Smoleńsk 2010. Spisek, który zmienił świat - Jürgen Roth - ebook

Smoleńsk 2010. Spisek, który zmienił świat ebook

Jürgen Roth

3,2

Opis

 Książka Jürgena Rotha osadza wydarzenia z 10 kwietnia 2010 roku w szerszym kontekście rosyjskiej historii, wewnętrznych i zewnętrznych wojen prowadzonych przez Putina, a także powiązań między rosyjską mafią a  biznesem.

Roth alarmuje, że choć od tragedii smoleńskiej minęło już ponad sześć lat, do tej pory nie została przeprowadzona wyważona ocena jej przyczyn. Każda krytyka oficjalnych raportów na temat okoliczności katastrofy była deprecjonowana jako teoria spiskowa i wytwór fantazji niezrównoważonych polityków. Z trudną do wytłumaczenia zaciekłością wyciszano wszelkie kwestie wskazujące na to, że w Smoleńsku mogło dojść do zamachu. Groteską jest przedstawianie oficjalnych rosyjskich ustaleń jako szczególnie poważnych czy wiarygodnych, co choćby w kontekście zestrzelenia malezyjskiego samolotu pasażerskiego MH-17 na Ukrainie lub aneksji Półwyspu Krymskiego jest wyjątkowo cyniczne.

Po zmianie sytuacji politycznej w Polsce autor postanowił przedstawić opinii publicznej kolejną – po Tajnych aktach S – publikację, w której rozszerza swój punkt widzenia na katastrofę smoleńską. Aby umożliwić czytelnikowi dokonanie samodzielnej oceny faktów, cytuje w całości raport Federalnej Służby Wywiadowczej (BND) wraz z załącznikami.

Jürgen Roth (ur. w 1945 r.) jest jednym z najbardziej znanych dziennikarzy śledczych w Niemczech. Od 1971 roku publikuje sensacyjne opracowania dokumentacyjne na temat korupcji i przestępczości zorganizowanej. Mafialand Deutschland [Niemcy – kraj mafii], Gazprom – Das unheimliche Imperium [Gazprom – groźne imperium], Spinnennetz der Macht [Pajęczyna władzy] zyskały miano bestsellerów. W Polsce nakładem Zysk i S-ka Wydawnictwa ukazały się Cichy pucz oraz Tajne akta S.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 282

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,2 (10 ocen)
1
3
3
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Jürgen Roth Smoleńsk 2010. Spisek, który zmienił świat Tytuł oryginałuSmolensk 2010 – Verschwörung, die die Welt veränderte ISBN  Copyright © by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., 2016All rights reserved Copyright © for the Polish translation by Zysk i S-ka Wydawnictwo s.j., 2016 Projekt okładki i stron tytułowych Paulina Radomska-Skierkowska Redakcja Grażyna Kurkowska Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 faks 61 852 63 26 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.

Przedmowa

Historia raportu Federalnej Służby Wywiadowczej (BND) z marca 2014 roku, którego fragmenty znalazły się w wydanej rok później publikacji Tajne akta S, jest pod każdym względem pouczająca. Jeszcze zanim książka ukazała się na rynku, ogłoszono w Polsce, że istnieje dokument, który poświadcza, iż katastrofa samolotu ­Tu-154M z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie nie była „wypadkiem”, lecz zamachem. Zlecenie zamachu pochodziło „bezpośrednio” od wysokiego rangą polskiego polityka i było skierowane do generała rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB), jednak nazwisko zleceniodawcy nigdy nie zostało podane do publicznej wiadomości. Fragmentaryczna znajomość dokumentu BND wystarczyła, by wywołać w Polsce gorącą dyskusję, mimo że chodziło jedynie o raport źródłowy funkcjonariusza BND, a nie o oficjalne oświadczenie tej służby. Tymczasem polskie media niejednokrotnie utożsamiały ów dokument z urzędowym stanowiskiem niemieckiego wywiadu, zaopatrując go dodatkowo w komentarz polityczny.

W przeddzień premiery Tajnych akt S głos zabrał rzecznik BND, który oświadczył polskim dziennikarzom, że choć szukano odnośnego dokumentu w wewnętrznych zasobach, nie udało się go zlokalizować. Podkreślał, iż nie można też wykluczyć fałszerstwa, ponieważ BND nigdy się nie wypowiadała na temat Smoleńska. W dotychczasowej historii tej służby nigdy nie zdarzyło się, aby jej rzecznik udzielał dziennikarzom wywiadu na temat konkretnej sprawy, w dodatku na żywo, przed kamerami. Co więcej, w momencie składania tego oświadczenia w ogóle nie było jeszcze wiadomo, jakie informacje na temat dokumentu BND zamieściłem w książce.

7 kwietnia 2015 roku dziennik „Stuttgarter Zeitung” donosił: „Niemiecki wywiad zdecydowanie odrzuca tego rodzaju tezę. »BND nigdy nie twierdziła — a już na pewno nie informowała rządu federalnego — że tragedia z 2010 roku była wynikiem zamachu«, powiedział StZ rzecznik BND Martin Heinemann. Jak podkreślił, nie jest mu również znany przywoływany w książce dokument. »Bezzwłocznie wszczęte poszukiwania dokumentu z marca 2014 roku nie przyniosły rezultatu. Na obecnym etapie nie można ostatecznie stwierdzić, czy mogło dojść do fałszerstwa« — dodał rzecznik”1.

Faktem jest, że BND gorączkowo szukała „nieszczelnego źródła”, i nawet je znalazła. Jednak wobec autora raportu źródłowego nie wyciągnięto żadnych konsekwencji. Wręcz przeciwnie, był on raczej chwalony niż dyscyplinowany wewnątrz aparatu wywiadowczego.

Czym jest raport źródłowy funkcjonariusza BND? Współpracownik wywiadu prowadzi rozmowy z ważnymi osobistościami, dokonuje oceny zdobytych informacji, sporządza dokument, który następnie wysyła swoim przełożonym. Oni jeszcze raz analizują materiał i jeśli uznają, że jest cenny, przedkładają go kierownictwu służby. Do przekazania materiału może nie dojść choćby wówczas, gdy przełożeni funkcjonariusza BND uznają dane źródła za niewiarygodne lub stosowne argumenty natury politycznej będą przemawiały za tym, by odnośny raport zniknął w trezorze; wbrew pozorom taka sytuacja nie należy wcale do rzadkości. Cytowany przeze mnie raport źródłowy BND bazował bezsprzecznie na dwóch poważnych źródłach. Fakt, że oba całkowicie niezależnie od siebie zeznały w sprawie katastrofy samolotu ­Tu-154M dokładnie to samo, wysoko stawia ich wiarygodność i wartość przekazanych informacji.

Powodowany sumą dotychczasowych przemyśleń i wniosków oraz zmianą sytuacji politycznej w Polsce postanowiłem przedstawić opinii publicznej kolejną publikację, w której rozszerzam swój punkt widzenia na tragedię smoleńską z 10 kwietnia 2010 roku. Aby umożliwić czytelnikowi dokonanie samodzielnej oceny, zacytuję w całości raport BND wraz z załącznikami, z zachowaniem niezbędnych zaczernień wrażliwych danych:

Strona 1:

Godło Republiki Federalnej Niemiec

Federalna Służba Wywiadowcza [Bundesnachrichtendienst]

TAJNE AKTA [VS — GEHEIM]

Przesłanie informacji per SPECAC KEY .....

Do AL I (DEPARTAMENTU/ODDZIAŁU I)

290314

Możliwym wyjaśnieniem przyczyny katastrofy ­Tu-154 z 10.04.2010 w Smoleńsku jest wysoce prawdopodobny zamach przy użyciu materiałów wybuchowych przeprowadzony przez oddział FSB/Połtawa pod dowództwem generała Jurija Desinova/Moskwa.

Strona 2:

Zostało to potwierdzone przez wysokiej rangi źródło wewnątrz polskiej ambasady w K. [miejscowość zaczerniona], Roberta [nazwisko zaczernione]. Robert [nazwisko zaczernione] w czasie sporządzania raportu przez [funkcja zaczerniona] był pułkownikiem polskiego wywiadu wojskowego, czyli zna bardzo dobrze wewnętrzne życie tej służby.

Zgodnie z opisem Roberta [nazwisko zaczernione] zlecenie dotyczące przeprowadzenia zamachu na ­Tu-154 pochodziło bezpośrednio od [funkcja zaczerniona] T. [nazwisko wysokiej rangi polskiego polityka zaczernione] do Desinova. Nie udało się ustalić, gdzie i kiedy do tego doszło.

Desinov miał następnie nawiązać kontakt ze stacjonującą w Połtawie/Ukraina grupą operacyjną Dmytra Stelanowego. Miało to nastąpić około 1.04.2010. Stelanowy oraz cała jego grupa operacyjna, w której skład wchodzi 15 etatowych funkcjonariuszy FSB, posługują się oficjalnie na terenie Ukrainy dokumentami SBU. Pozostają tam jako siły wsparcia dla działań SBU. W rzeczywistości jednak wszyscy są funkcjonariuszami 3. Wydziału FSB, Służby Naukowo-Techniczne. Nie udało się wyjaśnić, dlaczego akurat Desinov miał zrealizować to zadanie.

Strona 3:

Po raz pierwszy grupa Desinova zwróciła na siebie uwagę w związku z szeroko zakrojonymi działaniami przeciwko Aleksandrowi Popovowi/Kaliningrad i Aleksandrowi Dudarevowi/Ryga/Hamburg.

Dalszego przebiegu zdarzeń, dotyczącego realizacji, pozyskania materiałów wybuchowych czy komunikacji — mimo podjęcia intensywnych działań — nie udało się ustalić, ponieważ nie można było wykluczyć poważnego zagrożenia dla działających na miejscu źródeł.

Także dalsze utrzymywanie łączności z Robertem [nazwisko zaczernione] było już niemożliwe, gdyż każdy kolejny kontakt poprzez ambasador [nazwisko zaczernione], ambasada L. [nazwa kraju zaczerniona], mógłby także prowadzić do optycznych anomalii.

Zarówno materiał fotograficzny, jak i notatki świadka Roberta [nazwisko zaczernione] relacjonującego zasłyszane informacje odpowiadają w przybliżeniu prawdopodobnemu przebiegowi zdarzeń. Nasuwa się także pytanie, dlaczego akurat 3. Wydział FSB miałby być uwikłany w tego rodzaju proceder. Co prawda Desinov służył do 2011 roku w Kabulu jako doradca Hamida Karzaja do spraw bezpieczeństwa. Desinov mógł zarazem zapewnić sobie łatwy dostęp do materiałów wybuchowych i technologii operacyjnych (OT). Mimo to, uwzględniając fakt, że w przypadku ­Tu-154 chodzi o rządowy samolot polskiego prezydenta o bardzo wysokich wymogach bezpieczeństwa — zdaniem autora raportu — umieszczenie w samolocie ładunku bądź nawet kilku ładunków TNT wyposażonych w zdalne zapalniki byłoby niemożliwe bez zaangażowania sił polskich.

Podpis: ...........

Załącznik 1 

Strona 1:

Rycerski i Szpitalniczy Zakon św. Łazarza z Jerozolimy

Wielki Baliw Niemiec

49. Wielki Mistrz: J.E. Don Carlos Gereda de Borbón, Marquis de Almazán

Skarbnik & Strażnik Insygniów

Zakon św. Łazarza, Dr Klaus-D. Herbst, Am Wolkenberg 15b, 14552 Michendorf

Pan

Konstiantyn Zapalskyj

via e-mail

ZAPROSZENIE DO USTANOWIENIA JURYSDYKCJI ŚW. ŁAZARZA NA UKRAINIE

Drodzy przyjaciele Zakonu,

bardzo dziękuję za wystawienie i przesłanie dokumentów. Nadal nie ustajemy w staraniach, aby w ramach przygotowań wyjaśnić wszelkie kwestie, nawet jeśli pojawia się kilka problemów.

Rumuńska jurysdykcja musiała odwołać z powodów terminowych październikową inwestyturę w Satu Mare. Wprawdzie 17 października 2010 roku niemiecka Fundacja św. Łazarza dokona w Satu Mare poświęcenia Centrum Dzieci Cygańskich wybudowanego z własnych pieniędzy oraz środków Dzieła Pomocy Niemieckich Dentystów, ale nie przeprowadzi inwestytury. Odbędzie się jedynie ekumeniczne nabożeństwo Zakonu, podczas którego nie przewidziano ceremonii przyjęcia.

Obecnie sprawdzamy dostępność innego terminu w celu dokonania ceremonii przyjęcia wspólnie z Wielkim Mistrzem, którego obecność jest konieczna przy ustanawianiu nowego Prioratu.

Cieszymy się, że możemy dziś wystosować pod adresem państwa grupy (Konstiantyn Zapalskyj, Rostyslav Todorovych, Svitlana Shynkarenko, Yurij Desinov) zaproszenia do złożenia wizyty w Niemczech. Szczególnie cieszy nas to, że będziemy mogli powitać w Berlinie członka grupy Yurija Desinova w 30. tygodniu kalendarzowym (od 26 do 31 lipca 2010 roku). Serdecznie zapraszamy.

W ramach dalszych prac przygotowawczych należy niezwłocznie przedłożyć następujące dokumenty w języku ojczystym oraz ich tłumaczenia na język angielski:

— statut Zakonu dla nowego Prioratu Ukrainy

— statut Dzieła Pomocy (Fundacji) Wspólnoty Zakonnej na Ukrainie.

Odnośnie do każdego z przyszłych członków należy złożyć następujące dokumenty (uwierzytelnione przez państwo bądź Kościół), każdy wraz z tłumaczeniem na język angielski:

— życiorys

— kopia paszportu

— wniosek o przyjęcie do Zakonu (*)

— akt chrztu

— świadectwa uzyskania stopni naukowych (jeżeli takie istnieją)

— świadectwa pochodzenia arystokratycznego (jeżeli takie istnieją)

— świadectwa kościelne o święceniach kapłańskich (dotyczy osób duchownych).

Strona 2:

Wszystkie otrzymane dokumenty zbierzemy w całość i poddamy wstępnemu postępowaniu sprawdzającemu, a następnie wyślemy do Sekretariatu Generalnego Zakonu w Waszyngtonie/USA. Stamtąd otrzymamy certyfikaty. Dopiero wówczas można będzie przejść do indywidualnych ceremonii przyjęcia do Zakonu. Zgodnie z obowiązującymi dziś statutami to Sekretariat Generalny określa dla celów przyjęcia hierarchię w Zakonie.

(*) Formularz wniosku w formacie PDF prześlemy drogą mailową.

Bardzo się cieszymy na rychłe spotkanie w Berlinie i realizację dalszych kroków przygotowawczych.

Serdeczne pozdrowienia z Niemiec

Zakon św. Łazarza, Wielki Baliw Niemiec

Skarbnik et Strażnik Insygniów

[Podpis]

Dr Klaus-D. Herbst KCLJ KMLJ

12 lipca 2010 roku

Załącznik 2 

1408010

Rozbicie gangu handlującego papierosami i bronią, kierowanego przez Olega POPOVA, Igora JAKOVLEVA, Viktora BOUTA.

Kulisy wydarzeń:

W 2005 roku „M” zaczął przekładać na konkretne działania operacyjne przeanalizowane dane zawarte we wnioskach o pomoc urzędową ZKA [Kryminalny Urząd Celny] / SOKO [Sonderkommando TAROT]. Odbyła się narada między LOStA [kierujący prokurator wyższego szczebla] NITZ z prokuratury [STA] w Stade, ZOAR [komisarz celny wyższego szczebla] Runckwitz / ZKA, ZOI KRUSCHEL / ZFA [Celny Urząd Dochodzeniowy] HH [Hamburg]. Podczas narady „M” poinformował LOStA, że wiedzę o poufnych przygotowaniach do planowanych działań należy utrzymywać w wąskim gronie. W nieodległej bowiem przeszłości współpracownicy ZFA Hamburg, HEISE, WEBER i VOTH, dopuścili się najprawdopodobniej zdrady tajemnicy przy poplecznictwie współpracowników ZFA Frankfurt n/M, BACHMANNA i WINKELMEYERA, co niemal storpedowało przeprowadzone działania we współpracy z BKA [Federalne Biuro Śledcze] Wiedeń / pułkownik KUHN przeciwko kilku członkom Partii Pracujących Kurdystanu, PKK, oraz obywatelowi tureckiemu GÖKCE Fuat.

Po potwierdzeniu, że powyższe osoby mogą dzięki wsparciu FSB po części bez przeszkód operować w regionach: Litwa, Łotwa, Polska, Słowenia, Austria, wdrożono pierwsze kroki w celu zlokalizowania tych osób w wyniku infiltracji służby, która je chroniła.

W tym celu należało:

1) znaleźć odpowiednią platformę operacyjną

2) zrekrutować i zapewnić źródła oraz operatorów

3) zwerbować do współpracy firmę, której aktywność i obszary działania stanowiłyby odbicie lustrzane ZP’s [Zielpersonen/osób docelowych], a także zapewniałyby „M” odpowiednie legendowanie.

Ad 1) na platformę została wybrana [zaczernione] w Rydze

Ad 2) źródłami zostali: „H.S.” (patrz: dane osobowe), „O.T.” (patrz: dane osobowe), „Mansour H-J” został pozyskany jako operator (patrz: dane osobowe)

Ad 3) Pozyskano do współpracy zarząd [zaczernione] w Monachium.

Pierwsze ustalenia:

W 2010 roku „Mansourowi H-J” udało się pozyskać do współpracy „W.S.”, wysokiej rangi źródło wewnątrz GRU. Już w marcu 2010 roku „Mansour H-J” zdobył pierwsze przydatne informacje w odniesieniu do osoby docelowej, Olega POPOVA. W 06/2010 w hotelu Pulkovo w Petersburgu doszło do pierwszego kontaktu między POPOVEM a [zaczernione], łotewskim obywatelem. [zaczernione] został przedstawiony przez [zaczernione], generała FSB. POPOV przyznał podczas spotkania, że może dostarczyć do Düsseldorfu papierosy marki Marlboro, oryginalny amerykański towar. W związku z tym nawiązano kontakt z [zaczernione] dla [zaczernione], który miał całą sprawę przekazać tamtejszym współpracownikom w ramach przesłuchania świadków. Spotkanie to dotychczas jeszcze się nie odbyło, ale jest aktualnie rozważane. 09.06. „M” udało się zlokalizować w Berlinie pododbiorcę POPOVA, Aleksandra DEMENTJEVA. Zgodnie z jego informacjami odbiera on miesięcznie od POPOVA towar w postaci około tysiąca sztuk kartonów marki Marlboro US.

Dalsze ustalenia:

[zaczernione]

Dalsze ustalenia:

Poprzez działającego pod przykryciem ze swoją grupą operacyjną na Ukrainie generała FSB Jurija DESINOVA (patrz: dane personalne) zdemaskowany został zwiadowca pracujący dla jego grupy operacyjnej. Miał on w regularnych odstępach czasu zatrzymywać się w Hamburgu i odpowiadać za obszar szpiegostwa elektronicznego.

DESINOV twierdzi, że może nawiązać kontakt z mułłą OMAREM w Afganistanie. OMAR ma być rzekomo skłonny, na określonych warunkach, które w tym momencie nie są jeszcze dokładnie znane, doprowadzić do znaczącego powstrzymania ataków na jednostki Bundeswehry ze strony talibów. DESINOV jest gotowy rozmawiać na ten temat w Berlinie z właściwymi decydentami. Kierują nim motywy finansowe. Jeśli w wyniku nawiązanego z jego pomocą kontaktu z OMAREM zostanie odnotowany długotrwały rezultat, wówczas żąda w zamian 200 tys. euro. Inne warunki nie są znane. DESINOV potwierdził w odpowiedzi na odnośne pytanie, że OMAR jest skłonny rozmawiać o tym z niemieckimi emisariuszami. W świetle niedawnych sukcesów wywiadowczych „Mansoura H-J” ustalenia te brzmią wiarygodnie.

5 sierpnia 2010 roku odbyła się rozmowa w tej sprawie między [zaczernione] a [zaczernione] w krajowym oddziale administracji wojskowej Hamburga [Landeskommando HH], podczas której przekazano wszystkie odnośne informacje. Z niewyjaśnionych powodów do dziś nie ma postępu w tej sprawie. Zwłaszcza z uwagi na fakt, że członkowie MDB rozpaczliwie poszukują w Afganistanie partnerów do rozmów. A na stole leży przecież konkretna oferta, która, jak się wydaje, nie została nawet rozważona. Szef BND, E. UHRLAU, miał znać okoliczności całej sprawy od 06.08.2010.

DESINOV otrzymał wizę. Jego wjazd był możliwy pod pozorem wizyty w Zakonie św. Łazarza. Środki umożliwiające podjęcie takich działań pozostają również do dyspozycji.

Dalsze ustalenia:

Dzięki zintensyfikowanej w ostatnich latach współpracy z [zaczernione] możliwe było nawiązanie pośredniego kontaktu z Aleksandrem DUDAREVEM. Źródło, które pracuje dla rezydenta FSB w Kaliningradzie, zostało skutecznie nasłane na DUDAREVA. Możliwe było pozyskanie aktualnie używanych przez DUDAREVA danych paszportowych przez „Igora IWANOVA” (patrz: dane osobowe). Ustalono ponadto, że DUDAREV posiada konto bankowe w [zaczernione] na nazwisko Laslo DUGAJEV.

Poprzez IWANOVA uzyskano z wynajmowanego przez DUDAREVA mieszkania w Carnikavie dokumenty urzędowe niemieckich organów śledczych. Z tego wynika, że DUDAREV musiał mieć informatora wewnątrz jakiegoś niemieckiego organu śledczego — przypuszczalnie w Urzędzie Ochrony Konstytucji (BfV). Istnieją przesłanki świadczące o możliwej współpracy DUDAREVA z BfV. Wydaje się jednak mało prawdopodobne, aby DUDAREV poprzez BfV mógł uzyskać dostęp do wspomnianych dokumentów urzędowych.

Nie można także wykluczyć, że DUDAREV miał dostęp do wrażliwych twardych danych poprzez jednego lub kilku współpracowników ZFA HH. W Hamburgu znajdowała/znajduje się siedziba firmy DUDAREVA, Natomiast współpracownik VOTH z ZFA HH musiał mieć do 2007 roku przynajmniej pośredni dostęp do DUDAREVA.

Już w 2005 roku na podstawie przesłanek można było wywnioskować, że wydział, w którym VOTH pracuje do dziś, przekazywał poufne informacje osobom docelowym (patrz: postępowanie przygotowawcze BKA Wiedeń przeciwko członkom PKK oraz tureckiemu obywatelowi Fuatowi GÖKCE z 2005 roku). W tym przypadku w sposób oczywisty — w wyniku nielegalnego przekazywania informacji — miało miejsce utrudnianie postępowania urzędniczego przez współpracowników VOTHA i WEBERA oraz sprawującego funkcję kierowniczą HEISEGO.

1 http://www.stuttgarter-zeitung.de/inhalt.katastrophe-von-smolensk-was-weiss-der-bnd-vom-absturz-lech-kaczynskis.bf004a7e-c9d7-4fa9-a980-9ee6e5d49802.html (dostęp 10.09.2016).

Wrażenia niemieckiego obserwatora

Co za arogancja! Pisanie książki o Polsce, zwłaszcza o jej sytuacji wewnętrznej i o katastrofie smoleńskiej sprzed ponad sześciu lat, jest niewątpliwie przedsięwzięciem śmiałym i ryzykownym. Jeśli dodam, że autor jest cudzoziemcem, co więcej, pochodzi z Niemiec, to projekt ten — gdybyśmy kierowali się racjonalnymi przesłankami — śmiało można by uznać za niewykonalny. Zapewne odezwą się też głosy: powinien się pan raczej zająć włas­nym krajem, bo przecież nie ma pan pojęcia, co tak naprawdę tu się dzieje.

W obecnych burzliwych czasach właściwie niemożliwe wydaje się pisanie o kraju, w którym się nie mieszka — chyba że w grę wchodzą artykuły rocznicowe, dzienniki podróży lub stronnicze dziennikarstwo polityczne. Jeszcze trudniej zajmować się takim krajem jak Polska, bo odnoszę wrażenie, że tutaj wszystko jest albo białe, albo czarne, panuje absolutna prawda, brakuje jakichkolwiek tonów pośrednich, dyskusje są nad wyraz trudne i trwa wewnętrzna „zimna wojna”: jesteś z nami lub przeciwko nam. To oczywiste, że w tym sporze nikomu nie można przyznać racji, a każdy i tak będzie się dogmatycznie trzymał własnej prawdy. Panuje koniunktura na myślenie zerojedynkowe. A główny problem polega na tym, że nie ma politycznych przeciwników — są tylko polityczni wrogowie.

Ci z opozycji, czyli z Platformy Obywatelskiej, będą twierdzić, że jestem sługusem Prawa i Sprawiedliwości, choć w najmniejszym stopniu nie identyfikuję się z polityką uprawianą przez tę partię. Z kolei według zwolenników ­PiS-u po pierwsze: niczego nie zrozumiałem i dlatego nie powinienem się wtrącać, po drugie: jestem pachołkiem „socjalistycznej” bądź „komunistycznej” opozycji, i wreszcie po trzecie: z racji nazistowskiej przeszłości mojego kraju nie mam prawa wypowiadać się krytycznie na temat sytuacji wewnętrznej w Polsce. Nie zmienia to jednak faktu, że próbuję odróżniać propagandę od rzeczywistości, nawet jeśli nie pasuje mi to pod względem politycznym.

Profesor Klaus Bachmann pisał o tym w eseju opublikowanym przez warszawskie przedstawicielstwo Fundacji im. Hein­richa Bölla: „We wszystkich obozach politycznych w Polsce dominuje koncepcja demokracji, zgodnie z którą system checks and balances2 jedynie zniechęca demokratycznie wybraną władzę do efektywnego rządzenia i zawierania kompromisów. Co ciekawe, słowo »kompromis« występuje w polskim języku potocznym niemal wyłącznie w towarzystwie przymiotnika »zgniły«”3.

Moja krytyczno-porównawcza publicystyka raczej nie sprawi, że uczestnicy tego sporu pozbędą się wzajemnych uprzedzeń i dojdą do wspólnych wniosków. Dlatego książka ta jest eksperymentem, który pozwoli zbadać, czy w ogóle możliwe jest przedstawienie w sposób mniej lub bardziej swobodny własnej opinii, wolnej od powielanych przez każdą ze stron ideologicznych stereotypów. Polska jest ważnym, centralnym krajem Europy, w którym dzięki masowemu sprzeciwowi obywateli udało się obalić komunizm. Ta publikacja ma wywołać dyskusję w polskim społeczeństwie i mam nadzieję, że spełni swoje zadanie.

Oczywiście podejmuję w niej także nierozstrzygnięte do dziś kwestie i kontrowersje związane z katastrofą smoleńską, o której obszernie informowały polskie media. Sześć lat temu, 10 kwietnia 2010 roku, o 8.41 czasu środkowoeuropejskiego, rządowy samolot ­Tu-154M rozbił się nieopodal rosyjskiego lotniska wojskowego Smoleńsk-Siewiernyj. Oprócz polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego żony Marii na pokładzie byli między innymi: wicemarszałek senatu, wiceminister spraw zagranicznych, wielu parlamentarzystów oraz dowódców sił zbrojnych. Tym samym została unicestwiona znacząca część politycznej i wojskowej elity Polski4. Na temat tego niewyjaś­nionego do tej pory wydarzenia napisałem książkę Tajne akta S. Publikacja ta spotkała się w Polsce z dużym zainteresowaniem ze strony czytelników, a także członków rodzin i bliskich ofiar tragedii, natomiast została totalnie odrzucona przez rządzącą wówczas krajem Platformę Obywatelską oraz służących jej wiernie dziennikarzy. Z kolei w Niemczech niemal wszystkie środki masowego przekazu przemilczały jej treść albo uznały, że dałem się ponieść teorii spiskowej.

W przedmowie do Tajnych akt S pisałem: „Czy katastrofa smoleńska była tragicznym wypadkiem, brzemienną w skutki koincydencją błędów, nieporozumień i zaniedbań zarówno po rosyjskiej, jak i po polskiej stronie — czy też zaplanowaną akcją, zamachem? W gruncie rzeczy pragnienie dotarcia do niezbitej prawdy jest w pewnym sensie zuchwalstwem. Zwłaszcza jeśli mielibyśmy do czynienia z zamachem o podłożu politycznym. Któż bowiem może w ogóle uzurpować sobie prawo do poznania czystej prawdy? Chyba tylko religijni i polityczni fundamentaliści albo despoci. Mimo to chciałbym jednak podjąć próbę odpowiedzi na pytanie, co naprawdę zdarzyło się 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku, wykazać sprzeczności i przedstawić poszlaki, tak by czytelnik mógł wyrobić sobie na ten temat własne zdanie. W tej książce o to właśnie chodzi”.

Powrócę jeszcze do tego wątku, ponieważ jednostronne relacje medialne dotyczące przyczyn katastrofy smoleńskiej utworzyły przepaść, która dzieli polskie społeczeństwo. Ponadto tragedia ta jest nierozerwanie związana z konfliktami geopolitycznymi i należy ją rozpatrywać w kontekście polityki Kremla i Władimira Putina oraz reakcji państw zachodnich na działania Rosji. Po zwycięstwie wyborczym Prawa i Sprawiedliwości w 2015 roku dla wszystkich stało się jasne, że nowy rząd zrobi wszystko, co w jego mocy, aby ostatecznie wyjaśnić wszelkie okoliczności katastrofy smoleńskiej, która dla tak wielu Polaków stanowi do dziś narodową traumę.

Kluczową rolę w dochodzeniu przyczyn katastrofy smoleńskiej odegrał Antoni Macierewicz. Polityk ten był więźniem reżimu komunistycznego i działał aktywnie w „Solidarności”. W latach 1991–1992 zasiadał na fotelu ministra spraw wewnętrznych w prawicowo-konserwatywnym rządzie Jana Olszewskiego. Macierewicz był przyjacielem zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Po katastrofie smoleńskiej stanął na czele Zespołu Parlamentarnego do spraw Zbadania Przyczyn Katastrofy ­Tu-154M z 10 kwietnia 2010 roku. To skupiające głównie polityków ówczesnej opozycji gremium szukało odpowiedzi na wiele pytań pozostających poza obszarem zainteresowania oficjalnych organów śledczych. Z racji sprawowanej funkcji przewodniczącego Zespołu Macierewicz jawił się jako główny przeciwnik polityczny zarówno Platformy Obywatelskiej, ówczes­nego premiera Donalda Tuska, jak i przychylnych PO mediów. Pod tym względem nic się do dziś nie zmieniło. W nowym rządzie Prawa i Sprawiedliwości Antoni Macierewicz pełni funkcję ministra obrony narodowej. Tym samym dysponuje znacznie szerszą paletą możliwości pozwalających na ostateczne ustalenie okoliczności katastrofy smoleńskiej. Na moje pytanie, czy już wie, co kryje się za tą katastrofą, odpowiedział: „Nie, nie mam żadnej konkretnej wiedzy, co się za nią kryje. Istnieje wiele koncepcji na ten temat, między innymi problem wywierania przez Rosję presji na Polskę”. Z drugiej strony — wbrew temu, co ustaliły oficjalne instytucje — polityk ten nie sądzi, żebyśmy mieli do czynienia ze zwykłym wypadkiem.

Sądy czy polityczne przesądy?

O tym, jak napięta była sytuacja po podwójnej wygranej Prawa i Sprawiedliwości w starciach wyborczych z 2015 roku, świadczy choćby artykuł z 23 listopada, zamieszczony w poważnym austriackim dzienniku „Der Standard”. Renomowany publicysta Paul Lendvai pisał: „Po dwóch tegorocznych zwycięstwach partia Kaczyńskiego zrzuciła maskę umiaru. Kluczowe stanowiska zajęli trzej niesławni awanturnicy: minister obrony narodowej Antoni Macierewicz był twórcą mitu o rosyjskim spisku wymierzonym w polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego (i brata bliźniaka, Jarosława); koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński, w pierwszej instancji (nieprawomocnie) skazany na trzy lata więzienia za zorganizowanie prowokacji i podżeganie do korupcji przy użyciu sfałszowanych dokumentów i innych sztuczek w czasach pierwszego rządu Jarosława Kaczyńskiego, został ułaskawiony przez swojego partyjnego kolegę, prezydenta Andrzeja Dudę; Zbigniew Ziobro, kontrowersyjny minister sprawiedliwości we wcześniejszym rządzie Jarosława Kaczyńskiego, występował przed dziesięciu laty jako rzecznik grupy parlamentarnej domagającej się przywrócenia kary śmierci, a dziś to właśnie jemu jako ministrowi sprawiedliwości ma podlegać niezależna prokuratura”5.

Pół roku później, 8 czerwca 2016 roku, dziennik „Bild-Zei­tung” opublikował na swoich łamach następujące słowa dziennikarza Hansa-Jörga Vehlewalda: „Podczas gdy w Warszawie trwają obrady NATO, nowy rząd najwyraźniej przygotowuje zamach na opozycję. »Czekają tylko do końca miesiąca, aż skończy się szczyt NATO i wizyta papieża — mówi prezydent Warszawy, Hanna Gronkiewicz-Waltz — potem zaczną się aresztowania. Znów wsadzą wielu ludzi za kratki. To będzie tragedia«”. Gronkiewicz-Waltz, profesor prawa, jest członkinią PO i z uwagi na swoje wcześniejsze konflikty z PiS-em z pewnością nie ma pozytywnego stosunku do nowego rządu. Co ciekawe, podobne argumenty usłyszałem w Fundacji Konrada Adenauera w Warszawie: „Dokąd zmierza Polska? Niewykluczone, że po szczycie NATO i Światowych Dniach Młodzieży znowu przykręcą śrubę”. To tylko tania propaganda czy też faktycznie tego rodzaju doniesienia mówią o realnych zagrożeniach dla demokracji w Polsce? Warto też rozważyć kwestię, czy za płynącymi z Zachodu zarzutami pod adresem rządu sformowanego przez PiS nie kryją się aby czyjeś interesy. Może jesteśmy świadkami swoistej walki między neoliberalnym systemem gospodarczym a neonacjonalizmem o silnych korzeniach społecznych? A może jest to konflikt, w którym ścierają się ze sobą całkowicie przeciwstawne kultury polityczne i społeczne?

Jednak cóż takiego wydarzyło się w Polsce? W 2015 roku Prawo i Sprawiedliwość odniosło największe zwycięstwo w swojej historii. W kwietniu wybory prezydenckie wygrał Andrzej Duda, dotychczasowy eurodeputowany z ramienia tej partii, zdobywając 51,55 proc. głosów i pokonując tym samym Bronisława Komorowskiego. Z kolei w październiku jego sukces powtórzył sam PiS, który pozostawał do tej pory w opozycji. W wyborach parlamentarnych partia ta otrzymała 37,58 proc. głosów. Uzyskała dzięki temu 235 mandatów w 460-osobowym sejmie, co pozwoliło jej na sprawowanie samodzielnych rządów. W 100-osobowym senacie, izbie wyższej parlamentu, PiS posiada 61 miejsc. Platforma Obywatelska przegrała przede wszystkim dlatego, że po wielu latach trwania przy władzy ostatecznie utraciła swoją wiarygodność. Wyborcy nie byli już w stanie uwierzyć, że ugrupowanie, które wydatnie przyczyniło się do pogorszenia warunków ich życia, będzie mogło zmienić ten stan rzeczy. Podczas kampanii wyborczej prezydent Bronisław Komorowski wyjątkowo otwarcie zamanifestował arogancję swojej opcji politycznej. Zapytany o to, co mają robić młodzi ludzie — szczególnie przecież dotknięci kryzysem społecznym — którzy pragną mieszkać i pracować w swoim kraju, odpowiedział krótko: „Wziąć kredyt i zmienić pracę!”. Jednocześnie PO próbowała straszyć wyborców, utrzymując, że zwycięstwo wyborcze ­PiS-u będzie skutkowało demontażem Polski liberalnej. Porażka PO i Zjednoczonej Lewicy była też wynikiem tego, że bardziej niż problemami wyborców zajmowały się one wewnętrznymi sporami. W dodatku nie były w stanie przedstawić pozytywnego programu budowy Polski nowoczesnej i sprawiedliwej. Trudno wygrywać wybory, gdy jedynie powtarza się jak mantrę, że przeciwnik jest zły. Konieczne są własne rozwiązania, stanowiące wiarygodną alternatywę dla programu konkurencji politycznej. Niemniej partii wypranej z intelektualistów trudno wygenerować tego rodzaju wizję. Wprawdzie wielu prominentnych ludzi kultury i nauki wspiera Platformę Obywatelską, traktując ją jako mniejsze zło, jednak niewielu z nich miało bezpośredni dostęp do jej wewnętrznych kręgów decyzyjnych. Tymczasem PiS-owi udało się mimo wszystko pozyskać do współpracy nad programem partii spore grono naukowców — choć może mniej elitarnych. W czasie kampanii wyborczej opozycja zarzucała partiom rządzącym, że działają przede wszystkim w interesie ludzi bogatych, realizują politykę poddańczą wobec Unii Europejskiej, doprowadzają kraj do ruiny i zmuszają pozbawionych perspektyw młodych ludzi do emigracji. Widać zatem, że to sami wyborcy oczekiwali zmiany politycznej w Polsce.

Prawo i Sprawiedliwość zawdzięcza swój sukces buntowi młodej generacji, niezadowoleniu pozbawionych jakichkolwiek przywilejów grup społecznych oraz zakorzenionej głównie w regionach wiejskich niechęci wobec aroganckich elit polityczno-gospodarczych. Wybory wyłoniły nową władzę, a zmiana rządu oznaczała przebiegunowanie dotychczasowej polityki. Socjolog Paweł Śpiewak, którego trudno podejrzewać o sympatię dla ­­PiS-u, musiał przyznać: „Mamy katastrofalnie niskie nakłady na kulturę, naukę i edukację. Ludzie się niby kształcą, ale często na słabych uczelniach. Są fatalnie oczytani w literaturze pięknej. Nie ma programów edukacyjnych, czytelniczych, zamykane są księgarnie. Czy nie jesteśmy dość zamożnym społeczeństwem, żeby utrzymywać porządne czasopisma kulturalne? U mnie, w Żydowskim Instytucie Historycznym, świetnie wykształceni ludzie zarabiają 2400 zł na rękę. Kiedyś zagadnąłem burmistrza [Warszawy] Marcina Święcickiego o politykę kulturalną. On mi na to: »Proszę pana, teraz mamy wolny rynek, a nie politykę kulturalną«. No to płacimy rachunki za lata zaniechań, obojętności, a nawet wrogości wobec opiekuńczych czy kulturotwórczych funkcji państwa”6.

W zachodnich mediach, szczególnie niemieckojęzycznych, ocena wyniku wyborów w Polsce była jednoznaczna: „To cios zadany liberalnej demokracji!”. Wiedeński dziennik „Der Standard” ogłosił piórem Martina Pollacka: „O ile jeszcze kilka miesięcy temu można było pytać, dokąd zmierza Polska, o tyle dziś wszystko jest już jasne. Jesienne wybory parlamentarne z 2015 roku przyniosły jednoznaczne zwycięstwo narodowo-konserwatywnej partii Prawo i Sprawiedliwość, która dopuszczała kilka opcji. Dziś można już odnieść wrażenie, że prezes ­PiS-u Jarosław Kaczyński zamierza rozmontować liberalną demokrację i zaprowadzić reżim autorytarny, na którego czele widzi sam siebie. Fakt, że tym samym Polska dołącza do ogólnoeuropejskiego trendu, jest marnym pocieszeniem. Tym bardziej nagląca wydaje się potrzeba dokładnej obserwacji kierunku, w którym podąża Polska. Lektura tekstów nastawionych krytycznie polskich intelektualistów napawa trwogą”7. Tego rodzaju subiektywne odczucia, które niekoniecznie mają cokolwiek wspólnego z rzeczywistością, były „dziennikarską prowokacją”. A ta — co trzeba przyznać — jest integralną częścią wolnych mediów, niezależnie od tego, czy się z tym zgadzamy, czy też nie. W każdym razie słowa Martina Pollacka spotkały się w Polsce z ostrym sprzeciwem. Według organizacji Reporterzy bez Granic, powołującej się z kolei na „Gazetę Wyborczą”, po publikacji artykułu zwolennicy ­PiS-u złożyli skargę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Sprawa miała swój ciąg dalszy: „Z powodu krytycznych uwag na temat narodowo-konserwatywnych rządów w Warszawie polski Instytut Kultury w Wiedniu zakończył współpracę z austriackim autorem i ekspertem do spraw Europy Wschodniej Martinem Pollackiem. Organizacja Reporterzy bez Granic uznała nałożone na autora »sankcje« za naruszenie wolności prasy”8.

Czy opinie Pollacka były próbą wzbudzenia paniki mającej na celu mobilizację społeczeństwa przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu i „autorytarnemu kursowi” nowego polskiego rządu, czy też mieliśmy tu do czynienia z artykułowanymi przez Europę obawami o stan polskiej demokracji? W niemieckojęzycznych mediach można było przeczytać choćby takie słowa: „Coraz częściej dają się słyszeć poważne głosy ostrzegające przed dryfem Polski w kierunku nowego faszyzmu. Na przykład antropolog kultury i znakomita analityczka duchowego rozwoju Polski w pierwszej połowie XX wieku Joanna Tokarska-Bakir jest zdania, że po kilku miesiącach rządów Prawa i Sprawiedliwości brakuje w Polsce tylko jednego elementu, aby można było mówić o rodzimym faszyzmie — otwartej przemocy. Na razie nie ma jeszcze żadnych jej oznak, ale to wcale nie znaczy, że taki scenariusz byłby nie do pomyślenia”9.

Falę ostrej krytyki wzbudziła w Polsce nowa ustawa o Trybunale Konstytucyjnym (TK). Były prezes tego organu Jerzy Stępień oświadczył, że prezydent Andrzej Duda, który odmówił zaprzysiężenia wybranych w październiku 2015 roku sędziów, przekroczył swoje kompetencje i tym samym złamał obowiązującą konstytucję. „To mi wygląda na zamach stanu” — skonstatował Stępień. Andrzej Zoll, kolejny były prezes TK, odnosząc się do nowej ustawy i planów ­PiS-u dotyczących zmiany konstytucji i sanacji systemu wymiaru sprawiedliwości, stwierdził: „Za chwilę będziemy żyli w systemie totalitarnym”. Strach przed autorytarno-nacjonalistyczną Polską w realiach rządów Prawa i Sprawiedliwości podsycają także głosy, których doprawdy nie sposób zrozumieć. Na przykład poseł Kornel Morawiecki w ramach debaty na temat TK obwieścił: „Nad prawem jest dobro narodu”. Słowa te zostały przyjęte minutową owacją przez klub parlamentarny Kukiz’15, do którego należał wtedy Morawiecki. Tymczasem jego wypowiedź przeczy temu wszystkiemu, co w Europie rozumie się przez pojęcie „państwa prawa”, będące jednym z najważniejszych filarów demokracji. Pretekstem do wypowiedzi Morawieckiego była decyzja nowego rządu o pozbawieniu Trybunału Konstytucyjnego jego prerogatyw — tak przynajmniej informowały o tym media zachodnie. Wątpliwości mogły budzić także słowa posłanki Krystyny Pawłowicz, zwanej „karabinem maszynowym ­PiS-u”. Według relacji „Süddeutsche Zeitung” z 14 marca 2016 roku posłanka miała oświadczyć „Gazecie Wyborczej”: „W Polsce Trybunał Konstytucyjny nie jest potrzebny. Ja tak uważam. Prezes Kaczyński pozwala mi tak mówić”. I to właśnie do takich bombastycznych frazesów niemieckojęzyczne media zasadniczo sprowadzają płynące z Polski informacje na temat nowej rzeczywistości politycznej.

Czy jednak sytuacja jest aż tak jednoznaczna? Jan Zielonka, profesor polityki europejskiej z Oksfordu, nakreślił obraz daleko bardziej zróżnicowany: „Trudno przewidzieć, jaką drogę w coraz bardziej burzliwej Europie wybierze przyszły polski rząd. Za to dobrze jest nam znany bilans dużych polskich partii w minionych latach. Tłumaczy on zwycięstwo ­PiS-u oraz klęskę jego przeciwników zarówno po lewej, jak i prawej stronie politycznego spektrum. Prawdziwi demokraci nie powinni nazywać decyzji obywateli nieracjonalnymi czy wręcz szalonymi. Szczególnie źle się czuję, gdy przegrani sugerują, że wyborcy byli niedoinformowani albo wprowadzeni w błąd”. Naukowiec przywołał tutaj „Gazetę Wyborczą”, wiodące medium, którego przekazy służą niemieckim czy austriackim dziennikarzom do kreowania na Zachodzie negatywnego wizerunku Polski10.

Po wielu latach radosnego neoliberalizmu Prawo i Sprawiedliwość potrafiło przedstawić kompleksowy program polityki społecznej. Profesor Jan Zielonka stwierdził: „To prawda, że w programie tym są duże dziury. Nie wiadomo też, skąd weźmie się pieniądze na jego realizację. Nawet najlepszy program społeczny może ponieść fiasko w starciu z kapryśnym i zachłannym rynkiem. Jednak program społeczny ­PiS-u przekonał wielu wyborców, ponieważ PiS, w przeciwieństwie do PO czy Zjednoczonej Lewicy, nie był utożsamiany z nową, bogatą klasą arystokracji gospodarczo-politycznej. Oczywiście po dojściu do władzy partia ta może zapomnieć o pomocy społecznej, zamach pałacowy odsunie Beatę Szydło, a do agendy powrócą ekstremalne żądania starej gwardii ­PiS-u. Jeśli tak się stanie, w najbliższych wyborach Polacy oddadzą mandat innej formacji. Takie są prawa polityki w państwach demokratycznych. Ekstremizm przy urnie wyborczej nie popłaca”. I dalej: „Polscy wyborcy powierzyli swoją przyszłość partii o kontrowersyjnej przeszłości. Rząd kierowany w latach 2006–2007 przez Jarosława Kaczyńskiego był dla wielu Polaków i partnerów europejskich zimnym prysznicem. Pozostaje zatem mieć nadzieję, że nowi przywódcy ­PiS-u będą w stanie spełnić umiarkowane oczekiwania wyborców. Liberalnej demokracji jest nie po drodze z upolitycznionymi sądami, amoralnym familiaryzmem, ksenofobicznym nacjonalizmem czy religijnym fundamentalizmem”11.

Niewątpliwie Polska nadal pozostaje żywą demokracją. Ostatnio doszło tu do wielu antyrządowych demonstracji pod hasłem: „Wolność, Równość, Demokracja”. Manifestacje, które przyciągnęły wielotysięczne tłumy, odbywały się z inicjatywy ruchu obywatelskiego pod nazwą Komitet Obrony Demokracji (KOD). „Łączą nas trzy najważniejsze tematy: wartości europejskie, porządek konstytucyjny, sprzeciw wobec zawłaszczania polskiego państwa przez partię Prawo i Sprawiedliwość” — powiedział szef KOD-u Mateusz Kijowski. Czy jednak wolność, równość i demokracja faktycznie są w Polsce zagrożone? Zwolennicy KOD-u mogli bez przeszkód rozbijać swoje namioty przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów, rozdawać ulotki i prezentować olbrzymie plakaty antyrządowe, co niekoniecznie byłoby możliwe w innych krajach Europy Wschodniej — a już na pewno nie w Rosji czy na Węgrzech.

Zachodnie media chętnie sięgają po epitety w stylu „putinizacja” bądź „orbanizacja” Polski. Warto zatem w tym miejscu przypomnieć wygłoszone 18 listopada 2015 rokuw sejmie exposé premier Beaty Szydło, w którym naszkicowała ona przyszłe działania swojej partii, Prawa i Sprawiedliwości: „Dziś w tej Izbie musimy jasno powiedzieć. Polska polityka musi być inna. Pokora, praca, umiar, roztropność w działaniu i odpowiedzialność. A przede wszystkim słuchanie obywateli. To są zasady, którymi będziemy się kierować. Koniec z arogancją władzy i koniec z pychą. Chodzi tu o naprawdę bardzo ważne sprawy. Po pierwsze, o politykę prorodzinną i pronatalistyczną. Musimy bowiem przełamać zapaść demograficzną, a wsparcie przez państwo kosztów utrzymania dzieci to poważny krok w tym kierunku. Po drugie, trzeba podjąć walkę z biedą, która dotyka bardzo wielu rodzin wielodzietnych i to też będzie poważny krok w tym kierunku. Po trzecie, trzeba odbudować w Polsce wiarę w demokrację. Dotrzymanie powszechnie znanych i przyjętych przez społeczeństwo obietnic to także krok w tym kierunku. A demokracja i kierowanie się wolą społeczeństwa i zmiana jakości rządzenia to zasadnicze przesłanie — zasadniczy cel naszego rządu. Wprowadzimy czytelne reguły odnoszące się do zamówień publicznych. Obniżymy podatki dla małych przedsiębiorstw. Podatek CIT dla małych firm obniżymy do 15 proc. Chodzi nam przede wszystkim o wsparcie małych i średnich przedsiębiorstw. Te wielkie zwykle znacznie lepiej sobie dają radę, choć i przeszkody stojące przed nimi będziemy usuwać. Polska potrzebuje przedsiębiorczości młodych, świetnie wykształconych Polaków. Musimy wykorzystać ich znaną i podziwianą na świecie kreatywność. Otwartość na nowe pomysły i idee. Dzięki młodym Polakom rozwiniemy gospodarkę opartą na wiedzy, na innowacjach. Ogromnie [ważne] jest też stworzenie szans dla średniego biznesu, który ma szczególnie wielką moc, jeśli chodzi o innowacje”12.

Powyższe deklaracje — niezależnie od swojego plakatowego charakteru — mogłyby być wizytówką każdej socjaldemokratycznej partii europejskiej. Próżno w nich szukać elementów rasistowskich czy nacjonalistycznych, za to nie brakuje informacji o przyczynach i potrzebie wprowadzenia tego programu w życie. Okazuje się, że nader skąpe są relacje niemieckojęzycznych mediów na temat tego, jak kształtowały się warunki życia społeczeństwa za rządów koalicji Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Sondaże i analizy dotyczące sytuacji gospodarczej Polski wskazywały na poszerzający się obszar biedy. Stopa bezrobocia wśród młodych ludzi między 15. a 25. rokiem życia była bardzo wysoka i sięgała niemal 30 proc. Podwyżki płac w dużej mierze pożerała inflacja. Aż 41 proc. Polaków wyrażało pogląd, że rozwój gospodarczy kraju jest niezadowalający. Co więcej, w 2014 roku około 2,1 mln Polaków (niemal 7 proc.) — w tym 750 tys. dzieci — żyło w skrajnej biedzie, a kolejne 5 mln było zagrożonych ubóstwem13. Według skali Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju co piąte dziecko w Polsce żyło poniżej granicy ubóstwa; odpowiadało to niemal 2 mln dzieci do 18. roku życia14.

Według Europejskiego Systemu Zintegrowanych Statystyk na temat Ochrony Socjalnej Polska w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej przeznaczała bardzo niewiele środków na świadczenia dla rodzin i dzieci. W 2012 roku wydatki te wynosiły 0,8 proc. PKB, przy czym średnia europejska to 2,4 proc.

Tymczasem od stycznia 2016 roku podejmowane są różnorakie działania, które mają poprawić warunki życia polskich rodzin. Najpierw podniesiona została granica progu dochodowego z 574 (około 130 euro) do 674 zł netto na osobę; dla rodzin z dzieckiem niepełnosprawnym granica progu wzrosła z 664 (około 150 euro) do 764 zł (173 euro). Wysokość zasiłku na dziecko wynosi między 89 a 129 zł (od około 20 do 29 euro) i może być uzupełniana przez inne świadczenia. Zasiłki dla jednego dziecka w rodzinie wzrosły ze 170 do 185 zł (z 38 do 42 euro), a dla dziecka w rodzinie wielodzietnej — z 80 do 90 zł (z 18 do 20 euro). W styczniu 2016 roku wprowadzono nowe rozwiązanie zwane „złotówka za złotówkę”. Oznacza to, że rodziny, które przekroczą próg dochodowy, nadal będą otrzymywać zasiłki — tyle że pomniejszone o kwotę, o jaką przekroczyły kryterium dochodowe. Od stycznia 2016 roku obowiązuje nowe świadczenie rodzicielskie. Tysiąc złotych miesięcznego wsparcia (226 euro) będzie wypłacane osobom, którym nie przysługuje zasiłek macierzyński. Będzie ono wypłacane między innymi osobom bezrobotnym, studentom, rolnikom oraz pracownikom na umowach cywilnoprawnych. Od początku 2015 roku obowiązuje obniżka podatku na trzecie dziecko (rocznie 2 tys. zł, około 453 euro) oraz na czwarte i każde kolejne dziecko (rocznie 2,7 tys. zł, około 612 euro). Ulga podatkowa przysługuje od 2015 roku także tym rodzinom, które z powodu niskich przychodów nie są w stanie w pełni wykorzystać kwoty wolnej od podatku na dziecko. Od kwietnia 2016 roku wypłacane są świadczenia w ramach programu „500 plus” w wysokości 500 zł (113 euro) na drugie i kolejne dziecko, a także na każde pierwsze dziecko w rodzinach, w których dochód na jedną osobę jest odpowiednio niski: 800 zł (około 200 euro) lub 1,2 tys. zł (około 300 euro), jeśli w rodzinie wychowywane jest dziecko niepełnosprawne.

Z danych Eurostatu wynika, że w 2013 roku z jakichkolwiek publicznych placówek opieki korzystało jedynie 5 proc. dzieci poniżej trzeciego roku życia. Od 2011 roku zaliczają się do nich żłobki, klubiki dziecięce, nianie i opiekunki. W ostatnich latach ich liczba wzrosła pięciokrotnie: z 571 w 2011 roku do 2910 w roku 2015. Wprowadzono zachęty na rzecz angażowania opiekunek do dzieci. Opiekunki te są zatrudniane bezpośrednio przez rodziny, natomiast ZUS płaci za nie z budżetu państwa składki na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne od kwoty minimalnego wynagrodzenia za pracę. Jednocześnie Ministerstwo Pracy i Polityki Socjalnej wdrożyło program „Maluch”, który ma zdopingować samorządy do otwierania nowych miejsc opieki nad dziećmi. Inna reforma dotyczy darmowych podręczników szkolnych. W roku szkolnym 2015/2016 takie podręczniki otrzymali uczniowie klas pierwszych, drugich i czwartych szkoły podstawowej oraz pierwszej klasy gimnazjum. Reforma jest wprowadzana etapowo, tak że w roku szkolnym 2016/2017 obejmie dzieci z klas trzecich i piątych szkoły podstawowej oraz drugiej klasy gimnazjum. Uczniowie mający problemy z nauką czy komunikacją otrzymają bezpłatne adaptacje podręczników dostosowane do ich potrzeb15.

Odbiór tego wszystkiego przez niemieckie media doskonale pokazuje choćby taki oto przekaz Deutsche Welle: „Odpowiedź gospodarki można odczytać na warszawskiej giełdzie, tym najbardziej dynamicznie rozwijającym się rynku w regionie. Od zwycięstwa w maju 2015 roku Andrzej Dudy, kandydata Kaczyńskiego na urząd prezydenta, najważniejszy polski indeks WIG 20 stracił prawie 30 proc. Wyniki wyborów parlamentarnych jeszcze bardziej umocniły trend spadkowy. Andrzej Malinowski, prezes organizacji Pracodawcy Rzeczypospolitej Polskiej, już w październiku ostrzegał na łamach niemieckiej prasy: »Nasze sukcesy nie mogą być wystawione na ryzyko. Zbyt ciężko na nie pracowaliśmy«”16.

W exposé premier Beaty Szydło czytamy: „Rozwój kraju nie może być skoncentrowany w kilku metropoliach. Musi dotyczyć obszaru całego kraju. Politykę wyrównywania szans prowadziliśmy w latach 2005–2007 i do niej wrócimy. Wrócimy do polityki zrównoważonego rozwoju. Nasz projekt wprowadzi realną ochronę polskiej ziemi przed niekontrolowanym wykupem, który dziś odbywa się z zupełnym pominięciem ducha prawa i w obecnej formule ewidentnie szkodzi polskiej racji stanu. Te dwa projekty przeprowadzimy w ciągu pierwszych stu dni pracy rządu”17.

Współpracownicy Fundacji Konrada Adenauera w Warszawie, komentując te słowa, podkreślali: „Część rzeczy, które robi [Prawo i Sprawiedliwość], jest zbyt socjalistyczna. Ma wejść w życie nowa ustawa o obrocie i dziedziczeniu ziemi. Inny projekt przewiduje przymusowe przejmowanie w zarząd państwa firmy przedsiębiorcy oskarżonego o przestępstwa gospodarcze. W jaki sposób państwo ma zarządzać taką firmą? Nie rozumiem tego. Jeśli dalej będą uchwalali takie prawo, ludzie będą się przed tym bronić”. Jednocześnie ma być konfiskowany majątek, łącznie z nieruchomościami i gruntami, osób oskarżonych o działalność przestępczą.

Premier Szydło podjęła również kwestie, o których niemieckojęzyczne media nawet się nie zająknęły: „Naukowcy powinni mieć szansę na to, by kształcić młode pokolenia Polaków, żeby prowadzić własne kariery naukowe, kariery badawcze, żeby ich praca naukowa, ich praca badawcza, była wykorzystywana przez państwo, przez polską gospodarkę, przez nasz rozwój. Tego dzisiaj potrzebuje polskie szkolnictwo wyższe. Tym bardziej powinniśmy wspierać naukowców, powinniśmy doceniać ich i doprowadzić do tego, żeby zarówno w tym wymiarze materialnym, ale też i w tym wymiarze organizacyjnym, mieli godne warunki wypełniania swojej misji. Tak, bo to jest swego rodzaju misja, na której budujemy podstawy naszego rozwoju, naszej państwowości. Będziemy czynić wszystko, by na uczelnie powrócił nastrój wolności badań, wolności wypowiedzi. Wolności kontaktów zewnętrznych z ludźmi reprezentującymi różne, także mniej popularne w danym środowisku poglądy. Uczelnie powinny być miejscami konfrontacji różnych przekonań, z teorii, miejscem otwartym na spotkanie ze wszystkim, co ma jakieś znaczenie dla rozwoju myśli”18.

Tego rodzaju deklaracje mają także związek z próbami wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 roku. Do tej pory uczeni, których nie przekonywała teza o wypadku rządowego samolotu, byli regularnie poddawani różnorakim szykanom. Wielu z nich — tak samo zresztą jak dziennikarzom — kneblowano usta. Takie wrażenie powstaje po lekturze listu otwartego podpisanego 9 lutego 2011 roku przez 147 poznańskich naukowców: „Podobnie jak nasi koledzy z Uniwersytetu Warszawskiego doświadczamy uciążliwości tej sytuacji i tak jak oni obserwujemy, że zarówno w życiu wewnątrz uczelni, jak i w debacie publicznej coraz mniej niezależnego myślenia i wymiany należycie uargumentowanych poglądów, a coraz więcej piętnowania adwersarzy, etykietowania czy — co dodajemy od siebie — wyszydzania naruszającego godność osoby ludzkiej. Zgadzamy się także z opinią o zdziczeniu języka debaty, o nieusprawiedliwionej nigdzie, a zwłaszcza w takich miejscach jak uczelnie, agresji werbalnej wobec inaczej myślących, najczęściej zresztą wobec zwolenników Prawa i Sprawiedliwości oraz tych wszystkich, którzy bezkompromisowo szukają prawdy o katastrofie smoleńskiej. Zgadzamy się z diagnozą, że to niechęć do prawdy bądź też strach przed nią eliminuje zarówno to centralne, jak i wiele innych ważnych zagadnień z przestrzeni otwartej dyskusji. [...] Podpisujemy się pod życzeniem, by więcej już o racjach w debacie publicznej nie decydowało: »kto coś mówi, ilu ludzi tak mówi, jakich przyjaciół czy nieprzyjaciół ma mówiący, tylko bardzo prosta rzecz: jakie rzetelne argumenty można spokojnie i rzeczowo przedstawić na poparcie danej tezy. Tylko tyle. Jedynie takie podejście może być nazwane racjonalnym, tylko takie podejście może być drogą do uzdrowienia sytuacji. To jest nie tylko istota i misja Uniwersytetu, w przeszłości i teraz, ale także podstawa przyszłości każdego państwa«”19. Po opublikowaniu tego dokumentu kilku z jego sygnatariuszy zostało zdyscyplinowanych przez zwierzchników. Okazuje się zatem, że za rządów Donalda Tuska kwestia wolności wypowiedzi i badań naukowych najwyraźniej pozostawiała wiele do życzenia.

Krytyka i rola mediów

Czy zasadne jest twierdzenie, że Polska zmierza w kierunku państwa autorytarnego? O tym, że mamy do czynienia z taką właśnie sytuacją, mogłyby świadczyć liczne doniesienia zachodnich mediów oraz wypowiedzi płynące nawet z konserwatywnych środowisk w Europie. Martin Schulz, przewodniczący Parlamentu Europejskiego i jednocześnie polityk Socjaldemokratycznej Partii Niemiec, oskarżył polskie władze o uprawianie polityki wzorowanej na modelu rosyjskim. „Polski rząd traktuje swoje zwycięstwo w wyborach jako mandat do podporządkowania dobra państwa, zarówno pod względem merytorycznym, jak i personalnym, woli zwycięskiej partii. To demokracja sterowana w stylu putinowskim, niebezpieczna »putinizacja« europejskiej polityki”. Taką wypowiedź Schulza opublikował 9 stycznia 2016 roku dziennik „Frankfurter Allgemeine Zei­tung”20. Gdyby wszystkie te zarzuty odpowiadały prawdzie, to wzorem demokratycznych cnót musiałby być odchodzący rząd, ponieważ w ciągu ostatnich ośmiu lat — a zwłaszcza wtedy, gdy na jego czele stał Donald Tusk — nie słychać było głosów tak mocnej krytyki ze strony Europy pod adresem Platformy Obywatelskiej. Być może przyczyną tego stanu rzeczy jest sztywna polityka neoliberalna, którą realizowała PO. Ale wbrew pozorom obecna sytuacja w Polsce, po wyborach wygranych w październiku 2015 roku przez Prawo i Sprawiedliwość, nie jest wcale tak jednoznaczna, jak chciałoby wielu przeciwników nowej władzy. W sejmie działa w sposób nieskrępowany silna opozycja, co oczywiście nie zmienia faktu, że to PiS posiada większość parlamentarną i dzięki temu próbuje konsekwentnie wprowadzać w życie swoje projekty polityczne i spełniać obietnice przedwyborcze. To, co można by zarzucić gabinetowi Beaty Szydło w jego działaniach powyborczych, to niewątpliwie brak odpowiedniej dyplomacji i wyczucia w zapowiedziach czy też wykonaniu planów. Rząd ten wprowadza radykalne zmiany, nie bacząc na reperkusje, jakie one wywołują w niektórych krajach zachodnioeuropejskich, przede wszystkim w sąsiednich Niemczech.

Krytyka jest niezwykle istotnym warunkiem funkcjonowania wolnego, demokratycznego społeczeństwa. Bywa ona ostra, niekiedy nawet potrafi ranić uczucia dotkniętych nią osób. Oczywiście zawsze można przeprowadzić rzeczową i merytoryczną konfrontację z krytycznymi opiniami pod własnym adresem. A w przypadku rzeczywistych pomówień w grę może wchodzić jeszcze droga sądowa. Zadaję sobie jednak pytanie, dlaczego w obszarze medialno-kulturowym niemieckie media na świadka oskarżenia nowej polskiej władzy nieustannie powołują „Gazetę Wyborczą”, która nigdy nie była ani szczególnie wyważona, ani neutralna politycznie. Wiadomo przecież, że dziennik ten trzymał i nadal trzyma kurs pozostającej obecnie w opozycji Platformy Obywatelskiej. To głównie jego publicyści, święcie przekonani o swojej zbawczej misji, rozbudzili — zwłaszcza w Niemczech — obawę co do rządów ­PiS-u, który według ich doniesień niszczy w Polsce demokrację.

Z kolei tygodnik „wSieci” z 26 czerwca 2016 roku zamieścił na stronie tytułowej nagłówek: Miliardy Sorosa przeciw Kaczyńskiemu. Polska na celowniku spekulanta, anonsujący główny materiał numeru. Pismo informowało o nabyciu przez miliardera George’a Sorosa 11,22 proc. akcji spółki Agora SA, wydawcy „Gazety Wyborczej”. Od tego czasu Soros stał się wrogiem pewnej części mediów w Polsce. We wspomnianym artykule czytamy, co następuje: „Ten zdeklarowany ateista i wróg mocnych tożsamości narodowych wspiera w Ameryce i Europie przeróżne organizacje promujące aborcję, eutanazję, homoseksualizm czy sterylizację. George Soros dzięki miliardom i wpływom, które ma, próbuje pchać świat w niebezpiecznym kierunku”. Przy całym sceptycyzmie wobec George’a Sorosa zapomina się, że ten miliarder znalazł zaprzysięgłego wroga także we Władimirze Putinie. Soros był wszakże pierwszym inwestorem, który po rozpadzie Związku Sowieckiego umożliwił tamtejszym niezależnym mediom uprawianie wolnego dziennikarstwa.

Problem, o którym teraz wspomnę, dotyczy nie tylko Polski, ale to właśnie tutaj odnosi się nieodparte wrażenie, że wszelka krytyka pod adresem rządu Prawa i Sprawiedliwości jest odbierana jako osobisty atak na Polaków, tak jakby raniono ich narodową dumę. W taki właśnie sposób zareagowała część opinii publicznej na słowa płynące ze strony kilku zachodnich polityków. Na przykład okładka liberalno-konserwatywnego tygodnika „Wprost” przedstawiała kanclerz Angelę Merkel — w pozie Hitlera — pochylającą się nad mapą. Podpis brzmiał: „Znów chcą nadzorować Polskę”. 20 stycznia 2016 roku niemiecka dziennikarka Sonja Volkmann-Schluck przeprowadziła nadzwyczaj pouczającą rozmowę z Tomaszem Wróblewskim, ówczesnym redaktorem naczelnym tego pisma. „Czy okładka tygodnika była pomyślana na serio?”. Tomasz Wróblewski: „Naturalnie nie należy jej odbierać dosłownie. Nie jesteśmy przecież zamknięci w niemieckim kotle. Ale wypowiedzi — głównie niemieckich polityków unijnych — na temat sytuacji politycznej w Polsce były jak najbardziej irytujące: komisarz Unii Europejskiej Günther Oettinger wzywał do objęcia Polski »specjalnym nadzorem«, przewodniczący Parlamentu Europejskiego mówił o »demokracji sterowanej w stylu putinowskim«”. „Dlatego musiał pan odpowiedzieć porównaniem nazistowskim?”. Wróblewski: „Jeszcze raz: nie postrzegamy Niemiec jako naszego wroga. Ale ostre słowa krytyki pod adresem naszego rządu nie pochodziły zazwyczaj od polityków francuskich czy brytyjskich, ale od niemieckich polityków unijnych. Nasza okładka była odpowiedzią na te zarzuty. Chcieliśmy przez to pokazać, jak niekomfortowo czujemy się my, Polacy, słysząc tego rodzaju oskarżenia akurat od Niemców”. „Jaka była reakcja polskiej opinii publicznej na tę okładkę?”. Wróblewski: „Ogólnie rzecz biorąc, nie było jakichś nadzwyczajnych reakcji. Kilka lewicowych gazet nie zgadzało się z takim stawianiem sprawy, ale to było do przewidzenia. Taka już jest u nas rola prowokacyjnych okładek. Media w Polsce, podobnie jak całe społeczeństwo, są silnie spolaryzowane”. „Prawicowa »Gazeta Polska« idzie jeszcze dalej, na przykład oskarżając demonstrantów protestujących przeciwko PiS-owi, że są opłacani przez Niemcy”. Wróblewski: „Nic nam o tym nie wiadomo, a ponadto tego rodzaju krytyka nie odpowiada naszym pozycjom. Przed wyborami nasza redakcja opowiedziała się wprawdzie za zmianą rządu, ale obecnie krytykujemy też kilka projektów rządu ­PiS-u, w tym planowane reformy społeczne czy nową ustawę medialną, która przekształca publiczne radio i telewizję w »narodowe instytuty kultury«, podlegające bezpośrednio ministerstwu. Nasz tygodnik zasadniczo opowiada się za ograniczeniem wpływu polityki na media oraz za prywatyzacją radia i telewizji”21.

W swoim exposé polska premier Beata Szydło podkreślała: „Ogromną rolę w życiu społecznym odgrywają media. Większość z nich to media prywatne, na które władza polityczna z natury rzeczy nie powinna mieć wpływu. Szanujemy i będziemy szanować te zasady. Inaczej jest w przypadku mediów publicznych. Tu nasz rząd i obecna większość parlamentarna będzie kierowała się jedną przesłanką. Obywatel ma prawo do rzetelnej i obiektywnej informacji. Życie publiczne powinno być przejrzyste i transparentne. Dotyczy to także życia ludzi, którzy sprawują władzę, a może przede wszystkim ludzi, którzy sprawują władzę. Media publiczne muszą dysponować środkami, które pozwolą im na rzetelne wypełnianie ich misji. Podkreślmy to jeszcze raz — misji”22.

Krytycy zwracają uwagę, że nowa ustawa medialna pozbawiła Telewizję Polską, Polskie Radio i Polską Agencję Prasową niezależności. Prezesów publicznego radia i telewizji powoływała do tej pory Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Teraz jest to zadanie ministra skarbu. Dyrektorzy czterech publicznych stacji telewizyjnych, uprzedzając zwolnienia, złożyli rezygnację ze swoich stanowisk już w styczniu 2016 roku. „Ręce precz od radia” i „Rząd kłamie” — pod takimi hasłami dziesiątki tysięcy ludzi wyszły w styczniu na ulice wielu polskich miast w proteście przeciwko nowej ustawie medialnej, napisanej przez narodowo-konserwatywny rząd Prawa i Sprawiedliwości. Demonstrujący wyrażali obawę, że uchwalona na początku 2016 roku ustawa medialna, w myśl której prezesi mediów publicznych mają być obsadzani przez rząd, odda całą władzę nad środkami masowego przekazu w ręce Jarosława Kaczyńskiego.

Zastanawiać może fakt, że media publiczne mają teraz nosić miano „narodowych”, a ich szefowie — choćby tylko doraźnie — nominowani są bezpośrednio przez ministra skarbu. Kluczowe stanowiska otrzymali dziennikarze, którzy przed ostatnimi wyborami sympatyzowali z opozycją. Tego rodzaju procedura jest wysoce kontrowersyjna, ponieważ media publiczne powinny być wolne od wpływów politycznych i rządowej kontroli. Przy czym należy stwierdzić, że w radach nadzorczych i zarządach niemieckich mediów publicznoprawnych także zasiadają politycy (z tym że reprezentują oni wszystkie partie parlamentarne) oraz przedstawiciele organizacji kościelnych i związkowych.

Rząd ­PiS-u planuje również zmianę stosunków własnościowych w wielu tytułach prasy regionalnej i lokalnej. W tym celu państwo zamierza odkupić udziały należące do zagranicznych wydawców, tworzyć nowe polskie tytuły i rozwijać wydawnictwa już istniejące. Faktycznie, w rękach niemieckich znajduje się 70 proc. całej polskiej prasy regionalnej i lokalnej. Do Neue Passauer Presse należy większość gazet regionalnych, jednak zdaniem niezależnych medioznawców nie skutkowało to niedopuszczalną ingerencją wydawcy w linię redakcyjną owych gazet. Zmiany w prawie medialnym krytykuje też Komisja Europejska, według której szefowie anten publicznych mogą być czasowo powoływani i odwoływani bezpośrednio przez rząd. Inna sprawa, że podobnie dzieje się w niektórych krajach europejskich, na przykład na Węgrzech. Z kolei w Szwajcarii czy w Niemczech swoje polityczne interesy niewątpliwie realizują także wielkie koncerny medialne, które dysponują potężnym kapitałem. Mimo to dzięki funkcjonowaniu wielorakich mediów — zarówno papierowych, jak i elektronicznych — udaje się zachować wolność słowa, która jest najwyższym dobrem ustroju demokratycznego.

Trzeba w tym miejscu podkreślić, że dotychczas nie odnotowano w Polsce żadnych przypadków stosowania cenzury wobec mediów antyrządowych. Poza tym mało kto wie, że związani z poprzednią władzą dziennikarze, posiadający w przeszłości ogromny wpływ na opinię publiczną, a dziś zepchnięci do opozycji, wciąż urabiają negatywny obraz Polski w Europie.

Wodą na młyn dla kontestatorów nowego porządku mediów publicznych są wydarzenia takie jak to, do którego doszło w lipcu 2016 roku w związku z wizytą w Warszawie prezydenta Stanów Zjednoczonych. Spiegel Online relacjonował: „Prezydent USA Barack Obama podczas szczytu NATO w Warszawie wypowiedział się krytycznie i z troską na temat sytuacji demokracji w Polsce. Jednak widzowie przed telewizorami zobaczyli wieczorem zupełnie inną wersję wystąpienia Obamy. Twierdzono, że amerykański prezydent powiedział coś dokładnie odwrotnego. W oryginalnym oświadczeniu zaapelował on do wszystkich stron o wspólne działania dla dobra polskich instytucji demokratycznych. Słowa Obamy zacytował »The Washington Post«: »Wymagać to będzie jeszcze więcej pracy. [...] Wyraziłem w rozmowie z prezydentem Dudą naszą troskę w związku z pewnymi działaniami oraz impasem wokół Trybunału Konstytucyjnego«23. Reporter polskiej telewizji przedstawił tę sytuację w sposób następujący: »95 proc. spraw to oczywiście kwestie bezpieczeństwa. Barack Obama docenił polski wkład w budowanie demokracji, a odnosząc się do sporu o Trybunał Konstytucyjny, wyraził nadzieję, że Polska nadal będzie krzewiła wartości demokratyczne«. Następnie wyemitowano tę część wystąpienia amerykańskiego prezydenta, w której on akurat nic o tym nie mówił. Ale na tym nie koniec. W dalszej części materiału jego wypowiedź została przetłumaczona na język polski: »Polska jest i będzie przykładem demokratycznych praktyk dla całego świata«. W rzeczywistości jednak Obama powiedział: »Polska jest i nadal powinna być przykładem demokratycznych praktyk na całym świecie«”24.

Po wszystkim zabrał głos polski minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski. „Prezydent Obama bardzo ogólnie odniósł się do kwestii praworządności i podkreślił, że Polska jest krajem demokratycznym. Nie było tam krytyki. Mówił do wszystkich stron, by rozwiązać kryzys konstytucyjny” — przekonywał minister i dodał: „Obama stwierdził: »Wiesz, mam podobną sytuację z Sądem Najwyższym«”25. Tymczasem na stronie ambasady amerykańskiej zamieszczono oryginalną wypowiedź Baracka Obamy, którą dla porządku tu przytoczę: „And it’s in that spirit that I expressed to President Duda our concerns over certain actions and the impasse around the Poland’s Constitutional Tribunal. I insisted that we are very respectful of Poland’s sovereignty, and I recognize that Parliament is working on legislation to take some important steps, but more work needs to be done. And as your friend and ally, we’ve urged all parties to work together to sustain Poland’s democratic institutions. That’s what make us democracies — not just by the words written in constitutions, or in the fact that we vote in elections — but the institutions we depend upon every day, such as rule of law, independent judiciaries, and a free press. These are, I know, values that the President cares about”26.

Powstaje nieodparte wrażenie, że nowy, narodowo-konserwatywny rząd polski robi dokładnie to samo, co po przejęciu władzy w październiku 2007 roku bez skrupułów realizowała liberalno-konserwatywna Platforma Obywatelska pod wodzą premiera Donalda Tuska. Z jedną tylko różnicą: ówczesne działania rządu polskiego nie wywoływały na Zachodzie żadnych gwałtownych protestów. W 2007 roku najwyższe stanowiska w administracji, przedsiębiorstwach państwowych, w wymiarze sprawiedliwości, policji czy mediach (łącznie z publicznymi stacjami radiowo-telewizyjnymi) były czyszczone i obsadzane działaczami PO. Wydaje się jednak, że odwet nie jest sensowną opcją polityczną, wznieca bowiem alarmistyczne tony w niemieckojęzycznych mediach i rozbudza histerię europejskich polityków. Przy czym należy wyraźnie podkreślić, że takie wypowiedzi jak wezwanie ze strony komisarza Unii Europejskiej Günthera Oettingera, by objąć Polskę specjalnym nadzorem i uruchomić mechanizm praworządności, są wyrazem bezprzykładnego cynizmu i obłudy.

Orbanizacja Polski?

Dziennik „Hamburger Abendblatt” donosił 22 grudnia 2015 roku: „Rząd federalny martwi się o Polskę. »To, co się obecnie dzieje w Warszawie, potwierdza nasze najgorsze obawy« — te słowa przywołał Spiegel Online, powołując się na wypowiedź anonimowego członka gabinetu Angeli Merkel. »Próby wywierania wpływu na wymiar sprawiedliwości i media przypominają politykę premiera Orbána«”27. Austriacka stacja ORF, opierając się na opinii Wojciecha Szackiego z warszawskiego think tanku Polityka Insight, alarmowała, że polskiej polityce grozi orbanizacja28. Na Węgrzech, gdzie premier Viktor Orbán już od dawna demontuje demokrację i gdzie umacniają się stosunki mafijne, mamy do czynienia z tym samym, co zarzuca się rządowi polskiemu, ale realizowanym z dużo większą determinacją. Trzeba jednak podkreślić, że zarówno demokracja, jak i społeczeństwo obywatelskie w Polsce — inaczej niż na Węgrzech — są bardzo żywotne. A przecież pod adresem rządu Orbána komisarz Oettinger nie formułował podobnych wezwań jak wobec Polski. Czyżby wynikało to z faktu, że ugrupowanie Orbána pozostaje w ścisłych stosunkach z niemiecką Unią Chrześcijańsko-Społeczną i nadal wchodzi w skład Europejskiej Partii Ludowej?

Profesor Jan Zielonka pisał: „Europejska prasa, w tym także wiele polskich gazet liberalnych, zbyt pochopnie ogłosiła wyrok, że po wyborach parlamentarnych Polska upodobni się do Węgier, stając się enfant terrible Europy Środkowej. To kompletna bzdura. Oba państwa bardzo się od siebie różnią, a wroga wobec cudzoziemców retoryka nie jest specjalnością ani polską, ani węgierską. Ponadto Prawo i Sprawiedliwość bardzo się zmieniło od czasów swoich rządów sprzed dziesięciu laty. Porównywanie Polski z Węgrami jest nieporozumieniem. […] W polskim parlamencie nie ma żadnej partii faszystowskiej na wzór węgierskiego Jobbiku. Polscy politycy nie występują z żadnymi roszczeniami terytorialnymi o charakterze irredentystycznym, jak to ma miejsce na Węgrzech. To prawda, że niektóre komentarze polskich i węgierskich polityków różnych opcji politycznych są — delikatnie mówiąc — godne ubolewania. Ale to samo dotyczy wielu polityków z innych krajów Unii Europejskiej. Ta sytuacja mnie nie cieszy, ale nie można po prostu wybierać sobie określonych państw i dokonywać nieuprawnionych i zwodniczych porównań. Niektóre komentarze Theresy May są na przykład równie niepokojące jak te Viktora Orbána, ale czy to oznacza, że Wielka Brytania upodabnia się do Węgier? Oczywiście, że nie”29.

Przyjrzyjmy się zatem dokładniej sytuacji na Węgrzech. Owładnięty swoim religijno-ludowym fanatyzmem Viktor Orbán przedstawił 26 lipca 2014 roku na Wolnym Uniwersytecie Letnim w rumuńskim Băile Tuşnad coś w rodzaju mowy programowej na temat potrzeby rozwoju demokracji nieliberalnej: „Musimy się uwolnić od liberalnych zasad i metod organizacji społeczeństwa i generalnie od liberalnego postrzegania społeczeństwa”. Jego zdaniem wzorców politycznych należy szukać wśród państw takich jak Chiny, Rosja, Indie, Singapur czy Turcja. Z kolei Brukselę Orbán określił mianem „nowej Moskwy”, która dąży do „kolonizacji” Węgier30.

Częścią składową ideologii Orbána jest upatrywanie największych wrogów w organizacjach pozarządowych. Na oszczerczą kampanię przeciwko takim organizacjom, prowadzoną na Węgrzech przez policję, urzędy skarbowe i prorządowe media, skarżyła się na przykład Amnesty International. Według Orbána „ich działacze są opłacani przez zagraniczne grupy interesów. Naprawdę trudno to uznać za »inwestycje społeczne«. O wiele bardziej uzasadnione wydaje się twierdzenie, że wykorzystują oni te struktury do wywierania wpływu na węgierskie życie polityczne w określonym momencie i w określonej sprawie”. Z tego też powodu węgierski rząd rozwinął sieć obywatelskich instytucji prorządowych. „Są one wspierane głównie z publicznych środków i jako takie mają oddziaływać na społeczeństwo. Do ich zadań należy między innymi organizowanie i publiczne promowanie prorządowych demonstracji, stanowiących przeciwwagę dla krytycznych wobec rządu ruchów obywatelskich. Wydaje się, że również ta strategia jest inspirowana rosyjską polityką prewencyjną wobec »pomarańczowej rewolucji«, która zapoczątkowała na Ukrainie falę demokratyzacji”31.

Aby na Węgrzech mogła urzeczywistnić się nieliberalna demokracja, należało dołączyć do konstytucji nową preambułę, która znacząco ograniczyła kompetencje tamtejszego Trybunału Konstytucyjnego, odbierając mu tym samym status ostatniej instancji kontrolującej uchwalane przez parlament prawo. Kto chce zapewnić swojej klienteli władzę i pieniądze, temu z reguły przeszkadzają nastawione krytycznie media. Już dwa tygodnie po wyborze w październiku 2010 roku Viktora Orbána na premiera nadzorem Narodowego Urzędu do spraw Mediów zostały objęte nie tylko media publiczne, jak telewizja, radio czy agencja prasowa MTI, ale także prywatne stacje radiowo-telewizyjne oraz prasa i portale internetowe. Czy podobne rzeczy dzieją się również w Polsce? Z pewnością nie, jeśli chodzi o prywatne radio i telewizję oraz portale internetowe. I nic nie wskazuje na to, aby sytuacja miała się zmienić.

Węgierscy dziennikarze nazywają Narodowy Urząd do spraw Mediów „instytucją cenzury”. Jego przewodniczącą jest Annamária Szalai, lojalna zwolenniczka Fideszu. Zastępcy Szalai także wywodzą się z pierwszoliniowej kadry Fideszu. Ona sama została wybrana na dziewięć lat, co wykracza poza kadencję rządu. Tym samym pogorszyła się pozycja Węgier w zestawianym przez organizację Reporterzy bez Granic rankingu wolności prasy. Kraj ten znalazł się na 67. pozycji, za Senegalem i Gruzją32.

Andrzej Rzepliński, prezes polskiego Trybunału Konstytucyjnego, zadeklarował: „Nie jestem przeciwko temu rządowi, akceptuję i respektuję to, że posiada większość w parlamencie. Respektuję też wybór prezydenta. Nie jestem politykiem, jestem prawnikiem. Ale oni wciąż dzielą sędziów na »naszych« i »nienaszych«. To jakiś absurd. Nigdy, ani przez minutę, nie byłem sędzią partyjnym”. Okazuje się jednak, że na niezależności prezesa TK pojawiły się pewne rysy, ponieważ jednocześnie stwierdził on: „To, do czego dąży władza, to prawna anarchia”.

W całej tej europejskiej dyskusji o Polsce zapomina się o sprawie, która ma fundamentalne znaczenie dla zrozumienia obecnego sporu. Chodzi o to, że tuż przed wyborami parlamentarnymi przypadającymi na październik 2015 roku to rząd PO, zdając sobie sprawę, że wkrótce straci władzę, mianował pięciu nowych sędziów TK, których kadencja miała się rozpocząć dopiero po 25 października. Także pozostali sędziowie tego organu byli w przeszłości nominowani przez Platformę Obywatelską. Te wszystkie okoliczności nie świadczą o politycznej autonomii, do której — zresztą słusznie — przykłada się ogromną wagę. Jeśli popatrzymy na to z tej perspektywy, to płynące z Zachodu ostre słowa o „zamachu na rządy prawa”, formułowane w związku z tym, że prezydent Andrzej Duda odmawia zaprzysiężenia nowych sędziów, okażą się po prostu bezczelne i zuchwałe.

Zarzut ten dotyczy także raportu Komisji Weneckiej, niezależnego gremium Rady Europy, które opublikowało ekspertyzę na temat sposobu obchodzenia się z Trybunałem Konstytucyjnym w Polsce. Według tego dokumentu zagrożone jest tu nie tylko państwo prawa, ale też demokracja oraz prawa człowieka. Przy czym członkowie Komisji Weneckiej mogli zobaczyć na własne oczy, że zarówno demokracja, jak i społeczeństwo obywatelskie w Polsce — w przeciwieństwie do większości krajów wschodnioeuropejskich — mają się dobrze. Świadczą o tym choćby liczne demonstracje organizowane przeciwko kontrowersyjnym decyzjom rządu Beaty Szydło.

Ale przez cały czas chodzi w Polsce o to samo. Wciąż obserwujemy tu głęboki podział społeczny: my i oni, wróg i przyjaciel. Taki sam podział był obecny za czasów rządów Donalda Tuska, z tą różnicą, że wówczas Europa milczała. Polska strona niezmiennie traktuje wszelką niesprawiedliwą w jej ocenie krytykę decyzji nowej władzy i stosunków panujących w kraju jako obrazę i oszczerstwo. Stąd biorą się jej zaciekłe repliki. A przecież to dialog, a nie okopywanie się na ideologicznych pozycjach ma kluczowe znaczenie przy wyjaśnianiu nieporozumień.

Zapewne Polska potrzebuje na to trochę więcej czasu, ponieważ także tym najostrzejszym krytykom z Zachodu w zasadzie chodzi tylko o umocnienie wartości demokratycznych, tych wartości, które jednak w innych obszarach — na przykład w kwestii uchodźców — najwyraźniej straciły dla nich na znaczeniu.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

2 System hamulców i równoważenia się poszczególnych organów państwa.

3 https://www.boell.de/de/2015/12/10/polen-unter-jaroslaw-kaczynski-durchregieren-um-jeden-preis (dostęp 23.08.2016).

4 Na pokładzie samolotu znajdowali się między innymi: podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Andrzej Kremer, który miał ścisłe kontakty z Niemcami, Zbigniew Wassermann, w rządzie Jarosława Kaczyńskiego koordynator służb specjalnych i członek Rady Ministrów, Janusz Kurtyka, prezes Instytutu Pamięci Narodowej, Ryszard Kaczorowski, ostatni prezydent RP na uchodźstwie, Anna Walentynowicz, matka ruchu „Solidarność” z 1980 roku, Janusz Kochanowski, rzecznik praw obywatelskich, Sławomir Skrzypek, prezes Narodowego Banku Polskiego, i Tadeusz Płoski, katolicki biskup polowy Wojska Polskiego.

5 http://derstandard.at/2000026281635/Die-Orbanisierung-Polens (dostęp 26.08.2016).

6 http://wyborcza.pl/magazyn/1,124059,19824933,pawel-spiewak-kaczynskiego-droga-donikad.html (dostęp 23.08.2016).

7 http://derstandard.at/2000036005607/Polen-Das-Freund-Feind-Schema (dostęp 26.08.2016).

8 http://derstandard.at/2000040712416/Polen-beendete-nach-STANDARD-ArtikelKooperation-mit-Autor-Martin-Pollack (dostęp 26.08.2016).

9 http://derstandard.at/2000036005607/Polen-Das-Freund-Feind-Schema (dostęp 26.08.2016).

10 http://www.zeit.de/politik/ausland/2015-10/polen-wahlen-demokratie-europa (dostęp 23.08.2016).

11 Tamże.

12 https://www.premier.gov.pl/expose-premier-beaty-szydlo-stenogram.html (dostęp 23.08.2016).

13 http://polen-heute.de/bittere-armut-truebe-aussichten/ (dostęp 30.08.2016).

14 http://www.taz.de/!5092814/ (dostęp 30.08.2016).

15 http://europa.eu/epic/countries/poland/index_de.htm (dostęp 30.08.2016).

16 http://www.dw.com/de/polen-und-die-br%C3%BCsseler-t%C3%B6pfe/a-18967340 (dostęp 23.08.2016).

17 https://www.premier.gov.pl/expose-premier-beaty-szydlo-stenogram.html (dostęp 23.08.2016).

18 Tamże.

19 http://ako.poznan.pl/91/ (dostęp 23.08.2016).

20 http://www.faz.net/aktuell/politik/ausland/europa/martin-schulz-greift-polnische-politik-an-14005694.html (dostęp 23.08.2016).

21 http://www.ostpol.de/beitrag/4496-provokante_titelblaetter_gehoeren_in_polen_dazu (dostęp 26.08.2016).

22 https://www.premier.gov.pl/expose-premier-beaty-szydlo-stenogram.html (dostęp 23.08.2016).

23 https://www.washingtonpost.com/news/worldviews/wp/2016/07/09/obama-slammed-polish-democracy-on-friday-heres-how-polish-tv-proved-him-right/?hpid=hp_hp-more-top-stories-2_wv-poland-725am%3Ahomepage%2Fstory (dostęp 26.08.2016).

24 http://www.spiegel.de/politik/ausland/polnisches-fernsehen-manipuliert-aus­sage-von-barack-obama-a-1102320.html (dostęp 23.08.2016).

25 http://telewizjarepublika.pl/waszczykowski-w-tvn24-dokonaliscie-szczytu-manipulacji-w-tej-stacji,35600.html#.V4NIPSW4_oE.facebook (dostęp 26.08.2016).

26 https://www.whitehouse.gov/the-press-office/2016/07/08/remarks-president-obama-and-president-duda-poland-after-bilateral (dostęp 23.08.2016). Por. polskie tłumaczenie opublikowane przez ambasadę USA w Warszawie: „W tym właśnie duchu wyraziłem w rozmowie z prezydentem Dudą naszą troskę w związku z pewnymi działaniami oraz impasem wokół Trybunału Konstytucyjnego. Podkreśliłem przy tym, że odnosimy się z pełnym poszanowaniem do suwerenności Polski, odnotowałem też, że parlament pracuje nad ważnymi rozwiązaniami ustawodawczymi w tym zakresie, choć wymagać to będzie jeszcze więcej pracy. Jako przyjaciel i sojusznik zaapelowaliśmy do wszystkich stron o wspólne działania dla dobra polskich instytucji demokratycznych. To właśnie bowiem czyni z nas demokracje — nie słowa zapisane w konstytucji czy fakt udziału w wyborach, ale instytucje, na których na co dzień polegamy, takie jak rządy prawa, niezależne sądownictwo i wolne media. Wiem, że są to wartości, na których zależy prezydentowi”, https://pl.usembassy.gov/wp-content/uploads/sites/23/2016/07/remarks_polish.pdf?__utma=70145996.330288405.1457017473.1468213416.1468213415.1&__utmb=70145996.6.10.1468213416&__utmc=70145996&__utmx=-&__utmz=70145996.1468213416.1.1.utmcsr=facebook.com|utmccn=(referral)|utmcmd=referral|utmcct=/&__utmv=-&__utmk=50929071 (dostęp 23.08.2016).

27 http://www.abendblatt.de/politik/article206850545/Polen-fuerchten-die-Turbo-Orbanisierung.html (dostęp 26.08.2016).

28 http://orf.at/stories/2304164/2304163/ (dostęp 26.08.2016).

29 http://www.zeit.de/politik/ausland/2015-10/poland-election-hungary-zielonka (dostęp 26.08.2016).

30 http://www.dw.com/en/moving-right-in-hungary/a-16563266 (dostęp 26.08.2016).

31 https://www.bti-project.org/fileadmin/files/BTI/Downloads/Reports/2016/pdf_regional/BTI_2016_Regionalbericht_ECSE.pdf (dostęp 26.08.2016).

32 https://www.reporter-ohne-grenzen.de/rangliste/2016/ (dostęp 26.08.2016).