Skandal w księstwie O***. A Scandal in Bohemia - Arthur Conan Doyle - ebook

Skandal w księstwie O***. A Scandal in Bohemia ebook

Arthur Conan Doyle

5,0

Opis

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition.

Akcja rozpoczyna się w domu przy Baker Street, gdzie Sherlock Holmes przyjmuje nowego klienta – jest nim dziedziczny król Czech, Wilhelm Gottsreich Sigismond von Ormstein. Oświadcza, iż jakiś czas temu miał on przelotny romans z pewną piękną i jednocześnie bardzo przebiegłą kobietą, Ireną Adler, urodzoną w New Jersey primadonną Opery Warszawskiej. Kobieta uznała ich związek za poważny i sądziła, że wezmą ślub. Jednak Irena nie mogła być królową, ponieważ nie wywodziła się z rodziny arystokratycznej. Gdy ona i król rozstali się, zaczęła grozić byłemu kochankowi, że wyśle ich wspólne zdjęcie fotograficzne w dniu zaręczyn jego przyszłej żonie, pochodzącej ze skandynawskiej rodziny królewskiej. W obawie przed skandalem władca, obiecując nagrodę, prosi Holmesa o odnalezienie zdjęcia i wykradzenie go Adler. Wcześniej wiele razy już przeszukiwano jej dom, jednak fotografii nie znaleziono. (Za Wikipedią).

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 78

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

Arthur Conan Doyle

 

Skandal w księstwie O***

A Scandal in Bohemia

 

 

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej.

A dual Polish-English language edition.

 

przekład anonimowy 

 

 

Armoryka

Sandomierz

 

 

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Sidney Edward Paget (1860-1908), Ilustracja opowiadania A.C.Doyle’a A Scandal in Bohemia (1891), licencjapublic domain, źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:A_Scandal_in_Bohemia-08.jpg

 

Tekst polski według edycji z roku 1907.

Tekst angielski z roku 1891.

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7950-625-5 

 

 

 

Skandal w księstwie O***

I.

Niedawno ożeniłem się i z tego powodu w ostatnich czasach przestałem widywać się z moim starym przyjacielem, Szerlokiem Holmesem. Domowe moje szczęście i prywatne interesa wypełniały mi całkowicie czas, jak to się zawsze zdarza, kiedy ktoś przechodzi zwrotny punkt w życiu i zakłada własne domowe ognisko. Szerlok Holmes, przeciwnie, trwał w swem zamiłowaniu do cygańskiego życia i różnych awantur, unikając towarzyskich stosunków.

Mieszkał wciąż jeszcze na dawnem miejscu, przy Bakerstreet i o ile nie miał zawodowego zajęcia, zagrzebywał się w swoich książkach, przechodząc od kokainy do ambicyi, usypiając sztucznie swe nerwy za pomocą pierwszego z tych środków i budząc je znów drugim do energicznej akcyi.

Pracował też wciąż nad swojem studyum przeróżnych zbrodni i typów zbrodniarzy, poświęcając ustawicznie swe pierwszorzędne zdolności, wrodzony dar bystrej obserwacyi i niezmordowaną energię na zdobycie kluczy do różnych tajemnic, o odkrycie których daremnie się kusiła policya.

Od czasu do czasu echa jego niestrudzonej działalności wpadały i w moje zacisze — poza tem jednak, w owym czasie nie wiedziałem o nim nic więcej nad to, o czem dowiadywali się wszyscy czytelnicy gazet.

Pewnego wieczoru — było to 20 marca 1898 r. — wypadło mi w powrocie z konsultacyi (zajmowałem się bowiem znowu zawodową prywatną praktyką) przechodzić przez Bakerstreet. Kiedy zbliżyłem się do drzwi tak dobrze znanego mi domu, ogarnęła mnie nieprzeparta chęć odwiedzić Holmesa i dowiedzieć się, jakiej znów tajemniczej, czy zagmatwanej historyi oddaje w tej chwili swoje siły. Jego mieszkanie rzęsiście było oświetlone, a na szybach okna dostrzegłem kilka razy cień jego wysokiej, chudej postaci. Z głową opuszczoną na piersi, założywszy ręce z tyłu, przebiegał pokoje szybkim nerwowym krokiem w zamyśleniu głębokiem.

Zbyt dobrze znałem przyzwyczajenia i nastroje jego, by odrazu nie domyślić się, że mózg jego zaciekle nad czemś w tej chwili pracował. Widocznie wyrwał się z wypoczynku, jaki sztucznemi sposobami dał swoim nerwom, i śledził znowu jakąś zagadkę.

Pociągnąłem za dzwonek i za moment znalazłem się znów w tym samym pokoju, który z nim niegdyś dzieliłem.

Sposobu, w jaki przyjął mnie Szerlok, nie można właściwie nazwać zbyt serdecznym, a jednak poznałem odrazu, że ucieszył się z mego przybycia. Rzadko zresztą okazywał on swe uczucia. Przemówił do mnie zaledwie parę słów, ale uścisnął silnie mą dłoń i z przyjaznym uśmiechem zmusił mnie, bym zasiadł w najwygodniejszym fotelu. Potem postawił obok mnie pudełko z cygarami i wskazał stojącą w rogu pokoju szafkę, w której zawsze było parę butelek dobrego wina i parę flakonów wykwintnych likierów, a stanąwszy wreszcie przed ogniem, który się na kominku palił, począł mi się badawczo przyglądać.

— Małżeństwo ci służy, Watsonie — rzekł po chwili — zdaje mi się, że musiałeś zyskać na wadze, tak z pół-ósma funta, odkąd cię widziałem.

— Przybyło mnie siedem funtów — odparłem.

— Istotnie? zdawało mi się, że trochę więcej, tylko odrobinę zresztą. I praktykujesz znów jak uważam? nie wspominałeś mi wcale, że masz zamiar znowu wejść w jarzmo.

— Zkadże wiesz o tem?

— Patrzę na ciebie i wyciągam wnioski. Wiem także, iż niedawno chodziłeś po mieście podczas wielkiej słoty i że masz bardzo niedbałą i leniwą służącą.

— Mój kochany Holmesie — rzekłem — przestań już, proszę cię. Gdybyś tak żył o parę stuleci przedtem, spalonoby cię na stosie. Istotnie zeszłego czwartku odbyłem wycieczkę na wieś podczas okropnej słoty i wróciłem do domu cały zmoczony i zabłocony. Nie wyobrażam sobie jednak, jakim sposobem możesz o tem wiedzieć, bo natychmiast zmieniłem ubranie. A co do naszej służącej, to jest ona istotnie bardzo niedbałą, moja żona wymówiła jej już służbę nawet, ale skąd do licha możesz o tem wiedzieć?

Szerlok zaśmiał się cicho i zatarł z zadowoleniem swe nerwowe i ważkie ręce.

— Przecież to takie proste! rzekł — widzę doskonale, że na wewnętrznej stronie twego lewego trzewika, która właśnie wystawioną jest ku światłu w tej chwili, skóra jest sześć razy w jednem miejscu, nad podeszwą nacięta. Mógł to zrobić tylko ktoś, kto bardzo nieuważnie zeskrobywał błoto jakiemś ostrem narzędziem z brzegów podeszwy. I ztąd mój podwójny wniosek: że się musiałeś bardzo zabłocić, wychodząc w niepogodę, i że masz obecnie w służbie szczególnie niedbały, niezręczny i krajowy okaz londyńskiej pokojówki. Co zaś do twojej praktyki, to doprawdy musiałbym mieć bardzo słabą głowę, gdybym w jegomości, pachnącym jodoformem, mającym plamkę od lapisu na wskazującym palcu prawej ręki, którego kieszeń na piersiach wyraźnie wskazuje na ukryty tam stetoskop, nie poznał odrazu praktykującego lekarza!

Uśmiechnąłem się, słysząc tę zdumiewającą szybkość i swobodę wnioskowania. — Skoro słyszę jak rozumujesz — rzekłem — wydaje mi się to bardzo prostem i sądzę, że i ja to potrafiłbym czynić. A jednak dowody twej bystrej obserwacyi wprawiają mnie zawsze w zdumienie, kiedy je tak rozwijasz przedemną. A przecież mam wzrok równie dobry, jak ty!

— Tak! rzekł, zapalając papierosa, poczem siadł na fotelu — widzisz dobrze, ale nie obserwujesz. Różnica jasna. Widziałeś np. wiele razy zapewne schody kamienne, które prowadzą od progu domu aż do tego pokoju?

— No tak! bardzo wiele razy!

— Naprzykład? powiedz cyfrą?

— No, myślę, że widziałem je kilkaset razy z pewnością!

— Zatem będziesz mi mógł zapewne powiedzieć, ile też na nich, jest stopni?

— Ile stopni? Nie mam pojęcia, ile!

— Widzisz więc, że patrzyłeś na nie, ale nie obserwowałeś ich. A ja wiem zupełnie dokładnie, że jest siedemnaście tych stopni, bo patrząc, policzyłem je — uczyniłem na nich obserwacyę. Ale à propos. Wiem, że interesowały cię zawsze moje różne kryminalistyczne awantury i zdarzenia — opisałeś nawet niektóre z nich — więc przypuszczam, że prawdopodobnie zajmie cię i to! z temi słowy podał mi arkusik różowego, grubego, listowego papieru, leżący na stole — odebrałem to właśnie ostatnią pocztą, przeczytaj!

List, który mi podał, nie miał ani podpisu, ani też daty i brzmiał.ː

„Pewien pan, który pragnie pomówić z panem Holmesem w bardzo ważnej sprawie, odwiedzi Go dzisiaj o trzy kwadranse na ósmą. Usługi, jakie pan Szerlok Holmes oddał niedawno jednemu z eurepejskich panujących domów starczą mi za dowód, że można Mu powierzyć sprawy największej wagi i dyskrecyi. Jest to zresztą ogólne zdanie. Proszę więc Pana Holmesa, by zechciał być w domu o powyżej wskazanej godzinie i by nie brał za złe swemu zapowiedzianemu gościowi, że przybędzie on w masce na twarzy“.

— Za tem kryje się jakaś tajemnica! zauważyłem — czyś już co odkrył?

— Nie utrwaliłem sobie jeszcze żadnych punktów wychodnich co do tej sprawy. A sądzę, że największym błędem jest rozumować bez tego. Dochodzi się do wniosków fałszywych, zaczynając od rezultatu do przyczyn. Ale cóż ty myślisz o tym liście?

Przyjrzałem się dokładnie pismu i papierowi.

— Zdaje mi się, że ten, co to pisał, jest człowiekiem w dostatku — rzekłem, usiłując naśladować sposób wnioskowania mego przyjaciela — papier ten jest kosztowny, szczególnie gruby i sztywny.

— Uwaga zupełnie słuszna — rzekł Holmes — w każdym razie nie jest to fabrykat angielski. Spojrzyj nań do światła.

Spojrzałem i zobaczyłem na papierze znaki wodne; wielkie E i C, a z prawej strony odcisk jakiegoś nieznanego mi herbu.

— No? cóż sądzisz o tem? pytał Szerlok

— Z lewej strony są inicyały fabrykanta.

— Tak, ale z prawej?

— Jakiś herb jako marka fabryczna. Nie znam zresztą tego herbu.

— Dzięki memu zamiłowaniu do heraldyki mogę ci to wyjaśnić — rzekł Holmes — jest to herb księstwa O***.

— A więc fabrykant jest może dostawcą dworu?

— Tak jest. Ale ten list pisał Niemiec. Czy nie uderzyło cię nic w jego stylu? Francuz ani Rosyanin nie byłby nigdy pisał w ten sposób, tylko Niemcy potrafią być tacy mało uprzejmi w stosunku do ludzi, od których czegoś żądają. No cóż na to powiesz?

Zaśmiał się, oczy mu błysły i wypuścił wielki błękitny kłąb dymu.

— Teraz musimy jeszcze wyświetlić, czego chce ten Niemiec, który pisze na takim oryginalnym papierze i obiecuje przyjść w masce. Jeżeli się nie mylę, to idzie on właśnie odsłonić tę tajemnicę!

Z ulicy doleciał moich uszu istotnie odgłos uderzeń końskich kopyt o bruk i turkot kół przed domem, a w tej chwili energicznie zadzwoniono do drzwi.

— Holmes gwizdnął zcicha.

— Ho, ho! to tak tętni jak parokonny zaprząg! rzekł i wyjrzał oknem. Tak, tak — mówił — ładny Brougham i para pysznych koni, każdy wart najmniej po sto pięćdziesiąt gwinei. No Watsonie, sądzę, że gdyby nawet nic szczególnego nie było w tej sprawie, to jednak pachnie ona pieniędzmi.

— A ja myślę, że uczynię teraz dobrze odchodząc! rzekłem powtarzając.

— Nawet nie myśl o tem, proszę cię doktorze! cóżbym począł bez ciebie? a zresztą ta historya obiecuje być zajmującą, dlaczegóż więc miałaby twoją ciekawość ominąć?

— Ale co powie twój klijent.

— Z nim nie rób sobie żadnych skrupułów! Może istotnie będziemy obaj potrzebować twojej pomocy. On już idzie. Siadaj więc napowrót w fotelu i uważaj!

Ciężki, powolny krok, który słychać było ze schodów i z kurytarza, zatrzymał się nagle przed drzwiami. W tej chwili zapukano silnie.

— Proszę wejść! rzekł Holmes.

Wszedł do pokoju mężczyzna wzrostu przynajmniej sześciu stóp i sześciu cali, o torsie i członkach herkulesowych. Suknie jego były bogate ale smaku w ubraniu nie przyznałby mu żaden wykwintny Anglik. Miał na sobie rodzaj krótkiego do kolan paltota, zapinanego na dwa rzędy i zdobnego z przodu szmuklerską robotą, którego kołnierz, rękawy, a nawet dolna krawędź zdobna była szerokimi wyłogami karakułowemi. Na wierzchu miał narzucony ciemno-niebieski płaszcz, podbity purpurowym atłasem i spięty wielkim berylem pod szyją. Ciemne spodnie, wpuszczone w dochodzące do połowy łydki cholewy, bogato futrem obłożonych butów, dopełniały tego dziwne go i obcego stroju. W ręku miał kapelusz o szerokich kresach a czarna maska, która okrywała mu górną połowę twarzy, musiała być włożoną dopiero w ostatniej chwili, bo jeszcze ją wchodząc poprawiał. Wyglądał z pod niej dół twarzy o wysuniętej grubej wardze dolnej i energicznym długim i prostym podbródku, znamionującym determinacyę lub upór.

— Czy pan otrzymał mój list? zapytał głosem głębokim i ostrym o wyraźnym niemieckim akcencie — uprzedziłem pana o mojej wizycie — mówiąc to, spoglądał na nas kolejno.

— Proszę, niech pan zechce usiąść — rzekł Holmes — oto mój przyjaciel i kolega, dr. Watson, który jest tak łaskaw, że pomaga mi w niektórych trudnych przedsięwzięciach. Z kimże mam zaszczyt...?

— Może mnie