Skuteczna terapia IFS - Richard Schwartz - ebook + książka

Skuteczna terapia IFS ebook

Richard Schwartz

5,0
59,50 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Dzięki informacjom zawartym w tej książce poznasz praktyczne podstawy terapii Internal Family Systems (IFS). Autorski System Wewnętrznej Rodziny, opracowany przez dr. Richarda Schwartza, możesz wykorzystać również jako formę samodzielnej terapii. Dzięki licznym ćwiczeniom umysłu i medytacjom wzrośnie twoje poczucie własnej wartości i samoakceptacja. Zyskasz skuteczne narzędzia do pracy z emocjami i wewnętrznymi blokadami. Pozwoli ci to również odzyskać wewnętrzną równowagę i uzdrowić relacje z bliskimi. Rozwój duchowy, oparty na pozytywnym myśleniu, pozwoli ci skutecznie pokonać niepokój i stany lękowe. Samodzielnie pokonaj traumy, lęk i depresję. Wykorzystaj sprawdzoną autoterapię IFS.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 316

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kurzyorzel

Nie oderwiesz się od lektury

super
00

Popularność




Rekomendacje dla książki Skuteczna terapia IFS

Terapia IFS (ang. Internal Family Systems) – System Wewnętrznej Rodziny – i zrozumienie, że wszyscy posiadamy wartościowe części, które zmuszone są do pełnienia ekstremalnych ról, aby poradzić sobie z bólem i rozczarowaniem, jest jednym z przełomów w terapii traumy. Zrozumienie roli, jaką te części odegrały w naszym przetrwaniu i fakt, że są one w stanie uwolnić od ciężaru pierwotnych traum, prowadzi do współczucia dla samego siebie oraz wewnętrznej harmonii. Pogląd, że wszystkie nasze części są mile widziane, jest naprawdę rewolucyjny i otwiera drogę do samoakceptacji i samoprzywództwa. IFS jest jednym z kamieni węgielnych skutecznej i trwałej terapii traumy.

BESSEL VAN DER KOLK, dyrektor zarządzający, autor książki The Body Keeps the Score

Internal Family Systems oferuje wysoce skuteczny, obiecujący i dodający otuchy paradygmat dla zrozumienia i uleczenia ran – paradygmat, który rewolucjonizuje psychoterapię. W tej świetnie napisanej książce Richard Schwartz oferuje podstawy IFS, serię ćwiczeń, które pomogą ci nauczyć się odnosić w sposób otwarty i współczujący do wszystkich – nawet tych najbardziej przerażających i ekstremalnych – wewnętrznych części, a także fascynujące duchowe implikacje IFS. To podejście zmieni sposób, w jaki odnosisz się do siebie i innych!

DIANE POOLE HELLER, doktor nauk humanistycznych, autorka książki Siła przywiązania (The Power of Attachment)

Wspaniały podarunek– przemieniający, przepełniony współczuciem i pouczający. Te proste i genialne nauki otworzą twój umysł oraz uwolnią ducha i serce.

JACK KORNFIELD, doktor nauk humanistycznych, autor A Path with Heart

Z naszą kulturą, która huczy na temat znaczenia miłości własnej, pokoju na świecie, duchowego przebudzenia i uzdrowienia, niewielu jest takich, którzy proponują, „jak” to osiągnąć. Jak kochać te części siebie, które szkodzą, ranią, sprawiają ból nam samym lub innym? Jak rozwiązać naszewewnętrzne konflikty, abyśmy mogli uczestniczyć w uzdrawianiu podzielonego świata? Jak przebudzić się do boskości w sobie, nie pomijając jednocześnie naszego człowieczeństwa? Jak uleczyć traumę i przewlekłe choroby fizyczne i psychiczne, które może ona wywoływać? Bez podpowiedzi, jak to zrobić, zostaniemy z poczuciem bezsilności – nie będziemy w stanie żyć w zgodzie z podstawowymi wartościami i w optymalnym zdrowiu, na czym większości z nas tak bardzo zależy. Cóż, nie czekaj dłużej. Ta książka oferuje odpowiedzi na te różne pytania zaczynające się od „jak”, odpowiedzi, na które wszyscy czekaliśmy – rozsądne rozwiązania, które pomogą ci otworzyć serce nawet na najbardziej destrukcyjne części, tak aby twoje boskie Ja mogło im okazać współczucie, prowadząc jednocześnie do pełni. IFS (System Wewnętrznej Rodziny) jest rewolucyjną metodą zmieniającą zasady gry. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że to może być najbardziej rewolucyjna książka w twoim życiu.

LISSA RANKIN, dyrektor zarządzająca, autorka bestsellera New York Timesa Mind Over Medicine

W tej zwięzłej, interesującej i przystępnie napisanej książce dr Richard Schwartz przedstawia i umiejętnie wyjaśnia swój model IFS (System Wewnętrznej Rodziny), jedną z najbardziej innowacyjnych, intuicyjnych, kompleksowych i transformacyjnych terapii, jakie pojawiły się w obecnym stuleciu.

GABOR MATÉ, dyrektor zarządzający, autor książki Bliskie spotkania z uzależnieniem. W świecie głodnych duchów (In the Realm of Hungry Ghosts: Close Encounters with Addiction)

Czy chcesz być mądrzejszym, bardziej współczującym człowiekiem, pogodzonym z samym sobą i połączonym z innymi na głębszym poziomie? Ta książka pokaże ci, jak to osiągnąć. Czerpiąc z kilkudziesięciu lat doświadczenia klinicznego i praktyki kontemplacyjnej, dr Schwartz oferuje potężne, praktyczne podejście krok po kroku do uzdrawiania przeszłych urazów i odkrywania naszej wrodzonej zdolności do miłości, klarowności, ciepła i zdrowia psychicznego. To lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce żyć bogatszym, swobodniejszym, bardziej radosnym i spójnym życiem.

RONALD D. SIEGEL, doktor nauk psychologicznych, adiunkt psychologii (niepełny etat), Harvard Medical School oraz autor książki Uważność. Trening pokonywania codziennych trudności (The Mindfulness Solution: Everyday Practices for Everyday Problems)

Od czasów Freuda terapia odnosiła się do koncepcji psychiki jako złożonej z części i nad taką pracowała, ale Richard Schwartz podniósł tę koncepcję do rangi mentorskiej formy sztuki. Jego twierdzenie że wszystkie części, niezależnie od tego, jak bardzo zagubione, służą celowi i powinniśmy podchodzić do nich ze współczuciem, a nie z antagonizmem, jest niemalże rewolucją. Uważam, że No Bad Parts to jego najbardziej klarowny, wszechstronny i inspirujący manifest. Każdy zaciekawiony IFS, a tak naprawdę każdy zainteresowany szczęśliwszym, bardziej harmonijnym życiem, powinien „pochłonąć” to wytyczające nową drogę, zmieniające życie dzieło.

TERRY REAL, autor książki Nowe zasady małżeństwa (The New Rules of Marriage)

REDAKCJA: Monika Muszyńska

SKŁAD: Krzysztof Nierodziński

PROJEKT OKŁADKI: Krzysztof Nierodziński

TŁUMACZENIE: Iwona Szopa

KONSULTACJA merytoryczna: Bartosz Zadurski

Wydanie I

Białystok 2022

ISBN 978-83-8301-170-7

Tytuł oryginału: No Bad Parts: Healing Trauma and Restoring Wholeness with the Internal Family Systems Model

© 2021 Richard C. Schwartz, Foreword © 2021 Alanis Morissette

© Copyright for the Polish edition by Studio Astropsychologii, Białystok 2021

All rights reserved, including the right of reproduction in whole or in part in any form.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy żadna część tej książki nie może być powielana w jakimkolwiek procesie mechanicznym, fotograficznym lub elektronicznym ani w formie nagrania fonograficznego. Nie może też być przechowywana w systemie wyszukiwania, przesyłana lub w inny sposób kopiowana do użytku publicznego lub prywatnego – w inny sposób niż „dozwolony użytek” obejmujący krótkie cytaty zawarte w artykułach i recenzjach.

Książka ta zawiera informacje dotyczące zdrowia. Wydawca dołożył wszelkich starań, aby były one pełne, rzetelne i zgodne z aktualnym stanem wiedzy w momencie publikacji. Tym niemniej nie powinny one zastępować porady lekarza lub dietetyka, ani też być traktowane jako konsultacja medyczna lub inna. Jeśli podejrzewasz u siebie problemy zdrowotne lub wiesz o nich, powinieneś koniecznie skonsultować się z lekarzem, zanim samodzielnie rozpoczniesz jakikolwiek program poprawy zdrowia. Wydawca ani Autor nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za jakiekolwiek negatywne skutki dla zdrowia, mogące wystąpić w wyniku stosowania zaprezentowanych w książce metod.

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku.

www.facebook.com/Wydawnictwo.Studio.Astropsychologii

15-762 Białystok

ul. Antoniuk Fabr. 55/24

85 662 92 67 – redakcja

85 654 78 06 – sekretariat

85 653 13 03 – dział handlowy – hurt

85 654 78 35 – www.talizman.pl – detal

strona wydawnictwa: www.studioastro.pl

Więcej informacji znajdziesz na portalu www.psychotronika.pl

Słowo wstępne

Pamiętam moment, w którym oficjalnie zapoznałam się z koncepcją IFS – Systemem Wewnętrznej Rodziny (ang. Internal Family Systems) Dicka Schwartza. Przyleciałam do Asheville, w Karolinie Północnej, w środku drugiego ataku depresji poporodowej, aby zająć się przyczynami moich tendencji do przepracowywania się, nadmiernego dawania i chronicznego przeciążenia. Taki styl życia jest coraz bardziej powszechny, uznawany wręcz za coś normalnego i godnego pochwały, nawet jeśli sieje spustoszenie w naszym życiu fizycznym oraz emocjonalnym i ma negatywny wpływ na relacje z innymi. Byłam tam przez kilka dni z Bryanem Robinsonem – wpływowym głosem w wychodzeniu z uzależnienia od pracy. Miałam głęboką motywację, aby przyjrzeć się elementom mojego wewnętrznego świata – elementom, które utrzymywały mnie w stanie „zamrożenia” i szału na tej coraz bardziej pędzącej bieżni życia. Pamiętam wyraźnie, że w pewnym momencie w trakcie zgłębiania tego zjawiska spojrzałam na Bryana i zapytałam go: Co to jest, Bryan? Na co on odpowiedział: To Internal Family Systems. Uśmiechnęłam się na myśl o tym, jak pełna wdzięku, głęboko życzliwa i wszechstronna była ta koncepcja. I o ileż łatwiej było mi znaleźć swoje miejsce w świadomości, gdy rozmawiałam z wieloma różnymi częściami wewnątrz, z których pewne od dawna domagały się uwagi. To właśnie w pracy z IFS znalazłam oparcie, miejsce ciepłej bezstronności, ciekawe doświadczenie obserwacji (bycia świadkiem) oraz współczucie dla samej siebie, czego wcześniej raczej nie byłam w stanie podarować swojej psychice.

Odkąd pamiętam, byłam „dziewczyną od części” – „dziewczyną od części”. Zawsze miałam obsesję na punkcie naszej złożonej, kruchej, wielorakiej i fascynującej kondycji ludzkiej. Kiedy zaczęłam pracować z IFS, byłam podbudowana ideą powrotu do naszego wrodzonego prawa do całości poprzez zwrócenie uwagi i troskę o każdą „część” mnie samej – o tę uroczą, przerażającą, nieustanną i o tę, która czasami może przynosić ból. To było zachęcające, że moja rozzłoszczona, wściekła część i moja część matki, i moja część artysty, i moja finansowo odpowiedzialna (lub raczej nieodpowiedzialna!) część, i „wolnoduchowa” mogą w jakiś sposób przynieść mi mądrość, jeśli tylko otworzę na nie swoje serce i ciekawość. Każda część – jakkolwiek przerażająca, pouczająca lub tajemnicza się wydaje – może zaoferować mądrość, ukojenie i wizję. Zaczęłam postrzegać te wewnętrzne elementy jako posłańców. Rozmowa z nimi może zaoferować pomocne wskazówki i wgląd. Cały system moich licznych „ja” mógłby w ten sposób zintegrować się z moją codzienną osobowością i życiem. Te części mogą nawet prowadzić dialog między sobą – co jest możliwe dzięki mojemu najwyższemu Ja. W ten sposób pojawiały się jasność, pomysły lub odpowiedzi na skomplikowane pytania dotyczące mojego życia. Odpowiedzi te przychodziły w szaleńczym tempie, gdy komunikowałam się poprzez wypowiadane słowa, pisanie, ruch i sztukę z wieloma częściami w środku, nawet z tymi, które najbardziej mnie przerażały.

W moim wewnętrznym świecie spotkałam się z własną morderczą wściekłością, wstydem, przerażeniem, depresją, bólem, cierpieniami i pragnieniami, upokorzeniami, żalem i rozpaczą. Obok tych „ciemnych” lub „złych” części, które prawdopodobnie chciały skazać mnie na powtarzające się wzorce i bolesne nawyki, były również te „jasne” czy „dobre”, które również wymagały mojej odwagi, aby się na nie otworzyć; były to części wizjonerskie, części hojne, części inteligentne, myślące, części przywódcze, części utalentowane, wrażliwe, empatyczne. Niektóre wydawały się bardziej otwarte na dialog niż inne. Były też takie, które niosły ze sobą ryzyko i których przyjęcie wydawało się stanowić wręcz zagrożenie. Im bardziej zagłębiałam się w koncepcję IFS Dicka, tym bardziej jego słowa i nauczanie brzmiały jak wyzwalająca prawda – że każda część (niezależnie od tego, jak wstrząsająca się okazywała, jak bardzo ukryta, zagmatwana lub bolesna) miała najlepsze intencje i przynosiła wartościowe przesłanie dla mnie. Z całą pewnością każda z nich – czy to jako wygnaniec (ang. exile), menedżer (ang. manager) czy strażak (ang. firefighter) – miała dla mnie głęboko życzliwe i mądre spostrzeżenia z mojego najwyższego Ja; wystarczyło tylko poświęcić trochę czasu, aby tam z nimi być.

W procesie coraz lepszego zaznajamiania się z koncepcją IFS pojawiało się bogate poczucie duchowości. Była to uduchowiona, pełna głębokich uczuć nagroda za przyzwolenie na tę ciekawość, by tak powoli otwierać moje skrępowane serce. Zobaczyłam, że to Ja, które dialoguje ze wszystkimi egotycznymi częściami, jest mną, jest moją duszą. Przebywanie w tej świadomości pozwoliło mi na bezpośrednie, fizycznie odczuwalne doświadczenie boga/miłości/ducha/współczucia. Zrozumiałam, że prawdziwy dialog rozpoczął się z chwilą, gdy odnalazłam tę „siedzibę” Ja. Rozpoznaję, gdy zaczynam odczuwać brak „ośmiu C” IFS, na które składają się: kreatywność (ang. creativity), odwaga (ang. courage), ciekawość (ang. curiosity), łączność (ang. connection), współczucie (ang. compassion), jasność (ang. clarity), spokój (ang. calm), pewność (ang. confidence). To, co przez całe życie wydawało mi się zniechęcające – wchodzenie do własnego wnętrza, aby wziąć odpowiedzialność za swoje pragnienia, popędy, kompulsje, wyzwalacze i reakcje lub chociażby zapytać o nie – powoli stawało się w pewny sposób ekscytujące. Dick Schwartz przeniósł wszystko, co Jungowskie – całą pracę Junga i pracę z Cieniem, którą wykonałam – na zupełnie inny poziom uzdrawiania.

Jestem bardzo wdzięczna, że Dick kontynuuje rozpowszechnianie IFS na całym świecie. Obserwowanie, jak pracuje z ludźmi tą metodą, jest miodem na moje serce, to głęboko łączące, niesamowite doświadczenie. Wierzę, że potrzebujemy tego teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Jego praca oferuje każdemu z nas kultywowanie życzliwości, mądrości i wzmocnienia podmiotowości, jeśli tylko zechcemy zajrzeć w głąb siebie. Podjęcie tego wyzwania pozwoli każdej z naszych części na chwilę w słońcu, na swoje pięć minut sławy. Poprzez zwrócenie uwagi na te części, które jej najbardziej potrzebują, następuje prawdziwe uzdrowienie. W miarę jak pogłębia się współczucie dla nas samych, powoli, ale konsekwentnie wpływa to na wszystko – wspiera nasze wysiłki, aby wzrastać i zmieniać świat na lepsze, tak żeby było mniej podziałów, sporów i niepotrzebnego cierpienia. Widzimy, że nasze delikatne i genialne człowieczeństwo – nasze wrażliwe, ludzkie oblicze jest wspólne dla nas wszystkich.

Alanis Morissette

San Francisco, Kalifornia

Marzec 2021

Wprowadzenie

Jako psychoterapeuta pracowałem z wieloma ludźmi, którzy przyszli do mnie krótko po tym, jak ich życie się rozsypało. Wszystko szło świetnie aż do nagłego ataku serca, rozwodu czy śmierci dziecka. Gdyby nie to wstrząsające wydarzenie, nigdy nie pomyśleliby o wizycie u terapeuty, ponieważ uważali się za ludzi sukcesu.

Po tym zdarzeniu nie mogą znaleźć tego samego zapału lub determinacji. Ich wcześniejsze cele związane z posiadaniem dużych domów lub nieposzlakowanej opinii tracą na znaczeniu. Czują się jak na otwartym morzu, wystawieni na ciosy, bezbronni w nieznany im dotychczas i przerażający sposób. Stają się również na nowo otwarci. Trochę światła może przedostać się przez pęknięcia w ich ochronnych fundamentach.

To mogą być sytuacje, doświadczenia uświadamiające, że należy coś zmienić w swoim życiu – jeżeli pomogę im powstrzymać wiecznie dążące do czegoś, materialistyczne, konkurencyjne części ich samych, które zdominowały ich życie, będą mogli odkryć to, co jeszcze jest w ich wnętrzu.

W ten sposób mogę pomóc im w dostępie do tego, co nazywam Ja – esencją, istotą spokoju, jasności, współczucia i łączności – i z tego miejsca zaczynają słuchać tych części siebie, które zostały wygnane przez te elementy bardziej dominujące. Gdy odkrywają, że kochają proste przyjemności, takie jak obcowanie z naturą, czytanie, działalność twórcza, zabawa z przyjaciółmi, głębsza intymność z partnerem lub dziećmi czy służenie innym, postanawiają zmienić swoje życie tak, aby zrobić miejsce dla swojego Ja i nowo odkrytych, wewnętrznych części.

Ci klienci i wielu z nas nie zostali zdominowani przez te dążące, materialistyczne i rywalizujące części przez przypadek. To są te same części, które panują w większości krajów na naszej planecie, a w szczególności w moim kraju, w Stanach Zjednoczonych. Kiedy moi klienci są pod ich kontrolą, nie zważają na szkody, jakie wyrządzają swojemu zdrowiu i związkom. Tak samo kraje, które mają obsesję na punkcie nieograniczonego wzrostu, nie zwracają uwagi na konsekwencje dla ludzi lub na kondycję klimatu i Ziemi.

Takie bezmyślne dążenie – ludzi i państw – prowadzi z reguły do jakiegoś rodzaju załamania. W chwili gdy to piszę, znajdujemy się w trakcie pandemii COVID-19. Ma ona potencjał, aby być potrzebnym sygnałem ostrzegawczym, taka pobudką, abyśmy nie ucierpieli bardziej w przyszłości. Ale to się jeszcze okaże, czy nasi przywódcy wykorzystają tę bolesną, przymusową przerwę, aby wsłuchać się w doświadczenia większości naszych obywateli – czy zaniechają konkurencji i nauczą się współpracować z innymi krajami. Czy możemy zmienić się na poziomie krajowym i międzynarodowym w taki sam sposób, w jaki są często w stanie zrobić to moi klienci?

Nieodłączna dobroć (dobro wewnętrzne)

Nie możemy dokonać koniecznych zmian bez nowego modelu umysłu. Ekolog Daniel Christian Wahl twierdzi, że Ludzkość wchodzi w wiek dojrzały i potrzebuje „nowej historii”, wystarczająco silnej i znaczącej, aby pobudzić globalną współpracę i pokierować zbiorową odpowiedzią na kumulujące się kryzysy, z którymi mamy do czynienia… W zasadniczo połączonym i współzależnym układzie planetarnym, którego jesteśmy częścią, najlepszym sposobem, aby zadbać o siebie i swoich najbliższych, jest zacząć bardziej dbać o dobro ogółu, zbiorowości społecznej (całego życia). Metaforycznie rzecz ujmując, wszyscy jedziemy na tym samym wózku w naszym planetarnym systemie podtrzymywania życia lub – jak to określił Buckminster Fuller – na pokładzie „statku kosmicznego Ziemia”. Myślenie typu „oni – my”, które zbyt długo definiowało politykę między narodami, firmami i ludźmi, jest głęboko anachroniczne1.

Jimmy Carter powtarza z kolei: Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, potrzebne jest przywództwo, które odsuwa nas od strachu i pielęgnuje ufność, wiarę we wrodzoną, nieodłączną dobroć i pomysłowość ludzkości2. Nasi liderzy nie są jednak w stanie tego zrobić przy obecnym sposobie pojmowania umysłu, który uwydatnia ciemnotę ludzkości.

Potrzebujemy nowego paradygmatu, który przekonująco pokaże, że ludzkość jest z natury dobra i zasadniczo połączona. Z takim podejściem możemy wreszcie przejść od ego-, rodzino- i etnocentryzmu do gatunko-, bio- i planetocentryzmu.

Ta zmiana nie będzie łatwa. Zbyt wiele naszych podstawowych instytucji opartych jest na zacofanym światopoglądzie i niewiedzy. Weźmy na przykład neoliberalizm (filozofię ekonomiczną Miltona Friedmana), który leży u podstaw bezwzględnego kapitalizmu, dominującego w wielu krajach, w tym w USA, od czasów Ronalda Reagana i Margaret Thatcher. Neoliberalizm opiera się na przekonaniu, że ludzie są z gruntu egoistami i dlatego każdy żyje dla siebie w świecie selekcji naturalnej, w świecie, w którym przetrwa najsilniejszy. Rząd musi zejść z tej drogi, tak aby najsilniejsi mogli nie tylko pomóc nam przetrwać, lecz także się rozwijać. Ta filozofia ekonomiczna doprowadziła do ogromnych nierówności, a także do rozłamu i polaryzacji między ludźmi, tak dramatycznie dziś doświadczanych. Nadszedł czas na nowe spojrzenie na ludzką naturę – takie, które wyzwoli współpracę i troskę żyjące w naszych sercach.

Co oferuje IFS?

Wiem, że brzmi to nieco pretensjonalnie i pompatycznie, ale ta książka oferuje pewny rodzaj podnoszącego na duchu paradygmatu i zestaw praktyk, które mogą doprowadzić do potrzebnych zmian. Jest ona pełna ćwiczeń, które potwierdzą radykalnie pozytywne twierdzenia, jakie wysuwam na temat natury umysłu, abyś mógł sam tego doświadczyć (a nie tylko biernie przejąć ode mnie). Od prawie czterech dekad rozwijam IFS (ang. Internal Family Systems) – System Wewnętrznej Rodziny. Zabrało mnie to w długą, fascynującą i – jak podkreślam w tej książce – duchową podróż, którą chcę się z tobą podzielić. Ta podróż zmieniła moje przekonania na temat mnie samego; na temat tego, czym/kim są ludzie; na temat istoty ludzkiej dobroci i tego, na ile transformacja jest możliwa. Z biegiem czasu IFS przestało być wyłącznie psychoterapią, a stało się rodzajem duchowej praktyki, chociaż nie trzeba się definiować jako osoba duchowa, aby ją praktykować. W swojej istocie IFS jest pełnym miłości sposobem nawiązywania kontaktów wewnętrznych (ze swoimi częściami) i zewnętrznych (z ludźmi w twoim życiu), więc w tym sensie IFS jest także praktyką życiową. Jest to coś, co możesz robić codziennie, z chwili na chwilę – w dowolnym momencie sam ze sobą lub razem z innymi.

W tym momencie część ciebie może być sceptyczna. W końcu już w pierwszych akapitach książki dużo obiecuję. Wszystko, o co proszę, to aby twój sceptyk zapewnił ci wystarczająco dużo miejsca w środku, aby móc przetestować te pomysły przez jakiś czas, łącznie z wypróbowaniem niektórych ćwiczeń, abyś mógł sam to sprawdzić. Z mojego doświadczenia wynika, że trudno jest uwierzyć w obietnicę IFS, dopóki się jej nie zakosztuje.

Część pierwszaSystem Wewnętrznej Rodziny (Internal Family Systems)

Rozdział pierwszyWszyscy jesteśmy wieloracy

Wszyscy zostaliśmy wychowani w tym, co nazywam systemem przekonań monomind (jednoumysłowych) – to idea, że masz jeden umysł, z którego emanują różne myśli, emocje, impulsy i popędy. Również ja wierzyłem w ten paradygmat, dopóki nie zetknąłem się z klientami, którzy pokazali mi na swoim przykładzie, że jest inaczej. Ponieważ pogląd o jednym umyśle jest tak rozpowszechniony i akceptowany z góry w naszej kulturze, nigdy tak naprawdę nie kwestionujemy jego prawdziwości. Chcę pomóc ci spojrzeć – po raz drugi – na to, kim jesteś naprawdę. Zamierzam zaprosić cię do wypróbowania tego innego modelu wielorakości, za którym opowiada się IFS, i rozważenia możliwości, że ty (i każdy inny człowiek) jesteś osobowością wieloraką. I to jest dobra rzecz.

Nie sugeruję, że cierpisz na zespół mnogiej osobowości (ang. Multiple Personality Disorder), obecnie nazywane zaburzeniem dysocjacyjnym osobowości/tożsamości (ang. Dissociative Identity Disorder) – uważam, że ludzie z tą diagnozą nie różnią się tak bardzo od wszystkich innych. To, co u tych ludzi nazywa się alterami (innymi tożsamościami), jest tym samym, co ja nazywam częściami w IFS, i części te istnieją w każdym z nas. Jedyna różnica polega na tym, że osoby z dysocjacyjnym zaburzeniem tożsamości doznały potwornych nadużyć i ich system został uszkodzony w większym stopniu, dlatego każda część bardziej rzuca się w oczy, jest bardziej spolaryzowana i odłączona od pozostałych.

Innymi słowy, każdy z nas rodzi się z wieloma podumysłami, które nieustannie wchodzą w interakcję wewnątrz nas. To jest generalnie to, co nazywamy myśleniem, ponieważ części nieustannie rozmawiają ze sobą i z tobą o rzeczach, które musisz zrobić, lub debatują nad najlepszym sposobem postępowania i tym podobne. Przypomnij sobie jedną z sytuacji, kiedy stanąłeś przed jakimś dylematem. Prawdopodobnie usłyszałeś wtedy, jak jedna część mówiła: Zrób to, śmiało!, podczas gdy inna: Nie waż się, nie rób tego! Ponieważ uważamy to po prostu za kwestię posiadania sprzecznych myśli, nie zwracamy uwagi na wewnętrznych graczy, stojących za tą debatą. IFS pomoże ci nie tylko zacząć ich zauważać, lecz także stać się aktywnym wewnętrznym liderem, którego potrzebuje twój system części.

Chociaż na początku może to przyprawiać o gęsią skórkę lub wydawać się szalone, aby myśleć o sobie jak o osobowości wielorakiej, mam nadzieję, że uda mi się cię przekonać, że w rzeczywistości jest to bardzo inspirujące i wzmacnia podmiotowość. Wzbudza to tylko niepokój, ponieważ wielorakość została w naszej kulturze poddana patologizacji. Osoba z odrębnymi, autonomicznymi osobowościami jest postrzegana jako chora lub z jakimś uszczerbkiem na zdrowiu, a istnienie jej różnych tożsamości jest uważane po prostu za zaburzenie, za wynik traumy, kiedy to doszło do fragmentacji jej wcześniej jednolitego umysłu. Z punktu widzenia koncepcji monomind naszym naturalnym stanem jest umysł jednolity. O ile oczywiście nie pojawi się trauma i nie roztrzaska go na kawałki (jak odłamki wazonu).

Z powodu tego paradygmatu boimy się naszych części i postrzegamy je jako patologiczne. W naszych próbach kontrolowania tego wszystkiego, co uważamy za zakłócające nasze myśli i emocje, koncentrujemy się na zwalczaniu, ignorowaniu, dyscyplinowaniu, ukrywamy lub wstydzimy się tych impulsów, które powstrzymują nas od robienia tego, co tak naprawdę chcielibyśmy robić w naszym życiu. A potem wstyd nam przed samym sobą i innymi, że nie potrafimy ich kontrolować. Innymi słowy – nienawidzimy tego, co nam staje na drodze. To podejście ma sens, jeżeli postrzegamy te wewnętrzne przeszkody tylko jako irracjonalne myśli lub skrajne emocje, które pochodzą z naszego jednostkowego umysłu. Jeżeli na przykład obawiasz się prezentacji, to możesz próbować świadomie, siłą woli przezwyciężyć ten strach lub skorygować go racjonalnymi myślami. Jeżeli strach będzie się utrzymywał, możesz nasilić swoje próby kontroli, krytykując siebie za to, że jesteś tchórzem, znieczulając się do nieprzytomności lub medytując, aby wznieść się ponad to. A jeżeli żaden z tych sposobów nie przyniesie oczekiwanego rezultatu, to w końcu dostosowujesz swoje życie do strachu, lęku i unikasz sytuacji, które te emocje wyzwalają – tzn. takich, w których musisz przemawiać publicznie, czując się jak nieudacznik i zastanawiając się, co jest z tobą nie tak. Co gorsza, udajesz się do terapeuty, który stawia ci diagnozę dla twojego monolitycznego, zaburzonego umysłu. Rozpoznanie to sprawia, że czujesz się jeszcze bardziej wybrakowany, spada twoja samoocena, a uczucie wstydu prowadzi do tego, że starasz się ukryć wszelkie wady i prezentować światu swój perfekcyjny wizerunek. A może po prostu wycofujesz się z kontaktów z obawy, że ludzie zobaczą coś za twoją maską i będą cię za to osądzać. Zaczynasz utożsamiać się ze swoimi słabościami, wychodząc z założenia, że to, kim tak naprawdę jesteś, jest wadliwe, i obawiać się, że gdyby inni ludzie zobaczyli prawdziwego ciebie, mogliby poczuć obrzydzenie – zraziliby się i cię odtrącili1.

Kiedy ludzie pytali mnie, czy byłem gotowy, aby zmienić swoje życie, to chyba nie do końca rozumiałem, co mieli na myśli. Nie chodziło tylko o to, że obce osoby będą wiedziały, kim jestem. To była ta inna rzecz, która zaczęła mi się przytrafiać – kiedy patrzyłem im w oczy, czasami w mojej głowie pojawiał się mały głosik, który zastanawiał się: „Czy nadal byłbyś tak podekscytowany spotkaniem ze mną, gdybyś naprawdę wiedział, kim jestem? Gdybyś wiedział o wszystkich tych rzeczach, których się dopuściłem? Gdybyś mógł zobaczyć wszystkie moje części?”.

Gwiazda Queer Eye Jonathan Van Ness

Krótka historia

Perspektywa monoumysłu (w połączeniu z naukowymi i religijnymi teoriami o tym, jak prymitywne są ludzkie impulsy) stworzyła tło dla wewnętrznych polaryzacji. Wymowny przykład pochodzi od wpływowego chrześcijańskiego teologa Jana Kalwina: Nasza natura jest bowiem nie tylko całkowicie pozbawiona dobroci, ale tak obfita we wszelkiego rodzaju zło, że nigdy nie może pozwolić sobie na bezczynność… Cały człowiek – od czubka głowy do podeszwy stóp – jest tak w tym zanurzony i tym przesiąknięty, że żadna część nie pozostaje wolna od grzechu i dlatego wszystko, co pochodzi od niego, jest poczytane jako grzech2. Jest to znane jako doktryna o całkowitej deprawacji, która utrzymuje, że tylko dzięki łasce Bożej możemy uniknąć naszego losu wiecznego potępienia. Główny nurt protestantyzmu i ewangelicyzmu od kilkuset lat nosi jakąś wersję tej doktryny, a jej wpływ kulturowy był szeroko rozpowszechniony. Katolicyzm ma swoją własną wersję tego – koncepcję „grzechu pierworodnego”.

Nie możemy jednak winić za to myślenie wyłącznie religii. Pokolenia filozofów i polityków twierdziły, że pierwotne impulsy czają się tuż pod cywilizowaną maską, którą prezentujemy światu. Freud wniósł ważne spostrzeżenia dotyczące psychiki (wiele z nich jest zgodnych z IFS), jego teoria popędu była bardzo wpływowa, jednak pesymistyczna w stosunku do natury ludzkiej. Twierdził on, że pod powierzchnią umysłu kryją się samolubne, agresywne i szukające przyjemności siły instynktowne, które nieświadomie działają na człowieka i organizują nasze życie. Holenderski historyk Rutger Bregman tak podsumowuje te podstawowe założenia dotyczące natury ludzkiej: Doktryna, że ludzie są z natury egoistami, ma uświęconą tradycję w zachodnim kanonie. Wielcy myśliciele, tacy jak Takidydes, Augustyn, Machiavelli, Hobbes, Luter, Kalwin, Burke, Bentham, Nietzsche, Freud i Ojcowie Założyciele Ameryki, każdy z nich miał swoją własną wersję teorii maski czy też kamuflażu cywilizacyjnego3.

Siła woli i wstyd

Nacisk na siłę woli i samokontrolę przeniknął do amerykańskiej kultury. Myślimy, że siłą woli powinniśmy być w stanie zdyscyplinować nasze prymitywne, impulsywne, grzeszne umysły. Niezliczone poradniki mówią nam, że to wszystko jest tylko kwestią zwiększenia naszej zdolności do kontrolowania siebie i rozwinięcia większej dyscypliny. Koncepcja siły woli ma również historyczne korzenie – mianowicie w epoce wiktoriańskiej, z jej chrześcijańskim naciskiem na przeciwstawianie się złym impulsom. Idea wzięcia odpowiedzialności za siebie i nieszukania wymówek jest tak amerykańska, jak amerykańska jest szarlotka.

Niestety nasz kult siły woli został wykorzystany przez polityków, publicystów i ekspertów do usprawiedliwiania rosnących różnic w dochodach. Wpaja się nam, że ludzie są biedni, ponieważ brakuje im samokontroli, a ci bogaci są bogaci, ponieważ ją posiadają – i to pomimo doniesień, które temu przeczą. Badania pokazują na przykład, że ludzie o niższych dochodach stają się silni i produktywni, jak tylko zapewni im się ilość pieniędzy wystarczającą na pokrycie podstawowych potrzeb życiowych4. Jednakże bardzo bolesnym faktem – szczególnie biorąc pod uwagę ekonomiczne skutki obecnej pandemii – jest to, że większość z nas w każdej chwili może zostać pozbawiona gruntu pod nogami i to zagrożenie utrzymuje w nas chęć przetrwania – surwawilistyczne części ciągle w nas pobrzmiewają.

Ponieważ ta etyka siły woli została zinternalizowana (uwewnętrzniona), już od najmłodszych lat uczymy się wstydzić i obchodzić brutalnie z naszymi niesfornymi, chuligańskimi częściami. Po prostu zmuszamy je do poddania się, podporządkowania. Jedna z części jest werbowana przez ten kulturowy imperatyw, aby stać się naszym wewnętrznym „instruktorem musztry”, często staje się tym paskudnym wewnętrznym krytykiem, którego tak bardzo nienawidzimy. To jest ten głos, który próbuje nas zawstydzać lub wprost pozbyć się tych części nas, które wydają się haniebne (na przykład te, które wywołują paskudne myśli o ludziach lub utrzymują nas w uzależnieniu od substancji).

Często się okazuje, że im bardziej staramy się pozbyć emocji i myśli, tym silniejsze one się stają. Dzieje się tak, ponieważ części (tak jak ludzie) walczą przeciwko byciu zawstydzanym lub wygnanym. A jeśli uda nam się je zdominować za pomocą karnej samodyscypliny, stajemy się wówczas tyranizowani przez sztywnego, kontrolującego, wewnętrznego „instruktora musztry”. Możemy być zdyscyplinowani, ale nie jest to zbyt przyjemne. A ponieważ części wygnane (na przykład objadające się, wściekłe, hiperseksualne części) wykorzystają każdą naszą chwilową słabość, aby ponownie się wyrwać i przejąć kontrolę, musimy stale mieć się na baczności przed jakimikolwiek ludźmi i sytuacjami, które mogłyby do tego doprowadzić.

Jonathan Van Ness wielokrotnie próbował i ponosił porażkę na odwyku narkotykowym. Dorastając w otoczeniu tak wielu „Dwunastu kroków AA” i widząc tak wiele abstynencji głoszonej na odwyku i w kościele, zacząłem myśleć, że uzdrowienie musi być bezkompromisowe (wszystko albo nic), co naprawdę nie było moją bajką. Próbowałem uporać się z nadużyciami seksualnymi, uzależnieniem od narkotyków i PTSD, a to wszystko nie sprzyjało podejściu typu „nigdy więcej nie palić zielska”… Jeśli kiedykolwiek coś zawalisz, popełnisz błąd albo nie będziesz w stanie przetrwać kilku miesięcy bez potknięcia, to nie jesteś zrujnowany5.

Istnieją metody „Dwunastu kroków”, które nie są tak surowe, sztywne w przekonaniach jak te, z którymi zetknął się Van Ness, a grupy mogą być wspaniałym odniesieniem dla podatnych, wrażliwych ludzi i dać im wsparcie. Poza tym rada „Dwunastu kroków”, aby oddać wszystko w ręce siły wyższej, może często pomóc instruktorom wewnętrznej musztry wrzucić na luz lub nawet się poddać. Chodzi mi tutaj o to, że każde podejście, które mobilizuje twojego wewnętrznego krytyka, aby zawstydzać cię za określone zachowania (i sprawiać, że czujesz się jak nieudacznik, jeżeli czegoś nie potrafisz), nie przyniesie lepszych rezultatów w rodzinach wewnętrznych niż w rodzinach zewnętrznych, w których rodzice stosują tę taktykę zawstydzania do kontrolowania swoich dzieci.

Nie myśl tylko, że z tej krytyki siły woli wynika, że w IFS nie ma miejsca na wewnętrzną dyscyplinę. Podobnie jak dzieci w normalnych, zewnętrznych rodzinach każdy z nas ma części pragnące rzeczy, które nie są dobre ani dla nich, ani dla reszty systemu. Różnica polega na tym, że Ja zdecydowanie mówi „nie” impulsywnym częściom, ale z miejsca przepełnionego miłością i cierpliwością – w taki sam sposób, jak zrobiłby to idealny rodzic. Ponadto w IFS, kiedy części przejmują kontrolę, nie zawstydzamy ich, nie staramy się im szkodzić. Zamiast tego, stajemy się ciekawi i używamy impulsu części jako tropu na początku drogi (ang. trailhead) do znalezienia tego, co ją napędza i co wymaga uzdrowienia (to jak nitka, po której dojdziemy do kłębka).

Części nie są przeszkodami

Paradygmat monoumysłu może łatwo doprowadzić nas do strachu lub nienawiści do samych siebie, ponieważ wierzymy, że mamy tylko jeden umysł (pełny prymitywnych lub grzesznych aspektów), którego nie możemy kontrolować. Ściska nas w żołądku, mamy gulę w gardle, gdy rozpaczliwie próbujemy i aktywujemy brutalnych, wewnętrznych krytyków, którzy atakują nas za nasze niedociągnięcia, wady, braki. Jak zauważa Van Ness: Spędziłem tak wiele czasu na odsuwaniu małego Jacka na bok. Zamiast się nim opiekować, rozszarpywałem go na strzępy… Nauczyć się być rodzicem dla samego siebie, z kojącą, pełną współczucia miłością… to jest klucz do bycia spełnionym6.

Ponieważ większość psychoterapii i praktyk duchowych podpisuje się pod tą koncepcją monoumysłu, to ich rozwiązania często wzmacniają to podejście, sugerując, że powinniśmy korygować irracjonalne przekonania lub medytować nad nimi – są one postrzegane jako przeszkody pochodzące z naszego jednego umysłu. Na przykład wiele podejść do medytacji interpretuje myśli jako szkodniki, a ego jako przeszkodę lub utrapienie; praktykujący otrzymują więc instrukcje, aby albo je ignorować, albo przekraczać, być ponad tym.

W niektórych tradycjach hinduskich ego jest postrzegane jako pracujące dla bogini Maya, której celem jest utrzymywanie nas w dążeniu do rzeczy materialnych lub hedonistycznych przyjemności. Uważa się ją za wroga – kusicielkę podobną do chrześcijańskiego szatana – który utrzymuje nas w przywiązaniu do zewnętrznego świata iluzji.

W naukach buddyjskich używa się terminu „małpi umysł”, aby zobrazować, jak nasze myśli skaczą w świadomości niczym wzburzona, podniecona małpa. Jak zauważa Ralph De La Rosa w książce The Monkey Is the Messenger: Czy można się dziwić, że małpi umysł jest plagą medytujących na całym świecie? Dla tych, którzy próbują znaleźć wytchnienie w kontemplacyjnej praktyce, myśli są często uważane za irytujące utrapienie, zakłócenie porządku, za prymitywnego agitatora, który wkrada się bocznymi drzwiami… W kręgach medytacyjnych górę biorą pewne niezamierzone konsekwencje metafory małpy: że myślący umysł jest brudną, prymitywną, niższą formą życia, niemającą dla nas żadnej realnej wartości, jest tylko stertą powtarzających się, odtwarzanych śmieci7.

De La Rosa jest jednym z wielu autorów, którzy kwestionują powszechną w ostatnim czasie w duchowości praktykę szkalowania umysłu (ego). Innym jest psychoterapeuta Matt Licata, który pisze:

O „ego” mówi się często tak, jakby było ono czymś istniejącym samoistnie, rzeczą, która czasami przejmuje nad nami kontrolę – jakiś paskudny, supernieduchowy, nieświadomy, ignorancki, mały człowiek żyjący wewnątrz – i powoduje, że działamy w naprawdę nierozwojowy sposób, tworząc niekończący się bałagan w naszym życiu i przeszkadzając na drodze naszego postępu. Jest to coś, czego należy się okropnie wstydzić, i im bardziej jesteśmy uduchowieni, tym bardziej będziemy się starać je przekroczyć lub prowadzić z nim jakieś wyimaginowane duchowe wojny. Jeżeli przyjrzymy się uważnie, to zobaczymy, że jeśli ego jest czymkolwiek, to prawdopodobnie są to właśnie te głosy, które krzyczą na nas, abyśmy się go pozbyli8.

Zbiór części, nazywanych przez te tradycje ego, to strażacy, którzy po prostu starają się zapewnić nam bezpieczeństwo, reagują i kontrolują inne części, są obarczone emocjami i wspomnieniami z przeszłych, traumatycznych wydarzeń, które w sobie zamknęliśmy.

Później przyjrzymy się bliżej niektórym praktykom „duchowego omijania” – to termin ukuty przez Johna Welwooda w latach osiemdziesiątych. Jeff Brown w swoim filmie Karmageddon dogłębnie bada to zjawisko: Po moim dzieciństwie potrzebowałem takiego rodzaju duchowości, która powstrzymałaby mnie od wypuszczenia bólu na powierzchnię… Pomyliłem unikanie siebie, samooszukiwanie z oświeceniem9. W rzeczywistości centralnym przesłaniem kanonicznej historii o przebudzeniu Buddy jest to, że myśli i pragnienia są głównymi przeszkodami na drodze do oświecenia. Kiedy Budda siedział w medytacji pod drzewem Bodhi, został zaatakowany przez szereg impulsów i popędów – żądzę, pragnienie, spełnienie, żal, strach, niepewność i tak dalej – i tylko ignorując je lub opierając się im, był w stanie osiągnąć oświecenie.

Jednakże wszechobecne, wywodzące się z buddyzmu praktyki mindfulness (uważności) są krokiem w dobrym kierunku. Umożliwiają one obserwowanie myśli oraz emocji z dystansu i z miejsca akceptacji, zamiast walczyć z nimi lub je ignorować. Dla mnie jest to dobry pierwszy krok. Mindfulness nie zawsze jest jednak przyjemne. Naukowcy, którzy przeprowadzali wywiady z doświadczonymi medytującymi, stwierdzili, że znaczny ich odsetek miał niepokojące epizody, czasami długotrwałe. Do najczęstszych z nich należały takie emocje jak strach, lęk, paranoja, odklejenie i przeżywanie na nowo traumatycznych wspomnień10. Z punktu widzenia IFS wyciszenie umysłu związane z mindfulness ma miejsce wtedy, kiedy te części nas, które zwykle kierują naszym życiem (nasze ego), rozluźniają się, odprężają, co z kolei pozwala tym częściom, które staraliśmy się zakopać (wygnańcy, ang. exiles), pojawić się ponownie, przynosząc ze sobą emocje, przekonania i wspomnienia (ciężary, ang. burdens), które były powodem ich uwięzienia. Większość znanych mi podejść do mindfulness podpisuje się pod paradygmatem monoumysłu i w związku z tym postrzega takie epizody jako chwilowe pojawienie się niepokojących, problemowych myśli i emocji, a nie jako zranione części, które należy wysłuchać i pokochać. Dlaczego miałbyś chcieć rozmawiać z myślami i emocjami? Przecież one nie mogą się odezwać, nie odpowiedzą ci, prawda? Cóż, okazuje się, że mogą. W rzeczywistości mają nam wiele ważnych rzeczy do przekazania.

Jak dowiedziałem się o częściach?

Zaczynałem jak wszyscy, myśląc, że umysł jest jednolity, a przez lata szkoliłem się jako terapeuta rodzinny (mam nawet doktorat w tej dziedzinie). Jako terapeuci rodzinni w ogóle nie zwracaliśmy uwagi na umysł. Uważaliśmy, że ci, którzy grzebią w tym wewnętrznym świecie, po prostu marnują swój czas, ponieważ można to wszystko zmienić poprzez modyfikację relacji zewnętrznych.

Jedynym problemem było to, że takie podejście nie działało. Przyjrzałem się rezultatom, jakie uzyskiwali klienci cierpiący na bulimię, i z niepokojem odkryłem, że oni ciągle się objadają i oczyszczają, nie zdając sobie sprawy z tego, że zostali wyleczeni. Kiedy zapytałem ich, dlaczego tak się dzieje, zaczęli mówić o tych różnych częściach siebie. I mówili o tych częściach tak, jak gdyby miały one dużo autonomii – jak gdyby mogły przejąć kontrolę i zmusić ich do robienia rzeczy, których robić nie chcieli. Na początku przestraszyłem się, że jestem świadkiem wybuchu dysocjacyjnego zaburzenia osobowości, ale potem zacząłem wsłuchiwać się w siebie i byłem zszokowany, gdy odkryłem, że ja też mam swoje części. W rzeczywistości niektóre z nich były dość ekstremalne.

Zaciekawiło mnie to. Poprosiłem klientów, aby opisali swoje części – i byli to w stanie zrobić z najdrobniejszymi szczegółami. Mało tego, przedstawiali, jak te elementy oddziaływały na siebie i jak były ze sobą powiązane. Niektóre walczyły, inne tworzyły sojusze, były też takie, które chroniły inne części. Z czasem dotarło do mnie, że wkraczam do świata czegoś w rodzaju wewnętrznego systemu, podobnie jak w przypadku „zewnętrznych” rodzin, z którymi pracowałem. Stąd nazwa: Systemy Wewnętrznych Rodzin (Internal Family Systems).

Klienci mówili na przykład o wewnętrznym krytyku, który atakował ich bezlitośnie za każdym razem, gdy popełnili jakiś błąd. Ten atak doprowadzał do wyzwolenia w nich części, która czuła się całkowicie opuszczona, osamotniona, pusta i bezwartościowa. Doświadczanie tej części było tak przygnębiające, że niemalże na ratunek przychodziło objadanie się, które wyrywało klientów z ich ciała i zamieniało ich w nieczułą maszynę do jedzenia. Następnie krytyk atakował ich za objadanie się, co ponownie wywoływało poczucie bezwartościowości – w ten sposób tkwili w błędnym kole przez wiele dni bez przerwy.

Na początku próbowałem przekonywać klientów, aby odnosili się do tych części w taki sposób, aby je od siebie odciąć lub zmusić, aby przestały się pojawiać. Na przykład sugerowałem ignorowanie krytycznej części lub kłócenie się z nią. Takie podejście tylko pogarszało sprawę. Nie wiedziałam jednak, co jeszcze mogę zrobić poza zachęcaniem do cięższej walki, aby mogli odnieść zwycięstwo w swoich wewnętrznych bitwach.

Miałem klientkę, która nosiła w sobie część każącą jej podcinać żyły w nadgarstkach. Cóż, nie mogłem tego znieść. Razem z klientką dręczyliśmy tę część na jednej sesji przez kilka godzin, aż zgodziła się odpuścić. Wyszedłem z tej sesji wycieńczony, ale zadowolony, że wygraliśmy to starcie.

Następnym razem, kiedy otworzyłem drzwi, aby zaprosić kobietę do gabinetu na sesję, ujrzałem wielkie rozcięcie na jej twarzy. W tym momencie podłamałem się emocjonalnie i spontanicznie powiedziałam: Poddaje się, nie mogę pani pomoc jej pokonać, a wówczas w części klientki również nastąpiła zmiana, po czym powiedziała: Ale ja naprawdę nie chcę cię pokonać. To był punkt zwrotny, ponieważ wyszedłem z tej kontrolującej pozycji i przyjąłem bardziej zaciekawione podejście: Dlaczego jej to robisz? Część przystąpiła do rozmowy o tym, w jaki sposób trzeba było wydostać moją klientkę z jej ciała, kiedy znęcano się nad nią, a także opanować jej wściekłość, która doprowadziłaby tylko do kolejnych nadużyć. Znowu się przestawiłem – spojrzałem na to inaczej i wyraziłem wdzięczność za heroiczną rolę, jaką ta część odegrała w życiu mojej klientki. Zalała się łzami. Wszyscy ją demonizowali i próbowali się jej pozbyć. To był pierwszy raz, kiedy miała szansę opowiedzieć swoją historię.

Powiedziałem jej, że to zrozumiałe, że była do tego zmuszona, aby uratować życie kobiety w przeszłości, ale dlaczego teraz jeszcze musiała to robić. Mówiła o konieczności ochrony innych, bardzo wrażliwych części i o tym, że musi kontrolować wściekłość, która wciąż tam była. Kiedy o tym wszystkim opowiadała, stało się jasne, że ta tnąca część nie żyła w teraźniejszości. Wydawała się jakby „zamrożona” w tych scenach nadużyć – była przekonana, że moja klientka jest jeszcze dzieckiem i znajduje się w poważnym, śmiertelnym niebezpieczeństwie, mimo że już tym dzieckiem nie była.

Zaczęło do mnie docierać, że może te części nie są tym, czym się wydają. Być może (tak jak dzieci w dysfunkcyjnych rodzinach) są one wypychane ze swoich naturalnych, wartościowych stanów do ról, które czasami mogą być destrukcyjne, ale są (jak uważają) konieczne, aby chronić osobę lub system, w którym się znajdują. Więc zacząłem pomagać moim klientom słuchać ich kłopotliwych części, zamiast z nimi walczyć, i ze zdumieniem odkryłem, że wszystkie części mają podobne historie do opowiedzenia, historie o tym, jak w przeszłości musiały w pewnym momencie przyjąć rolę ochronną – często były to role, których nienawidziły, ale sądziły, że są potrzebne, aby uratować klienta.

Kiedy zapytałem te części ochronne, co wolałyby robić, gdyby miały pewność, że nie muszą chronić klienta, często chciały robić coś przeciwnego do roli, którą odgrywały. Wewnętrzni krytycy chcieli zostać cheerleaderami lub mędrcami-doradcami, skrajni opiekunowie chcieli pomagać w ustanawianiu granic, a wściekłe części były zainteresowane pomocą w rozeznaniu, kto nie stanowi zagrożenia. Wyglądało na to, że części nie tylko nie były tym, czym na początku się wydawały, ale również że każda z nich ma cechy i zasoby, które można by wprowadzić do życia klienta, a które nie były dostępne, gdy pełniły w funkcje ochronne.

Teraz, kilkadziesiąt lat i tysiące klientów później (i tysiące terapeutów stosujących IFS na całym świecie), mogę śmiało powiedzieć, że jest to prawda w przypadku tych części. Mogą one stać się bardzo ekstremalne i wyrządzić wiele szkód w życiu człowieka, ale nie ma takich, które byłyby z natury złe. Nawet te, które sprawiają, że bulimicy się objadają, a anorektycy się głodzą lub te, które popychają ludzi do samobójstwa czy morderstwa – jeśli podejdzie się do nich z odpowiednim nastawieniem (z szacunkiem, otwartością i ciekawością) – wyjawią sekretną historię o tym, jak zostały zmuszone do roli, w której się znajdują oraz jak to się stało, że tkwią w tym nadal – przerażone, że jeśli tego nie zrobią, to stanie się coś strasznego. I że są „zamrożone” w przeszłości, w traumatycznych scenach, kiedy musiały wcielić się w te niewdzięczne role.