Skoczek. Ryzykowne związki - Agatha Corlaz - ebook + audiobook

Skoczek. Ryzykowne związki ebook i audiobook

Corlaz Agatha

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

JEDNO ZDARZENIE MOŻE POCIĄGNĄĆ ZA SOBĄ WIELE KONSEKWENCJI. Ludzka pamięć jest bardzo podatna na sugestie. Czasami nieprawdziwe informacje z zewnątrz mogą spowodować, że stworzymy fałszywe wspomnienia, tym bardziej gdy ktoś nie chce, by prawda wyszła na jaw. Mikołaj, ambitny sportowiec, ulega wypadkowi samochodowemu. Za wszystko obwinia młodą kobietę, która prowadziła drugi pojazd. Skoczek chce oczyścić swoje dobre imię, choć to nie będzie łatwe. Jest też pewny, że już spotkał tę dziewczynę. Amelia nie pamięta swojego życia. Przede wszystkim okazuje się, że jest mężatką. Dziewczyna stara się odzyskać pamięć, ale każde wspomnienie budzi jej niepokój. Kiedy pamięć zawodzi, wie, że musi w inny sposób dotrzeć do prawdy. Pod wpływem chwili Amelia i Mikołaj postanawiają sobie zaufać. Dokąd zaprowadzi ich ta droga? Czy wspólnie uda się im rozwiązać zagadkę?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 292

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 56 min

Lektor:
Oceny
4,4 (31 ocen)
19
6
5
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
katarzynakorczak10

Z braku laku…

Książka mnie nie wciągnęła, a wręcz nudziła. Nie przebrnęłam nawet przez połowę…
00
tysia1104

Nie oderwiesz się od lektury

Kurcze...zmyłka za zmyłką....super książka!Mocno zaskakująca,mam nadzieję, że będzie druga część.
00
JolaStasiak02

Nie oderwiesz się od lektury

super, polecam!
00
czarujaca

Nie oderwiesz się od lektury

Fenomenalna książka! Nie mogłam się oderwać. Zakończenie sztos! Chętnie przeczytam kolejny tom.
00
za_czy_ta_na

Dobrze spędzony czas

Pamięć ludzka potrafi być zawodna. Podatna na wszelkiego rodzaju sugestie, które bardzo często są wynikiem tworzenia się fałszywych wspomnień. Wyobraźcie sobie jak łatwo zmanipulować więc umysł kogoś kto tę pamięć stracił całkowicie na przykład w wyniku wypadku. W takiej sytuacji znalazła się Amelia. Dziewczyna miała dużo szczęścia, że wyszła z wypadku cało. No, prawie bo oprócz złamań i stłuczeń Amelia straciła pamięć. Ostatni rok z jej życia rozmył się jakby wogóle go nie było. Drugim poszkodowanym w wypadku jest Mikołaj- ambitny sportowiec, który uparcie twierdzi, że to Amelia w niego wjechała. Kariera skoczka narciarskiego wisi pod wielkim znakiem zapytania. Amelia jest zdezorientowana. Ma mętlik w głowie. Nagle dowiaduje się, że ma męża a przebłyski jakie pojawiają się w jej głowie sugerują, że dobrym człowiekiem to on raczej nie jest... Pod wpływem chwili Amelia i Mikołaj postanawiają sobie zaufać. Dziewczyna liczy, że z jego pomocą wpomnienia wrócą. To była naprawdę dobra l...
00

Popularność



Podobne


Copyright © by Agatha Corlaz, 2021Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2022All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja:Barbara Mikulska

Korekta:Aneta Krajewska

Zdjęcie na okładce: © by Angelo Cordeschi/Dreamstime

Projekt okładki: Adam Buzek

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek, [email protected]

Ilustracje w środku książki: © by iStock

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-8290-118-4

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

ROZDZIAŁ 1

ROZDZIAŁ 2

ROZDZIAŁ 3

ROZDZIAŁ 4

ROZDZIAŁ 5

ROZDZIAŁ 6

ROZDZIAŁ 7

ROZDZIAŁ 8

ROZDZIAŁ 9

ROZDZIAŁ 10

ROZDZIAŁ 11

ROZDZIAŁ 12

ROZDZIAŁ 13

ROZDZIAŁ 14

ROZDZIAŁ 15

ROZDZIAŁ 1

MIKI

W drodze do domu słucham wiadomości sportowych i zerkam na radio, żeby je pogłośnić. Nagle widzę przed sobą światła; sekunda, która trwa wieczność. Skręcam kierownicą, noga odruchowo naciska hamulec i po chwili czuję już tylkouderzenie.

Odzyskuję świadomość. Jestemw samochodziei nie mogę złapać oddechu. Zaczynam się szamotać z białym materiałem poduszki powietrznej. Ciągnę za klamkę i drzwi się otwierają, ale pas nadal trzyma mnie w siedzeniu. Naciskam przycisk raz za razem, w końcu zaczep puszcza i wypadam na ulicę. Łapię płytkie, upragnione oddechy i staram się podnieść. W obłokach kurzu unoszącym się na poboczu, dostrzegam w porośniętym trawą rowie jakieś czerwone auto. Dym wydostaje się spodmaski.

Dwa motocykle zatrzymują się niedaleko. Podbiega do mnie obcy mężczyzna, coś krzyczy, ale w uszach mam tylko głośny szum. Po chwili jednak docierają do mnie jegosłowa.

– Nie ruszaj się, karetka jest już wdrodze!

Siadam na asfalcie i widzę, że z czerwonego samochodu ten drugi wyciąga jakąś dziewczynę. Układa ją na trawie, a jej brązowe włosy rozsypują się wokół zakrwawionejtwarzy.

– Jest nieprzytomna! Ale żyje. Jak ten drugi? – krzyczy gruby, męskigłos.

– Przytomny – odkrzykuje facet w czarnym kombinezonie, stojący kołomnie.

– Nic mi nie jest – mówię i znowu próbujęwstać.

– Pomogę ci. Usiądź na trawie i się nie ruszaj – nakazuje i pomaga mi wstać. – Masz w sobie tyle adrenaliny, że nie czułbyś nic, nawet gdybyś miał mózg na wierzchu. Wiem, co mówię. Jestem po dwóchwypadkach.

– Przeparkuj swój motocykl z drugiej strony i rozłóż trójkąt. Jesteśmy na środku tego zakrętu. Ja będę pilnował tej dziewczyny. – Odruchowo spojrzałem na młodą kobietę. Za młodą, żeby umierać. Powieki ma zamknięte, ręce leżą luźno wzdłuż szczupłego ciała. Dlaczego jest tylko w szortachi koszulce? Mamypaździernik.

Oba motocykle mrugają awaryjnymi światłami na środku drogi. Mężczyzna odchodzi, wsiada na jeden i przestawia go na drugą stronę zakrętu. Z oddali słyszę już syreny. Po kilku minutach na miejsce dojeżdżają strażacy, a zaraz za nimi karetka i policyjny radiowóz. Wokół zaczyna się kręcić mnóstwoludzi.

Siedzę w swoim samochodzie, został ściągnięty już napobocze.

– Źrenice w normie, brak widocznych obrażeń, kości ruchome, problemy z oddychaniem, możliwe, że to przez pas – stwierdza sanitariusz podczas krótkiegobadania.

– Zabieramy dziewczynę, musi jak najszybciej trafić do szpitala. Drugi zespół jest w drodze – ratownik medyczny informuje funkcjonariusza, jakby mnie tutaj nie było. Zaczyna mi się kręcić wgłowie.

– Nie trzeba, zadzwonię po swojego lekarza. Mogę coś zjeść? Jestem potreningu.

– Lekarze są w szpitalu. Jedziemy – rzuca na odczepnego sanitariusz i wsiada za kierownicę ambulansu, po czym odjeżdżają nasygnałach.

– Pan jest sprawcą zdarzenia? – pytapolicjant.

– Nie. Ten samochód jechał prosto na mnie – wyjaśniam.

– Czyli sprawcą jest kobieta z czerwonegomercedesa?

– Na towygląda.

– Nie możemy teraz przesłuchać drugiej strony. O dalszym postępowaniu i tak zadecyduje to, czy obrażenia ciała uczestnika zdarzenia będą wymagały leczenia dłużej niż siedem dni. Wezwiemy pana na komisariat w celu złożeniawyjaśnień.

– Procedury, rozumiem – oznajmiam.

– Jak się pannazywa?

– MikołajCadler.

Patrzę, jak zapisuje to, co mówię i na początku nazwiska stawia literę K. Chowam papierek po batonie dokieszeni.

– Przez C – informuję.

– Jak ten skoczek... Zaraz, topan?

– Tak – mówięobojętnie.

Drugi ambulans dociera na miejsce i mam już wejść do środka, ale zatrzymuje mnie straszymundurowy.

– Da pan radę dmuchnąć? Muszę sprawdzićtrzeźwość.

– Tak – stwierdzam – przecież mówiłem, że nic mi niejest.

Wyciąga alkomati zakłada przezroczysty ustnik. Biorę głęboki wdech, przy którym teraz odczuwam ból, i dmuchamjednostajnie.

Po chwili urządzenie pika, a po minie mężczyzny mogę się tylko domyślać, że coś jest nietak.

– W wydychanym powietrzu znajduje się alkohol. Musimy z panem jechać na badaniekrwi.

Kiedy policjant pokazuje mi mały ekran, alkomat wyświetla 0.20.

– Co? Mogę zadzwonić doojca?

– Radziłbym zadzwonić doadwokata.

– Na jednowychodzi.

AMELIA

Budzę się i chwilę zajmuje mi zorientowanie się, gdzie jestem. Leżę na metalowym, szpitalnym łóżku, a na głowie mam duży opatrunek z plastrem. W prawą dłoń jest wbity wenflon, do którego podłączone są wężyki od torebek z płynami. Monitor wyświetla funkcje życiowe. Staram się podnieść, ale nie mam siły. Co ja tutaj robię? Jakim cudem znalazłam się wszpitalu?

– Dzień dobry. Proszę leżeć spokojnie. Już wołam doktora. – Nade mną nachyla się starsza kobieta w niebieskim, medycznym uniformie, wypina szybko jedną torebkę i znika zadrzwiami.

Po chwili do sali wchodzi wysoki mężczyzna w białym kitlu. Przeciera czoło pod ciemnymi włosami, a na szyi wisistetoskop.

– Nazywam się Damian Orłowski i jestem pani lekarzem prowadzącym. Jak się pani czuje? – pyta bez jakichkolwiek emocji, jakbym przychodziła sobie tutaj poleżeć co dwadni.

– Nie wiem. Dziwnie. Dlaczego tutajjestem?

– Miała pani wypadek samochodowy, doznała pani urazu głowy i straciła przytomność. Doszło do wstrząśnienia mózgu, złamaniu uległa kość śródręczna w lewej dłoni, nie jest skomplikowane, więc użyliśmy opatrunku termoplastycznego. Ma pani wiele stłuczeń, w tym najbardziej ucierpiały żebra oraz lewa kończyna górna i dolna. Na szczęście nie ma żadnego urazukręgosłupa.

Słucham, co do mnie mówi i nie dowierzam. Jaki wypadek? Dlaczego tego niepamiętam?

– Kiedy to sięstało?

– Dziś w południe. Spokojnie. Może być pani jeszcze pod wpływem szoku pourazowego. Podajemy leki przeciwbólowe, przeciwzakrzepowe, konieczne będzie też pozostanie parę dni na obserwacji w szpitalu. Ponownie zbada paniąneurolog.

– Jechałamsama?

– Tak, prócz mężczyzny z drugiego samochodu nie było innych poszkodowanych. Pewnie policja będzie miała do pani kilka pytań. Proszę się nie martwić, podczas zdarzenia nie była pani pod wpływem żadnych środków odurzających, to jużsprawdziliśmy.

– Coznim?

– Lepiej niż z panią. Więcej powiedzieć nie mogę. Pani mąż jest już wdrodze.

O czym on mówi? Jaki mąż? Biorą mnie za kogośinnego.

– Ja nie mam męża – oznajmiam, chcąc wyprowadzić go zbłędu.

Lekarz patrzy na mnie podejrzliwie, jakbym gookłamywała.

– Pamięta pani jak sięnazywa?

Boże, co to w ogóle zapytanie?

– AmeliaJabłońska.

– Ile ma panilat?

– Dziewiętnaście.

– Co pani robiła ostatnio? Co panipamięta?

Mam pustkę w głowię. Leżę i myślę, a doktor przygląda mi się zuwagą.

– Już wiem. Byłam z siostrą i naszym psem nad stawem. Uwielbia pływać. Pies – tłumaczę, kiedy widzę jego ściągniętebrwi.

– O tej porze roku? Mamy środek października. Z dokumentów, które miała pani przy sobie wynika, że ma pani skończone dwadzieścia lat, a po ślubie przyjęła pani nazwisko męża. Amelia Czarnyk – oznajmia.

Milczę. Staram się przyswoić to, co właśnie powiedział. Co oznacza, że mam skończone dwadzieścia lat i jest październik? Leżałam tu w śpiączce przez rok? Nie. Wyraźnie powiedział, że wypadek był dziś. Amelia Czarnyk. To jakiś koszmar, zaraz na pewno sięobudzę.

– To niemożliwe. To nie jest prawda – odpowiadam ze łzami w oczach, które w końcu spływają mi po twarzy. O czym on do cholery mówi. Niech to będzie tylko złysen…

– Spokojnie, pani Amelio. Proszę się nie denerwować. Takie sytuacje się zdarzają, szczególnie po urazach głowy. Sprawdzimy ponownie, czy nie doszło do uszkodzenia struktur mózgu. Najwidoczniej mamy do czynienia z amnezją pourazową, alew większości przypadków to nie jest trwałe. Musi pani odpocząć. Mamy tu wielu specjalistów, którzy panipomogą.

– Mogę zadzwonić do siostry? – pytam spanikowana. To najbliższa mi osoba i ufam tylkojej.

– Oczywiście. Siostro! Proszę przynieść telefon. Zostawię panią. W razie jakiejś potrzeby, wystarczy nacisnąć czerwonyprzycisk.

Po chwili ta sama pielęgniarka wręcza mi przenośną słuchawkę od stacjonarnego telefonu i od razu wybieram numersiostry.

– Przepraszamy, wybrany abonent jest w tym momencie nieosiągalny. Prosimy spróbować ponownie. – Taki komunikat słyszę w słuchawce i łzy ponownie zaczynają płynąć po mojejtwarzy.

– Odbierz, Wiktoria, proszę – szepczę, ponownie wybierając numer, ale znowu to samo. Telefonuję więc do rodziców. I jest sygnał! W brzuchu mnie ściska i czekam, aż ktoś z nich odbierze. Trzeci, czwarty, piąty… Nic. Dzwonię jeszcze raz. I tym razem też nikt nie odbiera, ale nagrywam się nasekretarkę.

– Mamo… To ja, Amelia. Jestem w szpitalu. Oddzwoń do mnie na ten numer – mówię błagalnie. – Jestem tutaj sama, boję się. Mam jakieś problemy z pamięcią. Nie wiem nawet, jak się tutaj znalazłam. Zadzwoń. Proszę.

Rozłączam się i oddaję telefon pielęgniarce, która czeka już wdrzwiach.

– Mogę iść do toalety? – pytam przyokazji.

– Tak – odpowiada, zakręca małe pokrętło na rurce od leków i odpina je od wenflonu, przytrzymywanego przez biały plaster na mojej dłoni. – Pomogę pani wstać. Teraz jest jeszcze pani pod wpływem środków przeciwbólowych, ale kiedy leki przestaną działać, to niestety nie będzie tak kolorowo – oznajmia, machając głową z lokowaną krótkąfryzurą.

– Dziękuję – mówię, kiedy wstaję na nogi. – Poradzę sobie. Gdzie jesttoaleta?

– Naprzeciwko tej sali – informuje mnie i opuszczapokój.

Bardzo powoli zmierzam do wyjścia. Zatrzymuję się w pół kroku, gdy za ścianą słyszę nazwisko, które wymienił wcześniejlekarz.

– Maksymilian Czarnyk. Moja żona miała wypadek – oznajmia tajemniczy głos. Popycham lekko białe drzwi i patrzę przez szparę. Widzę doktora i jakiegoś mężczyznę średniego wzrostu. Ciemne blond włosy, niewielki zarost, ubrany w garniturowe spodnie i niebieską koszulę. Czuję przerażenie na samą myśl o tym, że człowiek, którego nie znam, mógłby być moimmężem.

– Tak. Już sięobudziła.

– Jak ona się czuje? Chce się z nią zobaczyć… I co zdzieckiem?

– Dzieckiem? Pana żona jest wciąży?

– Tak! To szósty, może siódmytydzień.

– Rozumiem. Przykro mi. Nastąpiło krwawienie z dróg rodnych. Wykonaliśmy badanie USG, ale nie było oznak ciąży. Uznaliśmy to więc za zbieg okoliczności i miesiączkę, ale… w tak wczesnym etapie ciąży mogło dojść do poronienia zupełnego. Organizm się oczyści. Proszę nie tracić nadziei. Pana żona jest zdrowa i młoda. Nie ma żadnych przeszkód, żeby w przyszłości starali się państwo odziecko.

W tym momencie czuję napływ gorąca i upadam napodłogę.

Otwieram oczy i znowu leżę w szpitalnym łóżku. Dlaczego to nie może być tylko koszmar?!, krzyczę w myślach. Na krześle obok zauważam mężczyznę. Jest ubrany tak samo. Z wyczekiwaniem wpatruje się we mnie niebieskimi oczami. To nie jest twarz nastolatka, z pewnością jest ode mniestarszy.

– Kochanie… – mówi i jego oczy robią sięszkliste.

Podnoszę się do pozycji siedzącej. Wtedy wstaje i poprawia mi poduszki zaplecami.

– Dziękuję.

– Pamiętasz mnie? – pytaniepewnie.

Kręcę głowąprzecząco.

– Niestety. Nie wiem, kim pan jest – oznajmiam zgodnie zprawdą.

– To nic. Wszystko będzie dobrze. Wszystko ciopowiem.

– Mogę zadzwonić dosiostry?

– Yyy… Tak. Tylko… Jak ja mam ci topowiedzieć.

– Cotakiego?

– Twoja siostra nie rozmawia z tobą od roku. Pokłóciłyściesię.

– To niemożliwe. Arodzice?

Mężczyzna wypuszcza głośno powietrze zpłuc.

– Zerwałaś z nimi kontakt w momencie, gdy się wyprowadziłaś z domu. Zresztą nigdy nie mieliście dobrychrelacji.

– To akurat pamiętam – przyznaję. Moje życie z nimi nie było usłane różami. – Gdzie sięwyprowadziłam?

– Zamieszkaliśmy razemw dniu naszego ślubu – mówi i dopiero teraz zobaczyłam, że kręci złotą obrączką na serdecznympalcu.

Kiedy spostrzega, że się temu przyglądam, otwiera szufladę szpitalnej szafki i wyciąga drugi złotykrążek.

– Ta należy do ciebie. – Podaje mi obrączkę, więc biorę ją w dłoń. Wewnątrz spostrzegam grawer. Maks 12.09.2020

– Ja… Przepraszam. Mogłabym zostać sama? Potrzebuję sobie to wszystko poukładać. Właśnie się dowiedziałam, że mam męża i że całe moje życie wygląda inaczej niż jezapamiętałam.

– Rozumiem. Załatwię kilka spraw i wrócę tutaj jutro, dobrze?

– Dobrze.

– Potrzebujesz czegoś? Masz na cośochotę?

– Nie… Dziękuję.

– Może… Zapisz sobie pytania. Wszystkie, jakie przyjdą ci do głowy. Postaram się na nie odpowiedzieć. Porozmawiam jeszcze z lekarzem. – Wstajei całuje moje włosy. Moje ciało przechodzi lekki dreszcz. To przystojny mężczyzna. Ale czy nie jest dla mnie za stary? Jak to się stało, że wzięłamślub?

– Ile masz lat? – pytam, zanim wyjdzie. Odwraca się z lekkimuśmiechem.

– Trzydzieści.

– Do zobaczenia – mówię i Maks znika zadrzwiami.

MIKI

Kiedy lekarz kadry opuszcza salę, ojciec nadal chodzi w tę i z powrotem. Jest wkurwiony, towidać.

– Na szczęście nie masz żadnej kontuzji. Ale jesteś poobijany niczym bokser. Odpoczniesz tydzień, tak jak mówił doktor. Fizjoterapeuci się tobą zajmą, a później musisz wrócić do solidnychtreningów.

– Igor. Mógłbyś przynieść kawę? Od tego wszystkiego już rozbolała mnie głowa – prosimama.

– Przyniosę. Mnie też się przyda. Zadzwonię przy okazji do znajomego – mówi ojciec iwychodzi.

– Jak się czujesz, synku?

– W miarę, mamo. Nie wiem, po co mam tutajzostawać.

– To tylko jeden dzień. Wytrzymasz – mówi z troską w oczach. – Miki. Powiedz mi jeszcze raz. Jak do tego doszło? Słyszałam, że dziewczyna, która prowadziła samochód była wciąży.

– Tak mówią koledzy lekarze? Co ja mam z tym wspólnego? Przecież mówię, że to ona jechała wprost na mnie. Ledwo zdążyłemodbić.

– Nie, nie lekarze. Przypadkiem usłyszałam rozmowę jej męża na korytarzu. I nie myśl, że cię o coś obwiniam! Po prostu staram się zrozumieć całą tęsytuację.

– Czyli miwierzysz?

– Oczywiście, że ci wierzę. Jednak tata obawia się, że zakończy się to procesem, jeśli ta kobieta będzie miała jakieś poważneobrażenia.

– To śmieszne. Omal mnie nie zabiła i jeszcze będzie sięsadzić?

– Nie wiem, chyba chodzi o proceszurzędu.

– Jasne. Nie wiem, co to za dziewczyna, ale już mam jej dość. Wystarczy, że będę cały tydzień do tyłu ztreningami.

– Może odpoczynek dobrze ci zrobi. Zbierzesz siły przedsezonem.

– Sama mówiłaś, że muszę się ukierunkować na jedną rzecz i na tym się skupić. Skupiam się na skokach. I nie znoszę, kiedy ktoś mi w tym przeszkadza. – Przewracam oczami i nie chcę dłużej już ciągnąć tego tematu. Wstaję z łóżka i podchodzę do okna, zaczyna robić sięciemno.

Ojciec wchodzi do szpitalnej sali z trzema kubkami kawy, ale jego humor nie wydaje się być lepszy. Czarny garnitur, biała koszula opięta na brzuchu i nieznacznie oprószone siwizną włosy nad ściągniętymibrwiami.

– Coś się stało? – pytamama.

– Dzwoniłem do znajomego. Policja zebrała materiały dowodowe, ale nie ustaliła sprawcy. Kobieta z drugiego samochodu ma jakieś złamanie, więc nie będzie to kwalifikowane jako kolizja tylko jako wypadekdrogowy.

– I co to oznacza? – Mama mimo wszystko zachowujespokój.

– Prawdopodobnie wezwą obie strony na przesłuchanie i odbędzie się sprawakarna.

– Chyba że zgodnie z prawdą przyzna się do winy – oznajmiam. – Zresztą nie jest tak, że w razie wątpliwości co do okoliczności zdarzenia, uważa się, że to „osoba pokrzywdzona” jest winna spowodowania wypadku? – przypominam. Trochę nauczyłem się w tej jegokancelarii.

– A widziałeś kogoś, kto się przyznał do spowodowania wypadku? Wszystko ma swoje konsekwencje – odpowiada gorzkoojciec.

– Czyli będzie słowo przeciwko słowu? – mówięrozjuszony.

– Pewnie powołają biegłego z zakresu rekonstrukcji wypadków – mówi ojciec, coraz dosadniejgestykulując.

– I dobrze. Przecież nic niezrobiłem.

– To może ciągnąć się latami. I tym zajmę się ja. Ty myśl o Pucharze Świata. Skup się nazawodach.

– Czy to możliwe, że ktoś chce po prostu wyciągnąć ode mnie odszkodowanie? – dopytuję.

– Żeby wyciągnąć odszkodowanie, najpierw trzeba wygrać sprawę karną. – Ojciec znowu sprowadza mnie naziemię.

– Pesymiści! Dwaj pesymiści. Wydobrzej, odpocznij i dopiero wtedy wróć dosportu.

– Racja, nie ma co gdybać. Jedźcie do domu. Taka afera onic.

– To tylko przejściowe, wszystko się ułoży, zobaczysz – uspokaja mama i czochra mnie po głowie jakbym miał trzy lata, a nie dwadzieścia trzy. Poprawiam ciemne włosy, przeczesując je nabok.

– Mamo… – mówię, karcąc ją wzrokiem, ale ona w odpowiedzi tylko się śmieje. I nic nie poradzę, że ten jej uśmiech jestzaraźliwy.

– Odpocznij. Na razie – mówi ojciec i obojewychodzą.

A ja pewnie znowu sprawdzę, co nowego o mnie napisali. Media szaleją, a cała ta sprawa niszczy moją reputację. Nic nie zrobiłem, do cholery, więc to kto inny powinien siętłumaczyć.

AMELIA

Wieczorem do sali wchodzi jakaś kobieta, ale jej także nie rozpoznaję. Falowane, miodowe włosy, buty na obcasie, ciemne spodnie i obszerna długa marynarka w kolorze niebieskim, z paskiemw talii. Wygląda jakby wyszła właśnie z okładki jakiegośmagazynu.

– Dobry wieczór, mogę? – pyta, wskazująckrzesło.

Kiwam tylko głową, więc podchodzi bliżej, po czym siada. Czy ją znam? Czy ona znamnie?

– Kim pani jest? – pytam wkońcu.

– Pracuję w CARO-MED, jestem psychologiem i jeśli możesz, jeśli czujesz się na siłach, to chciałabym z tobąporozmawiać.

– Dobrze.

– Mogę mówić ci poimieniu?

– Tak.

– Więc jak masz naimię?

– Amelia – odpowiadam i cieszę się, że w końcu znalazła się jakaś osoba, która wieo mnie mniej niż jasama.

– Dobrze. Amelia – mówi i uśmiecha się nieznacznie. – Wiem, że jesteś terazw bardzo trudnej sytuacji. W obliczu takiej tragedii możemy doświadczać wielu emocji: poczucia winy, złości do innych, żalu, smutku, rozczarowania. Szczególnie nam, kobietom trudno jest się pogodzić ze stratą. Chciałabym ci pomóc przez toprzejść.

Straciłam gdzieś rok swojego życia. Ale czy ma znaczenie to, jakiej jestempłci?

– Nie wiem, co mam robić – przyznaję.

– Rozumiemi to jest zupełnie normalne. Poradzimy sobie z tym razem. Sama kiedyś doświadczyłam podobnej sytuacji, pracuję z wieloma kobietami po stracie dziecka. Mamy też grupęwsparcia…

Wybucham płaczem. Więc po to ją tuprzysłali?

– Ja nie pamiętam żadnego dziecka! Nic nie pamiętam! Traci pani swój czas! – szlocham tak głośno, że aż pielęgniarka wchodzi do sali, ale po chwilizawraca.

– Co to znaczy, że nie pamiętasz? – Kobieta wpatruje się we mnie niebieskimioczami.

– Nie pamiętam niczego, co się działo przez ponad rok mojego życia. Niczego.

– Miałaś dziś wypadek. Tego też niepamiętasz?

– Nie. – Kręcę głowąprzecząco.

– Dobrze. Przepraszam. Zacznijmy od początku. – Kobieta patrzy na mnie ze współczuciem. – Czy podczas wypadku doznałaś urazugłowy?

– Tak. Lekarz twierdzi, że mogę miećamnezję.

– Wszystko wskazuje na amnezje wsteczną. Ale… z jakiego dnia zapamiętałaś ostatniewydarzenia?

– 21 sierpnia 2020. Byłam zsiostrą.

– Gdzie?

– Niedaleko domu, nad StawemPłaszowskim.

– Nie mieszkasz wWiśle?

– Nie, w Krakowie. Dlaczego panipyta?

– Jesteśmy w szpitaluw miejscowościWisła.

Zaniemówiłam. Dlaczego wcześniej o to nie zapytałam? Dlaczego nikt mi niepowiedział?

– Jesteś zdziwiona, może też przerażona, ale poradzimy sobie z tym – kobieta kontynuuje. – Jest 15 października 2021 roku, znajdujemy się w Wiśle, miałaś dziś wypadek samochodowy. To wiemy na pewno. Postaram się pomóc ci odzyskać resztęwspomnień.

– Alejak?

– Leczenie nie zawsze wygląda tak samo. Czasami objawy ustępują samoistnie. Najczęściej pacjent po pewnym czasie zaczyna przypominać sobie coraz więcej faktów z życia. Niestety to, kiedy pamięć wróci całkowicie, jest sprawąindywidualną.

– To jedyna dobra wiadomość tego dnia – przyznaję. – Dziękuję.

– Jest późno. Jeśli chcesz, możemy zacząć terapię już jutro. To moja wizytówka. – Zanim mi ją podaje, zapisuje coś na odwrocie. – To numer bezpośrednio do mnie, możesz dzwonić zawsze, kiedy będziesz potrzebowałaporozmawiać.

Zerkam na napis „Nina” i pod spodem na dziewięciocyfrowy numer telefonu. Na odwrocie CARO-MED, godziny otwarcia, numer do rejestracji i zielonailustracja.

– Dobrze – zgadzam się, bo w jakiś sposób wzbudza moje zaufanie. Kobieta wyciąga kalendarz i chwilę przegląda zapiski. Przekreśla cośdługopisem.

– Może być jedenasta? Nadal będziesz wszpitalu?

– Tak. Nigdzie się stąd nie wybieram, chyba nawet nie mam dokąd – oznajmiam, a ona znowu cośnotuje.

MIKI

Po nieprzespanej nocy sprawdzam, w której sali leży niejaka Amelia C. Na białej tablicy znajduję ją pod numerem 207. Nie czekając ani chwili, idę do tego pokoju, by rozprawić się z kimś, kto właśnie wywraca moje życie do górynogami.

Pukam dwukrotnie i otwieram drzwi. Ogarniam wzrokiem pomieszczenie, a na łóżku jakby nigdy nic śpi sobie dziewczyna. Ona odpoczywa, a ja przez nią nie zmrużyłem oka. Jeszcze bardziej mnie todenerwuje.

Przyglądam się jej twarzy otulonej ciemnymi kosmykami włosów. Jest piękna, to muszę przyznać. Pełne usta, gładka opalona skóra i wachlarz ciemnych rzęs. Porusza się lekko i łapię się na tym, że nie mogę oderwać od niej spojrzenia. To taka syrena. Tyle że syreny wabiły głosem i pożerały tych naiwniaków, którzy ulegli ich powabowi. Ona wabi swoim pięknem i niszczy ludziom kariery. Ale spokojnie, jeszcze nie wie, że trafiła na lepszą wersję Odyseusza. Dziewczyna nagle otwiera duże, zielone oczy i jestem pewny, że widziałem już tospojrzenie.

– A ty to kto? – Siada na łóżku i marszczybrwi.

– Jeszcze pytasz? Widziałaś, co się dzieje wInternecie?

– Nie? – mówiniepewnie.

– Sprawdź, poczekam. Mamczas.

– Nie mam telefonu – odpowiada.

– Jest dwudziesty pierwszy wiek. Kto w tych czasach nie ma telefonu? Nieważne, zacytuję ci – mówię i wyciągam smartfonz kieszeni jeansów. – To same nagłówki: „Koniec kariery dwudziestotrzyletniego skoczka? Mamy zdjęcia z wypadku, który spowodował”, „Niepewny udział Mikołaja Cadleraw Pucharze Świata”, „Najlepszy polski skoczek oskarżony o spowodowanie wypadku, poszkodowana to dwudziestoletnia Amelia C.”, „Mikołaj Cadler prowadził pod wpływem alkoholu, znamy wyniki oficjalnych badań”. Wystarczy?

– Nie rozumiem – oznajmia i chyba sobiekpi.

– Czego nie rozumiesz? Jechałaś prosto na mnie, ten wypadek to wyłącznie twoja wina i ja tu jestem jedynym poszkodowanym. Kiedy zamierzasz się do tegoprzyznać?

– Jechałam prosto na ciebie? – pyta z wyrzutem. – Nigdy bym czegoś takiego niezrobiła!

– Chryste! Szlag mnie trafi. Mogłaś mnie zabić, a teraz twierdzisz, że byś tego niezrobiła?

– Piszą tam coś jeszcze omnie?

– A jak myślisz?! – warczę.

– Nie wiem, ty mi powiedz. Skoczku.

– Nie? Nie wiem, jakie masz zamiary, ale radzę ci się przyznać do winy. W trakcie sprawy i tak tegodowiodę.

– Posłuchaj. Mogę tylko się domyślać, że chcesz wykorzystać moją amnezję, żeby zrzucić winę na mnie. Nic z tego. Nie wjechałabym w nikogo. Ja praktycznie nie jeżdżę samochodem, a jeśli już to nigdy nie przekraczam dozwolonejprędkości.

– Amnezję? Tak to sobiewymyśliłaś?!

– Niczego nie wymyśliłam! – mówi i jej oczy robią sięszkliste.

Oddycham ciężko i staram się uspokoić. Patrzę, gdy obcierałzę.

– Widziałam cię już. Teraz pamiętam. Wpadłaś na mnie miesiąctemu…

ROZDZIAŁ 2

AMELIA

Czuję ulgę, kiedy punktualnie o jedenastej do sali wchodzi pani Nina. W jasnej bluzce i lnianych spodniach wita mnie swoim białym uśmiechem. Przynajmniej ona wnosi tu jakiś powiewradości.

– Dzień dobry. Jak się dziś masz? – pyta i przysuwa sobie drewniane krzesło, na którymsiada.

– Nie lepiej niż wczoraj. – Wzruszam ramionami. – Poznałam dziś chłopaka, tego z drugiego samochodu. On też jest panipacjentem?

– Nie. Jak przebiegłospotkanie?

– Okropnie! Stwierdził, że to wszystko mojawina.

– I co wtedyczułaś?

– Byłam zła, kiedy powiedział, że wjechałam wprost na niego, jakbym z premedytacją chciała go zabić. Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. Ja nawet go nie znam. A on uparcie twierdzi, że ponoszę odpowiedzialność za to, co się stało. Naprawdę wolałabym, żeby tego wypadku nie było i żebym wszystko pamiętała. Jestem teraz w martwympunkcie.

– Rozumiem. Więc on również był zły. Czy ten wypadek wpłynął jakoś także na jegożycie?

– Nie wiem… Z tego, co mówił, to chyba tak. Jest jakimś skoczkiem. Prasa o nim pisze niewygodnerzeczy.

– Słyszałaś o nimwcześniej?

– Nie. Nigdy. Przynajmniej w tym okresie, który pamiętam. Ale on twierdzi, że mnie kiedyśspotkał.

– W jakichokolicznościach?

– Nie powiedział. Po prostu sobie poszedł – mówię i milknę na chwilę, bo też mnie to zastanawia. Tak samo jak to, dlaczego nie mamtelefonu.

– Czasami dobrze jest skonfrontować się z drugą stroną zdarzenia. Targają wtedy człowiekiem różne emocje, ale to emocje mogą też przywołaćwspomnienia.

– Kiedy one wrócą? Mojewspomnienia.

– Terapia zwykle zajmuje dość dużo czasu, jednak zazwyczaj okazuje się ona skuteczna. Możemy prowadzić sesje indywidualne albo, jeśli chcesz, to zapiszę cię na terapię grupową, gdzie wszyscy mają podobne problemy z pamięcią – Nina mówi spokojnym głosem. Przynajmniej jest szczera i nie wmawia mi, że za trzy dni mnieuleczy.

– Chyba wolałabym na początek rozmawiać tylko z panią. Na razie przeraża mnie fakt spotkania z innymi ludźmi. Tylko czy mogę zapłacić trochę później? Nie wiem nawet, jak obecnie wygląda moja sytuacjafinansowa.

– Tym się nie przejmuj. Pierwsze dziesięć spotkań jest finansowane przezNFZ.

– No to mi ulżyło – mówię z uśmiechem. Chyba pierwszym od dwóchdni.

– Jeśli chodzi o leczenie farmakologiczne. Tutaj nie ma jakiegoś cudownego leku, który nagle sprawi, że odzyskasz wspomnienia. Ale są leki przeciwlękowe, przeciwdepresyjne. Jeśli poczujesz, że z czymś nie dajesz sobie rady, że jakieś sprawy zaczynają cię przerastać, jeśli zwyczajnie zaczniesz się obawiać, co będzie dalej… To po prostu do mnie zadzwoń. Przez wszystko można przebrnąć. Strach jest ulotny, a problemy najczęściejprzejściowe.

– Dziękuję. Gdyby nie pani, już pewnie bym się załamała. Ale jest jeszczenadzieja.

– Wiesz, niejednokrotnie osoby z amnezją wsteczną mają nie tylko problemy z utratą pamięci, ale też z zapamiętywaniem nowych informacji. Nie musi to dotyczyć ciebie, ale może tak być. Jeśli coś takiego zaobserwujesz, to na naszych sesjach będziemy nie tylko podejmować próby przypomnienia ci niektórych wydarzeń z przeszłości, ale też pokażę ci techniki, dzięki którym łatwiej będziesz zapamiętywała nowerzeczy.

– Chyba to właśnie mój przypadek. Nawet nie pomyślałam, że to może byćpowiązane.

– Jakiś przykład? – pytaterapeutka.

– Skoczek. Jestem pewna, że mówił swoje imię i nazwisko, ale ich niepamiętam.

– Dobrze. Może zaczniemy od metody skojarzeń. Rzucę jakieś słowo, a ty powiesz, co ci się z nim kojarzy. Nie muszą to być bezpośrednie skojarzenia. Mogą być takie, które na pierwszy rzut oka wydają się odległe i zupełnie niepowiązane. Ale to twój umysł ma je ze sobą skojarzyć, więc mów to, co naprawdę przychodzi ci do głowy – zachęca.

– Dobrze, spróbujmy.

– Mikołaj – mówi mojaterapeutka.

– Święta, świąteczny, kolor czerwony, prezenty, broda… Chybatyle.

– Cadler.

– Kojarzy mi się z candle, więc: świeca, świecący, kalendarz, Magda… Już.

– Czyli jak brzmi to imię inazwisko?

– Świąteczna świeca. Mikołaj Cadler – odpowiadamuradowana.

– Bardzo dobrze. – Nina uśmiecha się domnie.

– Skąd pani wiedziała, o jakim skoczkumyślałam?

– Faktycznie, prasa o tym pisze. A po drugie to tak samo znany skoczek jak kiedyś Małysz czyStoch.

– To dziwne. Oczywiście znam te legendy sportu, które pani wymieniła. Ale jego niepamiętam.

– Jest jeszcze młody. Mocno zadebiutował w zeszłym roku – informuje mnie i to wyjaśnia, dlaczego o nim nie słyszałam. Chciałabym pamiętać bardziej istotne fakty z mojego życia niż nazwiskoskoczka.

– Czy jest jeszcze coś, o czym chciałabyś teraz porozmawiać? – Pani psycholog wyrywa mnie zzamyślenia.

– Tak! – mówię natychmiast. – Mam męża, którego zupełnie nie pamiętam. On ma przyjśćdzisiaj…

– Przede wszystkim nie rób nic na siłę. Jeśli twój mąż się zgodzi, możemy wspólnie o tym porozmawiać. Tutaj kluczowa jest cierpliwość. Na pewno zrozumie, że mimo wszystko tobie jest trudniej niżjemu.

– Mam nadzieję. Jemu chyba zależało na tym dziecku, którego ja zupełnie niepamiętam.

– Amelia. To nie jest twoja wina. Pamiętaj o tym. Poronienia zdarzają się bardzo często. Jeśli uda nam się ożywić twoje wspomnienia, porozmawiamy również otym.

Po krótkim pukaniu drzwi się otwierają i z czarną torbą przewieszoną przez ramię wchodzi człowiek, o którym przed chwilą rozmawiałyśmy. Jest ubrany w szare spodnie i czarną koszulkę polo, spod której wyłaniają się tatuaże na sporej części prawegoramienia.

– Dzień dobry – mówi, uśmiecha się do mnie nieznacznie i podchodzi do panipsycholog.

– Maks, mąż Amelii. Chyba się nie znamy. – Wyciąga dłoń w jej kierunku. Kobieta wstaje z pełną gracją i chwyta ją w geściepowitania.

– Nina, jestem psychologiem w centrum medycznym. Będę współpracować z panażoną.

– Rozumiem – mówi Maks i zerka na mnie. – Czy jest szansa, że Amelia odzyskapamięć?

– Jest. Będzie miło, jeśli pan usiądzie. Wprawdzie za dziesięć minut muszę iść na kolejne spotkanie, ale może przez ten krótki czas uda nam się porozmawiać o sytuacji, w jakiej się państwoznaleźli.

Szybko kiwam głową. Będzie mi raźniej, kiedy Nina tutaj będzie, przynajmniej na początku. Maks dostawia drugie krzesło obok mojego łóżka i siedzimy w tym dziwnymtrójkącie.

– Czy zdaje sobie pan sprawę, jak daleko sięga u żony utratapamięci?

– Nie – mówi i marszczy brwi, potem zwraca się bezpośrednio do mnie: – Amelia, czy ty pamiętasz cokolwiek związanego ze mną? Może to, jak się poznaliśmy, fragmenty rozmów, jakiś szczególnydzień?

– Nie… Nie pamiętam nic, co się wydarzyło przez ponad rok. Odsierpnia.

– Zupełnie nic? Często jemy razem kolacje. Może to pamiętasz? – pyta mężczyzna, a mnie zaczyna dopadać poczuciewiny.

– Też nie – kręcę głową i wzruszam przepraszającoramionami.

– Panie Maksymilianie, normą jest, że kiedy bliska osoba nie pamięta pięknych, wspólnie spędzonych chwil, to może wywoływać przykrość. Jednak napięcie, nerwy, stres i inne negatywne odczucia nie pomagają w przywróceniu pamięci. Amnezja po pewnym czasie może ustąpić i dlatego w tym okresie potrzeba dużo cierpliwości. I właśnie najlepsze, co może pan teraz ofiarować żonie, to cierpliwość i wsparcie, bo to właśnie Amelia najbardziej odczuwa konsekwencje utraty pamięci – wyjaśniaNina.

– Taki mam zamiar. Może nawet spróbujemy poznać się na nowo, jeśli tylko będziechciała.

– To bardzo dobry początek. Zostawię was. Amelio, jutro o tej samejporze?

– Tak, dziękuje paniNino.

– Nie ma za co. Do zobaczenia. – Uśmiecha się, zakłada na ramię pasek beżowej torebki i wychodzi. Przez chwilę zalega niezręcznacisza.

– Jak się czujeszAmelio?

– Dobrze, dalej podają mi lekiprzeciwbólowe.

– Wiem, rozmawiałem z lekarzem. Jutro możesz wrócić dodomu.

– Nie wiem, gdzie jest mójdom.

– No tak, przepraszam. – Jego twarz przez chwilę wykrzywia grymas. Ma idealnie przystrzyżony zarost, starannie ułożone ciemne, blond włosy, prosty nos i niebieskie oczy. Chociaż mimo wszystko najbardziej uwagę przyciągają pełne usta. Jest naprawdę przystojnym mężczyzną. – Mieszkamy w spokojnejokolicy.

– Jak się poznaliśmy? – pytam.

Uśmiecha się i zaczynaopowiadać.

– Byłaś na spacerze. Wiatr akurat rozwiał twoje włosy, odgarnęłaś je dłonią i spojrzałaś wprost na mnie. Nigdy nie widziałem piękniejszej kobiety, taka też była moja pierwsza myśl. I chyba w tej sekundzie się w tobiezakochałem.

– To chyba romantyczna historia. Co byłodalej?

– Podszedłem i bez słowa cię pocałowałem. A ty uderzyłaś mnie wtwarz.

Zrobiłam wielkie oczy. Ale mimo wszystko mnierozbawił.

– Okej, zmieniamzdanie.

– Spokojnie. To był tylko trudny początek. Mimo wszystko zaczęliśmy rozmawiać. Pod koniec byłem już pewny, że mimo zaskoczenia chciałaś tego pocałunku tak samo jak ja. Odwiozłem cię do domu, ale nie było godziny, w której bym o tobie nie myślał. Więc wróciłem. I trzy tygodnie później wzięliśmyślub.

Nie wiem, co powiedzieć. Czy aż tak oszalałam na punkcie tego mężczyzny? Jest przystojny i to bardzo. Tylko nie mogę sobie tego wyobrazić. Zawsze byłam odważna. Nie bałam się ani wyzwań, ani facetów. Nie byłam dziewicą, nie trzymałam cnoty do ślubu. Więc skąd tak szybki wybór terminu? Po trzechtygodniach.

– Czym się zajmujesz? – zmieniamtemat.

– Prowadzę ekskluzywne kluby. Tutaj, w Bielsku Białej, Zakopanem, Krakowie, Katowicach, Ostrawie, nawet jeden w Opolu. Sporo też inwestuję w nieruchomości, w różnespółki.

– Coś w rodzaju dyskotek? Często bywasz w takichmiejscach?

– Coś w tym rodzaju. Rzadko, jestem właścicielem i kieruję nimi z biura. Każdy klub ma swojego zarządcę. Ty nie lubisz chodzić doklubów.

– To prawda. A co ze mną? Mampracę?

– Nie.

– Studiuję?

– Nie.

– Więc corobię?

– Odpoczywasz w ogrodzie, ćwiczysz, czytasz książki. Spędzamy czas razem. Gdybyś pracowała, ciągle byśmy się mijali. Ja przeważnie wychodzę do pracy o dwunastej i wracam nakolację.

– Złożyłam papiery na studnia. Nie przyjęlimnie?

– Nie czekałaś na wyniki rekrutacji. Zrezygnowałaś wcześniej ze względu na przeprowadzkę – mówi spokojnie, patrząc mi prosto w oczy. Naprawdę stara się cierpliwie odpowiadać na mojepytania.

– Mówiłeś, że pokłóciłam się z siostrą. Wieszdlaczego?

Bierze głęboki wdech i przecieraoczy.

– Była zła, że za mnie wychodzisz – mówi w końcu. – Obwiniała cię o sprawy, na które tak naprawdę nie miałaś wpływu. To było dla ciebie trudne, ale w końcu pogodziłaś się z tym, że siostra wykreśliła cię ze swojegożycia.

Moja siostra jest mi najdroższą osobą. Jak mogło do tego dojść? Nie wierzę w to. Po prostu niewierzę.

– Dalej mieszka zrodzicami?

– Nie. Była za granicą. Teraz zajmuje nasze dawne mieszkanie. Mieszka sama, przynajmniej tak było jakiś czastemu.

– Gdzie?

– W Krakowie. PrzyWodnej.

– Trochę mi ulżyło. Dziękuję.

– Masz jeszcze jakieśpytania?

– Mnóstwo. Czy ja mamtelefon?

Patrzy na mnie zdziwiony, jakbym zapytała, czy mam dwiegłowy.

– Tak. Zostawiłaś go w domu. Jest w torbie razem z innymi rzeczami. Przywiozłem ci trochę ubrań, ulubione kosmetyki, portfel.

– Dokąd wyszłam tegodnia?

– Nie mam pojęcia. Nie było mnie w domu. Otrzymałem telefon, że miałaś wypadek i byłemprzerażony.

– Jakim samochodemjechałam?

– Mercedesem A klasa od AMG. To szybkisamochód.

– Nie kojarzę. Jest rozbity? Byłtwój?

– Raczej nie kwalifikuje się do naprawy. Pójdzie na złom. I byłtwój.

– Nie pamiętam wypadku. Chłopak, z którym się zderzyłam, to jakiś znany skoczek. Chyba odbędzie się rozprawa sądowa, więc mogę dostaćwyrok…

– Nie. Nic mu nie jest, już się dowiadywałem. To ty jesteś tutaj poszkodowana, nie dostaniesz żadnego wyroku. Mam naprawdę dobrych prawników. I wierz mi, że lepiej dla niego, gdyby ta sprawa ucichła, bo media szaleją. Ale po tym, co się stało, nie odpuszczę mu takłatwo.

– Jak można nic nie pamiętać – mówiębezradnie.

– Amelia. Ja mówiłem poważnie. Jeśli ty nie pamiętasz tego, co było, to ja też o tym zapomnę. Spróbujmy poznać się na nowo. Wróć ze mną jutro do domu. Zamieszkamy razem, ale jak dwoje współlokatorów albo przyjaciół. Ktoś musi się tobązaopiekować.

Patrzę w jego niebieskie oczy wyczekujące na moją odpowiedź. Przecież i tak nie mam dokąd pójść. Przecież i tak już mnie przekonał. Przecież to mójmąż.

– Dobrze, wróćmy dodomu.

Rozmawiamy, rozmawiamy i jeszcze rozmawiamy. Maks wychodzi dopiero wieczorem. Kiedy tylko drzwi się zamykają, natychmiast zaglądam do torby, którą przyniósł. Na samym wierzchu leży telefon. Biorę go w dłoń i od razu chcę sprawdzić, co w sobie kryje. Tu muszą być jakieś ślady mojego życia. Naciskam środkowy przycisk, ale telefon się nie odblokowuje. Na ekranie pojawia się numeryczna klawiatura i sześć kropek nad nią. Hasło. Skąd mam wiedzieć, jakie mam hasło? Po chwili wstukuję datę swojego urodzenia. 250501. Pojawia się napis: Ponów. Wpisuję datę urodzenia siostry. 230498. Włączenie Touch ID wymaga podania kodu. Wyciągam złotą obrączkę z szuflady i przepisuję datę 120920. iPhone jest zablokowany, spróbuj ponownie za 1 minuta. Cholera. Czekam i po chwili telefon znowu prosi mnie o kod. W lewym dolnym rogu zauważam napis Karta medyczna, więc w niego klikam. Ku mojemu zdziwieniu wyświetlają sięinformacje.

Amelia Czarnyk

Grupa krwi: 0Rh+

Waga: 49kg

Wzrost: 161cm

Kontakty alarmowe: (małżonek) Maks <3

Bez namysłu klikam w kontakt i telefon zaczynadzwonić.

– Halo – mówi po chwili męski głos. W tle słyszę szum, chyba jedziesamochodem.

– Cześć. Mam pytanie. Czy wiesz, jaki mam kod dotelefonu?

– 220820 – mówi bezzastanowienia.

– Co to zacyfry?

– Dzień, w którym siępoznaliśmy.

– Okej, dziękuję – odpowiadam i się rozłączam. Od razu wpisuję kod, żeby go nie zapomnieć. Działa.

Pierwsze co włączam ikonę ze zdjęciami. Ku mojemu rozczarowaniu telefon pokazuje ich tylko dwadzieścia dwa. Przewijam do najdawniejszego i zaczynam oglądać jedno po drugim. Pierwsze zrobione jest siedemnastego września. Trzymam telefon w dłoni i robię zdjęcie sobie i znajdującemu się obok Maksowi. Jemy jakieś owoce morza, siedząc na niebieskich krzesłach. Nakryty białym obrusem stół usytuowany jest tuż przy falującej, turkusowej wodzie. W tle widać też płynącą małą łódź i duży klif. Przepięknemiejsce.

Następne zdjęcia to same widoki miasta i morza. Charakterystyczne biało-niebieskie zabudowania, plaże o różnym zabarwieniu piasku, nocne fotografie oświetlonego miasteczka. Imponujące. To miejsce to jakiśraj.

Kilka dalszych zdjęć to zrzuty ekranu różnych dodatków i dekoracji do domu. Nowoczesne i minimalistyczne, zawsze takielubiłam.

W końcu znowu trafiam na nasze wspólne zdjęcie. Widać, że Maks siedzi na kanapie, a ja śpię z głową na jegokolanach.

Miło się na topatrzy.

Kolejne zdjęcie to USG ciąży z 13–10–2021, godzina 16:06. Taka data widnieje na czarnym tle. Obok jakieś pomiary i inne dane. 6w3d. I to, co rzuca mi się najbardziej w oczy, to termin porodu 05.06.2022. Ściska mnie w brzuchu na samą myśl. Byłam w ciąży, nosiłam w sobie maleńkie dziecko. Jak mam żyć z myślą, że jezabiłam?

Spod powieki wymyka mi się nieoczekiwanie łza, więc szybko ją ścieram i przewijam dalej. Na ekranie pojawia się ogromny bukiet czerwonych róż. Długie, w wielkim wazonie, dopiero zaczynają na dobre się rozwijać. Nigdy nie widziałampiękniejszych.

Ostatnie zdjęcie to selfie, sprzed dnia wypadku. Leżę z uśmiechem na ustach i patrzę w ekran. Lśniące brązowe, włosy z jasnymi refleksami rozsypane wokół mojej twarzy, a w zielonych oczach widać blask. Wyglądam naszczęśliwą.

Zero połączeń, zero wiadomości, zero innych śladów mojegożycia.

Otwieram więc okno wyszukiwarki internetowej, wpisuję hasło: „Mikołaj Cadler” i wyskakuje mi mnóstwo informacji oraz jegofotografie.

Duże brązowe oczy od razu przykuwają uwagę. Prosty, zgrabny nos, spore usta i gładka cera. Ciemne włosy z modną fryzurą. Jest przystojny, muszę to przyznać, nawet jeśli za sobą nie przepadamy. Czytam nagłówki artykułówponiżej:

• Mikołaj Cadler wygrywa Turniej CzterechSkoczni.

• 23-letni skoczek o włos przegrywa Puchar Świata, kończy z drugąlokatą.

• Cadler triumfuje w Letnim GrandPrix.

• Niepewny udział Mikołaja Cadlera w PucharzeŚwiata.

• Polski skoczek oskarżany o spowodowanie wypadku drogowego, mamy zdjęcia z miejscazdarzenia.

Klikam w link do artykułu, powiększam obrazy i dziękuję Bogu, że to skończyło się tylko tak, jak się skończyło. Mieliśmy szczęście, oboje.

MIKI

Długie, blond włosy zsuwają się z pleców dziewczyny, kiedy biorę ją od tyłu. Wchodzę w nią raz za razem, mocno przytrzymując jej biodra dłońmi. Jęczy coraz głośniej i zerka na mnie, przygryzającwargę.

Po jej zachowaniu śmiało mogę stwierdzić, że zaraz będzie szczytować. Moje ruchy stają się jeszcze szybsze i głębsze. Dyszę, a jej urywane krzyki wypełniają pomieszczenie. Dochodzę z cichym pomrukiem, mocno zaciskając szczękę. Zanim ściągnę gumkę, daję jej klapsa w tyłek. Dziewczyna opada na łóżko i patrzy na mnie rozmarzonym wzrokiem, kiedy zakładam białebokserki.

– Miki… Mogłabym powiedzieć, że masz zajebistą kondycję, ale ty zawsze byłeś dobry w teklocki.

– Mam szczytową formę – mówię z uśmiechem. – Dziękuję za miłe popołudnie, Maja, ale spieszę się namasaż.

– To prawda o tym wypadku? Naprawdę wjechałeś w tędziewczynę?

– A jak myślisz? – mówię i już jestem wkurwiony. – To ona wjechała we mnie. I tego się trzymaj! – Zakładam koszulkę i nawet na nią nie patrzę. Też zaczyna sięubierać.

– Odprowadzisz mnie dodrzwi?

– A co nie trafisz? Chodź – burczę, bo jestem trochę zły, po tym jak zaczęła tentemat.

Schodzimy na dół i wpadamy na moją matkę, która przeszywa mniewzrokiem.

– Nie wiedziałam, że jesteś w domu – zagaja.

– Bo niepytałaś.

– Do widzenia – mówi trochę speszona Majka iwychodzi.

– Co to za dziewczyna? – Już zaczynaprzesłuchanie.

– Koleżanka. Nieznasz.

– Nie masz wizyty ufizjoterapeuty?

– Mam, zaraz jadę, tylko wezmęprysznic.

– Mikołaj?

– Co znowu?! – warczę, bo zawraca migłowę.

– Odpocznij. Przestań nieustannie śledzić wiadomości. To ci niepomaga.

– Widziałaś, co oni tam wypisują? – mówię znowuwściekły.

– Tak zarabiają pieniądze. Z jednej plotki będą tak długo robić telenowele, jak długo będzie przynosiłazyski.

– Gdyby nie ta dziewczyna... Gdyby we mnie nie wjechała, gdyby przyznała się do winy albo chociaż nie udawała, że tego nie pamięta, to wszystko by było normalnie. – I gdyby nie udawała, że nie pamięta mnie, dodaję wmyślach.

– A jeśli… nie wiem. Jechała izemdlała?

– To zrobiła to w najgorszym możliwym momencie i nadal jest winna – odrzekam.

– To się wyjaśni, zobaczysz.

– Łatwo ci mówić, to nie ty masz przed sobąproces.

– Nie pozwolę, żeby ktoś cię oskarżał o coś, czego nie zrobiłeś! Znajdęsposób.

– Dobra, mamo, przepraszam. Nie chciałem na tobie wyładowaćzłości.

– To nic. Wszystko się ułoży, zobaczysz. Miałam ci nie mówić, ale dziennikarze znowu dzwonią i pytając czy prowadziłeś samochód pod wpływemalkoholu.

– Przecież dmuchałem drugi raz. Wyszło zero, zero. Pobrali krew. Durny baton z adwokatem. Kto tokupił?

– Mikołaj. Ja to kupiłam. Następnym razem popatrz, zanim zgarniesz do plecaka wszystkie batoniki z kuchni. Nie każdy jest proteinowy. Czasami ja też jem słodycze. Czytaj, co jest napisane naopakowaniu.

Zaczynam się śmiać, mama też. Cała ta sytuacja jest tak surrealistyczna, że ażśmieszna.

– Będę pamiętał. Ogarnę się ijadę.

Wchodzę na górę i znowu nie mogę przestać myśleć o jej spojrzeniu. Kiedy miesiąc temu zobaczyłem te oczy, w sklepie, w tej cholernej maseczce ochronnej, pomyślałem, że to te same, w które patrzyłem rok temu. Uznałem to jednak za jakąś obsesję. To prawie niemożliwe, żebym znowu ją spotkał. Ale kiedy popatrzyła na mnie tymi szklistymi oczami w sali szpitalnej, znowu ogarnęło mnie to poczucie, że to ona. Ta, której tak długoszukałem.

ROZDZIAŁ 3

AMELIA

Przejeżdżamy lśniącym, czarnym suvem przez wysoką bramę znajdującą się tuż przy drodze wyłożonej kostką. Domyślam się, że jesteśmy w bogatej dzielnicy tego miasta. Kiedy wsiadłam do samochodu pod szpitalem, to już byłam zdziwiona. To nie jest stary samochód z szybami na korbki, jaki dzieliłam z siostrą. To jakaś wypasiona bryka z mnóstwem przycisków, dużym ekranem i wygodnymi, skórzanymi fotelami. A teraz patrzę przed siebie i widok całkiem odbiera mi mowę. To nie wiejski domek z ogródkiem. To ogromnaposiadłość.

Wysoka, fikuśna budowla z grafitowym dachem i obszernym garażem. Jasna elewacja ozdobiona gdzieniegdzie podłużnymi płytami, duża ilość okien w drewnianych ramach oraz taras z nowoczesną balustradą. Podjazd wyłożony małą, kwadratową kostką, idealnie przystrzyżone trawniki i krzewy przycięte w owalne kształty. Dawniej widywałam takie domy tylko na zdjęciach w katalogachbudowlanych.

– Jesteśmy. Pomogę ci wysiąść – mówi Maks i otwiera drzwi wysokiego audi. Chcę go uprzedzić i wyjść sama, ale kiedy się poruszam, dotkliwie odczuwam brak środkówprzeciwbólowych.

Otwiera mi drzwi i podaje ciepłą dłoń. Moja za to jest zimna jak lód. Przytrzymuje mnie delikatnie i powoli wysiadam zauta.

– Okej, parę kroków i będziemy wdomu.

– Powiedz mi tylko, że są tam tabletki przeciwbólowe – mówię z grymasem. Bolą mnie żebra, ręka, noga, odczuwam dyskomfort niemalże przy każdym ruchu. Niespodziewanie Maks bierze mnie naręce.

– Ała – mówię, zaciskając powieki. Nie byłam na toprzygotowana.

– Trochę drastycznie, ale szybko. Już nie będzie boleć, trzymam cię – mówi, patrząc w moje oczy, a jego twarz jest naprawdę blisko. Kiedy obracam głowę w stronę wejścia, ocieram czołem o krótki zarost. Ma na sobie granatową bluzę, która naprawdę ładniepachnie.

– Dzięki, chyba muszę jeszcze trochę poleżeć – przyznaję nieśmiało, ale naprawdę nie czuję się nasiłach.

– To na pewno – mówi, idąc w stronę jasnych, drewnianych drzwi w tym samym kolorze co ramy okien. – Zjesz obiad i przyniosę ci coś przeciwbólowego. Lekarz trochę tegoprzepisał.

– Wezmę wszystko, tylko niech przestanie tak boleć – oznajmiam. Obejmuję rękami jego szyję, a on wnosi mnie do środka ciepłego domu. Idziemy dalej w stronę holu wyłożonego pięknymi jasnymi kaflami, ale mój wzrok błądzi po kątach pomieszczenia. Prawie w każdym znajduje się biała, kopułowa kamera. Przecież to dom, niemarket.

– Wszędzie jest monitoring? – pytam, przyglądając się przez chwilę białej kuchni na wysoki połysk łączonej z drewnem. Od holu oddziela ją piękny bufet z wysokimi, drewnianymi hokerami. Są tutaj jeszcze dwie pary rozsuwanych drzwi do jakichś pomieszczeń i długi korytarz obok schodów, gdzie dostrzegam co najmniej trzy parydrzwi.

– Prawie. Dom z zewnątrz jest cały monitorowany, a wewnątrz wszystkie pomieszczenia oprócz naszej sypialni i gabinetu. To dlabezpieczeństwa.

Naszej sypialni? Raczej nie mam zamiaru z nim spać w jednymłóżku…

– Gdzie będę spała? – pytam, żeby od razu wyjaśnić tę kwestię, kiedy ruszamy schodami w górę. Niesie mnie jakbym nic nie ważyła. Czy on się w ogóle kiedyśmęczy?

– W sypialni. Powinnaś czuć się tam swobodnie, odpoczywać. Jest tam osobna łazienka, telewizor, balkon. Ja zajmę pokój gościnny – oświadcza, zerkając na mnie jasnoniebieskimi oczami. Zaczynam lubić to wyrazistespojrzenie.

– Znowu mi się przyglądasz – dodaje z uśmiechem, odsłaniając idealnie równe, białe zęby. Uśmiech także mapiękny.

– Po prostu patrzę, co skłoniło mnie, że wzięłam ślub w wieku dziewiętnastu lat. Wziąłeś mnie na ładne oczy, czy co? – mówię szczerze, ale obracam to trochę wżart.

Maks kładzie mnie na naprawdę dużym łóżku z metalowym zdobionym zagłówkiem. Pasuje idealnie do wnętrza tej ogromnejsypialni.

– Pewnie wkrótce się przekonasz. – Nachyla się bardzo blisko, układając poduszki za moimi plecami. Opieram się delikatnie, bo prawie każdy ruch sprawia miból.

– Czyli nie mogę liczyć na podpowiedź? – odpowiadampytaniem.

– Tego nie da się opisać słowami. To trzeba poczuć – szepcze cicho tuż przy moim uchu. Pociąga mnie sposób, w jaki o tym mówi, wzbudza ciekawość, działa na mojezmysły.

Wpatruję się w niego jak zahipnotyzowana. Nos mam tuż przy jego gładkiej skórze i szorstkim zaroście. Przygryzam wargę i chcę coś powiedzieć, ale jego bliskość sprawia, że gubięwątek.

– Przyniosę obiad – oznajmia i odsuwa się ode mnie, przerywając to dziwnenapięcie.

– I tabletki, proszę – dodaję.

– Pamiętam. Może później obejrzymy coś razem? – Wstaje i kieruje wzrok w stronę dużego telewizora zawieszonego nad ciemnąkomodą.

Kiwam głową i Maks po chwili wychodzi. Rozglądam się po jasnym pomieszczeniu i wachluję dłonią twarz, bo zrobiło mi się naprawdę gorąco. Mój pobyt tutaj zaczyna sięintrygująco.

*

Po kilku dniach w tym domu nadal trochę zapominam, co gdzie jest. Większość czasu spędzam, leżąc w sypialni. Dużo rozmawiamy z Maksem, oglądamy filmy, wygłupiamy się, czasami nawet trzymamy za ręce. Na szczęście ból wreszcie ustępuje, pozostają tylko siniaki. Kończę relaksujący prysznic i czuję się jak nowo narodzona. Czysta, wydepilowana, pachnąca. Jest już późno, ale może jeszcze się ubiorę i pospaceruję po ogrodzie. Dobrze jest odzyskać energię. Przynajmniej towróciło.

Osuszam ciemne włosy i wycieram się niewielkim ręcznikiem. Udaje mi się go owinąć wokół piersi, ale ledwo zakrywa tyłek. W tym pokoju podobno nie ma kamer, chociaż ktowie.

Wychodzę z zaparowanej łazienki i idę prosto do szafy. Jest otwarta, a kiedy jej drzwi się zamykają, tuż przede mną stoi Maks. W samych białych bokserkach. Jego sylwetka jest… niesamowita. Wyrzeźbione mięśnie brzucha, silne ramiona; mogę się domyślać jak twarda jest ta klatka piersiowa. Maks znalazł się tak blisko, że czuję zapach jego żelu pod prysznic i przestaję logiczniemyśleć.

– Co tutaj robisz? – pytam go. Widzę, że stara się nie patrzeć na mnie. Wzrok ma utkwiony w moich błądzących po jego ciele oczach. Zaciska mocno szczękę, a mięśnie jego twarzy delikatniepulsują.

– Wszedłem po swoje rzeczy. Pukałem, ale nie odpowiadałaś – mówi i jednak zerka w dół. Teraz mam okazję, by w całości zobaczyć jego tatuaże, są imponujące. Od łokcia prawej ręki biegną na szerokie ramię, aż do klatki piersiowej. I między nimi zauważam wplecione swoje imię. Amelia. Tuż pod obojczykiem. Pod zgięciem łokcia dostrzegam tylko trzy rządki cyferek. Dzień, w którym się poznaliśmy, data ślubu i jakaś inna data pomiędzynimi.

– Cholera, Ami, nie chodź tak po domu! – mówi wreszcie podniesionym tonem i odwraca się w stronę wyjścia. Patrzę na jego umięśnione, szerokie plecy, które tworzą piękny, odwrócony trójkąt. To zdecydowanie moja ulubiona część męskiego ciała. Ach, i te jędrne, męskie pośladki, odznaczające się pod cienkimmateriałem.

– Już chyba wiem czemu się w tobie zakochałam – mówię zahipnotyzowana widokiem tego ideałumęskości.

W jednej chwili znajduje się znowu tuż przede mną i przyciąga mnie do siebie, a jego usta lądują na moich wargach. Wsuwa mi dłoń we włosy i jednocześnie mocno obejmuje w talii. Odwzajemniam ten żarliwy pocałunek niemal natychmiast, a w moim wnętrzu wybucha długo tłumione pożądanie. Czuję na brzuchu jego twardą reakcję i mimowolnie jęczę cicho. Intensywności doznań mnieoszołamia.

Maks przerywa pocałunek i patrzy na mnie iskrzącym wzrokiem. Jego oddech jest szybki i płytki, wiem, że mnie pragnie. Podniecenie bierze górę i niewiele myśląc, całuję go zachłannie. Jest ode sporo wyższy, wiec wspinam się na palcach i zaciskam dłoń na jego karku; mój ręcznik opada na drewnianą podłogę. Nasze języki poruszają się tym samym rytmie i kolejny jęk rozkoszy wymyka się z moich ust. Maks unosi mnie, a ja natychmiast oplatam nogami jego biodra. Kładzie nas na łóżku i na chwilę zawisa nade mną. Opiera czoło o moje, jego oczy są zamknięte, jakby delektował się tym momentem, po czym zostawia delikatne pocałunki za moimuchem.

– Nie przestawaj – proszę, a on w odpowiedzi uśmiecha się seksownie, patrząc na moją zarumienionątwarz.

– Jak możesz być taka piękna? To grzech – mówi i po chwili jego język ląduje wprost w mojej mokrej od podnieceniacipce.

– Maks – jęczę i wplatam dłoń w jego krótkie włosy. Liże mnie intensywnie, po czym zatrzymuje się na wzgórku. Masuje go delikatnie, a ja mocniej wypycham biodra, pragnąc tychpieszczot.

Jęczę głośno, kiedy wchodzi w moją wąską szparkęjęzykiem.

– Moja słodka muszelka, tylko moja – dyszy, a ja czuję, że zaraz dojdę, jeśli się niezamknie.

– Cicho bądź, bo dojdę, zanim we mnie wejdziesz – proszę. Maks śmieje się, ale jego usta posłusznie wędrują na moje błagające o dotyk piersi. Masuje dłońmi ich pełne kształty, ssie i przygryza sutki, torturuje mnie swoimi sztuczkami. To jakiś cholerny magik. Napieram cipką na jego twardego, nagiego penisa, nie wiem nawet, kiedy pozbył siębokserek.

– Chcę cię poczuć w środku – mówię, bo zaraz oszaleję. Maks najpierw namiętnie mnie całuje. W jego ustach czuję lekko kwaskowy smak mojego podniecenia, a to niemal przesądza o moim galopującymfiniszu.

– Czekałem na tę chwilę! – Wchodzi we mnie jednym, głębokim pchnięciem i kiedy tylko zaczyna się poruszać, głośno krzyczę, dochodząc i wbijając mu paznokcieplecy.

Chwilę zajmuje mi powrót do rzeczywistości, ale on daje mi tylko kilka sekund i znowu zaczyna się we mnie powoli poruszać. I jest mi tak dobrze, że znowu szukam wargami jegoust.

– Jeszcze raz? – pyta międzypocałunkami.

– Mhm – mruczę lekkozawstydzona.

– Tak myślałem. – Czuję jego uśmiech na swoichwargach.

– Chyba słyszało mnie cale osiedle – mówię cicho, znowu przerywającpocałunek.

– Niech mizazdroszczą.

– Zaraz będą ci zazdrościli jeszcze raz – odpowiadam ze śmiechem, a on porusza się we mnie szybciej i mocniej. Dyszę i jęczę z rozkoszy, a jego usta ponownie nacierają namoje.

*

Budzę się rano sama w dużym łóżku. Zaczynam się zastanawiać, czy to nie był tylko sen. No dobrze, to na pewno mi się nie śniło. Leżę pod kołdrą całkiem naga, a na podłodze nadal spoczywa biały ręcznik. Idę wziąć prysznic, ale kiedy wchodzę do łazienki mimowolnie spoglądam w ogromne lustro. Zajmuje całą ścianę nad dwiema umywalkami. Moją uwagę przyciągają czerwone i spuchnięte usta. Dotykam ich i smaruję delikatniekremem.

Po pół godzinie schodzę już ubrana z gotowym lekkimmakijażem.

Niebieskie jeansy są na mnie troszkę za luźne, za to nie przeszkadza mi, że biały T-shirt jest za duży. Maks pewnie gdzieś wyszedł, zjem śniadanie i pomyślę, co dziś robić. Jak odzyskać wspomnienia? Chociaż jeśli wczorajsza noc mi w tym nie pomogła, to nie wiem, czy cokolwiekzadziała.

Zmierzam zamyślona do dużej kuchni i nagle zza białych szafek wyłania się kobieta z dużym nożem w dłoni. Krzyczę przerażona i za moimi plecami pojawia się Maks. Sama nie wiem, dlaczego z moich oczu płynąłzy.

– Kochanie… Nic ci nie jest? – mówi i przytula mnie do siebie. Na ciemnym swetrze czuję zapach jegoperfum.

– Nie – mówię, nadal kurczowo ściskając jego pulower w dłoniach. – Po prostu nikogo się tu niespodziewałam.

– To pani Michalina. Pracuje unas.

Kobieta o kruczoczarnych, spiętych w kok włosach patrzy na mnie ze zdziwieniem. Ma na oko trzydzieści kilka, może czterdzieści lat. Ciemną sukienkę osłania fartuszek dogotowania.

– Lepiej się już pani czuje? – pytamnie.

– Tak. Dziękuję – mówię szybko, żeby nie wyszłoniemiło.

– Zjemy w salonie – oznajmia Maks, ale właśnie ktoś dzwoni dodrzwi.

– Już otwieram – woła Michalina. Podążamy w tym samym kierunku i kiedy skręcam do salonu widzę w drzwiach jakąś kobietę. Ma bardzo jasne, blond włosy do ramion, bladą cerę i mocno wystające kościpoliczkowe.

– Panie Czarnyk, dopana.

– Zaraz wracam – mówi do mnie Maks i znika za frontowymi drzwiami. Nie zaprosi gościa do środka? Może ja też wyjdę się przewietrzyć, pogoda wydaje się nienajgorsza.

W salonie otwieram drzwi balkonowe i wychodzę na zabudowany taras. Idę do balustrady, ale przystaję za ścianą, bo zauważam z boku Maksa z tąkobietą.

– Nie przychodź więcej pod mój dom! – mówi i mocno zaciska dłoń na jejramieniu.

– Porozmawiaj ze mną! To takwiele?!

– Zamknij się. Przyjadę na dniach i tak miałem zamiar to zrobić. A terazznikaj.

– Będę czekać – odpowiada kobieta i odchodzi w stronę furtki. Moją uwagę przyciągają eleganckie szpilki na cienkich, wysokich obcasach. Szybko wracam do środka, zamykam za sobą drzwi i siadam na jednym z dużych, nowoczesnych krzeseł przystole.

Po chwili wchodzi Maks i