Seksbomby PRL-u - Krzysztof Tomasik - ebook + książka

Seksbomby PRL-u ebook

Krzysztof Tomasik

3,5

Opis

Opowieści o aktorkach, które rozpalały żądze Polaków – Kalinie Jędrusik, Barbarze Brylskiej, Katarzynie Figurze, Grażynie Szapołowskiej i Beacie Tyszkiewicz – ilustrują niezwykle ciekawe zdjęcia i dokumenty świetnie obrazujące epokę. „Ten wybór nie wyczerpuje zagadnienia – tłumaczy we wstępie autor książki Krzysztof Tomasik. – Początkowo wytypowałem dziesięć aktorek, ale szybko okazało się, że temat jest zbyt rozległy, a życiorysy pań zbyt fascynujące, by można je było zmieścić w jednym tomie. Potrzebna była selekcja, zrobiona przeze mnie arbitralnie, bo przecież możliwy byłby inny zestaw. Ten ostateczny jest chyba zrozumiały – Jędrusik, Tyszkiewicz, Brylska, Szapołowska i Figura to naprawdę ważne nazwiska, królowe ekranu przez kilkadziesiąt lat. Każda z nich wykreowała inny typ bohaterki, ale wszystkie stały się obiektami masowej wyobraźni, przede wszystkim odtwórczyniami ról kobiet skoncentrowanych na miłości i seksie.

Przy okazji omawiania ich historii chciałem opowiedzieć o funkcjonowaniu erotyki w PRL-u, zastanowić się nad istniejącym wówczas systemem gwiazd kina, ale też przyjrzeć się przemianie ustrojowej po 1989 roku i temu, jak wpłynęła na życie i karierę moich bohaterek.

(…) Dlaczego PRL? Powodów było wiele, ale zdecydował fakt, że to niesamowicie ciekawa, zamknięta już epoka, która wciąż nie została dobrze zbadana i opisana. Także w aspekcie filmowym, a przecież był to czas, gdy polskie kino miało kilka okresów niebywałego rozkwitu. Dziś też funkcjonuje w przestrzeni publicznej określenie seksbomba, niemniej przestało odnosić się do aktorek, bo kino nie kreuje już symboli seksu. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych mogło się wydawać, że pojawiły się następczynie bohaterek tej książki, ale z dużego ekranu zniknęły dość szybko”.

Ta książka to dla jednych (starszych) czytelników podróż do czasów młodości, do wspomnień… Dla młodszych zaś – niezwkły sposób na zapoznanie się z niezwykle ciekawym zjawiskiem przebijania się seksu na ekrany i dobrze napisaną częścią historii polskiego kina – w niezwykle atrakcyjnej formie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 443

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (70 ocen)
14
24
16
12
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ANN000

Nie polecam

Zbyt krótkie historie kilku gwiazd, nic nowego, nic ciekawego. Bardziej wstęp do biografii.
10
aga4343

Z braku laku…

Średnie.
00
mkostuch

Nie polecam

Nuda
00

Popularność




Copyright © by Krzysztof Tomasik

Copyright

WSTĘP  

NA POCZĄTKU BYŁO RODZEŃSTWO

Marilyn Monroe, Brigitte Bardot, Sophia Loren, Claudia Cardinale, Gina Lollobrigida i... Kalina Jędrusik. Trochę nas jest (śmiech). Kiedyś pewien reżyser powiedział mi: „Gdybyś żyła w latach sześćdziesiątych, byłabyś największą gwiazdą kina”. Seksbomba to fantastyczne pojęcie, ale właś­nie z lat sześćdziesiątych. Dziś już mocno wyświechtane i zdewaluowane, wręcz staroświeckie.[1]

Katarzyna Figura

Kino potrzebuje gwiazd, podobnie publiczność. Nawet w najgorszych, najbiedniejszych czasach. Już pierwszy film powojenny Zakazane piosenki Leonarda Buczkowskiego (1946) wylansował parę ulubieńców – Danutę Szaflarską i Jerzego Duszyńskiego. To bardzo znaczący przykład, bo główni bohaterowie (Halina i Roman) zostali zapamiętani jako kochankowie, chociaż grali... rodzeństwo. W Zakazanych piosenkach właściwie nie ma wątku miłosnego; Ryszard (Jan Świderski), narzeczony Haliny, szybko ginie, o istnieniu ukochanej Romana nic nie wiemy. Romans był jednak widzom tak bardzo potrzebny, że zobaczono go nawet tam, gdzie go nie było. Bohaterowie filmu idealnie nadawali się do roli zakochanych, więc nimi zostali, tak zadecydowała publiczność. Realizatorzy skapitulowali i dwa lata później zaprezentowano pierwszą powojenną komedię Skarb, również wyreżyserowaną przez Buczkowskiego, w której Szaflarska i Duszyński grali młode małżeństwo.

Przełom lat czterdziestych i pięćdziesiątych nie był jednak dobrym czasem dla wzbudzających uwielbienie widzów amantów i amantek, utożsamianych ze swoimi rolami. Pismo „Film” zaczęło się ukazywać już w 1946 roku (na okładce pierwszego numeru widniała oczywiście Danuta Szaflarska), ale dział kontaktów z czytelnikami nie był nastawiony na lansowanie gwiazd polskiego kina; 1 sierpnia 1947 roku zbiorczo poinformowano wszystkich zainteresowanych życiem prywatnym bóstw rodzimego ekranu: „Z braku miejsca nie odpowiadamy na żadne pytania nieistotne w rodzaju: ile Duszyński ma lat, czy Żabczyński jest żonaty i gdzie mieszka itd. Nadsyłanie tego rodzaju pytań, jak i znaczków na odpowiedź, jest bezcelowe”[2]. Przy takiej polityce redakcyjnej jedynego pisma filmowego nie można było marzyć o pojawieniu się symboli seksu. Tym bardziej nie sprzyjały im powstające filmy nastawione na promowanie moralności socjalistycznej, która – jeśli chodzi o erotykę – była bardzo bliska nauczania Kościoła katolickiego.

Nadeszły jednak lata pięćdziesiąte, a wraz z nimi całe zastępy światowych gwiazd filmowych, podziwianych i pożądanych, będących takimi „bombami seksu”, że wymyślono dla nich nowe słowo – „seksbomba”. We Włoszech były to Gina Lollobrigida i Sophia Loren, w USA – Marilyn Monroe, Jayne Mansfield i Elizabeth Taylor, we Francji – Brigitte Bardot, w Anglii – Diana Dors, ze Szwecji na podbój świata wyruszyła Anita Ekberg. Liczyło się przede wszystkim bujne ciało, czyli wymiary; u Ekberg wynosiły 100 cm w biuście, 63 cm w talii i 95 cm w biodrach. Kluczowym wyznacznikiem kobiecości i pożądania stały się piersi. Oczywiście im większe, tym lepiej. „Wojna na biusty” toczyła się zresztą nie tylko między Europą a Ameryką, konkurowały nawet reprezentantki jednego kraju, jak Włoszki Loren i Lollobrigida. Piersi zyskały status towaru i elementu kultury masowej. Długo nie mogły zostać obnażone (w purytańskich Stanach Zjednoczonych wciąż obowiązywał restrykcyjny Kodeks Haysa), ale miały być eksponowane przez dekolty i wylewać się z nich, choć nigdy do końca. Z czasem dostrzeżono kolejne części ciała; w wypadku Monroe najważniejsza okazała się pupa, a zwłaszcza sposób poruszania nią. Zauważono, że entrée Marilyn polega nie na wejściu, tylko na wyjściu. Krążyły opowieści, że aktorka związywała sobie kolana, by wypracować specyficzny sposób chodzenia, który szczególnie seksownie prezentował się, gdy oglądano ją od tyłu.

Fenomen seksbomb przeżywał światowy rozkwit, we Francji zaczęło się szaleństwo na punkcie Bardot, gdy w Polsce nastał Październik ’56, a wraz z nim rozluźnił się gorset obyczajowy, dzięki czemu mogła zaistnieć Kalina Jędrusik. Ucieleśnienie seksu, pierwsza polska seksbomba. Tytuł ten powinien brzmieć dumnie, w końcu zapewnił jej miejsce w historii. Oczywiście wiązały się z nim także niebezpieczeństwa, dla prekursorki będącej uosobieniem seksualności brakowało bowiem ról w kinie, nie bardzo potrafiono znaleźć dla niej odpowiednią oprawę. Na szczęście z pomocą przyszła młodsza muza filmu, czyli telewizja. I zaczęło się. Potem pojawiały się kolejne symbole seksu, każda dekada była w stanie wypromować kilka, a nawet kilkanaście nazwisk. Często królowanie jednych jeszcze się nie skończyło, gdy na sceny i ekrany wkraczały następne. Piękne dziewczyny i kobiety, którym kamera dodawała blasku. Prezentowały różne typy urody, nie zawsze dysponowały talentem, czasem miały pecha i znikały szybciej, niż zaistniały.

Polska kinematografia była za słaba, by stworzyć zupełnie odmienny model seksbomby, nasze aktorki stawały się jedynie rodzimymi odpowiednikami światowych gwiazd. To nie przypadek, że zarówno Kalina Jędrusik, jak i Katarzyna Figura były nazywane „polską Marilyn Monroe”. Sama Jędrusik przyznawała się do czerpania inspiracji z Zachodu: „Poznałam Bardotkę osobiście na Lido w Wenecji, podczas Festiwalu Filmowego. Byłam zauroczona, bo kino nie potrafiło pokazać całej barwy jej kobiecości. Wtedy pojawiło się na świecie coś w rodzaju «zamówienia» na dziewczyny takie jak BB. I może w pewnych kręgach w Polsce zaspokajałam te tęsknoty, w innych siałam zgorszenie. Wiele podróżowaliśmy z mężem i ja te wszystkie czary, uroki wielkiego świata wchłaniałam jak gąbka”[3].

Siłą rzeczy także masowa publiczność zerkała przede wszystkim na pierwowzory. Polskie dziewczyny z końca lat pięćdziesiątych i początku sześćdziesiątych podobnie jak ich zachodnie koleżanki naśladowały Bardotkę. Paradoksalnie można w tym zobaczyć siłę polskich gwiazd, które były tak oryginalne, że trudne do podrobienia. Czy można sobie wyobrazić ówczesne nastolatki masowo kreujące się na wyzywającą Jędrusik albo arystokratyczną Tyszkiewicz? Polska specyfika sprawiła, że różnic było więcej. Długo nie realizowano u nas kina stricte komercyjnego, nie było więc erotyzmu schlebiającego najniższym gustom, do szerokiej publiczności trzeba było dotrzeć w inny sposób. W ambitniejszym repertuarze seks był prezentowany bardziej powściągliwie, więc takie musiały być też nasze gwiazdy.

Co poza kształtami łączyło polskie seksbomby z zagranicznymi? Kontrowersje, które wywoływały! Musiało tak się stać, gdyż wszystko, co wiąże się z seksualnością, nie tylko budzi pożądanie i fascynuje, ale też bulwersuje i zachęca do poniżania. Jayne Mansfield nazywano „blondynką kretynką”, Dianę Dors – „panią Biust”, a Anitę Ekberg – „szwedzką górą lodową”. W wypadku Monroe określenie „głupia blondynka” należało do łagodniejszych; reżyser Nunnally Johnson miał ją ocenić bardziej bezpardonowo: „To tylko mała, arogancka wiercidupa, która nauczyła się podtykać ci pod nos seks”[4]. Polskie seksbomby nie mogły liczyć na taryfę ulgową, bo o ile ekranowe dziewczyny w rodzaju Barbary Kwiatkowskiej, Elżbiety Czyżewskiej czy Poli Raksy w większości cieszyły się sympatią, o tyle Kalina Jędrusik miała zaprzysięgłych wielbicieli, ale i wielu wrogów. O tym, że cały czas tak się dzieje, można się przekonać, czytając komentarze na internetowych forach poświęcone Szapołowskiej bądź Figurze, w dużej mierze zapełnione wpisami pełnymi pogardy i niechęci.

Bohaterkami tej książki są Kalina Jędrusik, Beata Tyszkiewicz, Barbara Brylska, Grażyna Szapołowska i Katarzyna Figura. Seksbomby polskiego kina. Ten wybór nie wyczerpuje zagadnienia. Początkowo wytypowałem dziesięć aktorek, ale szybko okazało się, że temat jest zbyt rozległy, a życiorysy pań zbyt fascynujące, by można je było zmieścić w jednym tomie. Potrzebna była selekcja, zrobiona przeze mnie arbitralnie, bo przecież możliwy byłby inny zestaw. Ten ostateczny jest chyba zrozumiały – Jędrusik, Tyszkiewicz, Brylska, Szapołowska i Figura to naprawdę ważne nazwiska, królowe ekranu przez kilkadziesiąt lat. Każda z nich wykreowała inny typ bohaterki, ale wszystkie stały się obiektami masowej wyobraźni, przede wszystkim odtwórczyniami ról kobiet skoncentrowanych na miłości i seksie.

Przy okazji omawiania ich historii chciałem opowiedzieć o funkcjonowaniu erotyki w PRL-u, zastanowić się nad istniejącym wówczas systemem gwiazd kina, ale też przyjrzeć się przemianie ustrojowej po 1989 roku i temu, jak wpłynęła na życie i karierę moich bohaterek. Wszystkie te tematy pojawiają się w kolejnych rozdziałach.

Gdy już wiadomo, o kim będzie mowa, chciałbym się wytłumaczyć z wybranego okresu historycznego. Dlaczego PRL? Powodów było wiele, ale zdecydował fakt, że to niesamowicie ciekawa, zamknięta już epoka, która wciąż nie została dobrze zbadana i opisana. Także w aspekcie filmowym, a przecież był to czas, gdy polskie kino miało kilka okresów niebywałego rozkwitu. Dziś też funkcjonuje w przestrzeni publicznej określenie „seksbomba”, niemniej przestało odnosić się do aktorek, bo kino nie kreuje już symboli seksu. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych mogło się wydawać, że pojawiły się następczynie bohaterek tej książki, ale z dużego ekranu zniknęły dość szybko. Aktywność zawodowa Ewy Gawryluk i Renaty Dancewicz w dużej mierze ogranicza się dziś do grania w telenoweli Na Wspólnej, Ewa Skibińska skupiła się na karierze teatralnej, jest gwiazdą Teatru Polskiego we Wrocławiu, a Magdalena Cielecka realizuje się przede wszystkim w spektaklach Teatru Nowego w Warszawie.

Muszę także wyjaśnić swój sposób podejścia do tematu. Nie spotkałem się z żadną z bohaterek mojej książki, nie rozmawiałem z nimi, nie dowiadywałem się nawet, czy byłoby to możliwe. Uznałem, że ich narracja jest powszechnie znana. Udzieliły setek, może nawet tysięcy wywiadów, niektóre z nich napisały książki, doczekały się licznych wspomnień współpracowników, rodziny i znajomych. Kolejna opowieść, utrwalona wielokrotnym powtarzaniem, nie była mi potrzebna. Nadszedł raczej czas, żeby na poważnie zapoznać się z istniejącymi materiałami. Obejrzeć, przeczytać, porównać, wyciągnąć wnioski. Zobaczyć, w jaki sposób te opowieści się zmieniały, czy wytrzymały próbę czasu, na co kładziono nacisk przy powtórzeniach, a co zostało przemilczane.

Wszystkie swoje bohaterki lubię, lecz starałem się być czujny, a gdy trzeba – krytyczny. Nie cenzurowałem się, bo nie uznaję tematów tabu w pracy biograficznej, ale też moim celem nie było szukanie sensacji ani badanie życia intymnego opisywanych aktorek. Interesował mnie przede wszystkim ich wizerunek publiczny, którego prywatność jest nieodłącznym elementem, niemniej plotki o romansach, dzieciach i dbaniu o urodę nie powinny dominować. Najważniejsza była dla mnie twórczość; wielokrotnie odnosiłem wrażenie, że zajmuję się lądem nieznanym albo co najmniej zapomnianym, także przez same zainteresowane. Mam nadzieję, że chociaż trochę udało mi się go odkryć. I pokazać, jaki jest ciekawy.

KALINA JĘDRUSIK

SEKSBOMBA Z URODZENIA

Kalina Jędrusik była dla mnie nieosiągalną boginką miłości. Na Ziemię obiecaną poszedłem siedemnaście razy tylko dla niej. W srebrnym puzderku trzymam kasetę z jej nagraniami. Nikogo innego tak bardzo nie podziwiałem.[1]

Roman Samsel

W filmie dokumentalnym Nie odchodź... (1992*01), nakręconym przez Tadeusza Pawłowicza krótko po śmierci Kaliny Jędrusik, Agnieszka Osiecka przypieczętowała prekursorstwo swojej przyjaciółki słowami: „Kalina była pierwszą polską seksbombą”. I rzeczywiście, przed nią nie było nikogo takiego, to ona wprowadziła do polskiego życia publicznego pewien wcześ­niej niespotykany model kobiecości. „Ona była urodzoną seksbombą”[2], powie po latach Krystyna Sienkiewicz.

Jędrusik była gwiazdą, a dziś jest legendą. Jedną z niewielu legend PRL-u. Z popularnością i żywotnością mitu Kaliny nie może równać się żadna aktorka z jej pokolenia. Mamy do czynienia z sytuacją precedensową na polskim rynku medialnym, bo gdy zbliżała się dwudziesta rocznica śmierci aktorki, przez kilka miesięcy pojawiały się w kolorowej prasie teksty poświęcone Jędrusik. Redaktorka naczelna „Gali” porównała ją do... Dody: „Dziś to ona jest synonimem skandalu, kobiecej seksualności, swobody w zachowaniu”[3]. Można się zastanawiać, czy był to komplement, czy obelga. Zapewne przede wszystkim świadectwo tego, że współcześni próbują na swój sposób zrozumieć fenomen Kaliny, wytłumaczyć go sobie i innym. Nic dziwnego, w końcu mamy do czynienia z paradoksem – im więcej pisze się o Jędrusik, tym bardziej, jak każdy wielki mit, zostaje ona sprowadzona do zaledwie kilku dobrze rozpoznawalnych haseł. I jak Zbyszek Cybulski to polski James Dean, czarne okulary, Maciek Chełmicki, alkohol i śmierć pod kołami pociągu, tak Kalina jest polską Marilyn Monroe, dekoltem z krzyżykiem, embargiem na jej występy nałożonym przez Władysława Gomułkę (w innej wersji przez jego żonę Zofię), lubieżną Lucy Zuckerową i piosenką Bo we mnie jest seks.

Jednocześnie wraz z upływem czasu kładziony jest nacisk na inne aspekty jej życia, tak było od początku. Zaistniała pod koniec lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku jako młoda zdolna aktoreczka, pani Dygatowa – żona swojego męża, cenionego pisarza Stanisława Dygata. W następnej dekadzie jest już symbolem seksu, gwiazdą Kabaretu Starszych Panów, znaną z ciętego języka i dużych dekoltów. Do tego doszły romanse, małżeństwo otwarte, życie w trójkątach i czworokątach. Szybko zaczęła się rodzić legenda – o zakazie pracy w filmie i telewizji, o Gomułce, który rzucał kapciem, gdy widział ją na ekranie telewizora. W latach osiemdziesiątych była przede wszystkim gwiazdą sprzed lat, z innego świata, sama dbała o to, by ten wizerunek budować. Po śmierci bardzo eksponowano we wspomnieniach jej zaangażowanie w Solidarność, wożenie paczek internowanym, religijność. Dziś jest nazywana barwnym ptakiem w szarym PRL-u, skandalistką wyrastającą ponad przaśną rzeczywistość. Następne pokolenia z pewnością odkryją w jej legendzie także coś dla siebie, bo jakie czasy – taka Kalina.

Przeczekać

Dotąd ukazały się dwie publikacje w całości poświęcone aktorce. W 1994 roku książka Kalina Jędrusik. Muzykalność na życie Piotra Gacka, w której wspomnienia aktorki przeplatane są zdjęciami, wypowiedziami bliskich, cytatami. Szesnaście lat później miała drugie wydanie, z innym tytułem i zmienionym wyborem fotografii. W tym samym czasie pojawiła się też tradycyjna biografia autorstwa Dariusza Michalskiego, opasły tom pełen dokumentów i rozmów, które autor przeprowadzał przez kilka lat z zastępami bliższych i dalszych znajomych, współpracowników i krewnych Kaliny. Michalski za cel postawił sobie osadzenie jej w rodzinnym kręgu, oddaje więc głos przyrodniemu bratu, dwóm siostrzeńcom, pisze o starszej siostrze, rodzicach, genealogii. Sama aktorka powściągliwie wypowiadała się o swoich bliskich. O matce mówiła tylko: „Moja mama lubiła migdałowe cukierki. Była niezwykle muzykalna, ślicznie śpiewała i grała na fortepianie”[4]. Ważniejszy był dla niej ojciec*02, postać bez wątpienia niebanalna, pedagog, senator od 1938 roku, działacz Związku Nauczycielstwa Polskiego, założyciel nowoczesnej szkoły w Gnaszynie pod Częstochową. Jego syn Maciej pisał w 1997 roku: „(...) z górą 70 lat temu Tata zbudował szkołę, w trakcie obchodów rocznicy jej powstania usłyszałem od dawnych uczniów wiele anegdotek związanych z Jego postacią. Jak choćby tę, w której wspomina się boje na końskie bicze, toczone między Ojcem a miejscowym proboszczem o każdą furmankę z materiałami budowlanymi – równocześnie bowiem budowany był kościół. Szkoła powstała wcześniej”[5]. To ojciec miał na każdej darowanej córce książce pisać: „Staraj się robić w życiu to, na co masz ochotę, ale tak, aby nikt z twojego powodu nie płakał”. To on wyrobił jej po wojnie dokumenty, według których była o rok młodsza. Kalina urodziła się 5 lutego 1930 roku w Gnaszynie (wówczas miasteczko pod Częstochową), ale przez wiele lat obowiązywała data 1931*03. Potem wzorem wielkich gwiazd tak zasmakowała w odmładzaniu się na papierze, że próbowała odjąć sobie kolejnych kilka lat, więc funkcjonował jeszcze inny rok jej urodzenia: 1934. Ten jeden figlarny prezent wiele mówi o Jędrusiku, jego ekscentryczności i poczuciu humoru, które odziedziczyła córka.

Po wojnie Henryk utracił prawo nauczania; pisał o tym jego syn: „Został kierownikiem internatu dla młodzieży. I tamtejsi Jego wychowankowie chętnie dzielą się wspomnieniami o niekonwencjonalnych pomysłach wychowawczych. Złapanych w toalecie palaczy wzywał do gabinetu na dywanik i tam (choć sam nie palił) częstował ich camelami ze «zrzutów» UNRRY, ucząc, że właściwym zastosowaniem ubikacji jest co innego. W sobotę wieczorem chłopców przed przepustką obdarowywał prezerwatywami. A były to lata 40.”[6]. Podobne metody wychowawcze miały wpływ także na Kalinę, jej nonszalancję w traktowaniu konwenansów, naturalne podejście do seksualności. To musiało oznaczać problemy w instytucjach takich jak szkoła. I rzeczywiście, jak wspominał w książce Michalskiego jej szkolny kolega Gustaw Gracki, usunięto ją nawet z jednego z liceów: „Kalina została wyrzucona za to, że chodziła bez stanika. Bo pani dyrektor Żakowa zawsze sprawdzała dziewczynom majtki i staniki: czy majtki ciepłe i czy w ogóle noszą staniki (bo powinny). A Kalina chodziła bez, bo miała piękne piersi i stanika nie potrzebowała”[7].

Jak każda gwiazda Jędrusik musiała w licznych wywiadach mówić, kiedy postanowiła zostać aktorką. Czasami ujmowała to tak: „Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ postanowienia tego rodzaju nie rodzą się błyskawicznie. Z powołaniem aktorskim bywa tak jak z miłością. Ani się człowiek spostrzeże, a już zakochany...”[8]. A tymczasem od wczesnego dzieciństwa miała skłonność do tworzenia spektakli z zasłyszanych historii. Świadczy o tym wspomnienie koleżanki siostry Kaliny, pisarki Krystyny Kolińskiej: „Na krótko przed wojną pojechałam na rowerze w odwiedziny do koleżanki – Zosi Jędrusik, mieszkającej w Gnaszynie, odległym od częstochowskiej rogatki o kilka kilometrów. Jej ojciec był tam kierownikiem szkoły powszechnej, a zarazem i senatorem. Państwo Jędrusikowie mieli i drugą, młodszą od Zosi córkę, Kalinę. Gdy zajechałam przed budynek szkoły, gdzie znajdowało się też ich mieszkanie, w ogrodzie po prawej stronie ujrzałam małą postać, owiniętą w białe prześcieradło, która kołyszącym się krokiem snuła się wśród gęsto rosnących tam rumianków i zawodziła zduszonym szeptem:

– Jestem duchem generałowej, zamordowanej w domu księcia.

– Usłyszała niedawno tę historię i teraz odtwarza ziemskie i pozaziemskie życie bohaterów tego strasznego wydarzenia – objaśniała pani Jędrusikowa, wychylając się z okna. – Wciąż zamęcza mnie pytaniami o szczegóły dotyczące generałowej, jej skarbów, zrabowanych szmaragdów, brylantowej kolii. Niech i ciebie, Krysiu, nie wciągnie w te widowiska”[9]. Krysia nie posłuchała matki Kaliny, bo ponad pięćdziesiąt lat później opisała tragiczną historię hrabiny, a przy okazji pierwszy być może aktorski występ przyszłej gwiazdy.

W jednym z wywiadów udzielonych na początku swojej drogi zawodowej Jędrusik mówiła, że ku aktorstwu zaczęła się skłaniać w szkole średniej: „Wtedy co prawda myślałam nie tyle o teatrze, co o operze. Zresztą będąc już studentką, uczyłam się śpiewu, potem jednak teatr pochłonął mnie całkowicie”[10]. Po latach tak tłumaczyła, dlaczego mimo predyspozycji głosowych wybrała aktorstwo: „Przerażała mnie niesamowita dyscyplina, jakiej muszą się podporządkować śpiewacy, którzy od rana do wieczora nie myślą o niczym innym, jak tylko o głosie, gardle i strunach głosowych, o tym, by być sprawnym technicznie. To niesłychanie komplikuje życie, a ja właśnie cenię swoją niezależność”[11]. Samą siebie z okresu studiowania w krakowskiej PWST przedstawiała jako niewinną, nieco egzaltowaną dziewczynę, zapewniała, że nie była duszą towarzystwa. Tak zapewne to zapamiętała, inni widzieli ją inaczej. Z Lucjanem Kydryńskim poznała się podczas egzaminów: „Odprowadzałem kogoś na egzamin wstępny do krakowskiej Szkoły Aktorskiej i wśród zdenerwowanych, przejętych kandydatek na przyszłe gwiazdy krążyła również Ona. Już wtedy trudno było jej nie dostrzec w tłumie. Silny makijaż, rzęsy długości paru centymetrów, niebieska jedwabna bluzka i długa czarna spódnica. Zaczęła rozmowę, rozmawiała zresztą ze wszystkimi, zawsze przecież była szalenie kontaktowa”[12].

Zapomniana Kicia

Na studiach spotkała mnóstwo indywidualności: Zbigniewa Cybulskiego, Bogumiła Kobielę, Konrada Swinarskiego, Leszka Herdegena. „Cieszyłam się, że jestem lubiana przez profesorów i kolegów. Nie pamiętam jedynie koleżanek...”*04, powie po latach w rozmowie z Piotrem Gackiem. Stwierdzenie zaskakujące o tyle, że znajomi z roku wspominają przede wszystkim jej przyjaźń z Alicją Migulanką zwaną Kicią (1932–1990). Aktorka Teatru Wybrzeże Masza Lejman mówiła: „Przyjaźniłam się z Kaliną, choć oczywiście największa zażyłość istniała wtedy między Kaliną a Kicią. Kicia była, można powiedzieć, sługą i podnóżkiem Kaliny. Uwielbiała ją!”[13]. Podobnie widział tę znajomość aktor Jerzy Ernz-Woźniak: „To była przyjaźń niezwykła, ogromna bliskość. (...) Kicia opiekowała się Kaliną już od czasu studiów. Bardzo się o nią troszczyła. Dbała o nią, by ta miała co jeść, robiła jej pranie, zakupy. Bo Kalina to było takie kociątko; kociątko, które przewracało rzęsami”[14]. W przyjaźni obu kobiet musiało być coś wyjątkowego, nadmiarowego, skoro zaczęto plotkować o nich, że tworzą związek miłosny. Gracki stanowczo temu zaprzeczał: „O niej plotkowano bardzo głupio: że jest lesbijką, bo przyjaźniła się z aktorką Kicią Migulanką (obie potem przeniosły się do Gdańska). Bzdura! Ohydna plotka! Panna Migulanka dlatego była Kalinie potrzebna, że jej ojciec był podoficerem II Korpusu i przysyłał córce bogate paczki. A Kalinka pierwsza te paczki przeglądała i wydzielała z nich, co jej było potrzebne. Plotka zrobiła z nich parę lesbijek”[15].

Opowieści znajomych z tamtego okresu bardziej niż związek sugerują jednostronną relację, w której Migulanka była nie tylko zapatrzona w swoją przyjaciółkę, ale także zakochana w niej. Świadczy o tym choćby sposób, w jaki zareagowała na romans Jędrusik z Dygatem; jej zachowanie przypominało raczej rozpacz zdradzonej kochanki niż reakcję koleżanki, o czym mówił Jerzy Ernz-Woźniak: „Gdy Kalina związała się z Dygatem, Kicia przeżyła to boleśnie. Zupełnie się załamała. Wyciągaliśmy ją z dołka długi czas. Mówiliśmy:

– Kicia, idź do łaźni, wykąp się, rozjaśnij włosy, załóż gorset, włóż sukienkę...

I ona, o dziwo, posłuchała!”[16].

Także aktor Ryszard Moskaluk mówił, że bliska znajomość obu pań zakończyła się wraz z poznaniem Dygata, choć przecież romans nie powinien im przeszkadzać: „Wydawać by się mogło, że będzie to przyjaźń aż po grób, ale Kalina poznała Dygata...”[17]. Jednak nawet później Migulanka była gotowa wiele zrobić dla Kaliny. Jak zdradziła aktorka Zofia Mayr, gdy Jędrusik poroniła, w swoim bezgranicznym oddaniu Kicia pocieszała ją i proponowała: „Nie martw się, ja urodzę dla ciebie dziecko, chcesz? Urodzę dla ciebie i dla siebie, jeśli tylko tego zapragniesz”[18]. Pod koniec lat pięćdziesiątych obie przeniosły się do Warszawy, najpierw Kalina, potem Alicja. Nie spotkały się na planie filmowym, były na etatach w różnych teatrach. Migulanka, początkowo szczupła blondynka, szybko zaczęła przybierać na wadze. W kinie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych grała głównie charakterystyczne epizody woźnych, sąsiadek, kucharek, salowych. Najlepszą rolę stworzyła w Nadzorze Wiesława Saniewskiego (1983), w którym była bezwzględną strażniczką więzienną tępo wykonującą rozkazy władczej Kingi (Grażyna Szapołowska). Zmarła przedwcześ­nie; Kalina przeżyła ją niespełna półtora roku. Jedynym potwierdzeniem, że ich przyjaźń przetrwała próbę czasu, są słowa jednego z siostrzeńców Jędrusik, Rafała Szczepańskiego, który o Migulance i jej partnerze życiowym Marku Bałłabanie mówił: „On i Ala byli prawdziwymi przyjaciółmi Kaliny, takimi, co to innym dają mnóstwo, sami o nic nie pytając. Ala to moja matka chrzestna”[19]. W świadectwach innych koleżanka ze szkoły teatralnej nie jest wspominana, nie ma jej także na znanych zdjęciach prywatnych Kaliny z okresu warszawskiego.

A plotki o biseksualizmie Jędrusik będą potem wracać wielokrotnie. Jeszcze w 2013 roku przy okazji premiery przedstawienia Kalina dziennikarz „Przekroju” pytał odtwórczynię głównej roli Katarzynę Figurę, czy w sztuce podjęte są wątki homoseksualne. „Chodzi mi o relacje Kaliny z kobietami, u których miała ponoć wielkie powodzenie”, dopowiedział. Figura odrzekła tylko: „Nie ma tego w naszym przedstawieniu. Ale cały spektakl jest przesiąknięty kobiecą energią”[20].

Najważniejszy

Pojawić się musi pytanie, czy podczas studiów Kalina miała związki z mężczyznami. Kiedy w 1989 roku Piotr Gacek zapytał ją o pierwszą miłość, zaczęła opowiadać o swoim ideale mężczyzny, czyli... ojcu. Potem wspomniała platoniczną fascynację wykładowcą poezji antycznej i wiersza, aktorem Wacławem Nowakowskim: „Piękny, monumentalny głos. Przez cały okres studiów trwałam w tej utajonej euforii. Zdolna byłam do wielkich romantycznych uczuć!”[21]. Gustaw Gracki zapamiętał co innego: „W Krakowie kochał się w niej słynny aktor Jan Kurnakowicz, ale Kalina śmiała się z niego”[22]. Zasugerował też romans z rektorem szkoły plastycznej, u którego mieszkała. Wynajmowanie pokoju skończyło się, gdy „żona rektora, ścieląc łóżko, znalazła w nim szpilki do włosów. Kalina mówiła o tym rektorze: Kiciuś”[23].

Wszystkie te historie znacznie się od siebie różnią, ale łączy je jedno – wspomniani mężczyźni byli znacznie starsi od Jędrusik, na przykład Wacław Nowakowski o ponad czterdzieści lat. Wiele wskazuje na to, że żadna ze znajomości nie miała charakteru seksualnego, skoro w kręgu Kaliny panowało przekonanie, że dość długo była dziewicą. Strażnikiem jej cnoty miał być sam Zbigniew Cybulski, o czym wspominał Kazimierz Kutz, opisując perypetie związane ze zdjęciami próbnymi do Kanału Andrzeja Wajdy (1956): „Zbyszek Cybulski, który kibicował naszej pracy, oświadczył, że jest dziewczyna na Wybrzeżu, która z nim kończyła krakowską szkołę, ale to porządna dziewczyna, jeszcze dziewica i jego przyjaciółka, której nie pozwoli skrzywdzić. Może ją sprowadzić na zdjęcia próbne pod warunkiem, że ją sam przywiezie i odwiezie. I przywiózł Kalinę Jędrusik, on, strażnik jej cnoty, choć Kalina nigdy nie robiła wrażenia, by kiedykolwiek mogła być dziewicą. A jednak była to prawda”[24].

Ten sam Kutz pisał o Dygacie: „Prawdopodobnie był jej pierwszym mężczyzną”[25]. Sama Kalina oczywiście nie poruszała tego aspektu ich znajomości, ale mówiła: „Najważniejszą i najwspanialszą moją pierwszą miłością był mój mąż Stanisław Dygat. Tą miłością żyję do dzisiejszego dnia”[26]. Innym razem tak opisywała ich pierwsze spotkanie: „To była miłość od pierwszego wejrzenia. Spotkaliśmy się przypadkowo, na ulicy Monte Cassino, w Sopocie. Oboje w tym samym momencie obejrzeliśmy się za sobą. Przeszły mnie wtedy takie dziwne dreszcze. Zapamiętałam tego przystojnego, wysportowanego mężczyznę o inteligentnej twarzy. On później mi powiedział, że z nim działo się podobnie. Po kilku dniach zobaczyłam go ponownie w teatrze, gdzie odbywałam staż po studiach. Przedstawiono nas – był to Stanisław Dygat, idol literacki ówczesnej młodzieży. Książki Dygata po czasach socrealizmu były dla mnie niezwykłe. Powiedziałam mu, że na egzamin wstępny do szkoły teatralnej wybrałam właśnie fragment Jeziora Bodeńskiego”[27].

Powyższe wspomnienie to jedna z ostatnich publicznych wypowiedzi Kaliny, udzieliła jej na początku 1991 roku dziennikarce miesięcznika dla kobiet. Mamy tutaj do czynienia z typową idealizacją, Jędrusik przyjęła romantyczną formułę miłości od pierwszego wejrzenia, by opisać historię dwojga ludzi, którzy są sobie przeznaczeni. Cała reszta została podporządkowana temu przekazowi, przemilczane są wszystkie niewygodne treści, na przykład duża różnica wieku (Dygat był starszy o szesnaście lat, a oficjalnie o siedemnaście). Przede wszystkim nie padło ani jedno słowo o tym, że przyszły mąż nie był osobą wolną, gdyż miał żonę, aktorkę Władysławę Nawrocką, i córkę Magdę. No i nie sposób mówić o „idolu literackim ówczesnej młodzieży” po „czasach socrealizmu”, bo gdy się poznali, socrealizm wciąż jeszcze trwał.

Z mężem Stanisławem Dygatem w ich warszawskim mieszkaniu

Trudno ustalić dokładną datę ich spotkania, w licznych wspomnieniach pojawia się rok 1954, ale bardziej prawdopodobny jest 1953. Wtedy Dygat został kierownikiem literackim gdańskiego Teatru Wybrzeże, a Kalina zjawiła się w nim wraz z całą grupą krakowskich studentów pod wodzą Lidii Zamkow, którą na jeden sezon (1953/54) mianowano dyrektorką artystyczną. Właśnie Zamkow wyreżyserowała debiut aktorki*05, która w sztuce Barbarzyńcy Maksyma Gorkiego (premiera 16.12.1953) pojawiła się w niewielkiej roli Katii, córki burmistrza; w spektaklu grały także Alicja Migulanka i Władysława Nawrocka. Do legendy pasował jednak inny tytuł, więc to o wystawionym rok później przedstawieniu Kalina mówiła: „Debiutowałam w sztuce Musseta Nie igra się z miłością – jakiś omen, zaczęłam od igrania z miłością. To był wielki sukces. Piękny”[28]. Potem była jeszcze Panna bez posagu Aleksandra Ostrowskiego w reżyserii Łazarza Kobryńskiego (1954) i na tym skończyła się jej przygoda z Teatrem Wybrzeże.

Początkowy okres związku z Dygatem kryje w sobie wiele sekretów. Jeden z nich to skomplikowana operacja, po której aktorka nie mogła mieć dzieci. Wcześniej była jedna ciąża (lub kilka) i w zależności od tego, kto opowiada tę historię, skończyła się poronieniem albo urodzeniem córki, która przeżyła tylko kilka dni. Natomiast Kazimierz Kutz pisał o bliźniakach: „Kalina poroniła dwojaczki i już nigdy potem nie mogła mieć potomstwa”[29]. Jednocześnie nie jest tajemnicą, że Dygat miał już córkę i nie chciał więcej dzieci, nie można więc wykluczyć aborcji, która wówczas była w Polsce nielegalna (zmieni się to po 1956 roku, na fali odchodzenia od stalinizmu), a przeprowadzona w nieodpowiednich warunkach mogła skutkować bezpłodnością. Jak przyznawał Kutz: „Nie wiadomo, co wtedy naprawdę się stało: jaką «winę» wziął wtedy Dygat na siebie”[30]. Niektórzy znajomi twierdzili, że zwłaszcza później Kalinie zdarzało się wracać do tego tematu. Agnieszka Osiecka wspominała: „Kiedyś, kiedy była potwornie smutna, powiedziała do mnie – wiesz, ja jestem pulardą. Pularda to taka kura, która nie może rodzić jajek”[31].

Są to jednak wydarzenia jeszcze z Gdańska, już w 1955 roku nastąpił podwójny przełom: Dygat wziął rozwód i z przyszłą żoną przeniósł się do Warszawy. Z nowym mężem zawitała tu zresztą również Władysława Nawrocka, zaangażowana do Teatru Ludowego. Za to Kalina zaczęła grać w Narodowym, którym wówczas (1954–1957) kierował Erwin Axer, będący także dyrektorem Współczesnego. Szybko zrezygnowano jednak z pomysłu łączenia w ten sposób obu scen i po kilku mało znaczących rolach w Narodowym Jędrusik znalazła się w zespole Współczesnego, jednej z czołowych scen stolicy. Była pełna wiary i optymizmu, w wywiadzie dla „Ekranu” w 1958 roku zapewniała, że już pierwszy występ na deskach Teatru Narodowego był dla niej niezwykle ważny: „Pierwszym wielkim przeżyciem na terenie Warszawy była dla mnie rola Zosi w Ostrym dyżurze Lutowskiego, którą otrzymałam jako zastępstwo za Danutę Szaflarską. Byłam przerażona i onieśmielona tym, że właśnie mnie – prawie debiutantce – powierzono rolę, którą grała tak znakomita aktorka jak Danuta Szaflarska. Był to prawdziwy doping do dalszej pracy”[32].

Zdjęcia próbne

Filmowe początki Kaliny okazały się niezbyt zachęcające. Zaczęło się bowiem od ról, których... nie zagrała. Jak wówczas wyglądała, jaki typ prezentowała? Wciąż była młodą kobietą z długimi blond włosami, jednak już coraz większymi krokami zbliżała się do trzydziestki. Na zdjęciach wygląda dużo skromniej i delikatniej niż w późniejszym okresie. A jednak we wspomnieniach znajomych już wtedy emanuje seksapilem. Jacek Bocheński mówił: „Kiedy Staś przywiózł Kalinę do Warszawy, zobaczyłem rzeczywiście fascynującą kobietę. To była sama zmysłowość, niezależnie od sławnego dekoltu, to było coś, od czego feromony biły całymi falami – choć słowo feromony to anachronizm: wtedy nikt o żadnych feromonach jeszcze nic nie wiedział”[33].

Podobnie opisywał ją Kazimierz Kutz: „Kalina wyglądała wtedy jak świeżo wypieczona bułeczka; z obfitym biustem sięgającym niemal po zęby i oczami młodej sowy. Mówiąc nieco po staroświecku – była ponętna. Ale jej seks był z modelu, który dopiero miał nadejść”[34]. Wbrew pozorom nie ma w tej wypowiedzi sprzeczności, bo aktorka była jednocześnie seksowna w sposób staroświecki i nowoczesny. Wyglądem i stylem bycia nawiązywała do międzywojnia, a jednocześnie prezentowała wyzwolenie erotyczne, jakiego jeszcze nie było. Kutz zobaczył ją pierwszy raz jeszcze przed odwilżą ’56, na zdjęciach próbnych do filmu Wajdy, w którym nie wystąpiła: „(...) nie nadawała się na bohaterkę Kanału. Ostatecznie rolę tę zagrała Teresa Iżewska”[35]. Wajda chciał ją jednak obsadzić w swoim kolejnym obrazie, w Jesteśmy sami na świecie, który miał reżyserować poKanale, planował dla Kaliny wstrząsający epizod prostytutki przyjmującej mężczyzn w powojennych gruzach. Główna bohaterka scenariusza (rola przewidziana dla Grażyny Staniszewskiej) podglądała, jak niezadowolony klient nie chce zapłacić obiecanych stu złotych i z ociąganiem daje zaledwie dwadzieścia. Ostatecznie film nie został skierowany do produkcji.

W tym samym czasie Kalina kandydowała do roli Marii w Trzech kobietach Stanisława Różewicza (1956), opowieści o próbie dalszego życia tytułowych kobiet po doświadczeniu obozu koncentracyjnego. Maria*06 jest najmłodszą z bohaterek, najbardziej spragnioną męskiego towarzystwa, która najszybciej postanawia założyć po wojnie rodzinę. Także tej postaci nie dane jej było zagrać. Na tym nie koniec, gdyż jak mówił Andrzej Czekalski, drugi reżyser i współscenarzysta komedii Ewa chce spać Tadeusza Chmielewskiego (1957), Kalina była brana pod uwagę do tytułowej roli: „Teoretycznie do postaci Ewy kandydowała cała paleta młodych aktorek, ale wszystkie były już ograne i kojarzyły się na zasadzie pozytywno-socjalistycznej, tak że w ogóle nam nie odpowiadały. Myśleliśmy przez pewien czas o Kalinie Jędrusik, ale ona się do tego nie nadawała z racji wieku”[36].

Czy rzeczywiście chodziło jedynie o wiek? O ile bez problemu można ją sobie wyobrazić jako Marię w Trzech kobietach, a nawet Stokrotkę w Kanale, o tyle w Ewa chce spać Kalina w roli Ewy diametralnie zmieniłaby wymowę całego filmu. Jako dziewczyna wychodząca na miasto i szukająca noclegu siłą rzeczy wprowadziłaby erotyzm, którego ostateczna wykonawczyni – Barbara Kwiatkowska – nie pokazała. Kolejni mężczyźni (Lulek, milicjanci Teofil i Piotr) chcą się zaopiekować Ewą i ją przenocować; w wypadku Jędrusik musiałoby pojawić się podejrzenie, że chodzi im po prostu o seks. Zmieniłby się też odbiór tytułu, a szczególnie słowa „spać”, bo aż prosiłoby się o pytanie: z kim? Chociaż prawdą są słowa Kaliny: „Ja znam swój zawód – potrafię zagrać psa i kota, starą babę i dziwkę...”[37], to jednak nie przypadek, że w tej wyliczance nie ma dziewicy. Po prostu, jak mówił cytowany już Kutz: „Kalina nigdy nie robiła wrażenia, by kiedykolwiek mogła być dziewicą”[38].

Po latach w domu Dygatów

Barbara Kwiatkowska w roli Ewy, obok Stanisław Mikulski i Jan Kobuszewski

Udział w zdjęciach próbnych nie zaowocował głównymi rolami, ale musiała się podobać, przykuwać uwagę, skoro wszyscy trzej reżyserzy: Andrzej Wajda, Stanisław Różewicz i Tadeusz Chmielewski, obsadzą ją wkrótce w swoich filmach. Zaczęło się od Chmielewskiego i Ewa chce spać, ostatecznie zagrała tam epizod mieszkanki hotelu robotniczego dla dziewcząt. Pojawiła się w świetnej scenie, gdzie jako Biernacka, która niezgodnie z przepisami przyjmuje w swoim pokoju ukochanego (Jan Kobuszewski), w obliczu najścia milicji próbuje spuścić go przez okno, ale lina okazuje się za krótka. Znakomicie odnalazła się w świecie absurdalnego humoru (na ścianie widnieje napis: „Niemoralność to rozpusta we dwoje, przestań widywać się z mężem!”), była nieodparcie śmieszna, a swojej postaci dodała niezbędnego pieprzyku (najpierw pokazuje się w samej halce, potem narzuca podomkę). Realizatorzy chyba nie dowierzali zdolnościom komediowym aktorki, bo dodatkowy aspekt humorystyczny uzyskali w dość banalny sposób – poprzez skontrastowanie bohaterki pod względem wzrostu z dużo wyższym partnerem. Ta debiutancka rólka okazała się bardziej znacząca, niż można by się spodziewać. Wyznaczyła typ postaci, jaki przez następne dekady Jędrusik będzie odtwarzać w filmie, a także pokazała, że aktorka potrafi zaistnieć w epizodzie.

Niestety, tak już zostanie – Kalina o uwagę widza częściej będzie walczyć raczej na drugim i trzecim planie niż na pierwszym. Jednocześnie miała sporo szczęścia, Ewa chce spać nie tylko odniosła sukces (Złota Muszla w San Sebastian), ale także okazała się klasykiem i jedną z najlepszych komedii polskiego kina. No i po raz pierwszy Kalina mówiła tekst Jeremiego Przybory, który był autorem dialogów do filmu; wkrótce spotkają się ponownie w Kabarecie Starszych Panów.

Dość szybko pojawiły się następne propozycje i przez kolejne trzy lata Jędrusik zagrała erotyczne rólki w takich tytułach jak Kalosze szczęścia Antoniego Bohdziewicza (1958, prostytutka Sonia), Wolne miasto Stanisława Różewicza (1958, napastowana kelnerka), Sygnały Jerzego Passendorfera (1959, kociak w oknie), Niewinni czarodzieje Andrzeja Wajdy (1960, zalotna dziennikarka), Dziś w nocy umrze miasto Jana Rybkowskiego (1961, niemiecka prostytutka). W żadnym z tych filmów nie miała poważnego zadania aktorskiego, ale udział w nich nie wyrządził Kalinie szkody, za to spopularyzował jej twarz i zbudował wizerunek. Jej samej nie przynosiło to satysfakcji; zapytana w 1960 roku o role filmowe mówiła: „Kontakty z filmem mam bardzo luźne. W ogóle jestem aktorką epizodów filmowych. (...)Na dużą rolę filmową ciągle czekam”[39]. Pierwszym tytułem, w którym wystąpiła w roli drugoplanowej, był Powrót Jerzego Passendorfera (1960); wbrew swemu wizerunkowi zagrała zwyczajną żonę i matkę. Okazało się, że takie role nie są dla niej, chociaż wiele sobie po tej postaci obiecywała: „Będę wprawdzie grała młodą dziewczynę, ale żyjącą w środowisku bardzo biednym, zmęczoną pracą i obarczoną trojgiem dzieci. Postać tej kobiety wydaje mi się najbardziej interesującą z mych dotychczasowych ról w filmie”[40]. Efekt tak bardzo nie przypadł jej do gustu, że gdy kolejną propozycję uznała za podobną, odrzuciła ją i w Szczęściarzu Antonim Haliny Bielińskiej i Włodzimierza Haupego (1960) zagrała Teresa Szmigielówna.

Gwiazdeczka

Jednym z wielu paradoksów kariery Jędrusik jest fakt, że gdy niewielkimi rólkami dopiero budowała swoją pozycję w kinie, była już gwiazdą telewizji. Oczywiście telewizja nie była jeszcze rozrywką masową, więc i popularność należy uznać za elitarną, ale Kalinie od początku wiodło się w tym medium bardzo dobrze. Po pierwszych rolach w Teatrze Telewizji, granych na żywo, nie został nawet ślad; takie tytuły jak bajka Księżniczka na grochu (1956, rola jednej z księżniczek) czy Najświętsze słowa naszego życia według opowiadania Marka Hłaski (1956, rola dziewczyny) nie figurują nawet w spisach jej dokonań telewizyjnych. Nic bliższego nie wiadomo też o spektaklu Cezar i Kleopatra (prawd. 1956), w którym wraz z Gustawem Holoubkiem tworzyli tytułową parę. Pierwsze duże sukcesy przyszły dzięki Adamowi Hanuszkiewiczowi, w Abelardzie i Heloizie Vaillanda (1957) grała jeszcze rolę drugoplanową (kochankę księcia), ale potem zrobili wspólnie dwa ważne tytuły: Ondynę (1957) i Apolla z Bellac (1958); obie sztuki Giraudoux uczyniły z niej gwiazdę telewizji. Za Ondynę dostała doroczną Nagrodę Radia i Telewizji, a Apollo z Bellac okazał się jej pierwszym spektaklem zarejestrowanym dla przyszłych pokoleń (nagrano go, gdy sztukę powtarzano na życzenie publiczności po raz trzeci).

Oglądane dziś godzinne przedstawienie zachowało staroświecki urok, choć nie robi takiego wrażenia jak kiedyś. Historia szukającej pracy Agnieszki (Jędrusik), która namówiona przez Apolla (Adam Hanuszkiewicz) pokonuje biurokratyczne przeszkody, mówiąc wszystkim mężczyznom komplementy i zjednując sobie w ten sposób nawet wyjątkowo szpetnego dyrektora (Jacek Woszczerowicz), podobała się na wielu poziomach, ale najważniejsze było wprowadzenie kategorii piękna zaledwie kilka lat po odejściu socrealizmu. Chwalono także stronę realizacyjną: aktorstwo, scenografię, reżyserię. Agnieszkę zagraną przez Jędrusik wspominano jeszcze wiele lat po emisji spektaklu: „Świetną kreację stworzyła w przewrotnej sztuce Giraudoux Apollo z Bellac, budując całą rolę na jednym śpiewnie powtarzanym zdaniu: «Pan jest piękny!». Ów komplement, przyjmowany przez mężczyzn początkowo z niedowierzaniem, a później ze skwapliwością, Kalina Jędrusik wypowiadała z nieodpartym wdziękiem, choć za każdym razem zmieniała intonację głosu. Co tu ukrywać, była skromna i zmysłowa, niewinna i grzeszna”[41]. W książce poświęconej najważniejszym przedstawieniom Teatru Telewizji Henryk Bieniewski pisał o bohaterce Kaliny: „Na ekranie telewizyjnym pojawiała się dziewczyna w obcisłej, uwydatniającej pełny biust bluzce, wąska w pasie, gładko uczesana, z włosami związanymi w koński ogon, jak nosiły się w owym czasie modne dziewczyny, naśladując francuską aktorkę Brigitte Bardot. Agnieszka porusza się lekko, zwiewnie i takie też były ruchy jej rąk. Na początku niepewna, wystraszona, w miarę osiąganych sukcesów – coraz bardziej zdecydowana. Operowała głosem wysokim, dźwięcznym, z lirycznym zaśpiewem”[42].

Kalina rzeczywiście była w tym spektaklu ubrana niczym współczesne dziewczyny zapatrzone w paryską modę. Nie była jednak jedną z całego pochodu „pięknych dziewcząt na ekrany”; najmocniej zwróciła na to uwagę Agnieszka Osiecka, która wielokrotnie powtarzała, że Kalina nigdy nie była dziewczyną: „Filigranowa, pełna uroku, inteligencji przewrotnej i dowcipu – kobietka, lalka, artystka. Ale nie dziewczyna. Kalina nigdy nie wydawała mi się dziewczęca. Czymś się zdecydowanie różniła od nas wszystkich, od dziewczyn z tamtych lat”[43]. Pojawić się musi pytanie, czym właściwie wyróżniała się spośród innych młodych kobiet pojawiających się na ekranie? Z pewnością znaczące były jej osobowość, świadomość aktorska, której nie mogły mieć debiutujące amatorki, a także (znowu!) erotyzm. Kalina wykorzystywała go odważnie, ostrzej nawet niż bulwersująca wtedy Brigitte Bardot. A wszystko to było w dużej mierze związane z wiekiem; Jędrusik po prostu należała do innego pokolenia. Przeżywająca wówczas ogromną popularność Barbara Kwiatkowska była młodsza o dziesięć lat, a przebijająca się Teresa Tuszyńska o dwanaście. Kalina mogła się przyglądać ich karierom i ironicznie je komentować, co się zresztą po części stało, gdy w połowie lat sześćdziesiątych wykonała piosenkę Osieckiej i Abramowa Piękne dziewczęta na ekrany. Wówczas z całego zastępu kociakowych piękności niewiele zostało na ekranie.

Dobrze wiodło się jej także w teatrze. We Współczesnym dużo się działo, w samym 1957 roku Kalina wzięła udział w trzech spektaklach, w tym w dwóch w reżyserii najlepszych: Stanisławy Perzanowskiej i Axera. Rok później była już słynna Polly z Opery za trzy grosze Bertolta Brechta u Konrada Swinarskiego. Tą rolą podbiła stolicę, jak mówił Andrzej Łapicki w dokumencie Nie odchodź: „Zaprezentowała się Warszawie jako bardzo oryginalna aktorka; przede wszystkim miała wiele seksu w sobie. Rzecz raczej niespotykana na scenie, do jej pojawienia rzadko się to zdarzało; to był seks ostry, nawet czasami agresywny, który denerwował niektóre panie, ale było to bardzo interesujące. Dodając do tego aktorstwo już bardzo dojrzałe, a była młodą dziewczyną, oryginalną urodę – wszystko to razem sprawiło, że od razu zdobyła sobie bardzo wysokie miejsce w hierarchii obiecujących talentów”. Pismo „Dookoła Świata” donosiło: „O tej roli pisali z najwyższym uznaniem nie tylko recenzenci polscy, ale również prasa zagraniczna, m.in. «Time», gazety szwajcarskie i niemieckie”[44]. O sukcesie zdecydowało nie tylko aktorstwo, ale także głos, czyli śpiewane przez nią songi, których, jak mówiła wcześniej w wywiadzie, nieco się obawiała: „Przeżywam masę emocji i niepewności w związku z tym, że będę w sztuce tej śpiewała, no bo... nie jestem przecież śpiewaczką”[45]. Jej wyznanie należy uznać za kokieteryjne, bo inni nie mieli podobnych wątp­liwości. Aleksander Rowiński pisał w magazynie „Jazz”: „Sukces Kaliny na premierze Opery w Teatrze Współczesnym w 1958 roku był niezaprzeczalny. Dla wszystkich, którzy mieli cokolwiek wspólnego z piosenką, nie ulegało wątpliwości, że zyskaliśmy wokalistkę wielkiego formatu, choć niewielkiego wzrostu, za to o urzekającej urodzie”[46].

Wówczas rozpoczęła się także jej współpraca z Polskim Radiem, dla którego nagrywała piosenki. W 1959 roku zwyciężyła w plebiscycie „Piosenka Miesiąca” wykonaniem Piosenki dla kogo innego Agnieszki Osieckiej i Franciszki Leszczyńskiej. Szybko ten sam duet stworzył dla niej nowy utwór Kiedy zasypiasz, a kolejny triumf przyszedł rok później z Moim pierwszym balem („Radiowa Piosenka Roku”). O ile jednak Mój pierwszy bal stał się jedną z najbardziej znanych piosenek Kaliny (z reguły zaczynała nią swoje recitale), a z czasem zarówno ona sama, jak i Osiecka wskazywały ją jako początek ich współpracy, o tyle dwa wcześniejsze tytuły są słabo kojarzone i do tej pory nie zostały wydane na żadnej płycie aktorki. To kolejny paradoks jej kariery, bo chociaż od śmierci Jędrusik ukazało się już kilkanaście kompaktów z jej piosenkami, większość z nich zawiera ten sam wybór dwudziestu kilku dobrze znanych utworów. Ogromny zbiór jej nagrań dla radia i telewizji od końca lat pięćdziesiątych do lat siedemdziesiątych, liczący blisko dwieście piosenek, cały czas czeka na wydanie.

Jeszcze Dygatowa

Pod koniec lat pięćdziesiątych Kalina zagrała pierwsze role filmowe, odnotowała spore sukcesy w telewizji i teatrze, zaczęła występować w radiu. No i pojawiła się w prasie, w pierwszych wywiadach, a nawet na okładkach. Nie bez znaczenia była jej pozycja towarzyska, małżeństwo z uznanym pisarzem zawarte 17 lipca 1958 roku. Wkrótce po ślubie Kalina bardzo dbała o to, by nikt nie miał wątpliwości, co ją z nim łączy. Wiesława Czapińska z tygodnika „Ekran”, wspominając po latach pierwszą prasową rozmowę z aktorką, dodała, że przy autoryzacji została upomniana słowami: „Tylko napisz «Dygatowa». Nie zapomnij”. I skomentowała: „Strasznie jej na tym zależało, więc nie «zapomniałam». Była dumna z męża. Podziwiała jego powieści, felietony i scenariusze”[47]. Innym razem, również w „Ekranie”, zapytana, co lubi najbardziej, Kalina odpowie: „Muzykę francuską XVIII wieku i powieści Stanisława Dygata”[48]. Mąż pisarz będzie mieć także znaczenie zawodowe, bo o ile pierwsze ważne role w telewizji Jędrusik zagrała w dramatach Giraudoux, to kolejne przedstawienia, w których wzięła udział, zostały zrealizowane na podstawie jego utworów. W ciągu zaledwie dwóch lat wystąpiła w trzech sztukach Teatru Telewizji będących adaptacją twórczości Dygata, kolejno były to: Podróż (1959), Jezioro Bodeńskie (1959) i Pola elizejskie 1945 (1960). Sytuacja może się wydawać bez precedensu, w tych trzech tytułach obsadzono nie tylko Jędrusik, ale również Gustawa Holoubka. W ogóle nazwiska się powtarzają; dość powiedzieć, że Podróż i Jezioro Bodeńskie wyreżyserował Stanisław Wohl, a Pola elizejskie 1945 Andrzej Łapicki (w spektaklu wziął też udział jako aktor), który z kolei zagrał główną rolę w Jeziorze Bodeńskim.

Nie wszystkie te przedstawienia spotkały się z jednoznaczną aprobatą krytyki, ale bez Kaliny nie można już było wyobrazić sobie żadnej sztuki powstałej według prozy Dygata. Gdy w 1964 roku, sześć lat po wielkim sukcesie filmu Wojciecha Jerzego Hasa z Marią Wachowiak i Tadeuszem Janczarem, Jerzy Markuszewski przenosił na potrzeby Teatru Telewizji powieść Pożegnania, w roli Lidki obsadził żonę pisarza, a partnerował jej Władysław Kowalski. Recenzent „Ekranu” stwierdził po emisji spek­taklu: „Najciekawszym punktem telewizyjnych Pożegnań jest niewątpliwie krea­cja Kaliny Jędrusik jako Lidki, rola bogata, ironiczna, na pewno jedna z najlepszych ról tej aktorki”[49]. Dwa tygodnie później Marian Brandys dodał: „Nie wyobrażam sobie, by można było lepiej i trafniej zagrać bohaterów Pożegnań, niż uczynili to Kalina Jędrusik i Władysław Kowalski”[50]. Takie przekonanie się utrwali i po dwudziestu latach bardziej syntetycznie będzie o tym pisać Maciej Maniewski: „Stała się najlepszą jak dotąd odtwórczynią kobiet w adaptacjach prozy Stanisława Dygata – niejednoznacznych, pełnych sprzeczności, zagubionych i wciąż poszukujących wewnętrznej tożsamości”[51].

Najlepszym świadectwem tego, że została mianowana pierwszą gwiazdą telewizji, były liczne wywiady, w których pytano ją, dlaczego właś­nie to medium upodobała sobie szczególnie. W tygodniku „Film” ukazała się nawet rozmowa w całości temu poświęcona pod tytułem Kalina Jędrusik woli telewizję od filmu. Trzy lata wcześniej mówiła w „Dookoła Świata”: „Telewizja to coś pośredniego pomiędzy filmem a teatrem. Przedstawienie telewizyjne jest – jeżeli można tak powiedzieć – najbardziej intymnym rodzajem sztuki. W teatrze trzeba rysować postacie «grubą kreską» – z ostatnich rzędów nikt przecież nie dojrzy subtelności gry. W telewizji przeciwnie, gra może i powinna być «delikatna». (...) Oczywiście w telewizji nie ma tego bezpośredniego sprawdzianu, jakim w teatrze jest widownia. Toteż, jeżeli o mnie chodzi, w telewizji gram bardziej dla siebie, swobodniej i spokojniej”[52].

I właśnie w telewizji spotkało ją niezwykłe szczęście, bo została zaangażowana do Kabaretu Starszych Panów. Pojawiła się w najlepszym momencie, gdyż cykliczny program kabaretu, emitowany od października 1958 roku, zyskał już sobie odpowiednie uznanie, ale to wciąż były dopiero początki. Prywatnie Kalina wybierała „starszych panów”, pasowała więc do niego jak ulał. Zadebiutowała w czwartym odcinku, noszącym tytuł Kaloryfeeria (styczeń 1960), śpiewając dwie piosenki: Nie odchodź i W zimowym parku, w duecie z Jeremim Przyborą. Pierwsza z nich została napisana jeszcze w 1947 roku i czekała na odpowiednią wykonawczynię. Przybora mówił wielokrotnie: „Długo nie mieliśmy pomysłu na obsadzenie piosenki lirycznej. Szukaliśmy nowej twarzy i ktoś powiedział: żona Dygata dobrze śpiewa. Pomyślałem, że jeżeli chodzi o stronę wizualną, to bardzo trafiona postać naszego «Kabaretu». Nie wiedziałem, że to jest gotowa już pieśniarka”[53]. Stało się tak szczęśliwie dla wszystkich, a Kalina szybko weszła do wąskiego grona artystów ściśle kojarzonych z kabaretem Przybory i Wasowskiego. Przede wszystkim stworzyła tam swój kanoniczny wizerunek i zyskała popularność, która zdecydowanie przekroczyła czasowe ramy emisji kolejnych odcinków. Zaśpiewane w nich piosenki przeżyły wszystkich swoich twórców, puszczane w radiu, wydawane na różnych nośnikach muzycznych, wykonywane przez następne pokolenia artystów zapewniają Wasowskiemu i Przyborze, ale także Kalinie Jędrusik, miejsce w historii polskiej rozrywki. Obok utworów Agnieszki Osieckiej, a po części także Wojciecha Młynarskiego i Jonasza Kofty, stały się swoistym wzorcem z Sèvres, ideałem i punktem odniesienia.

Przy okazji można się zastanawiać, czy w Kabarecie Starszych Panów nie powstała najlepsza aktorska kreacja Jędrusik. W kolejnych odcinkach pojawiała się w różnych rolach, które składały się na jeden obraz: Jesiennej Dziewczyny czekającej na miłość, nieco oderwanej od rzeczywistości, samotnej, ale robiącej wrażenie na mężczyznach. Przybora genialnie wyczuł jej najmocniejsze punkty, poza czystym liryzmem w piosenkach dużo jest erotyzmu, ale też żartu, autoironii, nawet kpiny. Kalina wyraźnie bawi się swoim wizerunkiem, jednocześnie ukazując wiele twarzy, w zależności od potrzeb może być dramatyczna (S.O.S.), staroświecka (W słowach ślad został), cyniczna (Pa, tato, pa! – list Stokrotki), współczes­na (Zupełnie jak ty). W pierwszej, klasycznej odsłonie Kabaretu Starszych Panów (odcinki nadawane do lipca 1966) wykonała ponad dwadzieścia piosenek, część w kilku wersjach, w tym najsłynniejsze: Bo we mnie jest seks, Zmierzch, Do ciebie szłam, Nie pamiętam, O, Romeo!, Utwierdź mnie! Właśnie wtedy zaprezentowała swój ikoniczny image: na głowie często peruka, zawsze mocny makijaż podkreślający ogromne oczy, duży dekolt, stroje starannie dopasowane do ciała. Do tego charakterystyczny sposób bycia – wypinanie biustu, odchylanie głowy, wzdychanie, przymykanie oczu – którego szczytem było Nie budźcie mnie, zaśpiewane w łóżku, sugerujące, że pod kołdrą pełną falbanek jest naga. Wszystko to bardzo zmysłowe, ale skumulowane w jednej osobie i tak przesadzone, że stanowiące właściwie parodię. Uznawane za ideał kobiecości, ale jednocześnie pokazujące, że mamy do czynienia z konstruktem kulturowym, przebieraniem się za kobietę. Zwracała na to uwagę Osiecka: „Grała tę kobietę [podkreślenie Autora] o wiele ostrzej niż kobiety, które nie mają żadnych niepewności. I coś takiego było w Kalinie, że ona i w telewizji, i w kinie, i w życiu towarzyskim bardzo dużo z siebie dawała”[54].

Właśnie to