Śmierć królów. Tragiczne zgony władców średniowiecznej Anglii - Michael Evans - ebook

Śmierć królów. Tragiczne zgony władców średniowiecznej Anglii ebook

Michael Evans

0,0

Opis

Zgon monarchy stanowił dramatyczny moment o zasadniczych konsekwencjach dla państwa. Śmierć króla Harolda pod Hastings czy Ryszarda III pod Bosworth oznaczała koniec dynastii. Edward II, Ryszard II i Edward V zostali zamordowani, lecz fortuna szybko odwróciła się od ich zabójców.

Śmierć królów to opowieść o średniowiecznych władcach Anglii i o tym, jak umierali: gwałtownie, przypadkowo, czasem z przyczyn naturalnych. Dowiadujemy się, jak świadkowie epoki i późniejsi pisarze, choćby Szekspir, postrzegali monarchów i jak interpretowali ich – czasem tragiczny – koniec.

Autor prezentuje wiele nieznanych szczegółów, symboli i znaczeń, którymi była przesycona duchowość angielskiego średniowiecza, dając dzisiejszemu czytelnikowi możliwość spojrzenia w odległą przeszłość i zrozumienia prawdy o niezmienności ludzkiej natury.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 454

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału: The Death of Kings: Royal Deaths in Medieval England

Copyright © Michael Evans

First published 2003

Wszystkie prawa zastrzeżone. Poza uczciwym, osobistym korzystaniem w celu nauki, badań, analizy albo oceny, przewidzianym w Ustawie o Prawach Autorskich, Projektowych i Patentowych z 1988 r., żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana w bazach danych ani transmitowana w żadnej postaci ani żadnymi środkami przekazu – elektronicznie, elektrycznie, chemicznie, mechanicznie, optycznie, przez fotokopie ani w żaden inny sposób – bez uprzedniej, pisemnej zgody właściciela praw autorskich.

© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Astra s.c. Kraków 2016

Przekład: Magdalena Loska

Przygotowanie edycji: Jacek Małkowski

Redakcja: Agnieszka Wnuk Aleksandra Marczuk

Skład i przygotowanie do druku: Wydawnictwo Astra s.c.

Druk i oprawa: Drukarnia Skleniarz

Fotografia na okładce: Reprodukcja FOT0001096 © Bridgeman Art Library / PhotoPower

Wydanie I Kraków 2016

ISBN 978-83-66625-66-2

Wydawnictwo Astra 30-717 Krakówul. Księdza Wincentego Turka 14/25 tel. 12 292 07 30

www.wydawnictwo-astra.plwww.facebook.com/[email protected]

Prowadzimy sprzedaż wysyłkowąwww.wydawnictwo-astra.pl

Przedmowa

W  okresie między rokiem 1066 a 1485 ośmiu angielskich monarchów zmarło gwałtowną śmiercią: w bitwie, w wyniku morderstwa czy w podejrzanych okolicznościach. Śmierć królów fascynowała średniowiecznych kronikarzy i po dziś dzień ciekawi zarówno historyków, jak i zwykłych czytelników. Zainteresowanie okolicznościami śmierci władców wcale nie było czymś wyjątkowym, charakterystycznym jedynie dla tamtej epoki. Wystarczy wspomnieć ścięcie króla Karola I w XVII wieku, które do dziś silnie porusza naszą wyobraźnię. Także atmosfera męczeństwa i świętości, jaką zaczęto otaczać Dianę, księżną Walii, tuż po jej śmierci w tragicznym wypadku w 1997 roku, pod pewnymi względami do złudzenia przypomina właśnie czasy średniowiecza.

Niniejsza praca powstała dzięki pomocy wielu ludzi. Tony Morris z wydawnictwa Hambledon and London dostrzegł w ogólnej koncepcji książki ukryty potencjał i zachęcił mnie do jej napisania, a Martin Sheppard okazał się redaktorem idealnym – życzliwym i cierpliwym. Moi koledzy, zwłaszcza Roger Smith oraz studenci Wydziału Historii Canterbury Christ Church University, żywo przyjęli wiele moich pomysłów i wysunęli mnóstwo pożytecznych sugestii. David Crouch uzmysłowił mi znaczenie śmierci Henryka Młodego Króla, a Nicholas Vincent zwrócił uwagę na symbolikę jego szat koronacyjnych. Lesley Wallis uświadomił mi, że przyjąłem antropologiczną perspektywę w badaniu zagadnienia śmierci władców, w co początkowo nie mogłem uwierzyć. Leah Rutchick, Charlotte Newman Goldy i Danielle Westerhof umożliwiły mi rozwinięcie pierwotnego zamysłu pracy podczas moich wystąpień w czasie Międzynarodowych Kongresów Studiów Mediewistycznych w Leeds i Kalamazoo, a także same dodały przydatne komentarze. Dzięki uprzejmości Miriam Gill mogłem zapoznać się z rozdziałem jej niepublikowanej pracy na temat czci, jaką otaczano Henryka VI. Subskrybenci Medfem-1 (średniowieczno-feministycznej internetowej grupy dyskusyjnej) okazali się cudownym źródłem wiedzy oraz pomysłów, przydatnych zwłaszcza w rozdziale o królowych. Fragment dotyczący średniowiecznej pediatrii i śmierci podczas porodu wiele zawdzięcza właśnie ich cennym informacjom. Ponadto jestem niewymownie zobowiązany niezliczonym uczestnikom moich wykładów i odczytów, którzy zadawali wnikliwe pytania i czynili słuszne uwagi.

Wielu innych kolegów – przyjaciół i historyków – pomagało mi w czasie pracy nad tekstem, słuchając moich pomysłów i dyskutując nad nimi, a także sugerując źródła czy wspominając o wydarzeniach, które inaczej by mi umknęły. Należy szczególnie wymienić tu takie osoby, jak: Dominic Alexander, Jeanelle Barrett, Julia Barrow, Julie Chappell, Simon Constantine, Dana Cushing, Elaine Graham-Leigh, David Green, Stefania Michelucci, Bonnie Millar-Heggie, Miriam Müller, Jon Porter, Sam Riches, Kevin Sorrentino i Claire Taylor. Pragnę również podziękować poniższym instytucjom za wyrażenie zgody na zamieszczenie zdjęć i ilustracji, a są to: Biblioteka Narodowa (British Library – nr 6), Galeria Narodowa (National Gallery – nr 5), Narodowy Rejestr Zabytków (National Monuments Record – nr 4) oraz Narodowa Galeria Portretu (National Portrait Gallery – nr 7).

Zostałem historykiem głównie za sprawą mojego nauczyciela historii, Martina Burgessa, a Malcolm Barber, Anne Curry, Bernard Hamilton i Alison McHardy zrobili ze mnie mediewistę – wszystkim im jestem głęboko wdzięczny. Na koniec chciałbym podziękować rodzicom za cierpliwość i wsparcie, które okazywali mi przez wszystkie lata. To im poświęcam tę książkę.

Wprowadzenie

Lektura średniowiecznych kronik okazuje się niezmiernie frustrująca, jeśli traktujemy je jak typowy materiał źródłowy. Zacytujmy współczesnego redaktora dwunastowiecznej kroniki sporządzonej przez zakonnika Henryka z Huntingdon: „Relacja Henryka [z panowania króla Henryka I] jest irytująco pobieżna, za to przeładowana refleksjami umoralniającymi, wymyślonymi przemówieniami i zbędną poezją, niewiele zatem wnosi w kwestii «faktów»”1. Historyk może zmierzyć się z tym problemem co najmniej na dwa sposoby: po pierwsze, ubolewając na brak „konkretów”, może przytoczyć kilka faktów, wymienionych przez Henryka, by następnie poszukać dalszych materiałów w innych źródłach. Po drugie, może się zastanowić, dlaczego kronikarz zamieścił tak wiele „zbędnych” szczegółów, i skupić się na ich analizie, biorąc pod uwagę ówczesny kontekst i znaczenie. Drugie rozwiązanie pozwala historykowi pracować z tekstem, a nie wbrew tekstowi. Zamiast ograniczać się do zdania, że „wciąż można o nim (czyli o tekście) wiele powiedzieć”, warto stwierdzić, iż „wciąż ma on (tekst) nam wiele do powiedzenia”2. Średniowieczny kronikarz nie zajmował się jedynie relacjonowaniem następujących po sobie wydarzeń (z drugiej strony, czy jakikolwiek historyk tak postępuje?), lecz rejestrując je, starał się pokazać, w jaki sposób opatrzność boża nieustannie objawia się w świecie. Współcześnie możemy postrzegać historię jako linearny rozwój zdarzeń od czasów odległych aż do teraz, ale dla ludzi żyjących w średniowieczu opisywała ona nieustanną walkę Boga z Szatanem, która rozpoczęła się wraz z upadkiem Lucyfera. Kulminacyjnym punktem tej batalii były narodziny Chrystusa, a jej symboliczny koniec nastąpi w Dniu Sądu Ostatecznego. Nikt nie podważał prawdziwości wspomnianych wydarzeń (choć nie wiadomo, kiedy dokładnie się rozegrały), gdyż zostały opisane w Księdze Objawienia3. Krótko mówiąc, historia miała swój cel. Dlatego należy uznać, że pasaże umoralniające, cytaty z Pisma Świętego i starożytnych klasyków, a nawet pozornie nieistotne anegdoty stanowią integralny element tekstu (choć o zróżnicowanej ważności), a badanie ich sensu ma kolosalne znaczenie dla interpretacji całego przekazu.

Kronikarze, zarówno zakonni, jak i świeccy, rzadko (jeśli w ogóle) odnotowywali przyczynę śmierci króla (i jej skutki) w sposób obiektywny. Jak się przekonamy, gwałtownej śmierci: w bitwie czy w wyniku zabójstwa, przypisywano ważne polityczne czy moralne znaczenie. Tak więc przykładowo, gdy kronikarz pisze, że Wilhelm II zmarł, nie otrzymawszy ostatniego namaszczenia, nie jest to zwykłe stwierdzenie „faktu”, lecz komentarz na temat kondycji moralnej zmarłego władcy i jego (wątpliwych) szans na zbawienie. Z drugiej strony, nienaturalna śmierć Edwarda II, Ryszarda II i Henryka VI dla niektórych stanowiła dowód świętości.

Trudno dociec, skąd wzięły się niektóre opowieści o śmierci królów i książąt, zwłaszcza tych, którzy zostali zamordowani lub zniknęli w tajemniczych okolicznościach. Nie sposób potwierdzić prawdziwości nielicznych „faktów”, którymi dysponujemy, a kronikarze często uciekali się do ponownego wykorzystania wcześniejszych legend czy motywów. Znamy je jako toposy, czyli wyobrażenia lub idee pojawiające się wielokrotnie w różnych tekstach. Nawet jeśli brak w nich rzetelnych informacji o przebiegu zdarzeń, nie powinno się odrzucać tych opowieści jako czystej fikcji literackiej, gdyż badając znaczenie toposów, można się dowiedzieć, jak odnoszono się do postaci zamordowanego, a także kim był autor dzieła i jego odbiorcy. Warto zacytować w tym miejscu innego współczesnego historyka:

Paradoks, iż kłamstwo równie dobrze może okazać się prawdą, z pewnością wzbudza zainteresowanie każdego, kto stara się zrozumieć teksty historyczne lub ich historyczne znaczenie...

Gdybyśmy mieli odrzucić wszystkie materiały, w których stosuje się dekompozycję ciągłości zdarzeń (prezentowanych niekoniecznie w kolejności chronologicznej) i tendencyjny dobór szczegółów lub przypisuje się komuś wątpliwe autorstwo, musielibyśmy zakwestionować wartość większości zapisów. Tymczasem nawet w jawnym kłamstwie często mimo woli ujawnia się prawda. Bajarze i autorzy romansów wymyślali historie odpowiadające konwencjonalnym wyobrażeniom i kanonowi wartości, zgodnie z którymi odbiorcy wierzyli w prawdziwość prezentowanych wypadków; dlatego też nawet jeśli z późniejszej perspektywy coś uznano za kłamstwo, to zważywszy na jego znaczenie dla ówczesnych wydarzeń, można przyjąć, niejako a posteriori, że było ono prawdą4.

By zademonstrować, w jaki sposób średniowieczny kronikarz wykorzystywał przypowieść czy anegdotę, posłużmy się przykładem słynnej opowieści o królu Kanucie (historycznym władcy panującym na początku XI wieku), który ponoć próbował zawrócić fale morza. Wątek ten po raz pierwszy pojawia się w dziele Henryka z Huntingdon ponad sto lat po śmierci Kanuta5. Legenda prawie na pewno powstała po śmierci króla, można zatem uznać przekaz kronikarza za niewiarygodny, gdyż żadną miarą nie udowadnia on określonych cech tego władcy ani nie potwierdza, że dane wydarzenia rozegrały się w czasie jego panowania. Niemniej Henryk z Huntingdon był znaczącym historykiem, którego nie można zlekceważyć i potraktować jako autora fikcji. Dlaczego więc umieścił w kronice taką opowieść? Odpowiedź okazuje się prosta – chodziło nie tylko o zrelacjonowanie wydarzeń lub przedstawienie „faktów”, lecz także o rozważania moralne i dotyczące roli opatrzności w życiu człowieka. Każdy uczeń wie (a w każdym razie wiedział), że historyjka o Kanucie to w rzeczywistości moralitet mówiący o bezradności króla Anglii w obliczu większej potęgi – najwyższego władcy wszechświata. Legenda może nie jest prawdziwa, ale siła jej oddziaływania jako metafory okazała się tak ogromna, że dzięki niej ktoś jeszcze, oprócz badaczy specjalizujących się w historii XI wieku, pamięta tę postać. Opowieść o królu Kanucie stanowi nieodłączny element dziecięcych książeczek historycznych i podręczników szkolnych (przynajmniej tych reprezentujących tradycyjne podejście do nauczania historii), a jej bohater trafił do języka potocznego i symbolizuje kogoś, kto bezsensownie opiera się siłom, których nie jest w stanie kontrolować. Równie dobrze znamy legendę o królu Alfredzie i spalonych ciastkach*, choć ją także po raz pierwszy zapisano mniej więcej sto lat po tym domniemanym wydarzeniu6. Jak na ironię, w debacie, która odbyła się w latach 90. XX wieku na temat programu nauczania historii w angielskich szkołach, wielu konserwatywnych krytyków owego programu przytaczało tę opowieść jako jeden z „faktów”, które powinny poznać wszystkie brytyjskie dzieci7.

Niniejsza książka dotyczy zatem nie tylko śmierci konkretnych osób, lecz także szerszego zagadnienia „opowiadania” historii i tego, co – cytując sformułowanie zawarte w pracy W.C. Sellara i B.J. Yeatmana 1066 and All That – sprawia, że dane wydarzenie staje się „pamiętne” (lub godne zapamiętania). Co ciekawe jednak, satyryczny zamiar autorów, by uchwycić „w historii tylko to, co pamiętne”, niechcący ujawnia istotną prawdę: dokładnie tak samo postępowali średniowieczni kronikarze, którzy – wybierając co barwniejsze anegdoty – kierowali się określonym zamysłem. Dlatego też, opisując okoliczności zgonów angielskich władców, będę wykraczać poza ścisłe ramy dociekań, na jakie zezwalają poszlaki i dowody. (Niedawno próbę takiego iście kryminalistycznego podejścia zaprezentował w fascynującej książce doktor Clifford Brewer, członek Królewskiego Kolegium Chirurgów [Royal College of Surgeons], starając się ustalić dokładną przyczynę śmierci angielskich monarchów8. Jednak z przedstawionych wyżej powodów źródła narracyjne jako takie nie uprawniają do dogłębnej analizy nie tylko ze względu na pewne nieścisłości lub brak niezbędnych szczegółów, lecz także dlatego, że diagnoza medyczna nie była przecież celem opowieści kronikarza). Równie kuszące może wydawać się podejście detektywistyczne, zwłaszcza w odniesieniu do zgonów kontrowersyjnych i tajemniczych, a tych na przestrzeni dziejów nie brakowało. Okoliczności śmierci Wilhelma Rudego, Jana bez Ziemi, Edwarda II, Ryszarda II, Henryka VI i Edwarda V zawsze wzbudzały wątpliwości historyków i publicystów z epoki oraz wieków późniejszych. Nieznany los Edwarda V i jego brata (znanych jako „książęta w Tower”) doprowadził nawet do powstania dwóch stowarzyszeń, które postawiły sobie za cel obronę dobrego imienia króla Ryszarda III9.

Niemniej będę odwoływał się do niektórych z opisanych tu problemów, zwłaszcza w przypadku późniejszych średniowiecznych władców, obalonych i zamordowanych przez wrogów. Wiadomo, że ich śmierć została opowiedziana „na nowo”, a teksty źródłowe charakteryzuje pewna polityczna tendencyjność, co w rezultacie wywarło znaczący wpływ na wybór ostatecznej i „obowiązującej” wersji wydarzeń. Z drugiej strony jednak charakter zapisów kronikarskich utrudnia dokładne określenie okoliczności królobójstw, nie tylko dlatego, że – niejako z definicji – zabójstwa politycznego dokonuje się po cichu. W historii Anglii nie było dramatycznych zamachów na monarchów. W przeciwieństwie do królobójstwa – a taki właśnie los spotkał Edwarda II, Ryszarda II i Henryka VI – zamach zwykle zakłada działanie jawne, stanowiące do pewnego stopnia manifestację politycznych żądań sprawców. Najsłynniejsze zabójstwo polityczne średniowiecznej Anglii – śmierć Tomasza Becketa – choć popełnione w zamkniętej przestrzeni katedry w Canterbury, bez wątpienia było aktem „publicznym”, dokonanym w obecności świadków. Mord na Beckecie w jego własnej katedrze dotyczył nie tylko jednej osoby, ale uderzał w instytucję Kościoła.

Należy pamiętać, że śmierci króla nie można porównywać ze zgonem zwykłego człowieka. Było to wydarzenie wielkiej wagi politycznej, gdyż miało konsekwencje dla całego państwa, między innymi dla zagranicznych sojuszy oraz urzędniczych karier. Gdy władca umierał nagle albo następstwo tronu budziło wątpliwości, wydarzenia te mogły prowadzić do konfliktu politycznego, a nawet wojny domowej. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia po śmierci Edwarda Wyznawcy, Wilhelma II i Henryka I. Zgon króla oznaczał również ważny moment symbolicznego przejścia między panowaniem dwóch władców, któremu towarzyszyły rytuały pogrzebowe oraz ceremonia koronacji, mająca podkreślić ciągłość dynastii i urzędu najwyższej władzy królewskiej. Niektórzy monarchowie zwracali na to baczną uwagę i życzyli sobie, by pochowano ich w szatach koronacyjnych10.

Średniowieczny król był kimś wyjątkowym nie tylko z racji pełnionej funkcji politycznej. Uważano, że zajmuje on uprzywilejowaną pozycję ponad masami zwykłych ludzi dzięki namaszczeniu na władcę. Rola monarchy przypominała wówczas misję duchownego: wybierał go sam Bóg, a jego panowanie na ziemi sankcjonował autorytet Pisma Świętego, zgodnie z którym „nie ma władzy jak tylko od Boga, a te, które są, przez Boga są ustanowione”11, bez względu na to, jak zepsute, tyrańskie czy niekompetentne się okażą.

Szczególnie uwidaczniało się to podczas koronacji, którą celebrowali dostojnicy kościelni, a której kulminacyjnym momentem było namaszczenie świętymi olejami – zwyczaj przejęty ze Starego Testamentu i od królów Izraela12. Uważano, że monarcha ma wyjątkową moc dzięki namaszczeniu przez Boga. Istotna była zwłaszcza uzdrawiająca moc królewskiego dotyku w leczeniu skrofulozy (choroby, której potoczna nazwa w języku angielskim brzmi king’s evil, czyli dosł. „królewskie zło”). Wiara, że tę powszechną chorobę skóry może uleczyć dotyk władcy, po raz pierwszy pojawiła się we Francji za panowania Kapetyngów. Mniej więcej w połowie XIII wieku także w Anglii zaczęto wierzyć w cudowne zdolności monarchów angielskich, zresztą – co zrozumiałe – za aprobatą ich samych. Z racji boskiego namaszczenia król mógł niejako zapożyczyć cudowną moc od Stwórcy i świętych. Pewien anonimowy dwunastowieczny teoretyk polityki, broniąc świętej natury władzy królewskiej przed zakusami Kościoła gregoriańskich reformatorów, argumentował, że monarcha, choć pozostaje człowiekiem śmiertelnym, z chwilą namaszczenia dzięki łasce bożej zyskuje część boskich atrybutów13.

Koncepcja ta sugeruje pewne wewnętrzne napięcie czy też dualizm natury władzy królewskiej, co często opisywano za pomocą idei podwójnego ciała króla. W początkach ery nowożytnej dokonano rozróżnienia na fizyczne ciało panującego monarchy (body natural) i ciało wspólnotowe czy symboliczne (body politic), jednak w okresie dojrzałego średniowiecza podkreślano różnicę między śmiertelnym ciałem króla a nieśmiertelnym „ciałem” królewskiej władzy. Zgon monarchy oznaczał więc jedynie przekazanie władzy w ręce następnego pokolenia. Król jako jednostka umierał, ale jako instytucja i władza – wciąż żył; zgodnie ze słynną maksymą: le roi est mort, vive le roi (król umarł, niech żyje król). Idea króla (czy też korony) jako istoty publicznej prawnie oderwanej od prywatnej istoty władcy, czyli osoby, ewoluowała, w miarę jak zmieniała się też wizja personalnej władzy monarszej. Idea ta z czasem przekształciła się w koncepcję państwa, w którym za rządy odpowiadają instytucje, a ono samo składa się z trzech stanów (lub warstw) społecznych.

Objąwszy tron, król mógł zostać go pozbawiony jedynie za sprawą opatrzności. W praktyce oznaczało to poważny dylemat dla wszystkich, którzy odważyli się obalić władcę. Zwykle rozwiązywano ten problem, po prostu szybko i sprawnie doprowadzając do śmierci obalonego monarchy. W XIV wieku podnoszono prawne i polityczne argumenty przemawiające za odebraniem komuś władzy. W grę wchodziły: niekompetencja, tyrania lub wątpliwe pochodzenie, jednak w ostatecznym rozrachunku żaden uzurpator nie mógł czuć się bezpiecznie, jeśli jego poprzednik nadal żył, bez względu na to, pod jak ścisłą strażą go przetrzymywano.

Czytając opisy śmierci króla w źródłach narracyjnych, można zauważyć, że dzięki namaszczeniu władca zyskiwał boską naturę, a więc jego zgon można było łatwo interpretować w kategoriach opatrzności bożej. Przykładowo nagłą i całkowicie nieoczekiwaną śmierć Wilhelma Rudego uznano za wyraz boskiego sądu nad wrogim Kościołowi tyranem. Duchowni kronikarze chętnie sugerowali, że król – choć górował nad pospólstwem – w oczach Stwórcy pozostawał zwykłym śmiertelnikiem. Jego zgon stanowił dla dziejopisarza doskonałą okazję, by uraczyć czytelnika rozważaniami nad przemijaniem doczesnej chwały.

Ostatecznie śmierć – obojętnie, czy spotykała króla, duchownego czy plebejusza – zawsze była wydarzeniem wzbudzającym wielki lęk i respekt. W okresie średniowiecza, a zwłaszcza w schyłkowej fazie epoki, tzw. dobra śmierć była wysoce pożądana. Wielką popularność zyskał wówczas gatunek literacki określany mianem ars moriendi (sztuka umierania)14. Oczekiwano, że człowiek na łożu śmierci uporządkuje swe sprawy doczesne i zadba o zbawienie duszy oraz przyjmie nadchodzący koniec ze stosownym spokojem ducha, nie okazując ani przesadnego entuzjazmu, ani niechęci do tego, by opuścić ziemski padół i wstąpić w zaświaty. Średniowieczny chrześcijanin obawiał się nagłej śmierci, gdyż uniemożliwiała ona pogodzenie się z Bogiem i bliskimi, nie dawała szansy na spowiedź i przygotowanie duszy do przeniesienia się na tamten świat. Późnośredniowieczne przewodniki dla umierających często zawierały ilustracje przedstawiające człowieka na łożu śmierci w otoczeniu demonów i kuszonego przez różne postaci alegoryczne, mimo że chroniła go łaska Chrystusa15. W okresie zaawansowanego średniowiecza kronikarze chętnie skupiali się na realistycznych szczegółach śmierci, co różniło ich teksty od wcześniejszej tradycji (przynajmniej jeśli chodzi o kościelną hagiografię), kiedy traktowano śmierć w sposób wyidealizowany i ugrzeczniony16. Choć w niniejszej pracy będziemy mieć do czynienia głównie z gwałtowną i nieprzyjemną śmiercią, to jednak niektórym monarchom udało się stawić czoła temu, co nieuchronne, zgodnie z ówczesnymi zaleceniami. Za ideał śmierci monarchy pod koniec średniowiecza uznawano zgon Ludwika IX Świętego, króla Francji, który zmarł w Tunezji w 1270 roku. Wydarzyło się to podczas krucjaty, co już samo w sobie było czymś chwalebnym. Wedle ówczesnych biografów umierający monarcha wygłosił mowę, w której udzielił rad swemu synowi Filipowi, tłumacząc, co znaczy być dobrym władcą, i poprosił o odprawienie wielu mszy świętych w swojej intencji17. W ten sposób spełnił zarówno religijne, jak i świeckie wymogi dobrej śmierci.

Nie sposób poświęcić tyle samo uwagi śmierci każdego króla, a niektórzy żegnali się z życiem w sposób nieciekawy i mało istotny. Dlatego też koncentruję się na władcach, których śmierć wedle ówczesnych przekazów okazała się najbardziej znacząca. Mówiąc wprost, skupię się bezceremonialnie na „ciekawych” zgonach królów czy też – by ponownie odwołać się do książki 1066 and All That – na zgonach „pamiętnych”, i to właśnie dlatego, że miały one najbogatszą symbolikę oraz przyniosły najwięcej politycznych i moralnych reperkusji. Stąd układ niniejszej publikacji jest raczej tematyczny niż chronologiczny. Bierze się to również z tego, iż zamierzam osobno traktować różne aspekty królewskiej śmierci. Niemniej w pierwszej części koncentruję się na przedstawieniu śmierci królów anglonormańskich i andegaweńskich (Plantagenetów), część druga natomiast skupia się na zgonach królów Anglii późnego średniowiecza, a także przedstawia rozważania na temat zmieniającej się sytuacji politycznej oraz tradycji historiograficznej.

W epoce pełnego średniowiecza rozpowszechnił się (głównie wśród kronikarzy kościelnych) pogląd, iż śmierć, zwłaszcza nagła, to przejaw boskiej oceny danej jednostki. Każde nagłe czy niespodziewane wydarzenie interpretowano jako dzieło Stwórcy. Gdy zaś chodziło o tak znaczące wydarzenie jak śmierć monarchy, wówczas komentatorzy tym bardziej starali się doszukiwać śladów boskiej interwencji. Dostrzeżone znaki interpretowano jako przejaw kary za grzechy. Uważano na przykład, że takim znakiem jest śmierć od strzały (jako wariant „gromu z jasnego nieba”). W ten sposób zginęli: Harold Godwinson, Wilhelm II Rudy i Ryszard I Lwie Serce.

Śmierć pojmowano również jako dowód ulotności wszystkiego, co ziemskie, w obliczu wieczności. Przekonamy się, że śmierć króla stanowiła dla kościelnych kronikarzy doskonałą okazję, by snuć podobne rozważania, dowodząc, że możni tego świata są tak samo śmiertelni jak inni ludzie. Czasem dla większego efektu pisarze odwoływali się do ponurych opisów cierpień fizycznych, jakich jeszcze za życia doświadczali monarchowie. Tu znakomitymi przykładami były śmierć i pochówek takich królów, jak: Wilhelm I, Henryk I i Jan bez Ziemi.

Śmierć króla oznaczała przekazanie władzy z pokolenia na pokolenie, a to rodziło problemy i napięcia, gdy dziedzic niecierpliwił się, by objąć rządy, lub gdy nie było jasne, w czyje ręce należało je oddać. Zgon królewskiego następcy także powodował ogromne zawirowania. Dlatego też zwrócimy szczególną uwagę na śmierć Wilhelma Adelina, syna Henryka I, i śmierć Henryka Młodego Króla, syna Henryka II, a także na ciekawy przypadek próby zabójstwa Henryka I podjętej przez jego własną córkę.

W okresie późnego średniowiecza pojawia się kolejne zjawisko, a mianowicie królobójstwo. Okazuje się, że pod koniec tej epoki angielscy królowie często ginęli nienaturalną śmiercią, i to mimo przerażenia, jakie wzbudzało zabójstwo monarchy. Ogółem zamordowano czterech spośród wszystkich królów średniowiecznej Anglii: Edwarda II, Ryszarda II, Henryka VI i Edwarda V. Przyjrzymy się okolicznościom towarzyszącym ich zabójstwom, a także pogłoskom, jakie krążyły na ten temat, dostarczając kronikarzom bogatego materiału w postaci pewnych powtarzających się motywów. Porównamy okoliczności ich śmierci z morderstwami innych ważnych ówczesnych postaci, by pokazać, w jaki sposób rozwijał się proces rozpowszechniania pogłosek. Opiszemy także trudny dylemat, co zrobić z ciałem zamordowanego monarchy.

Królobójstwo pociągało za sobą liczne problemy, podobnie jak przejęcie władzy przez uzurpatora. Jak powinien się zachować, jeśli powszechnie nie wierzono, że monarcha po prostu zmarł? Taka sytuacja prowadziła do powstania legend o cudownym ocaleniu króla, co stanowiło doskonałą zachętę dla oszustów, którzy wykorzystywali krążące opowieści do własnych celów i podszywali się za „cudownie ocalonych” władców. Wszyscy – Harold, Edward II, Ryszard II i ostatni członkowie dynastii Yorków – stali się bohaterami takich legend.

Wreszcie należy wspomnieć o nieco odmiennej formie „życia” władcy po śmierci, a mianowicie o koncepcji króla-świętego lub męczennika. Połączenie okropności gwałtownej śmierci, polityczne kontrowersje, a wreszcie cześć, jaką oddawano królowi jako namaszczonemu przez Boga, mogły doprowadzić do sytuacji, kiedy to władca zyskiwał status świętego, przynajmniej w powszechnym przekonaniu. Istniała odwieczna tradycja anglosaskich królów-świętych, a w epoce rozkwitu średniowiecza kultem otaczano królewskich „męczenników” – Edwarda II i Henryka VI oraz postaci o statusie „quasi-króla”, takie jak Szymon de Montfort czy Tomasz, hrabia Lancaster.

Zgodnie z tradycyjnym ujęciem uznałem za ramy angielskiego średniowiecza daty 1066–1485. Jak w przypadku każdej próby periodyzacji historii jest to wybór z konieczności umowny, lecz można znaleźć liczne argumenty przemawiające właśnie za takim, a nie innym doborem dat ramowych. Całość niniejszej pracy spajają dwa powtarzające się motywy: średniowieczny chrześcijański stosunek do władzy królewskiej i kościelna tradycja historyczna (nawet jeśli pod koniec średniowiecza ustąpiła ona nieco bardziej perspektywie świeckiej). Jako że moja opowieść podporządkowana jest pewnym koncepcjom religijnym i ideologicznym, wydawało mi się czymś rozsądnym i oczywistym, by skupić się na okresie silnie naznaczonym dominacją Kościoła katolickiego. Pod koniec XI wieku rozpoczynają się reformy Grzegorza Wielkiego, kiedy to Kościół pod wodzą reformatorskich papieży starał się oczyścić z zepsucia i uwolnić od wszelkiej zależności od władzy królewskiej czy innej formy władzy świeckiej. Niewątpliwie przyjęcie takiego programu wpłynęło na zmianę stosunku do władzy królewskiej. Idee papieskiej reformy dotarły do Anglii właśnie za sprawą podboju normańskiego (co zapewne nie było zbiegiem okoliczności, gdyż Wilhelm Zdobywca otrzymał papieski sztandar i błogosławieństwo), a zatem rok 1066 wydaje się naturalnym początkiem nowej ery. Równie znaczący jest rok 1485, kiedy na tron wstąpił Henryk VII, ostatni katolicki król Anglii, gdyż za panowania jego syna Henryka VIII rozpoczęła się reformacja. Tymczasem jeszcze po śmierci Henryka VII odprawiono dziesięć tysięcy nabożeństw, co miało pomóc jego duszy przejść przez czyściec i było typową cechą duchowości Anglii z epoki późnego średniowiecza18.

Nie oznacza to bynajmniej, że wspomniane motywy występowały jedynie w średniowieczu. Tradycja królewskich męczenników pochodzi z głębokiego okresu anglosaskiego – już w VII wieku czczono bowiem królów-męczenników Nortumbrii. Z drugiej strony, w czasach nowożytnych koncepcja królewskiej świętości osiągnęła swe apogeum w siedemnastowiecznym kulcie króla Karola Męczennika rozpowszechnionym wśród wyższego duchowieństwa Kościoła anglikańskiego. Tradycja ta okazuje się żywa także dziś – wystarczy spojrzeć, jak wielką czcią otacza się osobę Diany, „prawie świętej” księżnej Walii.

Motywy te nie są wcale czymś wyjątkowym i nie ograniczają się jedynie do królestwa Anglii. W okresie średniowiecza Anglia była nierozerwalnie związana z kontynentem. Jej władcy w latach 1066–1485 pochodzili z rodów francuskich. Aż do utraty Normandii na rzecz korony francuskiej w 1204 roku Anglia stanowiła zaledwie jeden z elementów wielkiego i niejednolitego tworu, w znacznym stopniu frankońskiego, który późniejsi historycy ochrzcili mianem „imperium anglonormańskiego” lub też – po przejęciu tronu w 1154 roku przez Henryka Plantageneta, hrabiego Andegawenii – „imperium andegaweńskiego”. Nawet po 1204 roku korona angielska wciąż była powiązana z resztą Europy za sprawą wojen, dyplomacji czy krucjat. Pozostałość po wspomnianym imperium, czyli Gaskonia, stanowiła niezmienną kość niezgody między Anglią a Francją. Początkowo chodziło jedynie o jej utrzymanie, potem o powiększenie terytorium, wreszcie – począwszy od roku 1337 – konflikt przerodził się w otwartą wojnę, a to za sprawą angielskiego króla i jego roszczeń do francuskiej korony. Także w sferze intelektualnej Anglia wpisywała się w główny nurt kultury europejskiej, co ma ogromne znaczenie dla zrozumienia angielskiej historiografii. Idee reformatorskie przeniknęły do Kościoła angielskiego pod koniec XI stulecia i na początku wieku XII, a duchowni, którzy stanowili tak istotne źródło informacji na temat wydarzeń w epoce środkowego średniowiecza, należeli do instytucji stanowiącej element szerszej intelektualnej tradycji, która obejmowała swymi wpływami całą zachodnią Europę.

Częścią tej samej międzynarodowej tradycji byli również autorzy świeccy. Dwunastowieczny anglonormański pisarz Geoffrey Gaimar pojawia się jako jeden z pierwszych twórców dzieł świeckich i rycerskich adresowanych do arystokracji. Jego spuścizna przynależy do tradycji z pogranicza historii i literatury. Faktycznie w średniowieczu nie istniał wyraźny rozdział między obiema dziedzinami. Wydaje się, że zwieńczeniem tej tradycji były utwory słynącego z nieścisłości faktograficznej, ale niesłychanie poczytnego czternastowiecznego historyka Jeana Froissarta, który wspomina, iż rozpoczął od pisania poezji, aby wkrótce poświęcić się wyższemu powołaniu, a mianowicie historii. Jego opowieści pełne są opisów brawurowych potyczek rycerskich, a brutalne walki we Francji przypominają czasem pełne gracji pojedynki podczas turniejów rycerskich na dworze królewskim. Wspomniana tradycja literacka wywodzi się z Francji, lecz sięgała także poza granice tego kraju (określenie „romans” stosowane do opisu jednego z gatunków literackich należących do tej tradycji bierze się stąd, iż utwory te pisano w wernakularnym [rodzimym] języku romańskim, a nie po łacinie, którą posługiwał się Kościół i klasycy).

Należy również wspomnieć o pewnych wspólnych elementach folklorystycznych (ludowych) pojawiających się w różnych okresach i krajach. Jak się przekonamy, motyw władcy, który zdołał oszukać śmierć, zdaje się występować niezwykle często, i to w wielu kulturach. Na tej samej zasadzie fenomen króla-męczennika nie pojawiał się jedynie w historii Anglii. Przykładem niech będzie niedawny pomysł rosyjskiej Cerkwi prawosławnej, by kanonizować cara Mikołaja II, rozstrzelanego przez bolszewików w 1918 roku. Podobieństwa z angielskim królem Karolem Męczennikiem nasuwają się same i dowodzą jedynie, że władza monarsza w wielu kulturach wciąż roztacza pewien czar.

Wreszcie dzisiejszy wizerunek średniowiecznych władców i przekaz na temat ich śmierci pod wieloma względami został ukształtowany przez pisarzy epok nieco późniejszych. Zapewne najważniejszy z nich to William Szekspir. Tematem jego dziewięciu sztuk było panowanie średniowiecznych królów Anglii. Mowa o: Królu Janie, Ryszardzie II,dwóch częściach Henryka IV, Henryku V,trzech częściach Henryka VI orazRyszardzie III. Wszystkie utwory, poza pierwszym, stanowią w miarę ciągły (choć niepełny) zapis dziejów Anglii od lat 90. XIV wieku do roku 1485. Szekspirowskie wizerunki średniowiecznych władców – Henryka V czy Ryszarda III – z pewnością wywarły bardziej znaczący wpływ na zbiorową wyobraźnię odbiorców niż jakikolwiek podręcznik historii. Cokolwiek by napisali poważni badacze o obu monarchach, w powszechnym przekonaniu utrwalił się Szekspirowski obraz bohaterskiego patrioty (Henryk V) albo zbrodniczego intryganta (Ryszard III).

Całkowicie zmyślone fragmenty, jak na przykład ten, gdy rywalizujące ze sobą w wojnie Dwóch Róż stronnictwa wybierają sobie symbole w ogrodzie różanym, pojawiają się w dwudziestowiecznych książkach do historii dla dzieci, takich jak Ladybird histories autorstwa L. Du Garde’a Peacha19, a na wpół fikcyjni bohaterowie, jak John Falstaff, są bardziej popularni niż postaci rzeczywiste występujące w znanych dramatach opowiadających o wydarzeniach z historii. Szekspir nawiązywał do okoliczności śmierci królów, zwłaszcza księcia Artura (brata Henryka VIII), Ryszarda II, Henryka VI, „książąt w Tower” i Ryszarda III, a nasze dzisiejsze postrzeganie tamtych tragicznych zdarzeń z pewnością zostało ukształtowane przez to, w jaki sposób rozprawił się z nimi Mistrz ze Stratfordu.

* Król, uciekając przez mokradła Somerset, znalazł schronienie u pewnej wieśniaczki, która – nie poznawszy go – poprosiła, by przypilnował piekących się ciastek. Alfred zamyślił się jednak nad sprawami wagi państwowej i zapomniał o ciastkach. Gdy kobieta zobaczyła spalone wypieki, zrugała króla, ten zaś musiał błagać ją o przebaczenie (przyp. tłum.).

1 Henryk z Huntingdon, Historia Anglorum, ed. & trans. by D. Greenway, Oxford 1996, s. vii.

2 P. Strohm, Hochon’s Arrow: The Social Imagination of Fourteenth-Century Texts, Princeton 1992, s. ix.

3 B. Hamilton, Religion in the Medieval West, London 1986, s. 93.

4 P. Strohm, dz. cyt., s. 3.

5 Henryk z Huntingdon, dz. cyt., s. 366–369.

6 A. Smyth, King Alfred the Great, Oxford 1995, s. 177.

7 R. Phillips, History Teaching, Nation-hood and the State, London 1998, s. 129.

8 C. Brewer, The Death of Kings: A Medical History of the Kings and Queens of England, London 2000.

9 Przemawiając przed członkami oddziału Towarzystwa Historycznego w Canterbury na temat śmierci królów, starannie zaznaczyłem na początku wykładu, że nie zamierzam spekulować. Niestety, i tak zapytano mnie, czy sądzę, że Ryszard III zabił książęta. Dowodzi to, jak fascynującą osobą wciąż okazuje się Ryszard oraz jak przemożna jest chęć odkrycia „prawdy”, nawet w sytuacji, kiedy to niemożliwe.

10 D. Carpenter, The Reign of Henry III, London 1996, s. 430–435.

11 List św. Pawła do Rzymian 13: 1, Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne, Warszawa 1975.

12 Pierwsza Księga Samuela 10: 1; Druga Księga Samuela 2: 4; Pierwsza Księga Królewska 1: 39.

13 E. Kantorowicz, The King’s Two Bodies: A Study in Medieval Political Theology, Princeton 1957, s. 47–48. Wyd. pol.: Dwa ciała króla. Studium ze średniowiecznej teologii politycznej, przeł. M. Michalski i A. Krawiec, red. nauk. wyd. pol. J. Strzelczyk, Warszawa 2007.

14 P. Binski, Medieval Death: Ritual and Representation, London 1996, s. 39–43; Ch. Daniell, Death and Burial in Medieval England, 1066–1550, London 1997, s. 37–38, 40.

15 P. Binski, dz. cyt., s. 40–41.

16 D. Crouch, The Culture of Death in the Anglo-Norman World [w:]Anglo-Norman Political Culture and the Twelfth-Century Renaissance, ed. by C.W. Hollister, Woodbridge 1997, s. 157–180.

17 P. Binski, dz. cyt., s. 35–36; J. de Joinville, The Life of St Louis [w:]Chronicles of the Crusades, ed. by M.R.B. Shaw, Harmondsworth 1963, s. 347–349.

18 Ch. Daniell, dz. cyt., s. 6.

19 L. Du Garde Peach, J. Kenney, Warwick the Kingmaker, Loughborough 1966.

I

Śmierć i pochówek

W styczniu 1066 roku Edward Wyznawca, ostatni król z pradawnej anglosaskiej dynastii władców Wesseksu, umierał w Westminsterze. Jego śmierć miała pogrążyć państwo w kryzysie, który ostatecznie doprowadził do podboju kraju przez Wilhelma z Normandii – wydarzenia uznawanego za jeden z momentów zwrotnych w historii Anglii. Kryzys ten z pewnością był skutkiem sytuacji powstałej za panowania Edwarda. Czy to z wyboru (wedle późniejszej tradycji utrzymywano, iż władca w czasie trwania małżeństwa zachowywał celibat), czy też z przyczyn niezależnych, monarcha pozostał bezdzietny, co po jego śmierci doprowadziło do sporu o sukcesję. Za rządów Edwarda w siłę bardzo urósł Godwin, earl Wesseksu, którego córka Edyta była małżonką króla. Jej brat Harold Godwinson odziedziczył po ojcu tytuł earla Wesseksu i wydawał się najbardziej oczywistym kandydatem do objęcia schedy po Edwardzie.

Wilhelm, książę Normandii, także dysponował prawami do tronu, jako że był spokrewniony z Edwardem przez Emmę z Normandii, jego matkę. Co ważniejsze, Edward odczuwał silny związek emocjonalny z Normandią, gdyż spędził tam wiele lat na wygnaniu w okresie, gdy na tronie Anglii zasiadali Duńczycy. Ostatecznie w niezwykle kontrowersyjnych okolicznościach Wilhelm stwierdził, że Harold przysiągł wcześniej na święte relikwie, iż uzna go za następcę Edwarda. Dlatego też należy podkreślić, że podbój z 1066 roku nie był po prostu najazdem obcych wojsk, ale konsekwencją sporu o sukcesję między Haroldem a Wilhelmem po śmierci Edwarda. Sam Edward skonał w spokoju i został pochowany w fundamentach opactwa westminsterskiego. Potem uznano go za świętego, między innymi ze względu na to, że jego panowanie – zwłaszcza z późniejszej perspektywy – oznaczało złoty okres pokoju, po którym nastąpiła burzliwa epoka podbojów. Wkrótce po śmierci Edwarda zaczęły krążyć opowieści o cudach, których dokonał za życia i tych, które podobno wydarzyły się przy jego grobie.

Władza przeszła w ręce Harolda. Znacznie później zwolennicy mitologii narodowej zaczęli uznawać go za „ostatniego angielskiego króla”, który zginął jak prawdziwy patriota, szlachetnie i bohatersko broniąc państwa przed obcym najeźdźcą. Prawda okazuje się jednak bardziej złożona. Roszczenia Harolda do tronu wcale nie miały jednoznacznej i dostatecznie mocnej podstawy. W jego żyłach nie płynęła królewska krew, był on jedynie szwagrem Edwarda. Edgar Atheling, syn Edwarda Wygnańca spokrewnionego ze zmarłym królem, dysponował bardziej uzasadnionymi prawami do korony, lecz w 1066 roku nie osiągnął jeszcze dojrzałości. Za Haroldem przemawiał niezwykle istotny fakt natury praktycznej – nowy władca był bowiem najpotężniejszym magnatem w królestwie, sprawdził się też w walce jako dowódca (w 1063 roku pokonał walijskiego księcia Gruffudda ap Llywelyna). Miał zatem wiele cech, którymi winien odznaczać się król. Próby inwazji podjęte w 1066 roku przez Haralda Hardradę (władcę Norwegii, który także liczył na tron Anglii) i Wilhelma z Normandii można uważać za interwencje obcych konkurentów, których roszczenia były równie wątłe i słabe co roszczenia Harolda. Tymczasem normańska propaganda starała się usilnie przedstawić Wilhelma jako prawowitego kandydata, próbującego odsunąć krzywoprzysięzcę i uzurpatora.

Harold pokonał i zabił pierwszego rywala, Haralda Hardradę, w bitwie pod Stamford Bridge w Yorkshire we wrześniu 1066 roku. Tu również powinniśmy ostrożnie potraktować sugestię, jakoby w bitwie „angielski” król Harold – patriota pokonał obcego najeźdźcę. Hardrada walczył u boku odsuniętego z dworu brata Harolda, Tostiga, odwołując się do starej tradycji, zgodnie z którą lud z północy silniej identyfikował się z wikingami rządzącymi w Yorku niż z odległymi królami Wesseksu na południu. Niewątpliwie na to wsparcie liczył Hardrada, pragnąc ugrać coś dla siebie, gdyż Yorkshire stanowiło centrum Danelaw (Danelagh) – jurysdykcji duńskiej – obszaru na północy i wschodzie Anglii, okupowanego i zasiedlonego przez ludy duńskie często także pochodzenia skandynawskiego.

Gdy Harold walczył z najeźdźcami z Norwegii, jego inny wróg, Wilhelm z Normandii, przybił do południowego wybrzeża. Harold pognał więc na południe, jednak 14 października został pokonany i zabity przez Wilhelma pod Hastings. Śmierć Harolda w bitwie jest zapewne najsłynniejszą śmiercią króla w historii Anglii. Historycy spierają się w kwestii bezpośredniej przyczyny jego zgonu – wedle jednych władca został zasieczony toporami przez rycerzy Wilhelma, inni twierdzą, że zginął od strzały. Niedawne badania kobierca z Bayeux zdają się potwierdzać tradycyjną wersję śmierci od „strzały w oko”. Wraz z Haroldem zginęli jego dwaj bracia, a tym samym za jednym zamachem usunęli się z drogi Wilhelma wszyscy, którzy mogliby chcieć pomścić zmarłego i stanowiliby źródło potencjalnych problemów. Synowie Harolda zbiegli do Irlandii i przez pewien czas kontynuowali walkę, ale nigdy nie stworzyli realnego zagrożenia dla Wilhelma. Istnieją pewne wątpliwości co do miejsca pochówku Harolda, gdyż jedne źródła podają, że został on pogrzebany nad brzegiem morza w hrabstwie Sussex, a inne – że zwłoki przewieziono do opactwa w Waltham w hrabstwie Essex. Ciało króla niemiłosiernie sponiewierano, co dodatkowo utrudniało rozpoznanie, a później stało się przyczynkiem do powstania legendy, jakoby oszukał on śmierć i żył incognito jako pustelnik.

Przykład podboju normańskiego pokazuje, jak ogromne znaczenie miała śmierć króla. Podbój nie oznaczał wcale całkowitego jakościowego zerwania z dotychczasowym kursem rozwoju Anglii, jak to kiedyś sądzono; istnieje wiele przesłanek wskazujących na zachowanie ciągłości między Anglią anglosaską i normańską w kwestii rządów, prawa i społeczeństwa. Wynik bitwy pod Hastings nie doprowadził do rewolucji, która z dnia na dzień przewróciłaby państwo do góry nogami: Wilhelm potrzebował kilku lat, zanim podporządkował sobie całe królestwo i obsadził swoimi ludźmi kluczowe stanowiska kościelne i urzędy świeckie. Przed 1066 rokiem wpływy normańskie były już dość silne za panowania „znormanizowanego” Edwarda Wyznawcy, a okres władzy duńskiej (1016–1042) pokazuje, że rządy obcych w Anglii nie były ani niczym nowym, ani katastrofalnym. Niemniej nie sposób zaprzeczyć, iż podbój normański wywarł głęboki wpływ na królestwo. Do czasu przeprowadzenia w 1086 roku spisu inwentarzowego, czyli słynnej Domesday Book, w całym państwie pozostało jedynie dwóch anglosaskich tenants-in-chief (czyli najwyższych rangą przedstawicieli arystokracji)1. Anglia po 1066 roku przestała znajdować się w orbicie zainteresowania wikingów w obrębie Morza Północnego. Odtąd miała stać się częścią świata francuskojęzycznego, który wkrótce objął także miejsca tak odległe jak Sycylia i Ziemia Święta. Frankijska idea władzy królewskiej oraz docierające z Rzymu wpływy ruchów reformatorskich w Kościele znacząco wpłynęły na sytuację w Anglii. Niezaprzeczalnie przed 1066 rokiem koronę angielską łączyły silne więzy z kontynentem europejskim (co uwidaczniało się na przykład w pielgrzymkach do Rzymu podejmowanych przez anglosaskich władców), a idee płynące z kontynentu także przeniknęłyby na Wyspy, nawet gdyby nie doszło do podboju, ale nie ma wątpliwości, że Anglia z roku 1100 była zupełnie innym krajem niż ta z roku 1065.

Oczywiście ani zgon Edwarda w styczniu 1066 roku, ani śmierć Harolda na polu bitwy pod Hastings same w sobie jeszcze nie przesądziły o losach podboju normańskiego. Jednak w epoce, kiedy o pomyślności całego państwa tak bardzo decydował król, nie sposób zaprzeczyć, iż oba wydarzenia w krytyczny sposób zaważyły na przebiegu podboju. O ile śmierć Edwarda bezpośrednio nie sprowokowała inwazji Normanów, o tyle brak powszechnie akceptowanego następcy tronu wcześniej czy później musiał doprowadzić do kryzysu. Po śmierci Edwarda trzech konkurentów – Harold, Wilhelm i Harald Hardrada – ruszyło do walki o władzę. Podobnie śmierć Harolda nie była jedynym powodem, dla którego Wilhelm wyszedł zwycięsko z tej rywalizacji, choć przytłaczająca wiktoria pod Hastings stała się podstawą jego sukcesu. Zważywszy, że Wilhelm ostatecznie przełamał opór dopiero w 1070 roku, można się zastanawiać, co by się stało, gdyby Harold lub jeden z jego braci przeżył i poprowadził armię anglosaską do kontrataku. Tymczasem okazało się, że nie ma nikogo o wystarczająco silnej pozycji, kto mógłby zjednoczyć przeciwników Wilhelma.

Śmierć Harolda i Haralda Hardrady na polu bitwy nie tylko pokazuje ogrom niebezpieczeństw czyhających na królów w epoce, kiedy monarcha musiał wykazać się jako wojownik, lecz także ilustruje skuteczność wojny jako brutalnej metody rozwiązywania konfliktów dynastycznych. Można uznać, że Wilhelm miał wyjątkowe szczęście, gdyż obaj jego rywale usunęli mu się z drogi – Harold zabił wcześniej Hardradę pod Stamford Bridge. Tymczasem ludzie z epoki przypisywali taki wynik rozgrywki nie tyle szczęściu, ile opatrzności bożej.

Z kolei sam Wilhelm Zdobywca zmarł wskutek ran odniesionych w bitwie w 1087 roku, choć w jego przypadku śmierć nie nastąpiła szybko, a agonia przysporzyła mu olbrzymich cierpień. Podczas walki przeciwko królowi Francji pod Mantes w dolinie Sekwany koń Wilhelma wystraszył się iskry, która spadła z podpalonego budynku. Zwierzę stanęło dęba, a władca uderzył się mocno o łęk (przednią część) siodła2. Uraz wewnętrzny doprowadził ostatecznie do śmierci Wilhelma w Rouen 9 września 1087 roku. Nie sposób oprzeć się symbolice ulotnej doczesnej chwały, zawartej w scenie, kiedy tuż po śmierci monarchy sojusznicy zostawiają go na pastwę losu, a służący odzierają jego ciało ze wspaniałych szat3. Na dodatek makabrycznym zrządzeniem losu, gdy wpychano zwłoki króla do zbyt ciasnego grobowca, rozdęte ciało pękło, wydzielając obrzydliwy odór.

Podobnie jak w przypadku zgonu Edwarda Wyznawcy po śmierci Wilhelma sprawa sukcesji pozostała nierozstrzygnięta. Problemem okazał się jednak nie tyle brak synów, ile raczej to, iż o koronę miało rywalizować trzech ambitnych młodzieńców. Jako że Wilhelm władał dwoma królestwami, dziedzictwo rozdzielono między jego synów. Była to praktyka powszechnie wówczas stosowana w podobnych okolicznościach: Anglię i Normandię uważano za osobne twory, rządzące się własnymi prawami i zwyczajami, a nie za jedno „imperium”, które miało przejść wyłącznie w ręce najstarszego syna, Roberta Krótkoudego. Dlatego też Robert zyskał tytuł księcia Normandii, a jego młodszy brat – Wilhelm Rudy – został królem Anglii.

Trzeci syn Henryk także ambitnie domagał się swojej części dziedzictwa. Pod nieobecność Roberta, który wyruszył na pierwszą krucjatę (1096–1099), Wilhelm zajął Normandię – całkiem legalnie, gdyż Robert „wydzierżawił” mu ją, by uzyskać środki na udział w wyprawie.

król

data śmierci

wiek w chwili śmierci

miejsce śmierci

miejsce pochówku

Edward Wyznawca

1066

60–63

Westminster

opactwo westminsterskie

Harold

1066

ok. 46

Hastings

nad morzem w pobliżu Hastings lub w opactwie w Waltham

Wilhelm I 

1087

59?

klasztor Saint-Gervais niedaleko Rouen, Normandia

opactwo w Caen

Wilhelm II

1100

40–44

New Forest

katedra w Winchesterze

Henryk I 

1135

67

Lyons-la-Forêtw pobliżu Rouen, Normandia

opactwo w Reading

Stefan

1154

>54

klasztor St Martin, opactwo w Faversham, Dover

Henryk II

1189

56

zamek w Chinon, opactwo w Fontevraud, Turenia

Ryszard I 

1199

41

Châlus-Chabrol, Limousin

opactwo w Fontevraud

Jan

1216

48

zamek Newark

katedra w Worcesterze

Henryk III

1272

65

pałac Westminster

opactwo westminsterskie

Edward I 

1307

68

Burgh-by-Sands, Cumberland

opactwo westminsterskie

Edward II

1327

43

zamek Berkeley, Gloucestershire (prawd.)

opactwo w Gloucester (obecnie katedra)

Edward III

1377

64

pałac Sheen, Surrey

opactwo westminsterskie

Ryszard II

1400

32–33

zamek Pontefract, Yorkshire (prawd.)

opactwo w Langley, przen. do opactwa westminsterskiego, 1413

Henryk IV

1413

46

pałac Westminster

katedra w Canterbury

Henryk V

1422

34

zamek Vincennes, Île-de-France

opactwo westminsterskie

Henryk VI

1471

49

twierdza Tower w Londynie

opactwo Chertsey, przen. do kaplicy św. Jerzego w Windsorze, 1484

Edward IV

1483

40

pałac Westminster

kaplica św. Jerzego, Windsor

Edward V

1483

12

twierdza Tower  (prawd.)

nieznane

*

Ryszard III

1485

32

Bosworth, Leicestershire

kościół Franciszkanów, Leicester

**

* Być może to jeden z dwóch szkieletów odkrytych w XVII wieku w Tower i pochowanych w opactwie westminsterskim (przyp. aut.).

** Po odkryciu w 2012 roku szczątków ludzkich na parkingu w Leicester w miejscu, gdzie dawniej znajdował się kościół Franciszkanów, i po przeprowadzeniu badań DNA stwierdzono, że szczątki te należą do króla Ryszarda III. W marcu 2015 roku spoczęły one w katedrze w Leicester (przyp. tłum.).

Śmierć Wilhelma Rudego w New Forest 2 sierpnia 1100 roku zakłóciła wcześniejsze ustalenia. Był to zapewne najbardziej dramatyczny zgon w całym średniowieczu, jako że król został przypadkiem trafiony strzałą podczas polowania4. Potyczki Wilhelma Rudego z Kościołem oraz jego reputacja antyklerykała dostarczyły bogatej strawy kronikarzom, którzy przedstawiali jego śmierć jako dzieło Boga. W czasach nowożytnych okoliczności jego zgonu doprowadziły do powstania licznych teorii spiskowych, wedle których został on zamordowany, a nawet złożony w ofierze5. Trzeci syn Zdobywcy, Henryk, objął tron po śmierci Wilhelma Rudego, czemu zapewne sprzyjał fakt, iż był obecny podczas fatalnego polowania, a Robert nie zdążył jeszcze wrócić z Ziemi Świętej. Ów szczęśliwy zbieg okoliczności oraz to, że Henryk znajdował się niedaleko miejsca zbrodni (o ile była to zbrodnia), stał się dodatkowym paliwem podsycającym teorie, jakoby Wilhelma Rudego zamordowano. Nawet jeśli przyjmiemy, że śmierć ta była dziełem przypadku, warto na jej przykładzie prześledzić, jak poważne polityczne konsekwencje może mieć nieoczekiwany zgon króla, a nawet sam moment jego śmierci. Zabezpieczywszy sobie tron Anglii, Henryk pokonał później Roberta w bitwie pod Tinchebray w 1106 roku, dodając Normandię do swych zdobyczy. Gdyby Wilhelm żył, Anglia i Normandia stanowiłyby osobne terytoria, a historia średniowiecznej Anglii potoczyłaby się zgoła odmiennie.

Plany dynastyczne Henryka także przekreśliła śmierć – w 1120 roku w katastrofie „Białego Statku” utonął jego jedyny syn z prawego łoża, Wilhelm Adelin6. Tragedia ta miała okazać się niezwykle brzemienna w skutki. Śmierć Henryka 11 grudnia 1135 roku – spowodowana dolegliwościami gastrycznymi (słynne „przejedzenie się minogami”) – zapoczątkowała okres politycznej niestabilności, tradycyjnie (choć błędnie) określany jako czas anarchii7. Mowa o rządach Stefana z Blois (1135–1154), następcy Henryka. Po śmierci Wilhelma Adelina Henrykowi pozostała jedynie córka Matylda (Maud). Mimo że w 1127 roku angielscy baronowie uznali ją za prawowitą następczynię tronu, to jej kuzyn Stefan (kolejny wnuk Zdobywcy, poprzez matkę, Adelę) w 1135 roku przejął władzę, wykorzystując to, iż wielu baronów nie było przekonanych do idei kobiecych rządów; na domiar złego Matylda wyszła za mąż za hrabiego Andegawenii, krainy tradycyjnie wrogiej wobec Normandii. Wojnę domową, która w konsekwencji wybuchła między zwolennikami Stefana i Matyldy, ostatecznie zakończył kompromis – ustalono, że Stefan będzie rządził aż do śmierci, a potem tron obejmie syn Matyldy, Henryk Andegaweński (późniejszy król Henryk II Plantagenet). Zawarcie kompromisu ułatwiła nagła śmierć najstarszego syna Stefana, Eustachego, która „szczęśliwym” zbiegiem okoliczności nastąpiła w 1153 roku, a którą ówcześni ludzie uznali za wyraz woli Boga i karę za zbezczeszczenie przez Eustachego sanktuarium świętego Edmunda (Bury St Edmunds). Z kolei Stefan zmarł w sposób naturalny, mimo że walki za jego panowania miały niesłychanie burzliwy przebieg. Pisząc o jego śmierci, która nastąpiła w Dover 25 października 1154 roku w konsekwencji ostrego nieżytu jelit, kronikarze nie mieli w zanadrzu wielu umoralniających komentarzy8. Uznano po prostu jego zgon za wzorcowy przykład dobrej śmierci, gdyż król przyjął święte sakramenty9. Władca został pochowany w swym ulubionym opactwie w Faversham w hrabstwie Kent obok małżonki, Matyldy z Boulogne.

Po objęciu tronu Henryk II szybko przywrócił stabilne rządy w państwie, co przeczy tezie, jakoby Stefan wcześniej doprowadził kraj do stanu anarchii. Dzięki odziedziczonym ziemiom, podjętym działaniom militarnym – własnym i rodziców – oraz małżeństwu z Eleonorą Akwitańską (dziedziczką księstwa obejmującego zasięgiem jedną trzecią ziem królestwa Francji) Henryk zbudował rozległe, lecz bynajmniej nie jednolite „imperium”, rozciągające się od Pirenejów na południu po wzgórza Cheviot na granicy angielsko-szkockiej. Późniejsze lata jego panowania były dość burzliwe, chociażby ze względu na buntownicze działania synów. Podobnie jak Wilhelm Zdobywca, Henryk starał się zaspokoić ambicje potomków, rozdzielając między nich ziemie swego imperium. Najstarszy, Henryk, miał otrzymać należące do ojca terytoria dziedziczne Anglii, Normandii i Andegawenii. Młodszy, Ryszard, został mianowany hrabią Poitiers i miał dostać w spadku po matce księstwo Akwitanii, podczas gdy trzeci syn, Godfryd, dzięki małżeństwu został hrabią Bretanii. W rezultacie ostatni z braci, zwany Janem bez Ziemi, nie miał już czego odziedziczyć.

Problemy wynikające z takiego podziału majątku miały się wkrótce uwidocznić. Henryk w 1170 roku został koronowany na króla, mimo że żył jeszcze jego ojciec, co jak na Anglię było praktyką niezwykłą, choć na kontynencie – stosowaną często. Niestety, Henryk II nie obdarzył swego następcy zakresem władzy stosownym dla tak ważnego tytułu, co sprowokowało syna do podjęcia buntu, najpierw w latach 1173–1174, a potem w 1183 roku. Jednakże, podobnie jak w 1100 roku, tak i teraz śmierć uprościła kwestie dziedziczenia i przyczyniła się do utrzymania jedności ziem króla Anglii. Młody Henryk zmarł w południowo-zachodniej Francji w czasie drugiej rebelii i nigdy nie zyskał pełni władzy. Śmierć Godfryda w 1186 roku sprawiła, że to Ryszard odziedziczył wszystkie ziemie ojca. Sam Henryk II zmarł w swym zamku w Chinon w Turenii 6 lipca 1189 roku, w czasie gdy groziła mu kolejna rebelia, tym razem prowadzona przez pozostałych dwóch synów, Ryszarda i Jana. Kilku kronikarzy, opisując śmierć starego monarchy, wyrażało dezaprobatę wobec zachowania jego potomków, a jeden twierdził, że ciało nieżyjącego króla zaczęło krwawić, jakby protestując, gdy zbliżył się doń bezbożny syn Ryszard. Ten sam Ryszard, najstarszy żyjący potomek Henryka, objął tron Anglii i został wyłącznym władcą rozległych posiadłości Plantagenetów we Francji.

Mimo tak niefortunnych początków panowania władca ów miał później zasłynąć jako bohater wypraw krzyżowych i przeszedł do historii jako Ryszard I Lwie Serce. Jak przystało na wojownika, król zmarł z powodu ran odniesionych w walce, choć nie podczas bitwy z niewiernymi. W trakcie oblężenia zamku Châlus-Chabrol w Limousin, należącego do zbuntowanego wasala, został trafiony strzałą wystrzeloną przez jednego z obrońców twierdzy i zmarł w wyniku zakażenia kilka dni później, 8 kwietnia 1199 roku10. Wielu ówczesnych komentatorów zwracało uwagę na ironiczną wymowę tej śmierci, gdyż monarchę zabił szeregowy żołnierz, na dodatek w nie do końca znanych okolicznościach.

Po Ryszardzie tron Anglii objął Jan. Rządy tego króla to w dużej mierze pasmo militarnych klęsk i konfliktów wewnątrz kraju. Choć po śmierci bezdzietnego Ryszarda był on jedynym żyjącym synem Henryka II, to nie dane mu było cieszyć się pełnią władzy, która przysługiwała niekwestionowanemu dziedzicowi imperium. Jego bratanek Artur, hrabia Bretanii, syn Godfryda Plantageneta, wkraczał właśnie w dorosłość, a jego sojusznicy, wspierani przez króla Filipa II, sprawiali Janowi wiele kłopotów w północno-zachodniej Francji, aż wreszcie w 1202 roku Artur został pojmany, a później zamordowany. Choć Jan przetrwał tę zawieruchę, stanowiła ona dopiero zapowiedź kolejnych problemów, jakich nie skąpił mu król Francji w latach późniejszych. W 1204 roku Filip zdobył Normandię, co było zaledwie pierwszym z serii niepowodzeń, które w rezultacie doprowadziły do śmierci Jana oraz całkowitego upadku andegaweńskiego imperium we Francji.

Król zmarł podczas kampanii na wschodzie Anglii w trakcie wojny domowej przeciwko zbuntowanym baronom. Nie był to koniec chwalebny; po wcześniejszej utracie znaczącej części ekwipunku podczas przeprawy przez zatokę Wash władca znalazł się w Newark, gdzie zmarł na dyzenterię 18 października 1216 roku11. Podobnie jak Wilhelma Rudego, kronikarze zakonni postrzegali Jana jako przeciwnika Kościoła, a jego śmierć wydawała się zgodna z „wolą Boga”. Wedle późniejszej teorii (do której powstania przyczynił się szesnastowieczny dramaturg John Bale) monarcha został zamordowany przez mnichów, u których się zatrzymał, co czyniło zeń jednego z pierwszych królów-męczenników poległych w walce z Kościołem katolickim, był zatem niezwykle stosownym poprzednikiem protestanckich monarchów z dynastii Tudorów.

Śmierć Jana oznaczała dla jego syna, Henryka III, przejęcie trudnego dziedzictwa. Chłopiec miał zaledwie dziewięć lat, a otrzymywał królestwo ogarnięte gorączką wojny domowej. W średniowieczu słusznie obawiano się rządów małoletnich władców, jako że stabilność polityczna zależała przede wszystkim od talentów i zdolności monarchy. Był to więc kolejny dowód, iż moment śmierci króla miał poważne polityczne konsekwencje. Trudno obwiniać Jana o to, że umarł w tak niesprzyjających okolicznościach, jednak z faktu, iż ożenił się z matką Henryka Izabelą z Angoulême, mając lat trzydzieści dwa, podczas gdy ona miała lat dwanaście, wynikał prosty rachunek, że może nie doczekać przekazania władzy w ręce dorosłego następcy tronu. Oczywiście król nie wybierał momentu własnej śmierci, lecz miał obowiązek spłodzić dziedzica najszybciej jak to możliwe. Pod tym względem obaj – zarówno Jan, jak i Ryszard – zawiedli.

Zwolennicy Henryka III już w 1217 roku przywrócili w królestwie pełnię władzy monarszej, lecz znacznie poważniejsze zagrożenie pojawiło się w późniejszych latach jego rządów wraz z reformatorskim ruchem możnowładców działającym od roku 1258 do 1264 pod przywództwem Szymona de Montfort, hrabiego Leicester. Konflikt doprowadził do wojny domowej w latach 1264–1265 i na pewien czas Anglia faktycznie stała się republiką pod rządami wiodących możnowładców i duchownych z Montfortem jako ówczesnym Cromwellem na czele, Henryk zaś został więźniem w świcie hrabiego. Klęska i śmierć Montforta pod Evesham w 1265 roku oznaczała przywrócenie monarchii, jednakże w konsekwencji narodził się wśród ludu kult Montforta jako męczennika. Henryk zmarł w Westminsterze 16 listopada 1272 roku i został pochowany w tamtejszym opactwie, które zresztą sam nakazał odbudować. Opactwo zostało wcześniej założone przez Edwarda Wyznawcę, króla i świętego patrona Anglii, którego kult sam Henryk żarliwie wspierał.

Henryk odzyskał władzę głównie dzięki synowi Edwardowi, zwycięzcy spod Evesham. Ten zaś – już jako Edward I – spędził większość swego panowania, walcząc, a to przeciwko Walijczykom, a to – Szkotom, a to – królowi Francji. Jego późniejsza reputacja „młota na Szkotów” odzwierciedlała jego wojowniczy charakter, lecz jednocześnie przesadnie podkreślała sukcesy. Edward zmarł 7 lipca 1307 roku w drodze na północ podczas kolejnej wyprawy przeciwko Szkocji, którą – po zwodniczo łatwej wygranej w 1296 roku – wcale nie rządziło się tak prosto. Latem 1306 roku monarcha poważnie zachorował, a rok później dręczyły go dyzenteria oraz bóle nóg i karku. Choremu Edwardowi wysłano nawet do klasztoru w Lanercost w hrabstwie Cumberland paczkę z egzotycznymi medykamentami. Król opuścił Carlisle 3 lipca, jednak 7 lipca zmarł w Burgh-by-Sands, ledwie kilka mil od szkockiej granicy, w ramionach służących, którzy podnieśli go z łoża. O życzeniach władcy, co należy uczynić z jego ciałem po śmierci, krążyły barwne opowieści – podobno wydał dyspozycje, by zabalsamowano jego serce i pogrzebano w Ziemi Świętej, kości zaś zawieziono na miejsce bitwy ze Szkotami.

Ze źródeł z epoki jasno wynika, że Edward martwił się sytuacją polityczną, jaka nastanie po jego śmierci. Powierzył dobro swojego syna, księcia Walii i przyszłego Edwarda II, earlom Lincoln i Warwick, prosząc ich, by udaremnili Piersowi Gavestonowi powrót do kraju12. Ów młodzieniec, którego wcześniej Edward I nieodwołalnie wygnał z kraju, był faworytem i prawdopodobnie kochankiem księcia, a w przyszłości miał fatalnie zdestabilizować sytuację polityczną w Anglii we wczesnych latach panowania Edwarda II. Stąd też można podejrzewać, że wspomniane wyjątkowe zalecenia starego króla kronikarze mogli dopisać już po fakcie. Edward, książę Walii, w 1307 roku miał dwadzieścia trzy lata, więc nie był małoletnim pacholęciem wymagającym nadzoru dorosłych.

Fatalne rządy Edwarda II ostatecznie doprowadziły do wojny domowej w latach 1326–1327 i usunięcia go z tronu przez małżonkę Izabelę Francuską i jej kochanka, Rogera Mortimera. W konsekwencji Edward został zamordowany w zamku Berkeley prawdopodobnie we wrześniu 1327 roku. Ponieważ był więźniem i zmarł w tajemniczych okolicznościach, nie sposób określić dokładnej przyczyny jego śmierci, tym bardziej że pojawiło się wiele barwnych opowieści na ten temat. Najsłynniejsza z nich sugeruje, iż króla zabito, wpychając mu do odbytu rozpalony żelazny pręt, tak by nie powstały zewnętrzne rany dowodzące, że został zamordowany13. Wybór takiej śmierci również można uznać za swego rodzaju aluzję do prawdopodobnego homoseksualizmu monarchy. Pojawiły się również pogłoski, jakoby Edward II uciekł i żył w przebraniu za granicą, a także inne, które czyniły zeń męczennika i wysławiały niczym świętego.

Pozostaje faktem, że po raz pierwszy od podboju normańskiego zamordowano króla Anglii. Sytuacja w państwie nie uległa jednak destabilizacji, po części dlatego, że korona przeszła w ręce najstarszego syna, Edwarda III, więc nie nastąpił żaden kryzys dynastyczny ani tym bardziej przerwanie ciągłości monarchii. Po trzyletnim okresie sprawowania faktycznych rządów przez Izabelę i Mortimera w 1330 roku Edward III osobiście przejął władzę. Większość jego panowania upłynęła na wojnie, po tym jak w 1337 roku ogłosił się królem Francji (tytuł, do którego miał prawa, gdyż jego matka była Francuzką). Mimo że monarcha we wczesnych latach rządów okazał się niezmiernie aktywny, to pod koniec życia zupełnie zabrakło mu energii do działania. Najwyraźniej cierpiał na demencję i ulegał we wszystkim swej kochance, Alice Perrers, co powszechnie krytykowano. Podobno tuż po śmierci, która nastąpiła w Sheen 21 czerwca 1377 roku, dworzanie opuścili króla, a Perrers zdarła pierścienie z jego sztywniejących palców14.

Jako że najstarszy syn Edwarda III, Edward, książę Walii (zwany Czarnym Księciem), zmarł rok wcześniej, na tronie zasiadł wnuk starego króla – Ryszard II. Nowy władca w chwili objęcia tronu miał jedynie dziesięć lat. Jego panowanie okazało się pełne niepokojów. Rozprawiwszy się z buntem chłopstwa (powstaniem Wata Tylera) z 1381 roku, dorosły już Ryszard musiał co rusz stawiać czoła licznym wyzwaniom wrogich możnowładców, którzy coraz silniej odrzucali jego autorytarne zapędy i krytykowali go za nadmierne uleganie wpływom ulubionych doradców. Tymczasem monarcha skutecznie odrzucił ograniczenia narzucone mu w 1388 roku przez reformatorskich Lordów Apelantów, jednak ostatecznie w 1399 roku stracił władzę. Jego wielkim błędem było uczynienie sobie wroga z najpotężniejszego poddanego w królestwie – kuzyna, Henryka Bolingbroke’a, księcia Lancaster. Król najpierw wygnał go z kraju, a następnie, po śmierci jego ojca, Jana z Gandawy, skonfiskował jego majątek. Bolingbroke wrócił do Anglii, początkowo twierdząc jedynie, iż pragnie odzyskać należne mu ziemie, lecz później okrzyknął się władcą Henrykiem IV. Ryszarda II, którego arbitralne rządy przywodziły na myśl panowanie Edwarda II, spotkał koniec podobny do losu pradziadka. Po strąceniu z tronu został uwięziony w zamku Pontefract i zmarł, prawdopodobnie zamordowany, na początku 1400 roku. Ryszarda, inaczej niż Edwarda II (o którego kanonizację on sam bezskutecznie zabiegał), nigdy nie czczono jak świętego, jednak i w jego przypadku pojawiły się pogłoski, jakoby przeżył, a jakiś spragniony przygód osobnik nawet się za niego podawał.

Niemniej obalenie Ryszarda miało znacznie dalej idące konsekwencje niż usunięcie z tronu Edwarda II, gdyż jego następca cieszył się dość wątłymi prawami do korony, choć jeszcze wówczas nie dostrzegano skutków tej sytuacji. Oprócz Henryka Bolingbroke’a już po śmierci Ryszarda było kilku innych pretendentów, którzy mieli mocniejsze podstawy do tego, by ubiegać się o władzę. W pierwszej dekadzie rządów nowy monarcha musiał więc uporać się z kilkoma poważnymi rewoltami, z których jedna nawet doprowadziła do stworzenia legendy „męczennika” – Ryszarda Scrope’a, arcybiskupa Yorku, ściętego z rozkazu króla w 1405 roku. Niechętni władcy komentatorzy sugerowali, że to właśnie wtedy ujawniła się długa, śmiertelna choroba Henryka (przypuszczalnie cukrzyca), która wyniszczała jego organizm i była opisywana przez niektórych jako rodzaj „trądu”, co dla krytyków monarchy stanowiło dowód jego moralnej degeneracji15. Władca wydał ostatnie tchnienie 20 marca 1413 roku w pałacu Westminster. Adam z Usk, kronikarz lubujący się w wyszukiwaniu wszelkich znaków i omenów, odnotował, że monarcha zmarł w „Komnacie Jeruzalem” w rezydencji opata w Westminsterze, „przez co spełniła się przepowiednia mówiąca, że umrze w Ziemi Świętej”16. Przejęcie rządów przez Henryka V nie należało do najłatwiejszych i pamiętamy je za sprawą incydentu przedstawionego przez Szekspira w części II Henryka V, kiedy to młody Henryk zakłada koronę ojca, mimo że ten wciąż jeszcze żyje. Jednak opis tego zdarzenia pochodzi z późniejszego źródła burgundzkiego, a jego autorem jest Enguerrand de Monstrelet, który najwyraźniej chciał za pomocą tej legendy podkreślić ambicję księcia Henryka17. Bez względu na napięcia między ojcem i synem Henryk IV zapisał się w historii Anglii jako założyciel dynastii Lancasterów.

Po kilku rebeliach, którym Henryk V musiał stawić czoła na początku panowania, król umocnił swoją pozycję dzięki wygranej wojnie z Francuzami. Podjął bowiem dawną walkę Edwarda III o koronę francuską i odniósł ogromny sukces. Teraz nie można było więc przedstawiać wspaniałego zwycięzcy spod Azincourt jako uzurpatora. Wydawało się, że oto ziszczą się marzenia Edwarda III o tronie Francji. Traktat zawarty w 1420 roku w Troyes z rządzącym stronnictwem skupionym wokół króla Francji Karola VI uznawał Henryka (a później jego dziedzica) za następcę Karola. Jak na ironię, Henryk umarł ledwie kilka miesięcy przed Karolem, 13 sierpnia 1422 roku. Realizacja celu, czyli ustanowienie podwójnej monarchii Anglii i Francji, stanęła pod znakiem zapytania ze względu na młody wiek następcy (Henryka VI), który w chwili wstąpienia na tron miał zaledwie dziewięć miesięcy, a także dlatego, że traktat z Troyes poparło tylko jedno ze stronnictw politycznych Francji. Syn Karola VI, delfin wydziedziczony przez zapis traktatu, został przez zwolenników okrzyknięty królem jako Karol VII i walczył dalej, aż udało mu się uzyskać szczęśliwe dla siebie rozwiązanie.

Zgon Henryka V nastąpił więc w kluczowym i – biorąc pod uwagę zmarnowane zwycięstwo pod Azincourt – smutnym momencie. Co do samej śmierci, miała ona nieco ironiczny wymiar: oto wielki król-wojownik zmarł podczas kampanii wojennej, lecz wcale nie na polu walki. Podczas oblężenia Meaux w Île-de-France w obozie angielskim rozprzestrzeniła się dyzenteria (choroba zakaźna, która w średniowieczu stanowiła zawsze śmiertelne zagrożenie zarówno dla atakujących, stłoczonych w ciasnej przestrzeni obozu, jak i dla obrońców, których ograniczały zamknięte mury miasta). Król zaraził się i zmarł 30 sierpnia. Organizm Henryka był już osłabiony latami wojen i walk. Zdaniem Thomasa Walsinghama władca cierpiał na „starą dolegliwość, która była wynikiem nadmiernego i długotrwałego wysiłku, [przez co] nabawił się wysokiej gorączki i gwałtownej dyzenterii”18. Wedle londyńskiej kroniki Brut miał dobrą śmierć i udało mu się wydać dyspozycję dotyczącą władzy w Anglii i Francji oraz edukacji swego syna i dziedzica19.