Spinka - Katarzyna Kacprzak - ebook + książka

Spinka ebook

Katarzyna Kacprzak

3,3

Opis

„Kasa, kariera, marzenia, dzika rywalizacja i wielkie emocje skrywane pod markową garsonką. To musi zakończyć się zbrodnią…” – Karolina Korwin Piotrowska

W międzynarodowej korporacji na warszawskim Mordorze dni wyglądają podobnie. Pracownicy dzielą czas między obowiązki służbowe, kawę w biurowej kuchni, żarty, plotki, drobne intrygi i romanse. Wszystko zmienia się, gdy podczas hucznej imprezy integracyjnej zostaje popełnione tajemnicze morderstwo. Do akcji wkracza gburowaty policjant Jasiński ze swoją młodą asystentką Darią.
Czy mordercą jest jeden z pracowników firmy? Czy wszyscy mogą spać spokojnie?
Pytań jest coraz więcej, dzieją się niepokojące rzeczy, nawet stary policjant skrywa jakieś sekrety... Zwykła z pozoru korporacja zaczyna odkrywać swoje mroczne tajemnice.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 271

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (72 oceny)
8
24
25
13
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
beataksiazkoholiczka

Nie polecam

Dawno nie czytałam tak słabej książki. Autorka chwali się na okładce ukończeniem kursów pisania, cóż powinna chyba je powtórzyć.... I niestety dla autorów tych kursów jest to najgorsza z możliwych reklam. Język jest trywialne ("no wiesz" jako odpowiedź każdego bohatera na każde pytanie), autorka nie potrafi budować napięcia i intrygi. Wątki są bardzo słabe i przerysowane, a sceny żałosne - kandydatka do pracy podsluchuje pod firmą fragment rozmowy, a następnie wraca do domu, żeby pomyśleć czy na pewno chce pracować w firmie, w której są tajemnice. Książka nawet nie nadaje się dla nastolatków. A co do osoby policjanta - policja powinna pozwać Panią za naruszenie wizerunku śledczego - głupawy, seksistowski komisarz, który na dodatek kradnie. Autorka próbowała wprowadzić osoby homoseksualny do wątku, ale niestety nawet to jej not wyszło. Cóż, kurs pisania jak widać może ukończyć każdy, ale nie każdy powinien pisać.
10
EwaPeronczyk

Z braku laku…

Naciągana i bardzo słabo napisana historia
00

Popularność




ROZDZIAŁ 1.

Stefan Gałązka zajrzał do sali konferencyjnej. Był już spóźniony na poranny blok szkoleniowy, jednak postanowił jeszcze napić się kawy. Zza uchylonych drzwi dochodził przyciszony gwar rozmów jego współpracowników. Idąc w kierunku ekspresu do kawy, zajrzał do środka. Na pustej scenie, na tle logo Top Finance i w blasku reflektorów, stał szef firmy – Wiktor Kamienny. Stefan popatrzył na widownię, lustrując wzrokiem kolegów z pracy. Potem zatrzymał wzrok na prezesie. Wiktor ubrany był jak zwykle nienagannie: szyty na miarę garnitur z najlepszej, delikatnej i idealnie gładkiej wełny w kolorze szarego melanżu; do tego śnieżnobiała koszula z grubej bawełny, także szyta na miarę, z obowiązkowymi, ręcznie haftowanymi inicjałami. Całość uzupełniały nowoczesne stalowe spinki do mankietów, a na lewym nadgarstku połyskiwał masywny zegarek – Tag Heuer Carrera, najnowszy model na grubym skórzanym pasku. Gałązka westchnął w duchu i nieznacznie wydął usta. Prezes to ma klawe życie, pomyślał, parafrazując słowa znanej piosenki. Nie musi zarabiać na utrzymanie wieloosobowej rodziny, kasy ma jak lodu i wydaje ją tylko na siebie. Jest wolny jak ptak i może robić, co chce: jeździć po świecie, uprawiać sporty ekstremalne, kupować nowe samochody i najlepszy sprzęt grający na rynku. A do tego wygląda jak wyjęty prosto z żurnala, z uśmiechem za grube pieniądze. Nie to co on – szaraczek, wyrobnik, korpo-mrówka. Stefan westchnął przeciągle.

– Kochani, chodźcie, chodźcie! – prezes zachęcał ze sceny stojących jeszcze w drzwiach sali pracowników. – Witamy was serdecznie na dorocznym kongresie! Spotykamy się w tym gronie już po raz dziewiąty, brawo!

Z różnych miejsc sali Ośrodka Konferencyjno-Szkoleniowego „Rumcajs” w Serocku rozległy się nieśmiało pojedyncze oklaski. Stefan wycofał się po cichutku na korytarz. Poszedł po kawę.

Był piątek, 25 kwietnia 2014 roku. Szumnie zwany „kongres”, czy też konferencja, w istocie nie był niczym innym jak wyjazdem integracyjnym pracowników korporacji, który ze względów formalno-finansowych musiał mieć cechy szkolenia.

Podobnie jak w poprzednich latach, zespół marketingu przygotował obszerną agendę, wydrukował materiały konferencyjne, a na każdym z foteli hostessy rozłożyły notatniki, plan spotkania i długopisy reklamowe. Zaangażowana specjalnie w tym celu recepcjonistka, stojąca przy wejściu do ośrodka, wręczała każdemu z pracowników torebki z upominkami od kontrahentów firmy.

– Co tam pani rozdaje? – zainteresował się Stefan, ubrany w wytarte dżinsy, koszulę z kołnierzykiem na guziczki i krawat.

– Nie wiem co jest w środku, proszę pana, miałam rozdać te torebki, to rozdaję – odparła z rozbrajającą szczerością hostessa.

– Stefan, przesuń się! – Gruba baba z ogniście rudą fryzurą, rozsiewająca wokół duszący zapach tandetnych perfum, przepchnęła się przed niego. – Ja poproszę dwie takie torebki.

Z kim ja muszę pracować, obruszył się w myślach Stefan. Skąd w porządnej instytucji finansowej taka hołota? Na kongres zawsze przyjeżdżają pracownicy z najdalszych zakątków Polski, ale czegoś takiego to jeszcze nie było. Ta firma schodzi na psy, pomyślał.

– Ja tak nie mogę, proszę pani… – krygowała się dziewczyna za kontuarem. – Dla każdego musi wystarczyć.

– Spokojnie, dla koleżanki przecież biorę. O, tam stoi! – Baba wskazała jakąś postać na horyzoncie. Po chwili, kiedy już trzymała w ręku dwie torebeczki reklamowe, dodała jeszcze pod nosem: „Jak darmo dają, to trzeba brać”. I oddaliła się, zostawiając za sobą zdumionego Stefana, który ruszył w stronę sali konferencyjnej.

„Tadam!” – rozległ się ze środka dżingiel. W tym roku specjaliści z działu marketingu postanowili ubarwić imprezę, wprowadzając przerywniki dźwiękowe po każdym wystąpieniu oraz w momentach, kiedy warto było podkreślić wagę wygłaszanych tez albo przykuć uwagę zebranych. Na sali było ciemno. Tylko punktowe reflektory oświetlały scenę, na której pojawił się pełniący rolę konferansjera znany prezenter telewizyjny, Kryspin Babisz.

– Dzień dobry! Witam was! Czy to najlepsi z najlepszych na rynku finansowym? – powitał zebranych z przesadnym entuzjazmem.

– Boże, a czemu on się tak strasznie drze? – spytała siedząca w rzędzie za Stefanem Magda.

– Może pomylił nas z jakimś Amway’em, czy czymś w tym stylu? – szepnęła, pochylając się w jej stronę, sympatyczna brunetka Ania. – Pójdę po kawę. Przynieść ci? – Podniosła się z miejsca i próbowała dyskretnie opuścić salę. Jednak przy drzwiach na korytarz napotkała opór w postaci młodej osoby. Nie była to zwyczajna hostessa, bo te ubrane były w niebiesko-żółte stroje – w kolorach logo Top Finance. Dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby była lekko zagubiona, ale twardo stała na warcie. Ubrana była nijak, taka szara myszka. Przy okazji służbowych wyjazdów większość pracowników ubierała się elegancko, w stylu business casual. Oczywiście niektórzy ubrani byli zbyt szykownie, bo dla większości, zwłaszcza dla pracowników spoza stolicy, była to okazja do pokazania się. Byli także tacy – jak prezes czy dyrektor finansowy – którzy nawet na mniej oficjalne spotkania zakładali garnitury i białe koszule. W każdym razie dziewczyna, poprzez swój brak ekstrawagancji i pogoni za najnowszymi trendami w modzie, różniła się strojem od pozostałych. Siedzący blisko wejścia Stefan lustrował salę. Dziewczyna przy drzwiach, której nie znał nawet z widzenia, zwróciła jego uwagę.

– Niestety, proszę pani, nie może pani opuścić sali. Będzie można wyjść dopiero podczas przerwy. – Dziewczyna spojrzała na trzymaną w ręku rozpiskę. Ania, która pracowała w Top Finance wiele lat i kojarzyła przynajmniej z widzenia wszystkich pracowników firmy, nie znała jej. – Najbliższa przerwa kawowa przewidziana jest na godzinę jedenastą.

– Słucham? – W lekko podniesionym głosie Ani brzmiało pełne oburzenia niedowierzanie, co przyciągnęło uwagę siedzącego nieopodal Stefana.

– Takie mam instrukcje, proszę pani – odparła niepewnym głosem dziewczyna. – Będę mogła państwa wypuścić dopiero po dzwonku na przerwę.

Ania, złorzecząc pod nosem, karnie ruszyła na swoje miejsce. Po ciemku potknęła się o rozłożone na podłodze kable i, żeby nie stracić równowagi, chwyciła za oparcie krzesła Stefana. Krzesło zachwiało się niebezpiecznie, a kawa wylała się Stefanowi na rękę i spodnie. Na szczęście napój już wystygł, ale plama na spodniach zostanie jak nic. Dobrze, że modne, wytarte dżinsy miały ciemny kolor. Nie zwracając uwagi na kolegę, bez słowa klapnęła ciężko na siedzenie.

– Masz tę kawę? – spytała Magda. – To zdecydowanie zbyt wczesna pora na zamykanie nas w tej sali bez okien, a na dworze taka piękna wiosna… – narzekała sąsiadka Ani.

– Kawy nie ma. Będzie dopiero podczas przerwy. Podobno nie działa ekspres do kawy. Nie wiem dokładnie, o co chodzi.

Stefan ze zdziwieniem spojrzał na trzymany w ręku pusty kubek po kawie.

– Jak to nie działa ekspres? – Magda nie kryła oburzenia. – Co to za centrum konferencyjne, w którym nie działa ekspres do kawy! Dokąd oni nas wywieźli?

– Właśnie! – podchwyciła Ania, która nie chciała przyznać się do klęski w konfrontacji przy drzwiach. – Ja też się zastanawiałam, dlaczego jesteśmy właśnie w tym ośrodku – rozważała na głos. – Delikatnie rzecz ujmując, trąci myszką.

– Ja bym powiedziała dosadniej: jest beznadziejny i obskurny. Byłaś już w swoim pokoju? Cuchnie stęchlizną – skwitowała Magda.

Stefan nie chciał podsłuchiwać rozmowy koleżanek, jednak nagłośnienie sali trochę szwankowało i w ostatnich rzędach nie było dobrze słychać tego, co działo się na scenie. Mężczyzna bezwiednie wciągnął głęboko powietrze, marszcząc przy tym nos. Poczuł woń licznych, zmieszanych ze sobą kobiecych perfum.

Centrum konferencyjne „Rumcajs” w Serocku nad Zalewem Zegrzyńskim było dawnym Ośrodkiem Funduszu Wczasów Pracowniczych. Jednak tylko funkcja została zmieniona, nazwa „Rumcajs” pozostała taka sama, podobnie jak cała infrastruktura i wystrój ośrodka, który lata świetności miał już dawno za sobą. Miał jednak inną niewątpliwą zaletę – był niedrogi. O ile Stefan orientował się w sytuacji finansowej firmy, Top Finance stać było na lepszy lokal. Imprezy integracyjne organizowane były dotychczas w pięciogwiazdkowych hotelach w centrum lub jak ta w ubiegłym roku – w luksusowym ośrodku konferencyjnym Windsor pod miastem. Mężczyzna uśmiechnął się z zadowoleniem na samo wspomnienie kapiącej złotem, pseudomonarszej rezydencji. W 2013 roku pracownicy Top Finance bawili się w eleganckich, stylowych wnętrzach emanujących przepychem i bogactwem. Dotychczas w firmie nie szczędzono na wykwintne menu i wysoki poziom usług. Czyżby nagle zarząd postanowił ciąć wydatki? A może belgijski właściciel spółki przykręcił kurek z gotówką? Dziwne, pomyślał Stefan, że też Wiktor, przywykły do Intercontinentalu czy Sheratona, nie czuje się trochę nieswojo w ośrodku „Rumcajs”.

– A czy zauważyłyście nazwisko kierownika ośrodka na stronie internetowej? – siedzący w rzędzie przed koleżankami Stefan odwrócił się do nich i szeptem wtrącił się do rozmowy. – Nic nie zwróciło waszej uwagi?

– Stefan, proszę cię, kto sprawdza takie rzeczy?

– Ja sprawdzam – pochwalił się. Zawsze był skrupulatny i drobiazgowy. – I właśnie zauważyłem, że kierownik nazywa się Dusoge. Mówi wam coś to nazwisko?

– Nie – odparły jednym chórem koleżanki.

– Przecież to nazwisko rodowe matki naszego prezesa – Stefan jeszcze bardziej ściszył głos.

– Żartujesz? – oburzyła się Ania.

„Tadam!” – rozległ się ze sceny dżingiel, zagłuszając rozmowę, którą można było podjąć dopiero po chwili. Najwyraźniej akustycy poprawili nagłośnienie. Na scenę wszedł prezes Top Finance i zaczął przedstawiać podsumowanie nowych produktów wprowadzonych na rynek kapitałowy w minionym roku. Potem trzeba było jeszcze przeczekać oklaski, które nie wiadomo po co rozbrzmiewały po każdej informacji o kolejnym nowym produkcie w ofercie firmy. Wreszcie można było wrócić do przerwanej rozmowy.

– Skąd wiesz? – ze zdziwieniem zapytała Magda.

– Matka Wiktora używa dwuczłonowego nazwiska. Widziałem na jego zaproszeniu ślubnym. Wiecie, zapraszają zawsze rodzice i narzeczeni.

– To Wiktor się żeni? – Ania otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.

– Ups! – Stefan teatralnym gestem zamknął sobie usta. – Myślałem, że to nie był sekret. Niestety nic więcej o tej sprawie nie mogę powiedzieć.

Stefan odwrócił się z powrotem w kierunku sceny, na której prezentowane były właśnie wyniki sprzedaży za drugi kwartał ubiegłego roku. Mężczyzna ugryzł się w język, niestety za późno. Może nie powinien tyle mówić. Wydawało mu się jednak, że sprawa niedoszłego ślubu Wiktora Kamiennego, prezesa Top Finance, jest już powszechnie znana. Choć faktem jest, że o prywatnych sprawach prezesa mało kto w firmie wiedział. Sam Stefan dowiedział się o planowanym ślubie przypadkowo, kiedy szukał jakiegoś ważnego dokumentu na biurku nieobecnej sekretarki prezesa. Może to i dobrze, że o planowanym mariażu nikt nie wiedział, bo koniec końców do ślubu nie doszło. Podobno narzeczona w ostatniej chwili się rozmyśliła. Nikt nie wiedział, dlaczego.

Stefan w zamyśleniu podświadomie zaczął rozglądać się po sali, w której odbywał się kongres. Faktycznie ośrodek nie prezentował się najlepiej, ale właśnie z tego powodu nie był drogi. Pewnie dlatego firma Top Finance zdecydowała się zorganizować kosztowną imprezę właśnie tutaj. Stefan był z natury osobą skrupulatną i gdy tylko jakaś wątpliwość zagościła w jego głowie, musiał ją wyjaśnić. Tak było i tym razem. Oglądając stronę internetową ośrodka po ogłoszeniu miejsca organizacji imprezy firmowej, trafił na nazwisko Dusoge. Od razu przypomniał sobie, że matka szefa nazywa się Dusoge-Kamienna. Przypadek? Niezbyt dociekliwy przegląd internetowego wydania biuletynu serockiego dostarczył potrzebnych informacji. Dawny ośrodek FWP został zlicytowany i przejęty przez lokalnego przedsiębiorcę, Mariana Dusoge. Niestety nowy właściciel, będący jednocześnie kierownikiem ośrodka, nie potrafił dźwignąć placówki z długów, nie miał także wystarczających funduszy na modernizację. Ośrodek ledwo zipiał, zmniejszając liczbę personelu do minimum. Jednak dzięki organizacji imprez firmowych, głównie dla warszawskich korporacji, jakoś wiązał koniec z końcem. Wiele wskazywało na to, że prezes Kamienny postanowił wspomóc rodzinę, organizując tegoroczny kongres właśnie w tym miejscu. A może to tylko domysły? Może to czysty zbieg okoliczności?

Rozmyślania Stefana przerwało otwarcie się drzwi na korytarz. W pomieszczeniu były zasłonięte okna. Do sali, wraz z jaskrawym światłem dochodzącym z hallu, zajrzało kilka osób.

– Witamy! – grzmiał ze sceny Kryspin Babisz, pochylając się dyskretnie w stronę prezesa, który stał z boku sceny, oparty nonszalancko o ścianę. Wiktor Kamienny nie lubił robić tego, co wszyscy, zawsze musiał się wyróżniać. Dlatego zamiast siedzieć na widowni, stał z boku i obserwował swoich pracowników. Po chwili konferansjer dodał:

– Witamy kolegów z Krakowa!

Onieśmieleni i lekko zdezorientowani „koledzy z Krakowa” pomachali niezgrabnie zebranym, szybko zajmując najbliższe wolne miejsca.

Większość pracowników przyjechała na szkolenie prywatnymi samochodami, często kierowca zabierał po kilka osób. Tylko nieliczni byli szczęśliwymi posiadaczami aut służbowych (i służbowej karty na paliwo). Ci oczywiście przybyli sami. Część pracowników niższego szczebla przyjechała na miejsce „wesołym autobusem”, który firma wczesnym rankiem wspaniałomyślnie podstawiła pod gmach biurowca, w którym mieściła się jej siedziba. W autobusie „integracja” rozpoczęła się już bladym świtem.

– Cóż, czekamy jeszcze na delegację z Wrocławia. A nie, przepraszam, Wrocław już dojechał. Czekamy na kolegów ze Szczecina. Brawa dla nieobecnych ze Szczecina, niech wasze brawa dodadzą im sił, żeby szybciej do nas dotarli! – grzmiał prezenter telewizyjny, nadal tryskając entuzjazmem.

– O matko, czy my tu musimy siedzieć cały dzień? – Magda ziewnęła, przeciągając się bynajmniej mało dyskretnie.

– Ostatecznie możemy się urwać po przerwie i pójść na spacer. Ładna pogoda – podsunęła szybko Ania.

– Koniecznie, dłużej nie dam rady słuchać tego pajaca – powiedziała Magda, wyciągając z torebki iPada. Już po chwili surfowała w Internecie, studiując najnowsze plotki na Pudelku. Stefan uważnie przyjrzał się uczestnikom spotkania. Okazało się, że wielu z nich, zamiast słuchać wystąpień na scenie, bawiło się swoimi smart-zabawkami, sprawdzając najnowsze informacje w sieci, grając w gry czy przeglądając pocztę elektroniczną.

Mężczyzna rozmarzył się. Pogoda faktycznie była piękna. W powietrzu czuć było wiosnę. Kiedy niecałą godzinę wcześniej wchodził do ośrodka, zauważył, że ptaki śpiewały coraz głośniej. Słońce mocno świeciło, a drzewa zaczynały się zielenić. Niestety – zamkniętym w ciemnej i dusznej sali konferencyjnej pracownikom Top Finance nie było dane podziwiać wiosennej aury.

Z zamyślenia wyrwał Stefana stek wyzwisk rzucanych tuż za jego plecami pod adresem jednego z dyrektorów.

– A to kutas! – zaklęła pod nosem Magda.

– Kto? – zdziwiła się Ania, rozglądając się po siedzących najbliżej przedstawicielach płci męskiej.

– Jak to kto? Marek!

– Cicho – syknęła Ania, kopiąc jednocześnie koleżankę w kostkę. – Co się stało?

– Ty wiesz, że ten sukinkot właśnie wysłał mi mejla z pytaniem, czy przygotowałam mu zestawienie transakcji z tego tygodnia?

– Przecież jesteśmy dziś poza biurem.

– No właśnie! Jak ja mam mu to tutaj przygotować?

Koleżanki irytowały się, podczas gdy bardzo zadowolony z siebie Marek Marszałek, przełożony Magdy, spoglądał na nie z pobłażaniem z przedniej części sali. W pewnej chwili Marek pochwycił rzucający gromy wzrok swojej podwładnej i uśmiechnął się do niej promiennie. Z wyrazu jego twarzy jednoznacznie można było wyczytać: „No mała – do roboty, zamiast plotkować!”. Po chwili Marszałek demonstracyjnie – tak, żeby nie umknęło to uwagi osób siedzących w ostatnim rzędzie – opuścił salę.

– Znasz Marka – pocieszała koleżankę Ania. – Jego nie interesuje, gdzie jesteś i dlaczego. On chce mieć swoje zestawienia. Natychmiast.

– Ciii…. – dobiegło z poprzedniego rzędu. Rudowłosa amatorka darmowych upominków reklamowych spojrzała na nie z dezaprobatą.

– Mnie też tak kiedyś załatwił, tuż przed Wigilią – przypomniał sobie Stefan. – Ledwo zdążyłem wtedy na kolację. Marek ma w nosie innych. Ważne, że on może się wykazać swoimi tabelkami przed szefami w Brukseli.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Podziękowania

Dawno, dawno temu, pojechałam na swój pierwszy korporacyjny wyjazd integracyjny. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Siedziałam sobie cichutko w kąciku i obserwowałam moich kolegów w otoczeniu pozabiurowym. Potem, zaczęłam wymyślać co by było gdyby …., obrazy wirowały w mojej głowie, a ja przestałam mieć nad nimi jakąkolwiek kontrolę. I tak to się wszystko zaczęło.

Zaznaczam jednak kategorycznie, że opisane w książce wydarzenia są fikcją, wytworem mojej wyobraźni i nie należy doszukiwać się w tekście niczego więcej. Wszystkim Koleżankom i Kolegom z „korpo” życzę zdrowia i szczęścia, a także wspaniałej kariery zawodowej, jeśli komuś jest do szczęścia potrzebna.

Nie ulega jednak wątpliwości, że książka nie powstałaby bez współudziału wielu osób. Ponieważ co innego wymyślić sobie, wymarzyć, że zapisze się książkę, a co innego ją naprawdę napisać i ukończyć, nie mówiąc już o wydaniu.

Przede wszystkim dziękuję mojemu mężowi, Mariuszowi, Dzieciom i Rodzicom za wiarę we mnie, wsparcie, cierpliwości i doping do realizowania swoich marzeń.

Serdecznie dziękuję mojej mentorce Alinie Krzywiec („Maszyna do pisania”) za nadzór i wsparcie. Dziękuję Koleżankom, szczególnie Agnieszce Graca, i Koledze z kursu pisania powieść kryminalnej w „Maszyna do pisania”, a także mistrzowi Mariuszowi Czubajowi – za cenne uwagi, konstruktywną krytykę i zadawanie właściwych pytań w odpowiednim momencie (a także powstrzymanie mnie przed zamordowaniem kolejnego pracownika Top Finance).

Dziękuję moim Przyjaciołom za wsparcie i czytanie pierwszych, „nieopierzonych” wersji Spinki, za cierpliwość i wiarę we mnie oraz nieustanne dopingowanie do ukończenia pracy i szukania wydawcy. Szczególne podziękowania należą się: Ani, Dorocie, Sylwii i Ewie.

Dziękuję Koleżankom i Kolegom z „korpo”, przede wszystkim za nieustające źródło inspiracji (w większości przypadków nieświadome) oraz doping (nieliczni wtajemniczeni). Szczególnie dziękuję Ewie i Magdzie za doping, a nawet „podjudzanie” do kolejnych przestępstw (na papierze).

Dziękuję Rafałowi Bielskiemu za zaufanie, Judycie Wajszczak i całej redakcji Skarpy Warszawskiej / Pocisku za zaangażowanie i pracę nad wydaniem mojej pierwszej książki.

Dziękuję Wam, jesteście kochani! Bez was nie dałabym rady.

Kasia, Warszawa 2018

Redakcja i korektaJudyta Wajszczak

Projekt graficzny okładki, skład i łamanieAgnieszka Kielak

© Copyright by Skarpa Warszawska, Warszawa 2018 © Copyright by Katarzyna Kacprzak Warszawa 2018

Wydanie pierwsze ISBN: 978-83-63842-86-4

Zdjęcie na okładcefotolia.com

Wydawca Agencja Wydawniczo-Reklamowa Skarpa Warszawska Sp. z o.o. ul. Borowskiego 2 lok. 205 03-475 Warszawa tel. 22 416 15 81 [email protected] www.skarpawarszawska.pl

Dystrybucja: Firma Księgarska Olesiejuk Sp. z o.o. Sp. j. 05-850 Ożarów Mazowiecki ul. Poznańska 91 e-mail: [email protected]