Samotny we dwoje - Lihs Anton - ebook + książka

Samotny we dwoje ebook

Lihs Anton

3,5

Opis

Intrygująca, pikantna i wciągająca lektura!

Książka, która pokazuje, jak wiele jest w stanie poświęcić człowiek, aby nie poddać się rutynie i być szczęśliwy sam ze sobą.

To odważny portret wrażliwego mężczyzny XXI wieku.

On - dobrze sytuowany, obracający się w wielkim świecie, mężczyzna po przejściach. Ona - dwudziestokilkuletnia dziewczyna, która poszukuje mężczyzny, aby ją wsparł finansowo. Poznają się w dość niecodziennych okolicznościach - na portalu erotycznym. Dwoje ludzi z różnych światów i w różnym wieku próbuje zbudować związek oparty na wzajemnym zrozumieniu, szczerości i zaufaniu. On motywuje ją do podjęcia studiów, ona daje mu chęć do życia. Podróżują po Europie: Rothenburg, Gdańsk, Neuschwanstein, Toruń, Budapeszt, Wenecja. Dzielą wspólne zainteresowania dobrym winem i kuchnią, muzyką i kinem, a także dobrym seksem.
Czy to wystarczy, aby zbudować trwały związek? Czy dwa razy młodsza kobieta jest odpowiednią partnerką dla wrażliwego mężczyzny? Czy starszy mężczyzna sprosta oczekiwaniom młodszej partnerki?

Oto niecodzienny pamiętnik zdarzeń i rozmów prowadzonych na komunikatorze.

Wszystkie historie są prawdziwe. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 620

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (25 ocen)
8
4
8
2
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Przemek_Z_81

Nie oderwiesz się od lektury

Książka bardzo mnie dotknęła. Często trudno mi było powstrzymać wzruszenie, gdyż wspominałem moje własne, bardzo podobne przeżycia czy myśli. Książka jest fenomenalna, kilkakrotnie bylem bliski łez, ale nie tylko ze śmiechu. Podziwiam ze ktoś potrafi tak szczerze pisać, cały czas miałem wrażenie jakby ktoś naprawdę pisał swój osobisty, szczery pamiętnik własnych nieupiększanych przeżyć. 52 dwu letni mężczyzna opisuje przeżycia jednego roku, zwłaszcza pól roku znajomości z młodą dziewczyną poznaną na portalu randkowym. Znajomość rozwija się coraz bardziej w trakcie spotkań, podroży, rozmów na komunikatorze, podczas seksu. Pomiędzy przeżycia i rozmowy z tego roku narrator wplata swoje dotychczasowe przeżycia, przede wszystkim analizując swoje dotychczasowe relacje z kobietami. Nie brak pikantnych detali, ale kto oczekuje „Graya” lub romansidło, powinien sięgnąć po inna książkę. Książka trzyma naprawdę w napięciu i w inny sposób niż zazwyczaj. Uczucia przełamują bariery, zarówno dotychc...
31
malakinga

Nie oderwiesz się od lektury

Książka hipnotyzuje swoją okładką, przyciąga i nie daje spokoju. Czyta się ją szybko , wręcz się ją pochłania, nie mogłam się od niej oderwać. Napisana jest w formie pamiętnika co bardzo mi przypadło do gustu. Grzegorz mężczyzna idealny dla każdej kobiety. Kasia przeszła swoje w życiu. Czy będą szczęśliwi ? Czy im się uda ? Każde z nich ma swoje wymagania. Czy dostosują się do siebie wzajemnie? Książka pozostanie mi na długo w pamięci i z pewnością będę do niej wracać i do ulubionych fragmentów. Z czystym sercem polecam każdemu. Gwarantuje, że nudy tutaj nie znajdziecie.
10
malutkaczyta

Nie oderwiesz się od lektury

Książkę czyta się szybko, wręcz się ją pochłania. Bardzo spodobała mi się postać Grzegorza. Zawsze chętny, by pomóc. Kasia mnie irytowała swoim zachowaniem, chciałam ale nie potrafiłam ją polubić. Każde z nich miało wymagania. On chciał szczerości i spędzenie czasu w miłym towarzystwie. Ona potrzebowała kogoś, kto wesprze ją finansowo. Czy można być szczęśliwym z kimś z portalu randkowego? Czy oboje trzymali się zasad? Czy każdy miał to czego chciał ? Jak skończyła się znajomość z Internetu dla obu stron? Tego już musicie dowiedzieć się sami. Gwarantuję, że się nie zawiedziecie i książka wbije Was w fotel. Pozdrawiam.
11
czytam007

Nie oderwiesz się od lektury

Pierwsze co to przykuła moją uwagę okładka, wręcz mnie zahipnotyzowała ,a opis jeszcze bardziej mnie zachęcił do niej. Z przyjemnością czytałam, aby dowiedzieć się co będzie dalej z Kasia dwudziestoparoletnią dziewczyną , która szuka kogoś kto pomoże jej finansowo oraz Grzegorza 52 letniego mężczyzny, który szuka kogoś kto spędzi z nim miło czas na rozmowach czy podróżach. Nie mogłam oderwać się od pamiętnika, bo taką wersję ma książka , co dodaje jej tylko uroku i szczerości. Napisana jest z duzymi emocjami nie koniecznie pozytywnymi , bo nie zawsze takie znajdziemy. Kasia miła dziewczyna się wydawała polubiłam ją pod początku, ale później zaczęła mnie smucić i denerwować swoim zachowaniem wobec Grzegorza, który dla mnie były mężczyzną idealnym, czuły, kochający ,zawsze starał się , aby jej było dobrze, a ona nie potrafiła tego czasami docenić. Opisy były bardzo dobrze skonstruowane, ani trochę się nie nudziłam czytaniem ich. Sceny łóżkowe no tutaj to policzki aż mnie parzyły podczas ...
00
LudmilaJednorog

Nie oderwiesz się od lektury

Zajebiście się czyta. Wkurza mnie tylko Kasia dziwne dziewczę sama nie wie czego chce albo nie wie chce kasy Grzegorza i wszystkich rzeczy a oprócz tego życia z innym gościem. P olecam przeczytajcie to studium faceta, który ma wszystko oprócz czułości
00

Popularność



Podobne


 

 

Tytuł oryginału: EINSAM ZU ZWEIT

Copyright © dr Anton Lihs, 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone

www.samotny-we-dwoje.com

[email protected]

 

Tłumaczenie z niemieckiego: dr Anton Lihs

Projekt okładki: Aleksandra Marchocka

Zdjęcia: dr Anton Lihs

DTP: Graph-Sign

Redakcja: Anna Kielan

Korekta: ERATO

 

ISBN 978-83-960997-9-2

 

 

tel.: +48 512 087 075

[email protected]

www.bookedit.pl

facebook.pl/BookEdit/

instagram.pl/BookEdit/

 

 

DLA MOICH PRZYJACIÓŁ:

Евгенийa, Bryana, , Thomasa, Grzegorza,

, Геннадийa, Hansa, Michaela,

Rudiego, Herberta, Whiskeya.

 

 

 

Część I

 

Ilustracje i linki do miejsc wymienionych w książce na stronie:

www.samotny-we-dwoje.com

 

Teksty narratora i zarazem głównego bohatera

są pisane prostym fontem, a dialogi innych postaci kursywą.

 

Człowiek rzadko jako całość jest całkiem zły

lub wyłącznie dobry.

***

Poza litością dla innych,

człowiek musi mieć też wyrozumienie

dla samego siebie.

Sigmund Freud

 

PROFIL NA WWW.ERODATE.PL

Imię: Georg

Wykształcenie: wyższe

Status związku: –

Wsparcie: udzielę

Orientacja: hetero

Wiek: 52 lata

Wzrost: 1,73 m

Typ sylwetki: atletyczna

Waga: 76 kg

Palenie: nigdy

Alkohol: czasami

Języki: polski, angielski, niemiecki, francuski, rosyjski

 

Na moim profilu załączyłem zdjęcie, na którym stoję w samych kąpielówkach na słonecznej plaży na Mauritiusie. Na tej fotce mam uciętą twarz tak, że widać tylko podbródek z trzydniowym siwym zarostem. To zdjęcie dostało mnóstwo lajków, bo – jak sądzę – niewielu mężczyzn ma lepszą sylwetkę od mojej, zwłaszcza wśród moich rówieśników.

 

Szukam niepalących kobiet w wieku od osiemnastu do trzydziestu lat w promieniu stu pięćdziesięciu kilometrów od mojego miejsca zamieszkania. W tym celu skorzystałem z portalu Erodate.pl. Bardzo szybko zauważyłem, że co najmniej dziewięćdziesiąt procent profili jest tam całkiem zmyślonych, a ich użytkownicy nie podają prawdziwych informacji o sobie. Załączają zdjęcia sprzed dziesięciu lat lub sprzed dwudziestu kilo. Większość kobiet oszukuje, podając swój wiek, o dziwo, nawet te, które mają dwadzieścia lat. Zastanawia mnie dlaczego?

Im są starsze, tym bardziej oszukują.Dlatego zmieniłem kryteria wyszukiwania, ograniczając wiek wybieranych kontaktów z trzydziestu sześciu do maksymalnie trzydziestu lat. Te „trzydziestosześcioletnie” kobiety czasami były starsze ode mnie. Bardzo szybko stwierdziłem, że starsze profile nie mają najmniejszego sensu. Z reguły są to albo prostytutki, które mnie nie interesują, albo tzw. martwe profile. Kobiety nie płacą, więc żaden profil nie jest wykasowywany.

Koncentruję się już tylko na nowych użytkownikach. Oczywiście patrzę przede wszystkim na wygląd, a cóż innego można zrobić? Opisy są bardzo krótkie, jeżeli w ogóle są. Na stronie jest tyle kłamstw, że kiedyś, aby poznać kobiety choć trochę, wynająłem duży apartament w hotelu i w ciągu jednego wieczoru umówiłem się na siedem spotkań w rytmie cogodzinnym, prawie jak gdybym przyjmował kogoś do pracy. Niewiarygodne, kto tam czasami przychodzi. Najbardziej dziwne było chyba spotkanie z atrakcyjną kobietą około trzydziestu lat, która próbowała nawrócić mnie do Boga. Znam Biblię naprawdę dobrze i tacy ludzie mają ze mną kłopot. Gdy zauważyła, że nic nie osiągnie, zaprosiła mnie do łóżka. Że co, kurwa? Podziękowałem i się pożegnałem.

Najciekawsze spotkanie, z rzekomo dwudziestotrzyletnią kobietą, zaczęło się od pukania w drzwi pokoju hotelowego. Ledwo przycisnąłem klamkę, gdy brutalnie wepchnięto mnie do środka tak, że upadłem na podłogę. Do pomieszczenia wbiegły dwa „nosorożce”, początek czterdziestu, koniec osiemdziesięciu. Pierwsza liczba to szacowany wiek, druga szacunkowa waga. Jedno z „nosorożców” przycisnęło kolanem moją głowę do podłogi, a drugie próbowało dostać się do mojego portfela. Na szczęście, jestem wysportowany i udało mi się uwolnić.

Wąski korytarz apartamentu hotelowego był ciasno zablokowany przez sto sześćdziesiąt kilo żywej wagi, drzwi otwierają się do wewnątrz, więc nie miałem najmniejszych szans na ucieczkę. Pobiegłem do rogu pokoju i zabarykadowałem się za biurkiem, które postawiłem w poprzek. Najpierw próbowałem zadzwonić do recepcji hotelowej, gdy przewodząca samica brutalnie wyrwała kabel telefonu ze ściany. Udało mi się wybrać numer sto dwanaście na komórce, ale było to absolutnie niemożliwe, aby równocześnie telefonować i bronić się jedną ręką przeciwko czterem innym. Stwierdziłem, że nie ma najmniejszego sensu, zwłaszcza że po drugiej stronie nie było słychać końca rozmowy, padało jedno kretyńskie pytanie po drugim.

Nigdy w życiu nie uderzyłem kobiety i nie mam takiego zamiaru, jeszcze do tego nie doszedłem. Oparłem się plecami o róg pokoju i obiema nogami odepchnąłem biurko od siebie. Obydwa nosorożce upadły. Pobiegłem do drzwi, otworzyłem je, samica przewodząca, która biegła za mną, chciała się na mnie rzucić, ale zrobiłem unik, tak, że upadając uderzyła głową w już otwarte drzwi. Zatrzasnąłem drzwi za sobą i pobiegłem wzdłuż korytarza w poszukiwaniu schodów. Po schodach najprawdopodobniej nikt by mnie nie dogonił, stado nosorożców już na pewno nie. Na końcu korytarza jednak nie znalazłem schodów i ruszyłem z powrotem.

„Nosorożce” stały znowu w korytarzu i go blokowały. Udało mi się przebić, ale jeden z „nosorożców” złapał mnie za marynarkę. Udało mi się pokonać około trzydziestu metrów i dotrzeć do wind oraz nacisnąć guzik. Nie chciałem ryzykować ani tracić czasu na poszukiwania schodów po drugiej stronie korytarza, bo gdyby ich nie było tam, byłbym w pułapce.

Rozmowa telefoniczna nadal trwała, teraz nareszcie udało mi się przekonać idiotkę po drugiej stronie, żeby wezwała policję. To mi dodało nadziei. W tym czasie byłem w uścisku obydwu „nosorożców”. Przyjechała winda, wewnątrz stał, patrząc po mundurze, copilot włoskiej linii lotniczej. Poprosiłem o pomoc. Zignorował to, drzwi windy zaczęły się znowu zamykać.

Dziękuję ślicznie, panie włoski copilocie, za tę odwagę cywilną, pomyślałem.

Ostatkiem sił udało mi się zablokować drzwi windy, oba „nosorożce” wisiały na mnie. Odważny pan pilot nie miał innej możliwości i musiał zadzwonić po swojego szefa. Gdy ten przyszedł, poprosiłem go, aby wezwał ochronę hotelową. Ochrona odeskortowała „nosorożce” do recepcji, a mnie poprosiła o pozostanie w pokoju i poczekanie na policję.

Po stosunkowo krótkich wyjaśnieniach policjanci odeskortowali mnie do auta i życzyli udanej podróży.

 

W przeciągu jednego roku byłem tylko z trzema kobietami w łóżku. Wszystkie poznałem przez Erodate.pl. Jak już powiedziałem, jestem bardzo wybredny, mimo to opłaciłem każdą panią, która przyszła na spotkanie, i która chociaż częściowo wyglądała tak jak na zdjęciach. Stracone pieniądze bolały mnie mniej niż bezużytecznie zmarnowany czas podczas niezliczonych spotkań. Jeżeli kończyłem spotkanie i odmawiałem dalszych, robiłem to najdelikatniej, jak umiałem. Na twarzy nielicznych kobiet, zwłaszcza tych młodziutkich, widać było ulgę, że dostały pieniądze bez żadnych „świadczeń”, ale większość była rozczarowana.

Gdy miałem czas i ochotę, wchodziłem na portal – z reguły raz w tygodniu. Wtedy też odpowiadałem na otrzymane wiadomości. Przeciętnie przez tydzień pisałem do dwudziestu kobiet. Później, gdy zacząłem oznaczać moje wiadomości priorytetem i kobietom zacząłem wysyłać kredyty, otrzymywałem średnio około cztery do pięciu odpowiedzi. Bez tych dwóch dodatków bardzo często nie było żadnej odpowiedzi. Jak się później dowiedziałem, kobiety są wręcz oblegane i zasypywane wiadomościami. Pięćset wiadomości dziennie nie jest wyjątkiem.

 

Moja pierwsza wiadomość wygląda zawsze tak samo:

„Jestem kulturalnym, wykształconym, wysportowanym inżynierem z wieloma zainteresowaniami. Latanie, żeglowanie, nurkowanie, jazdę konno, na motorze i na nartach zaliczam do moich zainteresowań. Na pewno nie jestem nudny i na pewno nie szukam szybkiego seksu, a już na pewno nie w aucie. Mimo wieku jestem pewnie bardziej wysportowany niż większość twoich rówieśników. Szukam relacji GFE lub FWB1 dla regularnych spotkań, najlepiej raz na tydzień. Oferuję tysiąc złotych za spotkanie, co najmniej dwugodzinne. Bardzo chętnie zaproszę na kolację, ale to może też być tylko sam numerek. Jeżeli skończy się na kolacji, zapłacę pięćset złotych, jeżeli spędzisz ze mną co najmniej piętnaście minut. Kredyty wysyłam tylko po to, aby podkreślić, że to nie jest bajka”.

Czasami zmieniam detale w zależności od tego, jakie hobby albo zainteresowania wymieniła kobieta, do której piszę. Jeżeli wymieniła, że lubi wino, piszę o winie i tak dalej. Moje wiadomości oznaczam priorytetem, co jest związane z kosztami, tak, że moja wiadomość pojawia się na samej górze w wiadomościach danej kobiety.

Dodatkowo dokładam również płatne sto kredytów, którymi można opłacać usługi portalu randkowego, gdyż zdaję sobie sprawę, że dziewięćdziesiąt procent użytkowników takiej strony jest oszustami, a w ten sposób za kilkanaście złotych mogę się tanio wyróżnić. Do każdej wiadomości załączam zawsze te same sześć zdjęć:

– przy biurku, w koszuli i krawacie,

– na moim koniu,

– pod wodą w Oceanie Indyjskim, gdy dotykam wielkiego żółwia,

– na moim motocyklu BMW K1300S,

– w kokpicie przy sterach samolotu odrzutowego,

– na katamaranie z jednym kadłubem w powietrzu.

Tak, te wszystkie zdjęcia są prawdziwe. Tak, większość z nich pokazuje moją twarz. Tak, są bardzo aktualne. Żadne z nich nie jest starsze niż osiemnaście miesięcy. Mój wiek jest podany zgodnie z prawdą, w przeciwieństwie do chyba wszystkich innych profili na tej stronie. Moje zainteresowania też są zgodne z prawdą. Posiadam samolot i szybowiec, dwa konie, motocykl i kilka samochodów, między innymi trzy zabytkowe mercedesy.

Często mnie pytano, jak mi się udało do tego dojść, a startowałem od zera. Sądzę, że z kilku powodów. Po pierwsze nienawidzę dwóch czynności, które są kochane chyba przez większość pozostałych ludzi: oglądanie telewizji i uczestniczenie w przyjęciach i imprezach. To pierwsze, to trzy godziny dziennie według statystyki, czyli około tysiąca godzin rocznie. Mniej więcej tyle zajmuje mi odrestaurowanie zabytkowego samochodu. Na imprezie w sobotę traci się prawie trzy pełne dni życia. Zwłaszcza kobiety przygotowują się bardzo długo, fryzjer, paznokcie, suknia i tak dalej. Zabawa trwa z reguły aż do wczesnego ranka i niedziela, a często też i poniedziałek, są zużywane na to, aby wylizać rany alkoholowego resetu. W ciągu tych trzech dni mogę bez najmniejszego problemu zrobić motocyklem lub kabrioletem wycieczkę przez Pragę i Wiedeń do Budapesztu i z powrotem, albo po prostu zarabiać pieniądze. Ewentualnie mógłbym wziąć też mój samolot, polecieć do Werony, pójść na jakąś ładną kolację, a po niej rozkoszować się pod gołym niebem przedstawieniem opery „Carmen” w tym samym Koloseum, w którym dwa tysiące lat temu umierali gladiatorzy. Podczas imprezy lub wesela najpóźniej po dwóch godzinach i tak stracę jakikolwiek kontakt z resztą zgrai. Wtedy wszyscy już „wyprzedzili” mnie o co najmniej promil. Przy ryczącej głośnej muzyce, której z reguły nienawidzę, nawet nie ma co myśleć o jakiejkolwiek rozmowie.

Nie jestem chyba najgorszym tancerzem na świecie, ale tak naprawdę robię to tylko i wyłącznie dla mojej aktualnej partnerki. Nie czerpię z tego zbytniej radości. Jedynie wolne tańce mi się podobają, de facto przenosi się tylko swój ciężar z lewej na prawą stronę i jest to bardziej przytulanie niż taniec.

Trzecim powodem, czemu dość często odnoszę sukcesy, jest prawdopodobnie to, że nie jestem całkiem głupi. Mam tytuł doktora w budowie maszyn oraz magistra inżyniera elektrotechniki z uczelni w Aachen. Ten drugi uzyskałem w rekordowym tempie, w czasie krótszym od wymaganego. Pracę magisterską oddałem tuż przed moimi urodzinami, miałem wtedy jeszcze dwadzieścia jeden lat. Oczywiście pomaga mi też, że kocham to, co robię. Nawet w wolnych chwilach często myślę o technicznych rozwiązaniach.

Większość moich pomysłów powstało w wolnym czasie, za kierownicą samochodu lub przy drążku szybowca i zostało uwieńczonych ponad trzydziestoma patentami. Oczywiście konieczne są też szczęście i inteligencja, aby w porę chwycić nadarzającą się okazję. Chyba nie podejmowałem samych błędnych decyzji w moim życiu. To co prawda, do chuja, że jeszcze nikt mi nic nie podarował, ale tym bardziej jestem dumny z tego, co osiągnąłem.

 

Dwa lata temu, przede wszystkim dla mojej drugiej żony, przeprowadziłem się do Polski. Kilka lat wcześniej kupiliśmy w Tarnkowej ruiny wielkiego domu. Początkowo planowaliśmy używać posiadłości jako domu na wakacje. Później podjęliśmy decyzję, aby przeprowadzić się tutaj na stałe. To jeszcze co prawda w Polsce, ale tuż przy czeskiej granicy. Olbrzymi dom, stodoła i naprawdę już tylko resztki ruin trzeciego budynku, w którym najprawdopodobniej trzymano bydło. Do posiadłości należy też hektar ziemi ze starym sadem i dwie olbrzymie lipy dokładnie przed domem.

Na pewno byłoby taniej zburzyć dom i postawić nowy, ale chcieliśmy koniecznie zachować jego charakter. W stodole zrobiłem moje biuro i dołożyłem wszelkich starań, aby z zewnątrz jej wygląd się nie zmienił.

Pod koniec wojny w tym domu stacjonowała jednostka niemieckiej SS, która się broniła aż do końca. Na fasadzie stodoły widać ślady kilku serii z karabinu maszynowego, które się zachowały dla potomków. W równych odstępach odpryśnięty tynk, a pod nim uszkodzone cegły bardzo jasno świadczą o tych zdarzeniach.

Dom ma też bardzo śmieszną historię. Moja córka wykopała ją w starych książkach kościelnych. Nauczyciel wioski opisał tam w bardzo ostrych słowach po niemiecku swoje niezadowolenie z tego, że jego dom rok w rok jest zalewany przez powódź, i że on, kurwa mać, się wyprowadzi, jeżeli nie udostępni mu się innego lokum. Najwyraźniej mieszkańcy wioski się zrzucili i w jej najwyższym punkcie, naprzeciw cmentarza wybudowano szkołę z mieszkaniem dla nauczyciela. To było w roku 1789. W tym domu żyjemy dzisiaj.

Niestety uprzedni właściciele nie pielęgnowali domu. Dach jest nieszczelny i mimo że być może stało się to jakieś dziesięć lat temu, to jednak wystarczyło, aby cała jego konstrukcja i oryginalne przepiękne schody zmurszały, mury też zostały poważnie uszkodzone.

Przeprowadzka, dom i firmy, które założyłem w Polsce i w Rosji, w przeciągu ostatnich lat pochłonęły lwią część mojego czasu. Nawet po trzech latach przeprowadzka nadal nie jest zakończona, wciąż brak wielu dokumentów – nie doceniłem nawału formalności.

Ogrom pracy jest jednym z głównych powodów rozpadu mojego małżeństwa. 30 grudnia 2019, po ponad siedmiu latach, bezpowrotnie (chyba) się rozpadło i dlatego wylądowałem na Erodate.pl. Uważam za bardzo ważne, że podczas tych siedmiu lat nigdy nie zdradziłem mojej żony, nawet nie flirtowałem z żadną inną kobietą.

Więc czemu wylądowałem na Erodate.pl?

Naprawdę nie lubię imprez i dyskotek, i wręcz nienawidzę klubów, ale co roku wyprawiam urodziny mojej żony i Sylwestra, który równocześnie jest moim przyjęciem urodzinowym. Moja żona kocha zabawy i chętnie z nich korzysta, ale od czasu, gdy wzięliśmy ślub, robi to o wiele, wiele rzadziej niż kiedyś.

Na swoje pięćdziesiąte urodziny zaprosiłem przyjaciół z całego świata i jeżeli mówię z całego świata, to mam na myśli naprawdę cały świat. Praktycznie każdy kontynent miał przedstawicieli poza pingwinami z Antarktydy. Poprosiłem gości, aby na tę okazję wybrali typowe dla swojego państwa stroje, i prawie wszyscy się tego trzymali. Były rosyjski generał przyszedł jako żołnierz gwardii carskiej. Ukrainka przebrała się za chłopkę. Francuzka była gwiazdą Variété. Mój kolega z Tajwanu wpadł w typowo azjatyckim stroju. Wielu gości z Europy przyszło w starych strojach charakterystycznych dla ich regionów. To było naprawdę piękne przyjęcie i wszyscy doskonale się bawili, chociaż niewielu gości posługiwało się językiem innym niż swój własny. Ponieważ nie miałem najmniejszej ochoty angażowania dziesięciu tłumaczy, usadziłem gości przy stole według własnego systemu.

Nie sortowałem ich według państwa ani według języka czy według wieku, tylko według ilości alkoholu, który normalnie spożywają. Pomysł okazał się bardzo dobry, a miejsce wokół byłego rosyjskiego generała, amerykańskiego komandosa, polskiego dyrektora, tajwańskiego inżyniera i Francuza było epicentrum tej zabawy. Już po godzinie rozmawiali ze sobą jak najlepsi przyjaciele. Przypuszczam, że rozumieli się lepiej niż ja ich.

Bardzo lubię, gdy takie zabawy mają coś wyjątkowego i mimo że większość z moich gości z początku pobłażliwie i z niedowierzaniem patrzyła na mój pomysł ze strojami, to do dziś wszyscy mile wspominają tamte urodziny.

 

Podczas bardzo trudnych lat przeprowadzki nasz związek bardzo ucierpiał i zdaję sobie sprawę, że jestem chujem, gdy jestem zmęczony, a podczas tego okresu byłem permanentnie zmęczony. Z powodu wyrzutów sumienia, ale też dlatego gdyż kochałem moją żonę, przez cały rok 2019 starałem się ratować małżeństwo. Polecieliśmy wiosną nurkować na Malediwy, wyprawiłem w lipcu urodziny mojej żony. Był DJ, dwie śliczne kelnerki, kucharz i doskonała pogoda. Zabawa miała miejsce u nas na podwórcu pod gołym niebem. Przyszło około sześćdziesięciu gości.

Prawie pół roku wcześniej kupiłem traktor z roku 1953 na prezent dla mojej żony, żeby mogła wygładzać nim piasek na padoku dla koni. Ona lubi starocie, pewnie dlatego jest ze mną. Zajęło mi pół roku odrestaurowanie traktora, ale teraz wygląda lepiej, niż gdy był nowy. Polakierowałem go dwukolorowo. W kolorze kości słoniowej są koła i dolne części błotników oraz maski, w ciemnoniebieskim metaliku jest górna część. Płynna, lakierowana, kontrastowa linia w stylu lat pięćdziesiątych dzieli od siebie obszary obu kolorów. Traktor jest przepiękny, tym bardziej gdy był ozdobiony jako prezent urodzinowy. Sądzę, że w promieniu pięćdziesięciu kilometrów wszyscy oprócz mojej żony już wiedzieli o przygotowywanym prezencie.

Razem ze znajomym, który zbiera stare traktory, w jakieś dwie godziny po rozpoczęciu zabawy wjechaliśmy triumfalnie czterema starymi traktorami na podwórzec naszej posiadłości. Przekazałem traktor mojej żonie, wszyscy śpiewali Sto lat. Przygotowałem więcej. Napisałem dla niej piosenkę i zaangażowałem męski chór. To wszystko oczywiście z przymrużeniem oka, tak naprawdę nikt z nas nie potrafi dobrze śpiewać. Do tego skomponowałem i zagrałem jeszcze własną melodię hard rock z solo na gitarze, przy czym traktor był perkusistą i podawał takt. Naprawdę dołożyłem wszelkich starań. Wieczór był bardzo udany i większość gości była zachwycona. Smutno było tylko zobaczyć jakieś zazdrosne twarze, gdy wjeżdżały traktory. Niestety to nie pomogło naszemu małżeństwu zbytnio.

Jeszcze przed ślubem obiecałem mojej żonie, że jeżeli kiedykolwiek nasze małżeństwo będzie zagrożone, ona się o tym dowie pierwsza. Tak długo, dopóki to nie nastąpi, nie musi się obawiać o moją wierność. Dotrzymałem słowa przez siedem lat i gdy na początku października 2019 po prawie roku największych starań, stwierdziłem, że już długo tego nie wytrzymam, poinformowałem żonę, że nasz związek wisi na włosku. Powiedziałem jej, że obydwoje musimy się bardziej postarać. Nie robiłem jej wyrzutów, bo to naprawdę bardzo dobra kobieta, ale najwyraźniej nie pasujemy do siebie i nawet w dobrych latach było nam bardzo trudno pogodzić nasze często skrajnie różniące się poglądy i zainteresowania.

Zepsuło się wszystko chyba bezpowrotnie dwa miesiące później na moich urodzinach 30 grudnia 2019. Moja żona nie przygotowała dla mnie nic, nic mi nie podarowała. Prezent de facto nie ma większego znaczenia, bo sam mogę sobie wszystko kupić, ale chodzi o zaangażowanie partnera i że chce sprawić drugiemu radości. Nic.

W tym dniu naprawdę we mnie coś pękło bezpowrotnie, mimo że nawet nie mieliśmy sprzeczki. Było mi po prostu strasznie przykro. Wiem, że w tym dniu dramatycznie się zmieniłem. Całe moje dotychczasowe życie było podporządkowane temu, co jest najlepsze dla moich najbliższych. Do tego dnia.

WTOREK, 14.01.2020–PIĄTEK, 20.03.2020. MAJA

To była pierwsza dziewczyna z Erodate.pl, z którą uprawiałem seks. Według opisu, 18-letnia maturzystka, która chce dorobić przed rozpoczęciem studiów. Ma metr pięćdziesiąt wzrostu i figurę, o której mężczyzna może marzyć. Ma przepiękne piersi, miseczka D, płaski brzuszek, talię osy i piękną wypukłą pupcię.

Dogadaliśmy się, była zdecydowana. Rozmowa potoczyła się szybko. Umówiliśmy się na spotkanie we Wrocławiu. Przed nim przysłała mi jeszcze niezliczone dodatkowe warunki. Zauważyłem, że jest to dla niej nowość i im bardziej zbliżał się termin spotkania, tym więcej sprostowań dostawałem. Chyba naprawdę zebrała dokładne informacje. Między innymi wyjaśniła, że nie zgadza się na seks analny i że uprawia seks tylko z zabezpieczeniem, a że pieniądze bierze z góry. Po kolei wszystko potwierdzałem, gdyż było to po mojej myśli.

W dzień spotkania wybrałem dobry hotel. Gdy już byłem w pokoju, podałem jej przez WhatsAppa numer i czekałem. Przyszła punktualnie. Zobaczyłem młodziutką blondynkę z długimi, lokowanymi włosami, o pięknej buzi aniołka, z malutkimi piegami i o śnieżnobiałej nieskazitelnej skórze. Mogłaby udawać piętnastolatkę. Miała tatuaż, ale nie zdradzę motywu, aby nikt nie mógł jej rozpoznać.

Usiadła od razu na łóżku i widziałem, że z jednej strony jest zdecydowana, ale mimo to napięta i nieśmiała. Dałem jej natychmiast pieniądze i powiedziałem, że dzisiaj ona podejmuje wszystkie decyzje i że w każdej chwili może powiedzieć „nie”, obojętnie kiedy. Tak jak ją o to poprosiłem, włożyła pończochy i szpilki.

Byłem bardzo delikatny. Seks uprawialiśmy trzy razy tego dnia. Maja jest jedną z najbardziej aktywnych kobiet, które kiedykolwiek miałem w łóżku. Było mi naprawdę trudno ją okiełznać chociaż na chwilę, żebym sam mógł zrobić to, na co miałem ochotę. Bez przerwy przejmowała inicjatywę. Nawet gdy była tuż po orgazmie, pracowała natychmiast nad następnym. Już podczas pierwszego spotkania zostaję z tyłu, gdyż jeżeli chodzi o orgazmy stoi cztery do trzech.

Zawsze, gdy uprawiałem z nią seks, było mi prawie wstyd, gdyż jej dłonie są tak malutkie, jak ręce dziecka. Gdy jest bliska orgazmu, ma jak gdyby grymas na twarzy, przy czym troszkę dziwnie wystawia swoje lekko otwarte usta jak do pocałunku. To wygląda troszeczkę śmiesznie, ale też przesłodziutko. Nigdy tego jej oczywiście nie powiem i później zdradzę czemu, ale to jest naprawdę słodziutkie i bardzo pomocne w łóżku.

 

Co zrobić, gdy chce się raz na zawsze zakończyć związek i całkiem, ale to całkiem, o kimś zapomnieć? Moim zdaniem, trzeba zniszczyć najpiękniejsze wspomnienia, „bezczeszcząc” je. Dlatego na drugie spotkanie umówiłem się z Mają w tym samym hotelu, do którego po raz pierwszy zaprosiła mnie moja żona i gdzie się w niej zakochałem, czyli do Platinum Palace we Wrocławiu.

Zaprosiłem Maję na kolację do naprawdę dobrej restauracji tego hotelu. Już uprzednio zamówiłem siedmiodaniową kolację, która trwała dwie godziny. Miała na sobie piękną obcisłą sukienkę z dużym dekoltem i jej duży biust zauraczał. Patrzyłem na niego tylko wtedy, gdy byłem pewien, że tego nie widzi, ale cholera! Było naprawdę trudno odwrócić wzrok!

Byłem ubrany jak zawsze podczas moich biznesowych spotkań: czarna koszula, czarny garnitur, czarne buty, krawat, spinki i mój zegarek IWC z „nierdzewki” z czarnym cyferblatem. Po kilku minutach rozmowy podczas tej kolacji wiedziałem, że nie jest maturzystką. I tak już sądziłem, że jest starsza, niż podała, raczej dwadzieścia jeden niż osiemnaście lat, ale po rozmowie w restauracji byłem pewien, że mam do czynienia z dorosłym, pewnym siebie, wykształconym człowiekiem. Kiedyś podczas kolacji powiedziała:

– Troszeczkę oszukałam z moim wiekiem.

– Ja nie, ale mogę zgadnąć? Studentka? Dwadzieścia jeden lat? Medycyna?

Wydawała się przestraszona, zrobiła wielkie oczy.

– Skąd ty to wszystko wiesz?

– Nie wiem tego, ale wydaje mi się, że znam się na ludziach. że nie jesteś maturzystką, wiedziałem już po naszym pierwszym spotkaniu.

– Co prawda mam dopiero dwadzieścia lat, ale wszystko inne się zgadza.

Podczas obiadu bez przerwy nas obserwowano – zarówno nieliczni goście restauracji, jak i obsługa. Nawet szef kuchni przyszedł, aby spytać, czy wszystko jest w porządku. Często bywałem w tej restauracji, ale szefa kuchni jeszcze nie widziałem. Najprawdopodobniej w kuchni robili zakłady o to, co to za parka. Sądzę, że było to dla Mai bardzo nieprzyjemne i pewnie dlatego nigdy więcej nie pokazaliśmy się razem publicznie.

Jest jedną z tych kobiet, które chętnie wypróbowują nowe rzeczy. Z czasem, gdy wypróbowaliśmy wszystkie pozycje z mojego repertuaru, zaprezentowała mi kilka swoich. Chciała też na przykład, abym jej pokazał, jak mężczyzna się onanizuje i jak ona powinna to zrobić dla mężczyzny. Nie za bardzo to lubię, ani gdy robię to sam, ani gdy kobieta robi to dla mnie. Gdy to usłyszała, natychmiast się wycofała.

Dla większości z nas takie rozmowy są wstydliwe, zwłaszcza gdy o coś prosimy i zauważymy, że partner tego nie chce. Ale od razu uspokoiłem Maję i powiedziałem, że właśnie główna zaleta takiej relacji polega na tym, aby stawiać sobie nawzajem pytania i oczywiście jej to chętnie pokazałem.

Chciała wypróbować głębokie gardło. Próbowaliśmy kilka razy, ale nigdy nam się nie udało. Jej gardło i mój penis po prostu nie pasują do siebie, a na siłę nie chciałem nic robić. Jest jedną z niewielu kobiet, z którymi miałem „wyczynowy seks” na stojąco, i jest pierwszą kobietą, z którą wypróbowałem pozycję 69 na stojąco. I tak, to ja ją podniosłem, a nie odwrotnie. Najprawdopodobniej nie waży nawet pięćdziesiąt kilo. Nie ostrzegłem jej i wstałem i gdy nagle zawisła głową w dół, zaczęła krzyczeć, ale niebawem zauważyła, że nawet nie przestałem jej pieścić moimi ustami i zaczęła się śmiać.

Ta pozycja wcale nie jest taka trudna, jakby się wydawało. Jej uda leżą na moich ramionach, co przenosi cały jej ciężar na moje barki. Miałem już znacznie gorsze plecaki na plecach. Gdy już leżeliśmy znowu w łóżku, śmialiśmy się obydwoje z tego i powiedziałem, że powinna była zrobić w lustrze zdjęcie nas dwojga. Prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek ktoś z nas jeszcze raz przeżyje coś takiego, jest raczej bardzo małe. Powiedziała, że ze wstydu zapadłaby się pod ziemię. Ja odpowiedziałem, żeby sobie wyobraziła, jakie wywarłaby wrażenie, gdyby pokazała takie zdjęcie swojej wnuczce, gdy będzie miała lat siedemdziesiąt, a wnuczka dwadzieścia pięć. Była zdania, że to byłoby jeszcze gorsze. Natomiast ja jestem przekonany, że są to dokładnie te przeżycia, które nam zostają w pamięci i których próbuję zebrać w życiu tak dużo, jak tylko mogę.

Podczas kolejnych spotkań kupowałem jej sukienki, które wybrała, bieliznę, gorsety, pasy do pończoch, pończochy, buty.

Maja chętnie też przebierała się za babydoll, prawie jak sześcioletnia dziewczynka. Dollskill.com była jej ulubionym sklepem. Nie, nie miałem nic przeciwko, mimo albo może zwłaszcza dlatego, że było to dla mnie coś kompletnie nowego. Jedna z tych kreacji utkwiła mi dokładnie w głowie. Różowa sukienka, króciutka, na górze ciasna, z bufiastymi ramionami, na dole troszkę rozszerzona, z półmatowej satyny z wplecionym wzorem z błyszczących nici, dzięki czemu powstawały piękne świetlne efekty i sukienka mieniła się jak rybia łuska. Do tego miała różowy choker na szyi, białe skarpetki powyżej kolan i różowe buty na wysokich obcasach oraz różową kokardę we włosach.

Ja pierdolę, ta kobieta ma naprawdę jaja, że odważyła się tak wyjść na ulicę. Jestem pewien, że każdy mężczyzna po drodze nadepnął na własny język i tego dnia najprawdopodobniej wzrosła statystyka wypadków na ulicach Wrocławia.

Gdy ją zobaczyłem w tej sukience, od razu skojarzyła mi się Alicja w Krainie Czarów i to z pierwszej wersji z roku 1933. Tego dnia „schrupałem” ją prawie że w drzwiach pokoju hotelowego, na stojąco. Jak się okazało, nawet nie włożyła majteczek, tak jak ją o to poprosiłem.

Jestem niemal pewien, że naprawdę nie ma nikogo innego, tak jak powiedziała, gdyż przy każdym spotkaniu startuje jak rakieta. Na początku bardzo zwracała uwagę na dyskrecję, mimo to łatwo mogłem dowiedzieć się o niej więcej. Wystarczyło, gdy byłem w łazience, zajrzeć do leżącej tam jej torebki, albo włożyć jej lokalizator GPS? Ale jestem dżentelmenem i nie próbowałem takich zagrywek. Póki ludzie są dla mnie fair, ja też jestem. Zawsze.

Czasem sama zdradziła mi to i owo o sobie, między innymi że brała kiedyś antydepresanty i że je też do dziś jeszcze od czasu do czasu łyka. Nie chciałem pytać dlaczego, a ona nigdy nie zdradziła więcej.

Niestety po zaledwie trzech miesiącach miała wypadek i zwichnęła sobie prawe ramię. To zdarzyło jej się trzeci raz i konieczna była operacja. Powiedziała, że miną co najmniej cztery miesiące, zanim będzie znowu sprawna.

Ponieważ nasza znajomość nie była wyjątkowo bliska i poza seksem nie łączyło nas zbyt wiele i sobie tak naprawdę nigdy dużo nie obiecywaliśmy, zostaliśmy co prawda nadal w bardzo luźnym kontakcie, ale nie spotykaliśmy się już.

Kiedyś poprosiła mnie o pieniądze, ale to nie była duża kwota, chyba tysiąc złotych. Oczywiście jej to przelałem. Od czasu do czasu pisała i z biegiem czasu zdradziła mi też swoje prawdziwe imię i adres.

ŚRODA, 1.04.2020–WTOREK, 21.07.2020. KLAUDIA

Po rozstaniu z Mają rozpocząłem kolejne poszukiwania. Maja zdradziła mi, że kwota, którą oferuję, jest o wiele wyższa niż to, co proponują inni. Na początku sądziła, że to ściema i pewnie nie uwierzyłaby, gdyby nie kredyty, które jej wysłałem. Dlatego nie zmieniłem tekstu, ale zmniejszyłem kwotę do ośmiuset złotych, co najwyraźniej nadal jeszcze jest mniej więcej podwójną stawką przeciętnych ofert.

Tym razem miałem naprawdę szczęście. Po krótkiej korespondencji z kilkoma kobietami już podczas drugiego spotkania poznałem kogoś, kto mi się podobał.

Dziewczyna ma na imię Klaudia, ma dwadzieścia lat. Studentka. Modelka, metr siedemdziesiąt jeden, więc jest prawie mojego wzrostu, ma długie blond włosy, bardzo dziecinną twarz i nieskazitelną skórę. Piersi małe, ale jędrne, płaski brzuszek, bardzo, bardzo długie przepiękne nogi z krągłymi udami i idealną pupę. Jest naprawdę wytrenowana. Ćwiczy na rurze.

Ma za sobą trudne dzieciństwo. Jej ojciec bez przerwy zdradzał matkę, a jej matka zakończyła ten związek dopiero, gdy mąż któregoś dnia wszedł do wspólnego mieszkania z dwoma obcymi kobietami i zażądał, żeby uprawiali seks we czwórkę. Klaudia miała wtedy dwanaście lat, wszystko widziała. Matka od tego czasu była bez przerwy na antydepresantach i tak naprawdę córka martwiła się bardziej o nią niż odwrotnie.

Dziewczyna studiuje chemię, a jej praca jako modelki teraz, gdy jest COVID, jest bardzo utrudniona. Bardzo ją polubiłem, jest naprawdę miłą i sympatyczną osobą.

Wydaje mi się, że też spotykała się tylko ze mną. W każdym razie jej profil na portalu tak jak i mój jest nieużywany od chwili, gdy się spotykamy. Obydwoje cieszymy się na każde następne spotkanie.

Klaudia dostaje szybko swoje orgazmy, ale wydaje mi się, że brakuje jej jeszcze trochę fantazji i rozluźnienia. Wkłada zawsze to, o co ją poproszę, ale moje życzenia nie są też wyjątkowo wyszukane – wszystkie bez problemu można umieścić w filmie od dwunastu, może nawet od sześciu lat. Jej też kupowałem pończochy, gorsety, pasy do pończoch. Gdy podarowałem jej pierwszy gorset i gdy go włożyła, była wręcz zachwycona. Powiedziała, że czegoś takiego jeszcze nigdy nie miała na sobie, ale że jej się bardzo podoba, gdyż tak pięknie podkreśla figurę i ukrywa fakt, że ma mały biust.

Gdy przed drugim lub trzecim numerkiem ją proszę, aby pomogła mojemu kumplowi ustami, robi to chętnie i dobrze.

Opowiedziała mi o innym mężczyźnie z tego portalu, który przed wyjściem jakoś długo odliczał należność. Po czym okazało się, że zostawił jej tylko zwykłe papierki – banknoty wydrukowane na drukarce. Od tego dnia pieniądze zawsze bierze z góry.

Nie odważyłem spytać z iloma mężczyznami, których poznała na takich portalach, się już spotkała. Co prawda bardzo mnie to nurtuje, ale obawiam się, że liczba jest – być może – bardzo wysoka. W moim pruderyjnym mózgu zaprogramowanym przez moją siekniętą matkę, taka liczba mogłaby wszystko zepsuć.

Przyznała, że była jak dotąd w jednym stałym związku i że zanim się dowiedziała, jej chłopak zdradzał ją przez miesiące z jej najlepszą przyjaciółką. Kurwa, czy naprawdę można zrobić jeszcze coś gorszego? Od tego czasu unika prawdziwych związków.

Jak każda kobieta, którą znam, mimo że jest prześliczna i obdarowana przepiękną figurą, chce coś zmienić w swoim ciele. Co chwilę mówi o powiększeniu biustu, a ja próbuję jej to wyperswadować. Ma co prawda małe, ale kształtne piersi.

Niestety mój związek z Klaudią nie wychodzi poza czysty seks. Nie dowiaduję się zbyt wiele o niej, nie chce też ze mną nigdy ani nigdzie wyjechać, ani pójść, a każde spotkanie kończy się dokładnie po dwóch godzinach. Oczywiście to rozumiem, oczywiście jest to okej, ale to niestety nie jest to, czego ja szukam.

WTOREK, 16.06.2020. NATALIA

W jednym z profili na Erodate.pl przedstawia się Natalia_96 – metr sześćdziesiąt pięć, dwadzieścia cztery lata, niepaląca. Jest z Katowic, więc około 120 km ode mnie. Zdjęcia pokazują szczupłą kobietę w wieku od 25 do 28 lat. Na jednym widać ją z boku, jedynie w samoprzylepnych czarnych kabaretkach. Długie blond włosy, śliczny płaski brzuszek, mały biust, który niestety ma zalążki obwiśnięcia. Właśnie to powoduje, że nie jestem zachwycony. Drugie zdjęcie pokazuje ją od tyłu w skąpym body z koronki. Śliczna talia, ładna, ale nieidealna pupa. Zarówno biust, jak i pupa, i krytyka odnośnie nich, to już „biadolenie na najwyższym poziomie”.

Jestem pewien, że dziewięćdziesiąt pięć procent kobiet za taką figurę mogłoby zabić. Mężczyzn być może też. Na ostatnim zdjęciu jest znowu w tym samym body, ale widać ją z przodu. Biust ma odkryty. To jest jedyne zdjęcie, na którym widać część jej twarzy łącznie z ustami. Posiadam te zdjęcia do dziś i mimo że je po prostu ściągnąłem z sieci, czuję się troszkę jak złodziej. Gdy się zastanowię, to ta strona, to już jest troszkę jak handel bydłem. Ale być może jestem sieknięty. Któż to wie?

To nie jej zdjęcia, ale opis zwrócił moją uwagę: „Szukam mężczyzny, który wesprze mnie finansowo, ale z którym mogę wejść w relację, która będzie zbliżona do normalnego związku”. Sprawiała wrażenie ładnej, ale ponieważ liczba ofert jest olbrzymia, napisałem do niej dopiero po trzech tygodniach, gdy po raz trzeci pokazała się w trakcie szukania. To zdecydowanie opis, a nie wygląd sprawił, że się do niej odezwałem. Szukam tego samego.

WTOREK, 7.07.2020. PIERWSZY KONTAKT

Jestem kulturalnym, wykształconym, wysportowanym inżynierem z wieloma zainteresowaniami. Latanie, żeglowanie, nurkowanie, jazda konno, jazda na motorze i na nartach...

CZWARTEK, 9.07.2020

Po trzech dniach wszedłem znowu na portal i przeczytałem wiadomości, między innymi od Natalii.

– Hej, co to za prezenty?

– Jak już napisałem, chodzi mi tylko o to, aby pokazać, że nie opowiadam baśni, jak pewnie większość innych użytkowników tego portalu. Sądzę, że większość tutaj to po prostu kłamcy, a ja nie mam czasu na zabawy na poziomie przedszkola.

– To już zauważyłam, że jest tu bardzo trudno znaleźć kogoś na poziomie.

– Przypuszczam, że mniej niż jeden procent użytkowników jest realnych i nieskłamanych. Jeżeli spotkanie mimo mojego wieku wchodzi w rachubę, zgłoś się, proszę. Zaproszę cię chętnie najpierw do restauracji. Oczywiście zapłacę za twój czas. Oferuję czterysta złotych, jedyne, czego oczekuję, to piętnaście minut twojego czasu, potem możesz wstać i wyjść. Mam nadzieję, że powiesz mi to od razu, jeżeli dalsze zaangażowanie z twojej strony i tak nie wchodzi w rachubę, nie zmuszając mnie na pokonanie dwustu czterdziestu kilometrów na darmo. Chciałbym zauważyć, że wszystkie moje zdjęcia są prawdziwe i aktualne. Najchętniej komunikowałbym się przez WhatsApp, na tym portalu nie jestem często. Mój numer telefonu to +49 123456789.

PONIEDZIAŁEK, 13.07.2020. ZDJĘCIA TWARZY

– Piszmy proszę na razie tutaj, przynajmniej przed pierwszym spotkaniem. Pomysł z restauracją podoba mi się bardzo. Może napiszę od razu, czego nie robię. Żadnego analu, żadnych twardych praktyk, jak face fuck, żadnych narkotyków, za to akceptuję czerwone wino w sensownych ilościach. Jakie masz zainteresowania?

– Większość już napisałem: latanie, motocykl, nurkowanie, narty, żeglowanie, jazda konno. Kocham filmy i czytam bardzo dużo. Posiadam tysiące filmów i tysiące książek, które przeczytałem, no może poza encyklopediami. Bardzo chętnie remontuję stare auta lub stare samoloty.

Wysłała mi dwa zdjęcia siebie na motocyklu. Na obu widać też jej twarz. Jedno jest chyba starsze, na nim wygląda troszeczkę okrąglej. Siedzi na sportowym motocyklu. Ma na sobie krótką granatową spódniczkę mini i białą bluzkę bez ramion. Szacowałbym ją na 20 lat. Na drugim zdjęciu wydaje się znacznie szczuplejsza i na pewno starsza, może 24. Siedzi na wyścigowym motocyklu, ustawionym na stojaku, z ogrzewaczami opon, najwyraźniej tuż przed wyścigiem. Tu też ma na sobie mini i wygląda na naprawdę wytrenowaną. Wysłałem jej zdjęcie mojego mercedesa 560 SL R107, kabriolet z 1988 roku w stanie idealnym.

– Jestem zafascynowany, jeździsz na motocyklu?

– Tak, ale tylko jako plecaczek. Auto robi wrażenie, te stare auta mają naprawdę duszę. Jakie książki, jakie filmy lubisz?

– Właściwie wszystko, co dotyczy filmów, ale tylko bardzo, bardzo nieliczne horrory. „The Ring” był na przykład wspaniały. Bez Marvela mógłbym spokojnie żyć. Jeżeli chodzi o książki, czytam też bardzo dużo, ale żadnych fantasy ani horrorów i romansideł. Wśród moich ulubionych książek są „Trzej towarzysze” Ericha Marii Remarque’a i „Wielki las” Nienackiego.

– Czy mogę też o coś spytać?

– Oczywiście.

– Nie jestem zainteresowany relacją bazującą tylko na seksie. To nie ja. Bardzo chciałbym, żeby to było coś takiego jak prawdziwy związek. Szukam kobiety, z którą mógłbym się spotykać przynajmniej raz na tydzień i która ze mną od czasu do czasu pojedzie na weekend, albo pójdzie do kina czy na koncert.

CZWARTEK, 16.07.2020

– To się pokrywa też z tym, czego ja szukam. Jeżeli chcesz, możemy się spotkać, ale pierwszy raz naprawdę w restauracji.

– Cieszę się. Oczywiście, w restauracji. Od teraz przez WhatsAppa?Nie jestem tu często.

– Chętnie.

PIĄTEK, 17.07.2020. Z NATALII ROBI SIĘ KATARZYNA

– Cieszę się. Czy restauracja Gessler w Radissonie w Katowicach byłaby okej? Jeżeli pozwolisz, przyjechałbym trochę młodszym SLK. To jest dosyć daleko i jeżeli pogoda będzie gorsza, wolałbym jechać tym. Jeżeli chodzi o moje imię, delikatnie oszukałem, Gregor.

– Chętnie. Nawiasem mówiąc, nazywam się Katarzyna. A skąd takie dziwne imię?

– Jestem Niemcem, ale moja matka pochodzi z Polski.

NIEDZIELA, 19.07.2020. PIERWSZE SPOTKANIE

Umówiłem się z Katarzyną w restauracji hotelu Radisson w Katowicach. Przezornie zamówiłem też pokój. Czterysta złotych, które jej obiecałem, razem z kilkoma kwiatami, puszką galaretki z alkoholem, którą produkuję sam, i butelkę wina zapakowałem do torebki na prezent – tak samo moim klientom przekazałbym butelkę wina. Pojechałem moim SLK 230 K R170 z 1998 roku i jak zawsze byłem o wiele za wcześnie.

Po załatwieniu formalności w recepcji czekałem przed hotelem. Przyjechała Uberem i gdy wysiadła z auta, nie byłem rozczarowany.

Młoda kobieta około dwudziestu pięciu lat, metr sześćdziesiąt pięć, piękna figura i z klasą. Wysokie obcasy, beżowa sukienka mini z dzianiny i cienki beżowy płaszcz. Oczywiście zwracam uwagę na detale. Jest farbowana na blond, przy czym widać naturalny ciemnobrązowy kolor włosów przy skórze. Do dziś nie jestem zwolennikiem farbowanych włosów. Uwielbiam naturalność i najbardziej lubię kobiety, które są dokładnie takie, jak natura je stworzyła. Ale jestem też z całkiem innej generacji. W związku z tym był to tylko maleńki detal, do którego nie przywiązywałem zbyt dużej uwagi. Zauważyłem też tatuaż. Tego też za bardzo nie lubię, ale akurat w tym miejscu, w tej wielkości jest to coś, co mi nie przeszkadza, mimo że mógłby być troszkę mniejszy.

Zaprowadziłem ją do naszego stolika, odebrałem jej płaszcz i zapytałem, czy chce coś zjeść. Odmówiła, zamówiła tylko kawę i spytałem, czy napije się ze mną wina. Zamówiłem dla siebie tatara i butelkę wina dla nas i jak wiele razy później, ja wypiłem pół lampki, a ona resztę butelki.

Mimo że podczas pierwszego spotkania jest się oczywiście bardzo powierzchownym, omija się trudne tematy i nie jest się tak naturalnym jak zazwyczaj, byłem naprawdę pod wrażeniem. Inteligentna, młoda kobieta, niestety z przerwanymi studiami inżynieryjnymi. Z wieloma zainteresowaniami, z którą można wspaniale rozmawiać o muzyce, książkach, filmach i tysiącu innych rzeczy. Zna się nawet doskonale na starych, czarno-białych filmach!

Oczywiście poruszyliśmy temat, dlaczego się spotkaliśmy. Nie wspomniałem jednak, że zamówiłem już pokój, ale podkreśliłem, że nie jestem zainteresowany wyłącznie seksem, tylko że szukam kobiety, z którą w miarę możliwości zbuduję normalny związek. Powiedziała, że chodzi jej o to samo i to napisała na swoim profilu.

Rozmawialiśmy z zainteresowaniem prawie przez trzy godziny. Była też mowa o ewentualnych podróżach po Europie, o wyprawach na koncerty.

W końcu zaczęła się żegnać, bo umówiła się ze znajomymi. Zaproponowałem, że ją podwiozę. Pojechaliśmy z otwartym dachem do Gliwic. Na jakimś rondzie pozwoliłem sobie na zabawę i driftowałem troszkę. Najwyraźniej jej się to nie podobało i stwierdziła, że jestem chyba strasznym zgrywusem. Tego mi jeszcze dotąd nikt nie powiedział. Pożegnaliśmy się i z zachwytem patrzyłem za nią. Mimo że już w aucie zmieniła buty na takie na płaskim obcasie, był to nadal piękny widok. Wie, jak ruszać biodrami.

– Dziękuję ślicznie za spotkanie i za zaufanie. Może w czwartek coś klasycznego? Wine Bar Lofty? Mają doskonałą kuchnię i olbrzymi wybór win. A później możesz zdecydować, czy będzie z tego coś więcej.

– Już tam byłam i mam nadzieję, że zaserwują te same pyszności.

– Więc zamówię stolik na czwartek. Gdzie i o której cię odebrać?

– Odbierz mnie, proszę, po pracy przy firmie MFJ w Gliwicach. O szesnastej, do restauracji mamy piętnaście minut.

– Nawiasem mówiąc, sprawdziłem: do Pragi lecimy godzinę, do Wiednia półtorej, do Budapesztu godzinę czterdzieści pięć. W Wiedniu zajmie nam jeszcze godzinę dojazd autem. W Pradze i Budapeszcie lądujemy prawie w centrum. W czwartek stoję o szesnastej przed twoją firmą. Śpij słodko.

PONIEDZIAŁEK, 20.07.2020

– Dzień dobry. Życzę pięknego dnia, Kasiu.

– Ale miło, już z samego rana ktoś o mnie myśli. Tobie też pięknego dnia.

– Jeżeli coś takiego cię interesuje: dzisiaj w nocy będzie widać kometę mijającą Ziemię. Widać nawet gołym okiem. Następna taka okazja jest dopiero za sześć tysięcy lat. Jeżeli wolisz, aby ilość moich wiadomości była mniejsza, to napisz...

– Pisz, ile chcesz, w najgorszym wypadku nie będę odpowiadać. Koniecznie musimy wybrać się do Pragi/Wiednia/Budapesztu, ale pewnie raczej w weekend?

– Tak bym proponował. Wylecieć w sobotę rano i wrócić w niedzielę. Jeden nocleg.

– Weekend ósmego sierpnia? Od kwietnia mam imprezy urodzinowe jedna po drugiej.

– Ciesz się, w moim wieku zaczynają się już pogrzeby.

– Ale mogę najwcześniej o dwunastej, mam jeszcze umówioną wizytę na paznokcie. Troszkę się boję, ale nie poddaję się przed żadnym wyzwaniem. Nawet mnie nie musisz przekonywać, jestem strasznie podekscytowana lotem! Jeszcze nikt mnie nie odebrał samolotem.

– To nastawienie bardzo mi się podoba. Przez ostatnie trzydzieści lat nazbierałem ponad dwa tysiące godzin. Wielu zawodowych pilotów, zwłaszcza z Ryanaira ma mniejsze doświadczenie. Moja córa lata ze mną od piątego roku życia, a chyba wierzysz, że z nią nigdy niczego nie ryzykuję. Tylko mój pies strasznie się stresuje lotem.

Wysłałem jej zdjęcie, na którym widać mojego psa śpiącego na tylnej kanapie mojego samolotu. Pies śpi na plecach, jaja i „podwozie” w górze. Na drugim zdjęciu widać mnie i psa w śniegu w górach.

– To mój najlepszy przyjaciel, Whiskey, był już dwa razy na stronie tytułowej miesięcznika „Deutsche Wachtelhund Zeitung”2.

Wysłała mi zdjęcie siebie z kotem i drugie, na którym widać ją przy steku leżącym chyba na gorącym kamieniu.

– Na pierwszym zdjęciu jest mój najlepszy przyjaciel Willy, kocur chodził za mną krok w krok i chciał być wiecznie przytulany. Na drugim zdjęciu najlepszy stek, jaki kiedykolwiek jadłam, Kaya Sushi w Tychach. Jak możesz lubić śnieg?

– Tak naprawdę to lubię praktycznie każdą pogodę.

– Chyba nie ma okresu w moim życiu, o którym mogłabym powiedzieć, że byłam naprawdę szczęśliwa. Zastanawiam się, czy nie mam w sobie czegoś, co nie pozwala mi cieszyć się życiem. Przepraszam, ale mam dzisiaj melancholijny nastrój.

– Najszczęśliwszy byłem przez trzy lata przed maturą i na początku studiów. Sądzę, że mogę cię rozweselić, jeżeli tylko dasz mi szansę.

– Zastanawiam się, co mogłoby zmienić moje nastawienie. Znajomy polecił mi książkę „Potęga podświadomości”. Najlepiej czuję się po ćwiczeniach na siłowni, z satysfakcji małych osiągnięć. Ale od dwóch lat już nic nie robiłam.

– Podczas pierwszego spotkania poznawaliśmy się obydwoje powierzchownie, ale chętnie opowiem ci o sobie. Może obydwoje damy sobie „kopa”. Strasznie się zaniedbałem, co prawda uważam na wagę i nadal podejmuję się wyzwania z większością twoich rówieśników, ale moja kondycja praktycznie nie istnieje. Co trenowałaś?

– Biegałam, siłownia, trochę jazdy konnej. Jazda konno od zawsze była moim marzeniem, ale stać mnie było dopiero, jak zaczęłam pracę.

Musiałam przestać, gdy w marcu skasowałam swoje auto. A ty?

– Biegałem codziennie przez piętnaście lat, też w Wigilię i tak samo długo grałem w siatkę w lidze wojewódzkiej. Tu link do hotelu Queens Court w Budapeszcie. Lubisz taki klimat? Przyznaję, że nie lubię Wiednia, a do Pragi możemy kiedyś pojechać motocyklem. Więc może Budapeszt?

– Hotel jak z bajki. Budapeszt! Robię sobie wieczór z winem od ciebie. Jest cudowne, dokładnie trafione w mój gust.

– Cieszę się bardzo, to jedno z moich ulubionych win. Zinnfandel Rancho Zabaco, California 2015. Nie będziemy musieli zamawiać dwóch różnych.

– Ale mimo to dwie butelki.

– Podobasz mi się coraz bardziej. Ale wiesz, że alkohol jest smarem towarzyskim, robi mężczyzn odważniejszych, a kobiety łatwiejsze.

– Nienawidzę mężczyzn, którzy podrywają pijane kobiety, myśląc, że to łatwy kąsek. To dla mnie faceci bez jaj.

– Przepraszam, jeżeli był to głupi żart. Jeszcze nigdy nie szukałem łatwego celu. Mnie od zawsze interesowały tylko dumne, inteligentne, atrakcyjne kobiety.

– Wszystko okej. Dla mnie wygląd nie ma znaczenia. Muszę być w stanie prowadzić rozmowę z partnerem. Raz spotkałam się z takim przystojniakiem. Beznadziejnie, po krótkim czasie skończyły się tematy rozmowy. Trzeba znaleźć kogoś na swoim poziomie. Też źle czułabym się w związku z kimś, kto byłby znacznie lepszy, inteligentniejszy i mądrzejszy ode mnie.

– Patrzę na to trochę inaczej. Dla mnie najważniejszy jest charakter. Przed laty poznałem prostego leśniczego na Syberii. Człowiek nie może być o wiele bardziej prosty niż on. Mimo to uważam go za jednego z najbardziej wartościowych ludzi, których kiedykolwiek poznałem. To jest w ogóle bardzo trudne, znaleźć wartościowego człowieka.

– Wiem, gdyż jestem sama…

– Mogę o coś spytać?

– Oczywiście!

– Nie musisz odpowiadać, ale proszę bez kłamstw. Ile miałaś związków?

– Nigdy cię nie okłamię. Prawdziwych związków?

– Tak, tylko takie się liczą. Ja miałem trzy. Moja pierwsza dziewczyna zdradziła mnie po czterech latach. Z moją pierwszą żoną żyłem dwadzieścia trzy lata. Z moją drugą żoną jestem od ponad siedmiu lat.

– Cztery związki. Dwa i pół roku. Osiem miesięcy, dwa i pół roku, a ostatni to półtora roku męczarni. To był psychopata. Znęcał się nade mną psychicznie i nie wiem, czemu tak długo z nim byłam. Był strasznie zazdrosny. To było naprawdę chore. Bez przerwy mnie kontrolował. Wtedy byłam święta, moje życie kręciło się tylko wokół niego. Ale pół roku temu nareszcie się uwolniłam. Znajomi, którzy mnie znali, mówili, że strasznie się zmieniłam w trakcie tego związku. Dochodziło do tego, że odblokowywał mój telefon moim palcem, podczas gdy spałam, i sprawdzał moje wiadomości.

– Czy sądzisz, że mam szanse, abyś się ze mną dobrze czuła? Nie mówię o stronie finansowej.

– Mam taki uraz do mężczyzn, że straciłam do nich zaufanie i nie widzę siebie w romantycznym związku. Ale doskonale mi się z tobą rozmawiało i jestem pewna, że możemy pięknie spędzić razem czas. Nie oczekiwałam, że mogę znaleźć tak wartościowego człowieka na tym portalu.

– WOW. Dziękuję. Też nie szukam czegoś koniecznie romantycznego, ale chwilę czasu bez stresu. Jestem tu w Polsce strasznie samotny i jest mi trudno zawrzeć znajomości. Nie szukam prostytutki. To nie było i nie jest dla mnie. Byłoby fajnie, gdybyśmy w czwartek mogli ustalić szczegóły i nigdy więcej do tego nie wracać. Masz PayPal lub możesz, proszę, zainstalować?

– Dziękuję, że jesteś tak subtelny. Mam z tym naprawdę duży problem.

– Dla mnie to też jest trudne. Z tyłu głowy mam, że „jestem tak stary i obrzydliwy, że muszę za to płacić”. Ale seks jest najdroższy w małżeństwie, wiem coś o tym, więc myślę „ee tam”. Jak często chciałabyś się spotykać?

– Zainstalowałam PayPal. Może lepiej nie licytujmy się, kto ma trudniej. Ty masz żonę. W twojej sytuacji i tak nie możesz inaczej.

– Nie, tu jestem inny. Już dawno nie uprawiałem seksu z moją żoną. Nigdy nie gram na dwa fronty. Nie boję się też, że się dowie. Przelałem ci z góry pieniądze za czwartek. Mam nadzieję, że zaprosisz mnie na „deser” po restauracji, ale nawet jeżeli nie, wychodzę z zaufaniem naprzeciw. Pieniądze należą do ciebie tak czy siak. Jeżeli nam uda się ta relacja, pierwsze, co zrobię, to skasuję mój profil na portalu.

– Jak ci się udało przelać mi pieniądze? I tak, masz rację, ten portal jest ohydny, można stracić wiarę w ludzi.

– Mam twój numer telefonu. Teraz też znam twoje nazwisko. Kasiu, niestety zapisałaś nazwisko tak, że jest widoczne dla wszystkich. Aby było fair, przesyłam ci zdjęcie mojego dowodu. Proszę zastanów się, jak rozliczalibyśmy takie podróże jak Budapeszt. Oczywiście pokryję wszystkie koszty podroży, ale na tę samą kwotę co dwie godziny jak w czwartek nie będzie mnie stać.

– Tego nie oczekuję. Nie liczę też „nadgodzin”. Sama możliwość podróżowania jest wspaniała. Wspomnienia z podroży zostaną w pamięci na zawsze. Proszę, zaproponuj coś.

– Dokładnie tak to widzę. Podróże, przeżycia, nurkowanie, latanie, konie, sport. Najważniejsze, aby czas nie przeciekał bezużytecznie przez palce. Nie obraź się, proszę, ale idę już spać, od lat nie przespałem czterech godzin bez pobudek. A najpóźniej od drugiej w nocy śpię tylko po półgodziny.

– Mam ten sam problem. Wczoraj zasnęłam o czwartej nad ranem, a budzik o wpół do szóstej nie zna litości.

WTOREK, 21.07.2020

– Dzień dobry, Kasiu. W załączeniu potwierdzenie rezerwacji hotelu Queens Court w Budapeszcie.

– Umiliłeś mi dzień. Nie mogę się doczekać pierwszego lotu.

– Możemy iść latać jeszcze przed Budapesztem. Może w niedzielę? Za uśmiech?

– Przecież ja się zawsze uśmiecham, jestem zawsze miła i dlatego nasi dostawcy mają mnie gdzieś. Po prostu nie potrafię ludzi porządnie opierd***. W weekend mam dwie imprezy i wiem, że potem będę martwa. Poniedziałek?

– Jeżeli naprawdę zawsze się uśmiechasz, ja będę cię bez przerwy rozpieszczał. Naprawdę potrzebuję miłego człowieka obok siebie, przynajmniej czasami. Ja też będę zawsze miły.

– Nie ma sprawy, to moja natura.

– Idę na motor. Muszę poćwiczyć, jeżeli kiedyś byś chciała pojechać ze mną. Mało jeździłem ostatnio.

ŚRODA, 22.07.2020

– Dzień dobry, Kasiu, jak samopoczucie?

– Doskonale, dziś mogę zdobywać świat!

– Super, to do dzieła! Zastanawiałem się nad tym, co powiedziałaś. Jeżeli masz ochotę, możesz mi zrobić scenę w restauracji i mnie tam zjeb... przy ludziach. Obiecuję, nie będę się bronił. W ten sposób możesz sobie poćwiczyć.

– Czegoś takiego nie potrafię!

– Zdaję sobie z tego sprawę, dlatego chcę ci dać możliwość poćwiczyć. Mogę ci kiedyś opowiedzieć, jak trenuję ludzi, aby mieli więcej zaufania do siebie.

– Trochę się boję o moje zatoki podczas lotu, mam bez przerwy alergię i problemy ze zmianą ciśnienia.

– Nie bój się, nawet nie zauważysz. Mam na to wpływ.

CZWARTEK, 23.07.2020. DRUGIE SPOTKANIE

W przeciwieństwie do pierwszego spotkania w ten przepiękny słoneczny dzień wziąłem mój stary kabriolet, Mercedesa 560 SL R107.

Na iPhonie mam tylko jedną listę z utworami muzycznymi. Na niej jest kilka tysięcy piosenek od klasyki jak Chopin, opery jak „Tosca”, bardzo dużo hard rocka jak AC/DC i Deep Purple, metal we wszystkich wariantach aż po death metal, psychedelic jak Enya, Pink Floyd, jazz, ale nawet pojedyncze piosenki z dyskoteki z moich pierwszych imprez. Ale jest tam też na przykład rosyjski i niemiecki hymn. Nie znajdzie się tam jednak żadna piosenka jak Amadeus, Macarena ani disco polo, ani folklor. To jest to, co lubię, i mam w dupie, czy się podoba to innym. Ta lista utworów leci u mnie bez przerwy, samochód, samolot, w wannie, na motocyklu i zawsze na przypadkowym odtwarzaniu. Może się zdarzyć, że „Marsz żałobny” Chopina będzie zaraz po melodii death metal „District divided” zespołu Darkest Hour.

Tym razem też wyjechałem o wiele wcześniej, niż by to było konieczne, aby się nie spóźnić. Moje auto bardzo rzuca się w oczy i dlatego zaparkowałem na nieco schowanym parkingu firmy Rehau w strefie przemysłowej Gliwic. Napisałem jej, że już jestem i że gdy da mi znać, podjadę w przeciągu minuty.

Przyznaję, że byłem zdziwiony, jak odważnie wyszła z dużej firmy MFJ i wsiadła do mojego samochodu, przy czym bez problemu sto osób mogłoby ją widzieć. Gdy wsiadła, akurat leciała aria Madame Butterfly, jedna z moich ulubionych.

– Ale to dziadostwo musisz wyłączyć, jeżeli mam jechać z tobą.

Właściwie sam mogłem na to wpaść. Nie znam już nikogo, kto słucha muzyki klasycznej. To jest chyba rodzaj ludzi, który wymiera. A ja o tym nie pomyślałem. Wydawała się bardzo poważna i napięta. Tak chętnie położyłbym rękę na jej udzie, ale potrafiłem się powstrzymać. Patrząc z perspektywy czasu, byłbym naprawdę ciekaw, jak by zareagowała. Pojechałem do restauracji, dałem jej paczuszkę z perfumami Issey Miyake. To jeden z moich ulubionych. Jak zawsze zarezerwowałem stolik, mimo że w zasranym roku COVID-a to właściwie nigdy nie było konieczne.

Wybraliśmy stolik przy ścianie, w pobliżu tablicy, na której kredą napisano jadłospis. Zawsze twierdziłem, że prawdziwy posiłek dla mnie składa się co najmniej z trzech dań. Obydwoje zamówiliśmy małże Świętego Jakuba na przystawkę. Obydwoje mieliśmy steka na główne dane, przy czym z radością stwierdziłem, że je swoje steki tak jak ja – krwiste.

Zapytałem, czy napije się wina i zamówiłem Gewürztraminer. To wino lubią właściwie wszyscy. Też ci, którzy normalnie nie piją wina. Łączę z tym zawsze małą zgadywankę. Według mojego zdania i tak są tylko dwa rodzaje wina – to, które nam smakuje, i to, które nam nie smakuje. Jeżeli jesteśmy szczerzy, większość ludzi nie wie wiele o winach albo tak naprawdę nic. A sommeliera, który rzekomo potrafi rozpoznać wino po jego smaku i czy rosło na południowym stoku Loary, i czy jest z roku 2004, a może z 1956, jeszcze w całym życiu nie spotkałem. Natomiast bardzo często w restauracjach rzekomo specjalizujących się w winach, gdzie butelka często kosztuje dwieście euro lub więcej, przeżyłem, że sommelier serwuje wino, które śmierdzi korkiem lub jest zepsute, bo za długo stało po pierwszym otworzeniu. Kiedyś miałem wyrzuty sumienia, żeby odmówić takiego wina. To się skończyło, gdy w restauracji w Weronie zamówiłem moje ulubione wino Montepulciano d`Abruzzo Villa Gemma z 1983 roku, które okazało się lekko zepsute. Było, nie było, butelka kosztuje dwieście euro. Byłem wtedy zbyt nieśmiały, aby zwrócić wino, ale to była ostatnia kropelka i od tego czasu to się już nigdy nie powtórzyło, nawet jeżeli zamawiam tylko jedną lampkę otwartego wina. Jeżeli pachnie korkiem lub ma inne problemy, odmawiam.

Na szczęście zdarza się to bardzo rzadko, w przeciwieństwie do steka, który praktycznie zawsze jest za bardzo wysmażony. Dlatego przy zamówieniu zawsze powtarzam, że stek musi jeszcze ryczeć jak krowa, jeżeli wbiję w niego widelec i że kucharz nie musi się bać, że mięso będzie zbyt surowe, zjem nawet całkiem surowy kawałek mięsa. Notabene czasami zamawiam po prostu surowy kawałek steka, ale oczywiście nie w takim wypadku jak dzisiaj.

Wracając do Gewürztraminer, w wielu filmach jest pokazane, jak to niezliczeni ludzie potrafią wyczuć tę czy inną nutę w danym winie. Mało kto jest naprawdę w stanie to zrobić, a już na pewno nikt z tych, którzy dopiero zaczęli pić wino. Przy praktycznie każdym Gewürztraminer jedna nuta jest wyjątkowo dominująca: zapach kwiatu róży. Jak dotąd praktycznie każdy mógł to wyczuć, jeżeli o to zapytałem. Czy taka zgadywanka jest głupia? Tak i nie.

Wydaje mi się, że podczas pierwszego spotkania, obojętne, czy ma z niego powstać romantyczny związek, czy jest to spotkanie biznesowe, takim całkiem niezobowiązującym tematem można nawiązać pewien kontakt z ludźmi bez jakiegokolwiek ryzyka. Natomiast jeżeli zacznie się opowiadać o polityce, o biznesie, o kobietach lub o innych, wyjątkowo niebezpiecznych sprawach, można trafić na pole minowe. A więc pytanie, czym smakuje wino, pozwoli ominąć pierwsze rafy koralowe bez żadnego ryzyka.

Odpowiedziała na pytanie z łatwością, ale powiedziała, że właściwie woli czerwone wino. Więc zamówiłem jeszcze butelkę Barahonda Summum Monastrell z roku 2015. Piękne, wytrawne, bordowe wino, smakujące mocno taninami, na którym nawet początkującemu szybko można wytłumaczyć, że wytrawne wino nie musi być kwaśne. Naprawdę byłem w stanie wyczytać na czole Kasi, jakie myśli przechodziły jej przez głowę. Tak samo dobrze jak ja, oczywiście ona też wiedziała, że najpóźniej pod koniec tej kolacji będzie musiała podjąć decyzję.

Bardzo trudno mi wyobrazić sobie, co dzieje się w głowie kobiety, która zważywszy nasze społeczne przyzwyczajenia, pierwszy raz idzie z obcym facetem do łóżka za pieniądze. Dosłownie widziałem, jakie walki toczy, czy zostać później ze mną czy nie. Byłem tak delikatny, jak tylko mogłem. Nawet słowem nie napomknąłem, co mogłoby się później stać. Naprawdę bardzo miło rozmawialiśmy o książkach, filmach i muzyce. Oczywiście jest to nadal small talk i oczywiście każdy z nas próbował zrobić możliwie pozytywne wrażenie. Ale to przecież dokładnie to, co stanowi o człowieku i dokładnie to, według czego właściwie powinniśmy wybierać ludzi, z którymi chcemy się związać: nasze zainteresowania, nasze hobby, muzyka, filmy i książki, które kochamy. Obojętne, jak bardzo kocha się człowieka i jak bardzo go poważamy, jeżeli mamy całkiem różne zainteresowania i jesteśmy całkiem inni, taki związek na dłuższą metę można zachować tylko z bardzo dużym nakładem pracy i wyrzeczeń z obu stron. Zgadnijcie, skąd to wiem!

Kolacja trwała ponad dwie godziny. Deser już był za nami, wypiliśmy espresso i delikatnie spytałem, czy dzisiaj jeszcze zostaniemy razem, czy mam ją odwieźć do domu. Powiedziała:

– Jedziemy razem do hotelu.

Ponieważ nie znam tamtych okolic, a mój kabriolet z 1988 roku nie ma nawigacji, pokazała mi drogę. Jechaliśmy z otwartym dachem pod słonecznym niebem aż do centrum Gliwic. Dosyć szybko znalazłem parking strzeżony, odstawiłem samochód i poszliśmy do hotelu Diament Plaza.

Gdy oznajmiła, że musi iść do toalety, umówiliśmy się, że będę czekał przed pokojem. Załatwiłem formalności, wziąłem kartę do pokoju i wysłałem jej WhatsAppem numer pokoju. Nie odpowiedziała.

Po kilku minutach wciąż jej nie było. Napisałem jej jeszcze raz na WhatsAppa. Po prawie dziesięciu minutach przypuszczałem, że się rozmyśliła. Gdy już myślałem, że jest po wszystkim, zobaczyłem ją w korytarzu. Otworzyłem pokój i wbiegła od razu do łazienki. Zostałem w ubraniu i czekałem na dalsze zdarzenia.

Po około dziesięciu minutach wyszła z łazienki, owinięta jedynie w ręcznik. Objąłem ją i pocałowałem w usta, nie odmówiła, przy czym zauważyłem, że ma zrobione usta. Nie lubię tego zbytnio. Takie twarde usta są bez porównania z jedwabnym dotykiem, który oferują naturalne. Podniosłem ją i położyłem na łóżku. Zdjąłem marynarkę i krawat, delikatnie rozwiązałem węzeł ręcznika, nie otwierając go jednak.

Przyznaję, że ciut zepsuła mi zabawę. Kocham uwalniać kobietę z każdego kawałka odzieży, jeden po drugim i o wiele bardziej wolę, jeżeli kobieta pachnie kobietą, a nie szamponem. Całowałem ją w usta, w nos, w oczy. Pocałowałem ją w szyję i zauważyłem, że miała tam, tak jak wiele innych kobiet, łaskotki. Pocałowałem ją w obojczyk i posuwałem się coraz niżej, przy czym zarówno używałem ust, jak i obu rąk, aby ją delikatnie dotykać. Otwierałem ręcznik coraz bardziej. Całowałem ją coraz niżej, wzdłuż tułowia. Wydaje mi się, że kobiety rozkoszują się, jeżeli dotyka się je w możliwie wielu miejscach równocześnie, dlatego głaskam ją lewą ręką po piersi, całuję ustami brzuch, a prawą rękę przesuwam po wewnętrznej stronie ud.

Rozkoszuję się dotykiem młodej jedwabistej skóry, talią osy i głaskaniem jej okrągłych ud, podczas gdy moje usta poruszają się coraz niżej, aż dotarły do pępka. Tam też miała łaskotki. Byłem zachwycony jej płaskim brzuszkiem. Posuwałem się rękami i ustami coraz niżej, ale uważałem, żeby nie popełnić błędu i nie rzucić się natychmiast na „ziemię obiecaną”. Delikatnie i powolutku rozchylałem coraz bardziej jej nogi. Poruszała się coraz bardziej. Obie jej ręce były wyprostowane wzdłuż tułowia i trzymała prześcieradło w swoich małych pięściach. Od czasu do czasu używałem lewej ręki, aby rozpiąć swoją koszulę. Rozpiąłem też spodnie i zdjąłem jedno po drugim. Podczas tego nie przestawałem pieścić jej ustami i drugą ręką.

Chyba nie jest tajemnicą, że kobiety kochają, jeżeli gra wstępna trwa długo. Kobiety często na początku mają łaskotki w różnych miejscach, ale akurat te obszary później potęgują ich podniecenie.

W tym czasie byłem już rozebrany i całowałem ustami jej uda, wewnętrzną część kolan i łydki, przy czym nie przestawałem dotykać też innych części ciała. Kasia lubiła, gdy całowałem jej stopy, brałem jej palce do ust, co bardzo lubię, mimo że nie jestem fetyszystą. Stopy można bardzo silnie ścisnąć bez obawy wywoływania bólu. Mimo to jest to pewnego rodzaju dominacja. Praktycznie wszystkie kobiety, z którymi kiedykolwiek byłem, bardzo to lubiły.

Od stóp ruszyłem z powrotem w górę i dopiero teraz zacząłem całować jej uda po wewnętrznej stronie. Byłem coraz bliżej łona, przy czym tam jestem wyjątkowo ostrożny. Pieściłem jej podbrzusze i bardzo powoli schodziłem coraz niżej w okolice ud i pochwy. Obiema rękami delikatnie podniosłem jej uda i złapałem za pośladki, całowałem okolice pochwy. Później użyłem języka, aby podniecać wargi sromowe. Znowu i znowu cofam się, aby całować wewnętrzne strony ud i pieścić jej pachwiny.

Moje ręce są w trakcie tego bez przerwy w ruchu. Jedna leży na jej płaskim brzuchu albo jej piersi, a druga głaska jej nogi, przy czym nigdy nie zostaje na dłużej w jednym miejscu. Używam teraz języka, aby pieścić obszar między jej wargami z jednej strony, przy czym bardzo uważam, aby nawet nie być w pobliżu jej łechtaczki. I z powrotem do ud, i między wargi prawej strony. W pewnym momencie ledwo dotknąłem językiem jej pochwy, gdy zadrżała na całym ciele i napięła się jak struna, przy czym dotykała łóżka już tylko swoją głową i piętami. Wyprostowała całkiem ręce i zaczęła stękać. Ale ja nadal zwlekam i całuję jej uda i wargi. Pieszczę okolice łechtaczki językiem, przy czym poruszam się coraz bliżej niej, ale jej nawet nie dotykam. Jeżeli byłem wystarczająco blisko, czułem przedłużenie łechtaczki pod skórą.

Minęło już ponad dwadzieścia minut, ona porusza się coraz silniej i stęka coraz bardziej, aż złapała mnie za głowę i wciągnęła do siebie na górę. Pocałowałem ją w usta. Odpowiedziała na mój pocałunek i zrobiła coś, co dla mnie jest najpiękniejsze, co kobieta tylko może zrobić: podczas pocałunku położyła swoją dłoń na moim karku i przycisnęła moją głowę mocniej do siebie. Podnosiłem dalej jej napięcie.

Trzymałem jej głowę lewą ręką, podczas gdy podpierałem się łokciem, aby jej zbytnio nie przygniatać moim ciężarem i głaskałem ją prawą ręką. Mojemu małemu kumplowi nie pozwoliłem wejść, ale poruszałem biodrami tak, że dotykał jej pochwy i łechtaczki, podczas gdy ja nadal pieściłem jej twarz i szyję ustami. Zauważyłem, że jej szyja już nie była łaskotliwa. Jednoznaczny znak, że jest bardzo podniecona. Spostrzegłem, że chciała złapać mojego kumpla i go wprowadzić. Nie pozwoliłem jej na to i złapałem jej rękę, i przycisnąłem do prześcieradła. Bez moich rąk, których nadal używałem, aby jej wszędzie dotykać, doprowadziłem mojego kumpla do wejścia jej pochwy. Stękała jeszcze głośniej. Powolnymi ruchami i z delikatnym naciskiem wprowadzałem milimetr po milimetrze. Nadal tylko bardzo powoli podnoszę napięcie. W końcu wprowadziłem cały napletek, przy czym zrobiłem to bardzo powoli i delikatnie.

Wiedziałem, że jest bardzo wilgotna i wprowadziłem mojego kumpla powolutku aż do końca, i poruszałem swoimi biodrami tak, że został w tym samym miejscu, i mimo to pieściłem jej łechtaczkę moim przyciśniętym ciałem. Widziałem, że jej podniecenie jest coraz większe i że coraz mocniej przyciska mnie do siebie. Teraz sobie na to pozwoliłem: powolnym ruchem wyciągnąłem go prawie całego, zostałem tam przez chwilę i nagle szybkim ruchem wbiłem go aż do dna. Krzyknęła.

Jak zawsze, gdy jestem pierwszy raz z kobietą, dzisiaj też wybrałem pozycję, przy której ciężar mojego ciała nie przygniata jej. Kasia leżała na plecach, moje nogi były między jej nogami, podniosłem delikatnie jej prawą nogę, tak że nie leżałem na niej moimi biodrami, tylko talią. Podpierałem się lewym łokciem i trzymałem lewą ręką jej głowę lekko w górze, przy czym mogłem dotykać jej włosów i szyi. Prawa ręka była przy tym całkiem swobodna i mogłem dotknąć prawie każdego obszaru jej ciała. Moje obie ręce nadal się bezustannie poruszały i żadna nie zostawała długo w jednym miejscu, przy czym bardzo chętnie kładłem moją dłoń płasko na jej brzuchu albo po wewnętrznych stronach jej ud. Od czasu do czasu ściskałem z całych sił jej stopę, jakby akt dominacji, który naprawdę nie boli. Od czasu do czasu delikatnie, ale celowo naciskałem na jej kość biodrową. Bardzo rzadko wyciągałem i wsadzałem mojego kumpla. Z reguły zostawiałem go głęboko, tak że tylko moje krótko ogolone włosy stymulowały jej łechtaczkę. Tylko od czasu do czasu go poruszam, przy czym rozkoszuję się tym, jeżeli czasami gwałtownym ruchem wprowadzam go, a ona przy tym krzyczy.

Zawsze zwracam uwagę, żeby była przy tym bardzo wilgotna, tak, żeby nie odczuwała żadnego bólu. Nie byłem jeszcze długo w Kasi i mimo to zauważyłem, że jest coraz bliżej swojego orgazmu. I gdy nagle wybuchła, była to najpiękniejsza szata akustyczna, którą kiedykolwiek przeżyłem podczas seksu. Teraz była moja kolej. Jak jestem pierwszy raz z kobietą, jest niemożliwe, aby wiedzieć, jak długo będzie trwało, zanim dojdzie do orgazmu. Dawno nauczyłem się, jak mogę odwlec mój orgazm praktycznie bez ograniczeń, też na godziny. Jest mi to bardzo trudno opisać. Nie muszę przy tym myśleć o piłce nożnej lub o czymś podobnym. Jest to bardziej rodzaj zwrotnicy, którą ustawiam na początku stosunku i odstawiam moje uczucia na ślepy tor. Jeżeli z tego toru kontynuowałbym, od razu doszedłbym do wytrysku, ale bez orgazmu i to nie rozwiązałoby mojego napięcia w najmniejszym stopniu, tylko jeszcze bardziej by je podniosło, gdyż nie mam przy tym pięknego uczucia. Jest to wręcz nieprzyjemne, jeżeli to się zdarza. Jeżeli chcę mieć piękny orgazm, muszę najpierw się przez chwilę zrelaksować i jak gdyby powrócić do punktu wyjściowego, gdzie ustawiałem zwrotnicę.

Obróciłem nas tak, że teraz Kasia siedziała na mnie. Jest tak miła, że próbowała się poruszać, aby upiększyć stosunek dla mnie, co byłoby jednak kontraproduktywne. Przycisnąłem jej tułów do siebie i podniosłem moje nogi tak, że praktycznie nie może się poruszać, podczas gdy całuję jej szyję ustami i głaskam jej ciało moimi dłońmi. Przy tym mogę dotykać mojego ulubionego miejsca kobiecego ciała. To jest ta fałdka, która tworzy się pomiędzy udem i biodrami kobiety, gdy uda są podciągnięte. Fałdka przebiega głęboko aż do pośladków i uwielbiam, jeżeli mogę wbić swoje palce w tę warstewkę tłuszczu.

Na razie jeszcze poruszam tylko bardzo delikatnie swoimi biodrami, aby obniżyć moje podniecenie. Czasami trwa to minutę, czasami pięć, aż stwierdzę, że jestem już w stanie, aby sam dojść do ładnego orgazmu. Stosunkowo szybko mi się to udało. Podczas gdy była na mnie, trzymałem ją obiema rękami za talię, poruszałem swoje biodra i poruszałem moim kumplem tam i z powrotem. Doszedłem do orgazmu, podczas gdy była na mnie i objąłem jej pośladki obiema dłońmi. Pocałowała mnie w usta. Jak zawsze próbuję rozciągnąć orgazm tak długo, jak tylko potrafię. Nie pozwoliłem jej od razu zejść z siebie, chciałem się jeszcze poprzytulać. W końcu puściłem ją.

Zeskoczyła z łóżka, aby pobiec do swojej torebki. Przy tym mało się nie wywróciła, gdyż miała tak miękkie kolana. Wyciągnęła coś, co uważałem za elektroniczny papieros i w tym momencie byłem naprawdę, naprawdę bardzo rozczarowany.

Nienawidzę zapachu papierosów i gdybym wiedział, że pali, nawet nie zacząłbym kontaktu. Okazało się jednak, że jest to całkiem nowa wersja „papierosów”. Urządzenie nazywa się IQOS i tytoń jest tylko ogrzewany, i faktycznie nie wytwarza to prawie żadnego zapachu. Zarówno zapach, jak i intensywność można porównać mniej więcej z palącą się świeczką. Spadł mi kamień z serca, gdyż z tą kobietą chciałem zostać dłużej, obojętnie na jakich warunkach.

Tak, mam pięćdziesiąt dwa lata, poza rzadkim używaniem środków nasennych nie połykam żadnych tabletek, mimo to albo być może zwłaszcza dlatego mój mały kumpel dopiero dwa razy w życiu odmówił mi posłuszeństwa, ale jeszcze nigdy podczas pierwszego wieczornego seksu. Mieliśmy w ten wieczór jeszcze dwa razy seks i spędziliśmy nieco więcej niż dwie godziny w hotelu.

Przy drugim razie nalegała, abym ją wziął od tyłu. Gdy siedziała na mnie, zeszła ze mnie, objęła rękami wezgłowie łóżka i wystawiła mi swoje śliczne, okrągłe pośladki. To nie jest moja ulubiona pozycja, zwłaszcza gdyż wiem, że kobiety z reguły wtedy czekają stosunkowo długo na swój orgazm. Nie byliśmy długo w tej pozycji, ale widok jej okrągłych pośladków i talii osy jest czymś, czego pewnie już nigdy nie zapomnę.

Miała w sumie trzy orgazmy, tak jak i ja. Czy jest ładniejszy komplement, jaki kobieta może zrobić mężczyźnie? Kasia ma dwadzieścia sześć lat, ja mam dwa razy tyle, i obojętnie jak bardzo jestem wysportowany, bez przerwy mam w głowie, że ewentualnie jestem dla niej odrażający. Ale to jest chyba najlepszy dowód, że tak nie jest.