Rytuał Musgrave’ów. The Adventure of the Musgrave Ritual - Arthur Conan Doyle - ebook

Rytuał Musgrave’ów. The Adventure of the Musgrave Ritual ebook

Arthur Conan Doyle

0,0

Opis

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition. Doktor Watson rozmawia z Sherlockiem Holmesem o różnych przedmiotach i ich historii. Holmes pokazuje mu kawałki brudnego metalu. Swego czasu, kiedy był na wakacjach u swojego przyjaciela ze szkolnej ławy, Reginalda Musgrave’a, ten poprosił go o rozwiązanie sprawy zaginięcia jego lokaja, Bruntona. Miało ono związek z tajemniczym „Rytuałem Musgrave’ów”, którym przed swoim zniknięciem Brunton bardzo się interesował. Reginald Musgrave przyłapał go w środku nocy, czytającego rodzinny dokument z zagadkowym tekstem rytuału. Oburzony, że służący grzebie w jego prywatnych papierach, odprawia go. Brunton prosi chlebodawcę o pozostawienie go na służbie jeszcze przez miesiąc i w rezultacie uzyskuje odroczenie zwolnienia o tydzień. Po kilku dniach jednak znika. Holmes analizuje dokument z rytuałem – starą kartę papieru z napisanym na niej wierszem, który ma być wskazówką do odnalezienia skarbu. Dotychczas nikt z rodziny Musgrave’ów nie zdołał rozwiązać zagadki zawartej w tekście, ale – jak się wydaje – Bruntonowi się to udało. Reginald Musgrave opowiada detektywowi o swoim lokaju, byłym nauczycielu, który po śmierci żony stał się uwodzicielem. Rozkochał w sobie i zaręczył się z pokojówką Rachel Howells, ale potem ją porzucił dla innej. Rachel była dziewczyną mściwą i nigdy mu tego nie wybaczyła. Jednakże ona również znika, co zapewne ma związek z zaginięciem Bruntona. Ogarnięta histerią wskutek pytań o byłego kochanka, nocą ucieka przez okno ze swojego pokoju. Jej ślady prowadzą nad brzeg stawu i tam się urywają. Poszukiwania dziewczyny nie dają rezultatu, po przegrabieniu dna odnaleziono jedynie woreczek z kawałkami metalu i kolorowymi szkiełkami. Holmes nie szczędzi wysiłków, żeby wyjaśnić zagadkę rytuału... (za Wikpedią).

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 71

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

Arthur Conan Doyle

 

Rytuał Musgrave’ów

The Adventure of the Musgrave Ritual

 

 

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej.

A dual Polish-English language edition.

 

przekład Adama F. 

 

 

Armoryka

Sandomierz

 

 

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Sidney Edward Paget (1860-1908), Ilustracja opowiadania A.C.Doyle’a The Adventure of the Musgrave Ritual (1892), licencjapublic domain, źródło: https://en.wikipedia.org/wiki/File:The_Adventure_of_the_Musgrave_Ritual_05.jpg

 

Tekst polski według edycji z roku 1910.

Tekst angielski z roku 1893.

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7950-624-8 

 

 

 

Rytuał Musgrave’ów

Wśród licznych sprzeczności, jakie widziałem w charakterze mego przyjaciela Sherlocka Holmesa, była jedna szczególnie uderzająca. Jak bowiem z jednej strony nikt na świecie nie mógł go przewyższyć pod względem poprawnego i metodycznego sposobu myślenia, i choć także dbał o pewien porządek, a nawet wdzięk w swym zewnętrznym wyglądzie, to jednak z drugiej strony był w życiu codziennem tak niedbały, że mógł nieraz swego współlokatora doprowadzić do rozpaczy.

Nie wyrażam się tak dlatego, jakobym sam może pod tym względem był zbyt wielkim pedantem. Broń Boże! Surowe, nieregularne życie w Afganistanie uczyniło mnie, skłonnego z natury do swobodnego życia, pod wielu względami bardziej niedbałym, niż mnie jako lekarzowi, przystało. Ma to atoli u mnie zawsze swoje granice; kiedy więc mieszkam z kimś, który papierosy swoje przechowuje w skrzynce na węgle, tytuń w perskim pantoflu, niezałatwiona zaś korespondencyę przytwierdza nożem myśliwskim do drewnianego gzymsu kominka, wtedy naturalnie wydaje mi się, że w porównaniu z nim jestem wzorem porządku. Byłem także zawsze tego zdania, że strzelanie z rewolweru jest zajęciem, które się powinno wykonywać na wolnem powietrzu; kiedy więc widziałem, jak Holmes siedział sobie wygodnie w fotelu, z rewolwerem w dłoni, a stu patronami obok siebie, i z zimną krwią, jakby się to samo przez się rozumiało, rysował na naprzeciwległej ścianie wytrzelonemi kulami patryotyczne inicyały V. R. (Victoria Regina), musiałem mieć poważne wątpliwości, czy to wpłynie korzystnie na świeże powietrze i porządek w naszym pokoju.

Pokój nasz był cały zapchany różnemi chemikaliami i pamiątkami po różnych kryminalnych wypadkach, we wszystkich możliwych miejscach w nieładzie porozrzucanymi, i nieraz można je było znaleźć w maselniczce lub też w innem jakiemś jeszcze bardziej niewłaściwem miejscu. Najbardziej dokuczały mi atoli jego listy i papiery. Za żadną cenę nie byłby zniszczył ani jednego dokumentu, ani kawałka papieru; szczególnie zaś wtedy, jeżeli się to odnosiło do jego pierwszych przygód; a jednak zaledwie raz na rok mógł się zdobyć na to, żeby papiery swoje przejrzeć i uporządkować. Zwykle bowiem, jak to już nieraz zauważyłem, po chwilowych, gwałtownych wybuchach jego energii, w których dokonywał czynów, uświetniających jego imię, następowały chwile zupełnej bezczynności; był wtedy jak gdyby pogrążony w letargu. Leżał całymi tygodniami na sofie ze swemi skrzypcami i książkami, i wstawał tylko do obiadu. Listy więc w przeciągu miesiąca urastały do prawdziwej góry; w każdym kącie leżały stosy rękopisów. Niech Bóg broni, żeby ktoś chciał coś z tego spalić lub sprzątnąć; świętości tych, z wyjątkiem właściciela, nie śmiał się nikt dotknąć.

Kiedy pewnego zimowego wieczora siedzieliśmy przy kominku, nieśmiało zrobiłem mu uwagę, żeby następne dwie godziny użył na uprzątnięcie naszego pokoju, tem bardziej, że porobił sobie już potrzebne wyciągi z kryminalnych aktów do księgi zbiorowej. Musiał uznać słuszność mego żądania i z rezygnacyą poszedł do swojej sypialni, z której wkrótce przyniósł dość wielką, blaszaną skrzynię. Postawił ją na środku pokoju, a usiadłszy przed nią na krześle, otworzył wieko. Skrzynia była do trzeciej części napełniona zwojami papierów, związanymi czerwonemi nićmi.

– Jest tu dość wypadków, Watsonie, rzekł mój przyjaciel ze znaczącym uśmiechem. Gdybyś wiedział, co mam tu w tej skrzyni, z pewnością prosiłbyś mnie, żebym parę zwojów rozpakował, zamiast jeszcze więcej tam wkładać.

– Czy są to może akta, dotyczące najstarszych wypadków? zapytałem go. Życzyłem bowiem sobie już nieraz dowiedzieć się coś także i o tych wypadkach.

– Tak, mój kochany, wszystko to zostało zdziałane przedtem, nim jeszcze wystąpił mój biograf, który rozsławił me imię.

Brał jeden zwój po drugim i przyglądał się im czułym wzrokiem.

– Nie wszystkie z nich zostały pomyślnie zakończone, rzekł Holmes, ale są tu niektóre bardzo ciekawe problemy. – Tu jest np. opis wypadku mordercy Tarletona, tu historya handlarza winem Vamberry’ego, tu przygoda starej Rosyanki, a także niezmiernie ciekawe wydarzenie aluminiowego widelca, nadto długie sprawozdanie ze sprawy Ricolettiego i jego podłej żony. Ale tu – ach, jest rzeczywiście coś niezmiernie ciekawego. 

Mówiąc to, wyjął ze skrzyni mała drewniana kasetkę, podobną do pudełeczka na zabawki. Z kasetki tej zaś wyjmował po kolei różne przedmioty, więc najpierw zmięty kawałek papieru, następnie staroświecki bronzowy kluczyk, dalej drewniany kołek, na którym nawinięty był długi sznurek, a wreszcie trzy stare, zardzewiałe płytki metalowe.

– Więc cóż myślisz, mój drogi, o tej dziwnej kolekcyi? zapytał się Holmes, śmiejąc się z mego zdziwienia.

– W każdym razie niezwykły zbiór.

– Nawet bardzo niezwykły, a historya, która się z tem wszystkiem łączy, jest jeszcze bardziej niezwykła.

– Więc te przedmioty mają swoją historyę?

– Tak dalece, że właściwie same należą do historyi powszechnej.

– Co chciałeś przez to powiedzieć?

Holmes wyjmował przedmioty po kolei i układał je obok siebie na stole. Następnie usiadł znowu na fotelu i przypatrywał się im z widocznem zadowoleniem.

– Oto jest wszystko, rzekł on, co mi pozostało na pamiątkę po tem tak dziwnem wydarzeniu, mianowicie po sprawie katechizmu rodziny Musgrave’ów.

Nieraz mi już o tym wypadku wspomniał, ale o bliższych szczegółach nie mogłem się dowiedzieć.

– Wyświadczyłbyś mi wielka przysługę, powiedziałem, gdybyś mi wydarzenie to chciał opowiedzieć.

– W takim razie musielibyśmy wszystko zostawić w takim nieporządku. A to się nie zgadza z twojem zamiłowaniem do porządku? – zapytał z pewnym odcieniem ironii. W rzeczywistości nie mam nic przeciwko temu, ażebyś wypadek ten umieścił w swych zapiskach, bo wykazuje on niektóre cechy, które czynią go unikatem w statystyce kryminalnej nie tylko naszego kraju, ale wszystkich krajów wogóle. Jedna serya moich wspomnień byłaby niezupełną, gdyby brakowało w niej tej dziwnej afery.

– Przypominasz sobie zapewne, jak „Gloria Scott“ i rozmowa ze starcem, którego spotkał tak smutny koniec, naprowadziła mnie po raz pierwszy na myśl, że mogłem zamienić na zawód to, co zrazu uprawiałem tylko z zamiłowania. Teraz zaś imię moje jest znane na całym świecie i nie tylko publiczność, ale także i policya uważa mnie za ostatnią instancyę w bardzo zawikłanych wypadkach. Już wtedy, kiedyśmy się pierwszy raz poznali, miałem z ludźmi liczne stosunki, choć mi jeszcze bardzo małe przynosiły one korzyści. Nie masz pojęcia, z jakiemi trudnościami musiałem zrazu walczyć, nim mi się udało wybić na to wysokie stanowisko.

– Kiedy pierwszy raz przybyłem do Londynu, zamieszkałem przy Montague-Street, tuż obok British Museum. Tutaj przyjmowałam swoich klientów, a wolnego od zajęć czasu używałem na studyowanie tych umiejętności, które mogły mi być później pożyteczne w moim zawodzie. Od czasu do czasu dostawałem do rozstrzygnięcia jakiś zagadkowy wypadek; zazwyczaj otrzymywałem go za pośrednictwem dawnych kolegów szkolnych, bo już w ostatnich latach mych studyów mówiono na uniwersytecie bardzo wiele o mnie i o mojej metodzie. Ale żaden z tych pierwszych wypadków nie wpłynął tak korzystnie na moja karyerę, jak historya katechizmu rodziny Musgrave’ów, która obudziła ogólne zainteresowanie z powodu niezmiernie dziwnego powiązania szczegółów i jeszcze bardziej dziwnego wyniku.

– Reginald Musgrave był moim szkolnym kolega, ale znaliśmy się tylko przelotnie. Nie lubili go na ogół koledzy, ponieważ uchodził za zbyt zarozumiałego; było to zupełnie niesłuszne zapatrywanie, bo, o ile mnie się przynajmniej zdawało, to pozornie dumne jego zachowanie się miało służyć raczej za pokrywkę wrodzonej mu podejrzliwości do każdego. Jego zewnętrzny wygląd miał w sobie wiele pańskości; był to młody człowiek o typie wybitnie arystokratycznym; wysmukły, blady, o dużym, ale suchym nosie i wielkich oczach, z ruchami niedbałymi, ale bardzo uprzejmymi. Był też rzeczywiście potomkiem jednej z najstarszych rodzin w Królestwie, a pochodził z młodszej linii tego rodu, która w XVI. wieku oddzieliła się od osiadłych na północy Musgrave’ów i osiadła w zachodnim Sussexie, gdzie też ich siedziba, zamek w Hurlstone, jest może najstarszą budowlą w całem hrabstwie. Prawie, że zdawało się coś z tego tkwić w tym młodym człowieku, bo ile razy spojrzałem na jego bladą, poważną twarz, ostrymi odznaczająca się rysami, musiałem mimowolnie myśleć o ciemnych korytarzach o łukowem sklepieniu, okratowanych oknach i starych, budzących powagę, murach średniowiecznego rycerskiego zamczyska. Nieraz rozmawialiśmy ze sobą i przypominam sobie, że go moje spostrzeżenia i metody bardzo zajmowały.

– Cztery lata nic o nim nie słyszałem, aż pewnego dnia wszedł on do mego mieszkania przy Montague-Street. Bardzo mało się zmienił; ubrany był zupełnie modnie – od dawna już bowiem przywiązywał wielką wagę do swego ubrania – w obejściu zaś zachował wyróżniające go dawniej, łagodne i uprzejme maniery.

– Jakże ci się, Musgrave, przez ten czas powodziło? – zapytałem go, gdyśmy sobie serdecznie uścisnęli dłonie.

– Słyszałeś już zapewne, że ojciec mój dwa lata temu zmarł, odrzekł mi. Odtąd musiałem naturalnie sam zarządzać swą posiadłością w Hurlstone, a ponieważ zostałem zarazem wybrany z mego okręgu posłem do parlamentu, mam więc wskutek tego bardzo wiele zajęć. – Ale czy to prawda, Holmesie, co mi mówiono, że ty swych zdolności, któremi swego czasu wprawiałeś mnie w zdumienie, używasz do praktycznych celów?

– Tak jest, odpowiedziałem mu, postanowiłem utrzymywać się ze swego rozumu.

– Ogromnie