Sowieci a polskie podziemie 1943-1946 - Łukasz Adamski, Grzegorz Hryciuk, Grzegorz Motyka - ebook

Sowieci a polskie podziemie 1943-1946 ebook

Grzegorz Motyka, Łukasz Adamski, Grzegorz Hryciuk

4,0

Opis

 

Prezentowany tom studiów zawiera artykuły napisane przez historyków z Polski, Rosji, Ukrainy i Litwy, naświetlające różnorakie aspekty polityki ZSRR wobec Polaków oraz narodów ościennych w latach czterdziestych XX w. Teksty, w których poruszono m.in. kwestie sowieckich obław i rzezi wołyńskiej, w większości zostały napisane na podstawie do niedawna niedostępnych lub niewykorzystywanych materiałów archiwalnych. Ich lektura pozwoli Czytelnikom zapoznać się z nowymi ustaleniami lub nowymi interpretacjami przebiegu sowietyzacji Europy Środkowej i Wschodniej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 774

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (4 oceny)
1
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Recenzent: prof. RAFAŁ WNUK
Redakcja tekstu i indeks: MAŁGORZATA KRYSTYNIAK
Korekta: KATARZYNA STANIEWSKA
Projekt okładki: PIOTR PERZYNA, ALC Marketing
Redakcja techniczna: DOROTA DOŁĘGOWSKA
Zdjęcie na okładce: Kolumna jeńców sowieckich podczas marszu, wrzesień 1942 r., ze zbiorów NAC
© Copyright by Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia 2017
ISBN 978-83-64486-52-4
Projekt został sfinansowany ze środków Narodowego Centrum Nauki przyznanych na podstawie decyzji numer DEC-2012/06/M/HS3/00284
Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia ul. Jasna 14/16a, 00-041 Warszawa tel. + 48 22 295 00 30, fax + 48 22 295 00 31 e-mail:[email protected]
Konwersja:eLitera s.c.

Od redaktorów

W roku 2012 Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia postanowiło rozpocząć badania nad zagadnieniem zwalczania polskiego podziemia przez władze sowieckie w latach 1943–1945. W tym celu podjęto rozmowy z przedstawicielami rosyjskich archiwów. Zgodnie z pierwotnymi założeniami w efekcie polsko-rosyjskich badań pod egidą Polsko-Rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych miało powstać kilka tomów dokumentów oraz tom studiów. Przez poruszenie nawet najbardziej drażliwych spraw przeszłości, do dziś wywołujących emocje we wzajemnych relacjach, chciano doprowadzić do zbliżenia stanowisk i tym samym złagodzenia najbardziej gorących sporów historycznych[1].

Szef rosyjskich archiwów profesor Andriej Artizow początkowo z przychylnością odniósł się do postulatów Centrum, aby odtajnić wszelkie materiały dotyczące trudnych relacji polsko-sowieckich w czasie II wojny światowej, w tym obławy augustowskiej, i publicznie deklarował wolę przekazania ich Centrum, jako wkładu we wspólny polsko-rosyjski projekt badawczy. Ostatecznie jednak polscy partnerzy dokumentów nie otrzymali, a na możliwości współpracy w ramach projektu przemożnie wpłynął ogólny stan relacji między Polską, oraz UE i NATO, a Rosją. Precyzyjnie scharakteryzował go Sejm Rzeczypospolitej Polskiej uchwałą z 20 października 2016 r., głoszącą, że zagrożenie dla pokoju i bezpieczeństwa całej Europy stanowią „[p]rowadzenie agresywnej polityki zagranicznej przez Federację Rosyjską, okupacja Krymu przez Rosję, wspieranie i prowadzenie interwencji zbrojnej we wschodniej Ukrainie przez Kreml, łamanie podstawowych norm prawa międzynarodowego oraz układów zawartych z Ukrainą, niestosowanie się Rosji do postanowień oraz prowadzenie hybrydowej wojny informacyjnej”[2].

Wspólne wydanie opracowań poświęconych tak drażliwemu okresowi historii stało się niemożliwe. Obie strony równolegle i niezależnie od siebie podjęły decyzję o samodzielnym przygotowaniu odpowiednich wydawnictw. Inna rzecz, iż pośrednio pewien rezultat został osiągnięty, gdyż bezcenne materiały dotyczące obławy augustowskiej, odtajnione w wyniku inicjatyw Centrum i Grupy, zostały udostępnione na specjalnej stronie internetowej Ministerstwa Obrony Rosji.

Prezentowany tom studiów, obok wydanej w 2014 r. rozprawy Grzegorza Motyki Na białych Polaków obława. Wojska NKWD w walce z polskim podziemiem 1944–1953[3], jest jednym z efektów polskiej części projektu (wspartej finansowo przez Narodowe Centrum Nauki)[4].

Historia zwalczania polskiego ruchu oporu przez władze sowieckie w latach 1943–1945 przez długi czas nie cieszyła się uwagą badaczy. Niezależnie od sytuacji politycznej podstawową trudność stanowił brak dostępu do dokumentów sowieckich służb specjalnych. Dopiero po upadku ZSRR i częściowym otwarciu archiwów na Wschodzie zaczęły powstawać pierwsze pełnokrwiste prace, zapełniające dotychczasowe „białe plamy”. Badania i publikacje, które dzięki nim ukazały się na początku lat dziewięćdziesiątych, pozwoliły na poznanie zarysu działań NKWD i NKGB przeciwko polskiemu podziemiu.

Zbiory dokumentów ukazujące się na początku lat dziewięćdziesiątych, zawierające przede wszystkim materiały ze znajdującego się w Państwowym Archiwum Federacji Rosyjskiej zespołu 9401, a konkretnie z tzw. teczki Stalina, przyniosły wiele nowych informacji[5]. Z dużym zaskoczeniem historycy przyjęli na przykład informację o obecności w Polsce, i to aż do początku 1947 r., oddzielnej sowieckiej jednostki – 64. Dywizji Wojsk Wewnętrznych NKWD – sformowanej specjalnie do zwalczania polskiego podziemia. Szczegóły działalności tej jednostki można było odtworzyć dzięki względnej dostępności materiałów wojsk NKWD zgromadzonych w Rosyjskim Państwowym Archiwum Wojskowym. Udało się również pokazać zarys przebiegu walk między polską i sowiecką partyzantką na tzw. Białorusi Zachodniej, które miały miejsce, zanim tereny te ponownie w 1944 r. zajęła Armia Czerwona[6]. Gwałtowny wzrost wiedzy wyhamował jednak na początku pierwszej dekady XXI w., do czego walnie przyczyniła się wewnętrzna sytuacja państwa rosyjskiego i faktyczne ograniczenie dostępu do archiwów, co często skłaniało do poszukiwania śladów sowieckich działań w polskich dokumentach, pamiętnikach i wspomnieniach[7]. Pod tym względem pozytywnie wyróżniała się postawa władz ukraińskich, które systematycznie udostępniały stronie polskiej kolejne dokumenty na ten temat. Ich część została zamieszczona we wspólnej serii wydawniczej przygotowanej przez Instytut Pamięci Narodowej i Państwowe Archiwum Służby Bezpieczeństwa Ukrainy[8]. Na uwagę zasługują też dokumenty opublikowane na Białorusi i w Rosji[9].

Odkrycia archiwalne pozwoliły naukowcom wydać prace pokazujące zagadnienia zwalczania polskiego podziemia przez Sowietów i w ogóle obecności sił zbrojnych ZSRR w Polsce[10]. Niezależnie od badań nad sowieckim aparatem represji od kilkunastu lat mamy do czynienia z fenomenem narastającego zainteresowania polskim podziemiem antykomunistycznym, którego uczestników przyjęło się nazywać, nie do końca precyzyjnie, „żołnierzami wyklętymi”. Efektem tego zjawiska jest ogromna literatura przedmiotu, pisana często przez badaczy młodszego pokolenia. Działania sowieckich służb stanowią w niej jednak przeważnie tło. Do wyjątków należą opracowania Kazimierza Krajewskiego i Tomasza Łabuszewskiego, w których kwestie te są poruszane nieco szerzej[11].

Badania nad konfliktem polsko-sowieckim są prowadzone również poza Polską. Pierwszeństwo w tym względzie należy do autorów białoruskich, którzy wiele miejsca poświęcają działaniom AK, oceniając je jednak mocno krytycznie, nierzadko wręcz z postsowieckich pozycji. Można tu wymienić opracowania Ihara Wałachanowicza i Jauhena Siamaszki, a z prac zawierających bardziej wyważoną ocenę polskiego podziemia na uwagę zasługują teksty Natallii Rybak[12]. Jeśli chodzi o autorów rosyjskich, bez wątpienia największy szacunek budzą opracowania Nikity Pietrowa, wytrawnego znawcy sowieckiego systemu represji[13].

Tom, który prezentujemy Czytelnikom, jest efektem projektu badawczego rozpoczętego w 2013 r. i finansowanego z grantu NCN. Prezentowany zbiór studiów składa się z trzynastu artykułów autorów z Polski, Litwy, Ukrainy i Rosji. Otwiera go tekst Łukasza Adamskiego Spór o przynależność państwową wschodnich województw II RP w latach 1939–1946: aspekty prawne, historiograficzne i polityczne. Autor koncentruje się na statusie prawnym ziem wschodnich II RP oraz dzisiejszych dyskusjach politycznych i historycznych dotyczących tej kwestii. Analizując status prawny obecności sowieckiej na obszarach powojennej Polski i ziemiach wschodnich II RP w latach 1944–1945, Adamski dochodzi do wniosku, że zasadne jest mówienie o tym okresie jako okupacji państwa polskiego przez ZSRR.

Kolejny autor Maciej Korkuć przygotował analizę treści audycji nadawanych przez komunistyczną stację radiową „im. Kościuszki”. Jak słusznie domniemywa, na podstawie linii programowej stacji można z dużym prawdopodobieństwem odtworzyć moment, w którym władze sowieckie podjęły decyzję o pełnej wasalizacji Polski.

Blok artykułów koncentrujących się na ziemiach południowo-wschodnich II RP otwiera tekst Grzegorza Hryciuka Radziecki aparat bezpieczeństwa (NKWD i NKGB) wobec „nacjonalistycznego podziemia polskiego” na ziemiach wschodnich II RP – casus Galicji Wschodniej i Wołynia 1944–1946. Jest to, oparta na nieznanych wcześniej polskim historykom źródłach, analiza działań NKWD i NKGB przeciwko polskiej konspiracji. Artykuł Ihora Iljuszyna Sowieckie represje wobec ludności ukraińskiej i polskiej na zachodnim Wołyniu i w Galicji Wschodniej (w latach 1944–1946) poświęcony jest natomiast w równej mierze represjom i polityce wobec ludności polskiej i ukraińskiej, zamieszkującej tereny etnicznie mieszane.

Kolejny tekst Łukasza Adamskiego (Sowieckie relacje o rzezi wołyńskiej) omawia obraz rzezi wołyńskiej w sowieckich dokumentach wojskowych, partyzanckich, partyjnych i przygotowywanych przez NKWD-NKGB. Pokazuje on, w jaki sposób zbrodnia wołyńska była postrzegana (i wykorzystywana) przez różne instytucje komunistycznego państwa. Z kolei Mariusz Zajączkowski (Stosunki polsko-sowieckie na Wołyniu 1943–1944 w świetle dokumentów czerwonych partyzantów) pokusił się o pokazanie – w oparciu o analizę treści dokumentów sowieckich – stosunku partyzantki komunistycznej do sprawy polskiej. „Ukraiński” blok zamyka interesujący artykuł Magdaleny Semczyszyn Nikita Chruszczow wobec Polaków i polskiego podziemia na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w latach 1943–1945. Można się z niego dowiedzieć, jak istotne były osobisty wkład i zaangażowanie przyszłego I sekretarza KC KPZR, a ówczesnego sekretarza KC KP(b) Ukrainy i – od 1944 r. – przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych Ukraińskiej SRR, w zwalczanie podziemia i szerzej depolonizację na podległych mu terenach.

Arūnas Bubnys (Sowieckie represje na Litwie w 1945 roku) w oparciu o prace litewskich historyków przedstawił w skrócie dzieje litewskiego ruchu oporu w latach 1944–1945 i skalę represji, jakie dotknęły mieszkańców Litewskiej SRR. Artykuł dobrze pokazuje, iż ówczesny opór i komunistyczne represje nie były bynajmniej ograniczone tylko do terytoriów polskich. Na ziemiach litewskich miały one o wiele większy zasięg.

Kolejny, złożony z czterech artykułów blok dotyczy sytuacji panującej w Polsce w jej powojennych granicach w latach 1944–1945/1946. Represje sowieckie w Polsce w latach 1944–1945 Nikity Pietrowa to sprawnie napisana charakterystyka działalności sowieckich organów represyjnych w Polsce w latach 1944–1945. Autor analizuje ewolucję działań sowieckiego aparatu bezpieczeństwa, który najpierw brał bezpośredni udział w walce z przeciwnikami komunistów, z czasem zaś, w miarę krzepnięcia struktur władzy, stosował coraz bardziej wyrafinowane sposoby zwalczania przeciwników politycznych, jednocześnie stopniowo przekazując odpowiedzialność za utrzymanie komunistów u władzy w ręce polskiego resortu bezpieczeństwa. Sławomir Poleszak (Polskie podziemie niepodległościowe w 1945 roku) z kolei przedstawił zmiany zachodzące w polskim podziemiu, które można by scharakteryzować jako poszukiwanie nowego modelu oporu przez różne nurty podziemia. Jego tekst jest swego rodzaju bilansem otwarcia, pozwalającym Grzegorzowi Motyce szczegółowo omówić działania 64. Dywizji Wojsk Wewnętrznych – najważniejszej jednostki NKWD prowadzącej na obszarze powojennej Polski działania wymierzone przeciwko oddziałom partyzanckim. Justyna Dudek zaś (Sąd nad polskim powojennym podziemiem – proces I Zarządu Głównego WiN), w oparciu o bogatą bazę źródłową, ukazała szczegółowy przebieg procesu I Zarządu Głównego WiN i towarzyszące mu okoliczności. Ta wyczerpująca analiza procesu pokazowego demonstruje, jak zróżnicowanych, niekiedy wręcz wyrafinowanych metod używali jego reżyserzy – aparat bezpieczeństwa i sąd.

Tomasz Stryjek (Co jest godne unieśmiertelnienia? Obrazy relacji między polskim podziemiem a ZSRR w latach 1943–1945 we współczesnej Rosji) w oparciu o wybrane pozycje traktujące o wojennych stosunkach sowiecko-polskich analizuje obraz, czy raczej obrazy, relacji między polskim podziemiem a czerwonymi partyzantami, Armią Czerwoną i siłami bezpieczeństwa ZSRR funkcjonujący we współczesnej Rosji. Tym samym przenosi czytelników z obszaru historii w przestrzeń zagadnień związanych z pamięcią historyczną.

Wspomniane uwarunkowania polityczne, wpływające na faktyczne możliwości prowadzenia kwerend, sprawiły, że w tomie szczególnie uwypuklony został „ukraiński odcinek” działań NKWD-NKGB. W założeniach miały się w nim znaleźć także szkice biograficzne Antanasa Sniečkusa i Pantielejmona Ponomarienki, odpowiednio I sekretarzy KP(b) Litwy i Białorusi, zamówione teksty nie zostały jednak złożone do druku.

Mamy nadzieję, że prezentowany tom studiów przyczyni się do lepszego zrozumienia polsko-sowieckiego konfliktu u schyłku II wojny światowej i stanie się inspiracją do dalszych badań tej problematyki. Są one niezbędne, tym bardziej że dopiero pełne ujawnienie materiałów archiwalnych wytworzonych w tamtym okresie przez organy państwa sowieckiego oraz uczciwa intelektualnie dyskusja – bez przemilczania i usprawiedliwiania rzekomymi wyższymi racjami zbrodni popełnionych przez totalitarny system – będą najlepszą podstawą budowania trwałego porozumienia między Polakami, Rosjanami, Ukraińcami, Białorusinami, Litwinami, Żydami oraz innymi narodami zamieszkującymi Europę Środkową i Wschodnią.

Łukasz Adamski, Grzegorz Hryciuk, Grzegorz Motyka

ŁUKASZ ADAMSKI[*]

Spór o przynależność państwową wschodnich województw II RP w latach 1939–1946:aspekty prawne, historiograficzne i polityczne

Jakiekolwiek prace czy dyskusje naukowe na temat relacji polsko-sowieckich w latach 1941–1945 muszą odnieść się do sporu między oboma państwami o wschodnie obszary II Rzeczypospolitej – terytorium zajęte przez Armię Czerwoną na mocy paktu Ribbentrop–Mołotow po 17 września 1939 r. Czy ziemie te pozostawały okupowanym – najpierw przez Związek Sowiecki, później zaś Niemcy i znowu ZSRS – terytorium Polski, jak uważał uznany międzynarodowo rząd RP w Londynie i podległe mu struktury Polskiego Państwa Podziemnego? Czy też jesienią 1939 r. stały się częścią ZSRS w wyniku plebiscytów zorganizowanych przez władze sowieckie, a w praktyce Armię Czerwoną i NKWD, lub też zostały przekazane Litwie, a później Litewskiej SRS? Kwestia ta ma znaczenie nie tylko historyczne – doktryna prawna Litwy, Ukrainy, Białorusi i Rosji za moment utraty przez Polskę suwerenności nad tymi ziemiami uznaje 1939 r., co ma wymierne konsekwencje tak dla stosunków cywilnych na tym obszarze, jak dla kwestii odpowiedzialności za zbrodnie czy roszczeń odszkodowawczych. Co więcej, odmienne wyobrażenia o prawnomiędzynarodowym statusie tego obszaru, a co za tym idzie, o obywatelstwie ludności tam mieszkającej, także wpłynęły – i wpływają – na metodologię obliczania osobowych strat wojennych i sprawiają, że część ofiar II wojny światowej jest liczona podwójnie, jako straty zarówno Polski, jak i ZSRS. W największym stopniu jednak sytuacja ta obciąża historiograficzny opis relacji polsko-sowieckich, a poniekąd również polsko-litewskich i polsko-ukraińskich w okresie II wojny światowej, wpływając na towarzyszące mu oceny, budząc polemiki naukowe i napięcia polityczne.

Przedmiotem sporu nie tylko historyków, ale i szerszej opinii publicznej Polski (a w coraz większym stopniu również Ukrainy) z jednej strony, a Rosji z drugiej – jest w szczególności ocena wkroczenia Armii Czerwonej do Polski 17 września 1939 r. oraz ocena drugiej okupacji sowieckiej z okresu 1944–1945, w tym represji wobec polskiego podziemia. Spore nieporozumienia wywołują jednak również takie terminy, jak: okupacja, agresja, ludobójstwo – które przez znaczącą część historyków i publicystów są stosowane w znaczeniu istotnie wykraczającym poza definicje tych terminów zawarte w prawie międzynarodowym. Przy czym ich używanie lub też niestosowanie ma często na celu nie tylko przedstawienie wydarzeń sprzed 70 lat, ale i przekazanie czytelnikom osobistej opinii autorów na ich temat, a więc wyrażenie sądów wartościujących, a często i stygmatyzujących, aczkolwiek przyodzianych w dostojną szatę Temidy. Wszystko to wpływa na emocje badaczy z Polski i Rosji, utrudniając rzeczową rozmowę.

Rozważania, które przedstawiamy pod osąd Czytelników, bynajmniej nie mają na celu sugerowania zmiany tego podejścia. Owszem, postulat, aby opis i oceny wydarzeń z lat 1939–1946 były zgodne ze stanem prawnomiędzynarodowym, jest jak najbardziej słuszny. Prawo międzynarodowe ma ogromny potencjał opiniotwórczy, potężną siłę przekonywania wynikającą z tego, że jego normy są akceptowane – faktycznie lub choćby werbalnie – przez całą społeczność międzynarodową. Nie ma więc lepszej i politycznie skuteczniejszej metody perswazji niż odwoływanie się do matrycy ocen opartej na normach prawa narodów, trudnej do kwestionowania bez narażania się na zarzut cynizmu bądź nieuznawania zasad cywilizowanego świata. Dążyć natomiast należy do tego, aby historycy mieli jak największą wiedzę o samym prawie, aby ją nieustannie rozszerzali, a występujące w nim terminy stosowali w sposób uporządkowany i poprawny. Temu przede wszystkim ma służyć niniejszy artykuł.

Terytorium Rzeczypospolitej Polskiej oraz jej obywatele w latach 1939–1946 w świetle prawa międzynarodowego

Jednym ze sposobów powiększania terytorium przez dane państwo powszechnie uznawanych do I wojny światowej – prócz tzw. efektywnej okupacji, czyli zawłaszczenia „ziemi niczyjej”; zasiedzenia jakiegoś terytorium, choćby nabytego nielegalnie; przyrostu naturalnego w rezultacie określonych zjawisk geograficznych oraz cesji traktatowej, której dokonywało jedno państwo na rzecz drugiego, dobrowolnie bądź zmuszone uwarunkowaniami politycznymi i wojskowymi – było tak zwane debellatio, czyli zawojowanie. W ten choćby sposób, zdaniem większości prawników, zniknęła z mapy Europy Rzeczpospolita Obojga Narodów w 1795 r.[1] Zarazem powszechnie przyjmowano, że o zawojowaniu nie może być mowy, dopóki o odzyskanie terytorium państwa, choćby w całości zajętego przez wroga, wciąż walczy armia okupowanego państwa bądź też jego sojusznicy. W takiej sytuacji państwo istnieje cały czas w przedwojennych granicach, a akty jednostronne w postaci np. aneksji okupowanego terytorium przez okupanta są od początku nieważne[2].

Ewolucja prawa międzynarodowego sprawiła jednak, że w dwudziestoleciu międzywojennym zawojowanie przestało być sposobem nabycia terytorium uznawanym przez społeczność międzynarodową. Wiązało się to z silnym ograniczeniem możliwości prowadzenia wojen w pakcie Ligi Narodów oraz delegalizacją wojen jako środka rozwiązywania sporów międzynarodowych, czyli – innymi słowy – wprowadzeniem zakazu wojen agresywnych. Takie regulacje zawierał pakt Brianda–Kellogga z 1928 r.[3], a na poziomie regionalnym w Europie Środkowej i Wschodniej – tzw. protokół Litwinowa z 1929 r.[4], podpisany m.in. przez ZSRS i Polskę, i nazywany imieniem jego inicjatora, podówczas zastępcy ludowego komisarza ds. zagranicznych. Dodatkowo w 1933 r. przyjęto w Londynie konwencję zawierającą definicję agresora. Jej sygnatariuszami były m.in. Polska i ZSRS[5].

Zasada nielegalności wojen agresywnych nie została również uchylona przez zwyczajowe prawo międzynarodowe w końcu lat trzydziestych, jak przypuszczali niektórzy badacze pochodzący zresztą nie tylko z krajów totalitarnych[6], gdyż została explicite potwierdzona przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze. Uznał on, że kraje zajęte przez Niemcy po 1 września 1939 r. były okupowane, a konwencje haskie stanowią część zwyczajowego prawa międzynarodowego, obowiązującego jeszcze przed wybuchem II wojny światowej[7]. Zasady tej nie podważał nigdy również ZSRS.

To te akty muszą, na równi z ogólnymi zasadami Ligi Narodów oraz utrwalonym zwyczajem międzynarodowym, stanowić podstawę oceny kwestii istnienia państwa polskiego oraz jego granic po 17 września 1939 r., czyli po wkroczeniu wojsk sowieckich na terytorium walczącej z Niemcami Polski[8].

W świetle tych norm, których obowiązywanie potwierdzają wspomniane dokumenty, należy oceniać sowieckie uzasadnienie inwazji Armii Czerwonej na Polskę 17 września 1939 r. W nocie, którą władze sowieckie usiłowały wręczyć 17 września o 3 rano polskiemu ambasadorowi Wacławowi Grzybowskiemu – ten odmówił jej przyjęcia – znalazł się m.in. taki passus: „Warszawa jako stolica Polski już nie istnieje. Rząd Polski uległ rozkładowi i nie okazuje przejawów życia. Oznacza to, że państwo polskie i jego Rząd przestały faktycznie istnieć. Dlatego też straciły ważność traktaty zawarte pomiędzy ZSRR a Polską”[9].

Nie ma najmniejszej wątpliwości, że stwierdzenie, iż „państwo polskie przestało istnieć”, było od samego początku nieważne. Prawo międzynarodowe już wówczas wykluczało (!) bowiem likwidację państwa w sposób inny niż za jego dobrowolną zgodą. Fałszywie zostały opisane zresztą nawet okoliczności faktyczne. W momencie przekraczania granicy przez Sowietów niezajęta przez wroga – Niemców – była mniej więcej połowa terytorium państwa, w tym jego stolica, nadal walczyła armia polska, w kraju przebywał prezydent, rząd i naczelny wódz, a agresor – Niemcy – znajdował się w stanie wojny nie tylko z Polską, lecz także z jej sojusznikami – m.in. Wielką Brytanią i Francją. W tej sytuacji uznanie przez ZSRS, że przed 17 września 1939 r. Polska przestała istnieć, a jej byłe terytorium jako terra nullius może się stać przedmiotem swoistej „interwencji humanitarnej” w obronie miejscowych Ukraińców i Białorusinów, było poważnym złamaniem norm prawa międzynarodowego[10]. Działania Sowietów całkowicie wypełniały przesłanki agresji wedle konwencji londyńskiej z 1933 r. 

Wskutek wkroczenia sił zbrojnych ZSRS na terytorium Polski bez zgody tej ostatniej oba państwa znalazły się w stanie wojny. Władze polskie kilkakrotnie to stwierdzały[11], choć – podobnie jak w przypadku Niemiec – nie wypowiedziały wojny formalnie, co w obliczu trwających walk byłoby gestem raczej teatralnym. Zresztą, co ciekawe, doktryna prawna ZSRS również uważała, że formalne wypowiedzenie wojny jest reliktem dawnych czasów i straciło realne znaczenie[12].

Z tych samych powodów układ podpisany z III Rzeszą 28 września 1939 r. o podziale stref interesów na obszarze „dotychczasowego” (niemiecki tekst autentyczny) względnie „byłego” (rosyjski tekst autentyczny) państwa polskiego był nieważny w świetle prawa narodów i nie pociągał za sobą skutków prawnych[13]. Wreszcie również jednostronne wcielenie wschodniej części państwa do ZSRS bądź też przekazanie fragmentu jego terytorium krajowi trzeciemu – Litwie – było od samego początku nielegalne, a ZSRS, dokonując aneksji, bez jednoczesnej zgody na cesję danego terytorium przez państwo będące pierwotnym suwerenem nad danym terytorium, czyli Polskę, kolejny raz poważnie złamał prawo międzynarodowe. Warto przy tym zaznaczyć, że Litwa po wrześniu 1939 r. przestała uznawać Polskę jako państwo.

Zresztą w 1941 r., po agresji 22 czerwca, Związek Sowiecki zmienił stanowisko prawne w kwestii państwa polskiego. Nie tylko uznał jego istnienie, ale i wznowił stosunki dyplomatyczne z rządem polskim, a także oficjalnie stwierdził w układzie zawartym 30 lipca 1941 r., że niemiecko-sowieckie układy z 1939 r. co do zmian terytorialnych w Polsce utraciły moc[14].

Okazało się jednak, że rząd sowiecki, uznawszy ciągłość prawną państwa polskiego z emigracyjnym rządem w Londynie w latach 1939–1941, zaczął kwestionować granicę polsko-sowiecką ustaloną traktatowo w 1921 r. Zdaniem tego mocarstwa uległa ona zmianom w chwili swobodnego wyrażenia woli przez ludność tzw. Ukrainy Zachodniej i Białorusi Zachodniej, by tereny te przyłączyć do państwa sowieckiego, co po plebiscytach stało się faktem 1 i 2 listopada 1939 r. Znowu w świetle prawa międzynarodowego nie można mówić o jakiejkolwiek mocy prawnej tych decyzji, przede wszystkim ze względu na brak zgody suwerena na cesję, zasadę ex iniuria ius non oritur i wiele innych norm prawnomiędzynarodowych skodyfikowanych jeszcze w konwencjach haskich z 1907 r. dotyczących okupacji, które ZSRS złamał, a wreszcie z uwagi na okoliczności faktyczne – stalinowskie plebiscyty były istną parodią wyborów i nie miały nic wspólnego z prawem narodów do samostanowienia. Zresztą prawo do samostanowienia samo w sobie nigdy nie uprawniało do dokonywania jednostronnych zmian granicznych i nie stwarzało tytułu prawnego do zajętego terytorium, przynajmniej wedle „burżuazyjnej” doktryny prawa międzynarodowego[15].

Społeczność międzynarodowa – prócz hitlerowskich Niemiec i samego ZSRS – w przytłaczającej większości nie uznała zawojowania państwa polskiego[16] i formalnie nie usankcjonowała w czasie wojny jednostronnych sowieckich aneksji, choć de facto zachodni sojusznicy Polski zajmowali ambiwalentne stanowisko wobec zagadnienia integralności terytorialnej Polski, wychodząc z praktycznego założenia, iż pokonanie Niemiec wymaga współdziałania z Sowietami oraz kompromisu w sprawie granic. Z tego powodu wywierali presję na rząd polski, aby podjął dyskusję na ten temat z ZSRS[17]. Niemniej z punktu widzenia prawnomiędzynarodowego Polska istniała nadal w granicach z 1939 r. – zmieniło się to dopiero 5 lutego 1946 r., gdy dokonano wymiany dokumentów ratyfikacyjnych umowy o granicy polsko-sowieckiej z 16 sierpnia 1945 r.[18] Umowa ta ustalała granicę istniejącą, z niewielkimi zmianami wprowadzonymi w 1951 r., po dziś dzień. Zgodnie z jej postanowieniami Polska cedowała na rzecz ZSRS prawie 90 proc. terenów zajętych przez Armię Czerwoną we wrześniu 1939 r. 10 proc. pozostawało w Polsce, w tym takie miasta, jak Łomża, Augustów, Białystok i Przemyśl.

W bezpośrednim związku z kwestią przynależności terytorialnej wschodnich województw II RP pozostaje sprawa obywatelstwa ich ludności w czasie II wojny światowej. Znowu, w świetle powyższych wywodów prawnomiędzynarodowych, trzeba uznać, że nadanie przez ZSRS obywatelstwa sowieckiego ludności okupowanego terytorium, co miało miejsce 29 listopada 1939 r., było bezprawiem. Osoby te pozostawały obywatelami polskimi przez cały okres II wojny światowej aż do 5 lutego 1946 r., ponadto w większości zachowywały obywatelstwo polskie do 8 maja 1959 r. Tego dnia minął termin wyznaczony przez konwencję podpisaną przez Polskę i Związek Sowiecki w sprawie uregulowania statusu osób o podwójnym obywatelstwie[19], do kiedy osobom uznawanym przez obie strony za swoich obywateli przysługiwało prawo opcji, a więc możliwości podjęcia decyzji co do wyboru jednego obywatelstwa na przyszłość. Nie skorzystawszy z niego, pozostawały obywatelami jedynie kraju swego stałego zamieszkania.

Status prawny wschodnich ziem II RP a współczesne kontrowersje polityczne

Mimo tego, wydawałoby się oczywistego, stanu prawnego, uznawanego przez Polskę i prawie całą społeczność międzynarodową, władze ZSRS i państw powstałych na jego gruzach, w tym Litwy – skądinąd wychodzącej z założenia, iż jest ona podmiotem identycznym z podmiotem prawa międzynarodowego, jaką była przedwojenna Republika Litewska, nie zaś Litewska Socjalistyczna Republika Sowiecka – twierdzą, że poszerzenie granic ZSRS oraz Litwy nastąpiło nie w 1946, lecz w 1939 r. Na tym założeniu opiera się doktryna w wyżej wspomnianych krajach, służąca za podstawę stosunków prawnych obowiązujących po dziś dzień. Taki stan rzeczy jest odzwierciedlony również w masowej świadomości historycznej, ukształtowanej w ogromnej mierze przez system edukacji, który ze zrozumiałych względów nie mógł kwestionować sowieckiej propagandy służącej za podstawę mitu o „wyzwoleńczym pochodzie Armii Czerwonej” i rozszerzeniu ZSRS w 1939 r. Również szkolnictwo w krajach postsowieckich, uważających tereny zajęte przez ZSRS za „Ukrainę Zachodnią”, „Białoruś Zachodnią”, wreszcie „okupowane przez Polskę tereny Litwy”, nie kwestionuje, rzecz jasna, tych wysoce kontrowersyjnych terminów. (Wspomnijmy tylko, że w 1939 r. 49 proc. mieszkańców tzw. Białorusi Zachodniej stanowili Polacy, 9 proc. Żydzi, a 23 proc. Białorusini, z kolei w części kraju anektowanej przez Litwę mieszkało 69,2 proc. Polaków i 13,1 proc. Żydów oraz 11,3 proc. Litwinów (!), a jedynie w dawnej Galicji Wschodniej 56,2 proc. ludności było Ukraińcami, a Polacy – 32 proc. – wraz z Żydami – 8 proc. – stanowili mniejszość, bo około 40 proc.[20]). Z takiego również powodu mapy historyczne przedstawiające przebieg „Wielkiej Wojny Ojczyźnianej” pokazują tereny Polski okupowane przez ZSRS jako integralną część terytorium tego państwa, nie postępując analogicznie z częścią państwa polskiego okupowaną przez III Rzeszę. Na Białorusi zaś pokutuje mit, że kraj ten był jedynym uczestnikiem koalicji antyhitlerowskiej, który wyszedł z wojny ze znaczącymi stratami terytorialnymi.

Taki stan rzeczy wywołuje również konkretne problemy międzynarodowe w stosunkach między Polską a Rosją. W 1999 r. rosyjskie MSZ oficjalnie stwierdziło, że w 1939 r. agresji ZSRS na Polskę nie było[21]. Wyraziło w ten sposób sprzeciw wobec przyjęcia uchwały Sejmu RP upamiętniającej 60. rocznicę sowieckiej agresji. Przypuszczalnie rosyjska dyplomacja zdecydowała się na taki krok, gdyż w świetle prawa międzynarodowego uchwała Sejmu mogła zostać uznana za jednostronną deklarację państwa, którą pozostałe państwa – podmioty stosunków międzynarodowych – przyjmowałyby do wiadomości, gdyby nie złożyły zastrzeżenia. Z kolei w 2007 r. wybuchł spór między Polską a Rosją o treść rosyjskiej wystawy narodowej w muzeum w Oświęcimiu. Rosja uznała ofiary obozu w Auschwitz – obywateli polskich pochodzących z ziem zajętych w 1939 r. przez ZSRS i wymordowanych potem przez Niemców – za swoje własne ofiary, co spowodowało, że Międzynarodowa Rada Oświęcimska nie chciała wydać zgody na otwarcie tej ekspozycji. Kwestia przynależności państwowej wschodnich województw II RP po wrześniu 1939 r. ma duże znaczenie również dla ustalenia praw własności do różnych dóbr kultury, wywiezionych z tych obszarów lub nadal się tam znajdujących.

Kontrowersje prawnomiędzynarodowe a statystyki ofiar II wojny światowej

Odmienne poglądy na zagadnienie suwerena wschodnich województw II RP w czasie II wojny światowej wyraźnie wpływają na statystyki jej ofiar.

Opublikowane w 1947 r. przez Biuro Odszkodowań Wojennych przy Prezydium Rady Ministrów Sprawozdanie w przedmiocie strat i szkód wojennych Polski w latach 1939–1945 oblicza straty wojenne tylko i wyłącznie spośród osób o etnicznie polskim lub żydowskim pochodzeniu, przy czym czyni tak w stosunku zarówno do ludności obszaru, który po wojnie pozostał w Polsce, jak i do ziem scedowanych na rzecz Związku Sowieckiego[22]. Niemniej liczba ofiar podawana przez to opracowanie i funkcjonująca w świadomości społecznej właściwie do dzisiaj – 6 mln – jest mało przekonująca nie tylko z uwagi na prawdopodobne błędy w obliczeniach oraz polityczną presję nakazującą ustalenie w przybliżeniu równej liczby Polaków i Żydów, lecz także ze względu na niemające uzasadnienia w prawie polskim rozróżnianie obywateli wedle kryterium etnicznego, zawodnego w przypadku sporej grupy osób. Tymi samymi kontrowersjami metodologicznymi obarczona jest liczba 5,085 mln osób ustalona w latach 1949–1951 po weryfikacji danych przez specjalną komisję działającą przy Ministerstwie Finansów. Szacunki te nie były w okresie PRL podawane jako oficjalne[23].

Z kolei dane rosyjskie w przedmiocie strat ludności ZSRS pozyskano bardzo nieprecyzyjną metodą tzw. analiz demograficznych, sprowadzającą się przede wszystkim do obliczania różnic między liczbą ludności wedle przedwojennego stanu z 22 czerwca 1941 r. a liczbą po zakończeniu wojny – na 31 grudnia 1945 r.[24] Znamienne jest, że w obliczeniach tych przyjęto – przynajmniej sadząc z literalnego brzmienia tekstu odpowiedniego opracowania – jako punkt wyjścia liczbę ludności ZSRS w „granicach” z 22 czerwca 1941 r., a za punkt końcowy szacunki demograficzne w granicach powojennych. Jest to samo w sobie metodologicznie nieprzekonujące[25], ponadto prowadzi do uwzględniania jako ofiar sowieckich nie tylko obywateli polskich z ziem odstąpionych w 1946 r. ZSRS, lecz nawet z okupowanego (wedle prawa międzynarodowego) bądź też scedowanego na rzecz Polski (w wykładni prawa wewnętrznego krajów postsowieckich) województwa białostockiego i ziem na polsko-ukraińskim pograniczu, z Przemyślem włącznie. Jest to obszar obejmujący 21 tys. km² (mniej więcej połowa terytorium Holandii i półtora razy tyle co Alzacja i Lotaryngia), zamieszkały przez ludność, którą można w bardzo niedokładnym przybliżeniu oszacować wedle stanu z 1939 r. na minimum 1,377 mln[26]. Jednakże nawet przy dość prawdopodobnym założeniu, że do oficjalnego rosyjskiego sprawozdania wkradł się błąd[27], przyjęta w nim metodologia, wynikająca z doktryny prawnej obowiązującej w Rosji, sprawia, że ponad 13 mln obywateli polskich jest uwzględnianych jako obywatele sowieccy. Ponadto oficjalne statystyki rosyjskie do strat wojennych szacowanych ogółem na 26,6 mln[28] włączają ubytki demograficzne z tytułu podwyższonej śmiertelności dzieci – co daje dodatkowo 1,3 mln ofiar. Przy czym na terytorium – w sowieckim rozumieniu oczywiście – Białorusi przypada 1,547 mln, a Ukrainy – 3,256 mln[29] ofiar cywilnych z ogólnej sumy 7,420 mln zmarłych i zabitych.

W ten sposób w rezultacie przyjęcia różnych metodologii obliczeń i odmiennego traktowania przynależności państwowej województw polskich zajętych przez Armię Czerwoną w 1939 r., zarówno tych, które po 1946 r. należały do ZSRS, jak i tych, które pozostały przy Polsce, dochodzi do podwójnego liczenia ofiar. Ogólna liczba ofiar II wojny światowej podawana w różnych opracowaniach, uzyskana m.in. z sumowania oficjalnych statystyk polskich i postsowieckich, powinna być niższa o mniej więcej milion osób[30]. Statystyki polskie jako punkt odniesienia przyjmują tutaj liczbę 6,383 mln obywateli polskich[31] – Polaków i Żydów – zamieszkujących wschodnie województwa II RP. Tymczasem rosyjskie władze i rosyjscy badacze traktują, wbrew prawu międzynarodowemu, lecz zgodnie z powszechną świadomością historyczną, tę samą grupę jako obywateli ZSRS[32] zamieszkujących część jego terytorium i jest ona włączana do podstawy obliczania strat sowieckich metodą „bilansu demograficznego”.

Prawo międzynarodowe a sytuacja polskiego podziemia na Kresach II RP

Pozostaje przejść do ostatniego zagadnienia – jakie mianowicie konkluzje z analizy sytuacji prawnej terytorium i ludności Kresów w trakcie II wojny światowej mają znaczenie dla oceny położenia polskiego podziemia na tym obszarze. Prócz wniosku najbardziej oczywistego – o słuszności przekonania żołnierzy AK oraz struktur cywilnych Polskiego Państwa Podziemnego, iż działają na terytorium polskim, należy przytoczyć również następujące konstatacje.

Okoliczności faktyczne wkroczenia Armii Czerwonej w styczniu 1944 r. na uznany międzynarodowo obszar Rzeczypospolitej Polskiej, a w szczególności walka z jej siłami zbrojnymi – AK, areszty żołnierzy AK i członków struktur cywilnych Polskiego Państwa Podziemnego przez jednostki liniowe Armii Czerwonej, NKWD, NKGB, Smiersz i wszelkie inne struktury sowieckie, pomimo uznawania się przez oba rządy za sojuszników prowadzących działania wojenne przeciwko wspólnemu wrogowi – hitlerowskim Niemcom, skłaniają do potraktowania działań ZSRS jako agresji, naruszenia konwencji londyńskiej z 1933 r. oraz większości artykułów III działu IV konwencji haskiej. Naruszone zostały także podstawowe normy międzynarodowego prawa konfliktów, wyrażone w preambule do IV konwencji haskiej – zaproponowanej skądinąd przez rosyjskiego prawnika Fiodora Martensa – mówiącej, że „w wypadkach, nieobjętych przepisami obowiązującymi, przyjętymi przez nie, ludność i strony wojujące pozostają pod opieką i władzą zasad prawa narodów, wypływających ze zwyczajów, ustanowionych między cywilizowanymi narodami, oraz z zasad humanitarności i wymagań społecznego sumienia”. Można wręcz mówić o kolejnej wojnie polsko-sowieckiej, choć ze względów politycznych oba rządy – w przeciwieństwie do okresu 1939–1941  – nigdy tego stanu tak nie definiowały.

Okupacja sowiecka – przynajmniej w znaczeniu prawnym – obszaru RP w powojennych granicach ustała wraz z utworzeniem i uznaniem międzynarodowym Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej. To ten rząd, powstały 28 czerwca 1945 r., pomimo ewidentnej zależności od ZSRS, sprawował efektywną kontrolę nad terytorium państwa polskiego i był w momencie tworzenia uznany za legalny przez pewną zauważalną część społeczeństwa polskiego. Legitymizacja społeczna tego rządu oraz jego sukcesorów była z upływem czasu coraz silniejsza, przy czym przełom stanowił rok 1956. Proces międzynarodowego uznania rządu zdominowanego przez komunistów i uzależnionego politycznie od ZSRS był rozciągnięty w czasie, w przypadku niektórych państw aż po lata siedemdziesiąte XX w., ale przesądzające wydarzenie nastąpiło tydzień po jego utworzeniu w Warszawie, 5 lipca 1945 r., gdy został on uznany przez Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone. Rząd londyński stracił tym samym uznanie międzynarodowe przytłaczającej większości uczestników stosunków międzynarodowych, w tym mocarstw, i jakiekolwiek realne szanse na odzyskanie kontroli nad terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Okoliczność ta musi być wzięta pod uwagę np. przy ocenie obławy augustowskiej i ewentualnej odpowiedzialności państwa za jej przeprowadzenie.

Sowiecka okupacja wschodnich województw II RP trwała do 5 lutego 1946 r., choć po 16 sierpnia – po podpisaniu traktatu granicznego z ZSRS – nastąpił stan przejściowy, stan pewnej pustki prawnej, kiedy niektóre poczynania okupanta mogą być uznane za zalegalizowane post factum, ponieważ państwa mimo braku ratyfikacji są zobowiązane do powstrzymywania się od działań godzących w treść umowy[33].

Walka z nacjonalistycznym podziemiem ukraińskim była walką ze zorganizowanymi ugrupowaniami zbrojnymi, złożonymi w przytłaczającej większości z obywateli polskich narodowości ukraińskiej. Akcje odwetowe na ukraińskiej ludności cywilnej, przeprowadzane przez niektóre oddziały AK, a więc część sił zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, były wskutek zastosowania odpowiedzialności zbiorowej zbrodniami wojennymi popełnianymi na obywatelach własnego państwa.

[*] Dr Łukasz Adamski, wicedyrektor Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia.

MACIEJ KORKUĆ[*]

Od udawanej przyjaźni do kamuflowanej agresji.Sowiecka radiostacja dywersyjna „im. Tadeusza Kościuszki” jako barometr polityki Kremla wobec Polski (w latach 1941–1943)

Propaganda i szerzenie ideologii komunistycznej były strategiczną bronią Związku Sowieckiego przez cały okres jego istnienia. Stąd szczególne wyczulenie Sowietów w tej dziedzinie. Stąd też gotowość ZSRS do realizacji rozbudowanych i kosztownych przedsięwzięć ukierunkowanych przede wszystkim na osiąganie efektów medialnych i na budowę odpowiedniej narracji na własny temat.

Propaganda, choć była tylko jednym z wielu narzędzi polityki Stalina, w systemie sowieckim odgrywała większą rolę niż w innych krajach. W czasie wojny w każdym państwie w niej uczestniczącym współtworzyła konieczną otoczkę, ułatwiającą osiąganie celów militarnych i politycznych. W ZSRS jednak nierzadko uzyskiwała pierwszeństwo nad działaniami militarnymi, bywała kluczowym instrumentem polityki, traktowanym jako szczególnie ważne pole rażenia. W państwach anglosaskich propaganda była narzędziem wspomagającym osiąganie celów wojennych, miała na płaszczyźnie informacyjnej uzupełniać metody prowadzenia wojny. W Sowietach nierzadko bywało odwrotnie: to działania wojenne lub ich poniechanie bywały funkcją potrzeb politycznych i propagandowych. Sposób prowadzenia operacji militarnych podporządkowywano niekiedy celom propagandowym. Zdarzało się, że przedsięwzięcia militarne (nawet te pociągające za sobą poważne straty ludzkie) były prowadzone tylko i wyłącznie dla uzyskania efektu propagandowego, bez jakichkolwiek potrzeb natury operacyjnej (przykładem z „polskiego” podwórka może być chociażby bitwa pod Lenino).

Dlatego też Sowieci stworzyli olbrzymią, wielojęzyczną machinę propagandową, ukierunkowaną na realizację celów wojennych, politycznych i imperialnych ZSRS. Polskojęzyczna radiostacja im. Tadeusza Kościuszki, podobnie jak szesnaście innych, nadających w różnych językach, była formalnie częścią struktur centralnie zarządzanego aparatu propagandowego Kominternu. Rozpoczęła ona działalność w sierpniu 1941 r. – zaledwie kilka tygodni po przywróceniu stosunków dyplomatycznych między ZSRS a Polską.

Formalne ogłoszenie rozwiązania Kominternu przez Moskwę wiosną 1943 r. nie zakłóciło, oczywiście, funkcjonowania sowieckiej machiny propagandowej. Faktycznie, wbrew nagłośnionym deklaracjom, niczego nie rozwiązywano – zmieniano jedynie nazwy, utajniano dodatkowo niektóre formy działania. Od tej pory wszystkie rozgłośnie radiowe stały się częścią niejawnego „Instytutu Naukowo-Badawczego nr 205”, wchodzącego w skład Wydziału Informacji Międzynarodowej KC WKP(b). Tak jak dotychczas kierował nim Bedrich Geminder[1].

Radiostacja zatem istniała nieprzerwanie i nadawała audycje aż do 22 sierpnia 1944 r.[2] Rozwiązano ją dopiero w związku z utworzeniem PKWN. Wówczas centrum „polskiej” komunistycznej propagandy znalazło miejsce w jego strukturach. Nie było już potrzeby udawania krajowej rozgłośni: osadzeni przez Sowietów komuniści byli w kraju, pozorowali przy tym atmosferę całkowitej wolności słowa.

Okres nadawania tej radiostacji to czas niezwykle ważny wdziejach Polski XX w. Były to lata, kiedy diametralnej zmianie uległo miejsce Polski w koalicji antyniemieckiej. Wówczas to z pozycji kraju stojącego przed rysującą się na horyzoncie perspektywą wojennego zwycięstwa w gronie aliantów Polska była spychana do roli państwa zabiegającego o pomoc w zachowaniu najbardziej podstawowych wartości: prawa do istnienia i suwerenności. W latach 1941–1942 Rzeczpospolita Polska w koalicji antyniemieckiej była jeszcze ważnym podmiotem w stosunkach międzynarodowych. W okresie 1943–1944 na skutek konsekwentnych działań Moskwy została już sprowadzona do roli przedmiotu (i to często niewygodnego) w polityce mocarstw alianckich. W nowej sytuacji jej postawa była dla ZSRS przeszkodą w budowaniu ideologicznej podbudowy dla imperialnej polityki, a dla Anglosasów źródłem zadrażnień w relacjach z Sowietami. ZSRS przeszedł w tym czasie w relacjach z Polską drogę od przywrócenia stosunków dyplomatycznych, przynajmniej w teorii opartych na współpracy i formalnym sojuszu (w 1941 r.), do ich zerwania i rozpoczęcia nowego etapu agresji, realizowanej od 1943 r. wewnątrz antyniemieckiej koalicji w sposób mniej lub bardziej zakamuflowany.

Sowiecka propaganda odgrywała ważną rolę w całym tym procesie. Zresztą w relacjach sowiecko-polskich atmosfera lat 1941–1943 była wyjątkiem, podyktowanym trudną sytuacją Moskwy po agresji Niemiec. Charakterystyczna jest wypowiedź Wandy Wasilewskiej, dla której źródłem wiedzy o polityce sowieckiej były bezpośrednie kontakty ze Stalinem: „sprawę umowy z emigracyjnym rządem uważaliśmy raczej jako posunięcie taktyczne, a nie jako coś na serio”[3].

Dążenia Polski do odwrócenia tego stanu rzeczy, do powrotu na przynależne jej miejsce w polityce międzynarodowej, stały się z konieczności zasadniczym celem jej politycznych zabiegów (ale i militarnych działań) w roku 1944.

Warto więc podkreślić, że w okresie nadawania stacji mamy do czynienia z kilkoma etapami w sowieckiej polityce wobec Polski. Charakteryzują je pewne zjawiska, które wpływały na treść i kształt audycji, dobór argumentów czy stosowaną terminologię.

Okres pierwszy, zasadniczo odmienny od pozostałych trzech, to 1 7 miesięcy: od lata 1941 r. do przełomu lat 1942 i 1943. To czas utrzymywania oficjalnych relacji międzypaństwowych. Pozory przyjaznego stosunku Moskwy do Polski, zachowywane na arenie międzynarodowej, nie oznaczały, że Stalin wyzbył się chęci posiadania narzędzi zakulisowego oddziaływania na sytuację wewnętrzną w Polsce. Nie miało dlań znaczenia, że takie przedsięwzięcia były równoznaczne z łamaniem ducha i litery porozumień przywracających stosunki dyplomatyczne z Polską. Jak już stwierdziliśmy, radiostacja im. Kościuszki, udająca niezależną rozgłośnię krajową, była jednym z takich instrumentów o charakterze medialno-propagandowym. Innego rodzaju narzędzie – stworzone w Moskwie i potajemnie rozbudowane już rzeczywiście na terenie okupowanej Polski – stanowiła Polska Partia Robotnicza. To był instrument polityczno-militarny i propagandowy zarazem. Od momentu okrzepnięcia PPR jako odbudowanej struktury konspiracyjnej współzależność tych narzędzi w sferze medialnej i propagandowej stała się oczywista.

Okres ten charakteryzują m.in. następujące okoliczności:

– Armia Czerwona nie jest w stanie przejąć inicjatywy na froncie wojny z Niemcami. Mimo udanych operacji odrzucenia Niemców spod samej Moskwy walki toczą się daleko na wschód od ziem polskich.

– Relacje z Polską są istotnym elementem uwiarygodnienia Sowietów w obozie państw demokratycznych, deklarujących walkę o wolność i pokój na świecie.

– Przekaz propagandowy cechuje poszanowanie stanu prawnego, wynikającego z nawiązania polsko-sowieckich stosunków dyplomatycznych.

– Sowieci zachowują na użytek zewnętrzny pozory poprawności w relacjach z Polską i lojalności wobec niej (jak już wspomniano, nie oznacza to jednak rezygnacji z kształtowania zakulisowych instrumentów oddziaływania na polską rzeczywistość).

– Sojusz wojskowy, którego potwierdzeniem jest budowa polskich jednostek wojskowych pod dowództwem gen. Władysława Andersa, jest wielokrotnie wykorzystywany dla kształtowania jednoznacznie przyjaznego obrazu ZSRS w oczach Polaków.

Okres drugi, czyli cztery miesiące od końca 1942 r. / początku 1943 r. do 25 kwietnia 1943 r., to czas przełomu w stosunkach sowiecko-polskich, czas wygenerowanego przez Sowiety wzrostu napięcia, zakończony zerwaniem relacji dyplomatycznych. Polityka polska ZSRS stanowi odzwierciedlenie jego sytuacji wojennej i politycznej. Na początku roku 1943 finał bitwy pod Stalingradem przynosi zasadniczą zmianę na froncie wschodnim. Rozpoczyna się marsz Armii Czerwonej na zachód. Wiosną tego roku Sowieci otrzymują informację, że USA nie będą już rygorystycznie obstawać przy poszanowaniu nienaruszalności przedwojennych granic Rzeczypospolitej. Wzrastające poczucie siły ZSRS przekłada się na jego agresywne kroki wobec Polski. Eskalacja konfliktu ma doprowadzić do zerwania oficjalnych stosunków dyplomatycznych, a radio ma odgrywać rolę jednego z narzędzi przygotowujących sowieckie posunięcia.

Okres trzeci obejmuje osiem miesięcy od końca kwietnia do końca grudnia 1943 r. To czas agresywnych żądań Stalina, artykułowanych coraz mocniej, choć wciąż skrywanych za retoryką wyzwoleńczą. Działania sowieckie układają się w scenariusz agresji wobec polskiego państwa, dokonywanej wewnątrz antyniemieckiej koalicji. Moskwa prowadzi rozgrywkę ukierunkowaną na skuteczne wypchnięcie Polski poza główny nurt polityki koalicyjnej. Priorytetowym celem Stalina jest doprowadzenie do wiążącej, wyrażonej formalnie i ostatecznej akceptacji przez USA i Wielką Brytanię zaboru polskich ziem wschodnich. To ma stworzyć warunki do postawienia kolejnego kroku: powołania alternatywnych polskich władz jeszcze przed spodziewanym ponownym przekroczeniem wschodnich granic Rzeczypospolitej przez wojska sowieckie.

Okres czwarty przypada na siedem miesięcy od końca grudnia 1943 r. do lipca 1944 r. i obejmuje wydarzenia od pierwszej próby stworzenia przez Stalina alternatywnych władz dla Polski, finalnie zaniechanej, do ostatecznego ogłoszenia powstania PKWN. W tym czasie, w styczniu 1944 r., Armia Czerwona ponownie przekracza linię wschodnich granic RP. Na nowo rozpoczyna się proces sowietyzacji ziem wschodnich i kolejny etap rozgrywki politycznej o przyszłość terytoriów na zachód od Bugu. To ciąg dalszy faktycznej agresji, realizowanej na płaszczyźnie polityki międzynarodowej, dyplomacji i propagandy oraz na płaszczyźnie działań policyjnych i zbrojnych przeciw strukturom wojskowym i cywilnym RP.

Ze względu na ograniczenia objętości niniejszego tekstu skupimy się przede wszystkim na przedstawieniu audycji radiowych przygotowanych w dwóch pierwszych okresach, tj. w czasie utrzymywania stosunków dyplomatycznych między ZSRS a Polską – w okresie ich pozorowanej poprawności (od lipca 1941 r. do przełomu 1942/1943 r.) – oraz w czasie generowania przez ZSRS napięć zmierzających do zerwania relacji dyplomatycznych (od przełomu 1942/1943 r. do kwietnia 1943 r.).

Utworzenie radiostacji im. Kościuszki było posunięciem towarzyszącym decyzji o większej doniosłości (przynajmniej w planach) – o odbudowie na ziemiach polskich okupowanych przez Niemców, w pełnej konspiracji przed władzami polskimi, partii komunistycznej ściśle podporządkowanej Moskwie. Oba te działania miały charakter dywersyjny wobec Polski, miały pozorować inicjatywy niezależne, wychodzące z kraju, niepowiązane z Moskwą w żadnym wymiarze. Oba rzucają światło na to, jak Stalin traktował relacje z Polską. Początkowo był zmuszony przez okoliczności wojny do czasowego jej tolerowania mimo uprzedniej próby wykreślenia jej z mapy Europy. Mimo że nawet wówczas chciał wpływać na sytuację wewnętrzną w Polsce, to w latach 1939–1941 tego typu działań nie podejmował – nie budował ani partii komunistycznej, ani rozgłośni ukierunkowanej na tworzenie przekazu do ludności na terenie GG, nie chciał bowiem zadrażnień w relacjach z Hitlerem.

Po czerwcu 1941 r. natomiast za posłużeniem się takimi narzędziami przemawiały cele długofalowe, jakie Stalin stawiał przed Sowietami, oraz potrzeby praktyczne, cele doraźne.

Cele długofalowe:

– rozmywanie percepcji zagrożenia związanego z sowieckim imperializmem,

– tworzenie skutecznych narzędzi propagandowej reinterpretacji rzeczywistości – w zależności od potrzeb sowieckich na danym etapie,

– poszerzanie zaplecza społecznego ugrupowań komunistycznych odbudowanych w Polsce poprzez zwiększenie zasięgu oddziaływania środowisk komunistycznych na różne siły społeczne (przy ukrywaniu celów ideologicznych i powiązań z Moskwą),

– zwiększenie skuteczności kamuflażu środowisk stalinowskich, przez trwałe oswojenie kręgów komunistycznych z hasłami narodowowyzwoleńczymi, patriotycznymi w celu wpisania ich do języka komunistycznej propagandy,

– umocnienie kreacji narodowowyzwoleńczego wizerunku Armii Czerwonej i ZSRS jako sojusznika Polski, niosącego wyzwolenie Polakom i innym narodom Europy.

Cele doraźne:

– rozpalenie walk partyzanckich w Polsce, czyli na bezpośrednim zapleczu frontu i wiążące się z tym poszerzenie potencjalnego zasięgu sił sowieckich w Polsce,

– uzupełnienie propagandy drukowanej, uprawianej przez odbudowane ugrupowania komunistyczne, przekazem radiowym,

– wzmocnienie wpływów PPR, budowa na bazie jej struktur rzeczywiście silnego środowiska politycznego, zdolnego do rozniecenia w kraju walk partyzanckich na dużą skalę, a może nawet (wzorem innych krajów okupowanych) do sięgnięcia po przywództwo walczącego z okupantem „ruchu oporu”,

– oddziaływanie na opinię publiczną w sposób pożądany dla ZSRS, podsuwanie takich interpretacji rzeczywistości, jakie zgodnie z potrzebami Moskwy na danym etapie będą definiować wrogów i przyjaciół Polski.

Zarówno w przypadku PPR, jak i rozgłośni im. Kościuszki pozorowanie struktur niezależnych i wywodzących się z kraju miało zwiększyć ich siłę oddziaływania przy faktycznym utrzymaniu pełnej dyspozycyjności i całkowitym uzależnieniu od Moskwy. Miały być sprawnymi narzędziami do wykorzystania w każdej sytuacji, zależnie od aktualnie realizowanej strategii Kremla. Stąd oba przedsięwzięcia były otoczone wielostopniową konspiracją. Jako działania dywersyjne w kontekście relacji z RP z powodów oczywistych były skrywane przed „sojuszniczą” Polską i pozostałymi aliantami. Również wewnątrz ZSRS funkcjonowanie radiostacji miało charakter operacji o najwyższym stopniu zakonspirowania.

W obu przypadkach nie udało się jednak wprowadzić władz RP w błąd. Zarówno dostrzegały one komunistyczny, dywersyjny charakter radiostacji, jak i nie dawały wiary deklaracjom jej samodzielności, widząc, że przedsięwzięcie to godzi w ducha i literę sowiecko-polskich porozumień. Niestety władze na uchodźstwie miały ograniczone możliwości reakcji. Podejmowano co prawda próby interwencji dyplomatycznej, sowiecka dyplomacja jednak – jak w wielu innych wypadkach – zareagowała po swojemu: udawanym zdziwieniem i zaprzeczeniem. Skorzystała przy tym z wielokrotnie stosowanego przez sowieckich przywódców zabiegu polegającego na odegraniu prymitywnego, acz skutecznego theatrum. Tym razem, błazeńską w swej istocie, rolę zaskoczonego polityka odegrał Wiaczesław Mołotow – doskonale zorientowany zarówno w działalności radiostacji, jak i w jej charakterze oraz zadaniach. Opisał to w rozmowie z Wandą Wasilewską jeden z ówczesnych członków redakcji radiowej Józef Kowalski (ten zapewne musiał tę historię usłyszeć od miarodajnych czynników sowieckich):

W sprawie audycji rozgłośni „Tadeusza Kościuszki” była specjalna interwencja ambasadora Romera, który chodził do Mołotowa i domagał się stwierdzenia, dlaczego Związek Radziecki zgadza się na to, żeby taka rozgłośnia działała. Wtedy Mołotow w obecności Kota lub Romera zadzwonił do tego, który stał na czele radio radzieckiego i zapytał: czy na terenie Związku Radzieckiego funkcjonuje rozgłośnia im. „Tadeusza Kościuszki”? Otrzymał odpowiedź – że nie. Więc tę odpowiedź powtórzył, dodając od siebie, że również nie słyszał o takiej rozgłośni. Tak, że z tym były pewne zgrzyty i Związek Radziecki żadnej odpowiedzialności za te audycje nie brał, a nawet uchylał się od wszelkiej odpowiedzialności. Zresztą z tekstów audycji wynikało i one były tak podawane, jakgdyby z kraju[4].

Zresztą sam Kowalski doskonale rozumiał dywersyjny charakter rozgłośni i sprzeczność jej istnienia z literą sowiecko-polskich porozumień międzypaństwowych. Wyraził to po swojemu w rozmowie z Wasilewską:

Robota polska [...] była robiona zanim był zawarty ten pakt. Nawet to, co było zrobione przez Komintern – montowanie polskiej grupy itd. – robione było absolutnie niezależnie od tego, czy nastąpił pakt czy nie nastąpił pakt. Tak samo były polskie audycje z moskiewskiego radia. Przecież Związek Radziecki chciał mieć jakąś łączność z narodem polskim niezależnie od tego porozumienia, bo to porozumienie mogło być i mogło go nie być[5].

Analiza audycji radiostacji im. Kościuszki bez osadzenia ich w kontekście skomplikowanych relacji sowiecko-polskich w tym czasie byłaby działaniem kompletnie nieracjonalnym. Tylko przez ukazanie nadawanych treści na tle sowieckiej polityki wobec Polski na danym etapie można zrozumieć ich rzeczywisty sens i charakter. Takie badanie może być ważnym uzupełnieniem naszej wiedzy o zakulisowych działaniach Moskwy wobec Rzeczypospolitej.

Zachował się zestaw codziennych audycji niemal z całego okresu nadawania radiostacji. Stanowią one jedyny w swoim rodzaju barometr polityki Kremla wobec Polski. Dzięki temu, że dysponujemy zapisem każdego dnia aktywności radiostacji, w wielu wypadkach możemy wyłowić w tekstach informacje świadczące o przygotowaniach Moskwy do różnych posunięć politycznych, do nowych akcji propagandowych, dostrzec symptomy zmiany obowiązujących trendów – niekiedy na etapie, na którym jeszcze nie ujawniono ich w oficjalnej dyplomacji Kremla. Jeszcze wyraźniej treść audycji odzwierciedla realizowane już kampanie propagandowe.

Audycje radiostacji im. Kościuszki mają jeszcze inny walor poznawczy. Z natury rzeczy – jako materiał ulotny – są zwierciadłem odbijającym wiele rzeczywistych tendencji w polityce Kremla. W tamtych czasach łatwiej było pozwolić sobie na prezentację na falach eteru opinii, które bywały całkowitym zaprzeczeniem tych wypowiadanych jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Dziś, w epoce internetu można powiedzieć „sprawdzam” i kilkoma kliknięciami odnaleźć materiał sprzed roku. Mniejsze możliwości weryfikacji przekazu oznaczały większą swobodę manipulacji. Szczegółową treść audycji może porównać dopiero po latach historyk dysponujący zapisem niemal wszystkich tekstów wygłaszanych na falach eteru. Stąd materiał ten jest i ciekawym, i komplementarnym źródłem wiedzy. Tym bardziej dziwi, że mimo dostępności właściwie nie był przez badaczy wykorzystywany.

Tymczasem właśnie dzięki temu, że pozorowano radiostację niezależną, nadającą z kraju, wiemy, jakiego rodzaju komunikatów i tonu życzyłby sobie Związek Sowiecki na danym etapie realizacji swej polityki. Dowiadujemy się, jak Stalin rozgrywał działania propagandowe i polityczne, do których niejednokrotnie przykładał większą wagę – jak wspomnieliśmy – niż do akcji militarnych. Analiza tych tekstów pokazać może też szczegółowo narzędzia propagandowe, którymi się posługiwano, np. jak mobilizowano „autorytety naukowe”, w rodzaju profesorów z USA, którzy na zawołanie potępiali „wszelkie próby wywołania sporów między nami [Polakami] a naszym wschodnim sojusznikiem i wskazywali na konieczność maksymalnej jedności wszystkich sojuszników”[6]. Ujawnia zarówno cele długofalowe, działania będące efektem realizacji różnych strategii politycznych w danym okresie, jak i nagłe zmiany tonu propagandowego bądź czasowe korekty przekazu, dokonujące się pod wpływem wydarzeń, których Kreml nie mógł przewidzieć (jak np. ujawnienie zbrodni katyńskiej).

Jednakowoż i tego nie należy mylić z odsłanianiem skrywanych tajemnic. Choć działania stacji były odbiciem bieżącej taktyki Kremla, należy zauważyć, że wciąż mówimy o taktyce propagandowej. Żadna z jej form – jawnych czy tajnych – bynajmniej nie odzwierciedlała całej kuchni sowieckiej polityki. Ta pozostawała w cieniu kremlowskich gabinetów. A jednak częstotliwość komunikatów, odpowiadających każdemu etapowi realizacji sowieckiej polityki, pozwala w wielu wypadkach na wskazanie z dokładnością co do dnia momentu zmiany obowiązujących formuł.

Decyzja o utworzeniu polskojęzycznej radiostacji tego typu wiązała się z wyznaczeniem zaufanych działaczy komunistycznych do tej pracy. Zresztą wszystko rozstrzygało się w wąskim gronie działaczy i pod bezpośrednią kontrolą kierownictwa Kominternu. Siedziba redakcji mieściła się w gmachu Komitetu Wykonawczego Kominternu w Ufie. Przeniesiono go tam w połowie października 1941 r.[7] W budynku mieściły się liczne redakcje i siedziby przedstawicielstw partii komunistycznych ze wszystkich stron świata[8]. Przez dłuższy czas było to prawdziwe centrum zarządzania propagandą dalekiego zasięgu.

Audycje redagowane były przez wytrawnych aktywistów, sprawdzonych w stalinowskiej konspiracji już przed wojną. W skompletowaniu zespołu do pracy w redakcji polskiej pomagali Jan Dzierżyński (syn Feliksa) i Leon Kasman, którzy „opiekowali się” kadrami komunistów w Kujbyszewie[9].

Obsada redakcji nie była zbyt liczna. Możliwe, że wynikało to również z zasady tajności pracy rozgłośni. Kierowniczką redakcji w latach 1941–1944 była pracowniczka KW MK Zofia Dzierżyńska z domu Muszkat, wdowa po Feliksie Dzierżyńskim[10]. Początkowo pomagali jej Wacław Lewikowski i Halina Pietrak. W sierpniu-wrześniu 1941 r. do zespołu dołączyli Stefan Wierbłowski (pracował tam do połowy października 1941 r.) oraz Juliusz Burgin (do stycznia 1942 r.). W końcu stycznia 1942 r. w prace redakcji został włączony Józef Kowalski, który od lat zajmował się indoktrynacją i dywersją ideologiczną. W latach trzydziestych był m.in. pracownikiem przedstawicielstwa KC KPZB w Mińsku, przeniesionym do rezerwy z czynnej służby w armii (był oficerem w Zarządzie Politycznym Frontu Zachodniego Armii Czerwonej – pracował w redakcjach propagandowych: polskiej, a potem niemieckiej)[11]. W drugiej połowie roku 1943 pracę w rozgłośni podjął Dawid Kirszbaum, od 1929 r. występujący pod nazwiskiem Tadeusz Daniszewski[12].

Według J. Kowalskiego pracą redakcyjną zajmowali się Dzierżyńska z Lewikowskim i on sam. Lewikowski był zarazem spikerem rozgłośni. W działalność redakcji włączali się także Gertruda Finderowa, Józef Olszewski, Leon Zieleniec i inni[13]. Z relacji Kowalskiego wiemy, że rozmowy kwalifikacyjne przeprowadzał z nim kierownik Wydziału Kadr KW MK Bułgar Rajko Damianów, a następnie sam Georgi Dymitrow. Oni wprowadzali zakwalifikowanych do pracy członków redakcji w zasady tajnych operacji, gdyż tak właściwie należy określić funkcjonowanie radiostacji pozorującej nadawanie z okupowanej Polski[14].

Teksty audycji były redagowane w taki sposób, aby były w pełni komplementarne z aktualnie obowiązującym trendem w polityce Moskwy wobec Polski. Każdy detal, każde wypowiadane słowo musiały wpisywać się w bieżące potrzeby państwa sowieckiego, w strategię osiągania celów politycznych wyznaczonych na danym etapie. Nic nie działo się spontanicznie, przekaz nie mógł podlegać jakiejkolwiek przypadkowości.

Od czasu do czasu z Kuszarenkowa do Ufy przyjeżdżał Jakub Berman i włączał się do pracy redakcji. W styczniu 1943 r. spotkanie z zespołem odbyła też Wasilewska. Niekiedy Dymitrow organizował odprawy wszystkich redakcji, poświęcone instruktażowi w zakresie obowiązującej aktualnie linii politycznej. Uczestniczyli w nich także inni komuniści: Togiiatti, Manuilski, Pieck i Gottwald[15].

Redakcja radiostacji pozorująca nadawanie z kraju musiała stale wykazywać się znajomością bieżących wydarzeń, jakie miały miejsce w Generalnym Gubernatorstwie. Anemiczne struktury komunistyczne w Polsce przez długi czas nie były w stanie dostarczać takich danych. Toteż aż do czerwca 1942 r. informacje z okupowanej Polski pochodziły z nasłuchu radia niemieckiego oraz z prasy niemiecko- i polskojęzycznej wydawanej przez Niemców („co wymagało czytania między wierszami propagandy”). Z konieczności autorzy korzystali też z materiałów prasowych władz RP. Od czerwca 1942 r. natomiast utrzymywano w miarę regularną łączność radiową z przerzuconymi do kraju grupami dywersyjnymi (działającymi już jako PPR). Informacje pochodzące od komórek komunistycznych szyfrant przekazywał bezpośrednio Dzierżyńskiej[16].

Redagując komunikaty z frontów, tudzież dotyczące polityki międzynarodowej, korzystano natomiast ze źródeł sowieckich: „Materiałów o walce narodu radzieckiego i jego armii mieliśmy pod dostatkiem. Nie brak było również informacji o walce innych narodów, uzyskiwanych od bratnich partii, a także z nasłuchu oraz materiałów agencji prasowych i prasy z całego świata”[17]. Od członków zespołu wymagano intensywnej pracy. „Zapoznanie się z materiałem, jego opracowanie dla potrzeb codziennych audycji pochłaniało, przy szczupłym składzie zespołu redakcyjnego, całe dnie, od wczesnego ranka do późnego nieraz wieczoru”[18].

Początkowo audycje powtarzano. Dopiero po poszerzeniu składu redakcji i wypracowaniu stałych mechanizmów współpracy w drugiej połowie 1942 r. możliwe stało się przygotowywanie codziennie dwóch różnych programów[19]. Od 26 czerwca 1942 r. w eter codziennie wypuszczano audycje o: 13.00,19.46, 19.55 oraz 21.05[20].

Pozorowanie niezależnej rozgłośni nadającej z walczącego kraju było ważnym wyzwaniem technicznym. Ten zabieg miał zwiększyć siłę oddziaływania radiostacji, która rozpowszechniając zasadnicze elementy sowieckiej propagandy, udawała niezależnego, apolitycznego, stojącego z boku obserwatora, niemającego interesu w takim, a nie innym przedstawianiu informacji. Wymagał zarazem szczególnej uwagi redaktorów – aby pochopnym stwierdzeniem nie zdradzić rzeczywistej lokalizacji nadajnika. 2 września 1943 r. opowiadano słuchaczom o „trudnych początkach” stacji:

Myśmy pierwsi przełamali niemiecką cenzurę, zakładając przed dwoma laty, w najcięższym dla nas okresie, krótkofalową stację radiową imienia Tadeusza Kościuszki. Zaczęliśmy swą pracę, jako koło słuchaczy radia zagranicznego. Z czasem zdobyliśmy wojskową stację radiową i teraz oprócz stałego odbioru radia zagranicznego, nadajemy własne audycje na cały kraj. Stację naszą słyszy niemal cała Europa[21].

Jedyną identyfikacją radia miały być zawołania w rodzaju: „Tu mówi polska tajna rozgłośnia imienia Tadeusza Kościuszki”[22]. Z czasem coraz częściej wplatano po prostu przerywnik albo powitanie: „Hallo, hallo. Tu polskie radio imienia Tadeusza Kościuszki”[23].

Z tego powodu na różne sposoby podkreślano rzekomo krajowy, wewnętrzny punkt widzenia. Na przykład 2 sierpnia 1942 r. zaczynano wypowiedź od zdania typu: „My tu w kraju nie możemy się pogodzić z jakimkolwiek pobłażaniem [...]”[24]. Podobnych formuł, ukierunkowanych na wprowadzenie odbiorcy w błąd, trzymano się konsekwentnie. Dbano o podtrzymywanie tych pozorów także na inne sposoby. Nieprzypadkowo więc wiadomości z frontu sowieckiego były podawane jako informacje pochodzące rzekomo z nasłuchu radiowego. Często prawdziwe źródła informacji starano się kamuflować przy pomocy stwierdzeń typu: „radio moskiewskie co dzień prawie donosi”[25], „radio moskiewskie ogłosiło”[26], „jak podają rozgłośnie sowieckie”[27]. Niekiedy preparowano listy rzekomo otrzymane z ZSRS, zza linii frontu[28]. Przy tym dbano o odpowiedni dobór źródeł informacji. Prawda materialna nie miała żadnego znaczenia. Liczyła się skuteczność oddziaływania na słuchaczy, kreowanie wrażenia obiektywizmu. 18 lutego 1942 r. np. zamierzano rozpocząć audycję na temat byłego premiera RP Leona Kozłowskiego słowami: „Jak podało niedawno radio z Moskwy”. Prawdopodobnie uznano jednak, że będzie to brzmiało nieprzekonująco, toteż sformułowanie powyższe zostało przekreślone i odręcznie dopisano tekst, który ostatecznie wybrzmiał na antenie: „Z Londynu donoszą, że...”[29].

Trudno powiedzieć, jaka rzeczywiście była liczba odbiorców rozgłośni. Tym bardziej trudno oszacować, ilu z nich miało świadomość, że to sowiecka radiostacja nadająca z sowieckiego terytorium. Także w ocenie samych komunistów sprawa była niejednoznaczna. Kowalski mówił: „Mam wrażenie, że z ujęcia sprawy w kraju orientowano się, że to jest rozgłośnia działająca na terenie Związku Radzieckiego, jednakże uważano, że to jest mimo wszystko Rozgłośnia peperowska, czy propeperowska, ale nie sowiecka”[30]. Co ciekawe, nawet w ZSRS niektórzy byli przekonani, że odbierają przekaz z okupowanej Polski.

Z tych powodów w audycjach obowiązywały terminologia i język, jakich używano w kraju. Mówiono konsekwentnie niemal zawsze: „Związek Sowiecki”, „Sowiety”, „sowieckie” etc.[31], mimo że przecież na polskich ziemiach okupowanych w latach 1939–1941 narzucano używanie formy przymiotnikowej: „radziecki”, „radzieckie”. Rozgłośnia miała posługiwać się językiem zwykłych Polaków, a nie komunistów. Stąd nazwa „Związek Radziecki” czy przymiotnik „radzieckie” pojawiały się sporadycznie[32].

W polityce międzynarodowej i w propagandzie Sowieci świadomie, w zależności od okoliczności, używali wobec urzędów państwa określeń wyrażających szacunek lub sformułowań wartościujących negatywnie, piętnujących bądź napastliwych. Stalin doskonale rozumiał, jak duże znaczenie ma wykorzystywanie odpowiedniej terminologii wobec oficjalnych sojuszników i przyjaciół z jednej strony, a konkurentów i wrogów z drugiej. Propaganda sowiecka zabiegała o to, aby w ten sposób stopniować pozytywne i negatywne emocje. Stąd nieprzypadkowo (bo w tej materii w totalitarnym państwie nic nie dzieje się przypadkowo) władze Rzeczypospolitej Polskiej do końca 1943 r. są w sowieckiej propagandzie opisywane zupełnie innym językiem niż w późniejszym okresie. Wyrazistą cezurą jest tu zerwanie stosunków dyplomatycznych z Polską 25 kwietnia 1943 r.

W propagandzie sowieckiej w latach 1941–1942 sojusz z Polską miał być przeciwwagą dla niedawnej współpracy z reżimem Hitlera, który teraz był nazywany największym wrogiem ludzkości. Ton propagandy był przez wiele miesięcy niezmienny. Zwracało uwagę ostentacyjnie podmiotowe traktowanie Polski. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdybyśmy nie mieli wiedzy na temat zmiany, jaka zaszła w sowieckiej polityce i propagandzie w 1943 r. Przed tym rokiem Polska była prezentowana jako absolutnie równorzędny partner.

Być może język propagandy pokazuje, jak bardzo Stalin potrzebował wówczas uwiarygodnienia, umocnienia swej pozycji w oczach aliantów, wobec których nie czuł się silnym rozgrywającym. W tym czasie był przede wszystkim wymagającym wsparcia petentem. Jeszcze.

Toteż w audycjach rozgłośni nie znajdziemy w tym okresie żadnych agresywnych komunikatów odnośnie do władz RP. Wręcz przeciwnie, kreowany był niemal sielski obraz relacji międzypaństwowych. Ewidentnie miało to służyć ociepleniu wizerunku ZSRS w oczach polskich odbiorców i przełamywaniu negatywnych stereotypów. Tę strategię stosowano również na arenie międzynarodowej. Przykładowo w audycjach z 22 grudnia 1941 r. opisywano wizytę premiera Władysława Sikorskiego u szacha Iranu. „Zarówno gen. Sikorski, jak i towarzyszący mu gen. Anders udzielili prasie wywiadów, z których wynika, że są oni zadowoleni ze sposobu potraktowania przez rząd sowiecki i osobiście przez Stalina spraw polskich. Gen. Anders z powrotem wraca do Sowietów”[33]. Następnie dodawano, że można się przekonać,

jak bezczelnie kłamali hitlerowcy i ich agenci, rozpowszechniając w kraju dzikie wymysły o rzekomym prześladowaniu Polaków w Sowietach. Dla nikogo nie powinno ulegać wątpliwości, że każda próba posiania nieufności między Polską a Sowietami wypływa z hitlerowskich źródeł[34].

Polsce w tym czasie udawało się utrzymać – mimo niekorzystnych okoliczności funkcjonowania na uchodźstwie po klęsce Francji w 1940 r. – pozycję w pierwszej linii dyplomacji koalicyjnej. Była to pozycja podmiotowa, nieporównanie silniejsza niż w czasie kilku miesięcy po wrześniu 1939 r., kiedy to musiała dopominać się o równe traktowanie u boku Francji i Wielkiej Brytanii. I choć nikły potencjał militarny Polski, uratowany z pogromu, jaki zgotowali Francji Niemcy, wydawał się ziarnem piasku w porównaniu z potencjałem Sowietów walczących w koalicji z Brytyjczykami, to Polska miała olbrzymią siłę moralną, której nie należy lekceważyć w opisie relacji politycznych w tym czasie. Symboliczny wymiar współpracy z Polską był nie do pogardzenia dla Stalina. Chciał on bowiem zmienić wizerunek Sowietów, traktowanych jeszcze niedawno przez Anglosasów i inne państwa jako bolszewicka dyktatura wspierająca Hitlera, na obraz wiodącego „reprezentanta narodów walczących o wyzwolenie”.

W tym okresie o władzach RP mówiono więc na antenie radia w gruncie rzeczy z należnym szacunkiem, zaliczając sformułowania afirmatywne do kategorii oczywistości. „Idziemy razem – Polska i Sowiety! [...] Z nami Anglia, Ameryka potęgi niezmierzone i niezwalczone. Idziemy razem – żołnierze polscy i żołnierze sowieccy – bojownicy o wolność, żołnierze niepodległości narodów Europy” – nadawano2 listopada 1941 r.[35]„Serdeczna przyjaźń i ścisły sojusz wojenny łączący naród polski z narodami Związku Radzieckiego stanowią – według słów generała Sikorskiego – podstawę nowej epoki w dziejach Polski” – dodawano chociażby 25 listopada 1941 r.[36]

Nie pojawił się w tym czasie na antenie nawet cień sugestii, nie mówiąc już o przekazie formułowanym wprost, podważających legalność czy reprezentatywność polskich władz. Wszak był to rząd, z którym Sowiety nawiązały stosunki sojusznicze w ramach koalicji, a „w walce o odrodzenie przyjaźń Sowiecko-polska stać się powinna jednym z kamieni węgielnych”[37].

Używano pełnej szacunku formy „rząd Rzeczypospolitej Polskiej”[38], podkreślano jako oczywistość, że naród polski widzi w jego członkach „swych przedstawicieli”[39]. W styczniu 1942 r. mówiono: „Cóż może bardziej radować serce każdego polskiego patrioty, jak zawarcie paktu o przyjaźni i wzajemnej pomocy między rządem Rzeczypospolitej Polskiej a rządem Związku Sowieckiego!” [podkr. – M.K.] (o deklaracji z 4 grudnia 1941 r.)[40]. Jeszcze w lutym 1943 r. w przekazie radiowym podziemna Delegatura Rządu to po prostu „koła rządowe”[41]. Nie można było tego tak z dnia na dzień odrzucić, toteż nawet w marcu 1943 r., kiedy trwają już otwarte ataki na polskie władze, wciąż jeszcze jest używane określenie „rząd polski w Londynie”, a przedmiotem krytyki jest „nasz rząd”. Ton zmieni się definitywnie w kwietniu 1943 r.

Audycjom celowo nadawany jest wydźwięk jednoznacznie patriotyczny, mimo dużej ilości tekstów prosowieckich, podkreśla się przywiązanie do władz RP oraz ideałów wolności i niepodległości, a przywiązanie do Sowietów jest prezentowane jako wynikające wprost z relacji sojuszniczych między ZSRS a Polską. 23 grudnia 1941 r. głoszono na falach:

Meldujemy Ci i światu całemu, że naród polski, choć skuty w kajdany hitlerowskie, nie poddał się i ani na chwilę nie ugiął karku przed najeźdźcą. Naród krwawił pod ciosami siepaczy hitlerowskich, ale walczył, walczy nadal i nie zaprzestanie walki aż Polska stanie się wolna i niepodległa. [...] Naród wierzy w zbawienny wpływ sojuszu naszego z Anglią i Sowietami. Naród wierzy w zwycięstwo Wolności[42].

Przed 1943 r. w żadnej audycji nie użyto faktycznie dalekich od obiektywizmu i pomniejszających znaczenie organów państwa form typu „rząd londyński” czy „rząd emigracyjny”. O reprezentowanym przez ten gabinet państwie mówi się tak, jak być powinno w normalnej narracji: „Polska”, „Rzeczpospolita Polska”. Sikorski był tytułowany po prostu „Naczelnym Wodzem i Premierem Rządu Polskiego”, „Wodzem Naczelnym i premierem rządu Rzeczypospolitej”[43] lub krótko i grzecznie: „panem premierem”[44]. Stąd i poszczególni członkowie rządu byli traktowani odpowiednio do sprawowanych funkcji. Politycy z kręgu władz RP byli nazywani „naszymi mężami stanu”[45]. Standardem był następujący ton audycji: „Radio londyńskie podało żałobną wiadomość o śmierci wybitnego działacza socjalistycznego, ministra sprawiedliwości rządu polskiego w Londynie Hermana Liebermana”. Wszystko – a więc i tego typu informacje – było podporządkowane promocji sojuszu polsko-sowieckiego:

Bez wahania wypowiedział się kilka miesięcy przed śmiercią za zawarciem umowy polsko-sowieckiej, za utworzeniem polskiej armii w Rosji, za jak najczynniejszym udziałem Polski w wielkim demokratycznym bloku państw i narodów przeciwko brunatnej zarazie. Wierzył głęboko, że nie ma innej drogi do Wolnej Polski[46].

Z równym szacunkiem traktowano prezydenta Rzeczypospolitej Władysława Raczkiewicza i powołaną przez niego na uchodźstwie Radę Narodową. Mówiono np.: „z wielkim zainteresowaniem wysłuchaliśmy oświadczenia w tej sprawie, które złożył premier rządu polskiego w Londynie generał Władysław Sikorski na posiedzeniu Rady Narodowej, mianowanej przez prezydenta Raczkiewicza”[47].

Przed 1943 r., jeżeli w audycjach pojawiały się już wątki krytyczne wobec polskich władz, to dotyczyły sytuacji sprzed września 1939 r. Używany wówczas język cechowały formuły typowe dla sowieckiego życia politycznego: określenia takie jak „bekowszczyzna” (od nazwiska szefa polskiego MSZ do 1939 r. Józefa Becka) albo epitety w rodzaju „klika Rydza-Be[c]ka-Składkowskiego”[48]. Słuchaczom prezentowano opowieści o „zbankrutowanej spółce Be[c]ka-Składkowskiego”, która rzekomo „przez długie lata tłumiła życie polityczne w kraju i całkowicie odsunęła masy ludowe od jakiegokolwiek wpływu na państwo, pozbawiając je wszelkich praw obywatelskich [...]”[49], wywody o domniemanej „głębokiej nienawiści do kliki Be[c]ka-Składkowskiego”[50] oraz przypomnienia w rodzaju: „Pamiętamy, że antydemokratyczna polityka rządu Rydza-Becka-Składkowskiego przyczyniła się do klęski naszego kraju”[51].

Propaganda nie znała ograniczeń, toteż kłamano bez żadnych zahamowań: „Wiemy, że nawet po ultimatum Hitlera z sierpnia 1939 r. klika Becka chciała przyjąć je i zrezygnować faktycznie z niepodległości. Ale żaden rząd nie mógłby tego wówczas zrobić, cały naród by go obalił i unicestwił jako rząd otwartych zdrajców”[52].

Ukrywano przy tym wszelkie związki z ruchem komunistycznym. Unikano zbyt jaskrawych deklaracji ideologicznych. Zakazane było sugerowanie jakichkolwiek związków rozgłośni z Kominternem. Identyczne instrukcje w tej kwestii przekazywano latem 1941 r. działaczom wyznaczonym do zakładania w kraju Polskiej Partii Robotniczej.

Jeśli w jakikolwiek sposób reklamowano komunizm i komunistów – to z pozycji bezstronnego obserwatora, aby nie ujawnić proweniencji rozgłośni. Z zasady pilnowano reguł kamuflażu, do jakich Kreml zobowiązał również swoich ludzi, przerzucanych przez front jako kadry i władze PPR. W audycjach rozgłośni więc wprost ideologii komunistycznej nie promowano. Stąd fałszywie, acz konsekwentnie podkreślano równy dystans do wszystkich kierunków politycznych. Taki zabieg miał uczynić przekaz skuteczniejszym, pozornie wolnym od stronniczości, a równocześnie miał przynosić efekt skuteczniejszego oswajania słuchaczy z komunizmem, jako normalnym, polskim i rzekomo niepodległościowym kierunkiem politycznym. Widać to np. w audycji ze stycznia 1942 r.:

Mamy piękny przykład wspólnej walki wielu tysięcy ludzi wyznających różne ideologie. Warszawy bronili zarówno narodowcy, jak piłsudczycy, zarówno ludowcy, jak socjaliści, jak i komuniści. Pamiętamy dobrze, że dawniej wszystkie prawie ugrupowania polityczne odnosiły się wrogo do komunistów, odmawiając im prawa do miana patriotów Polski. Ale wówczas, gdy stali oni w szeregach obrońców kraju, odziani często jeszcze w szary mundur więzienny, naród przekonał się, że komuniści mogą i powinni być uważani za nierozdzielną cząstkę polskiej wspólnoty narodowej.

I zaraz potem podkreślano ów rzekomy dystans: „Przytoczyliśmy przykład z komunistami, ponieważ naszym zdaniem najlepiej ilustruje on możność osiągnięcia wspólnoty w walce nawet tam, gdzie istnieją najbardziej zasadnicze różnice poglądów”[53].

Przed 1943 r. efekt „przyjacielskiego” oswajania komunizmu próbowano osiągnąć również innymi metodami. Wykorzystywano do tego, niby mimochodem, różne okazje. W grudniu 1941 r. posłużono się np. postacią gen. Sikorskiego:

Nie musi się być komunistą, by zachowywać i rozwijać przyjazne stosunki z Sowietami. [...] Nikt też gen. Sikorskiego o komunizm nie posądzi. Jest to mąż stanu, który urzeczywistnił interes Polski i narodu naszego, wzniósłszy się ponad naiwne straszaki bolszewizmu. Straszak bolszewizmu to ulubiona sztuczka Hitlera [...][54].

Albo o wrześniu 1939 r. pisano:

Zapłonął nasz dom, któremu na imię Polska. I wszyscy poczuliśmy się nagle braćmi, dziećmi jednej matki – Ojczyzny. [...] I walczył pod murami i na ulicach Warszawy robotnik i chłop w mundurze żołnierza, i inteligent. Ginął na barykadach ochotnik socjalista, czy komunista, narodowiec i piłsudczyk, ludowiec i ksiądz w sutannie, co z krzyżem w ręku błogosławił walczącym...[55].

Przez wiele miesięcy o jakichkolwiek przejawach działalności konspiracyjnych grup komunistycznych w kraju wspominano oględnie, unikając ideologicznej identyfikacji, prezentując punkt widzenia „zewnętrznych obserwatorów”. Zresztą ze względu na słabość komunistów przez długie miesiące nie było o czym wspominać. Redaktorzy mówili o starciach z Niemcami w kraju, nie używając nazw organizacyjnych. Posługiwali się formułą „oddział powstańczy”. Stąd wezwania typu: „Polacy! Zaciągajcie się do szeregów powstańczych! Organizujcie pomoc powstańcom! Powstaniec – to żołnierz wielkiej i świętej sprawy wyzwolenia Polski”[56]. „Powstaniec – to rodzony brat żołnierza polskiego, walczącego w Sowietach, w Afryce, w Anglii. Cześć powstańcom! Powszechna miłość niechaj otacza ich w ich walce o wolną, o niepodległą Polskę”[57].