na powodzenie Elia. Jego fanki w końcu odnalazły moje konto.

Dylan Donovan: Kian nigdy jeszcze nie miał do czynienia z tyloma kobietami. Słyszałem, jak chichocze, odczytując wieczorem wiadomości od nich.

Aiden Crawford: To dobrze. Może wreszcie przestanie pisać do mojej dziewczyny.

Kian Ishida: Przypominam, że Sunny była moją przyjaciółką, zanim jeszcze została twoją dziewczyną.

Dylan Donovan: Kto głosuje za przywróceniem Ekipy hokejowej 2.0?

Sebastian Hayes: Ja

Cole Carter: Ja

Aiden Crawford: Ja

Eli Westbrook: Ja

Kian Ishida: Teraz nagle odpisujesz, Eli?!

Kiedy Kian dowiedział się, że utworzyliśmy grupowy czat bez niego (z inicjatywy Dylana) i nazwaliśmy go Ekipą hokejową 2.0, był załamany, więc go usunęliśmy i obiecaliśmy, że już więcej nie reaktywujemy.

Dylan i Kian to studenci ostatniego roku, którzy nie mają jeszcze podpisanego kontraktu z żadnym zespołem, więc aby uniknąć zostania wolnymi agentami, poświęcili się nauce. Żaden z nich nie zdecydował jeszcze, gdzie będzie potem grał ani czy w ogóle będzie robił sportową karierę. Sebastian i Cole z kolei są na przedostatnim roku i nie widzą świata poza hokejem i imprezami, jak przystało na hokeistów NCAA**.

Lód w mojej szklance zdążył się już rozpuścić. Wracam do środka z zamiarem zgrabnego wymknięcia się z budynku, kiedy na ekranie telefonu pojawia się wiadomość o automatycznym przelewie z mojego konta bankowego. Na widok nazwiska odbiorcy czuję jeszcze większy ciężar na barkach. Nie martwi mnie przesłana kwota – to myśl o tej osobie sprawia, że odczuwam dobrze mi znany strach. Ten lęk miesza się z poczuciem winy, gdy odczytuję pokrzepiające wiadomości od rodziców. Wysłali mi je po wczorajszym meczu, podczas którego udała mi się tylko jedna prosta asysta. To żadne osiągnięcie, a jednak dopingują mnie, jakbym w pojedynkę zdobył Puchar Stanleya.

Na moją prośbę rodzice unikają tabloidów, więc nie muszę się martwić, że dotrze do nich kolejna plotka o moich niemoralnych wyskokach. Gdy tylko zobaczyli pierwsze oszczercze nagłówki, natychmiast do mnie zadzwonili, a ja wyjaśniłem im, że to media próbują jedynie wywołać sensację. To była niezręczna rozmowa, ale lepsze to niż pozwolenie, aby uwierzyli, że w ciągu tych kilku tygodni, odkąd tu jestem, zaliczyłem połowę populacji Toronto.

Kolejna wiadomość jest od Aidena. Pisze, że czas się zmywać. Nie zwlekając ani sekundy, kieruję się do drzwi.

** NCAA – amerykańskie stowarzyszenie zajmujące się organizowaniem zawodów sportowych drużyn szkół wyższych.

4

Sage

– Pięć minut. – Przenikliwy głos naszego inspicjenta przykuwa moją uwagę w chwili, gdy jedno po drugim zapalają się światła.

Ich blask atakuje moje zmęczone oczy i powoduje zwarcie w mózgu. Na scenę wychodzą tancerze na pierwszy akt.

Przeklinając pod nosem, biorę głęboki wdech i po raz trzeci poprawiam satynowe wstążki point. Zwykle nie mam z tym problemu, bo weszło mi to już w nawyk, a jednak dziś mój umysł wciąż gdzieś odpływa. A konkretnie ku chłopakowi, który wpisał mi swój numer do kontaktów i czeka, aż do niego zadzwonię.

Elias Westbrook jest chyba pierwszym facetem, którego nie mogę do końca rozgryźć, i to właśnie nie daje mi spokoju. Sprawia wrażenie kogoś z osobowością obsesyjno-kompulsywną, kto utrzymuje idealny porządek w domu – do tego stopnia, że nawet te małe plastikowe klipsy do woreczków foliowych mają swoje określone miejsce. Prawdopodobnie trzyma się też ściśle wyznaczonego harmonogramu i codziennie jada to samo na śniadanie. Na przykład owsiankę. A jednak coś mi mówi, że gdybym poznała go w innym momencie jego życia, moja ocena okazałaby się błędna. W tym miejscu zderzam się ze ścianą w swojej hiperanalizie. Zaintrygowana część mnie chce drążyć dalej, dopóki nie odkryję wszystkich jego sekretów.

Może mam ukrytą skłonność do odsłaniania kolejnych tajemnic ludzi, którzy mnie intrygują. Pewnie wynika to z mnóstwa moich własnych problemów. Syndrom starszej siostry, problemy z ojcem, matką – do wyboru, do koloru.

Minęły dwa dni od imprezy charytatywnej, a ja nie mogę przestać rozmyślać o tym nowicjuszu. A przecież już jeden hokeista dał mi popalić.

Poznałam Owena Harta na pierwszym roku studiów i spotykaliśmy się, aż ukończyłam uczelnię. Kiedy studiowałam jeszcze w Seneca College w Toronto, on dostał się do drużyny rozwojowej Vancouver Vultures. Druga połowa naszego rozczarowującego związku była już na odległość.

Owen chciał, żebym pojechała za nim do Vancouver, ale ja nigdy nie zostawiłabym brata. Nie bez powodu po opłaceniu pierwszego roku nauki Seana w York Prep wybrałam naukę w tanim lokalnym college’u. Kiedy wujek dowiedział się, że dostałam się na Uniwersytet w Toronto, zaproponował, że pokryje koszty naszej edukacji. Chociaż nie chciałam mu pozwolić, aby płacił za moje studia, to jednak nawet mimo dumy nie odrzuciłam oferty pomocy Seanowi. Mogłam dzięki temu zostać w obskurnym akademiku, zamiast wydawać resztki pieniędzy na mieszkanie poza kampusem.

Ostatni rok mojego związku z Owenem okazał się krytyczny. Z powodu dzielącej nas odległości mój były stał się kontrolujący i apodyktyczny. Nie podobało mu się, ile czasu poświęcam baletowi ani bratu, choć sam całkowicie oddawał się hokejowi, mimo że ani jedna profesjonalna drużyna nie zaproponowała mu kontraktu. To z jego powodu nie nawiązałam żadnych przyjaźni w trakcie naszego związku. Nawet moja współlokatorka poprosiła o przeniesienie, bo miała dość słuchania naszych kłótni przez telefon co wieczór.

Ostatecznie rozstaliśmy się kilka miesięcy temu. Mogłoby się to wydawać świeżą sprawą, gdyby nie to, że każda komórka w moim ciele chce ruszyć dalej. Nie powiedziałabym nawet, że jakoś szczególnie przeżywam stratę Owena. Terapeuta mógłby podejrzewać, że to z tego powodu szlocham pod zardzewiałym prysznicem, ale ja wcale nie płaczę po nim.

Dlatego randka z kimś, kto, szczerze mówiąc, jest najseksowniejszym facetem, jakiego numer miałam kiedykolwiek w telefonie, wydaje mi się całkiem dobrym pomysłem.

– Nie ociągaj się, Beaumont – pogania reżyserka, wyrywając mnie z zamyślenia.

Staję w jednym szeregu z resztą tancerzy. Jako solistka przyjmuję każdą oferowaną mi rolę, aby tylko pozostać aktywna w tej branży, dlatego nie mogłam odmówić, gdy moja dawna nauczycielka baletu zaprosiła mnie do gościnnego udziału w roli Tytanii w jej corocznym spektaklu Snu nocy letniej. Dziś jest pierwszy dzień szkolnych pokazów, które traktujemy jako próby przed wielkim wieczorem. To nic specjalnego i nie dostaję za to zapłaty, ale pomaga mi to utrzymać motywację.

Patrzę prosto przed siebie i czekam na swoje wejście, podczas gdy tancerze wcielający się w rolę Hermii i Lizandra kończą swoją sekwencję. I wtedy go zauważam.

Marcus Smith-Beaumont siedzi na widowni, oglądając występ z czułym uśmiechem na twarzy i blaskiem dumy w oczach. Walczę z napływającymi mi do oczu piekącymi łzami. Taniec królowej wróżek Tytanii jest niezwykle eteryczny pod wpływem eliksiru miłosnego, przez który zakochuje się w Spodku, postaci z przyprawioną głową osła. Nasze pas de deux prezentuje się romantycznie, pomimo jego kostiumu, który wywołuje śmiech publiczności. Moja pierś się unosi przy naszych ostatnich ruchach i akt dobiega końca.

Resztę występu oglądam na monitorze za kulisami, nie mogąc się doczekać, aż ściągnę z siebie niewygodny strój, który w jakiś sposób nasila mój ból głowy. Jedna z tancerek oferuje mi ibuprofen, a ja przyjmuje go od niej z wdzięcznością. Finałowy akt dobiega końca i wszyscy wracamy na scenę, żeby się ukłonić.

Chwilę potem reżyserka wsuwa głowę do wspólnej garderoby, w której w końcu zdejmujemy z siebie obcisłe kostiumy.

– Napijcie się wody, a potem czas na uwagi.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Epilog

Dostępne w wersji pełnej

Podziękowania

Dostępne w wersji pełnej

O autorce

Dostępne w wersji pełnej

Spis treści

Okładka

Karta tytułowa

Karta redakcyjna

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Epilog

Podziękowania

O autorce

Punkty orientacyjne

Okładka

Strona tytułowa

Spis treści

Dedykacja

Meritum publikacji

Prawa autorskie